niedziela, 18 września 2016

Rozdział 64

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

     Ciepłe, pokrzepiające słowa rodziny i przyjaciół, ogromne poczucie ciepła i bezpieczeństwa, poczucie, że jesteś dla kogoś ważna, że ktoś cię kocha i zrobiłby dla ciebie wszystko... mimo, że dzielą was zimne, grube mury i setki kilometrów. Ten okropny, kłujący ból tęsknoty, chęci wtulenia w ramiona tej jedynej osoby, która jest dla ciebie całym światem. Znacie to? Pewne tak, powinnam raczej zapytać, czy to doceniacie... Ja myślałam, że doceniam. Myliłam się.
~
Sąd w Los Angeles | Godzina 15:00
     - Już po wszystkim, kochanie. - nagle do moich uszu dotarł delikatny, łamliwy głosik. - Pojedziemy do domu, odpoczniesz, a my z Zackem i Stefą przygotujemy pyszny obiad, zgoda?
- Zgoda, mamuś. - wyszeptałam. Po chwili poczułam na swoich policzkach zimne, ale zarazem bijące troskliwym ciepłem, dłonie schorowanej i zmartwionej kobiety.
- No, głowa do góry, skarbie. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Będzie dobrze. - dodała, po czym objęłam mnie ramieniem, kilka chwil później pchnęła lekko, dając znak abym skierowała się razem z nią do wyjścia. Odwróciłam się jeszcze na prawo i lewo, sama nie wiem dlaczego. Chciałam go zobaczyć...
- Jak się czujesz, siostra? - Zack objął mnie z drugiej strony, pocałował delikatnie w skroń, po czym posłał szeroki, pokrzepiający uśmiech. Nie powiem, pomogło. Jednak nie na tyle abym mogła odwzajemnić te szczere uczucia bliskich. Ciągle mi czegoś brakowało... Ponownie obejrzałam się za siebie. Otaczający nas tłum był ogromny, zdołałam jednak wyszukać w nim moich przyjaciół. Wszyscy stali obok wejścia do sali sądowej, rozmawiali.
- Mamo, zaczekaj. - zatrzymałam się gwałtownie. Zack trzymał mnie jednak mocno, nie mogłam więc pobiec do Rydel, która właśnie w tej chwili spojrzała na mnie swoimi wielkimi, zaszklonymi oczami. Kilka sekund później napotkałam również wzrok Rikera, Ratliffa i Rckiego, który wciąż podpierał się kulami. Stałam jak wryta chyba kilkanaście minut, dopiero jak tłum zaczął się przerzedzać, dwóch policjantów przyprowadziło se sobą Rossa. Jak tylko blondyn pojawił się na horyzoncie, Rydel, jak i reszta rodziny, momentalnie rzuciło mu się na szyję, tym samym odwracając się do mnie plecami. On jednak patrzył cały czas na mnie. Spod lekko zwęglonych powiek wciąż iskrzył czekoladowy blask, a zapach cytryn nadal przyjemnie wypełniał moje nozdrza. Miałam wrażenie, że czułam nawet bliskość jego serca, czułam jak mocno bije, czułam również jak płacze i woła o pomoc.
- Siostra, musimy już iść. - Zack nagle mnie szarpnął, tym samym wybudził ze snu, który rozwiał moje myśli jak małe, kruche liście. Ja jednak nie reagowałam na prośby rodziny, stałam cały czas w tym samym miejscu, patrząc jak blondyn zmierza w moim kierunku. Z każdym jego krokiem wzbierało się we mnie poczucie bezpieczeństwa, które od pewnego czasu jest mi bardzo obce. Za nastolatkiem podążała Rydel, która ciągnęła również Ella, on z kolei trzymał za koszulę Rockiego. Riker się nie ruszył, odprowadzał ich tylko wzrokiem, od czasu do czasu zerkał jednak na mnie w taki sposób, jakby chciał powiedzieć, ,,wybacz"? Nie potrafiłam jednak odczytać jego intencji do końca...
- Ross. - szepnęłam jak tylko jego popalone końcówki dotknęły mojego zimnego policzka.
- Cześć, kochanie. - mruknął mi prosto do ucha. W tym samym momencie poczułam napływ dreszczy i ciepła. Kilka sekund później wtuliłam się w niego jak dziecko w pluszowego misia, zaciągnęłam jego zapachem i wplotłam dłonie w zniszczone włosy. - Tak bardo chciałbym cię przytulić. - zachichotał. Oboje wiedzieliśmy, że jest to jednak niemożliwe. Kajdanki na jego rękach mu to uniemożliwiały. Mimo tego położył głowę na moim ramieniu i lekko wzdychnął. - Chcę abyś wiedziała... - spoważniał. Dwaj funkcjonariusze zaczęli się już niecierpliwić i odciągać blondyna ode mnie. - Chcę abyś wiedziała, że cię bardzo kocham. Nie jestem idealny, nikt nie jest. Ale pamiętaj, że wszystko co zrobiłem... zrobiłem właśnie dla ciebie. Nieważne jak się to skończy, pamiętaj o mnie. Bądź jednak szczęśliwa, dobrze? - dokończył, całując mnie delikatnie w policzek.
- Ale... - zamarłam. To brzmiało jak jakieś niedoczekane pożegnanie. Nie chcę się żegnać.
- Obiecaj mi, że nie będziesz się powstrzymywać przed znalezieniem szczęścia. Proszę. - uśmiechnął się. Cały czas patrzył mi prosto w oczy. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, przecież nikt nie udowodnił, że Ross jest winny, dlaczego więc mówi mi takie rzeczy? Kilka minut później poczułam jego ciepłe, spierzchłe usta na swoich wargach. Pocałunek był krótki ale namiętny. Jak tylko się od siebie oderwaliśmy, przytuliłam ciało do jego klatki piersiowej, nie trwało to jednak długo, gdyż policjanci szarpnęli chłopakiem tak mocno, że ten prawie upadł.
- Koniec rozprawy, zabieramy więźnia z powrotem tam, gdzie jego miejsce. Do widzenia. - warknął jeden z umundurowanych, po czym pchnął blondyna i zaczął prowadzić w przeciwną stronę.
- Ale... - wyciągnęłam rękę, chciałam go złapać, zatrzymać przy sobie... Nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Odwrócił się jeszcze do mnie, mówił coś... z jego ust zdołałam odczytać bardzo wyraźne ,,kocham cię"
- Odwiedzę cię jeszcze dziś wieczorem, dobrze? - Rydel chwyciła moje dłonie i przyciągnęła do swoich piersi. Widziała, że jestem totalnie przybita, chciała mi tylko pomóc. Doceniam. - Porozmawiamy. - uśmiechnęła się, po czym i ona zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
~
Dom Spelmanów
     - Demetria, zejdź proszę na obiad! - doszedł do mnie głuchy dźwięk, który odbijał się od ścian mojego pokoju i docierał do uszu dosłownie z każdej strony. Odkąd zabrali mi Rossa, czułam totalną pustkę, nieważne gdzie i z kim byłam. Brakowało mi... jego uśmiechu, czekoladowych oczu, złotych kosmyków... Przecież on jest niewinny! Bez niego to nawet te cztery ściany, w których mieszkam prawie, że od urodzenia, są dla mnie obce i złowrogie... - Już jest nałożone, dziecko, zejdź do nas! - mimo skrajnego zmęczenia zwlokłam się powoli z łóżka, wciągnęłam papcie na nogi, po czym skierowałam do łazienki. Przemyłam czerwone oczy i upięłam włosy w kucyk. Cały czas myślałam jednak o tym co powiedział mi Ross, jego słowa nie mogły dać mi spokoju... ,,Obiecaj mi, że nie będziesz się powstrzymywać przed znalezieniem szczęścia." ...
- NIE!! - krzyknęłam, osuwając się na podłogę. Zakryłam następnie twarz w dłoniach i zaczęłam głośno łkać. - Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz... - majaczyłam, wycierając nos w różowy T-Shirt, który wcześniej należał do blondyna.
- Hej, hej, nie płacz już. - Zack chwycił mnie w talii i podniósł delikatnie do góry. - No już, już. - ujął moją twarz w dłonie i otarł kciukiem krople łez, które spływały po moim policzku.
- Ja jestem szczęśliwa tylko z nim. - szlochałam. - Nie chcę szukać nowego szczęścia, nie chcę... - schowałam się w ramionach brata. Czułam się taka bezsilna...
- Nie musisz siostrzyczko. - odrzekł.
- Ale jak to? Co chcesz przez to powiedzieć? - wybełkotałam, ocierając nos w skrawek różowego materiału. - Pomożesz udowodnić, że on jest niewinny?
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, sis. - zachichotał. - Pewnie potrwa to troszkę, ale obiecuję, że będę się starał rozwiązać to wszystko. Dla ciebie, abyś już więcej mi nie płakała, no. - zachichotał. - A teraz chodź na obiad, zrobiliśmy z mamą pyszną potrawkę, tak jak lubisz. Potem przyjdzie do ciebie Rydel, pogadacie i na pewno humor ci się poprawi. - dodał, ocierając resztę łez z moich policzków. - No, idziemy, idziemy. - uśmiechnął się prowadząc mnie w stronę schodów.
- Dobrze. - odwzajemniłam gest i powolnym krokiem zeszliśmy na dół. Jak tylko przekroczyliśmy próg kuchni, poczułam piękny zapach domowego obiadku, przy stole krzątała się mama, Stefa natomiast brykała wokół krzeseł... Brakowało tylko taty.
- Córciu, nie wygłupiaj się, siadaj i jedz. - odezwała się mama, zaganiając moją młodszą siostrę do stołu. Po kilku atakach mokrą ścierką, mała w końcu się poddała i posłusznie usiadła. Ja zajęłam miejsce obok mamy, Zack z kolei usadowił się naprzeciwko mnie, czyli jak zawsze. Przez jakiś czas wszyscy jedli w milczeniu, Stefa jednak nie wytrzymała, spojrzała na puste miejsce, gdzie zawsze siedział ojciec, i zapytała.
- Tatuś się znowu spóźni? - na te słowa mamie aż widelec wypadł z dłoni. Było widać, że ten temat bardzo ją drażnił.
- Tak, skarbie, tatuś wróci bardzo późno wieczorem, będziesz już spała, wiesz. - odpowiedziała w popłochu, unikając kontaktu wzrokowego, zarówno ze mną, jak i Zackiem.
- Ale wczoraj specjalnie nie spałam bo mówiłaś to samo co teraz... - odpowiedziała, przełykając kawał mięcha. Było widać, że zaskoczyła tym matkę. - A tatusia i tak nie było. - dokończyła smutnym tonem.
- Mamo, dlaczego ją kłamiesz? - wyszeptałam, patrząc porozumiewawczo na brata. Oboje byliśmy zdania, że Stefa powinna wiedzieć, że rodzice są w separacji i prawdopodobnie dojdzie do rozwodu.
- Nie będziemy o tym rozmawiać teraz, dobrze? - odrzekła złowieszczo. Było widać, że próbowała zmienić ton głosu przy końcówce wypowiedzi, niestety nie udało się. Stefa posmutniała,  wzruszyła ramionami, odłożyła sztućce na stół i bez słowa poszła do swojego pokoju. Mama odprowadziła ją jedynie wzrokiem, ja jednak wiedziałam, że młoda rzuci się na łóżko i zacznie płakać. W końcu, już od dwóch tygodni nie widziała ojca, a matka wmawia jej, że to przez pracę. Brawo. Dalszy posiłek przebiegł w zupełnej ciszy.
~~
Dom Lynchów
     W mieszkaniu muzyków od dwóch tygodni panowała istna, grobowa cisza. Dom wyglądał na opuszczony, ciągle było w nim ciemno, sąsiedzi nie widzieli nawet czy ktoś wychodzi, nie było nikogo ani widać, ani słychać. Budynek był jednak pełen tego, czego nie można dojrzeć, dotknąć ani posmakować. Unosił się w nim bowiem ból, tęsknota, żal, poczucie winy... A co najgorsze, wszystkie uczucia kumulowały się coraz to bardziej i bardziej, wywołując burzę i nieład wśród jej mieszkańców.
~
     - Oh, Riker. - wzdychnęła blondynka, wchodząc do łazienki bez pukania. - Wybacz, było otwarte, myślałam, że nikogo nie ma. - speszona, wyszła, zakrywając popękaną i zaniedbaną twarz. Nie zamknęła jednak drzwi do końca, gdyż zauważyła, że basista stoi przy zlewie i chyba... pierze?
- Nic się nie stało, sis. - uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od umywalki.
- Co robisz? - zapytała zaciekawiona.
- Ally poprosiła mnie abym uprał jej ulubioną koszulkę. Wczoraj jak robili jej USG to pobrudziła sobie jakąś maścią i teraz bardzo to przeżywa. - odparł, miętoląc w ręku jasnozielony materiał. Mimo wszystko, na twarzy blondyna pojawił się lekki uśmiech. - Pralki jeszcze nie naprawiłem, trzeba więc sobie poradzić inaczej. - spojrzał na siostrę smutnym wzrokiem. Rydel z kolei miała ochotę zapaść się pod ziemię. Znowu. Ale nie bez powodu. Było jej po prostu wsyd... Ani razu nie zapytała brata czy potrzebuje pomocy, nie zapytała o stan zdrowia Ally, o jej samopoczucie, o ciąże. O nic. Ciągle myślami była w zimnej celi, w której obecnie przebywał najmłodszy z rodzeństwa. Nikt inny nie był dla niej tak ważny, nikomu nie chciała tak bardzo pomóc, jak właśnie jemu.
- Potrzebujesz pomocy? - zapytała nagle. Jak napotkała ponownie wzork Rikera, myślała, że spali się ze wstydu.
- Spokojnie, jest nas czwórka. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Radzimy sobie całkiem nieźle. - dodał, po czym wyminął zszokowaną siostrę i poczłapał w kierunku swojego pokoju.
- Jak to czwórka...? - jęknęła oszołomiona. - Riker! - bez namysłu pobiegła za bratem. Zatrzymała go dopiero na górze.
- Hmmm...? - mruknął, gładząc zielony materiał w dłoniach.
- Rik, ja...
- Wyluzuj, przecież mówiłem, że sobie radzimy. Wszystko już jest pod kontrolą. Zadbaj o Rossa. - wyjaśnił. - Aaa... Prosił abyś przywiozła mu pastę do zębów bo mu się skończyła a tam dają tylko miętową. Wiesz, że on tylko akceptuje tą cytrynową, dla dzieci? - zaśmiał się, po czym chwycił za klamkę. Rydel jednak nie pozwoliła mu wejść do środka.
- Kiedy ci to powiedział? - zapytała.
- Byłem u niego wczoraj. - odrzekł krótko. - Z początku nie chciał ze mną rozmawiać, powiedziałem jednak, że mam do przekazania bardzo ważną wiadomość.
- Jaka to wiadomość?
- Powiedziałem, że zostanie wujkiem i zarazem ojcem chrzestnym. - wypalił. Widząc wybałuszone oczy blondynki, postanowił nieco rozwinąć myśl. - Przecież wiesz, ze uwielbia dzieci a kiedyś... kiedyś obiecałem mu, że osobiście mu to powiem. Nie wiem dlaczego wybrałem akurat taki głupi moment. - podrapał się nerwowo w kark. - Ally uznała, że poprawi mu to humor, chociaż na kilka chwil. - dokończył, po czym wszedł do swojego pokoju, zostawiając siostrę w niezłym szoku.
~~
     - To jak, pączku, gotowa? - zapytał Ratliff, kręcąc kluczami od auta na palcu. - Marmoladko... - westchnął, widząc jak dziewczyna poprawia makijaż przed lustrem. Znów przez łzy. - Płakałaś. - Objął dziewczynę w talii, ułożył głowę na jej nagim ramieniu, po czym pocałował delikatnie w szyję.
- Wstyd mi Ratt. - westchnęła. - Po prostu mi wstyd. - odłożyła czerwoną szminkę na małą półeczkę i spojrzała w lustro, tak, że ich wzrok się ponownie spotkał.
- Nie rozumiem. - wykrzywił usta w grymasie.
- Pamiętasz.. dzień przed tym jak zabrali Rossa do więzienia. - zagryzła wargi. - powiedziałam ci, że zdałam sobie sprawę z pewnej rzeczy...
- Tak, pamiętam. Nie dokończyłaś bo za chwilę wpadł Riker razem z Ally. Potem przyszedł Ross... zaczęła się mała kłótnia. Następnie zajęłaś się sprzątaniem, jak to mówiłaś, aby odreagować, a na następny dzień było znowu pełno łez, krzyku i... Ross z Demi miał iść do ginekologa. Nie zdążył jednak bo zgarnęła go policja. - wymamrotał, skracając ów dzień do kilku słów.
- No właśnie.
- Więc... z czego zdałaś sobie sprawę? - zapytał, nie potrafiąc pojąć kobiecej logiki.
- Z tego, że jestem beznadziejną siostrą. - mruknęła, spuszczając wzrok.
- Słucham? Chyba sobie żartujesz. Cały czas byłaś z Rossem, codziennie, na każdej wizycie, czy to w szpitalu, czy tym przeklętym więzieniu...
- No właśnie. - przerwała ukochanemu.
- Pączuszku, ja nic nie kumam.- rozłożył ręce w geście bezsilności.
- Cały czas wspierałam najmłodszego brata, zapominając, że Riker też ma ogrom problemów. Wiesz, przez te kłótnie, zawsze byłam po stronie Ossiego... zawsze. Nigdy nie myślałam i nie zastanawiałam się nad tym, jak odbiera to Rik....
- Co nie znaczy, że jesteś okropną siostrą. - powiedział. - Z basistą była Stormie, mama Ally i jej siostry. Spokojnie, traktował Rossa jak traktował, doskonale zdawał sobie sprawę, że powinnaś być właśnie przy nim. - dodał, odwrócił następnie ukochaną tak, że stała centralnie przed nim, przechylił głowę lekko w prawo, po czym złączył swoje usta z jej wargami.
- Jesteś pewien? - wyszeptała między pocałunkami, które nasilały się z każdą sekundą.
- Oczywiście. - wysapał jak już oderwali się od siebie. Przytulił następnie blondynkę do siebie i lekko zachichotał. - Ale o tej godzinie chyba już do lekarza nie zdążycie.
- Co? - zdziwiła się. Przez ten całus zapomniała o całym Bożym świecie.
- No z Demi chciałaś iść...? - zapytał, unosząc brwi w górę.
- Ah, tak, tak. - odparła. - Musimy iść. - dodała. Spojrzała następnie prosto w oczy perkusisty. - A co zrobimy jak się okaże, że jest w ciąży?

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Witam Was po długiej przerwie! Jak już pisałam, na blogu zostałam sama, pewnie niedługo go zakończę, chyba, że serio mnie wena dopadnie i będą chętni na czytanie tych wypocin ;3


Tak jak obiecałam, wstawiam Ossdział. Zaczęłam szkołę, będę pisała pracę licencjacką więc na serio nie wiem w jakim odstępie czasu będę dodawała nexty. Mam nadzieję, że jednak mi to będzie wychodzić w miarę szybko. Przyznam się, że jak mam szkolne obowiązki to ZAWSZE robię wszystko aby tylko nie tykać książek xD



Do następnego!



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

czwartek, 15 września 2016

Wyjaśnienia...

Witam! Tak, witam, nie witamy...

Hmm, nie wiem od czego zacząć, jak się przywitać, a może wpierw przeprosić? Tak, przepraszam za brak nextów, zero odzewu, w ogóle zero wszystkiego. Co było powodem? Po pierwsze to, że na blogu zostałam sama. Maja zrezygnowała z tego względu, że pod rozdziałami było coraz to mniej komentarzy i stwierdziła, uwaga cytat,,i tak tego burdlu* nikt nie czyta", także ekhem... Przez to i ja straciłam wenę i ochotę na pisanie bo w sumie Majak miała rację. Dwa, trzy koemnty pod Ossdziałami a my piszemy je kilka godzin, nawet dni. To przykre. Druga sprawa jest taka, że teraz w pracy miałam mega zapiernicz, była zmiana właściciela, nowe obowiązki, zasady i co najważniejsze (co najbardziej utrudniało mi życie) - pracujące weekendy. Praktycznie w każdą sobotę byłam w pracy i wystawiałam faktury. Normalnie dostawałam już oczopląsu od tych cyferek!

Przykro mi, że to tak wyszło, bardzo lubiłam Demi, Rossa to wiadomo i... chciałabym to kontynuować. Serio. Być może zepnę dupe i Ossdział pojawi się w niedzielę bo niestety w sobotę idę do roboty, znowu. Także ten... przepraszam te dwie, trzy osóbki, które czekały. Doczekacie się, serio :3 Aczkolwiek nie ukrywam, że pewnie niedługo zakończę opowiadanie :P