sobota, 19 marca 2016

Rozdział 57

     - Wziąłem malinowe bo nie było czeko... - zaczął szatyn, wsiadając niezdarnie do auta. Zawiesił jednak głos, po tym jak spojrzał na siedzenie obok. Było puste. - Sis...? - zapytał cicho. Nagle krew w jego żyłach zaczęła płynąć nieco szybciej... - SIS! - Zack wyskoczył  z samochodu jak poparzony, po czym rozejrzał się we wszystkie możliwe strony. Po rudowłosej nie było jednak śladu. Chłopak czuł jak wzbiera w nim złość i gniew. - Kurwa, siostra... - wyjąkał, chwytając się za głowę. Krążył dodatkowo bez celu, zataczając małe kółka wokół własnej osi. Zagryzł mocno wargi, chcąc powstrzymać napływ łez. - Nie żartuj sobie... Kurwa, siora, nie żartuj... - kilka kolejnych chwil trwał w zamyśleniu, gdy tylko opanował nieco emocje zauważył małe ślady opon, które znajdowały się tuż obok jego auta. - Ten skurwiel porwał moją siostrę. - jęknął, patrząc nieprzytomnym wzrokiem w czarne pasy na jezdni. - Nie, nie... - Zack ponownie oparł dłonie o głowę i zaczął targać rozwiane włosy. Serce waliło mu jak szalone, bił się z myślami, nie wiedział co ma robić... Kilka chwil trwał w bezruchu, opadł następnie na siedzenie, po czym znów zerknął na miejsce pasażera. Jego uwagę przykuła czerwona plama, znajdująca się na zagłówku fotela. Chłopak z przerażeniem w oczach otarł ją opuszkami palców. - Krew... - burknął, przecierając palcami lepką maź. - Kurwa, on ją porwał, do chuja... - szatyn wyskoczył gwałtownie z auta, po czym zaczął nerwowo wypytywać przypadkowych ludzi, czy aby czegoś nie zauważyli. Niestety nikt nie udzielił mu żadnych informacji. Znudzony wiecznym niepowodzeniem, wsiadł ponownie do samochodu, odpalił szybko silnik i z ogromnym strachem w oczach zaczął wyjeżdżać z małego parkingu. Zatrzymał się jednak po kilku sekundach, gdyż usłyszał dziwny dźwięk tłuczonego szkła. Bez namysłu opuścił pojazd i spojrzał pod koła. - Jej komórka... - chłopak podniósł z ziemi strzępki telefonu, ekran był cały popękany, Zack zdołał jednak odczytać imię blondyna, które widniało na wyświetlaczu. - Co do chuja się tu dzieje! - wydarł się na całe gardło. Zwrócił tym na siebie uwagę licznej grupy przechodniów, w tym jednego umundurowanego mężczyznę. Policjant podszedł do chłopaka i zaczął pouczać.
- Kurwa mać! - oburzył się. - Ty tu cały czas byłeś i nic do chuja nie zauważyłeś! - odgryzł, jak tylko tamten skończył mówić.
- Proszę się uspokoić. - odpowiedział cichym głosem. Wyciągnął następnie mały notes z kieszonki, sięgnął również po długopis i znów zaczął. - Będzie mandacik, proszę pana.
- Ja pierdole, jaki mandacik! - wrzasnął. - Ten rudy psychopata porwał moją siostrę! Trzeba było wpierdolić mu dożywocie za pierwszym razem! - Zack zaczął się awanturować, co wywołało niemałe zakłopotanie na twarzy starszego mężczyzny. Było widać, że już jest zmęczony służbą i najchętniej puściłby tę sprawę, udając, że o niczym nie wie. - Od czego tu do jasnej nędzy jesteście...
- Porwanie? Niech się pan uspokoi i złoży zeznania. - westchnął jakby od niechcenia. Zack jeszcze kilka minut głośno krzyczał, jak już się uspokoił powiedział wszystko co mogło się wydarzyć, tuż po jego wyjściu do sklepu. - Rozumiem... - policjant podrapał się nerwowo po głowie. Skrupulatnie zapisywał wszystkie słowa szatyna, nie wykazywał jednak żadnych chęci pomocy. Zack to wyczuł, sam był totalnie skołowany, wiedział jednak, że nie może tego tak po prostu zostawić policji.
- Znajdźcie ją, w tej chwili jechaliśmy do Ros... - urwał. - ROSS! - nastolatek szybko wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer, po czym nacisnął zieloną słuchawkę. - A ty co, kurwa? Będziesz tak na mnie patrzył, czy zajmiesz się tą sprawą? - warknął w stronę policjanta. Chłopak czuł jak gotuje się od środka...
- Zawiadomię centralę główną. - odpowiedział mężczyzna, po czym się nieco oddalił. Miał niewzruszoną minę, co przyprawiało Zacka o dreszcze. Wiedział, że sam musi się tym zająć...
- Słucham? - odezwał się zaspany głos w słuchawce.
- O nic nie pytaj, daj mi numer Rossa. - wypalił szybko nastolatek. Zegar tykał na jego niekorzyść, chciał więc jak najszybciej zawiadomić blondyna o porwaniu. Ich relacje nie były najlepsze, szatyn był jednak przekonany, że otrzyma od niego pomoc. W końcu chodzi o jego dziewczynę.
- Nie mam ochoty teraz o nim rozmawiać. - westchnął Riker.
- Kurwa mać! Chodzi o Demi, do jasnej cholery! - krzyknął. Był cały spięty i zestresowany. Gdyby nie zatrzymywał się na tym parkingu... wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Co się stało? - zapytał lekko skołowany. - Zerwali ze sobą na dobre przez ten artykuł?
- Zerwali? Nie, kurwa. - warknął. - Sprawa jest o wiele poważniejsza, daj mi ten zasrany numer.
- Nie unoś się...
- Ten skurwiel ją porwał...! Jak mam się nie unosić! - odparł załamującym się głosem. Do tego zaczął lekko łkać i pociągać nosem. Emocje wzięły górę...
- Co? - Riker się nieco zmieszał. Cały czas była obok niego Ally, nie chciał więc aby znowu została obarczona problemami. Dziewczyna jednak zaczęła coś podejrzewać... Po minie basisty wiedziała, że nie jest dobrze. - Ale jak...?
- Kurwa, trzeba ją ratować, a nie pytać jak! Po prostu... Ja... - zaczął płakać. - Psy nic nie zdziałają, taki jeden tu jest i coś mi się wydaje, że nie kontaktuje... - dodał jak się nieco uspokoił.
- Nie dam ci numeru Rossa. - odparł stanowczo, zerkając kątem oka na swoją wybrankę. Czuł bowiem na sobie jej zaciekawiony wzrok.
- Jak to, kurwa...
- Wiesz, że nie mogę. - syknął. - Przecież Ross odbierze sobie życie jak się o tym dowie. Albo zabije tego rudzielca... - dodał w duchu. Bardzo chciał to powiedzieć na głos... Nie mógł, nie przy Ally. Bo i po co ma się denerwować?
- Do chuja, to jego dziewczyna. Na pewno pomoże! - warknął, bijąc pięścią w swój samochód.
- Nie mogę... - basista nadal trwał przy swoim. Był jednak w ogromnym szoku, ciężko przełykał ślinę, trudno było mu ciągnąć tą rozmowę.
- Na nikogo nie można już liczyć! Sam sobie poradzę! - wydarł się, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę.
~~
Szpital
     Riker przełknął głośno ślinę, po czym przejechał delikatnie dłońmi po spoconym karku. Rozmowa trwała kilka minut, a basista już zdążył zgrzać całe ciało, jakby właśnie stanął w wulkanie. Chłopak czuł jak cały drży, znowu opętała go bezsilność i poczucie winy.
- Dlaczego, kurwa, dlaczego ja...? - zapytał sam siebie.
- Co się stało? - wtrąciła zaniepokojona Ally, która już od początku wywąchała kolejny problem.
- Nic, spokojnie, odpoczywaj. - uśmiechnął się.
- Ross? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Dziewczyna była święcie przekonana, że chodzi właśnie o niego. Basista jednak już nic nie mówił, chciała więc przerwać tą głuchą ciszę.
- Odpoczywaj. - powtórzył przeciągle. Ally jednak nie dała za wygraną, patrzyła cały czas na Rika, oczekując wyjaśnień. Od momentu przyjazdu do szpitala, jakby coś w nim pękło, jakby uświadomił sobie co w końcu jest dla niego najważniejsze. KTO jest dla niego najważniejszy... Ally czuła, że Riker nie potrafi teraz przyznać się do tego, wiedziała jednak, że ma racje, czekała aż w końcu jej to powie i przyzna się do wielu błędów, które popełniał świadomie, z premedytacją niszcząc psychikę swojego młodszego brata.
- Riker... Ally... - powiedzieli jednocześnie. Na twarzy basisty przez ułamek sekundy zagościł uśmiech, jednak gdy spojrzał w zaszklone oczy swojej ukochanej, momentalnie mina mu zrzedła. - Musisz oszczędzać siły, nie zaprzątaj sobie głowy kolejnymi problemami. Trzeba się zatroszczyć o nasze dziecko... - wykrztusił drżącym głosem. Przymknął następnie powieki, po czym schował twarz w dłoniach. Wypuścił następnie powietrze z płuc i ponownie skierował wzrok na dziewczynę, która cały czas gładziła swój okrągły brzuch. - Nie wiem co mam robić. - szepnął już bardziej do siebie.  - Kurwa... To wszystko moja wina. Masz prawo mi tego nie wybaczyć... - zaciął się. Ally spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Nie wiem... Ja... Kogo mam wybrać, jak w obu przypadkach chodzi o życie, tych których kocham. - majaczył.
- Kochanie, o co ci chodzi? - zapytała zaniepokojona.
- To już posunęło się za daleko. - chłopak zagryzł nieco wargi aby powstrzymać łzy, które usilnie napływały do jego wystraszonych oczu.
- W końcu zrozumiałeś co czuł Ross jak go wiecznie poniżałeś? - wypaliła. - Zrozumiałeś, że za każdym razem raniłeś jego uczucia i powodowałeś, że wasza braterska miłość zaczęła powoli zanikać jak płomień na deszczu? A co najważniejsze... Pojąłeś w końcu jak bardzo zależy mu na tej dziewczynie...? A ty robiłeś wiecznie awantury... o wszystko... - Ally się rozpłakała. Basista bez chwili zastanowienia wstał z krzesła, usiadł następnie na rogu łóżka, po czym objął czule swoją wybrankę.
- Masz prawo mnie nienawidzić. - westchnął. - Ja... przecież jej nie powiem, że porwali Demi. - pomyślał w duchu. Był roztrzęsiony. - Sam nie wiem jak mam wytłumaczyć swoje postępowanie. Wiele razy chciałem się poprawić, niejednokrotnie przepraszałem wszystkich za moje skandaliczne zachowanie... ale i tak kilka dni później robiłem to samo. Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie mogę teraz nawet spojrzeć w lustro... widzę obrzydzenie... A jak spotykam przerażony wzrok Rossa, chcę zareagować, gniew idzie jednak zawsze w górę, nie wiem co się ze mną dzieje... Ally, ja nie chcę tego robić.
- A ja wiem co się dzieje. - odpowiedziała spokojnie. Basista spojrzał na nią spod spuchniętych powiek. - Winisz go za śmierć Rylanda.
- Masz rację. Ale i tak nie wiem dlaczego... Przecież on nie chciał jego śmierci...
- Bo wtedy Ross...
- Wiem jak było. - westchnął, zagryzając wargi aż do krwi.
- Czas w końcu się pogodzić. Zrozum, że twój brat przeżył to wszystko dokładnie tak samo jak ty, każdy kochał Rylanda i nikt nie życzył mu źle. Riker, otwórz oczy. - zaczęła, delikatnie chwytając basistę za dłonie.
- Przepraszam. - chłopak wtulił twarz w suche i zniszczone włosy dziewczyny, po czym zaczął głośno szlochać.
- Już dobrze...
- Kocham cię, Ally, kocham najbardziej na świecie. Kocham ciebie i nasze dziecko. - wypalił na jednym oddechu. - Byłem skurwielem, ale obiecuję, że jak maluszek się urodzi, będę najlepszym mężem i ojcem na świecie. - powiedział skruszony. W tej samej chwili do oczu dziewczyny napłynęły łzy... W końcu jeszcze mu nie powiedziała, że musi wybrać między życiem dziecka, a swoim... Być może dlatego, że sama nie dopuszczała tej myśli do swojego serca?
- Ja ciebie też kocham. - uśmiechnęła się mimo woli. Kilkanaście minut trwali w uścisku, Riker cały czas bił się z myślami, postanowił jednak zareagować.
- Ross ma problem... Muszę zadzwonić. - ucałował szybko dziewczynę, po czym wyszedł z pomieszczenia. Uniknął tym samym zbędnych pytań. Momentalnie wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer do swojej siostry.
- No nareszcie! - krzyknęła do słuchawki. - Co z Ally? No i jak dziecko, co się dzieje, co w ogóle z trasą? Co z Demi?- zasypała go falą pytań, dosłownie na samo dzień dobry. Nie potrafiła się jednak powstrzymać, od dłuższego czasu czekała na telefon od basisty. Ell, który cały czas był przy niej, również przystawił swoje ucho do telefonu.
- Jest obok ciebie Ross? - zapytał, ignorując blondynkę. Chciał brzmieć stanowczo, jego głos jednak ciągle drżał.
- Matko, Rik, zostaw już go. - westchnęła. - O niczym ci nie powiedział bo obiecał All...
- Nie o to chodzi, sis. Jest gdzieś obok? To bardzo ważne. - syknął.
- Yhym, nie. - odpowiedziała, zerkając nerwowo na perkusistę. - A co się stało? Rozmawiałeś z Demi? Jak się trzyma?
- Dostałem informacje od Zacka, że Matt ją porwał. - powiedział nieco ciszej. - Ale nie mów nic Rossowi, to zbyt poważna sprawa, młody może to źle odebrać.
- Jak mam nie mówić! - oburzyła się. Spojrzała następnie na najmłodszego, który siedział skulony na kanapie i sączył powoli sok marchwiowy. Obok niego znajdowała się również Stormie, która przez cały czas przytulała nastolatka, chcąc oddać mu nieco matczynego ciepła.
- Odwołujemy trasę, wracajcie do domu. - basista był stanowczy. - Ja do tego czasu postaram się pomóc, nie wiadomo co ten szaleniec jej zrobi. Nie mów nic Rossowi. - warknął, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę.
~~
Hotel w Santa Ana
     - Riker, Riker! - blondynka nadal krzyczała do słuchawki, niestety bezskutecznie. Połączenie zostało już przerwane. Po tym jak spojrzała na wyświetlacz, przeniosła wzrok na zdziwioną twarz Ellingtona. Pokiwała przecząco głową, po czym z całej siły przylgnęła do ciała perkusisty.
- Ciii, pączuszku. - chłopak szybko ją przytulił i zaczął głaskać po głowie.
- Jak...? Dlaczego...? - szlochała. - Problem goni problem... Mam już dosyć.
- Hej. - perkusista uniósł lekko głowę blondynki. - Jestem pewien, że Riker wraz z Zackiem już coś wymyślą. Powoli się ogarniemy i jak już wrócimy do domu, Demi będzie tam czekać na Rossa. - szepnął, chociaż sam nie wierzył w to co mówi.
- Rydel? - nagle obok dwójki, pojawił się najmłodszy członek zespołu. - Dlaczego płaczesz?
- Ossy! - krzyknęła, odpychając lekko Ella. - Yyy... Bo... Ratliff zbił mój ulubiony perfum! - wypaliła. Chwilę później miała ochotę palnąć się w czoło... - Co za głupstwo. - skarciła się w duchu.
- Yhymmm.... - mruknął, patrząc przenikliwie w mokre oczy siostry.
- Potrzebujesz czegoś, braciszku? - zapytała nerwowo, zbyt nerwowo. Do tego objęła go lekko ramionami, co okazało się błędnym zagraniem. Przez dotyk, Ross wyczuł, że dziewczyna cała drży.
- Dzwoniłem do Demi. - zaczął nagle. Rydel, słysząc imię rudowłosej, momentalnie odskoczyła od brata. - Odebrała. - urwał, zerkając raz na siostrę, raz na Ella. Zauważył, że blondynka nerwowo przełnkęła ślinę. - Ale nic nie powiedziała, usłyszałem dziwny huk, po czym połączenie zostało przerwane.
- Pewnie komórka jej upadła na ziemię i się potrzaskała, młody, nic się nie stało. - wtrącił perkusista. Nie uspokoił jednak Rossa, gdyż on również nie potrafił ukryć swojego zdenerwowania.
- Znowu coś przede mną ukrywacie. - westchnął cicho.
- Nie, Ossy... - blondynka zerknęła kątem oka na swoją matkę. - My... Po prostu Ally się źle czuje i Riker odwołał trasę. Martwimy się jak zareagują fani, no wiesz...
- To perfum czy koncerty? - prychnął, odwrócił się na pięcie, po czym skierował do łazienki.
- Ossy, po prostu jesteśmy zmęczeni, wiesz, że chcemy...
- Chcecie dla mnie jak najlepiej. - przerwał siostrze. - Tak, wiem. Wiem, sis. - uśmiechnął się. - Dziękuję.
- Ossy... - dziewczyna podeszła do brata i ponownie objęła jego obolałe ciało. - Co się dzieje?
- Nie wiem, po prostu czuję się źle. Coś we mnie siedzi... Ostatnio jak czułem coś takiego to Demi wylądowała w szpitalu. Sam nie wiem. - wyszeptał.
- Niczym się nie martw. - uśmiechnęła się. - Odpoczywaj, ja cię spakuję, powoli będziemy zbierać się do domu. Wszystko będzie dobrze...
~~
W tym samym czasie
     Licznik wskazywał już sto pięćdziesiąt a Matt nadal cisnął na gaz. Chciał jak najszybciej dotrzeć na miejsce, gdyż miał przeczucie, że go ktoś śledzi.
- Kurwa, zaraz nas pozabijasz i nici z okupu. - warknęła Cleo, zarzucając kasztanowe kosmyki za ucho. Zerknęła również znacząco na wskazówkę, która lekko drgała, wciąż w dół.
- Okup? - zdziwił się. - Jaki kurwa okup!
- Ty kretynie... - dziewczyna wzdychnęła i przewróciła teatralnie oczami. - Ja też chcę coś mieć dla siebie... Ej! Mam pomysł! Weźmy odetnijmy jej palec i wyślijmy temu blondynowi!
- Co? - jęknął, przeniósł następnie wzrok na roześmianą twarz swojej wspólniczki.
- Kurwa, patrz przed siebie! No i zwolnij trochę, nikt nas nie goni do jasnej cholery. - wydarła się. Sama czuła dyskomfort zbyt szybką jazdą. - No i weź, w filmach tak robią! Zażądamy okup i już. Lynchowie są bogaci, nic im się nie stanie jak troszkę stracą.
- Zapłacą. - warknął od niechcenia.
- O to chyba chodzi, nie? - dziewczyna uniosła obie brwi w górę, po czym obdarzyła rudzielca głupkowatym spojrzeniem.
- No ale ja jej nie oddam! Nigdy, nawet jak przeleją nam wszystkie pieniądze jakie mają! - oburzył się.
- Nikt ci jej nie każe kurwa oddawać. Ty weźmiesz tę brzydulę, ja wezmę kasę. No i wszyscy będziemy zadowoleni. - skwitowała, zacierając ręce w geście zwycięstwa.
- Pfff, zawsze myślisz tylko o sobie. - chłopak pokręcił głową na boki.
- Zadzwonię do tego blondyna i powiem, że mamy jego małą, co? - zapytała, wyjmując telefon z torebki.
- Masz jego numer? - zdziwił się. - Poza tym, nie za wcześnie?
- Tak, wzięłam na wszelki wypadek od Rockiego. Ty rób sobie z tą ździrą co chcesz, ja biorę pieniądze i spierdalam stąd. Tyle w temacie - syknęła, szukając odpowiedniego numeru. - No a tak w ogóle na co mam czekać? Tak czy siak nie wiedzą gdzie nas szukać, więc...? Mam czekać aż się kurwa zestarzeje?
- No jak chcesz. - odpowiedział obojętnym tonem.
~~
Hotel w Santa Ana
     Ross wraz z siostrą, Ellem i Stormie powoli szykowali się do powrotu. Blondyn, z polecenia swojej mamy, cały czas wylegiwał się na kanapie, reszta biegała po pokoju i pakowała ubrania oraz instrumenty. Odwołaniem całej imprezy zajmował się wujek Shor, który również miał niemałe urwanie głowy. Przez cały czas Rydel posyłała porozumiewawcze spojrzenia w stronę perkusisty, co nie podobało się najmłodszemu, gdyż wiedział, że coś znowu jest nie tak. Chciał chociaż na chwilę uciec od rzeczywistości, zamknął więc powieki, okrył ciało miękkim, różowym kocem i próbował zasnąć. Poczucie, że coś złego mogło przytrafić się rudowłosej nie pozwalało mu jednak na spokojny sen. Ciągle się wiercił i wzdychał bez powodu. Kilka minut później zaczął wibrować jego telefon. Zerwał się jak oparzony i szybko sięgnął po komórkę. Był pewien, że usłyszy głos swojej dziewczyny...
- Kto dzwoni, Ossy? - odezwała się nagle Rydel.
- Nieznany numer. - odpowiedział z nutką nadziei w głosie. - Może to Demi? - zapytał, po czym nacisnął zieloną słuchawkę. Blondynka trwała w bezruchu i przypayrywała się twarzy brata, która z każdą sekundą nabierała coraz bladszego koloru... - Jaki znowu okup...?


NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo przepraszamy za tak długą zwłokę. Nie mogłam się jednak pozbierać... Ale trzeba żyć dalej, kiedyś w końcu i tak wszyscy się spotkamy w jednym miejscu... ;)

Next nie jest szałowo długi, wiemy to. Ale starałyśmy się jak tylko mogłyśmy, teraz idą święta więc być może kolejny Ossdział pojawi się już za tydzień :3 Chcemy zrekompensować się za to, że tak długo czekaliście! :3

Do tego, nasz blog został nominowany do LBA. Niestety długo nie wchodziłam na kompa i ja, głupia, a Maja to już w ogóle (haha, wybacz < 3), nie wiemy o co za bardzo chodzi... xD LOL, jak by ktoś pomógł ogarnąć, byłoby miodzio :P

Do nexta :3

< 3



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

czwartek, 10 marca 2016

Kiedy next?

Hej, miśki. Przepraszam za brak rozdziału ale... co tu dużo mówić. Zmarła bliska mi osoba i nie miałam głowy na pisanie, w sumie nie miałam głowy do niczego ;/ Nie wiem kiedy wrócą mi siły na cokolwiek, bardzo was przepraszam. Proszę tylko o jeszcze odrobinę cierpliwości :c