wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział XVII

DOM LYNCHÓW

- Znów się spóźni! - krzyczał zdenerwowany Riker. - Nie można na nim polegać!
- Przestań, obiecał, że zdąży. - broniła młodszego brata Rydel.
- Tsaa, już musimy wyjeżdzać. - prychnął najstarszy, nerwowo zarzucił grzywkę do tyłu i wyszedł z kuchni.
- Zadzwonie do niego. - powiedziała spokojnie blondynka. Wyciągnęła telefon i wystukała numer do młodszego brata. W tym samym czasie przyszedł do niej sms. - To Ossy. - wyszeptała i szybko odczytała wiadomość.
- Co? - warknął Rik, wkładając ręce do kieszeni jeansów. - Musi kupić dziewczynie kwiaty? - wysyczał przez zacisnięte zęby. Rydel skaricła go jedynie spojrzeniem. Rocky i Ratliff, którzy do tej pory przysłuchiwali się kłótni, spojrzeli po sobie z wybałuszonymi oczami.
- To nasze Rossiątko ma dziewczyne! I my nic nie wiemy! - żalił się Ell.
- No właśnie! To nie fair! - dołączył się Rocky, patrząc z wyrzutem na starszego brata.
- Nie ma! No i oby nie miał! Powinien się zająć obowiązkami a nie randkami! - krzyknął Rik, wymachując rękoma.
- Co w ciebie wstąpiło... - powiedziała ze smutkiem blondynka. - Jedziemy. - rzuciła krótko, wzięła kluczyki od samochodu, które leżały na stole i wyszła z domu. Reszta zrobiła to samo.
- No a Ross? - zapytał Riker nadal podniesionym głosem.
- Stonuj troszkę, dobrze? - wtrąciła Rydel, wsiadając do auta. - Przyjedzie już do studia. - dokończyła, zapinając pasy. Rik jedynie spojrzał się na siostrę z politowaniem. Usiadł na miejscu kierowcy, odpalił auto i ruszył. Rydel całą drogę patrzyła przez szybę. Nikt się nie odzywał, w aucie panowała napięta atmosfera. R5 spieszyli się na wywiad, w którym mieli nieco opowiedzieć o swoim powrocie na scene. Zwykle przed takimi wydarzeniami mają rewelacyjne humory, jednak nastrój Rikera wszystko psuł. Na miejce dojechali po małej godzince.
- Oby już tam był. - bąknął Rik, wchodząc do ogromnego budynku. Rydel tylko przewróciła oczami i szła równym krokiem za bratem. Po kilku minutach byli już pod pokojem w którym miał się odbyć wywiad.
- No i nie ma go. - powiedział zgryźliwie najstarszy. Chciał coś jeszcze dodać jednak w tej samej chwili zza zakrętu korytarza wyłonił się Ross. Był lekko przygarbiony, miał rozsznurowane trampki i wymiętą koszulę. Dodatkowo miał smutny wyraz twarzy. Widząc rodzeństwo i Ella sztucznie się jednak uśmiechnął. Mimo to Rydel wyczuła, że coś jest nie tak. Blondyn był przygnębiony i wiedział, że oberwie mu się od Rikera. Podchodząc do grupki, spojrzał się prosząco na siostrę. Ta chwyciła Rika, szarpęła nieco i powiedziała aby czasem nie wrzeszczał. Najmłodszy podziękował blondynce mrugnięciem oka. Zauważył jednak, że starszy brat mierzy go groźnym spojrzeniem.
- R5, wchodzicie za 3 minuty! - krzyknął jakiś facet, wyłaniając się nagle zza kotary.
- No dobra... Skoro już wszyscy jesteśmy. - zaczął Rik, patrząc się z wyrzutem na Rossa. - To chodźmy tam i aby nikt czasem nie dał plamy. Wywiad leci na żywo. - dokończył, nadal patrząc na najmłodszego członka zespołu. Ross jedynie kiwnął głową. Tuż przed wejściem Rydel jednak postanowiła zapytać najmłodzego o co chodzi.
- Hej, jesteś jakiś smutny, co się stało? - zaczęła, chwytając brata za nadgarstek.
- Eeee... - zawiesił się na moment, czuł na sobie gniewny wzrok Rikera. - Nic, zupełnie nic. - dokończył, przytulając siostrę. Ta jedynie odwzajemniła uścisk. Wiedziała, że ze względu na basiste, Ross nic jej teraz nie powie. Była jednak pewna, że blondyna ewidentnie coś martwi. Mimo wszystko uśmiechnęła się do brata i pociągnęła w stronę wejścia do pomieszczenia, w którym ma się odbyć wywiad. Od razu jak przekroczyli próg, przywitały ich  okrzyki fanów. Blondyn po raz pierwszy nie chciał się z nimi witać. Czuł się wich towarzystwie nieswojo, wiedział jednak, że musi udawać zadowolonego więc przywitał się z fanami i rozdzał kilka autografów.
- Dziewczyna na której mi zależy nie chce mnie znać... - wyszeptał nagle, chciał aby Rydel to usłyszała,  wiwatujący tłum jednak wszystko zagłuszył. - Weź się w garść, możesz mieć każdą... - próbował się jakoś pocieszyć, usprawiedliwić? Coś mimo wszystko nie dawało mu spokoju.

     Wywiad trwał już dobrą godzinę. Ross przez cały czas był rozkojarzony, nie słuchał pytań i często odpowiadał nie na temat. Riker był wściekły. Cały czas musiał internweniować i poprawiać młodszego brata. Fani nie zwracali jednak na to uwagi. Kochali Rossa i nie przeszkadzało im to, jak się zachowuje. Dla nich wszystko co robił było wręcz idealne. Najstarszy miał na to jednak inne zdanie.
- Nie potrafisz odpowiadać na pytania!? - krzyknął Rik, gdy już byli po wywiadznie. - Tysiące ludzi to oglądało a ty nawet nie raczyłeś sensownie odpowiedzieć na ani jedno pytanie!
Basista był wściekły jak osa. Zawsze dbał o dobry wizerunek zespołu, chciał aby wszystko szło idealnie i gładko. Nie tolerował żadnych potknięć, zawsze wszytko dopinał na ostatni guzik. Ross nic nie mówił, ogólnie był przyzwyczajony do takiego tonu brata ale dziś dotknęło go to jak nigdy wcześniej. Szedł całkiem z tyłu, patrząc w podłogę. Riker nadal krzyczał i wypominał co młodszy zrobił źle. Gdy już wsiedli do samochodu, najstarszy znów zaczął swój monolog.
- Po wypadku mamy wszystko trzeba za ciebie robić! - wydusił z siebie. Ross podnósł głowę, spojrzał na brata smutnym wzrokiem i wyczekiwał dalszych obelg. - Gorzej jak z dzieckiem! Tak się składa, że nadal masz zespół i obowiązki, które się z nim wiążą! Spóźniasz się na próby, wywiady i na plan. Na zegarku się nie znasz, do jasnej cholery! Nie będziemy ciągle na ciebie czekać, zrozum w końcu. Jesteś beznadziejny, z niczym sobie sam nie umiesz poradzić! - dokończył z wyrzutem. Przesadził.
- RIKER! Opamiętaj się, proszę! - wtrąciła się Rydel, widząc zaszklone oczy Rossa.
- Nie Rydel, nie broń go. Musi wiedzieć czego od niego oczekujemy i jak się karygodnie zachowuje. Sielanka minęła, trzeba się wziąć do roboty! - odrzekł Riker. Ciągle trwał przy swoim, był za bardzo zapatrzony w idealny wizerunek zespołu. Nie mógł zauważyć, że jego brat po prostu potrzebuje pomocy. Najzwyczajniej na świecie. Jak każdy człowiek. Ross z trudem powstrzymywał łzy. A przecież obiecali, że będą dla niego oparciem w każdej chwili. Kłamali. Znów poczuł się odrzucony, starał się zakryć swój smutek, słabo mu to jednak wychodziło. Przed Rydel nic się nie ukryje. Przytuliła brata jak najmocniej umiała i pocałowała delikatnie w czoło. Po krótkiej chwili milczenia Rik znów się odezwał:
- No i co, nie masz nam nic do powiedzenia? Oczekujesz, że siostra znów wszystko zrobi za ciebie? - zapytał zgryźliwie, obserwując reakcje młodszego.
Ross nadal milczał. Napotkał spojrzenie brata w lusterku. Miał srogą minę i zmarszczone brwi. Zero zrozumienia, zero wsparcia i zero oznak pomocy. Mimowolnie po policzkach blondyna spłynęło kilka kropel łez. Wtulił się w Rydel aby to ukryć. Rik kątem oka jednak to zauważył i zrobiło mu się głupio. A może przykro? Spojrzał na siostrę, która nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Basista często podnosił głos gdy Ross nie wywiązywał się z obowiązków jak należy, jednak nigdy nie ubliżał mu w ten sposób. Dalsza droga do domu przebiegła w ciszy, którą raz po raz zagłuszały ciche łkania Rossa.

                                                                                ****
DZIEŃ PÓŹNIEJ,CELA

Obudziły mnie głośne hałasy. Brzmiało to jak... Przekręcanie klucza w ciężkich, dużych, metalowych drzwiach? Tak, chyba tak. Otworzyłam z trudem oczy. Powieki miałam ciężkie, jakby były z ołowiu. Momentalnie otoczył mnie chłód i nieprzyjemny zapach. Leżałam skulona na czymś małym i twardym. Było mi zimno... Gdzie ja w ogóle jestem? - pytałam sama siebie, jednak gdy zobaczyłam przed sobą grubego policjanta z czarnym wąsem, wszystko sobie przypomniałam.
- Jestem w węzieniu! - krzyknęłam. Ale czy aby na pewno? Nikt mnie nie usłyszał bo to nie ja krzyczałam. Krzyczała moja dusza...
- Proszę wstać panno Spelman. Ma panienka widzenie. - powiedział szorstko mężczyzna, stając centralnie przede mną. Usłyszałam go bardzo dobrze, chciałam wykonać polecenie ale moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Było sparaliżowane. Wlepiałam w niego swoje duże, przestraszone oczy. A ten koszmar miał sie przecież skończyć... Chcę sie obudzić z tego snu! Zamknęłam ponownie oczy próbując opanować emocje. Szare, brudne ściany celi przyprawiały mnie o dreszcze. Nie chciałam tego widzieć, chciałam być w domu...
- Panienka mnie słyszała? - zapytał, nerwowo podciągając spodnie, które z powodu wystającego, okrągłego brzucha, zjechały mu z bioder. - Oh, no nie mamy tyle czasu! - krzyknął, po czym chwycił mnie za rękę i szarpnął tak mocno, że zerwałam się na równe nogi. Nadal nic nie mówiłam. Szara pustka ogarnęła mój umysł. Policjant ciągnął moje bezwładne ciało przez ciąg korytarzy. Nagle zatrzymał sie przed dużymi, białymi drzwiami.
- Ma panienka 15 minut. - powiedział niemiło i wepchnął mnie do środka. O mało nie upadłam. Czułam jednak czyjąś obecność tuż obok mnie. Podniosłam niepewnie głowę...
- ZACK! - krzyknęłam i rzuciłam się bratu na szyję. Byłam szczęśliwa, że ktoś w końcu do mnie przyszedł.
- Spokojnie, mała, spokojnie... - odwzajemnił uścisk.
- Ale ja nic nie zrobiłam... - mówiłam przez łzy. - Ja... Przeciesz wiesz, że ja nie mogłabym zrobić czegoś takiego, pomóz mi. - wyszeptałam, wtulając się w jego koszulkę.
- Hej, sis nie zostawię cie tak. - powiedział, odsunął mnie dlikatnie od siebie i pocałował w czoło. - Usiądź i powiedz mi wszystko, okey? - zaproponował, pokazując palcem białe krzesło, które stało obok małego stoliczka. Kiwnęłam jedynie głową i wykonałam jego prośbę.
- Nawet nie wiem co z Majakiem. - powiedziałam cicho. Zaczęłam płakać. To było silniejsze ode mnie. Zack znów mnie przytulił.
- Nie martw się o nią. Byłem wczoraj wieczorem w szpitalu. Wszystko jest z nią dobrze. - wybąkał niepewnie, gładząc mnie delikatnie po plecach.
- Jestes pewnien? W jakim szpitalu leży? - zapytałam przez łzy.
- Jasne. - odpowiedział z uśmiechem. - Jest w tym szpitalu obok mojej uczelni. Dobra, powiedz mi w końcu co się stało na tej imprezie. Dlaczego masz zabandażowaną głowę i... Nie swoje rzeczy na sobie... Spokojnie, mów od początku.
Kiwnęłam jedynie głową. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać co się stało w dniu imprezy. Zack słuchał mnie uważnie i raz po raz zadawał jakieś pytania.
- No i to by było na tyle... - powiedziałam, gdy już skończyłam swoją historię. Brat przez chwilę się na mnie patrzył.
- Zabije gnoja. - powiedział, zaciskając pięści.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- No ten blondyn! To on pewnie zabił tego gościa! - krzyknął. Nie panował nad emocjami.
- Chyba żartujesz, to nie on! Uspokój się. - prosiłam brata. On jednak nie chciał mnie słuchać.
- Demi, prawie cię zgwałcił, nie jest wykluczone, że to on! - powiedział już szeptem. - O nie... zapłaci mi za to. - dokończył, wstał i skierował sie do wyjścia.
- Gdzie idziesz! - krzyknęłam za nim. Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
- Nie martw się sis, ten gnojek za wszystko zapłaci. - odrzekł, po czym wyszedł z pokoju.
Zaczęłam znów płakać, przecież to nie wina Rossa! Miałam już tego wszystkiego dość. Po chwili do pomieszczenia  wszedł policjant i zabrał mnie znów do celi...

                                                                             
                                                                          *****
DOM LYNCHÓW

       Rydel obudziła się już o 6.30. Wstała i skierowała się do łazienki aby wykonać poranną toaletę. Ubrała luźne ciuszki i zeszła do kuchni zrobić śniadanie. Jako, że był poniedziałek musiała zadbać o to aby Ross poszedł do szkoły. Wyciągnęła różowy kubek z szafki, zasypała kawę i wstawiła czajnik na wodę. Po chwili zabrała się za smażenie naleśników. Cały czas była zła na Rika po wczorajszym dniu, postanowiła jednak z nim porozmawiać jak Ross wyjdzie z domu.
- No dobra, naleśniki pięknie pachną, trzeba obudzić Ossiego. - powiedzała sama do siebie, wyłączyła gazówkę i udała się na górę. Zapukała w drzwi, jednak nikt się nie odezwał. - Śpi. Tak jak myślałam, nawet nie nastawił sobie budzika. - wyszpetała, po czym otworzyła drzwi i weszła do środka. Mimowlie się do siebie uśmiechneła. Ross spał na plecach z rękoma wyciągnietymi w górę. Jak niemowlę. Po prawej stronie leżała Luna, po lewej natomiast Kiba wtulony w pościel. Blondynka podeszła do okna i odsłoniła rolety. Do pokoju wpadły poranne, kalifornijskie promienie słoneczne.
- Ossy musisz wstać. - powiedziała, klepiąc brata po klatce piersiowej.
- Hmmmrr... - wymamrotał blondyn.
- Haha nie udawaj, tylko wstawaj. Trzeba iść do szkoły. - zachichotała. Widząc, że Ross nie wstaje, dodała: - Usmażyłam ci naleśniki. Z czekoladą i ananasem. Nie wiem jak możesz to jeść, ale to twoje ulubione.
Ross na te słowa podniósł się z łóżka.
- OMG z czekoladą i ananasem! Już wstaje. - zaśmiał się, przytulił Lunę, zagrał kilka delikatnych dźwięków i uśmiechnął się sam do siebie. - Ładnie, ładnie...
- Dobra. Ogarnij się braciszku, ja już ide do kuchni. - powiedziała z uśmiechem. Myślała, że Ross nadal będzie smutny, jednak pomyliła się z czego była nawet zadowolona.
- Rydel...? - zapytał chłopak z nutką zawahania w głosie.
- Tak? - odrzekła blondynka. Była już na korytarzu więc cofnęła się znów do pokoju brata. Usiadła obok niego i oczekiwała na to co powie.
- Eeee... W sumie nic. - uśmiechnął sie sztucznie i wstał z łóżka, odkładając delikatnie Lune na pościel.
- Hej, mów co się dzieje. - podeszła do brata i mocno przytuliła. Ross odwzajemnił uścisk.
- Jest na dole Riker? - zapytał nagle. - Nie chciałbym na niego wpaść...
- Ossy.. - zaczęła, zwalniając nieco uścisk. - Wiesz, że on nie chciał tego powiedzieć, był zły ale...
- Wiem. - przerwał jej nagle Ross. - Wiem, siostrzyczko. Wiem i rozumiem, spokojnie. W sumie ma racje, to moja wina.
- To nie jest twoja wina. Każdemu z nas jest ciężko. Myśleliśmy, że jak mama się obudzi będzie dobrze. - zawiesiła na chwilkę głos. - Nie ma go, możesz spokojnie zejść do kuchni i zjeść śniadanie. - wyszeptała. Szybko zmieniła temat, nie chciała dodatkowo męczyć młodszego brata, widząc jego kwaśną minę.
- Okey... - wyszeptał. Skierował się w stronę łazienki, jednak Rydel zatrzymała go, chwytając za nadgarstek.
- Wiesz, że możesz zawsze na nas liczyć. - powiedziała z uśmiechem.
- Wiem. - odrzekł, odwzajemniając gest. Rydel uśmiechnęła się jeszcze szerzej, puściła dłoń brata i zeszła na dół. Blondyn stał jeszcze chwilkę na środku pokoju, po czym udał się do łazienki. Ochlapał twarz zimną wodą, umył zęby i przeczesał włosy ręką. Ubrał standardowo różową bieliznę i skarpetki. Nałożył białą koszulkę na naramkach, wytarte, dziurawe jeansy i żółte trampki. Ucałował Lunę i skierował się do kuchni.
- Naleśniki z czekoladą i ananasem! - wydarł się, patrząc na talerz z jedzeniem. Zacierając ręce, usiadł przy stole i zaczął jeść.
- Haha, fu, jak to smakuje tak samo jak wygląda...- zachichotała Rydel.
- To est pycne - powiedział z pełną buzią Ross. Blondynka się ponownie zaśmiała.
- Dobra ja idę się położyć, jak zjesz to grzecznie mi proszę do szkoły. - powiedziała, grożąc bratu palcem. Miała jednak wesołą minę.
- Jasne, jasne. - odpowiedział, przełykając naleśnika.
Po zjedzeniu posiłku Ross udał sie znów do łazienki aby ponownie umyć zęby. Wziął plecak, który leżał na jego łóżku i wyszedł z domu. Wyciągnął swojego iPhona z kieszeni. Spojrzał na listę kontaktów. Demi.
 - Zadzwonie do niej... - pomyślał. Chwilkę wpatrywał się w ekran. - Nie, przecież nie chce mnie znać... - wzdychnął ciężko i włożył urządzenie do kieszeni. W tym samym momencie poczuł mocne szarpnięcie. Nie zdążył się nawet obrócić i już dostał z pięści w twarz. Upadł na chodnik.
- To ty ją wrobiłeś gnojku! - krzyczał chłopak, zamierzając ponownie uderzyć blondyna. Ten jednak chwycił rękę napastnika, uniemożliwiając mu dalszą bójkę.
- Kurwa! Czy za każdym razem jak mnie zobaczysz będziesz walił mnie w ryj! - oburzył się Ross, widząc brata Demi. - Co ty tu w ogóle kurwa robisz!
- Wrobiłeś ją ty kretynie! - rzucił się z impeten na nastolatka. Zaczęli się szarpać i siłować.
- Kogo kuźwa! - krzyknął Ross, odpychając od siebie Zacka. - O co ci w ogóle znowu chodzi.
- Ty, ty.... Eh! Nie udawaj blondi! - powiedział zgryźliwie Zack.
- R O S S, mam na imię ROSS. To tylko 4 literki, tak trudno kurwa zapamiętać!  - oburzył się blondyn.
- Widocznie trudno! Przez ciebie moja siostra siedzi w więzieniu!  - krzyknął, wymachując rękoma. Był wściekły.
Po tych słowach blondyn zamarł w bezruchu. Wpatrywał się pustymi oczami w Zacka. Nie móg uwierzyć w to co mówi.
- W... więzieniu..? Ale dlaczego, co zrobiła....?- wyszpetał spokojnie.
- Ty już dobrze wiesz! To twoja wina! Pewnie to wszystko zaplanowałeś aby się zemścić po tym jak ci się nie oddała, ćwoku! - Zack nadal krzyczał jak opętany. Miał ochotę zbić blondyna na kwaśne jabłko. Chciał jednak, aby przyznał się do morderstwa.
- Zamknij się, jasne! - wybąkał Ross. Wiedział, że chciał ją skrzywdzić i nadal tego bardzo żałuje.
- Przez ciebie ma same problemy kretynie. Teraz idź tam i się przyznaj, że to ty zabiłeś tego gościa! - wydusił z siebie.
- Nikogo nie zabiłem, co ty w ogóle gadasz. - Zack znów uderzył blondyna. Zaczeli się ponownie szarpać. Ross mimo wszystko jednak był silniejszy. Odepchnął od siebie Zacka, przyszpilił mocno do ściany i uniemożliwił mu dalsze ruchy.
- Powiedz mi o co chodzi. Nic nie wiem ale chętnie pomogę... - wyszeptał Ross po chwili ciszy. Czując, że Zack przestaje się miotać, puścił go. Odszedł od niego kilka kroków, tak dla bezpieczeństwa.
- Niech ci będzie, chociaż i tak wiem, że to wszystko zaplanowałeś! - odrzekł, po czym wskazał palcem na knajpkę, która znajdowała się na drugim końcu ulicy. - Rany, nie wierzę w to co mówię... Ale chodźmy tam i porozmawiajmy. Ross zgodził się skinieniem głowy i oboje udali się we wskazane miejsce. Usiedli wygodnie przy pustym stoliku i zaczęli rozmowę. Zack powiedział mu wszystko, co usłyszał od siostry. Blondyn słuchając tego wszystkiego nie mógł w to uwierzyć. Czuł coś, czego nigdy wcześniej nie doznał. Poczucie winy? Nie... To nie było to...
- Tylko masz się tam przyznać a nie jeszcze pogrążać Demi. - warknął, patrząc groźnie na blondyna. Ross odwzajemnił gest
- Mieszkam obok więc chodź, weżmiemy mój samochód i pojedziemy na ten komisariat. - zaproponował blondyn. Zack zgodził się skinieniem głowy. Po kilku minutach byli już na miejscu. Od razu przy wejściu, podbiegła do niech jakaś kobieta.
- Zack, kochanie i coś wiadomo w sprawie? Nie chcą nas wpuścić. - powiedziała zapłakana.
- Nie mamo ale on. - pokazał palcem na Rossa. - Powinien porozmawiać z policją i nieco im wyjaśnić tę sprawę. - dokończył zgryźliwie. Jego mama patrzyła na niego pytająco. Zack jednak nic więcej nie powiedział, popchnął Rossa w kierunku dużych, szklanych drzwi. - Idź tam i powiedz im co takiego robiłeś wczoraj w tym klubie. Blondyn zmierzył go tylko groźnie od góry do dołu i wszedł do środka.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Dzień dobry, pan w jakiej sprawie. - odpowiedział jeden z policjantów, wstając z krzesła. Podał chłopakowi dłoń i kazał usiąć naprzeciw jego biurka.
- Ja ... - zawahał się na moment. - Ja w sprawie Demi.
- Demi? - zapytał policjant ze zdziwieniem.
- No tak. Ponoć ją zamknęliście, nie wiem za co... To idealna dziewczyna, nikomu nic by nie zrobiła. - odrzekł pewnym siebie tonem.
- Proszę pana. Nie siedzimy tu po to, aby słuchać o pańskiej dziewczynie. Nasza rola jest zupełnie inna, ale nie będę panu teraz tego tłumaczył. Może pan wyjść. - powiedział znudzony funkcjonariusz. Rozsiadł się wygodnie na krześle i zaczął przeglądać jakieś papiery.
- Nie. Ja mam dowody na to, że ona jest niewinna. - wtrącił nagle Ross.
- Dowody? Na prawdę? - zdziwił się policjant.
-Tak. - powiedział pewnie Ross.
- Kim pan w ogóle jest? - zapytał mężczyzna. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, ponieważ jeden z funkcjonariuszy, który przysłuchiwał się rozmowie, nagle się wtrącił:
- Pan w sprawie pani Demetrii Spelman?
- Tak, właśnie tak. - odpowiedział.
- Jak ma pan na imię? - ponownie zapytał blondyna.
- Ross Lynch, byłem w tym klubie i jestem pewny na 100% , że Demi jest niewinna! - krzyknął nagle, wstając gwałtownie z krzesła.
- Jestem sierżant Edgar Sloot i zbieram dowody w tej sprawie. Proszę, niech pan usiądzie. Chętnie pana wysłucham. - powiedział miło starszy mężczyzna. Blondyn wykonał polecenie i zaczął opowiadać wszystko co się stało tamtejszego wieczoru.

                                                                                      ***
     Siedziałam w zimnej celi zastanawiając się gdzie są rodzice, dlaczego do mnie nie przyszli... Przecież ja nic nie zrobiłam. Czułam się okropnie. Do tego byłam bardzo głodna, jednak więzienne jedzenie wyglądało paskunie. Nie przełknęłabym tego nigdy. Tęsknię za domem... Za Stefą, Zackiem i rodzicami. Nie wiem nic o Majaku. O nią martwię się podwójnie. Nagle znów usłyszałam dźwięk otwieranych krat. Buchnął na mnie przyjemny zapach cytryn. Ross... Za nim również tęsknię... Spojrzałam gwałtownie w stronę wyjścia oczekując, że zobacze właśnie jego. Niestety... Stał tam jedynie jeden z policjantów. Skuliłam się ponownie, wtulając twarz w koszulkę chłopaka. Uświadomiłam sobie, jak bardzo go potrzebuję.
- Może panienka wyjść. - powiedział cicho. Nie zwracałam jednak uwagi na to co mówi funkcjonariusz. W tym momencie istniał dla mnie tylko Ross. Nie było go, mimo to ja czułam jego obecność, to było coś niezwykłego.
- MOŻE PANIENKA WYJŚĆ. - potwórzył już podniesionym tonem, podszedł do mnie i mocno szarpnął. Ocknęłam się, brutalnie wyrwana z moich rozmyślań. Spojrzałam na mężczyznę, podniosłam się z ziemi  i chwiejnym krokiem wyszłam z celi. Poczułam nagle jak ktoś mnie bardzo mocno przytula. To był Ross! Bez chwili wahania wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia, dziękując Bogu, że do mnie przyszedł.
- Hej maleńka, już jest okey. Zabiorę cię do domu. - wyszeptał mi prosto do ucha. Moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
- Jak to? Ale powiedzieli, że musze tu zostać. - wyszeptałam przez łzy.
- Nic nie musisz. - powiedział spokojnie. Zauważyłam, że przygląda się nam Zack i moi rodzice. Ale teraz to nie było dla mnie ważne.
- Nie rozumiem. - powiedziałam niepewnie, odpychając delikatnie blondyna.
- Spokojnie, powiedziałem im wszystko. - zaczął z uśmiechem. Odgarnął rudy kosmyk z mojej twarzy i mówił dalej. - Przekonałem ich aby puścili cię do domu. Mam jedynie stawić się w sądzie na rozprawie. Ale nie musisz się o nic martwić, tam również cię wybronię.
- Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej! Zostawiłeś mnie tutaj! - zaczęłam krzyczeć, uderzając chłopaka w klatkę piersiową. - Bałam się...
- Przepraszam. Już jestem przy tobie. - powiedział, uśmiechając się sam do siebie.
- Potrzebuje cię. - wyszeptałam, bardziej w jego koszulkę, jednak chciałam aby mnie usłyszał.
- Ja ciebie też. - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Serce biło mi jak oszalałe. Nagle blondyn zaczął przysuwać swoją twarz do mojej. Nie czekałam jednak i sama delikatnie połączyłam nasze usta. Czułam się cudownie, jego wargi były takie delikatne. Gdy się od niego oderwałam, ponownie się w niego wtuliłam. Ross był w lekkim szoku, mimo to odwzajemnił uścisk. Nagle podeszli do nas moi rodzice i Zack.
- Kochanie, jak się czujesz? - zapytała z troską mama.
- Dobrze... Chyba - odpowiedziałam, jednak twarz nadal miałam wtuloną w tors chłopaka.
- Zabierzemy cię do domu. - powiedział stanowczo tata.
- Nie. - bąknęłam cicho. Chciałam być z Rossem. Sama nie wiem dlaczego, potrzebowałam go. Po prostu.
- Jak to nie? - zdziwiła się mama. - Ale kochanie musisz wypocząć, jesteś zmęczona i pewnie głodna.
- Chcę iść z Rossem. - wyszeptałam cicho.
- Z Rossem? - wtrącił się Zack.
- Tak. -odrzekłam półszeptem. Czułam jak blondym obejmuje mnie nieco mocniej.
- Zajmę się nią. - powiedział pewnie chłopak. - Mam tutaj samochód więc spokojnie mogę ją zabrać.
- Oooo w to nie wątpię! - powiedział zgryźliwie Zack, zaciskając kurczowo pięści. Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
- Zack... - popatrzyłam na brata z wyrzutem. - Nie chcę o tym teraz mówić! Chcę pojechać do Maji. Nie czekając na odpowiedź rodziców, pociągnęłam Rossa za rękę. Wyszliśmy z komisariatu i wsiedliśmy do samochodu.
- Dzięki - wyszeptałam. Blondyn się jedynie uśmiechnął i położył swoją dłoń na moim udzie.
- Mmm nie ma za co. - wyszeptał z uśmiechem. Odwzajemniłam go. - Wiesz gdzie znajduje się Wyższa Szkoła Prawa i Administracji? - wypaliłam po chwili ciszy. Ross spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami. Po chwili się jednak uśmiechnął.
- Wiem, a co nabrałaś ochotę na studia? - zachichotał. Chciał mnie nieco rozbawić ale byłam za bardzo zmęczona aby się śmiać.
- Nie... W szpitalu obok leży moja przyjacółka. Chcę ją odwiedzić. Proszę, możesz mnie tam zawieźć? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Jasne mała, nie przejmuj się. Zdrzemnij się chwilkę, jak będziemy na miejscu to cię obudzę. - powiedział z uśmiechem. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

                                                                                       ****

- Tracimy ją! - krzyknął lekarz.
- Ale jak to, zróbcie coś! - wrzeszczał nerwowo Erick, wymachując rękoma jak jakiś opętany.
- Musimy ją reanimować!- zarządził jeden z lekarzy. - Szybko, szybko!
- Ale nic jej nie będzie prawda? - mówił przez łzy. Był zakłopotany, cały czas trzymał czarnowłosą za rękę.
- Proszę stąd wyjść, tylko pan utrudnia. - powiedział mężczyzna, po czym poprosił jedną z pielęgniarek aby wyprowadziła chłopaka z sali.
- Chcę tylko wiedzieć czy nic jej nie będzie! - krzyczał i miotał się na wszystkie strony. Nie chciał opuścić swojej dziewczyny. W końcu jednak uległ i wyszedł na korytarz. Po chwili osunął się na krzesło, zakrył twarz dłonią i zaczął płakać.
- ERICK! - krzyknęłam, widząc przyjaciela.
- Demi... ! - bąknął cicho, łzy spływały mu po policzkach kropla, po kropli.
- Co z Majakiem! Mów, nic jej nie jest, dlaczego płaczesz...? - spytałam wystraszona. Zachowanie chłopaka było niepokojące.
- Jej stan się pogorszył, przestała oddychać, reanimuja ją... - wyszeptał przez łzy.
Stałam jak wryta, Ross, który w tej chwili podbiegł do naszej dwójki, również miał wystraszoną minę.
- Jak to.. Reanimują...? - zapytałam półszeptem. Byłam w szoku. Zack mówił, że wszystko z Majakiem okey...
- Nie wiem, wszystko było dobrze, rozmawialiśmy i nagle... - głos mu się załamał. - Mówiła, że jej duszno i nie może złapać powietrza... - dokończył, ponownie opadł na krzesło i się rozpłakał.
Przysiadłam obok niego i mocno przytuliłam. Chciałam go pocieszyć, jednak sama zaczęłam szlochać.
- Miejmy nadzieję, że mimo wszystko zapanują nad sytuacją... - nie wiedziałam czy na prawdę mam w sobie tyle optymizmu, czy znowu się oszukuję... Ross usiadł obok mnie, jednak nic nie mówił.
Po kilkunastu miutach z pokoju Maji wyszedł lekarz. Miał smutną i srogą minę.
- Niestety... - zaczął. Wziął głęboki oddech i dokończył wypowiedź.- Pani Maja Lavgard nie żyje.

NOTKA

Hejooo! Witamy Was, kochani :D Rozdział już jest. Nieco wcześniej niż przewidziałyśmy ale głowa od tej nauki to mi normalnie zaczęła pękać! Musiałam się nieco od tego oderwać. Majak zaliczyła już jeden egzamin, uczy się na kolejne ale już mniej haha. Mnie teraz czekają dwa egzaminy ufff trzymajcie kciukasy !

Mamy nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :D Za błędy przepraszamy, jest już późno :P

Next będzie po 26 kwietnia !

4 komentarze:

  1. Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow...
    Extra blog
    Już go kocham <3
    No, ale jak można było ukatrupić Majkę?!
    No jak się pytam?!
    Chociaż mi tak na niej nie zależało...
    Psuła relację Rossiego i Demi :D
    Jak dobrze, że Demi wyszła z więzienia!
    Już myślałam, że Rossiak wziął całą winę na siebie!
    Riker przegiął pałę!
    No rozumiem, że wściekły był itd..
    No ale żeby tak po młodszym braciszku pojechać?!
    Chamstwo w państwie...
    Pozdrawiam cieplutko i powodzenia na egzaminach życzę <5
    ~Suza
    P.S
    Zapraszam o siebie:
    http://crazy-stupid-love-opowiadanie-o-r5.blogspot.com/
    http://you-only-live-once-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog, strasznie jestem ciekawa co dalej, w sumie nie spodzewałam sie że uśmiercisz Maję :o
    http://be-loud-baby.blogspot.com. <---- blog o R5, co ty na to? :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałyśmy Cię do TB. Szczegóły znajdziesz tutaj: http://this-is-us-story-raura.blogspot.com/2015/04/tb.html

    OdpowiedzUsuń