niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział XLXII

     Serce Ellingtona aż wyło z niepewności, nie miało jednak sił już bić i rozrywać jego piersi na strzępy... Było spokojne, za spokojne... A może to chłopak przestał czuć? Został otoczony nieprzyjemną, zdradziecką aurą, która zdawało się, że z niego szydzi i drwi. Mimo wszystko, każdy skrawek ciała szatyna, wpatrzony był w dziewczynę, która od zawsze nadawała barw całemu światu, dawała nadzieję, szczęście i siłę, dzięki której, mimo przeciwności losu, perkusista każdego dnia wstawał z uśmiechem na twarzy. To ona go powodowała, chłopak zawsze mógł się nim dzielić i rozkoszować – dziś musiał o niego zawalczyć.
- Teraz albo nigdy. - Ell przełknął ślinę, wziął głęboki oddech, po czym, ogarnięty niepewnością, ale i również iskierką nadziei, zaczął iść w kierunku blondynki. Dziewczyna stała naprzeciwko swojego instrumentu, który obsypany był płatkami róż, a na jego skrawkach znajdowały się czekoladki ułożone w kształt napisu ,,I LOVE YOU". Rydel nie mogła zrozumieć o co chodzi, serce jednak jej podpowiadało co zaraz się wydarzy. Do tego pod jej stopami widniał piękny, różowy dywanik a nad nią iskrzyła się duża, szklana lampa, której światło padało również na Ella. Reszta pomieszczenia była lekko przyciemniona, gdzie nie gdzie paliły się tylko malutkie, kolorowe reflektory. Na głowy wszystkich zgromadzonych padał lekki, delikatny, różowy pruszek, który mienił się w świetle lamp. Scena wyglądała magicznie, Rydel, nie mogła wyjść z zachwytu, rozglądała się dookoła, szukając sensownego wyjaśnienia całej tej sytuacji. Czuła się jak w pięknym śnie, na który czekała od dawna. Nawet fani przestali wiwatować, wiedzieli doskonale, że coś jest nie tak, że czeka ich niespodzianka. Z niecierpliwością wyczekiwali kolejnych ruchów Ellingtona, który niepewnie kroczył ku blondynce. Chłopak w jednej ręce trzymał ogromny bukiet kwiatów, w drugiej natomiast mikrofon, który aż drżał pod wpływem gwałtownych i bezwarunkowych ruchów perkusisty. Reszta zespołu była równie zdezorientowana jak Rydel, każdy z nich w napięciu i skupieniu obserwował całe zajście. Tylko Ross był rozluźniony, uśmiechnięty i z niesamowitym spokojem, opierał się o głośnik, który stał w prawym rogu sceny. Rocky spoglądał kątem oka na widownie, szukając osoby, która wpadła na tak szalony pomysł, aby obsypać połowę sceny jakimiś kwiatami. Bezskutecznie. Ratliff z kolei stał już obok Rydel, która wpatrywała się w niego z ogromnym niedowierzaniem. Jej oczy były jednak przesycone miłością, Ell momentalnie to wyczuł. Nagle w tle zaczęła grać cicha, spokojna muzyczka, która nadawała tej chwili kwintesencji i tajemniczości. Prawdziwe fanki blondynki, aż zapiszczały z zadowolenia, gdyż wiedziały, że to ulubiona nuta ich idolki.
- Pączku mój najdroższy. - zaczął załamującym się głosem. Na te słowa, scena nieco zadrżała od głośnych okrzyków dziewczyn, które stały w pierwszych rzędach. Momentalnie każda z nich wyciągnęła swój telefon i nagrywała tą tajemniczą i romantyczną scenę. - Doskonale wiem jak się teraz czujesz, co przeżywasz... Wiem też, że jesteś ma mnie wściekła i najchętniej to byś mnie zamknęła w lodówce, zakluczyła i zjadła kluczyk. - zachichotał nerwowo, chwilkę potem ugryzł się jednak w język. - Co ty pieprzysz, cwelu! - skarcił się w głowie, panicznie szukając pomocy u Rossa, który cały czas się im przyglądał. Rydel z kolei się lekko uśmiechnęła, nie zrozumiała jednak metafory i nic nie odpowiedziała. Również była cała zdenerwowana i spięta. Nie spodziewała się, że Ratliff zrobił to wszystko dla niej. Wśród fanów natomiast, pojawiła się fala cichych szmerów, każdy z przejęciem czekał co będzie dalej. - Albo może i nie w lodówce, bo ty przecież kochasz jeść. - dodał, drapiąc się po głowie. - To głupie... - westchnął zrezygnowany, opuszczając dłonie z bukietem, które cały czas trzymał na wysokości swoich piersi.
- Jestem pewien, że by tak zrobiła. - wtrącił głośno Ross. Zauważył bowiem, że presja dosłownie zjadła Ella, chciał mu pomóc. - A wiesz dlaczego? Bo moja siostrzyczka co chwile otwiera lodówkę, gdybyś tam był, w ogóle by od niej nie odeszła, bo wiedziałaby, że ty tam jesteś. - dokończył, lekko przechylając głowę. - Tak, to dziwne, ale sam zacząłeś o lodówce, więc... - zaśmiał się, fani zrobili wielkie ,,awwww", a Rydel spoglądała, to na Rossa, to na Ella, czerwieniąc się coraz bardziej.
- Pączku, ja nie mogę tak dłużej, wiem, że cię zraniłem.... - zaczął ponownie, dziękując nastolatkowi spojrzeniem. Fani na te słowa zaczęli się burzyć i gwizdać, szybko jednak się uspokoili. - Ale wszystko zostawiłem już za sobą, chcę być z tobą, wspierać cię w tej sytuacji, w tym naszym zakręconym życiu... - Chłopak wyciągnął nagle rękę ku dziewczynie, ta jednak nie wykonała żadnego ruchu. Ratliff się nie poddawał i brnął dalej. - Wiem co czujesz, wiem, że cierpisz ale ja nie chcę tak ciągle żyć obok ciebie i patrzeć jaka jesteś samotna i zagubiona wśród tej fali problemów i kłopotów, chcę być dla ciebie wsparciem bo... Jesteś miłością mojego życia, nie chcę tego ukrywać już nigdy dłużej bo cię kocham i kochać nie przestanę, na zawsze chcę być z tobą, pączku mój. - wybełkotał, patrząc dziewczynie w oczy, które aż iskrzyły z radości. Nagle przed jej twarzą ukazało się pudełeczko, owinięte różowym papierem, przywiązane do małego spadochronika. Rydel wzięła je w rękę, otworzyła i ujrzała tam piękny naszyjnik. Znajdował się na nim wizerunek pianina i pałeczek od perkusji. Odwróciła go i przeczytała napis:
- ,,Serca są dwa, ale my jesteśmy jednością. Rydellington na zawsze" – fani na te słowa zaczęli głośno krzyczeć, klaskać i podskakiwać z podniecenia, trzymając kurczowo swoje komórki w górze aby przypadkowo nie stracić najlepszego ujęcia. Rocky wpatrywał się w Ella z wybałuszonymi oczami, tak samo Riker, który do tej pory stał niewzruszony, Ross z kolei zaczął szaleć razem z fanami. Rydel nic nie odpowiedziała, jedynie po jej policzkach spłynął mały strumyczek łez, który momentalnie został wytarty przez ciepłe kciuki perkusisty. Chłopak nieco się speszył tą nagłą ciszą, która nastała po tym, jak wyznał co tak naprawdę czuje...
- KISS, KISS! - Ross zaczął się wydzierać do mikrofonu, pobudzając publiczność do jeszcze głośniejszych krzyków, dając tym samym Ellowi więcej czasu do działania, gdyż para nadal stała naprzeciwko siebie. Ratliff nie wiedział co myśleć, Rydel nie dała mu żadnej odpowiedzi. Po kilku minutach muzyka, lecąca do tej pory w tle, nagle się zmieniła i zaczęła brzmieć w ogromnych głośnikach, które stały na scenie. Ell odłożył kwiaty, po czym przyłożył mikrofon do ust i zaczął śpiewać:

    We started as friends.
    I can't tell you how we all happen.
    Then autumn – it came.
    We were never the same.
    Those nights – everything felt like magic.

    And I wonder if you miss me too.
    If you don't here's the one thing that I wish you knew.

    I think about you every morning when I open my eyes.
    I think about you every evening when I turn off the lights.
    I think about you every moment, every day of my life.
    You're on my mind all the time. It's true.

    I think about you, you you, you you
    I think about you, you you, you you

    Would you know what to say
    If I saw you today?
    Would you let it all crumble to pieces?
    'Cause I know that I should
    Forget you if I could
    I can't yet for so many reasons.

    I think about you every morning when I open my eyes
    I think about you every evening when I turn off the lights
    I think about you every moment, every day of my life
    You're on my mind all the time. It's true

    I think about you, you you, you you.
    I think about you, you you, you you.

    How long 'til I stop pretending
    What we have is never ending.
    Oh, oh, oh.
    If all we are is just a moment,
    Don't forget me cause I won't and
    I can't help myself.

    I think about you. Ooh, ooh.
    I think about you. Ooh.

    I think about you every morning when I open my eyes.
    I think about you every evening when I turn off the lights.
    I think about you every moment, every day of my life.
    You're on my mind all the time. It's true.

    I think about you, you, you, you, you.
    I think about you, you, you, you, you

Fani przez cały czas podrygiwali w rytm muzyki, niektórzy się popłakali, przytulali i klaskali, czekając aż w końcu Rydel coś powie. Blondynka przez cały czas nie odrywała wzroku od perkusisty, który stał dosłownie kilka centymetrów przed nią. Jak tylko skończył śpiewać, dziewczyna objęła jego szyję rękoma, po czym złożyła na ustach delikatny pocałunek, który w ułamku sekundy przerodził się w namiętny taniec. Cała sala zaczęła krzyczeć, w tym Ross i Rocky, Riker natomiast cicho klaskał, aby nie było, że nic go nie interesuje.
- Ja ciebie też kocham, Ell. - wyszeptała, wtulając twarz w tors chłopaka. - Nigdy ani na chwilkę nie przestałam. - dodała, ocierając mokry policzek o jego ramię. Fani z kolei zaczęli wiwatować jeszcze głośniej, wywołując silne drgania całej sceny. - Skąd wiedziałeś, że o czymś takim marzyłam? Zawsze chciałam aby chłopak wyznał mi miłość w taki właśnie sposób... No i ta piosenka, specjalnie dla mnie? Przecież ty nie umiesz pisać piosenek, głuptasie.
- Jak to mówi Ross, tekst sam wpadł mi do głowy. Nie musiałem nawet nad nim za dużo myśleć, serio. A wiesz, że mi się mózg szybko przegrzewa. Przepraszam cię za tą lodówkę... Byłem zdenerwowany...
- To było urocze, ale mam nadzieję, że nie chciałeś mnie uświadomić, że jestem gruba? - zachichotała, niechętnie odklejając się od chłopaka.
- Jesteś najpulchniejszym i najsłodszym pączkiem jakiego kiedykolwiek, hmm... jadłem? - zaśmiał się. - Słodki mój ty lukierku. Chodź do mnie. - dodał, po czym ponownie przytulił blondynkę. Cała sala drżała od okrzyków radości i oklasków, które mimo wszystko, nie docierały do uszu, ani Ella, ani Rydel. Byli zatraceni w sobie, czuli jedynie swoją obecność.
- Przeprasza, że byłem taki głupi i nie doceniałem tego jaka jesteś i co dla mnie robisz. Tak szczerze... Przez to, że swój wolny czas poświęcałaś Rossowi, myślałem, że po prostu ci na mnie nie zależy, że nie czujesz tego co ja... Teraz jednak wiem, że to nie prawda, byłem ślepy i głupi, ale to już za mną. - powiedział, całując ukradkiem rozgrzany policzek dziewczyny. - Już za nami. - zachichotał. - A wiesz... Przypomniało mi się co mówiłaś swojemu kochanemu braciszkowi. - zamyślił się. Blondynka bardzo często upominała nastolatka i dawała dobre, matczyne rady. Teraz jednak spoglądała na Ella z zaciekawieniem, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź. - Jak to szło... Owoc dojrzewa i spada, człowiek często musi upaść, aby dojrzeć. - szepnął. - Ja upadłem, ale teraz już jestem dojrzały i wiem czego chcę. - Rydel uśmiechnęła się na te słowa i mimowolnie spojrzała na najmłodszego. -  Kocham cię, pączku.
- Ja ciebie też. - wszyscy ponownie zrobili głośne ,,awww" a Ross, nic nikomu nie mówiąc, zbiegł szybko ze sceny, jakby mu się nagle coś przypomniało...
    ~~
      KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ

           Rozmowa z Ally pomogła mi zrozumieć kolejne problemy z którymi borykają się Lynchowie. Nie była ona przyjemna, mimo wszystko potrzebna zarówno mnie, jak i przyszłej matce, dodam, że samotnej matce. Jak narazie, mam nadzieję, że się to jednak zmieni.  Dziwnie ale... Czuję, że rozumiem jej ból. Kocha Rika, to widać, ale nie może z nim być, nie chce z nim być, z powodu jego zachowania, temperamentu... Teraz wyżywa się na najmłodszym bracie, ale co będzie jak w rodzinie pojawi się dziecko...?
      - Hej, jest ktoś? Dzwonię do drzwi już dobre dziesięć minut. - z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. - Demi? Jesteś? Haaalooooo!
      - Jasne, Austin! Już idę! - krzyknęłam, spojrzałam następnie na zegarek i aż podskoczyłam ze zdziwienia. Nie sądziłam, że potrafię tyle godzin siedzieć bezczynnie i rozmyślać o wszystkim... i w sumie o niczym? Już z samego rana byłam w szpitalu, ściągnęli mi gips, czuję się teraz o niebo lepiej. Nie muszę ciągać już za sobą tych dodatkowych kilogramów, a nie powiem, i bez tego miałam ich sporo. Ale... Jednak nadal czuję jakiś dziwny ciężar z którym muszę się borykać... Nie znoszę tego uczucia, do tego wiem czym ono jest spowodowane. Ciągle rozmyślam o trasie i o tym, że mnie tam nie ma...
      - Idziesz,  księżniczko? - zaśmiał się. - Nasze bilety za pół godziny stracą ważność!
      - Daj mi 5 minut. - odpowiedziałam, po czym w pośpiechu nasunęłam pierwsze lepsze jeansy, do tego jakiś T-shirt, który był przewieszony przesz moje krzesło, z szafki wyjęłam podarte trampki i szybko zbiegłam na dół. - Przepraszam, zasiedziałam się i nie jestem przygotowana do wyjścia... - wymamrotałam niezadowolona. Sama nie wiem czemu miałam do niego pretensje, przecież to ja nie uszykowałam się na czas.
      - Wyglądasz cudownie. - szepnął rozmarzony, obserwując mnie od góry do dołu. Chwilkę później się jednak wzdrygnął, gdyż spojrzałam na niego zaskoczona. Czułam jak pieką mnie policzki. - To znaczy, Ross pewnie by tak powiedział. - poprawił się szybko, spuścił głowę w dół i schował rękę do kieszeni. Drugą trzymał za plecami, wydawało mi się, że coś chował. - Na pewno by tak zrobił, przecież jesteś piękna.
      - Dzięki... - odpowiedziałam cicho. Chwyciłam następnie bluzę, klucze, zwinnie wyminęłam chłopaka i wyszłam na dwór. Kilka sekund później Austin stał już obok mnie, wyczułam, że jest nieco zmieszany tym co powiedział nieco wcześniej. Ale sam pewnie nie wiedział jak to odkręcić. Co dziwne, spodobało mi się jego zachowanie...
      - Proszę. - wypalił, wyciągając zza pleców pokaźny bukiet kwiatów. Nie gustuje w tego typu prezentach, ale akurat Lilie, które mi podarował, były moimi ulubionymi.
      - Nie mogę tego przyjąć... - zawahałam się.
      - Hej, to dla ciebie, nie możesz mi odmówić. - chłopak nagle wyłonił głowę znad bukietu, po czym zrobił minę jak kot ze Shreka. - Spokojnie kupiłem je po to aby poprawić ci humor, nie mam zamiaru cię podrywać. - zachichotał, nerwowo drapiąc się po głowie. - To prezent z czystej sympatii, nie lubię jak się smucisz, a wiem, że twój blondas wyjechał. Chciałem abyś się uśmiechnęła, no. - zachęcał, cały czas się do mnie uśmiechając. Po kilku minutach wahania, przyjęłam kwiaty.
      - Dziękuję, wiesz, że nie musiałeś...
      - Nie musiałem, ale chciałem. - zarechotał, obejmując mnie ramieniem. - To co? Mam tu dwa bilety na kręgle...
      - Ja nie umiem gra...
       O,nie, nie! - wybełkotał, przerywając moją wypowiedź. - To nic, że nie umiesz! Ja cię nauczę, nie martw się. Przecież najważniejsza jest dobra zabawa, no nie!? - nic nie odpowiedziałam, przytaknęłam jedynie skinieniem głowy. Zaniosłam następnie kwiaty do swojego pokoju, starannie włożyłam je do dzbanka, który wcześniej napełniłam wodą, po czym skierowałam się z nów do wyjścia. Stając w progu, odwróciłam się jeszcze raz w stronę pięknie pachnących Lili.
      - Ross nigdy nie kupił mi kwiatów. - szepnęłam sama do siebie, nie wiem dlaczego ale zrobiło mi się smutno. Szybko się odwróciłam i wyszłam z pomieszczenia. Jak znalazłam się na dworze, Austin czekał już na mnie w aucie.
      - Ahoj, przygodo! - krzyknął, jak tylko zajęłam swoje miejsce. Zaśmiałam się w geście odpowiedzi. Chwilę później chłopak odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i ruszył do przodu.
      ~~
           - No, także teraz mała instrukcja. - zaczął Austin jak już znajdowaliśmy się w klubie. - To jest kula do kręgli. - zarechotał, pokazując mi przedmiot.
      - O, serio, no nie powiedziałabym... - zaśmiałam się, założyłam ręce na piersi i stanęłam w lekkim rozkroku. - No, aż tak kompletnym laikiem to ja nie jestem, studencie wyższej uczelni. - zadrwiłam. Na mojej twarzy gościł jednak szeroki uśmiech. - Wiem jak wygląda kula.
      - Oh, czyli już wiesz. - odpowiedział zrezygnowany. Po kilku sekundach wybuchnął jednak gromkim śmiechem. - Haha, dobra, czyli sprawę kul, mamy już za sobą. Chociaż, wiesz, że trzeba odpowiednio włożyć paluszki?
      - Aleś ty dowcipny. - pokręciłam głową na boki, po czym podeszłam nieco bliżej, aby się przyjrzeć w czym rzecz. Po wstępnym instruktarzu i obadaniu całego toru, Austin wręczył mi kulę. - Ciężka. - wydusiłam, chwytając ją obiema rękami.
      - Tak się nie trzyma. - po chwili chłopak objął mnie od tyłu i prawidłowo ułożył moje dłonie, odchylając jedną do tyłu. - Teraz jest dobrze. - szepnął prosto do mojego ucha. Przyjemna fala ciepła ogarnęła moje ciało, czułam jak czerwienią mi się policzki. - Teraz się lekko pochyl... - dodał, zjeżdżając dłońmi na moją talię. - No i ugnij kolanka. - popchnął lekko udami moje nogi, po czym jedną ręką dotknął kolan, które były już dosłownie z waty. Chciałam go odepchnąć, nakrzyczeć, ale... Coś jednak mi nie pozwalało, nie chciałam aby ode mnie odchodził... - No i to jest dopiero prawidłowa pozycja. - zachichotał, znów obejmując mnie w pasie. Czułam jego nabrzmiałego penisa na swoich pośladkach, zaczęłam się lekko denerwować... Austin jednak przejechał tylko dłońmi po mojej pupie, po czym się oddalił. - Możesz już pchać. - dodał, znacząco spoglądając na swój rozporek. Zignorowałam jednak ten gest i skupiłam się na moim rzucie, który nie był do końca udany. Zbiłam tylko dwa kręgle. Ale co się dziwić jak w mojej głowie aż wirowało. - Jak na początek to całkiem nieźle, śliczna. - szepnął, przygryzając wargę. Podszedł następnie i podał mi kolejną kulę. Znów stanął tuż za mną, objął i ustawił moje ciało do kolejnego rzutu...
      ~~
      5 GODZINY PÓŹNIEJ

           - No i kto wygrał, kto? - Austin zaczął się wydzierać na cały klub, do tego wymachiwał rękoma jak opętany. - Ja, ja! Stawiasz deser!
      - No już dobrze, dobrze. - wydusiłam, udając obrażoną. - Masz w tym większe doświadczenie!
      -  Oj, mam, mam... - mruknął zadowolony. - Hej, kto tu ma focha? - chłopak podszedł do mnie i ponownie objął od tyłu, co spowodowało kolejną falę rozkosznego ciepła, która zalała mnie od środka.... Chciałam go odepchnąć ale jakoś nie mogłam. Znowu.
      - Puść mnie! - zarządziłam, próbując zachować powagę. Za nic mi to niestety nie wyszło, zaczęłam się śmiać jak głupia. - Cicho, mój telefon dzwoni! Muszę odebrać. Puść!
      - Pewnie Ross, co? - zapytał, czochrając moją rudą grzywkę. - Dobra, nie będę wam przeszkadzał. - dodał, nieco się oddalając. - Ale deseru ci nie odpuszczę!
      - Jasne, jasne. - wymamrotałam, szukając telefonu w spodniach. - Kurde, że takie wąskie te kieszenie robią... - marudziłam. Po chwili jednak trzymałam przedmiot w ręku. Szybko odblokowałam ekran, mając nadzieję, że to właśnie Ross. Myliłam się, na ekranie pojawiła się wesoła twarz Ella.
      - No hej, zakochańcu! - przywitałam się.
      - No hej, rudasku, co ty taka zadowolona, co? - zapytał dość podejrzliwie.
      - A czemuś ty taki zmartwiony? -zaniepokoiłam się, przedrzeźniając go lekko.
      - Ja? Nie, wydaje ci się, marcheweczko. - zapewniał, ja mimo wszystko wyczułam w jego głosie nutkę sarkazmu. - Dzwonię w dwóch sprawach, kocie.
      - WIEM, ja wszystko wiem! - krzyknęłam uradowana. Zwróciłam tym na siebie uwagę niektórych ludzi, mimo tego, nie miałam zamiaru się opamiętać. - Widziałam wszystko! Moje gratulacje, podołałeś rycerzu!
      - Skąd wiesz? - zdziwił się.
      - Magia Internetu, mój drogi! - darłam się, miałam już lekko wypite...
      - No tak... Pragnę ci za wszystko podziękować, rudasie. To dzięki to...
      - Nie mów tak, to przecież ty się zdobyłeś na odwagę aby powiedzieć to przed setkami ludzi! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Rydel ci wybaczyła. To wszystko było takie urocze... No i ta piosenka! Mówiłam ci, że dasz radę. - gadałam jak katarynka.
      - Tak, ale to wszystko dzięki tobie, serio Gdyby nie twoja pomoc, nie wiedziałbym co mam robić. Dziękuję, nigdy ci się nie odwdzięczę.
      - Oddaj mi ten telefon, Ratt! - w oddali dało się słyszeć głos rozzłoszczonej Rydel. - No daj, ja jej już pokażę! - nastała chwila ciszy, po kilku sekundach znów usłyszałam perkusistę.
      - Na scenie tak szalała a jeszcze ma siły by się szarpać! - zaśmiał się.
      - Rany, obejrzałam z Austinem wszystkie filmiki, jak wrócę do do...
      - Czyli to jednak nie był fotomontaż? - zapytał zrezygnowanym tonem.
      - Kotek, daj mi ten telefon! - blondynka znów zaczęła się wydzierać, ja natomiast próbowałam zinterpretować wypowiedź chłopaka. - No! Co to ma znaczyć, Demi? Jeden dzień nie ma Rossa, a ty już randkujesz z tym młodym lekarzem?! - Rydel w końcu dopadła do komórki.
      - Co? Nie, ja nie...
      - WSZYSTKIE GAZETY o was trąbią! - wypaliła z wyrzutem. - Kwiatki, przytulasy!? Jak mogłaś? A odebrać telefon od mojego brata to nie, bo po co, lepiej zabawiać się z tym całym Austinem!
      - Jak to...? - wyszeptałam, chwilkę po tym się rozłączyłam. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć...

      NOTKA

      Joł, cześć i czołem!


      No to dobiliśmy do kolejnego Ossdziału ^-^ Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. Przepraszamy za tą zwłokę, no ale niestety w święta nie było za dużo czasu. Ciągle wyjazdy, sprzątanie, gotowanie... Meh, nie miałam kiedy usiąść, dlatego rozdział dopiero teraz :D Kolejny pewnie za 2 tygodnie :P Teraz myślami jestem na imprezie sylwestrowej, hahaha :P

      Po tych świętach jestem obżarta jak nie wiem, uwlec się nie mogę ale i tak jeszcze podjadam xD Logika kobiety, made on xD

      Spoko Cygan - bardzo cieszymy się, że odnalazłaś link do naszego bloga, cieszymy się również, że nasze wypociny Ci się podobają ^-^ Skro chcesz założyć bloga - zrób to! Nikt nie pisze idealnie, ale skoro masz chęci i wenę to nie popuszczaj :D Ja z polaka w LO miałam ledwo 4, także :P Dla chcącego nic trudnego :D




      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
      KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

      sobota, 26 grudnia 2015

      Dzyń, dzyń, dzyń!

      Hej kochani!

      Przepraszam za tą zwłokę, niby święta, czas odpoczynku ale człowiek haruje 2x więcej niż zawsze o.O Pragnę poinformować, że Ossdział pojawi się jutro lub w poniedziałek, gdyż w połowie jest już napisany :P Ale nie wiem, jutro chyba znowu wyjazdy do rodzinki, nie wiem czy będę miała czas na kompa.

      Wiem, że życzenia powinnam złożyć wcześniej! Wiem i przepraszam, że tego nie zrobiłam, ale w domu nie wiedziałam w co łapy wsadzić... Sprzątanie, gotowanie, lepienie pierożków, ubieranie choinki, wkszanianie wszystkiego na chama (XD), pieczenie, odwiedzanie rodziny... Matko, a czas leciał i leciał! Ale mam nadzieję, że każdy z Was spędził te święta z rodziną, wśród osób na których Wam zależy i które kochacie całym serduszkiem <3 Prezenty na pewno udane, jedyne czego mogę teraz życzyć to procentowego i wystrzałowego sylwestra moje paskudy :D

      Do nexta ^-^

      sobota, 12 grudnia 2015

      Rozdział XLXI

           Ross, otoczony niezrozumiałą dla niego pustką, siedział skulony tuż za miejscem kierowcy. Miał odduszony policzek, a na szybie rysowały się ślady jego zmęczonej twarzy, obarczonej przymusem radości. Miał obok siebie rodzeństwo, czuł się jednak samotny i opuszczony. Wiedział dlaczego, niekoniecznie jednak chciał o tym myśleć. Przymknął powieki, chciał się zrelaksować, wyciszyć i w końcu nieco odpocząć, piskliwy głos Cleo wyprowadzał go jednak z równowagi. Chłopak, warcząc niezrozumiałe bluźnierstwa, wyciągnął niepewnie z kieszeni małe, białe słuchawki, po czym szybko wetknął je w uszy. Wyjął następnie swój telefon, odblokował delikatnie ekran i... Poczuł ogromne ukłucie w okolicach żeber. Zrezygnowany przygryzł nieco wargę, zamknął oczy i ponownie oparł głowę o szybę samochodu. Cały czas czuł, że postępuje wbrew sobie, że znów jest nieszczęśliwy i...
      - Sam jestem sobie winien. - wyjąkał nagle, spoglądając leniwie na zdjęcie rudowłosej dziewczyny. Wzdychnął ciężko i bez większego namysłu wtulił się w siostrę, która siedziała tuż obok niego. Ona, nic nie mówiąc, odwzajemniła gest brata, który momentalnie przymknął powieki, próbując odpłynąć w krainę zapomnienia. Nie mógł jednak przestać myśleć o dziewczynie, która przewróciła jego świat do góry dnem. Mógł z niego w końcu wyjść... Ale ciągle, zamiast robić krok w przód, cofał się do tyłu, popełniając po drodze te same błędy.
      - Ossy, daj spokój. - szepnęła Rydel, czując jak blondyn coraz silniej napiera i zaciska pięści. Nastolatek jednak nie mógł już słuchać Cleo, która od samego początku grała mu na nerwach. 
      - Może pośpiewamy? - zaproponował nagle Ratliff. Od razu został zbombardowany dzikimi spojrzeniami reszty pasażerów, którzy po kilku sekundach zaczęli się głośno śmiać. No oprócz Rossa. Mimo wszystko, po słowach perkusisty, zrobiło mu się ciepło na sercu. Spod znużonych powiek, wyłonił się bowiem pewien obraz... Wspomnienie dawnych, dobrych czasów, kiedy to cała rodzina wyjeżdżała w trasę, bawiąc się w najlepsze, żartując i wzajemnie sobie dokazując. Teraz to wszystko zamieniło się w jedną, wielką kpinę, którą dopełniał jad niezgody.
      - Daj spokój Ratt, ile ty masz lat? - zadrwił Rocky, który przez cały czas, z ogromnym ślinotokiem, wpatrywał się w ogromny biust swojej towarzyszki. 
      - No właśnie, ile my mamy już lat? - westchnął w duchu Ross. - Za dużo by się bawić, za mało by popaść w życiową żałobę. Nie dogodzisz...
      - Dobra, dobra. - wtrącił Riker. - Musimy zatankować. - burknął, szybko zmieniając temat. Kilka chwil później, zaparkował tuż przy stacji benzynowej. Ratliff z kolei założył ręce na piersi, udając obrażonego. - Ross, daj swoją kartę kredytową. 
      - Ooo, kto to się do mnie odezwał. - zakpił najmłodszy, nasycając jadem i tak już ogromny konflikt. - Masz przecież, po co ci moja. - dodał, przypominając sobie, że nadal nie odzyskał swojej własności, mimo, że zgłosił kradzież na policję. Sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł coś dziwnego... Poczucie winy? Zbliżające się kłopoty? Kolejne kłopoty...? 
      - Tak, mam ale leży gdzieś na dnie walizki. - Riker odpiął pasy, wygiął się w łuk, po czym wsadził rękę do kieszeni jeansów. - No, dawaj, zawsze masz przy dupie, co nie? 
      - Dziś jakoś nie mam. - odburknął, bacznie obserwując poczynania starszego brata. Ten jednak już nic nie odpowiedział, zapanowała cisza. Nawet Cleo przestała rechotać. Ross poczuł się nieswojo, z zakłopotaniem na twarzy zerkał kątem oka na każdego po kolei. Nagle przed jego twarzą pojawiła się biała, zaadresowana do niego koperta. Była otwarta, a nadawcą ów listu była Komenda Policji. Najmłodszy przełknął głośno ślinę, po czym momentalnie spojrzał w wystraszone oczy swojej siostry.
      - Ossy... - wyjąkała.
      - Masz nam coś do powiedzenia, bracie? - wysyczał basista, wymachując papierem na prawo i lewo. Był wściekły, kolor jego skóry przybrał ciemnoczerwone barwy, a z jego uszu aż parowało. - Kurwa, czy ty w końcu przestaniesz łazić po tych burdelach? Pieprzysz, kurwa wszystko co się rusza, a potem pożyczasz pieniądze bo zgubiłeś portfel, będąc kompletnie nawalony! - wybuchnął, widząc, że Ross nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. 
      - Kto ci w ogóle pozwolił otwierać tą kopertę? Jest zaadresowana do mnie. - odpowiedział nad wyraz spokojnie. Były to jednak tylko pozory. W środku trząsł się jak osika, modląc się aby znów nie doszło do niepotrzebnej bójki. Rany z poprzedniej szarpaniny nadal dawały mu się we znaki. - No i nie byłem w burdelu. - dodał nieco ciszej.
      - Byłeś! Twoje dokumenty ukradła jakaś prostytutka! Wypłukała twój portfel do zera, masz w ogóle szczęście, że nie udało jej się rozszyfrować pinu do karty, kurwa przecież wiesz, że prawie wszystkie pieniądze są ulokowane na twoim koncie bankowym! - basista bulwersował się dalej, Ross z kolei czytał uważnie list. 
      - Ossy, czemu nie mówiłeś? - wtrąciła Rydel. Ratliff z kolei zaatakował blondyna swoim przenikliwym spojrzeniem. To od niego co chwila pożyczał pieniądze, mówiąc, że to na naprawę instrumentów, czy też na leki. 
      - Odebrałe... - nie zdołał dokończyć, gdyż Riker rzucił w niego zgubą, po czym z mordem w oczach wyszedł z auta trzaskając przy tym drzwiami. 
      - Uuuu... - Cleo wypuściła powietrze z płuc. - Ale się porobiło. - dodała głupkowatym tonem.
      - Ossy, mogłeś nam powiedzieć, zgubiłeś go pewnie w Las Vegas? - zapytała troskliwie Rydel. Chłopak jednak milczał, odwrócił się do niej plecami, przykleił ponownie policzek do zaparowanej szyby, po czym zaczął sypać wiązanką bluźnierstw, obwiniając za wszystko swoje beznadziejne życie.

      ~~

           - Wiesz, kochanie, ciężko być matką i dogodzić każdemu dziecku tak samo. - pani Stormie przez cały czas opowiadała mi o wychowaniu dzieci. Na początku czułam się troszkę nieswojo, teraz jednak jestem zadowolona, że sama zaczęła ten temat. Dowiedziałam się przynajmniej dlaczego Ross i Riker ze sobą nie rozmawiają, poznałam również zalążek tej całej kłótni. Szkoda tylko, że jestem również światkiem jej rozwoju. Punkt kulminacyjny jednak chcę sama dopisać... Mam nadzieję, że mi się uda. Dobrze zrobiłam, że zgodziłam się pomóc przy tych zakupach. Pani Stormie jest bardzo miła i przyjemnie mi się z nią rozmawia.- O, weźmiemy jeszcze te orzeszki. - dodała, sięgając kilka paczuszek z górnej półki. - Ross bardzo je lubi. - uśmiechnęła się i skręciła w kolejną, sklepową alejkę. Ruszyłam krok za nią, oglądając wypełnione po brzegi półki ze słodyczami. - Masz na coś ochotę, kochana?
      - Nie, nie, zjem sobie u koleżanki. - odpowiedziałam szybko.
      - Patrz, wyciągnęłam cię na zakupy, a sama biedulka sobie nie możesz poradzić z tymi kulami. - powiedziała troskliwie. - Już idziemy do kasy, już, już.
      - Wszystko jest w porządku. - uśmiechnęłam się.
      - Powracając tak trochę do Rossa. - zaczęła, oglądając puszkę sardynek z każdej możliwej strony. - Troszkę szkoda, że z nim nie pojechałaś. - jak tylko to usłyszałam, to aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Dlaczego to powiedziała? Teraz moje wahania i rozkmina czy dobrze postąpiłam, wzrosty kilkakrotnie! Nie chcę aby to przytłaczające uczucie towarzyszyło mi do dnia ich powrotu! - Ale zadzwoń czasem, dobrze? - zapytała, chwytając moją ciepłą dłoń. - Na pewno się ucieszy. On tego potrzebuje. Ja postaram się o to, aby ta trasa nie była dla niego jednak takim koszmarem. Mam nadzieję, że się tam na scenie nie pozabijają.
      - Chciałabym pojechać... - zawiesiłam głos, czułam się głupio i niekomfortowo.
      - Ja rozumiem, kochanie. Spokojnie, wiem, że masz obowiązki, naukę, dom na głowie. - mówiąc, zaczęła wykładać towar na ladę, bez namysłu zaczęłam pomagać. - Nie wiem jednak jak mam ich podejść. - westchnęła. - Tą rozmową tylko pogorszyłam sytuację, nie dość, że traktują się gorzej niż psy, to jeszcze Ross ma do mnie ogromny żal. Będzie ciężko, mam jednak nadzieję, że mi pomożesz? - zapytała z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ja z kolei byłam troszkę w szoku, nie wiedziałam co powiedzieć, przytaknęłam więc tylko skinieniem głowy. Pani Stormie cały czas okazywała spokój, czułam, że w duchu była jednak nieco zagubiona. Pojęcia nie wiem co mam zrobić...? Wujek Shor wraz z mamą Lynchów jadą osobnym autem, mają się spotkać z zespołem w hotelu... Może powinnam zabrać się z nimi?
      - Dobrze, już wszystko. - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos kobiety. - Dziękuję, kochana, a ty weź te reklamówki. - dodała, kierując wzrok na mężczyznę, który stał oparty o framugę drzwi wejściowych. Bez słowa zrobił to, o co poprosiła. - To teraz pakuj się do samochodu, odwieziemy cię.
      - Dobrze. - wymamrotałam. W momencie otwierania drzwi, mignęła mi znajoma postać przed oczami. Wchodziła właśnie do kawiarenki, która znajdowała się naprzeciwko nas. - Ally. - pomyślałam w duchu.
      - Coś się stało? - znów Stormie wyrwała mnie z zadumy.
      - Wie pani co? Moja koleżanka jest teraz w sklepie obok, wejdę i wrócę z nią. - odpowiedziałam szybko, zerkając czy to aby na pewno Allyson.
      - W porządku, pamiętaj tylko aby od czasu do czasu zadzwonić do Rossa, dobrze? To dobry chłopak, jestem pewna, że sprawisz mu tym wielką radość. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała z nadzieją. Z jej oczu płynęła ogromna fala troski, czułam, że to dla niej wiele znaczy.
      - Będę dzwonić codziennie. - zapewniłam. Kobieta obdarowała mnie wdzięcznym uśmiechem, po czym zniknęła w aucie, obładowana zakupami. Ja z kolei, chwilę potem udałam się w kierunku małej kawiarenki. Już przez szybę widziałam jak dziewczyna siada przy stoliku. Brzuszek miała już leciutko zaokrąglony, na jej twarzy widniał jednak ogromny grymas. Tak stoję przed drzwiami i się zastanawiam co tak właściwie mam powiedzieć, jak się zachować...? Przecież my w ogóle ze sobą jakoś za specjalnie nigdy nie rozmawiałyśmy. Pewnie dlatego, że nie było po prostu okazji, nie wiem co mnie teraz napadło aby tu przyjść. A nie, chociaż... Chyba wiem. Riker i ich rozwód. - pomyślałam, po czym nacisnęłam klamkę. Stanęłam w progu, nikt jednak nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, prócz grupy dziewczyn, które były w moim wieku. Zignorowałam jednak ich spojrzenia i szepty typu ,,to, ona", po czym zaczęłam iść w kierunku stolika Ally. Będąc w połowie drogi, przystanęłam, wyciągnęłam telefon i napisałam smsa do Maji, że się trochę spóźnię. Mam nadzieję, że nie będzie zła. Jak już stanęłam obok szatynki, ta spojrzała na mnie spode łba, uśmiechnęła się jednak lekko, dodając mi otuchy i nieco odwagi aby jednak zacząć rozmowę.
      - Hej, a ty jednak nie w trasie? - zdziwiła się, dołując mnie jeszcze bardziej niż pani Stormie.
      - Jak to jednak? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
      - Siadaj. - westchnęła, kierując wzrok na krzesło, które znajdowało się naprzeciwko niej. - No Ross mówił, że cię ze sobą weźmie. - dodała jak już zajęłam swoje miejsce. - Nie wierzę, że zmienił zdanie.
      - Po prostu nie mogłam. - wypaliłam na jednym oddechu. Było mi wstyd, uczucie zażenowania wzrosło, zrobiło mi się ciepło, nie chciałam jednak ciągnąć tego tematu. - A ty i Rik...
      - To już przeszłość. - jęknęła cicho, wlepiając wzrok w podłogę. Nastała chwila niezręcznej ciszy, ani ja, ani Ally nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Czułam, że nie powinnam o to pytać, to ich prywatne sprawy. Nie wiem co mnie napadło...
      - Witam moje piękne panie, co podać? - nagle obok naszego małego, szklanego stoliczka pojawił się kelner. Miał na sobie biały fartuch z ogromnym logo lokalu, czarną muszkę i ogromne okulary pod którymi chowały się duże, niebieskie oczy. Na pierwszy rzut oka wydawał się sympatyczny, biło od niego dużo pozytywnej energii, której u mnie braknie odkąd Ross wyjechał... - Polecam danie dnia, którym jest smaczna sałatka z owocami. - dodał wesoło, widząc, że żadna z nas nie zareagowała na pytanie.
      - A coś na zatopienie smutków? - wypaliła Ally. - Napiłabym się czegoś mocniejszego, niestety to jednak odpada. - dodała, gładząc opuszkami palców swój lekko zaokrąglony brzuszek.
      - W takim razie proponuję dużą porcję lodów, do tego cappuccino oraz dużą dawkę czekolady. Podajemy ją w każdej formie.- odpowiedział wesoło, wyczułam jednak, że ton szatynki go troszkę zbił z tropu. - Chusteczki dorzucamy  w gratisie. - wyciągnął nagle dłoń ku dziewczynie, podając małą paczuszkę.
      - Bardzo dziękuję, poproszę więc zestaw, który pan przed chwilą wymienił. - Ally odebrała mały podarunek, po czym od razu otarła łzy białym materiałem.
      - A dla pani? - zapytał, kierując swój wzrok na mnie. - Proponuję lody morelowe, mimo, że to tylko mała przekąska, pięknie podkreśli pani ognisto rudy kolor włosów. - dodał z szerokim uśmiechem.
      - Skoro tak, to się skuszę. - odwzajemniłam gest chłopaka, po czym od razu spojrzałam na Ally. Kelner natomiast spisał zamówienie i oddalił się w stronę barku.
      - Oj, oj, Ross byłby zazdrosny. - powiedziała zadziornie, opierając łokcie o blat stolika. Nic nie odpowiedziałam, wytrzeszczyłam jedynie oczy ze zdziwienia, czekając aż dziewczyna rozwinie swoją myśl. - No nie gadaj, ten przystojny kelner ewidentnie cię podrywał. - Ally wzdychnęła i przewróciła teatralnie oczami. - A jeżeli chodzi o Rika... Mam go już po prostu dosyć. Nie wiem czy potrzebna nam przerwa czy to już koniec. A wiesz co jest najgorsze? - zapytała, miętoląc chusteczkę w ręku. - Jest okropnym gnojkiem a ja i tak go kocham. Pojęcia nie mam czy dobrze zrobiłam. Jak patrzę na Rossa to mam pewność, że moja decyzja była słuszna, ale jak staje w lustrze i widzę mój brzuch... - Ally przez cały czas powstrzymywała łzy, teraz jednak dała upust emocjom. W tym samym czasie podszedł do nas znów ten sam kelner, widząc jednak stan brunetki, nic nie powiedział. Podał nam desery oraz gorącą czekoladę, po czym odszedł od stolika, zerkając na mnie od czasu do czasu.
      - To znaczy, że to ty go zostawiłaś? - zapytałam jak już nieco poukładałam wypowiedź Ally. Dziewczyna otarła rękawem swój czerwony nos, po czym, mieszając łyżeczką w swojej porcji lodów, uniosła na mnie wzrok i się lekko uśmiechnęła.
      - Dałam mu warunek. - zaczęła. - Albo zacznie traktować rodzinę, w szczególności Rossa, tak jak należy, albo z nami koniec. Niestety nic się w tej sprawie nie zmieniło. Ja nie mam zamiaru codziennie wysłuchiwać tych kłótni, być świadkiem przepychanek i wzajemnych docinek. Mam tego po prostu dosyć. Teraz Riker stał się taki opryskliwy nie tylko dla Rossa, ale też dla mnie. - powiedziała wolno, co jakiś czas oblizując łyżeczkę. - Oddałam mu obrączkę. Kocham go, nie chcę żyć bez niego ale powinien przemyśleć swoje zachowanie. Ja tego nie będę tolerować i niepotrzebnie denerwować siebie i ranić tym dziecko.
      - Rozumiem...
      - Ta decyzja nie przyszła z dnia na dzień, było mi ciężko ją podjąć. Uwierz mi.- zaczęła. Zauważyłam, że coraz bardziej zaczęła się otwierać i mówić o problemach. - Ale nie mogłam już tego znieść. Ross to taki dobry chłopak... Cały czas podtrzymywał mnie na duchu, teraz obwinia się za to wszystko. Sama nie wiem czy moja decyzja była dobra. Wiesz, ciągle coś i ciągle ten biedny blondas czuje się za wszystko odpowiedzialny. Szkoda, że z nim nie pojechałaś, mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobi... Strasznie mi go szkoda, nie da się opisać słowami jak Riker go traktuje. Gorzej niż niepotrzebnego śmiecia... - westchnęła, przygryzając wargi. No i znowu to głupie uczucie... Co ja mam niby odpowiedzieć? Na szczęście, lub nie, poczułam jak wibruje mój telefon. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Ross, na ekranie wyświetliła się jednak wesoła twarz Austina. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim, chciałam jednak uniknąć odpowiedzi na wyrzuty Ally, nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
      - Hej. - zaczęłam dość obojętnym tonem.
      - Co taka naburmuszona? - zaśmiał się. - Tak sobie pomyślałem, że może zabrałbym cię do kręgielni czy tam na bilarda, co? Ostatnio miałaś tylko same problemy, czas chyba troszkę się rozerwać. A z tego co wiem, jutro ściągają ci gips. - zaproponował.
      - W sumie czemu nie? - sama się sobie dziwiłam, że odpowiedziałam w taki sposób. Nie było mi to obojętne, czułam się dobrze w jego towarzystwie. Wypad do małego, porządnego klubu mi nie zaszkodzi.
      - To super! - krzyknął radośnie. - A dziś masz jeszcze czas? Moglibyśmy obejrzeć jakiś film albo coś.
      - Jestem umówiona z przyjaciółką, możemy się spotkać jutro po południu? - co ja robię..
      - To jesteśmy umówieni, rudasku. - powiedział zadziornie, dodał małą anegdotkę o szpitalnym życiu, po czym się pożegnał i rozłączył. Byłam troszkę zmieszana tą rozmową, nie chciałam jednak teraz się tym przejmować. Wyraźnie widziałam, że Ally jest załamana i kompletnie nie wie co robić. Czułam się zobowiązana jej pomóc, co oczywiście uczyniłam. Za moją namową, zamówiłyśmy sobie dodatkową porcję lodów i przegadałyśmy wszystko, nie zwracając uwagi na upływający czas.


      DZIEŃ PÓŹNIEJ
      Santa Ana

           - Raz kozie śmierć. Dasz sobie radę Ratliff. Jesteś mężczyzną, jesteś królem. Tak, królowie są silni, co nie? Chyba tak. A ja sobie poradzę?- perkusista mamrotał sam do siebie, nerwowo miętoląc skrawek papieru, który dzień wcześniej dostał od Demi. Całą noc studiował każdy wers tekstu, czytał go wielokrotnie, za każdym razem z większą nadzieją i wiarą, że to jednak może się udać. Zadanie nie było trudne, sam był zaskoczony, że Rydel wystarczyłoby coś takiego, coś tak prostego i banalnego. Mimo wszystko bał się, że to jednak przerośnie jego możliwości, że się speszy, zapomni co ma powiedzieć i co zrobić. Jego serce biło jak szalone, tętno było wyczuwalne niemalże pod delikatnym dotknięciem a jego ciało oblane zimną warstwą potu. - Da, da, dum, dum, jestem silny, jestem silny... MAM TĘ MOC! - mruczał, truchtając nerwowo w miejscu.
      - Mogę wiedzieć co ty w ogóle robisz? - nagle odezwał się Rocky, który od samego początku obserwował i analizował dziwne zachowanie przyjaciela. Ratt z kolei nic nie odpowiedział, był w transie, jego wzrok cały czas skierowany był na piękną, blondwłosą dziewczynę, która w skupieniu czyściła swój keyboard. - Eyy, co się tak trzęsiesz i mruczysz do siebie? - Rocky szturchnął perkusistę w ramię, ten odpowiedział mu kuksańcem w żebra, gdyż nie spodziewał się tak gwałtownej zaczepki.
      - MAM TĘ MOC! - wydarł się na całe gardło, przyjmując pozycję do walki.
      - Co ty brałeś, stary? - zapytał zdziwiony, masując obolałe miejsce. - Trzęsiesz się jak osika, gadasz do siebie i robisz dziwne rzeczy... Brałeś prochy od Rossa?
      - Nic nie brałem. - oburzył się, wyprostował się, po czym poprawił nerwowo grzywkę, która opadła na jego spocone czoło. - Po prostu ćwiczę przed koncertem, okey? Mam stresa! - wtrącił oburzony. - Idź lepiej co Cleo bo coś mi się wydaję, że nasz blondi ją niedługa rozniesie. Cały czas łazi mu koło dupy! - perkusista był zły za to, że przyjaciel przerwał jego medytację. Do tego musiał oderwać wzrok od zgrabnego ciała Rydel, które przez ich kłótnie było dla niego zupełnie niedostępne. Rocky, słysząc opryskliwy ton szatyna, obrócił się na pięcie i pobiegł do swojej dziewczyny, która cały czas świeciła dekoltem obok obojętnej twarzy Rossa.
      - No dobra, teraz trzeba ustawić lampy. - odezwał się najstarszy, który właśnie wszedł na scenę. - Dziś gramy pierwszy koncert, mam ogromną nadzieję, że nikt nie da plamy. - każdy wiedział do kogo kierowane są te słowa, ich odbiorca jednak nie podniósł nawet głowy znad sterty kabli, które usiłował rozplątać. - Szybciej, Ross, jeszcze dużo pracy przed nami a ty ciągle babrasz się z tym jednym zadaniem. - dorzucił opryskliwe jak przechodził obok najmłodszego brata. Ten jednak znów go zignorował i dalej przewracał mozolnie palcami, szukając odpowiedniej i skutecznej metody rozplątania tego bałaganu.
      - Ossy, wszystko gra? - Rydel przykucnęła obok blondyna, po czym objęła ramieniem. - Jesteś blady.
      - Nic mi nie jest. - odrzekł cicho, odrywając na kilka sekund wzrok od czarnych kabli.
      - Idź do hotelu, połóż się i odpocznij, ja się z tym uporam. - dziewczyna nie dawała za wygraną. - Przecież widzę, że źle się czujesz. Zadzwonię do mamy, że przyjedziesz, zrobi ci kanapki i coś ciepłego do picia. No i nie, nie chcę słyszeć odmowy, wracasz do hotelu i koniec. - dodała, widząc, że Ross chce coś powiedzieć.
      - Naprawdę mogę? - wyjąkał, przymykając lekko powieki. Był zmęczony podróżą i porannym wywiadem za który już mu się oberwało od najstarszego.
      - Jasne, wujek cię odwiezie. My sobie tu poradzimy, ty odpocznij, do koncertu jeszcze kilka godzin. - powiedziała, troskliwie odgarniając kosmyki z ciepłego czoła brata.
      - To... Faktycznie pójdę. - wymamrotał, wstał na równe nogi i podążył w stronę wyjścia. - Dzięki sis. - wydukał, odwracając się na moment w kierunku blondynki, która cały czas go obserwowała.
      - Idź, Rikiem się nie przejmuj, poradzimy sobie. - dodała pokrzepiająco. Nastolatek się tylko uśmiechnął, po czym, z ogromną wdzięcznością w oczach, opuścił salę.
      - Dobrze, to ja to rozplątam. - szepnęła do siebie, chwilkę później siedziała już na miejscu brata i próbowała rozgryźć tą zagadkę. Ku jej zaskoczeniu nie trwało to długo. - Pewnie źle się czuł i nie przywiązywał uwagi do tego co robi. - pomyślała. - Mam nadzieję, że na scenie już będzie lepiej...

      ~~
      Kilka godzin później

           - R5, wchodzicie za 10 minut! - krzyknął jeden z mężczyzn, wyłaniając się zza rogu małego, wąskiego korytarzyka, który prowadził na scenę. Atmosfera była fascynująca, wrzaski fanów, podwyższona adrenalina i nagły, przyspieszony rytm serca. Wrzawa, panująca na scenie, dodawała każdemu sił i chęci do koncertowania, dziś było podobnie. Nie tak jak za dawnych lat, mimo to zespół czuł się przez to lepiej, nawet Ross nabrał ochoty na swawole, tym bardziej, że wcześniej zadzwoniła do niego Demi.
      - Dobra, chodźcie tu wszyscy. - oznajmił Riker, wyciągając rękę. Reszta jak na zawołanie zrobiła to samo, po czym cała paczka krzyknęła radośnie ,,Ready Set Rock". - Damy czadu! - basista wyszedł na scenę jako pierwszy, za nim podążyła reszta zespołu, przyklaskując jednocześnie jakiś zabawny rytm.
      - Już czas. Dasz radę Ratt, dasz radę. - perkusista był cały spięty i nerwowy. Nie chciał nic zapeszać, dzwonił kilkakrotnie do rudowłosej w celu zasięgnięcia większej ilości porad, nie był jednak pewien czy aby na pewno Rydel mu wybaczy. - Musisz spróbować, pamiętaj, że MASZ TĘ MOC! - dodawał sobie otuchy, bijąc się w pierś. Jak już zespół był na scenie, nikt nawet nic nie podejrzewał. Było ciemno, mała stróżka światła padała wyłącznie na keyboard. Jak tylko sala została rozświetlona reflektorami, które zaczęły bić kolorowymi neonami w każdą możliwą stronę, wszyscy zaniemówili z wrażenia...


      NOTKA


      Joł, cześć i czołem!

      Jak zapowiadałyśmy, next się pojawił, omomom ^-^ No nie wiem czy jest jakoś specjalnie ciekawy (XD), no ale :P Szczerze to jeszcze nie wiemy co zrobi Ratliff, odpowiedź poznacie prawdopodobnie za 2 tygodnie. Nie wiem, postaramy się chyba też napisać jakiegoś świątecznego One Shocika :3


      Do nexta!


      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
      KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ