niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 58

     Blondyn zawiesił wzrok na bladej i zaniedbanej twarzy swojej siostry, sam z kolei utopił myśli w nieznanej mu otchłani. Dodatkowo zaczął krzyczeć w duchu aby ktoś go w końcu obudził z tego okropnego snu. Chłopak nieświadomie zaciskał dłonie coraz mocniej, pozwalając tym samym na swobodny wyciek stróżki krwi spod starannie zawiniętych bandaży. W jednej sekundzie jakby jego dusza została oddzielona od ciała, jakby zaczęła błądzić szukając swobody i odpoczynku... spokoju, opanowania? Rydel, widząc niepokojącą reakcję brata, sama zaczęła panikować. Usilnie szukała pomocy u Ella, który rozłożył jedynie ręce w geście totalnej bezradności. Stormie z kolei nie potrafiła zrozumieć nagłej grobowej ciszy, spięcia i zdenerwowania, które w jednej sekundzie pojawiły się w oczach całej trójki. Czyli kłopotów ciąg dalszy...
- Zabije skurwiela. - wydusił, nadal trzymając lekko zakrwawiony telefon przy policzku. Ross czuł jak wzbiera w nim złość, której nie mógł zatrzymać. Nie chciał zatrzymać... Po tych słowach, Stormie spojrzała na syna z lekkim wyrzutem. Nigdy nie lubiła kiedy odzywał się w ten sposób, chciała zareagować i pouczyć blondyna, ten jednak szybko wstał i skierował się przed siebie. Był nieobecny, jego czekoladowe tęczówki momentalnie stały się matowe, klatka piersiowa przestała się unosić a jego kroki były chwiejne i niepewne. Mimo nagłego zakłopotania i piekącego bólu, który niemiłosiernie pulsował, chłopak brnął do przodu, był bowiem kierowany przez chęć zemsty, która z każdym krokiem pozbawiała go uczuć i emocji.
- Ossy, uspokój się. - wtrąciła Rydel. Jej oczy przepełnione były gorzkimi łzami a usta drżały od nagłego strachu i poczucia bezsilności. Ell chwycił dziewczynę instynktownie za rękę, wiedział jednak, że nic tym nie wskóra. Sam był bowiem ogarnięty pustką i bezradnością. Jedynie Stormie siedziała spokojnie, wpatrując się w swojego najmłodszego syna. Nie była świadoma powagi sytuacji... - Ossy... - blondynka chwyciła nastolatka za ramię. Ten jednak ani drgnął. Ze wzrokiem wbitym w dal, brnął usilnie do przodu. Chwycił następnie różową bluzę, szybko wsunął zarzygane trampki i pośpiesznym krokiem wybiegł z hotelowego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
- Co się stało? - starsza kobieta ciężko wzdychnęła i skierowała wzrok na swoją córkę. Rydel nic nie odpowiedziała, stała w osłupieniu, nasłuchując szybko oddalające się kroki. Ellington z kolei nabrał powietrza do płuc i szybko czmychnął, podążając za wściekłym i nieobliczalnym Rossem.
~~
- Młody, czekaj! - perkusista w ostatniej chwili szarpnął chłopaka, który wsiadał do taksówki. - Proszę jechać. - dodał, kierując wzrok na starszego mężczyznę siedzącego za kółkiem. Był on nieco skołowany, widząc szarpiących się nastolatków, postanowił jednak odjechać. - Ross, daj spokój!
- Kurwa, odpierdol się! - blondyn, mimo okropnego, pulsującego bólu, dzielnie stawiał czoła swojemu przyjacielowi, który z całych sił próbował go okiełznać. - Daj mi spokój! Wiedziałeś o tym! Rydel też! Więc odpierdol się i przestań zawracać mi dupę! W ogóle was nie potrzebuję, sam sobie poradzę! - wrzeszczał.
- Nie wiemy nic więcej, może to zwykły blef? Może ten rudzielec chce abyś przyjechał po to, aby mógł się ciebie pozbyć? Może Demi jest...
- Może w końcu się ode mnie odpierdolisz! - Ross nie mógł już wytrzymać. Zamachnął się, po czym z całych sił uderzył perkusistę w twarz. Ten pod wpływem ciosu, upadł z hukiem na jezdnię. Blondyn z kolei skorzystał z okazji i puścił się pędem przed siebie.
- Auć! - jęknął z dezaprobatą. Kilka sekund później usłyszał przeraźliwy pisk opon oraz krzyk kobiet, który przeplatał się z płaczem dziecka.
- Co ty robisz, człowieku!? Mogłam pana rozjechać!- nagle z czarnego BMW wysiadła młoda kobieta. Widząc zakrwawionego Ella, szybko podbiegła, przykucnęła obok niego i zaproponowała pomoc.
- Spokojnie... - perkusista, chwiejąc się niemiłosiernie, próbował coś powiedzieć. Krew, która napływała do jego ust niestety mu to uniemożliwiała. - Yyy, to nie pani wina...
- Zawiozę pana do szpitala! - powiedziała przerażona, widząc jak chłopak nerwowo obraca się na wszystkie strony. Sprawiał wrażenie opętanego.
- Taki blondyn, zarzygane trampki, różowa bluza i podarte dresy... - wyjąkał. Nieznajoma spojrzała na niego pytająco, była pewna, że mężczyzna majaczy. Strasznie się przestraszyła, wyciągnęła więc telefon i wybrała numer alarmowy. - Policja i pogotowie nam nie pomogą. - Ell wypluł czerwoną ciecz, po czym wytarł brodę rękawem. Kobieta z kolei drżącymi rękoma przytrzymywała go, gdyż bała się, że zaraz upadnie. - Miał taką poobijaną twarz... Widziała pani w którą stronę pobiegł? - zapytał, z trudem łapiąc oddech. Pomimo fatalnego stanu Rossa, jego uderzenie było bardzo silne. Ell dopiero po kilkunastu minutach zapanował nad ciałem i myślami. Nadal przerażona nieznajoma, pokiwała jedynie przecząco głową. Perkusista momentalnie zbladł, odwrócił się na pięcie i pobiegł prosto przed siebie.
- Jest cały obolały i ma zwichniętą kostkę, nie mógł pobiec daleko. - pomyślał, szukając wzrokiem blond czupryny. Nie mógł pozwolić na to aby nastolatek wrócił do domu sam. - Zawiódłby tym Rydel, to raz... dwa... kurwa, Ross może go zabić! - perkusista przyspieszył nieco kroku. - Oby tylko młody nie zahaczył kolejnej taksówki.... - mruknął, przystając na moment. Głowa nadal niemiłosiernie pulsowała, chłopak musiał więc złapać nieco oddech, gdyż zaczęło robić mu się słabo. - Przepadł jak kamień w wodę. - Ell już miał zaniechać poszukiwań, w tej samej jednak chwili jego oczom ukazała się kuśtykająca postać. Blondyn z ogromnym trudem człapał w kierunku przystanku autobusowego. Perkusista szybko do niego podbiegł, po czym chwycił za ramię.
- Co jest, kurwa? - nastolatek odwrócił się gwałtownie. Chciał zadać kolejny cios, tym razem jednak Ell był szybszy i uderzył go mocno w brzuch. Blondyn pod wpływem ciosu zgiął się w pół, kilka sekund później upadł na chodnik, tracąc przy tym przytomność.
- Sorry, stary. Musiałem. - liczna grupa przechodniów przypatrywała się jak perkusista podnosi ciało Rossa, przerzucając sobie je następnie przez bark. Nikt jednak nic nie skomentował. Znaleźli się również tacy, którzy bez słowa przeszli obok, udając, że nic się nie stało. Ratliff z kolei podszedł powoli do jednej z ławek, po czym ułożył na niej nieprzytomnego blondyna. Wyciągnął następnie telefon i wybrał numer do Rydel. Był trochę przestraszony tym wszystkim, nie wiedział jak dziewczyna zareaguje, czy w ogóle odbierze od niego połączenie...?
- Taaak? - wyszeptała. Jej głos drżał. Płakała.
- Słuchaj bo... - chłopak podrapał się po głowie. - Mogłabyś przyjechać....hmm...
- Gdzie? - zapytała przerażona.
- O! Pamiętasz taki banner z pandą? Co mówiłaś, że jest słodki... eeee....
- Pamiętam. - odpowiedziała po chwili.
- To przyjedź w to miejsce, jestem tu z Rossem. - wypalił.
- Uspokoił się?
- No, można to tak nazwać. - mruknął, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę. Wiedział, że będzie musiał się wytłumaczyć dlaczego uderzył nastolatka... Był również pewny, że blondynce się to nie spodoba.
~~
10 minut później.
     Blondyn, który leżał bezwładnie na ławce, oraz zdenerwowany mężczyzna siedzący obok niego, wzbudzali spore zainteresowanie przechodniów. Dorośli szydzili i wyzywali od pijaków, dzieci śmiały się niewinnie, wytykając ich palcami. Ell przez cały czas oczy wbite miał w chodnik, nie chciał bowiem widzieć reakcji tych wszystkich ludzi. Było mu wstyd za siebie, a za Rossa podwójnie. Nie dość, że narobił awantury, to sam wyglądał jak bezdomny w tym poszarpanym stroju. Do tego obaj poobijani...
- Jak prasa to wszystko opisze to Riker zabije nas obu. - zaśmiał się pod nosem, zerkając kątem oka na śpiącego blondyna. To na pewno nie wróżyło nic dobrego. Rydel na miejsce dotarła zaledwie po kilku minutach, dla perkusisty jednak czas wlókł się niemiłosiernie. Miał wrażenie, że siedzi na tej ławeczce już dobre kilka godzin. Jak tylko zobaczył blondynkę, momentalnie zrobiło mu się gorąco.
- Ossy! - dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na zakrwawioną twarz swojego chłopaka. Podbiegła od razu do brata, przykucnęła przy ławce, po czym przyłożyła dłoń do jego ciepłego czoła. - Coś mu zrobił? - krzyknęła z wyrzutem, kierując wzrok na Ratliffa.
- Jaa...
- Co jaaa? - warknęła, przyciągając na siebie uwagę coraz większej grupy przechodniów. Dziewczyna nie zwracała jednak na nich uwagi. - Dlaczego krwawisz...? - zapytała nieco spokojniej. Sprawiała wrażenie, że dopiero teraz zauważyła czerwoną ciecz, cieknącą z brody chłopaka.
- Ross mi przywalił, potem ja go walnąłem... - urwał, widząc gniewny wzrok Rydel. - Ale, pączku, musiałem. Nie mogłem go okiełznać. Lepsze chyba to, niżeliby pojechał do domu i... - tutaj ściszył nieco głos. - zabił tego rudego.
- Przecież on nawet nie wie gdzie ma go szukać! - oburzyła się. Ell z kolei zrobił głupkowatą minę. Faktycznie, nie pomyślał o tym. - Działał pod wpływem impulsu! Co byś zrobił na jego miejscu, co? - wrzeszczała. - Zabierzmy go do hotelu. - dodała stanowczo przez zaciśnięte zęby. Perkusista posłusznie kiwnął głową, po czym delikatnie chwycił blondyna aby następnie wsadzić go na tylne siedzenie żółtego auta.
~~
Los Angeles | kawiarnia
     Riker sączył powoli gorącą kawę. Był zdenerwowany i spięty, jego myśli cały czas krążyły wokół Rossa i Ally. Nie mógł się zdecydować kogo ma wspierać bardziej. Oboje potrzebowali jego pomocy... Tak przynajmniej mu się wydawało. Basista od razu po wyjściu ze szpitala umówił się na spotkanie z Zackiem. Chciał bowiem omówić plan działania... Jeżeli w ogóle takowy będzie konieczny.
- Moja siostra teraz przeżywa najgorsze dni swojego życia a ty siedzisz w knajpie i pijesz kawę! - wydarł się, widząc Rikera z filiżanką w ręku.
- Uspokój...
- Myślałem, że nic nie przebije tego gwałtu! Myliłem się! - Zack nadal się awanturował.
- Ciszej. - szepnął basista. Odłożył następnie naczynie na stół i zaprosił nastolatka do stołu. - Sprawa gwałtu jest już dawno załatwiona.
- Jaja se robisz, kurwa? - chłopak kipiał ze złości. - Już dawno załatwiona. - powtórzył z przekąsem. - Kurwa, czy wy zawsze będziecie działać na szkodę? Przez tego całego blondyna cała moja rodzina pogrążyła się w kłótni!
- Przykro mi, to twoja siostra zawróciła w głowie Rossowi, nie na odwrót. - odgryzł. Wiedział, że nie było to konieczne, krzyk Zacka zaczął go jednak irytować. Mieli się spotkać aby wspólnie pomóc Demi a nie wytykać sobie dawne błędy.
- SŁUCHAM! - wydarł się. - To twój brat był oskarżony o morderstwo!
- Ale to twoja siostra go zostawiła kiedy mieliśmy wyjechać na wspólne wakacje. - warknął. - To było dla niej za dużo?
- Kurwa, wróciła do niego! Pragnę ci przypomnieć, że wtedy o mały włos a zginęlibyśmy!
- Proszę się uspokoić. - nagle w kłótnie wtrąciła się smukła kobieta. - Jeżeli mają panowie tak się zachowywać, to apelowałabym o opuszczenie mojego lokalu. - właścicielka nie była surowa, jej głos jednak był stanowczy.
- Przepraszamy. - powiedział cicho Riker. - Już nie będziemy krzyczeć. - dodał z lekkim uśmiechem. Kobieta odwzajemniła gest, spojrzała znacząco na Zacka, po czym odeszła od ich stolika. - Słuchaj. - basista skierował wzrok na zdenerwowanego nastolatka. - Moja przyszła żona leży w szpitalu, jest w ciąży i potrzebuje opieki. Jak zaraz się nie uspokoisz to wrócę do niej i ci nie pomogę, jasne? A oboje wiemy, że sam nie rozwiążesz tej sprawy. Już raz ten rudzielec dopuścił się zbrodni... - dokończył prawie szepcząc.
- Wiem... - Zack opadł na krzesło i zakrył twarz w dłoniach. - To co robimy?
~~
Opuszczony dom letniskowy | Kilka godzin później
     Otworzyłam oczy. Nagle przeszedł mnie ostry, promieniujący ból, który sparaliżował moje ciało na kilka sekund. Byłam oszołomiona, nie mogłam się ruszyć, ani nic powiedzieć. Momentalnie zrobiło mi się zimno... Siedziałam na twardym krześle, miałam skrępowane ręce, a na ustach przyklejony kawałek taśmy...
- Gdzie ja jestem? - pomyślałam, rozglądając się dookoła... Wokół panował mrok, zdołałam jednak zauważyć kilka istotnych elementów wystroju. Znajdowałam się w wielkiej, obskurnej, kwadratowej sali. Pomieszczenie ozdabiały jednak wielkie okna. Były one zakryte przez stare zasłony, które pod wpływem uciekającego czasu stały się szare i matowe. Pomiędzy nimi znajdowały się ogromne pajęczyny, a kurz pokrywał każdy skrawek grubego materiału. W lewym kącie stał wielki piec. Miał duże, brązowe kafle i dwie pary otworów bez drzwiczek. Obok niego stała stara, wysłużona węglarka. W prawym rogu znajdował się spory, wysuszony kaktus, a tuż za nim ukrywał się mały, zżarty przez robale, obraz. Był on otoczony jakimś malowidłem. Na każdej ze ścian widoczne były zacieki i plamy, z sufitu natomiast zwisał stary, pęknięty żyrandol. Deski na podłodze pokrywała gruba warstwa brudu, niektóre z nich były nawet połamane i starte. Z wszelakich zakamarków wyłaniały się mrówki oraz wielkie pająki, dało się również usłyszeć tupot szczurzych łapek. W powietrzu unosił się stęchły zapach mchu i przemoczonego drewna. Przyjemny w tym wszystkim był tylko szum fal, który dochodził z oddali...
- Co to za miejsce? - było to jednak pytanie retoryczne. W pokoju byłam zupełnie sama. - Ale co się w ogóle stało? Razem z Zackiem jechałam do Santa Ana... ROSS! Ja... Potem poczułam ostry ból i... nagle znalazłam się tutaj. - próbowałam sobie przypomnieć co spowodowało utratę przytomności, niestety bezskutecznie. Jednak gdy zaczęłam składać niektóre wątki z życia... aż zrobiło mi się gorąco... Nagle drzwi, które znajdowały się naprzeciwko mnie, lekko się uchyliły. Usłyszałam kobiecy głos... Znałam go...
- No, maleńka, już się obudziłaś. - moim oczom ukazała się... Cleo! Tego się nie spodziewałam! Szatynka w jednej ręce trzymała nóż, w drugiej natomiast szklankę wypełnioną jakąś cieczą. Dziewczyna podeszła bliżej, po czym postawiła naczynie tuż obok mnie. 
Następnie szybkim ruchem odkleiła taśmę z moich ust. Sprawiła mi tym okropny ból,  byłam jednak w totalnym szoku, dlatego nawet nie zareagowałam. Krzyczałam jednak w duchu... Cleo wyciągnęła następnie ostre narzędzie. Byłam pewna, że celuje prosto we mnie, zamknęłam więc oczy. Po kilku sekundach poczułam jednak rozluźnienie. Szatynka odcięła sznury, którymi skrępowane były moje ręce. - Masz. - dodała, wyciągając szklankę wody ku mojej osobie. - Straszny tutaj zaduch i ten kurz... - kaszlnęła, wymachując ręką przed nosem. - Kurwa, zadusić się można. Zaraz otworzę okno. - Wepchnęła kubek w moje suche dłonie, po czym podeszła do wielkiej zasłony. Z chwilą jej odsunięcia, do pokoju wkradły się promienie zachodzącego słońca. - No, ruda. Teraz mnie słuchaj. - Cleo ponownie stanęła przede mną. Założyła ręce na biodra i uśmiechnęła się szyderczo.
- Dlaczego tu jestem? Co chcesz mi zrobić? - zapytałam, ledwo powstrzymując kaszel. Oczy aż piekły mnie od pyłku unoszącego się w pomieszczeniu.
- Ja nic do ciebie nie mam. - prychnęła. - Wykonuje jedynie swoją robotę.
- Swoją robotę? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Taaa, trzeba z czegoś żyć. - mruknęła, wykrzywiając usta w grymasie. - A teraz się zamknij i mnie posłuchaj. - warknęła. - Są dwie opcje. Jak twój kochaś cię tu znajdzie i uratuje to jesteś wolna. A jeżeli po tym ostatnim artykule w gazecie postanowi jednak mieć cię głęboko w dupie to... - nie dokończyła, gdyż w tej samej chwili usłyszana okropny trzask...


NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Jest next! W końcu :P Przeciągałyśmy, wiemy. No ale niestety... Ogólnie już myślałyśmy nad zawieszeniem bloga... Po prostu nie mamy czasu :C Chyba, że dodawanie nextów w takim odstępie czasowym Wam odpowiada... To będziemy się starały dalej pisać:3

Heheszki! Niedługo wakacyje więc mamy nadzieję, że, poza pracą, nie będziemy miały jakoś większych obowiązków! Trzymajcie kciuki!