poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział XXIX

     - RYDELLINGTON! - krzyknął Rocky, który właśnie wyłonił się zza ściany. - Mam was moje śliczne gołąbeczki! - dodał, wymachując swoją komórką. - Mrau!
Para spoglądała to na Rockiego, to na komórkę. Gdy już ogarnęli co się dzieje, odskoczyli od siebie w bardzo szybkim tempie. Oboje byli wyraźnie zaskoczeni tym nagłym najściem. Woleli jednak być w tej sytuacji sam na sam. Rydel wpadła niefortunnie na zmasakrowany zlew, Ell natomiast potrącił filiżankę, która stała na stole. Cóż. Stało się.
- Głupku, oddaj ten telefon! - wydarła się Rydel, odklejając swoje ciało od ciała perkusisty. Była jednak szczęśliwa, na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
- Tylko nie spamuj tym w Internecie bo nasz laptop wybuchnie! Riker go jeszcze nie dopadł, więc daj mu pożyć jeszcze troszkę. - zażartował Ell, patrząc na blondynkę, goniącą swojego brata po całym salonie. Rodzeństwo Biegało między kanapami jak małe dzieci. Śmiali się i cały czas wygłupiali. Niedługo potem dołączył do nich Ratt. Razem z blondynką otoczyli Rockiego. Już mieli go złapać, gdy drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie, robiąc przy tym ogromny hałas. Cała trójka zastygła w bezruchu, wszyscy skierowali wzrok w stronę korytarza. Kilka sekund później, w progu stanął Riker.
- Gdzie jest Ross? - burknął, psując zabawną atmosferę.
Rocky chciał już skomentować związek swojego przyjaciela z Rydel, jednak blondynka mocno szturchnęła go w bok, aby mu to uniemożliwić. Chłopak się lekko zachłysnął, po czym spojrzał z wyrzutem na siostrę, jednocześnie gładząc obolałe miejsce.
- Wyszedł. - powiedział zadowolony Ellington, posyłając blondynce oczko. Ta się zaczerwieniła jak burak. Riker zignorował gest perkusisty, jednak nie był zadowolony z jego zachowania. Nic nie mówiąc, ominął grupkę, już nieco mniej uśmiechniętych, przyjaciół i skierował się na górę.
- Esu, ten to ma humorki! - klasnął w dłonie Ell. - O, nawet zlew go pamięta. Ze strachu popuścił. - zachichotał, widząc, że zaczęła lecieć woda z kranu.
Reszta również wybuchnęła śmiechem.
- Dobra gołąbeczki wy moje. Idę sobie obrobić ładnie filmik i czatujcie, bo wrzucę go na instagrama! - krzyknął Rocky, wybiegając z domu.
- Przypudruj mi troszkę buźkę! - zawołał za nim Ratliff. - Kurcze! Nie ogoliłem się. No masz, będę taki mało piękny na tym filmiku.
Blondynka znów się zaśmiała. Spojrzała na Ella z wyraźnym zadowoleniem. Ten do niej podszedł i chwycił jej cieple dłonie.
- Tak powracając troszkę do nas, pączku. - zaczął, zakładając kosmyk blond włosów za ucho dziewczyny. - Wybacz, że musiałaś znosić widok mnie i Stelli razem. Ale, dla mnie to też było trudne. Byłaś wtedy taka smutna. Wiesz, że nie lubię jak jesteś smutna, prawda? - zapytał, patrząc dziewczynie prosto w oczy. Rydel jedynie pokiwała twierdząco głową. - Od dawna chciałem ci to powiedzieć, Delly. Proszę, postaraj się chociaż to zrozumieć, dobrze?
Dziewczyna uśmiechnęła się w geście zgody. Trochę się tym zaniepokoiła, ponieważ głos Ratliffa zupełnie się zmienił. Był poważny jak nigdy. Postanowiła jednak go wysłuchać. Nadal ogarniało ją szczęście z takiego obrotu sprawy. Czuła motylki w brzuchu a serce waliło jej jak młot.
- Tak więc pączku ty mój. Zależy mi na tobie. Byłem troszkę głupi bo prawda jest taka, że Stella... - zawiesił głos. Ponownie spojrzał blondynce w jej rozpalone, czekoladowe oczy. Wyczekiwała wyjaśnień. - To super dziewczyna, jednak nie dla mnie. Zacząłem się z nią spotykać bo chciałem zapomnieć o tobie. To znaczy, nie zapomnieć, że zapomnieć . Tylko zapomnieć , no wiesz... - plątał się. - No chodzi o to, że nie chciałem ci wyznać tego, co czuje i uciekałem od ciebie. Miałem nadzieję, że Stella mi w tym pomoże. Myliłem się. Im dłużej się z nią spotykałem, tym bardziej uświadamiałem sobie jak bardzo cię kocham. Byłaś, no i jesteś, moją najlepszą przyjaciółką, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Nie chciałem aby przez moje wyznanie nasze relacje się pogorszyły. Nie wiedziałem czy odwzajemnisz moje uczucia. Wolałem je tłumić w sobie, okłamując swoje własne serce. Wierzyłem, że to Stella jest tą jedyną. Żyłem w tym przekonaniu dość długo, jednak za każdym razem jak na ciebie spojrzałem, czułem coś, czego nigdy nie doświadczyłem przy Stelli. Zauważyłem, że od czasu jak podzieliłem się informacją z fanami o mojej dziewczynie, zaczęłaś mnie unikać. Bardzo mnie to bolało, jednak strach, że cię stracę był silniejszy. - dokończył, trzymając w swoich rękach dłonie blondynki.
Rydel wysłuchiwała tego wszystkiego z otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Wiem, wiem. Ja i moje przemowy. - zaśmiał się nerwowo. - Puenta jest taka, że bardzo cię kocham Rydel. Yyy.. Tak powiem, że pogadałem sobie troszkę z Rossem. - powiedział, po czym jego policzki poczerwienialy.
- Rozmawiałeś z Ossym? O nas? - zapytała z niedowierzaniem. Ta informacja ją rozbudziła.
- Ano. Potrzebowałem jakiejś rady, no. Takiej męskiej. - powiedział zawstydzony. - Twojego małego, zagubionego braciszka wybrałem w sumie drogą eliminacji. Rocky odpadł na samym wstępie. Po dzisiejszej akcji, sama wiesz dlaczego. Rik jakoś był zapatrzony w zespół, nie chciałem aby się dowiedział. Wściekłby się pewnie. No i ostatecznie padło na twojego Ossika.
- Tak? No i co ci powiedział? - zachichotała. Na jej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech.
- Na początku miałem obawy, czy to aby na pewno będzie ,,męska" rada. - szepnął, robiąc cudzysłów w powietrzu przy słowie męska. Rydel posłała mu groźne spojrzenie. - No co, co! - bronił się Ell. - To przez te jego jebiste, różowe majtoszki. Da, no i skarpetki... Oj, oj, już kończę. - powiedział zrezygnowany, widząc naburmuszoną minę blondynki.
- Ubiór nie ma z tym nic wspólnego. - Rydel za wszelką cenę chciała wybronić młodszego brata.
- Okey, okey. - uspokajał ją Ratliff. - Ale wiesz, fakt, że odwiedza agencje towarzyskie nie było zbytnio motywujące, aby go zapytać o miłosne porady. - odchrząknął. Pożałował tego po kilku sekundach.
- Nie mów tak! Ossy nie łazi po burdelach! - krzyknęła Rydel, jednocześnie posyłając mocnego kuksańca w żebra przyjaciela.
- No ok, przecież żartowałem. Poszedłem do niego bo jest strasznie z tobą zżyty więc byłem pewien, że mimo wszystko, da mi jakieś dobre rady. No i powiem ci, że ten mały jest w sumie dobry. Nie zdradzę co mówił ale szczerze się dziwie, że nie ma dziewczyny. Serio. - powiedział, widząc roześmianą twarz blondynki, dodał. - Troszkę mnie martwi to, że sypia z panienkami lekkich obyczajów. Nie pasuje mi to do niego... No ale. Teraz o nas. Blondi mi uświadomił, że cię kocham. Tak, Delly kocham cię i nie ważne ile twoich fanów da mi po pysku, mam zamiar o ciebie walczyć.
- Ja ciebie tez kocham Ratt. - powiedziała, po czym wtuliła się w perkusistę. - Ale poczekajmy, nie mówmy jeszcze nic reszcie, dobrze? No nie wliczając Rockiego, bo on już wie. Trzeba najpierw załatać wszystkie problemy. Riker faktycznie mógłby się zezłościć. - dokończyła, patrząc chłopakowi w oczy.
- Jasne. O ile ten cymbał nie wrzuci tego do sieci. - powiedział, obejmując blondynkę.
- Nie wrzuci. - powiedziała stanowczo Rydel. - A no i jesteś coś słabo poinformowany. - zachichotała. Perkusista posłał blondynce pytające spojrzenie. - Ossy i Demi są razem! - zapiszczała, odrywając się od Ella.
*w tym samym czasie*
Postanowiłam zejść na dół aby sprawdzić jak idzie Rydel. Mam nadzieję, że sobie poradzi i wszystko będzie dobrze. Już z góry zauważyłm Rika. Miał niezadowoloną minę. Znowu.
- Co? - jęknął, wchodząc do salonu. - Ross nie ma czasu na takie rzeczy. Producenci filmowi się o niego biją, co mam im powiedzieć, że nie weźmie roli bo ma randkę z dziewczyną!? On nic nie myśli! - oburzył się najstarszy.
- Riker... Pogadamy jak się nieco opanujesz. - powiedziała blondynka, widząc mnie na schodach.
- Nie, nie, nie. Tak to nie miało być. Demi nie ma własnych spraw? Ciągle musi się tu kręcić? Mamy swoje problemy, nie musi nam dodawać kolejnych. Kto w ogóle ją tu wpuścił? Jest u Rossa w pokoju, widziałem przez uchylone drzwi. Ktoś mi to wyjaśni?
- Przepraszam, już sobie idę. - powiedziałam, ledwo tłumiąc łzy. Znowu. Nie spodziewałam się, że jestem tutaj postrzegana jako problem. Zrobło mi się przykro. Basista spojrzał na mnie z zakłopotaniem, jednak nic nie powiedział.
- Nie kochaniutka, zostaniesz. - wtrącił się Ell. - Może Rik wyjdzie i nieco ochłonie?
- Nie wkurwiaj mnie Ratliff, dobrze! - krzyknął zdenerwowany.
- Rik, przestań! W czwartek wyjeżdżamy aby pomóc naszej mamie, nie kłóćmy się! Zrób to chociaż dla niej! Dobrze!? - Rydel wybuchnęła Ciągle zerkała w moją stronę.
- Ona i tak nas nie pamięta! - oburzył się najstarszy.
Chciałam wrócić do pokoju Rossa, gdyż nie mogłam dłużej tego słuchać. Jak poznałam basiste był zupełnie inny. Uśmiechnięty, miły, zrównoważony. Takiego go pamiętam i wolę aby tak zostało. Jednak, w tym samym czasie, zauważyłam w progu jakiegoś mężczyznę w towarzystwie Stormie. Postanowiłam zostać. Mimo wszystko byłam ciekawa jak to się skończy.
- Pamiętam cię synku. - nagle po salonie rozległ się cichy, kobiecy głos. - Ale nie przypominam sobie abyś był taki nerwowy. - dokończyła, wchodząc do salonu.
- Mamo! - krzyknęla Rydel, szybko podbiegając do rodzicielki. - Pamiętasz, naprawdę? - pytała ze łzami w oczach.
- Nie wszystko... Ale już powoli kojarzę pewne fakty. - uśmiechnęła się szeroko. - W szpitalu miałam sporo czasu, nudziłam się strasznie więc oglądałam sobie fotografie, które znalazłam kilka dni temu u Rossa w pokoju i...
- I co!? - zapytała z przejęciem Rydel.
- No i pamiętam jak pisaliście Ready Set Rock, zaczęłam kojarzyć was jak byliście jeszcze dziećmi. Te zdjęcia wydają mi się coraz bardziej znajome... Ale jestem pewna, że zawsze byliście ze sobą zżyci a tu nagle taka kłótnia. - dokończyła, wodząc wzrokiem dookoła. Na mnie rownież spojrzała. Rydel natomiast nic nie odpowiedziala. Przytuliła mocno kobietę, po czym się rozpłakała.
- Już dobrze, dobrze. - Stormie poklepała córkę po plecach. - Zrobisz mi ciepłą hertabę? W szpitalu nie serwowali nic specjalnego. - zachochotała.
- Jasne, mamuś. - powiedziała, po czym wykonała prośbe. - Ty też chcesz, wujku? - zapytała, kierując wzrok na mężczyznę, który do tej pory nic nie mówił.
- Kawę. Zrób mi proszę kawę. - odpowiedział spokojnie, po czym zaprowadził Stormie do kuchni.
Rik natomiast patrzył na sowją mamę wystraszonym wzrokiem. Martwił się tą całą sytuacją tak samo jak każdy, nie chciał aby ich rodzicielka była przy ich kłótni. Sam czuł, że powinien nieco przystopować, ale nie wiedział jak. Morderstwo, sąd, wypadek rodziców, ciąża, zespół. Nie mógł tego ze sobą pogodzić. Było mu trudno, jednak zapomniał co i kto jest dla niego tak naprawdę najważniejszy. Nie potrafił poprosić o pomoc. Stormie nadal wpatrywała się w swojego najstarszego syna. Trzymała w ręku duży album i kilka fotografii. Ja natomiast, nie chcąc się znów wtrącać, wróciłam cicho do pokoju Rossa. Riker, speszony tą sytuacją, również udał się na górę.
- Proszę, mamo. - powiedziała radośnie Rydel, podając kobiecie kubek z gorącym napojem.

****
     Usiadłam ponownie na łóżko Rossa i ukryłam twarz w dłoniach. Było mi strasznie przykro, nie sądziłam, że Rik ma o mnie takie zdanie. Zaczęłam lekko łkać. Chciałam aby Ross był teraz ze mną. Aby mnie przytulił, pocieszył i... Pocałował. Bez chwili namysłu wzięłam komórkę i wyszukałam blondyna w swoich kontaktach. Chciałam zadzwonić, mój głos jednak cały czas drżał. Postanowiłam więc napisać smsa. Szybko wystukałam jedno, krótkie zdanie. ,,Ross potrzebuję cie." Następnie nadusiłam ,,wyślij" i rzuciłam się na łóżko, wtulając twarz w żółtą poduszkę. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Przyszła po kilku sekundach. Leniwie się odwróciłam, chwyciłam telefon i odczytałam wiadomość. ,,Zaraz będę''. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wróciłam do wcześniej zajmowanej pozycji. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam cicho, unosząc lekko głowę.
Pierwsza moja myśl - Ross. Ale nie, nie mógł przyjść tak szybko.
- Mogę wejść? - zapytał Riker, uchylając niepewnie drzwi. - Hej, przepraszam, w ogóle tak nie myślę. - zaczął, stając w progu pokoju.
Odwróciłam się w stronę basisty. Nie spodziewałam się go tutaj. Chcę aby to Ross mnie teraz przytulił, nie mam ochoty na rozmowę z nikim innym. Mimo to nie mogłam spławić tak Rika. Posłałam mu ciepły uśmiech. Odebrał go jako ,,tak, możesz wejść", gdyż momentalnie podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Otarłam nieco twarz, po czym usadowiłam się wygodnie na drugim końcu.
- Słuchaj, nie miałem tego na myśli. Ja... Po prostu ostatnio mam zły humor, wszystko się wali, nic nie jest tak jak być powinno. Planujemy też trasę ale...
- Rik, myślisz czasem o czymś innym niż zespół? - wypaliłam, patrząc mu prosto w oczy. Nie powinnam chyba się mieszać w ich problemy ale... Rydel ma rację. Z basistą jest coś mega nie tak. - Ciągle ganiasz wszystkich do roboty, zwłaszcza Rossa. Na zawołanie ma pisać, wiecznie mieć czas na próby, występy... Zapytałeś mu się kiedyś czy on właśnie tak chce pracować? Twoja siostra mówiła, że dużo u was się w tej kwestii zmieniło. - powiedziałam na jednym oddechu. Riker patrzył się na mnie jak na jakąś zjawę. Długo nic ni mówił, aż się wystraszyłam.
- Demi, to nie jest takie proste. - westchnął cicho. - Po wypadku rodziców wszytko się skomplikowało a nasze relacje się strasznie popsuły. To prawda, nie mogę się dogadać z Rossem, ale ty nie jesteś niczemu winna. - tłumaczył się. - Teraz jeszcze ta ciąża, nie poradzę sobie Demi. Pokłóciłem się z Ally. Od wieków nie było między nami sprzeczek a tu od razu... - zawiesił głos. Jego oczy się zaszkliły.
Jeszcze kilka minut temu nie miałam  chęci z nim gadać. Teraz jednak mam ogromną ochotę go przytulić i pocieszyć. Ale, że zostanie tatą to nie miałam pojęcia. Powinien być zadowolony!
- Powiedziałem jej, że ma się wynosić z mojego życia i, że nie chcę tego dziecka. - dokończył. Po jego policzku spłynęło kilka dużych kropel łez.
Aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Przepraszam, Demi, jestem przewrażliwiony. Mówię sporo rzeczy, których powiedzieć nie chcę. Nie radze sobie ze złością. Jestem beznadziejny. - jęknął, po czym ukrył twarz w dłoniach.
- Nie jesteś... - zaczęłam. Riker jednak wstał i już chciał wyjść, jednak go powstrzymałam. - Hej, zostań. Nie możesz wiecznie uciekać od problemów. A zauważyłam, że to twój ulubiony sposób na pozbycie się ich.
Basista spojrzał na mnie mokrymi oczami, po czym usiadł ponownie na łóżku, oczekując, że rozwinę swoją wypowiedź.
- Po pierwsze Rik to nie ma za co. Rozumiem cię, może nie do końca... Ale pewne kwestie są dla mnie jasne. Pamiętasz jak wybieraliśmy razem prezent dla Ally? - zapytałam, kładąc rękę na jego ramieniu. - Miałam wrażenie, że jesteś najszczęśliwszym facetem na ziemi. Widziałam to w twoich oczach. Były takie radosne. Za każdym razem jak o niej mówiłeś to słyszałam jak twoje serce normalnie daje szałowy koncert! Dosłownie. - przerwałam na chwilkę. - Tak, słowa ranią jeszcze bardziej niż czyny. Ale nie ma takiej rzeczy i sytuacji, której nie da się naprawić. Kochasz ją, mam rację?
- Najbardziej na świecie. - westchnął.
- To nie wiem na co czekasz. - powiedziałam nieco weselej. - Pogadaj, przeproś. Wybaczy. Uwierz mi. A co do Rossa... Postaraj się go zrozumieć. Zespół jest dla niego równie ważny jak dla ciebie, jednak ciągły nacisk go zniechęca. Zobacz, twoja mama już zaczyna sobie was powoli przypominać. Wszystko będzie dobrze. Ale nie możesz za wszystko winić innych Rik.
- Masz ra...
Basista nie zdążył dokończyć. Nagle do pokoju wpadł Ross. Miał rozwiane włosy, był zdyszany i nieco spocony. Wbiegł do pokoju tak szybko, że prawie przewrócił się o własne nogi.
- Co ty jej kurwa zrobiłeś! - krzyknął oskarżycielsko w stronę swojego brata.
- Cicho Ross, nie wydzieraj się tak. Wszystko gra. - powiedziałam spokojnie.
Riker natomiast wstał, ominął blondyna szerokim łukiem, po czym bez słowa wyszedł z pokoju. Ross natomiast momentalnie usiadł obok mnie i mocno przytulił.
- Przybiegłem jak najszybciej umiałem. - wydyszał. - Co jest? Płakałaś? Eee... Sorry. - bąknął, odsuwając się ode mnie. - Muszę wziąć prysznic.
- Nic się nie stało. Przytul. - powiedziałam, rozkładając ramiona. Blondyn po kilku sekundach znów mnie objął.
- Ross, wiedziałeś, że Rik zostanie ojcem? - zapytałam, po chwili ciszy.
- Wiem. Sam ci to powiedział? Eh... No ale serio, dlaczego mnie potrzebujesz, co się stało? - Zapytał troskliwie, gładząc moje ramie.
- Musisz pomóc Rikowi. - wypaliłam. - Mówię serio Ross. Pokłócił się z Ally...
- O tym też wiem. Jestem w szoku, że sam ci to powiedział. - mruknął, czule całując mnie w czoło. - Ale co ja mam niby zrobić? To jego dziewczyna, niech zepnie dupe i ją przeprosi. Ona strasznie to przeżywa, więc na jego miejscu, zrobiłbym to szybko.
- Ale obiecaj, że z nim pogadasz, doradzisz, dobrze? - westchnęłam cicho. - Tylko nie macie na siebie krzyczeć. Macie rozmawiać, rozumiesz?
- Hej, jestem blondynem ale pamiętaj, że farbowanym! Przecież rozumiem wszystko! - oburzył się. Na jego twarzy jednak malował się uśmiech.
- To co, tacy myślisz, że mają więcej rozumu? - zachichotałam, lekko uderzając go w brzuch.
- Ktoś tu prosi się o małe lanie! - powiedział, po czym zaczął mnie łaskotać.
- Przestań! - krzyknęłam, ledwo tłumiąc śmiech. - No weź, przestań!
Blondyn jednak nie miał takiego zamiaru. Błądził dłońmi po całym moim ciele, powodując przyjemne dreszcze. Śmiałam się tak głośno jak nigdy przedtem. Nagle, szybkim, delikatnym ruchem, Ross położył mnie na łóżku. Usiadł obok mnie, podparł rękę tuż nad moją głową i nachylił się tak, że nasze twarze niemalże się stykały. Czułam jego cytrynowy oddech. Myślałam, że zaraz odpłynę. Ross opuszkami palców, odgarnął moje włosy z czoła, po czym, patrząc mi prosto w oczy, złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Aaaaa! - Zapiszczała Rydel, która akurat weszła do pokoju.
Zrobiłam się czerwona jak burak. Ross natomiast nie odsunął się ode mnie nawet o milimetr. Dodatkowo jego dłoń powędrowała na moją talie. Myślałam, że się spalę ze wstydu. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale wiedząc, że ktoś nas teraz obserwuje, czułam lekki dyskomfort. Widząc, że blondyn nie ma zamiaru się ode mnie odkleić, odepchnęłam go lekko, kierując wzrok na Rydel.
- O, sis. - wzdrygnął się lekko, podnosząc z łóżka. - Coś się stało?
- Nie chciałam wam przerywać. - powiedziała z wielkim bananem na twarzy. - Ale dzwoniła profesorka i kazała ci przyjść do szkoły. Jakaś klasa miała piknik na szkolnym boisku i trzeba to posprzątać.
- O matko! Co dziś mamy za dzień!? - zdałam sobie właśnie sprawę, że powinnam być teraz na zajęciach.
- Spokojnie, nie musisz być zawsze w szkole. - powiedział Ross. - No i się tak nie gimnastykuj, wczoraj Matt... - zawiesił nieco głos. Spojrzał na mnie, potem na Rydel. - Matko! Upadłaś ze schodów. Na pewno cie boli. - poprawił się. Blondynka jednak wyczuła jego nagłe zawahanie.
- Okey... No niestety Ross musisz iść i to najlepiej zaraz. A ty, kochana. - zwróciła się do mnie. - Zostaniesz. Jutro rozprawa w sądzie, musisz wypocząć.
- Delly ma racje. - wtrącił blondyn. - Pójdę pod prysznic a potem do tej szkoły, eh.

****
     - Jesteś gotowa? - zapytał Ross, delikatnie obejmując moją drżącą dłoń.
- Jestem. - odrzekłam cicho.
Staliśmy naprzeciwko sali w której miała się odbyć rozprawa. Byli z nami wszyscy. Moi rodzice, Zack, rodzeństwo blondyna, Majak, Erick no i Matt. Jego na szczęście prowadziła policja. Czułam dreszczyk emocji. Byłam podekscytowana, jednak sama nie wiem dlaczego. Adrenalina robiła swoje, kłębiło się we mnie mnóstwo emocji. Nutka niepewności była spowodowana wyrokiem. Mam nadzieję, że już dziś zapadnie on ostatecznie i będzie tyczył się rudzielca. Odrobina ciekawości wisiała natomiast nad czarnowłosą. Nawet nie zapytała dlaczego nie przyszłam do szpitala, dlaczego nie zadzwoniłam. Nie było nawet głupiego ,,czy coś się stało'' z jej strony. Erick trzymał ją na dystans. Nie dziwie się. Matt, gdy przechodził obok nas, szturchnął Rossa w ramię, posyłając mu jednocześnie głupkowaty uśmieszek. Poczułam, że po tym blondyn ścisnął moją rękę nieco mocniej. Oparłam głowę o jego bark i wyczekiwałam rozpoczęcia rozprawy. Nie trwało to długo. Już po chwili znalazłam się na sali. Tym razem jednak było inaczej. Ross siedział obok mnie, cały czas trzymając mnie za  rękę. Czułam się przy nim pewniej, bezpiecznej. Na ławie oskarżonych natomiast siedział Matt. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona i głęboko wierzyłam, że pójdzie do więzienia. Miałam również ogromne wsparcie od rodziców oraz Zacka, który, ku mojemu zdziwieniu, zebrał sporo materiałów dowodowych. Po kilku minutach do sali wszedł sędzia i rozpoczął rozprawę.

****
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
     Kłótnie, płacz, żale, wyznania. Działo się dosłownie wszystko. Maja przyznała się do współpracy z Mattem. Przepraszała mnie, że to dla mojego dobra, że nie chciała aby Ross mnie skrzywdził. Tak, na pewno... Razem z rudasem chcieli nas rozdzielić, widząc, że między nami coś zaiskrzyło. Sprawy jednak poszły za daleko. Gdy Matt chciał zabić blondyna, Maja się wycofała. Potem była zastraszana, tak samo jak Ross. Rudzielec był tak zdenerwowany i zdesperowany, że rzucił się na blondyna i zaczął go szarpać, gdy ten stał przy barierkach i zeznawał. Do akcji wkroczył jako pierwszy Rik. Chciał ich rozdzielić. Pomogła mu przy tym policja. Matt był tak nabuzowany i wściekły, że sam nieświadomie przyznał się do wszystkiego z czego się wcześniej wypierał. Erick wyszedł z tego najgorzej. Nie dość, że dowiedział się o dziecku to jeszcze w takich okolicznościach zdał sobie sprawę, że był z dziewczyną, która miała być zamieszana w morderstwo. Słuchając tego wszystkiego ledwo powstrzymywał łzy. Ross został uniewinniony i całkowicie oczyszczony z zarzutów. Zack i moi rodzice natomiast byli w totalnym szoku. Oczywiście pewnie jakieś płomyki radości również się w nich tliły. Jednak jak blondyn wyznał publicznie, że mnie kocha... Ta wiadomość ich totalnie zagięła. Wyczuwam w powietrzu poważną rozmowę, zarówno z tatą, jak i z Zackiem. Ale to później. Bez względu na wszystko, ostateczna mowa sędziego mnie zadowoliła.

,, Matt Olksen zostaje skazany na 10 lat więzienia za popełnienia zabójstwa oraz próbę jego ukrycia i fałszowanie dowodów oraz składanie fałszywych zeznań, dodatkowo zostaje ukarany grzywną w wysokości 3 tyś dolarów za groźby kierowane do Rossa Lyncha oraz Maji Lavgard. Zostaje również skazany na prace publiczne pod nadzorem policji za wszczęcie bójki w sądzie i niepoprawne zachowanie.

Maja
Lavgard zostaje ukarana grzywną w wysokości tysiąca dolarów za branie udział w spisku przeciwko Rossowi Lynchowi oraz za składanie fałszywych zeznań.

Ross Lynch zostaje ukarany grzywną w wysokości pięciuset dolarów za podnoszenie głosu w sądzie, branie udziału w bójce oraz za
niezwracacie się bezpośrednio do sądu"

NOTKA


Joł, hej i czołem!

Kilka ważnych info na początek. Zarówno ja i Maja zaliczyłyśmy sesje! Cieszymy się z tego bardzo i mamy nadzieję, że kolejne będą równie udane :D To raz. Dwa. Dostałam prace. Zaczynam od 1 lipca. Z tego powodu będę miała nieco mniej czasu na pisanie. Musicie mi to po prostu wybaczyć. Nexty będą pojawiały się w nieco większych odstępach niż do tej pory. Ale nie bójcie się. Doprowadzimy tą historię do końca! :D Majak też szuka zawzięcie roboty, trzymajcie kciuki!

Dodam tylko, że Matt jeszcze troszkę tu nam namiesza hihi :P

Jestem strasznie zawiedziona pewną sprawą. Jedna osoba ,,od tak" usunęła bloga ignorując czytelników, ich zaangażowanie, komentarze i wsparcie. Wszystko, wszystkim, no ale szacunek musi być. Prośby o komentarze były pod każdym rozdziałem, blog miał mase czytelników, mase komentarzy... Szkoda, że to wszystko w jednej chwili straciło sens.

Dobra, to raczej już wszystko! :D Cieplutko pozdrawiamy i prosimy o komentarze :D

Na pocieszenie, takie ciacho daje *u*



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział XXVIII

     - Demi, jesteś tam? Cholera, co się dzieje!? - krzyczał wściekły blondyn, krążąc po swoim zasyfiałym pokoju.
Nagle usłyszał głośny huk. Momentalne rzucił telefon na łóżko i podbiegł do okna. Było już ciemno, lampy ledwo oświetlały kawałek chodnika więc chłopak nie widział za dużo. Dostrzegł jednak czarne, poruszające się plamy niedaleko podwórka sąsiadów. Zagotował się ze złości. Nie myśląc za dużo, wziął skórzaną kurtkę, która leżała na podłodze, w biegu ubrał różowe trampki i szybko popędził na dół. Ignorując zaciekawione spojrzenie swojej siostry, wybiegł z domu z prędkością światła. Złość narastała w nim z każdą sekundą. Był wściekły nie na Matta, nie na Demi, tylko na siebie. Karcił się w głowie za to, że pozwolił odejść rudowłosej mimo, że wiedział o czyhającym niebezpieczeństwie.
- Hej! Ty tam! - zwrócił uwagę postaci, której w sumie nie widział zbyt dobrze. Mrok mu to uniemożliwiał.
W odpowiedzi usłyszał jedynie szelest liści i głuchy dźwięk uderzania o asfalt. Ktoś musiał zacząć biec. Bez chwili namysłu blondyn ruszył w pościg. Biegł za sylwetką, którą widział dość niewyraźnie. Gdy był już wystarczająco blisko, rzucił się na chłopaka, przygniatając go do ziemi.
- Ty kurwa gnoju! - zaczął bluźniersko, zamachnął się i już miał zadać cios w twarz, gdy zorientował się, że to nie ta osoba, którą szukał. Zastygł  w bezruchu, wpatrując się w leżącego pod nim pijaczka.
- Nic nie ukradłem! - bronił się mężczyzna. - Nic nie ukradłem!
Skołowany tą sytuacją Ross, wstał szybko i zaczął się rozglądać, szukając wzrokiem rudzielca.
- Nie dzwoń na policję, nic nie ukradłem. - majaczył zdezorientowany pijaczek.
Wstał, zachwiał się kilka razy, po czym oparł o blondyna.
- Kurwa, mam gdzieś co ty robisz! Szukam kogoś innego, daj mi się skupić do jasnej cholery! - warknął niezadowolony, odpychając od siebie mężczyznę. - Gdzie jesteś ty pieprzony rudzielcu. - bąknął już do siebie.
- Yyy jakiegoś rudaska widziałem tam. - wymamrotał mężczyzna, zataczając się lekko, jednocześnie wskazując miejsce gdzieś w oddali.
Ross spojrzał na niego nerwowo. Próbował zidentyfikować wskazane miejsce, jednak nie było to łatwe. Pijaczek cały czas się chwiał, dzięki czemu co chwilkę jego palec pokazywał inne otoczenie.
- Kurwa. - jęknął blondyn, po czym ruszył przed siebie. - Gdzie ty jesteś, gdzie no!
Chłopak nagle zauważył jakiś mały przedmiot na ziemi. Podszedł, wziął komórkę do ręki i zaczął uważnie oglądać. Podświetlił ekran i jego oczom ukazało się połączenie, które było wykonane do niego, dosłownie 5 minut temu.
- Demi! - krzyknął z nutką nadziei a zarazem strachu w głosie.
Znów ruszył przed siebie. Po chwili dostrzegł smukłą postać. Nachylała się i mocno wymachiwała rękoma. Ross momentalnie skierował się ku niemu. Nie myśląc o konsekwencjach, ponownie się zamachnął i uderzył ową postać.
- Auć. - skarżył się chłopak, który właśnie wylądował na ziemi z krwawiącym nosem.
Blondyn, widząc, że to Matt, naskoczył na niego i zadał kilka ciosów w brzuch.
- Aaaau, hej co ty... Ross! - krzyknął rudzielec gdy blondyn dał mu już spokój. Ross natomiast podbiegł szybko do nieprzytomnej dziewczyny.
- Co ty jej kurwa zrobiłeś, jesteś idiotą! - warknął, po czym uniósł głowę rudowłosej i oparł ją na swoich ramionach. - Miałeś ją zostawić! To sprawa między mną a tobą! Jej w to nie mieszaj. - oburzył się, delikatnie odgarniając kosmyki z jej twarzy.
Matt z ogromnym bólem wstał z ziemi. Oparł się lekko o kosz na śmieci, który stał obok. Otarł twarz i zaczął:
- Mieliśmy tylko pogadać, przeszkodziłeś nam. - westchnął ciężko, gładząc obolałe miejsca. - Za to blondynek nie działa według planu. Już nie pamiętasz, że to ty tutaj jesteś pionkiem? Na razie użytecznym, jednak za kilka dni będzie można cię już sprzątnąć. Wypadasz z gry blondi. - zaśmiał się szyderczo.
- Jedyną osobą na pozycji przegranej jesteś ty. - odgryzł się, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie. - No i grasz nieczysto! Miałeś jej nie krzywdzić! Co ty chcesz osiągnąć, atakując niewinną i delikatną dziewczynę!
Bolała mnie głowa. Musiałam dostać czymś ciężkim. Zaczęłam jednak powoli kontaktować. Czułam, że ktoś mnie obejmuje. Nie miałam jednak sił otworzyć oczu. Narastający ból przeszywał moje ciało. Każdy oddech sprawiał mi ból. Nie mogłam nic powiedzieć, ruszyć ręką, nawet nogą. Zdawało mi się, że ktoś mnie czymś obwiązał. Nagle do moich nozdrzy wkradł się przyjemny zapach. Znam go. Cytryny. Ross.
- Romeo się kuźwa znalazł. - powiedział z wyraźną pogardą w głosie. - Kto tu mówi o czystej grze? Kochaś, zdecyduj się na jedną. Ktoś tu chyba sypia z każdą, która napatoczy mu się pod rozporek. - zakpił, próbując utrzymać równowagę.
- Zamknij się. - burknął, zaciskając pięści. - Odwal się od Demi. Teraz i na zawsze. Ona cię nie chce, daj jej spokój.
- Zapomniałeś chyba, że to ja mam władzę. Ty posiadasz jedynie prostytutki na zawołanie. To cię nie uratuje. Jasne? Mam nadzieję. - powiedział, usiłując doturlać się do Rossa, który kucał tyłem do niego. - No i nie wiesz, że nie powinno odwracać się plecami do swojego wroga? - zapytał, ściskając ostry kamień w ręku.
Zamachnął się. Już miał wymierzyć cios, gdy poczuł kłujący  ból w okolicach żeber. Kolejny raz blondyn zwinnie i mocno uderzył rudzielca w brzuch. Ten próbował utrzymać się na nogach, jednak siła uderzenia była tak duża, że zwaliła go na ziemię. Upuścił również nóż i kamień. To były jedyne narzędzia, którymi mógł się obronić. Przeturlał się na bok i zaczął pluć krwią. Ross to zignorował.
- Zabije cię. - groził Matt, nadal wijąc się z bólu. - Tą twoją rudą też. Nie będzie ze mną, to nie będzie z nikim.
- Przymknij jadakę, kurwa. - powiedział już spokojniej Ross. - Zobaczymy kto wygra. Idź lepiej do Majki i zapytaj jak się ma wasze dziecko. Myślałeś już nad imieniem? - zażartował z wyraźnym tryumfem w głosie.
Blondyn nie doczekał się odpowiedzi. Kucnął jeszcze nad rudzielcem i szepnął mu do ucha.
- Z Lynchami się nie zadziera. A już na pewno nie ze mną.
Potem poczułam, że ktoś mnie delikatnie podnosi. Znów zapach cytryn zdradził, że tą osobą jest Ross. Ból nadal mnie paraliżował. Chciałam przetworzyć informacje, które właśnie dotarły do moich uszu. Byłam jednak zszokowana, przestraszona i zmarznięta. Ciało nadal odmawiało posłuszeństwa. Miałam jednak pewność, że się przemieszczamy. Jednostajne, spokojne ruchy spowodowały, że mój mózg wyłączył się całkowicie. Zasnęłam.

****
     Ross ostrożnie otworzył drzwi od swojego domu. Cichutko, jak myszka, wszedł do środka, nasłuchując czy aby na pewno jest sam. Delikatnie ściągnął swoje różowe trampki, posługując się wyłącznie nogami. Następnie kuknął za drzwi, aby się upewnić czy teren jest czysty. Nie było nikogo. Korytarzyk był pusty. W kuchni też cisza, w salonie nikt nie siedział. Blondyn, nadal zachowując ostrożność, skierował się w stronę schodów, które prowadziły na górę. Pokonał już kilka stopni, gdy nagle ktoś krzyknął za jego plecami.
- Matko! Ossy, co się stało! - wydarła się Rydel, opierając ręce na swojej głowie. Szybko podbiegła do chłopaka, który nadal trzymał w ramionach swoją dziewczynę.
- Ciii! - uciszał siostrę. - Spokojnie, ee, nic takiego. - powiedział zakłopotany, rozglądając się po całym salonie. Nie chciał napatoczyć się na braci. A zwłaszcza na Rikera.
- Ale jak to, rany co się stało!? - dopytywała wystraszona blondynka, wpatrując się w rudowłosą. - Jeny, czemu ona taka zimna! No i brudna, ma coś na twarzy...
- Rydel, proszę! - uspokajał blondyn. - Wezmę ją do swojego pokoju. - powiedział cicho, po czym zaczął iść na górę. Był pewien, że rozmowa z siostrą na tym się skończy. Mylił się.
- Ossy ale powiedz mi co się w ogóle stało! Wybiegłeś z domu jak oszalały, myślałam, że chodzi o Rika. On też jeszcze nie wrócił. - blondynka nie dawała za wygraną i brnęła dalej w temat.
Ross przystanął nagle na jednym stopniu. Zrobił to tak gwałtownie, że Rydel na niego wpadła.
- Po prostu spadła ze schodów i... Się uderzyła. - skłamał, odwracając się w kierunku siostry. Posłał jej ciepły uśmiech.
Blondynka go odwzajemniła, jednak nadal była zaniepokojona.
- Skąd wiesz? - dopytywała podejrzliwie.
- Była u znajomej, widziałem z okna, powiedziała mi co się stało... - bąknął cicho po kilku minutach ciszy. - Delly, proszę. Chcę ją położyć do łóżka. Mogę już sobie iść?
- Jasne, ale czekaj w sumie. Kiedy ty ostatnio zmieniałeś pościel? - zapytała, unosząc obie brwi w górę.
Blondyn przewrócił jedynie zabawnie oczami. Widząc, że siostra z poważną miną czeka na jego odpowiedź, posłał jej zabawny i głupkowaty uśmieszek.
- Nie pamiętam. - powiedział nieco wstydliwie.
- No masz. Jak ja tego nie zrobię to nikt nie zrobi. - wzdychnęła ciężko blondynka. - Połóż ją u mnie. Poszukam ci świeżą pościel to sobie zmienisz i wtedy weźmiesz Demi do siebie.
Blondyn jedynie kiwnął głową w geście zgody, po czym wykonał polecenie siostry.
- Znalazłam tylko taką. - powiedziała Rydel, rzucając bratu materiał. - Chyba sobie poradzisz?
Chłopak gestem dał znać, że da radę. Dziewczyna się lekko uśmiechnęła i wyszła z pokoju. Kilka minut później Ross poszedł po rudowłosą. Ułożył ją delikatnie na łóżku, chciał przykryć jej obolałe ciało kołdrą, jednak przeszkodziła mu Rydel, która akurat weszła do jego pokoju.
- Czekaj, trzeba ją ubrać w inne ciuszki. Wyjdź na chwilkę to ją przebiorę. - powiedziała, kładąc kilka rzeczy na biurko. - No już, już. Chyba nie chciałbyś spać w jeansach, co?
- No nie. - mruknął cicho. - Pójdę pod prysznic.
- A jej rodzice wiedzą, że tu jest? - zapytała blondynka, gładząc zielony T-shirt, który przed chwilą przyniosła.
- Mam jej komórkę. - powiedział po kilku minutach. - Napisze smsa, że nocuje u koleżanki i już. - dokończył, chwytając telefon rudowłosej.
- Nie możesz napisać, że jest u ciebie? Po co masz kłamać? - szepnęła, słysząc, że ktoś właśnie przeszedł korytarzem.
- Nie mogę. - odrzekł blondyn. - Jak jej brat się dowie, że jest tutaj to znów mnie spierze. Będzie lepiej jak akurat w tej sytuacji ominę troszkę prawdę.
Blondynka nic nie powiedziała. Nie była zbytnio zadowolona, jednak wiedziała, że faktycznie takie rozwiązanie jest lepsze. Po chwili blondyn poszedł do łazienki a Rydel spokojnie uporała się ze zmianą ubioru swojej przyjacółki. Gdy wrócił Ross, postanowiła zostawić ich samych.

****
     Obudziły mnie głośne krzyki. Były nieco zagłuszone, jednak i tak dawały o sobie znać. Uniosłam ciężkie, zmęczone powieki. Nie było to łatwe bo towarzyszył temu okropny ból, który przeszywał cało moje ciało, powodując jego paraliż. Nie odrywając głowy od żółtej poduszki, rozejrzałam się dookoła. Stos różowych bokserek, biały pies leżący na posłaniu, kosz, który aż kipiał od odpadków, żółty fortepian w kącie. No i Luna. Bez wątpienia jestem w pokoju Rossa. Zapach tylko się nie zgadza. Ostatnim razem panował zaduch, tym razem w pokoju króluje lekkie, świeże powietrze. Próbowałam rozeznać sytuację i wsłuchać się w krzyki, które dobiegały z dołu, jednak nie miałam na to sił. Wszystko zlewało się w jeden wielki hałas. Zmusiłam się i podniosłam lekko głowę. Dopiero teraz zauważyłam, że przy biurku siedzi Rydel i ogląda jakiś album.
- O Demi, już wstałaś. - powiedziała wesoło, odkładając przedmiot na stoliczek. - No i jak się czujesz?
Hmm, zaczęłam sobie przypominać co się stało. To okropne... To dziecko...
- Boli cię? Ossy mówił, że mocno upadłaś ze schodów i uderzyłaś się w głowę. - odezwała się ponownie Rydel, widząc, że nie reaguje na jej pytania.
Schody? Ale mnie przecież walnął Matt i... Ross pewnie nie chciał mówić.
- Tak, to cała ja. Moje krzywe nogi przez które plącze się prawie, że cały czas. - zaśmiałam się lekko, posyłając blondynce ciepły uśmiech. - A co to za krzyki tam na dole?
- Nasza codzienność. - westchnęła blondynka, opierając się o blat biurka. - Ostatnimi czasy to jedyny sposób naszej komunikacji. Nie potrafimy się dogadać.
- To moja wina. - szepnęłam cicho. Blondynka spojrzała na mnie z wybałuszonymi oczami. - Nawet nie próbuj zaprzeczać. Odkąd się poznaliśmy wpadacie w masę kłopotów.
- Dziewczyno! - powiedziała, przerywając mi. - Od czasu jak Ossy cię poznał to... No zupełnie inny z niego chłopak! Ciągle pisze piosenki, uśmiecha się sam do siebie...
- Kłóci się co chwile, siedział w więzieniu... Tak, na pewno inny z niego chłopak. - zaszydziłam nieco.
- Oj tam... To nie z twojej winy. Dla niego jesteś ważna. No i ogólnie widziałam wasz kiss. - krzyknęła uradowana. - Czyli jesteście razem! Matko nawet nie wiesz jak ja się cieszę!
- Tak... - powiedziałam zawstydzona. - Na to wygląda.
- Wiedziałam! Wiedziałam! - wydarła się ponownie. Przytuliła mnie mocno. - Ossy ma dziewczynę! O rany, ja pamiętam jak bawił się w piaskownicy z Rockym! A teraz, teraz to znalazł swoją drugą połówkę. - piszczała ze szczęścia.
- Rydel, bez przesady. - zachichotałam, odwzajemniając uścisk. Nagle po pokoju przeszedł dziwny dźwięk. Zrobiłam się czerwona jak burak. Burczenie dochodziło z mojego brzucha.
- O jeny! Przecież ty jesteś głodna. - powiedziała, odklejając się ode mnie. - Zostań, ja zrobię jakieś śniadanko. Przy okazji nieco uciszę tych na dole...
W tej samej sekundzie rozległ się huk tłuczonego szkła. Spojrzałam się przestraszona na blondynkę.
- Nie przejmuj się... - zapewniała. - Pewnie lustro, które stało w korytarzu, poszło w drobny mak. - westchnęła, po czym wstała i skierowała się do wyjścia. - Zaraz wracam.
Nastała chwila ciszy. Nie trwało to jednak długo. Próbując to zignorować, napotkałam wzrokiem album, który oglądała Rydel. Nie wiem czy to aby na pewno ładnie z mojej strony, jednak postanowiłam sobie do niego zajrzeć. Wstałam leniwie z łóżka i poczłapałam w kierunku biurka. Usadowiłam się wygonie na krześle i chwyciłam duży, zakurzony album. Otworzyłam na przypadkowej stronie. Momentalnie uśmiech zagościł na mojej twarzy. Na każdym zdjęciu znajdowała się grupka małych dzieci. Wszystkie jednakowo ubrane, uśmiechnięte, wtulone w siebie. To chyba Lynchowie za czasów dzieciństwa. Jakie urocze blondaski! Kartkowałam strona za stroną, wpatrując się w ich zadowolone twarze. Nagle natrafiłam na zdjęcie, już nieco starszego chłopca, wtulonego w białego, dużego psa... Ross. Na pewno. Różowe spodenki i skarpetki. Jasne, że to Ross. Słodki był. Dalsze fotografie przedstawiały każdego po kolei, moją uwagę przykuło zdjęcie blondyna, który trzymał w ręku duży, żółty samolot. Nagle zauważyłam ten sam przedmiot na jednej z półek Rossa.
- Ah, troszkę się uspokoili. - do pokoju wpadła Rydel z talerzem, jeszcze parujących, naleśników.
Wystraszona, zamknęłam szybko album. Mimo wszystko nie powinnam go dotykać.
- Spokojnie. - powiedziała blondynka, podchodząc do mnie. Położyła posiłek tuż przed moim nosem. Widząc, że przytrzymałam palcem oglądaną stronę, postanowiła ją otworzyć. - Oh, ten samolocik. - uśmiechnęła się szeroko. - Ossy skakał z radości jak dostał go na urodziny. - skierowała wzrok na półkę. - No i nadal go trzyma.
- Faktycznie, tak długo przetrwał? - zaśmiałam się lekko, odwracając krzesło. - Pięknie pachną. - powiedziałam, po czym zaczęłam pałaszować naleśniki.
- Tak, Ossy jest strasznie sentymentalny. - zaczęła, przysiadając na jego łóżku. - Trzyma tu dosłownie wszystko. Dlatego, mimo, że panuje tu wieczny bałagan, lubię tu przychodzić. Powspominać... Wiesz. - dokończyła wpatrując się w ogromny karton, który stał tuż obok łóżka.
- Co tam jest? - zapytałam. Po chwili jednak zatknęłam usta ręką. - Przepraszam, nie powinnam.
- No weź! Ty już jesteś członkiem naszej rodziny! - zachichotała, przysuwając przedmiot bliżej siebie. - Ossy trzyma tu sporo pamiątek, nagród i tym podobnych rzeczy. Kiedyś dumnie stały na jego półkach, teraz jednak woli to trzymać w zamknięciu. - powiedziała, wyjmując z kartonu kilka pucharów.
Nie myśląc za dużo, wyciągnęłam rękę i również chwyciłam jeden.
- ,,Za zdobycie 1 miejsca w zawodach surfingu dla Rossa i Kiby" ? - przeczytałam napis na jednym z nich. - Ross surfował z psem? - zapytałam ze zdziwienia, kierując wzrok na białego czworonoga.
- Tak, miał wtedy 8 lat. Kochał to. Surfing dla niego jest czymś wyjątkowym. Kiba również chętnie uprawiał ten sport. Teraz jednak już jest na to za stary. Ledwo schodzi po schodach. - westchnęła, odbierając ode mnie przedmiot.
- O rany ile nagród za aktorstwo... - mruknęłam, przeglądając wszystko dokładnie. - A to co? - zapytałam zdziwiona, pokazując Rydel mały, żółty kocyk
- Ojej, Funciek! - krzyknęła, wyrywając mi materiał z rąk. - O matko. Ossy nie mógł bez niego zasnąć. Mama mu go dała jak leżał kiedyś w szpitalu. Płakał, nie chciał byś sam a rodzice nie mogli zostać z nim na noc, więc dostał ten kocyk. Wtedy było lepiej. Potem przez bardzo długi czas z nim spał. Szczerze? Zauważyłam, że podczas naszej ostatniej trasy również miał go przy sobie. Nie jestem pewna do końca... Ale myślę, że tak. Rodzice mieli wypadek kilka dni przed wyjazdem. Wszystko było zaplanowane, nie mogliśmy nic odwołać. Lekarze, no i my, okłamaliśmy Ossiego. Powiedzieliśmy, że z rodzicami wszystko dobrze, że z tego wyjdą. To była nasza najgorsza trasa. Nikt się nie cieszył, niczym. Spotkania z fanami się w ogóle nie odbywały, zero wywiadów... Zaśpiewaliśmy kilka piosenek i już, to było koniec. Ossy strasznie się martwił. - mówiła, ledwo tłumiąc łzy.
Słuchałam tego wszystkiego z wybałuszonymi oczami. W życiu nie powiedziałabym, że Ross ma taki charakter. Książka pozwala mi odkrywać nowe tajemnice. Śmiałam się, że nie przypisałabym mu żadnej cechy słodkiego, serialowego Austina. Teraz chyba jednak zmieniam zdanie. Ross jest strasznie uczuciowy, skoro zachowuje przy sobie takie pamiątki. Jakoś mi to do niego nie pasuje.
- O! A ten kij do hokeja dostał od taty. - powiedziała, ocierając łzę, która ukradkiem spłynęła jej po policzku. - Też się strasznie ucieszył. - dokończyła już płacząc. - Wiesz co Demi? Chciałabym aby to wróciło. Aby było jak dawniej. Umieliśmy się ze sobą dogadać, żyliśmy wspólnie, każdy o siebie dbał, na każdego można było liczyć. Teraz się wszystko popsuło. Z wiekiem, wyznawane przez nas wartości, straciły sens.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć więc przytuliłam blondynkę.
- Przykro mi Rydel. - wypaliłam na szybko. Nie wiedziałam jak mam ją pocieszyć.
- Ale. - powiedziała, ocierając mokre oczy. - Ty uważaj jak Ossy zabierze cię na randkę w chmurach. - zachichotała przez łzy. Ja spojrzałam na nią pytająco. - On kocha samoloty. Od dziecka się nimi fascynował. Jak miał piętnaście... Nie! Czternaście lat to powiedział mi, że kiedyś zabierze swoją ukochaną i pokaże jej Kalifornie z lotu ptaka. - dokończyła z wielkim bananem na twarzy.
- Romantycznie. - powiedziałam, spoglądając maślanymi oczami na żółty samolocik.
Blondynka zabierała się aby coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili do pokoju wpadł Ell.
- Hej dziewczyny, wybaczcie, że przeszkadzam. - zaczął. Rydel momentalnie spochmurniała i unikała kontaktu wzrokowego z perkusistą. - Delly, twój mały, kochany braciszek za godzinę musi być na planie a nie wiem czy o tym pamięta. Wojna z Rikiem tak go pochłonęła, że wyszedł z domu. - dokończył. Czekał na jakąkolwiek reakcję blondynki, widząc, że nie ma jednak nic do powiedzenia, dodał. - No i musimy kupić nową szybkę do drzwi. Blondi niechcąco ją zbił. W sumie to musimy też kupić nową mikrofalówkę i zlew bo nie przeżyły ataku wściekłego Rikera.
- Zadzwonię do Ossiego. - powiedziała szybko Rydel, oczekując, że Ell wyjdzie z pokoju.
Tak też zrobił. Zanim zniknął za drzwiami, posłał mi spojrzenie typu ,, pomóż, nie wiem co robić!" Zaskoczyła mnie ta scena. Nie wiem czy bardziej przejęłam się tą wojną między Rossem a Rikerem, czy też zachowaniem blondynki. Obie sprawy były niepokojące i wymagały wyjaśnienia.
- Delly co się dzieje? - zapytałam, kładąc rękę na jej ramieniu. Była spięta.
- Demi, muszę ci o czymś powiedzieć. - `zaczęła, nerwowo odgarniając włosy za ucho.
- No mów. - zachęcałam przyjaciółkę. Jestem ciekawa co się stało.
- Bo Ell ma dziewczynę. - rzuciła krótko, odkładając jeden z pucharów Rossa do kartonu.
- No wiem. - odrzekłam, gładząc ją delikatnie. - A ty go kochasz. - dokończyłam półszeptem, bojąc się, że chłopak może to usłyszeć.
- Rany, rany, nie wytrzymam. Muszę to powiedzieć! - krzyknęła, chwytając szybko moją dłoń. - pocałowaliśmy się.
- O M G! No nie mów! To cudownie! - krzyknęłam uradowana. Widząc kwaśną minę blondynki, dodałam. - Ej, no co jest. Przecież to mega, super sprawa. - zapiszczałam podekscytowana.
- Ale on ma dziewczynę. - powtórzyła smutno. - No i Ossy nas widział...
- O rany! Co powiedział? - zapytałam z przejęciem.
- Wiesz... Jeżeli chodzi o resztę zespołu to... Od dawna nam kibicują i żartują, że czekają na nasze zaręczyny. - odrzekła, chowając twarz w dłoniach. Jej policzki zmieniły barwę na purpurową.
- To wspaniale! Powiedz mi jak to dokładnie było. - zaproponowałam. Również odłożyłam pamiątki Rossa do kartonu i usadowiłam się wygodnie w fotelu.
Blondynka kiwnęła głową i zaczęła opowiadać od początku.
- On cię kocha! - powiedziałam stanowczo po wysłuchaniu przyjaciółki. Ta spojrzała na mnie pytająco. - No hej, przecież to on cię pocałował, nie ty jego. To różnica. Gdyby cię nie kochał to by tego nie zrobił! Rany, jakie romanse pod tym dachem się rozwinęły. - zaczęłam znów piszczeć jak jakaś mała dziewczynka.
- No ja nie wiem Demi, a jak to było...
- Idź i z nim pogadaj. - przerwałam jej. - Nie gdybaj Rydel. Nie wiesz co czuje Ratliff. Nie będziesz przecież wiecznie go unikać.
- Masz rację. - odpowiedziała niepewnie. - A jak on chce być po prostu moim przyjacielem? Ja tego nie wytrzymam! Ten pocałunek był magiczny, nie zapomnę o tym. Nie będę mogła patrzeć jak przytula się ze Stellą. Wcześniej było mi trudno, co dopiero teraz...
- Dlatego idź do niego. Pogadajcie. Teraz jest najlepsza sposobność. Krzyki na dole ucichły, więc pewnie nikogo nie ma. - powiedziałam podekscytowana. - Delly, jesteś tam? - zapytałam, machając dłońmi przed jej twarzą.
- A wiesz co. Masz rację. Minęło dopiero kilka godzin a ja po prostu nie mogę na niego spojrzeć. Muszę się dowiedzieć co czuje... Może to mnie zaboli ale jeżeli woli Stellę to będę musiała to uszanować. - powiedziała już nieco pewniej.
- Tylko napisz do Rossa aby się nie spóźnił na ten plan no i idź do Ella. - szepnęłam, puszczając jej oczko.
Odwzajemniła gest, wyciągnęła telefon, naskrobała smsa do brata, po czym wyszła z pokoju.
- Trzymam kciuki. - szepnęłam już bardziej do siebie.
****
     Ratliff siedział w kuchni i jadł jogurt truskawkowy. Nic lepszego w lodówce nie znalazł. Rydel cicho podeszła do drzwi, kuknęła, czy to na pewno Ell i czy jest sam. Serce biło jej jak oszalałe. Stała tak przez kilka minut, wpatrując się  ostrożnie w perkusistę. Nagle stwierdziła, że to jednak nie ma sensu. Już chciała wrócić do pokoju młodszego brata, gdy usłyszała wesoły głos Ella.
- No hej, mój ty pączku. Czemu się tak chowasz? - przywitał się wesoło. - Twoi braciszkowie wyszli, armagedon już minął, nie ma się czego bać. Lodówka cała!
- Hej, Ell. - powiedziała cicho Rydel, wchodząc do pomieszczenia.
- Mówiłem, że zlew nie wytrzymał. - zachichotał, widząc zszokowaną minę swojej przyjaciółki. - Nie zdołałem go niestety ochronić. Biedak, Rik nie miał litości.
- O matko... Ale zostawmy Rika, zostawmy zlew... - zaczęła. Jąkała się, nie wiedziała w sumie jak zacząć. Gdy wychodziła z pokoju Rossa była pewna siebie, teraz jednak to wszystko gdzieś uleciało. Najchętniej to zapadłaby się pod ziemię i została tam do końca swoich dni.
- Pączku, coś się stało? - zapytał, podchodząc do dziewczyny. - Hej, nie lubię jak się smucisz. - dokończył, wykrzywiając usta w grymasie. Chwycił brodę blondynki i nieco uniósł w górę. - No mów, Ell słucha.
- Ratliff... - znów nie wiedziała jak zacząć.
- Tak, nasz pocałunek był... magiczny? - powiedział wesoło. Rydel również się uśmiechnęła bo sama użyła tego samego określenia. - No chyba, że nie był. - dodał zmieszany. - Hej, nie no był. Jak. Był. Na pewno. - mówił akcentując każdy wyraz. Blondynka zachichotała. - No! Od razu lepiej. Uwielbiam jak się śmiejesz.
- Ratt, ty masz dziewczynę. - powiedziała, przełykając ślinę. - Na pewno ją kochasz...
- Masz rację. - powiedział. Rydel momentalnie posmutniała i spuściła głowę. Ratliff znów ją lekko uniósł. - Kocham i to bardzo, wiesz? - zapytał, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - Każdego dnia uświadamiam sobie, że kocham coraz mocniej i mocniej. A co najdziwniejsze? Zrozumiałem to wszystko niedawno. Byłem głupi, że przez taki kawał czasu nie mogłem odgadnąć myśli własnego serca. Płatało niezłe figle, jednak teraz już wiem dla kogo ono bije. - powiedział, nadal wpatrując się w czekoladowe oczy blondynki, które z każdą sekundą nabierały promiennego blasku. - A bije jedynie dla ciebie, Delly. - dokończył, po czym złożył delikatny pocałunek na rozpalonym policzku dziewczyny.

 NOTKA

Joł, cześć i czołem!

Jest next, jest zabawa! Laptop płata mi niezłe figle jednak zdołałyśmy dodać Rossdział. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba :3 Końcówka taka aww *u*

No postaramy się dodać nexta w przyszłym tygodniu, jednak nic nie obiecujemy. Mamy jeszcze kilka egzaminów do zaliczenia więc niestety nauka, eh.

Dziękujemy za komentarze i witamy cieplutko nowych czytelników :D
CIACHO *U*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział XXVII

     - Ja ciebie też. - mruknął mi prosto do ucha, po czym przytulił jeszcze mocniej.
Czułam się jak księżniczka obudzona gorącym pocałunkiem swojego księcia. W końcu. Po tak długim czasie snu. ,,Oddaj się miłości, kocha cie, nie skrzywdzi... " Gdyby nie Rydel pewnie nadal spałabym pogrążona w pięknym, głębokim śnie. W śnie, w którym codziennie widuje właśnie jego. Chłopaka, którego pokochałam już od naszego pierwszego spotkania. Chłopaka, przy którym moje ciało wariuje, serce bije jak oszalałe, tętno przyspiesza, głos się załamuje a nogi odmawiają współpracy. Teraz wszelkie wątpliwości uleciały jak jakaś bańka mydlana. Nie ma, nie ma nic. Czuję jedynie przyjemne mrowienie w brzuchu, do tego jest mi bardzo gorąco, jakbym właśnie była w wulkanie. Chcę z nim być. Tu. Teraz. Na zawsze... Staliśmy tak wtuleni w siebie już kilka dobrych minut. Cisza, kojąca wszelkie rany, teraz jakby krzyczała z radości. Tylko jest jeden problem. W sumie dwa. Po pierwsze Maja. Po drugie... Ja nawet nie wiem jak się zachować, nigdy nie miałam chłopaka. Co teraz powiedzieć? Co zrobić? Nie mam pojęcia. Mówili, że to instynktowne, że kobieta wie co czynić w takiej sytuacji. Ja nie wiem. Randki, wspólne spacery, spędzanie ze sobą czasu... Ross i ja? To przecież jest niemożliwe, blondyn nie bawi się w takie głupoty. Wedle niego to są głupoty. Co ja myślę? Sama nie wiem. Wdarło się we mnie chyba lekkie zakłopotanie. Wyjdzie na jaw, że nigdy w życiu nie spotykałam się z żadnym chłopakiem. Ross może mnie wyśmiać...
- Too... - zaczął nieśmiało. Przejechał delikatnie dłońmi po moich plecach, nie miał zamiaru mnie jednak puszczać.
Hmm ale co ja wyczuwam? Nie tylko ja tutaj jestem zakłopotana. Czyżby nagle stracił wiarę w swoje dominujące zachowanie? Coś czuję, że gramy na tych samych falach. No i znów mamy wspólny problem.
- Too... - powtórzyłam. Wiem, to głupie. Ale nie miałam pomysłu na dalszą rozmowę. Panika gubi człowieka.
- No, ty i ja... - próbował dokończyć, jednak w tej samej chwili wpadł do klasy woźny z panią Pomoll.
- To Ross jak ci... Co tu się dzieję? - zapytała z niedowierzaniem nauczycielka.
Miała tak wybałuszone oczy, że myślałam, że zaraz wylecą jej z orbit.
- Sprzątam. - odrzekł oschle blondyn, lekko się ode mnie odsuwając.
Nadal stałam naprzeciwko niego. Był wyraźnie zniesmaczony tym nagłym najściem. Ja również. Właśnie mieliśmy przełamać dzielącą nas barierę do końca, a tu przylatuje ta babka i wszystko psuje!
- Przecież kwiatków nie zbieram. - burknął ponownie, widząc zaskoczoną minę profesorki.
- Panno Demetrio. - zwróciła się do mnie, ignorując docinki blondyna. - Miała pani pomóc sprzątać a nie urządzać sobie tutaj towarzyskie spotkanie. - dokończyła, akcentując słowo ,,towarzyskie". Nadal miała minę jakby zobaczyła ducha.
A my nadal byliśmy do siebie przytuleni! Odskoczyłam szybko od Rossa, ten widok faktycznie mógł wywołać u profesorki ogromne zdziwienie.
- Tak, tak. Pomagam, tylko właśnie...
- Pff, miałem sprzątać więc sprzątam. Czego znów chcesz? - fuknął blondyn, przerywając moją wypowiedź.
Szturchnęłam go lekko w biodro, posyłając jednocześnie spojrzenie typu ,,weź się uspokój!". Jego postawa i ton głosu na pewno nie sprawią, że kara będzie mniejsza. Jeszcze mu dołożą jakieś roboty publiczne.
- Może grzeczniej panie Lynch? Mam zadzwonić do pańskiego brata? - powiedziała niezadowolona.
- A dzwoń se. - burknął, marszcząc brwi.
- Czyli rozmowa do niczego nie doprowadziła? Nadal masz zamiar się tak zachowywać? Wiesz co cię czeka, prawda? - zapytała z wyraźnym tryumfem w głosie. - Nie pozwolimy ci napisać matury. Jeżeli tak dalej pójdzie, zostaniesz zawieszony ponownie. No i tym razem, prośby twojego rodzeństwa nie wystarczą, aby cię z tego zwolnić.
- Ta wasza głupia matura nie jest mi do niczego potrzebna. - chrząknął pod nosem.
Widziałam narastającą złość w jego oczach. Mógłby nimi zabić. Dosłownie. Aż kipiał z wściekłości.
- Twój wybór. Jedynie pamiętaj, że kolejny raz już nie pójdzie ci tak łatwo. To, że jesteś gwiazdą nie upoważnia cię do takiego zachowania. - fuknęła groźnie, rozglądając się po pomieszczeniu. - Teraz zrobimy tak. Demetria, ty zostaniesz tutaj i będziesz kontynuowała sprzątanie. - powiedziała, kierując wzrok na mnie. - Ty Ross, pójdziesz z panem woźnym do piwnicy. Zapchała się tam jedna z rur, pomożesz ją odepchać. - dokończyła, mierząc chłopaka pogardliwym spojrzeniem.
- Co? - oburzył się nastolatek. - Nie będę robił czegoś takiego!
- Czyli wolisz spędzić dodatkowe kilka miesięcy sprzątając szkolne toalety? Dobrze. Twój wybór. - odrzekła z lekkim uśmiechem.
Chłopak jedynie zacisnął pięści, zdawało mi się, że ma ogromną ochotę jej przyłożyć. No ale muszę zadziałać.
- Idź, ja posprzątam. Najwyżej jutro dokończymy. - powiedziałam wesoło, posyłając blondynowi ciepły uśmiech.
Odwzajemnił go. Temperatura mojego ciała znów podskoczyła o kilka stopni. Ross natomiast spojrzał się morderczo na profesorkę i skierował w stronę wyjścia.
- Pff. - burknął z niesmakiem. - To gdzie ta piwnica?
- Demetria, ty możesz skończyć o której chcesz. Ross tu troszkę posiedzi. - powiedziała zadowolona kobieta, poprawiając małe okulary na swoim krzywym nosie.
- Tak, proszę pani. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Profesorka jeszcze raz rozejrzała się po sali, po czym wyszła z pomieszczenia niczym dama dworu. Wiedziała jak upokorzyć Rossa. Może nie jest najlepszym uczniem ale to chyba przegięcie. Blondyn powędrował za nią. Poczułam lekki zawód, w takiej chwili akurat musiała przyjść! Ale może to dobrze dla mnie? Przygotuje się jakoś do tej rozmowy? Ehh, sama nie wiem. Obserwowałam chłopaka do momentu aż zniknął za zakrętem korytarza. Już miałam zabierać się do sprzątania, gdy zaczął wibrować mój telefon. Wyciągnęłam z myślą, że to Ross. Myliłam się, to była Rydel. Odebrałam.
- No cześć. - walnęłam na szybko. Nadal miałam przyspieszony oddech. To od tych emocji, od pocałunku.
- Deeemi? - powiedziała przeciągle. - Co tam porabiacie, taka zdyszana jesteś!
- CO? Menda! - krzyknęłam, jednak po chwili się zaśmiałam. - Aktualnie to próbuje wspiąć się na drabinę i zeskrobać resztę zielonego gluta, który zwisa mi nad głową.
- Okey... Nie brzmi przyjemnie. No ale opowiadaj! Co tam? No wiesz, co tam u WAS? - zapytała z przejęciem, podnosząc głos przy końcówce wypowiedzi.
- Nie teraz, później ci powiem. - odpowiedziałam cicho.
Tak naprawdę nie wiedziałam co dokładnie mówić. Nie dokończyłam rozmowy z Rossem.
- Aaaa jest z tobą Ossy. - powiedziała półszeptem. - Ok zdzwonimy się! - zapiszczała jak mały ratlerek.
- Nie do końca, ale tak, zdzwonimy się! Muszę spadać ogarnąć sytuację! Pa - powiedziałam szybko, po czym się rozłączyłam.
Następnie wzięłam do ręki szmatkę i wdrapałam się na drabinę. O rany, ten pocałunek był taki... przyjemny. Mój pierwszy taki całus... Nadal czułam na swoich wargach jego usta. Były takie mokre i ciepłe... A jego język, delikatnie drażniący moje podniebienie... Na samą myśl czułam dreszcze. Nagle znów poczułam wibrowanie telefonu. Tym razem sms. Nieznany numer. Szybko odczytałam. ,,Nie rozczulaj się tak. Blondynek niech się trzyma na baczności". Chwilkę wpatrywałam się w ekran. Próbowałam przetrawić jakoś ten dziwny tekst. Byłam jednak tak przejęta mną i Rossem, że nie myślałam trzeźwo. Postanowiłam zignorować tą wiadomość. Pocałunek działał na mnie o wiele bardziej niż alkohol. Neurony postanowiły sobie zrobić wolne i żadne info nie przeszło przez mój mózg. Był pusty. Nie mogłam odpędzić od siebie myśli o tym, co zaszło kilka minut temu między mną a blondynem.

****
CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ

     Rossa nadal nie ma. Ile czasu zajmuje odetkanie rury! Ja zdążyłam już posprzątać połowę sali, jestem już zmęczona. Do tego chciałabym jeszcze odwiedzić Majaka. Dzwoniła do mnie jej mama i prosiła abym wpadła. No nic, zostawię blondynowi karteczkę. Pani Pomoll wyraźnie powiedziała, że on posiedzi tutaj dość długo. Chciałabym mu pomóc ale palce tak mnie bolą od skrobania tych zielonych glutów, że chyba mi zaraz odpadną. Dokończymy sprzątanie jutro. Razem. Wyszukałam w biurku jakąś małą kartkę i długopis, po czym napisałam krótką wiadomość dla blondyna.,,Przepraszam. Musiałam już wracać. Maja jest w szpitalu, jest już późno a ja chciałam ją jeszcze dzisiaj odwiedzić. Zadania z matmy masz zrobione. Demi." Rozejrzałam się jeszcze po sali. Ktoś musiał zrobić niezłą mieszankę wybuchową. Sporo roboty jeszcze z doprowadzeniem tego miejsca do porządku. Trudno, obiecałam, że pomogę to pomogę. Zostawiłam liścik w widocznym miejscu, po czym wyszłam z budynku. Skierowałam się od razu w stronę szpitala.

****
     -
Hej. - przywitałam się nieśmiało, wchodząc do sali w której leżała Maja.
Widząc mnie, szybkim ruchem schowała jakąś kopertę do szafki. Kilka sekund wcześniej próbowała ją otworzyć.
Co tam miałaś? - zapytałam, przysiadając na rogu łóżka.
Maja w sali była sama. To dobrze, będziemy mogły sobie w końcu szczerze pogadać.
- Eee, nic takiego. - powiedziała speszona, nerwowo zerkając na szufladkę.A lepiej powiedz co tam u ciebie?
- U mnie nic nowego, lepiej powiedz jak ty się czujesz? Co się stało w szkole? Źle się poczułaś? - zapytałam troskliwie, próbując zignorować tą dziwną kopertę.
- Zemdlałam. Może zjadłam coś nieświeżego. - odrzekła cicho po kilku minutach.
Znów to robi. Dlaczego ona nie chce mi się zwierzyć ze swoich problemów? Zawsze przecież wspierałyśmy się nawzajem. Teraz jakieś dziwne przekręty, matactwa, kłamstwa. Chcę aby w końcu stanęła na nogi, aby było tak jak dawniej. Ona wszystko utrudnia. Ale dlaczego?
- Maja, możemy porozmawiać tak jak robiłyśmy to kiedyś? Bez żadnych kłamstw... - nagle urwałam.
Jak to? Przecież ,,kiedyś" właśnie karmiła mnie samymi bluźnierstwami. Nie mówiła mi prawdy. Teraz powinnyśmy raczej pogadać inaczej niż dotychczas. Maja spojrzała się na mnie błagalnym wzrokiem. Nie mogłam jednak odczytać czego ona teraz ode mnie oczekuje. Nagle jej oczy się zaszkliły, po kilku sekundach wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Nie miałam serca tak siedzieć bezczynnie. Przytuliłam ją do siebie jak najocniej umiałam.
- Nie ma o czym tu gadać! Ja umrę i to już niedługo! - krzyknęła nagle, wymachując rękoma jak jakaś opętana.
- Nie masz się o co martwić. - próbowałam ją jakoś pocieszyć.
- Ale to nie ma sensu, Demi! To nie ma sensu bo ja i tak umrę! - nadal wydzierała się na cały głos. - Erick mnie zostawił, rodzice są załamani, ty mnie nie chcesz znać! Nie mam już nikogo Demi...
- Nie mów tak! Jak to nie masz nikogo? Jestem tu, widzisz? Jestem tu dla ciebie. Próbuję pomóc, problem w tym, że to ty nie chcesz ze mną współpracować. Do tego znam kogoś kto będzie nas dodatkowo wspierał. - wypaliłam prawie, że na jednym oddechu. Myślałam, że zaraz to i ja zemdleję.
- Yy nie przeszkadzam? - mruknął ktoś za moimi plecami. Głos był bardzo znajomy, do tego zapach cytryn.
- Ross? Co Ty tu robisz? - poderwałam się z miejsca jak oparzona. Zaskoczył mnie.
- Zostawiłaś kartkę, że jesteś w szpitalu. Przyjechałem. - bąknął cicho, spoglądając na płaczącą dziewczynę.
- Ok ale... chciałabym pogadać z Majakiem na osobności. Możesz na mnie poczekać przed salą? - zapytałam niepewnie. Dopiero przyszłam, chcę być z czarnowłosą sam na sam.
- Yhym... - jęknął, po czym wyszedł z sali.
- Co on tu w ogóle robił, co? - powiedziała z pogardą Maja gdy Ross zniknął za drzwiami. - Chyba nie wmówisz mi, że to jest właśnie ta osoba co będzie nas wspierać!?
Nas pewno nie. Mam nadzieję, że chociaż mnie.
- Nie... - wyszeptałam cicho. - Obiecuję ci, że z tego wyjdziesz. - powiedziałam półszeptem, obejmując, nadal płaczącą przyjaciółkę.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, jednak do sali wszedł lekarz i zabrał Majaka na badania. Zdeklarowałam, że odwiedzę ją również jutro. Zła nie była ale zachwycona również nie... Odprowadziłam przyjaciółkę wzrokiem, po czym stanęłam naprzeciwko Rossa i totalnie mnie zamurowało. Nie wiedziałam co zrobić. Przytulić? Pocałować? Walnąć w ramię po przyjacielsku? Totalnie potrzebuje rad, eh co ze mnie za dziewczyna!
- Co jej niby się stało? - zapytał, chwytając delikatnie moją dłoń. - Dlaczego ma niby umrzeć?
- To długa historia Ross, nie chcę o tym gadać. - odpowiedziałam niepewnie. Myśl, że z nią spał nadal mnie troszkę martwi.
- No ok... A co do tego... - zaczął, patrząc mi w oczy. - Ymmm podwieźć cię do domu?
Jemu też jest trudno. I to cholernie trudno. Jakby nagle nie umiał ze mną rozmawiać. Może nie wierzy w to, że jesteśmy parą? Bo chyba jesteśmy. Chyba.
- Skoro już pan Moon skończył czyścić rurę w szkole to może mnie podrzucić. - powiedziałam z uśmiechem.
On jedynie go odwzajemnił i zaczął iść w stronę wyjścia.
- Nie idziesz? - dopytywał, widząc, że nie ruszyłam się z miejsca.
- Jasne, idę, idę już. - uśmiechnęłam się.
Zagapiłam się na Majaka. Nie wygląda dobrze. Miałam powoli wszystko wyjaśniać a aktualnie nie wiem w sumie nic nowego. Pomachałam jej na pożegnanie jak lekarz zamykał drzwi od sali, po czym pomaszerowałam w kierunku blondyna.
- Hej Ross... - zaczęłam, dobiegając do chłopaka. Szliśmy już równo. - Powracając do tego dziecka. Ostatnio coś mówiłeś, że słabo rozmawiałam z Majakiem. Możesz mi to teraz wyjaśnić?
- Same se pogadajcie na ten temat. Skoro to twoja przyjaciłka to niech ci powie z kim sypia. - odburknął, po czym przyśpieszył kroku.
- Emm, tak się składa, że byłeś jedną z tych osób. - powiedziałam troszkę niepewnie. Nie jestem w stanie przewidzieć jak zareaguje. Ostatnio prawie złamał mi nos.
- Kurde, skąd miałem wiedzieć, że to twoja przyjaciółka? - zaczął oskarżycielsko.
- Hola, to jakbyśmy się nie znały to uważasz, że wszystko byłoby ok? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Nie, chyba. Nie wiem. Rany, daj mi spokój. - burknął, otwierając mi drzwi od samochodu.
Wsiadłam, zapięłam pasy i założyłam ręce na piersi. Ross usiadł na miejscu kierowcy. Odpalił samochód, wrzucił pierwszy bieg i ruszył z piskiem opon. Przez kilka minut w aucie panowała głucha cisza.
- Może włączysz chociaż radio, co? - zapytałam nieco ironicznie.
- Ta cała Maja jest na coś chora? - odezwał się, włączając muzykę.
- To sprawa między mną, a nią. - bąknęłam, odwracając głowę w drugą stronę. - Poradzimy sobie. No i jak możesz to w sumie zatrzymaj się koło twojego domu. Muszę iść do koleżanki po kilka zeszytów. Mieszka obok ciebie.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? - dopytywał, ignorując moją wypowiedź.
- Ty też nie chcesz mi powiedzieć nic o dziecku! - już zaczął mnie lekko denerwować.
- Powiedziałem. Nie jest moje. -odrzekł sucho.
- Skąd ta pewność? - fuknęłam niemiło.
- Po prostu wiem. - burknął. - Heh w sumie ta Maja... Niezłe z niej ziółko. A ty nadal chcesz jej pomagać? Kłamie jak z nut a ty wciąż się nad nią litujesz. - powiedział wesoło, poprawiając blond grzywkę.
- Jak to? Kurcze, wiesz o czymś o czym nie wiem ja i nawet nie raczysz mi powiedzieć co to. - oburzyłam się. Powoli miałam już dość tych tajemnic.
- Wielkie przyjaciółki od siedmiu boleści. - zaśmiał się. - Niech ci sama powie. Ale ja na twoim miejscu pogadałbym raczej z lekarzami co jej jest. Ona potrafi nieźle namącić. Wiem po sobie. Ale posłuchamy sobie jej kłamstw już w środę.
- A co jest w środę? - zapytałam zdezorientowana. Próbowałam wyłapać coś z jego wypowiedzi, jednak nie szło mi to najlepiej.
- No idziemy do sądu? - powiedział jakby to było oczywiste.
- O rany! Faktycznie... Ja kiedyś zginę, norlamnie zginę. - burknęłam jakby do siebie, oparłam się wygodnie o siedzenie i czekałam aż dojedziemy.
- Tsa.. - mruknął. - Gdzie ona mieszka? Podwiozę cię.
- Zaparkuj u siebie, po co masz nawracać kilka razy. Dojdę. - odpwoiedziałam, wpatrując się za szybę.
- Dojdziesz...? - powiedział półszeptem, podgryzając dolną wargę. - Chciałbym.
Co za gbur. Nic nie odpowiedziałam, przewróciłam jedynie oczami. Ross szturchnął mnie lekko w kolano.
- Rany, żart. - powiedział nieśmiało, parkując samochód.
- No już ok, ok. - mruknęłam cicho. - Faceci...

****
W tym samym czasie. Dom Lynchów.

     - Moja kochana księżniczko, zrobiłabyś swojemu bardzo głodnemu księcu coś do amku? Jakaś kolacyjka, późny obiad czy tam bardzo późne śniadanie? - zapytał zabawnie Ell, uderzając widelcami o stół.
- Ciii! Nie ma teraz na to czasu. - skarciła przyjaciela, wychylając głowę za zasłonkę.
- Rydel, pączku ty. Siedzisz przed tym oknem już cały dzieć. Ell jest głodny. - mruknął niezadowolony.
- Ell ma rączki to sobie sam coś zrobi. - odburknęła blodnynka.
- Ale Ell nie umie! - krzyknął zniesmaczony.
- Zaraz powinni być, Ossy pisał, że już skończył sprzątać. - powiedziała Rydel, bombardując perkusistę wesołym spojrzeniem.
- Czatujesz na tego biedaka jak myśliwy na swoją ofiarę. - zaśmiał się chłopak. - A może tak upolujesz mi jakąś kanapeczkę z szyneczką, serkiem...
- O już są! - krzyknęła uradowana Rydel, ignorując prośby przyjaciela.
- Jej! - odpowiedział Ell pełen entuzjazmu. - To teraz możesz ich obserwować jak prawdziwy szpieg! To nie Ross powinien dostawać role w filmach, tylko ty! Dostałabyś tyle oskarów, że szkoda gadać! A Ell niech tu umrze z głodu!
- Oj cicho Ratliff! - walnęła przyjaciela ścierką w głowę. - Ooo wysiadają! - mruknęła podekscytowana Rydel.
Perkusista jedynie przejechał dłonią po swojej twarzy i usiadł na wcześniej zajmowane miejsce.
*w tym samym czasie*
- Ee, jest późno już. Jak wyjdziesz od tej znajomej to przyjdź, odwiozę cię do domu. - powiedział blondyn, trzymając mnie za rękę.
- O matko! Trzymają się za dłonie, Ell! - piszczała blondynka, przytulając chłopaka który akurat przechodził obok. - Jakie to urocze!
- Poradzę sobie Ross. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Nie wątpię. Ale jest późno, Matt nie siedzi w więzieniu soł, przyjdź. Albo napisz smsa, ja przyjdę. - mruknął. Stanął naprzeciwko mnie i chwycił moją drugą dłoń.
Znów poczułam motylki w brzuchu.
- Co? On jest na wolności? Nie wiedziałam. - nieco się wystraszyłam. Byłam pewna, że siedzi za kratami.
- Dlatego cię odwiozę, jasne? - powiedział, gładząc opuszkami palców moje ramiona.
- Jasne. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Dzięki.
Blondyn nic już nie mówił. Objął mnie w pasie, przechylił głowę lekko w prawo i zaczął się do mnie przybliżać. Moje serce momentalnie przyspieszyło.
- Rany, rany! On ją pocałuje, Ratliff, on ją pocałuje! - krzyczała rozpromieniona blondynka, tarmosząc swojego przyjaciela.
- Tylko spokojnie, Rydel, oddychaj! Oddychaj! Albo nie. W sumie, mogę ci udzielić pierwszej pomocy. Niedawno ukończyłem kurs! - zaśmiał się, wypinając dumnie pierś do przodu.
- Ciii!! Zaraz będzie kiss! - zapiszczała.
Blondyn powoli przysuwał się do mnie. Jakby z obawą, że się zaraz odsunę. Ale nie miałam takiego zamiaru. Przejechałam opuszkami palców po jego karku, przybliżyłam się do niego i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Trwał on kilka sekund, jednak Ross zdążył mnie mocno przytulić. Odwzajemniłam gest.
- Dobra to ja idę, powinnam już u niej być. - powiedziałam z uśmiechem. - Nie lubię się spóźniać.
- Jasne. - szepnął. Mimo to nadal trzymał mnie w ramionach. Po chwili jednak mnie puścił. - Tylko napisz tego smsa.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i skierowałam do domu koleżanki.
- Pocałowali się! - krzyknęła Rydel, wtulając się w perkusistę.
- Przeżywasz to gorzej niż mrówka okres. - zaśmiał się Ell, obejmując blondynkę ramieniem.
- Bo ja kocham miłość! To takie urocze. No a oni są sobie przeznaczeni, nie powiesz mi, że nie? - powiedziała naburmuszona.
- No nie powiem, że nie. - odrzekł z uśmiechem.
- No co, cieszę się. - burknęła Rydel, widząc minę swojego przyjaciela. - Ossy ma dziewczynę, Ossy ma dziewczynę! - zaczęła nucić pod nosem. - Super, co nie? - mruknęła, odwracając twarz w stronę Ella. - Tylko jak przyjdzie to nie rób scen! Zachowuj się normalnie!
- Heh, nie musisz się o to martwić. - wymamrotał, delikatnie przysuwając dziewczynę do siebie.
Ich spojrzenia się spotkały. Trwali w uścisku, dzieliło ich jedynie kilka centymetrów. Blondynka czuła na sobie oddech perkusisty. Była troszkę zdezorientowana jednak nieśmiało objęła chłopaka za kark i przechyliła głowę nieco w prawo. Chłopak zrobił to samo, ich usta dzieliły jedynie milimetry. Rydel się zawahała i lekko odsunęła, jednak Ell szybkim ruchem złączył ich wargi w delikatnym pocałunku.
- Łohohoh, nie przeszkadzam? - powiedział Ross, wchodząc do kuchni. - Emm, przeszkadzam?
Para odskoczyła od siebie w mgnieniu oka.
- Ossy, to nie tak. - zaczęła panikować Rydel.
- Jasne, jasne. Wiem. - odrzekł z ogromnym bananem na twarzy. - No w końcu stary. - chrząknął, przechodząc obok skołowanego Ella.
Ten jedynie kiwnął głową i usiadł na krzesło. Blondyn podszedł do szafki kuchennej i wyciągnął z niej szklankę.
- Czyli jednak przeszkadzam? - zapytał, nalewając sobie wodę cytrynową, jednocześnie przerywając ciszę, która nastała, po tym, jak nastolatek wparował do pomieszczenia.
- Ale ale! Ossy my już wiemy! - krzyknęła blondynka, chcąc szybko zmienić temat.
- Wiecie? - zdziwił się chłopak. - No i... Wszystko ok? - dopytywał z niedowieżaniem.
- Tak, tak, tak! - Rydel krzyczała jak opętana.
- Ooo, szczerze to nie spodziewałem się takiego entuzjazmu z waszej strony. - odparł zaskoczony, popijając wodę.
- Jak to, powiedz Ell, powiedz! Cieszymy się, wszyscy! - wybuchnęła blondynka, klepiąc perkusistę w ramie.
Chłopak jedynie pokiwał twierdząco głową
- No to dobrze, a Ally tak się bała. - mruknął, nalewając sobie kolejną porcję.
- Ally? Ale czego miała się bać? - zapytała zaciekawiona Rydel.
- No waszej reakcji, a Rika to już w ogóle. Informacja, że zostanie tatusiem mogła go nieco zdołować. - odpowiedział nastolatek.
Blondynka i Ell aż wybałuszyli oczy ze zdziwienia. Perkusista nawet upuścił sztućce, które mimo braku jedzenia, nadal trzymał w dłoniach.
- Co powiedziałeś? - krzyknął Riker, wchodząc do kuchni. Za nim stała wystraszona Ally.
Spojrzała się na Rossa i momentalnie łzy napłynęły jej do oczu.
- No, że ty... - przerwał, widząc zaszklone oczy dziewczyny. - Jaka klapa. - szepnął już do siebie.
- To prawda? - zapytał rozgniewany Riker, patrząc na swoją wybrankę. - Dlaczego mi nie powiedziałaś! - krzyknął.
- Weź się opanuj, co? - wtrącił się Ross, widząc błagalne spojrzenie brunetki.
- Ty się nie wtrącaj. - fuknął basista, odpychając od siebie brata. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, co? Mowę ci odjęło? - burknął w kierunku swojej dziewczyny.
Ta nadal milczała.
- Kurwa no odpowiedz! - wybuchnął Riker.
- Zamknij ryj może co? Stonuj do cholery! - wtrącił się Ross po raz kolejny. Chwycił brata za koszulkę aby go nieco uspokoić.
Dziewczyna speszona wybiegła z domu.
- Ally, zaczekaj! - krzyknął Ross, ona jednak zaczęła biec przed siebie i nie zwracała uwagi na nic.
- No co tak stoisz, idź do niej i ją przeproś! - fuknął w kierunku starszego brata.
- Dlaczego ty wiesz o takich rzeczach a ja nie, do cholery! - oburzył się basista, szarpiąc młodszego.
- A się dziwisz, że ci nie powiedziała, jesteś tępym pustakiem, boi się ciebie. - krzyczał, próbując stawić czoło basiście. Bezskutecznie, był silniejszy.
- Powiedział ten co łazi po burdelach. Idiota. - burknął, zadając bratu cios w żebra.
- Riker! - wtrąciła się blondynka. - Zostaw go!
- Co Riker, kurwa! - krzyczał zdenerwowany nadal szarpiąc Rossa.
- Nie łażę po burdelach, to po pierwsze. Po drugie to ty tutaj jesteś idiotą. Po trzecie nie wiem co tu nadal robisz. Twoja dziewczyna właśnie wybiegła z domu. Powinieneś za nią pobiec a nie mnie wkurwiasz! - bąknął, siłując się z bratem.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - oburzył się najstarszy, zamachnął się i po kilku minutach Ross leżał na ziemi.
- RIKER! Co ty robisz! - krzyknęła Rydel, podbiegając do najmłodszego członka zespołu.
- Należało mu się. - bąknął, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Nic ci nie jest Ossy? - zapytała troskliwie Rydel. - Ell, zadzwoń na pogotowie!
- Nie, nie trzeba nic mi nie jest. - powiedział Ross, ocierając twarz od krwi.
- Mówiliście, że wszyscy się cieszą! Co to miała być za szopka? - mruknął niezadowolony.
- Chodziło nam o ciebie i Demi, że no wiesz, cieszymy się, że jesteście razem... Nic o Riku nikt nam nie mówił. - powiedziała cicho Rydel.
- Do teraz. - burknął niemiło Ross. - Schrzaniłem, kurwa. Myślałem, ze chodzi wam o ciąże. Czy w tym domu ciągle muszą być kłótnie? - zapytał zdenerwowany. Nie czekając na odpowiedź, wstał i skierował się do swojego pokoju.
- No i znowu to samo. Ja nie wytrzymam. - powiedziała Rydel, odprowadzając młodszego brata wzorkiem, jednocześnie wtulając się w Ella.

****
     - Dzięki ci bardzo, to do jutra! - pożegnałam się z koleżanką, po czym wyszłam z jej domu.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, już miałam dzwonić do Rossa, gdy ktoś mocno mnie szarpnął. Wylądowałam na ziemi. Komórka wypadła mi z rąk.
- Halo? - odezwał się Ross.
- Aaaaaaa! - zaczęłam krzyczeć.
Nie wiedziałam co się dzieję. Nagle usłyszałam znajomy głos tuż przy swojej szyi.
- Ciii kochanie, nie bój się. Pójdziesz ze mną. Nic ci nie będzie, musisz jedynie współpracować.
To był Matt, zakneblował mi dłonie i przyłożył nóż do gardła.
- Demi, halo, jesteś tam? Co się stało? - dopytywał blondyn.
- RATUNKU! - krzyknęłam ile sił w płucach.
Nagle poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Straciłam panowanie nad swoim ciałem, zamknęłam oczy i lekko osunęłam się na ziemię.
- DEMI?! DEMI?! - krzyczał nadal nastolatek.

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Przepraszamy za takie długie opóźnienie z rossdziałem :C Miałyśmy masę pracy na uczelni, teraz ostatnie zjazdy a najwięcej nauki! Eh, zebrało im się na egzaminy. Za dwa tygodnie mam kolejne 3 zaliczenia, Maja ma 2. Będziecie musieli znów nam wybaczyć jak rossdział pojawi się nieco później. Potem wakacje, plaża, randki, nieco pracy no i znów nexty będą rzadziej. Ale w tak gorące dni nie można siedzieć przy lapie! Korzystać z życia, bawić się :D Imprezy! jej :D Ale o blogu będziemy pamiętać i w wolnym czasie naskrobiemy cosik :D

Mamy nadzieję, że ten rossdział Wam się spodoba :3 Poprawiałyśmy go kilka razy i jakoś nadal nam tu czegoś brakuje xD No nic, tak jest i tak musi zostać.

Dziękujemy za komenatrze, jest ich coraz więcej. Cieszymy się z tego jak dzieciak z lizaczka ;p

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział XXVI

      - Ross zaczyna dziś po lekcjach. W czasie przerw również może pan poprosić go aby coś posprzątał, przyniósł, czy też przy czymś pomógł. Jest do pana pełnej dyspozycji. - powiedziała z tryumfem nauczycielka, patrząc pogardliwie na wściekłego nastolatka.
W tym samym czasie po klasie przeszły ciche szepty i śmiechy. Ale dlaczego Ross ma sprzątać z woźnym? Popatrzyłam na niego, jednak był w takim stanie złości, że wolałam się nie odzywać. Był czerwony jak burak. Dosłownie. Karcił spojrzeniem każdego, kto próbował z niego szydzić. Role się odwróciły? Pani Pomoll czekała na jego odpowiedź, blondyn jednak tylko fuknął niemiło i nie miał zamiaru w ogóle spojrzeć na woźnego.
- Mam rację, Ross? - dopytywała, chcąc go bardziej upokorzyć.
Chłopak wziął głęboki oddech, zamknął oczy i zacisnął pięści. Po chwili jednak postanowił odpowiedzieć.
- Tak. - rzucił krótko.
Było to takie suche, że aż zachciało mi się pić. Do tego było to wysycone złością po brzegi. Aż sama podskoczyłam na krześle z przerażenia. Dziwne, że w tak krótkim stwierdzeniu, kryło się tyle jadu. Po klasie znów przeszły ciche śmiechy.
- Dobrze to po lekcjach przyjdź do mnie. Dam ci sprzęt i posprzątasz salę chemiczną. Ktoś w piątek na zajęciach dodatkowych zrobił jakąś dziwną miksturę, która wybuchła i zabryzgała wszystko dookoła. - zaczął, grzebiąc w kieszeni od swoich roboczych spodni. - Wszystko już zaschło, do tego trzeba wspiąć się na drabinę aby wyczyścić sufit. Mi zajęłoby to tydzień, tobie jedynie kilka dni, jesteś młodszy. - dokończył, trzymając w ręku pęk kluczy.
- Kilka dni? - oburzył się nastolatek, patrząc z wyrzutem na nauczycielkę.
- Tak. W sumie... Skoro ktoś zechciałby ci pomóc to ...
- Ja mu pomogę! - krzyknęłam, wstając gwałtownie z miejsca.
Bum. Czułam się jak skazaniec wystawiony na obelgi innych. Cała klasa się śmiała, niektórzy to nawet położyli się na podłogę, trzymając się za brzuch. Miałam wrażenie, że ściany drżą pod wpływem ich głośnych wrzasków. O co im chodzi...?
- CISZA! - pani Pomoll próbowała wszystkich uspokoić. Bezskutecznie. - Zaraz dołączycie do waszego kolegi, chcecie? - zapytała z przekąsem, patrząc na każdego po kolei.
Momentalnie był spokój. Blondyn kiwał z niedowierzaniem głową i schował twarz w dłoniach. Coś niezręcznie, unikał mojego spojrzenia.
- Dobrze, skoro tak to przyjdźcie razem. - starszy mężczyzna uśmiechnął się i wyszedł, miętoląc pęk kluczy w ręku.
Usiadłam na miejsce i spojrzałam się na blondyna. On jednak nadal miał twarz zakrytą dłońmi. Nauczycielka przygotowywała materiały na dziś więc miałam sposobność aby go jeszcze zagadać.
- Hej o co chodzi? Dlaczego masz sprzątać? - zapytałam najciszej jak umiałam.
W momencie gdy przybliżyłam się do niego, aby mnie usłyszał, po klasie znów przeszła fala szeptów.
- Nie twój interes. - warknął. - Nie przyłaź.
- Dlaczego? Nie pamiętasz? Jesteśmy przyjaciółmi... - mruknęłam, oczekując jego reakcji. - Przyjaciele sobie pomagają. - dokończyłam, widząc, że on nie ma zamiaru się odzywać.
- Wiesz, coś kiepsko sobie tych przyjaciół dobierasz. - fuknął. Wziął kartkę i długopis w dłonie i wyczekiwał pytań.
Dlaczego on tak uważa? Pewnie chodzi mu o Majaka... Chciałam już ją wybronić, jednak ktoś rzucił pomiętoloną kuleczkę z papieru na biurko Rossa. Chłopak wziął ją do ręki i rozłożył. Ukradkiem zauważyłam, co tam pisało. ,,To co, kolejny wywiad ty i Demi hahah". OMG no tak! Dlatego tak dziwnie się zachowują! To leciało w TV na żywo, on powiedział moje imię...
- Ross słuchaj...
- Ross do pierwszej ławki. - przerwała mi nauczycielka. - Weź tylko kartkę i długopis.
Blondyn wykonał polecenie profesorki. Po napisaniu, został w przodzie. Szkoda, chciałam z nim porozmawiać. Trudno, postanowiłam się skupić na lekcji, dawno mnie na nich nie było.

     Po zajęciach również nie mogłam go złapać. Do tego wszyscy się na mnie patrzyli. Dziwnie się czułam. Kurcze, problemy w szkole miały zniknąć! Tymczasem jest ich coraz więcej. Usiadłam na ławkę przed klasą i próbowałam skupić się na notatkach. Byłam jednak miażdżona wzrokiem dosłownie z każdej strony. Byłam speszona, nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Po chwili jednak spakowałam swoje rzeczy i zeszłam na parter poszukać Majaka. Zapytam jak się czuje, przynajmniej ona nie będzie tak przenikliwie na mnie patrzeć. Zauważyłam tam grupkę uczniów. Zaciekawiona, co się stało, postanowiłam podejść. To co tam zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg. W środku kręgu leżała nieprzytomna Maja, wokół niej kilku medyków. Zrobiło mi się słabo. Nie, nie! Wystraszona, zaczęłam powolnymi krokami się cofać. Całe moje ciało przeszły okropne dreszcze, łzy napłynęły do oczu. Po chwili lekarze wynieśli ją na noszach do karetki, która stała przed szkołą. Chciałam za nią pobiec, pomóc jednak strach był silniejszy. Odwróciłam się szybko i pobiegłam z płaczem na górę. Wbiegłam do pierwszej lepszej łazienki. To był błąd. Chciałam się zaszyć w cichym kącie, wyciszyć umysł, pomyśleć. To co tu zobaczyłam totalnie mnie przybiło. Ross, liżący się z jakąś niunią... Moje życie nie ma sensu. Całował ją dość nachalnie, błądząc rękoma pod jej koszulką. Miał racje, przyjaciół dobieram sobie fatalnie. Osunęłam się na podłogę i wybuchnęłam niepohamowanym płaczem.
- DEMI?? - krzyknął Ross, szybko odklejając swoje ciało od ciała tej dziewczyny. - To nie tak...
- Nie przeszkadzaj sobie! Pieprzcie się, a co tam! Po to tu jesteś i miziasz się z tą dziwką! - nie mogłam już wytrzymać.
Para spojrzała po sobie. Ross miał przestraszony wzrok i minę typu ,, O cholera, wpadłem!". Szatynka natomiast, widząc, że blondyn do mnie podchodzi, wyszła z grymasem na twarzy.
- Tak, serio to tu jestem aby sprzątnąć.... - mruknął. Widząc, że mnie to nie bawi, ukucnął naprzeciwko mnie. - To nie tak...
- A jak! Jesteś okropny! Odejdź, nie dotykaj mnie! Kłamca! - rzucałam w niego obelgami jak jakaś maszyna.
- Ja? To ty mnie olałaś, co mam biegać obok ciebie z kwiatkami i czekoladkami, klękać na kolanach i błagać abyś ze mną była! Nie jestem idiotą! - oburzył się.
Poczułam ostre ukłucie w sercu. Nie dlatego, że mnie zranił. Dlatego, że miał rację... Nie myśląc za dużo, wstałam i szybko wybiegłam z łazienki. Nie chciałam się przyznać do błędu. Już kolejny raz.
- Gdzie idziesz? - krzyknął za mną.
Nie miałam zamiaru odpowiadać, sama nie wiem gdzie biegnę. Przed siebie i już. Blondyn ruszył za mną, czułam to. Przyspieszyłam.
- Zaczekaj! - darł się wniebogłosy. - No mówię abyś poczekała!
- Ross, a ty gdzie się wybierasz? - zapytała nauczycielka, wychylając się zza rogu korytarza. - Skończyłeś sprzątać łazienkę?
- Nie, muszę... - chciał dokończyć ale mnie już mnie było.
Biegłam cały czas przed siebie. Ale zdając sobie sprawę z tego, że w sumie nie mam do kogo, stanęłam na środku chodnika. Nie obyło się bez zaciekawionych spojrzeń przechodniów. Przecież ja nie mam nikogo z kim mogłabym szczerze pogadać.... Dlaczego akurat mnie to się przytrafiło! Wyciągnęłam telefon i szukałam jakiejś osoby, której mogłabym się zwierzyć i poprosić o pomoc. Rydel, jedynie ona jest w stanie mi pomóc. Wybrałam numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej Demi, coś się stało? - zapytała, lekko chichocząc.
- Jesteś w domu? - wyszeptałam, ledwo tłumiąc płacz.
- O matko! Gdzie jesteś, przyjadę po ciebie! Czekaj, Płaczesz? Ross cały? Matko jedyna!? - blondynka zaczęła histeryzować.
- Jesteś w domu? - powtórzyłam.
- Tak ale co...
Nic już nie powiedziałam. Rozłączyłam się i skierowałam w stronę domu Lynchów.

     - DEMI! Matko, jak ty wyglądasz, chodź szybko. - krzyknęła Rydel, wciągając mnie do środka.
Ja nadal płakałam jak bóbr. Było mi głupio. Ich mama patrzyła na mnie zmrużonymi oczami, chciała coś powiedzieć, jednak szybko zniknęłam z blondynką na schodach.
- Mów, co się stało! - powiedziała już spokojniej, siadając na łóżku. Poklepała miejsce obok siebie, wskazując palcem, że mam usiąść. Zrobiłam to, o co poprosiła. Przytuliła mnie mocno. Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu minutach.
- Ross... - zaczęłam, jednak pod wpływem emocji znów się rozpłakałam.
- CO się z nim stało? - zapytała z przerażeniem w oczach.
- Nie wiem. Rydel pomóż mi. - wyszeptałam, tuląc swoją przyjaciółkę jak pluszowego misia.
- Widziałaś wywiad? - powiedziała już spokojniej. - Słuchaj, nie masz się o co martwić. Powinnaś się cieszyć... Ossy napisał ją dla ciebie. Dlaczego więc płaczesz? Powiedz mi wszystko.
Rydel... Czułam, że powoli zastępuje mi Majaka. Ale dlaczego!? Z czarnowłosą znam się już tyle lat, nie mogę jej od tak od siebie odsunąć.
- Tak, ta piosenka serio jest o mnie? Piękna... - wyszeptałam po chwili ciszy. - Ale nie o tym. Delly, mam tyle do powiedzenia...
- Serio, serio.  Możesz mi powiedzieć o wszystkim. Postaram się pomóc.- mruknęła z uśmiechem. - Kocha cie no. Nie wiem czy ci to powie... Jest nieśmiały i..
- Już powiedział. - przerwałam blondynce.
- To czemu płaczesz! O rany, to świetnie! Mój braciszek ma dziewczynę! Jej - klasnęła w dłonie. O mało nie zwaliła mnie z łóżka.
- Nie ma i nie sądzę abym ja nią była.... - powiedziałam, wycierając nos w rękaw swojej bluzy.
- Co ty gadasz! Co zrobił, rany on ma pomysły! Pewnie palnął głupotę, nigdy wcześniej nie miał nikogo.
Nie miał nikogo? Taki przystojny, na pewno nie jedna o niego się biła.
- Nie, po prostu, powiedział, że mnie kocha. - mruknęłam z uśmiechem. - No i, że mu na mnie zależy i się o mnie martwi.... Boże Delly ja nie wiem co robić!
- A ty? Kochasz go? - zapytała, odsuwając mnie lekko od siebie. Zauważyłam w jej oczach iskierki radości.
- Tak. - mruknęłam, jakby do siebie. Uśmiechnęłam się mimo własnej woli.
- To w czym problem! - aż piszczała z radości.
- Bo go odrzuciłam od siebie Rydel... - w końcu to z siebie wyrzuciłam. - Ale miałam powód. Chyba...
- Co ty zrobiłaś? - zapytała z niedowierzaniem. Iskry w jej oczach, wcześniej tańczące w rytm szalonej muzyki, teraz jakby wyzionęły ducha...
- Delly, nie wiem. On mógł zostać ojcem dziecka mojej przyjaciółki! - wydusiłam na jednym oddechu.
Blondynka wybałuszyła oczy.
- Ossy OJCEM? - wymamtorała, akcentując każdą literkę w wyrazie ,,ojcem".
Nic nie powiedziałam. Rozpłakałam się ponownie. Poczułam, że blondynka znów mnie mocno przytula.
- Ah, Maja. No tak. Ale... On ją wykorzystał. - dziewczyna sama zaczęła lekko łkać. - To dobry chłopak, ja nie wiem co mu strzeliło do głowy. Do tego nie chce o tym ze mną porozmawiać. Zamknął się w sobie. Boję się o niego, nie chcę aby wyrósł na jakiegoś wandala...
- Wykorzystał? Delly, ona się puszczała z każdym... - zaczęłam, jednak nie miałam odwagi poruszać znów tego tematu. Był za delikatny. - Ja nie wiem co o tym myśleć, co z tym zrobić. Kocham Rossa ale...
- Boisz się mu zaufać? - dokończyła za mnie.
Odkleiłam się od niej i spojrzałam w jej oczy. Nadal były pozbawione iskierek. Zero życia. Poczułam, że mogę się całkowicie otworzyć przed blondynką. To jej brat, na pewno mi pomoże.
- Słuchaj, ale powiedział, że cię kocha, tak? Nigdy nawet nie zauroczył się w żadnej dziewczynie. Żadna nigdy go jakoś specjalnie nie interesowała. Ale jak poznał ciebie... Zupełnie się zmienił. Często mówił o tobie, nawet o tym nie wiedząc. Patrzył na ciebie jak na jakiś drogocenny obrazek. Zawsze. Martwił się o ciebie jak znalazł cię w tym klubie...
- Powiedział, że mu na mnie zależy i, że zależy mu na moim szczęściu... - przerwałam blondynce. Zasypywała mnie tym wszystkim, że aż miałam wrażenie, że nigdy nie skończy.
- To ja nie rozumiem. - wymamrotała, kiwając z niedowierzaniem głową. - To znaczy... Ta cała Maja. Nie obraź się ale... Ona kręciła w tym sądzie, Ossy na pewno jej do niczego nie zmusił.
Kiwnęłam jedynie głową. Nie mogę powiedzieć blondynce wszystkiego. Na pewno nie wie o tym, że Matt gra w tym zamieszaniu główna rolę. Ale ta wiadomość za dużo namiesza, trzeba wszystko rozwiązać stopniowo.
- Czekaj, powoli, powoli. Za dużo informacji. Obgadamy wszystko na spokojnie. Ty idź do łazienki i się troszkę umyj. Możesz użyć moich kosmetyków. Ja pójdę na dół i zrobię nam coś do picia. Mamy cały dzień, porozmawiamy o Rossie, o twojej przyjaciółce i o wszystkim co cię męczy. - powiedziała z uśmiechem.
- O rany! Nie oddałam Rossowi zadań z fizyki! - wybąkałam, wgapiając się na wystającą teczkę z mojej torby.
- Spokojnie, nic się nie stało. - zapewniała mnie blondynka.
- Ale mówiłam, że mu pomogłam. Z biologii wyszło ok, nauczycielka się nie zorientowała. - wstałam i zaczęłam grzebać w teczce. - Tak, nadal je mam.
Usiadłam zrezygnowana na łóżko i znów zaczęłam lekko łkać.
- Czekaj, na wszystko znajdziemy rozwiązanie. Daj mi to, Rik podjedzie i zaniesie to do nauczyciela. - powiedziała z uśmiechem, odbierając ode mnie pokaźny plik kartek.
- Ok, racja. - mruknęłam. - Dziękuję.

     - Załatwione. - powiedziała Rydel, wchodząc do pokoju. - Mam gorącą czekoladę i kilka pudełek chusteczek. Pogadamy na spokojnie i razem na pewno znajdziemy rozwiązanie.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się. Humor miałam już znacznie lepszy.
Przegadałyśmy dobre kilka godzin. Powiedziałam jej o mojej sytuacji z Rossem. Pominęłam Matta, jednak wspomniałam, że blondyn siedział na ławie oskarżonych z własnej woli. Wyrzuciłam z siebie okropne myśli o Majaku, jej ciąży i chorobie. Poczułam się znacznie lepiej, jakby ktoś zdjął mi ogromny ciężar z ramion. Nie powiem, w sytuacjach sercowych, Rydel daje bardzo dobre rady. Wykorzystam je, na pewno. Postanowiła pomóc również Majakowi. To dla mnie bardzo dużo, ponieważ prawie cały czas myślałam jak zdobyć pieniądze na jej operację. Od chwili, gdy się dowiedziałam, że ma raka, Majak cały czas siedzi w mojej głowie. No i tak na przemian. Raz blondyn, raz czarnowłosa... Problemy zaczęły już mnie za bardzo męczyć, dobrze, że Rydel zgodziła się ich wysłuchać.
- Aaa! Zapomniałabym! -krzyknęłam, wymachując rękoma.
- Co się stało? - zapytała rozbawiona już nieco Rydel.
- Ross sprząta ubikacje w szkole...? - wypaliłam, wybałuszając oczy. Przypomniałam sobie dzisiejszą sytuację w łazience. Nie mówiłam o niej Rydel, ona nie wiem, że Ross cały czas kręci laski na boku. Z tego również chciałam się zwierzyć... Ale blondynka o niczym nie wie i lepiej aby teraz się o tym nie dowiedziała. Byłoby jej przykro. Już wiadomość, że jej brat spał z Majakiem ją strasznie przybiła.
- Aaah, tak. - powiedziała lekko chichocząc. - Nie chcieliśmy aby tak to wyszło, ale trudno. Ta nauczycielka była wścibska i nieugięta. Musi się przemęczyć. Byle do matury!
- Nauczycielka? Pewnie chodzi o panią Pomoll? - zapytałam z ciekawości. Chociaż kto inny kazałby robić mu takie rzeczy?
- O tak!, Dokładnie o nią. Zawiesiła Ossiego ale nie mogliśmy na to pozwolić. On, mimo kariery, musi się uczyć. Jako, że praktycznie nie mamy rodziców, to ja byłam z Rikiem na rozmowie. Negocjowaliśmy warunki z ta kobietą no i niestety. Ossy musi przepracować pół roku w szkole, pomagając woźnemu i sprzątaczkom. Biedny, nienawidzi sprzątać. Swojego pokoju to chyba nie tykał z rok. Jedyne czyste miejsce to jego łóżko i fortepian. Czyli dwie rzeczy, z których korzysta na co dzień.
- Aż pół roku? - zapytałam ze zdziwieniem. - O matko! Muszę iść! - krzyknęłam przerażona, orientując się, że za 30 minut skończy się ostatnia lekcja.
- Dlaczego? - blondynka nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Dziś po szkole Ross sprząta salę chemiczną. Obiecałam, że mu pomogę. Dziękuję za wszystko, serio. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - powiedziałam,  po czym przytuliłam dziewczynę najmocniej jak umiałam.
- Spoko. Szczerze...? Fajna z was parka, chciałam abyś pojechała z nami do Denver bo myślałam, że tam poczujecie do siebie nieco więcej mięty, wiesz... - powiedziała, trącając mnie łokciem.
- Menda! - krzyknęłam z uśmiechem. - Jesteś kochana, dzięki. Dobra, jak już jesteśmy szczerzy to ja też mam taką nadzieję. - mruknęłam cicho. Oby tylko Ross przestał latać za laskami po kiblach.
- OMG! Mój braciszek będzie miał dziewczynę! - zapiszczała Rydel, promieniując jak poranne słoneczko.
- Ciiii. Dobra ja już idę! Jesteś wielka, pa! - pożegnałam się, po czym szybko skierowałam się do szkoły.

     Cholera, spóźniłam się. No nic. Szybko pobiegłam do woźnego i zapytałam o blondyna. Zaprowadził mnie od razu do sali chemicznej. Otworzyłam delikatnie drzwi. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Blondyn miał na sobie różowy fartuszek a na dłoniach żółte, gumowe rękawiczki. Do tego stał na drabinie i z miną wściekłego goblina, zdrapywał paznokciami zieloną mazię z sufitu.
- Uważaj, Austin bo sobie poznochetki zedrzesz i Ally już z tobą na randkę nie pójdzie. - zażartowałam i weszłam do środka.
- Co? Demi, co ty tu robisz. - zapytał, szybko obracając głowę w moją stronę.
Zachwiał się nieco, jednak szybko odzyskał równowagę.
- Obiecałam, że pomogę, to pomogę. - odpowiedziałam z uśmiechem, rozglądając się po sali. - Jest co sprzątać.
- Nie, to moja sprawa, ty nic nie będziesz robić. - mruknął niezadowolony.
Zauważyłam jednak, że kąciki jego ust się nieco uniosły.
- Nie denerwuj się panie Moon, lepsze to niż pracowanie w królestwie materacy twoich rodziców, hę? - zaśmiałam się ponownie.
- Wkurzasz. - powiedział to jednak z lekkim uśmiechem. - Nienawidzę tej roli.
- Oj, dlaczego? Obejrzałam całe dwa sezony! Został trzeci meh, nie mam zbytnio czasu. Nie sądziłam, że jesteś takim dobrym aktorem, nie przypisałabym ci żadnej cechy, którą ma ten słodki, poukładany Austin Moon. - zażartowałam ponownie, grzebiąc w kuble z płynami i ścierkami. - A skąd pan Moon ma takie zacne ciuszki?
- Hę? Do czego zmierzasz? Jestem niepoukładany? - powiedział ze zdziwieniem.
- Bo jesteś roztrzepany, nie wiesz czego chcesz, mówisz jedno, robisz drugie... - odrzekłam, nie patrząc w jego stronę.
Zaczęło się.
- Akurat tutaj się nie zgodzę. To ty mnie odrzucasz a potem całujesz. Kto tu ma niby humorki i nie wie czego chce, co? - burknął niemiło.
- Całowałeś się z tamtą laską! Co, może cię zmusiła? - fuknęłam niemiło. Jednak to on znów miał rację. Cały czas wymyślałam jakieś głupie teksty aby się wybronić.
- Dlaczego płakałaś? - mruknął, skrobiąc zielonego gluta.
- Nie zmieniaj tematu, kochany. - powiedziałam oburzona.
- Da, całowałem. A co miało mnie powstrzymać? Jestem singlem, nie mam zobowiązań. Chce to całuje, nie chce to nie. - powiedział jakby nigdy nic.
- Czyli jakbyś kogoś miał, to byś się ustatkował?
- Mmmm a gdyby babcia miała wąsy to byłaby dziadkiem? Tak ogólnie, dzięki za fizykę. Czemu to zrobiłaś? - znów zmienił temat.
- Porobiłam zadania jeszcze z matmy , przyjaciele sobie pomagają, pamiętasz? - powiedziałam, chwytając do ręki szmatę. - To co, ty myjesz sufit a ja chyba zajmę się tymi zielonymi gilami, które przykleiły się do tablicy.
Pracowaliśmy w milczeniu. Nie wiem czy dobrze, czy nie. Ale znów czułam, że ta cisza nam pomaga. Ross mimo to cały czas na mnie spoglądał. ,,Powiedz mu co czujesz i zaryzykuj. Oddaj się miłości, kocha cie, nie skrzywdzi... " Słowa Rydel cały czas błądziły po moim umyśle. ,,Ossy to dobry chłopak ale inni niż wszyscy, potrzebuje drugiej osoby bardziej niż kwiat wody, nigdy jej nie miał, teraz znalazł ciebie, więc nie odbieraj mu tego" Rany, ma rację.
- Podaj mi to coś. - powiedział nagle. Aż się wzdrygnęłam.
- Co mam ci podać? - zapytałam bo Ross nie skonkretyzował swojej wypowiedzi.
- Zachowujesz się jakby ktoś zamienił cię w żółwia. Powiedziałem abyś mi podała to coś, co stoi na biurku. - bąknął ponownie. Widząc, że wodzę wzrokiem po wskazanym miejscu, znów się odezwał. - Dobra sam sobie wezmę.
- No czekaj już widzę, o to ci chodzi, nie...
Oboje sięgnęliśmy po buteleczkę, nasze dłonie się spotkały, o dziwo blondyn nie cofnął swojej. Poczułam przyjemne ciepło. Po chwili spojrzałam chłopakowi w oczy.
- Da, o tą. - powiedział, chwytając przedmiot.
- Słyszałam wywiad. - wypaliłam, nadal patrząc w jego czekoladowe tęczówki. - Ta piosenka...
Była o tobie, nikt nie miał wiedzieć. Nie potrafię wyrażać uczuć, ja muszę pisać. Tak, jest o tobie i nic nigdy tego nie zmieni, bo cię kocham.
- To wytwór mojej wyobraźni, napisana tak, jak każda inna. - skłamał.
Mimo, że wiem co do mnie czuje, to mam wątpliwości. Jestem głupia. Tyle. Ruda i głupia.
- Mam nadzieję, ze nie będziesz zły o to, co zaraz zrobię.- powiedziałam, po czym szybko się do niego przysunęłam. Przechyliłam głowę lekko w prawo i przybliżyłam do niego swoją twarz. Nie cofnął się.  Pochylił się nade mną i pocałował delikatnie w kącik ust. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Jego ręce nagle znalazły się na mojej tali. Przyciągnął mnie do siebie.  Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować, całowaliśmy się coraz namiętniej. Po chwili rozchyliłam wargi, więc odpowiedział mi głębokim, ognistym pocałunkiem. Postanowiłam oddać się tej chwili.  Kiedy chciał się cofnąć, przytrzymałam go ustami. Nie chciałam opuszczać tej pięknej krainy, do której zawędrowałam dzięki niemu. Chciałam aby ten pocałunek trwała wiecznie. Po kilku sekundach nasze języki połączyły się w namiętnym tańcu. Serce waliło mi jak młot, nogi miałam dosłownie z waty. Ross jednak mocno mnie tulił. Nie dzieliło nas nic. Wplotłam swoje palce w jego blond włosy, on natomiast błądził rękoma po moich pośladkach, ciągle pogłębiając pocałunek. Nagle oderwaliśmy się od siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Chciałam się odsunąć, jednak on mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po rudych włosach jedną ręką, drugą cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Ale nie zamierzałam tego zrobić. Miałam dość powstrzymywania się .Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego cytrynowy oddech.
- Ross przepraszam cię. - wymamrotałam po kilku minutach ciszy.
- Nie masz za co, to ja powinienem....
- Nie. - przerwałam mu. Delikatnie uniosłam głowę i spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Były takie radosne. - Kocham cię Ross. - mruknęłam, po czym musnęłam ustami jego policzek. ,,Oddaj się miłości, kocha cie, nie skrzywdzi... "

NOTKA


Joł, Cześć i czołem!

Prawie tydzień nie było nexta, eh, meh i ah :C Ale jest tak gorąco! Nie można siedzieć przed lapem cały dzień :P Byliśmy nad morzem, potem nad jeziorkiem, grill, alkohol, te sprawy... Musicie wybaczyć. Latem chyba w ogóle będzie mniej nextów. Trzeba się wyszaleć i opalić! :D

Za tydzień mam egzamin soł będę kuć (meh :C). Next pewnie za większy tydzień się pojawi. Majak też ma jakieś zaliczenia. Trudno, życie :C

ALE KONIEC SMUTASÓW! R5 w Wawie! OMG spotkam mojego blond-pączka na żywo < 3 Nie mogę się doczekać :D Ossik < 3 LEL nie wyrobię :P

Dziękujemy za komentarze! Jesteście wielcy!

Majak kazała przekazać, że jak ona pisze, to nawet zwykłe ,,Da" brzmi seksownie xD

Do nexta!



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ