środa, 27 stycznia 2016

Notka

Hej, kochani! Przepraszamy, że nie ma nexta ale musicie wybaczyć - mam w weekend kolokwium więc po pracy nos w książki i tak do samego wieczora. Niestety. Następny Ossdział jest napisany w połowie, pomysł jest, ale niestety czas ucieka na naukę. Sesja :C Dlatego prosimy o cierpliwość, postaramy się dokończyć wszystko w nast tygodniu :3


MATKO < 3



czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 54

     Po tym jak Cleo usłyszała męski, co gorsza, znajomy głos, jej serce aż podskoczyło pod same gardło. W jednej sekundzie dziewczynie zrobiło się gorąco i duszno, ręce zesztywniały a ciało odmówiło współpracy. Sama nie wiedziała czy uciec, odwrócić się, czy może zignorować i spokojnie odejść?
- O kurwa. - jęknęła sama do siebie. Jej mózg wirował od zbędnych myśli, nie mogła skupić się na ten najistotniejszej rzeczy. Wiedziała jednak, że szybko musi zareagować, podjąć decyzję, która pozwoli utrzymać wszystko w tajemnicy. Nie było to jednak takie proste. Szybkie bicie jej niespokojnego serca, niemiłosiernie odmierzały każdą straconą sekundę. Trwało to zbyt długo...
- Możesz mi to wyjaśnić? - mężczyzna znów się odezwał, wyrywając tym samym dziewczynę z nagłego, paraliżującego namysłu. Wzdrygnęła się i odwróciła twarzą do chłopaka.
- Jak komuś wygadasz to, co właśnie usłyszałeś, to obiecuję ci, że Ally tego gorzko pożałuje. Spodziewacie się dziecka, mam rację? - odpowiedziała stanowczo. Wybrała atak, uznając, że życie dziewczyny i ciąża będzie jednak dla niego ważniejsze. Mówiąc to, miała srogą minę i pewny siebie ton głosu. Blefowała, w środku trzęsła się jak osika, strach nad nią zapanował, głupio wierzyła, że basista ugnie się jednak pod jej słowami.
- Ty jeszcze masz czelność mi grozić? - oburzył się. - Jak śmiesz w ogóle mieszać w to wszystko Ally i nasze dziecko? - warknął, zbliżając się do dziewczyny. - Co ty knujesz... - Riker był wściekły, nie wiedział jednak jak ma się w takiej sytuacji zachować. Instynkt mu podpowiadał, że nie ma robić nic głupiego, mimo wszystko bezmyślność i chwilowy napad złości wziął górę. Chłopak podszedł szybko do Cleo i  chwycił ją za barki. Ta aż pisnęła z nagłego bólu i zaczęła się wyrywać. - Co ty masz zamiar zrobić mojemu bratu!? Co to w ogóle za rozmowa, z kim gadałaś?! - krzyczał jak opętany, szarpiąc dziewczyną na boki.
-  Nie twój interes, kretynie! - wrzasnęła. Nie miała jednak sił stawiać oporu.
- Chcesz zabić Rossa? Oszalałaś! Od początku nas oszukiwałaś, ten wypadek to był zwykły blef! - Riker coraz bardziej ściskał jej sine ramiona. -  Specjalnie zauroczyłaś Rockiego! Dlaczego to robisz!?
- Puszczaj! - jęczała. Wykorzystała jednak chwilę nieuwagi swojego przeciwnika i ukradkiem wsunęła dłoń do swojej torebki. Szybko wyjęła z niej małą puszeczkę. Wszystko działo się w ułamku sekundy, Cleo  prysnęła Rikera gazem pieprzowym aby wyzwolić się z jego morderczych szponów.
- Moje oczy! - basista, pod wpływem piekącego bólu, zakrył twarz w dłoniach i głośno jęknął.
- Powiem twojemu bratu o tej rudej, potem go upije i zabije! W niczym mi nie przeszkodzisz bo on i tak cię nienawidzi więc nie uwierzy w ani jedno twoje słowo! - wykrzyknęła. Głos jej drżał niemiłosiernie, mimo tego pewność siebie wróciła i wzięła górę nad strachem. Przecież Ross jest w konflikcie z Rikerem, ostatnią osobą z którą chciałby pogadać, jest właśnie on. Dziewczyna z tym pozytywnym podejściem, zostawiła basistę i szybko pobiegła przed siebie... Musiała jak najszybciej odszukać nastolatka aby powiedzieć mu prawdę, nieco ją koloryzując.
~~
     - O, jesteś już, kochanie. - powiedział uwodzicielsko Rocky, machając do Cleo, która właśnie biegła w jego stronę. Był nieźle nakręcony, chciał wrócić do wcześniejszych pieszczot. Dziewczyna go jednak zignorowała, zatrzymała się dopiero obok Rydel, która stała w objęciach Ellingtona. - Przygotowania do maratonu, czy co? - zakpił lekko szatyn, zakładając ręce na piersi. Nie spodziewał się, że dziewczyna potraktuje go w taki ignorancki sposób. Już miał tego po dziurki w nosie. Cleo z kolei, zgięła się w pół i oparła ręce o kolana, aby złapać nieco oddech.
- Gdzie Ross? - wymamrotała, jak już się uspokoiła. Grała z czasem, wiedziała bowiem, że zaraz może pojawić się tu Riker i pokrzyżować jej plany. Za wszelką cenę musi znaleźć najmłodszego jako pierwsza.
- Znowu to samo. - wtrącił Rocky. - Co ty od niego chcesz? - zapytał zdenerwowany. - Ciągle masz jakieś tajemnicze telefony i ciągle pytasz o  Rossa!
- Gdzie on jest? - zapytała ponownie, znów ignorując ,,swojego" chłopaka.
- A nie wiem, nie mówił gdzie idzie. Udał się w tamtym kierunku, przecież widziałaś. - odpowiedziała lekko skołowana blondynka. Widząc czerwoną twarz swojego brata, z trudem powstrzymywała śmiech. Cleo z kolei nic nie odpowiedziała, szybko pobiegła we wskazane przez Rydel miejsce, zostawiając zdenerwowanego Rockiego bez ani słowa wyjaśnienia.
- Coś ci miłość nie wyszła. - wtrącił Ell. - Wszystkie lecą na Rossa, musisz się przyzwyczaić. - parsknął śmiechem. Chwilkę później tego jednak pożałował, gdyż Rydel uderzyła go mocno w żebra.
- Meh, co ten młody ma, że ani jedna nie powie mu ,,nie" – westchnął zrezygnowany Rocky. Rydel z Ellem wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Szatyn z kolei założył ręce na piersi, tupnął nogą i odwrócił się do nich plecami. Kilka minut później przybiegł zdyszany Riker.
- Co ci się stało? - zapytał Ratliff, unosząc obie brwi w górę. Basista miał bowiem podrażnione, czerwone oczy a po jego obu policzkach spływał strumyczek łez. Wyglądał dość komicznie, minę jednak miał poważną, dlatego pozostała trójka powstrzymała się od kolejnej fali śmiechu.
- Gdzie Ross? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Szybko się pochylił, po czym zaczął sapać jak pies, gdyż brakowało mu powietrza. Do tego cieknący nos i zaczerwienione oczy strasznie mu dokuczały.
- Kolejny! No zaraz oszaleję! - oburzył się Rocky. - Co tym razem? Cleo chce go poderwać, a ty co? Znów złoić mu skórę? - zapytał opryskliwie, wykrzywiając usta w grymasie.
- No nie, ona już tu była... - westchnął, podpierając się o swoje kolana. Jak już złapał oddech znów zapytał. - Dokąd poszła?
- Riker, co się dzieje? - do rozmowy wtrąciła się Rydel, która zaczęła już się zamartwiać tą sytuacją.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, czas nagli, powiedz mi w którą stronę poszła! To bardzo ważne. - odparł surowym tonem. Blondynka nie odpowiedziała, pokazała jedynie palcem odpowiedni kierunek. Basista o nic już nie pytał, mimo zmęczenia i piekącego bólu, zerwał się na równe nogi i znów zaczął biec. Rydel, z ogromnym niepokojem, odprowadziła go tylko wzrokiem.
- Co tu się do licha dzieje... - warknął Rocky.
- Nie wiem... Ale oby nie przysporzyło nam kolejnej dawki kłopotów... - wyszeptała Rydel, wtulając się w ramię Ellingtona.
~~
     Riker biegł co tchu, chciał jak najszybciej ostrzec brata. Nie mógł dopuścić do tego, aby dowiedział się wszystkiego od Cleo, to by go zabiło. Do tego był niemalże pewien, że dziewczyna doda historii nieco kolorów, przybijając blondyna jeszcze bardziej. Dodatkowo te prochy... próba morderstwa i zamach na życie Zacka. Basista w końcu związał koniec z końcem...
- Co tej dziewczynie kurwa odjebało! - krzyknął, zwracając na siebie uwagę kilku reporterów. Momentalnie do niego podbiegli i zaczęli wypytywać o rzekomy związek Rossa i Demetrii. W sumie to o jego szybki upadek. - Jeszcze ich tu licho przywiało. - pomyślał basista. Zwinnie unikał każdego mikrofonu, nie odpowiadał na pytania i nie miał zamiaru przestać maszerować. Z trudem, ale i z coraz większym skutkiem, przepychał się przez tłum reporterów, ignorując wszelakie ich zaczepki. Po kilku sekundach nareszcie zdołał opuścić środek kręgu, po czym pędem pobiegł przed siebie, nerwowo szukając wzrokiem swojego najmłodszego brata. Gdy już w końcu go znalazł, było już niestety za późno... Blondyn stał obok maszyny do napojów, trzymał w ręce gazetę i z niedowierzaniem wpatrywał się w jej okładkę. Tuż przy nim znajdowała się również Cleo, która zauważywszy zbliżającego się do nich basistę, posłała mu szyderczy i zwycięski uśmiech. Nie bała się już, była spokojna, wiedziała, że Riker już nic nie zmieni. Zwyciężyła, miała w garści Rossa, teraz mogła manipulować jego uczuciami.
- ROSS! - wydarł się basista. Nastolatek jednak nie zareagował, nadal wlepiał wzrok w okładkę gazety. - Nie słuchaj jej. - wybełkotał, wyszarpnął następnie magazyn z rąk brata i wrzucił go do kosza na śmieci. - Ona kłamie! - Riker nie mógł złapać oddechu, chciał jednak szybko wyjaśnić o co się rozchodzi. Nie wiedział za bardzo jak dobrać słowa, wszystko przychodziło mu z ogromnym trudem, nie miał zamiaru się jednak poddawać.
- Nie kłamię, zdjęcia mówią wszystko. - prychnęła. - Ona cię zdradziła. - dodała, kierując wzrok na skołowanego nastolatka. Ten nic nie odpowiedział, wlepił oczy w podłogę i zdawało się, że nie ma w ogóle z nim kontaktu. W tej samej chwili na horyzoncie pojawiła się reszta zespołu wraz z wujkiem Shorem. Szybko podeszli do Rika, jak Rydel zauważyła gazetę w koszu, już wiedziała, że nie będzie wesoło...
- Ross, pamiętasz jak napisali w prasie o tobie i Demi, że jesteście razem bo mieli wasze zdjęcia? - zapytał, chwytając brata za kołnierzyk. Był już lekko poddenerwowany ironicznym spojrzeniem Cleo, skupił jednak swoją uwagę na załamanym bracie.
- Pamiętam. - wymruczał od niechcenia. - Ale za to już mnie prawie połamałeś, co, chcesz poprawić za to, że teraz piszą o jej zdradzie? - wydusił, po czym zagryzł nieco wargi aby powstrzymać łzy. Był roztrzęsiony i dosłownie rozerwany na strzępy tą wiadomością. Nie chciał zgrywać znów zasmarkanego dziecka, ale nie potrafił powstrzymać napływu emocji, które się w nim właśnie zebrały. Riker z kolei, patrząc na twarz brata, dopiero teraz zauważył na niej ból i ogromny smutek, które ukrywały się pod bliznami po jego ciosach... Było również sporo świeżych ran i krost. Jego oczy były przepite, pozbawione koloru, nie było w nich ani jednej iskierki życia. Istniała w nich jedynie szara przepaść w pustą otchłań bez dna. Do tego miał zapadnięte policzki, był bardzo chudy, sprawiał wrażenie niedożywionego, ledwo trzymał się na swoich chudych, okaleczonych nogach. Oddech również miał ciężki,sapał jakby właśnie przebiegł kilka dobrych kilometrów. Jego, niegdyś złociste włosy, straciły swój blask, stały się matowe i tłuste. Ale dlaczego Riker nigdy wcześniej tego nie dostrzegał? Omijał brata szerokim łukiem, nigdy nie pytał jak się czuje lub czy czegoś potrzebuje. Nie zauważał nigdy nawet najmniejszego problemu, zawsze się okłamywał, że Ross po prostu jest od nich uwolniony. Mylił się. Wiedział o tym, nie dopuszczał jednak tej myśli do swojego serca. Teraz, widząc w jakim stanie jest nastolatek, poczuł ogromny ciężar na barkach, sumienie dosłownie rozrywało jego wnętrzności, a serce niemalże połamało żebra. - ,,Riker się nad nim strasznie znęca, chłopak i tak już jest na wyczerpaniu. Albo brat dobije go psychicznie albo ja zrobię z nim porządek, mieszając w jego drinku."' - słowa Cleo rozbrzmiały ponownie w jego uszach, tym razem jednak uderzyły w same zlodowaciałe i nieczułe serducho...
- Ross, ja... - basista nie wiedział co powiedzieć. Dopiero teraz do niego dotarło jak się zachowywał, jak traktował najmłodszego... To wszystko co z niego zostało, to wynik jego gniewu, żalu i wiecznych pretensji. Skoro nastolatek ma tak okaleczone ciało, ciekawe jak wygląda jego delikatna dusza...?
- Spierdalaj. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Próbował wyszarpnąć się z uścisku Rikera, ból i wzbierające się w nim poczucie zażenowania i odrzucenia, odbierało mu jednak siły. Po krótkiej przepychance, zrezygnował. Stał, wpatrzony w zaczerwienione oczy brata, który nadal był w szoku, spowodowanym stanem Rossa. - No puszczaj... - jęknął. Reszta stała z boku i przyglądała się akcji, wiedzieli jednak, że najmłodszy już wie o artykule. Rydel była najbardziej tym zmartwiona, widziała jak to go zraniło, nie chciała się jednak wtrącać, ponieważ zachowanie basisty było niecodzienne i podejrzane.
- Dostaniesz wpierdol za te prochy. - Riker się nieco otrząsnął i skarcił brata, był surowy i stanowczy. W głębi duszy jednak piszczał z bezradności. - Ale... To co przed chwilą pokazała ci Cleo nie jest prawdą, ona... - zmienił ton o sto osiemdziesiąt stopni, był miły i troskliwy, Ross jednak nie miał zamiaru słuchać.
- Kurwa, przecież sobie tego nie zmyśliła! - krzyknął, wyrywając się z uścisku basisty. - Wiem jak wygląda fotomontaż! Te zdjęcia są realne... - darł się przez łzy. - A jeżeli chodzi o narkotyki... Nie ćpam bez powodu, kurwa zostaw mnie w końcu albo dobij bo mój sens życia i tak już umarł...!
- Nie, Ross, ta dziewczyna to jakaś psychopatka, chciała cię...
- Odpierdol się! - odepchnął brata, znowu nie dając mu dokończyć zdania. Podbiegł następnie do kosza na śmieci i wyjął z niego gazetę. Chciał pobiec, kierunek nie był ważny, potrzebował jedynie samotności gdyż tylko ona była zawsze po jego stronie. Riker jednak go zatrzymał, chwytając szybko za spuchniętą rękę.
- Uwierz mi. - nalegał. - Wysłuchaj mnie, chcę ci pomóc...
- Uwierzyć? TOBIE? - wysyczał. - Chyba cię pogrzało! POMOC od ciebie?! - krzyczał, próbując powstrzymać śmiech. - Znowu mam cię słuchać? A kiedy ty wysłuchasz mnie, co? Ciebie to tylko interesuje to, co ty chcesz, inni się dla ciebie nie liczą, masz wszystkich totalnie w dupie, a teraz niby chcesz mi pomóc? Co, anioł pański zstąpił z nieba i ci tak nakazał? Nie sądzę, że sam od siebie zrobiłbyś coś takiego! - Ross ledwo łapał oddech, spijał również łzy, które lały się strumieniem po jego policzkach. - Nawet Ally się dla ciebie nie liczy, tak samo twoje dziecko, a nagle to MNIE chcesz pomagać? Z nas dwóch chyba ty jesteś bardziej naćpany! Ty nawet nie wiesz co ta dziewczyna teraz przeżywa, zwłaszcza po tym wypadku... - końcówkę zdania wypowiedział już nieco ciszej, obiecał, że nie piśnie o tym ani słowa, jednak pod wpływem emocji  nie dał rady zachować tego w tajemnicy.
- W-yy-padk-u?- wyjąkał Riker. Po tym incydencie z Cleo już był blady, teraz to wyglądał jak trup.
- Jesteś takim szczęściarzem... Masz dziewczynę, która cię kocha bez względu na wszystko, a ty ją traktujesz jak pierwszą, lepszą szmatę. - powiedział już nieco spokojnej ku zaskoczeniu całej gromady. - Chciałbym żeby mnie ktoś tak kochał... Bezgranicznie. - dodał, ocierając nos rękawem. Powiedział to takim tonem, że nawet Cleo spojrzała na niego z lekkim współczuciem... Riker z kolei wpatrywał w niego swoje czekoladowe oczy, nie wierząc w to co mówi.
- Ossy, kochamy cię, bardzo. - wtrąciła cicho Rydel.
- WŁAŚNIE WIDZĘ JAK BARDZO MNIE KOCHACIE! - oburzył się, rzucił w siostrę gazetę, po czym szybko się odwrócił. - Każdy tak mówi ale ja wiem, że tak naprawdę jestem nikim, jestem śmieciem, nic nie wartym kłębkiem nerwów i problemów! - dodał na odchodne. Chwilę potem zaczął biec przed siebie, zostawiając wszystkich w ogromnym szoku.
- Rydel, idź za nim... - Riker jednak nie musiał o tym przypominać, blondynka momentalnie ruszyła za bratem, próbując go jak najszybciej dogonić. Reszta patrzyła raz na skołowanego Rika, raz na Cleo, która ciągle miała na twarzy tryumfalny uśmiech. Nikt jednak się nie odezwał, dziewczyna z kolei, korzystając z tego, że basista wpatrywał się w podłogę, szybko czmychnęła w przeciwną stronę.
- Kochanie! - krzyknął za nią Rocky, który zerwał się szybko z miejsca i pobiegł za nią.
- Do jasnej cholery! - wtrącił Shor. - Jesteście zespołem, rodziną! Do chuja, dlaczego nie potraficie odnaleźć wspólnego języka!? - wykrzyczał, spoglądając na każdego po kolei.
- Ross... czy Ally... Nasze dziecko... - Riker bił się z własnymi myślami, nie chciał wybierać. Niestety musiał. Po kilku minutach ciszy, również on ruszył przed siebie, nie mówiąc nikomu dokąd biegnie.
- Pani mamo! - Ratliff szybko podbiegł do Stormie, która właśnie upadła na ziemię, uderzając plecami o ogromny pomnik. - Zemdlała, już dzwonię po karetkę...!
~~
W TYM SAMYM CZASIE
Dom Austina

     - Oooo, mocniej! - szeptałam, opętana wielką falą rozkoszy. Wiłam się na całym łóżku, co chwila odchylając nogi aby Austin mógł wchodzić coraz głębiej i głębiej... Nie protestował, z wielką ochotą pchał szybciej, drażniąc dodatkowo moją mokrą i nabrzmiałą łechtaczkę.
- O tak, będę cię pieprzył dniami i nocami! - krzyczał, łapiąc mnie za piersi. - Aż w końcu zapomnisz o tym całym blondasku. Teraz jesteś moja. - chłopak rytmicznie wsuwał swojego członka w moją małą szparkę, wywołując w moim organizmie przyjemne dreszcze. Kiedy zaczęliśmy szczytować...
- CO! NIE! - krzyknęłam, podpierając się łokciami o miękki materac. Byłam cała spocona i zdyszana. - Matko jedyna... - wyszeptałam, próbując złapać oddech. Kac dawał o sobie znać, czułam się ociężała i obolała. Opadłam na łóżko aby się nieco uspokoić. - To tylko sen... sen. Co za OKROPNY SEN! - ponownie się wydarłam, złapałam następnie moją głowę, która aż pękała w szwach od ostrego, promieniującego bólu. - Boziu, co się ze mną dzieje, gdzie ja w ogóle jestem... - rozejrzałam się po pokoju, był mi dotąd nieznany. Znajdował się na poddaszu, miał piękne skosy oraz okno dachowe, przysłonione błękitną firanką. Ściany były koloru niebieskiego, meble w jasnym brązie, uporządkowane i czyste. Na biurku walało się tylko pełno papierów, kartek, zdjęć rentgenowskich, jakieś kwity i faktury. Na ścianach wisiało pełno plakatów, przedstawiających ciało człowieka, jego poszczególne elementy oraz mięśnie. W jednym rogu stał szkielet, w drugim natomiast znajdowało się stoisko badawcze z całą masą teleskopów. Nawet lampa była ciekawa... Zrobiona na wzór kości... Na małym stoliczku leżało również kilka ludzkich czaszek...
- O, już nie śpisz. - nagle usłyszałam znajomy głos. To był Austin, niósł ze sobą tackę z kanapkami i kawą. - Zrobiłem, bo myślałem, że możesz być głodna. - dodał, stawiając wszystko na komodę, która stała tuż obok ogromnego łóżka.
- Co ja tu robię? - zapytałam cicho, przykrywając ciało czystą, pachnącą, białą pierzyną. Przypomniałam sobie właśnie mój sen... i nieco się wzdrygnęłam na samą myśl, że ja i Austin... razem w łóżku...
- U mnie w domu. - odpowiedział wesoło, rozkładając ręce. - Czuj się jak u siebie, wiadomo. No i przepraszam za ten bałagan, nie spodziewałem się gościa. - zachichotał.
- Ale... - rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu. - Ja...
- Spokojnie, spałem w salonie na kanapie. - odpowiedział jakby czytał moje myśli. - A teraz się częstuj bo zaraz kawa wystygnie. - dodał, podając mi kubek. - Nie bój się, nic ci nie zrobię. - dodał, widząc moje nagłe zawahanie.
- O matko, Ross! - nagle mi się przypomniało co ja takiego narobiłam. - Muszę koniecznie zadzwonić! - krzyknęłam, odstawiając szklankę z powrotem na komodę. Austin chciał się chyba wytłumaczyć dlaczego nie odwiózł mnie do domu, chcę tego wysłuchać, priorytetem jest jednak teraz Ross. - Która jest w ogóle godzina?
- Emmm... - wzdychnął, spoglądając na zegarek. - No troszkę pospałaś, ale musiało ci się śnić coś strasznego. Ciągle krzyczałaś i wierciłaś się po całym łóżku... Jest koło 12.30 – odpowiedział, widząc moje zniecierpliwienie.
- Muszę zadzwonić! - wydarłam się ponownie. - Tylko gdzie moja ko... - nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ Austin podał mi telefon. - Dziękuję, tylko chciałabym być teraz sama.
- Nie ma problemu. - chłopak wstał i udał się do drzwi. - Tylko zjedz kanapki, są pyszne. - puścił mi oczko, uwodzicielsko się uśmiechając.
- Czytałeś dziś jakąkolwiek gazetę...? - zapytałam skruszona. Tak bardzo chciałam aby zaprzeczył!
- Tylko o medycynie. - zaśmiał się, po czym wyszedł. Miał jednak podejrzaną minę... Ja z kolei szybko wybrałam numer do Rossa i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Niestety bez odzewu... Raz, drugi, trzeci... - Dlaczego! - ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, postanowiłam spróbować dodzwonić się do kogoś innego, szybko wyszukałam więc w kontaktach numer Ratliffa. - Mam nadzieję, że on odbierze...
- No hej, rudzielcu. - już po kilku sygnałach usłyszałam jego głos. Był jednak inny niż zawsze, nie wiem, bardziej przygnębiony...?
- Dzięki Bogu! - wydarłam się. - Ross nie odbiera... Nie wiem co się dzieje, gdzie w ogóle teraz jesteście!?
- Zacznę odpowiadać od końca. - powiedział szorstko. - Powinniśmy być na sesji zdjęciowej, no ale... Wyszło tak, że Riker wszystko odwołał i jest aktualnie w drodze do domu. Jeżeli chodzi o mnie i Rydel, szukamy twego kochasia, bo przepadł jak kamień w wodę, pani mama leży w hotelowym łóżku, bo to, co się dzisiaj działo, zbiło ją totalnie z nóg, no a Rocky i Cleo są... w sumie nie wiem gdzie. A Ross nie odbiera bo ma powody, marcheweczko. Widział gazetę, wybacz, stało się.
- Ale ja go kocham! Ratliff, wiesz przecież! Gazety kłamią! - wydarłam się. - Zaraz wsiadam w pierwszy lepszy autobus i do was jadę!
- Podziwiam twój entuzjazm ale... - nie dokończył gdyż Rydel wydarła mu komórkę z dłoni. - DEMI! Czyś ty oszalała! Sprowadzisz naszą rodzinę na dno! Na totalne dno, a w szczególności Rossa! - zaczęła oskarżycielsko. - Nie masz co przyjeżdżać, tym razem już nie udobruchasz Ossiego. Ty byś go widziała i słyszała! Rozdarłaś mu serce, zabiłaś w nim ostatnią nadzieję, pojęcia nie mam co mam zrobić aby się nie zabił... - dziewczyna się rozpłakała.
- Ja nie chciałam....
- Wiesz w jakiej jesteśmy sytuacji! Jeszcze ją pogarszasz, jak Ossy znowu spróbuje odebrać sobie życie to będzie twoja wina! - krzyknęła, po czym się rozłączyła.
~~
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
         Rydel wraz z Ellem już od paru godzin szukają Rossa. Bezskutecznie, przepadł jak kamień w wodę. Mimo tego nikt się nie poddawał, jeździli po mieście, zaglądali do każdego klubu, mając nadzieję, że go w końcu znajdą. Szczególnie Rydel była zmartwiona jego reakcją na ostatnie wydarzenia. Już raz nastolatek próbował odebrać sobie życie...
    - Ratt. - blondynka nagle wyrwała się z namysłu. Była cała zapłakana, ciągle pociągała nosem i ocierała mokre oczy rękawem, rozcierając tym tusz na całej twarzy.
    - Słucham cię, pączuszku. - odpowiedział, położył następnie rękę na kolanie dziewczyny, chciał ją jakoś wesprzeć, pokazać, że może na niego liczyć.
    - Martwię się o Ossiego, ale... Boję się też o Rika. Jego zachowanie było bardzo niepokojące, do tego... Jak myślisz, dlaczego kazał trzymać Cleo jak najdalej od Rossa? - wyszeptała, rozglądając się po mijanej okolicy.
    - To dziwnie podejrzane, nie mogę jednak posklejać odpowiednich wątków. Ona od początku kleiła się do niego, przecież sama mi o tym mówiłaś.
    - Wiem, ale... Myślisz, że mogła coś ukartować? - zapytała przez łzy. - Riker był bardzo przejęty, chciał coś powiedzieć, Ossy jednak cały czas mu przerywał... Martwię się o niego. - wybuchnęła płaczem, po czym skuliła się w kłębek i przykleiła mokry policzek do szyby.
    - Zadzwoń do niego jeszcze raz. - zaproponował Ell, patrząc troskliwie na dziewczynę. Rydel wyciągnęła komórkę i ponownie wybrała numer swojego najmłodszego brata, modląc się w duchu aby tym razem odebrał.
    - Ossy! - wydarła się jak usłyszała piskliwe ,,halo" w słuchawce. - Gdzie jesteś, od kilku godzin cię szukamy!
    - Niepotrzebnie. - zaśmiał się. Był niesamowicie spokojny, za spokojny... - No jestem pod tym studio, za godzinę mamy mieć wywiad, nie?
    - Nie, Ossy, Rik go odwołał. - powiedziała niespokojnie, zerkając znacząco na Ratliffa. - Czekaj tam na nas, zaraz będziemy. Nie waż się w ogóle nigdzie iść.
    - Dlaczego odwołał? - nastolatek był nieźle zaskoczony tą wiadomością. Po śmierci Rylanda, basista rzadko podejmował takie decyzje. Bo to przecież szkodzi wizerunkowi zespołu, dlaczego więc teraz to zrobił?
    - Pojechał do Ally, Ossy powiedz mi coś więcej o tym wypadku. To coś poważnego, wyjdzie z tego, jak do tego w ogóle doszło? - zasypała brata falą pytań.
    - To nie rozmowa na telefon. - odchrząknął.
    - Martwimy się. - wyszeptała.
    - Tak, na pewno. - zakpił. - Nie przyjeżdżajcie po mnie. Poradzę sobie.
    - Ossy, nie bierz sobie do serca tego co napisali w tej gazecie, wiesz, że oni lubią kłamać, wrócisz do domu to Demi ci wszystko wyjaśni...
    - Nie mam ochoty słuchać jej wyjaśnień. - odpowiedział oschle, przerywając wypowiedź siostry. - Już zrozumiałem gdzie jest moje miejsce.
    - Posłuchaj...
    - Nie, siostrzyczko, nie mam zamiaru znowu słuchać. Wybacz. - powiedział oschle, po czym się rozłączył.
    ~~
    GODZINA 22.00

         Rydel z Ratliffem nadal szukali nastolatka, nie mieli jednak pojęcia, że jest on cały i zdrowy, do tego sam wrócił do hotelu. Dowiedział się bowiem od wujka Shora, że Stormie nie czuje się najlepiej, dlatego postanowił się nią zaopiekować.
    - Przyniosę ci jeszcze ciepłą herbatę. - powiedział troskliwie Ross, gładząc blade ręce swojej matki. Ta się jedynie uśmiechnęła i pokiwała głową na znak zgody. Nastolatek odwzajemnił gest, po czym szybko ulotnił się do kuchni.Wrócił po kilkunastu minutach z kubkiem gorącego napoju oraz talerzem jedzenia. - Zrobiłem też kanapki, dzieło sztuki to to nie jest, ale inaczej nie umiem. - powiedział, siadając na krześle. Podał następnie matce przygotowany posiłek, uważając aby nic nie upuścić.
    - Dziękuję synku. - uśmiechnęła się. Nie pytała o Demi, Cleo ani Rikera. Wiedziała, że nastolatek musi sobie to po prostu przemyśleć, poukładać i w końcu wyciągnąć wnioski. Była pewna, że jak będzie potrzebował pomocy to przyjdzie i o nią poprosi, nie chciała robić nic na siłę, gdyż mogłoby to jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Ukrywała smutek pod grubą warstwą uśmiechu, który dawał szczęście blondynowi.
    - Przepraszam, że znowu chorujesz z mojego powodu. Taka zaraza ze mnie, nic nie poradzę... - wyjąkał, siadając bliżej kobiety. Był zbyt miękki aby uniknąć jej matczynego uścisku.
    - Jesteś najwspanialszym synem na świecie. - odpowiedziała pokrzepiająco.
    - Chciałbym żeby to była prawda, mamo. Mylisz się jednak. Zmieniłem się, na gorsze, wiem. Ale już tego nie naprawię... Życie ma się tylko jedno. Ja już swoje straciłem. Bezpowrotnie. - wzdychnął, po chwili jednak obdarzył matkę szczerym uśmiechem, nie chciał aby jeszcze bardziej się zamartwiała.
    - Ossy! - wydarła się zapłakana Rydel, po czym podbiegła do brata i mocno go  przytuliła. - Tak się martwiłam! - pocałowała blondyna w czoło i ujęła jego twarz w dłonie.
    - To mama leży z gorączką, nie ja. - zachichotał, nie odwzajemnił jednak gestu siostry. Czuł się paskudnie, nie był to jednak czas na użalanie się nad sobą.
    - Braciszku, pogadamy, dobrze? zapytała troskliwie. - Ell zrobi mamie kanapki. - dodała, zerkając na perkusistę.
    - Ross już o mnie zadbał. - Stormie wskazała palcem talerz z jedzeniem, który kilka chwil temu przyniósł nastolatek. - Wszystko mam, możecie sobie porozmawiać. - spojrzała znacząco na córkę i się lekko uśmiechnęła.
    ~~
    - Ossy...
    - Nie, sis. Ja pierwszy, dobrze? - zaczął dość niemiło. Rodzeństwo wyszło tylko do kuchni więc reszta lokatorów również słyszała rozmowę. - Pamiętasz co mi kiedyś mówiłaś? To znaczy... Miałem wybierać, wtedy się wahałem, teraz jednak już wiem co jest dla mnie najlepsze. - przełknął ślinę i mówił dalej. - Nie chcę być rozpadającym się jakiem, czy tam marchewką, nie. Nic ci wtedy nie mówiłem ale... Wybrałem ziarenka kawy. Chciałem zmienić swoje życie, tak jak mi radziłaś. Napełnić je nową konsystencją, która pozwoli mi lepiej zagospodarować dni, które mi pozostały. Dodałem do niej nieco śmietanki, miała ona zabarwić mój szary świat... - spojrzał siostrze prosto w oczy, które aż zaszkliły się pod wpływem tych słów. - Demi była idealna, wydawało mi się, że daje mi więcej niż oczekuję, ale... Za bardzo się tą kawą zachłysnąłem, wręcz poparzyłem. Mam więc zamiar wrócić do starych fusów, które znam bardzo dobrze i wiem o nich już wszystko. Koniec kropka, nie przekonuj mnie do kolejnych zmian, nie mów mi, że miłość mi pomoże, bo nie pomoże, zresztą jej już nie ma. Była co prawda... Ale to koniec. Nie mam zamiaru zamartwiać się osobami, dla których jestem nikim. - skończył, po czym chwycił swoją kurtkę i skierował się do wyjścia.
    - Braciszku, nie możesz tego zrobić. - powiedziała, ocierając łzy z policzka. - Gdzie ty w ogóle teraz idziesz?
    - Na miasto. - chłopak zawiązał trampki, ubrał czapkę i położył rękę na klamce. - Opiekuj się mamą, bardzo ją kocham. - dodał na odchodne, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Rydel z kolei schowała twarz w dłoniach i gorzko zapłakała.
    - O jakich fusach on gadał... - obok zrozpaczonej dziewczyny pojawił się nagle Ratliff, który objął ją ramieniem. Ta spojrzała na niego z politowaniem i rozłożyła ręce w geście bezradności. -  Aaaaaaaaaa – wyjąkał - Jednak nie aaaa.... bo nadal nie wiem o co chodzi... - Aaaaa - chłopak popukał się po głowie, po czym skierował wzrok na blondynkę. - Czyli wracamy do punktu wyjścia...

    NOTKA


    Joł, cześć i czołem! 

    Mamy nekszt < 3 Przepraszamy, że tak długo czekaliście ale praca, szkoła i obowiązki pochłaniają tyle czasu, że aż szkoda gadać : O Życie dorosłej osoby nie jest kolorowe ;P Meh.

    No, tego się chyba nie spodziewaliście, co xD? Mamy jednak nadzieję, że się Wam spodoba ^-^

    Next być może za tydzień w weekend :D



    CZYTASZ = KOMENTUJESZ
    KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

    sobota, 2 stycznia 2016

    Rozdział *kolejny*

         Jak tylko nacisnęłam czerwoną słuchawkę, moje ciało przeszło stado mrówek, miałam wrażenie, że część z nich zaczęło mnie kąsać... Coś mnie bolało... Bardzo bolało...
    - Co ja zrobiłam... - wyjąkałam, siadając na pierwszym wolnym krześle. Schyliłam się, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam lekko łkać. W jednej chwili zrobiło mi się gorąco, a przez całą klatkę piersiową przeszedł kujący, ostry ból. Kilka sekund później wyczułam obok siebie czyjąś obecność. - Ross? - zapytałam półprzytomnie. Przez mój mózg przeleciała pustka, nie wiedziałam gdzie jestem i co się tak naprawdę dzieje. Za dużo alkoholu...
    - Nie, mała. To ja, Austin. - powiedział niespokojnie. - Dlaczego płaczesz? - ukucnął naprzeciwko mnie i ujął moje ciepłe ręce w swoje dłonie, delikatnie je masując. Przez chwilkę poczułam dziwną ulgę, jakby ten dotyk uwolnił mnie od wszelkich trosk i zmartwień. Nie trwało to jednak długo, gdy na ekranie swojego telefonu zobaczyłam twarz Rydel, momentalnie wszystko wróciło. Moje ciało znów ogarnął piekący ból, poczucie winy i zażenowania. Chłopak, który do tej pory cały czas kucał, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia, przysiadł na krześle obok, po czym mnie przytulił. Siedziałam w jego objęciach dobre kilka minut. Musiałam po prostu odczekać, wyjść jakoś z tej pierwszej fali szoku i zapanować nad sercem, które biło niemiłosiernie rozrywając moją  pierś. Po wstępnej analizie słów blondynki, dotarło do mnie co tak właściwie się stało. Odepchnęłam szybko Austina, który nadal czule mnie obejmował, wstałam na równe nogi i wbiegłam do pierwszej lepszej, damskiej toalety. Przylgnęłam plecami do zimnej ściany, po czym ukucnęłam, ponownie zalewając się łzami. Nie reagowałam nawet na wibrowanie mojej komórki, nie chciałam rozmawiać z blondynką. Nie teraz, po tym co zrobiłam, bo co miałabym jej niby powiedzieć? Kocham twojego brata, ale tak świetnie bawiłam się z Austinem, że o nim kompletnie zapomniałam...?
    - Nie, nie... - otarłam oczy i uniosłam lekko głowę. - To nie może być prawda, bo niby jak? Dlaczego gazety mają o mnie pisać jak ja nie jestem przecież sławna... Nikt mnie nie zna... Nikt... - szybko sięgnęłam po komórkę, spojrzałam na swoje odbicie w ekranie i znów zapłakałam.
    - Hej, mała, wszystko gra? - nagle zza drzwi usłyszałam zaniepokojony głos Austina. - Co się stało? - dopytywał troskliwie. Nie miałam ochoty na konwersację więc zignorowałam go i znów spojrzałam na swój telefon. Bałam się go odblokować, bałam się rozmowy z Rossem... Po kilku chwilach wtachania, podświetliłam jednak ekran.
    - Co?! - krzyknęłam z przerażenia. Kilka sekund później drzwi do łazienki otworzyły się z ogromnym hukiem, a naprzeciwko mnie stanął wystraszony Austin.
    - Co się stało? - zapytał. Miał taką minę jakby był gotów stanąć do walki w mojej obronie.
    - Jest prawie pierwsza w nocy! - krzyknęłam z wyrzutem, wymachując rękoma. - Do tego mam ponad czterdzieści nieodebranych połączeń od Rossa... piętnaście od Rydel, tyle samo od Ratta, no i kilka od Rockiego... - dodałam w duchu. - Blondyn, po raz ostatni, dzwonił do mnie godzinę temu... - szepnęłam, chowając twarz między kolana.
    - No, troszkę zabalowaliśmy. - uśmiechnął się uwodzicielsko, po czym podał mi rękę. - Jesteś dorosła, rodzice cię nie zbiją, nie masz się o co martwić. - dodał z zadziornym uśmiechem, patrząc na mój pokaźny dekolt. - No chodź. - chwycił moją dłoń, pociągnął lekko i pomógł mi stanąć na równe nogi. - Jak już zauważyłaś jest dosyć późno, zabiorę cię do siebie. Odpoczniesz i dojdziesz do siebie. - zakończył, biorąc mnie pod pachę. Nie protestowałam, szłam posłusznie obok niego. W głowie strasznie mi szumiało, nie miałam ochoty się z nim szarpać. Alkohol buzujący w moich żyłach, skutecznie uniemożliwiał mi trzeźwe myślenie. Nigdy nie lubiłam być podwładną tych okropnych promili!
    - Poczekaj. - jęknęłam jak już znaleźliśmy się na zewnątrz. Chłodny, lekki wiaterek mnie nieco orzeźwił. - Poradzę sobie sama. - powiedziałam stanowczo, wyszarpując się z jego mocnego, aczkolwiek troskliwego uścisku. Skoro to co mówiła Rydel jest prawdą, nie chcę aby znów ktoś zobaczył nas razem. Po co pogarszać i tak już beznadziejną sytuację.
    - Nie zostawię cię tutaj, chyba żartujesz. - wtrącił stanowczo. - Jest już bardzo późno, do tego jesteś... hmm, lekko pijana...?
    - Odejdź, proszę. - szepnęłam, chwytając się za głowę. Było mi zimno, czułam się okropnie. - Zadzwonię do przyjaciółki, ona mi pomoże.
    - O pierwszej w nocy? - zapytał zdziwiony. - Meh, a było tak pięknie! Już prawie cię miałem, a ty co...? Nagle chcesz sobie pójść?- rozmyślał. Był już lekko poddenerwowany, nie chciał jednak aby dziewczyna to wyczuła.
    - Tak, o pierwszej w nocy. - odpowiedziałam zgryźliwie. Chwilkę potem wyciągnęłam telefon. Jak zobaczyłam ilość nieodebranych połączeń, znów oczy mi się zaszkliły. - Nie jestem małą dziewczynką, poradzę sobie.
    - Odwiozę cię chociaż do domu. - nalegał. - Zgódź się, zgódź. Może nie wszystko jeszcze stracone. - Chwilę się wahałam, ostatecznie postanowiłam się zgodzić. Zauważyłam, że na moje słowa, chłopak się bardzo rozpromienił. - Tak, czuję, że jeszcze tej nocy cię zaliczę, maleńka. - pomyślał w duchu.
    ~~

      KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ
      Hotel w Las Vegas

           Zespół R5 po udanym i pełnym wrażeń koncercie, udali się do hotelu aby odpocząć i zregenerować siły na kolejny dzień, który miał być równie atrakcyjny. Rydel przez cały czas wtulona była w Ella, który odwzajemniał jej uczucia z podwojoną siłą. Stormie, Ross oraz Rocky byli zachwyceni wyznaniem perkusisty, a jeszcze bardziej tym, że blondynka mu wybaczyła. Riker patrzył na to wszystko z dystansu, ciągle był zamyślony i rozkojarzony. Cleo, jako jedyna, miała wszystko w poważaniu, mimo to, była równie szczęśliwa jak Rydel. Jej powód do radości był jednak zupełnie inny...
      ~~
      - Ross, odłóż w końcu tą komórkę bo zaraz oszaleję. - warknął Riker, spoglądając na brata pogardliwym spojrzeniem. Sam bił się z myślami i ciągle wyciągał swojego IPhone, chcąc odezwać się do Ally. Nie wiedział jednak jak zacząć rozmowę, dlatego wszystkie  próby napisania głupiego smsa, kończyły się porażką. Nie okazywał skruchy i żalu, mimo tego dało się zauważyć, że co jakiś czas spogląda na pierścionek zaręczynowy. Chciał to naprawić, każdy członek zespołu o tym wiedział. Ross także.
      - Spierdalaj. - wysyczał, wykrzywiając usta w grymasie. Rydel spojrzała na braci, modląc się aby nie doszło do kolejnych rękoczynów. Na szczęście w tej samej chwili, do pokoju weszła Stormie wraz z wujkiem Shorem, ratując tym samym sytuację. Chociaż... nie do końca.
      - Dzieci... - westchnęła, stając w progu. - Jesteście rodzeństwem, odnoście się do siebie z większym szacunkiem, pro...
      - Jesteśmy dorośli, wiemy co mamy robić. - skłamał basista. Ross zmierzył go ciekawskim spojrzeniem, wiedział bowiem, że Rik cały czas bluźni. Nie wiedział jednak dlaczego tak trudno jest mu się przyznać do winy. Zresztą... Oboje popełniali ten sam błąd, obwiniając siebie nawzajem. - Tak poza tym, ty już swoje zrobiłaś. - warknął ku zaskoczeniu Rydel i Rossa. - Mamo... - dodał szeptem, czując na sobie wzrok matki i siostry.
      - Riker! - blondynka chciała upomnieć brata, Stormie chwyciła ją jednak za dłoń. Skinieniem głowy poprosiła aby się nie wtrącała. Dziewczyna, z widoczną niechęcią, przytaknęła i usiadła na róg miękkiego, małego łóżka. Starsza kobieta natomiast, usadowiła się obok najmłodszego syna, który cały czas skupiony był na swoim telefonie.
      - Hej, zosta... - zaczął zgryźliwie, nie dokończył jednak, gdyż zauważył, że to jego mama odebrała mu komórkę i schowała do jednej z półek szafki nocnej. - Przepraszam. - dodał skruszony. Instynktownie wtulił się w matczyną pierś i zaczął lekko łkać. Był zmęczony koncertem, do tego sporo starych ran znów dało o sobie znać. Chciał już zasnąć, uciec od tego bólu, czekał jednak na telefon od rudowłosej. Martwił się, w końcu tyle razy już próbował się dodzwonić, za każdym razem bezskutecznie. Nie chciał nawet dopuszczać myśli, że to wszystko mogło być spowodowane działalnością Matta...
      - Synku, jest już późno, Demi pewnie już śpi. - ucałowała chłopaka w czoło, po czym mocno przytuliła. - Jutro się na pewno odezwie. - chciała dodać otuchy blondynowi, wiedziała bowiem, że podczas koncertu również wychodził aby zadzwonić. Ciągle sygnał się jednak urywał.
      - Nie jest wcale tak późno, dopiero coś koło północy. - szepnął. Kilka łez spłynęło po jego policzku, sam nie wiedział czy to z żalu, tęsknoty czy poczucia winy. Coraz bardziej obwiniał się za to, że zostawił dziewczynę samą, wiedząc, że ten morderca jest na wolności. Stormie chciała zabrać głos, przeszkodziła jej jednak Cleo, która właśnie wpadła do pokoju razem z Rockym.
      - Pizza! - krzyknęła na całe gardło, wchodząc głębiej do pomieszczenia. - A co tu tak cicho, jak na pogrzebie? - zapytała, obserwując każdego po kolei. Ross, speszony tą nagłą wizytą, odsunął się szybko od matki i spuścił głowę tak, aby jego włosy zakryły część twarzy. Nie chciał okazywać skruchy przy Cleo. Łzy to ostatnia rzecz, którą chciał, aby oglądała.
      - Nie mamy ochoty na te twoją pizze. - warknął Riker, który akurat wstał i od razu skierował się do wyjścia, omijając Rockiego szerokim łukiem. Ross już dawno wyczuł, że obecność dziewczyny zaczęła irytować również i basistę.
      - Tak, stanowczo jest już za późno na wszelkie imprezowanie. Do tego każdy zmęczony jest koncertem. Jutro kolejny dzień, więc proponowałabym już się położyć. - wtrąciła spokojnie Stormie. Rydel podziękowała matce spojrzeniem, tak samo jak Ell, który wyłonił się właśnie zza pleców Cleo.
      - No dobra, jak tam chcecie. - dziewczyna wzruszyła ramionami, wzięła pudełko ze stołu, po czym podeszła do drzwi. - Idziesz Rocky? - zapytała uwodzicielsko, kątem oka spoglądając na Rossa, który mimowolnie również skierował wzrok w jej stronę. Miała bowiem na sobie fikuśne spodenki, które odkrywały połowę zgrabnej pupy, oraz pokaźny dekolt z którego aż wylewały się jej nabrzmiałe piersi. Blondyn szybko jednak otrząsnął głowę i znów schował twarz pod kosmykami swoich farbowanych włosów. Rocky z kolei, udał się posłusznie za dziewczyną, śliniąc się jak rasowy buldog.
      - Przyniosłem mojemu najpulchniejszemu pączusiowi troszkę żelków. - wypalił nagle Ell, podając blondynce paczuszkę. - Tak na odstresowanie. - dodał, całując dziewczynę w policzek.
      - Dziękuję kochanie. - uśmiechnęła się, po czym odebrała łakocie. 
      - Jak wygląda wasz jutrzejszy dzień? - zapytała Stormie, gładząc najmłodszego syna po ramieniu.
      - Wstajemy o 5:30, idziemy na śniadanie, potem na 8:00 mamy sesje zdjęciową, pod wieczór dwa wywiady. Po południu chcemy zwiedzić sobie miasto. - odpowiedziała Rydel, pakując kolejną garść żelków do ust.
      - W takim razie proponuję już iść spać, Ross. - kobieta chwyciła kawałek pierzyny i zarzuciła ją delikatnie na głowę blondyna. Ten się lekko uśmiechnął, nic jednak nie odpowiedział. - Wyglądasz mizernie, musisz się w końcu wyspać.
      - Oj, dam głowę, że tu chodzi o co innego. - Ell szepnął nagle do ucha swojej dziewczynie. Ta aż się wzdrygnęła pod wpływem jego ciepłego oddechu, który nagle poczuła na swojej szyi.
      - Hmm? - wymamrotała. Nie wiedziała o co mu chodzi.
      - No co, Ross jest pod wpływem maryśki. No i nie chodzi mi tu o dziewczy...- nie dokończył bo w tym samym momencie Rydel zdzieliła go paczką żelek. - Oj, stanowczo potrzebujemy snu. - powiedziała na głos, mierząc perkusistę morderczym spojrzeniem. - Spokojnie, mamuś, ty też już idź odpocząć. Ell śmiga już do łóżka, tak samo jak Ross, także zaraz gaszę światło.
      - Dobrze. - powiedziała ciepło Stormie, pocałowała najmłodszego w policzek i wyszła z pokoju.
      - No, to spać mi tu i nie gadać. - zarządziła. Chwilę później nastolatek ostatni raz próbował się dodzwonić do rudowłosej, gdy nie odebrała, wtulił twarz w białą poduszkę, wzdychnął i zamknął zmęczone powieki. - To ja lecę jeszcze do łazienki, a ty... A ty dokąd? - zapytała cicho, widząc jak perkusista wymyka się z pokoju.
      - Poszukam Rika i... - zaciął się, podszedł bliżej blondynki i ponownie szepnął jej na ucho. - Spróbuję jeszcze raz zadzwonić do Demi, pączku mój najdroższy. - pocałował swoją ukochaną w czoło, odwrócił się na pięcie, po czym, wesoło podskakując, skierował się do wyjścia.

      ~~
      TYMCZASEM...
             - No... miałaś zadzwonić. - Austin nagle się odezwał, przerywając głuchą cisze, która nastała zaraz po tym jak wsiedliśmy do auta. Odkleiłam mokry policzek od szyby, otarłam nos rękawem i odwróciłam głowę w jego stronę.
        - Będzie otwarty gdzieś sklep o tej godzinie? - wypaliłam półprzytomnie. Chciałam się upewnić i na własne oczy zobaczyć jakąś gazetę. Tu i teraz.
        - Jedynie burdele i różne puby. - zaśmiał się, ja natomiast wróciłam do poprzednio zajmowanej pozycji. - Ej, dlaczego płaczesz? - dopytywał.
        - To tutaj. - wskazałam palcem mały, niebieski domek. - Zostaw mnie tu, proszę.
        - No spoko. - chłopak wjechał na podwórko, stanął tuż przed drzwiami, po czym zgasił silnik. Znów nastała cisza, zaczęłam się lekko niepokoić... Austin nagle odpiął pasy i pochylił się nade mną. - Przecież było fajnie... - mruknął, muskając dłońmi moje kolano. Temperatura w aucie i tak była wysoka, ale teraz wybuchł tu wulkan. Dosłowne. Siedziałam na swoim miejscu jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć... A może nie chciałam? Czułam jego oddech na swoich wargach, jego ciepłe dłonie na moich udach... - Powiem więcej. - szepnął, szybko przenosząc swoje ręce na rozpalone policzki, które aż mnie piekły. - Może być jeszcze lepiej. - dokończył, zamknął oczy, pochylił głowę i zaczął się do mnie przybliżać. Przez pierwszych kilka sekund nie wiedziałam co się dzieje, strach i buzujący alkohol w żyłach, zablokowały całe moje ciało. Nie mogłam się ruszyć. Gdy nasze usta dzieliły dosłownie milimetry...
        - Odsuń się ode mnie! - krzyknęłam przez łzy. Właśnie do mnie dotarło co tak właściwie się tutaj dzieje. - Puszczaj! - wydarłam się ponownie gdy poczułam jego dłonie na mojej tali. Szarpiąc się na wszystkie strony, odpięłam pasy i szybko wybiegłam z samochodu. Momentalnie podleciałam do drzwi i zaczęłam walić w nie pięściami.
        - Nie bój się. - Austin był wyraźnie wystraszony całą tą sytuacją. - Kurwa, nie tak miało być! - Podszedł do mnie, po czym chwycił ręce, uniemożliwiając mi dobijanie się do drzwi. - Przepraszam, uspokój się... - przywarł do mnie całym swoim ciałem, tak, że  poczułam jego twardego penisa w okolicach podbrzusza. Mimo, że na dworze wiał lekki wiaterek, było mi duszno i gorąco. Moje ciało aż buzowało, alkohol rozgrzewał mnie od środka. Bałam się, nie wiedziałam co robić, chciałam krzyczeć ale nie mogłam, miałam zadyszkę, z każdą sekundą brakło mi sił. - Spokojnie, wszystko szło zgodnie z planem... - odchrząknął znacząco. - To znaczy, wszystko było super, dopóty, dopóki nie zaczęłaś płakać. Powiedz mi o co chodzi to postaram się pomóc. - Austin rozluźnił uścisk, mimo to nadal czułam jego nabrzmiałego penisa, tym razem na swoich udach.
        - Z jakim planem? - wymamrotałam ledwo przytomnie. Nagle nogi ugięły się pod moim ciężarem, zrobiło mi się słabo... Nie mogłam zapanować nad swoim ciałem, które bezwładnie zaczęło osuwać się na ziemię. Przed oczami widziałam wystraszonego Austina, mówił coś do mnie. Ja jednak nic nie słyszałam, kilka sekund później zapanował mrok...

        ~~
        DZIEŃ PÓŹNIEJ
               - Hej, pączku, to miało być moje. - wyjąkał Ell, widząc jak Rydel nakłada sobie ostatniego dewolaja. Dziewczyna wytknęła mu jedynie język, po czym ze smakiem zaczęła konsumować pokarm. Perkusista, w geście obrazy, naburmuszył się i założył ręce na piersi.
          - No, nie fochaj się. - blondynka z uśmiechem zaczęła wymachiwać widelcem przed twarzą Ella. - No, kto chciał mięska, kto? - śmiała się na całe gardło.
          - Ja, ja! - chłopak szybko chwycił dłoń dziewczyny, po czym wsunął do ust kawałek dewolaja, który nakłuty był na ów przedmiot. - Mmmm!
          - Chociaż przy stole moglibyście zachowywać się jak ludzie? - prychnął Rocky, który sam wywijał z Cleo podobne sceny. Ona była jednak bardziej zaintrygowana Rossem, który jako jedyny nic nie jadł. Mieszał tylko łyżką w zupie owocowej, szukając w niej jakby odrobiny pocieszenia.
          - Synku, bo zaraz zrobisz dziurę w tym talerzu. - Stormie zwróciła uwagę chłopakowi, który nadal skupiony był na kolorowej cieczy. - Ross, słyszysz mnie?
          - Co? - blondyn, pod wpływem lekkiego szturchnięcia, podniósł  głowę i spojrzał spode łba na swoją rodzicielkę.
          - Jedz normalnie, dobrze? - powtórzyła.
          - Co ty Ross, szczęścia szukasz w tej zupie, czy co? - zdziwił się Ell, który zaczął wyjadać dewolaja z talerza swojej dziewczyny. Blondyn nic nie odpowiedział, prychnął jedynie, po czym wrócił do swojego zajęcia.
          - Matko, gdyby fani widzieli jak się zachowujecie przy stole. - wzdychnął najstarszy, kręcąc głową na boki. Najmłodszy zmierzył go morderczym wzrokiem, nic jednak nie powiedział. Reszta natomiast, zignorowała jego wypowiedź.
          - Kochanie, zjedz coś, nie wyglądasz za dobrze. - Stormie nie dawała za wygraną i wciąż ciągnęła temat. - Jak ci nie smakuje to weź sobie coś innego.
          - Po prostu nie jestem głodny. - odłożył łyżkę, odsunął krzesło i z mordem w oczach odszedł od stołu. Rydel momentalnie ruszyła za nim, widząc jednak, że wchodzi do toalety, zaniechała dalszych kroków.
          - Coś smutny ten nasz maluszek. - nagle obok Rydel pojawiła się rozpromieniona Cleo. - Może z nim pogadam?
          - Nie obraź się ale nie sądzę aby to poskutkowało. - odpowiedziała, nieco zmieszana, blondynka.
          - Może widział już te artykuły i zdjęcia w gazetach? - zapytała dociekliwie.
          - Raczej nie. Na szczęście Ossy nigdy nie był zainteresowany czytaniem prasy. - wzdychnęła. - Ale boję się jak zareaguje. Przecież trzeba mu powiedzieć. - Cleo jedynie kiwała głową, gdyż zajadała się właśnie bułką i nie chciała mówić z pełnymi ustami.
          - To kiedy macie zamiar to zrobić? - zapytała, jak już przełknęła pokarm.
          - Myślę, że jak wrócimy z sesji zdjęciowej. Gdyby dowiedział się teraz, zapewne zaszyłby się w pokoju i nie chciał iść. Dostałoby mu się za to dodatkowo od Rikera, czego staramy się uniknąć. - odpowiedziała.
          - No tak, racja. - Cleo wzięła kolejny kęs i spojrzała znacząco na basistę, który właśnie odchodził od stołu.
           - Wczoraj byłam taka szczęśliwa podczas koncertu! - wzdychnęła. - Szkoda, że czar prysł zaraz po tym jak zeszliśmy ze sceny.
          - No co tam, dziewczynki. - odezwał się nagle Rocky, który objął Cleo od tyłu. - Zostało kilka pieczonych bułeczek, masz może na nie ochotę? Bo zaraz wszystkie znikną w moim brzuchu. - zarechotał, całując dziewczynę po szyi.
          - Zostaw mi chociaż jedną! - krzyknęła ledwo powstrzymując śmiech.
          - No to musisz sobie na nie zasłużyć. - mruknął, wsuwając ukradkiem dłonie pod króciutką spódniczkę, którą Cleo miała na sobie. Nie protestowała, wygięła się w łuk i pozwalała chłopakowi błądzić dłońmi po swoich nagich udach.
          - Uspokójcie się. - burknął Shor, widząc jak para figluje na środku pomieszczenia.
          - Hola, hola, wujku! Jak napiszą o nas w gazecie to nikt pokrzywdzony nie będzie. - wykrztusił Rocky, który zaczął wsuwać dłonie pod mokre majteczki swojej ukochanej. W tym samym czasie z łazienki wyłonił się Ross. Widząc co się dzieje skrzywił usta, po czym zaczął iść w przeciwną stronę. Nie miał ochoty na to patrzeć. Rydel z kolei szybko do niego podbiegła, chcąc uniknąć tej krępującej dla niej sytuacji.
          - Nadal nie odbiera. - jęknął, chowając ręce do kieszeni. - Jak ten skurwiel jej coś zrobił to go zabije. - warknął przez zaciśnięte zęby. Cleo, słysząc to, lekko się zaśmiała, co przykuło uwagę zarówno blondyna, jak i Rydel. - Co cię tak niby kurwa śmieszy?
          - Ossy, na pewno nic się nie stało. - dziewczyna chwyciła brata za koszulkę i pociągnęła w swoją stronę. - Spokojnie, jest szósta rano, pewnie jeszcze śpi. - nastolatek nic nie odpowiedział, odwrócił się na pięcie i zaczął iść przed siebie. - Gdzie się wybierasz?
          - Do pokoju. - wybąkał pod nosem.
          - To ci dopiero. - wtrąciła Cleo. - Do waszego pokoju idzie się przecież w drugą stronę. Oh, się przejmujecie. Na bank jest wszystko okey. - mruknęła cicho. Nagle poczuła wibrowanie w swojej torebce. - Muszę odebrać. - dodała, odpychając od siebie Rockiego, który nadal penetrował jej intymne miejsca. Nie był tym zadowolony i nie miał zamiaru tego ukrywać.
          - Kochanie, zawsze jak gdzieś dzwonisz to wychodzisz. - oburzył się, zakładając ręce na piersi, udając obrażonego. Dziewczyna wytknęła mu tylko język i ulotniła się w zaciszne miejsce.
          - Czego chcesz? - warknęła tuż po tym, jak nacisnęła zieloną słuchawkę. Nie myliła się, znów dzwonił Matt.
          - Co ty taka zła? - zaśmiał się.
          - Dzwonisz za często. - odgryzła. - Ten pajac zaczyna już coś podejrzewać. Jak chcesz aby robota była zrobiona, musisz przestać mnie ciągle kontrolować!
          - Przecież robota zrobiła się już sama. - wyjaśnił.
          - Nie, Ross jeszcze nie wie, że ta ruda puściła się z tym lekarzem. Jak będziesz mi wiecznie przeszkadzał to się nie dowie! - krzyknęła. Była zła, nie zwróciła nawet uwagi na to, że ktoś ją obserwuje.
          - A zwabiłaś już blondyna do łóżka? - zapytał spokojnie, ignorując podniesiony ton wspólniczki.
          - Jak miałam niby to zrobić? - oburzyła się. - Ross cały czas klei się do swojej siostry i matki! Jak jakiś mały dzieciuch! Nieraz w sumie widzę, że idzie do łazienki i ćpa... Ale i tak nie mogę go zaciągnąć do łóżka, bo albo Rocky mnie zaczepia, albo Rydel coś gada. Sobie kurwa znalazła we mnie przyjaciółkę. No nie mam sposobności być z nim sam na sam. A prochów do ust nie wezmę, oj nie.
          - Powiedz mu o rudej, sam zacznie cię rozbierać. - rozkazał.
          - Mam zamiar złapać go na tej pieprzonej sesji zdjęciowej i wszystko mu pokazać, spokojnie. Dowie się. Jego rodzeństwo planuje go uświadomić przed wywiadem, ja jednak zrobię to wcześniej. Znam go, pewnie się upije, potem pójdzie już łatwo.
          - Tylko nie spierdol tego, jesteśmy już za blisko! - krzyknął.
          - Nie spierdolę... Najwyżej dorzucę mu do alkoholu te jego prochy i będzie po nim. Riker się nad nim strasznie znęca, chłopak i tak już jest na wyczerpaniu. Albo brat dobije go psychicznie albo ja zrobię z nim porządek, mieszając w jego drinku. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie dodatkowych trupów... - westchnęła. - A tak w ogóle brat tej rudej żyje? Dostał śmiertelną dawkę, ale z tego co mówiła Rydel, zdołał przeżyć?
          - Tak, żyje i ma się dobrze. - odpowiedział Matt. - Dobra, wiesz co masz robić, także ja już kończę. Jak wrócisz, czeka cię miła niespodzianka. - dodał, po czym się rozłączył.
          - Niespodzianka, tsa, już to widzę. - warknęła, chowając komórkę do torebki.
          - Cóż za intrygująca rozmowa. - dziewczyna nagle usłyszała znajomy głos, tuż za swoimi plecami...

          NOTKA



          Joł, cześć i czołem!

          No to mamy nowy rozdział :D Tak szybko hahaha ^-^  Ale po Sylwestrze dostałam weny od tych promili (XD) no i powstało to coś :P Mamy nadzieję, że się Wam spodoba!

          No i jak myślicie kto podsłuchał Cleo ^-^? Hihi, no i co się stało z Demi!?

          Do nexta!


          Moja rozkosz w trampeczkach i garniturze < 3


          CZYTASZ = KOMENTUJESZ
          KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

           CIEPLUTKO PROSIMY O KOMENTARZE! ONE SERIO MOTYWUJĄ!