poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział XVIII

      - Demi, Demi...! Obudź się! - krzyczał zdezorientowany Ross, potrząsając dziewczyną na wszystkie strony. - Cholerka, no weź otwórz oczy!
- MAJA! - wydarłam się na całe gardło. Byłam cała spocona i zdyszana. Serce waliło mi tak szybko, jakbym przed chwilką przebiegła maraton. - Ona nie żyje!
- Co? Kto znów nie żyje? - blondyn się chwilkę zastanowił, przytulił rudowłosą i wyszeptał:
- Hej, spokojnie to był tylko sen. Jesteśmy na miejscu.
- Na miejscu? - wydukałam przez łzy. Wtuliłam się w Rossa jak w małego, pluszowego misia. Czułam jak całe moje ciało drży ze strachu. Bałam się o Maje.
- Tak. Prosiłaś aby cię podrzucić do szpitala bo chciałaś porozmawiać z przyjaciółką. Ale... - chwilkę się zawiesił, odsunął delikatnie od siebie dziewczynę, spojrzał jej w oczy i mówił dalej. - Ale chyba to nie jest najlepszy pomysł. Kilka minut po tym jak zasnęłaś, wierciłaś się po całym fotelu i krzyczałaś, że ktoś nie żyje... To było dziwne. Może lepiej zawiozę cię do domu abyś odpoczęła, hę? - zaproponował blondyn, patrząc się w wielkie, przestraszone oczy rudowłosej. - Martwię się o ciebie. - wyszeptał jej prosto do ucha.
- To był sen, tak? - zapytałam dla pewności. Byłam w lekkim szoku, mimo wszystko to było takie realistyczne... Lekarze, Erick... Próbowałam pozbierać myśli, rozejrzałam się w koło. Faktycznie, jestem w aucie. Odetchnęłam z ulgą. To był jednak sen. - Dzięki. - dokończyłam, obejmując chłopaka za szyję. Sama nie wiem dlaczego, ale znowu mam dziwne uczucie, które zawsze mi towarzyszy gdy jestem obok niego. Nie umiem go nazwać, ale jest bardzo przyjemne.
- No tak, już mówiłem. To co, jedziemy do mnie? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Nie, chcę porozmawiać z Majakiem. - chciałam wyjść z samochodu, jednak Ross pociągnął mnie za rękę.
- Wiesz, że masz na sobie moje rzeczy? - zachichotał. - Może jednak chcesz się przebrać? Rydel na pewno pożyczy ci jakieś ciuchy.
- Później, teraz nie ma na to czasu. - powiedziałam stanowczo. - Ale... - zawahałam się na moment. Blondyn patrzył się na mnie z zaciekawieniem. - Ty zostajesz tutaj.
- Co? Dlaczego? Nie chcesz abym z tobą poszedł? - wyszeptał cicho, przyciągając mnie do siebie. Nie chcę aby tam poszedł. Przecież on nie wie, że Maja to ta dziewczyna o której opowiadał niedawno z taką erotyczną pasją...
- Nie. Zostań. - odrzekłam, po czym szybko wyszłam z auta.
Odwróciłam się jeszcze aby zobaczyć, czy czasem nie idzie za mną. Na moje szczęście siedział jednak na swoim miejscu i odprowadził mnie jedynie wzrokiem. Nadal trzęsłam się jak osika. Jak dobrze, że to był tylko sen. Oby nic jej się nie stało.
- Przepraszam. - zaczepiłam przypadkową pielęgniarkę.
- Tak, w czym mogę pomóc? - zapytała z szerokim uśmiechem. Patrzyła się na mnie dość dociekliwie, ale nie śmiała chyba zapytać co się stało z moim ubiorem.
- Szukam Maji Lavgard, wie pani w jakiej sali mogę ją znaleźć? - zapytałam, podciągając spodnie, które znów mi się zsunęły z bioder.
- Właśnie byłam u Pani Maji. - zaczęła z uśmiechem. - Sala numer 37.
- Dziękuję. - wyszeptałam, odwzajemniając uśmiech. - A jest tam ktoś z nią?
- Był pewien chłopak, jednak kilkanaście minut temu wyszedł. - odpowiedziała. Ja natomiast skinęłam jedynie głową w geście podziękowania. To dobrze, że nie ma Ericka. Przynajmniej porozmawiam sobie z Majakiem sam na sam. Skierowałam się więc w stronę wyznaczonej sali. Serce zaczęło mi bić szybciej. Nie będę chyba od razu pytać o Rossa. Poczekam aż wyjdzie ze szpitala. Pewnie o policji również nic nie wie... Stanęłam przed drzwiami i poczułam lekkie ukłucie w sercu. Przypomniałam sobie widok jej z Rossem na tej imprezie, potem wypowiedź blondyna, że to nie był ich pierwszy raz. Okłamywała mnie przez cały czas. Zrobiło mi się przykro jak nigdy dotąd. Mimo wszystko wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka, tak cicho, jak tylko mogłam.
- Hej... - wyszeptałam, widząc, że czarnowłosa właśnie przewraca się na drugi bok.
- DEMI! - krzyknęła radośnie na mój widok. Chciała się podnieść z łóżka, jednak ból brzucha jej w tym przeszkodził.
- Spokojnie. - zaśmiałam się lekko i podeszłam do jej łóżka. Usiadłam delikatnie obok niej. Momentalnie mnie przytuliła. Ja natomiast nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Postanowiłam jednak odwzajemnić uścisk.
- Rany, gdzie ty się podziewałaś! Co się w ogóle stało... Matko jedyna! - krzyczała z entuzjazmem. Kiedy się od siebie odkleiłyśmy, obdarowała mnie szczerym, wielkim uśmiechem.
- Miałam nadzieję, że ty mi powiesz... Na tej imprezie... - zaczęłam, jednak czarnowłosa mi przerwała.
- Było O D L O T O W O! - powiedziała, akcentując każdą literkę tego słowa. - Ale, pod koniec byłam już z deczka pijana i... ktoś mnie uderzył. - posmutniała nagle, gładząc swój brzuch. - A ty, jak się czujesz? Dotarłaś do domu ja... CZEKAJ! Co ty masz na sobie!
- Rzeczy? Nie są moje, są Rossa. Ale nie o mnie, lepiej mi powiedz jak ty się czujesz. To ciebie dźgnęli nożem, nie mnie. Powiedz mi kto to zrobił, pamiętasz? - zapytałam z nadzieją. Może właśnie ta osoba zabiła również tego chłopaka. Trzeba to przecież rozwiązać, nie chcę trafić do pudła! Zauważyłam również, że Maja się nieco przestraszyła gdy wspomniałam o blondynie. Ciekawe co mi powie.
- Jesteście razem? - wyszeptała niepewnie, podciągając białą pościel pod brodę.
- Ja i Ross? - zapytałam zgryźliwie, przeszywając ją wzrokiem.
- Tak. Dlaczego masz jego rzeczy...?  - zapytała niepewnie.
- Dał mi je. - powiedziałam sucho.
- No okey... Ale dlaczego? Czy wy... - chrząknęła znacząco, patrząc mi prosto w oczy.
-  Nie jesteśmy razem, chyba oszalałaś. Nie zrobiłam z nim tego. - wyjaśniłam. - Na imprezie ktoś bardzo mocno walnął mnie w głowę i... - chciałam dokończyć historię, jednak Maja mi przerwała.
- O rany, uderzył cię!? Co za cham i prostak! Od razu ci mówiłam! - krzyknęła obrażona.
Tak jasne, mówiłaś mi a sama się z nim puszczasz... Jakie fałszerstwo...
- Nie on. Nie za bardzo pamiętam kto mnie uderzył... Niestety. Ale to na pewno nie był Ross. Ogólnie to wziął mnie potem do siebie, dlatego mam jego rzeczy. -  wyjaśniłam. Maja jednak patrzyła na mnie podejrzliwie.
- Aha... Wiesz, że to głupek, prawda? Zasłużyłaś na kogoś o wiele lepszego. - powiedziała z lekkim, wymuszonym uśmiechem. Kiwnęłam jedynie głową. - No a ja... A ja w sumie nie wiem. Tańczyłam, piłam i się dobrze bawiłam. Mam nadzieję, ze ty również? - zapytała, jednak nic nie powiedziałam. - Dobrze... Nie wszystko pamiętam, przesadziłam z alkoholem ale... Jakiś chłopak zaczął się do mnie dobierać... Ale nie chciał tego, o czym sobie pomyślałaś. Chciał komórkę. Mówiłam mu, że nie dam bo i tak mam mało na koncie. Tak... Szarpał mną dość długo, zakręciło mi się totalnie w głowie. Potem poczułam bardzo mocny ból brzucha i straciłam przytomność. Obudziłam się tutaj.
- Chciał komórkę? Za to, że mu nie dałaś to cię zaatakował? - nie chciało mi się wierzyć. Może znów coś ukrywa. Myślałam, że ten ktoś kto się do niej dobierał to Ross... Ale on nie prosił pewnie o telefon.
- Tak, nie pamiętam dużo, eh... - odpowiedziała z żalem i bezsilnością. Położyła się delikatnie na łóżko i wlepiła wzrok w sufit. - Obym nie miała z tego powodu kłopotów...
Ty już masz kłopoty! - pomyślałam. Teraz jednak nic jej nie będę mówić. Widać, że jest zmęczona, nie będę jej dobijać.
- A gdzie jest Erick? - zapytałam, po chwili ciszy.
- Poszedł do sklepu. Jestem bardzo głodna a tutaj dają koszmarne jedzenie. - odpowiedziała, wyraźnie zadowolona zmianą tematu.
Ona narzeka na jedzenie? W więzieniu to dopiero było obrzydliwe. Ehh... sama bym coś zjadła, nie miałam nic w ustach od kilku dni.
- Aha, a mówił coś o imprezie? Może on zauważył, kto cię zaatakował? - zapytałam po chwili ciszy. Zauważyłam, że Maja znów spochmurniała.
- Dzień dobry, jak się pani dziś czuje? - zapytał lekarz, wchodząc do sali, tym samym przerywając naszą rozmowę. Zauważyłam, że czarnowłosa nieco spanikowała. Ale dlaczego?
- Dobrze, dobrze panie doktorze. Niczego nie potrzebuję. - powiedziała dość szybko, nerwowo spoglądając kątem oka w moją stronę.
Lekarz natomiast przystanął obok łóżka i zaczął przeglądać zeszyt, który przyniósł ze sobą. Poprawił okulary na nosie i zaczął:
- Niestety dziecka nie udało się uratować. Ciosy były bardzo mocne, straciła pani dużo krwi. - zaczął, odrywając wzrok od swoich notatek. - Poroniła pani. Przykro mi. Niedługo zabierzemy panią na małe badania, pielęgniarka przyjdzie za dziesięć minut. - dokończył, uśmiechnął się lekko i wyszedł.
Odprowadziłam go jedynie wzrokiem. Byłam w jeszcze większym szoku. DZIECKO? Jakie znowu dziecko!? Spojrzałam na Majkę, była przestraszona i skołowana. Nie chciałam jej denerwować ale ta informacja wywołała u mnie napływ złości.
- DZIECKO? Ty byłaś w ciąży!? - krzyknęłam z wyrzutem, gwałtownie wstając z łóżka. Spodnie Rossa znów osunęły się z moich bioder, ukazując różowe spodenki. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Patrzyłam groźnym wzrokiem na przyjaciółkę. Maja otworzyła usta, chciała coś powiedzieć jednak wlepiła wzrok w punkt za mną, wybałuszyła oczy i zastygła w bezruchu. - Dlaczego nie odpowiadasz!? - wydarłam się, wymachując nerwowo rękoma. Czarnowłosa nadal patrzyła się w to samo miejsce. Postanowiłam się odwrócić i sprawdzić co tam jest.
- ROSS!? - krzyknęłam, patrząc na blondyna, który stał w drzwiach. - Mówiłam ci abyś poczekał w samochodzie!
Chłopak patrzył na Majaka jak jakiś zahipnotyzowany. Nie dziwię mu się... Przeniósł nagle wzrok na mnie, otworzył usta i zaczął:
- To nie moje dziecko. - wyszeptał, kręcąc przecząco głową. Był jednak lekko zdezorientowany.
- Do jasnej cholery, może mi ktoś wytłumaczyć co tutaj się dzieję!? - krzyknęłam ponownie. Morderstwo, kłamstwa i to dziecko zaczęły mnie po prostu przerastać. Poczułam nagle ostry ból głowy, nogi mi się lekko ugięły i obraz przed oczami się nieco rozmazał. Zrobiło mi się duszno, z trudem łapałam oddech. Zachwiałam się nagle i upadłam na podłogę.
- Panie doktorze! - krzyknął blondyn w stronę jednego z lekarzy. Następnie szybko podbiegł do rudowłosej, objął ją ramieniem i sprawdził puls.
- Co się stało? - zapytał lekarz, wchodząc do sali. Widząc dziewczynę na ziemi, bez chwili zastanowienia do niej podbiegł.
- Zemdlała. - powiedział krótko Ross.
- To nic poważnego. - zapewnił doktor, gdy już zakończył badać dziewczynę.
- Na pewno? - dopytywał blondyn.
- Tak, to pewnie z przemęczenia. - odpowiedział lekarz. - To pana dziewczyna?
- T... Tak. - powiedział niepewnie Ross. - Zajmę się nią.
- Twoja dziewczyna? - zapytała przez łzy Maja. Ross jednak ją zignorował.
- To dobrze. Proszę ją zabrać do domu i zadbać o to, aby odpoczęła. - odrzekł lekarz, wstając z podłogi. W tej samej chwili weszła do pomieszczenia pielegniarka, podeszła do czarnowłosej i zaczęła przygotowywać ją do badań.
Ross podniósł Demi z zimnej posadzki i wstał na równe nogi. Odwrócił się w stronę czarnowłosej, która patrzyła na niego jak na ducha. Wlepiał w nią wzrok przez kilka sekund, po czym bez słowa skierował się do wyjścia.

****
DOM LYNCHÓW

      - Rocky, spakowałeś się już!? - krzyknęła głośno Rydel, składając swoje różowe shorty.
- Taa... W sumie nie! - odpowiedział chłopak.
Blondynka tylko przewróciła oczami i postanowiła pójść do pokoju brata.
- Co ty robisz? - zapytała przez śmiech, widząc, że nastolatek niefortunnie próbuje złożyć swoją koszulę.
- No nie da się! - oburzył się Rocky.
- Ale co się nie da? - zachichotała blondynka. - Wszystko się da. - dokończyła i podeszła do brata. Wzięła od niego ubranie i zwinnie złożyła w kosteczkę. - Widzisz?
- Wooow - zdziwił się Rocky. - Mi nie wychodzi. - posmutniał, spoglądając na resztę ciuchów, które walały się po całym pokoju.
- Znów to samo... - wzdychnęła blondynka. - Daj, ja cię spakuję, a ty idź pomóż Ellowi załadować instrumenty do vana.
- Tak jest sis. - zasalutował Rocky, po czym z uśmiechem wybiegł z pokoju.
Dziewczyna się tylko zaśmiała, usiadła na łóżku i zaczęła składać ubrania chłopaka.
- Jak dzieci... - wyszeptała pod nosem.
- Hej siostrzyczko, lepiej pasuje ten, czy ten? - zapytał Riker, wchodząc do pokoju. W ręku trzymał dwa różne krawaty.
- Hmmm... Weź ten niebieski. - odpowiedziała z uśmiechem. - Mam nadzieję, że ten wyjazd pomoże mamie sobie wszystko przypomnieć. - dodała wzdychając.
- Będzie dobrze. Spakowałaś Rossa? - zapytał, przysiadając obok siostry.
- Tak, torba już stoi na dole. Wiesz, że musisz go przeprosić, prawda? - zaczęła blondynka. Odłożyła spodnie Rockiego na bok, spojrzała na brata i lekko szturchnęła go w ramię.
- Wiem, wybacz. Poniosło mnie. - powiedział smutno blondyn.
- Nie mnie tutaj przepraszaj. Poczekaj aż wróci Ossy. Przeholowałeś. Płakał dość długo. - wyszeptała, kładąc głowę na ramieniu brata.
- Chciałem po prostu aby ten wywiad wypadł dobrze. Sama słyszałaś co on tam mówił... - najstarszy chciał ciągnąć temat, jednak zadzwoniła jego komórka.
- Kto to? - zapytała Rydel, widząc, że Rik wgapia się w ekran iPhona.
- Nie wiem, numer nieznany. Skądś go jednak kojarzę...
- Odbierz. - nalegała Rydel.
- Riker Lynch, w czym mogę pomóc? - zapytał po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Dzień dobry. Z tej strony Pomol, nauczyciela ze szkoły. - odezwała się dość niemiło.
- Ta nauczyciela od biologii. - wyszeptał basista, wcześniej zasłaniając słuchawkę. Rydel spojrzała na niego i dała znać ręką, aby był miły.
- Mam nadzieję, że Ross nic nie nabroił... - zamyśliła się blondynka.
- Tak, coś się stało? - zapytał zrezygnowany Riker.
- Owszem, pański brat znów opuścił zajęcia. Klasa pisała dziś sprawdzian a Rossa znów nie było. Rozumiem, że przez dłuższy czas nie chodził do szkoły bo mieliście występy, ale z tego co wiem, dyrektor wyraźnie powiedział, że od dziś będzie w szkole. - zaczęła kobieta. - Nie ma go jednak od rana. Mam nadzieję, że zdaje sobie pan sprawę z tego, że niedługo matura? Ponoć Ross ma zamiar do niej podejść. Aktualnie nie sądzę aby to było możliwe. - dokończyła.
- Nie ma go w szkole? - zdziwił się Riker. Spojrzał znacząco na siostrę. Rydel jedynie kiwnęła przecząco głową.
- Przecież wychodził z domu, obiecał, że pójdzie na zajęcia. - wyszeptała blondynka, mrużąc oczy.
- Ja nie dopuszczę go do egzaminów, jak będzie nadal postępował w ten sposób. To szkoła na poziomie, tutaj, aby coś osiągnąć, trzeba pracować, a nie się lenić. Ross dostanie ode mnie dodatkowe zadania i testy. Jeżeli ich nie zrobi do końca tego tygodnia to będzie zawieszony. - powiedziała stanowczo pani Pomol.
- Jak to zawieszony!? Nie może pani... - oburzył się basista.
- Owszem mogę. Dodatkowo jak Ross opuści jeszcze jakieś zajęcia to będzie musiał odsiedzieć wszystko w kozie. Straciłam już cierpliwość do tego chłopaka. Widocznie coś było ważniejsze i nie przyszedł. Zero dyscypliny i szacunku dla wychowawców. - mówiła dalej nauczycielka. Rikerowi podniosło się ciśnienie, zacisnął zęby i w skupieniu słuchał, uświadamiając sobie, że kobieta ma po części rację.
- Tak, osobiście zadbam o to, aby się jutro zjawił. Obiecuję. - powiedział, po czym się rozłączył.
- Kurwa! Co on sobie myśli, no! - krzyknął, rzucając telefon o ścianę. - Już mnie serio zaczyna denerwować! Gdzie ten pacan znów poszedł, przecież wie, że musi chodzić do szkoły!
- Uspokój się. - powiedziała smutno Rydel. Wiedziała, że znów się zacznie kłótnia. - Może coś się stało? Nie wiesz tego.
- Taak, znów pewnie zaczepiły go fanki i postanowił spędzić z nimi trochę czasu! - w tej samej chwili ktoś wszedł do domu. - To pewnie on! Już ja mu dam!
- Czekaj Rik! - prosiła Rydel. Wstała szybko i wybiegła za bratem.
- Ross, znów nie wywiązujesz się z obowiązków! Wczorajsza sytuacja niczego cię nie nauczyła, jesteś.... - przerwał jednak, widząc swojego brata, trzymąjącego rudowłosą w ramionach. - Co jej się stało? - powiedział już spokojniej. Rydel aż się wzdrygnęła, widząc Rossa i Demi. Bez chwili wahania do nich podbiegła.
- Ossy, co się stało? - zapytała troskliwie.
- Eeee... - zaciął się. Czuł na sobie wzrok wszystkich domowników, którzy jak na zawołanie, pojawili się w salonie. - Długa historia, ja... Położę ją u siebie. Delly, dasz jej jakieś ubranie? - zapytał siostrę, spoglądając na nią błagalnym wzrokiem. Unikał spojrzenia najstarszego brata.
- Jasne, chodź. - wyszeptała, chwyciła brata za ramię i pociągnęła na górę. - A ty Rik zadzwoń po karetkę!
- Nie... - powiedział półszeptem Ross. Blondynka spojrzała na niego pytająco. - My właśnie stamtąd wracamy. - wyjaśnił chłopak, po czym wszedł do swojego pokoju.
Riker jedynie cicho wzdychnął i przetarł twarz dłońmi.
- Coś mi się wydaje, że z dzisiejszego wyjazdu nici... - wyszeptał cicho. W tej sekundzie ktoś zadzwonił do drzwi. Rik, powoli podszedł i je otworzył.
- Witam. Jest może Ross? - zapytał jakiś rudowłosy chłopak. - Jestem Matt. Ross to mój kumpel ze szkoły. - dopowiedział, widząc zdziwiony wzrok blondyna.
- No okey... Jest na górze. - powiedział znudzony.
- Możesz go zawołać? - nalegał rudzielec.
Rik skinieniem ręki kazał mu zaczekać w progu, sam poszedł po Rossa. Gdy młodszy zjawił się na dole, rudowłosy pociągnął go za rękę na dwór i zamknął za sobą drzwi.
- Ejj, co jest... - zaczął Ross, jednak zamilkł gdy poczuł coś metalowego przy szyi.
- Hej, blondasku, jak cokolwiek powiesz to cię zabiję.... - wyszeptał przez zaciśnięte zęby Matt, przykładają zimny, ostry nóż do gardła blondyna. - A teraz pójdziesz ze mną i zrobisz dokładnie to, co ci powiem...

NOTKA

Hejo! Powracamy po weekendzie z nowym rozdziałem no i co najważniejsze z nowym wyglądem bloga. Bardzo dziękuję dziewczynom z Dellylandu za piękny szablon :3. Mamy nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu!

Egzaminy napisane więc na tę chwilę zero stresu hehe ;p Błędy posprawdzam później więc sorry jak się coś znajdzie. Zostałyśmy również nominowane do napisania One Shota... Dziękujemy i myślę, że wywiążemy się z zadania, aczkolwiek nigdy czegoś takiego nie pisałyśmy.

Zapraszam do czytania i do komentowania. Nie wiemy ile osób czyta boga, ale byłoby miło, gdybyście komentowali. Piszcie co Wam się podoba, a co nie. Wtedy razem z Majakiem będziemy wiedziały co poprawić :3 Najważniejsze abyście byli zadowoleni z nextów :3


Rossik i jego przedziałek na środku...
Moja reakcja:

Ale i tak bym go brała xD
Ale ten przedziałek... A on pewnie sobie myśli, że jest boski ;O Koniecznie musi zmienić fryzjera! :P


wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział XVII

DOM LYNCHÓW

- Znów się spóźni! - krzyczał zdenerwowany Riker. - Nie można na nim polegać!
- Przestań, obiecał, że zdąży. - broniła młodszego brata Rydel.
- Tsaa, już musimy wyjeżdzać. - prychnął najstarszy, nerwowo zarzucił grzywkę do tyłu i wyszedł z kuchni.
- Zadzwonie do niego. - powiedziała spokojnie blondynka. Wyciągnęła telefon i wystukała numer do młodszego brata. W tym samym czasie przyszedł do niej sms. - To Ossy. - wyszeptała i szybko odczytała wiadomość.
- Co? - warknął Rik, wkładając ręce do kieszeni jeansów. - Musi kupić dziewczynie kwiaty? - wysyczał przez zacisnięte zęby. Rydel skaricła go jedynie spojrzeniem. Rocky i Ratliff, którzy do tej pory przysłuchiwali się kłótni, spojrzeli po sobie z wybałuszonymi oczami.
- To nasze Rossiątko ma dziewczyne! I my nic nie wiemy! - żalił się Ell.
- No właśnie! To nie fair! - dołączył się Rocky, patrząc z wyrzutem na starszego brata.
- Nie ma! No i oby nie miał! Powinien się zająć obowiązkami a nie randkami! - krzyknął Rik, wymachując rękoma.
- Co w ciebie wstąpiło... - powiedziała ze smutkiem blondynka. - Jedziemy. - rzuciła krótko, wzięła kluczyki od samochodu, które leżały na stole i wyszła z domu. Reszta zrobiła to samo.
- No a Ross? - zapytał Riker nadal podniesionym głosem.
- Stonuj troszkę, dobrze? - wtrąciła Rydel, wsiadając do auta. - Przyjedzie już do studia. - dokończyła, zapinając pasy. Rik jedynie spojrzał się na siostrę z politowaniem. Usiadł na miejscu kierowcy, odpalił auto i ruszył. Rydel całą drogę patrzyła przez szybę. Nikt się nie odzywał, w aucie panowała napięta atmosfera. R5 spieszyli się na wywiad, w którym mieli nieco opowiedzieć o swoim powrocie na scene. Zwykle przed takimi wydarzeniami mają rewelacyjne humory, jednak nastrój Rikera wszystko psuł. Na miejce dojechali po małej godzince.
- Oby już tam był. - bąknął Rik, wchodząc do ogromnego budynku. Rydel tylko przewróciła oczami i szła równym krokiem za bratem. Po kilku minutach byli już pod pokojem w którym miał się odbyć wywiad.
- No i nie ma go. - powiedział zgryźliwie najstarszy. Chciał coś jeszcze dodać jednak w tej samej chwili zza zakrętu korytarza wyłonił się Ross. Był lekko przygarbiony, miał rozsznurowane trampki i wymiętą koszulę. Dodatkowo miał smutny wyraz twarzy. Widząc rodzeństwo i Ella sztucznie się jednak uśmiechnął. Mimo to Rydel wyczuła, że coś jest nie tak. Blondyn był przygnębiony i wiedział, że oberwie mu się od Rikera. Podchodząc do grupki, spojrzał się prosząco na siostrę. Ta chwyciła Rika, szarpęła nieco i powiedziała aby czasem nie wrzeszczał. Najmłodszy podziękował blondynce mrugnięciem oka. Zauważył jednak, że starszy brat mierzy go groźnym spojrzeniem.
- R5, wchodzicie za 3 minuty! - krzyknął jakiś facet, wyłaniając się nagle zza kotary.
- No dobra... Skoro już wszyscy jesteśmy. - zaczął Rik, patrząc się z wyrzutem na Rossa. - To chodźmy tam i aby nikt czasem nie dał plamy. Wywiad leci na żywo. - dokończył, nadal patrząc na najmłodszego członka zespołu. Ross jedynie kiwnął głową. Tuż przed wejściem Rydel jednak postanowiła zapytać najmłodzego o co chodzi.
- Hej, jesteś jakiś smutny, co się stało? - zaczęła, chwytając brata za nadgarstek.
- Eeee... - zawiesił się na moment, czuł na sobie gniewny wzrok Rikera. - Nic, zupełnie nic. - dokończył, przytulając siostrę. Ta jedynie odwzajemniła uścisk. Wiedziała, że ze względu na basiste, Ross nic jej teraz nie powie. Była jednak pewna, że blondyna ewidentnie coś martwi. Mimo wszystko uśmiechnęła się do brata i pociągnęła w stronę wejścia do pomieszczenia, w którym ma się odbyć wywiad. Od razu jak przekroczyli próg, przywitały ich  okrzyki fanów. Blondyn po raz pierwszy nie chciał się z nimi witać. Czuł się wich towarzystwie nieswojo, wiedział jednak, że musi udawać zadowolonego więc przywitał się z fanami i rozdzał kilka autografów.
- Dziewczyna na której mi zależy nie chce mnie znać... - wyszeptał nagle, chciał aby Rydel to usłyszała,  wiwatujący tłum jednak wszystko zagłuszył. - Weź się w garść, możesz mieć każdą... - próbował się jakoś pocieszyć, usprawiedliwić? Coś mimo wszystko nie dawało mu spokoju.

     Wywiad trwał już dobrą godzinę. Ross przez cały czas był rozkojarzony, nie słuchał pytań i często odpowiadał nie na temat. Riker był wściekły. Cały czas musiał internweniować i poprawiać młodszego brata. Fani nie zwracali jednak na to uwagi. Kochali Rossa i nie przeszkadzało im to, jak się zachowuje. Dla nich wszystko co robił było wręcz idealne. Najstarszy miał na to jednak inne zdanie.
- Nie potrafisz odpowiadać na pytania!? - krzyknął Rik, gdy już byli po wywiadznie. - Tysiące ludzi to oglądało a ty nawet nie raczyłeś sensownie odpowiedzieć na ani jedno pytanie!
Basista był wściekły jak osa. Zawsze dbał o dobry wizerunek zespołu, chciał aby wszystko szło idealnie i gładko. Nie tolerował żadnych potknięć, zawsze wszytko dopinał na ostatni guzik. Ross nic nie mówił, ogólnie był przyzwyczajony do takiego tonu brata ale dziś dotknęło go to jak nigdy wcześniej. Szedł całkiem z tyłu, patrząc w podłogę. Riker nadal krzyczał i wypominał co młodszy zrobił źle. Gdy już wsiedli do samochodu, najstarszy znów zaczął swój monolog.
- Po wypadku mamy wszystko trzeba za ciebie robić! - wydusił z siebie. Ross podnósł głowę, spojrzał na brata smutnym wzrokiem i wyczekiwał dalszych obelg. - Gorzej jak z dzieckiem! Tak się składa, że nadal masz zespół i obowiązki, które się z nim wiążą! Spóźniasz się na próby, wywiady i na plan. Na zegarku się nie znasz, do jasnej cholery! Nie będziemy ciągle na ciebie czekać, zrozum w końcu. Jesteś beznadziejny, z niczym sobie sam nie umiesz poradzić! - dokończył z wyrzutem. Przesadził.
- RIKER! Opamiętaj się, proszę! - wtrąciła się Rydel, widząc zaszklone oczy Rossa.
- Nie Rydel, nie broń go. Musi wiedzieć czego od niego oczekujemy i jak się karygodnie zachowuje. Sielanka minęła, trzeba się wziąć do roboty! - odrzekł Riker. Ciągle trwał przy swoim, był za bardzo zapatrzony w idealny wizerunek zespołu. Nie mógł zauważyć, że jego brat po prostu potrzebuje pomocy. Najzwyczajniej na świecie. Jak każdy człowiek. Ross z trudem powstrzymywał łzy. A przecież obiecali, że będą dla niego oparciem w każdej chwili. Kłamali. Znów poczuł się odrzucony, starał się zakryć swój smutek, słabo mu to jednak wychodziło. Przed Rydel nic się nie ukryje. Przytuliła brata jak najmocniej umiała i pocałowała delikatnie w czoło. Po krótkiej chwili milczenia Rik znów się odezwał:
- No i co, nie masz nam nic do powiedzenia? Oczekujesz, że siostra znów wszystko zrobi za ciebie? - zapytał zgryźliwie, obserwując reakcje młodszego.
Ross nadal milczał. Napotkał spojrzenie brata w lusterku. Miał srogą minę i zmarszczone brwi. Zero zrozumienia, zero wsparcia i zero oznak pomocy. Mimowolnie po policzkach blondyna spłynęło kilka kropel łez. Wtulił się w Rydel aby to ukryć. Rik kątem oka jednak to zauważył i zrobiło mu się głupio. A może przykro? Spojrzał na siostrę, która nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Basista często podnosił głos gdy Ross nie wywiązywał się z obowiązków jak należy, jednak nigdy nie ubliżał mu w ten sposób. Dalsza droga do domu przebiegła w ciszy, którą raz po raz zagłuszały ciche łkania Rossa.

                                                                                ****
DZIEŃ PÓŹNIEJ,CELA

Obudziły mnie głośne hałasy. Brzmiało to jak... Przekręcanie klucza w ciężkich, dużych, metalowych drzwiach? Tak, chyba tak. Otworzyłam z trudem oczy. Powieki miałam ciężkie, jakby były z ołowiu. Momentalnie otoczył mnie chłód i nieprzyjemny zapach. Leżałam skulona na czymś małym i twardym. Było mi zimno... Gdzie ja w ogóle jestem? - pytałam sama siebie, jednak gdy zobaczyłam przed sobą grubego policjanta z czarnym wąsem, wszystko sobie przypomniałam.
- Jestem w węzieniu! - krzyknęłam. Ale czy aby na pewno? Nikt mnie nie usłyszał bo to nie ja krzyczałam. Krzyczała moja dusza...
- Proszę wstać panno Spelman. Ma panienka widzenie. - powiedział szorstko mężczyzna, stając centralnie przede mną. Usłyszałam go bardzo dobrze, chciałam wykonać polecenie ale moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Było sparaliżowane. Wlepiałam w niego swoje duże, przestraszone oczy. A ten koszmar miał sie przecież skończyć... Chcę sie obudzić z tego snu! Zamknęłam ponownie oczy próbując opanować emocje. Szare, brudne ściany celi przyprawiały mnie o dreszcze. Nie chciałam tego widzieć, chciałam być w domu...
- Panienka mnie słyszała? - zapytał, nerwowo podciągając spodnie, które z powodu wystającego, okrągłego brzucha, zjechały mu z bioder. - Oh, no nie mamy tyle czasu! - krzyknął, po czym chwycił mnie za rękę i szarpnął tak mocno, że zerwałam się na równe nogi. Nadal nic nie mówiłam. Szara pustka ogarnęła mój umysł. Policjant ciągnął moje bezwładne ciało przez ciąg korytarzy. Nagle zatrzymał sie przed dużymi, białymi drzwiami.
- Ma panienka 15 minut. - powiedział niemiło i wepchnął mnie do środka. O mało nie upadłam. Czułam jednak czyjąś obecność tuż obok mnie. Podniosłam niepewnie głowę...
- ZACK! - krzyknęłam i rzuciłam się bratu na szyję. Byłam szczęśliwa, że ktoś w końcu do mnie przyszedł.
- Spokojnie, mała, spokojnie... - odwzajemnił uścisk.
- Ale ja nic nie zrobiłam... - mówiłam przez łzy. - Ja... Przeciesz wiesz, że ja nie mogłabym zrobić czegoś takiego, pomóz mi. - wyszeptałam, wtulając się w jego koszulkę.
- Hej, sis nie zostawię cie tak. - powiedział, odsunął mnie dlikatnie od siebie i pocałował w czoło. - Usiądź i powiedz mi wszystko, okey? - zaproponował, pokazując palcem białe krzesło, które stało obok małego stoliczka. Kiwnęłam jedynie głową i wykonałam jego prośbę.
- Nawet nie wiem co z Majakiem. - powiedziałam cicho. Zaczęłam płakać. To było silniejsze ode mnie. Zack znów mnie przytulił.
- Nie martw się o nią. Byłem wczoraj wieczorem w szpitalu. Wszystko jest z nią dobrze. - wybąkał niepewnie, gładząc mnie delikatnie po plecach.
- Jestes pewnien? W jakim szpitalu leży? - zapytałam przez łzy.
- Jasne. - odpowiedział z uśmiechem. - Jest w tym szpitalu obok mojej uczelni. Dobra, powiedz mi w końcu co się stało na tej imprezie. Dlaczego masz zabandażowaną głowę i... Nie swoje rzeczy na sobie... Spokojnie, mów od początku.
Kiwnęłam jedynie głową. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać co się stało w dniu imprezy. Zack słuchał mnie uważnie i raz po raz zadawał jakieś pytania.
- No i to by było na tyle... - powiedziałam, gdy już skończyłam swoją historię. Brat przez chwilę się na mnie patrzył.
- Zabije gnoja. - powiedział, zaciskając pięści.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- No ten blondyn! To on pewnie zabił tego gościa! - krzyknął. Nie panował nad emocjami.
- Chyba żartujesz, to nie on! Uspokój się. - prosiłam brata. On jednak nie chciał mnie słuchać.
- Demi, prawie cię zgwałcił, nie jest wykluczone, że to on! - powiedział już szeptem. - O nie... zapłaci mi za to. - dokończył, wstał i skierował sie do wyjścia.
- Gdzie idziesz! - krzyknęłam za nim. Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
- Nie martw się sis, ten gnojek za wszystko zapłaci. - odrzekł, po czym wyszedł z pokoju.
Zaczęłam znów płakać, przecież to nie wina Rossa! Miałam już tego wszystkiego dość. Po chwili do pomieszczenia  wszedł policjant i zabrał mnie znów do celi...

                                                                             
                                                                          *****
DOM LYNCHÓW

       Rydel obudziła się już o 6.30. Wstała i skierowała się do łazienki aby wykonać poranną toaletę. Ubrała luźne ciuszki i zeszła do kuchni zrobić śniadanie. Jako, że był poniedziałek musiała zadbać o to aby Ross poszedł do szkoły. Wyciągnęła różowy kubek z szafki, zasypała kawę i wstawiła czajnik na wodę. Po chwili zabrała się za smażenie naleśników. Cały czas była zła na Rika po wczorajszym dniu, postanowiła jednak z nim porozmawiać jak Ross wyjdzie z domu.
- No dobra, naleśniki pięknie pachną, trzeba obudzić Ossiego. - powiedzała sama do siebie, wyłączyła gazówkę i udała się na górę. Zapukała w drzwi, jednak nikt się nie odezwał. - Śpi. Tak jak myślałam, nawet nie nastawił sobie budzika. - wyszpetała, po czym otworzyła drzwi i weszła do środka. Mimowlie się do siebie uśmiechneła. Ross spał na plecach z rękoma wyciągnietymi w górę. Jak niemowlę. Po prawej stronie leżała Luna, po lewej natomiast Kiba wtulony w pościel. Blondynka podeszła do okna i odsłoniła rolety. Do pokoju wpadły poranne, kalifornijskie promienie słoneczne.
- Ossy musisz wstać. - powiedziała, klepiąc brata po klatce piersiowej.
- Hmmmrr... - wymamrotał blondyn.
- Haha nie udawaj, tylko wstawaj. Trzeba iść do szkoły. - zachichotała. Widząc, że Ross nie wstaje, dodała: - Usmażyłam ci naleśniki. Z czekoladą i ananasem. Nie wiem jak możesz to jeść, ale to twoje ulubione.
Ross na te słowa podniósł się z łóżka.
- OMG z czekoladą i ananasem! Już wstaje. - zaśmiał się, przytulił Lunę, zagrał kilka delikatnych dźwięków i uśmiechnął się sam do siebie. - Ładnie, ładnie...
- Dobra. Ogarnij się braciszku, ja już ide do kuchni. - powiedziała z uśmiechem. Myślała, że Ross nadal będzie smutny, jednak pomyliła się z czego była nawet zadowolona.
- Rydel...? - zapytał chłopak z nutką zawahania w głosie.
- Tak? - odrzekła blondynka. Była już na korytarzu więc cofnęła się znów do pokoju brata. Usiadła obok niego i oczekiwała na to co powie.
- Eeee... W sumie nic. - uśmiechnął sie sztucznie i wstał z łóżka, odkładając delikatnie Lune na pościel.
- Hej, mów co się dzieje. - podeszła do brata i mocno przytuliła. Ross odwzajemnił uścisk.
- Jest na dole Riker? - zapytał nagle. - Nie chciałbym na niego wpaść...
- Ossy.. - zaczęła, zwalniając nieco uścisk. - Wiesz, że on nie chciał tego powiedzieć, był zły ale...
- Wiem. - przerwał jej nagle Ross. - Wiem, siostrzyczko. Wiem i rozumiem, spokojnie. W sumie ma racje, to moja wina.
- To nie jest twoja wina. Każdemu z nas jest ciężko. Myśleliśmy, że jak mama się obudzi będzie dobrze. - zawiesiła na chwilkę głos. - Nie ma go, możesz spokojnie zejść do kuchni i zjeść śniadanie. - wyszeptała. Szybko zmieniła temat, nie chciała dodatkowo męczyć młodszego brata, widząc jego kwaśną minę.
- Okey... - wyszeptał. Skierował się w stronę łazienki, jednak Rydel zatrzymała go, chwytając za nadgarstek.
- Wiesz, że możesz zawsze na nas liczyć. - powiedziała z uśmiechem.
- Wiem. - odrzekł, odwzajemniając gest. Rydel uśmiechnęła się jeszcze szerzej, puściła dłoń brata i zeszła na dół. Blondyn stał jeszcze chwilkę na środku pokoju, po czym udał się do łazienki. Ochlapał twarz zimną wodą, umył zęby i przeczesał włosy ręką. Ubrał standardowo różową bieliznę i skarpetki. Nałożył białą koszulkę na naramkach, wytarte, dziurawe jeansy i żółte trampki. Ucałował Lunę i skierował się do kuchni.
- Naleśniki z czekoladą i ananasem! - wydarł się, patrząc na talerz z jedzeniem. Zacierając ręce, usiadł przy stole i zaczął jeść.
- Haha, fu, jak to smakuje tak samo jak wygląda...- zachichotała Rydel.
- To est pycne - powiedział z pełną buzią Ross. Blondynka się ponownie zaśmiała.
- Dobra ja idę się położyć, jak zjesz to grzecznie mi proszę do szkoły. - powiedziała, grożąc bratu palcem. Miała jednak wesołą minę.
- Jasne, jasne. - odpowiedział, przełykając naleśnika.
Po zjedzeniu posiłku Ross udał sie znów do łazienki aby ponownie umyć zęby. Wziął plecak, który leżał na jego łóżku i wyszedł z domu. Wyciągnął swojego iPhona z kieszeni. Spojrzał na listę kontaktów. Demi.
 - Zadzwonie do niej... - pomyślał. Chwilkę wpatrywał się w ekran. - Nie, przecież nie chce mnie znać... - wzdychnął ciężko i włożył urządzenie do kieszeni. W tym samym momencie poczuł mocne szarpnięcie. Nie zdążył się nawet obrócić i już dostał z pięści w twarz. Upadł na chodnik.
- To ty ją wrobiłeś gnojku! - krzyczał chłopak, zamierzając ponownie uderzyć blondyna. Ten jednak chwycił rękę napastnika, uniemożliwiając mu dalszą bójkę.
- Kurwa! Czy za każdym razem jak mnie zobaczysz będziesz walił mnie w ryj! - oburzył się Ross, widząc brata Demi. - Co ty tu w ogóle kurwa robisz!
- Wrobiłeś ją ty kretynie! - rzucił się z impeten na nastolatka. Zaczęli się szarpać i siłować.
- Kogo kuźwa! - krzyknął Ross, odpychając od siebie Zacka. - O co ci w ogóle znowu chodzi.
- Ty, ty.... Eh! Nie udawaj blondi! - powiedział zgryźliwie Zack.
- R O S S, mam na imię ROSS. To tylko 4 literki, tak trudno kurwa zapamiętać!  - oburzył się blondyn.
- Widocznie trudno! Przez ciebie moja siostra siedzi w więzieniu!  - krzyknął, wymachując rękoma. Był wściekły.
Po tych słowach blondyn zamarł w bezruchu. Wpatrywał się pustymi oczami w Zacka. Nie móg uwierzyć w to co mówi.
- W... więzieniu..? Ale dlaczego, co zrobiła....?- wyszpetał spokojnie.
- Ty już dobrze wiesz! To twoja wina! Pewnie to wszystko zaplanowałeś aby się zemścić po tym jak ci się nie oddała, ćwoku! - Zack nadal krzyczał jak opętany. Miał ochotę zbić blondyna na kwaśne jabłko. Chciał jednak, aby przyznał się do morderstwa.
- Zamknij się, jasne! - wybąkał Ross. Wiedział, że chciał ją skrzywdzić i nadal tego bardzo żałuje.
- Przez ciebie ma same problemy kretynie. Teraz idź tam i się przyznaj, że to ty zabiłeś tego gościa! - wydusił z siebie.
- Nikogo nie zabiłem, co ty w ogóle gadasz. - Zack znów uderzył blondyna. Zaczeli się ponownie szarpać. Ross mimo wszystko jednak był silniejszy. Odepchnął od siebie Zacka, przyszpilił mocno do ściany i uniemożliwił mu dalsze ruchy.
- Powiedz mi o co chodzi. Nic nie wiem ale chętnie pomogę... - wyszeptał Ross po chwili ciszy. Czując, że Zack przestaje się miotać, puścił go. Odszedł od niego kilka kroków, tak dla bezpieczeństwa.
- Niech ci będzie, chociaż i tak wiem, że to wszystko zaplanowałeś! - odrzekł, po czym wskazał palcem na knajpkę, która znajdowała się na drugim końcu ulicy. - Rany, nie wierzę w to co mówię... Ale chodźmy tam i porozmawiajmy. Ross zgodził się skinieniem głowy i oboje udali się we wskazane miejsce. Usiedli wygodnie przy pustym stoliku i zaczęli rozmowę. Zack powiedział mu wszystko, co usłyszał od siostry. Blondyn słuchając tego wszystkiego nie mógł w to uwierzyć. Czuł coś, czego nigdy wcześniej nie doznał. Poczucie winy? Nie... To nie było to...
- Tylko masz się tam przyznać a nie jeszcze pogrążać Demi. - warknął, patrząc groźnie na blondyna. Ross odwzajemnił gest
- Mieszkam obok więc chodź, weżmiemy mój samochód i pojedziemy na ten komisariat. - zaproponował blondyn. Zack zgodził się skinieniem głowy. Po kilku minutach byli już na miejscu. Od razu przy wejściu, podbiegła do niech jakaś kobieta.
- Zack, kochanie i coś wiadomo w sprawie? Nie chcą nas wpuścić. - powiedziała zapłakana.
- Nie mamo ale on. - pokazał palcem na Rossa. - Powinien porozmawiać z policją i nieco im wyjaśnić tę sprawę. - dokończył zgryźliwie. Jego mama patrzyła na niego pytająco. Zack jednak nic więcej nie powiedział, popchnął Rossa w kierunku dużych, szklanych drzwi. - Idź tam i powiedz im co takiego robiłeś wczoraj w tym klubie. Blondyn zmierzył go tylko groźnie od góry do dołu i wszedł do środka.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Dzień dobry, pan w jakiej sprawie. - odpowiedział jeden z policjantów, wstając z krzesła. Podał chłopakowi dłoń i kazał usiąć naprzeciw jego biurka.
- Ja ... - zawahał się na moment. - Ja w sprawie Demi.
- Demi? - zapytał policjant ze zdziwieniem.
- No tak. Ponoć ją zamknęliście, nie wiem za co... To idealna dziewczyna, nikomu nic by nie zrobiła. - odrzekł pewnym siebie tonem.
- Proszę pana. Nie siedzimy tu po to, aby słuchać o pańskiej dziewczynie. Nasza rola jest zupełnie inna, ale nie będę panu teraz tego tłumaczył. Może pan wyjść. - powiedział znudzony funkcjonariusz. Rozsiadł się wygodnie na krześle i zaczął przeglądać jakieś papiery.
- Nie. Ja mam dowody na to, że ona jest niewinna. - wtrącił nagle Ross.
- Dowody? Na prawdę? - zdziwił się policjant.
-Tak. - powiedział pewnie Ross.
- Kim pan w ogóle jest? - zapytał mężczyzna. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, ponieważ jeden z funkcjonariuszy, który przysłuchiwał się rozmowie, nagle się wtrącił:
- Pan w sprawie pani Demetrii Spelman?
- Tak, właśnie tak. - odpowiedział.
- Jak ma pan na imię? - ponownie zapytał blondyna.
- Ross Lynch, byłem w tym klubie i jestem pewny na 100% , że Demi jest niewinna! - krzyknął nagle, wstając gwałtownie z krzesła.
- Jestem sierżant Edgar Sloot i zbieram dowody w tej sprawie. Proszę, niech pan usiądzie. Chętnie pana wysłucham. - powiedział miło starszy mężczyzna. Blondyn wykonał polecenie i zaczął opowiadać wszystko co się stało tamtejszego wieczoru.

                                                                                      ***
     Siedziałam w zimnej celi zastanawiając się gdzie są rodzice, dlaczego do mnie nie przyszli... Przecież ja nic nie zrobiłam. Czułam się okropnie. Do tego byłam bardzo głodna, jednak więzienne jedzenie wyglądało paskunie. Nie przełknęłabym tego nigdy. Tęsknię za domem... Za Stefą, Zackiem i rodzicami. Nie wiem nic o Majaku. O nią martwię się podwójnie. Nagle znów usłyszałam dźwięk otwieranych krat. Buchnął na mnie przyjemny zapach cytryn. Ross... Za nim również tęsknię... Spojrzałam gwałtownie w stronę wyjścia oczekując, że zobacze właśnie jego. Niestety... Stał tam jedynie jeden z policjantów. Skuliłam się ponownie, wtulając twarz w koszulkę chłopaka. Uświadomiłam sobie, jak bardzo go potrzebuję.
- Może panienka wyjść. - powiedział cicho. Nie zwracałam jednak uwagi na to co mówi funkcjonariusz. W tym momencie istniał dla mnie tylko Ross. Nie było go, mimo to ja czułam jego obecność, to było coś niezwykłego.
- MOŻE PANIENKA WYJŚĆ. - potwórzył już podniesionym tonem, podszedł do mnie i mocno szarpnął. Ocknęłam się, brutalnie wyrwana z moich rozmyślań. Spojrzałam na mężczyznę, podniosłam się z ziemi  i chwiejnym krokiem wyszłam z celi. Poczułam nagle jak ktoś mnie bardzo mocno przytula. To był Ross! Bez chwili wahania wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia, dziękując Bogu, że do mnie przyszedł.
- Hej maleńka, już jest okey. Zabiorę cię do domu. - wyszeptał mi prosto do ucha. Moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
- Jak to? Ale powiedzieli, że musze tu zostać. - wyszeptałam przez łzy.
- Nic nie musisz. - powiedział spokojnie. Zauważyłam, że przygląda się nam Zack i moi rodzice. Ale teraz to nie było dla mnie ważne.
- Nie rozumiem. - powiedziałam niepewnie, odpychając delikatnie blondyna.
- Spokojnie, powiedziałem im wszystko. - zaczął z uśmiechem. Odgarnął rudy kosmyk z mojej twarzy i mówił dalej. - Przekonałem ich aby puścili cię do domu. Mam jedynie stawić się w sądzie na rozprawie. Ale nie musisz się o nic martwić, tam również cię wybronię.
- Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej! Zostawiłeś mnie tutaj! - zaczęłam krzyczeć, uderzając chłopaka w klatkę piersiową. - Bałam się...
- Przepraszam. Już jestem przy tobie. - powiedział, uśmiechając się sam do siebie.
- Potrzebuje cię. - wyszeptałam, bardziej w jego koszulkę, jednak chciałam aby mnie usłyszał.
- Ja ciebie też. - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Serce biło mi jak oszalałe. Nagle blondyn zaczął przysuwać swoją twarz do mojej. Nie czekałam jednak i sama delikatnie połączyłam nasze usta. Czułam się cudownie, jego wargi były takie delikatne. Gdy się od niego oderwałam, ponownie się w niego wtuliłam. Ross był w lekkim szoku, mimo to odwzajemnił uścisk. Nagle podeszli do nas moi rodzice i Zack.
- Kochanie, jak się czujesz? - zapytała z troską mama.
- Dobrze... Chyba - odpowiedziałam, jednak twarz nadal miałam wtuloną w tors chłopaka.
- Zabierzemy cię do domu. - powiedział stanowczo tata.
- Nie. - bąknęłam cicho. Chciałam być z Rossem. Sama nie wiem dlaczego, potrzebowałam go. Po prostu.
- Jak to nie? - zdziwiła się mama. - Ale kochanie musisz wypocząć, jesteś zmęczona i pewnie głodna.
- Chcę iść z Rossem. - wyszeptałam cicho.
- Z Rossem? - wtrącił się Zack.
- Tak. -odrzekłam półszeptem. Czułam jak blondym obejmuje mnie nieco mocniej.
- Zajmę się nią. - powiedział pewnie chłopak. - Mam tutaj samochód więc spokojnie mogę ją zabrać.
- Oooo w to nie wątpię! - powiedział zgryźliwie Zack, zaciskając kurczowo pięści. Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
- Zack... - popatrzyłam na brata z wyrzutem. - Nie chcę o tym teraz mówić! Chcę pojechać do Maji. Nie czekając na odpowiedź rodziców, pociągnęłam Rossa za rękę. Wyszliśmy z komisariatu i wsiedliśmy do samochodu.
- Dzięki - wyszeptałam. Blondyn się jedynie uśmiechnął i położył swoją dłoń na moim udzie.
- Mmm nie ma za co. - wyszeptał z uśmiechem. Odwzajemniłam go. - Wiesz gdzie znajduje się Wyższa Szkoła Prawa i Administracji? - wypaliłam po chwili ciszy. Ross spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami. Po chwili się jednak uśmiechnął.
- Wiem, a co nabrałaś ochotę na studia? - zachichotał. Chciał mnie nieco rozbawić ale byłam za bardzo zmęczona aby się śmiać.
- Nie... W szpitalu obok leży moja przyjacółka. Chcę ją odwiedzić. Proszę, możesz mnie tam zawieźć? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Jasne mała, nie przejmuj się. Zdrzemnij się chwilkę, jak będziemy na miejscu to cię obudzę. - powiedział z uśmiechem. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

                                                                                       ****

- Tracimy ją! - krzyknął lekarz.
- Ale jak to, zróbcie coś! - wrzeszczał nerwowo Erick, wymachując rękoma jak jakiś opętany.
- Musimy ją reanimować!- zarządził jeden z lekarzy. - Szybko, szybko!
- Ale nic jej nie będzie prawda? - mówił przez łzy. Był zakłopotany, cały czas trzymał czarnowłosą za rękę.
- Proszę stąd wyjść, tylko pan utrudnia. - powiedział mężczyzna, po czym poprosił jedną z pielęgniarek aby wyprowadziła chłopaka z sali.
- Chcę tylko wiedzieć czy nic jej nie będzie! - krzyczał i miotał się na wszystkie strony. Nie chciał opuścić swojej dziewczyny. W końcu jednak uległ i wyszedł na korytarz. Po chwili osunął się na krzesło, zakrył twarz dłonią i zaczął płakać.
- ERICK! - krzyknęłam, widząc przyjaciela.
- Demi... ! - bąknął cicho, łzy spływały mu po policzkach kropla, po kropli.
- Co z Majakiem! Mów, nic jej nie jest, dlaczego płaczesz...? - spytałam wystraszona. Zachowanie chłopaka było niepokojące.
- Jej stan się pogorszył, przestała oddychać, reanimuja ją... - wyszeptał przez łzy.
Stałam jak wryta, Ross, który w tej chwili podbiegł do naszej dwójki, również miał wystraszoną minę.
- Jak to.. Reanimują...? - zapytałam półszeptem. Byłam w szoku. Zack mówił, że wszystko z Majakiem okey...
- Nie wiem, wszystko było dobrze, rozmawialiśmy i nagle... - głos mu się załamał. - Mówiła, że jej duszno i nie może złapać powietrza... - dokończył, ponownie opadł na krzesło i się rozpłakał.
Przysiadłam obok niego i mocno przytuliłam. Chciałam go pocieszyć, jednak sama zaczęłam szlochać.
- Miejmy nadzieję, że mimo wszystko zapanują nad sytuacją... - nie wiedziałam czy na prawdę mam w sobie tyle optymizmu, czy znowu się oszukuję... Ross usiadł obok mnie, jednak nic nie mówił.
Po kilkunastu miutach z pokoju Maji wyszedł lekarz. Miał smutną i srogą minę.
- Niestety... - zaczął. Wziął głęboki oddech i dokończył wypowiedź.- Pani Maja Lavgard nie żyje.

NOTKA

Hejooo! Witamy Was, kochani :D Rozdział już jest. Nieco wcześniej niż przewidziałyśmy ale głowa od tej nauki to mi normalnie zaczęła pękać! Musiałam się nieco od tego oderwać. Majak zaliczyła już jeden egzamin, uczy się na kolejne ale już mniej haha. Mnie teraz czekają dwa egzaminy ufff trzymajcie kciukasy !

Mamy nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :D Za błędy przepraszamy, jest już późno :P

Next będzie po 26 kwietnia !

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział XVI

DOM LYNCHÓW

     - No, jutro wyjeżdżamy więc marsz mi sprzątać samochód! Już! - krzyknęła nadal zdenerwowana Rydel. Ciągnęła Ella i Rockiego w kierunku tylnych drzwi, które prowadziły na ich podwórko. - Autko ma lśnić jakby było dopiero co wykupione z salonu!
- Ale czemu my...? - żalił się Ratliff, próbując wybrnąć z tej sytuacji. Był znudzony i zniechęcony. Posłał swojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie. Ten jedynie je odwzajemnił.
- To kara za wasze zachowanie, już mi nie dyskutować! - wypchnęła nastolatków za drzwi, przekluczyła je i wróciła do salonu. Podeszła do okna i ze zdziwienia aż wybałuszyła oczy.
- To... Demi? - zapytała, patrząc ze zdziwieniem przesz szybę. - Ona ma rzeczy Rossa? - zachichotała. - W sumie ta różowa koszulka do niej pasuje.
- Yyy ... Jego zapytaj. - odrzekł zaspany Riker, po czym skierował się do kuchni. Wyciągnął z szafki kubek ze swoim imieniem, nasypał kawy i nastawił czajnik. - Też chcesz? - skierował się do siostry. Ta jedynie pokiwała twierdząco głową. W tym samym czasie Ross dosłownie przeprysł przez salon, wpadł do kuchni, rzucił krótkie ,, zdążę" i wybiegł z domu. Starsze rodzeństwo nawet nie zdążyło nic powiedzieć. Chwilę stali w ciszy, Rik ocknął się dopiero jak usłyszał gwizdanie czajnika.
- Znów się spóźni. - wzdychnął najstarszy, zalał kawę i podał jeden kubek siostrze.
- Faceci... - wzruszyła ramionami Rydel. Usiadła na krześle, obok swojej mamy. Zaczęła sączyć swój napój, czule obejmując rodzicielkę ramieniem. - No co, nie zauważyłeś? - zapytała, czując na sobie pytający wzrok brata. Pokiwał jedynie przecząco głową. - Nasz Ossy się zakochał. - dokończyła z wielkim rumieńcem na twarzy.
- Hę? - chrząknął Rik, unosząc obie brwi w górę. Omal nie zachłysnął się kawą.
- Wy nie potraficie nic zauważyć, serio. A więc teraz zaobserwuj jego reakcję kiedy ktoś go o nią pyta. - puściła bratu oczko. - A teraz pomogę mamie się ogarnąć. Mam nadzieje, że wyjazd wpłynie na nią pozytywnie. - dokończyła. Chciała już wstać ale Rik ją zatrzymał.
- Pyta o kogo? - zwrócił się do siostry z wybałuszonymi oczami. Rydel przewróciła teatralnie oczami, poklepała brata po ramieniu i zaczęła:
- No o Demi a o kogo. Wczoraj jak Ell zapytał czy zaprosimy ją znów na spóźnione urodziny Ally to Ossy aż się zarumienił. - odpowiedziała, spoglądając maślanymi oczami w sufit. - To było urocze. - dodała, po czym pomogła wstać swojej mamie. - No a jak ją znalazł w klubie to myślałam, że ze strachu o nią sobie coś zrobi. Jak obejmował Demi w samochodzie to myślałam, że zaraz ją udusi! Ale oczywiście ty nie zauważyłeś, że przez całą drogę trzymał ją za rękę. - zachichotała.
- Tsaa... Może w końcu znów zacznie pisać. Potrzebujemy nowych kawałków, dawno nic nowego nie nagraliśmy. - powiedział, ziewając i przeciągając swoje ciało. Rydel skarciła go spojrzeniem.
- Ty tylko myślisz o sobie! - zbeształa brata, wzięła swoją rodzicielkę pod pachę i udała się na górę, do swojego pokoju.
- W ogóle nie, ja myślę o zespole! - bronił się Rik. Rydel pokręciła tylko głową i zniknęła w drzwiach.

                                                                               ****

     Po tym jak wybiegłam z domu Lynchów chciałam zadzwonić do Majaka. Gdy zobaczyłam ilość nieodebranych połączeń to aż wybałuszyłam oczy. Pięćdziesiąt od Zacka, od rodziców po czterdzieści. Zabiją mnie. - pomyślałam, wpatrując się w ekran komórki. Biegłam przed siebie obijając się o przechodniów. Patrzyli na mnie jak na wariatkę, pewnie przez mój ubiór. Ale to nie jest teraz ważne... Majak. Dzwoniłam raz, drugi raz, trzeci... Nie odbierała! No co jest... Nagle usłyszałam przeraźliwy pisk opon i sygnał klaksonu. W tej samej chwili poczułam nagłe szarpnięcie.
- Co ty robisz dziewczyno! - krzyknął mi ktoś do ucha. To był Ross, miał przerażoną minę. - Szłaś centralnie pod ten samochód! Nie umiesz patrzeć przed siebie?!
- Yyy... - Nie mogłam się nawet wysłowić. Trwałam w objęciach chłopaka. Tłum ludzi stojących na ulicy patrzył się w naszą stronę. Nagle z czarnego samochodu wyszedł starszy mężczyzna i podbiegł do nas.
- Nic się panience nie stało? - zapytał przestraszonym głosem. Wyciągnął ręce ku mojej osobie, jednak Ross przycisnął mnie do siebie i nie pozwolił mnie dotknąć.
- Mógł pan ją zabić! Nie widzi pan jak jeździ! - krzyknął zdenerwowany blondyn. - Kto dał panu prawa jazdy!
- Mogę zawieźć panienkę do szpitala, jeżeli jest taka konieczność. - zaproponował, nerwowo poprawiając kołnierzyk swojej koszuli.
- Ja się nią zajmę, może pan już sobie jechać i następnym razem dostosować prędkość do znaków drogowych! - krzyczał coraz głośniej nastolatek. Upomniałam go i zapewniłam starszego pana, że nic mi nie jest. Odjechał po kilku minutach rozmowy. Tłum jednak nadal był zainteresowany naszą dwójką. Po kilkunastu minutach ciszy Ross w końcu się odezwał:
- Wszystko okey? - jego ton głosu sprawił, ze aż się rozpłynęłam. Był taki szczery i troskliwy.
- Jasne... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - Rodzice mnie zabiją.
- Czemu, coś się stało? - zapytał, nadal trzymał mnie w swoich objęciach.
- Nie dałam w ogóle znać kiedy wrócę, ahh... W sumie to nic, nie przejmuj się. - odrzekłam  zrezygnowanym tonem. Teraz to ja muszę się dowiedzieć gdzie jest Maja. Nie patrząc na nikogo, wyrwałam się z objęć blondyna i zaczęłam iść znów przed siebie.
- W sumie nie ma za co... - krzyknął za mną. Odwróciłam się, nerwowo wystukując numer do przyjacółki.
- No dziękuję ale nie licz na całusa. - przewróciłam oczami i wybrałam numer. Nagle poczułam obok siebie zapach cytryn.
- A szkoda... - wyszeptał prosto do mojego ucha. Aż mnie ciarki przeszły. - Dodatkowo wyglądasz bardzo ładnie. Hej, może oddam ci na stałe tą koszulę? Wyglądasz w niej o niebo lepiej niż ja. - zaśmiał się. Widząc jednak moją minę bliską płaczu, opamiętał się. - No mów co się stało?
- Nie odbiera. - wyszeptałam sama do siebie.
- Kto nie odbiera? - zapytał. Cały czas szedł ze mną.
- Maja...
- Maja? Kto to? Może pomogę? - zaproponował pełen optymizmu.
- Ty już swoje zrobiłeś. - warknęłam, odepchnęłam go tak mocno, że aż upadł na ziemie. Nie zwracałam jednak uwagi na jego ,,auć" i machnęłam ręką na taksówkę. Momentalnie się zatrzymała na parkingu obok.
- A ty dokąd, hę? - zapytał gdy już się podniósł. Otrzepał jeansy i złapał mnie za rękę. - Na pewno czujesz się dobrze? Byłaś nieprzytomna, mimo wszystko straciłaś sporo krwi, chyba nie powinnaś sama się kręcić po mieście. Może ci... - nie pozwoliłam mu jednak dokończyć. Nie mogłam na niego patrzeć. Najpierw uprawia sex z moją przyjaciółką, zostawia ją pijaną i nagą w klubie a teraz się o mnie martwi! Maczo od siedmiu boleści! Może medal chce za to!?
- Odwal się, jasne! Nie chcę cie znać! - krzyknęłam. Ponownie go od siebie odepchnęłam i poszłam do taksówki. Ross odprowadził mnie tylko wzrokiem. Był nieźle skołowany ale nie miałam ochoty mu nic tłumaczyć. Najpierw to ja muszę się o wszystko wypytać moją przyjaciółkę. Postanowiłam pojechać do jej domu. Mam nadzieję, że tam będzie. Z rodzicami pogadam później i tak mam przechlapane... Dzwoniłam jeszcze kilkakrotnie do czarnowłosej ale nie odbierała. Martwię się o nią... Kierowca cały czas zerkał w lusterko. Mierzył mnie wzrokiem, kilka razy chyba chciał coś powiedzieć ale w ostatniej chwili się powstrzymywał. Wiem, że mam na sobie ciuchy faceta ale nie mogłam czekać. Na miejsce dojechałam po kilku minutach. O cholera! Przecież ja nie mam pieniędzy! Nagle zrobiło mi się gorąco. Jaki wstyd. Mimowolnie wsadziłam ręce do kieszeni. Wyciągnęłam z nich kilka banknotów. Zdziwiłam się ale zapłaciłam taksówkarzowi. Blondynowi oddam kasę później. Wysiadłam z auta i szybko podeszłam do drzwi. Serce waliło mi jak młot. Chciałam zadzwonić ale ręka tak mi drżała, że nie mogłam nad nią zapanować. Odmawiała mi posłuszeństwa. Ok, dobra poradzisz sobie. - wyszeptałam pod nosem, przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek. Rozległ się dość głośny dźwięk, po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta pani Lavgard.
- Dzień dobry Demi. - przywitała mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym zaprosiła do środka. Coś było za spokojnie. Zachowywała się dziwnie... Albo Maja po prostu wróciła w nocy do domu... Oby. - Coś potrzebujesz, kochanie?
- Yyy no chciałabym iść do Majaka. - odpowiedziałam niepewnie. Kobieta spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem. Odłożyła na stół talerz, który właśnie wycierała.
- Ale Maja spała przecież u ciebie. - odrzekła. Zrobiło mi się gorąco. - Napisała mi smsa, że nocuje w twoim domu.
- Taaa... - powiedziałam, nerwowo drapiąc się po głowie. Co mam teraz niby zrobić... Pani Lavgard nadal na mnie patrzyła. Jak ja nie lubię kłamać! - Chcę iść do pokoju Majki bo... - zaczęłam, jednak nie miałam pojęcia co powiedzieć dalej. - Bo chcę wziąć jej książki bo... Mamy zamiar się pouczyć na jutro... - dokończyłam, nerwowo wpatrując się w jasne panele.
- Maja mówiła, że na poniedziałek nie ma nic zadane. - powiedziała kobieta, sięgając po talerz i ściereczkę. - Ale dobrze, skoro tak to proszę idź i weź co potrzebujesz. - dokończyła z uśmiechem. - Przyjdzie na obiad czy zjecie u ciebie?
- Zjemy u mnie. - krzyknęłam już z pokoju przyjaciółki. Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zawsze panował tu porządek. Normalnie mucha nie siada... Podeszłam do biurka. Stała na nim ramka ze zdjęciem. Majak i Erick... ERICK! Może on ją wziął do siebie! Tak, to jest myśl. - pochwaliłam się w głowie, wzięłam kilka zeszytów i wyszłam z jej pokoju.
- Dziękuję, już wszystko mam! Do widzenia! - pożegnałam się z mamą przyjaciółki. Nie czekałam jednak na odpowiedź. Szybko wybiegłam z domu i wystukałam numer do Ericka. Jeden sygnał... Drugi, trzeci i kolejny... Nie odbiera! No co jest... Jakieś fatum! Szłam chodnikiem próbując sobie przypomnieć gdzie mieszka chłopak, gdy w tej samej chwili przystanął obok mnie samochód policyjny.
- Panna Demetria Spelman? - zapytał mnie jeden z funkcjonariuszy jak już wytaśtał się z auta. Był dosyć gruby. Miał dużego, czarnego wąsa na którym widniały resztki lukru. Wyglądał na dość niemiłego faceta.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Pani pojedzie z nami. - odrzekł, chwytając mnie za nadgarstek. - Oczywiście ma pani prawo zachować milczenie, wszystko co pani powie może zostać użyte przeciwko pani. - dokończył, otwierając drzwi od samochodu. Pochylił mi głowę i wepchnął do środka.
- To jakieś nieporozumienie! O co chodzi? - wydarłam się na cały głos. Spanikowałam. Policja?! Jakim cudem!
- Proszę się uspokoić. Dowie się pani wszystkiego na miejscu. - powiedział ten sam policjant, wpychając do buzi wielkiego pączka.
- Ale ja nie rozumiem! Co panowie ode mnie chcą! - nie dawałam za wygraną. Nikt przecież od tak nie jest zgarniany przez policję.  Coraz bardziej przekonywałam siebie, że tu chodzi o Majaka.
- Jak już powiedziałem, dowie się pani na miejscu. - odpowiedział mężczyzna z wąsem. Nieco seplenił, ponieważ przeżuwał w tej samej chwili swoje jedzenie. Co za gbur! Niestety z takimi nie ma co spekulować...  Myślałam, że się zaraz rozkleję. To wszystko zaczęło już mnie przerastać...

                                                                                 ****

     Na komisariat dojechaliśmy po piętnastu minutach. Trzęsłam się jak osika. Serce waliło mi jak młot. Jeden z policjantów, trzymając mnie za nadgarstek, wprowadził do środka. Panował tam ład i porządek. Ściany były jasnego koloru, pięknie ozdobione. Na podłodze ciemne panele, po bokach stały dość duże, piękne kwiaty. Po obu stronach znajdowały się szklane drzwi. Funkcjonariusz rozmawiał chwilkę z jakąś kobietą, potem kazał mi wejść do pokoju z prawej strony i poczekać na jakiegoś Edgara, który miał mi wszystko wyjaśnić. Czułam jak nieprzyjemne dreszcze przechodzą po całym moim ciele. Dlaczego zabrała mnie w ogóle policja...? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk rozsuwanych drzwi. Do pokoju wszedł starszy mężczyzna.
- Dzień dobry panno Spelman. - powiedział spokojnie. Był ubrany w niebieski mundur, w jednej dłoni trzymał dość gruby notes. Kiwnęłam głową na przywitanie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie czegokolwiek. - Jestem sierżant Edgar Sloot i poprowadzę pani sprawę.
- Sprawę...? - zapytałam półszeptem. Dlaczego odepchnęłam od siebie Rossa... Jak ja bym chciała aby teraz tu ze mną był...
- Tak. Dotyczy ona morderstwa i właśnie... - przerwałam mu w jednej chwili.
- MORDERSTWA!? - o mało nie spadłam z krzesła.
- Proszę się uspokoić! - powiedział podniesionym głosem. - Proszę mi pozwolić wyjaśnić to wszystko.
- Coś się stało Maji!? - dopytywałam, widząc srogą minę pana Edgara postanowiłam jednak go wysłuchać.
- Dzisiaj około godziny siódmej rano w klubie ,,Nokia" zostały znalezione zwłoki...
- O matko! Majaka! Proszę mi powiedzieć, że to nie była Maja! - krzyczałam ze łzami w oczach. Wymachiwałam rękoma jak jakaś opętana. Mimo próśb policjanta nie mogłam się uspokoić. Do pomieszczenia wszedł jeszcze jeden funkcjonariusz, który musiał doprowadzić mnie do porządku. Gdy się opamiętałam, mężczyzna mówił dalej.
- Znaleziono zwłoki pewnego młodego mężczyzny. Lat około 23, wysoki, miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, białą koszulę, czarne jeansy oraz białe obuwie. - powiedział, wertując po swoim notesie. Po chwili podsunął mi pod twarz zdjęcie. - Oto on.
- Nie znam go, nie mogę niestety pomóc. - wyszeptałam, wpatrując się w chłopaka. Widziałam go pierwszy raz na oczy.
- Rozumiem... Czyli nie zna go pani? - dopytywał.
- Niestety... - wyszeptałam. Rozluźniłam nieco mięśnie, przyspieszony oddech się nieco uspokoił. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. To nie była Maja...
- Była pani na imprezie wczoraj w owym klubie, prawda? - zalewał mnie kolejną porcją pytań, notując moje odpowiedzi.
- Tak, byłam. - powiedziałam cicho, nadal wpatrując się w chłopaka ze zdjęcia. Taki młody...
- Razem z panią była Maja Lavgard? - zapytał, nie odrywając wzroku od notesu.
- TAK! Co z nią! - krzyknęłam z całych sił, podniosłam się gwałtownie na krześle. Spodnie Rossa dość mocno osunęły mi się z bioder ukazując jego różowe spodenki. Szybko podciągnęłam wszystko w górę i ponownie usadowiłam się na swoim miejscu. Policjant na szczęście zignorował to zajście.
- Spokojnie, po kolei. - zaczął. Wziął łyk kawy i mówił dalej. - To tak. Niestety jest pani jedną z podejrzanych osób o morderstwo. Kamery nie zarejestrowały w ogóle, że wychodziła pani z klubu. - wytrzeszczyłam oczy, chciałam coś powiedzieć ale policjant mi na to nie pozwolił. - Swoją wersję wydarzeń przedstawi pani w sądzie. Teraz proszę mnie posłuchać. - wziął kolejny łyk kawy. - Pani Maja Lavgard jest aktualnie w szpitalu. Została znaleziona w klubie przez... - zaciął się na chwilkę, znów przewertował swój notes. - Niejakiego pana Ericka K. Wyznał, że Panna Maja to jego dziewczyna, czy to prawda?
- Tak... - wyszeptałam, wpatrując się w policjanta jak w jakiegoś ducha. Nie mogłam uwierzyć, że jestem oskarżona o morderstwo!
- Dobrze. Dziewczyna została kilka razy pchnięta nożem w brzuch, straciła sporo krwi. Nie zdążyliśmy jej jeszcze przesłuchać, ponieważ jest nieprzytomna, jednak gdy się obudzi chętnie z nią porozmawiamy. Mamy nadzieję, że powie nam co się dokładnie stało. Nie możemy jednak wykluczyć ani jednej opcji dlatego zostanie pani zatrzymana, do czasu aż nie zbierzemy kolejnych dowodów i świadków. - dokończył policjant dopijając swoją kawę.
- Jak to!? Zamykacie mnie w więzieniu! Ja nic nie zrobiłam! - krzyczałam jak opętana. Płakałam, nie chciałam przyjąć tego wszystkiego do swojej wiadomości.
- Niestety takie są procedury panno Spelman. - powiedział spokojnie policjant. Skinieniem ręki dał znać, że mają mnie stąd wynieść.
- A co z Mają? Mogę chociaż ją zobaczyć!? Nic jej nie jest? - mówiłam już przez łzy. Wiem, że mnie okłamywała, puściła się w toalecie ale... To moja przyjaciółka, martwię się o nią.
- Nie może pani się z nią spotkać. Mogę jedynie powiedzieć, że jest już po operacji. Oczywiście wszystko poszło dobrze i lekarze czekają aż dziewczyna się wybudzi. - odpowiedział. Znów dał znać policjantowi, który stał w rogu pokoju, aby mnie zabrał. Mimo mojego sprzeciwu, wziął mnie pod pachę i wyprowadził z pomieszczenia. Nadal krzyczałam jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Weszliśmy nagle w jakiś wąski korytarz. Tutaj było już ponuro i ciemno. Nie było ozdób i kwiatów. Po obu stronach rozciągały się kraty. Widok ludzi, którzy tam się znajdowali przyprawiał mnie o dreszcze. Ross... Czemu cię nie ma przy mnie...! Gdy skręciliśmy w kolejny korytarzyk, zauważyłam, że  na ławce siedziała... MOJA MAMA!! Zack i tata! Tak jak wcześniej miotałam się na wszystkie strony, tak teraz stanęłam jak wryta. Mama była cała zapłakana... Nogi miałam jak z waty, policjant jednak szarpiąc mną, szedł dalej. Zack podbiegł do mnie jako pierwszy i mocno przytulił.
- O nic się nie martw mała, wiemy, że nic nie zrobiłaś. - wyszeptał mi do ucha. Pogłaskał po głowie i pocałował delikatnie w czoło. Byłam jak sparaliżowana. Gdy napotkałam wzrok rodziców myślałam, że zapadnę się pod ziemię... Ku mojemu zdziwieniu również do mnie podeszli i mocno przytulili. Nic nie powiedzieli. Trwaliśmy w swoich objęciach dobre kilka minut. Przerwał to jednak policjant. Szarpnął mną ponownie i pociągnął kawałek dalej. Otworzył jedną z cel i wepchnął mnie tam z ogromną siłą. Nie mogłam uchwycić równowagi więc upadłam na szare, zimne płytki. Usłyszałam tylko trzask i zgrzyt zamykanych krat. Zrobiło mi się słabo... Tak zimno... Przyczołgałam się do kąta celi i  skulona wtuliłam się w koszulkę blondyna. Pachniała cytryną... Zamknęłam oczy, modląc się aby ten koszmarny sen dobiegł już końca...

NOTKA

Hej kochani :3 Zepnęłyśmy pupy i rozdziałek jest już dziś :D Miał być ogólnie w czwartek ale Majakowi nie chciało się uczyć haha. Mamy nadzieję, że błędów nie ma ale jak ktoś coś zauważy to z góry przepraszamy :P Nie wiemy kiedy next ale pewnie dopiero po 26 kwietnia :C Mam kolejne dwa egzaminy w następny weekend i raczej się nie wyrobimy z pisaniem. Dlatego prosimy już teraz o wyrozumiałość. Liczymy na to, że ten rozdział Wam się spodoba. Trzeba było troszkę rozkręcić fabułę. Czy nam się udało to oceńcie sami.

Co do wyglądu bloga. Dostałam nowy szablon z Dellylandu ale poprosiłam o kilka poprawek, ponieważ kilka rzeczy nie przypadło nam do gustu :P Dostałyśmy odpowiedź, że być może new szablonik będzie jeszcze w tym tygodniu więc czekamy! Mamy nadzieję, że teraźniejszy wygląd Was jednak aż tak bardzo nie odpycha :P

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Notka

Hej kochani :3 Wiemy, że już sporo czasu nie ma rozdziału i przepraszamy Was za to. Zagląda tu małe grono czytelników aczkolwiek i tak się cieszymy, że ktoś to czyta. W ostatni weekend miałam 3 egzaminy więc zapierdziel z nauką był, oj był... 26 kwietnia mam kolejny egzamin z prodziekanem mojej uczelni, OMG mój zeszyt z notatkami nie mieści mi się do szuflady... Majak ma zajęcia praktyczne z ratownictwa i również mase nauki.

Obiecujemy, że rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu ale nie wiemy w który dzień. Next się pisze ale musicie wybaczyć. Studia to jednak ogromna harówa :P

Dziękujemy również, że ktoś tu zagląda i czyta nasze wypociny :D


poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział XV

   

SCENA +18

Czytasz na własną odpowiedzialność!


     Szłam niepewnym krokiem w stronę łazienki. Nie byłam do końca pewna czy chcę wiedzieć to tam się dzieje. Przede wszystkim czy chce to widzieć. Nie mogłam jednak zostawić tak swojej przyjaciółki. Będzie tego żałować, a jak dowie się Erick to już w ogóle. Była pijana, nie wiedziała co robi. Byłam już kilka milimetrów od drzwi, wyciągnęłam już rękę w kierunku klamki. Miałam już naciskać, gdy w tym samym czasie ktoś mocno szarpnął mnie do tyłu. Nagle znalazłam się w uścisku jakiegoś chłopaka. W głowie mi zaszumiało, za dużo wypiłam.
- Hej, maleńka. Mnie się tak nie traktuje! - krzyknął rudowłosy i szarpnął mną kilkakrotnie. Bolało. Okropnie bolało.
- Zostaw mnie! - próbowałam go odepchnąć ale był za silny. Miotał mną we wszystkie strony wygadując, że jestem zwykłą szmatą. Pociągnął mnie w stronę baru, chwycił pustą butelkę i.... Poczułam jedynie okropny ból, który przeszywał całe moje ciało, począwszy od czubka głowy, kończąc na koniuszkach palców u nóg. Powieki miałam coraz cięższe. Świat wirował, przed oczami migały mi różnokolorowe plamki. Widziałam je jednak jakby przez mgłę. Blakły z każdą sekundą ... Nie byłam w stanie panować nad swoim ciałem. Osuwałam się na podłogę jak jakiś wąż. Głowa bardzo mnie bolała, poczułam, że cieknie mi coś po szyi. Krew... Zamknęłam oczy i nie czułam już nic...

****

     - Taa... Taa kabina jest chyba aa... Pusta...? - powiedziała czarnowłosa, wskazując palcem jedną z pustych kabin. - Pieprz mnie. - dokończyła, wpijając się w jego usta. Blondyn nie zaprzeczał, odwzajemnił pocałunek. Postawił dziewczynę na ziemi, przycisnął do ścianki i próbował rozpiąć jej spódniczkę.
- Zamek jest z tyłu Sherloku. - wyszeptała do jego ucha, czując, że chłopak cały czas wodzi dłońmi po jej dolnej części ciała. Aż się wzdrygnął pod wpływem jej sexownego tonu. - Poo.. oo zatym... Co ty się tak spieszysz... Mamy czas. - dokończyła, po czym odepchnęła od siebie Rossa. W żyłach pulsował alkohol co dodawało jej odwagi. Blondyn był zaskoczony zachowaniem dziewczyny ale wiedział, że jest równie napalona jak on. Czarnowłosa zatoczyła się troszkę, podeszła do niego i przyłożyła palec do jego ust. Popatrzyła mu prosto w oczy, po czym zaczęła przesuwać dłoń w dół, seksownie przejeżdżąjać po jego torsie. Chłopaka przeszły przyjemne dreszcze. Maja zatrzymała rękę na jego rozporku, ujęła w dłoń jego wypukłość i mocno ścisnęła. Ross wydał z siebie cichy jęk.
- No to zaczynamy zabawę blondi. - powiedziała, nadal patrząc mu w oczy. Były rozpalone i pełne rządzy. Dziewczyna pogładziła krocze chłopaka. Po chwili przykucnęła. Twarz miała na wysokości jego męskości.
- Biedactwo... Nie ubieraj na przyszłość takich ciasnych rurek bo zdusisz tego malca. - wyszeptała i po chwili rozpięła pasek. - No, teraz przynajmniej może sobie pooddychać. - zachichotała, dobierając się do rozporka.
- Weź dziewczyno się nim zajmij bo zaraz nie wytrzymam! - rozkazał Ross, przybliżając jej twarz do swojego podbrzusza.
- Ktoś tu chyba jest niecierpliwy. - wymamrotała, zsuwając szybko różowe bokserki z jego bioder. Ujęła jego członka w dłoń i pocałowała go w czubek.
- No dalej mała... aaa... - całą kabinę wypełnił jęk chłopaka. Dziewczyna wzięła jego męskość do ust i pieściła delikatnie językiem. Robiła to coraz szybciej, pomagała sobie dodatkowo ręką, przesuwając ją to w dół, to w górę. Blondyn chwycił jej głowę w celu regulowania prędkości oraz zaczął delikatnie poruszać biodrami. Następnie odchylił głowę do tyłu i oddał się całkowicie doznaniom.
- No już. - powiedziała czarnowłosa, wyjmując członka z ust. - Nie chcemy przecież abyś doszedł już teraz. - dokończyła, pieszcząc górną część jego męskości. Przejechała nagle językiem od góry do dołu. Ross znów głośno jęknął. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie, delikatnie podrapała członka paznokciami kończąc swoją czynność. Wstała i skierowała się do chłopaka.
- A teraz mnie pieprz. - wyszeptała mu do ucha. Ross się w końcu otrząsnął, odwrócił partnerkę, tak, że stała tyłem do niego. Odnalazł zamek od jej spódniczki i szybko rozpiął. W jego krwi nie było alkoholu ale buzowały hormony, które go pobudzały o wiele lepiej niż nie jedna wódka. Poziom adrenaliny był niebezpiecznie wysoki ale blondyn to uwielbiał. Szybkim ruchem odwrócił dziewczynę w swoją stronę. Ściągnął z siebie koszulkę, pozbył się do końca spodni i zachłannie połączył swoje usta z ustami partnerki. Ich języki wirowały jak w jakimś szalonym, erotycznym tańcu. Ross włożył swoją rękę w majtki dziewczyny i zaczął delikatnie pieścić jej kobiecość. Czarnowłosa zaczęła sexownie pomrukiwać co nakręcało blondyna jeszcze bardziej. Drugą ręką zwinnie odpiął jej stanik po czym z impetem pieścił jej, twarde od podniecenia, piersi. Przykucnął po chwili i zanurzył swój język w mokrej kobiecości dziewczyny. Jęczała z rozkoszy, z każdą sekundą coraz bardziej. Wplątała swoją dłoń w farbowane włosy chłopaka. Po kilku minutach Ross wstał na równe nogi i szybkim ruchem przyszpilił dziewczynę, popychając ją na ściankę kabiny. Był nabuzowany, czarnowłosa z resztą też. Odwrócił dziewczynę, rozchylił jej nogi i wszedł w nią szybko i stanowczo. Oboje jęknęli. Maja zaczęła mruczeć i poruszać biodrami.
- No dalej blondi, pokaż na co... aa..aa - nie dokończyła bo Ross zaczął szybko się w niej poruszać. Nie musiał domagać się sexownych jęków, bo dziewczyna aż krzyczała z rozkoszy. Pchał coraz mocniej wydając z siebie raz po raz odgłosy, spowodowane przyjemnymi doznaniami. Kabina trzeszczała pod naciskiem dwóch kochających się ludzi. Zdawałoby się, że zaraz ma się rozpaść na drobne kawałeczki. Ross nagle podniósł jedną nogę swojej partnerki aby zwiększyć możliwość penetracji. Czarnowłosa wiła się z podniecenia. Chłopak dysząc, wyszedł z dziewczyny po kilku minutach. Szybko obrócił ją w swoją stronę, złapał za pośladki i uniósł nieco w górę. Przycisnął dziewczynę do ściany tak mocno, że jej piersi dotykały jego napiętych mięśni brzucha. Czarnowłosa muskała jego tors, cicho pomrukując. Owinęła swoje nogi wokół jego bioder.
- Wejdź we mnie blondi, chcę cię w sobie poczuć. - wyszeptała chłopakowi do ucha. Ross nie czkając ani chwili dłużej wsadził członka w jej szparkę. Znów pchał mocno i szybko. Po kilkunastu minutach krzyki pary się nasiliły, oboje byli cali spoceni i zaczęli szczytować.
- Aaaa zaraz dojdę! - wyszeptała dziewczyna, wbijając paznokcie w plecy blondyna. Tuż przed wytryskiem wyszedł z niej i spuścił się na brzuch. Zdyszani trwali w swoich objęciach jeszcze kilka sekund, po czym dziewczyna kucnęła i ponownie wzięła jego członka do ust. Chłopak myślał, że zaraz exploduje z rozkoszy. Maja zwinnie pieściła jego przyrodzenie swoim językiem.
- Mmmm starczy już. - powiedział blondyn, odpychając dziewczynę od siebie. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Ross jednak nie zwracał na to uwagi. Podniósł z ziemi swoje rzeczy i zaczął się ubierać.
- To już koniec? - zapytała ze zdziwieniem. Przejechała dłonią po swoim brzuchu, zagarniając spermę. Oblepione białą mazią palce, wsadziła sobie do ust, sexownie je oblizując. Ross spojrzał na nią z głupim uśmieszkiem.
- A czego jeszcze oczekujesz, hę? Całusa w policzek na pożegnanie czy bukietu róż? - zapytał poirytowany, po czym wyszedł z łazienki zostawiając tam nagą dziewczynę.

****

     - Auć, moja głowa... - obudziłam się i już dopadł mnie przeszywający ból. Od razu buchnął na mnie zapach męskiego potu. Obrzydliwe. Rozejrzałam się dookoła... Pamiętam to miejsce ale nie wiem skąd. Przejechałam dłońmi po delikatnej, różowej pościeli. Pachniała kobiecymi perfumami. Też już je skądś znałam. Moja głowa jednak nie pozwalała mi racjonalnie myśleć. Pulsowała niemiłosiernie, dodatkowo była owinięta bandażem. Wody... napiłabym się wody. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam ponownie po pokoju. Był dość jasny mimo zasłoniętych rolet. Żółty fortepian, różowe bokserki wokół łóżka... Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Momentalnie chwyciłam się za głowę.
- Ummm kac morderca, hę? - usłyszałam znajomy głos. Uniosłam się nieco i zobaczyłam w progu Rossa. Miał zadowoloną minę, w ręku trzymał talerz z kanapkami, w drugiej wodę niegazowaną. Podszedł do mnie i położył wszystko na stoliku, który stał obok łóżka. Momentalnie wzięłam napój do ręki i wypiłam dobrą połowę. Ross w tym czasie odsłonił rolety. Do pokoju wpadły promienie kalifornijskiego słońca.
- Ah... tego mi było trzeba! - krzyknęłam uradowana. Skierowałam wzrok na blondyna bo głupio się zaczął chichrać. - z czego ta radość, co?
- Hmm pięknie wyglądasz. - burknął, szczerząc swoje białe, idealne ząbki.
- Co? - zerknęłam na siebie i myślałam, że zejdę na zawał. Miałam na sobie różowe, dużo za duże, spodenki i białą koszulkę na naramkach, która również powinna mieć kilka rozmiarów mniej.- JAK ŚMIAŁEŚ MNIE ROZEBRAĆ!?
- Ojej, ojej uspokój się. To nie ja. - powiedział, przysiadując obok mnie. - To Rydel. Spojrzałam na niego podejrzliwie, nie wierzyłam mu. - Jak chcesz to się jej zapytaj. - Przewrócił teatralnie oczami.
- Jak mniemam te spodenki są jednak twoje... - zapytałam niepewnie, spoglądając na róż, który powodował oczopląs.
- Są moje. Ale to nie znaczy, że ja ci je ubrałem. - odpowiedział, chwytając talerz ze stoliczka. - Nie martw się, są czyste. - dodał, widząc, że oglądam je od góry do dołu. - Chyba...
- Jak to CHYBA? - wytrzeszczyłam oczy.
- NA PEWNO, okey? Teraz lepiej? Masz. - powiedział, podając mi talerz z kanapkami. - Rydel je dla ciebie zrobiła.
- Czekaj, czekaj... Bo ja .... Tego... Gdzie ty spałeś? - zapytałam niepewnie, odbierając przekąski od Rossa. Uśmiechnął się głupkowato.
- Z tobą. - odrzekł spokojnie. Wybałuszyłam oczy.
- Ale jak... ! - nie dokończyłam, bo blondyn przyłożył mi dłoń do twarzy.
- Ciszej. Tu jeszcze ludzie śpią. - uciszał mnie rozglądając się czy czasem ktoś nie wchodzi do pokoju. Nagle telefon, który leżał na biurku, zaczął wibrować. Ross wstał z łóżka, podszedł do mebli i odblokował swojego iPhona.
- Zaraz wrócę. - wyszeptał i wyszedł.
Byłam troszkę zaniepokojona. Mam nadzieję, że żartował. Ale zaraz... Co ja tu w ogóle robię...? - zapytałam sama siebie wpychając kanapkę do ust. Próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy dzień. Dlaczego mam bandaż na głowie...? Hmm po szkole byłam z mają i Erickiem w klubie.Tak, na pewno. Tańczyłam z tym rudym chłopakiem.... Jak on tam miał na imię? Matt...? Chyba tak. Potem wypiłam chyba kilka kieliszków za dużo i ... R5! Ross i reszta byli na scenie, na bank! Muszę go o wszystko wypytać! Ale co było potem? Chyba alkohol mnie zamroczył. Zmarszczyłam brwi i próbowałam zmusić moją bolącą głowę do myślenia. Wpychałam kolejne porcje kanapek do ust, były na prawdę pyszne. Wzięłam ponownie łyk wody i prawie się zachłysnęłam. MAJA! Moja przyjaciółka figlowała z Rossem przy łazience! Potem ten rudy mnie zahaczył i potem... Nie pamiętam. W tej samej chwili wszedł Ross, trzymając psa na rękach.
- To w końcu gdzie spałeś? - rzuciłam pytanie, od razu jak przekroczył próg. - No i co z tym psem?
- Pół tonu ciszej, ok? To po pierwsze. Po drugie. - urwał na chwilkę, ponieważ zaczął delikatnie układać Kibe na posłaniu. - Spałem na podłodze. Dodatkowo powiem, że bolą mnie przez to plecy. Po trzecie... Kiba jest już stary, nie daje rady wchodzić po schodach. Czasem dostaje jakiegoś paraliżu czy coś... - dokończył głaszcząc psa po brzuchu. Odetchnęłam z ulgą.
- Co ty wczoraj zrobiłeś, co! - krzyknęłam, mimo, że miałam być cicho. Wstałam z łóżka i chciałam uderzyć blondyna, jednak zatoczyłam się z lekka, zahaczyłam o stos jego rzeczy i upadłabym, gdyby nie mocne ramię Rossa. Przytrzymał mnie i patrząc mi w oczy zapytał.
- Co miałem zrobić? - był lekko skołowany.
- Uprawiałeś z nią sex! Jesteś obrzydliwy! Zmusiłeś ją do tego! - krzyknęłam ponownie, waląc pięściami w klatkę piersiową blondyna. Dopiero teraz zauważyłam, że znów ma sine oko. Chłopak przytrzymał moje ręce i ponownie zakrył mi usta.
- Dziewczyno, ty nie rozumiesz, że masz być cicho? Wróciliśmy o piątej nad ranem do domu! Niektórzy jeszcze śpią wyobraź sobie. - powiedział ze złością. Delikatnie objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Poczułam cytrynę. Normalnie utonęłabym w czekoladzie, która wypływała strumieniami z jego oczu, ale nie tym razem. Byłam wściekła.
- Ty nie śpisz! Więc oczekuję wyjaśnień. - powiedziałam już nieco ciszej. Blondyn nadal mnie obejmował. Byliśmy na prawdę blisko siebie.
- Nie śpię, bo na podłodze nie było za wygodnie. - chrząknął, patrząc na mnie z wyrzutem. - A co do sexu... Chodzi ci o tą czarnowłosą? Znasz ją? - dopytywał.
Czy ją znam!? To moja przyjaciółka głąbie!
- Nie... - zawahałam się lekko.
- Szkoda. - wyszeptał, zwalniając uścisk. Przejechał delikatnie opuszkami palców po moim nagim ramieniu. Poczułam przyjemne dreszcze...
- A to niby dlaczego? - zapytałam z zaciekawieniem. Usiadłam ponownie na łóżku bo nogi miałam jak z waty a głowa aż pękała z bólu.
- Już kolejny raz pokazała pazurki. Fajnie by było ją poznać, wtedy może dawałaby mi się o wiele częściej. - rozmarzył się, przejechał ręką po swoim kroczu. Obrzydliwe...
- Chwila, chwila... KOLEJNY RAZ? - wybąkałam z niedowierzaniem. Szczęka mi opadła, prawie, że do ziemi. Ross przysiadł obok mnie. Trzymał coś w ręku. Popatrzył na mnie, przyłożył delikatnie palce do mojej brody i zamknął mi usta. Przejechał następnie opuszkami palców po moim policzku.
- Masz, przeciwbólowa. Jest nawet dość mocna. - podał mi małe pudełeczko tabletek. W sumie nie pogardzę... Wzięłam jedną, popiłam i wyczekiwałam odpowiedzi blondyna.
- Co? - zapytał widząc moją zaciekawioną minę. Podrapał się nerwowo po głowie.
- No wyjaśni mi proszę co miało oznaczać ,,kolejny raz" - warknęłam niemiło.
- No kolejny to kolejny, nie? Nie wiem czego tu nie rozumiesz. A podobno jesteś taką kujonką. - odparł sucho. Cały czas na mnie patrzył. Jego ton był niemiły ale wzrok czuły i troskliwy.
- Emm... Ale za każdym razem była pijana, dobrze rozumiem? - zapytałam niepewnie, odgarniając włosy za ucho. - Rany, muszę wyglądać okropnie. - wyszeptałam sama do siebie. - No i nie jestem kujonką! - zmierzyłam blondyna zimnym spojrzeniem.
- Nie, nie była pijana. Już ze trzy lub cztery razy obciągnęła mi w szkolnej toalecie. Ahh jaki ta dziewczyna ma zwinny język... No i raz przeleciałem ją w schowku na miotły. Ostra jest ale po pijaku to dopiero kocica. A czemu pytasz? - powiedział to z takim spokojem, jakby cytował dziecku wierszyk. Patrzyłam na niego jak na idiotę. Jakim cudem Maja mu .... Afe... W toalecie... To niemożliwe! - No i nie mów tak, jesteś piękna. - wyszeptał, przybliżając się do mnie. Nasze usta dzieliły dosłownie milimetry. Serce zabiło mi szybciej, ale opamiętałam się. Przecież jego język mógł znajdować się w ... Aaaa! Nawet nie chcę o tym myśleć. Odsunęłam się szybko od niego. Speszył się troszkę, odchrząknął i również się nieco oddalił.
- Jesteś pewny, że to była ta sama czarnowłosa co wczoraj? - nie mogłam uwierzyć, że Maja mnie okłamywała. Przez cały czas. To dlatego kazała mi o nim zapomnieć i się z nim nie spotykać! Bała się, że mi powie.
- Mimo swojego koloru włosów, głupi nie jestem. Jasne, że to ta sama dziewczyna. Tylko nie wiem jak ma na imię. - odrzekł, wodząc wzrokiem po pokoju. - Chyba mi raz powiedziała... Hmm ale nie jestem pewien.
Chciałam uderzyć go w twarz ale w sumie nic by to nie dało. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi ale w końcu to Maja była pijana, on trzeźwy. Raczej wiedział co mówi.
- Kiedy...Yyyy... Ty i ona... - tak trudno wypowiedzieć mi te słowa! - Po raz pierwszy... Blondyn patrzył na mnie z głupkowatym uśmiechem.
- Kiedy mi obciągnęła po raz pierwszy? Hah maleńka... Kiedy to było... - zaczął się zastanawiać. - Jakoś tydzień po moim przyjściu do szkoły. - dokończył. Wybałuszyłam oczy. On chyba sobie żartuje.
- Hmm już tego dnia była ostra. Sama zwabiła mnie do tej toalety. No a ja, jak to ja. Skorzystałem i tyle. Pewnie bym ją posuwał już wtedy ale sprzątaczka nam przeszkodziła i... - zakryłam mu usta ręką. Nie chciałam już tego słuchać.
- To obrzydliwe, fuj, skończ już. - wykrzywiłam usta w grymasie. Blondyn spojrzał na mnie i przewrócił zabawnie oczami.
- Dziewice... - szepnął, wstając z łóżka. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - zaśmiał się wesoło, podszedł do biurka i zaczął wertować w jednej z szafek.
- R5? - wypaliłam nagle. Ross, który szukał coś w szufladzie, nagle odwrócił się w moją stronę. Miał surową minę.
- Nie mówmy o tym. - chrząknął, nerwowo odgarnął włosy i ponownie zabrał się za przeszukiwanie półki.
- No dobrze. A jak się tutaj znalazłam w ogóle? - nagle sobie uświadomiłam, że nawet nie wiem jakim cudem jestem w pokoju Rossa. Co najgorsze, jestem w jego łóżku. Blondym wziął głęboki oddech i zaczął:
- Musieliśmy dłużej zostać w klubie aby posprzątać scenę i zapakować instrumenty, właściciel zostawił nam klucze. Uwinęliśmy się dość szybko, Rydel kazała mi wynieść szklanki i postawić je na blat, który znajdował się tuż przy barze. Gdy tam poszedłem, zauważyłem stróżkę krwi, która płynęła za kotarą. Wystraszyłem się, chciałem zawołać Rikera ale już wszyscy wyszli na zewnątrz. Odsunąłem zasłonę i zobaczyłem tam ciebie. Swoją drogą sukienkę miałaś sexowną. Musisz częściej się tak ubierać. - puścił mi oczko. - Wracając. No pomyślałem, że nie mogę cię tam zostawić, więc wytachałem stamtąd twoje ciało i zaniosłem do samochodu. O tej godzinie szpitale były zamknięte a nie chciałem znów dostać od twojego braciszka, także przywiozłem cie tutaj. Od cała historia. - dokończył, po czym wyjął z szafki jakiś plik kartek.
- Dzięki. - wyszeptałam, przytulając różową poduszkę. - Różowa pościel? Hmmm... pasuje do spodenek, co nie? - zachichotałam. Ross spojrzał na mnie groźnie.
- To pościel mojej siostry, Uwierz mi, nie chciałabyś spać w mojej. - usiadł na krześle od biurka i zaczął wertować kartki.
- Jak pachnie tak samo jak ten zapach, który się tu unosi to ja dziękuje! - krzyknęłam z wielkim uśmiechem na ustach, wachlując sobie dłonią przed twarzą.
- No przecież wywietrzyłem! - oburzył się nastolatek. Uniósł ręce do góry w geście bezradności.
- Widocznie za mało. - wytknęłam mu język. Blondyn się tylko uśmiechnął.
- A twoje oko? - zastanawiało mnie to bardzo. Musiałam zapytać.
- Co moje oko? - zdziwił się Ross.
- Rany... Z tego co pamiętam w klubie nie miałeś zapuchniętego i sinego. Teraz znów masz. - wybąkałam szybko.
- Magia? - powiedział szyderczo. Spojrzałam na niego z politowaniem. - Wiesz, na planie mamy niezłą makijażystkę.
- Na planie? - zapytałam. Nie ukrywałam zdziwienia.
- Tak, ale już więcej informacji ci nie udzielę więc bądź już cicho. - chrząknął niemile i schował plik kartek do plecaka. Mimo wszystko chciałam jeszcze go o coś zapytać. Ale przerwało mi skrzypienie drzwi. Do pokoju weszła Rydel.
- Hej Demi. - wyszeptała, po czym do mnie podeszła i mocno mnie przytuliła. - Ossy, zejdź na dół. - skierowała się do brata. Blondyn natychmiast wyszedł z pokoju.
- Demi, kochana! Ja cię przepraszam. - powiedziała półgłosem, znów mnie przytulając. Zaczęła pociągać nosem.
- Płaczesz? Co się stało? Za co mnie przepraszasz!? To ja powinnam ci podziękować za to, że tu jestem. - powiedziałam zaskoczona, odwzajemniając uścisk.
- To Ross cię tu przyniósł. Był nieźle wystraszony jak cię tam znalazł zakrwawioną. - wyszeptała z uśmiechem. - Całą drogę do domu trzymał cię za rękę i głaskał po głowie. Wybałuszyłam tylko oczy. Blondyn się o mnie martwił? Ta informacja wywołała u mnie niezły mętlik w głowie. Po chwili jednak się opamiętałam.
- Ale nadal nie wiem, za co chcesz mnie przeprosić. - wybąkałam.
- Nie powiedziałam ci! Wybacz - Nadal patrzyłam na nią jak na wariatkę. - O zespole! Nie powiedziała ci nic o naszym zespole. Przepraszam. Nie chciałam tego ukrywać. Wybacz. - odrzekła ze łzami w oczach.
- Przecież nic się nie stało. Jesteście na prawdę nieźli! - chciałam dodać jej nieco otuchy aby się tym nie przejmowała. Nie musiała mi przecież mówić.
- Dziękuję... Teraz... - Rydel chciała coś powiedzieć ale przerwał jej huk tłuczonego szkła. Blondynka aż się wzdrygnęła. Popatrzyła na mnie wystraszonymi oczami i szybko zbiegła na dół. Ostatkiem sił ja również zwlekłam się z łóżka i podążyłam za dziewczyną. Gdy weszłam do salonu zobaczyłam krzątającą się Rydel w kuchni. Rocky z zakrwawioną ręką latał po salonie. Ross siedział tyłem do mnie obok... swojej mamy?
- Rocky, ty pacanie. Miałeś uważać. - skarciła go blondynka, zamiatając szkło z podłogi.
- No to wyszło niechcący! Ell mnie zmusił! - bronił się nastolatek.
- Ty wyjadaczu orzeszków ze snickersów, coś powiedział? - oburzył się perkusista. Podbiegł do przyjaciela i zaczął szarpać za jego koszulkę.
- PRZESTAŃCIE! - krzyknęła nagle Rydel. Na zawołanie siostry oboje przestali się wygłupiać. Rocky poszedł obmyć dłoń, Ell natomiast szeroko uśmiechnął się do blondynki. Zauważyłam, że się aż zarumieniła. Nagle do kuchni wszedł zaspany Riker.
- CO tu się dzieje...? - wybąkał znudzony, przecierąjąc ospale swoje powieki.
- Znowu Ell i Rocky! - powiedziała Rydel.
- Co tym razem... O dzień dobry Demi. - Rik zwrócił się w moją stronę, jak tylko w końcu mnie zauważył. O dziwo nie zainteresował się moim ubiorem.
- A dzień dobry. - przywitałam się z basistą.
- Kazałam im zaparzyć herbatę dla mamy. Oczywiście ścigali się kto pierwszy zaleje wrzątek i narobili bałaganu! Mam już dosyć. - żaliła się blondynka, wymachując rękoma.Przypatrywałam się wszystkiemu z daleka. Nagle ich mama się odwróciła w moją stronę.
- Dzień dobry, kim jesteś? - zapytała miło. Chciałam odpowiedzieć ale Ross szybko wstał i pociągnął mnie na górę.
- Ejj twoja mama mnie o coś zapytała! - oburzyłam się.
- Przestań, ciebie to nie dotyczy. - warknął, po czym wepchnął mnie do swojego pokoju.
- Ale.. - chciałam znów zacząć rozmowę ale Ross mi przerwał.
- CICHO. Jak masz tak gderać to lepiej już idź. - co go ugryzło? Przed chwilą był milszy. Nagle sobie przypomniałam o Majaku. Mam nadzieję, że nie zostawił jej tam pijanej...
- Dobrze ale zanim pójdę, powiedz mi jeszcze jedną rzecz, dobrze? - zapytałam nieśmiało.
- CO? - warknął.
- Ta dziewczyna co ją wczoraj, w sumie dzisiaj, przeleciałeś... - zaczęłam.
- To co? - wtrącił mi się w zdanie. Nie lubię tego.
- Nie mów mi, że ją tam zostawiłeś...? - dokończyłam, patrząc mu w oczy.
- A co miałem zrobić? Wynająć złotą karoce i zawieźć ją do domu? Weź przestań. Wystarczy, że mogła spędzić ze mną upojną noc. Nic więcej nie mogłem jej zaoferować. - powiedział oschle, usiadł na łóżku, wziął gitarę do ręki i zaczął grać spokojne nuty. Aż zamarłam. On ją tam zostawił!?
- Ona była pijana! - krzyknęłam ze złością.
- No i...?
- Mogła sobie coś zrobić!? Jesteś idiotą! Daj mi jakieś rzeczy! Nie czekałam na odpowiedź. Wzięłam jego pierwsze lepsze ciuchy, pobiegłam do łazienki, szybko je na siebie wciągnęłam i jak strzała wybiegłam z jego pokoju. Zauważyłam, że patrzy na mnie jak na wariatkę. Ale musiałam szybko dowiedzieć się co z Majakiem.

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział XIV

     To wszystko działo się w ułamku sekundy. Jedyne co udało mi się dostrzec to mimowolny strach w oczach blondyna. Nawet nie miał jak się uwolnić z uścisku mojego brata. A może nie chciał? Usłyszałam tylko głośny trzask i w jednej chwili Ross leżał już na podłodze. Na ścianie widniała dość spora plama krwi. Riker chciał zapobiec temu zdarzeniu ale był za wolny. Reszta gromady patrzyła na całe zdarzenie z niedowierzaniem. Ja również stałam w osłupieniu. Blondyn zwijał się z bólu a Zack znów zamierzał się do ataku. Szybko chwyciłam rękę brata aby go powstrzymać. Rydel natomiast podbiegła do najmłodszego.
- Co ty w ogóle wyprawiasz!? - krzyknęłam z całych sił. Byłam wściekła na Zacka. Co on w ogóle wyprawia.
- Jak to co? Znów pewnie chciał cię zgw... - nie pozwoliłam mu dokończyć. Myślałam, że to ja zaraz wymierzę w jego kierunku mocnego kuksańca.
- ZAMKNIJ SIĘ! Jasne, zamknij się już! - powiedziałam, szarpiąc za jego koszulkę. Dodatkowo posłałam mu pogardliwe spojrzenie. - Co ty robisz, co? Opanuj się człowieku!
- Mam się opanować? Demi, doskonale pamiętam tego chłopaka.... - znów mu przerwałam.
- No coś ty! To, że go pamiętasz nie oznacza, że masz go bić, co w ciebie wstąpiło! - ponownie krzyknęłam, odgarniając rudy kosmyk z policzka, który wcześniej Ross założył za moje ucho.
- Ty wiesz która jest godzina dziewczyno? Martwiłem się! - opowiedział, wyszarpując się z mojego uścisku. Poprawił kołnierzyk koszulki i gdy zorientował się, że na jego ręce jest krew blondyna, wytarł ją w swoje jeansy. - Dodatkowo mówiłaś, że pomagasz PRZYJACIELOWI a nie gwałcicielowi! Chyba, że się przesłyszałem? - W jego tonie głosu wyczułam sarkazm i pogardę. Tego się po nim nie spodziewałam. Nie ufa mi. Chciałam odpowiedzieć ale w tej samej chwili wyszedł z sali lekarz.
- Co tutaj się dzieje? - zapytał. Gdy zobaczył zakrwawionego Rossa od razu do niego podszedł. - A panu co się stało?
- Przewrócił się i ... - zaczęła Rydel, jednak nie mogłam jej pozwolić na takie kłamstwa.
- NIE! Nie przewrócił się! Kto normalny przewraca się o własne nogi! - zaczęłam patrząc z pogardą na brata. - Ten gość go uderzył zupełnie bez powodu. - zawarczałam jak lwica, wskazując palcem Zacka. Byłam wściekła, zawiodłam się na nim. W tej chwili nawet nie chciałam się przyznać, że to mój brat. On jedynie pokręcił z niedowierzaniem głową, chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia.
- Co ty znowu robisz, zostaw mnie! - krzyczałam, z policzka pociekła mi łza. Próbowałam się wyszarpnąć, jednak byłam za słaba. - Riker, pomóż mi! - wyszeptałam, bardziej do siebie. Chłopak jednak to usłyszał i w tej samej chwili zatorował nam drogę.
- Nie wiem kim jesteś ale mógłbyś puścić Demi? - powiedział spokojnie, patrząc na Zacka. On zwolnił nieco uścisk, co dało mi szansę się z niego uwolnić. Momentalnie podeszłam do Rika i schowałam się za jego plecami. Wydawało mi się, że Zack zaraz exploduje ze złości. Warknął coś pod nosem, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Wszystko okey? - zapytał troskliwie Riker, odwracając się w moją stronę. Położył delikatnie swoje ręce na moich ramionach.
- Tak... Chyba... Tak... - jąkałam się. - Ale!
- Co ale!? - krzyknął blondyn. Był nieco przestraszony.
- Ross! - odpowiedziałam, po czym szybko się odwróciłam. Na korytarzu nikogo nie było. Dwie pielęgniarki wycierały podłogę z krwi. Nagle zza drzwi zauważyłam roześmianą twarz Ratliffa. Machał no nas abyśmy podeszli. Rik chwycił mnie za rękę i widząc moje zawahanie, pociągnął ku Ellowi. Zastanawiało mnie, co mogło go tak rozbawić. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia wszystko się wyjaśniło. Mimo całej sytuacji najstarszy blondyn również się roześmiał. Ja również mimowolnie się uśmiechnęłam. Ross siedział na łóżku, obok była Rydel. Głaskała go czule po głowie. Nie to jednak rozbawiło Ella. Stawiam na tego wielkiego siniaka wokół oka. Dodatkowo blondyn miał wepchane chusteczki do nosa. Powieki miał aż purpurowe i wyglądał jakby się tam nie mył od lat. Ku mojemu zaskoczeniu Ross również miał uśmiech na  twarzy.
- Hahah teraz wyglądasz jak buldog! - zażartował Ratliff. Rocky parsknął śmiechem i przybił piątkę przyjacielowi.
- Hahah..... Jak... Hahah... Czemu... Jak buldog!? - wydusił z siebie Rocky. Przez ten śmiech nie mógł sklecić słów. Cały czas trzymał się za brzuch.
- No te psy zawsze mają taką wielką, czarną łatę wokół oka, no nie! - zawtórował Ell, wymachując rękoma w geście bezradności. - Dodatkowo Ross ma tak samo pomarszczoną twarz jak one! No a te czerwone chusteczki w jego nosie! Wygląda przez to tak groźnie awwrr!
- Żebyś ty czasem nie miał o jeden ,,palec" mniej niż do tej pory! - krzyknął Ross wskazując na swój rozporek. Ell się skrzywił i zakrył ręką swoje krocze.
- Ejj... Ja nie wnikam co ty tam masz, ale MOJEGO zostaw w spokoju! - odpowiedział, akcentując słowo ,,mojego" Razem z Rocky prawie turlali się ze śmiechu. Riker miał ochotę do nich dołączyć, ale Rydel posłała mu spojrzenie typu ,, ogarnij tę dwójkę!" Ross jednak nie miał nic przeciwko wygłupom przyjaciół. Ja czułam się jakbym była niewidoczna. Chciałam coś powiedzieć ale w tej samej chwili blondyn na mnie spojrzał. Znów to dziwne uczucie, którego sama nie potrafię określić, przeszyło całe moje ciało, promieniując o czubka głowy, aż po czubek palca u nogi. Byłam jakby zahipnotyzowana. Przerwał to jednak Riker, który podniesionym głosem przywołał chłopaków do porządku. Dodatkowo wszedł lekarz do pokoju.
- No dobrze panie Lynch. - zaczął kartkując swój notes. - Zapiszę panu drobne leki i w sumie może pan już iść. - dokończył, siadając przy biurku. Wyjął z szufladki długopis i zaczął pisać. Rydel nadal przytulała Rossa i gładziła go po ramieniu. Musiała się bardzo o niego martwić.
- Proszę. - powiedział nagle lekarz, wyciągając dłoń ku blondynce. - Leki przeciwbólowe oraz przyspieszające gojenie ran. Proszę to wykupić.
- Dziękuje. - odpowiedziała, nadal kurczowo trzymając się Rossa.
- Z mojej strony to tyle. Mogą państwo opuścić pomieszczenie. - powiedział z uśmiechem starszy mężczyzna.
- Tak, już wychodzimy, dziękujemy za wszystko i przepraszamy za kłopot. - wymamrotał Riker, po czym gestem ręki wskazał reszcie, że mają już udać się do samochodu. Widząc, że Ross się nieco chwieje a Rydel nie jest w stanie go utrzymać, podszedł do niego i zarzucił jego ramię na swoje, aby było mu swobodniej. Gdy już wyszliśmy chciałam zadzwonić po kogoś, aby po mnie przyjechał, ale Rydel mnie powstrzymała.
- Odwieziemy cię do domu. - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Zauważyłam jednak, że był on nieco wymuszony. Blondynka nadal trzymała dłoń Rossa.
- Zadzwonię po kogoś, spokojnie. Nie chcę sprawiać wam problemu. - wyszeptałam, patrząc na blondyna. Miał okropnie zapuchnięte oko a chusteczka nadal wystawała z jego nosa.
- Nie ma mowy, chodź z nami. - Wtrącił się Riker. - Mamy duży samochód, wszyscy się zmieścimy. Nie chciałam już protestować. Byłam zmęczona i marzyłam wygonie ułożyć się w swoim, miękkim łóżku. Wyszliśmy ze szpitala i od razu było wiadomo, który to samochód. Ell siedział na miejscu kierowcy, bawiąc się radiem. Rocky natomiast próbował wepchnąć go na tylne siedzenie. Gdy nas zobaczyli od razu się uspokoili i grzecznie zajęli miejsca z tyłu. Rik pomógł Rossowi wejść do środka, Rydel usiadła koło niego. Ja usadowiłam się na przodzie, obok kierowcy. Praktycznie cała droga przebiegła w ciszy. Od czasu do czasu dało się słyszeć chrząknięcia najmłodszego Lyncha oraz szelest otwierania foliowej paczki. W lusterku widziałam, że co jakiś czas Rydel podawała bratu nową chusteczkę. Nadal ciekła mu krew z nosa. Nawet się nie zorientowałam kiedy byliśmy pod moim domem. Riker machał ręką przed moja twarzą.
- Hej, królewno? Śpisz? - zapytał.
- Co? Już jesteśmy, tak? - byłam lekko zdezorientowana. Za bardzo się chyba zamyśliłam.
- Tak, to twój dom. - odpowiedział z uśmiechem Rik.
- Jasne, już idę. - wyszeptałam, otwierając drzwi auta. - Dziękuje. Rik tylko kiwnął głową. W samochodzie paliło się małe światełko. Zauważyłam, że Ross zasnął oparty o ramię siostry. Uroczy widok... Po kilku sekundach odjechali z piskiem opon. Wyciągnęłam klucz z moich jeansów i otworzyłam drzwi. Spać... Chcę spać. Od razu skierowałam się na górę. Wzięłam szybki prysznic i padłam na łóżko. Momentalnie zasnęłam.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

     Minął już tydzień od felernego wydarzenia w szpitalu. Przez cały ten czas nie rozmawiałam z Zackiem. Omijałam go szerokim łukiem. Chciał ze mną pogadać aczkolwiek ja nie miałam na to ochoty. Zawiodłam się na nim i nie wiem czy kiedykolwiek mu w ogóle wybaczę. Nie widziałam się również z Rossem. Rydel także nie dzwoniła, nie napisała nawet smsa. Chciałam ich odwiedzić i zapytać jak się czuje blondyn, ale nie chciałam się narzucać. O dziwno nauczyciele w szkole nie pytali dlaczego znów opuszcza zajęcia. Było to trochę podejrzane jednak nie chciałam sobie tym zaprzątać głowy, ponieważ dzisiejszego wieczoru w końcu się nieco wyluzuje. Majak namówiła mnie abym wszyła z nią i Erickiem do klubu. Dawno się nie bawiłam, byłam zestresowana i moja przyjaciółka to zauważyła. Była pewna, że tego wieczoru się w końcu wyluzuje.

****

- No to dziś zaszalejemy na imprezce! - wykrzyczała Maja gdy już wyszłyśmy ze szkoły. Była pełna zapału. Jej oczy aż iskrzyły z Radości. Dawno nie widziałam jej w takim stanie.
- No w końcu. - odrzekłam próbując udawać entuzjazm. Nie udało mi się. Czarnowłosa momentalnie to wychwyciła.
- Zapomnij o nim. - powiedziała poważnym tonem. Popatrzyłam na nią z zaskoczeniem.
- Ale o kim niby? - zapytałam, chociaż wiedziałam co mi odpowie. Serce zabiło mi szybciej.
- Ross. - odchrząknęła, przewracająca oczami. - Nie wiem czy zauważyłaś ale nie było dnia abyś o nim nie powiedziała chociaż słowa. Nie mówię tego złośliwie Demi. Mówię to, bo jestem twoją przyjaciółką. Zapomnij o nim.
- Wydawało ci się. W ogóle o nim nie myślę. Bo niby po co? - skłamałam. Prawda jest taka, że blondyn cały czas siedział w mojej głowie. Nie chciałam jednak przyznać racji Majakowi. Kątem oka zauważyłam, że kręci przecząco głową.
- No dobra... Ale dziś się zabawimy! Masz się wytańczyć i wyszaleć! Zapomnieć o problemach i tym blondynie. - szturchnęła mnie i posłała szeroki uśmiech. - Może i jakiego kawalera w końcu poznasz? Ma wystąpić jakiś fajny zespół! Będzie się działo. - dokończyła podekscytowana. Jak dziewczynka w Wesołym Miasteczku. Dosłownie.
- Zespół? Ciekawie, ciekawie. A wiesz jaki? - dociekałam. Byłam na prawdę zainteresowana tym faktem.
- Yyyyy... Jak to szło... - jąkała się, drapiąc po głowie. - R5!
- R5? Nigdy o nich nie słyszałam. - powiedziałam w wybałuszonymi oczami.
- Ja też nie... Ale ponoć to mega ciacha. - wyszeptała, puszczając mi oczko.
- Masz chłopaka! - zbeształam przyjaciółkę. Ona jedynie przewróciła teatralnie oczami i pociągnęła mnie w stronę budki z lodami. Kupiłyśmy sobie po porcji i udaliśmy się do mnie do domu. Maja miała uszykowane rzeczy już wcześniej. Postanowiła jednak mi pomóc w doborze odpowiedniego ubioru.

****

- Chyba cię pogięło! - krzyknęłam, widząc co oferuje mi moja przyjaciółka. Przytargała ze sobą czerwoną sukienkę która pięknie falowała. Była na ramiączkach. Do tego bolerko i buty na wysokim obcasie.
- Będziesz wyglądać pięknie! - rozmarzyła się, patrząc to na mnie, to na sukienkę. - Do tego mocny makijaż i ani jeden facet ci się nie oprze! - Jej entuzjazm aż mnie przerażał.
- Do tego upniemy ci włosy w kok! - wyszeptała, przybiegając do mnie. Przyłożyła sukienkę do mojego ciała, ujęła moje włosy w drugą dłoń i przyłożyła garść do czubka głowy. - Będziesz wyglądać idealnie!
- Nie, nie, nie... - wyszarpnęłam się z jej uścisku. - Wiesz, że ja nie chodzę w sukienkach! - oburzyłam się.
- Ale do takiego klubu nie ubierzesz chyba jeansów... No weź! Chociaż raz! - mówiła z jeszcze większym entuzjazmem. Widząc jednak moja niechęć, wyciągnęła większe działa. Zrobiła wielkie oczy, niczym kot ze Shreka, złożyła ręce, jakby się modliła i popiskiwała jak ratlerek. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Przekonałaś mnie. - powiedziałam. Co ja robię... - Ale tych butów nie założę! To szczudła dla klaunów a nie buty! Zabiłabym się w nich. Maja się rozpromieniła i rzuciła mi się na szyję. Po kilu sekundach podbiegła do torby i wyciągnęła z niej śliczne buciki. Miały lekki korek. Ale były na prawdę ładne.
- To weźmiesz te! - powiedziała, podając mi je do ręki. - Ja natomiast ubiorę to. - mówiąc, wskazała na bardzo krótką, czarną spódniczkę i lekko żółtą koszule w kratkę. - Uuuu nie mogę się doczekać! Teraz makijaż! - krzyknęła, ciągnąc mnie do łazienki. Ubrałam się w strój od Majaka i aż bałam się spojrzeć w lustro. Czarnowłosa jednak nie ukrywała zdziwienia.
- Rany! Gdybym była facetem to bym cię brała. - zachichotała. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Po chwili jednak obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Gdy już opanowałyśmy napad głupawki Maja stanęła tuż obok mnie.
- Hej i cycki ci jakoś urosły! - krzyknęła przez śmiech łapiąc się za biust. Miała minę wybitnego myśliciela. Komiczne. - Czym ty je karmisz! Mi zawsze idzie w dupe!
- Jesteś chora! - wydusiłam z trudem. Znów nie mogłam opanować napadu śmiechu. Nagle poczułam, że tego właśnie mi brakowało. Śmiechu. Przez cały czas zamartwiałam się Rossem. Maja jednak miała rację. Powinnam na maxa wykorzystać dzisiejszy wieczór.
- Pff ty chuda jesteś jak wentyl a cycki to jak arbuzy! Ten dekolt jest idealny. Za często go zakrywasz tymi t-shirtami. A te twoje nogi! Jakim cudem ty faceta nie masz. - skwitowała kręcąc głową.
- Hahah bo nikt nie chce dzielić życia z taką rudą żmiją. Proste. - wytknęłam język przyjaciółce, po czym wzięłam się za czesanie włosów. Przez cały czas rozmawiałyśmy o dzisiejszym wieczorze oraz śmiałyśmy się jak jeszcze nigdy. Gotowe byłyśmy dosłownie tylko kilka minut przed czasem. Maja załatwiła nam kierowcę. W sumie był to brat jej chłopaka. Ale zamierzałyśmy wypić sobie drinka więc ktoś musiał nas tam zawieźć. Erick nie ukrywał zachwycenia widząc Maje w tak krótkiej spódniczce. Buty na wielkim obcasie podkreślały jej kobiecość. Mocny makijaż i ogromny dekolt również były bardzo kuszącym widokiem dla oka mężczyzny. Zauważyłam, że raz po raz spoglądał również na mnie.
     Na miejscu byłyśmy równo o 20.00. Impreza trwała już od jakiegoś czasu. W środku lokal był bardzo piękny i zadbany. Z boku rozciągał się ogromny bar z alkoholem i jedzeniem. Obok były ustawione stoliki a na środku ogromny parkiet na którym szalała już młodzież. Naprzeciwko baru stała również scena. DJ puszczał na prawdę dobre kawałki, aż nogi same porywały się do tańca.
- Zamówimy sobie drinka! - krzyknęła mi do ucha.
- Ale już? Dopiero weszłyśmy! - Maja jednak nie mnie usłyszała. To chyba przez tą głośną muzykę. Pociągnęła mnie w stronę baru i zamówiła po drinku. Erick pił czystą.
- Hej, ale ja nie chcę odpłynąć już na początku imprezy - zachichotałam.
- No weź, jak szaleć to szaleć - puściła mi oczko. Siedzieliśmy brzy barze, popijając alkohol. Mimo, że rozmawialiśmy tylko we trójkę czułam się doskonale. Pomysł z tym klubem był na prawdę idealny. Czułam na sobie wzrok kilku chłopaków. Czułam się troszkę niezręcznie bo nie wiedziałam jak się w sumie zachować. Nagle podszedł do mnie pewien rudzielec.
- Demi, masz ochotę zatańczyć? - zapytał z szarmanckim uśmiechem. Nie zdążyłam odpowiedzieć bo chłopak pociągnął mnie w stronę parkietu. Zaczęliśmy tańczyć. Nagle sobie go przypomniałam.
- Hej, to ty na mnie wpadłeś na ulicy, nie? - próbowałam przekrzyczeć muzykę. Rudowłosy tylko się do mnie uśmiechnął. Czułam się wspaniale, nigdy nie tańczyłam z chłopakiem, który serio zna się na rzeczy. Gdy piosenka się skończyła, zdyszana poszłam w miejsce, w którym zostawiłam przyjaciółkę. Rudasa zgubiłam gdzieś w tłumie.
- Ummm przystojniak! - krzyknęła, przytulając mnie mocno. - No i mówiłam, że ta sukienka zdziała cuda. Ty nawet nie wiesz ile facetów na ciebie się cały czas gapiło!
- Jasssne.. - wydyszałam. - Poproszę wodę. - mówiąc to skierowałam się do barmana.
- Czystą prosimy. - poprawiła mnie przyjaciłka. - Oraz trzy kieliszki!
- Ale masz tempo! Zwariowałaś! - wybąkałam jej do ucha.
- Hej, rozluźnij się. Słyszałam, że zaraz ten zespół ma wejść na scenę. Teraz to się dopiero zacznie! - krzyknęła z wielką ekscytacją. Pokręciłam Tylko głową. Nagle muzyka przycichła. Na scenę wszedł jakiś mężczyzna.
- Jesteście gotowi na wielki powrót wielkich gwiazd! - krzyknął do mikrofonu. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Przed sceną nagle znalazł się ogromny tłum dziewczyn.  - Panie i panowie, mam zaszczyt ponownie przedstawić wam wielkie sławy! - tłum rozszalał się już na maksa. - Przed wami ........ - prawie wszyscy w klubie zaczęli krzyczeć ,,R5" wywołując tym idoli na scenę. - TAK, TAK ! Przed wamiiii R5!! - dokończył, po czym wyszedł na parkiet. Usłyszałam mocny dźwięk gitar. Ładnie się zapowiada. - pomyślałam. Sączyłam sobie spokojnie wódkę, w głowie już troszkę zaczęło mi szumieć.
- Jesteście gotowi! - krzyknął ktoś z oddali. Dam głowę, że to był Ross... Nagle na scenę wyszła... RYDEL!? Wybałuszyłam oczy i aż zachłysnęłam się alkoholem. Maja spojrzała na mnie i się tylko zaśmiała. Zauważyłam, że nalewa sobie kolejny kieliszek.... Pokręciłam głową i znów spojrzałam przed siebie. Za perkusją siedział Ratliff. Blondynka zaczęła grać na klawiszach, wtapiając się w dźwięk gitar. Brzmiało to rewelacyjnie. Ell zaczął wtórować waląc w talerze. Cudnie.
- No to czas rozkręcić te imprezkę! - znów usłyszałam krzyk i znów byłam pewna, ze to Ross. Nie myliłam się. Wszedł na środek razem z Rockym i Rikerem. Grał na gitarze. Dziewczyny aż nie mogły posiać się z radości. Ja natomiast byłam w szoku. Co oni robią na scenie? Nagle Rik zaczął śpiewać słowa nieznanej mi piosenki. Były one  raczej banalne ale jego głos? Nieziemski! Reszta zespołu podrygiwała w rytm muzyki.
- Czy... yyy... too... jest Ross..? - zapytała Maja lekko się zataczając. Była pijana. - mrrrmm... - przygryzła wargę. - Ciacho. - dokończyła nalewając sobie kolejną porcję alkoholu. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Zabrałam jej kieliszek z ręki.
- Ty dziś już nie pijesz! Co za dużo to nie zdrowo! Poza tym gdzie jest Erick? - dopytywałam, wodząc wzrokiem po tłumie ludzi. Bez skutku.
- Aa.... nie wiem. - odpowiedziała, biorąc mój kieliszek. Szybko przechyliła i wlała jego zawartość do gardła. Wzdrygnęła się nagle. - Ale słabe.. ah..
Usłyszałam nagle głos Rossa. Spojrzałam na scenę. On mnie nie widział. Dopiero teraz zauważyłam, że zniknęło mu limo. Jak on to zrobił? W przeciągu tygodnia tak ładnie mu się zagoiło? - rozmyślałam. Rodzeństwo spektakularnie zakończyło śpiewać pierwszą piosenkę.
- Kto się cieszy, że znów może nas usłyszeć na żywo!? - krzyknął ponownie Ross. Tłum zaczął wiwatować i skandować jego imię. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Był na prawdę szczęśliwy. No nie obyło się bez cieknącej śliny w kąciku ust. W końcu tyle podskakujących dziewczyn tuż pod sceną. Musi mieć niezłe widoki...
- Nooo to czas na kolejną piosenkę! Moi kochani śpiewajcie z nami! Na pewno znacie słowa! - odezwał się tym razem Ratliff a Ross i Rocky zaczęli przygrywać na gitarach delikatne nuty. Na prawdę muzyka była świetna. Teksty takie sobie, ale ich głosy... cudowne. Nawet nie zauważyłam kiedy Maja mi gdzieś zniknęła. Pewnie jest z Erickiem... nie chce wiedzieć jednak co robią. R5 zagrali jeszcze kilka piosenek. Cały czas wpatrywałam się w Rossa. Wypiłam jeszcze kilka kieliszków i zaczęło mi się kręcić w głowie, jednak zauważyłam, że na mnie spojrzał. Wzrok miał skołowany, dało się zauważyć, że jest zakłopotany. Nagle poprawił sobie spodnie i się do mnie uśmiechnął. Hmmm... pewnie robi mu się ciasno... Umgg, głowa mnie boli. Za dużo, już nie będę pić. Odstawiłam kieliszek i dałam się porwać do tańca nieznanemu mi chłopakowi. Bawiłam się genialnie. Dochodziła już trzecia nad ranem. Gdy R5 zagrali już ostatnią piosenkę widziałam, że Ross szybko zszedł ze sceny patrząc na mnie. Nagle zauważyłam, że gestem ręki zaprasza mnie do siebie. Pokazał palcem drzwi za sceną. Nie wiem dlaczego, po kilku minutach, zaczęłam się kierować w tamtą stronę. To chyba przez ten alkohol. Przedzierałam się przez ten cały tłum z dużym trudem. Stwierdziłam, że jeszcze pójdę do łazienki. Gdy już byłam prawie na miejscu zauważyłam Majaka. Uff to dobrze, że jest... ALE ZARAZ! Całowała się z... ROSSEM!? Przetarłam oczy, bo może tylko mi się wydawało. Bardzo delikatnie i powoli zaczęłam je otwierać. To co zobaczyłam było jeszcze gorsze. Moja przyjaciółka delikatnie poruszała ręką, którą wsadziła wcześniej w jego spodnie. Ross natomiast nachalnie rozpinał jej koszulę, po czym zaczął pieścić jej biust. Nasilał pocałunek z każdą chwilą. Nagle oderwali się od siebie, Maja nadal masowała jego krocze. Blondyn wyszeptał jej coś do ucha, następnie chwycił za pośladki i wszedł do łazienki, trzymając czarnowłosą w ramionach... Stałam z wybałuszonymi oczami. Co.. CO TO MIAŁO ZNACZYĆ? Chciałam tam iść i im przerwać. Chciałam, jednak moje nogi skutecznie odmawiały mi posłuszeństwa. Ktoś na mnie nagle wpadł i zwalił mnie na ziemie.
- Ups... i znowu wpadam na ciebie. - powiedział z szerokim uśmiechem. - To chyba jednak jakiś znak. - dokończył, przybliżając swoją twarz do mojej. Nie myśląc długo uderzyłam rudowłosego w twarz. Wstałam i  skierowałam się do łazienki, do której chwile temu wszedł Ross z Majakiem.


NOTKA

Heeej! Kolejny rozdział za nami :D Mamy nadzieję, ze przypadnie Wam do gustu :3 Nie chcę nic zdradzać ale kolejny będzie ostry! Dodatkowo moje zamówienie na szablon zostało zaakceptowane więc niedługo i szata graficzna będzie zmieniona :3 Już czas najwyższy hehe :P

Jak ktoś tu zagląda, prosimy o komentarze :D