wtorek, 26 maja 2015

Rozdział XXIV

     ,,To Ross miał umrzeć" ... Co proszę? Nogi mi się lekko ugięły, musiałam oprzeć się o biurko, aby nie upaść. Stałam jak słup soli, patrząc się na moją, cały czas zapłakaną, przyjaciółkę. Wyglądała jakby ktoś ją kroił na żywca. Nie, nie... To się w głowie nie mieści. Tak mnie perfidnie okłamywała i myśli, że kupię tą nędzną bajeczkę? Już dawno ta sprawa mnie przerosła, ale teraz to Majak mnie wbiła w ziemię. Miałam już tego wszystkiego dosyć. Przyszłam aby się pogodzić, aby dać jej drugą szansę, a ona mnie ciągle okłamuje! Dlaczego niby Ross miał umrzeć, to nie ma sensu! Dlaczego to mnie spotyka...
- Maja, mam cię dość, serio! Niby czemu on miał zginąć... - nagle urwałam.
Czułam jak serce dosłownie przestaje bić. Obraz przed oczami nagle zaczął tracić kolory, jakby jedna sekunda trwała kilka godzin. Zrobiło mi się gorąco, jakby ktoś właśnie wsadził mnie do sauny. Przecież Ross... Zareagował dość niepokojąco jak wspomniałam o rudowłosym. Co to ma znaczyć, co tu się dzieje... Przysiadłam na rogu łóżka. Wpatrywałam się gdzieś w dal, sama nie wiem gdzie. Mimo to nic nie widziałam. Ciemność. Głucha ciemność. Nagle po całym moim ciele przeszły zimne, nieprzyjemne dreszcze, które mnie sparaliżowały. Nie czułam nic. Jakby ktoś pozbawił mnie reakcji na bodźce...  ,,To Ross miał umrzeć"
- Demi, Demi...! - krzyczała moja przyjaciółka, szarpiąc mną na prawo i lewo.
Ale czy ja to czułam? Sama nie wiem, może to tylko moja wyobraźnia? Nagle ktoś mocno uderzył mnie w policzek.
- Auć! - krzyknęłam, gładząc obolałe miejsce. - Rany, tego mi było trzeba... - uśmiechnęłam się lekko.
- Esu, już myślałam, że mi tu zemdlejesz! - wymamrotała z wyraźnym przejęciem.
Nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam w jej oczach strach. Ale nie wiem czym był on spowodowany. Sama byłam skołowana. Miałam zamiar wyjść, bo to co mówiła czarnowłosa było absurdem. Ale teraz... Od Rossa nie doczekam się wyjaśnień. Nie wiem czy Maja mówi prawdę... Ale chyba muszę jej znów zaufać, wysłuchać i dopiero potem wyciągnąć wnioski. Przez tyle lat uważałam ją za swoją jedyną przyjaciółkę. Muszę dać jej kolejną szansę.
- Demi... Ja wiem, że to wygląda źle. Ale proszę, wysłuchaj mnie. - prosiła, ciągnąc mnie w głąb swojego pokoju.
Pokazała ręką, że ponownie mam usiąść na jej łóżku. Ona natomiast usadowiła się naprzeciwko mnie. Chwyciła moje dłonie i kontynuowała:
- Matt jest jakiś psychiczny. Nie wiem co z nim jest ale... Powinien się leczyć. Wtedy co na ciebie wpadł, to... Zakochał się w tobie....
- A skąd to wiesz? - zapytałam, nadal miałam jakieś wątpliwości. Mimo wszystko.
- Ross mi powiedział. - bąknęła cicho.
Aż wybałuszyłam oczy.
- Co? - zatkało mnie.
- Daj mi wyjaśnić. - prosiła.
Kiwnęłam głową i dałam jej pełne pole do manewru. Ciekawa jestem co mi powie. Maja wzięła głęboki oddech i znów zaczęła:
- Matt jest w tobie zakochany, to już wiesz. Jak się dowiedział, że Ross też darzy cię jakimś tam uczuciem... - mówiła ściszając głos po każdym wyrazie. - Ignorowałaś rudego, on tego nie lubi. Jak jakaś dziewczyna mu się podoba to musi z nim być. Niezależnie od tego, czy chce, czy nie. Tu się zaczęło. Matt was obserwował, nie pytaj jak, bo tego nie wiem. Jak widział, że Ross próbuje cię zdobyć to się wściekł... Zaczął mu grozić, potem mnie w to wmieszał. - urwała. Czekała na moją reakcję. Ja jednak nic nie mówiłam. Wpatrywałam się w nią z wybałuszonymi oczami.
- Jak nie udało mu się zabić blondyna na imprezie to już w ogóle była katastrofa. Pamiętasz, mówiłaś, że nie wiesz kto cię uderzył w tym klubie, prawda? - zapytała z przekąsem, odgarniając za ucho tłusty, czarny kosmyk.
- Tak, prawda. - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
Byłam w szoku, to Ross miał paść ofiarą, tylko dlatego, że mu na mnie zależy?! No chyba mu zależy, w końcu wyznał mi miłość. Dobrze, że nie powiedziałam mu co czuję. Byłoby jeszcze gorzej! Muszę się od niego odsunąć. Tak będzie najlepiej... Tak myślę.
- To był Matt. Jest jakiś nadpobudliwy. Odepchnęłaś go od siebie, wkurzył się i... Uderzył cię. Był wystraszony dlatego schował cię za kotarą...
- Zaraz... Byłaś pijana! Skąd wiesz!? - przerwałam jej, kiwając z niedowierzaniem głową.
- Ross mi powiedział.  - bąknęła, wlepiając wzrok w podłogę.
Zaraz, zaraz. Jej wszystko mówił, a mnie nic! Nie, to się nie trzyma kupy...
- Przecież wydarł się na ciebie w sądzie! nie wyglądało to na założone działania! - wybuchnęłam.
- No bo mnie nie zgwałcił... Powiedziałam to, aby jeszcze bardziej go pogrążyć... Matt mi kazał, on widział nas wtedy... Do tego, sama chciałam aby akurat to wyszło tak, a nie inaczej... - wyszeptała ostatnie słowa ze łzami w oczach.
Tak. A niby czego chciałaś? Oddawałaś mu się i myślałaś, że tak nagle go oskarżysz o gwałt? Może to i blondyn, ale nie jest głupi!
- Dlaczego? - zapytałam mimo wszystko. Wiedziałam jaka jest odpowiedź, ale chciałam usłyszeć to od niej.
- Bo...Jak... No... - plątała się. - Bo jak usłyszałam, ze jesteście parą... Demi wybacz, ja nie chciałam abyś z nim była! Od początku... Ale bałam się, bałam się, że się dowiesz. - urwała i znów się rozpłakała.
- Parą? Kto ci tak powiedział, my nie jesteśmy razem. - wykrzywiłam usta w grymasie. Skąd ona ma takie info!
- Jak byłaś u mnie w szpitalu... Zemdlałaś. Ross to myślałam, że zawału dostanie. Powiedział lekarzowi, że się tobą zajmie, że jesteś jego dziewczyną...
Nie. Tego już za wiele. Kłamie jak z nut. Kotłowało się we mnie. Co ona w ogóle sobie myśli. Tak kłamać! Spokojnie Demi, wdech, wydech... Nie wyjdę stąd dopóty, dopóki nie dowiem się wszystkiego.
- Dlaczego uprawiałaś z nim sex, zresztą, z tego co wiem, to nie był wasz pierwszy raz. - wypaliłam, ignorując jej poprzednią wypowiedź. Teraz ja tu zadaje pytania, ona odpowiada. Oby tylko bez przekrętów. Co do Matta to pogadam z Rossem. Coś mi się nie chce w to wierzyć... Maja na moje pytanie zareagowała dość nietypowo. Wtuliła się w pościel, zakryła twarz rękoma i zaczęła łkać.
- Przepraszam. - powiedziała półszeptem.
- Ale ty nie masz mnie przepraszać, powiedz dlaczego to zrobiłaś? - byłam nieugięta. Nie będę głaskać jej po głowie, tylko dlatego, że płacze. - Do tego, dowiedziałam się, że nie tylko z nim. Co masz mi do powiedzenia w tej sprawie?
- Demi...Nie chciałam cię okłamywać, ale nic nie mówiłam bo nie chciałam cię martwić. - wyszeptała, tuląc pościel.
- Nie rozumiem? Spałaś z facetami i nie mówiłaś mi, aby mnie nie martwić? Toż to śmieszne, Maja... Mów o co chodzi. - burknęłam zła.
- Musiałam zarobić...- bąknęła ledwo słyszalnie, po czym wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
Przez kilka minut musiałam przeanalizować to co powiedziała. Gdy już doszłam, co do mnie bełkotała, aż mnie zamurowało.
- PŁACIŁ ci za sex! jesteś niepoważna!? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Ross za nic mi nie płacił... Ale inni tak... - mruknęła cicho, spoglądając na mnie kątem oka.
- INNI? Oszalałaś!? - myślałam, że zaraz wybuchnę.
- Demi ja mam raka! Umrę jak nie podejmę się leczenia... Nie mam na nie pieniędzy. Chciałam zarobić. - wymamrotała, przytuliła się do mnie i znów zaczęła płakać.
Rak... Że co proszę? Ta wiadomość mnie dobiła. Nie mogłam pozbierać myśli. Przecież bym jej pomogła, dlaczego nic nie mówiła...
- Ale twoja mama... Dlaczego doszło do tego, że dawałaś za pieniądze. - wyszeptałam już spokojniej. Nie spodziewałam się, że mogę stracić swoją przyjaciółkę w takich okolicznościach.
- Mama nie wie, nikt nie wie... Tylko ty. - odparła, wtulając twarz w mój podkoszulek. - Przepraszam...
- Spokojnie, nie będę cię męczyć ale mam jeszcze jedno pytanie. Ta ciąża, dziecko mogło być Rossa? - zapytałam z nutką żalu w głosie.
- Nie wiem... Spałam z wieloma facetami. Demi, przepraszam! - krzyknęła, wybuchając kolejną porcją płaczu.
Nie mam więcej pytań. Maja źle postąpiła, mogła powiedzieć a nie robić takie rzeczy. Przecież bym jej pomogła. Nie mogę jej jednak tak zostawić. Zrobię wszystko aby ją uratować. Teraz jednak muszę pogadać też z Rossem. Trzeba to wszystko poukładać w jedną całość i w końcu uporać się z problemami.

****
DOM LYNCHÓW

     Sytuacja u Lynchów się nie polepszyła. Można powiedzieć, że się pogorszyła o sto osiemdziesiąt stopni. Rodzeństwo żyło pod jednym dachem, jednak każdy unikał siebie jak ognia. Rydel nie była w stanie sama się z tym uporać, do tego Riker wszystko utrudniał. ich problemy rosły z każdą chwilą. Oni jednak woleli od nich uciekać i udawać, że ich po prostu nie ma. W duchu jednak każdy cierpiał, zwłaszcza najmłodszy.

- Proszę. - odezwał się Ross, słysząc, że ktoś puka do drzwi.
- Hej, mogę? - zapytała nieśmiało brunetka.
- Ally? Jasne, wejdź. - odpowiedział z uśmiechem blondyn, nie odrywając wzroku od książek.
Dziewczyna weszła do środka, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Przysiadła na łóżku osiemnastolatka i wzdychnęła ciężko.
- Riker cię do mnie przysłał...? - mruknął nastolatek, wertując kolejne kartki.
- Nie, sama przyszłam. Przeszkadzam? - zapytała nieśmiało, widząc, że Ross jest pochłonięty swoją pracą. Cały czas przeglądał materiały do szkoły, nawet nie spojrzał na dziewczynę.
- Jasne, że nie. - bąknął, otwierając kolejny zeszyt. Chwycił w dłoń długopis i zaczął coś pisać.
Ally była jednak przekonana, że blondyn nie ma czasu na rozmowę. Kilka minut siedziała, myśląc, że chłopak jednak oderwie się od nauki. On jednak cały czas wertował książki, zapominając o bożym świecie. Dziewczyna ponownie wzdychnęła, wstała i skierowała się do drzwi. Już chciała nadusić na klamkę, gdy poczuła, że ktoś ją łapie za nadgarstek. Odwróciła się lekko, stał przed nią Ross.
- Mów, co się stało. - uśmiechnął się i pokazał palcem, że ma wrócić na poprzednio zajmowane miejsce.
Dziewczyna jednak cały czas patrzyła na chłopaka z wyraźnym zdziwieniem.
- Ross... - zaczęła, patrząc na jego twarz. - Masz świeże rany. Nie mów, że... - zawiesiła nieco głos.
Chłopak spuścił głowę i ponownie usiadł przy biurku.
- Riker cie uderzył? - dokończyła. Ledwo powstrzymywała się od płaczu. - I jak ja mu teraz to powiem...
Dziewczyna zaczęła łkać. Usiadła na brzegu łóżka i zakryła twarz dłońmi. Blondyn nie spodziewał się takiej wizyty dziewczyny swojego brata. Nie za bardzo wiedział co ma robić. Wziął się jednak w garść i przysiadł obok niej, po czym lekko przytulił.
- Co mu powiesz? - zapytał zaciekawiony.
- Ja nie wiem co mam robić, Ross. - wtuliła się w tors chłopaka, po czym wybuchnęła płaczem.
Chłopak objął ją mocniej.
- Ale co się stało... - zaczął, jednak dziewczyna nadal płakała. - Wiem, że Rik zachowuje się dziwnie, ale spokojnie. Nie powinien obwiniać cię za to, że jest wściekły na mnie.
- Jestem w ciąży Ross. - wymamrotała gdy się nieco uspokoiła.
- Hmm... Jak mniemam ojcem jest Riker? - zapytał dla pewności.
- No a kto, głąbie. - odpowiedziała z uśmiechem, jednak po kilku sekundach znów zaczęła płakać. - Nie mam pojęcia jak mu to powiedzieć...
Ross natomiast szczerzył swoje białe ząbki, jakby właśnie dostał wielkiego lizaka. Uwielbiał dzieci i już od dawna namawiał brata aby się w końcu oświadczył. Teraz jednak jest inaczej. Basista zmienił się nie do poznania. Sytuacja zespołu oraz wypadek rodziców zrobiły z niego kompletnie inną osobę. Stał się zimny i wybiegał w przyszłość, nie dbając o stan aktualny. Dla niego ,,dzisiaj" nie istniało. Najważniejsze było ,,jutro". Każdy dzień gonił następny. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, trasy i koncerty ustalone co do sekundy rozpoczęcia i końca. Przestał dbać o tych, na których mu zależy, bo uznał, że to tylko przelotna chwila. Jego życie mijało, zegar tykał, jednak on żył jedynie zespołem. Dbał o rzeczy, które wydawały mu się jego przyszłością. Nikt nie był w stanie mu wytłumaczyć, że każda chwila jest niesamowita. Ally bała się, że nie potraktuje tego poważnie. Już od dłuższego czasu żyli w konflikcie przez ostatnie wydarzenia w domu Lynchów.
- Przyszłam do ciebie bo.... Jakoś tak. Zawsze można było z tobą pogadać na każdy temat. Wiem, że ostatnio jesteś zajęty, wiem co się stało. Dlatego...
- To moja wina. Wiem. Nie sądzę aby udało mi się poprawić relację z Rikiem, ale hej. Głowa do góry. Jesteś jego dziewczyną, zależy mu na tobie. Zawsze zależało! Głupek przez pasy bez ciebie by nie przeszedł. Myślę, że się ucieszy... - powiedział, jednak sam nie za bardzo wierzył w te słowa. Riker był wściekły o wszystko, na wszystkich. Miał jedynie nadzieję, że ta sytuacja jednak poprawi ich wspólne relacje...
- Co niby twoja wina? Riker oszalał! Jak mielicie przerwę z powodu waszej mamy... Był kochającym chłopakiem, który dbał o mnie jak o jakiś kryształ. A teraz? Teraz to nie dość, że cały czas jest w złym humorze to jeszcze cię bije... - znów się rozpłakała.
- Walnął mnie raz. Może dwa... Ale to dlatego, że robię mu na złość. Nigdy tego nie lubił. Zresztą nie powinien obwiniać cię za moje zachowanie. Nie martw się, powiedz mu. Może ta informacja wzbudzi w nim jakieś uczucia, heh. - zaśmiał się mimowolnie. - Nie możesz tego ukrywać. Im dłużej będziesz zwlekać, tym będzie ci ciężej. - powiedział już bardziej poważnym tonem.
- Co zrobię jeżeli ze mną zerwie? Nie mam pracy, nie sądzę aby rodzice byli z tego faktu zadowoleni.. - żaliła się brunetka.
- Nic, bo taka sytuacja nie nastąpi. - powiedział z uśmiechem. Wyciągnął kciuk w stronę dziewczyny i delikatnie podniósł jej głowę, opierając dłonie na jej podbródku. - Kocha cię, na pewno się ucieszy. Ja bym się ucieszył. - wymamrotał szczerząc swoje białe ząbki.
Dziewczyna na niego spojrzała. Uśmiechnęła się lekko i zaczęła:
- Może i masz rację. - otarła twarz dłońmi. - Ale jeszcze nie teraz, dziś jest kompletnie w złym humorze. Ty też mu nie mów, proszę. - wymamrotała, ocierając nos rękawem.
- Jasne, możesz na mnie liczyć. - odrzekł blondyn z wymalowanym bananem na twarzy.
- Wiem. - uśmiechnęła się. - Aa... Jak tam z rozprawą? Wczoraj był tu ten prawnik, prawda?
- Tak, był. Co gorsza ten rudzielec ma wtyki i na czas rozprawy jest na wolności. Nie wiem dlaczego, ale to nie dobrze. To jakiś psychopata, może zrobić jej krzywdę. - dokończył zniżając głos. Usiadł na biurku, odsunął książki i pogrążył się w zamyśleniu.
- A ta... No ta czarnowłosa dziewczyna? Ross, spałeś z nią? - zapytała z lekkim niedowierzaniem.
Chłopak popatrzył na wybrankę swojego starszego brata.
- Ale dlaczego? Naprawdę zacząłeś wieść nocne życie w agencjach towarzyskich? Myślałam, że zależy ci na Demi...
- Nie. Ja... Sam nie wiem. Nie chcę o tym gadać. - bąknął, odwrócił się i znów zaczął wertować książki. - No a Rikowi powiedz. Ma ostatnio mega fochy... Ale serio cię kocha.  Nie zostawi cię, uwierz mi.
- Racja, tak nie mogę tego długo ukrywać bo... - dziewczyna chciała dokończyć, jednak przerwał jej dźwięk telefonu.
Ross spojrzał na ekran i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż do tej pory. Brunetka zachichotała.
- Demi dzwoni, co? - zapytała z uśmiechem.
- Taa... CO? NIE. Nie wiem w sumie kto. - odłożył telefon, udając, że go to nie obchodzi.

     - Otworzę. - burknął Riker, leniwie wstając z wygodnej kanapy. Powoli poczłapał w kierunku drzwi. - Idę, no idę. - wysyczał, słysząc nieustanne dzwonienie. Otworzył je dość powoli, ponieważ w drugiej ręce trzymał kubek z gorącą kawą.
- Hej, Riker. - przywitałam się ciepło z blondynem. Dawno go nie widziałam, wyglądał dość mizernie.
- O hej Demi. - odwzajemnił gest i zaprosił mnie do środka.
- Jest Ross? - zapytałam. W końcu po to tu przyszłam.
Atmosfera w domu Lynchów była dość tajemnicza. Basista na wspomnienie o młodszym bracie, wykrzywił usta w grymasie. Może był zmęczony, zapracowany? Nie wiem ale wyglądał nie za ciekawie. Na stole zauważyłam wielką mapę, obok leżał laptop i masa kartek. Nagle z kuchni wyłoniła się Rydel. Jak na nią spojrzałam to aż mnie zatkało. Nie brakowało jej dużo do Majaka. Również zapuchnięta. Zawsze wyglądała świeżo, dziś była zaniedbana. Co tu się dzieję!?
- Demi, Demi, jesteś! - krzyknęła blondynka, odkładając szybko naczynie na stół. - Chodź tu na chwilkę. - dokończyła, szarpiąc mnie na górę.
- Eee... Tak ogólnie przyszłam do Rossa. - powiedziałam z trudem. Dziewczyna ciągnęła mnie dość mocno. Byłam troszkę zaskoczona, że nie odbierała telefonów. Zrobiło mi się smutno, bo myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Teraz nagle chce ze mną rozmawiać...
- Wiem. Ale muszę z tobą pogadać. - wyszeptała, wpychając mnie do swojego pokoju.
Jak zwykle panował w nim róż. Teraz jednak coś mi nie pasowało. Wszystkie szafki pootwierane, rzeczy walały się po każdym skrawku pokoju. Walizki, stojące w kącie, były otwarte, niektóre na wpół uzupełnione. Spojrzałam na blondynkę pytającym wzrokiem.
- Wyjeżdżasz? - wyszeptałam z niedowieżaniem, rozglądając się po pomieszczeniu.
- MY, my wyjeżdżamy. - poprawiła mnie dziewczyna, odgarniając skrawek łóżka. - Siadaj.
Popchnęła mnie na łóżko, po czym sama usadowiła się obok mnie.
- Jacy my? - nadal byłam zdziwiona i nie zamierzałam tego ukrywać.
Nie tylko Ross ma humorki...
- Demi, przepraszam, że ignorowałam od ciebie telefony. Mamy spore problemy w domu i jestem tu jedyną kobietą, która jest ich świadoma. - zaczęła, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. - Jedziemy do Denver z naszą mamą. Jak byliśmy mali to spędzaliśmy tam mnóstwo czasu. Graliśmy w hokeja i takie tam. Mamy nadzieję, że jakoś ten wyjazd wpłynie na jej pamięć. Ostatnio zauważyłam, że kojarzy sporo rzeczy, zwłaszcza tych, które należały do Ossiego. Jest bardzo sentymentalny i przywiązuje się do swoich przedmiotów, dlatego trzyma ich sporo z dzieciństwa. Nuty niektórych naszych starszych piosenek również pamięta. W poniedziałek Ossy bezzwłocznie musi iść do szkoły, jednak w czwartek już macie wolne. Taki dłuższy weekend. Właśnie wtedy planujemy...
- Ok, ok Delly. Rozumiem. - przerwałam blondynce. - Ale co ja mam do tego? Ross nie lubi jak przebywam obok niego, gdy w pobliżu jest jego mama. Nie wiem czemu, ale tak właśnie jest.
- Właśnie. Ossy. Chcę cię prosić o dwie rzeczy. - zaczęła, chwytając mnie za dłoń. - On to już w ogóle ma problemy. Mama, Riker, praca, szkoła... Pewnie jeszcze kilka spraw o których nie mówi. Ostatnio jest rozkojarzony, bardziej niż zwykle. Myślę, że jesteś w stanie mu pomóc. - wymamrotała, patrząc przenikliwie w moje oczy.
- Ja? Ale jak? - zdziwiłam się.
- Wiem, że sama masz wiele kłopotów, dlatego nie zmuszam, jak nie chcesz to możesz odmówić. Ale Ossy nie ma znajomych... Aktorstwo mu nie pozwala. Mogłabyś na ten długi weekend pojechać z nami i pobyć z nim troszkę? - zapytała, patrząc na mnie niewinnie, jak jakieś szczenie.
Ja z Rossem? Sam na sam? Chciałam się od niego odsunąć a nie spędzać z nim czas. Nie, to nie wypali.
- Do tego ma spore kłopoty w szkole. Rik jakoś to załagodził, ale Ross nie jest w stanie sam temu sprostać. - dodała, widząc, że nie odpowiadam.
Nie powiem, troszkę mnie to zszokowało. Ale mina Rydel była taka... Prosząca? nie sądzę aby istniało takie określenie, aczkolwiek zrobiło mi się jej żal. Tyle się ostatnio działo, może takie mini wakacje poprawią moje relacje z blondynem? Ale nie sądzę aby on tego chciał. Przecież miałam zapomnieć.
- Mogę spróbować. - wyszeptałam. Sama się sobie dziwiłam, że to powiedziałam.
Blondynka momentalnie mnie przytuliła.
- Dziękuję! - wydarła się na całe gardło.

     Stanęłam pod drzwiami blondyna. Już chciałam pukać, gdy usłyszałam tam śmiechy. Jeden należał do Rossa, drugi do jakiejś dziewczyny. Nagle poczułam nutkę zazdrości. Zawahałam się. Po kilku minutach postanowiłam jednak wejść. Przedtem delikatnie stuknęłam palcem w drzwi.
- Tak? - zapytał blondyn, nadal się śmiejąc.
Nic nie mówiąc, weszłam do środka.
- Hej, Ross chciałabym pogadać. - wypaliłam. Poczułam na sobie spojrzenie dziewczyny, która siedziała na łóżku Rossa. Kolejna, którą zaliczył? Ale zaraz... kojarzę ją. To przecież dziewczyna Rika! Co więc robi tutaj... Basista jest na dole.
- Cześć Ally. - przywitałam się z uśmiechem, jak już ogarnęłam sytuację.
Spojrzeli po sobie, chwilkę potem dziewczyna zwróciła się do Rossa:
- Ok. Nie ma sprawy. My i tak już pogadaliśmy. Dzięki Ross, zawsze można na ciebie liczyć. - dokończyła z uśmiechem, przytulając blondyna.
- Nie ma sprawy. - odwzajemnił gest.
Na niego można zawsze liczyć? Jaka ja głupia. Oparcie i pomoc w związku? Poleganie na tej drugiej osobie, zawsze i wszędzie? Dlaczego ja tego nie dostrzegałam? Byłam aż taka ślepa? Ross ma wady, ale jest tylko człowiekiem. Jeżeli to, co mówiła Maja jest prawdą, to blondyn daje mi jeszcze więcej. To ja nie potrafię tego docenić. Gdy tylko Ally zniknęła za drzwiami, rzuciłam się blondynowi w ramiona. Słowo ,,kocham cię" jednak nie chciało wyjść z mojego gardła...

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Wybaczcie, że tyle czekaliście na nexta. Ostatnio latam po urzędach jak głupia. Załatwiam sobie staż, łaże na rozmowy kwalifikacyjne... Jakiś koszmar. Maja nie chce za bardzo pisać sama więc musiała na mnie czekać.

Ale jest nexcik, mamy nadzieję, że Wam się spodoba :D

Do nexta!
Jaki przystojniak :D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział XXIII

     Poczułam mocne uderzenie w policzek, po czym upadłam na zimny chodnik. Po wargach nagle zaczęła mi spływać czerwona ciecz. Krew. Podparłam się szybko na rękach do pozycji półsiedzącej. Ból promieniował przez całe ciało, zrobiło mi się chłodno. Do tego zakręciło mi się niemiłosiernie w głowie. Obraz przed moimi oczami zaczął się lekko mazać. Zamknęłam je i otarłam delikatnie krew, która zaczęła kapać mi na bluzę. Gdy uniosłam powieki, zobaczyłam przed sobą blond czuprynę. Chłopak objął mnie delikatnie swoimi ramionami.
- Wszystko okey, nie chciałem. - wyszeptał.
Był wystraszony chyba bardziej niż ja. Patrzyłam przez dłuższą chwilę w jego przerażone oczy. Próbowałam zrozumieć w jaką grę zaczął właśnie pogrywać.
- Okey. - odpowiedziałam po chwili ciszy. - Pójdę już.
Gdy ból już nieco ustał, próbowałam się podnieść. Blondyn, nadal mnie obejmując, pomógł mi wstać. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Krew nadal wypływała małym strumyczkiem z mojego nosa. Nagle Ross uniósł swoją rękę i przyłożył mi do ust. Następnie opuszkami palców, delikatnie otarł moje wargi.
- Przepraszam. - wymamrotał, odgarniając za ucho mój rudy kosmyk, który niefortunnie opadł na moje czoło.
- Ross, ja nie wiem w co ty pogrywasz, serio. - zaczęłam dość niemiło. - Ale ta gra w ogóle mi się nie podoba.
Najpierw mówi, że mnie kocha a potem wali mnie pięścią w twarz. On jest chyba niepoważny. Myśli, że zdobędzie mnie przez takie działania? Powinien się lepiej zastanowić czego on tak naprawdę ode mnie chce.
- Wiem, że to dziwne. Ale to nie moja wina. - fuknął, chowając dłonie do kieszeni. Opuścił głowę w dół i wgapiał wzrok w chodnik.
- Taak, nie twoja wina. - odpowiedziałam z wyraźnym sarkazmem w głosie, ocierając rękawem twarz. Krew nadal powoli ciekła z nosa. Rany, jak ja to wytłumaczę rodzicom! Znowu...!
Blondyn uniósł lekko głowę. Skierował na mnie swój nadal przestraszony wzrok. Czułam, że chce coś powiedzieć, ale sam nie wiedział jak. Szukał odpowiednich słów, widziałam to w jego oczach. Ale przecież nie będę czekała przez całą wieczność!
- Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki. - wypalił, po czym przysiadł na ławce.
Bał się mojego wzroku, więc obrał sobie jeden punkt gdzieś w oddali i zaczął na niego patrzeć. Zaskoczył mnie tym. Co go nagle obchodzi Majak. Myślałam, że ją zaliczył i już. Nic więcej. Zignorowałam jednak to zdanie, nie mam ochoty o niej rozmawiać. Nie z Rossem.
- Przepraszam, mocno boli? - zapytał troskliwie, podając mi paczuszkę chusteczek.
- Chusteczki? Od kiedy facet nosi takie rzeczy? - zapytałam, unosząc obie brwi w górę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Wychodząc z domu wziąłem bluzę siostry zamiast swojej. Mała pomyłka, byłem zdenerwowany i nie zauważyłem, że nie jest moja. - odpowiedział z wyraźnym smutkiem w głosie.
Nadal patrzył w jeden, ten sam punkt. Rozdziały w książce pod tytułem ,,Ross" zaczęły nabierać jeszcze większej tajemniczości. Nie lubię czytać. Nigdy żadna lektura nie wciągnęła mnie tak mocno, jak ta obecna. Tylko sama nie wiem czy chcę być jej częścią... Wzięłam od niego chusteczki, wyciągnęłam jedną i wytarłam twarz. Ból już praktycznie przeszedł, bardziej dawał o sobie znać obity pośladek. Mimo to usiadłam delikatnie obok blondyna. Zauważyłam, że trzyma kurczowo swoją gitarę.
- Uuu randka z Luną? - zażartowałam. Sama nie wiem dlaczego. Chciałam nieco rozluźnić atmosferę? Chyba mi nie wyszło.
Widząc, że blondyn nie reaguje zrobiłam raczej z siebie idiotkę, niż miałabym go czymkolwiek rozbawić. Nie wiem czemu, ale chciałam go jakoś pocieszyć...
- Hę, gdyby Luna była serio dziewczyną... - zaczął z uśmiechem.
To traktowałbyś ją z szacunkiem, tak jak powinno się traktować każdą dziewczynę? - odpowiedziałam sobie w duchu.
Ross jednak posmutniał i raczej nie miał zamiaru kontynuować swojej wypowiedzi. Nadal wgapiony był w punkt gdzieś w oddali. Po kilkunastu minutach ciszy postanowiłam go przeprosić. Miałam sobie to wszystko poukładać w jakąś sensowną całość, ale skoro już go spotkałam, to nie będę przeciągać.
- Wiesz co Ross, to ja ... Ogólnie to... - zaczęłam. Język plątał mi się niemiłosiernie. Zauważyłam, że blondyn spogląda na mnie kątem oka. - Przepraszam cię Ross. Ogólnie za wszystko. Zwłaszcza za to, że ignorowałam od ciebie telefony, nie miałam pojęcia, że będziesz siedział na ławie oskarżonych. Przez myśl mi to nie przeszło. Brat pewnie wiedział, jednak sam wiesz. Nie chciał mi mówić. Byłam w szoku jak cię tam zobaczyłam. W sumie to dlaczego cię oskarżyli...? - dokończyłam, patrząc w dal, próbując odnaleźć punkt, na którym osiemnastolatek był cały czas skupiony.
- Słyszałaś przecież. - odpowiedział krótko.
- Ale to jednak był ten Matt. - powiedziałam. Zauważyłam, że wzdrygnął się gdy wypowiedziałam imię rudzielca.
- Muszę już iść. - chrząknął nerwowo, wstał, chwycił delikatnie swoją gitarę, odwrócił się na pięcie i zaczął iść znów w stronę mostku.
Hmm, dlaczego wspomnienie o tym rudym, aż tak go zdenerwowało? Stanowczo chciał uniknąć tego tematu. Ale dlaczego?
- Hej, chciałam cię jeszcze przeprosić za naszą ostatnią rozmowę! - krzyknęłam, wstając z ławki. Zaczęłam iść za nim, jednak teraz nieco ostrożniej. Nie chciałam mieć złamanego nosa.
- Nie było żadnej rozmowy. - burknął. Nawet nie odwrócił się w moją stronę.
- Jak to nie? - zapytałam z wielkim zdziwieniem. - Słuchaj, ja wiem, że to wyszło źle ale musisz mnie też zrozumieć... Ja po prostu...
- MASZ zapomnieć. Kumasz? - warknął, spoglądając na mnie groźnie kątem oka.
- Ale ja NIE chcę zapomnieć. Kumasz? - zaczęłam go przedrzeźniać.
Nie mogłam zrozumieć dlaczego on tak bardzo chce abym puściła to w niepamięć. Powiedział, że mnie kocha. Co, tak nagle mu się coś odmieniło? Wiem, że to ja zawaliłam w tej sprawie... I to na całej linii. Ale przeprosiłam. Nie wiem czy chcę z nim być. To jak traktuje dziewczyny przekreśla jego jakiekolwiek szanse u mnie... Kocham go. To prawda. Ale bycie razem nie polega tylko na spędzaniu upojnych nocy w łóżku. On tego nie rozumie. Ja potrzebuje oparcia w związku i pomocy. A przede wszystkim, chciałabym w każdej chwili liczyć na tą drugą osobę. On chce jedynie sexu...
- Mówiłem, że muszę już iść. - powiedział, ignorując moją wypowiedź.
Jak ja tego nie lubię!
- Czekaj, czekaj... Twój dom jest w drugą stronę. - powiedziałam podejrzliwie.
- No i? Nie wracam dziś do domu. - odrzekł oschle.
- Dlaczego? - aż wybałuszyłam oczy.
- Nie twój interes, przestań się tak czepiać! - krzyknął zdenerwowany. - Chodź, podwiozę cię. - dokończył , zniżając ton głosu.
Chwycił mnie za nadgarstek. Znów poczułam przyjemne dreszcze. Ma takie delikatnie dłonie...
- Wchodź. - powiedział, otwierając drzwi od swojego auta.
- Gdzie teraz pójdziesz? - nie dawałam za wygraną. - No i przejdę się, dziękuję.
Nie wyglądał zbyt dobrze, był posiniaczony. Nawet nie zapytałam dlaczego... Zdawało mi się, że coś ukrywa. Coś, z czym chciałby się z kimś podzielić. Potrzebował rady. Jednak twardo stał przy swoim. Czy tak trudno poprosić o pomoc i pogadać o swoich problemach? Przecież widziałam, że coś go męczy.
- Wchodzisz do auta, czy nie? - zapytał zdenerwowany.
- Jak mi odpowiesz na pytanie to może wejdę. - powiedziałam z tryumfem.
Ross jedynie przewrócił teatralnie oczami.
- Nie wiem. - odrzekł, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. - A teraz wsiadaj.
Pociągnął mnie za rękę, po chwili siedziałam już w jego żółtym samochodzie. Blondyn zamknął za mną drzwi i sam usiadł na miejscu kierowcy. Odpalił silnik, włączył pierwszy bieg i ruszył do przodu.
- Jak to nie wiesz? - zdziwiłam się. - W ogóle dlaczego mnie podwozisz, miałam się przejść?
- Bo się o ciebie kurwa martwię! Jasne! Jest późno więc odstawię cię do domu! - krzyknął, nerwowo zmieniając bieg na wyższy.
Wybałuszyłam oczy. Co on kurde, męski okres ma? Raz mnie kocha, potem mam o tym zapomnieć, a teraz się o mnie martwi! Chyba musiałam pominąć jakąś stronę w książce, bo to się w głowie nie mieści. Ale... Dam mu czas. Nie tylko ja go potrzebuję. Jeszcze kilka godzin temu siedział na ławie oskarżonych. Pewnie sam jest zdenerwowany i zdezorientowany. Musi ochłonąć. Przejdzie mu.

     Reszta drogi przebiegła w zupełnej ciszy. Teraz trzeba jednak wymyślić coś, co powiem rodzicom. Nie chcę ich znów kłamać... Ale nie mam wyjścia. Sięgnęłam ręką po lusterko wsteczne i nieco przechyliłam je w moją stronę. Zauważyłam, że Rossowi się to nie spodobało, jednak nic nie powiedział. Wzdychnął ciężko, obserwował jednak kątem oka co robię. Musiałam się troszkę ogarnąć. Otarłam ślady krwi z twarzy, poprawiłam nieco włosy. Tylko co zrobić z ubraniem... No tak! Zdejmę bluzę i po sprawie. Zaczęłam się rozpinać... Reakcja blondyna była oczywista. Dobrze, że nie zaczął się ślinić jak buldog. Nie lubię tych psów. Patrzył się na mnie jak na jakąś apetyczną kanapkę. Próbował jednak to ukryć. Myślałam, że zaraz dostanie zeza! Serio, wyglądało to zabawnie. Siedziałam obok niego w bluzce na cieniutkich naramiączkach. Mam nadzieję, że nic głupiego mu do głowy nie przyjdzie. Na szczęście ograniczał się do zerkania na mój odsłonięty dekolt. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod moim domem. Niestety w kuchni nadal paliło się światło. Czyli bez ,,krótkiej rozmowy" się nie obejdzie...
- Wejdziesz? - zapytałam.
Blondyn aż wybałuszył oczy. No ale przecież mówił, ze nie wraca do domu. Nie wiem dlaczego i czy ma gdzie spać, no ale. Niegrzecznie by było, gdybym tego nie zaproponowała... Chyba.
- Nie. - jęknął, wbił pierwszy bieg i czekał aż wysiądę.
- To wracasz do domu czy...
- Nie interesuj się. Jakbyś nie zauważyła od paru minut stoimy pod twoim domem. Więc idź już. - bąknął niemiło, trzymając rękę na gałce zmiany biegów.
- Już dobrze, dobrze... - odpowiedziałam, otworzyłam drzwi i już miałam wychodzić, gdy Ross chwycił mnie za rękę.
- Emmm.. Nie chciałem cię uderzyć. Byłem zdenerwowany, nigdy w życiu bym tego nie zrobił. Przepraszam. - powiedział z troską, wlepiając we mnie swoje czekoladowe oczy.
Chyba serio się tym przejął. Wyglądał tak uroczo...
- Hmym... Nic się nie stało. - mruknęłam.
Ross cały czas na mnie patrzył. Nagle zaczęłam się do niego przysuwać... Sama nie wiem dlaczego. Robiłam to instynktownie? Blondyn nie ukrywał zdziwienia, jednak cały czas tkwił w tej samej pozycji, czekając na mój ruch. Gdy nasze usta dzieliły dosłownie milimetry, myślałam, że odpłynę przez jego cytrynowy oddech. Przyłożyłam dłoń do jego sinego policzka i złożyłam delikatny pocałunek na jego wargach. Cudowna chwila... Oderwałam się od niego po kilku sekundach, popatrzyłam głęboko w jego oczy i zrozumiałam, że to ja tutaj gram nieczysto...
- Do zobaczenia. - wyszeptałam, po czym wyszłam z auta.
 Uśmiechnęłam się lekko i pomachałam na pożegnanie. O dziwo odwzajemnił gest. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Był chyba w szoku. Pokiwałam ponownie, po czym skierowałam się do domu. Ross odjechał z piskiem opon. W oknie zauważyłam mojego tatę. Miotał w powietrzu swoim palcem, wskazując, że bezzwłocznie mam do niego iść. Mimo wszystko miał wesołą minę, chyba nie będzie aż tak źle. Otworzyłam delikatnie drzwi i weszłam do środka. Szybko upchnęłam zakrwawioną bluzę do szafki, która stała na korytarzu. Później ją wezmę i wypiorę. Ściągnęłam buty i skierowałam się do kuchni. Już przy wejściu przywitał mnie tata. Stał w drzwiach z założonymi rękoma na piersi.
- Oh, oh to ten chłopak był aż tak gorący, że zdjęłaś bluzę? - powiedział z lekkim uśmiechem. Chciał brzmieć stanowczo, jednak za nic mu to nie wyszło.
- Taaato... ! - zachichotałam, podeszłam do kuchenki, wyciągnęłam czystą szklankę i nalałam sobie trochę wody.
- Moja droga rozmawialiśmy o chłopcach. Do tego ten całus! Co to miało znaczyć! Jesteś małą córeczką tatusia! - chrząknął zabawnie.
No i się zaczyna. Przewróciłam rozbawiona oczami i spojrzałam na tatę. Podszedł do mnie i przysunął swoją twarz do mojej.
- Co to za męski zapach! - zapytał oburzony.
Kurcze. Faktycznie. Cały czas czułam od Rossa cytrynę... Jego perfumy są dość delikatne.
- Żaden chłopiec nie ma prawa mi cię zabierać! Chyba, że dostanie ode mnie zgodę, pamiętaj i ...
- I nie mam się z nikim całować, umawiać na randki... Bla, bla, bla. Pamiętam tato. To nie jest mój chłopak, dostał całusa w policzek za podwózkę! A teraz jestem zmęczona, mogę iść do siebie? - poprosiłam, robiąc oczka szczeniaczka. Mam nadzieję, że nie widział wszystkiego dokładnie.
Tata jedynie pokiwał twierdząco głową. Udałam się na górę. Wyciągnęłam z szafki luźne spodenki i za długi T-shirt i poszłam pod prysznic. Spływające, gorące krople wody po moim nagim ciele, nieco mnie odprężyły. Zawsze jak się myłam to kabina była cała zaparowana. Ale mnie to odpowiadało, czułam się wtedy zrelaksowana.  Następnie od razu wskoczyłam pod miękką, pachnącą pościel. Zamknęłam powieki i marzyłam aby zasnąć i odpocząć. Dźwięk wibrującego telefonu jednak mi na to nie pozwolił. Leniwie zeszłam z łóżka i poczłapałam w stronę biurka. Wzięłam telefon do ręki, sms. Hmm... Ciekawe od kogo, jest już dość późno. Na wyświetlaczu pojawił się duży napis ,,Ross" Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko odczytałam wiadomość. ,,Jeszcze raz przepraszam. Dobranoc." Ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła. Stałam jak głupia, chichocząc do ekranu. W końcu się opamiętałam i odpisałam ,,Nie ma sprawy. Dobranoc" . Taki pusty wydawał mi się ten sms. No ale nie miałam pomysłu co jeszcze dodać. Odłożyłam komórkę na biurko i z wielkim bananem na twarzy poszłam spać.

****
DZIEŃ PÓŹNIEJ | DOM LYNCHÓW

     - Nie wrócił na noc do domu! Jesteś z siebie zadowolony! - krzyczała zdenerwowana Rydel.
- Nie masz co się o niego martwić. - warknął Rik, wyciągając miskę z szafki. - Pewnie spędził noc w jakimś burdelu. Myślę, że nie narzekał. Smarkacz i tyle.
- Słucham? - fuknęła blondynka. - Tak się składa, że to ty zachowujesz się jak smarkacz! Co cię w ogóle napadło aby go tak traktować, co? Jesteś liderem zespołu, powinieneś dawać mu przykład, a nie wyrzucać z  domu!
- Nie wyrzuciłem, sam wyszedł. - bąknął.
Blondynka nic nie odpowiedziała. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Zawsze uważała, że basista, jako najstarszy z rodzeństwa, będzie zawsze przykładem dla Rossa. Myliła się. Odkąd zespół stał się sławny, Riker oszalał na jego punkcie. Nie dał sobie wytłumaczyć, że sława i idealny wizerunek to nie wszystko. Basista ignorował nawet płacz swojej siostry. Jedyną osobą, która przy niej była to Ratliff.
- Oby wrócił dziś wieczorem. Pojutrze mamy wywiad. - wymamrotał najstarszy, nałożył sobie płatki, które następnie zalał mlekiem i wyszedł z kuchni.
Rydel chciała coś powiedzieć ale bez sił opadła na blat stołu i zaczęła głośno łkać.
- Ojej, ojej moja księżniczka znów płacze! - powiedział Ell z wyraźnym smutkiem na twarzy. - Królewicz Ellington cię pocieszy! - krzyknął już weselej, siadając obok blondynki.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na przyjaciela.
- Kiedy on zrozumie... - nie dokończyła, znów się rozpłakała.
- Cii... Ell tu jest. Ell pocieszy. - wyszeptał jej do ucha, po czym mocno przytulił. Delikatnie gładził jej plecy opuszkami palców. Następnie pocałował w czoło, gładząc jej gładkie, anielskie włosy.
- Kocham cię Ratliff. - wyszeptała w koszulkę przyjaciela. - Oczywiście jak brata. -dokończyła, orientując się jakie palnęła głupstwo.
Ze wstydu jeszcze mocniej wcisnęła głowę w tors przyjaciela. Chciała się schować jak najgłębiej aby ukryć swoje czerwone policzki. Jednocześnie chciała się zatracić w uścisku, w tej właśnie chwili, którą uwielbiała. Była przy chłopaku, którego darzy wielkim uczuciem.
- Ja ciebie też kocham Delly. - odpowiedział, nadal gładząc przyjaciółkę po plecach. - Oczywiście jak siostrę!
Blondynka, nadal łkając, odsunęła się od przyjaciela.
- Wiesz co Ell. Jesteś jedyną osobą na którą mogę ZAWSZE, ale to zawsze liczyć. - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.
Perkusista go odwzajemnił i ponownie pocałował dziewczynę w czoło.
- Mamy śniadanie... Ooooo wybaczcie, że przeszkadzam. - speszył się Rocky, który akurat wszedł do kuchni.
Para odskoczyła od siebie jak oparzona.
- Nie ma nic. Podziękuj Rikerowi! - krzyknęła dziewczyna, wychodząc z pomieszczenia.
- Rik! - zawołała. Ten spojrzał na nią spod pliku kartek, które właśnie przeglądał. - Tak być nie może! Ossy nie odbiera telefonów, nie wiem gdzie w ogóle spał, nie wiem gdzie się podziewa! Jeszcze wczoraj siedział w więzieniu, został zawieszony w szkole, ma ogromne problemy! - zaczęła Rydel. nie mogła już wytrzymać.
- Oj ma problemy, ma... - wtrącił się nasjtarszy, pakując do ust kolejną łyżkę pełną płatków.
- Teraz ja mówię! A ty słuchasz! - wybuchnęła Rydel. - Czy tego chcesz, czy nie, dzwonisz do niego. Do skutku. Jak nie odbierze to podnosisz swoje cztery litery i jedziesz go szukać! - fuknęła groźnie, stając naprzeciwko brata. Chciał coś powiedzieć, jednak dziewczyna była zawzięta i nie dała mu dojść do głosu. - To po pierwsze. Po drugie idziesz do szkoły i poprosisz nauczycielkę aby dała mu jeszcze jedną szansę. Mimo zespołu, Ossy musi się uczyć. Po trzecie przepraszasz go i musisz obiecać, że już nigdy nie wyrzucisz go z domu!
- Już mówiłem, że go nie wyrzuciłem! Sam wyszedł. A o szkołę musi sam się starać, a przeprosić to on powinien mnie. - warknął groźnie.
- Słucham!? Jesteś niepoważny! Masz to zrobić i koniec. Nie ma dyskusji! - Rydel stała twardo przy swoim.
- Oh, no już, już... - burknął pod nosem, wstał, wziął telefon i kluczyki od samochodu, po czym wyszedł z domu.
- Ho,ho! Nie wiedziałem, że z mojej księżniczki taka drapieżna pantera! - krzyknął Ell, podchodząc do swojej przyjaciółki.
Mocno ją przytulił. Rydel zachichotała i założyła chłopakowi ręce za szyję. Stali dłuższą chwilę w swoich objęciach.
- Emm, ok to ja sobie pójdę tam. Nie przeszkadzam. - wymamrotał skołowany Rocky, po czym skierował się do swojego pokoju. - RYDELLINGTON! - krzyknął, zamykając za sobą drzwi.
Para, gdy to usłyszała, oderwała się od siebie, jakby ktoś właśnie polał ich wrzątkiem.

****
3 DNI PÓŹNIEJ | DOM SPELAMNÓW

     Obudziły mnie gorące promienie słoneczne, które padały centralnie na moją twarz. Otworzyłam powieki, po chwili jednak je zmrużyłam. Uwielbiam kalifornijskie słońce! - pomyślałam w duchu. Przeciągłam się leniwie, po czym niechętnie wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Szybko wykonałam poranną toaletę i włożyłam na siebie luźne ciuszki. Czyli wracam do codziennej rzeczywistości. Jest weekend, mimo to rodzice w pracy, Zack u dziewczyny a Stefa o dziwo, spała u koleżanki. Od poniedziałku również wracam do szkoły. Cieszę się z tego powodu. Mam nadzieję, że spędzanie czasu z rówieśnikami doprowadzi moją psychikę do stanu ,,sprzed rozprawy". Dziś również jest dzień rozmowy z Majakiem. Boję się tego trochę, jednak z drugiej strony w końcu sobie wszystko wyjaśnimy. Przykro mi również z powodu Lynchów. Przez całe trzy dni Rydel nie odbierała ode mnie telefonów. Nie odpisała nawet na smsa. Jedynie Ross codziennie wieczorem pisał ,,dobranoc" Niby takie codzienne słowo... Ale napisane przez niego nabrało pewnej tajemniczej magii. Zeszłam na dół, zrobiłam sobie kanapki z czekoladą i zaparzyłam herbatę. Zjadłam w ciszy. Następnie ubrałam swoje ulubione conversy i wyszłam z domu. Kierunek - dom Majaka. Była ładna pogoda więc podjechałam tam swoim rowerem. Gdy stanęłam przed drzwiami jej domu, serce zaczęło mi być nieco szybciej. Mimo wszystko zadzwoniłam dzwonkiem. Nie czekałam długo, po kilku sekundach otworzyła mi Maja. Aż zaniemówiłam gdy ją zobaczyłam. Wyglądała jak jakiś... Strach na wróble. Podkrążone, zapuchnięte oczy. Włosy chyba nie myte od tygodnia. Tłuste, potargane i bardzo zaniedbane. Zdawało się, że jest o kilka kilogramów lżejsza. Zawsze była chuda, ale teraz kości policzkowe wystawały tak, jakby chciały się wydostać na zewnątrz! Jej ubiór też był nienajlepszy. Stary, wyciągnięty, poplamiony T-shirt oraz króciutkie spodenki, odsłaniające jej chudziutkie nogi. Co dziwne, miała na nich siniaki.
- Hej, jesteś już? Wejdź. - powiedziała dość niskim, ochrypłym głosem.
- Tak, dzięki. - odpwoiedziałam z uśmiechem.
Poszłyśmy do jej pokoju. Usiadłam na łóżku, obok niej. Wpatrywała się cały czas w podłogę, chciałam przerwać tą głuchą ciszę, jednak zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam urządzenie z moich szortów, spojrzałam na ekran. Numer nieznany. Zignorowałam.
- Demi, tak mi wstyd! - odezwała się nagle. - Wiem, że słowo przepraszam nic teraz nie da, wiem, ale chciałabym cię przeprosić za wszystko razem i za każde moje kłamstwo osobno! - krzyknęła i wybuchnęła płaczem.
- Spokojnie, spokojnie... - próbowałam jakoś ją doprowadzić do ładu. - Powoli, powiedz wszystko od początku.
- Ja... Tak mi wstyd Demi... Ale, najpierw muszę ci powiedzieć coś... Możesz mi nie uwierzyć, ale to ważne. To bardzo ważne. - mówiła, co chwile pociągając nosem.
- Mów, spokojnie. - podałam jej pudełko chusteczek, które stało na stoliczku, obok łóżka.
- Przepraszam, że zeznawałam przeciwko Rossowi. Ale musisz mnie zrozumieć. On mnie zastraszał...
- Kto? Ross?! - wybałuszyłam oczy. To nie ma sensu.
- Nie... Matt. On... On zastraszał nas oboje. Rossa też. On dla ciebie... - urwała.
- Co, kto dla mnie! Mów! - krzyknęłam poruszona.
Czyżby to kolejna historyjka, którą miałam od tak łyknąć?
- Matt groził, że jak blondyn nie zgodzi się na dostarczenie sfałszowanych dowodów, to go zabije. - powiedziała, wybuchając kolejną porcją płaczu.
Te słowa mnie sparaliżowały.
- Ross się zgodził, dlatego zeznawałam tak... On miał iść siedzieć... Bo Matt powiedział, ze inaczej zabije i ciebie i...
-CO!? - nie mogłam uwierzyć. Nie chce słuchać tych bredni, kolejne kłamstwa. Niczego się nie nauczyła!
- To prawda! Demi, ja nie chciałam, ale musiałam wybrać. - szlochała.
- To nie ma sensu! Dlaczego ten rudzielec niby miałby mnie zabić!? Nie chcę tego dalej słuchać. - warknęłam, wstałam z łóżka i chciałam wyjść z pokoju, jednak Maja mnie zatrzymała.
- Demi! Wtedy w klubie... To Ross miał umrzeć, nie ten przypadkowy facet....

NOTKA

Hejo, cześć i czołem ! :D

Doczekaliśmy się nexta. Szczerze? To mój ulubiony rossdział :3 Historia rudzielca i tajemniczego morderstwa nabiera kolorów. Mamy nadzieję, że zostaniecie z nami do końca historii. Ale spokojnie, wyjaśnienie sprawy nie będzie kończyło tego bloga. To będzie jedynie początek przygód Rossa i Demi. Już nie możemy się doczekać ! :D

Hmm rossdziałek wyszedł nawet długi!! :P 

Bardzo dziękujemy Paris ;3 za wylewny komentarz! Po jego przeczytaniu od razu usiadłam do pisania :3 Liczymy, że nie zniechęcisz się i pozostaniesz czytelniczką naszego bloga :D

Do nexta!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział XXII

     Stałam w jego objęciach jak zaczarowana. Słowa, które wypowiedział, szumiały mi w głowie jak jakiś wodospad. Duży wodospad. Kocham cię? On wyznał mi miłość? Teraz? Po tym wszystkim? Co ja mam niby zrobić, co powiedzieć? Sama nie wiem co czuje... Przespał się z moją przyjaciółką, zresztą nie tylko z nią. To typowy flirciarz, nie mogę być z kimś takim, przyjaźń ale nie miłość... Chyba. Sama nie wiem. Nagle się zorientowałam, że stoję naprzeciwko niego. Patrzył na mnie swoimi przenikliwymi, czekoladowymi oczami, oczekując jakiejś reakcji. Ja natomiast nie miałam pojęcia co powiedzieć, nie spodziewałam się czegoś takiego. Nie jestem gotowa aby powiedzieć ,,ja ciebie też..." Sama do końca nie wiem czy w ogóle chcę to powiedzieć... Nie  chciałabym jednak go zranić. Staliśmy tak już dość długo, uśmiech, który malował się na twarzy blondyna, z każdą chwilą znikał coraz bardziej. Poczułam, że przestał mnie obejmować, odsunął się ode mnie i chciał odejść, ale chwyciłam go szybko za nadgarstek.
- Ross... Ja... - zaczęłam ale kompletnie nie wiedziałam co mówić. Zauważyłam, że zaszkliły mu się oczy, przygryzł nieco wargi, wyszarpał się z mojego uścisku i odwrócił się do mnie plecami. - Ross czekaj. Ja...
- Kochanie, córuś moja, jak się czujesz? - ni stąd ni zowąd pojawiła się obok mnie mama.
Nagle poczułam mocny ból w okolicach serca. Był okropny, promieniował po całym ciele. Stałam jak sparaliżowana. Chciałam pobiec za blondynem, który oddalał się ode mnie z każdą sekundą. Jaka ze mnie idiotka! Tak go zranić!
- Dobrze, czuję się dobrze, mamo. - skłamałam.
Czuję się okropnie! Ale to nie moja wina, nigdy w życiu chłopak nie wyznał mi czegoś takiego. Nie miałam pojęcia jak się w ogóle zachować. Mogłam słuchać Majaka gdy opowiadała mi o swoich facetach... Właśnie, jak ona się czuje!? Niestety nie widziałam jej w tłumie. Podbiegł jeszcze do mnie Zack i tata. Oboje mnie mocno przytulili.
- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. - powiedział Zack z szerokim uśmiechem na twarzy.
Ja mimo wszystko i tak jestem na niego zła. Wiedział kto będzie siedział na ławie oskarżonych. Mógł mi powiedzieć.
- Tak, jasne. - uśmiechnęłam się lekko, wychylając się aby zobaczyć czy Ross już opuścił budynek.
Nagle zauważyłam Ella i Rydel. Blondynka tkwiła w mocnym uścisku perkusisty, płakała jak małe dziecko. Chłopak ją chyba pocieszał, jednak bez skutku. Po chwili pojawił się obok nich Riker i Rocky. Rozmawiali chwilę, po czym udali się w stronę wyjścia. Rodzice coś do mnie mówili, jednak ja ich nie słuchałam. Obserwowałam moich przyjaciół. Nagle blondynka mnie zauważyła i szybko przybiegła.
- Widziałaś Ossiego? - zapytała, tuląc mnie jak małą, miękką owieczkę.
Już po chwili obok nas pojawili się pozostali. Chciałam wyznać Rydel jak podle postąpiłam ale nie chciałam o takich rzeczach rozmawiać przy rodzicach. A już na pewno nie przy Zacku.
- Widziałam, że wychodzi. - wyszeptałam cicho. Próbowałam się uśmiechnąć, jednak dość słabo mi to wyszło.
- Dlaczego wyszedł sam... - blondynka posmutniała jeszcze bardziej. Nie sądziłam, że jest to możliwe... A jednak. Było mi bardzo przykro...
- Idziemy. - rzucił krótko Riker, po czym odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi wyjściowych. Reszta podążyła za nim. Rydel przytuliła mnie ponownie, następnie poszła za resztą. Nagle usłyszałam głos Ericka:
- Z nami koniec! - wysyczał zdenerwowany, odpychając od siebie Majaka.
- Ale to nie tak! - bąknęła czarnowłosa. Ledwo stała na nogach.
- Tyle dla ciebie zrobiłem a ty puszczałaś się z tym gnojkiem! - warknął.
Maja już nic nie odpowiedziała, osunęła się lekko na podłogę, zakryła twarz dłońmi i wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Erick natomiast szybkim krokiem skierował się do wyjścia. Był wściekły. Nie dziwie mu się. Gdy czarnowłosa zeznawała po raz drugi, siedział na sali i wszystkiego słuchał. Przykro mi, że dowiedział się tego w taki sposób. Jednak czarnowłosa sama sobie zgotowała taki los...
- Dobrze kochanie, jedziemy do domu. - powiedział tata, obejmując mnie ramieniem. - Musisz ochłonąć, odpocząć i co najważniejsze odreagować stres.
Miał rację ale... Jak patrzyłam na Majaka to zrozumiałam, że nie mogę jej tak zostawić. Zrobiła mase świństw o których nawet nie miałam pojęcia, ale nie chciałam stracić z nią kontaktu. Chciałam jej pomóc.
- Zaraz, okey? - poprosiłam.
Tata jedynie kiwnął głową i powiedział, że poczekają na zewnątrz. Ja natomiast podeszłam do czarnowłosej, kucnęłam i delikatnie położyłam jej rękę na ramieniu. Aż się wzdrygnęła i momentalnie uniosła głowę. Potok łez spływał jej z oczu, była zapuchnięta, makijaż rozmazany na całej twarzy. Patrzyłyśmy się na siebie, po chwili Maja wtuliła się we mnie. Nie miałam serca nie odwzajemnić gestu.
- Będzie dobrze. - wyszeptałam. Przytuliłam ją do siebie jak najmocniej potrafiłam.
- Demi tak mi wstyd... - wydusiła z trudem. - Ja wyjaśnię...
- Oczywiście, że wyjaśnisz. Ale nie teraz. Myślę, ze ani ja, ani ty nie mamy na to teraz ochoty. Ja na pewno nie mam. Wybacz. Muszę odpocząć i przemyśleć dzisiejszy dzień. - powiedziałam, masując delikatnie jej plecy.
- Tak, masz rację. - bąknęła, pociągając nosem.
Pomogłam wstać przyjaciółce. Zauważyłam, że w naszą stronę idzie jej mama. To dobrze, przynajmniej ktoś się nią zajmie. Ja teraz wolałabym sprostować sprawę z Rossem.
- A teraz muszę już iść. Zgadamy się później. Ty też odpocznij. - uśmiechnęłam się i skierowałam w stronę wyjścia.
Na zewnątrz czekali rodzice. Tata posłał mi ciepłe spojrzenie, objął ramieniem i zaprowadził do auta. Otworzył drzwi i pocałował w czoło. Nie wiedziałam jak się odwdzięczyć. Myślałam, że rodzice się ode mnie odwrócą jak się dowiedzą o tym oskarżeniu. Dlatego uciekłam do Rossa. Było mi przy nim dobrze... Jaka ze mnie idiotka! Mogłam mu odpowiedzieć, cokolwiek!
- Nie wieje ci skarbie? - zapytał tata, wyrywając mnie z rozmyślań.
- Nie, jest dobrze. - odparłam.
Lubię jak lekki wiatr rozwiewa moje włosy. Czuję się wtedy świetnie. Tata zawsze się o mnie martwił. Kocham go za to. Mamę zresztą też. Czuję się paskudnie, wiedząc, że cierpieli przez moje zachowanie. Już chyba nigdy nie pójdę na żadną imprezę!

     Do domu dojechaliśmy dość szybko. Rodzice i Zack cały czas dosłownie biegali obok mnie. To było naprawdę miłe. Fajnie, że ktoś się o mnie martwi i o mnie dba. A Ross? Nie ma ojca a jego mama go nie pamięta. Musi czuć się koszmarnie... Rany, nie mogę odpędzić od siebie myśli o nim. Cały czas siedzi w mojej głowie!

****
- Ossy! - krzyknęła Rydel, widząc swojego brata podążającego przed siebie. Zdawało się, że jej nie usłyszał, bo nawet nie odwrócił głowy.
- Zrobiłem z siebie totalnego idiotę! - burknął pod nosem blondyn, nie patrząc gdzie idzie. - Miłość? Coś takiego w ogóle nie istnieje! Jestem idiotą do potęgi, dosłownie... Kretyn i palant. Nie bez powodu kręcę laski na boku. Nie wierze w miłość... Co mnie więc napadło aby jej wyznać uczucia. UCZUCIA? Muszę się chyba pożądnie wyspać bo gadam jak imbecyl. ,,Kocham cię" esu... szkoda słów... - osiemnastolatek pogrążył się w zamyśleniu. Z każdym krokiem czuł jednak coraz bardziej, że się myli, że miłość jednak istnieje i właśnie go dopadła niczym choroba morska. Od tego człowiek się nie odpędzi.
- Co mu się stało, nawet nie poczekał. - jęknęła Rydel, biegnąc w stronę brata.
- Jak to co. - wtrącił się Riker, który szedł tuż za nią. - Ta cała Maja. Nie wierzę, że Ross łazi po burdelach.
- RIKER! - skarciła go wzrokiem blondynka.
Ten jedynie uniósł ręce w geście obrony i przyśpieszył nieco kroku.
- Co do cholery! - krzyknął Ross, czując lekkie szarpnięcie do tyłu.
- Ossy, to my. Poczekaj przecież. - wydyszała blondynka.
Ross stanął jak wryty. Czuł na sobie wzrok rodzeństwa. Myślał, że zaraz się zapadnie pod ziemię. Spoglądał na każdego po kolei, jednak gdy napotkał wzrok Rikera zrobiło mu się aż słabo. Kłótnia wisiała w powietrzu, to była jedynie kwestia czasu. Rydel natomiast cały czas miała zapuchnięte oczy, wyglądała strasznie z tym rozmazanym makijażem. Do tego miała rozczochrane włosy i dyszała jak pies. Sama była skołowana tą sytuacją.
- Ossy, musimy pogadać. Na poważnie. Ale nie teraz, wracamy do domu. - powiedziała, po czym chwyciła brata za nadgarstek.
- Przynajmniej tyle. - pomyślał chłopak. Nie chciał aby dowiedzieli się o tym co robi. Miał sporo fanek, które były na jego zawołanie. Lubił to. Nie chciał z tego rezygnować, ponieważ uważał, że żadna dziewczyna nie jest warta głębszych uczuć. Każdą traktował jak przelotną zabawkę, jak rzecz, która jedynie zaspokaja jego potrzeby. W głębi duszy czuł jednak, że rudowłosa znaczy coś więcej. Nie miał ochoty jednak dopuścić tej myśli do swojego mózgu. Tłumił to w swoim sercu, myślał, że tak właśnie będzie lepiej. Nie było.

     - To... Teraz musimy czekać na kolejną rozprawę. - zaczął Rik, przerywając głuchą ciszę, która narastała z każdą sekundą. Była przerywana jedynie przez dźwięk włączonych kierunkowskazów. Przez dwadzieścia minut drogi nikt nie odezwał się nawet słowem. Ale każdemu to odpowiadało. Nikt nie musiał się z niczego tłumaczyć, a zwłaszcza Ross.
- Tak. Dobrze, że dzisiejsza rozprawa skończyła się tak, a nie inaczej. Przynajmniej Ossy spędzi noc w domu, a nie w więzieniu. - odpowiedziała półszeptem Rydel.
Znowu zapadła cisza, która była tak głośna, że aż każdego rozbolała głowa od głuchego hałasu. Każdy z członków zespołu miał usta wykrzywione w grymasie, każdy patrzył w inną stronę i wykonywał inną czynność. Hałas był przerywany jedynie sporadycznymi, miękkimi dźwiękami, które były spowodowane zmianą biegów w samochodzie.
- Więzienie - pomyślał Ross. - Było tam okropnie... Nie wiem jak mogli trzymać tam Demi. Jest taka delikatna i niewinna... A oni ją zamknęli. Bez powodu... - rozmyślał, patrząc przez okno. - KURWA! - krzyknął już głośniej.
Wszyscy momentalnie skierowali wzrok na niego. Nawet Rik spojrzał w lusterko aby dowiedzieć się co było powodem tak gwałtownego zachowania młodszego brata.
- Co się stało Ossy. - zapytała przestraszona Rydel.
Ciągle o niej myślę do cholery! To się stało! Nie ważne co mi przyjdzie do głowy, zawszę widzę tam również JĄ!
- Nic... - odpowiedział po chwili.
Blondynka spojrzała pytająco na basistę. Ten jednak wzruszył jedynie ramionami, nie wiedząc o co chodzi. Rydel chciała przytulić brata, jednak ten się odsunął i przykleił całkowicie do szyby.
- Co się ze mną dzieje... - wyszeptał pod nosem.

     Lynchowie w domu byli po dwóch godzinach. Praktycznie dalsza część drogi odbyła się bez żadnych rozmów.
- Zrobię kolację. - powiedziała blondynka, wchodząc do domu.
- Nie jestem głodny. - burknął Ross, kierując się od razu do swojego pokoju.
- Młody mógłby nam to w końcu wyjaśnić. - fuknął zdenerwowany Riker, ściągając buty.
Nikt nic nie odpowiedział. Każdy skierował się do siebie aby się przebrać. Pierwsza uwinęła się Rydel i zabrała się za robienie kolacji. W tym celu wyciągnęła z lodówki szynkę, ser, rzodkiewkę, ogórka i sałatę. Następnie sięgnęła po chleb razowy. Przyszykowała pięć szklanek, zasypała herbatę i nastawiła czajnik.
- Uu kanapki! - powiedział z uśmiechem Ell, wchodząc do kuchni.
Stanął centralnie za blondynką i podkradł jej kawałek rzodkiewki. Następnie pocałował delikatnie w policzek i usiadł na krześle. Rydel aż sparaliżowało. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciel, od tak, ją pocałował.
- Coś się stało? - zapytał z troską, widząc, że jego przyjaciółka stoi bezwładnie przy kuchence.
- A nic... Herbatę z miodem czy...
- No jasne! Jak zawsze! - przerwał jej Ell.
Rydel jedynie się uśmiechnęła. Kochała perkusistę. Bała się jednak mu to powiedzieć, ponieważ on ma dziewczynę. Do tego, gdyby się dowiedział, mogłoby to zaszkodzić zespołowi. A tego nikt by nie chciał. Ratliff zawsze zarażał optymizmem. Tym razem również chciał jakoś załagodzić sytuację, pocieszyć i rozśmieszyć.
- Hej Rydel, tak sobie myślałem, że może wyskoczymy jutro na miasto. - palnął, wyjadając pokrojone warzywa.
- Co? - zdziwiła się blondynka. Aż sztućce wypadły jej z rąk.
- Hahaha! Jesteś najlepszą kucharką jaką znam! - wydusił ze śmiechem. - No wiesz, aby troszkę się odstresować. Dla ciebie najlepszym odstresaczem są... ZAKUPY! - uśmiechnął się i szturchnął blondynkę. - Nie lubię jak się tak smucisz. - wykrzywił usta w podkówkę i skrzyżował ręce na piersi.
Wyglądał zabawnie. Blondynka zaczęła chichotać.
- Masz rację Ell. - uśmiechnęła się szeroko. - Dobra, ja pójdę do Rossa. Ty zostań i przypilnuj wody, okey? - zapytała.
- Dla ślicznej i w końcu uśmiechnietej Rydel zrobię wszystko! - powiedział, po czym usiadł obok czajnika. - Strzeż się! Ell patrzy!
Blondynka jedynie pokiwała głową i udała się na górę. Zapukała, jednak nikt nie odpowiedział. Postanowiła sama wejść do środka. Ross leżał na łóżku, głowę schowaną miał w swojej żółtej poduszce. Blondynka wzięła niezły zamach i ominęła kupkę bokserek, leżących na zmieni, po czym przysiadła obok brata na łóżku.
- Zrobiłam kanapki, choć zjeść. - wyszeptała, kładąc delikatnie rękę na ramieniu chłopaka.
- Nie jestem głodny. - wybąkał do poduszki.
- Kochasz ją, prawda? - wypaliła blondynka. Chłopak aż podniósł się z łóżka.
- Co proszę? - wybałuszył oczy.
- Ossy, wiem to. Ty to wiesz, Demi pewnie też. Kochasz ją, to widać. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Mylisz się. - odpowiedział speszony po chwili ciszy. Znów przytulił twarz do poduszki.
- Dlaczego więc to robisz...? - Rydel nie dawała za wygraną.
- Możesz stąd wyjść i zostawić mnie samego!? - krzyknął osiemnastolatek. - Nic nie wiesz, łazisz za mną i tylko mnie wkurzasz!
Blondynka znów zaczęła płakać.
- Ja... przepraszam. - wyszeptał Ross, chciał zatrzymać siostrę, ta jednak szybko wyszła z jego pokoju.
Dziewczyna skierowała się do kuchni. Otarła łzy aby mnie martwić już niczym Ella. Na jego widok aż się uśmiechnęła.
- Co ty robisz wariacie? - wydusiła, ledwo tłumiąc śmiech. Ell tańczył na środku kuchni ubrany w fartuszek.
- Zrobiłem ci specjalne kanapeczki! - odrzekł wesoło, podając Rydel talerz. Warzywa na szynce były ułożone tak, aby przypominały uśmiechnietą buźkę.
- Jesteś kochany. - rozmarzyła się dziewczyna.
- Wiem. - powiedział krótko, robiąc minę słodkiego pieska. Podszedł do przyjaciółki i ponownie ją przytulił. Przerwał im jednak Riker, który właśnie wszedł do kuchni.
- Gdzie jest Ross? - fuknął groźnie.
- U siebie. Ale zostaw go dzisiaj. Porozmawiamy jutro! - powiedziała Rydel, odsuwając się od perkusisty.
Ell usiadł zrezygnowany na swoje miejsce. Podparł głowę i zaczął przysłuchiwać się kłótni.
- Jutro? Chyba żartujesz. Musi nam to wyjaśnić. - basista twardo stał przy swoim.
- Ale co znowu?
- Rydel, nie udawaj. Nasz brat łazi po burdelach! Jak prasa się o tym dowie to nas zniszczy! - powiedział z wyrzutem.
- Mam tego dość Riker! Może w końcu przestaniesz patrzeć na Ossiego jak na ,,zespół", co? - fuknęła zdenerwowana.
- Ty nie rozumiesz, on śpi z jakimiś dziwkami i...
- Nie śpię z dziwkami. - burknął Ross, wchodząc do kuchni.
Miał mokre włosy. Na biodrach różowe bokserki, jego tors zasłaniał biały podkoszulek. Rik momentalnie chwycił go i przyszpilił do ściany.
- Riker! - skarciła go siostra.
- No proszę, to co masz nam do powiedzenia. - warknął.
- Nic. - rzucił krótko.
- Nic? Chyba żartujesz. - Riker coraz bardziej był wściekły.Chłopak aż się gotował. Zacisnął pięść i już miał ochotę uderzyć brata, jednak się opamiętał.
- No co, wal śmiało. I tak już jestem posiniaczony, nikt nie zauważy. - zaszydził młodszy.
- Nie pyskuj szczeniaku, jasne! To ja tu rządzę! - krzyknął Rik, zaciskając rękę na podkoszulku Rossa.
- Hmm... Rządzisz? Skoro twój braciszek się puszcza, to chyba coś to rządzenie ci nie wychodzi. Nie potrafisz mnie upilnować a uważasz się za jakiegoś króla, pff. - wysyczał.
- Ross to MÓJ dom i to ja tu ustalam zasady! A ty się do nich nie stosujesz! Ale to się zmieni, zobaczysz! - fuknął.
- Ohh co ja słyszę... - zaczął, wyrywając się z uścisku brata. - Zmieni się wszystko, oj zmieni. Nawet szybciej niż myślisz. - dokończył, po czym udał się na górę, zostawiając wściekłego brata.
- Co za szczeniak!
- Riker, coś ty narobił! - powiedziała z płaczem Rydel.
Ell momentalnie wstał i przytulił przyjaciółkę. Rik ze złości uderzył pięścią w stół. Rocky, słysząc kłótnie, nie wyszedł nawet ze swojego pokoju. Każdy miał już tego dość.
- A ty gdzie się wybierasz, co? - krzyknął Rik, widząc jak Ross ubiera swoje trampki
- Oooo jak się troszczy! - zaszydził Ross, zawiązując sznurówkę.
Wstał, sięgnął po swoją gitarę. Uniósł głowę, chciał coś dodać, jednak gdy spojrzał na siostrę, odjęło mu mowę. Poczuł ogromne ukłucie w sercu. Widząc jak płacze, jemu również zaszkliły się oczy. Nienawidził gdy płacze, a już na pewno nienawidził gdy płacze z jego powodu. Czuł się podle ale zachowanie najstarszego brata doprowadzało go do szału.
- Ross, już ci mówiłem abyś nie pyskował...
- Spokojnie! Od dziś masz spokój panie królewiczu! TWÓJ dom, jest TWÓJ, proszę! Wychodzę! - krzyknął, po czym wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
- Ossy ani się waż, masz zostać! - krzyknęła za nim blondynka. Było niestety już za późno. Chłopak wsiadł do swojego samochodu, odpalił i wyjechał z piskiem opon.

****
     - Było pyszne, mamo! - krzyknęłam, oblizując jednocześnie wargi.
- Dziękuję, kochanie. - uśmiechnęła się szeroko.
- Ale się najadłam. Uff... - zachichotałam. - Dobrze mamuś, pomogę ci pozmywać po kolacji i chyba pójdę się przewietrzyć.
- O tej godzinie, jesteś pewna? - wtrącił się tata, dopijając herbatę. Zabawnie przy tym seplenił.
- Pójdę z tobą! - odezwała się uradowana Stefa.
- Nie, nie,nie... Chcę iść sama. Muszę sobie poukładać co nieco... Spokojnie nie jestem zmęczona. Przejdę się troszkę i wrócę. - uśmiechnęłam się.
Pomogłam mamie posprzątać ze stołu, pozmywałam naczynia i postanowiłam wyjść na mały spacer. Nie było jeszcze tak późno, byłam zmęczona ale również pewna, że dziś nie zasnę. Mimo wszystko. ,,Kocham cię" - słowa blondyna nie mogły mi wyjść z głowy. Potraktowałam go tak podle!
- Wszystko dobrze? - nagle usłyszałam głos mamy obok ucha. Zamyśliłam się, wiążąc swoje conversy.
- Jasne mamuś. - zachichotałam ponownie. - To ja już idę! - krzyknęłam, wymachując ręką. Nie czekałam na odpowiedź. Od razu skierowałam się do parku. Rozmyślałam o Maji, Ericku, ciąży... O wszystkim co ostatnio przyprawiło mi tyle przykrości. Ale sprawa Rossa to już w ogóle było coś... Zachowałam się jak ostatnia idiotka. Mogłam odpowiedzieć... Cokolwiek, ale nie zostawiać go bez wyjaśnień. Musiałam go zranić... Nagle poczułam zapach cytryn. W uszach rozbrzmiewała mi melodyjka grana na gitarze. O rany, ja muszę naprawdę się o niego martwić, skoro mam już takie zwidy! Kurcze, ciągle go widzę, ciągle słyszę... A po tym, jak wyznał mi miłość to już w ogóle... Skierowałam nagle wzrok na jedną z ławek w parku.
- Ross... - wyszeptałam zdziwiona.
Chłopak przestał grać na gitarze, obrócił głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Myślałam, że zaraz odpłynę. Uśmiechnęłam się szeroko, on jednak posmutniał, wykrzywił usta w grymasie i się odwrócił. Postanowiłam podejść bliżej. Serce waliło mi jak młot. Zawahałam się, przystanęłam. Cały czas jak jest obok mnie... Czuję się rewelacyjnie, jakbym była najważniejszą dziewczyną na świecie. Jego uśmiech rozpromienia mój każdy dzień, jego oczy dają mi tyle radości, jego cytrynowy oddech przyprawia mnie o ciarki... Tak bardzo go pragnę... Dlaczego więc go odrzuciłam, gdy wystarczyło powiedzieć ,,ja ciebie też" ! Jestem idiotką! Kocham go... Podeszłam bliżej, widząc, że nadal mnie ignoruje, usiadłam tuż obok niego.
- Czego? - wysyczał.
- Słucham? - spojrzałam się na niego pytająco.
- No czego kurwa chcesz!? Nie widzisz, że jestem zajęty! - fuknął groźnie, patrząc na mnie z boku.
- Ale...
- Odpieprz się, jasne? - przerwał mi.
- Chciałam porozmawiać, wtedy... Ja po prostu nie chciałam mówić nic przy rodzicach bo...
- Mówić czego? A zresztą, nie ma sensu. Zapomnij, jasne? - znów wtrącił się w moje zdanie.
- Dlaczego tak uważasz? Może ja nie chcę zapomnieć. Powiedziałeś, ze mnie ko...
- Przesłyszało ci się! Kurwa, zostaw mnie, jasne! Mam cię dość, mam dość wszystkiego! Odwal się dziewczyno i już mnie nie wkurzaj! Najlepiej już nigdy się do mnie nie odzywaj i już! - wybuchnął, gwałtownie wstając z ławki. Odwrócił się do mnie plecami i zaczął podążać w kierunku małego mostku.
- Hej, porozmawiajmy! - krzyknęłam za nim. Chciałam mu wszystko wyjaśnić i przede wszystkim przeprosić. Chwyciłam go za nadgarstek, on gwałtownie się odwrócił i uderzył mnie w twarz...

NOTKA


Hej, hej i czołem!
W weekend miałam egzamin, Majak teraz się przygotowuje na mały sprawdzianik więc rozdział dopiero dodany dziś ;p Ale jest :3 Mamy nadzieję, że się Wam spodoba.

Blog został wpisany do aż dwóch spisów fanfiction więc mamy nadzieję, że przybędzie dzięki temu więcej komentarzy od osób, które czytają :3


Do nexta :D
*Muszę w końcu popoprawiać błędy ;x


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział XXI

     Nagle zrobiło mi się słabo, obraz przed oczami pociemniał. Zamknęłam oczy. To tylko sen. To sen. - uspokajałam się w duchu. Uniosłam powieki, koszmar jednak trwał nadal. Zerknęłam kątem oka na Zacka. Patrzył z wielkim tryumfem na zaistniałą sytuację. Teraz już wiem dlaczego był taki zadowolony. Oszust. Wrobił go! Ross wyglądał fatalnie. Miał posiniaczoną twarz, ręce obandażowane, co się do jasnej cholery stało! Do tego wszystkiego zakuty był w kajdanki. Miał na sobie jednak swoje rzeczy. Dobrze, że nie przyprowadzili go w więziennym, pomarańczowym stroju. Za nim szła Rydel wraz z Rikerem. Blondynka była cała zapuchnięta od płaczu, basista natomiast zdawał się być przygnębiony i zawiedziony. W tłumie wypatrzyłam resztę zespołu. Ale Ross przecież jest niewinny. Cały czas był na scenie... No potem w łazience... Ale na pewno nie popełnił morderstwa, to niemożliwe! Gdy przechodził obok mnie nasze spojrzenia się spotkały. Myślałam, że wybuchnę. Nie mogłam jednak nic z nich wyczytać. Były puste. Bez uczuć, jakby pozbawione życia. Usiadł na wyznaczonym miejscu, Rydel i Rik usiedli możliwie jak najbliżej niego.
- Nienawidzę cię. - wyszeptałam w kierunku mojego brata.
Skupiło się we mnie tyle złej energii, że sama zaczęłam się siebie bać. Żałowałam, że nie odbierałam telefonów od blondyna. Może udałoby się uniknąć tej sytuacji? Ale nie, księżniczka musiała pokazać kto jest górą. Ignorancja z mojej strony wydawała mi się podstawna... Teraz zrobiłabym wszystko aby cofnąć czas i odebrać każde połączenie od chłopaka.
- Co? - zdziwił się.
Phy. Nie udawaj. Dlaczego cały świat odwrócił się przeciwko mnie? Myślałam, że i tak już mam marne życie. Ale nie, jednak może być gorzej. Zackowi nie odpowiedziałam. Posłałam mu jedynie groźne spojrzenie, zarzuciłam nogę na nogę i czekałam na rozpoczęcie rozprawy. Kątem oka zauważyłam również tego rudzielca, który kiedyś na mnie wpadł. On również był dziwnie zadowolony. Czy tylko ja tutaj czuję się okropnie!? Spojrzałam na sędziego. Wcześniej jakoś mu się nie przyglądałam. Moje myśli krążyły wokół blondyna. Teraz, gdy już wiem dlaczego nie było go przed salą, mogłam spokojnie obadać sytuację. Mężczyzna był już w dość podeszłym wieku, miał siwe włosy oraz pomarszczone ręce. Był dość pulchny. Z oczu jednak wypływała sprawiedliwość i zrozumienie. Swoją postawą okazywał, że ma duże doświadczenie życiowe. Oby to pierwsze wrażenie nie było mylne.

     Rozprawa trwała już od godziny. Prokuratura uznała, że Ross jest winny i prosili sąd z góry, aby została wymierzona surowa kara. Dowody mieli... Ale jakim cudem? Zdjęcie Rossa... Stał obok tego zamordowanego mężczyzny. Fotografia była taka realistyczna... Ale godzina się nie zgadzała. Cholera, byłam pijana. Nie pamiętam kto mnie uderzył a pamiętam o której moja przyjaciółka puściła się z Rossem. Jakieś odciski palców na narzędziu zbrodni. Poważnie? Czułam, że coś tu jest nie tak. Ale dlaczego blondyn nie interweniuje, w ogóle nie próbuje się bronić. Jest chamem i męską prostytutką ale nie popełniłby morderstwa. Cały czas byłam pewna siebie. Nie wiem czemu. Czekałam tylko na moment aż Wysoki Sąd poprosi mnie abym zeznawała. Pierwszy jednak został wywołany Matt. Rudzielec podszedł do barierki, przechodząc obok mnie, puścił mi oczko. Co za prostak.
- A więc proszę nam powiedzieć co pan pamięta z tamtego wieczoru? - zapytał sędzia, gdy skończył wypowiadać swoją prawniczą formułkę.
- Tak więc... - zaczął, spoglądając w moją stronę. - Nie tylko ten mężczyzna został ofiarą oskarżonego.
- Co? - zdziwiłam się. Co on kombinuje. Od razu wiedziałam, że ten gość coś kręci. Wydawał się podejrzany od początku...
- Panna Maja Lavgard, która również będzie zeznawać. Albo nie. - spojrzał się na czarnowłosą. - Nie wiem czy będzie w stanie opowiedzieć o tym, co się zdarzyło w klubie. - dokończył, znów puszczając mi oczko.
- Pani Maja będzie miała szansę się wypowiedzieć. Proszę nam opisać co się zdarzyło tamtego dnia w klubie. - pouczył sędzia, wymachując małym młoteczkiem.
- Tak, tak. Przepraszam. Po skończonym show cały zespół zaczął sprzątać scenę. Byłem tam prawie do końca, zauważyłem, że Ross się oddalił od reszty. Na początku pomyślałem, że po prostu ucieka od obowiązków. Coś mnie jednak drgnęło i postanowiłem pójść za nim. Niestety zniknął mi z oczu przy łazienkach. O tym chyba opowie Maja. - ostatnie słowa wypowiedział z ogromną troską.
Aż mnie zatkało. Przesycone to było słodkim jadem. Zaczynał swoją zabawę dosłownie jak wąż. Najpierw bawi się swoją ofiarą, po czym wpija swoje kły w jej ciało, powodując zgon... Zerknęłam kątem oka na przyjaciółkę. Siedziała speszona i miętoliła swoje kruczoczarne włosy. Ona zawsze tak robi jak się denerwuje. A jak kłamie to zaczyna dziwacznie łamać swoje paznokcie. To ze stresu, że ktoś ją nakryje. Ale co tu tuszować?
- Potem zamówiłem sobie takosy. - kontynuował rudzielec. - Zauważyłem, że Ross wychodzi zza kotary. Obejrzał się nerwowo na wszystkie strony, wytarł ręce o jeansy i ruszył przed siebie. Tego faktu nie uznałem za jakiś tam ważny. Myliłem się, ale o tym opowie Demetria. - powiedział, wlepiając swoje zimne oczy w moją postać. Aż się wzdrygnęłam. Ten gość kłamie jak z nut!
- Ale znów odchodzę od tematu. - chrząknął, ułożył ręce na barierce i znów zaczął. - Po tym zauważyłem, że blondyn podchodzi do jakiegoś mężczyzny. Ma Wysoki Sąd zdjęcia. - powiedział, wskazując palcem na biurko. Mężczyzna, który miał osądzić sprawę, wziął dużą kopertę do ręki. Wyjął z niej zdjęcia i zaczął przeglądać.
Zauważyłam, że Ross kręci głową i wypuszcza nerwowo powietrze.
- Idąc dalej Wysoki Sądzie. Ten chłopak ze zdjęcia to właśnie nasz poszkodowany.
Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Co on gada!
- Na początku rozmawiali, potem jednak zaczęli się szarpać. Wyszli na zewnątrz więc dalszej części akcji nie zauważyłem. Gdy wychodziłem z klubu to zobaczyłem zakrwawiony nóż w krzakach. Wystraszyłem się, nie wiedziałem co zrobić. Postanowiłem więc wrócić do domu. Byłem zszokowany, na następny dzień jednak zawiadomiłem policję. Niestety nie widziałem jak Ross morduje tego chłopaka, moje dowody w sprawie jednak definitywnie o tym świadczą. Dodatkowo odciski na rękojeści noża należą właśnie do blondyna. No i również kamery. Nic się nie nagrało, ponieważ blondyn wychodził, gdy owe urządzenia były już wyłączone. Myślę, że wykorzystał ten fakt do zatuszowania dowodów. - dokończył z tryumfem na twarzy.
- Rozumiem, dziękuję panu. Czy są jakieś pytania do świadka? - zapytał sędzia, rozglądając się po sali.
- Ja mam jedno Wysoki Sądzie. - odezwała się kobieta, która była obrońcą Rossa.
Wstała pewnie ze swojego miejsca, założyła kasztanowe włosy za ucho i zaczęła:
- Wspomniał pan, że mój klient szarpał się z poszkodowanym. To dlaczego nie ma śladów szarpaniny, chociażby na ubraniu? Gdy chłopak został znaleziony, jego ubiór był w nienaruszonym stanie. - zapytała kobieta, patrząc dociekliwie na rudzielca.
Jej postawa była idealna. Pewna siebie, stanowcza i nieugięta. To na pewno odpowiednia osoba na to stanowisko. - pomyślałam. - Mam nadzieję, że z pomocą tej kobiety, uda mi się oczyścić Rossa z zarzutów. Zauważyłam, że rudy nieco się zmieszał. Zanim się odezwał minęło kilka dobrych minut.
- Niestety na to pytanie nie mogę odpowiedzieć. Nie widziałem jak wyglądał poszkodowany po tym jak wyszedł na zewnątrz z blondynem. - wypowiedział na jednym tchu.
- Dobrze, dziękuję. Nie mam już więcej pytań Wysoki Sądzie.  - powiedziała kobieta, po czym usiadła obok Rossa.
- Dziękuję, pan już może usiąść. - powiedział mężczyzna, kierując się do Matta. - Do barierki poproszę pana... - chwilkę się zastanowił. - Pan Riker Lynch, proszę.
Rik będzie zeznawał? Zdziwiła mnie troszkę ta informacja. Po wstępnych ogłoszeniach, blondyn zaczął mówić:
- Ross to mój brat. Znam go od osiemnastu lat i mogę przysiąść, że nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Czasem ma szalone pomysły, ale nie do tego stopnia. - chciał mówić dalej, jednak przerwał mu prokurator.
- Rozumiem, a co to ma wspólnego z tamtejszym wieczorem?
- Chodzi mi o to, że oskarżacie nie tę osobę co trzeba. - wyjaśnił Riker, nerwowo odgarniając grzywkę z czoła.
- Dobrze, a czy potwierdzi pan, że Ross po występie zszedł ze sceny i nie widzieliście się już do momentu opuszczenia klubu? - zapytał prokurator.
- Tak to prawda... Ross jedynie sprząta instrumenty gdy gramy akustycznie. Ale mniejsza o to... Nie widziałem w sumie nic, ale nie zgodzę się z częścią wypowiedzi mojego poprzednika. Kamery nie zarejestrowały naszego wyjścia z klubu. To fakt. Dostaliśmy klucze od właściciela, ponieważ sprzątanie zajęło nam sporo czasu i nie chcieliśmy aby pan Korneliusz na nas czekał. Gdy już wyszliśmy, Rydel, nasza siostra, kazała Rossowi wynieść dwie butelki do baru. My byliśmy już w samochodzie, gdy do nas przyszedł, trzymał w ramionach Demi. Była zakrwawiona, ktoś musiał ją uderzyć. Gdyby Ross zrobiłby komukolwiek krzywdę to nie brałby nikogo pod opiekę. To nie miałoby sensu. No a dodatkowo ta dziewczyna jest dla mojego brata bardzo ważna. - dokończył Rik. Gdy się zorientował co powiedział, lekko się zmieszał.
Wybałuszyłam oczy. On powiedział, że Rossowi na mnie zależy? Miał jednak obojętny ton głosu. Może coś mu się pomyliło... Mówiąc, ani razu nie spojrzał na najmłodszego brata. Ross siedział ze spuszczoną głową, zdawało się nawet, że ta cała sprawa go nie obchodzi. Było mu już chyba wszystko jedno jaki zapadnie wyrok. Co najważniejsze, na kogo ten wyrok padnie...

Sąd podziękował Rikerowi, następny zeznawał właściciel klubu. Nie wniósł do sprawy nic więcej, potwierdził jedynie oddanie kluczy zespołowi. Zauważyłam, że ma coś w kieszeni. Kilkakrotnie do niej sięgał lecz gdy już miał wyjmować zawartość, zawahał się i zaniechał wykonania czynności. W powietrzu unosiło się tyle kłamstw, że aż zrobiło się szaro. Kolejną osobą przy barierkach była Maja. Gdy się przedstawiła i opowiedziała krótko co robi, serce zaczęło mi bić szybciej. W ogromnym napięciu czekałam na to, co powie. Zanim zaczęła, kilka razy odwróciła się w stronę rudowłosego. Ten jedynie dał jej sygnał ręką, że ma mówić. Co tu jest grane...
- Na pewno dobrze się pani czuje, jest pani w stanie zeznawać? - dopytywał sędzia, widząc jak dziewczyna kurczowo trzyma się barierek.
Maja na prawdę lekko drżała, jedną ręką masowała miejsce rany. Mimo tego dała znać, że będzie mówić.
- To proszę nam opowiedzieć własną wersje, nie pomijając faktu, że pani również została zaatakowana. - powiedział mężczyzna, bacznie się jej przyglądając.
- Dobrze... Tego dnia byłam z przyjaciółką w klubie. Chciałyśmy się rozerwać, zapomnieć o problemach. Było świetnie, do momentu jak... - zawiesiła głos, patrząc na Rossa.
- Jeżeli to dla pani trudne to może pani usiąść. - uspokajał ją prokurator.
- Nie, przepraszam dam radę. Po występie zespołu podszedł do mnie ten blondyn. Czułam od niego alkohol, dużo alkoholu... - zaczęła ściszać głos.
Co!? To ty byłaś pijana, nie on! - krzyknęłam w duchu. Ross również na nią spojrzał.
- Mamrotał coś do mnie, ignorowałam go. Jednak gdy próbowałam odejść to on... On popchnął mnie w stronę łazienki, otworzył drzwi, wepchnął do środka i... Próbowałam się wyrwać, jednak był silniejszy. Zmusił mnie i wykorzystał...  - dokończyła już szepcząc.
- CO? - wtrącił się Ross, który do tej pory przysłuchiwał się jedynie rozmowie.
- Proszę pana, zwracamy się wyłącznie do Wysokiego Sądu. - powiedział sędzia, posyłając blondynowi pouczające spojrzenie.
Ross spojrzał w stronę swojego rodzeństwa. Patrzyli na niego z niedowierzaniem, Rydel zaczęła płakać.
- Nie wykorzystałem jej! Kłamie. - oburzył się nastolatek. - To ty mnie zaczepiłaś, szedłem w stronę Demi!
- Panie Lynch! - kolejny raz konstytucjonalista przywoływał nastolatka do porządku.
- Przepraszam ale ta dziewczyna kłamie. Wredna prostytutka, może zamiast oszukiwać, powiesz wszystkim co robisz! - krzyknął ponownie blondyn.
- Tego już za wiele panie Lynch! Zostanie pan ukarany grzywną, proszę się uspokoić. - powiedział mężczyzna, po czym skierował się do czarnowłosej. - A pani, jeżeli jest w stanie kontynuować, to proszę.
Już sama nie wiedziałam kogo słuchać a kogo nie. Ross jest zboczony, serio. Ale widziałam przecież jak Maja go zachłannie całuje i wtyka dłonie tam, gdzie nie powinna. Teraz stała do mnie tyłem ale ręce cały czas miała w przodzie. Myślę, że akcja kruszenia paznokci ruszyła. Co jakiś czas kręciła włosy na palcu. Zerkała również przez swoje prawe ramię. Nie wiedziałam dlaczego, ale teraz już chyba się domyśliłam. Po tej stronie siedział Matt. Muszą coś razem kombinować, mam tylko nadzieję, ze to nie Majak zabiła tego chłopaka... W końcu była pijana...
- Tak, dokończę. - powiedziała, wzięła głęboki oddech i mówiła dalej. - Po TYM, chciał więcej. Chciał wziąć mnie do domu i tam... Wyrywałam się, chciałam uciec. Byłam naga. Ale on nie dawał za wygraną, popchnął mnie w stronę zlewu, mocno przycisnął do ściany. Poczułam jedynie silny ból brzucha i ... Straciłam przytomność. Nic więcej nie pamiętam... - dokończyła, teatralnie wycierając oczy od łez.
- Dziewczyno co ci dali w tym szpitalu! To ty byłaś pijana i to ty rozpinałaś mi rozporek, nie ja tobie! - krzyknął, gwałtownie wstając z miejsca. Tym  razem do porządku doprowadziła go kobieta, która siedziała obok niego. Maja jedynie na niego spojrzała.
- Dobrze, dziękujemy. Czy są pytania do świadka? - odezwał się sędzia.
- Ja mam jedno. - odrzekła obrońca Rossa.
- Proszę.
- Powiedziała pani, że to Ross pchnął panią nożem. Historia ma jednak jeden ubytek. Skoro uważa pani, że mój klient panią zgwałcił, czego oczywiście nie zrobił, to jak nagle miał nóż w ręku? Wyciągnął z kieszeni, czy...? - zapytała dociekliwie kobieta.
Pytanie dość dobre. Ma rację. Sama nawet o tym nie pomyślałam. Przecież Ross nie miał na sobie spodni, a skoro od razu przycisnął Majaka do ściany to skąd miał w reku nóż... Kobieta jest dobra. Czarnowłosa jednak nie odpowiedziała, spojrzała się przestarszonymi oczami na mnie... Po czym się rozpłakała. Erick, który siedział kilka ławek za mną, szybko do niej podbiegł i mocno przytulił.
- Jest zmęczona, może pani przestać zadręczajć ją pytaniami? - poprosił. - Trudno jej o tym wszystkim mówić! - spojrzał groźnie na Rossa, który cały czas kręcił głową. Współczuje mu...
- Dobrze, to teraz poprosimy panią Demetrie Spelman. - odezwał się mężczyzna.
Stres opadł. Szłam pewnym krokiem w stronę barierek. Mijając przyjaciółkę, posłałam jej niemiłe spojrzenie. Dlaczego ona to zrobiła. Jaki miała w tym interes?
- Prosimy przedstawić pani wersje wydarzeń. - poprosił śędzia, odprowadzając wzrokiem Majaka i jej chłopaka.
- Oprócz zeznań Rikera, nic tutaj nie było szczere i prawdziwe. - zaczęłam. Czułam się bardzo pewna siebie. - A Maja... - skierowałam wzrok na swoja przyjaciółkę. - To zawiodła mnie na całej linii. Uważałam ją za osobę, której mogę powierzyć wszystko. Byłam w stanie oddać jej dosłownie każdą rzecz jaką posiadam, wiedząc, że jest u niej bezpieczna. Myliłam się. Tak, wiem to nic nie wnosi do sprawy. Ale niestety, muszę to powiedzieć. Cały czas myślałam, że jestem otoczona ludźmi, którzy mnie kochają. Bezinteresownie. Całe lata, które spędziłam w gronie tych osób... To teraz nie ma w ogóle sensu. - wydusiłam jak katarynka. Ale chciałam mieć pewność, ze Majak to usłyszy. Moja wstępna wypowiedź tyczyła się właśnie jej. - A teraz powiem coś o tym wieczorze. Jedyne co było prawdą z tego co mówiła Maja, to to, że miałyśmy tam pójść i zapomnieć o problemach. Nikt nie spodziewał się, że to przyprawi nam ich więcej. Bawiłam się na imprezie dobrze. Wypiłam trochę, ale wiem co się tam działo. Zacznę od początku. Po pierwsze to Ross jej nie zgwałcił. To ona mu się dała. Nie wiem czemu kłamie, przecież sama widziałam! Zaraz pewnie padnie pytanie, dlaczego im nie przeszkodziłam? Hmm .. Otóż chwilę wcześniej tańczyłam z obecnym tutaj Mattem. - odwróciłam się w jego stronę. Miał kwaśną minę. - Ross mówił prawdę. Gdy skończyli grać, kiwnął do mnie, abym podeszła. Troszkę to trwało bo ludzi w klubie było na prawdę dużo. Przedzierałam się między nimi, przystanęłam jednak pod łazienkami. Widziałam tam Majaka i Rossa. Nie wyglądało to na gwałt. Wręcz przeciwnie. To ona wsadziła mu rękę w spodnie, nie na odwrót! - niemalże krzyknęłam. Odwróciłam się w stronę przyjaciółki. Nadal płakała.
- Ma pani na to dowody? - wtrącił się prokurator.
- A pan, widząc swoją przyjaciółkę w takiej sytuacji, robiłby zdjęcia czy próbował jakoś zapobiec tej sytuacji? - zadrwiłam. Wiem, że nie powinnam ale byłam nabuzowana. Jakbym wypiła czteropak tigera.
- Dobrze, proszę mówić dalej. - odpowiedział zniesmaczony.
- Stałam jak wryta, widząc co robi moja przyjaciółka. Gdy się otrząsnęłam i ruszyłam do przodu, ktoś mocno uderzył mnie w głowę. Kto? Nie wiem. Ale to nie był Ross! To po drugie. Po trzecie te zdjęcia to fotomontarz. O tej godzinie to Maja figlowała z Rossem w łazience! Wiem, bo spojrzałam na zegarek! Do tego cały czas obserwowałam ludzi na scenie, ponieważ są moimi przyjaciółmi a nie wiedziałam, że mają zespół. Zaciekawili mnie, Ross na pewno nie szarpał się z nikim, a na pewno już nigdzie nie wychodził. - zakończyłam pewnym siebie tonem.
- Rozumiem, chce pani coś dodać? - zapytał sędzia, widząc moją odważną postawę.
Spojrzałam się na Rossa. Patrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Nadal były puste. Nie wiem dlaczego ale się rozpłakałam. Jak małe dziecko, które w tej właśnie sekudzie potrzebowało pocieszenia, uścisku mamy i całusa od taty.
- Wszystko w porządku panno Demetrio?  - zapytała obrońca Rossa. Wyczuła, że gramy w tej samej drużynie.
- Dodam jeszcze, że... - zaczęłam, gdy już nieco się otrząsnęłam. - Nigdy nie przypuszczałam, że moja jedyna przyjaciółka... Jedyna osoba, którą kochałam całym sercem, może być przeciwko mnie... Wszystko można wybaczyć, wszystko. Ale wbijając komuś nóż w serce, wiedząc, że go to rani. - spojrzałam się na Majaka. - Trzeba za wszelką cenę starać się wyciągnąć ostrze, a nie dociskać, sprawiając większy ból.
Czarnowłosa patrzyła na mnie swoimi wielkimi, przestraszonymi oczami. Szukałam w nich zrozumienia, przeprosin? Niestety były one pozbawione jakichkolwiek uczuć. Nie wiedziałam co jeszcze mam powiedzieć, siła czteropaku wygasła. Chciałam aby ktoś mnie przytulił. Nie musiałam długo czekać bo zaraz obok mnie pojawił się Zack. Wtuliłam się w brata i usiadłam na swoim miejscu.
- Sprawa nabrała nietypowego obrotu wydarzeń. Więcej świadków niestety nie mamy. Zostanie przeprowadzona narada, po czym zostanie ogłoszone dalsze postępowanie w sprawie. - odezwał się sędzia, po czym wraz z prokuratorem i obrońcą wyszli z sali.
Ja natomiast ciągle łkałam wycierając nos w koszulkę brata. Zauważyłam, że w sali nie ma Rydel i Ella. Niestety nie wiem kiedy wyszli. Ross siedział ze spuszczoną głową, Rik ocierał czoło ręką. Maja nadal patrzyła w moją stronę. Zdawało się, że przetwarza właśnie jakieś ważne informacje...

      Gdy na sali znów pojawił się sędzia, prokurator oraz obrońca, została ogłoszona mowa końcowa.
- Informuję, że sprawa zostanie wznowiona za jakiś czas, gdy zbierzemy więcej materiałów dowodowych. Aktualnie oskarżony pozostanie w więzieniu, po czym...
- NIE! - krzyknęła Maja, przerywając wypowiedź mężczyzny.
Wszyscy zgromadzeni na sali skierowali wzrok w jej kierunku. Nawet Ross uniósł głowę. Czarnowłosa, chwiejnym krokiem, podeszła ponownie do barierek. Gdy już była na miejscu, odwróciła się w stronę rudzielca. Kątem oka zauważyłam, że jest zmieszany nagłą zmianą sytuacji.
- Demi ma rację! - wydarła się ponownie, pociągając nosem.
- Co ty wygadujesz dziewczyno, nie tak się umawialiśmy! - wtrącił się Matt, wymachując nerwowo rękoma.
- Ty morderco, zamknij się! - wybuchnęła. Głos drżał jej niemiłosiernie.
Rudowłosy wstał z miejsca, zamachnął się i chciał uderzyć dziewczynę. Na szczęście Zack zareagował i powstrzymał chłopaka.
- Co tu się dzieje, proszę o spokój! - upominał sędzia, nerwowo przyglądając się zaistniałej sytuacji.
- Ja chcę zeznawać jeszcze raz! - krzyknęła moja przyjaciółka, patrząc w moją stronę.
Teraz zauważyłam w jej oczach ogromny strach. Aż błagała o pomoc. Nie mogłam jednak zrozumieć dlaczego.
- Ty szmato, doigrasz się! - groził Matt, miotając się i próbując wydostać swoje ciało z mocnego uścisku Zacka.
Maja nie zwracała jednak na to uwagi. Policjanci wyprowadzili rudowłosego, czarnowłosa dostała pozwolenie na ponowne zeznanie.
- Ja... To nie Ross zabił, to nie on. Ja.. on jest niewinny. - zaczęła, szlochając.
- No dobrze, proszę mówić dalej. Spokojnie, niech pani złapie oddech. - mówił sędzia. Jego ton głosu był opanowany.
- Matt... To on! Zabił... - urwała, wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
- Proszę się uspokoić. - nalegał mężczyzna.
- To wszystko było ukartowane, Matt chciał się zemścić, groził mi, że jak zeznam przeciwko niemu to mnie też zabije, bałam się! - powiedziała, gdy już trochę się uspokoiła.
- Ma pani dowody? - zapytała obrońca, wyraźnie podekscytowana obrotem sprawy.
- Mam... - chrząknęła, pociągając nosem.
Maja podeszła do sędziego i pokazała mu swój telefon, wyciągnęła również kopertę ze swojej torebki.
- Smsy oraz listy od Matta. Groził mi... - wyszeptała.
- Ja także mam coś do dodania. - wtrącił się właściciel klubu. - Gdy na następny dzień otworzyłem swój lokal, znalazłem to za kotarą. - powiedział, podając mężczyźnie, to, co już wcześniej chciał wyciągnąć ze spodni. - To rude włosy. Leżały obok stróżki krwi pani Demetrii.
Wybałuszyłam oczy. Czyli to ten chłopak mnie zaatakował! Teraz to wszystko ma sens...

     Sąd przejżał wszystkie nowe dowody, wysłuchał Maji, która opowiedziała wszystko, tym razem zgodnie z prawdą. Po dobrej pół godzince znów odbyła się narada. Skończyła się po dwudziestu minutach.
- Ogłaszam, że Ross Lynch jest uznany za niewinnego, tym samym może opuścić więzienie. - zaczął sędzia po powrocie do sali.
Gdy to usłyszałam odetchnęłam z ulgą. Zauważyłam, że blondyn również. Kąciki ust Rikera się nieco uniosły, to dobry znak.
- Do tego, Maja lavgard oraz Korneliusz Nott zostają ukarani grzywną za składanie fałszywych zeznać. Ross Lynch również został ukarany za niestosowne zachowanie w sądzie. Tymczasem Matt Olksen nie tylko zapłaci grzywne za swoje zachowanie ale również zostaje zatrzymany w więzieniu za zabójstwo, próbę jego zatuszowania oraz za próbę skazania niewinnego człowieka. Sprawa jednak nie dotrwała do końca, odbędą się jeszcze obrady w sądzie. - dokończył mężczyzna, po czym uderzył młoteczkiem w biurko. Swoją mowę również wygłosił prokurator oraz obrońca. Szczególnie kobieta była z siebie dumna, ponieważ obroniła swojego klienta.

     Bla, bla, bla... Dla mnie najważniejsze było to, że Ross jest niewinny! Pierwsze co zrobiłam, gdy wyszłam już z sali, to rzuciłam mu się na szyję, mocno go przytulając. Chłopak odwzajemnił uścisk.
- Przepraszam. - wymamrotałam.
Mimo wszystko czułam się winna. Gdybym odebrała te cholerne telefony nie musielibyśmy przechodzić przez to piekło! Ross nic nie odpowiedział. Oderwaliśmy się od siebie po kilku dobrych minutach. Spojrzałam w jego oczy. Szalały w nich wesołe iskierki. Uśmiechnął się do mnie, zaczął przybliżać twarz do mojej. Ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła. Serce biło mi jak oszalałe. Miałam wrażenie, że zaraz rozsadzi moją pierś. Gdy nasze usta się już prawie stykały, chłopak wymamrotał:
- To ja miałem uratować ciebie, nie ty mnie.
Po tych słowach połączył nasze usta w lekkim, delikatnym pocałunku. W rzeczywistości trwał kilka sekund, ale ja zatraciłam się w nim tak bardzo, że dla mnie to była wieczność. Wieczność w której chciałam pozostać już na zawsze. Motyle w brzuchu latały jak oszalałe, jego ciepły dotyk powodował przyjemne dreszcze, które rozchodziły się po moim całym ciele. Przytulił mnie ponownie.
- Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha.



NOTKA


hej! Powracamy z kolejnym rozdziałem! Tym razem również część została napisana przez Majaka, część przez nas obie. Mamy nadzieję, że się Wam spodoba!

Wróciłam z małych wakacji, power jest, co najważniejsze! :D Ten rozdzialik jest chyba nieco dłuższy niż pozostałe. Postaramy się aby kolejne również miały taką objętość :3

Co do komentarzy. Nie było ich 5 pod ostatnim rozdziałem. Trudno. Nie będziemy o nie żebrać. Nie będziemy. Pisanie sprawia mi i Majakowi sporo przyjemności. Skoro nie chce Wam się pisać, to to zrozumiemy. Chociaż Ci co mają bloga, wiedzą jak komentarze odkręcają kurek z weną... Pamiętajcie tylko, że piszemy również dla Was i Wasze opinie są bardzo przydatne :3

Dodałyśmy również listę polecanych blogów. No Majak raczej za bardzo nie czyta ale ja tak xd Ona nie lubi R5 ;o No ale do rzeczy. Możecie pisać tam w komach swoje linki do blogów, chętnie poczytam coś nowego. Ale proszę nie linkować blogów o Raurze, Aussly czy nawet jak będzie Laura jedną z bohaterek. Mam nadzieję, że to uszanujecie :D

Do nexta!!


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ


środa, 6 maja 2015

Rozdział XX

Hej! Zacznę od notki. Blog ma na prawdę sporo wyświetleń, z czego jesteśmy zadowolone. Aczkolwiek komentarzy prawie w ogóle nie ma. (Podziękowania dla Agaty Dobrzynieckiej, która komentuje praktycznie każdy rozdział) Dlatego prosimy o pisanie komów. Skoro macie czas wejść na bloga, przeczytać nasze wypociny to zostawcie po sobie również ślad... Okey? Zależy nam na tym. Komentarze motywują do dalszego pisania, aktualnie mamy praktycznie 0 powodów do czegokolwiek...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Dziękujemy za uwagę :D Zapraszamy do czytania!

     Otworzyłam oczy. Z początku spowijał mnie mrok, bałam się. Myślałam, że znów jestem w tej okropnej, zimnej i cuchnącej celi. Po chwili jednak poczułam zapach cytryn, żółte ściany biły swoim ostrym kolorem. Musiałam aż zakryć twarz dłońmi. Gdy ponownie uniosłam powieki, zobaczyłam obok siebie Rossa. Znów ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła. Lubię to uczucie... Blondyn siedział na skraju łóżka i wlepiał we mnie swoje czekoladowe oczy. Zauważyłam w nich jednak sporą niepewność i ... Chyba strach. Miał na sobie białą koszulkę, która odkrywała jego umięśnione ramiona. Włosy były mokre, każdy kosmyk skierowany w inną stronę. Jakby żyły własnym życiem. Dodatkowo drobne kropelki wody spływały po jego skroni. Okolice oka nadal miał sine, mimo to i tak wyglądał sexownie...
- Jak się czujesz? - zapytał po długiej, nieprzyjemnej ciszy.
Jak się czuję? On chyba oszalał. Jestem głodna, spragniona i przede wzystkim zszokowana. Po czymś takim stać go jedynie na takie pytanie?
- Jest okey. - skłamałam. Sama nie wiem dlaczego. Nie chcę aby się niepotrzebnie martwił? Ostatnio to kłamanie coś za dobrze mi idzie.
- To dobrze. - odpowiedział niepewnie.
Przez cały czas atmosfera była jakaś napięta. Blondyn chyba się obawiał podjęcia tematu Majaka. Tak. Na pewno. Ale muszę, muszę go przecież o to zapytać. Już chciałam zacząć temat, gdy do pokoju wpadła Rydel. Trzymała wielki talerz z kanapkami. Mmm... Pięknie pachniały.
- Wybaczcie, że przerywam ale tak pomyślałam, że może jesteś głodna, Demi? - zapytała, kierując wzrok na mnie.
- Czytasz mi w myślach, Rydel! - krzyknęłam z uśmiechem na twarzy. Poprawiłam się na łóżku do pozycji półsiedzącej i wyciągnęłam ręce po kanapki.
Na twarzy blondyna w tym momencie pojawił się grymas i niezadowolenie. Nerwowo podrapał się po głowie, wstał i podszedł do pianina. Usiadł na krzesełku i zaczął bawić się sznureczkiem od swoich żółtych, nieco podartych, szortów.
- No wiadomo. - uśmiechnęła się szeroko. - Hej ja wiem... - zaczęła, jednak Ross szturchnął ją lekko nogą.
- Co wiesz? - zapytałam, gdy przełknęłam kolejny kęs. Byłam ciekawa o co chodzi blondynce.
- Pójdę ci zaparzyć herbatę z miodem bo zaraz zapchasz się tymi kanapkami. - zachichotała. - Zrobię również naleśniki bo widzę, że jesteś bardzo głodna.
Blondynka spojrzała się jeszcze na Rossa, po chwili jednak wyszła.Pokiwałam tylko głową w geście podziękowania, ponieważ miałam usta zapchane jedzeniem. Nie jadłam kilka dni więc te kanapeczki były dla mnie niemalże zbawieniem. A ja przecież zawsze dużo jem, godzina bez posiłku to dla mnie zmora... Kątem oka spoglądałam na blondyna. Ciągle siedział w tym samym miejscu. Teraz dołączył jednak do niego Kiba, który usadowił się zaraz obok. Zdawało się, że Ross jest zatracony w miętoleniu tego sznureczka bo nawet nie spojrzał na mnie gdy Rydel wyszła z pokoju. Postanowiłam jednak ciągnąć tą ekscytującą rozmowę. Chrząknęłam dość głośno i zaczęłam:
- Tooo... Nic mi więcej nie powiesz?
- Co mam mówić? - zapytał, nadal patrząc na swoje krocze.
- Nie wiem, być może coś o Maji... - blondyn na te słowa uniósł lekko głowę, przestał męczyć sznureczki i spojrzał na mnie. - Zrobiłeś jej dziecko.
- Ja? - zdziwił się, uniósł obie brwi w górę i rozłożył ręce w geście obrony. - Demetria.... Demi... Maja to twoja przyjaciółka? - zapytał. Kiwnęłam jedynie głową, ponieważ znów miałam w ustach kanapkę. - A tak na prawdę nic o niej nie wiesz. A może wiesz ale nie wiedziałaś, że ja również korzystałem z jej usług. - dokończył, robiąc cudzysłów w powietrzu, gdy wypowiadał słowa ,,usług".
Aż się zakrztusiłam.
- USŁUG? Jakich znów usług? - zapytałam z przerażeniem w oczach. Aż chleb wypadł mi z rąk.
- No, jak to powiedzieć... Dawała wielu chłopakom z tego co widziałem. No i z tego co słyszałem. - odrzekł jakby nigdy nic. - Ja na pewno nie jestem ojcem.
Patrzyłam na niego z wybałuszonymi oczami. To nie może być prawda, Maja to moja przyjaciółka, wiem o niej wszystko!
- Rany! Założyłeś chociaż gume!? - krzyknęłam. Czułam, że to wszystko już mnie przerosło. - Mam nadzieję...
- Yyy...Nie? Nigdy nie zakładam. - odrzekł z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Wstał i podszedł do łóżka. Usiadł na rogu i pozbierał zawartość kanapki z pościeli. - Często jem w nocy, ale wolę obudzić się bez sera we włosach.
- Nie zmieniaj tematu! Skoro nie założyłeś to nie masz pewności, że to nie twoje dziecko! - krzyknęłam oburzona.
- Jakie dziecko? Przecież poroniła. To raz. Nawet gdyby było moje... To i tak już problemu nie ma. To dwa. A trzy... W gumie niewygodnie ale ja nigdy nie kończę w środku więc to na sto procent nie było moje. - powiedział, wybierając dokładnie okruszki z prześcieradła. - Ona sama pewnie nie wie, kogo to było. - dokończył z głupkowatym uśmieszkiem.
- Co ty opowiadasz...!
- No co. Sex przez gume to nie sex. To... Tak jakbyś całowała się przez szybę. - zamyślił się. - Tak, dobre porównanie.
- Nie o tym mówię, chodzi mi o usługi Majaka! - krzyknęłam już lekko poddenerwowana.
W tej sekundzie do pokoju ponownie weszła Rydel.
- Sorry, przyniosłam herbatę i naleśniki. Przepraszam Demi, że musiałaś tyle czekać. - powiedziała zmieszana. - O jakich usługach rozmawiacie?
Ross spojrzał na mnie, wyczytałam z jego postawy, że mam teraz jakoś to odkręcić. Taki mądry. Gada głupoty a ja muszę się z tego tłumaczyć! W tej samej jednak chwili zadzwonił telefon Rossa.
- Muszę iść. - bąknął po zakończonej rozmowie. - To nie potrwa długo, mam nadzieję, że zostaniesz? Jak wrócę to dokończymy rozmowę.
Pokiwałam jedynie głową.
- Jedziesz na plan? - zapytała Rydel.
- Tak. - rzucił krótko, po czym wyszedł.
Rydel chciała ze mną porozmawiać, jednak przekonałam ją, że musimy to odłożyć. Nie kłamałam, na prawdę byłam zmęczona. Blondynka na szczęście to uszanowała. Zjadłam posiłek, jeszcze chwilę leżałam na łóżku. Przysnęłam na jakiś czas, obudziły mnie wibracje mojego telefonu. Wstałam niechętnie, podeszłam do biurka i spojrzałam na ekran. Zack.
- Halo? - zapytałam ziewając.
- Demi, sis, gdzie ty jesteś. Martwimy się. - odpowiedział nerwowo.
- Przyjedź po mnie. Jestem u Rossa. Przywieź mi jakieś rzeczy. Nie pytaj o nic, po prostu po mnie przyjedź, dobrze?
- Jasne, już jadę. - odrzekł krótko, po czym się rozłączył.

     Nie musiałam długo czekać na Zacka. O nic nie pytał, co było dla mnie najważniejsze. Muszę ochłonąć od tego wszystkiego. Najlepiej w zaciszu swojego pokoju, we własnej pościeli i własnych czterech ścianach. Gdy przebrałam się w swoje rzeczy, zeszliśmy na dół. Podziękowałam Rydel za gościnę i za smaczne jedzenie. Przytuliła mnie mocno, po czym wyszłam na świeże powietrze. Wzięłam głęboki wdech i wsiadłam do auta.
- Trzymasz się? - zapytał jak już ruszyliśmy.
- Mmm sama nie wiem, muszę odpocząć. - wyszeptałam cicho.
- Nie masz się czym przejmować. Pozałatwiałem sprawy, policja nic na ciebie nie ma. Pójdziesz tam tylko, powiesz jak było i już. Ale to spokojnie, jeszcze czas. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Odwzajemniłam jedynie gest. Nie wiedziałam co myśleć. Chciałam płakać ale mój organizm wyczerpał już limit na łzy. Moja najlepsza i jedyna przyjaciółka... Nie, nie. Postanowiłam się tym nie przejmować. Muszę poukładać sprawy i w końcu przypomnieć sobie, kto mógłby mnie uderzyć. Okropny alkohol. Nigdy nie lubiłam dużo pić.

Na miejscu byliśmy po kilku minutach. Rodzice, o dziwo, przywitali mnie bardzo ciepło. Było widać, że się przejmują. Mama to chyba od czasu mojego aresztowania nie spała ani minuty. Miała podkrążone, zapłakane oczy. Zdawało się, że jest troszkę... Zaniedbana? To moja wina. Czułam się okropnie. Nie sądziłam, że zwykły wypad na imprezę może przysporzyć tyle kłopotów. Chwilkę rozmawiałam z rodzicami, po czym pozwolili mi odpocząć. Udałam się do swojego pokoju. Chciałam od razu położyć się do łóżka, jednak postanowiłam najpierw wziąć prysznic. Tak też zrobiłam. Po piętnastu minutach wtuliłam się w swoją pościel, nie przejmując się zupełnie niczym. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.

     Już tydzień minął od mojego wyjścia z więzienia. Rodzice pozwolili mi pozostać w domu. Bardzo ten fakt mnie cieszył, ponieważ zgiełk i harmider panujący w szkole, wpłynąłby na moją obecną psychikę bardzo negatywnie. Do tego nie chciałam się widzieć ani z Mają, ani z Rossem. Oboje dzwonili do mnie i to nie raz. Ale nie odbierałam, nie miałam ochoty na konwersację z nimi. Podobno blondyn był u mnie kilka razy ale Zack go spławiał. Maja pewnie bała się ze mną porozmawiać w cztery oczy. Od Ericka dowiedziałam się, że już ją wypuścili ze szpitala i ma się dobrze. Nie odczytałam nawet ani jednego smsa od Rossa, a było ich sporo. Ale dzięki przerwie od szkoły, nauki i obowiązków, udało mi się nieco wypocząć. Zarówno rodzice, jak i mój brat, pomagali mi jak tylko mogli. Musiałam udać się kilka razy na komisariat aby spisali zeznania ale za każdym razem mi towarzyszyli. Przestałam się tak stresować bo wiedziałam, że jestem niewinna. Doszłam do wniosku, że winnego kara dosięgnie. Prędzej czy później. Teraz muszę tylko ze spokojem przejść przez to piekło. Potem i tak o tym zapomnę. Mam nadzieję.
- Kochanie, musimy już jechać! - krzyknęła kobieta z dołu.
- Już idę mamo! - odpowiedziałam, ubierając czarną marynarkę.
Dziś był bowiem dzień rozprawy w sądzie. Na szczęście nie będę siedzieć na ławie oskarżonych. Zack mówił, że mają nowe dowody w sprawie. O dziwo sama jestem ciekawa co się zmieniło. Brat mało mi o tym wspominał, nie chciał mnie stresować i martwić. Powtarzał jedynie, że wszystko będzie dobrze. Mam taką nadzieję. Szybko zeszłam na dół. Wszyscy czekali już tylko na mnie. Mieli zadowolone miny, a Zack to już w ogóle tryskał radością. Nie pytałam jednak co się stało. Udaliśmy się razem do auta i wyruszyliśmy do sądu. Stefcia w tym czasie była u babci. Jest stanowczo za mała na takie sprawy.

     Na miejscu byliśmy po większej godzince. Budynek był ogromny, gdyby nie Zack, który studiuje prawo, nie wiedzielibyśmy nawet w którą stronę się udać. Do odpowiedniego pomieszczenia poprowadził nas pan Elonor Knot, który był moim adwokatem. Był bardzo miły, opanowany i sprawiał wrażenie kogoś, kto zna się na rzeczy. Gdy staliśmy przed drzwiami do sali, w której miała się odbyć rozprawa, poczułam zawód. Nie było nigdzie Rossa. A przecież obiecał, że mnie z tego wyciągnie. Zmienił zdanie, czy jak...
- Panna Demetria Spelman? - zapytał nagle policjant, który wyłonił się zza wielkich drzwi.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam spokojnie. Sama się sobie dziwiłam. Byłam pewna, że utonę we własnym pocie ze stresu. Czułam się jednak zrelaksowana.
- Proszę za mną. - odrzekł, uchylił szerzej drzwi i pozwolił mi wejść. Za mną wszedł Zack i rodzice.
Sędzia rozpoczął rozprawę nawiązując do protokołów o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia. To było dla mnie jakaś czarna magia. Czułam się jakbym była w Hogwarcie. Wsłuchiwałam się w to co mówi, jednak nie zrozumiałam praktycznie ani słowa. Rozejrzałam się po sali. Raz, drugi, trzeci. Nigdzie nie było Rossa. Poczułam ukłucie miedzy żebrami. Byłam pewna, że będzie mnie chociaż wspierał. Zauważyłam jednak Majaka. Siedziała wraz z Erickiem. Trzymał ją za rękę i szeptał coś do ucha. On chyba również nie jest świadomy tego, co wyprawia czarnowłosa. Była bardzo przygnębiona. Zapuchnięte oczy próbowała ukryć pod toną makijażu. Nie wyszło jej to jednak zbyt dobrze. Mimo wszystko zrobiło mi się jej żal.
- A teraz proszę usiąść, do sali proszę wprowadzić oskarżonego. - zarządził Sędzia.
Policjant, który wprowadził nas na salę, poszedł w kierunku drzwi. Byłam troszkę zmieszana, nie wiedziałam tak na prawdę kto będzie oskarżony. Miałam to być ja. Policja na komisariacie uznała, że mam jedynie zeznawać w sprawie. Nie chcieli zdradzić kto zastąpił moje miejsce, Zack również milczał w tej sprawie. Gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi od razu się odwróciłam. Poczułam znany zapach. Serce zabiło mi szybciej. To co zobaczyłam wywołało u mnie ogromny szok. Czułam się tak, jakby ktoś przyłożył mi cyjanek pod twarz, albo jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim... Policjant prowadził Rossa...

NOTKA


Taa, na końcu również noteczka :P Darka wyjechała z chłopakiem na małe wakacje a Majak znów został sam. Także dodaje rozdziałek. Mam nadzieję, że się podoba.

Kurczaczki, chyba muszę w końcu założyć konto na google, heeh :3
Błędy poprawie później ... xd


5 komentarzy = nowy rozdział