wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 56

     Riker nerwowo dreptał przed jedną ze szpitalnych sal, wykukując od czasu do czasu jakiegoś lekarza na horyzoncie. Był zdenerwowany, spięty, a po jego policzkach nieustannie spływał strumień gorzkich łez. Nic nie jadł, nie pił, ani nie spał odkąd dowiedział się o wypadku swojej dziewczyny. Serce tłukło w jego piersi, niemalże łamiąc żebra. Chłopak bił się z myślami, obwiniając o to całe zdarzenie. Nikt nie chciał udzielić mu informacji o stanie zdrowia Ally, do najmłodszego brata jednaj bał się zadzwonić. Basista nie miał jednak pojęcia co go jeszcze czeka...
- Pan Riker Lynch? - z zamyśleń wyrwał go czyjś głos. Był stanowczy i szorstki, nie tliło się w nim ani trochę otuchy, której basista tak bardzo potrzebował. Obejrzał się nerwowo za plecy, widząc mężczyznę w białym kitlu, momentalnie zbladł.
- Tak. - wypalił, próbując ukryć narastający w nim strach. - Mogę do niej już wejść?
- Proszę. - starszy mężczyzna uchylił lekko drzwi, uśmiechnął się od niechcenia, po czym pomaszerował w przeciwną stronę. Basista przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co się dzieje. Ogarnęła go potężna fala ciepła, która zaczęła palić jego wnętrzności. Chłopak bał się wejść do małego, białego pomieszczenia, chciał jednak objąć ramionami swoją dziewczynę i wszystko jej wytłumaczyć, przeprosić.
- Ale co mam niby powiedzieć... - Riker się załamał. Usiadł na pęknięte krzesło, po czym ujął twarz w dłonie i gorzko zapłakał. Ogarnął go kłujący ból, nie mógł się go pozbyć, chciał, mimo to, był za słaby... Otrząsnął myśli dopiero po kilkunastu minutach, wstał, otarł czerwone, zapłakane oczy i zrobił kilka kroków w przód. Nadal się wahał, chęć wtulenia twarzy w delikatne ramiona dziewczyny, była jednak silniejsza. Basista stanowczym ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Ally... - wyjąkał z ogromnym trudem. Gula w gardle nie pozwalała mu na swobodną wypowiedź. Basista stanął w progu i wbił wzrok w szatynkę, która leżała na łóżku, tuż przy oknie. Jej podrażnione i czerwone oczy wskazywały na to, że również płakała. Dodatkowo na twarzy miała kilka zadrapań i ran, tak samo jak na dłoniach, którymi gładziła swój okrągły brzuch. Ona również skierowała wzrok na Rikera, nie mogąc uwierzyć, że przyjechał, mimo trwającej trasy koncertowej. - Byłem tak cholernie głupi... - basista, miętoląc w ręku pierścionek zaręczynowy, szybkim krokiem podszedł do swojej ukochanej, usiadł na skrawku materaca, po czym mocno ją przytulił  Ally nie protestowała, odwzajemniła gest, dziękując w duchu, że w końcu do niej przyjechał...
~~
SANTA ANA
Hotel

     - W sumie nie przeżywa tego aż tak źle, co nie? - Ell szepnął nagle blondynce do ucha. Kątem oka zerkał również na Rossa, który beznamiętnie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Rydel spojrzała na perkusistę, wykrzywiając usta w grymasie. Nie zrozumiała bowiem, o co mu chodzi. Ten z kolei przewrócił teatralnie oczami, po czym znów zaczął. - No, chodzi mi o Demi. Myślałem, że będzie z nim gorzej... - nie dokończył, gdyż dziewczyna pacnęła go ściereczką w twarz. - Auć, no co! - krzyknął, pod wpływem nagłego i niespodziewanego ataku.
- Ja ci zaraz dam, no co! - oburzyła się, posyłając perkusiście zabójcze spojrzenie. Nagle jej oczy się zaszkliły, a zdezorientowany Ell ponownie oberwał z mokrej szmatki.
- Przepraszam, no już. - chłopak objął dziewczynę w tali i przysunął bliżej siebie. Odgarnął następnie blond kosmyki z jej czoła, po czym je delikatnie ucałował. - Wybacz, jak się najem korniszonów to zawsze gadam głupoty. - chciał ją jakoś rozweselić, marnie jednak mu to wyszło.
- Gorzej być nie mogło a ty mówisz, że nie przeżywa tego aż tak źle? - zapytała z wyrzutem. Nie odepchnęła go jednak od siebie. Potrzebowała jego bliskości.
- Myślałem, że... a nie ważne w sumie. - perkusista był pewny, że Ross znowu sięgnie po próby samobójcze, nie powiedział tego jednak na głos, aby nie denerwować znowu Rydel. Blondynka jednak wiedziała co perkusista ma na myśli, co ją bardzo niepokoiło. Sama się nad tym zastanawiała, dlatego od czasu kiedy nastolatek wrócił do hotelu, dziewczyna nie spuszcza z niego oka. Po kilku minutach odepchnęła lekko swojego chłopaka, po czym podeszła do zamyślonego nastolatka.
- Hej, Ossy. - zaczepiła najmłodszego. Ten jednak nie zareagował. Ciągle miał na sobie ten sam ubiór, ciągle towarzyszył mu również odór alkoholu i smród wymiocin. Zdawało się jednak, że jemu to w ogóle nie przeszkadza. - Może zrobię ci ciepłą herbatę? - było to raczej stwierdzenie, gdyż blondynka natychmiast zabrała się za wykonanie czynności.
- Nie trzeba. - wyburczał, jak czajnik stał już na gazówce. Spojrzał następnie spode łba na siostrę, nic jednak więcej nie powiedział. Wzdychnął ciężko, po czym znów wrócił do oglądania krajobrazu za oknem.
- To może coś do jedzenia? - usiadła obok brata i zaczęła gładzić go po dłoni. Dopiero teraz zauważyła, że na parapecie leży również gazeta z ostatnimi, przykrymi nowinkami.
- Nie. - mruknął.
- To może tak delikatnie zasugeruję... - przerwała, zerkając nerwowo na Ella. - Abyś wziął prysznic, braciszku, dobrze? Potem opatrzę rany. - znowu zero odzewu, blondyn beznamiętnie wpatrywał się w jakiś punkt. - Musimy też porozmawiać... ale nie chcesz chyba aby mama zobaczyła cię w takim stanie? - Rydel trafiła w sendo. Chłopak momentalnie na nią spojrzał, po czym przeniósł wzrok na pokój, w którym leżała Stormie.
- Nie chcę. - wyjąkał załamującym się głosem. - Nie chcę wielu rzeczy, mimo to i tak mi towarzyszą. Nic na to nie poradzę.
- Ossy, porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz do koń...
- Nie jestem pijany. - wtrącił gniewnie. Nie było to jednak zgodne z prawdą. W głowie chłopaka nadal szumiało, a procenty szybko pulsowały w jego żyłach. - Jestem jak... - zamyślił się. - wielki pryszcz na dupie. Każdy chce się mnie pozbyć. Tak samo z siebie... Niby zaakceptują, że jestem, ale i tak zawadzam. - wstał, po czym chwiejnym krokiem poczłapał w kierunku łazienki. Rydel jedynie głośno westchnęła, schowała twarz w dłoniach i wymamrotała kilka przekleństw. Była bezradna.
- Pączuszku... - Ell szybko podszedł do blondynki i mocno przytulił, dodając jej nieco otuchy.
~~
15 minut później
- Rydel? - nagle zza drzwi łazienki, dało się usłyszeć, cichy, zachrypnięty głos. Był ledwo słyszalny, blondynka jednak wyłapała te ciche dźwięki.
- Ossy? - było to jednak pytanie bardziej retoryczne. Dziewczyna szybko wstała z krzesła, po czym skierowała się do toalety. - Coś się stało? - zapytała. Nikt jednak nie odpowiedział. Dziewczyna z przerażeniem w oczach spojrzała w stronę Ella, który rozmawiał właśnie ze Stormie. Na widok zaniepokojonej miny blondynki, wstał i szybko do niej podszedł.
- Co jest, pączku? Tak nagle wstałaś, coś się stało? - podrapał się po głowie.
- Ossy mnie wołał. - wyszeptała, kładąc rękę na klamce. Serce waliło jej jak młot.
- Nikt nic nie mówił. - perkusista pokręcił przecząco głową. W tej samej jednak chwili Ross znowu powtórzył imię siostry, tym razem jednak o wiele ciszej niż poprzednio.
- OSSY! - wydarła się, szarpnęła klamkę, po czym wpadła do łazienki niczym torpeda, widząc przed sobą jeden z najczarniejszych scenariuszy. Była pewna, że nastolatek zrobił coś głupiego...
- Hmmm? - wymamrotał. Blondyn stał tuż przy zlewie, wpatrując się z niemałym obrzydzeniem w lustro. Miał na sobie tylko różowe bokserki. Rydel stanęła w progu i nie wiedziała co zrobić dalej. Wejść? A może się wycofać? Widok posiniaczonego ciała, wzbudzał w niej odrazę, zrobiło się jej słabo, czuła, że zaraz zemdleje. Ell również nie wiedział o co chodzi, zerkał niepewnie przez ramię swojej ukochanej. - Opatrzysz mi te rany?
- Tak...już, już. - odpowiedziała niespokojnie. Mimo wszystko kamień spadł jej z serca. -  Ratliff, przynieś mi bandaże i maść, wszystko jest na stole w salonie. - dodała szybko. Chwilę później podeszła do brata, stanęła tuż za nim i spojrzała w lustro. Nic nie mówiła, sama w sumie nie wiedziała co i jaki temat ma w ogóle zacząć. Cisza nie trwała jednak długo. Chwilę później wrócił perkusista z całym medycznym wyposażeniem. Na znak Rydel, wyszedł jednak z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Blondynka z kolei przysunęła mały taborecik, który zauważyła już nieco wcześniej. - Usiądź, braciszku. - powiedziała, widząc, że lekko unosił jedną nogę. Bolała go tak, że nie mógł na niej nawet stanąć. Chłopak zrobił to, o co został poproszony. Dziewczyna z kolei, wzięła się za obmywanie ran wodą utlenioną. - Może troszkę boleć... - wymamrotała. Ross jednak siedział niewzruszony, jakby nic nie czuł. Zakrwawiona piana wylewająca się strumieniami z jego ciała nie była dla niego czymś nowym.
- Co z trasą? - wypalił nagle.
- Co? - zapytała skołowana.
- Rika nie ma, da? Co więc z dalszą trasą. - powtórzył.
- Nie wiem, Ossy. - odrzekła, wycierając lekko jego plecy. - Ale dopóki Riker nie zadzwoni, nie oddalaj się, dobrze? Na noc też zostań w hotelu.
- Yhymm... - wymamrotał.
- Ossy, jeżeli chodzi o Demi, to nie możesz jej tak osądzać, musisz...
- Nic nie muszę. - przerwał obojętnym głosem.
- Powiem ci coś teraz, ale obiecaj, że się nie obrazisz, braciszku. - powiedziała stanowczo, klękając naprzeciwko blondyna. Chwyciła jego mokre dłonie, popatrzyła w przepite oczy, po czym znów zaczęła. - Nikt nie jest święty, a wszyscy wiemy, że ty również masz swoje za uszami. - przełknęła ślinę i czekała na reakcje najmłodszego. Ten jednak nic nie skomentował, nadal tkwił w tej samej pozycji co wcześniej. - Już nie chodzi o to co robiłeś wcześniej, ale jak byłeś z Demi... Zdradziłeś ją i... wszyscy wiemy, że ci wybaczyła. Dlaczego ty wierzysz gazetą?
- Bo ja jestem inny. - odpowiedział spokojnie. - Tylko ja mogę siebie oceniać, tylko ja znam swoją przeszłość i tylko ja znam powody swoich wyborów. Wiem co czułem wewnątrz i wiem ile mnie to kosztowało. Jestem popsuty.
- Ossy, tyle razy ci mówiłam abyś przestał zadręczać się przeszłością. Jak się odzywa, po prostu ją zignoruj, ona nie ma ci nic więcej do powiedzenia. - blondynka była w szoku, że Ross tak spokojnie z nią rozmawia. Chciała to wykorzystać i w końcu wybić mu z głowy wszelkie głupoty, które go niszczyły od środka. - Po za tym Demi wie jaki byłeś i jaki jesteś teraz. To po pierwsze. Po drugie, zanim zaczniesz ją pochopnie oceniać...
- Mam ubrać jej buty, pójść jej drogą, spróbować jej łez, poczuć jej ból, uderzyć się o kamień o który się potknęła... - dokończył ze łzami w oczach. - Mama mi to ciągle powtarzała. - dodał z lekkim uśmiechem, widząc zaskoczoną twarz siostry.
- Mnie też... - dziewczyna wstała, chwyciła białe bandaże, po czym zaczęła owijać tors brata. Robiła to powoli i delikatnie aby nie sprawiać mu dodatkowego bólu.
- Kocham Demi. - wypalił po kilkunastu minutach ciszy.
- To z nią porozmawiaj. Wybacz i zrób wszystko aby taka sytuacja się już więcej nie powtórzyła. Pomożemy ci w tym, wszyscy. - zapewniała. Ku jej zaskoczeniu blondyn się uśmiechnął, dało się zauważyć również małą, czekoladową iskierkę w jego oczach.
- Ale z drugiej strony...
- Braciszku, tutaj nie ma drugiej strony. - wtrąciła, wzięła następnie maść i zaczęła smarować ramiona blondyna.
- Jest. - powiedział stanowczo. - Też bardzo często mi powtarzałaś, że jeżeli kogoś się naprawdę kocha, trzeba dać mu wszystko co najlepsze.
- Oczywiście. - stwierdziła, wcierając maść w pokaleczoną skórę nastolatka.
- No właśnie. - szepnął, spuszczając głowę. - Spójrz na mnie, a potem porównaj moje życie z życiem tego lekarza. Jak myślisz, z kim Demi byłaby bardziej szczęśliwa? Który z nas jest w stanie zaoferować jej więcej?
- Ossy, nie możesz oceniać sytuacji w ten sposób. - odpowiedziała nieco nerwowo. - Nie wiem co z Rikiem, ale dziś się z nim skontaktujemy. Jeżeli zdecyduje się zostać z Ally, pojedziemy również do domu a ty, masz mi obiecać, że porozmawiasz wtedy z Demi. W sumie jeszcze dzisiaj, możesz przecież zadzwonić.
- Mogę. - odpowiedział mało przekonującym głosem.
- Musicie sobie to wyjaśnić. Nie masz się o co martwić, jestem pewna, że wszystko się ułoży. Jestem również pewna, że to właśnie ty, braciszku, jesteś w stanie dać jej o wiele więcej niż ona oczekuje. Po prostu musisz przestać widzieć w sobie jedynie wady, spójrz nieco głębiej i doceń to, kim jesteś. - dodała, całując chłopaka w czoło. Uśmiechnęła się szeroko, następnie znów wzięła wodę utlenioną i dokończyła przemywać resztę ran. Uporała się ze wszystkim w dobre dwadzieścia minut. Przez ten czas w pomieszczeniu panowała kompletna cisza.
- Już po kłopocie. - powiedziała wesoło. Kilka sekund później podała nastolatkowi różowy T-shirt, spodnie zaś położyła na pralce. - ubierz się, na spokojnie. Ja zrobię coś do jedzenia, dobrze? - chłopak jedynie kiwnął twierdząco głową, nie ruszył się jednak z taboretu ani o milimetr. - A z kim się pobiłeś? - zapytała nagle, zatrzymując się w progu.
- Chcesz wiedzieć? - uniósł obie brwi w górę.
- Tak. - powiedziała stanowczo.
- Złoił mnie facet jakiejś laski, którą obracałem w łazience. - odparł przeciągle. Rydel zamknęła oczy, po czym się nieco skwasiła, ponieważ chcąc, nie chcąc, wyobraziła sobie właśnie tą sytuację... Nic nie mówiąc, opuściła pomieszczenie, trzęsąc głową na boki. Wolała jednak nie wiedzieć.
~~
Jak blondyn wyszedł z łazienki, od razu napotkał troskliwy wzrok swojej matki. Siedziała przy stole i rozmawiała ze swoją córką oraz Ellem. Wyglądała na zmęczoną życiem i ciągłymi, rodzinnymi sprzeczkami. Blondyn jednak czuł w duchu, że zaraz dostanie kolejny wykład odnośnie jego wiecznych potknięć i problemów. O tym jaka familia jest ważna, oraz, że miłość leczy wszelkie rany... Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze.
- Podejdź tu, synku. - Stormie pomachała lekko ręką, po czym poklepała puste miejsce obok siebie. Nastolatek z niezadowoloną miną posłusznie skierował się we wskazane miejsce. Rydel posłała bratu pouczające spojrzenie, po czym chwyciła ukochanego za rękę i pociągnęła w stronę salonu, dzięki czemu Ross został sam na sam z matką.
~~
LOS ANGELES
przedmieścia
     - JAK MOGŁAŚ TO SPIERDOLIĆ! - Matt dowiedział się już o telefonicznej wpadce swojej wspólniczki, i kiedy ta złożyła mu wizytę, nie szczędził płuc oraz nerwów. - Miałaś takie łatwe zadanie, a jeszcze spieprzyłaś! Co się z tobą dzieje, co? Teraz ten Riker, czy jak mu tam, wie o wszystkim! o WSZYSTKIM!
- Zluzuj slipy...
- Kurwa mać! - rudzielec podszedł do dziewczyny i zaczął nią potrząsać na prawo i lewo. - Moje plany legły w gruzach.
- Przynajmniej zgubiłam Rockiego... Zawzięcie mnie gonił. - wzdychnęła, wyszarpnęła się  z ucisku chłopaka, usiadła następnie na kanapie i oparła nogi o mały stoliczek.
- Nie obchodzi mnie ten patafian. - warknął zdenerwowany. - Nie mogłem zbliżyć się do Demi bo obok jej chaty ciągle czai się policja! Co z tego, że nie ma blondyna, jak ta ruda suka jest pod ochroną, kurwa. A teraz jeszcze ty, do jasnej cholery.
- Stało się. - powiedziała obojętnym tonem.
- Teraz nawet nie mogę zabić tego całego Rossa bo pewnie jego brat mu wszystko powiedział. Nic nie idzie zgodnie z planem, nic! A wszystko twoja wina.
- O matko, tyle dziewczyn jest w Kalifornii, daj se spokój z tą Spelman. - burknęła.
- Nie, ona będzie moja. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Będę ją obracał dzień i noc, suka pożałuje, że mnie nie chciała. Oj, będzie ostro...
- O rety... - dziewczyna przewróciła teatralnie oczami. Zachowanie Matta było dla niej absurdalnie głupie. Sama była jednak zła, że ta przygoda potoczyła się tym, a nie innym, tokiem. Zawsze była perfekcyjna i kończyła sprawy zgodnie z oczekiwaniami zleceniodawcy. Tym razem jednak popełniła błędy. Za dużo błędów... Chłopak z kolei chodził nerwowo po pokoju, obmyślając nowy plan działania. Był wściekły, miał ochotę udusić Rossa gołymi rękoma, a rudowłosą przywiązać do łóżka i...
- Co się stało z tym domkiem letniskowym, co go kupili twoi starzy? - wypalił nagle. W jego głowie zrodził się zabójczy pomysł.
- Po ich śmierci nikt tam nie zaglądał. A to już dobre siedem lat... - wzdychnęła. - Stoi nadal na swoim miejscu ale pewnie wszystko zarosło, ja tam już też długo nie byłam. A co? - zapytała z przekąsem. Matt jednak nic nie odpowiedział, uśmiechnął się szyderczo i zaczął zacierać ręce, jakby w geście zwycięstwa. Nagle wbiegł na górę, zabierając w locie swoją bluzę oraz trampki. - A ten kurwa co? - zamyśliła się. Chwilę to trwało, ale w końcu dziewczyna odgadła, po co chłopak pytał o ten domek... - Chyba nie chcesz...
- Zbieramy się! Musimy działać szybko! - wtrącił, rzucając Cleo kluczyki od samochodu. - Wstawaj, wstawaj!
- Chyba nie chcesz jej porwać? - dokończyła, wytrzeszczając oczy.
- Masz lepszy pomysł? - syknął z ironią. Był bardzo pewny siebie, czuł, że ten plan jest idealny.
- Ale...
- Nie ma kurwa żadnego ale! - podał dziewczynie kurtkę oraz torebkę, po czym szybko skierował się do drzwi wyjściowych. - Oni i tak już nas nakryli, trzeba więc wyciągnąć większe działa i w końcu skończyć to, co zaczęliśmy! - Cleo spoglądała na niego z ogromnym niedowierzaniem, nie sprzeciwiała się jednak. Posłusznie wyszła za chłopakiem, wsiadła do auta i na jego znak, ruszyła przed siebie.
~~
DOM SPELMANÓW
    Zack zgodził się na wyjazd do Santa Ana. Rozmawialiśmy jeszcze długo, nie dowiedziałam się jednak nic więcej na temat Cleo. Od początku wydawała się podejrzana... Będzie trzeba wypytać o wszystko Rikera, jednak nie teraz. Sam musi poukładać przecież swoje sprawy z Ally, a to nie będzie takie proste. Byłam roztrzęsiona tym artykułem w gazecie i rzekomym wywiadem, w którym zdeklarowałam, że Ross był tylko przelotną zabawką, bo tak na prawdę interesowały mnie tylko jego pieniądze... Co za bzdura! Muszę, chcę mu to wszystko wyjaśnić i przeprosić... Mam nadzieję, że mi wybaczy...
- Podaj mi jeszcze tą torbę. - Zack wskazał palcem ów przedmiot i czekał na moją reakcję. Szybko podniosłam walizkę z ziemi i podałam bratu. - Dzięki.
- To ja dziękuję, że chcesz mi pomóc. - uśmiechnęłam się. - Tęskniłam za tobą.
- Po prostu byłem ślepy... Sis, przerabialiśmy to kilkanaście minut temu. - odwzajemnił gest - Przykro mi, że przejrzałem na oczy dopiero teraz, ale cieszę się, że już wszystko między nami jest okey. A teraz siadaj, twój rycerz na ciebie czeka. - Zack otworzył drzwi od samochodu i zaprosił mnie do środka. - Zapnij pas. - zaczął, jak już usadowił się na miejscu kierowcy. - Wszystko będzie dobrze. - złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Kilka chwil patrzył na mnie, chcąc dodać otuchy, następnie przeniósł dłonie na kierownice, po czym odpalił auto, wrzucił jedynkę i ruszył powoli do przodu.
~w tym samym czasie~
- Wyjeżdżają. - szepnęła Cleo. Już od kilku minut stali obok domu rudowłosej i obserwowali okolice.
- Widzę, kurwa! - warknął Matt. - Jedź za nimi, no! - dziewczyna posłusznie wrzuciła jedynkę i ruszyła do przodu. - Nie spuszczaj ich z oczu, jasne?
- Jasne. - odburknęła, zmieniając bieg na wyższy.
~30 minut później~
- Czekaj, czekaj... - Matt bacznie wpatrywał się w kierunkowskaz srebrnego Forda. - Skręcają do sklepu! To nasza szansa, rozumiesz? Jedź za nimi. Tylko uważaj aby nas nie zauważyli! - krzyknął cały podniecony. Cleo przewróciła tylko oczami, wzdychnęła ciężko, po czym również wjechała na ogromny parking koło supermarketu. - A teraz cicho, zobaczymy czy pójdą razem... - chłopak przytknął nos do szyby i wlepił wzrok przed siebie. - TAK! - Matt, widząc, że z auta wysiada tylko Zack, szybko otworzył drzwi, po czym, upewniając się, że szatyn zniknął z pola widzenia, pobiegł w kierunku rudowłosej. Wpadł do samochodu jak strzała, bez namysłu uderzył zszokowaną dziewczynę, która pod wpływem jego siły, straciła przytomność. Kilka sekund później znów obejrzał się dookoła. Jak stwierdził, że pole jest dość czyste, machnął do Cleo aby podjechała nieco bliżej. Chłopak bez problemu wywlekł z Forda kruche i delikatne ciało rudowłosej, aby następnie wrzucić je na tylne siedzenie swojego czarnego Vana.
- Spierdalamy...! - krzyknął. Cleo, o nic nie pytając, ruszyła z piskiem opon...

NOTKA




Joł, cześć i czołem!

Przepraszamy za opóźnienia, ale no niestety, znowu to samo. OBOWIĄZKI! Zasrane obowiązki xd No ale doczekaliśmy się nexta, mamy nadzieję, że się wam jednak spodobał ^-^

Prosimy cieplutko o komentarze :3



Wszelkie błędy/powtórzenia poprawimy później xd
Moje ciasteczko *u* 



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

piątek, 5 lutego 2016

Rozdział 55

DZIEŃ PÓŹNIEJ

Dom Spelmanów

     Widziałam gazetę. Te zdjęcia, artykuł i rzekomy wywiad ze mną na temat Rossa. Gorzej być nie mogło. Co więcej, pokazał mi to wszystko Austin, jak on to ujął, w geście przeprosin. Do tego ostatni telefon od Rydel wszystko doprawił, jak jakąś nieapetyczną potrawę... Czuję się winna, znowu... Dlaczego ja? No i skąd wiedzą, że w ogóle byłam w związku z Rossem?! Nie trwał on długo, do tego blondyn przecież nie zabierał mnie na randki... Byliśmy tylko na jednej... Teraz to nawet telefonu nie odbiera, nie dziwię się ale mimo wszystko jest mi strasznie przykro z tego powodu. Ale nie mogłam tak tego zostawić. Tuż po tym, jak Austin wyjawił mi prawdę, wybiegłam z jego domu niczym torpeda, taranując wszystko co spotkałam na swojej drodze. Dosłownie. W sumie nie wiedziałam gdzie iść, z kim porozmawiać i kogo poprosić o pomoc. Ostatecznie postanowiłam wrócić do siebie i szybko obmyślić plan działania. Alkohol nadal buzował w moich żyłach, musiałam się przewietrzyć. Niestety tuż po powrocie natknęłam się na wściekłych rodziców. Nie, nie widzieli gazety, ale Zack wpoił im, że to właśnie ja chciałam go otruć, gdyż to właśnie on stał na drodze mojego związku z Rossem. Bzdura!
~~
- Dlaczego się pakujesz? - usłyszałam nagle głos brata za swoimi plecami. Tak byłam pochłonięta wrzucaniem przypadkowych rzeczy do torby, że nie zauważyłam nawet kiedy wszedł do mojego pokoju. Byłam pewna, że znowu zrobi mi awanturę do której przyłączy się tata. Ale... jego głos był jakiś inny... ciepły i troskliwy? Tęskniłam za nim... Odwróciłam się więc w jego stronę i spojrzałam prosto w oczy. Co dziwne, na twarzy Zacka malował się lekki uśmiech.
- Wyjeżdżam. - odpowiedziałam oschle. Nie miałam pojęcia dlaczego tak nagle zmienił ton głosu. Przez ostatni czas tylko i wyłącznie krzyczał, obwiniając mnie za wypadek.
- Do tego blondasa? - zapytał spokojnie, ciągle się uśmiechając. Spojrzałam na niego znacząco i wróciłam do wcześniejszej czynności. - Siostrzyczko, musimy pogadać...
- Nie, jestem dorosła, wiem co robię. - przerwałam mu. Głos drżał mi niemiłosiernie, tak naprawdę to byłam w totalnej kropce i potrzebowałam pomocy. Jednak nie od niego, nie teraz, nie po tym jak mnie traktował.
- Chcę cię przeprosić. - wtrącił skruszony. - Siostrzyczko, ja muszę cię przeprosić...
- Co, proszę? - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Upuściłam nawet spodnie, które akurat trzymałam w ręku. - Co ty mówisz? - patrzyłam na niego jak na malowane wrota. Zack z kolei nie żartował, cały drżał, miał skruszoną minę i wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem.
- Sis, pojęcia nie mam dlaczego oskarżyłem cię o to całe zatrucie, po prostu działałem pod wpływem impulsu, ja... nie ufam Rossowi, byłem niemalże pewny, że to on chciał się mnie pozbyć, potem ubzdurałem sobie, że ty jesteś winna... A nie jesteś, ani ty, ani on. Przepraszam...
- Zaraz, zaraz, dlaczego po tak długim czasie nagle sobie uświadamiasz, że jestem twoją siostrą i nigdy w życiu bym cię nie skrzywdziła? - mówiłam przez łzy. Poczułam jednak ulgę słysząc to co mówi. Przez te ciągłe ataki i obelgi, traktowana byłam jak jakiś intruz, obca osoba, która nie należy już do rodziny... Teraz jednak poczucie bezpieczeństwa zaczęło powoli wracać.
- Siostrzyczko... - zaczął, pochodząc do mnie bliżej. Wziął głęboki oddech i mówił dalej. - Myślałem o tym jeszcze jak leżałem w szpitalu. Byłem wściekły na ciebie o to, że jesteś z tym blondynem, bo... po prostu bardzo się martwiłem. Nie chciałem abyś przez niego cierpiała. Dużo o nim słyszałem, to plotki, ale wierzyłem w nie i nie chciałem aby cię skrzywdził i potraktował jak pierwszą lepszą... no wiesz, bałem się, że będziesz non stop przez niego płakać. Okazało się, że płaczesz przeze mnie, przepraszam. - wypowiedział wszystko bardzo powoli, w między czasie chwytając moje spocone dłonie. - Ale to co on ci próbował zrobić tamtej felernej nocy... Nie mogłem się potem do niego przekonać. Nadal w sumie nie podoba mi się jego czarny charakterek ale... To nie może być powodem naszej kłótni. Jako starszy brat powonieniem cię wspierać. Jest mi strasznie głupio, dodatkowo nakręciłem rodziców aby również działali przeciwko tobie, a.... - zawiesił głos, kilka kropel gorzkich łez spłynęło po jego policzku. Patrzyłam na niego przez cały czas, czułam ogromne ciepło, które rosło  w moim ciele z każdym jego słowem, to miłe... - A teraz dowiedziałem się, że ten cały blondyn dbał o ciebie sto razy lepiej niż kiedykolwiek ja dbałem. - dokończył, spuszczając głowę w dół.
- Jak to? - znów za dużo informacji, znów jestem w totalnej kropce... Co on ma na myśli? Zack jednak nie odpowiedział, przysiadł na moim łóżku i poklepał miejsce obok, dając mi znak, abym i ja usiadła. Bez namysłu usadowiłam się na wyznaczonym miejscu, wlepiłam następnie w niego swoje wystraszone oczy i oczekiwałam dalszych wyjaśnień. Zack był naprawdę przygnębiony i rozmawiał ze mną z ogromnym trudem. Nigdy nie lubił w taki sposób przyznawać się do swoich błędów.
- Siostra, ten cały blondi ma nieciekawą przeszłość. Bałem się, że sprowadzi cię na złą drogę, chciałem pomóc. Teraz jednak wiem, że robiłem to źle, chcę to naprawić. Chciałem ogólnie porozmawiać z tobą wczoraj wieczorem ale tata znowu na ciebie naskoczył. - wybąkał, miętoląc skrawek mojej pościeli. - Riker do mnie dzwonił...
- Co? - przerwałam mu. Wszystko rozumiem ale po co basista dzwonił do mojego brata!? Skąd miał numer... Co tu się dzieje!?
- Powoli... - jęknął, podbierając się o łóżko. - To znaczy, po tym całym morderstwie w klubie nie potrafiłem zaufać temu twojemu blondi. Był dla mnie podejrzany, za bardzo. Teraz jednak sprawa wyjaśniła się do samego końca. Riker mi wszystko wytłumaczył, rozmawialiśmy chyba ze dwie godziny. - zaśmiał się lekko. Widząc moją zniecierpliwioną minę, uspokoił się i mówił dalej. - Nie znam Cleo, ale..
- CLEO! - krzyknęłam. - Co z nią?
- Riker twierdzi, że to ona mnie otruła. - skwitował, patrząc głęboko w moje ciekawskie oczy. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. - Ponoć ofiarą miał być twój blondyn.
- Dlaczego niby...? - zamarłam.Nie mogłam w to uwierzyć... Dlaczego Cleo chciała go zlikwidować, skoro tak strasznie się do niego klei i próbuje z nim flirtować.
- To znaczy to są domysły Rikera, ale był bardzo poważny jak to mówił. Do tego prawdopodobnie ta dziewczyna ma coś wspólnego z tym mordercą. Basista prosił abym miał na ciebie oko i abyś nigdzie sama nie wyjeżdżała. Ale wiem co się stało między tobą a tym blondi, czytałem gazety i czuję się za to odpowiedzialny, dlatego jeżeli chcesz do niego pojechać to cię zabiorę. Nie chcę aby ktoś ci coś zrobił, znowu z mojej winy. - dokończył załamującym się głosem. - Wiem, że to brzmi absurdalnie ale ja w to wierzę. Zauważyłaś, że policja kręci się wokół naszego dom? - zapytał, ja jedynie przytaknęłam skinieniem głowy. Faktycznie, sporo radiowozów się kręci wokół naszej dzielnicy. - Byłem pewien, że nadal nas obserwują z powodu tej rozprawy w sądzie. Matt jest na wolności, żyłem w przekonaniu, że uciekł a teraz go szukają. Myliłem się. Ktoś wpłacił za niego kaucję...
- To przecież ogromne pieniądze! - wydarłam się. - Kto zebrałby taką sumę w tak krótkim czasie!
- Okradli twoją przyjaciółkę. - wypalił.
- Co...?
- Maja zbierała na aborcje, zresztą wiesz już, co nie? - przytaknęłam głową. - Ktoś jej wyczyścił calutkie konto bankowe, dzień po tym Matt był na wolności. - wyjaśnił. - A ta cała policja wokół naszego domu to sprawka twojego blondasa. Wyjechał w trasę, chciał jednak abyś była bezpieczna. Dlatego zapłacił policji aby patrolowała naszą dzielnicę. Cały czas chodzili wokół ciebie, byli też wtedy jak spotkałaś się z Austinem. Dlatego gazety wszystko opublikowały. Mieli dowody rzeczowe, więc spokojnie mogli napisać, że zostawiłaś tego blondi. A z tego co mówił Riker, jego brat strasznie to przeżywa...
- Ross, ma na imię Ross... - wybuchnęłam płaczem i wtuliłam się w ramie brata.
- Jak chcesz do niego jechać i wszystko wyjaśnić to pojadę tam z tobą. A jak chcesz jeszcze się czegoś dowiedzieć to możesz zapytać Rikera, wrócił w nocy do domu. - Zack objął mnie ramieniem i ucałował w czoło.
- Dlaczego wrócił? Przecież teraz koncertują. - mój mózg chyba już przestał pracować, zwolnił do najniższych obrotów...
- Jego żona, czy tam dziewczyna, miała wypadek. Ponoć jest w ciąży, no teraz zagrożonej. - odpowiedział, gładząc mnie po ramieniu. - Nic więcej jednak nie wiem.
- O rany...
- Także... Siostrzyczko bardzo cię przepraszam, teraz wiem, że ten cały Ross bardzo cię kocha. Był u mnie kilka razy, chciał mi wszystko wyjaśnić bo wiedział, że przez to cierpisz, ale ja zawsze odsyłałem go z kwitkiem. Teraz jednak sprawy posunęły się za daleko i chcę wam pomóc. Tylko czy mi wybaczysz to moje chamskie i egoistyczne zachowanie, sis?
- Jasne, że tak, kocham cię Zack. - wydusiłam, wtulając się w jego tors. W końcu będzie między nami jak dawniej... Mam taką nadzieję.

***
HOTEL

     Rydel krzątała się w kuchni już od samego rana. Nie mogła spać, ciągle wierciła się na łóżku, zamartwiając się wszystkim po kolei. Była spięta i zdenerwowana, co dało się we znaki nieco później, gdy przygotowywała sobie śniadanie. Przypaliła bowiem grzanki i wsypała sól do kawy, zamiast cukru. Rozkojarzenie wzięło górę, blondynka nie wiedziała w co włożyć swoje suche i zniszczone ręce. Obowiązków i problemów było stanowczo za wiele. Wypadek Ally, niewyjaśniona sytuacja z Cleo i Ross.., Do tego nawet Rocky nie wrócił na noc do hotelu, co gorsza, nie odbierał telefonu. Rydel była ku skraju wytrzymałości, nie miała już nawet sił płakać. O zespole i aktualnej trasie nawet nie myślała, nie było na to czasu. Jedyną osobą, która starała się wszystkiemu sprostać był Ell, który oddałby wszystko za uśmiech na twarzy swojej dziewczyny.
- Hej, kochanie. - szepnął blondynce do ucha . Ta aż się wzdrygnęła pod wpływem jego ciepłego oddechu, który tak niespodziewanie poczuła na swojej szyi. Upuściła dodatkowo kubek z posoloną kawą, który z hukiem roztrzaskał się na podłodze, robiąc tym samym niesamowity bałagan.
- Ratt... - wyjąkała, padając bezwładnie na krzesło, które stało tuż obok kuchenki. Ujęła następnie twarz w dłonie i głośno westchnęła.
- Spokojnie, pączuszku, niczym się nie martw, Ell posprząta. - chłopak szybko pobiegł do małej skrytki i wyjął z niej miotłę. Następnie udał się do łazienki po szmatkę, po czym uklęknął na podłodze i zaczął wybierać większe kawałki szkła, kładąc je ostrożnie na małą szufelkę. Przez kilka minut w kuchni panowała cisza, perkusista, słysząc wzdychania swojej dziewczyny, postanowił ją znów się odezwać.
- Riker dał znać co u Ally? - zapytał. Nie chciał drażnić blondynki, pragnął  jednak jej jakoś pomóc. Spojrzał na dziewczynę zaciekawionym wzrokiem, oczekiwał bowiem jakiejś reakcji, uśmiechu na jej twarzy? Niestety malował się na niej tylko smutek i ból...
- Lekarze nie chcą udzielić mu informacji, więc siedzi i czeka... Boję się, że dziecku mogło się coś stać...
- Ciii, spokojnie. - Ell jeszcze nigdy nie widział Rydel w takim opłakanym stanie. Aż sam poczuł napływ łez, nie chciał jednak okazywać skruchy, to by jeszcze bardziej przybiło blondynkę. Było mu przykro ale sam czuł totalną bezsilność... - Wszystko się ułoży, jestem pewien, że Ally i jej maluszek czują się dobrze. Lekarze zawsze tak przetrzymują i wymyślają nie wiadomo co, aby tylko trzymać nas w niepewności... - perkusista przełknął ślinę i podszedł do blondynki. Ukucnął naprzeciwko i ujął jej suche dłonie w swoje ciepłe ręce. - Kochanie, wszystko okey? - zapytał cicho.
- Nic nie jest okey... - szepnęła, gładząc opuszkami palców skórę chłopaka. - Ross nadal nie wrócił. - dodała załamującym się głosem.
- Wrócił. - jęknął. Był święcie przekonany, że Rydel właśnie o niego martwi się najbardziej. Blondynka momentalnie podniosła głowę i wlepiła swoje czekoladowe oczy w zakłopotaną twarz chłopaka. - Ale nie chciałem cię martwić, pączuszku...
- Maa-rt-wić? - wykrztusiła. Ell wziął głęboki oddech i zaczął.
- Przyszedł kompletnie pijany, zakładam, że z kimś się szarpał bo ma podbite oko i chyba kulał... Ale to mogło mnie zmylić bo tak czy siak obijał się o ściany jak jakaś piłeczka...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jest już w hotelu? - zapytała, znów patrząc na chłopaka z ogromnym wyrzutem.
- Przepraszam, kochanie. Nie chciałem abyś znowu widziała go w takim stanie. Tak bardzo byłaś przekonana, że Demi zmieni jego życie. Wybacz, skarbie. - odparł, tuląc dziewczynę w ramionach. Kilka sekund później Rydel rozluźniła uścisk i wpiła się w ciepłe usta perkusisty. Pocałunek nie trwał długo, mimo to, rozgrzał ciało blondynki do granic możliwości.
- Kocham cię Ratt. - szepnęła, uśmiechając się do chłopaka.
- Ja ciebie też kocham, pączku. - odparł, opierając głowę o czoło swojej ukochanej.
- No dobrze, a co z mamą? Obudziła się już? - dziewczyna po tej błogiej chwili musiała niestety zejść na ziemię aby znów zetknąć się z szarą rzeczywistością.
- Nope, pani mama nadal śpi. - westchnął.
- Pójdę do Ossiego. - powiedziała stanowczo blondynka. Chwilę później wstała i szybko pobiegła do pokoju najmłodszego brata. Jak tylko uchyliła drzwi, momentalnie uderzył w nią odór alkoholu i smród męskiego potu, który wymieszany był z zapachem wymiocin. Mimo wszystko postanowiła jednak wejść do środka. Ross leżał na podłodze, wtulony w skrawek prześcieradła. Miał na sobie jedynie bokserki, na jednej nodze skarpetkę, na drugiej natomiast rozsznurowanego trampka. Ciężko oddychał, jego ciało było sine i pokaleczone, pokryte świeżymi ranami i strupami. Na jego twarzy widniały ślady świeżej krwi a z przygryzionych ust ciekła spora ilość śliny.
- Niech jeszcze trzeźwieje. - blondynka nagle poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się szybko i spojrzała na nieco roześmianą minę Ella. - Nie wiem jak on się rozebrał, że ma but, a nie ma skarpety... Nie wnikam. - lekko zachichotał. - W ogóle dziwie się, że tu dotarł, daj mu jeszcze spokój, niech wywietrzy ten swój mały móżdżek. Może zmądrzeje – dodał cicho.
- Przynajmniej jest bezpieczny... - szepnęła. - Nie wiem o co chodziło z Cleo, Rockiego nadal nie ma, nic nie wiem, martwię się. - westchnęła. - Zrobię Ossiemu coś do jedzenia, jak się przebudzi pewnie będzie głodny, a ty, Ell, idź do sklepu po wodę, dobrze? -zapytała troskliwie. Widząc najmłodszego brata, odetchnęła z ulgą, jakby właśnie ktoś zdjął z niej mały ciężar. Niestety to nie wszystko, czekało ją jeszcze sporo potknięć po drodze... Perkusista był pełen podziwu, że mimo depresji nastolatka, Rydel cierpliwie znosi jego wahania nastrojów i wieczne problemy...

*Godzinę później

     - Ell, kochanie, podaj mi jeszcze raz tą ścierkę. Znów kanapka spadła mi smarowaniem w dół. - westchnęła blondynka, niezdarnie podnosząc pieczywo z kuchennego blatu. Perkusista przerwał mieszanie swojej kawy i szybko zrobił to, o co został poproszony. Rydel starała się zapanować nad stresem i drżącymi rękoma, słabo jednak jej to wychodziło. Cały czas wzdychała i pociągała nosem. Martwiła się. Ell doskonale o tym wiedział.
- Spokojnie. - wyszeptał nagle do ucha blondynki, łapiąc jednocześnie jej trzęsące dłonie. Musnął następnie delikatnie ustami jej policzek, po czym ułożył głowę na ramieniu. - Nie wiem kiedy, ale obiecuję, że sprawy nam się ułożą.
- Dziękuję. - odparła, przechylając nieco głowę. - Dziękuję, że jesteś, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. To co wtedy uczyniłeś na scenie, aby mnie przeprosić... - wzdychnęła. - Piękne...
- Bo cię kocham, pączuszku, zresztą to ja powonieniem być wdzięczny, że mi wybaczyłaś. - objął dziewczynę w pasie i ucałował delikatnie w policzek.
- Życie jest takie zagmatwane... Jak był z nami Ryland było zupełnie inaczej, nie wiem, łatwiej?
- Zobaczysz, że teraz też będzie dobrze. - pocieszał. Nie wiedział dokładnie co ma jeszcze powiedzieć, zamilkł więc, przypatrując się swojej dziewczynie. Gładził delikatnie jej nagie ramiona, wyobrażając sobie jak ułożyłoby się ich życie gdyby faktycznie nie doszło do tego wypadku...
- Pójdę sprawdzić co u Ossiego. - wypaliła nagle dziewczyna, wyrywając perkusistę z rozmyślań. - Pilnuj wodę, dobrze? - zapytała. Ell odpowiedział jedynie skinieniem głowy. Był jednak nieco zdezorientowany i zaskoczony nagłym powrotem na stare śmieci. Rydel z kolei szybkim krokiem udała się ponownie do pokoju blondyna. Jak tylko uchyliła drzwi, zauważyła, że chłopak już nie śpi. Ciągle jednak tkwił w tej samej pozycji co wcześniej, teraz dodatkowo okrył ramiona pierzyną. Widząc swoją siostrę, uniósł lekko oczy, unikał jednak z nią kontaktu wzrokowego. Szybko przymknął powieki i przełknął głośno ślinę.
- Jak się czujesz, braciszku? - zapytała troskliwie. W odpowiedzi usłyszała jedynie ciche chrząknięcie. Doskonale wiedziała jaka jest odpowiedź, chciała jednak jakoś zacząć tą trudną konwersację. - Chodź do kuchni, zrobiłam kanapki, zaraz będzie ciepła herbata. Odpoczniesz troszkę, na pewno jesteś głodny.
- Zaraz przyjdę. - wybełkotał, wycierając ślinę w skrawek pierzyny. Blondynka była zaskoczona, myślała, że będzie musiała go siłą wyciągać, a tutaj taki obrót sytuacji. Przez chwilę stała, patrząc na zaślinionego brata, po chwili jednak się ocknęła i zapytała.
- Wiem braciszku, że nie czujesz się najlepiej, ale porozmawiamy, dobrze? - chłopak niechętnie znów spojrzał na siostrę, tym razem jednak głęboko w jej smutne oczy. Przewrócił się następnie na plecy i syknął z bólu. Rydel szybko podeszła do nastolatka, cofnęła się jednak, widząc plamę wymiocin tuż obok jego głowy.
- Za dużo wypiłem. - bąknął, łapiąc się za głowę. - Zaraz przyjdę. - powtórzył, odwracając się następnie plecami do siostry i skulił się w kłębek.
- Dobrze, jak ci pomóc to powiedz. - powiedziała troskliwie. Podeszła do brata i, mimo odrażającego widoku i smrodu, ukucnęła tuż obok niego. Przyłożyła następnie rękę do jego czoła. Było ciepłe, do tego spływało po nim kilka kropel zimnego potu. Jego ciało lekko drżało a skóra pokryta była lepką mazią.
- Masz gorączkę. Przyniosę ci ciepłą bluzę i zaraz przyszykuje jakieś leki. - powiedziała stanowczo. Chwilkę później wyszła z pokoju w poszukiwaniu czystego, ciepłego ubrania. Wróciła po kilkunastu minutach, Ross był w toalecie. Wymiotował. W oddali usłyszała też ochrypły kaszel. - Braciszku, na krześle kładę rzeczy, ubierz je, dobrze. No i nie chodź boso. - odpowiedzi się jednak nie doczekała, postanowiła więc wrócić do kuchni i przyszykować leki.
- Kac pewnie go męczy? - zapytał Ell jak tylko zobaczył zbliżającą się ku niemu blondynkę. Miała zmartwioną minę i sprawiała wrażenie zamyślonej.
Ma gorączkę, dreszcze no i strasznie kaszle. - odpowiedziała zaniepokojonym głosem. - Musiał się z kimś faktycznie pobić, ma okropnie zapuchnięte oko. - blondynka nerwowo szperała po małej apteczce, szukając odpowiednich tabletek. Wszystko wylatywało jej z rąk, nie potrafiła się skupić. - Wiem, że nie jest za ciekawie ale muszę go wypytać o Ally. Do tej pory nikt nic nie wie a sprawa wydaje się być bardzo poważna.
- Dobrze, rozumiem. Masz absolutną rację. Miejmy jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze. - Elllington z całych sił próbował pomóc blondynce. Po kilku minutach w progu pojawił się Ross. Miał na sobie to, co uszykowała dla niego Rydel, odór alkoholu jednak nadal mu towarzyszył. Miał kwaśną minę, mokre i potargane włosy oraz zaślinioną brodę.
- Siadaj. - blondynka z możliwie największym uśmiechem, pokazała najmłodszemu krzesło. Blondyn powoli udał się na wskazane miejsce. Lekko utykał. Ell posłał ukochanej znaczące spojrzenie, nic jednak nie powiedział. Dziewczyna z kolei postawiła talerz kanapek tuż przed nosem brata, następnie podała kubek gorącej herbaty, szklankę wody i kilka tabletek. - Weź je, pomogą. - wtrąciła, widząc jak nastolatek nieprzytomnie wpatruje się w białe pigułki. Chłopak bez żadnych pytań, połknął je i szybko popił wodą. Odstawił następnie szklankę na stół i z uśmiechem spojrzał na Ella.
- Gratuluję, w końcu się odważyłeś na tak szczere wyznania. - zaśmiał się lekko, po czym zerknął kątem oka na siostrę. Nadal miał smutny wzrok, jego wypowiedź nie była jednak wymuszona. Perkusista jedynie uniósł kącik ust, wiedział bowiem, że akurat w tej chwili nikt nie miał ochoty o tym rozmawiać.
- Ossy... - Rydel przystawiła krzesło tuż obok brata, po czym usiadła i chwyciła jego dłoń. - O Demi sobie...
- Nie mam ochoty o niej rozmawiać. - warknął, wyszarpując się z troskliwego uścisku blondynki. Już miał wstać i odejść od stołu, dziewczyna go jednak powstrzymała. Nie było to trudne gdyż nastolatek opadł na krzesło pod wpływem piekącego i ostrego bólu. Nie miał sił z nim walczyć.
- Dobrze,  spokojnie, wiem, to znaczy staram się zrozumieć co teraz czujesz. Ale my wszyscy z nerwów tutaj chyba zaraz wyjdziemy z siebie, przeżywamy wszystko tak samo jak ty, braciszku...
- Wiem. - jęknął, ocierając brodę rękawem od bluzy.
- Pomogę ci uporać się z twoimi problemami, ochłoń jednak najpierw i proszę, powiedz nam co stało się Ally? Miała wypadek? Co z dzieckiem? Dlaczego nie powiedziałeś o tym Rikerowi? - zasypała brata falą pytań, unikając narazie tematu Demi.
- Miała wypadek, od, co się stało. - wydukał, patrząc łakomie na kanapki. - Mogę?
- Zrobiłam je dla ciebie. - wzdychnęła, po czym podsunęła talerz bliżej blondyna. - Ale co dokładnie, jak się czuje?
- Obiecałem jej, że nie powiem nic Rikowi bo nie chciała po prostu się znowu rozczarować. - wydukał, wziął kęs kanapki i zaczął powoli przeżuwać. Sprawiał wrażenie, że nawet to przysparza mu ogromny ból.
- Rozczarować? - Rydel jednak nie dała za wygraną i ciągnęła brata za język.
- Była pewna, że nawet jak Rik się dowie to i tak zespół będzie dla niego ważniejszy i nawet do niej nie zadzwoni, a co dopiero odwiedzić... Nie chciała ponowie czuć się na tym cholernym, drugim miejscu. - powiedział spokojnie. Cały czas wpatrywał się w stół, nie chciał utrzymywać z nikim kontaktu wzrokowego. - Ciągle do mnie dzwoniła z płaczem, nie miałem nic mówić ale się wkurwiłem i jakoś samo tak wyszło...
- A co z dzieckiem? - Rydel ciągle zerkała na Ella, szukając u niego jakiejś pociechy. Czuła, że gra w jakimś pomerdanym filmie, a scenariusz został napisany przez jakiegoś psychopatę...
- To moja wina. - wyjąkał. Spojrzał następnie siostrze prosto w oczy i mówił dalej. - Jestem zarazą, Ally przeze mnie rzuciła Rika. Gdyby tego nie zrobiła to by nie doszło do wypadku bo... wpadła pod samochód, wybiegając z własnego domu. Wcześniej znów pokłóciła się z basistą. Znów ja byłem powodem tej sprzeczki. - dokończył, ocierając rękawem mokre oczy.
- Nie mów tak...
- Teraz już jest raczej za późno. Nie znam się na medycynie, Ally ciągle łkała, nie rozumiałem wszystkiego co mówiła ale... z tego co wiem to musi wybrać. Niedługo przejdzie operację w której... albo straci dziecko, ale sama przeżyje, albo zadba o rozwój ciąży, a w momencie porodu umrze...

NOTKA



Joł, cześć i czołem!

Jest next, jej! Przepraszamy, że tak długo, ale obowiązki dały nam teraz w kość jak nigdy :P Musicie wybaczyć :C Mamy jednak nadzieję, że next wam się spodoba, więcej Rika będzie w nexcie :P Znowu tak jakoś depresyjnie o.O Ale mamy zaplanowane jeszcze jedno takie BUM, a potem chcemy troszku wyprostować pewne sprawy :P 

No, przepraszamy też za powtórzenia, brak przecinków i błędy - poprawimy je w weekend jakoś, no :P



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ