wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział XXVII

     - Ja ciebie też. - mruknął mi prosto do ucha, po czym przytulił jeszcze mocniej.
Czułam się jak księżniczka obudzona gorącym pocałunkiem swojego księcia. W końcu. Po tak długim czasie snu. ,,Oddaj się miłości, kocha cie, nie skrzywdzi... " Gdyby nie Rydel pewnie nadal spałabym pogrążona w pięknym, głębokim śnie. W śnie, w którym codziennie widuje właśnie jego. Chłopaka, którego pokochałam już od naszego pierwszego spotkania. Chłopaka, przy którym moje ciało wariuje, serce bije jak oszalałe, tętno przyspiesza, głos się załamuje a nogi odmawiają współpracy. Teraz wszelkie wątpliwości uleciały jak jakaś bańka mydlana. Nie ma, nie ma nic. Czuję jedynie przyjemne mrowienie w brzuchu, do tego jest mi bardzo gorąco, jakbym właśnie była w wulkanie. Chcę z nim być. Tu. Teraz. Na zawsze... Staliśmy tak wtuleni w siebie już kilka dobrych minut. Cisza, kojąca wszelkie rany, teraz jakby krzyczała z radości. Tylko jest jeden problem. W sumie dwa. Po pierwsze Maja. Po drugie... Ja nawet nie wiem jak się zachować, nigdy nie miałam chłopaka. Co teraz powiedzieć? Co zrobić? Nie mam pojęcia. Mówili, że to instynktowne, że kobieta wie co czynić w takiej sytuacji. Ja nie wiem. Randki, wspólne spacery, spędzanie ze sobą czasu... Ross i ja? To przecież jest niemożliwe, blondyn nie bawi się w takie głupoty. Wedle niego to są głupoty. Co ja myślę? Sama nie wiem. Wdarło się we mnie chyba lekkie zakłopotanie. Wyjdzie na jaw, że nigdy w życiu nie spotykałam się z żadnym chłopakiem. Ross może mnie wyśmiać...
- Too... - zaczął nieśmiało. Przejechał delikatnie dłońmi po moich plecach, nie miał zamiaru mnie jednak puszczać.
Hmm ale co ja wyczuwam? Nie tylko ja tutaj jestem zakłopotana. Czyżby nagle stracił wiarę w swoje dominujące zachowanie? Coś czuję, że gramy na tych samych falach. No i znów mamy wspólny problem.
- Too... - powtórzyłam. Wiem, to głupie. Ale nie miałam pomysłu na dalszą rozmowę. Panika gubi człowieka.
- No, ty i ja... - próbował dokończyć, jednak w tej samej chwili wpadł do klasy woźny z panią Pomoll.
- To Ross jak ci... Co tu się dzieję? - zapytała z niedowierzaniem nauczycielka.
Miała tak wybałuszone oczy, że myślałam, że zaraz wylecą jej z orbit.
- Sprzątam. - odrzekł oschle blondyn, lekko się ode mnie odsuwając.
Nadal stałam naprzeciwko niego. Był wyraźnie zniesmaczony tym nagłym najściem. Ja również. Właśnie mieliśmy przełamać dzielącą nas barierę do końca, a tu przylatuje ta babka i wszystko psuje!
- Przecież kwiatków nie zbieram. - burknął ponownie, widząc zaskoczoną minę profesorki.
- Panno Demetrio. - zwróciła się do mnie, ignorując docinki blondyna. - Miała pani pomóc sprzątać a nie urządzać sobie tutaj towarzyskie spotkanie. - dokończyła, akcentując słowo ,,towarzyskie". Nadal miała minę jakby zobaczyła ducha.
A my nadal byliśmy do siebie przytuleni! Odskoczyłam szybko od Rossa, ten widok faktycznie mógł wywołać u profesorki ogromne zdziwienie.
- Tak, tak. Pomagam, tylko właśnie...
- Pff, miałem sprzątać więc sprzątam. Czego znów chcesz? - fuknął blondyn, przerywając moją wypowiedź.
Szturchnęłam go lekko w biodro, posyłając jednocześnie spojrzenie typu ,,weź się uspokój!". Jego postawa i ton głosu na pewno nie sprawią, że kara będzie mniejsza. Jeszcze mu dołożą jakieś roboty publiczne.
- Może grzeczniej panie Lynch? Mam zadzwonić do pańskiego brata? - powiedziała niezadowolona.
- A dzwoń se. - burknął, marszcząc brwi.
- Czyli rozmowa do niczego nie doprowadziła? Nadal masz zamiar się tak zachowywać? Wiesz co cię czeka, prawda? - zapytała z wyraźnym tryumfem w głosie. - Nie pozwolimy ci napisać matury. Jeżeli tak dalej pójdzie, zostaniesz zawieszony ponownie. No i tym razem, prośby twojego rodzeństwa nie wystarczą, aby cię z tego zwolnić.
- Ta wasza głupia matura nie jest mi do niczego potrzebna. - chrząknął pod nosem.
Widziałam narastającą złość w jego oczach. Mógłby nimi zabić. Dosłownie. Aż kipiał z wściekłości.
- Twój wybór. Jedynie pamiętaj, że kolejny raz już nie pójdzie ci tak łatwo. To, że jesteś gwiazdą nie upoważnia cię do takiego zachowania. - fuknęła groźnie, rozglądając się po pomieszczeniu. - Teraz zrobimy tak. Demetria, ty zostaniesz tutaj i będziesz kontynuowała sprzątanie. - powiedziała, kierując wzrok na mnie. - Ty Ross, pójdziesz z panem woźnym do piwnicy. Zapchała się tam jedna z rur, pomożesz ją odepchać. - dokończyła, mierząc chłopaka pogardliwym spojrzeniem.
- Co? - oburzył się nastolatek. - Nie będę robił czegoś takiego!
- Czyli wolisz spędzić dodatkowe kilka miesięcy sprzątając szkolne toalety? Dobrze. Twój wybór. - odrzekła z lekkim uśmiechem.
Chłopak jedynie zacisnął pięści, zdawało mi się, że ma ogromną ochotę jej przyłożyć. No ale muszę zadziałać.
- Idź, ja posprzątam. Najwyżej jutro dokończymy. - powiedziałam wesoło, posyłając blondynowi ciepły uśmiech.
Odwzajemnił go. Temperatura mojego ciała znów podskoczyła o kilka stopni. Ross natomiast spojrzał się morderczo na profesorkę i skierował w stronę wyjścia.
- Pff. - burknął z niesmakiem. - To gdzie ta piwnica?
- Demetria, ty możesz skończyć o której chcesz. Ross tu troszkę posiedzi. - powiedziała zadowolona kobieta, poprawiając małe okulary na swoim krzywym nosie.
- Tak, proszę pani. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Profesorka jeszcze raz rozejrzała się po sali, po czym wyszła z pomieszczenia niczym dama dworu. Wiedziała jak upokorzyć Rossa. Może nie jest najlepszym uczniem ale to chyba przegięcie. Blondyn powędrował za nią. Poczułam lekki zawód, w takiej chwili akurat musiała przyjść! Ale może to dobrze dla mnie? Przygotuje się jakoś do tej rozmowy? Ehh, sama nie wiem. Obserwowałam chłopaka do momentu aż zniknął za zakrętem korytarza. Już miałam zabierać się do sprzątania, gdy zaczął wibrować mój telefon. Wyciągnęłam z myślą, że to Ross. Myliłam się, to była Rydel. Odebrałam.
- No cześć. - walnęłam na szybko. Nadal miałam przyspieszony oddech. To od tych emocji, od pocałunku.
- Deeemi? - powiedziała przeciągle. - Co tam porabiacie, taka zdyszana jesteś!
- CO? Menda! - krzyknęłam, jednak po chwili się zaśmiałam. - Aktualnie to próbuje wspiąć się na drabinę i zeskrobać resztę zielonego gluta, który zwisa mi nad głową.
- Okey... Nie brzmi przyjemnie. No ale opowiadaj! Co tam? No wiesz, co tam u WAS? - zapytała z przejęciem, podnosząc głos przy końcówce wypowiedzi.
- Nie teraz, później ci powiem. - odpowiedziałam cicho.
Tak naprawdę nie wiedziałam co dokładnie mówić. Nie dokończyłam rozmowy z Rossem.
- Aaaa jest z tobą Ossy. - powiedziała półszeptem. - Ok zdzwonimy się! - zapiszczała jak mały ratlerek.
- Nie do końca, ale tak, zdzwonimy się! Muszę spadać ogarnąć sytuację! Pa - powiedziałam szybko, po czym się rozłączyłam.
Następnie wzięłam do ręki szmatkę i wdrapałam się na drabinę. O rany, ten pocałunek był taki... przyjemny. Mój pierwszy taki całus... Nadal czułam na swoich wargach jego usta. Były takie mokre i ciepłe... A jego język, delikatnie drażniący moje podniebienie... Na samą myśl czułam dreszcze. Nagle znów poczułam wibrowanie telefonu. Tym razem sms. Nieznany numer. Szybko odczytałam. ,,Nie rozczulaj się tak. Blondynek niech się trzyma na baczności". Chwilkę wpatrywałam się w ekran. Próbowałam przetrawić jakoś ten dziwny tekst. Byłam jednak tak przejęta mną i Rossem, że nie myślałam trzeźwo. Postanowiłam zignorować tą wiadomość. Pocałunek działał na mnie o wiele bardziej niż alkohol. Neurony postanowiły sobie zrobić wolne i żadne info nie przeszło przez mój mózg. Był pusty. Nie mogłam odpędzić od siebie myśli o tym, co zaszło kilka minut temu między mną a blondynem.

****
CZTERY GODZINY PÓŹNIEJ

     Rossa nadal nie ma. Ile czasu zajmuje odetkanie rury! Ja zdążyłam już posprzątać połowę sali, jestem już zmęczona. Do tego chciałabym jeszcze odwiedzić Majaka. Dzwoniła do mnie jej mama i prosiła abym wpadła. No nic, zostawię blondynowi karteczkę. Pani Pomoll wyraźnie powiedziała, że on posiedzi tutaj dość długo. Chciałabym mu pomóc ale palce tak mnie bolą od skrobania tych zielonych glutów, że chyba mi zaraz odpadną. Dokończymy sprzątanie jutro. Razem. Wyszukałam w biurku jakąś małą kartkę i długopis, po czym napisałam krótką wiadomość dla blondyna.,,Przepraszam. Musiałam już wracać. Maja jest w szpitalu, jest już późno a ja chciałam ją jeszcze dzisiaj odwiedzić. Zadania z matmy masz zrobione. Demi." Rozejrzałam się jeszcze po sali. Ktoś musiał zrobić niezłą mieszankę wybuchową. Sporo roboty jeszcze z doprowadzeniem tego miejsca do porządku. Trudno, obiecałam, że pomogę to pomogę. Zostawiłam liścik w widocznym miejscu, po czym wyszłam z budynku. Skierowałam się od razu w stronę szpitala.

****
     -
Hej. - przywitałam się nieśmiało, wchodząc do sali w której leżała Maja.
Widząc mnie, szybkim ruchem schowała jakąś kopertę do szafki. Kilka sekund wcześniej próbowała ją otworzyć.
Co tam miałaś? - zapytałam, przysiadając na rogu łóżka.
Maja w sali była sama. To dobrze, będziemy mogły sobie w końcu szczerze pogadać.
- Eee, nic takiego. - powiedziała speszona, nerwowo zerkając na szufladkę.A lepiej powiedz co tam u ciebie?
- U mnie nic nowego, lepiej powiedz jak ty się czujesz? Co się stało w szkole? Źle się poczułaś? - zapytałam troskliwie, próbując zignorować tą dziwną kopertę.
- Zemdlałam. Może zjadłam coś nieświeżego. - odrzekła cicho po kilku minutach.
Znów to robi. Dlaczego ona nie chce mi się zwierzyć ze swoich problemów? Zawsze przecież wspierałyśmy się nawzajem. Teraz jakieś dziwne przekręty, matactwa, kłamstwa. Chcę aby w końcu stanęła na nogi, aby było tak jak dawniej. Ona wszystko utrudnia. Ale dlaczego?
- Maja, możemy porozmawiać tak jak robiłyśmy to kiedyś? Bez żadnych kłamstw... - nagle urwałam.
Jak to? Przecież ,,kiedyś" właśnie karmiła mnie samymi bluźnierstwami. Nie mówiła mi prawdy. Teraz powinnyśmy raczej pogadać inaczej niż dotychczas. Maja spojrzała się na mnie błagalnym wzrokiem. Nie mogłam jednak odczytać czego ona teraz ode mnie oczekuje. Nagle jej oczy się zaszkliły, po kilku sekundach wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Nie miałam serca tak siedzieć bezczynnie. Przytuliłam ją do siebie jak najocniej umiałam.
- Nie ma o czym tu gadać! Ja umrę i to już niedługo! - krzyknęła nagle, wymachując rękoma jak jakaś opętana.
- Nie masz się o co martwić. - próbowałam ją jakoś pocieszyć.
- Ale to nie ma sensu, Demi! To nie ma sensu bo ja i tak umrę! - nadal wydzierała się na cały głos. - Erick mnie zostawił, rodzice są załamani, ty mnie nie chcesz znać! Nie mam już nikogo Demi...
- Nie mów tak! Jak to nie masz nikogo? Jestem tu, widzisz? Jestem tu dla ciebie. Próbuję pomóc, problem w tym, że to ty nie chcesz ze mną współpracować. Do tego znam kogoś kto będzie nas dodatkowo wspierał. - wypaliłam prawie, że na jednym oddechu. Myślałam, że zaraz to i ja zemdleję.
- Yy nie przeszkadzam? - mruknął ktoś za moimi plecami. Głos był bardzo znajomy, do tego zapach cytryn.
- Ross? Co Ty tu robisz? - poderwałam się z miejsca jak oparzona. Zaskoczył mnie.
- Zostawiłaś kartkę, że jesteś w szpitalu. Przyjechałem. - bąknął cicho, spoglądając na płaczącą dziewczynę.
- Ok ale... chciałabym pogadać z Majakiem na osobności. Możesz na mnie poczekać przed salą? - zapytałam niepewnie. Dopiero przyszłam, chcę być z czarnowłosą sam na sam.
- Yhym... - jęknął, po czym wyszedł z sali.
- Co on tu w ogóle robił, co? - powiedziała z pogardą Maja gdy Ross zniknął za drzwiami. - Chyba nie wmówisz mi, że to jest właśnie ta osoba co będzie nas wspierać!?
Nas pewno nie. Mam nadzieję, że chociaż mnie.
- Nie... - wyszeptałam cicho. - Obiecuję ci, że z tego wyjdziesz. - powiedziałam półszeptem, obejmując, nadal płaczącą przyjaciółkę.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, jednak do sali wszedł lekarz i zabrał Majaka na badania. Zdeklarowałam, że odwiedzę ją również jutro. Zła nie była ale zachwycona również nie... Odprowadziłam przyjaciółkę wzrokiem, po czym stanęłam naprzeciwko Rossa i totalnie mnie zamurowało. Nie wiedziałam co zrobić. Przytulić? Pocałować? Walnąć w ramię po przyjacielsku? Totalnie potrzebuje rad, eh co ze mnie za dziewczyna!
- Co jej niby się stało? - zapytał, chwytając delikatnie moją dłoń. - Dlaczego ma niby umrzeć?
- To długa historia Ross, nie chcę o tym gadać. - odpowiedziałam niepewnie. Myśl, że z nią spał nadal mnie troszkę martwi.
- No ok... A co do tego... - zaczął, patrząc mi w oczy. - Ymmm podwieźć cię do domu?
Jemu też jest trudno. I to cholernie trudno. Jakby nagle nie umiał ze mną rozmawiać. Może nie wierzy w to, że jesteśmy parą? Bo chyba jesteśmy. Chyba.
- Skoro już pan Moon skończył czyścić rurę w szkole to może mnie podrzucić. - powiedziałam z uśmiechem.
On jedynie go odwzajemnił i zaczął iść w stronę wyjścia.
- Nie idziesz? - dopytywał, widząc, że nie ruszyłam się z miejsca.
- Jasne, idę, idę już. - uśmiechnęłam się.
Zagapiłam się na Majaka. Nie wygląda dobrze. Miałam powoli wszystko wyjaśniać a aktualnie nie wiem w sumie nic nowego. Pomachałam jej na pożegnanie jak lekarz zamykał drzwi od sali, po czym pomaszerowałam w kierunku blondyna.
- Hej Ross... - zaczęłam, dobiegając do chłopaka. Szliśmy już równo. - Powracając do tego dziecka. Ostatnio coś mówiłeś, że słabo rozmawiałam z Majakiem. Możesz mi to teraz wyjaśnić?
- Same se pogadajcie na ten temat. Skoro to twoja przyjaciłka to niech ci powie z kim sypia. - odburknął, po czym przyśpieszył kroku.
- Emm, tak się składa, że byłeś jedną z tych osób. - powiedziałam troszkę niepewnie. Nie jestem w stanie przewidzieć jak zareaguje. Ostatnio prawie złamał mi nos.
- Kurde, skąd miałem wiedzieć, że to twoja przyjaciółka? - zaczął oskarżycielsko.
- Hola, to jakbyśmy się nie znały to uważasz, że wszystko byłoby ok? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Nie, chyba. Nie wiem. Rany, daj mi spokój. - burknął, otwierając mi drzwi od samochodu.
Wsiadłam, zapięłam pasy i założyłam ręce na piersi. Ross usiadł na miejscu kierowcy. Odpalił samochód, wrzucił pierwszy bieg i ruszył z piskiem opon. Przez kilka minut w aucie panowała głucha cisza.
- Może włączysz chociaż radio, co? - zapytałam nieco ironicznie.
- Ta cała Maja jest na coś chora? - odezwał się, włączając muzykę.
- To sprawa między mną, a nią. - bąknęłam, odwracając głowę w drugą stronę. - Poradzimy sobie. No i jak możesz to w sumie zatrzymaj się koło twojego domu. Muszę iść do koleżanki po kilka zeszytów. Mieszka obok ciebie.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? - dopytywał, ignorując moją wypowiedź.
- Ty też nie chcesz mi powiedzieć nic o dziecku! - już zaczął mnie lekko denerwować.
- Powiedziałem. Nie jest moje. -odrzekł sucho.
- Skąd ta pewność? - fuknęłam niemiło.
- Po prostu wiem. - burknął. - Heh w sumie ta Maja... Niezłe z niej ziółko. A ty nadal chcesz jej pomagać? Kłamie jak z nut a ty wciąż się nad nią litujesz. - powiedział wesoło, poprawiając blond grzywkę.
- Jak to? Kurcze, wiesz o czymś o czym nie wiem ja i nawet nie raczysz mi powiedzieć co to. - oburzyłam się. Powoli miałam już dość tych tajemnic.
- Wielkie przyjaciółki od siedmiu boleści. - zaśmiał się. - Niech ci sama powie. Ale ja na twoim miejscu pogadałbym raczej z lekarzami co jej jest. Ona potrafi nieźle namącić. Wiem po sobie. Ale posłuchamy sobie jej kłamstw już w środę.
- A co jest w środę? - zapytałam zdezorientowana. Próbowałam wyłapać coś z jego wypowiedzi, jednak nie szło mi to najlepiej.
- No idziemy do sądu? - powiedział jakby to było oczywiste.
- O rany! Faktycznie... Ja kiedyś zginę, norlamnie zginę. - burknęłam jakby do siebie, oparłam się wygodnie o siedzenie i czekałam aż dojedziemy.
- Tsa.. - mruknął. - Gdzie ona mieszka? Podwiozę cię.
- Zaparkuj u siebie, po co masz nawracać kilka razy. Dojdę. - odpwoiedziałam, wpatrując się za szybę.
- Dojdziesz...? - powiedział półszeptem, podgryzając dolną wargę. - Chciałbym.
Co za gbur. Nic nie odpowiedziałam, przewróciłam jedynie oczami. Ross szturchnął mnie lekko w kolano.
- Rany, żart. - powiedział nieśmiało, parkując samochód.
- No już ok, ok. - mruknęłam cicho. - Faceci...

****
W tym samym czasie. Dom Lynchów.

     - Moja kochana księżniczko, zrobiłabyś swojemu bardzo głodnemu księcu coś do amku? Jakaś kolacyjka, późny obiad czy tam bardzo późne śniadanie? - zapytał zabawnie Ell, uderzając widelcami o stół.
- Ciii! Nie ma teraz na to czasu. - skarciła przyjaciela, wychylając głowę za zasłonkę.
- Rydel, pączku ty. Siedzisz przed tym oknem już cały dzieć. Ell jest głodny. - mruknął niezadowolony.
- Ell ma rączki to sobie sam coś zrobi. - odburknęła blodnynka.
- Ale Ell nie umie! - krzyknął zniesmaczony.
- Zaraz powinni być, Ossy pisał, że już skończył sprzątać. - powiedziała Rydel, bombardując perkusistę wesołym spojrzeniem.
- Czatujesz na tego biedaka jak myśliwy na swoją ofiarę. - zaśmiał się chłopak. - A może tak upolujesz mi jakąś kanapeczkę z szyneczką, serkiem...
- O już są! - krzyknęła uradowana Rydel, ignorując prośby przyjaciela.
- Jej! - odpowiedział Ell pełen entuzjazmu. - To teraz możesz ich obserwować jak prawdziwy szpieg! To nie Ross powinien dostawać role w filmach, tylko ty! Dostałabyś tyle oskarów, że szkoda gadać! A Ell niech tu umrze z głodu!
- Oj cicho Ratliff! - walnęła przyjaciela ścierką w głowę. - Ooo wysiadają! - mruknęła podekscytowana Rydel.
Perkusista jedynie przejechał dłonią po swojej twarzy i usiadł na wcześniej zajmowane miejsce.
*w tym samym czasie*
- Ee, jest późno już. Jak wyjdziesz od tej znajomej to przyjdź, odwiozę cię do domu. - powiedział blondyn, trzymając mnie za rękę.
- O matko! Trzymają się za dłonie, Ell! - piszczała blondynka, przytulając chłopaka który akurat przechodził obok. - Jakie to urocze!
- Poradzę sobie Ross. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Nie wątpię. Ale jest późno, Matt nie siedzi w więzieniu soł, przyjdź. Albo napisz smsa, ja przyjdę. - mruknął. Stanął naprzeciwko mnie i chwycił moją drugą dłoń.
Znów poczułam motylki w brzuchu.
- Co? On jest na wolności? Nie wiedziałam. - nieco się wystraszyłam. Byłam pewna, że siedzi za kratami.
- Dlatego cię odwiozę, jasne? - powiedział, gładząc opuszkami palców moje ramiona.
- Jasne. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Dzięki.
Blondyn nic już nie mówił. Objął mnie w pasie, przechylił głowę lekko w prawo i zaczął się do mnie przybliżać. Moje serce momentalnie przyspieszyło.
- Rany, rany! On ją pocałuje, Ratliff, on ją pocałuje! - krzyczała rozpromieniona blondynka, tarmosząc swojego przyjaciela.
- Tylko spokojnie, Rydel, oddychaj! Oddychaj! Albo nie. W sumie, mogę ci udzielić pierwszej pomocy. Niedawno ukończyłem kurs! - zaśmiał się, wypinając dumnie pierś do przodu.
- Ciii!! Zaraz będzie kiss! - zapiszczała.
Blondyn powoli przysuwał się do mnie. Jakby z obawą, że się zaraz odsunę. Ale nie miałam takiego zamiaru. Przejechałam opuszkami palców po jego karku, przybliżyłam się do niego i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Trwał on kilka sekund, jednak Ross zdążył mnie mocno przytulić. Odwzajemniłam gest.
- Dobra to ja idę, powinnam już u niej być. - powiedziałam z uśmiechem. - Nie lubię się spóźniać.
- Jasne. - szepnął. Mimo to nadal trzymał mnie w ramionach. Po chwili jednak mnie puścił. - Tylko napisz tego smsa.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i skierowałam do domu koleżanki.
- Pocałowali się! - krzyknęła Rydel, wtulając się w perkusistę.
- Przeżywasz to gorzej niż mrówka okres. - zaśmiał się Ell, obejmując blondynkę ramieniem.
- Bo ja kocham miłość! To takie urocze. No a oni są sobie przeznaczeni, nie powiesz mi, że nie? - powiedziała naburmuszona.
- No nie powiem, że nie. - odrzekł z uśmiechem.
- No co, cieszę się. - burknęła Rydel, widząc minę swojego przyjaciela. - Ossy ma dziewczynę, Ossy ma dziewczynę! - zaczęła nucić pod nosem. - Super, co nie? - mruknęła, odwracając twarz w stronę Ella. - Tylko jak przyjdzie to nie rób scen! Zachowuj się normalnie!
- Heh, nie musisz się o to martwić. - wymamrotał, delikatnie przysuwając dziewczynę do siebie.
Ich spojrzenia się spotkały. Trwali w uścisku, dzieliło ich jedynie kilka centymetrów. Blondynka czuła na sobie oddech perkusisty. Była troszkę zdezorientowana jednak nieśmiało objęła chłopaka za kark i przechyliła głowę nieco w prawo. Chłopak zrobił to samo, ich usta dzieliły jedynie milimetry. Rydel się zawahała i lekko odsunęła, jednak Ell szybkim ruchem złączył ich wargi w delikatnym pocałunku.
- Łohohoh, nie przeszkadzam? - powiedział Ross, wchodząc do kuchni. - Emm, przeszkadzam?
Para odskoczyła od siebie w mgnieniu oka.
- Ossy, to nie tak. - zaczęła panikować Rydel.
- Jasne, jasne. Wiem. - odrzekł z ogromnym bananem na twarzy. - No w końcu stary. - chrząknął, przechodząc obok skołowanego Ella.
Ten jedynie kiwnął głową i usiadł na krzesło. Blondyn podszedł do szafki kuchennej i wyciągnął z niej szklankę.
- Czyli jednak przeszkadzam? - zapytał, nalewając sobie wodę cytrynową, jednocześnie przerywając ciszę, która nastała, po tym, jak nastolatek wparował do pomieszczenia.
- Ale ale! Ossy my już wiemy! - krzyknęła blondynka, chcąc szybko zmienić temat.
- Wiecie? - zdziwił się chłopak. - No i... Wszystko ok? - dopytywał z niedowieżaniem.
- Tak, tak, tak! - Rydel krzyczała jak opętana.
- Ooo, szczerze to nie spodziewałem się takiego entuzjazmu z waszej strony. - odparł zaskoczony, popijając wodę.
- Jak to, powiedz Ell, powiedz! Cieszymy się, wszyscy! - wybuchnęła blondynka, klepiąc perkusistę w ramie.
Chłopak jedynie pokiwał twierdząco głową
- No to dobrze, a Ally tak się bała. - mruknął, nalewając sobie kolejną porcję.
- Ally? Ale czego miała się bać? - zapytała zaciekawiona Rydel.
- No waszej reakcji, a Rika to już w ogóle. Informacja, że zostanie tatusiem mogła go nieco zdołować. - odpowiedział nastolatek.
Blondynka i Ell aż wybałuszyli oczy ze zdziwienia. Perkusista nawet upuścił sztućce, które mimo braku jedzenia, nadal trzymał w dłoniach.
- Co powiedziałeś? - krzyknął Riker, wchodząc do kuchni. Za nim stała wystraszona Ally.
Spojrzała się na Rossa i momentalnie łzy napłynęły jej do oczu.
- No, że ty... - przerwał, widząc zaszklone oczy dziewczyny. - Jaka klapa. - szepnął już do siebie.
- To prawda? - zapytał rozgniewany Riker, patrząc na swoją wybrankę. - Dlaczego mi nie powiedziałaś! - krzyknął.
- Weź się opanuj, co? - wtrącił się Ross, widząc błagalne spojrzenie brunetki.
- Ty się nie wtrącaj. - fuknął basista, odpychając od siebie brata. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, co? Mowę ci odjęło? - burknął w kierunku swojej dziewczyny.
Ta nadal milczała.
- Kurwa no odpowiedz! - wybuchnął Riker.
- Zamknij ryj może co? Stonuj do cholery! - wtrącił się Ross po raz kolejny. Chwycił brata za koszulkę aby go nieco uspokoić.
Dziewczyna speszona wybiegła z domu.
- Ally, zaczekaj! - krzyknął Ross, ona jednak zaczęła biec przed siebie i nie zwracała uwagi na nic.
- No co tak stoisz, idź do niej i ją przeproś! - fuknął w kierunku starszego brata.
- Dlaczego ty wiesz o takich rzeczach a ja nie, do cholery! - oburzył się basista, szarpiąc młodszego.
- A się dziwisz, że ci nie powiedziała, jesteś tępym pustakiem, boi się ciebie. - krzyczał, próbując stawić czoło basiście. Bezskutecznie, był silniejszy.
- Powiedział ten co łazi po burdelach. Idiota. - burknął, zadając bratu cios w żebra.
- Riker! - wtrąciła się blondynka. - Zostaw go!
- Co Riker, kurwa! - krzyczał zdenerwowany nadal szarpiąc Rossa.
- Nie łażę po burdelach, to po pierwsze. Po drugie to ty tutaj jesteś idiotą. Po trzecie nie wiem co tu nadal robisz. Twoja dziewczyna właśnie wybiegła z domu. Powinieneś za nią pobiec a nie mnie wkurwiasz! - bąknął, siłując się z bratem.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - oburzył się najstarszy, zamachnął się i po kilku minutach Ross leżał na ziemi.
- RIKER! Co ty robisz! - krzyknęła Rydel, podbiegając do najmłodszego członka zespołu.
- Należało mu się. - bąknął, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Nic ci nie jest Ossy? - zapytała troskliwie Rydel. - Ell, zadzwoń na pogotowie!
- Nie, nie trzeba nic mi nie jest. - powiedział Ross, ocierając twarz od krwi.
- Mówiliście, że wszyscy się cieszą! Co to miała być za szopka? - mruknął niezadowolony.
- Chodziło nam o ciebie i Demi, że no wiesz, cieszymy się, że jesteście razem... Nic o Riku nikt nam nie mówił. - powiedziała cicho Rydel.
- Do teraz. - burknął niemiło Ross. - Schrzaniłem, kurwa. Myślałem, ze chodzi wam o ciąże. Czy w tym domu ciągle muszą być kłótnie? - zapytał zdenerwowany. Nie czekając na odpowiedź, wstał i skierował się do swojego pokoju.
- No i znowu to samo. Ja nie wytrzymam. - powiedziała Rydel, odprowadzając młodszego brata wzorkiem, jednocześnie wtulając się w Ella.

****
     - Dzięki ci bardzo, to do jutra! - pożegnałam się z koleżanką, po czym wyszłam z jej domu.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, już miałam dzwonić do Rossa, gdy ktoś mocno mnie szarpnął. Wylądowałam na ziemi. Komórka wypadła mi z rąk.
- Halo? - odezwał się Ross.
- Aaaaaaa! - zaczęłam krzyczeć.
Nie wiedziałam co się dzieję. Nagle usłyszałam znajomy głos tuż przy swojej szyi.
- Ciii kochanie, nie bój się. Pójdziesz ze mną. Nic ci nie będzie, musisz jedynie współpracować.
To był Matt, zakneblował mi dłonie i przyłożył nóż do gardła.
- Demi, halo, jesteś tam? Co się stało? - dopytywał blondyn.
- RATUNKU! - krzyknęłam ile sił w płucach.
Nagle poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Straciłam panowanie nad swoim ciałem, zamknęłam oczy i lekko osunęłam się na ziemię.
- DEMI?! DEMI?! - krzyczał nadal nastolatek.

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Przepraszamy za takie długie opóźnienie z rossdziałem :C Miałyśmy masę pracy na uczelni, teraz ostatnie zjazdy a najwięcej nauki! Eh, zebrało im się na egzaminy. Za dwa tygodnie mam kolejne 3 zaliczenia, Maja ma 2. Będziecie musieli znów nam wybaczyć jak rossdział pojawi się nieco później. Potem wakacje, plaża, randki, nieco pracy no i znów nexty będą rzadziej. Ale w tak gorące dni nie można siedzieć przy lapie! Korzystać z życia, bawić się :D Imprezy! jej :D Ale o blogu będziemy pamiętać i w wolnym czasie naskrobiemy cosik :D

Mamy nadzieję, że ten rossdział Wam się spodoba :3 Poprawiałyśmy go kilka razy i jakoś nadal nam tu czegoś brakuje xD No nic, tak jest i tak musi zostać.

Dziękujemy za komenatrze, jest ich coraz więcej. Cieszymy się z tego jak dzieciak z lizaczka ;p

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

6 komentarzy:

  1. NIE, NIE, NIE ONIE JA NIE POZWALAM NA TO! ROZUMIECIE?
    No helloł !
    Jestem
    Jak zawsze!
    Przy jednym rozdziale; uśmiałam się, płakałam, piszczałam i miałam ochotę was zabić :D
    Taki słodki początek ♥ Ojej ♥ Ale ja wiedziałam że któraś rozwali tą słodką chwilkę. WIEDZIAŁAM, ROZUMIECIE? Jakby to był Riker (z Nieba by przyszedł) albo SAM WOŹNY, to okay. Wybaczam grzech. ALE ŻE TA CZAROWNICA przylazła? Niech spłonie w piekle, życzę jej tego xd Nienawidzę jej A TAK JESZCZE, PRZERWĘ!!!!! JESTEM TAKA GŁUPIA, ŻE DOPIERO ZAUWAŻYŁAM, ŻE JEST ZAKŁADKA ''BOHATEROWIE'' DEMI JEST ŚLICZNA ♥ OKEJ WRACAMY DO KOMCIA na czym skończyłam? Aha, spalę ją, obiecuję ☺


    Delly, Boże, jak ja Ciebie kocham ♥
    I JESZCZE BYŁ KISS!
    O LUJU
    ONA TO ZOBACZYŁA
    I JESZCZE ONA SIĘ Z ELLUCHEM POCAŁOWAŁA
    A Ross jak zwykle musiał wleźć ... nie mam sił na niego.
    ZACHOWANIA RIKERA NIE SKOMENTUJE, ON SERIO, ON OKRES MA, Bo to chyba tylko debile mają okres... ZWŁASZCZA LYNCHOWIE
    Ehkem, A TEMU TO SIĘ W ŁBIE POPRZEWRACAŁO? EH.. DEBIL DO POTĘGI.. Jak on jej coś zrobi to pożałuję
    Ross jest czarodziejem Maciejem, przewidział że może jej się coś stać, chyba. ROSS! BIEGNIJ!
    Wiecie co?
    Chyba wolę by była powtórka z 6 rozdziału (pamiętam) i zostawił gdzieś w parku na ławce, niż żeby Ross się stresił, i wgl. Polecam moje pomysły.
    Onie, jakiś takiś krótki mi komentarz wyszedł :'( Ale przynajmniej jest! Dobra, buziaczki, pozdrawiamy, wenę przysyłam!
    ~ Martyna :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. TAKI BONUSIK ODE MNIE
    Bo ja zawsze się czepiam bohaterów, ich zachowania.. Znaczy Rikera zachowania c'nie?
    Bo jest taka sprawa, Ross co chwila mruczy. I to takie trochę dziwne... Co chwila mruczy.. Mrrrr ♥ Kotek Lynch ♥
    I to tylko tak mnie w oczy ''razi''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Ossik to taki mój koteczek ^-^

      Poprawimy się w nexcie ;P

      Usuń
  4. Hej dopiero niedawno zaczęłam czytać waszego bloga. Bardzo mi się podoba, a komentuje dopiero teraz, ponieważ musiałam trochę nadrobić w poprzednich rozdziałach. Powiem szczerze czasem Ross wkurza mnie swoją postawą, ale próbuję to zrozumieć, a co do Demi mam wrażenie jakby ona żyła w jakiejś bańce. Mam nadzieję że Matt nic nie zrobi Demi, a głównie że jej nie zabije. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten blog jest super niedawno zaczęłam go czytać a tak mnie wciągną...;)

    OdpowiedzUsuń