DOM LYNCHÓW
- No, jutro wyjeżdżamy więc marsz mi sprzątać samochód! Już! - krzyknęła nadal zdenerwowana Rydel. Ciągnęła Ella i Rockiego w kierunku tylnych drzwi, które prowadziły na ich podwórko. - Autko ma lśnić jakby było dopiero co wykupione z salonu!
- Ale czemu my...? - żalił się Ratliff, próbując wybrnąć z tej sytuacji. Był znudzony i zniechęcony. Posłał swojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie. Ten jedynie je odwzajemnił.
- To kara za wasze zachowanie, już mi nie dyskutować! - wypchnęła nastolatków za drzwi, przekluczyła je i wróciła do salonu. Podeszła do okna i ze zdziwienia aż wybałuszyła oczy.
- To... Demi? - zapytała, patrząc ze zdziwieniem przesz szybę. - Ona ma rzeczy Rossa? - zachichotała. - W sumie ta różowa koszulka do niej pasuje.
- Yyy ... Jego zapytaj. - odrzekł zaspany Riker, po czym skierował się do kuchni. Wyciągnął z szafki kubek ze swoim imieniem, nasypał kawy i nastawił czajnik. - Też chcesz? - skierował się do siostry. Ta jedynie pokiwała twierdząco głową. W tym samym czasie Ross dosłownie przeprysł przez salon, wpadł do kuchni, rzucił krótkie ,, zdążę" i wybiegł z domu. Starsze rodzeństwo nawet nie zdążyło nic powiedzieć. Chwilę stali w ciszy, Rik ocknął się dopiero jak usłyszał gwizdanie czajnika.
- Znów się spóźni. - wzdychnął najstarszy, zalał kawę i podał jeden kubek siostrze.
- Faceci... - wzruszyła ramionami Rydel. Usiadła na krześle, obok swojej mamy. Zaczęła sączyć swój napój, czule obejmując rodzicielkę ramieniem. - No co, nie zauważyłeś? - zapytała, czując na sobie pytający wzrok brata. Pokiwał jedynie przecząco głową. - Nasz Ossy się zakochał. - dokończyła z wielkim rumieńcem na twarzy.
- Hę? - chrząknął Rik, unosząc obie brwi w górę. Omal nie zachłysnął się kawą.
- Wy nie potraficie nic zauważyć, serio. A więc teraz zaobserwuj jego reakcję kiedy ktoś go o nią pyta. - puściła bratu oczko. - A teraz pomogę mamie się ogarnąć. Mam nadzieje, że wyjazd wpłynie na nią pozytywnie. - dokończyła. Chciała już wstać ale Rik ją zatrzymał.
- Pyta o kogo? - zwrócił się do siostry z wybałuszonymi oczami. Rydel przewróciła teatralnie oczami, poklepała brata po ramieniu i zaczęła:
- No o Demi a o kogo. Wczoraj jak Ell zapytał czy zaprosimy ją znów na spóźnione urodziny Ally to Ossy aż się zarumienił. - odpowiedziała, spoglądając maślanymi oczami w sufit. - To było urocze. - dodała, po czym pomogła wstać swojej mamie. - No a jak ją znalazł w klubie to myślałam, że ze strachu o nią sobie coś zrobi. Jak obejmował Demi w samochodzie to myślałam, że zaraz ją udusi! Ale oczywiście ty nie zauważyłeś, że przez całą drogę trzymał ją za rękę. - zachichotała.
- Tsaa... Może w końcu znów zacznie pisać. Potrzebujemy nowych kawałków, dawno nic nowego nie nagraliśmy. - powiedział, ziewając i przeciągając swoje ciało. Rydel skarciła go spojrzeniem.
- Ty tylko myślisz o sobie! - zbeształa brata, wzięła swoją rodzicielkę pod pachę i udała się na górę, do swojego pokoju.
- W ogóle nie, ja myślę o zespole! - bronił się Rik. Rydel pokręciła tylko głową i zniknęła w drzwiach.
****
Po tym jak wybiegłam z domu Lynchów chciałam zadzwonić do Majaka. Gdy zobaczyłam ilość nieodebranych połączeń to aż wybałuszyłam oczy. Pięćdziesiąt od Zacka, od rodziców po czterdzieści. Zabiją mnie. - pomyślałam, wpatrując się w ekran komórki. Biegłam przed siebie obijając się o przechodniów. Patrzyli na mnie jak na wariatkę, pewnie przez mój ubiór. Ale to nie jest teraz ważne... Majak. Dzwoniłam raz, drugi raz, trzeci... Nie odbierała! No co jest... Nagle usłyszałam przeraźliwy pisk opon i sygnał klaksonu. W tej samej chwili poczułam nagłe szarpnięcie.
- Co ty robisz dziewczyno! - krzyknął mi ktoś do ucha. To był Ross, miał przerażoną minę. - Szłaś centralnie pod ten samochód! Nie umiesz patrzeć przed siebie?!
- Yyy... - Nie mogłam się nawet wysłowić. Trwałam w objęciach chłopaka. Tłum ludzi stojących na ulicy patrzył się w naszą stronę. Nagle z czarnego samochodu wyszedł starszy mężczyzna i podbiegł do nas.
- Nic się panience nie stało? - zapytał przestraszonym głosem. Wyciągnął ręce ku mojej osobie, jednak Ross przycisnął mnie do siebie i nie pozwolił mnie dotknąć.
- Mógł pan ją zabić! Nie widzi pan jak jeździ! - krzyknął zdenerwowany blondyn. - Kto dał panu prawa jazdy!
- Mogę zawieźć panienkę do szpitala, jeżeli jest taka konieczność. - zaproponował, nerwowo poprawiając kołnierzyk swojej koszuli.
- Ja się nią zajmę, może pan już sobie jechać i następnym razem dostosować prędkość do znaków drogowych! - krzyczał coraz głośniej nastolatek. Upomniałam go i zapewniłam starszego pana, że nic mi nie jest. Odjechał po kilku minutach rozmowy. Tłum jednak nadal był zainteresowany naszą dwójką. Po kilkunastu minutach ciszy Ross w końcu się odezwał:
- Wszystko okey? - jego ton głosu sprawił, ze aż się rozpłynęłam. Był taki szczery i troskliwy.
- Jasne... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - Rodzice mnie zabiją.
- Czemu, coś się stało? - zapytał, nadal trzymał mnie w swoich objęciach.
- Nie dałam w ogóle znać kiedy wrócę, ahh... W sumie to nic, nie przejmuj się. - odrzekłam zrezygnowanym tonem. Teraz to ja muszę się dowiedzieć gdzie jest Maja. Nie patrząc na nikogo, wyrwałam się z objęć blondyna i zaczęłam iść znów przed siebie.
- W sumie nie ma za co... - krzyknął za mną. Odwróciłam się, nerwowo wystukując numer do przyjacółki.
- No dziękuję ale nie licz na całusa. - przewróciłam oczami i wybrałam numer. Nagle poczułam obok siebie zapach cytryn.
- A szkoda... - wyszeptał prosto do mojego ucha. Aż mnie ciarki przeszły. - Dodatkowo wyglądasz bardzo ładnie. Hej, może oddam ci na stałe tą koszulę? Wyglądasz w niej o niebo lepiej niż ja. - zaśmiał się. Widząc jednak moją minę bliską płaczu, opamiętał się. - No mów co się stało?
- Nie odbiera. - wyszeptałam sama do siebie.
- Kto nie odbiera? - zapytał. Cały czas szedł ze mną.
- Maja...
- Maja? Kto to? Może pomogę? - zaproponował pełen optymizmu.
- Ty już swoje zrobiłeś. - warknęłam, odepchnęłam go tak mocno, że aż upadł na ziemie. Nie zwracałam jednak uwagi na jego ,,auć" i machnęłam ręką na taksówkę. Momentalnie się zatrzymała na parkingu obok.
- A ty dokąd, hę? - zapytał gdy już się podniósł. Otrzepał jeansy i złapał mnie za rękę. - Na pewno czujesz się dobrze? Byłaś nieprzytomna, mimo wszystko straciłaś sporo krwi, chyba nie powinnaś sama się kręcić po mieście. Może ci... - nie pozwoliłam mu jednak dokończyć. Nie mogłam na niego patrzeć. Najpierw uprawia sex z moją przyjaciółką, zostawia ją pijaną i nagą w klubie a teraz się o mnie martwi! Maczo od siedmiu boleści! Może medal chce za to!?
- Odwal się, jasne! Nie chcę cie znać! - krzyknęłam. Ponownie go od siebie odepchnęłam i poszłam do taksówki. Ross odprowadził mnie tylko wzrokiem. Był nieźle skołowany ale nie miałam ochoty mu nic tłumaczyć. Najpierw to ja muszę się o wszystko wypytać moją przyjaciółkę. Postanowiłam pojechać do jej domu. Mam nadzieję, że tam będzie. Z rodzicami pogadam później i tak mam przechlapane... Dzwoniłam jeszcze kilkakrotnie do czarnowłosej ale nie odbierała. Martwię się o nią... Kierowca cały czas zerkał w lusterko. Mierzył mnie wzrokiem, kilka razy chyba chciał coś powiedzieć ale w ostatniej chwili się powstrzymywał. Wiem, że mam na sobie ciuchy faceta ale nie mogłam czekać. Na miejsce dojechałam po kilku minutach. O cholera! Przecież ja nie mam pieniędzy! Nagle zrobiło mi się gorąco. Jaki wstyd. Mimowolnie wsadziłam ręce do kieszeni. Wyciągnęłam z nich kilka banknotów. Zdziwiłam się ale zapłaciłam taksówkarzowi. Blondynowi oddam kasę później. Wysiadłam z auta i szybko podeszłam do drzwi. Serce waliło mi jak młot. Chciałam zadzwonić ale ręka tak mi drżała, że nie mogłam nad nią zapanować. Odmawiała mi posłuszeństwa. Ok, dobra poradzisz sobie. - wyszeptałam pod nosem, przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek. Rozległ się dość głośny dźwięk, po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta pani Lavgard.
- Dzień dobry Demi. - przywitała mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym zaprosiła do środka. Coś było za spokojnie. Zachowywała się dziwnie... Albo Maja po prostu wróciła w nocy do domu... Oby. - Coś potrzebujesz, kochanie?
- Yyy no chciałabym iść do Majaka. - odpowiedziałam niepewnie. Kobieta spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem. Odłożyła na stół talerz, który właśnie wycierała.
- Ale Maja spała przecież u ciebie. - odrzekła. Zrobiło mi się gorąco. - Napisała mi smsa, że nocuje w twoim domu.
- Taaa... - powiedziałam, nerwowo drapiąc się po głowie. Co mam teraz niby zrobić... Pani Lavgard nadal na mnie patrzyła. Jak ja nie lubię kłamać! - Chcę iść do pokoju Majki bo... - zaczęłam, jednak nie miałam pojęcia co powiedzieć dalej. - Bo chcę wziąć jej książki bo... Mamy zamiar się pouczyć na jutro... - dokończyłam, nerwowo wpatrując się w jasne panele.
- Maja mówiła, że na poniedziałek nie ma nic zadane. - powiedziała kobieta, sięgając po talerz i ściereczkę. - Ale dobrze, skoro tak to proszę idź i weź co potrzebujesz. - dokończyła z uśmiechem. - Przyjdzie na obiad czy zjecie u ciebie?
- Zjemy u mnie. - krzyknęłam już z pokoju przyjaciółki. Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zawsze panował tu porządek. Normalnie mucha nie siada... Podeszłam do biurka. Stała na nim ramka ze zdjęciem. Majak i Erick... ERICK! Może on ją wziął do siebie! Tak, to jest myśl. - pochwaliłam się w głowie, wzięłam kilka zeszytów i wyszłam z jej pokoju.
- Dziękuję, już wszystko mam! Do widzenia! - pożegnałam się z mamą przyjaciółki. Nie czekałam jednak na odpowiedź. Szybko wybiegłam z domu i wystukałam numer do Ericka. Jeden sygnał... Drugi, trzeci i kolejny... Nie odbiera! No co jest... Jakieś fatum! Szłam chodnikiem próbując sobie przypomnieć gdzie mieszka chłopak, gdy w tej samej chwili przystanął obok mnie samochód policyjny.
- Panna Demetria Spelman? - zapytał mnie jeden z funkcjonariuszy jak już wytaśtał się z auta. Był dosyć gruby. Miał dużego, czarnego wąsa na którym widniały resztki lukru. Wyglądał na dość niemiłego faceta.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Pani pojedzie z nami. - odrzekł, chwytając mnie za nadgarstek. - Oczywiście ma pani prawo zachować milczenie, wszystko co pani powie może zostać użyte przeciwko pani. - dokończył, otwierając drzwi od samochodu. Pochylił mi głowę i wepchnął do środka.
- To jakieś nieporozumienie! O co chodzi? - wydarłam się na cały głos. Spanikowałam. Policja?! Jakim cudem!
- Proszę się uspokoić. Dowie się pani wszystkiego na miejscu. - powiedział ten sam policjant, wpychając do buzi wielkiego pączka.
- Ale ja nie rozumiem! Co panowie ode mnie chcą! - nie dawałam za wygraną. Nikt przecież od tak nie jest zgarniany przez policję. Coraz bardziej przekonywałam siebie, że tu chodzi o Majaka.
- Jak już powiedziałem, dowie się pani na miejscu. - odpowiedział mężczyzna z wąsem. Nieco seplenił, ponieważ przeżuwał w tej samej chwili swoje jedzenie. Co za gbur! Niestety z takimi nie ma co spekulować... Myślałam, że się zaraz rozkleję. To wszystko zaczęło już mnie przerastać...
****
Na komisariat dojechaliśmy po piętnastu minutach. Trzęsłam się jak osika. Serce waliło mi jak młot. Jeden z policjantów, trzymając mnie za nadgarstek, wprowadził do środka. Panował tam ład i porządek. Ściany były jasnego koloru, pięknie ozdobione. Na podłodze ciemne panele, po bokach stały dość duże, piękne kwiaty. Po obu stronach znajdowały się szklane drzwi. Funkcjonariusz rozmawiał chwilkę z jakąś kobietą, potem kazał mi wejść do pokoju z prawej strony i poczekać na jakiegoś Edgara, który miał mi wszystko wyjaśnić. Czułam jak nieprzyjemne dreszcze przechodzą po całym moim ciele. Dlaczego zabrała mnie w ogóle policja...? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk rozsuwanych drzwi. Do pokoju wszedł starszy mężczyzna.
- Dzień dobry panno Spelman. - powiedział spokojnie. Był ubrany w niebieski mundur, w jednej dłoni trzymał dość gruby notes. Kiwnęłam głową na przywitanie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie czegokolwiek. - Jestem sierżant Edgar Sloot i poprowadzę pani sprawę.
- Sprawę...? - zapytałam półszeptem. Dlaczego odepchnęłam od siebie Rossa... Jak ja bym chciała aby teraz tu ze mną był...
- Tak. Dotyczy ona morderstwa i właśnie... - przerwałam mu w jednej chwili.
- MORDERSTWA!? - o mało nie spadłam z krzesła.
- Proszę się uspokoić! - powiedział podniesionym głosem. - Proszę mi pozwolić wyjaśnić to wszystko.
- Coś się stało Maji!? - dopytywałam, widząc srogą minę pana Edgara postanowiłam jednak go wysłuchać.
- Dzisiaj około godziny siódmej rano w klubie ,,Nokia" zostały znalezione zwłoki...
- O matko! Majaka! Proszę mi powiedzieć, że to nie była Maja! - krzyczałam ze łzami w oczach. Wymachiwałam rękoma jak jakaś opętana. Mimo próśb policjanta nie mogłam się uspokoić. Do pomieszczenia wszedł jeszcze jeden funkcjonariusz, który musiał doprowadzić mnie do porządku. Gdy się opamiętałam, mężczyzna mówił dalej.
- Znaleziono zwłoki pewnego młodego mężczyzny. Lat około 23, wysoki, miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, białą koszulę, czarne jeansy oraz białe obuwie. - powiedział, wertując po swoim notesie. Po chwili podsunął mi pod twarz zdjęcie. - Oto on.
- Nie znam go, nie mogę niestety pomóc. - wyszeptałam, wpatrując się w chłopaka. Widziałam go pierwszy raz na oczy.
- Rozumiem... Czyli nie zna go pani? - dopytywał.
- Niestety... - wyszeptałam. Rozluźniłam nieco mięśnie, przyspieszony oddech się nieco uspokoił. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. To nie była Maja...
- Była pani na imprezie wczoraj w owym klubie, prawda? - zalewał mnie kolejną porcją pytań, notując moje odpowiedzi.
- Tak, byłam. - powiedziałam cicho, nadal wpatrując się w chłopaka ze zdjęcia. Taki młody...
- Razem z panią była Maja Lavgard? - zapytał, nie odrywając wzroku od notesu.
- TAK! Co z nią! - krzyknęłam z całych sił, podniosłam się gwałtownie na krześle. Spodnie Rossa dość mocno osunęły mi się z bioder ukazując jego różowe spodenki. Szybko podciągnęłam wszystko w górę i ponownie usadowiłam się na swoim miejscu. Policjant na szczęście zignorował to zajście.
- Spokojnie, po kolei. - zaczął. Wziął łyk kawy i mówił dalej. - To tak. Niestety jest pani jedną z podejrzanych osób o morderstwo. Kamery nie zarejestrowały w ogóle, że wychodziła pani z klubu. - wytrzeszczyłam oczy, chciałam coś powiedzieć ale policjant mi na to nie pozwolił. - Swoją wersję wydarzeń przedstawi pani w sądzie. Teraz proszę mnie posłuchać. - wziął kolejny łyk kawy. - Pani Maja Lavgard jest aktualnie w szpitalu. Została znaleziona w klubie przez... - zaciął się na chwilkę, znów przewertował swój notes. - Niejakiego pana Ericka K. Wyznał, że Panna Maja to jego dziewczyna, czy to prawda?
- Tak... - wyszeptałam, wpatrując się w policjanta jak w jakiegoś ducha. Nie mogłam uwierzyć, że jestem oskarżona o morderstwo!
- Dobrze. Dziewczyna została kilka razy pchnięta nożem w brzuch, straciła sporo krwi. Nie zdążyliśmy jej jeszcze przesłuchać, ponieważ jest nieprzytomna, jednak gdy się obudzi chętnie z nią porozmawiamy. Mamy nadzieję, że powie nam co się dokładnie stało. Nie możemy jednak wykluczyć ani jednej opcji dlatego zostanie pani zatrzymana, do czasu aż nie zbierzemy kolejnych dowodów i świadków. - dokończył policjant dopijając swoją kawę.
- Jak to!? Zamykacie mnie w więzieniu! Ja nic nie zrobiłam! - krzyczałam jak opętana. Płakałam, nie chciałam przyjąć tego wszystkiego do swojej wiadomości.
- Niestety takie są procedury panno Spelman. - powiedział spokojnie policjant. Skinieniem ręki dał znać, że mają mnie stąd wynieść.
- A co z Mają? Mogę chociaż ją zobaczyć!? Nic jej nie jest? - mówiłam już przez łzy. Wiem, że mnie okłamywała, puściła się w toalecie ale... To moja przyjaciółka, martwię się o nią.
- Nie może pani się z nią spotkać. Mogę jedynie powiedzieć, że jest już po operacji. Oczywiście wszystko poszło dobrze i lekarze czekają aż dziewczyna się wybudzi. - odpowiedział. Znów dał znać policjantowi, który stał w rogu pokoju, aby mnie zabrał. Mimo mojego sprzeciwu, wziął mnie pod pachę i wyprowadził z pomieszczenia. Nadal krzyczałam jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Weszliśmy nagle w jakiś wąski korytarz. Tutaj było już ponuro i ciemno. Nie było ozdób i kwiatów. Po obu stronach rozciągały się kraty. Widok ludzi, którzy tam się znajdowali przyprawiał mnie o dreszcze. Ross... Czemu cię nie ma przy mnie...! Gdy skręciliśmy w kolejny korytarzyk, zauważyłam, że na ławce siedziała... MOJA MAMA!! Zack i tata! Tak jak wcześniej miotałam się na wszystkie strony, tak teraz stanęłam jak wryta. Mama była cała zapłakana... Nogi miałam jak z waty, policjant jednak szarpiąc mną, szedł dalej. Zack podbiegł do mnie jako pierwszy i mocno przytulił.
- O nic się nie martw mała, wiemy, że nic nie zrobiłaś. - wyszeptał mi do ucha. Pogłaskał po głowie i pocałował delikatnie w czoło. Byłam jak sparaliżowana. Gdy napotkałam wzrok rodziców myślałam, że zapadnę się pod ziemię... Ku mojemu zdziwieniu również do mnie podeszli i mocno przytulili. Nic nie powiedzieli. Trwaliśmy w swoich objęciach dobre kilka minut. Przerwał to jednak policjant. Szarpnął mną ponownie i pociągnął kawałek dalej. Otworzył jedną z cel i wepchnął mnie tam z ogromną siłą. Nie mogłam uchwycić równowagi więc upadłam na szare, zimne płytki. Usłyszałam tylko trzask i zgrzyt zamykanych krat. Zrobiło mi się słabo... Tak zimno... Przyczołgałam się do kąta celi i skulona wtuliłam się w koszulkę blondyna. Pachniała cytryną... Zamknęłam oczy, modląc się aby ten koszmarny sen dobiegł już końca...
- No, jutro wyjeżdżamy więc marsz mi sprzątać samochód! Już! - krzyknęła nadal zdenerwowana Rydel. Ciągnęła Ella i Rockiego w kierunku tylnych drzwi, które prowadziły na ich podwórko. - Autko ma lśnić jakby było dopiero co wykupione z salonu!
- Ale czemu my...? - żalił się Ratliff, próbując wybrnąć z tej sytuacji. Był znudzony i zniechęcony. Posłał swojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie. Ten jedynie je odwzajemnił.
- To kara za wasze zachowanie, już mi nie dyskutować! - wypchnęła nastolatków za drzwi, przekluczyła je i wróciła do salonu. Podeszła do okna i ze zdziwienia aż wybałuszyła oczy.
- To... Demi? - zapytała, patrząc ze zdziwieniem przesz szybę. - Ona ma rzeczy Rossa? - zachichotała. - W sumie ta różowa koszulka do niej pasuje.
- Yyy ... Jego zapytaj. - odrzekł zaspany Riker, po czym skierował się do kuchni. Wyciągnął z szafki kubek ze swoim imieniem, nasypał kawy i nastawił czajnik. - Też chcesz? - skierował się do siostry. Ta jedynie pokiwała twierdząco głową. W tym samym czasie Ross dosłownie przeprysł przez salon, wpadł do kuchni, rzucił krótkie ,, zdążę" i wybiegł z domu. Starsze rodzeństwo nawet nie zdążyło nic powiedzieć. Chwilę stali w ciszy, Rik ocknął się dopiero jak usłyszał gwizdanie czajnika.
- Znów się spóźni. - wzdychnął najstarszy, zalał kawę i podał jeden kubek siostrze.
- Faceci... - wzruszyła ramionami Rydel. Usiadła na krześle, obok swojej mamy. Zaczęła sączyć swój napój, czule obejmując rodzicielkę ramieniem. - No co, nie zauważyłeś? - zapytała, czując na sobie pytający wzrok brata. Pokiwał jedynie przecząco głową. - Nasz Ossy się zakochał. - dokończyła z wielkim rumieńcem na twarzy.
- Hę? - chrząknął Rik, unosząc obie brwi w górę. Omal nie zachłysnął się kawą.
- Wy nie potraficie nic zauważyć, serio. A więc teraz zaobserwuj jego reakcję kiedy ktoś go o nią pyta. - puściła bratu oczko. - A teraz pomogę mamie się ogarnąć. Mam nadzieje, że wyjazd wpłynie na nią pozytywnie. - dokończyła. Chciała już wstać ale Rik ją zatrzymał.
- Pyta o kogo? - zwrócił się do siostry z wybałuszonymi oczami. Rydel przewróciła teatralnie oczami, poklepała brata po ramieniu i zaczęła:
- No o Demi a o kogo. Wczoraj jak Ell zapytał czy zaprosimy ją znów na spóźnione urodziny Ally to Ossy aż się zarumienił. - odpowiedziała, spoglądając maślanymi oczami w sufit. - To było urocze. - dodała, po czym pomogła wstać swojej mamie. - No a jak ją znalazł w klubie to myślałam, że ze strachu o nią sobie coś zrobi. Jak obejmował Demi w samochodzie to myślałam, że zaraz ją udusi! Ale oczywiście ty nie zauważyłeś, że przez całą drogę trzymał ją za rękę. - zachichotała.
- Tsaa... Może w końcu znów zacznie pisać. Potrzebujemy nowych kawałków, dawno nic nowego nie nagraliśmy. - powiedział, ziewając i przeciągając swoje ciało. Rydel skarciła go spojrzeniem.
- Ty tylko myślisz o sobie! - zbeształa brata, wzięła swoją rodzicielkę pod pachę i udała się na górę, do swojego pokoju.
- W ogóle nie, ja myślę o zespole! - bronił się Rik. Rydel pokręciła tylko głową i zniknęła w drzwiach.
****
Po tym jak wybiegłam z domu Lynchów chciałam zadzwonić do Majaka. Gdy zobaczyłam ilość nieodebranych połączeń to aż wybałuszyłam oczy. Pięćdziesiąt od Zacka, od rodziców po czterdzieści. Zabiją mnie. - pomyślałam, wpatrując się w ekran komórki. Biegłam przed siebie obijając się o przechodniów. Patrzyli na mnie jak na wariatkę, pewnie przez mój ubiór. Ale to nie jest teraz ważne... Majak. Dzwoniłam raz, drugi raz, trzeci... Nie odbierała! No co jest... Nagle usłyszałam przeraźliwy pisk opon i sygnał klaksonu. W tej samej chwili poczułam nagłe szarpnięcie.
- Co ty robisz dziewczyno! - krzyknął mi ktoś do ucha. To był Ross, miał przerażoną minę. - Szłaś centralnie pod ten samochód! Nie umiesz patrzeć przed siebie?!
- Yyy... - Nie mogłam się nawet wysłowić. Trwałam w objęciach chłopaka. Tłum ludzi stojących na ulicy patrzył się w naszą stronę. Nagle z czarnego samochodu wyszedł starszy mężczyzna i podbiegł do nas.
- Nic się panience nie stało? - zapytał przestraszonym głosem. Wyciągnął ręce ku mojej osobie, jednak Ross przycisnął mnie do siebie i nie pozwolił mnie dotknąć.
- Mógł pan ją zabić! Nie widzi pan jak jeździ! - krzyknął zdenerwowany blondyn. - Kto dał panu prawa jazdy!
- Mogę zawieźć panienkę do szpitala, jeżeli jest taka konieczność. - zaproponował, nerwowo poprawiając kołnierzyk swojej koszuli.
- Ja się nią zajmę, może pan już sobie jechać i następnym razem dostosować prędkość do znaków drogowych! - krzyczał coraz głośniej nastolatek. Upomniałam go i zapewniłam starszego pana, że nic mi nie jest. Odjechał po kilku minutach rozmowy. Tłum jednak nadal był zainteresowany naszą dwójką. Po kilkunastu minutach ciszy Ross w końcu się odezwał:
- Wszystko okey? - jego ton głosu sprawił, ze aż się rozpłynęłam. Był taki szczery i troskliwy.
- Jasne... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - Rodzice mnie zabiją.
- Czemu, coś się stało? - zapytał, nadal trzymał mnie w swoich objęciach.
- Nie dałam w ogóle znać kiedy wrócę, ahh... W sumie to nic, nie przejmuj się. - odrzekłam zrezygnowanym tonem. Teraz to ja muszę się dowiedzieć gdzie jest Maja. Nie patrząc na nikogo, wyrwałam się z objęć blondyna i zaczęłam iść znów przed siebie.
- W sumie nie ma za co... - krzyknął za mną. Odwróciłam się, nerwowo wystukując numer do przyjacółki.
- No dziękuję ale nie licz na całusa. - przewróciłam oczami i wybrałam numer. Nagle poczułam obok siebie zapach cytryn.
- A szkoda... - wyszeptał prosto do mojego ucha. Aż mnie ciarki przeszły. - Dodatkowo wyglądasz bardzo ładnie. Hej, może oddam ci na stałe tą koszulę? Wyglądasz w niej o niebo lepiej niż ja. - zaśmiał się. Widząc jednak moją minę bliską płaczu, opamiętał się. - No mów co się stało?
- Nie odbiera. - wyszeptałam sama do siebie.
- Kto nie odbiera? - zapytał. Cały czas szedł ze mną.
- Maja...
- Maja? Kto to? Może pomogę? - zaproponował pełen optymizmu.
- Ty już swoje zrobiłeś. - warknęłam, odepchnęłam go tak mocno, że aż upadł na ziemie. Nie zwracałam jednak uwagi na jego ,,auć" i machnęłam ręką na taksówkę. Momentalnie się zatrzymała na parkingu obok.
- A ty dokąd, hę? - zapytał gdy już się podniósł. Otrzepał jeansy i złapał mnie za rękę. - Na pewno czujesz się dobrze? Byłaś nieprzytomna, mimo wszystko straciłaś sporo krwi, chyba nie powinnaś sama się kręcić po mieście. Może ci... - nie pozwoliłam mu jednak dokończyć. Nie mogłam na niego patrzeć. Najpierw uprawia sex z moją przyjaciółką, zostawia ją pijaną i nagą w klubie a teraz się o mnie martwi! Maczo od siedmiu boleści! Może medal chce za to!?
- Odwal się, jasne! Nie chcę cie znać! - krzyknęłam. Ponownie go od siebie odepchnęłam i poszłam do taksówki. Ross odprowadził mnie tylko wzrokiem. Był nieźle skołowany ale nie miałam ochoty mu nic tłumaczyć. Najpierw to ja muszę się o wszystko wypytać moją przyjaciółkę. Postanowiłam pojechać do jej domu. Mam nadzieję, że tam będzie. Z rodzicami pogadam później i tak mam przechlapane... Dzwoniłam jeszcze kilkakrotnie do czarnowłosej ale nie odbierała. Martwię się o nią... Kierowca cały czas zerkał w lusterko. Mierzył mnie wzrokiem, kilka razy chyba chciał coś powiedzieć ale w ostatniej chwili się powstrzymywał. Wiem, że mam na sobie ciuchy faceta ale nie mogłam czekać. Na miejsce dojechałam po kilku minutach. O cholera! Przecież ja nie mam pieniędzy! Nagle zrobiło mi się gorąco. Jaki wstyd. Mimowolnie wsadziłam ręce do kieszeni. Wyciągnęłam z nich kilka banknotów. Zdziwiłam się ale zapłaciłam taksówkarzowi. Blondynowi oddam kasę później. Wysiadłam z auta i szybko podeszłam do drzwi. Serce waliło mi jak młot. Chciałam zadzwonić ale ręka tak mi drżała, że nie mogłam nad nią zapanować. Odmawiała mi posłuszeństwa. Ok, dobra poradzisz sobie. - wyszeptałam pod nosem, przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek. Rozległ się dość głośny dźwięk, po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta pani Lavgard.
- Dzień dobry Demi. - przywitała mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym zaprosiła do środka. Coś było za spokojnie. Zachowywała się dziwnie... Albo Maja po prostu wróciła w nocy do domu... Oby. - Coś potrzebujesz, kochanie?
- Yyy no chciałabym iść do Majaka. - odpowiedziałam niepewnie. Kobieta spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem. Odłożyła na stół talerz, który właśnie wycierała.
- Ale Maja spała przecież u ciebie. - odrzekła. Zrobiło mi się gorąco. - Napisała mi smsa, że nocuje w twoim domu.
- Taaa... - powiedziałam, nerwowo drapiąc się po głowie. Co mam teraz niby zrobić... Pani Lavgard nadal na mnie patrzyła. Jak ja nie lubię kłamać! - Chcę iść do pokoju Majki bo... - zaczęłam, jednak nie miałam pojęcia co powiedzieć dalej. - Bo chcę wziąć jej książki bo... Mamy zamiar się pouczyć na jutro... - dokończyłam, nerwowo wpatrując się w jasne panele.
- Maja mówiła, że na poniedziałek nie ma nic zadane. - powiedziała kobieta, sięgając po talerz i ściereczkę. - Ale dobrze, skoro tak to proszę idź i weź co potrzebujesz. - dokończyła z uśmiechem. - Przyjdzie na obiad czy zjecie u ciebie?
- Zjemy u mnie. - krzyknęłam już z pokoju przyjaciółki. Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zawsze panował tu porządek. Normalnie mucha nie siada... Podeszłam do biurka. Stała na nim ramka ze zdjęciem. Majak i Erick... ERICK! Może on ją wziął do siebie! Tak, to jest myśl. - pochwaliłam się w głowie, wzięłam kilka zeszytów i wyszłam z jej pokoju.
- Dziękuję, już wszystko mam! Do widzenia! - pożegnałam się z mamą przyjaciółki. Nie czekałam jednak na odpowiedź. Szybko wybiegłam z domu i wystukałam numer do Ericka. Jeden sygnał... Drugi, trzeci i kolejny... Nie odbiera! No co jest... Jakieś fatum! Szłam chodnikiem próbując sobie przypomnieć gdzie mieszka chłopak, gdy w tej samej chwili przystanął obok mnie samochód policyjny.
- Panna Demetria Spelman? - zapytał mnie jeden z funkcjonariuszy jak już wytaśtał się z auta. Był dosyć gruby. Miał dużego, czarnego wąsa na którym widniały resztki lukru. Wyglądał na dość niemiłego faceta.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam drżącym głosem.
- Pani pojedzie z nami. - odrzekł, chwytając mnie za nadgarstek. - Oczywiście ma pani prawo zachować milczenie, wszystko co pani powie może zostać użyte przeciwko pani. - dokończył, otwierając drzwi od samochodu. Pochylił mi głowę i wepchnął do środka.
- To jakieś nieporozumienie! O co chodzi? - wydarłam się na cały głos. Spanikowałam. Policja?! Jakim cudem!
- Proszę się uspokoić. Dowie się pani wszystkiego na miejscu. - powiedział ten sam policjant, wpychając do buzi wielkiego pączka.
- Ale ja nie rozumiem! Co panowie ode mnie chcą! - nie dawałam za wygraną. Nikt przecież od tak nie jest zgarniany przez policję. Coraz bardziej przekonywałam siebie, że tu chodzi o Majaka.
- Jak już powiedziałem, dowie się pani na miejscu. - odpowiedział mężczyzna z wąsem. Nieco seplenił, ponieważ przeżuwał w tej samej chwili swoje jedzenie. Co za gbur! Niestety z takimi nie ma co spekulować... Myślałam, że się zaraz rozkleję. To wszystko zaczęło już mnie przerastać...
****
Na komisariat dojechaliśmy po piętnastu minutach. Trzęsłam się jak osika. Serce waliło mi jak młot. Jeden z policjantów, trzymając mnie za nadgarstek, wprowadził do środka. Panował tam ład i porządek. Ściany były jasnego koloru, pięknie ozdobione. Na podłodze ciemne panele, po bokach stały dość duże, piękne kwiaty. Po obu stronach znajdowały się szklane drzwi. Funkcjonariusz rozmawiał chwilkę z jakąś kobietą, potem kazał mi wejść do pokoju z prawej strony i poczekać na jakiegoś Edgara, który miał mi wszystko wyjaśnić. Czułam jak nieprzyjemne dreszcze przechodzą po całym moim ciele. Dlaczego zabrała mnie w ogóle policja...? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk rozsuwanych drzwi. Do pokoju wszedł starszy mężczyzna.
- Dzień dobry panno Spelman. - powiedział spokojnie. Był ubrany w niebieski mundur, w jednej dłoni trzymał dość gruby notes. Kiwnęłam głową na przywitanie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie czegokolwiek. - Jestem sierżant Edgar Sloot i poprowadzę pani sprawę.
- Sprawę...? - zapytałam półszeptem. Dlaczego odepchnęłam od siebie Rossa... Jak ja bym chciała aby teraz tu ze mną był...
- Tak. Dotyczy ona morderstwa i właśnie... - przerwałam mu w jednej chwili.
- MORDERSTWA!? - o mało nie spadłam z krzesła.
- Proszę się uspokoić! - powiedział podniesionym głosem. - Proszę mi pozwolić wyjaśnić to wszystko.
- Coś się stało Maji!? - dopytywałam, widząc srogą minę pana Edgara postanowiłam jednak go wysłuchać.
- Dzisiaj około godziny siódmej rano w klubie ,,Nokia" zostały znalezione zwłoki...
- O matko! Majaka! Proszę mi powiedzieć, że to nie była Maja! - krzyczałam ze łzami w oczach. Wymachiwałam rękoma jak jakaś opętana. Mimo próśb policjanta nie mogłam się uspokoić. Do pomieszczenia wszedł jeszcze jeden funkcjonariusz, który musiał doprowadzić mnie do porządku. Gdy się opamiętałam, mężczyzna mówił dalej.
- Znaleziono zwłoki pewnego młodego mężczyzny. Lat około 23, wysoki, miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, białą koszulę, czarne jeansy oraz białe obuwie. - powiedział, wertując po swoim notesie. Po chwili podsunął mi pod twarz zdjęcie. - Oto on.
- Nie znam go, nie mogę niestety pomóc. - wyszeptałam, wpatrując się w chłopaka. Widziałam go pierwszy raz na oczy.
- Rozumiem... Czyli nie zna go pani? - dopytywał.
- Niestety... - wyszeptałam. Rozluźniłam nieco mięśnie, przyspieszony oddech się nieco uspokoił. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. To nie była Maja...
- Była pani na imprezie wczoraj w owym klubie, prawda? - zalewał mnie kolejną porcją pytań, notując moje odpowiedzi.
- Tak, byłam. - powiedziałam cicho, nadal wpatrując się w chłopaka ze zdjęcia. Taki młody...
- Razem z panią była Maja Lavgard? - zapytał, nie odrywając wzroku od notesu.
- TAK! Co z nią! - krzyknęłam z całych sił, podniosłam się gwałtownie na krześle. Spodnie Rossa dość mocno osunęły mi się z bioder ukazując jego różowe spodenki. Szybko podciągnęłam wszystko w górę i ponownie usadowiłam się na swoim miejscu. Policjant na szczęście zignorował to zajście.
- Spokojnie, po kolei. - zaczął. Wziął łyk kawy i mówił dalej. - To tak. Niestety jest pani jedną z podejrzanych osób o morderstwo. Kamery nie zarejestrowały w ogóle, że wychodziła pani z klubu. - wytrzeszczyłam oczy, chciałam coś powiedzieć ale policjant mi na to nie pozwolił. - Swoją wersję wydarzeń przedstawi pani w sądzie. Teraz proszę mnie posłuchać. - wziął kolejny łyk kawy. - Pani Maja Lavgard jest aktualnie w szpitalu. Została znaleziona w klubie przez... - zaciął się na chwilkę, znów przewertował swój notes. - Niejakiego pana Ericka K. Wyznał, że Panna Maja to jego dziewczyna, czy to prawda?
- Tak... - wyszeptałam, wpatrując się w policjanta jak w jakiegoś ducha. Nie mogłam uwierzyć, że jestem oskarżona o morderstwo!
- Dobrze. Dziewczyna została kilka razy pchnięta nożem w brzuch, straciła sporo krwi. Nie zdążyliśmy jej jeszcze przesłuchać, ponieważ jest nieprzytomna, jednak gdy się obudzi chętnie z nią porozmawiamy. Mamy nadzieję, że powie nam co się dokładnie stało. Nie możemy jednak wykluczyć ani jednej opcji dlatego zostanie pani zatrzymana, do czasu aż nie zbierzemy kolejnych dowodów i świadków. - dokończył policjant dopijając swoją kawę.
- Jak to!? Zamykacie mnie w więzieniu! Ja nic nie zrobiłam! - krzyczałam jak opętana. Płakałam, nie chciałam przyjąć tego wszystkiego do swojej wiadomości.
- Niestety takie są procedury panno Spelman. - powiedział spokojnie policjant. Skinieniem ręki dał znać, że mają mnie stąd wynieść.
- A co z Mają? Mogę chociaż ją zobaczyć!? Nic jej nie jest? - mówiłam już przez łzy. Wiem, że mnie okłamywała, puściła się w toalecie ale... To moja przyjaciółka, martwię się o nią.
- Nie może pani się z nią spotkać. Mogę jedynie powiedzieć, że jest już po operacji. Oczywiście wszystko poszło dobrze i lekarze czekają aż dziewczyna się wybudzi. - odpowiedział. Znów dał znać policjantowi, który stał w rogu pokoju, aby mnie zabrał. Mimo mojego sprzeciwu, wziął mnie pod pachę i wyprowadził z pomieszczenia. Nadal krzyczałam jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Weszliśmy nagle w jakiś wąski korytarz. Tutaj było już ponuro i ciemno. Nie było ozdób i kwiatów. Po obu stronach rozciągały się kraty. Widok ludzi, którzy tam się znajdowali przyprawiał mnie o dreszcze. Ross... Czemu cię nie ma przy mnie...! Gdy skręciliśmy w kolejny korytarzyk, zauważyłam, że na ławce siedziała... MOJA MAMA!! Zack i tata! Tak jak wcześniej miotałam się na wszystkie strony, tak teraz stanęłam jak wryta. Mama była cała zapłakana... Nogi miałam jak z waty, policjant jednak szarpiąc mną, szedł dalej. Zack podbiegł do mnie jako pierwszy i mocno przytulił.
- O nic się nie martw mała, wiemy, że nic nie zrobiłaś. - wyszeptał mi do ucha. Pogłaskał po głowie i pocałował delikatnie w czoło. Byłam jak sparaliżowana. Gdy napotkałam wzrok rodziców myślałam, że zapadnę się pod ziemię... Ku mojemu zdziwieniu również do mnie podeszli i mocno przytulili. Nic nie powiedzieli. Trwaliśmy w swoich objęciach dobre kilka minut. Przerwał to jednak policjant. Szarpnął mną ponownie i pociągnął kawałek dalej. Otworzył jedną z cel i wepchnął mnie tam z ogromną siłą. Nie mogłam uchwycić równowagi więc upadłam na szare, zimne płytki. Usłyszałam tylko trzask i zgrzyt zamykanych krat. Zrobiło mi się słabo... Tak zimno... Przyczołgałam się do kąta celi i skulona wtuliłam się w koszulkę blondyna. Pachniała cytryną... Zamknęłam oczy, modląc się aby ten koszmarny sen dobiegł już końca...
NOTKA
Hej kochani :3 Zepnęłyśmy pupy i rozdziałek jest już dziś :D Miał być ogólnie w czwartek ale Majakowi nie chciało się uczyć haha. Mamy nadzieję, że błędów nie ma ale jak ktoś coś zauważy to z góry przepraszamy :P Nie wiemy kiedy next ale pewnie dopiero po 26 kwietnia :C Mam kolejne dwa egzaminy w następny weekend i raczej się nie wyrobimy z pisaniem. Dlatego prosimy już teraz o wyrozumiałość. Liczymy na to, że ten rozdział Wam się spodoba. Trzeba było troszkę rozkręcić fabułę. Czy nam się udało to oceńcie sami.
Co do wyglądu bloga. Dostałam nowy szablon z Dellylandu ale poprosiłam o kilka poprawek, ponieważ kilka rzeczy nie przypadło nam do gustu :P Dostałyśmy odpowiedź, że być może new szablonik będzie jeszcze w tym tygodniu więc czekamy! Mamy nadzieję, że teraźniejszy wygląd Was jednak aż tak bardzo nie odpycha :P
Co do wyglądu bloga. Dostałam nowy szablon z Dellylandu ale poprosiłam o kilka poprawek, ponieważ kilka rzeczy nie przypadło nam do gustu :P Dostałyśmy odpowiedź, że być może new szablonik będzie jeszcze w tym tygodniu więc czekamy! Mamy nadzieję, że teraźniejszy wygląd Was jednak aż tak bardzo nie odpycha :P
Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńjestem obecna i czytam ten zajebisty blog ;) pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuń