sobota, 28 maja 2016

Rozdział 60

     - Zajebie sukinsyna... - po pokoju rozległ się nagle cichy, piskliwy głosik. Wszyscy momentalnie odwrócili głowy w stronę drzwi prowadzących do kuchni, aby zorientować się kto jest adresatem tych słów. Ku zaskoczeniu całej gromady, w progu stał zaspany i zaskoczony Ross. Był cały blady, oczy miał wielkie jak pięć złotych, szare, matowe i bez najmniejszej iskierki życia. Jakby ktoś właśnie wyssał z nich całą czekoladę. Jego włosy żyły własnym życiem, każdy kosmyk sterczał w innym kierunku. Chłopak pokryty był bandażami i licznymi plastrami, na nogach miał różowe klapki swojej siostry, a biodra przepasane ręcznikiem w tym samym kolorze. Blondyn przez cały czas wsłuchiwał się w piski rudowłosej, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. - Skurwiel! - wydarł się, zaciskając pięści. Czuł, że zaraz eksploduje ze złości. - Odetnę mu jaja i wepchnę do gardła aby się nimi, kurwa, udusił! - wysyczał, marszcząc brwi. Spojrzał następnie złowrogo w oczy swojej siostry, zrobił dwa kroki w tył, po czym puścił się pędem na górę, do swojego pokoju. Każdy spojrzał po sobie, nikt jednak nie był w stanie nic zrobić... Shor spuścił głowę w dół, zakrył usta ręką i ciężko wzdychnął, Zack patrzył bezwładnie na schody, za którymi zniknął Ross, Ell zacisnął mocniej dłonie na biodrach swojej dziewczyny a Stormie... wstała z miejsca i bez słowa udała się do pokoju swojego najmłodszego syna. Z telefonu komórkowego nadal dochodziły dzikie jęki Matta i Demi, nikt jednak ich nie słyszał, nie chciał słyszeć.
- Wytrzymajmy jeszcze troszkę. - szepnął Shor, bardziej jednak jakby do siebie. Pokręcił następnie głową na prawo i lewo, po czym spojrzał na mały zegarek przyczepiony do anteny. - Pięć minut... pięć, jebanych minut...
- Ossy... - blondynka nadal trwała w objęciach perkusisty, szlochała i pociągała nosem, wycierając łzy w t-shirt swojego wybranka. Jemu jednak to nie przeszkadzało, z całych sił objął dziewczynę, chciał bowiem aby czuła się przy nim bezpiecznie. Zawsze.
~~
- Synku. - zaczęła cicho kobieta jak już stała naprzeciwko drzwi pokoju nastolatka. Były one uchylone, w środku panowała jednak głucha cisza. Blondwłosa z lekkim zawahaniem pchnęła je do przodu, zerkając niepewnie do wnętrza żółtego pomieszczenia. Kilka sekund później, nastolatek jak strzała przebiegł obok rodzicielki, o mało jej nie przewracając, po czym skierował się na dół, skacząc na co drugi schodek. Nadal jego twarz była blada jak ściana, z oczu pałała jednak żądza zemsty. Jego tęczówki były aż czarne.
- Zabije, zabije go. - mamrotał przez zaciśnięte zęby.
- Skarbie, nie rób nic głupiego. Pamiętaj, że ty również traktowałeś dziewczyny jako przelotną zabawę, do tego swoją dziewczynę postawiłeś w takiej samej sytuacji... - nie dokończyła, gdyż blondyn przystanął na jednym se schodków, odwrócił głowę przez prawe ramię i spojrzał gniewnie na matkę. Kobieta wyczytała z jego powiększonych źrenic, że chłopak jest na skraju wyniszczenia psychicznego. Zdała sobie również sprawę, że tego typu docinki, mogła jednak zachować dla siebie.
- Kurwa, spałem z wieloma, ale żadnej nie zmusiłem do tego siłą! Żadnej!- wydarł się na całe gardło. Słyszeli go wszyscy również i w salonie. Nagle nastolatek się lekko zawahał. Przypomniał sobie tamten wieczór, jej prośby aby ją zostawił, krzyki, wystraszoną twarz i narastającą bezsilność... - Wtedy, ja... - po policzku blondyna spłynęło kilka kropel łez. - Do chuja, naćpałem się jak jakiś mały bachor, myślałem, że mi wszystko wolno! Ale w ogóle nie chciałem jej skrzywdzić. - ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie. - Bałem się, nie było cie ze mną! Nie wiedziałem co mam robić! Nie było nikogo a Riker, kurwa znawca wszystkiego... ciągle się nade mną znęcał! Ćpam tylko i wyłącznie ze względu na to, aby nie czuć bólu... to jego wina...! - rzucił oskarżycielsko, patrząc matce prosto w zaszklone oczy. Zrobił następnie trzy kroki w tył, stanął na środku salonu. Z komórki nadal dało się słyszeć piski rudowłosej i jęki podniecenia Matta. - Zabije skurwysyna, niech mnie wsadzą do więzienia, przynajmniej będę miał spokój! - chłopak szybkim ruchem zabrał kluczyki ze stołu, po czym czmychnął na zewnątrz. Momentalnie podbiegł do samochodu i z piskiem opon ruszył przed siebie. Stormie złapała się za lewą pierś i głośno westchnęła.
- Ejejej... - wtrącił Shor. - Mam adres! Pakujcie się, jedziemy po Demi!
- Ale Ossy... - szepnęła blondynka.
- Nie martw się nim. - Ratliff ucałował ukochaną w czoło.
- Jak to mam się nie martwić? - wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Będziemy tam po prostu pierwsi, spokojnie. - perkusista ujął w dłonie twarz dziewczyny i lekko się uśmiechnął. Rydel odwzajemniła gest, nie była jednak przekonana co do słów swojego wybranka.
- Nie ma czasu, Ross nie wie gdzie jechać, my wiemy. - wtrącił mężczyzna. - Dalej, zbieramy się. - Shor klepnął Zacka w ramię. - Po drodze zadzwonimy na policję, dalej, dalej!
~~
Kilkanaście minut później. Przedmieścia Los Angeles.
     Słońce już powoli zachodziło, ustępując miejsca nocy. Księżyc leniwie wschodził, jego blask, niczym srebrna tarcza, odbijał ludzkie sny, porażki, nadzieję na lepsze jutro... Cisza i ciemność zaczęły oplatać Rossa, udowadniając jaką siłę ma zemsta. Krwawe chmury, unoszące się nad jego głową, otwierały przed nim kolejny rozdział. Zaś gwiazdy na niebie skrupulatnie spisywały wspomnienia na czarnej, zwęglonej kartce, przypominając, że po śmierci życie płynie równie wolno...
- Gdzie ta suka jest... - prychnął. Na zegarach dochodziła już godzina 22.00, ulice więc opustoszały, wszyscy schowali się w rodzinnych domach, aby zaraz zatopić głowy w ciepłe, miękkie poduszki. Tylko Ross chodził wzdłuż chodnika, nerwowo zarzucając zniszczone blond kosmyki za ucho. Był wściekły, gotów zrobić wszystko, aby wyrwać swoją dziewczynę z opresji. Nie wiedział jednak gdzie się udać... Musiał czekać. Znajdował się w małym miasteczku, na przedmieściach. Tutaj właśnie miał spotkać się z oprawcą, w celu dokonania okupu. Po kilku minutach oczekiwania, delikatny powiew wiatru, przyniósł ze sobą woń dzikich róż...
- To ona. - pomyślał w duchu. - No nareszcie! - wydarł się, widząc dużego vana, który zaparkował tuż obok jego samochodu. Nie myśląc nad niczym, szybko podbiegł do pojazdu, szarpnął za klamkę i już chciał wymierzyć cios osobie siedzącej na miejscu kierowcy, kiedy nagle zorientował się, że jest nią...
- CLEO! - chłopak się nieźle zdezorientował. Szybko odskoczył od auta, po czym zrobił kilka kroków w tył.
- No już, już, blondasku. - wymamrotała, wychodząc z samochodu. Czuła się niepewnie, widząc rozjuszonego i wkurwionego do granic możliwości chłopaka. Cofnęła się więc nieco, tak dla większego bezpieczeństwa.
- Ty... ty przebiegła suko. - wyjąkał. - Od początku...
- Tak, tak. To tylko gra, Ross. A co, myślałeś, że wypadnę z prostej drogi tak po prostu? - zaszydziła. - Jestem dziewczyną, ale kurwa nie blondynką.
- Gdzie Demi? - wysyczał. Nie skomentował docinku, ale nigdy nie lubił jak ktoś sypie żartami o blondynkach, zawsze wtedy myślał o swojej siostrze. Sam nie wiedział dlaczego, ale uważał, że jest bardzo mądra i nie lubił gdy ktoś podważał jego zdanie.
- Powoli... - Cleo poczuła się nieco pewniej. Była bezpieczna. Przecież Ross za wszelką cenę chce się dowiedzieć gdzie Matt przetrzymuje rudowłosą. Wiedziała, że chłopak jej nic nie zrobi. Potrzebuje przecież informacji.
- Jesteś szurnięta. - pokiwał głową na prawo i lewo. Był tak wściekły, że aż piana ciekła z jego sinych ust. - Pojawiasz się nie wiadomo skąd, zawracasz dupę mojej siostrze, robisz nadzieję mojemu bratu, wpierdalasz się z buciorami między mnie a... - nie dokończył. Przygryzł wargi aż do krwi, przymknął oczy i spuścił głowę w dół. - A teraz pozwalasz temu ostatniemu chujowi gwałcić moją Demi. Obiecuję, że zabije skurwysyna, a ty... - spojrzał załzawionymi oczami prosto na jej twarz. -Nie myśl, że ujdzie ci to płazem.
- Ej, ej, nie groź mi. - lekko zachichotała, wymachując palcem w powietrzu. Miała uśmiech na twarzy i rozbrajająco dobry humor, co wprawiało blondyna w jeszcze większy szał. Szybkim ruchem chwycił jej nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Nie mam w zwyczaju bić dziewczyn, ale chyba czas na zmiany. - wysyczał. - W samochodzie są pieniądze, zabieraj je w cholerę i wypierdalaj. - Cleo się nieco speszyła. - Ale najpierw powiedz mi gdzie jest Demi. NATYCHMIAST. - krzyknął, mocniej zaciskając ręce na nadgarstkach nastolatki.
- Auć... - jęknęła.
- Nie wkurwiaj mnie bo będzie bolało jeszcze mocniej, jasne? Gdzie ona jest! Do jasnej kurwy, gdzie ona jest... - wrzeszczał. W jego oczach ukrywał się strach, ból i rozpacz. W sercu z kolei zrodziła się nieodzowna chęć zemsty, czuł jednak, że jest bezsilny i znowu zawiedzie osobę, którą bardzo kocha. Po chwili ciszy szarpnął dziewczyną i znów zaczął. - Idź, weź sobie te pieniądze, weź je i się nimi, kurwa udław! Weź wszystko, samochód, dokumenty, karty kredytowe...! Powiedz mi tylko gdzie ona jest...
- Zależy ci na niej, prawda? - Cleo zaczęła iść w kierunku auta. Ross z kolei nie ruszył się z miejsca. Odwrócił jedynie lekko głowę, aby mógł widzieć chociaż jej zarys. Nie mógł pozwolić aby odjechała, nie udzielając mu niezbędnych informacji. Dziewczyna szła powoli, cały czas rozmyślała. Miała mieszane uczucia, sama nie wiedziała co zrobić. Zażądała solidnego okupu, blondyn wywiązał się z zadania. W głębi duszy nie czuła jednak zaspokojenia. Miała jakby... wyrzuty sumienia?
- Wypchałaś kieszenie już tą forsą? - zapytał spokojnie. Cleo odwróciła się i stanęła naprzeciwko niego. Była pewna, że ogarnie ją przyjemna fala zwycięstwa, tryumfu... W końcu jej chodziło tylko o pieniądze. Patrząc na zdeterminowanego blondyna, poczuła jednak coś innego...
- No nie wierzę. - westchnęła, upuszczając worek na ziemię. - Co się ze mną dzieje... - nastolatka potrząsnęła głową i zaczęła iść w kierunku chłopaka. Cały czas mamrotała coś pod nosem.
- Powiedz mi w końcu gdzie ona jest, bo nie ręczę za siebie. - powiedział ze złością. Cleo przeczesała dwukrotnie swoje czerwone kosmyki, wzdychnęła i powiedziała.
- Opuszczony dom letniskowy, obok tej wielkiej latanii. Wiesz gdzie jest ta cała stacja... - nie dokończyła gdyż blondyn momentalnie podbiegł do auta, wyrzucił z niego resztę pieniędzy, po czym zajął miejsce kierowcy.
- Jak mnie zrobiłaś w chuja to cię znajdę i uduszę własnoręcznie. Obiecuję. - trzasnął drzwiami, chwilę później ruszył z piskiem opon, zostawiając Cleo na opustoszonej, wąskiej uliczce.
~~
Dom letniskowy.
     Siedziałam naga na łóżku. Byłam zmarznięta, głodna i cała obolała. Mimo skrajnego zmęczenia, nie mogłam zasnąć. Cały czas trzęsłam się ze strachu, nie mogłam w ogóle pojąć jak ten wstrętny cham mógł mnie do tego zmusić... Kręciło mi się w głowie, miałam sine uda, nadgarstki i kostki, a przed oczami ciągle jego... Jak nigdy w świecie chciałam zatopić się w objęciach Rossa... Tu i teraz. Czekałam na niego... Dlaczego ciebie tu nie ma!
~~
     Blondyn już po dziesięciu minutach był w miejscu, które wskazała wcześniej Cleo. Jego oczom ukazał się stary, opuszczony dom letniskowy. Chłopak, mimowolnie, aż poczerwieniał ze złości na myśl, że jego ukochana jest przetrzymywana w tak obskurnym miejscu. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo. Najważniejsza w tej chwili była dla niego Demi. Bez wahania zaparkował tuż obok spróchniałych schodków prowadzących do drzwi wejściowych. Wysiadł z auta i niczym rozjuszona bestia, bez jakiegokolwiek namysłu, wbiegł do opuszczonego budynku. Nie miał planu, działał pod wpływem impulsu. W środku zastał jedynie ciemność i głuchą ciszę. Bez większego wysiłku otwierał każde drzwi po kolei. Pierwsze, nic, drugie, nic... Dopiero za kolejnymi czekała na niego niemiła niespodzianka. Blondyn był tak zaślepiony rządzą zemsty, że o mało nie przeoczył bezwładnie zwisającego ciała, które znajdowało się na starym, połamanym krześle. Na szczęście padało na nie kilka promieni księżyca. Szybko podbiegł do ów osoby, z myślą, że to Demi. Jednak jak podszedł nieco bliżej, zauważył sylwetkę swojego starszego brata.
- Rocky...? - szepnął, nachylając się nad postacią. - Rocky! - wrzasnął, potrząsając jego ciałem. Był nieprzytomny. - Kurwa. - jęknął, robiąc trzy kroki w tył. Widok zmasakrowanej twarzy szatyna, zeschła krew oraz zimna skóra wprawiły blondyna w ogromne zakłopotanie. - Zabili mi brata... - wystraszony, pokiwał jedynie głową na prawo i lewo, po czym szybko czmychnął do kolejnego pokoju. Strach nie pozwolił mu tam zostać.
~~
- Słyszałaś coś, piękna? - szepnął Matt, przełykając pokaźny kęs mięsa. Podszedł następnie do mnie i chwycił za podbródek, unosząc tym samym głowę nieco w górę. Uśmiechnął się szyderczo, jakby czuł, że wszystko idzie po jego myśli. Kilka sekund później kilkakrotnie mnie spoliczkował, gdyż przeszkadzało mu to, że milczę. - Pytałem, czy coś słyszałaś. - warknął niemiło. Ja z kolei pokiwałam przecząco głową. - Pięknie. Pewnie twój blondas za ciebie zapłacił i Cleo wróciła z workami pieniędzy. - wybuchnął śmiechem. Odłożył następnie talerz z jedzeniem na stoliczek, który siłą rzeczy, ledwo stał na jednej, spróchniałej nóżce. Byłam bardzo głodna, zapach pokarmu był kuszący, nie śmiałam jednak prosić o cokolwiek. Bardziej zmartwiło mnie to, co chwilę temu powiedział rudzielec.
- Zapłacił? - wykrztusiłam.
- Oczywiście. - zadrwił. - Ta suka jeszcze nie wie, że zabiorę jej wszystkie pieniądze. - znów stanął naprzeciwko mnie. - Hmm... Wiesz gdzie możemy wyjechać za tak dużą kasę? - zaśmiał się prosto w moje zmęczone oczy. - Tam, gdzie ten cały blondyn nas nie znajdzie. Nigdy, jasne? - znów mnie spoliczkował. Bardzo mnie to bolało, z nosa zaczęła również cieknąć krew... Chłopak, krztusząc się własnym śmiechem, znów zaczął dotykać moje miejsca intymne. Napierał z coraz to większą siłą, błądził dłońmi po moim nagim ciele, szczypał i całował... Ja niestety nie byłam w stanie się bronić. Płakałam, tylko to mi zostało... Byłam pewna, że znów mnie wykorzysta... Kika chwil później, ku mojemu zaskoczeniu, drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł...
- Ross? - zapytałam cicho. Byłam tak zmęczona, że nawet nie potrafiłam go rozpoznać. Mdliło mnie.
- ŁAPY PRECZ OD MOJEJ DEMI! - wrzasnął. Wparował do pokoju, po czym momentalnie rzucił się na Matta i zaczął okładać pięściami, nie zważając uwagi na to, w jakie miejsca uderza. Rudzielec był zaskoczony napaścią Rossa, dlatego nie był przygotowany na tak szybki i gwałtowny atak. Bronił się z całych sił, jednak wściekły blondyn napierał z coraz to większą nachalnością.
- Odpierdol się... kutasie, jebany... - wymamrotał między uderzeniami. Krztusił się krwią, nie mógł się swobodnie wypowiedzieć. Czuł coraz większą bezsilność, obraz zaczął tracić ostrość...
- Zabije cię, kurwa, zabije. - warczał Ross, nie miał zamiaru zaprzestać. Nie ugiął się nawet, kiedy przeciwnik stracił przytomność... Ja z kolei patrzyłam na wszystko z ogromnym przerażeniem. Czerwonej cieczy było coraz więcej i więcej, aż zrobiło mi się niedobrze... Temperatura w pokoju wzrastała z każdą chwilą.
- Co do jasnej cholery! - magle w progu pojawił się Zack. Za nim wparował Ell, trzymając za rękę Rydel. Jak tylko ich zobaczyłam, kamień spadł mi z serca. Miałam nadzieję, że powstrzymają Rossa. Nie chciałam aby doszło do jeszcze większej tragedii.
- Blondasie, zostaw go do chuja! - mój brat szybko podbiegł do rozwścieczonego nastolatka, po czym przytrzymał jego ręce.
- Odpierdol się! - wydukał. Znowu miał oczy pozbawione koloru... Nie mogłam go w ogóle poznać. To nie był mój kochający Ross...- Powiedziałem, że zabije tego sukinkota, to zabije! - krzyczał i miotał się na wszystkie strony. Rydel wraz z Ellem cały czas stali w progu. Przypatrywali się akcji z dystansu. Zauważyłam, że dziewczyna chce do mnie podejść, perkusista jednak mocno ją trzymał, nie chciał aby wpadła w ten wir krwi i pięści. Zack z kolei zakneblował w końcu Rossa, tak, że ten nie mógł się w ogóle ruszyć.
- Zostaw mnie, zostaw!. - warknął. Cały czas próbował się wyszarpać z mocnego uścisku Zacka. Jak tylko napotkał mój wystraszony wzrok, momentalnie zmienił swoją postawę. - Demi, ja... - wyszeptał, patrząc prosto w moje oczy. Mój brat, czując, że blondyn się już nieco uspokoił, rozluźnił uścisk, pozwalając tym samym, aby się do mnie zbliżył. Nadal siedziałam naga i skulona na łóżku. Ross przysiadł na jego skrawku i objął moje sine ciało. Tak jak wcześniej poczułam ulgę, teraz byłam pewna, że już nic mi nie grozi. Mój koszmar się skończył... - Kochana, tak mi przykro. - wyjąkał prosto do mojego ucha. Chwilę później odkleił się ode mnie, ściągnął bluzę, po czym okrył nią moją nagość. Usłyszałam również dźwięk karetki i chyba... policji?
- Zabierz mnie stąd. - poprosiłam, obejmując Rossa za szyję. - Boję się...


NOTKA


No to mamy nekszta! Tak, znowu późno, wiemy. No i znowu usprawiedliwiamy się sesją :C No kurcze, jak na złość, t najgorsze egzaminy mamy teraz, na ostatnich zjazdach :C Mamy jednak nadzieję, że we wakacje przyspieszymy nieco tempa!

Jeżeli się wam spodobało, zostawcie komentarz :D



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

sobota, 7 maja 2016

Rozdział 59

     - Co do... - Cleo odwróciła głowę przez prawe ramię i zaczęła nasłuchiwać. Głośny i niespodziewany huk szybko jednak przerodził się w zupełną, głuchą ciszę. Było to dość podejrzane, przestraszyłam się. Czułam jak po moim ciele spływa zimny pot a serce dygocze ze strachu. - Pewnie szczury. - dziewczyna wzruszyła ramionami, chwilę potem przeniosła wzrok na moją bladą twarz. Chwyciła szybko połamane krzesło, ustawiła naprzeciwko mnie, po czym wygodnie na nie usiadła. Oparła następnie brodę o oparcie i znów zaczęła na mnie spoglądać. Jej wzrok był zimny i obojętny. - No, mała, bo nie dokończyłam. Jeżeli chodzi o mnie, to mam w dupie to, co się tu dzieje, ba, co zacznie się dziać... - zamilkła, przygryzając wargę. Przybliżyła następnie twarz do mojego zimnego policzka, po czym szepnęła. -  Ale nie masz czym się martwić. Matt jest ostry w łóżku, będziesz zadowolona.
- Coo...? - wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Cleo  zaczęła rechotać jak jakaś wstrętna ropucha. O nie, ona nie znajdzie swojego księcia...
- Ooooo.... No i nie obchodzi mnie ile tu będziesz i czy ten twój cały kochaś przyjdzie ci z pomocą, czy nie. Interesują mnie jedynie pieniądze. Jak blondasek zapłaci to biorę nogi za pas. - kontynuowała, ignorując moje zaskoczenie.
- Ale... - rozejrzałam się ponownie dookoła. Wzięłam łyk wody, odchrząknęłam i spojrzałam prosto w oczy czerwonowłosej. - Dlaczego to wszystko? Gdzie ja jestem? Przecież ty i Rocky... On cię kochał a ty grałaś... cały czas chodziło ci tylko o Rossa... - wybełkotałam, plącząc się o własny język.
- Taa... - wzdychnęła. Spojrzała następnie w sufit i przełknęła głośno ślinę. - Widzisz, mylisz się. Mnie nikt nie kocha. - powiedziała to takim smutnym tonem, że przez ułamek sekundy zapomniałam, że zostałam porwana. - No i... - dziewczyna odwróciła się gwałtownie gdyż z pokoju obok znów dobiegał hałas. Doszły do tego również ledwo słyszalne przekleństwa. To musiał być Matt, tak to na pewno jego głos. - Oh, faceci. Zostawię go na chwilę samego a on nie potrafi sobie poradzić nawet ze szczurem. - pokręciła głową na boki. Machnęła jednak ręką i znów oparła brodę o oparcie krzesła. - Przyznam, że z początku opcja przespania się z blondynem była kusząca. Facet serio jest sexowny i z tego co wiem, spał z wieloma i żadna nie narzekała. Ale jak poznał ciebie to mu się we łbie poprzestawiało, przestał łazić na dziwki, przestał ruchać wszystko co ma długie, szczupłe nogi i wielkie cycki. Nie wiem, zaczął zadowalać się tobą, ciągle się na ciebie gapił, przytulał i takie tam. Ogólnie zrobiłaś z niego fajtłapę, nie mogłam nawet się do niego zbliżyć bo on ciągle lepił się do swojej matki albo siostry, czasem nawet słyszałam, że ryczy. No kurwa. Maminsynek, a cały czas zgrywał cwaniaczka. Podejrzewam, że gdybyś nie zawróciła mu w głowie to nie musiałabym go nawet namawiać na sex. A pewnie byłoby całkiem miło. - dziewczyna oblizała dolną wargę. - Ale no, spokojnie, jest twój, nie poszłam z nim do łóżka. A co do Rockiego... hmmm, pajac z niego i tyle. Aż żałuje, że dałam mu się dymać. Ale musiałam jakoś się do was przykleić. - Cleo wzruszyła ramionami i zrobiła głupkowatą minę. Ja z kolei nie mogłam w to uwierzyć... Ross co jakiś czas mówił, że to wszystko jest podejrzane, ale żeby aż tak? Wykorzystała Rockiego i całą resztę tylko po to aby...
- Po co ten cały cyrk? - zapytałam, unosząc obie brwi w górę. - Przecież ja nie kocham i nigdy nie pokocham tego całego Matta. Dlaczego on tego nie rozumie? Dlaczego musiał uczepić się właśnie mnie...? - dodałam w duchu.
- Dowiesz się... - Cle nie dokończyła, ponieważ w tej samej chwili po całym domu rozległ się przeraźliwy hałas. Czerwonowłosa aż podskoczyła ze strachu. - Co do chuja się tu wyprawia! - warknęła, po czym skierowała się w stronę drzwi, które znajdowały się naprzeciwko nas. Wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi, było za ciemno. Dziewczyna nie zdążyła jednak nacisnąć klamki, gdyż w tym samym momencie drzwi dosłownie wypadły z zawiasów, a moim oczom ukazał się...
- ROCKY! - wydarłam się mimo bólu i szoku, który rozpościerał się po całym moim ciele. Chłopak spojrzał na mnie. Był równie przerażony jak ja. Jego oczy były czerowne i podrażnione jakby... od płaczu? Dodatkowo miał siny policzek a jego dolna warga krwawiła, tak samo jak prawy łokieć. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ zaraz za nim wpadł Matt, który upadł na niego całym swoim ciałem, po czym wymierzył cios prosto w twarz.
- Co wy kurwa robicie! - Cleo szybko odskoczyła od szarpiących się nastolatków. Bała się, że zaraz wpadnie w ten wir pięści i lejącej się krwi. Ja z kolei chciałam wstać, zareagować, pomóc... Strach jednak sparaliżował mnie całkowicie, nie miałam pojęcia co się dzieje... Chciałam aby teraz był ze mną Ross...
- A masz! - Matt nagle sięgnął po wazon, który stał za małym taborecikiem, zamachnął się i rozbił naczynie na głowie szatyna. Ten pod wpływem nagłego uderzenia i piekącego bólu stracił przytomność. Rudzielec zwalił cielsko Rockiego z siebie, wstał i oparł ręce na kolana. Był cały spocony i zdyszany, po policzku ciekła mu krew. Jak tylko uspokoił oddech spojrzał wrogo na swoją wspólniczkę. Ja z kolei wlepiłam wzrok w szatyna, który bezwładnie leżał na starej, brudnej podłodze. Ale... Co on tu robił?
- CLEO! - z zamyślenia wyrwał mnie wściekły głos rudzielca. - Do jasnej kurwy, co ten gnojek tutaj szukał!? - było to jednak pytanie retoryczne. Wiedział bowiem, że Rocky przyszedł po mnie. Z każdą sekundą zaczynałam bać się coraz bardziej... - Pytałem czy ktoś cię śledzi! Pytałem! - chłopak podszedł do dziewczyny, chwycił jej podbródek i uniósł wysoko w górę. - Pytałem czy nie!? - wrzasnął, oczekując odpowiedzi. Był aż bordowy ze złości.
- No pytałeś, pyta... - czerwonowłosa nie dokończyła gdyż została uderzona w policzek.
- Powiedziałaś, że teren czysty! Nie wiem po co najmowałem cię do pomocy, nic nie umiesz zrobić tak jak należy! - warknął, po czym  ponownie wymierzył cios w twarz dziewczyny. Zauważyłam, że w kącikach jej wielkich oczu pojawiły się łzy, szybko je jednak otarła, nie chcąc okazać słabości. Nic jednak nie odpyskowała, stała w miejscu, ocierając swoje czerwone policzki. Wzrok miała jednak gniewny a usta wykrzywione w grymasie.
- Zabierz go stąd i mocno przywiąż do krzesła. - burknął pod nosem. Skierował następnie wzrok na mnie. Momentalnie na jego twarzy pojawił się banan. Cleo z kolei z trudem wywlekła ciało Rockiego z pomieszczenia. - Kto się tutaj nam obudził? - Matt powolnym krokiem zaczął iść w moją stronę. Jak tylko napotkałam jego napalony wzrok, momentalnie serce zaczęło mi bić szybciej...
- Nawet nie wiesz ile czekałem na to... - zaciął się, chwycił moje szorstkie dłonie i mówił dalej. - aby cię zwyczajnie w świecie wybzykać.
- Co? - wyszeptałam sama do siebie. Matt nic nie odpowiedział. Szybkim ruchem przerzucił mnie przez swoje ramiona, po czym skierował się do innego pomieszczenia.
- Zostaw mnie, zostaw! - krzyczałam, mój głos jednak był ledwo słyszalny. Ostatkiem sił próbowałam się bronić, szarpałam jego koszulkę, uderzałam rękoma... nic to jednak nie dało. Szliśmy cały czas ciemnym korytarzem, nie mogłam więc nawet zorientować się gdzie jestem i dokąd mnie ten szaleniec zabiera. Byłam przerażona... Zamknęłam oczy, zaniechałam jakiejkolwiek samoobrony... Czekałam... hmmm, nie wiem, na mój koniec?
- No, maleńka, czuj się jak u siebie. - zakpił, zrzucając mnie na miękkie łóżko. O dziwo pościel była czysta i pachnąca, odróżniała się od reszty wystroju, który był zniszczony czasem i zaniedbaniem. Mimo tego i tak czułam narastający strach... - Dawaj łapska. - syknął, szarpiąc mną na boki. Wyciągnął z szafki parę kajdanek, chwilę później przykuł moje ręce do ramy łóżka. Poczułam silny ucisk na nadgarstkach, aż zrobiło mi się gorąco. To nie wróżyło nic dobrego! - Poczekaj sekundę, zaraz do ciebie wrócę. - szepnął uwodzicielsko, masując delikatnie mój policzek. - A wtedy się ostro zabawimy. - dokończył, wpijając się gwałtownie w moje sine i suche usta...
~~
Los Angeles
     Riker wraz z Zackiem postanowili działać szybko. Obaj wiedzieli, że Matt zdolny jest do wszystkiego, nie chcieli aby kolejna tragedia dotknęła ich rodziny. Nie wiedzieć czemu basista czuł się za to wszystko odpowiedzialny, bał się, że straci przez to swojego najmłodszego brata raz na zawsze. Już od dłuższego czasu Rik chciał pogrzebać rodzinne spory ale... słaba psychika i ból po śmierci Rylanda zawsze górowały nad jego zachowaniem, stąd te wszystkie kłótnie i przepychanki...
- To jedziemy w miejsce gdzie ją porwali, dobrze rozumiem? - zapytał nadal poddenerwowany nastolatek. - Hejjj! - basista jednak nie odpowiadał, Zack postanowił więc pomachać mu ręką prosto przed nosem. - Riker!
- Co? - ocknął się, lekko podskakując.
- Mówię do ciebie, wie... - nie dokończył gdyż basista wyciągnął ku niemu rękę, po czym przysunął palec do ust, pokazując, że ma być cicho. Chłopak nie był zadowolony, przystanął jednak, założył ręce na piersi i przyglądał się blondynowi. Ten z kolei wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał zmęczonymi oczami na ekran. Po chwili zastanowienia przyłożył urządzenie do ucha.
- Co się stało, siostrzyczko? - zapytał jakby nigdy nic.
- Gdzie jesteś? - jej głos był cichy, drżał.
- Jedziemy z Zackiem w miejsce gdzie widział Demi po raz ostatni. Mamy nadzieję, że znajdziemy tam jakieś ślady, które nas doprowadzą do Matta. - odpowiedział, przecierając twarz dłonią.
- Zostań w domu. - burknęła stanowczo. - Jedziemy już do was, wujek wszystko wie i się tym zajmie.
- Ale jak? Ross też wie? - głos basisty stawał się coraz bardziej złowrogi.
- Tak... - szepnęła.
- Miał o niczym nie wiedzieć! Przecież szału dostanie! - warknął. Znowu gniew wziął górę nad słabościami...
- Już dostał... - łkała. - Za 20 minut będziemy w domu. Wszystko wam powiemy, zostańcie tylko. - dziewczyna zalała się płaczem.
- Dobrze. - basista skierował wzrok na zniecierpliwionego Zacka, po czym dał znać ręką, że ma wsiąść do jego auta. - Poczekamy na was. - dokończył i nacisnął czerwoną słuchawkę. Kilka chwil później zajął miejsce kierowcy. Nic jednak nie wytłumaczył swojemu towarzyszowi.
- Na co mamy niby czekać? - zapytał zdenerwowany. Riker nadal milczał. Zmrużył oczy i wlepił wzrok w kierownicę. Kilka chwil później odpalił auto, wrzucił pierwszy bieg i bez słowa ruszył w kierunku swojego domu.
~~
20 minut później.
     Zack wraz z Rikerem w milczeniu czekali na powrót reszty. Basista cały czas myślami był jednak przy Ally, bał się, że pod jego nieobecność jej stan się pogorszy, lub po prostu źle się poczuje. Nie mógł poradzić sobie ze stresem, dopiero teraz zaczął rozumieć co to znaczy jak bliska osoba jest w niebezpieczeństwie i potrzebuje ciepła tych, których bardzo kocha.
- Ross czuł się tak przez cały czas. - pomyślał. - A ja jeszcze sprawiałem mu tyle przykrości. - przełknął ślinę i schował twarz w dłoniach. Bał się rozmowy z najmłodszym, nie wiedział w ogóle co ma powiedzieć i jak się zachować. - Dałbym dużo aby cofnąć się w czasie... - mruknął pod nosem, ocierając łzy, które ukradkiem spłynęły z jego czekoladowych oczu. Wzdychnął ciężko, spojrzał przez okno i pogrążył się jakby we śnie... Z rozmyślań wyrwał go jednak dźwięk silnika samochodowego. Zack spojrzał na basistę wymownym wzrokiem, po czym oboje wstali i jak strzała popędzili w kierunku drzwi wyjściowych. Basista jednak stanął w progu. Nie mógł iść dalej, czuł, że ktoś go trzyma za koszulkę i nie chce puścić... Jakby kolejny krok miałby być jego ostatnim.
- Pomóż mi Riker. - blondynka skarciła starszego brata i pokiwała ręką aby podszedł. Ten jednak nadal tkwił w tym samym miejscu. Czekał... czekał aż z samochodu wyjdzie Ross. Czekał na konfrontację, czekał na kolejną kłótnię... Rydel z kolei pokręciła z niezadowolenia głową, po czym schyliła się ponownie do samochodu. Obok niej stali już Stormie, wujek Shor oraz Ell. Zack również kręcił się obok auta. Rozmawiali, basista jednak nic nie słyszał. Wszystko działo się jakby w innym wymiarze do którego nie miał dostępu, otoczenie było takie obce, wrogie i niezrozumiałe... Riker nadal czekał na najmłodszego brata. Jego jednak nie było. Basista poczuł ogromne ukłucie w okolicach żeber, nie mógł uwierzyć w to co właśnie zobaczył...
- Pomożesz, synku? - nagle obok blondyna wyrosła starsza, schorowana kobieta. Dźwigała wielką torbę, drugą ciągnęła za sobą. Ten jednak znowu nic nie zrobił. Z ogromnym niedowierzaniem wpatrywał się w Ella i Zacka, którzy nieśli bezwładne ciało Rossa. Stormie, widząc obojętność ze strony syna, zebrała ostatki sił i wniosła bagaże do domu. Shor wraz z Rydel z kolei szybko pobiegli do garażu.
- Pomógłbyś, kurwa. - syknął Zack w stronę Rikera, który nie drgnął ani o milimetr.
- Co się mu stało? - zapytał nagle. Nie był jednak świadomy tych słów, czuł, że wypowiedział je ktoś inny, ktoś kto cały czas nie pozwalał mu się ruszyć z miejsca. Jego oczy cały czas obserwowały bladą twarz brata, która obsypana była licznymi ranami, sińcami i zaschłą krwią. I nagle czar prysł! Przed twarzą basisty pojawił się obraz... ten, którego nie zapomni do końca życia. Roztrzaskany samochód, tłum ludzi, migające policyjne światła, karetka i... czarny van do którego wnoszono martwe ciało Rylanda... Wszystko momentalnie wróciło, rozrywając serce basisty na małe kawałeczki.
- Przesuń się. - burknął Ell. - Chcemy przejść, trzeba go położyć chociaż na kanapę. Zluzuj slipy i się nie wkurwiaj, to nie jego wina, daj mu do kurwy nędzy w końcu spokój. - perkusista zaatakował przyjaciela, wyjaśniając, że jego gniew i dalsze szarpanie nerwów Rossa nie ma sensu. Basista bez namysłu zrobił dwa kroki w bok, znów nieświadomie.
- Daj go tu, na kanapę. - zaproponował Zack jak już weszli do środka.
- Nie. - Ell pokiwał przecząco głową. - Chodź na górę, do jego pokoju. - perkusista skierował wzrok na schody, dając tym samym znak, aby nastolatek udał się w tamtym kierunku. Kilka chwil później zniknęli na schodach, zostawiając ledwo przytomnego Rikera. Ta blada twarz, krew, sine policzki... Tak właśnie wyglądał Ryland tego dnia, w którym znalazł jego zimne ciało, było dokładnie takie samo jak teraz Rossa... Basista nie mógł tego znieść.
- Ruszysz się? Potrzebujemy pomocy. - wypaliła zdyszana Rydel. W ręku trzymała dość duże urządzenie, ciągnęła za sobą sporą ilość kabli i wtyczek. Była wystraszona i podniecona zarazem. Za nią dreptał Shor, który dźwigał coś w rodzaju anteny telewizyjnej. - Hola, Riker! - blondynka z impetem nadepnęła starszego brata, ten jedynie odsunął stopę i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na siostrę. - Kurcze, muszę się zająć Rossem, ty weź to i idź do salonu, wujek wszystko ci wytłumaczy. - dziewczyna bez chwili zastanowienia wepchnęła w jego dłonie sprzęt, wyminęła szybko, po czym z pośpiechem wbiegła na górę.
- Chodź Riker. - Shor również wyminął basistę i wszedł do środka. Skierował się następnie do salonu, ułożył wielką antenę na kanapę i zaczął drapać po głowie. - Oby podziałało...
- Co ma podziałać? - w tej chwili dołączył do niego basista. Był blady jak ściana, oczy miał jak pięć złotych a jego oddech był szybki i nierównomierny.
- Połóż to na stole, zaraz ci wytłumaczę. - odpowiedział, majstrując przy antenie. Riker zrobił to, o co został poproszony, następnie stał i przyglądał się jak wujek łączy ze sobą różne kable. Nawet przez myśl mu nie przeszło co te wszystkie wynalazki tu robią. Nie miał sił na myślenie, przed oczami nadal miał obraz wypadku. - Do Rossa dzwoniła jakaś kobieta i zażądała okupu za jego dziewczynę. - zaczął, przebierając różnokolorowymi kabelkami. - Ogólnie nie wiedzieliśmy jak to ugryźć, to co się dzieje przechodzi ludzkie granice, i to dosłownie. Ale potem przypomniało mi się, że mamy taki właśnie sprzęcior. - uśmiechnął się pod nosem. - Jest już stary, służył mi jak byłem nieco młodszy, w sumie w wieku Rossa. Nie mówiłem, że mam coś takiego bo pewnie zaraz byście mi zepsuli. - zaśmiał się łagodnie. - Ale jestem pewien, że teraz się bardzo przyda. - spojrzał na basistę kątem oka, sprawdzając czy go słucha. Ten stał nadal w tym samym miejscu, wzrok miał wbity w podłogę. - spróbuję złapać sygnał komórki z której dzwoniła ta dziewczyna, jak już nam się to uda to będę w stanie zlokalizować miejsce w którym się znajduje. - dokończył, wypinając dumnie pierś do przodu.
- Ach, tak... - mruknął.
- Trzeba tylko czekać na telefon. - westchnął mężczyzna. Zagonił następnie do pomocy Rikera, Ella i Zacka, którzy bardzo chętnie wykonywali jego polecenia. Złożenie maszyny zajęło około godziny. Po tym czasie do salonu zeszła Rydel. Trzymała w ręku kilka maści i rolkę bandażu.
- I co? Działa? - zapytała z nadzieją.
- Chyba tak. - odpowiedział Shor z nutką niepewności w głosie. - Wszystko wydaje się być w porządku, rozmowa musi jednak trwać do 20 minut, inaczej nie zlokalizuje poleżenia.  - A co u Rossa?
- Śpi. - odrzekła krótko. Podeszła następnie do Rikera, chwyciła jego zimną dłoń. - A ty, powinieneś być teraz z Ally. - rzuciła na bezdechu. - Wiem, że będzie ciężko, ale musicie razem podjąć decyzję. To poważna sprawa.
- Decyzję? - zapytał, unosząc brwi w górę. - Ale jaką decyzję? - Rydel aż zbladła.
- Zapewne Ally mu jeszcze nie powiedziała! - skarciła się w głowie. Nie mogła jednak teraz popaść w panikę. Wzięła głęboki oddech i znów zaczęła. - Jedź do niej. Porozmawiaj, ona cię teraz bardzo potrzebuje. My z Ellem, Zackiem i wujkiem sobie poradzimy. Proszę. - dokończyła z zaszklonymi oczami. Riker jedynie kiwnął głową, chwilę potem wybiegł z domu, wsiadł w auto i ruszył do szpitala.
~~
W tym samym czasie/dom letniskowy.
     Jak tylko poczułam jego szorstkie usta momentalnie go od siebie odepchnęłam. Byłam przerażona, nie chciałam żeby mnie dotykał, to było okropne. Pragnęłam się obudzić z tego snu, niestety...
- No co jest, maleńka. - szepnął, wkładając ręce pod mój T-shirt.
- Zostaw mnie! Zostaw, rozumiesz! - byłam jednak bezsilna wobec niego.
- Ciii... - mruknął, muskając delikatnie językiem mój policzek. - Miałem zabawić się z tobą dopiero wieczorem, ale widzę, że bardzo tego chcesz, tu i teraz. - uśmiechnął się szyderczo. - Myślę, że jestem w stanie spełnić twoje oczekiwania. - dokończył wybuchając śmiechem. Spojrzałam przerażonymi oczami na Cleo, która właśnie weszła do pokoju. Stała w progu z założonymi rękoma. Na jej koszulce widniały ślady krwi.
- To ja idę się przejść. - westchnęła, widząc jak Matt ściąga bluzę i rozpina pasek od spodni. - Takie kiepskie porno to ja sobie mogę obejrzeć na pierwszej lepszej stronie w internecie. - prychnęła, zarzucając kosmyki za plecy. Zanim wyszła, szepnęła jeszcze coś pod nosem. Z ruchu jej warg odczytałam ,,powodzenia". Po tym momentalnie spłynęły mi łzy. Następnie poczułam jak zwala się na mnie cała masa kilogramów.
- W końcu cię dostanę. - zaśmiał się szyderczo, łapiąc za moje piersi. Usiadł na wysokości mojego podbrzusza, blokując tym samym moje nogi. Ręce nadal miałam skrępowane, nie było jak się bronić... Chciałam krzyczeć, wiedziałam jednak, że to bez sensu. I tak mnie nikt nie usłyszy. Chłopak zerwał ze mnie górną część ubioru, byłam w samym staniku. - Pożałujesz, że nie zwróciłaś na mnie uwagi. teraz będziesz cierpieć. - szepnął, nachylając się do mojego ucha. Przygryzł je następnie, zaczął masować moje piersi, całować mój brzuch. Był rozpalony, jego oczy przepełnione były rządzą a w okolicach rozporka pojawił się spory namiocik. Gdyby sytuacja była inna czułabym podniecenie, teraz byłam jednak cała spocona i przerażona. Nie chciałam tego, pocałunki w ogóle nie sprawiały mi radości, bałam się. Zaczęłam się miotać na tyle ile mogłam. Krzyczałam, płakałam, Matt jednak nie zwracał na to uwagi. Zerwał ze mnie stanik, ściągnął spodnie wraz z majtkami i szeroko się uśmiechnął. - Mam cię. - wyszczerzył zęby. Czułam, że bada wzrokiem każdy skrawek mojego ciała... Chłopak następnie wstał i zsunął spodnie, rzucając je na zgniłą podłogę. Ja z kolei przez cały czas kurczowo trzymałam nogi razem, napinałam wszystkie mięśnie tylko po to, aby zakryć moją kobiecość.
- Nie, nie rób tego! - darłam się, szarpałam i wiłam na łóżku. Mimo mojego wysiłku, Matt szybko rozsunął moje uda, sięgnął po gruby sznur, po czym przywiązał obie nogi do ramy łóżka.
- Gdybyś się tak nie miotała nie musiałbym tego robić. - uśmiechnął się uwodzicielsko. Spojrzał następnie z tryumfem w moje oczy. Nie miałam pojęcia co mam robić, byłam naga, przerażona i bezsilna. Przymknęłam powieki, to... i tak jest nieuniknione. - Nie masz się czego bać. - zaczął. - No co, nie lubisz sexu? - zapytał ironicznie, po czym włożył dwa palce w moją kobiecość. Jęknęłam z bólu. Jak tylko zaczął nimi poruszać, momentalnie zrobiło mi się gorąco.
- Zostaw mnie... - ostatkami sił próbowała się jakoś z tego wykaraskać. Bezskutecznie... Ponownie zamkęłam oczy, modląc się aby to był tylko zły sen. Chcę się już obudzić! Matt nadal coś bełkotał pod nosem, nic jednak nie słyszałam, wszystko było jakby za mgłą, nawet jego głos... - Aaaaa... - zaczęłam dyszeć, chłopak z coraz większym porządaniem drażnił moją łechatczkę. Drugą ręką cały czas bawił się moimi piersiami.
- Jęcz, maleńka, jęcz. - wyburczał. - Zabawimy się. - przez chwilkę poczułam lekkie ukojenie. Matt wyjął ze mnie palce i przestał mnie dotykać. Poczułam jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Zapanowała cisza, trwała kilka minut. Postanowiłam otworzyć oczy...
- Co ty! - rudzielec ściągnął bokserki, chwycił swoje przyrodzenie i zaczął jeździć po nim dłonią od góry do dołu. - Nie rób tego. - płakałam. Miałam jednak wrażenie, że moje prośby, krzyki i łzy podniecają go jeszcze bardziej. Wiedział, że sprawia mi okropny ból, bawiło go to... Nagle podszedł do mnie, chwycił za moje zniszczone włosy i uniósł głowę tak, że była na wysokości jego penisa.
- Ohyda... - burknęłam, pociągając nosem.
- No co, nigdy nie obciągałaś swojemu blondynowi? - zadrwił. - Teraz dopiero zobaczysz co to dobry sex. - uśmiechnął się szyderczo. Kilka sekund później przejechał penisem po moich ustach. To było okropne... Cały czas zaciskałam szczękę, Matt jednak szybko wepchnął przyrodzenie do moich ust. Zaczął energicznie ruszać biodrami, pchał mocno aż pod same gardło. Myślałam, że zaraz zwymiotuję... Świństwo! Chłopak bez żadnych skrupułów zaczął cicho pomrukiwać z zadowolenia. Po kilkunastu minutach skończył, wyjął przyrodzenie z mojego gardła, po czym znów zaczął je masować ręką.. Ja z kolei wyplułam całą ślinę i z niesmakiem spojrzałam na Matta, krztusząc się samą myślą, że miałam w ustach... to coś...
- Ross, pomóż... - szepnęłam sama do siebie. Na moje nieszczęście, rudzielec jednak to usłyszał.
- Oooo, Ross? A wiesz co? Zrobimy mu niespodziankę? - zapytał szyderczym głosem.
- Coo...? - Matt jednak nie odpowiedział. Odszedł od łóżka i skierował się do innego pokoju. Wrócił po minucie, trzymał w ręku komórkę. On chyba nie chce...
- Hmm, numer Rossa, numer Rossa... - mruczał sam do siebie. - O, mam!
~~
Dom Lynchów
     Rydel cały czas biegała z góry na dół, sprawdzając co chwila czy u najmłodszego brata wszystko w porządku. Od momentu szarpaniny z Ellem jeszcze nie odzyskał przytomności. Perkusista z pozostałą częścią męskiego towarzystwa cały czas testowali urządzenie. Stormie z kolei siedziała cicho na kanapie, przyglądając się temu wszystkiemu z daleka.
- Kurwa! - głuchą ciszę nagle przerwał przeraźliwy pisk Zacka. Wszyscy momentalnie skierowali wzrok na jego osobę. - Musimy czekać na ten jebany telefon? Sami zadzwońmy! Ross coś mówił ile w ogóle zarządzała ta dziwka, kto to był i gdzie mieli się spotkać w celu zapłacenia okupu!?
- Nas też zabija to czekanie. - głos zabrał najstarszy z towarzystwa.
- Ossy cały czas leży nieprzytomny. - wtrąciła Rydel. - Nic nam nie powiedział, ale nie chcę go specjalnie budzić bo nie wiem jak się zachowa...
- Kurwa. - jęknął, przeczesując palcami swoją bujną czuprynę. W tej samej sekundzie telefon, który leżał na stoliczku, tuż obok sprzętu namierzającego, zaczął się lekko poruszać. Wibrował.
- Ktoś dzwoni! - blondynka momentalnie chwyciła komórkę najmłodszego brata. - Nieznany numer. - wtrąciła, przełykając ślinę.
- Odbierz! - krzyknęli jednocześnie. - Maszyna włączona, pamiętaj tylko, że musisz przeciągnąć rozmowę do 20 minut! - dodał Shor. Rydel drżącymi rękoma nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Zrób na głośnik. - nagle tuż za nią znalazł się Ratliff. Objął dziewczynę w tali i ułożył głowę na jej ramieniu. Rydel dzięki temu poczuła się nieco bezpieczniej.
- Halo? - odezwała się.
- Kto mówi? - zaczął oskarżycielsko Matt. - Dodzwoniłem się do Rossa Lyncha?
- Tak... - dziewczynie napłynęły łzy do oczu. Znała ten głos. - Ale nie może teraz rozmawiać, jestem jego siostrą. - dodała. Wszyscy w napięciu obserwowali maszynę, zerkając również na zegarek. Na ich nieszczęście wskazówki przesuwały się nad wyraz leniwie... - Powiedz mi co z Demi! Daj ją do słuchawki! Jak spadnie jej włos z głowy to...
- A szkoda, że nie może podejść do telefonu. - przerwał lament blondynki. - Co nie, moja piękna? - spojrzał na mnie. Chciałam krzyknąć aby Rydel wiedziała, że żyję, ale... nie potrafiłam. Bałam się.
- Co jej zrobiłeś? - blondynka starała się przeciągnąć rozmowę aby złapać sygnał.
- Hmmm, mam jednak nadzieję, że blondasek nas teraz słucha. A jak nie to nagrajcie sobie i przekażcie mu tę wiadomość. - prychnął, po czym odłożył telefon na poduszkę. Następnie popchnął mnie na łóżko i gwałtownie wszedł w moją kobiecość. Jęknęłam... starałam się nie wydobywać żadnych dźwięków ale ból i strach mi na to nie pozwalały... Matt pchał bardzo mocno, dyszałam i płakałam....
- Ni-e r-ób te-g-o! - wrzasnęłam, zagryzając z bólu dolną wargę.
- PRZESTAŃ! - Rydel krzyknęła do słuchawki, po czym wpadła w ramiona Ella i zaczęła głośno łkać. Reszta spojrzała po sobie z ogromnym niedowierzaniem. Zack kipiał ze złości. Stał jednak nieruchomo, wsłuchując się w ciche piski swojej siostry...


NOTKA


Joł, cześć i czołem!


Wybaczcie, że next po tak długim czasie! Ale sesja nas zjadła, kurcze ;/ Jeszcze kilka egzaminów i wakacyje! Musiscie nam wybaczyć. Do tego majówka, niby czas wolny, ale pojechałyśmy sobie do Karpacza na mały ,,odpoczynek" haha :D Było super, nie miałam jednak czasu na pisanie. Maja tak samo! Ale zdobyłyśmy szczyt Śnieżki, hihii < 3

Mamy nadzieję, że mimo wszystko ktoś nas jeszcze czyta :3 Jeżeli tu jesteście, prosimy, zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza :D

Zdj stare ale uwielbiam je xD


                                 


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ