niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział XLXII

     Serce Ellingtona aż wyło z niepewności, nie miało jednak sił już bić i rozrywać jego piersi na strzępy... Było spokojne, za spokojne... A może to chłopak przestał czuć? Został otoczony nieprzyjemną, zdradziecką aurą, która zdawało się, że z niego szydzi i drwi. Mimo wszystko, każdy skrawek ciała szatyna, wpatrzony był w dziewczynę, która od zawsze nadawała barw całemu światu, dawała nadzieję, szczęście i siłę, dzięki której, mimo przeciwności losu, perkusista każdego dnia wstawał z uśmiechem na twarzy. To ona go powodowała, chłopak zawsze mógł się nim dzielić i rozkoszować – dziś musiał o niego zawalczyć.
- Teraz albo nigdy. - Ell przełknął ślinę, wziął głęboki oddech, po czym, ogarnięty niepewnością, ale i również iskierką nadziei, zaczął iść w kierunku blondynki. Dziewczyna stała naprzeciwko swojego instrumentu, który obsypany był płatkami róż, a na jego skrawkach znajdowały się czekoladki ułożone w kształt napisu ,,I LOVE YOU". Rydel nie mogła zrozumieć o co chodzi, serce jednak jej podpowiadało co zaraz się wydarzy. Do tego pod jej stopami widniał piękny, różowy dywanik a nad nią iskrzyła się duża, szklana lampa, której światło padało również na Ella. Reszta pomieszczenia była lekko przyciemniona, gdzie nie gdzie paliły się tylko malutkie, kolorowe reflektory. Na głowy wszystkich zgromadzonych padał lekki, delikatny, różowy pruszek, który mienił się w świetle lamp. Scena wyglądała magicznie, Rydel, nie mogła wyjść z zachwytu, rozglądała się dookoła, szukając sensownego wyjaśnienia całej tej sytuacji. Czuła się jak w pięknym śnie, na który czekała od dawna. Nawet fani przestali wiwatować, wiedzieli doskonale, że coś jest nie tak, że czeka ich niespodzianka. Z niecierpliwością wyczekiwali kolejnych ruchów Ellingtona, który niepewnie kroczył ku blondynce. Chłopak w jednej ręce trzymał ogromny bukiet kwiatów, w drugiej natomiast mikrofon, który aż drżał pod wpływem gwałtownych i bezwarunkowych ruchów perkusisty. Reszta zespołu była równie zdezorientowana jak Rydel, każdy z nich w napięciu i skupieniu obserwował całe zajście. Tylko Ross był rozluźniony, uśmiechnięty i z niesamowitym spokojem, opierał się o głośnik, który stał w prawym rogu sceny. Rocky spoglądał kątem oka na widownie, szukając osoby, która wpadła na tak szalony pomysł, aby obsypać połowę sceny jakimiś kwiatami. Bezskutecznie. Ratliff z kolei stał już obok Rydel, która wpatrywała się w niego z ogromnym niedowierzaniem. Jej oczy były jednak przesycone miłością, Ell momentalnie to wyczuł. Nagle w tle zaczęła grać cicha, spokojna muzyczka, która nadawała tej chwili kwintesencji i tajemniczości. Prawdziwe fanki blondynki, aż zapiszczały z zadowolenia, gdyż wiedziały, że to ulubiona nuta ich idolki.
- Pączku mój najdroższy. - zaczął załamującym się głosem. Na te słowa, scena nieco zadrżała od głośnych okrzyków dziewczyn, które stały w pierwszych rzędach. Momentalnie każda z nich wyciągnęła swój telefon i nagrywała tą tajemniczą i romantyczną scenę. - Doskonale wiem jak się teraz czujesz, co przeżywasz... Wiem też, że jesteś ma mnie wściekła i najchętniej to byś mnie zamknęła w lodówce, zakluczyła i zjadła kluczyk. - zachichotał nerwowo, chwilkę potem ugryzł się jednak w język. - Co ty pieprzysz, cwelu! - skarcił się w głowie, panicznie szukając pomocy u Rossa, który cały czas się im przyglądał. Rydel z kolei się lekko uśmiechnęła, nie zrozumiała jednak metafory i nic nie odpowiedziała. Również była cała zdenerwowana i spięta. Nie spodziewała się, że Ratliff zrobił to wszystko dla niej. Wśród fanów natomiast, pojawiła się fala cichych szmerów, każdy z przejęciem czekał co będzie dalej. - Albo może i nie w lodówce, bo ty przecież kochasz jeść. - dodał, drapiąc się po głowie. - To głupie... - westchnął zrezygnowany, opuszczając dłonie z bukietem, które cały czas trzymał na wysokości swoich piersi.
- Jestem pewien, że by tak zrobiła. - wtrącił głośno Ross. Zauważył bowiem, że presja dosłownie zjadła Ella, chciał mu pomóc. - A wiesz dlaczego? Bo moja siostrzyczka co chwile otwiera lodówkę, gdybyś tam był, w ogóle by od niej nie odeszła, bo wiedziałaby, że ty tam jesteś. - dokończył, lekko przechylając głowę. - Tak, to dziwne, ale sam zacząłeś o lodówce, więc... - zaśmiał się, fani zrobili wielkie ,,awwww", a Rydel spoglądała, to na Rossa, to na Ella, czerwieniąc się coraz bardziej.
- Pączku, ja nie mogę tak dłużej, wiem, że cię zraniłem.... - zaczął ponownie, dziękując nastolatkowi spojrzeniem. Fani na te słowa zaczęli się burzyć i gwizdać, szybko jednak się uspokoili. - Ale wszystko zostawiłem już za sobą, chcę być z tobą, wspierać cię w tej sytuacji, w tym naszym zakręconym życiu... - Chłopak wyciągnął nagle rękę ku dziewczynie, ta jednak nie wykonała żadnego ruchu. Ratliff się nie poddawał i brnął dalej. - Wiem co czujesz, wiem, że cierpisz ale ja nie chcę tak ciągle żyć obok ciebie i patrzeć jaka jesteś samotna i zagubiona wśród tej fali problemów i kłopotów, chcę być dla ciebie wsparciem bo... Jesteś miłością mojego życia, nie chcę tego ukrywać już nigdy dłużej bo cię kocham i kochać nie przestanę, na zawsze chcę być z tobą, pączku mój. - wybełkotał, patrząc dziewczynie w oczy, które aż iskrzyły z radości. Nagle przed jej twarzą ukazało się pudełeczko, owinięte różowym papierem, przywiązane do małego spadochronika. Rydel wzięła je w rękę, otworzyła i ujrzała tam piękny naszyjnik. Znajdował się na nim wizerunek pianina i pałeczek od perkusji. Odwróciła go i przeczytała napis:
- ,,Serca są dwa, ale my jesteśmy jednością. Rydellington na zawsze" – fani na te słowa zaczęli głośno krzyczeć, klaskać i podskakiwać z podniecenia, trzymając kurczowo swoje komórki w górze aby przypadkowo nie stracić najlepszego ujęcia. Rocky wpatrywał się w Ella z wybałuszonymi oczami, tak samo Riker, który do tej pory stał niewzruszony, Ross z kolei zaczął szaleć razem z fanami. Rydel nic nie odpowiedziała, jedynie po jej policzkach spłynął mały strumyczek łez, który momentalnie został wytarty przez ciepłe kciuki perkusisty. Chłopak nieco się speszył tą nagłą ciszą, która nastała po tym, jak wyznał co tak naprawdę czuje...
- KISS, KISS! - Ross zaczął się wydzierać do mikrofonu, pobudzając publiczność do jeszcze głośniejszych krzyków, dając tym samym Ellowi więcej czasu do działania, gdyż para nadal stała naprzeciwko siebie. Ratliff nie wiedział co myśleć, Rydel nie dała mu żadnej odpowiedzi. Po kilku minutach muzyka, lecąca do tej pory w tle, nagle się zmieniła i zaczęła brzmieć w ogromnych głośnikach, które stały na scenie. Ell odłożył kwiaty, po czym przyłożył mikrofon do ust i zaczął śpiewać:

    We started as friends.
    I can't tell you how we all happen.
    Then autumn – it came.
    We were never the same.
    Those nights – everything felt like magic.

    And I wonder if you miss me too.
    If you don't here's the one thing that I wish you knew.

    I think about you every morning when I open my eyes.
    I think about you every evening when I turn off the lights.
    I think about you every moment, every day of my life.
    You're on my mind all the time. It's true.

    I think about you, you you, you you
    I think about you, you you, you you

    Would you know what to say
    If I saw you today?
    Would you let it all crumble to pieces?
    'Cause I know that I should
    Forget you if I could
    I can't yet for so many reasons.

    I think about you every morning when I open my eyes
    I think about you every evening when I turn off the lights
    I think about you every moment, every day of my life
    You're on my mind all the time. It's true

    I think about you, you you, you you.
    I think about you, you you, you you.

    How long 'til I stop pretending
    What we have is never ending.
    Oh, oh, oh.
    If all we are is just a moment,
    Don't forget me cause I won't and
    I can't help myself.

    I think about you. Ooh, ooh.
    I think about you. Ooh.

    I think about you every morning when I open my eyes.
    I think about you every evening when I turn off the lights.
    I think about you every moment, every day of my life.
    You're on my mind all the time. It's true.

    I think about you, you, you, you, you.
    I think about you, you, you, you, you

Fani przez cały czas podrygiwali w rytm muzyki, niektórzy się popłakali, przytulali i klaskali, czekając aż w końcu Rydel coś powie. Blondynka przez cały czas nie odrywała wzroku od perkusisty, który stał dosłownie kilka centymetrów przed nią. Jak tylko skończył śpiewać, dziewczyna objęła jego szyję rękoma, po czym złożyła na ustach delikatny pocałunek, który w ułamku sekundy przerodził się w namiętny taniec. Cała sala zaczęła krzyczeć, w tym Ross i Rocky, Riker natomiast cicho klaskał, aby nie było, że nic go nie interesuje.
- Ja ciebie też kocham, Ell. - wyszeptała, wtulając twarz w tors chłopaka. - Nigdy ani na chwilkę nie przestałam. - dodała, ocierając mokry policzek o jego ramię. Fani z kolei zaczęli wiwatować jeszcze głośniej, wywołując silne drgania całej sceny. - Skąd wiedziałeś, że o czymś takim marzyłam? Zawsze chciałam aby chłopak wyznał mi miłość w taki właśnie sposób... No i ta piosenka, specjalnie dla mnie? Przecież ty nie umiesz pisać piosenek, głuptasie.
- Jak to mówi Ross, tekst sam wpadł mi do głowy. Nie musiałem nawet nad nim za dużo myśleć, serio. A wiesz, że mi się mózg szybko przegrzewa. Przepraszam cię za tą lodówkę... Byłem zdenerwowany...
- To było urocze, ale mam nadzieję, że nie chciałeś mnie uświadomić, że jestem gruba? - zachichotała, niechętnie odklejając się od chłopaka.
- Jesteś najpulchniejszym i najsłodszym pączkiem jakiego kiedykolwiek, hmm... jadłem? - zaśmiał się. - Słodki mój ty lukierku. Chodź do mnie. - dodał, po czym ponownie przytulił blondynkę. Cała sala drżała od okrzyków radości i oklasków, które mimo wszystko, nie docierały do uszu, ani Ella, ani Rydel. Byli zatraceni w sobie, czuli jedynie swoją obecność.
- Przeprasza, że byłem taki głupi i nie doceniałem tego jaka jesteś i co dla mnie robisz. Tak szczerze... Przez to, że swój wolny czas poświęcałaś Rossowi, myślałem, że po prostu ci na mnie nie zależy, że nie czujesz tego co ja... Teraz jednak wiem, że to nie prawda, byłem ślepy i głupi, ale to już za mną. - powiedział, całując ukradkiem rozgrzany policzek dziewczyny. - Już za nami. - zachichotał. - A wiesz... Przypomniało mi się co mówiłaś swojemu kochanemu braciszkowi. - zamyślił się. Blondynka bardzo często upominała nastolatka i dawała dobre, matczyne rady. Teraz jednak spoglądała na Ella z zaciekawieniem, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź. - Jak to szło... Owoc dojrzewa i spada, człowiek często musi upaść, aby dojrzeć. - szepnął. - Ja upadłem, ale teraz już jestem dojrzały i wiem czego chcę. - Rydel uśmiechnęła się na te słowa i mimowolnie spojrzała na najmłodszego. -  Kocham cię, pączku.
- Ja ciebie też. - wszyscy ponownie zrobili głośne ,,awww" a Ross, nic nikomu nie mówiąc, zbiegł szybko ze sceny, jakby mu się nagle coś przypomniało...
    ~~
      KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ

           Rozmowa z Ally pomogła mi zrozumieć kolejne problemy z którymi borykają się Lynchowie. Nie była ona przyjemna, mimo wszystko potrzebna zarówno mnie, jak i przyszłej matce, dodam, że samotnej matce. Jak narazie, mam nadzieję, że się to jednak zmieni.  Dziwnie ale... Czuję, że rozumiem jej ból. Kocha Rika, to widać, ale nie może z nim być, nie chce z nim być, z powodu jego zachowania, temperamentu... Teraz wyżywa się na najmłodszym bracie, ale co będzie jak w rodzinie pojawi się dziecko...?
      - Hej, jest ktoś? Dzwonię do drzwi już dobre dziesięć minut. - z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. - Demi? Jesteś? Haaalooooo!
      - Jasne, Austin! Już idę! - krzyknęłam, spojrzałam następnie na zegarek i aż podskoczyłam ze zdziwienia. Nie sądziłam, że potrafię tyle godzin siedzieć bezczynnie i rozmyślać o wszystkim... i w sumie o niczym? Już z samego rana byłam w szpitalu, ściągnęli mi gips, czuję się teraz o niebo lepiej. Nie muszę ciągać już za sobą tych dodatkowych kilogramów, a nie powiem, i bez tego miałam ich sporo. Ale... Jednak nadal czuję jakiś dziwny ciężar z którym muszę się borykać... Nie znoszę tego uczucia, do tego wiem czym ono jest spowodowane. Ciągle rozmyślam o trasie i o tym, że mnie tam nie ma...
      - Idziesz,  księżniczko? - zaśmiał się. - Nasze bilety za pół godziny stracą ważność!
      - Daj mi 5 minut. - odpowiedziałam, po czym w pośpiechu nasunęłam pierwsze lepsze jeansy, do tego jakiś T-shirt, który był przewieszony przesz moje krzesło, z szafki wyjęłam podarte trampki i szybko zbiegłam na dół. - Przepraszam, zasiedziałam się i nie jestem przygotowana do wyjścia... - wymamrotałam niezadowolona. Sama nie wiem czemu miałam do niego pretensje, przecież to ja nie uszykowałam się na czas.
      - Wyglądasz cudownie. - szepnął rozmarzony, obserwując mnie od góry do dołu. Chwilkę później się jednak wzdrygnął, gdyż spojrzałam na niego zaskoczona. Czułam jak pieką mnie policzki. - To znaczy, Ross pewnie by tak powiedział. - poprawił się szybko, spuścił głowę w dół i schował rękę do kieszeni. Drugą trzymał za plecami, wydawało mi się, że coś chował. - Na pewno by tak zrobił, przecież jesteś piękna.
      - Dzięki... - odpowiedziałam cicho. Chwyciłam następnie bluzę, klucze, zwinnie wyminęłam chłopaka i wyszłam na dwór. Kilka sekund później Austin stał już obok mnie, wyczułam, że jest nieco zmieszany tym co powiedział nieco wcześniej. Ale sam pewnie nie wiedział jak to odkręcić. Co dziwne, spodobało mi się jego zachowanie...
      - Proszę. - wypalił, wyciągając zza pleców pokaźny bukiet kwiatów. Nie gustuje w tego typu prezentach, ale akurat Lilie, które mi podarował, były moimi ulubionymi.
      - Nie mogę tego przyjąć... - zawahałam się.
      - Hej, to dla ciebie, nie możesz mi odmówić. - chłopak nagle wyłonił głowę znad bukietu, po czym zrobił minę jak kot ze Shreka. - Spokojnie kupiłem je po to aby poprawić ci humor, nie mam zamiaru cię podrywać. - zachichotał, nerwowo drapiąc się po głowie. - To prezent z czystej sympatii, nie lubię jak się smucisz, a wiem, że twój blondas wyjechał. Chciałem abyś się uśmiechnęła, no. - zachęcał, cały czas się do mnie uśmiechając. Po kilku minutach wahania, przyjęłam kwiaty.
      - Dziękuję, wiesz, że nie musiałeś...
      - Nie musiałem, ale chciałem. - zarechotał, obejmując mnie ramieniem. - To co? Mam tu dwa bilety na kręgle...
      - Ja nie umiem gra...
       O,nie, nie! - wybełkotał, przerywając moją wypowiedź. - To nic, że nie umiesz! Ja cię nauczę, nie martw się. Przecież najważniejsza jest dobra zabawa, no nie!? - nic nie odpowiedziałam, przytaknęłam jedynie skinieniem głowy. Zaniosłam następnie kwiaty do swojego pokoju, starannie włożyłam je do dzbanka, który wcześniej napełniłam wodą, po czym skierowałam się z nów do wyjścia. Stając w progu, odwróciłam się jeszcze raz w stronę pięknie pachnących Lili.
      - Ross nigdy nie kupił mi kwiatów. - szepnęłam sama do siebie, nie wiem dlaczego ale zrobiło mi się smutno. Szybko się odwróciłam i wyszłam z pomieszczenia. Jak znalazłam się na dworze, Austin czekał już na mnie w aucie.
      - Ahoj, przygodo! - krzyknął, jak tylko zajęłam swoje miejsce. Zaśmiałam się w geście odpowiedzi. Chwilę później chłopak odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i ruszył do przodu.
      ~~
           - No, także teraz mała instrukcja. - zaczął Austin jak już znajdowaliśmy się w klubie. - To jest kula do kręgli. - zarechotał, pokazując mi przedmiot.
      - O, serio, no nie powiedziałabym... - zaśmiałam się, założyłam ręce na piersi i stanęłam w lekkim rozkroku. - No, aż tak kompletnym laikiem to ja nie jestem, studencie wyższej uczelni. - zadrwiłam. Na mojej twarzy gościł jednak szeroki uśmiech. - Wiem jak wygląda kula.
      - Oh, czyli już wiesz. - odpowiedział zrezygnowany. Po kilku sekundach wybuchnął jednak gromkim śmiechem. - Haha, dobra, czyli sprawę kul, mamy już za sobą. Chociaż, wiesz, że trzeba odpowiednio włożyć paluszki?
      - Aleś ty dowcipny. - pokręciłam głową na boki, po czym podeszłam nieco bliżej, aby się przyjrzeć w czym rzecz. Po wstępnym instruktarzu i obadaniu całego toru, Austin wręczył mi kulę. - Ciężka. - wydusiłam, chwytając ją obiema rękami.
      - Tak się nie trzyma. - po chwili chłopak objął mnie od tyłu i prawidłowo ułożył moje dłonie, odchylając jedną do tyłu. - Teraz jest dobrze. - szepnął prosto do mojego ucha. Przyjemna fala ciepła ogarnęła moje ciało, czułam jak czerwienią mi się policzki. - Teraz się lekko pochyl... - dodał, zjeżdżając dłońmi na moją talię. - No i ugnij kolanka. - popchnął lekko udami moje nogi, po czym jedną ręką dotknął kolan, które były już dosłownie z waty. Chciałam go odepchnąć, nakrzyczeć, ale... Coś jednak mi nie pozwalało, nie chciałam aby ode mnie odchodził... - No i to jest dopiero prawidłowa pozycja. - zachichotał, znów obejmując mnie w pasie. Czułam jego nabrzmiałego penisa na swoich pośladkach, zaczęłam się lekko denerwować... Austin jednak przejechał tylko dłońmi po mojej pupie, po czym się oddalił. - Możesz już pchać. - dodał, znacząco spoglądając na swój rozporek. Zignorowałam jednak ten gest i skupiłam się na moim rzucie, który nie był do końca udany. Zbiłam tylko dwa kręgle. Ale co się dziwić jak w mojej głowie aż wirowało. - Jak na początek to całkiem nieźle, śliczna. - szepnął, przygryzając wargę. Podszedł następnie i podał mi kolejną kulę. Znów stanął tuż za mną, objął i ustawił moje ciało do kolejnego rzutu...
      ~~
      5 GODZINY PÓŹNIEJ

           - No i kto wygrał, kto? - Austin zaczął się wydzierać na cały klub, do tego wymachiwał rękoma jak opętany. - Ja, ja! Stawiasz deser!
      - No już dobrze, dobrze. - wydusiłam, udając obrażoną. - Masz w tym większe doświadczenie!
      -  Oj, mam, mam... - mruknął zadowolony. - Hej, kto tu ma focha? - chłopak podszedł do mnie i ponownie objął od tyłu, co spowodowało kolejną falę rozkosznego ciepła, która zalała mnie od środka.... Chciałam go odepchnąć ale jakoś nie mogłam. Znowu.
      - Puść mnie! - zarządziłam, próbując zachować powagę. Za nic mi to niestety nie wyszło, zaczęłam się śmiać jak głupia. - Cicho, mój telefon dzwoni! Muszę odebrać. Puść!
      - Pewnie Ross, co? - zapytał, czochrając moją rudą grzywkę. - Dobra, nie będę wam przeszkadzał. - dodał, nieco się oddalając. - Ale deseru ci nie odpuszczę!
      - Jasne, jasne. - wymamrotałam, szukając telefonu w spodniach. - Kurde, że takie wąskie te kieszenie robią... - marudziłam. Po chwili jednak trzymałam przedmiot w ręku. Szybko odblokowałam ekran, mając nadzieję, że to właśnie Ross. Myliłam się, na ekranie pojawiła się wesoła twarz Ella.
      - No hej, zakochańcu! - przywitałam się.
      - No hej, rudasku, co ty taka zadowolona, co? - zapytał dość podejrzliwie.
      - A czemuś ty taki zmartwiony? -zaniepokoiłam się, przedrzeźniając go lekko.
      - Ja? Nie, wydaje ci się, marcheweczko. - zapewniał, ja mimo wszystko wyczułam w jego głosie nutkę sarkazmu. - Dzwonię w dwóch sprawach, kocie.
      - WIEM, ja wszystko wiem! - krzyknęłam uradowana. Zwróciłam tym na siebie uwagę niektórych ludzi, mimo tego, nie miałam zamiaru się opamiętać. - Widziałam wszystko! Moje gratulacje, podołałeś rycerzu!
      - Skąd wiesz? - zdziwił się.
      - Magia Internetu, mój drogi! - darłam się, miałam już lekko wypite...
      - No tak... Pragnę ci za wszystko podziękować, rudasie. To dzięki to...
      - Nie mów tak, to przecież ty się zdobyłeś na odwagę aby powiedzieć to przed setkami ludzi! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Rydel ci wybaczyła. To wszystko było takie urocze... No i ta piosenka! Mówiłam ci, że dasz radę. - gadałam jak katarynka.
      - Tak, ale to wszystko dzięki tobie, serio Gdyby nie twoja pomoc, nie wiedziałbym co mam robić. Dziękuję, nigdy ci się nie odwdzięczę.
      - Oddaj mi ten telefon, Ratt! - w oddali dało się słyszeć głos rozzłoszczonej Rydel. - No daj, ja jej już pokażę! - nastała chwila ciszy, po kilku sekundach znów usłyszałam perkusistę.
      - Na scenie tak szalała a jeszcze ma siły by się szarpać! - zaśmiał się.
      - Rany, obejrzałam z Austinem wszystkie filmiki, jak wrócę do do...
      - Czyli to jednak nie był fotomontaż? - zapytał zrezygnowanym tonem.
      - Kotek, daj mi ten telefon! - blondynka znów zaczęła się wydzierać, ja natomiast próbowałam zinterpretować wypowiedź chłopaka. - No! Co to ma znaczyć, Demi? Jeden dzień nie ma Rossa, a ty już randkujesz z tym młodym lekarzem?! - Rydel w końcu dopadła do komórki.
      - Co? Nie, ja nie...
      - WSZYSTKIE GAZETY o was trąbią! - wypaliła z wyrzutem. - Kwiatki, przytulasy!? Jak mogłaś? A odebrać telefon od mojego brata to nie, bo po co, lepiej zabawiać się z tym całym Austinem!
      - Jak to...? - wyszeptałam, chwilkę po tym się rozłączyłam. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć...

      NOTKA

      Joł, cześć i czołem!


      No to dobiliśmy do kolejnego Ossdziału ^-^ Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. Przepraszamy za tą zwłokę, no ale niestety w święta nie było za dużo czasu. Ciągle wyjazdy, sprzątanie, gotowanie... Meh, nie miałam kiedy usiąść, dlatego rozdział dopiero teraz :D Kolejny pewnie za 2 tygodnie :P Teraz myślami jestem na imprezie sylwestrowej, hahaha :P

      Po tych świętach jestem obżarta jak nie wiem, uwlec się nie mogę ale i tak jeszcze podjadam xD Logika kobiety, made on xD

      Spoko Cygan - bardzo cieszymy się, że odnalazłaś link do naszego bloga, cieszymy się również, że nasze wypociny Ci się podobają ^-^ Skro chcesz założyć bloga - zrób to! Nikt nie pisze idealnie, ale skoro masz chęci i wenę to nie popuszczaj :D Ja z polaka w LO miałam ledwo 4, także :P Dla chcącego nic trudnego :D




      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
      KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

      sobota, 26 grudnia 2015

      Dzyń, dzyń, dzyń!

      Hej kochani!

      Przepraszam za tą zwłokę, niby święta, czas odpoczynku ale człowiek haruje 2x więcej niż zawsze o.O Pragnę poinformować, że Ossdział pojawi się jutro lub w poniedziałek, gdyż w połowie jest już napisany :P Ale nie wiem, jutro chyba znowu wyjazdy do rodzinki, nie wiem czy będę miała czas na kompa.

      Wiem, że życzenia powinnam złożyć wcześniej! Wiem i przepraszam, że tego nie zrobiłam, ale w domu nie wiedziałam w co łapy wsadzić... Sprzątanie, gotowanie, lepienie pierożków, ubieranie choinki, wkszanianie wszystkiego na chama (XD), pieczenie, odwiedzanie rodziny... Matko, a czas leciał i leciał! Ale mam nadzieję, że każdy z Was spędził te święta z rodziną, wśród osób na których Wam zależy i które kochacie całym serduszkiem <3 Prezenty na pewno udane, jedyne czego mogę teraz życzyć to procentowego i wystrzałowego sylwestra moje paskudy :D

      Do nexta ^-^

      sobota, 12 grudnia 2015

      Rozdział XLXI

           Ross, otoczony niezrozumiałą dla niego pustką, siedział skulony tuż za miejscem kierowcy. Miał odduszony policzek, a na szybie rysowały się ślady jego zmęczonej twarzy, obarczonej przymusem radości. Miał obok siebie rodzeństwo, czuł się jednak samotny i opuszczony. Wiedział dlaczego, niekoniecznie jednak chciał o tym myśleć. Przymknął powieki, chciał się zrelaksować, wyciszyć i w końcu nieco odpocząć, piskliwy głos Cleo wyprowadzał go jednak z równowagi. Chłopak, warcząc niezrozumiałe bluźnierstwa, wyciągnął niepewnie z kieszeni małe, białe słuchawki, po czym szybko wetknął je w uszy. Wyjął następnie swój telefon, odblokował delikatnie ekran i... Poczuł ogromne ukłucie w okolicach żeber. Zrezygnowany przygryzł nieco wargę, zamknął oczy i ponownie oparł głowę o szybę samochodu. Cały czas czuł, że postępuje wbrew sobie, że znów jest nieszczęśliwy i...
      - Sam jestem sobie winien. - wyjąkał nagle, spoglądając leniwie na zdjęcie rudowłosej dziewczyny. Wzdychnął ciężko i bez większego namysłu wtulił się w siostrę, która siedziała tuż obok niego. Ona, nic nie mówiąc, odwzajemniła gest brata, który momentalnie przymknął powieki, próbując odpłynąć w krainę zapomnienia. Nie mógł jednak przestać myśleć o dziewczynie, która przewróciła jego świat do góry dnem. Mógł z niego w końcu wyjść... Ale ciągle, zamiast robić krok w przód, cofał się do tyłu, popełniając po drodze te same błędy.
      - Ossy, daj spokój. - szepnęła Rydel, czując jak blondyn coraz silniej napiera i zaciska pięści. Nastolatek jednak nie mógł już słuchać Cleo, która od samego początku grała mu na nerwach. 
      - Może pośpiewamy? - zaproponował nagle Ratliff. Od razu został zbombardowany dzikimi spojrzeniami reszty pasażerów, którzy po kilku sekundach zaczęli się głośno śmiać. No oprócz Rossa. Mimo wszystko, po słowach perkusisty, zrobiło mu się ciepło na sercu. Spod znużonych powiek, wyłonił się bowiem pewien obraz... Wspomnienie dawnych, dobrych czasów, kiedy to cała rodzina wyjeżdżała w trasę, bawiąc się w najlepsze, żartując i wzajemnie sobie dokazując. Teraz to wszystko zamieniło się w jedną, wielką kpinę, którą dopełniał jad niezgody.
      - Daj spokój Ratt, ile ty masz lat? - zadrwił Rocky, który przez cały czas, z ogromnym ślinotokiem, wpatrywał się w ogromny biust swojej towarzyszki. 
      - No właśnie, ile my mamy już lat? - westchnął w duchu Ross. - Za dużo by się bawić, za mało by popaść w życiową żałobę. Nie dogodzisz...
      - Dobra, dobra. - wtrącił Riker. - Musimy zatankować. - burknął, szybko zmieniając temat. Kilka chwil później, zaparkował tuż przy stacji benzynowej. Ratliff z kolei założył ręce na piersi, udając obrażonego. - Ross, daj swoją kartę kredytową. 
      - Ooo, kto to się do mnie odezwał. - zakpił najmłodszy, nasycając jadem i tak już ogromny konflikt. - Masz przecież, po co ci moja. - dodał, przypominając sobie, że nadal nie odzyskał swojej własności, mimo, że zgłosił kradzież na policję. Sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł coś dziwnego... Poczucie winy? Zbliżające się kłopoty? Kolejne kłopoty...? 
      - Tak, mam ale leży gdzieś na dnie walizki. - Riker odpiął pasy, wygiął się w łuk, po czym wsadził rękę do kieszeni jeansów. - No, dawaj, zawsze masz przy dupie, co nie? 
      - Dziś jakoś nie mam. - odburknął, bacznie obserwując poczynania starszego brata. Ten jednak już nic nie odpowiedział, zapanowała cisza. Nawet Cleo przestała rechotać. Ross poczuł się nieswojo, z zakłopotaniem na twarzy zerkał kątem oka na każdego po kolei. Nagle przed jego twarzą pojawiła się biała, zaadresowana do niego koperta. Była otwarta, a nadawcą ów listu była Komenda Policji. Najmłodszy przełknął głośno ślinę, po czym momentalnie spojrzał w wystraszone oczy swojej siostry.
      - Ossy... - wyjąkała.
      - Masz nam coś do powiedzenia, bracie? - wysyczał basista, wymachując papierem na prawo i lewo. Był wściekły, kolor jego skóry przybrał ciemnoczerwone barwy, a z jego uszu aż parowało. - Kurwa, czy ty w końcu przestaniesz łazić po tych burdelach? Pieprzysz, kurwa wszystko co się rusza, a potem pożyczasz pieniądze bo zgubiłeś portfel, będąc kompletnie nawalony! - wybuchnął, widząc, że Ross nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. 
      - Kto ci w ogóle pozwolił otwierać tą kopertę? Jest zaadresowana do mnie. - odpowiedział nad wyraz spokojnie. Były to jednak tylko pozory. W środku trząsł się jak osika, modląc się aby znów nie doszło do niepotrzebnej bójki. Rany z poprzedniej szarpaniny nadal dawały mu się we znaki. - No i nie byłem w burdelu. - dodał nieco ciszej.
      - Byłeś! Twoje dokumenty ukradła jakaś prostytutka! Wypłukała twój portfel do zera, masz w ogóle szczęście, że nie udało jej się rozszyfrować pinu do karty, kurwa przecież wiesz, że prawie wszystkie pieniądze są ulokowane na twoim koncie bankowym! - basista bulwersował się dalej, Ross z kolei czytał uważnie list. 
      - Ossy, czemu nie mówiłeś? - wtrąciła Rydel. Ratliff z kolei zaatakował blondyna swoim przenikliwym spojrzeniem. To od niego co chwila pożyczał pieniądze, mówiąc, że to na naprawę instrumentów, czy też na leki. 
      - Odebrałe... - nie zdołał dokończyć, gdyż Riker rzucił w niego zgubą, po czym z mordem w oczach wyszedł z auta trzaskając przy tym drzwiami. 
      - Uuuu... - Cleo wypuściła powietrze z płuc. - Ale się porobiło. - dodała głupkowatym tonem.
      - Ossy, mogłeś nam powiedzieć, zgubiłeś go pewnie w Las Vegas? - zapytała troskliwie Rydel. Chłopak jednak milczał, odwrócił się do niej plecami, przykleił ponownie policzek do zaparowanej szyby, po czym zaczął sypać wiązanką bluźnierstw, obwiniając za wszystko swoje beznadziejne życie.

      ~~

           - Wiesz, kochanie, ciężko być matką i dogodzić każdemu dziecku tak samo. - pani Stormie przez cały czas opowiadała mi o wychowaniu dzieci. Na początku czułam się troszkę nieswojo, teraz jednak jestem zadowolona, że sama zaczęła ten temat. Dowiedziałam się przynajmniej dlaczego Ross i Riker ze sobą nie rozmawiają, poznałam również zalążek tej całej kłótni. Szkoda tylko, że jestem również światkiem jej rozwoju. Punkt kulminacyjny jednak chcę sama dopisać... Mam nadzieję, że mi się uda. Dobrze zrobiłam, że zgodziłam się pomóc przy tych zakupach. Pani Stormie jest bardzo miła i przyjemnie mi się z nią rozmawia.- O, weźmiemy jeszcze te orzeszki. - dodała, sięgając kilka paczuszek z górnej półki. - Ross bardzo je lubi. - uśmiechnęła się i skręciła w kolejną, sklepową alejkę. Ruszyłam krok za nią, oglądając wypełnione po brzegi półki ze słodyczami. - Masz na coś ochotę, kochana?
      - Nie, nie, zjem sobie u koleżanki. - odpowiedziałam szybko.
      - Patrz, wyciągnęłam cię na zakupy, a sama biedulka sobie nie możesz poradzić z tymi kulami. - powiedziała troskliwie. - Już idziemy do kasy, już, już.
      - Wszystko jest w porządku. - uśmiechnęłam się.
      - Powracając tak trochę do Rossa. - zaczęła, oglądając puszkę sardynek z każdej możliwej strony. - Troszkę szkoda, że z nim nie pojechałaś. - jak tylko to usłyszałam, to aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Dlaczego to powiedziała? Teraz moje wahania i rozkmina czy dobrze postąpiłam, wzrosty kilkakrotnie! Nie chcę aby to przytłaczające uczucie towarzyszyło mi do dnia ich powrotu! - Ale zadzwoń czasem, dobrze? - zapytała, chwytając moją ciepłą dłoń. - Na pewno się ucieszy. On tego potrzebuje. Ja postaram się o to, aby ta trasa nie była dla niego jednak takim koszmarem. Mam nadzieję, że się tam na scenie nie pozabijają.
      - Chciałabym pojechać... - zawiesiłam głos, czułam się głupio i niekomfortowo.
      - Ja rozumiem, kochanie. Spokojnie, wiem, że masz obowiązki, naukę, dom na głowie. - mówiąc, zaczęła wykładać towar na ladę, bez namysłu zaczęłam pomagać. - Nie wiem jednak jak mam ich podejść. - westchnęła. - Tą rozmową tylko pogorszyłam sytuację, nie dość, że traktują się gorzej niż psy, to jeszcze Ross ma do mnie ogromny żal. Będzie ciężko, mam jednak nadzieję, że mi pomożesz? - zapytała z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ja z kolei byłam troszkę w szoku, nie wiedziałam co powiedzieć, przytaknęłam więc tylko skinieniem głowy. Pani Stormie cały czas okazywała spokój, czułam, że w duchu była jednak nieco zagubiona. Pojęcia nie wiem co mam zrobić...? Wujek Shor wraz z mamą Lynchów jadą osobnym autem, mają się spotkać z zespołem w hotelu... Może powinnam zabrać się z nimi?
      - Dobrze, już wszystko. - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos kobiety. - Dziękuję, kochana, a ty weź te reklamówki. - dodała, kierując wzrok na mężczyznę, który stał oparty o framugę drzwi wejściowych. Bez słowa zrobił to, o co poprosiła. - To teraz pakuj się do samochodu, odwieziemy cię.
      - Dobrze. - wymamrotałam. W momencie otwierania drzwi, mignęła mi znajoma postać przed oczami. Wchodziła właśnie do kawiarenki, która znajdowała się naprzeciwko nas. - Ally. - pomyślałam w duchu.
      - Coś się stało? - znów Stormie wyrwała mnie z zadumy.
      - Wie pani co? Moja koleżanka jest teraz w sklepie obok, wejdę i wrócę z nią. - odpowiedziałam szybko, zerkając czy to aby na pewno Allyson.
      - W porządku, pamiętaj tylko aby od czasu do czasu zadzwonić do Rossa, dobrze? To dobry chłopak, jestem pewna, że sprawisz mu tym wielką radość. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała z nadzieją. Z jej oczu płynęła ogromna fala troski, czułam, że to dla niej wiele znaczy.
      - Będę dzwonić codziennie. - zapewniłam. Kobieta obdarowała mnie wdzięcznym uśmiechem, po czym zniknęła w aucie, obładowana zakupami. Ja z kolei, chwilę potem udałam się w kierunku małej kawiarenki. Już przez szybę widziałam jak dziewczyna siada przy stoliku. Brzuszek miała już leciutko zaokrąglony, na jej twarzy widniał jednak ogromny grymas. Tak stoję przed drzwiami i się zastanawiam co tak właściwie mam powiedzieć, jak się zachować...? Przecież my w ogóle ze sobą jakoś za specjalnie nigdy nie rozmawiałyśmy. Pewnie dlatego, że nie było po prostu okazji, nie wiem co mnie teraz napadło aby tu przyjść. A nie, chociaż... Chyba wiem. Riker i ich rozwód. - pomyślałam, po czym nacisnęłam klamkę. Stanęłam w progu, nikt jednak nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, prócz grupy dziewczyn, które były w moim wieku. Zignorowałam jednak ich spojrzenia i szepty typu ,,to, ona", po czym zaczęłam iść w kierunku stolika Ally. Będąc w połowie drogi, przystanęłam, wyciągnęłam telefon i napisałam smsa do Maji, że się trochę spóźnię. Mam nadzieję, że nie będzie zła. Jak już stanęłam obok szatynki, ta spojrzała na mnie spode łba, uśmiechnęła się jednak lekko, dodając mi otuchy i nieco odwagi aby jednak zacząć rozmowę.
      - Hej, a ty jednak nie w trasie? - zdziwiła się, dołując mnie jeszcze bardziej niż pani Stormie.
      - Jak to jednak? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
      - Siadaj. - westchnęła, kierując wzrok na krzesło, które znajdowało się naprzeciwko niej. - No Ross mówił, że cię ze sobą weźmie. - dodała jak już zajęłam swoje miejsce. - Nie wierzę, że zmienił zdanie.
      - Po prostu nie mogłam. - wypaliłam na jednym oddechu. Było mi wstyd, uczucie zażenowania wzrosło, zrobiło mi się ciepło, nie chciałam jednak ciągnąć tego tematu. - A ty i Rik...
      - To już przeszłość. - jęknęła cicho, wlepiając wzrok w podłogę. Nastała chwila niezręcznej ciszy, ani ja, ani Ally nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Czułam, że nie powinnam o to pytać, to ich prywatne sprawy. Nie wiem co mnie napadło...
      - Witam moje piękne panie, co podać? - nagle obok naszego małego, szklanego stoliczka pojawił się kelner. Miał na sobie biały fartuch z ogromnym logo lokalu, czarną muszkę i ogromne okulary pod którymi chowały się duże, niebieskie oczy. Na pierwszy rzut oka wydawał się sympatyczny, biło od niego dużo pozytywnej energii, której u mnie braknie odkąd Ross wyjechał... - Polecam danie dnia, którym jest smaczna sałatka z owocami. - dodał wesoło, widząc, że żadna z nas nie zareagowała na pytanie.
      - A coś na zatopienie smutków? - wypaliła Ally. - Napiłabym się czegoś mocniejszego, niestety to jednak odpada. - dodała, gładząc opuszkami palców swój lekko zaokrąglony brzuszek.
      - W takim razie proponuję dużą porcję lodów, do tego cappuccino oraz dużą dawkę czekolady. Podajemy ją w każdej formie.- odpowiedział wesoło, wyczułam jednak, że ton szatynki go troszkę zbił z tropu. - Chusteczki dorzucamy  w gratisie. - wyciągnął nagle dłoń ku dziewczynie, podając małą paczuszkę.
      - Bardzo dziękuję, poproszę więc zestaw, który pan przed chwilą wymienił. - Ally odebrała mały podarunek, po czym od razu otarła łzy białym materiałem.
      - A dla pani? - zapytał, kierując swój wzrok na mnie. - Proponuję lody morelowe, mimo, że to tylko mała przekąska, pięknie podkreśli pani ognisto rudy kolor włosów. - dodał z szerokim uśmiechem.
      - Skoro tak, to się skuszę. - odwzajemniłam gest chłopaka, po czym od razu spojrzałam na Ally. Kelner natomiast spisał zamówienie i oddalił się w stronę barku.
      - Oj, oj, Ross byłby zazdrosny. - powiedziała zadziornie, opierając łokcie o blat stolika. Nic nie odpowiedziałam, wytrzeszczyłam jedynie oczy ze zdziwienia, czekając aż dziewczyna rozwinie swoją myśl. - No nie gadaj, ten przystojny kelner ewidentnie cię podrywał. - Ally wzdychnęła i przewróciła teatralnie oczami. - A jeżeli chodzi o Rika... Mam go już po prostu dosyć. Nie wiem czy potrzebna nam przerwa czy to już koniec. A wiesz co jest najgorsze? - zapytała, miętoląc chusteczkę w ręku. - Jest okropnym gnojkiem a ja i tak go kocham. Pojęcia nie mam czy dobrze zrobiłam. Jak patrzę na Rossa to mam pewność, że moja decyzja była słuszna, ale jak staje w lustrze i widzę mój brzuch... - Ally przez cały czas powstrzymywała łzy, teraz jednak dała upust emocjom. W tym samym czasie podszedł do nas znów ten sam kelner, widząc jednak stan brunetki, nic nie powiedział. Podał nam desery oraz gorącą czekoladę, po czym odszedł od stolika, zerkając na mnie od czasu do czasu.
      - To znaczy, że to ty go zostawiłaś? - zapytałam jak już nieco poukładałam wypowiedź Ally. Dziewczyna otarła rękawem swój czerwony nos, po czym, mieszając łyżeczką w swojej porcji lodów, uniosła na mnie wzrok i się lekko uśmiechnęła.
      - Dałam mu warunek. - zaczęła. - Albo zacznie traktować rodzinę, w szczególności Rossa, tak jak należy, albo z nami koniec. Niestety nic się w tej sprawie nie zmieniło. Ja nie mam zamiaru codziennie wysłuchiwać tych kłótni, być świadkiem przepychanek i wzajemnych docinek. Mam tego po prostu dosyć. Teraz Riker stał się taki opryskliwy nie tylko dla Rossa, ale też dla mnie. - powiedziała wolno, co jakiś czas oblizując łyżeczkę. - Oddałam mu obrączkę. Kocham go, nie chcę żyć bez niego ale powinien przemyśleć swoje zachowanie. Ja tego nie będę tolerować i niepotrzebnie denerwować siebie i ranić tym dziecko.
      - Rozumiem...
      - Ta decyzja nie przyszła z dnia na dzień, było mi ciężko ją podjąć. Uwierz mi.- zaczęła. Zauważyłam, że coraz bardziej zaczęła się otwierać i mówić o problemach. - Ale nie mogłam już tego znieść. Ross to taki dobry chłopak... Cały czas podtrzymywał mnie na duchu, teraz obwinia się za to wszystko. Sama nie wiem czy moja decyzja była dobra. Wiesz, ciągle coś i ciągle ten biedny blondas czuje się za wszystko odpowiedzialny. Szkoda, że z nim nie pojechałaś, mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobi... Strasznie mi go szkoda, nie da się opisać słowami jak Riker go traktuje. Gorzej niż niepotrzebnego śmiecia... - westchnęła, przygryzając wargi. No i znowu to głupie uczucie... Co ja mam niby odpowiedzieć? Na szczęście, lub nie, poczułam jak wibruje mój telefon. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Ross, na ekranie wyświetliła się jednak wesoła twarz Austina. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim, chciałam jednak uniknąć odpowiedzi na wyrzuty Ally, nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
      - Hej. - zaczęłam dość obojętnym tonem.
      - Co taka naburmuszona? - zaśmiał się. - Tak sobie pomyślałem, że może zabrałbym cię do kręgielni czy tam na bilarda, co? Ostatnio miałaś tylko same problemy, czas chyba troszkę się rozerwać. A z tego co wiem, jutro ściągają ci gips. - zaproponował.
      - W sumie czemu nie? - sama się sobie dziwiłam, że odpowiedziałam w taki sposób. Nie było mi to obojętne, czułam się dobrze w jego towarzystwie. Wypad do małego, porządnego klubu mi nie zaszkodzi.
      - To super! - krzyknął radośnie. - A dziś masz jeszcze czas? Moglibyśmy obejrzeć jakiś film albo coś.
      - Jestem umówiona z przyjaciółką, możemy się spotkać jutro po południu? - co ja robię..
      - To jesteśmy umówieni, rudasku. - powiedział zadziornie, dodał małą anegdotkę o szpitalnym życiu, po czym się pożegnał i rozłączył. Byłam troszkę zmieszana tą rozmową, nie chciałam jednak teraz się tym przejmować. Wyraźnie widziałam, że Ally jest załamana i kompletnie nie wie co robić. Czułam się zobowiązana jej pomóc, co oczywiście uczyniłam. Za moją namową, zamówiłyśmy sobie dodatkową porcję lodów i przegadałyśmy wszystko, nie zwracając uwagi na upływający czas.


      DZIEŃ PÓŹNIEJ
      Santa Ana

           - Raz kozie śmierć. Dasz sobie radę Ratliff. Jesteś mężczyzną, jesteś królem. Tak, królowie są silni, co nie? Chyba tak. A ja sobie poradzę?- perkusista mamrotał sam do siebie, nerwowo miętoląc skrawek papieru, który dzień wcześniej dostał od Demi. Całą noc studiował każdy wers tekstu, czytał go wielokrotnie, za każdym razem z większą nadzieją i wiarą, że to jednak może się udać. Zadanie nie było trudne, sam był zaskoczony, że Rydel wystarczyłoby coś takiego, coś tak prostego i banalnego. Mimo wszystko bał się, że to jednak przerośnie jego możliwości, że się speszy, zapomni co ma powiedzieć i co zrobić. Jego serce biło jak szalone, tętno było wyczuwalne niemalże pod delikatnym dotknięciem a jego ciało oblane zimną warstwą potu. - Da, da, dum, dum, jestem silny, jestem silny... MAM TĘ MOC! - mruczał, truchtając nerwowo w miejscu.
      - Mogę wiedzieć co ty w ogóle robisz? - nagle odezwał się Rocky, który od samego początku obserwował i analizował dziwne zachowanie przyjaciela. Ratt z kolei nic nie odpowiedział, był w transie, jego wzrok cały czas skierowany był na piękną, blondwłosą dziewczynę, która w skupieniu czyściła swój keyboard. - Eyy, co się tak trzęsiesz i mruczysz do siebie? - Rocky szturchnął perkusistę w ramię, ten odpowiedział mu kuksańcem w żebra, gdyż nie spodziewał się tak gwałtownej zaczepki.
      - MAM TĘ MOC! - wydarł się na całe gardło, przyjmując pozycję do walki.
      - Co ty brałeś, stary? - zapytał zdziwiony, masując obolałe miejsce. - Trzęsiesz się jak osika, gadasz do siebie i robisz dziwne rzeczy... Brałeś prochy od Rossa?
      - Nic nie brałem. - oburzył się, wyprostował się, po czym poprawił nerwowo grzywkę, która opadła na jego spocone czoło. - Po prostu ćwiczę przed koncertem, okey? Mam stresa! - wtrącił oburzony. - Idź lepiej co Cleo bo coś mi się wydaję, że nasz blondi ją niedługa rozniesie. Cały czas łazi mu koło dupy! - perkusista był zły za to, że przyjaciel przerwał jego medytację. Do tego musiał oderwać wzrok od zgrabnego ciała Rydel, które przez ich kłótnie było dla niego zupełnie niedostępne. Rocky, słysząc opryskliwy ton szatyna, obrócił się na pięcie i pobiegł do swojej dziewczyny, która cały czas świeciła dekoltem obok obojętnej twarzy Rossa.
      - No dobra, teraz trzeba ustawić lampy. - odezwał się najstarszy, który właśnie wszedł na scenę. - Dziś gramy pierwszy koncert, mam ogromną nadzieję, że nikt nie da plamy. - każdy wiedział do kogo kierowane są te słowa, ich odbiorca jednak nie podniósł nawet głowy znad sterty kabli, które usiłował rozplątać. - Szybciej, Ross, jeszcze dużo pracy przed nami a ty ciągle babrasz się z tym jednym zadaniem. - dorzucił opryskliwe jak przechodził obok najmłodszego brata. Ten jednak znów go zignorował i dalej przewracał mozolnie palcami, szukając odpowiedniej i skutecznej metody rozplątania tego bałaganu.
      - Ossy, wszystko gra? - Rydel przykucnęła obok blondyna, po czym objęła ramieniem. - Jesteś blady.
      - Nic mi nie jest. - odrzekł cicho, odrywając na kilka sekund wzrok od czarnych kabli.
      - Idź do hotelu, połóż się i odpocznij, ja się z tym uporam. - dziewczyna nie dawała za wygraną. - Przecież widzę, że źle się czujesz. Zadzwonię do mamy, że przyjedziesz, zrobi ci kanapki i coś ciepłego do picia. No i nie, nie chcę słyszeć odmowy, wracasz do hotelu i koniec. - dodała, widząc, że Ross chce coś powiedzieć.
      - Naprawdę mogę? - wyjąkał, przymykając lekko powieki. Był zmęczony podróżą i porannym wywiadem za który już mu się oberwało od najstarszego.
      - Jasne, wujek cię odwiezie. My sobie tu poradzimy, ty odpocznij, do koncertu jeszcze kilka godzin. - powiedziała, troskliwie odgarniając kosmyki z ciepłego czoła brata.
      - To... Faktycznie pójdę. - wymamrotał, wstał na równe nogi i podążył w stronę wyjścia. - Dzięki sis. - wydukał, odwracając się na moment w kierunku blondynki, która cały czas go obserwowała.
      - Idź, Rikiem się nie przejmuj, poradzimy sobie. - dodała pokrzepiająco. Nastolatek się tylko uśmiechnął, po czym, z ogromną wdzięcznością w oczach, opuścił salę.
      - Dobrze, to ja to rozplątam. - szepnęła do siebie, chwilkę później siedziała już na miejscu brata i próbowała rozgryźć tą zagadkę. Ku jej zaskoczeniu nie trwało to długo. - Pewnie źle się czuł i nie przywiązywał uwagi do tego co robi. - pomyślała. - Mam nadzieję, że na scenie już będzie lepiej...

      ~~
      Kilka godzin później

           - R5, wchodzicie za 10 minut! - krzyknął jeden z mężczyzn, wyłaniając się zza rogu małego, wąskiego korytarzyka, który prowadził na scenę. Atmosfera była fascynująca, wrzaski fanów, podwyższona adrenalina i nagły, przyspieszony rytm serca. Wrzawa, panująca na scenie, dodawała każdemu sił i chęci do koncertowania, dziś było podobnie. Nie tak jak za dawnych lat, mimo to zespół czuł się przez to lepiej, nawet Ross nabrał ochoty na swawole, tym bardziej, że wcześniej zadzwoniła do niego Demi.
      - Dobra, chodźcie tu wszyscy. - oznajmił Riker, wyciągając rękę. Reszta jak na zawołanie zrobiła to samo, po czym cała paczka krzyknęła radośnie ,,Ready Set Rock". - Damy czadu! - basista wyszedł na scenę jako pierwszy, za nim podążyła reszta zespołu, przyklaskując jednocześnie jakiś zabawny rytm.
      - Już czas. Dasz radę Ratt, dasz radę. - perkusista był cały spięty i nerwowy. Nie chciał nic zapeszać, dzwonił kilkakrotnie do rudowłosej w celu zasięgnięcia większej ilości porad, nie był jednak pewien czy aby na pewno Rydel mu wybaczy. - Musisz spróbować, pamiętaj, że MASZ TĘ MOC! - dodawał sobie otuchy, bijąc się w pierś. Jak już zespół był na scenie, nikt nawet nic nie podejrzewał. Było ciemno, mała stróżka światła padała wyłącznie na keyboard. Jak tylko sala została rozświetlona reflektorami, które zaczęły bić kolorowymi neonami w każdą możliwą stronę, wszyscy zaniemówili z wrażenia...


      NOTKA


      Joł, cześć i czołem!

      Jak zapowiadałyśmy, next się pojawił, omomom ^-^ No nie wiem czy jest jakoś specjalnie ciekawy (XD), no ale :P Szczerze to jeszcze nie wiemy co zrobi Ratliff, odpowiedź poznacie prawdopodobnie za 2 tygodnie. Nie wiem, postaramy się chyba też napisać jakiegoś świątecznego One Shocika :3


      Do nexta!


      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
      KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

      niedziela, 29 listopada 2015

      Rozdział XLX

        SCENA +18!
        Czytasz na własną odpowiedzialność!

           - Tak, tak, tak! Niczego innego tak nie pragnę! - moje serce i podświadomość doskonale wiedziały czego tak naprawdę chce. Umysł jednak miał odmienne zdanie, niestety był silniejszy i nie dał uczuciom dojść do głosu. Ross cały czas patrzył na mnie z ogromną nadzieją. Wypowiedział owe słowa dość cicho, ledwo sama je usłyszałam, mimo to zdawało mi się, że wszyscy, którzy akurat znajdowali się razem z nami w salonie, również oczekiwali mojego radosnego ,,tak". Usta jednak drżały, struny głosowe nie chciały współpracować, a co gorsza, umysł ciągle wygrywał walkę, moje kruche wnętrze nie miało sił się bronić...
      - Wiesz, że nie mogę. - wyszeptałam, dając tym samym kres wielkiemu napięciu i sile ciszy, które jakby dodawały odwagi mojemu największemu przeciwnikowi. Chłopak nadal na mnie patrzył, dopiero teraz poczułam jego ciepłe dłonie, które delikatnie masowały moje pokaleczone ramię. Po kilku sekundach spuścił jednak wzrok, następnie spojrzał spode łba na Cleo, nie chciał tego, jej triumfalny śmiech był jednak tak głośny, że przykuł jego uwagę. Był zły, że znów wróciła do salonu, mimo, że Rocky usilnie ciągnął ją na górę. - Chciałabym ale ja...
      - Cii... - przerwał, przykładając palec do moich rozpalonych wstydem ust. Przejechał następnie opuszkami po wargach, po czym się szeroko uśmiechnął. - Wiem, że nie możesz, głupie pytanie w ogóle. - zmieszał się. Czułam to. Rydel również była zawiedziona moją odpowiedzią, nie wtrącała się jednak w naszą krótką, acz nabuzowaną emocjami, rozmowę.
      - Nie martw się Ossy, będzie fajnie i bez niej. - nagle odezwała się Cleo. Ku zaskoczeniu całej gromady, była bardzo rozbawiona. Jej opryskliwy i władczy ton przeszył moje uszy jak jakaś strzała. Nie wstyd jej tak mówić?
      - Nie odzywaj się tak do mnie. - warknął, chwycił mnie następnie w ramiona, po czym, omijając całą paczkę, skierował się na górę. - Co za wredna baba, kurwa, już mam jej serdecznie dosyć. Co ona sobie w ogóle wyobraża, jest u nas trzeci dzień a jest traktowana jakby już była częścią naszej rodziny. - żalił się. Wyraźnie się tym przejmował, czułam jak napina ze złości mięśnie, z drugiej strony był jednak bezradny, nie wiedział co ma czynić. Oczy mu się zaszkliły co próbował przede mną ukryć. Nie wiem, może czuje się odepchnięty...? Nie, Rydel by na to nie pozwoliła. - Nie zwracaj na nią w ogóle uwagi. - dodał jak już posadził mnie delikatnie na swoje łóżko. - Wredna suka. - burknął pod nosem, bardziej jednak do siebie.
      - W porządku...
      - Nie jest w porządku. - warknął podniesionym tonem. - Wybacz. - dorzucił już łagodniej, usiadł obok mnie, po czym musnął ustami mój policzek. Mimo wszystko nadal był poddenerwowany i spięty.
      - Ross, ja bardzo bym chciała z tobą jechać...
      - Wiem, twój tata, brat... Wszystko wiem, jakoś tak zapytałem, pomyślałem, że... - zaczął, przełykając ślinę. - Po prostu nie chce jechać w tą trasę, gdybyś tam była... W sumie nie ważne. - mruknął cicho, wstał i podszedł do biurka. Oparł się o jego kant i znów zaczął mnie obserwować. - Z tobą byłoby o niebo lepiej. - wypalił z lekkim zawahaniem i zawodem w głosie. Już chciałam coś odpowiedzieć, uprzedził mnie jednak cichy dźwięk, dochodzący zza moich pleców. Nie zdążyłam się odwrócić a w progu już stała zatroskana Rydel. W jednej ręce trzymała tackę z dwoma kubkami, w drugiej natomiast, talerz z kanapkami.
      - Hej, gołąbeczki, nie wiem dlaczego tak wcześnie wróciliście ale no... - zaczęła, wchodząc ostrożnie w głąb pomieszczenia. Ross, widząc jak blondynka z trudem utrzymuje równowagę, podszedł do niej i nieco pomógł. - Dzięki braciszku, no ja pomyślałam, że możecie być głodni. - dokończyła z lekko zażenowaną miną.
      - Dziękujemy. - odpowiedzieliśmy jednocześnie. W głosie nastolatka było jednak słychać ogromną nutę wdzięczności, jakby chciał całym sobą pokazać ile to dla niego znaczy. A przecież Rydel tylko wysmarowała chleb masłem orzechowym... Obdarzył również siostrę niespotykanym dotąd spojrzeniem. Zachowywał się jakby właśnie uratowała mu życie.
      - No, poradzicie sobie już? - zapytała, patrząc jedynie na Rossa. Ja byłam przedmiotem zbędnym, czułam nawet, że przeszkadzam. Chłopak nic nie odpowiedział, pokiwał jedynie twierdząco głową, po czym lekko się uśmiechnął. - No dobrze. - dodała niepewnie, chwilę potem jednak wyszła z pokoju, zerkając na mnie kątem oka. Nie było to jednak pogardliwe, wręcz przeciwnie. Była tak o nas zatroskana, jak matka o swoje jedyne dziecko.
      - Coś się stało? - zapytałam jak tylko blondynka zniknęła za drzwiami.
      - Nie przejmuj się. - powiedział stanowczo. - Przygotuje ci kąpiel, co? - nie czekał na moją odpowiedź. Myknął szybko do łazienki i odkręcił wodę. Wrócił po kilku minutach. - W sumie nie wiem czy zadowolisz się moim podkoszulkiem czy iść do siostry coś pożyczyć?
      - Wezmę rzeczy od ciebie. - odparłam cicho. Ross pokiwał kilkakrotnie głową na boki, po czym zanurkował w stosie swoich ubrań. Wynorał dla mnie białą, poplamioną koszulkę, podał mówiąc, że nic lepszego nie znajdzie bo wszystko już spakowane i załadowane w samochód. Poszedł następnie znów do łazienki poszukać czyste ręczniki. Ja natomiast nadal siedziałam na łóżku, zajadając się kanapkami, które wcześniej podał mi Ross. Myślałam również nad jego propozycją... W sumie nie chce zostawać sama. Boję się Matta... Ale co z tego? Jego ciągle nie ma, co, mam za każdym razem podróżować razem z zespołem...?
      - Księżniczka już się najadła? - zapytał wesoło, przyklaskując jakiś zabawny rytm. Widząc uśmiech na mojej twarzy, on również się rozpromienił. - Woda już gotowa.
      - Możemy iść. - odpowiedziałam lekko chichocząc.
      - To cię zaniosę. - chwycił mnie znów na ręce, jak tylko wszedł do toalety, powoli i delikatnie posadził na małym krześle, które stało obok napełnionej gorącą cieczą, wanny. Unosiły się z niej również bąbelki i piękny, morski zapach. - Zrobiłem podstawek na nogę, jak już się ogarniesz to pomogę ci ją tam włożyć. Ogólnie jak będziesz potrzebowała pomocy to mnie zawołaj, będę w pokoju. - powiedział, pocałował mnie w czoło, po czym chciał już wyjść, zatrzymałam go jednak, ciągnąc za koszulkę.
      - Nie wykąpiemy się razem? - zapytałam. Ross spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, sama się dziwiłam, że to zaproponowałam, ale... Chciałam poczuć jego bliskość, brakowało mi tego.
      - Muszę coś jeszcze zro... - zawahał się na moment. - To znaczy nie mam nic do roboty, ale brałem już prysznic, starczy... - wymamrotał pod nosem, po czym szybko czmychnął do swojego pokoju. To było zaskakujące... Nigdy bym nie pomyślała, że odmówi. W ogóle zachowywał się jakoś dziwnie. Jak byliśmy we dwójkę było zupełnie inaczej, był radosny, uśmiechnięty i zadowolony, a jak przekroczyliśmy próg jego domu to... zachowuje się jakby żył za karę, dosłownie. Ta rodzina skrywa więcej tajemnic niż Hogwart... - pomyślałam w duchu. Kilka chwil jeszcze siedziałam na krześle, odgoniłam jednak myśli na bok i władowałam się do wanny. Powoli sobie ze wszystkim poradziłam, nie musiałam więc wołać blondyna. Wzięłam następnie żel pod prysznic, po czym umyłam nim dokładnie całe, obolałe ciało i włosy. Posiedziałam chwilę, tak dla relaksu, a gdy woda zaczynała już się robić letnia zawołałam Rossa. Przyszedł niemalże od razu, wyciągnął mnie delikatnie z wanny, posadził znów na krzesło, po czym owinął, miękkim, żółtym ręcznikiem. Wytarł następnie całe moje ciało, ostrożnie omijając większe rany. Czułam się znakomicie, za każdym razem jak jego dłonie stykały się z moją nagą skórą, przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Tęskniłam za tym....
      - Dziękuję. - wyszeptałam, patrząc w jego szare, zmęczone życiem oczy. Podniósł wzrok, szeroko się uśmiechnął i wciągnął na mnie biały, poplamiony podkoszulek.
      - Nie ma za co, śliczna. - mruknął, całując mnie w górną wargę.
      - Hej, a szczotka! - wydarłam się po chwili ciszy. Wyglądam jak stara miotła, nie sądzę aby blondyn miał w pokoju chociażby grzebień.
      - Rydel już przyniosła. - zaśmiał się, chwycił mnie w talli, następnie przeniósł znów na swoje łóżko. Podał mi różowy przedmiot, chwilę później padł na poduszkę i przymknął oczy. Jak tylko uporałam się z rozczesaniem włosów, położyłam się wygodnie obok Rossa, który już zaczął przysypiać.
      - Dzisiejszy wieczór był idealny, świetnie się bawiłam. - wyszeptałam, okrywając się miękką, żółtą pościelą. Chłopak uniósł powoli zmęczone i ciężkie powieki, spojrzał mi głęboko w oczy i się szeroko uśmiechnął. - Nie będę narzekać jeżeli kiedyś zechcesz to powtórzyć. - dodałam, przygryzając lekko wargę. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale wyraźnie go tym pobudziłam. Nadal nic nie mówił, oparł się na łokciach, chwilkę jakby się wahał, po chwili podjął jednak decyzję, po czym przerzucił cały ciężar ciała na mnie. Nie trwało to długo, kilka sekund później podsunął kolana pod moje pośladki, podparł ręce tuż obok mojej głowy, po czym z ogromnym pożądaniem w oczach wpił się w moje usta. Bez większego namysłu oddałam pocałunek. Byłam lekko spięta, jednak gdy poczułam jak Ross przenosi swoje ciepłe dłonie z mojej talii na piersi, zaczęłam rozluźniać mięśnie i oddawać się chwili...
      - Ross, mam nogę w gipsie. - wydyszałam między pocałunkami, którymi cały czas blondyn mnie obdarowywał. W sumie jakoś za bardzo mi to nie przeszkadzało... Ale czułam się jednak troszkę niekomfortowo.
      - Będę delikatny, obiecuję. - mruknął, chwilę później jego twarz znalazła się tuż przy mojej kobiecości. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, ogromna fala rozkoszy ogarnęła moje całe ciało, lekko mnie paraliżując. Język chłopaka zwinnie drażnił moją łechtaczkę, powodując delikatne i przyjemne pulsowanie całego podbrzusza. Ja z kolei zupełnie rozluźniłam mięśnie dając tym samych blondynowi pełną kontrolę nam moim ciałem. Zaczęłam dodatkowo mruczeć z narastającej rozkoszy i podniecenia. Każdy jego dotyk był niesamowity i wprawiał mnie w otchłań szaleństwa, pojęcia nawet nie mam kiedy we mnie wszedł. Poczułam tylko lekkie pchnięcie, które z czasem zmieniło się w delikatne i jednostajne ruchy. Cały czas miałam zamknięte oczy, czułam jedynie przyspieszony oddech Rossa, który cały czas był nade mną pochylony, od czasu do czasu pieszcząc językiem moje nabrzmiałe piersi.
      - Ciii... - przerwał nagle, wyszedł ze mnie, a ja poczułam jakby ktoś właśnie przerwał taśmę mojego ulubionego filmu. - Nie krzycz tak bo na dole pomyślą, że cię tu obdzieram ze skóry. - zaśmiał się, po czym pochylił głowę i zaczął muskać językiem moją spoconą szyję. Ja z kolei powoli podniosłam powieki, wszystko widziałam jakby przez mgłę, byłam zmęczona i rozpalona jednocześnie. Objęłam blondyna za szyję, wplotłam dłonie w jego mokre włosy... Coś mi jednak nie pasowało. Przeniosłam szybko ręce na jego klatkę piersiową, natknęłam się na wilgotny materiał...
      - Bandaż? - wyjąkałam, łapiąc łapczywie powietrzę. Dopiero teraz zauważyłam, że ma owinięty brzuch i prawe udo. Spod skrawków białego włókna dało się zauważyć popażoną skórę. - Co się stało?
      - Nic, nie przejmuj się. - szepnął, kładąc się tuż przy mnie. Ściągnął ze mnie podkoszulek, chwycił następnie w talii, po czym delikatnie przewrócił na bok. Wtulił twarz w moją szyję, jedną ręką zaczął pieścić moje piersi, drugą z kolei uniósł jedną nogę w górę, zostawiając na pościeli tą zatuszowaną w gipsie. - Wygodnie? - zapytał cicho. Kiwnęłam jedynie twierdząco głową, kilka sekund później znów poczułam jak we mnie wchodzi, drażniąc tym samym moją łechtaczkę. Zaparłam się nieco rękoma o róg łóżka, przymknęłam powieki i znów odpłynęłam, jęcząc i dysząc coraz głośniej. Blondyn pchał coraz mocniej i głębiej, powodując głośne skrzypienie łóżka, które aż się uginało pod wpływem jego siły. Ja z kolei wiłam się jak wąż, próbując zapanować nad tą falą namiętności. Nie było to jednak łatwe, miotałam się po całej pościeli, zwalając na podłogę wszystkie poduszki, które zdołałam dosięgnąć. Po kilkunastu minutach zaczęliśmy szczytować, Ross w ostatniej chwili wycofał członka z pochwy, dość spora ilość spermy znalazła się więc na mojej nodze i prześcieradle. Cali spoceni i zdyszani wtuliliśmy się w siebie. Nieziemskie uczucie... Bez słowa blondyn znów zaczął mnie całować i pieścić intymne miejsca. Chciałam się odezwać, odwrócić do niego, pocałować... Ale nie miałam już sił. Ross cały czas błądził dłońmi po moim ciele, pozwalałam mu jednak na wszystko, czułam się wyśmienicie, nie wiem nawet kiedy zasnęłam, wtulona w jego silne ramiona...

      ~~
      DZIEŃ PÓŹNIEJ
      - Dalej, pakujemy się, no już, już! - od rana w domu Lynchów górował władczy i stanowczy głos Rikera, który pilnował aby wszystko odbyło się zgodnie z planem i w wyznaczonym czasie. - Spakowałeś już wszystko? - zapytał, spoglądając od niechcenia w stronę Ratliffa, który wlepiał wzrok w piękne i zgrabne ciało Rydel.
      - Tak, już wszystko... A nie, zapomniałem o jednej torbie. - stwierdził perkusista, drapiąc się mozolnie po głowie. Nie miał jednak zamiaru ruszyć się z miejsca.
      - To co tak siedzisz? Za dziesięć minut odjeżdżamy, pakuj swoje manatki. - warknął, wodząc wzrokiem po całym bagażniku. - A gdzie rzeczy Rossa? - burknął.
      - To się jego zapytaj. - odpowiedział sucho, odwrócił się na pięcie i skierował w stronę mieszkania. Riker odprowadził go tylko wzrokiem, mrucząc pod nosem z niezadowolenia. - RYDEL! - wydarł się po kilu minutach.
      - Co się znowu stało? - zapytała obojętnym tonem.
      - Gdzie są torby Rossa? - powtórzył, obserwując Rockiego, który z ogromnym bananem na twarzy upychał kolejną walizkę Cleo.
      - To się jego zapytaj. - odburknęła, nieświadomie kopiując odpowiedź perkusisty.
      - Kurwa mać, pytam się to mi odpowiedz! - chwycił siostrę za nadgarstek i gwałtownie odwrócił w swoją stronę. Ratliff, widząc całe to zajście, bez namysłu podbiegł do szarpiącego się rodzeństwa i wyrwał przyjaciółkę z mocnego uścisku basisty.
      - Są u niego w pokoju, zluzuj trochę. - oburzył się, tuląc instynktownie Rydel w swoich ramionach. Dziewczyna szybko się opamiętała, odepchnęła perkusistę i z ogromnym grymasem na twarzy weszła do mieszkania.
      - Wieczne fochy. - mruknął Riker, kiwając głową na boki. Ell jedynie wzdychnął, wzruszył ramionami i podążył śladami blondynki. Jak tylko wszedł do domu, zastał ją zapłakaną, opartą o wysepkę kuchenną.
      - Hej, pączku... - zaczął niepewnie. Sam nie wiedział co ma robić, przytulić, oddalić się czy też usunąć z jej życia na dobre.
      - Nic mi nie jest. - skłamała. - Spakuj się do końca, ja pójdę do Ossiego. - skwitowała, po czym szybkim krokiem udała się na górę. Nie chciała wylewać teraz swoich żali i zmartwień. Przystanęła pod drzwiami brata, zapukała cicho i z lekkim zawahaniem nieco je uchyliła. W tej samej chwili w progu stanął Ross.
      - Ossy, za dziesięć minut jedziemy. - wyjaśniła, rozglądając się po pokoju. - A gdzie masz Demi?
      - Tu jestem, poczekajcie chwilkę, już kończę! - wydarłam się, kończąc pisanie mojego poradnika. W sumie to już zaczęłam bazgrać jak kura pazurem ale nie chciałam aby znów Ross oberwał za spóźnienie. - pięć minut i już będę gotowa!
      - Zabierasz ją ze sobą? - szepnęła z uśmiechem, patrząc na brata. On jednak nie odwzajemnił jej entuzjazmu, pokiwał przecząco głową i spuścił wzrok. - Przykro...
      - To nic, zaraz zejdę na dół. - przerwał, zamykając powoli drzwi. Wzdychnął ciężko, odwrócił się na pięcie, podszedł do mnie i objął od tyłu, całując jednocześnie w policzek.
      - Tak w ogóle co tam tak piszesz? - zapytał, zerkając przez moje nagie ramię. Pospaliśmy sobie troszkę dłużej, przez co nie zdążyłam nawet się ubrać. Owinęłam jedynie nagie ciało prześcieradłem i od razu usiadłam przy biurku. To nie był dobry pomysł bo blondyn cały czas próbował je ze mnie ściągnąć...
      - Przestań, nie musisz wszystkiego wiedzieć. - wytknęłam mu język i podciągnęłam nieco biały materiał.
      - Kapryśna jesteś, w nocy byłaś bardziej uległa. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Aż przeszły mnie ciarki.
      - Hmm, może dlatego, że ty byłeś bardziej przekonujący? - odpowiedziałam, unosząc obie brwi w górę. Sama się sobie dziwiłam, że te słowa wyszły z moich ust, nigdy wcześniej nie byłam tak odważna. Czułam jednak, że pale się od środka, policzki pewnie miałam już całe purpurowe.
      - Ooo, to może pozwolisz, że zrobię... - nie dokończył, zerwał ze mnie prześcieradło, po czym chwycił szybko w ramiona aby chwilę potem przenieść mnie na łóżko. Śmiałam się na całe gardło, krzycząc jednocześnie aby mnie zostawił w spokoju. Ten jednak nie miał zamiaru przestać. Wpił się w moje usta, delikatnie masując mój napięty brzuch.
      - Woops, chyba wam przeszkadzam? - odezwała się Cleo, która stała w progu z głupkowatą miną i komórką w ręku. Ross na jej widok szybko okrył mnie kołdrą, po czym z mordem w oczach zerwał się z łóżka.
      - A ty czego tu kurwa chcesz? - wydarł się, zaciskając pięści. Myślałam, że zaraz ją uderzy... - Kto ci kazał tu w ogóle wejść, to mój pokój!
      - A tak, chciałam zobaczyć co porabiasz. - odpowiedziała zadziornie, zerkając co chwila w moją stronę. - Nie wiedziałam, że masz tu nagą dziewczynę. - uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. - Znowu. - dodała szeptem.
      - Wynoś się. - warknął, szarpiąc Cleo. - I nigdy więcej się tu nie pokazuj i nie właź mi w drogę.
      - Wystarczy jak ty będziesz wchodził we mnie. - puściła blondynowi oczko, odwróciła się i wyszła z pokoju. Niestety nie byłam w stanie usłyszeć co tam bełkota pod nosem...
      - Co za szmata. - Rossa znów opętał huragan złego humoru. Stał tak chwilę, jakby analizował co tak właściwie chciała od niego szatynka.
      - Aha, bym zapomniała. - wtrąciła, ponownie wchodząc bez pukania. - Riker mówi abyś się pospieszył, masz trzy minutki.
      - Psss... - syknął z niezadowolenia. - Przepraszam za nią. - zwrócił się do mnie, wcześniej przykładając kij od hokeja do drzwi.
      - No nic, podaj mi moje rzeczy, proszę. - uśmiechnęłam się, wskazując palcem szafkę, która stała obok biurka. - Muszę się ubrać. - chłopak nic nie odpowiedział, zrobił to, o co go poprosiłam, po czym wziął do ręki walizki. - Jak się ogarniesz, przyjdź, dobrze? - był taki smutny, że zrobiło mi się go żal... No ale nie mogę jechać... Czy mogę...?
      - Jasne. - nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć, czułam się głupio. Ross uśmiechnął się pod nosem, chwilę później wyszedł z pokoju i skierował się na podwórko.
      - No nareszcie! - wydarł się Riker, widząc najmłodszego brata. - Kurwa, dłużej spać się nie dało? - zapytał jakby sam siebie. Nie miał zamiaru spoglądać na nastolatka dłużej niż kilka sekund. Blondyn prychnął jedynie, wrzucił następnie torby do bagażnika i bez słowa oddalił się na bok. Nie mógł znieść widoku Rockiego i Cleo.
      - Dobra, to się pakujcie. - zarządził najstarszy. Nikomu jednak się nigdzie nie spieszyło, każdy zatopiony był we własnych myślach.
      - Ossy, nie jesteś głodny? - Rydel jak zawsze była zatroskana o najmłodszego. - Nie jedliście śniadania.
      - To nic, wujek odwiezie Demi do przyjaciółki, tam już czeka na nią śniadanie. Ja sobie poradzę, jak już będę mieszkał sam, nikt nie będzie mi wytykał ile zjadłem a ile zjeść powinienem. - wyrzucił, z żalem spoglądając na basistę.
      - Nie wygłupiaj się, nigdzie się nie wyprowadzisz. - powiedziała stanowczo.
      - No dalej, pogadacie sobie w drodze. - wtrącił rozgniewany Riker. Ross znów prychnął pod nosem, po czym ponownie oddalił się od rodzeństwa. Rydel z kolei wpakowała się do auta aby nie narażać się znów na obelgi ze strony  Rikera. Ratliff również miał zamiar zając swoje miejsce, szybko jednak do niego podbiegłam i chwyciłam za rękę. Kątem oka zauważyłam, że Ross się nieco naburmuszył, widząc jak wręcz rozpędzona, oczywiście na moje możliwości, wpadam w ramiona perkusisty. Nie chciałam jednak rozmawiać z nim przy Rydel.
      - Coś nie tak,  rudzielcu? - zapytał zdziwiony. Wyraźnie widziałam, że chce usiąść obok blondynki, musiałam go jednak na chwilę zatrzymać.
      - Z tego co wiem, między tobą a Rydel nadal jest źle... - zaczęłam niepewnie. Ratt aż uniósł brwi ze zdziwienia. Po chwili jednak przytaknął. - Proszę. - wepchnęłam w jego kieszeń kawałek papieru, po czym spojrzałam w jego zaciekawione oczy. - Napisałam tam co masz zrobić... To znaczy co Rydel by chciała abyś zrobił... - plątałam się. - To skomplikowane ale uwierz mi, że jak postąpisz według tego co napisałam, masz ogromną szansę ją odzyskać. O więcej nie pytaj, nie chcę was opóźniać. Trzymam kciuki. - dodałam, wymawiając wszystko na jednym oddechu. Ratliff się tego wyraźnie nie spodziewał, stał jak słup soli, wpatrując się w moje czerwone policzki.
      - Dziękuję, rudzielcu. - wyjąkał, chwytając za swoją kieszeń. Zgaduję, że nie wiedział za bardzo o co chodzi, miałam jednak wrażenie, że mi ufa. Odpowiedziałam  chłopakowi jedynie uśmiechem, chwilę później stałam już w ramionach niezadowolonego Rossa.
      - Przepraszam, musiałam przekazać coś Ellowi, nie bądź zły. - wymamrotałam.
      - Nie jestem zły. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Jest mi głupio, przykro, źle...? Nie wiem. - jęknął. - Będę tęsknił. - dodał, pochylając się nade mną. Kilka sekund później złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
      - Też będę tęsknić... - wydukałam jak tylko blondyn przestał przygryzać moje wargi. - Czas szybko zleci, zobaczysz. - dodałam pokrzepiająco.
      - Nie mamy całej wieczności. - wtrącił zniecierpliwiony Riker, który był już gotowy do drogi.
      - Życz mi powodzenia. - zaśmiał się Ross, po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. - Wujek odwiezie cię do Maji. - powiedział, odgarniając moje rude włosy z czoła. - Kocham cię. - mruknął, przykładając dłoń do mojego policzka.
      - Ja ciebie też. - odpowiedziałam jak blondyn wsiadał już do auta. Nie zdążył jeszcze dobrze zamknąć drzwi a Riker już ruszył z miejsca. Ross do samego końca wpatrywał się we mnie zaszklonymi oczami, machając jednocześnie na pożegnanie...

      NOTKA


      Joł, cześć i czołem!

      Jak obiecałyśmy, tak też zrobiłyśmy <3 Jest next! To takie wprowadzenie, mamy nadzieję, że kolejnym Ossdziałem Was tak nie zanudzimy :P Hmmm zobaczymy co Ell takiego zrobi aby odzyskać swoją ukochaną ^-^ Mrau!

      Tak sobie myślimy aby napisać świątecznego One Shota... Nie wiem, chcecie :P? Od 20 grunia mam wolne w pracy także na Wigilię mogłabym coś skrobnąć :D

      Uwielbiam ten moment ... xD Ross *u*



      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
      KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

      wtorek, 24 listopada 2015

      Znowu nie ma nexta :C

      Hej kochani. Bardzo przepraszamy za tą zwłokę ale niestety obowiązki przerosły nasze siły. Tak się składa, że dopiero wróciłam do domu (jest 23.00!), zaraz idę spać aby wstać do roboty na 6.00 ....  Tak już kolejny tydzień z kolei. Nie jestem wstanie pisać, Maja tak szczerze traci wenisko... Ja przez cały czas opiekuje się babcią mojego chłopaka. Dziwne może, ale niestety. Babunia ma raka, jest w ciężkim stanie, musi mieć całodobową opiekę więc ,,mój wolny czas" poświęcam właśnie jej. Musicie zrozumieć, mimo, że jej dni są policzone to nikt z nas nie jest wstanie jej tak po prostu zostawić. Każdy jest przy niej i obdarza ją opieką. Postaram się dodać next w weekend, jak nie uda mi się to pewnie w tygodniu bo przyjeżdża rodzinka i będzie więcej osób do pomocy więc na godzinkę, dwie, będę mogła się urwać i coś tam nabazgrać.

      Przepraszamy jeszcze raz i prosimy i zrozumienie. Cierpliwie czekajcie!

      czwartek, 12 listopada 2015

      Rozdział XLIX

           Ross przez cały czas opowiadał mi o swoim pomyśle na teledysk. Był nim tak zachwycony, że aż kilkakrotnie przejechał na czerwonym świetle. Na szczęście bez żadnych poważnych konsekwencji. W sumie to nie mam pojęcia gdzie mnie chce zabrać...  Całą drogę towarzyszył mi dreszczyk niepokoju, bałam się, że coś popsuje, źle zrobię albo odpowiem coś niestosownego... Nigdy przecież nie byłam na randce! Mogłam tylko liczyć na rady, które dostałam od Majaka. Ale mimo tego czułam się jednak zrelaksowana, spokojna i z ogromnym zaciekawieniem słuchałam jego monologu. Pomysł miał naprawdę ciekawy i oryginalny. Opowiadał z taką pasją i entuzjazmem, że nie sposób było go ignorować. Ross skupiał się wyłącznie na filmie, mogłam więc mu się dokładniej przyjrzeć. Jak tylko otworzyłam drzwi od domu, zauważyłam jakąś różnicę. Ale sama nie wiem do końca o co chodzi... Ross sprawiał wrażenie strasznie zmęczonego, miał smutne, szare oczy, niewielki grymas na twarzy, do tego okropnie się garbił. No i chyba nieco schudł... Kości policzkowe na jego twarzy rysowały się o wiele bardziej niż zwykle. Reszta ciała chowała się za ubraniem, mimo to zauważyłam skrawek białego materiału pod jego koszulą. Bandaż? Coś mi tu nie gra. Ale pomijając fakt jego wyglądu, czułam, że jest wesoły i szczęśliwy.
      - Ale wiesz... - dodał cicho jak już skończył opisywać ostatni szczegół teledysku. Wyczułam nutkę niepewności w jego głosie. Spoważniał i znów zaczął. - Tak czy siak nie przedstawię pomysłu swojemu rodzeństwu.
      - A to niby dlaczego? - zdziwiłam się. - Jestem pewna, że wyszłoby genialnie!
      - Być może... Mnie się podoba ale nie sądzę aby reszta wczuła się w taki klimat. - westchnął cicho. - A dlaczego mi się tak przyglądasz? - dodał, czując na sobie mój przenikliwy i ciekawski wzrok.
      - Eeee... - kurcze, zauważył! Nie potrafię być dyskretna. - Wyglądasz jakoś inaczej... - wyszeptałam. Nie chciałam kłamać, bo i po co. Ewidentnie coś się zmieniło. Ross spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechnął się szeroko i puścił oczko. Temperatura w aucie nagle wzrosła, musiałam uchylić nieco okno. Czułam bowiem, że się rumienie i dosłownie wtapiam w fotel.
      - Zmęczenie. - odpowiedział po chwili namysłu. - Przepraszam, musiałem serio dużo spraw załatwić. No i niestety nie wszystko związane było z trasą i naszymi koncertami. Matko, jaki problem robili za to rozbite zastępcze auto... - westchnął, przewracając teatralnie oczami.
      - Jeny! - krzyknęłam na całe gardło. Blondyn aż podskoczył lekko na siedzeniu, zwolnił i momentalnie spojrzał mi prosto w oczy.
      - Co się stało? - zapytał przerażony.
      - Zupełnie o tym zapomniałam! Przecież to Zack kierował! Ale obiecuję, że zwrócimy koszty, tylko nie teraz... - wypaliłam zawstydzona. Chłopak nadal patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. - Leczenie mojego brata jest kosztowne, nie mamy za dużo pieniędzy. - dodałam nieco ciszej. Z jednej strony było mi wstyd, z drugiej jednak nie bałam mu się o tym powiedzieć. Dziwne, ale przy Rossie moje ciało i myśli zawsze płatają figle.
      - Nic nie jesteś mi winna. - zachichotał. - Po prostu ta baba w urzędzie była taka wredna, że gdyby nie było ze mną Rydel, trzepnął bym ją porządnie. Kurde, taka wredota, że nie wiem. - dodał wesoło. - Hej, wybacz. - powiedział, widząc moją zakłopotaną minę. - W sumie to idiota ze mnie. Wygaduje ci jakieś farmazony o teledysku, a ty pewnie zamartwiasz się o brata i w ogóle...
      - Nie przeszkadza mi to, co mówisz, nie masz za co przepraszać. - wtrąciłam. - Po prostu ostatnie kłótnie z rodzicami mnie tak pochłonęły, że totalnie zapomniałam o tym samochodzie.
      - No i niepotrzebnie przypomniałem. - mruknął cicho. Położył następnie dłoń na moim kolanie, delikatnie je masując. Znów ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła, aż musiałam bardziej otworzyć samochodowe okienko. Trzeba ochłonąć! - Hej, maleńka, niczym się nie przejmuj. Wszystko załatwione. - dodał pokrzepiająco . Odpowiedziałam mu tylko lekkim uśmiechem. - Mówiłem ci, że ślicznie wyglądasz? - zapytał, przygryzając dolną wargę.
      - Ze sto razy, głuptasie. - zachichotałam, odgarniając włosy z czoła. Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem, nic już jednak nie powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy odwrócił się i zaczął wodzić wzrokiem po okolicy. Znałam to miejsce bardzo dobrze. Zawsze chodziłam tu z Majakiem na hot-dogi, ponieważ nastolatek, który sprzedawał w budce, był strasznie przystojny i startował do mojej przyjaciółki. Ku mojemu zaskoczeniu, kilka minut później, Ross zaparkował na dużym, pustym parkingu obok wspomnianej wcześniej budy z fast foodem. - No, my tutaj.
      - Tutaj? - zdziwiłam się. Byliśmy sami, w pobliżu nie było żadnej restauracji czy czegokolwiek. Zaczęłam się lekko niepokoić.
      - Tak. - rzucił, wychodząc z samochodu. Podszedł następnie do moich drzwi, otworzył je i pomógł mi wysiąść. Podał następnie kule i wziął mnie pod pachę. - Bo wiesz co...? - zaczął niepewnie. - Bo tego, w szkole... To nie był pierwszy raz jak cię zobaczyłem. - dodał cicho.
      - Serio? - wypaliłam. Ajć, ja to potrafię... Nie umiem się zachować przy chłopaku...
      - Serio. - powtórzył. Chwilę później zaczął iść przed siebie, lekko ciągnąc mnie ze sobą. Otaczała nas tajemnicza i głucha cisza, wysycona romantyzmem. Tak, było romantycznie, ale równocześnie za spokojnie.  - Dużo surfuje, jak tylko się tu wprowadziłem to od razu pobiegłem na plażę. - zaczął z uśmiechem. - Zobaczyłem cię jak stałaś w kolejce po hot-doga. - dodał jak już byliśmy na pustej plaży. - Było tutaj sporo ludzi, których zwykle omijałem z pogardą. Ale pewnego dnia zobaczyłem właśnie ciebie. Twoje krwisto-rude włosy strasznie się wyróżniały... Do tego miałaś na sobie żółty podkoszulek, a wiesz, że lubię ten kolor. - ponownie przygryzł dolną wargę i mocno mnie przytulił.
      - Wiem... - wydusiłam. Znowu czułam, że się topie pod wpływem jego słów. To urocze...
      - Już wtedy coś we mnie pękło i poczułem coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyłem. A jak wiesz, napotkałem na swojej drodze wiele dziewczyn... - zaciął się, patrząc w moje oczy. Znów otuliła nas cisza, która pozwalała na krótkie, osobiste przemyślenia. Będąc w ramionach blondyna, nie mogłam jednak skupić swoich myśli. - Potem jak tylko tu przychodziłem, wypatrywałem czy aby cię nie ma. - szepnął, pochylając się nad moim uchem. Czułam, że to co mówi, strasznie go krępuje, ale widać również, że chce mi to wyznać. Dwa w jednym. Znowu. - Już wtedy wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. - dodał, ponownie patrząc mi w oczy. Kilka sekund później złożył delikatny pocałunek na moim rozpalonym policzku. - Ale nadal zachowywałem się jak ostatnia świnia. Zmieniłaś mnie, za co dziękuję. - dodał, odgarniając moje rude włosy z czoła. Nie powiem, byłam lekko zdziwiona. Wpatrywałam się w jego szarawe oczy, byłam sparaliżowana, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Uśmiechałam się tylko jak dziecko na widok lizaka. Co za żenada. Porady Majaka właśnie mi wyleciały z głowy, totalna pustka, byłam w transie, jakby zahipnotyzowana.
      - Zaskoczyłeś mnie. - wypaliłam. - Ale oczywiście pozytywnie. - dodałam, widząc jak uśmiech powoli znika z jego twarzy.
      - Nadal nie jest u mnie za dobrze, ale staram się. Wiem, że te wszystkie problemy są przeze mnie ale powoli je układam i stopniowo rozwiązuje... - powiedział. - Tak w ogóle jestem zdziwiony, że nie jesteś na mnie zła za to, że nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz... - dodał, prowadząc mnie w głąb plaży. Widząc, że trudno jest mi się poruszać na piasku, chwycił mnie w ramiona, delikatnie pocałował w czoło i znów szedł przed siebie.
      - To nie twoja wina, daj sobie spokój. - odparłam, wtulając się w jego klatkę piersiową.
      - Moja, moja. - wtrącił po kilku minutach. - Uwierz mi, że chciałem. Telefon odzyskałem dopiero jak wytłumaczyłem się przed profesorką dlaczego tak bardzo zaniedbuje szkołę i takie bzdety. Nie wiem co ją to obchodzi skoro nie jestem już uczniem jej placówki. - wzdychnął. - Nauką zajmę się po trasie. - dodał, widząc, że chce coś powiedzieć.
      - Miałam właśnie zapytać gdzie będziesz teraz chodził do szkoły. - musiałam się wtrącić, to poważny temat.
      - Nie wiem, nie zajmowałem się teraz tym. Za dużo spraw na głowie, te najmniej ważne zostawię na sam koniec. - powiedział stanowczym tonem. - Zresztą matura nie jest mi do niczego potrzebna. - dodał, lekko kołysząc mnie na boki. Ja już nic nie odpowiedziałam, przewróciłam jedynie oczami i posłałam mu pouczające spojrzenie. Szliśmy tak jeszcze dobre kilka minut, było jednak bardzo przyjemnie. Delikatny wiatr owiewał moją twarz a blondyn co chwila nucił  pod nosem inną nutkę, wywołując u mnie lekkie napady śmiechu. Jak tylko doszliśmy do małego klifu, Ross postawił mnie na ziemi, po czym namiętnie pocałował w usta. - Tęskniłem za twoim ciałem. - mruknął, chwytając mnie za pośladki. Bez namysłu zarzuciłam ręce za jego szyję i znów złączyłam nasze usta. Przerwałam jednak jak poczułam dłonie Rossa w okolicach mojej kobiecości.
      - Starczy. - szepnęłam. Chciałam się od niego odsunąć, on jednak mocno mnie trzymał.
      - Czyli nie tęskniłaś? - zapytał, wykrzywiając usta w podkówkę. Oczy miał jednak roześmiane.
      - Tęskniłam, głuptasie. Bardzo. Ale wiesz, powoli. - dodałam, wytykając mu język. On jedynie uniósł brwi w górę, oparł czoło o moje, po czym przeniósł dłonie na moją talie.
      - Tak ogólnie to mam nadzieję, że u ciebie jest już nieco lepiej...? - zapytał, gładząc opuszkami palców mój rozpalony policzek.
       - No wiesz... Ostatnio nie mogę się dogadać z rodzicami, jak tylko mówię o tobie to... - urwałam. Blondyn spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć ,,a nie mówiłem, to znów moja wina!”, stał jednak cicho i nie odrywał wzroku od moich zielonych oczu. Po krótkiej chwili kąciki jego ust się jednak podniosły, odwrócił mnie delikatnie i objął od tyłu.
      - O rany, to wszystko dla mnie!? - krzyknęłam, widząc małe, zadaszone pomieszczenie w którym znajdował się stolik zastawiony jedzeniem, obok stały dwa krzesła, na podłodze leżał duży, żółty dywan a w każdym rogu stały piękne, kolorowe kwiaty. Wszystko oświetlały małe płomienia ze świec, które znajdował się na stole w towarzystwie szampana i butelki wina. - Jak romantycznie! - rozmarzyłam się, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Było pięknie.
      - Podoba ci się? - zapytał lekko zaskoczony. Zdawało mi się, że odetchnął z ulgą.
      - Jasne, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym bez namysłu wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Ross odwzajemnił gest ze zdwojoną siłą, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Kilka minut później zaprowadził mnie do stolika, nalał szampana do pucharku i odsłonił zastawione talerze. Wszytko wyglądało pysznie i tak pięknie! Dopiero teraz zauważyłam płatki róż na podłodze... Coś niesamowitego. Czułam się jak księżniczka! - Na pewno zadałeś sobie sporo trudu aby to przygotować, dziękuję, jeszcze nikt nie zrobił dla mnie czegoś podobnego.
      - Dla ciebie wszystko. - pomyślał w duchu Ross. - Cieszę się, że to doceniasz. - powiedział cicho. Usiadł następnie naprzeciwko mnie i nalał sobie wina. Zjedliśmy w sumie w ciszy, nie przeszkadzało nam to jednak. Cichy wiatr, wiejący praktycznie ze wszystkich stron, nadawał tajemniczy klimat, świece przypominały mi symbol miłości, sama nie wiem czemu. Mogłabym tu zostać...
      - A jak między tobą i Rikiem? - wypaliłam, chcąc przerwać głuchą ciszę. Lubię ją, jednak teraz trwała zbyt długo. Ross, słysząc te słowa, aż upuścił widelec i się lekko zakrztusił. Byłam pewna, że to pytanie go zdenerwowało, on jednak zdawał się być szczerze zadowolony.
      - Rany, nawet nie wiesz jak to zabrzmiało! - zaśmiał się. - Między mną a Rikiem... - powtórzył ledwo tłumiąc napad śmiechu. - Nie jesteśmy parą! - wykrzyknął. Ja natomiast przewróciłam tylko oczami. - No ale... - zaczął już poważniejszym tonem. - Sam nie wiem. Aktualnie to nie odzywamy się do siebie.
      - Dlaczego? - zapytałam z przejęciem, sącząc powoli szampana.
      - To nie jest takie ważne. - bąknął zawstydzony. Wstał, podszedł do koszyczka, które stał za kwiatami, wziął je i wystawił na zewnątrz. - Deser sobie zjemy bliżej plaży, co? - zapytał, szybko zmieniając temat. - Tak szczerze to byłem pewny, że sobie poserfujemy ale głupi zapomniałem, że masz nogę w gipsie. - dodał, po czym znów chwycił mnie w ramiona. - Nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz.
      - Wszystko rozumiem, miałeś sporo na głowie. - powiedziałam pokrzepiająco. Blondyn jedynie się lekko uśmiechnął, następnie schylił ostrożnie po koszyk i wyszedł z altany. Zatrzymał się dopiero po kilku minutach. Ostrożnie odstawił mnie na ziemię, wyjął następnie czerwony kocyk, po czym rozłożył go na piasku. Pomógł mi usiąść, chwilę później usadowił się tuż obok mnie.
      - Smakowała kolacja? - blondyn przytulił mnie mocno i wtulił twarz w moje rude włosy.
      - Oczywiście, że tak. Wszystko było pyszne. - odparłam, chwytając go za rękę. - A co z Ally i dzieckiem? - zapytałam jak Ross znów podał mi szklane naczynie. Tym razem było wypełnione czerwonym winem.
      - Rozstali się. - szepnął ledwo słyszalnie. Mimo tego, zdołałam go zrozumieć. Byłam w szoku, aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
      - Co? - zapytałam z niedowierzaniem. - Jak to się rozstali!?
      - Przeze mnie. - jęknął. - Jestem przyczyną wielu problemów, już mam dość. Jest gorzej niż było, ogólnie jak wrócimy z trasy to się wyprowa...
      - Nie możecie się wyprowadzić! - przerwałam mu, po czym wtuliłam się w niego i zaczęłam lekko szlochać. - Nie zostawiaj mnie.
      - Hej, spokojnie, nie płacz. Chciałem powiedzieć, że szukam domu dla siebie, ale spokojnie, zostaje w Kalifornii. - wyjaśnił. - Postanowiłem zamknąć pewien etap w swoim życiu i zacząć nowy. Z tobą. Oczywiście jeżeli ty tego chcesz.
      - Chcę, jasne, że chcę. - mruknęłam. - Ale nie rozumiem dlaczego masz zamiar mieszkać sam i... Ally chyba nie dokona aborcji? - zapytałam ze zdziwieniem. - Tyle się działo przez ten tydzień... Znowu za dużo informacji... No i dlaczego z góry zakładasz, że to twoja wina?
      - Urodzi, spokojnie. Nic nie zakładam, ja to wiem bo słyszałem ich kłótnie. To był ostatni raz jak ze sobą rozmawiali.... znaczy wrzeszczeli na siebie. ,,Bo Ross to, bo Ross tamto, bo przez niego, bo to jego wina..." - chłopak zaczął cytować wypowiedzi najstarszego brata. - Wszystko robię źle, nawet już mi się nie chce przebywać w ich towarzystwie. Tylko Riker ma pretensje ale i tak odbija się to na każdym, a po naszej ostatniej rozmowie jest jeszcze gorzej. Mama nagadała mu wszystko co myślę... Kurcze, chciałem się komuś wyżalić... Źle zrobiłem, że tą osobą akurat była mama. - wzdychnął. - Mam nadzieję, że sobie jakoś w końcu życie poukładam. - dodał z lekkim uśmiechem. - Nie, nie pytaj o nic więcej. Rik nic do mnie już nie mówi, jego spojrzenia jednak ranią tak samo jak słowa. Nic na to nie poradzę. Jak przestał się wyżywać na mnie to napatoczyła mu się pod rękę Ally. Rozważam nawet odejście z zespołu, chociaż to dla mnie bardzo trudne bo mimo wszystko kocham muzykę jaką tworzymy.
      - Nie możesz...
      - Mogę. - przerwał mi,po czym przytulił jeszcze mocniej. Podał mi następnie deser i włączył cichą muzykę z telefonu. - Będzie dobrze, chyba. Wiem, że też masz problemy, zachowałem się jak ostatni głupek, zostawiając cię z tym wszystkim samą ale... Nawet nie wiem czy byłbym w stanie ci pomóc... Jeżeli mogę zrobić coś teraz, powiedz mi.
      - Ja... Matko, mam nadzieję, że chociaż między Delly i Rattem jest okey!
      - Hmm... Rozmawiają ze sobą... Tak, to byłoby na tyle. - odparł, cicho wzdychając. - Ale dość o mnie i zespole, mów co u ciebie. Jak się czuje twój brat? - zapytał, zmieniając temat. Wyczułam, że rozmowa o jego sytuacji w domu go przytłacza. Zapewne spotkał się ze mną aby chociaż na kilka godzin zapomnieć o tym wszystkim, nie będę naciskać. Na pewno nie teraz.
      - Już jest lepiej, za kilka dni wróci do domu. Odzyskał już w pełni świadomość także jest dobrze. Tylko, że...
      - No mów. - zachęcił mnie, czując moje zawahanie.
      - Bo on... Znaczy się ja nie chcę nikogo osądzać ani podejrzewać...
      - Podejrzewać? O co? - zapytał ze zdziwieniem. Ja z kolei bałam mu się powiedzieć, że Zack został otruty i, że podejrzewa znów Rossa o to całe zamieszanie.
      - No o ten wypadek, co było przyczyną i takie tam. - dokończyłam niezgodnie z prawdą. Ross cały czas na mnie patrzył, jakby wiedział, że go okłamuje.
      - Twój brat uważa, że to ja chciałem go otruć, myśląc, że w ten sposób cię dostanę i nikt mi w tym nie przeszkodzi. - skwitował poważnym tonem.
      - Ale jak! Skąd wiesz? - czułam się niekomfortowo, nie chciałam aby to tak wyszło.
      - Austin dużo z tobą rozmawia, prawda? - zapytał. Odpowiedziałam jedynie skinieniem głowy. Nie wiem dlaczego ale poczułam dziwne mrowienie w okolicach brzucha, jak Ross wypowiedział jego imię... - Da, do mnie też przyszedł ze dwa razy.
      - Przepraszam... - wyszeptałam. Było mi naprawdę głupio. - Nie musisz być o niego zazdrosny. - wiedziałam, że blondynowi nie spodoba się fakt, że Austin mnie odwiedza i dużo pomaga. Ale to tylko dobry znajomy!
      - Wiem. - mruknął, marszcząc brwi. - Ale kurwa dlaczego to on o ciebie dba a nie ja? - dodał w duchu.
      - To Ross Lynch! - nagle dotarły do naszych uszu dość głośne krzyki grupki dziewczyn. Wrzaski nasilały się z każdą sekundą. - Tak, to on, to on!
      - No nie wytrzymam! - jęknął niezadowolony blondyn, kilka sekund później oślepił nas blask fleszy a uszy zaczęły pękać od pisków napalonych nastolatek.
      - Dasz nam autograf? Mogę cię przytulić? Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Ross został zasypany falą pytań, ja natomiast byłam obiektem zbędnym i każda, która chciała być bliżej chłopaka, popychała mnie jedynie na boki.
      - Nie, żadnych zdjęć! - warknął, zabierając pewnej brunetce komórkę. - Nie widzicie, że jestem zajęty! - krzyczał, próbując się wydostać z objęć swoich fanek. - Kurwa mać! - kilka sekund później, ktoś mnie szarpnął i jednym, szybkim ruchem wziął na ręce. W pierwszej chwili złapał mnie dość ostry skurcz, czując ciepłe dłonie Rossa, szybko jednak doszłam do siebie. Blondyn biegł szybko przed siebie, nie odwracał się do tyłu, wiedział jednak, że ma bandę fanek na karku. - Do chuja, nawet z domu wyjść nie można! - wydarł się niezadowolony, łapiąc łapczywie oddech. Pięć minut później byliśmy już w samochodzie, dziewczyny pukały w szyby i robiły masę zdjęć, Ross z kolei, z mordem w oczach, odpalił silnik i ruszył przed siebie z piskiem opon.
      - Piłeś. - powiedziałam lekko zniesmaczona.
      - Lampkę wina, spokojnie, to nic takiego, jestem trzeźwy. - odrzekł, zmieniając bieg na wyższy. - Rany, dlaczego nic mi się nie udaje! - warknął, szarpiąc gwałtownie kierownicą.
      - Hej, uspokój się proszę. - skarciłam go spojrzeniem. Kilka chwil później wybuchnęłam jednak śmiechem.
      - Przepraszam. - wyjąkał. - Chciałem spędzić z tobą miły wieczór, jak zwykle nic nie wyszło. Dlaczego tak rechoczesz? - zapytał. Momentalnie z jego twarzy zniknął grymas niezadowolenia.
      - Ja jestem innego zdania. - powiedziałam z uśmiechem. Ross spojrzał na mnie i odwzajemnił mój gest.
      - Naprawdę chciałem...
      - Hahaha, sławny pan Austin Moon ucieka przed bandą fanek! - krzyknęłam, wybuchając kolejną porcją śmiechu.
      - Rany, to nie tak, że się ich boję czy coś, po prostu...
      - O matko! - jęknęłam, wyjmując komórkę z torebki. - Już po północy!
      - Księżniczka musi wybiec z balu? - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że to ja znajdę twój szklany pantofelek.
      - Głupek. - zachichotałam. - O rany, mama dzwoni...
      - Zostań u mnie na noc. - wtrącił blondyn jak już nacisnęłam zieloną słuchawkę.
      - U kogo masz zostać na noc? - zapytała już na wstępie. - Obiecałaś, że o 12.00 będziesz w domu. Tak w ogóle czyj to był głos?
      - Tak mamuś ale.... - zawiesiłam się, patrząc na Rossa. - Jestem u Maji i prosi abym u niej przenocowała. Także wrócę jutro. Nie martw się, wszystko jest okey. Nie odbierałam bo się strasznie dobrze bawię i wiesz, nie mam nawet czasu zerknąć na telefon. - dodałam, nie odwracając wzroku od zadowolonej miny chłopaka.
      - Ale to nie był głos Maji. - powiedziała niepewnie. - Jest z tobą jakiś chło...
      - Coś przerywa, nie słyszę cię! - wydusiłam na szybko. - Jestem u Majaka, nic się nie martw. Do jutra, mamuś. - zakończyłam rozmowę, po czym nacisnęłam czerwony przycisk. - Musiałeś się tak wydrzeć do słuchawki! - zachichotałam. - Moja mama cię usłyszała! - dodałam, udając obrażoną.
      - Ojej, wynagrodzę ci to. - mruknął, przygryzając wargę.
      - O czym ty myślisz? - zapytałam, unosząc obie brwi w górę. On jednak nic już nie odpowiedział. Chwycił mnie ponownie za kolano, po czym nieco przyspieszył.
      ~~
      15 minut później.
      - Hej, ostrożnie tu są schody. Daj, pomogę ci. - Ross chwycił mnie w ramiona, otworzył łokciem drzwi, po czym weszliśmy do jego domu. W środku panowała zupełna cisza, było ciemno a w korytarzu stało pełno walizek.
      - Ossy? - nagle usłyszałam cichy, dziewczęcy głos. To była Rydel. Stanęła przed nami w różowym szlafroku, cała zaspana i zapuchnięta. Na nogach miała duże, puchate kapcie. - Tak wcześnie? - zapytała, przecierając oczy. - O, hej Demi. - dodała gdy już mnie zauważyła. Podeszła bliżej, po czym mocno przytuliła.
      - Tak, jesteśmy już. Mogę chyba jeszcze wejść? - burknął niezadowolony.
      - Dlaczego zadajesz takie pytania? - blondynka posłała bratu smutne spojrzenie, chwilę później otarła łzę, która ukradkiem spłynęła jej po policzku. - Chodźcie.
      - Pójdziemy do mnie, bo je... - Ross nie dokończył, wbił tylko wzrok w punkt, który znajdował się niedaleko przed nim. Zaciekawiona, co tam zobaczył, szybko odszukałam owy obiekt. - Ekhem... - chrząknął, udając, że w ogóle nie ma zamiaru patrzeć... Patrzeć na półnagą Cleo, namiętnie całującą się z Rockym.
      - Oh, wybaczcie. - szatyn, jak tylko oderwał się od swojej partnerki, szybko do nas podbiegł i się przywitał. Dziewczyna z kolei, z rządzą w oczach, wlepiała wzrok w Rossa. - Moja maleńka już się spakowała także jesteśmy gotowi na najlepszą na świecie trasę koncertową! Huuraa! - wydarł się, wziął roześmianą Cleo na barana i wbiegł na górę.
      - Spakowana? - zapytałam z niedowierzaniem. Nie wiedziałam co było gorsze. Widok tych igraszek, czy też fakt, że ta lalunia pojedzie z zespołem w trasę..? Spojrzałam z niepokojem na Rossa i Rydel, oni jedynie wzdychnęli i wzruszyli ramionami.
      - Da...Yyy... Rocky to nasz brat, zresztą Rik zabierał Ally na nasze koncerty, nie mogliśmy mu odmówić aby i on zabrał... Swoją dziewczynę. - odpowiedział z niemałym obrzydzeniem. Wybałuszyłam jedynie oczy, nie wiedziałam jak zareagować na tą wiadomość. - Może i ty pojedziesz? Ze mną? - zapytał z ogromną nadzieją, chwytając mnie za dłonie...


      NOTKA


      Joł, cześć i czołem!

      No witamy, witamy :P Zaprzsamy na nexta! Taki sobie chyba jest... Ale Maja coraz mniej ze mną pisze, no a ja, jak to ja xD Z polskiego zawsze byłam cienka :P No ale poczekajcie na trasę koncertową, tam to się będzie działo ^-^ Mam nadzieję, że to co mam w głowie, uda mi się przelać na strony bloggera xD

      Do nexta :P

      KOCHAM TE FOCIE <3



      CZYTASZ = KOMENTUJESZ
      KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ