niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział XLX

    SCENA +18!
    Czytasz na własną odpowiedzialność!

     - Tak, tak, tak! Niczego innego tak nie pragnę! - moje serce i podświadomość doskonale wiedziały czego tak naprawdę chce. Umysł jednak miał odmienne zdanie, niestety był silniejszy i nie dał uczuciom dojść do głosu. Ross cały czas patrzył na mnie z ogromną nadzieją. Wypowiedział owe słowa dość cicho, ledwo sama je usłyszałam, mimo to zdawało mi się, że wszyscy, którzy akurat znajdowali się razem z nami w salonie, również oczekiwali mojego radosnego ,,tak". Usta jednak drżały, struny głosowe nie chciały współpracować, a co gorsza, umysł ciągle wygrywał walkę, moje kruche wnętrze nie miało sił się bronić...
- Wiesz, że nie mogę. - wyszeptałam, dając tym samym kres wielkiemu napięciu i sile ciszy, które jakby dodawały odwagi mojemu największemu przeciwnikowi. Chłopak nadal na mnie patrzył, dopiero teraz poczułam jego ciepłe dłonie, które delikatnie masowały moje pokaleczone ramię. Po kilku sekundach spuścił jednak wzrok, następnie spojrzał spode łba na Cleo, nie chciał tego, jej triumfalny śmiech był jednak tak głośny, że przykuł jego uwagę. Był zły, że znów wróciła do salonu, mimo, że Rocky usilnie ciągnął ją na górę. - Chciałabym ale ja...
- Cii... - przerwał, przykładając palec do moich rozpalonych wstydem ust. Przejechał następnie opuszkami po wargach, po czym się szeroko uśmiechnął. - Wiem, że nie możesz, głupie pytanie w ogóle. - zmieszał się. Czułam to. Rydel również była zawiedziona moją odpowiedzią, nie wtrącała się jednak w naszą krótką, acz nabuzowaną emocjami, rozmowę.
- Nie martw się Ossy, będzie fajnie i bez niej. - nagle odezwała się Cleo. Ku zaskoczeniu całej gromady, była bardzo rozbawiona. Jej opryskliwy i władczy ton przeszył moje uszy jak jakaś strzała. Nie wstyd jej tak mówić?
- Nie odzywaj się tak do mnie. - warknął, chwycił mnie następnie w ramiona, po czym, omijając całą paczkę, skierował się na górę. - Co za wredna baba, kurwa, już mam jej serdecznie dosyć. Co ona sobie w ogóle wyobraża, jest u nas trzeci dzień a jest traktowana jakby już była częścią naszej rodziny. - żalił się. Wyraźnie się tym przejmował, czułam jak napina ze złości mięśnie, z drugiej strony był jednak bezradny, nie wiedział co ma czynić. Oczy mu się zaszkliły co próbował przede mną ukryć. Nie wiem, może czuje się odepchnięty...? Nie, Rydel by na to nie pozwoliła. - Nie zwracaj na nią w ogóle uwagi. - dodał jak już posadził mnie delikatnie na swoje łóżko. - Wredna suka. - burknął pod nosem, bardziej jednak do siebie.
- W porządku...
- Nie jest w porządku. - warknął podniesionym tonem. - Wybacz. - dorzucił już łagodniej, usiadł obok mnie, po czym musnął ustami mój policzek. Mimo wszystko nadal był poddenerwowany i spięty.
- Ross, ja bardzo bym chciała z tobą jechać...
- Wiem, twój tata, brat... Wszystko wiem, jakoś tak zapytałem, pomyślałem, że... - zaczął, przełykając ślinę. - Po prostu nie chce jechać w tą trasę, gdybyś tam była... W sumie nie ważne. - mruknął cicho, wstał i podszedł do biurka. Oparł się o jego kant i znów zaczął mnie obserwować. - Z tobą byłoby o niebo lepiej. - wypalił z lekkim zawahaniem i zawodem w głosie. Już chciałam coś odpowiedzieć, uprzedził mnie jednak cichy dźwięk, dochodzący zza moich pleców. Nie zdążyłam się odwrócić a w progu już stała zatroskana Rydel. W jednej ręce trzymała tackę z dwoma kubkami, w drugiej natomiast, talerz z kanapkami.
- Hej, gołąbeczki, nie wiem dlaczego tak wcześnie wróciliście ale no... - zaczęła, wchodząc ostrożnie w głąb pomieszczenia. Ross, widząc jak blondynka z trudem utrzymuje równowagę, podszedł do niej i nieco pomógł. - Dzięki braciszku, no ja pomyślałam, że możecie być głodni. - dokończyła z lekko zażenowaną miną.
- Dziękujemy. - odpowiedzieliśmy jednocześnie. W głosie nastolatka było jednak słychać ogromną nutę wdzięczności, jakby chciał całym sobą pokazać ile to dla niego znaczy. A przecież Rydel tylko wysmarowała chleb masłem orzechowym... Obdarzył również siostrę niespotykanym dotąd spojrzeniem. Zachowywał się jakby właśnie uratowała mu życie.
- No, poradzicie sobie już? - zapytała, patrząc jedynie na Rossa. Ja byłam przedmiotem zbędnym, czułam nawet, że przeszkadzam. Chłopak nic nie odpowiedział, pokiwał jedynie twierdząco głową, po czym lekko się uśmiechnął. - No dobrze. - dodała niepewnie, chwilę potem jednak wyszła z pokoju, zerkając na mnie kątem oka. Nie było to jednak pogardliwe, wręcz przeciwnie. Była tak o nas zatroskana, jak matka o swoje jedyne dziecko.
- Coś się stało? - zapytałam jak tylko blondynka zniknęła za drzwiami.
- Nie przejmuj się. - powiedział stanowczo. - Przygotuje ci kąpiel, co? - nie czekał na moją odpowiedź. Myknął szybko do łazienki i odkręcił wodę. Wrócił po kilku minutach. - W sumie nie wiem czy zadowolisz się moim podkoszulkiem czy iść do siostry coś pożyczyć?
- Wezmę rzeczy od ciebie. - odparłam cicho. Ross pokiwał kilkakrotnie głową na boki, po czym zanurkował w stosie swoich ubrań. Wynorał dla mnie białą, poplamioną koszulkę, podał mówiąc, że nic lepszego nie znajdzie bo wszystko już spakowane i załadowane w samochód. Poszedł następnie znów do łazienki poszukać czyste ręczniki. Ja natomiast nadal siedziałam na łóżku, zajadając się kanapkami, które wcześniej podał mi Ross. Myślałam również nad jego propozycją... W sumie nie chce zostawać sama. Boję się Matta... Ale co z tego? Jego ciągle nie ma, co, mam za każdym razem podróżować razem z zespołem...?
- Księżniczka już się najadła? - zapytał wesoło, przyklaskując jakiś zabawny rytm. Widząc uśmiech na mojej twarzy, on również się rozpromienił. - Woda już gotowa.
- Możemy iść. - odpowiedziałam lekko chichocząc.
- To cię zaniosę. - chwycił mnie znów na ręce, jak tylko wszedł do toalety, powoli i delikatnie posadził na małym krześle, które stało obok napełnionej gorącą cieczą, wanny. Unosiły się z niej również bąbelki i piękny, morski zapach. - Zrobiłem podstawek na nogę, jak już się ogarniesz to pomogę ci ją tam włożyć. Ogólnie jak będziesz potrzebowała pomocy to mnie zawołaj, będę w pokoju. - powiedział, pocałował mnie w czoło, po czym chciał już wyjść, zatrzymałam go jednak, ciągnąc za koszulkę.
- Nie wykąpiemy się razem? - zapytałam. Ross spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, sama się dziwiłam, że to zaproponowałam, ale... Chciałam poczuć jego bliskość, brakowało mi tego.
- Muszę coś jeszcze zro... - zawahał się na moment. - To znaczy nie mam nic do roboty, ale brałem już prysznic, starczy... - wymamrotał pod nosem, po czym szybko czmychnął do swojego pokoju. To było zaskakujące... Nigdy bym nie pomyślała, że odmówi. W ogóle zachowywał się jakoś dziwnie. Jak byliśmy we dwójkę było zupełnie inaczej, był radosny, uśmiechnięty i zadowolony, a jak przekroczyliśmy próg jego domu to... zachowuje się jakby żył za karę, dosłownie. Ta rodzina skrywa więcej tajemnic niż Hogwart... - pomyślałam w duchu. Kilka chwil jeszcze siedziałam na krześle, odgoniłam jednak myśli na bok i władowałam się do wanny. Powoli sobie ze wszystkim poradziłam, nie musiałam więc wołać blondyna. Wzięłam następnie żel pod prysznic, po czym umyłam nim dokładnie całe, obolałe ciało i włosy. Posiedziałam chwilę, tak dla relaksu, a gdy woda zaczynała już się robić letnia zawołałam Rossa. Przyszedł niemalże od razu, wyciągnął mnie delikatnie z wanny, posadził znów na krzesło, po czym owinął, miękkim, żółtym ręcznikiem. Wytarł następnie całe moje ciało, ostrożnie omijając większe rany. Czułam się znakomicie, za każdym razem jak jego dłonie stykały się z moją nagą skórą, przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Tęskniłam za tym....
- Dziękuję. - wyszeptałam, patrząc w jego szare, zmęczone życiem oczy. Podniósł wzrok, szeroko się uśmiechnął i wciągnął na mnie biały, poplamiony podkoszulek.
- Nie ma za co, śliczna. - mruknął, całując mnie w górną wargę.
- Hej, a szczotka! - wydarłam się po chwili ciszy. Wyglądam jak stara miotła, nie sądzę aby blondyn miał w pokoju chociażby grzebień.
- Rydel już przyniosła. - zaśmiał się, chwycił mnie w talli, następnie przeniósł znów na swoje łóżko. Podał mi różowy przedmiot, chwilę później padł na poduszkę i przymknął oczy. Jak tylko uporałam się z rozczesaniem włosów, położyłam się wygodnie obok Rossa, który już zaczął przysypiać.
- Dzisiejszy wieczór był idealny, świetnie się bawiłam. - wyszeptałam, okrywając się miękką, żółtą pościelą. Chłopak uniósł powoli zmęczone i ciężkie powieki, spojrzał mi głęboko w oczy i się szeroko uśmiechnął. - Nie będę narzekać jeżeli kiedyś zechcesz to powtórzyć. - dodałam, przygryzając lekko wargę. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale wyraźnie go tym pobudziłam. Nadal nic nie mówił, oparł się na łokciach, chwilkę jakby się wahał, po chwili podjął jednak decyzję, po czym przerzucił cały ciężar ciała na mnie. Nie trwało to długo, kilka sekund później podsunął kolana pod moje pośladki, podparł ręce tuż obok mojej głowy, po czym z ogromnym pożądaniem w oczach wpił się w moje usta. Bez większego namysłu oddałam pocałunek. Byłam lekko spięta, jednak gdy poczułam jak Ross przenosi swoje ciepłe dłonie z mojej talii na piersi, zaczęłam rozluźniać mięśnie i oddawać się chwili...
- Ross, mam nogę w gipsie. - wydyszałam między pocałunkami, którymi cały czas blondyn mnie obdarowywał. W sumie jakoś za bardzo mi to nie przeszkadzało... Ale czułam się jednak troszkę niekomfortowo.
- Będę delikatny, obiecuję. - mruknął, chwilę później jego twarz znalazła się tuż przy mojej kobiecości. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, ogromna fala rozkoszy ogarnęła moje całe ciało, lekko mnie paraliżując. Język chłopaka zwinnie drażnił moją łechtaczkę, powodując delikatne i przyjemne pulsowanie całego podbrzusza. Ja z kolei zupełnie rozluźniłam mięśnie dając tym samych blondynowi pełną kontrolę nam moim ciałem. Zaczęłam dodatkowo mruczeć z narastającej rozkoszy i podniecenia. Każdy jego dotyk był niesamowity i wprawiał mnie w otchłań szaleństwa, pojęcia nawet nie mam kiedy we mnie wszedł. Poczułam tylko lekkie pchnięcie, które z czasem zmieniło się w delikatne i jednostajne ruchy. Cały czas miałam zamknięte oczy, czułam jedynie przyspieszony oddech Rossa, który cały czas był nade mną pochylony, od czasu do czasu pieszcząc językiem moje nabrzmiałe piersi.
- Ciii... - przerwał nagle, wyszedł ze mnie, a ja poczułam jakby ktoś właśnie przerwał taśmę mojego ulubionego filmu. - Nie krzycz tak bo na dole pomyślą, że cię tu obdzieram ze skóry. - zaśmiał się, po czym pochylił głowę i zaczął muskać językiem moją spoconą szyję. Ja z kolei powoli podniosłam powieki, wszystko widziałam jakby przez mgłę, byłam zmęczona i rozpalona jednocześnie. Objęłam blondyna za szyję, wplotłam dłonie w jego mokre włosy... Coś mi jednak nie pasowało. Przeniosłam szybko ręce na jego klatkę piersiową, natknęłam się na wilgotny materiał...
- Bandaż? - wyjąkałam, łapiąc łapczywie powietrzę. Dopiero teraz zauważyłam, że ma owinięty brzuch i prawe udo. Spod skrawków białego włókna dało się zauważyć popażoną skórę. - Co się stało?
- Nic, nie przejmuj się. - szepnął, kładąc się tuż przy mnie. Ściągnął ze mnie podkoszulek, chwycił następnie w talii, po czym delikatnie przewrócił na bok. Wtulił twarz w moją szyję, jedną ręką zaczął pieścić moje piersi, drugą z kolei uniósł jedną nogę w górę, zostawiając na pościeli tą zatuszowaną w gipsie. - Wygodnie? - zapytał cicho. Kiwnęłam jedynie twierdząco głową, kilka sekund później znów poczułam jak we mnie wchodzi, drażniąc tym samym moją łechtaczkę. Zaparłam się nieco rękoma o róg łóżka, przymknęłam powieki i znów odpłynęłam, jęcząc i dysząc coraz głośniej. Blondyn pchał coraz mocniej i głębiej, powodując głośne skrzypienie łóżka, które aż się uginało pod wpływem jego siły. Ja z kolei wiłam się jak wąż, próbując zapanować nad tą falą namiętności. Nie było to jednak łatwe, miotałam się po całej pościeli, zwalając na podłogę wszystkie poduszki, które zdołałam dosięgnąć. Po kilkunastu minutach zaczęliśmy szczytować, Ross w ostatniej chwili wycofał członka z pochwy, dość spora ilość spermy znalazła się więc na mojej nodze i prześcieradle. Cali spoceni i zdyszani wtuliliśmy się w siebie. Nieziemskie uczucie... Bez słowa blondyn znów zaczął mnie całować i pieścić intymne miejsca. Chciałam się odezwać, odwrócić do niego, pocałować... Ale nie miałam już sił. Ross cały czas błądził dłońmi po moim ciele, pozwalałam mu jednak na wszystko, czułam się wyśmienicie, nie wiem nawet kiedy zasnęłam, wtulona w jego silne ramiona...

~~
DZIEŃ PÓŹNIEJ
- Dalej, pakujemy się, no już, już! - od rana w domu Lynchów górował władczy i stanowczy głos Rikera, który pilnował aby wszystko odbyło się zgodnie z planem i w wyznaczonym czasie. - Spakowałeś już wszystko? - zapytał, spoglądając od niechcenia w stronę Ratliffa, który wlepiał wzrok w piękne i zgrabne ciało Rydel.
- Tak, już wszystko... A nie, zapomniałem o jednej torbie. - stwierdził perkusista, drapiąc się mozolnie po głowie. Nie miał jednak zamiaru ruszyć się z miejsca.
- To co tak siedzisz? Za dziesięć minut odjeżdżamy, pakuj swoje manatki. - warknął, wodząc wzrokiem po całym bagażniku. - A gdzie rzeczy Rossa? - burknął.
- To się jego zapytaj. - odpowiedział sucho, odwrócił się na pięcie i skierował w stronę mieszkania. Riker odprowadził go tylko wzrokiem, mrucząc pod nosem z niezadowolenia. - RYDEL! - wydarł się po kilu minutach.
- Co się znowu stało? - zapytała obojętnym tonem.
- Gdzie są torby Rossa? - powtórzył, obserwując Rockiego, który z ogromnym bananem na twarzy upychał kolejną walizkę Cleo.
- To się jego zapytaj. - odburknęła, nieświadomie kopiując odpowiedź perkusisty.
- Kurwa mać, pytam się to mi odpowiedz! - chwycił siostrę za nadgarstek i gwałtownie odwrócił w swoją stronę. Ratliff, widząc całe to zajście, bez namysłu podbiegł do szarpiącego się rodzeństwa i wyrwał przyjaciółkę z mocnego uścisku basisty.
- Są u niego w pokoju, zluzuj trochę. - oburzył się, tuląc instynktownie Rydel w swoich ramionach. Dziewczyna szybko się opamiętała, odepchnęła perkusistę i z ogromnym grymasem na twarzy weszła do mieszkania.
- Wieczne fochy. - mruknął Riker, kiwając głową na boki. Ell jedynie wzdychnął, wzruszył ramionami i podążył śladami blondynki. Jak tylko wszedł do domu, zastał ją zapłakaną, opartą o wysepkę kuchenną.
- Hej, pączku... - zaczął niepewnie. Sam nie wiedział co ma robić, przytulić, oddalić się czy też usunąć z jej życia na dobre.
- Nic mi nie jest. - skłamała. - Spakuj się do końca, ja pójdę do Ossiego. - skwitowała, po czym szybkim krokiem udała się na górę. Nie chciała wylewać teraz swoich żali i zmartwień. Przystanęła pod drzwiami brata, zapukała cicho i z lekkim zawahaniem nieco je uchyliła. W tej samej chwili w progu stanął Ross.
- Ossy, za dziesięć minut jedziemy. - wyjaśniła, rozglądając się po pokoju. - A gdzie masz Demi?
- Tu jestem, poczekajcie chwilkę, już kończę! - wydarłam się, kończąc pisanie mojego poradnika. W sumie to już zaczęłam bazgrać jak kura pazurem ale nie chciałam aby znów Ross oberwał za spóźnienie. - pięć minut i już będę gotowa!
- Zabierasz ją ze sobą? - szepnęła z uśmiechem, patrząc na brata. On jednak nie odwzajemnił jej entuzjazmu, pokiwał przecząco głową i spuścił wzrok. - Przykro...
- To nic, zaraz zejdę na dół. - przerwał, zamykając powoli drzwi. Wzdychnął ciężko, odwrócił się na pięcie, podszedł do mnie i objął od tyłu, całując jednocześnie w policzek.
- Tak w ogóle co tam tak piszesz? - zapytał, zerkając przez moje nagie ramię. Pospaliśmy sobie troszkę dłużej, przez co nie zdążyłam nawet się ubrać. Owinęłam jedynie nagie ciało prześcieradłem i od razu usiadłam przy biurku. To nie był dobry pomysł bo blondyn cały czas próbował je ze mnie ściągnąć...
- Przestań, nie musisz wszystkiego wiedzieć. - wytknęłam mu język i podciągnęłam nieco biały materiał.
- Kapryśna jesteś, w nocy byłaś bardziej uległa. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Aż przeszły mnie ciarki.
- Hmm, może dlatego, że ty byłeś bardziej przekonujący? - odpowiedziałam, unosząc obie brwi w górę. Sama się sobie dziwiłam, że te słowa wyszły z moich ust, nigdy wcześniej nie byłam tak odważna. Czułam jednak, że pale się od środka, policzki pewnie miałam już całe purpurowe.
- Ooo, to może pozwolisz, że zrobię... - nie dokończył, zerwał ze mnie prześcieradło, po czym chwycił szybko w ramiona aby chwilę potem przenieść mnie na łóżko. Śmiałam się na całe gardło, krzycząc jednocześnie aby mnie zostawił w spokoju. Ten jednak nie miał zamiaru przestać. Wpił się w moje usta, delikatnie masując mój napięty brzuch.
- Woops, chyba wam przeszkadzam? - odezwała się Cleo, która stała w progu z głupkowatą miną i komórką w ręku. Ross na jej widok szybko okrył mnie kołdrą, po czym z mordem w oczach zerwał się z łóżka.
- A ty czego tu kurwa chcesz? - wydarł się, zaciskając pięści. Myślałam, że zaraz ją uderzy... - Kto ci kazał tu w ogóle wejść, to mój pokój!
- A tak, chciałam zobaczyć co porabiasz. - odpowiedziała zadziornie, zerkając co chwila w moją stronę. - Nie wiedziałam, że masz tu nagą dziewczynę. - uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. - Znowu. - dodała szeptem.
- Wynoś się. - warknął, szarpiąc Cleo. - I nigdy więcej się tu nie pokazuj i nie właź mi w drogę.
- Wystarczy jak ty będziesz wchodził we mnie. - puściła blondynowi oczko, odwróciła się i wyszła z pokoju. Niestety nie byłam w stanie usłyszeć co tam bełkota pod nosem...
- Co za szmata. - Rossa znów opętał huragan złego humoru. Stał tak chwilę, jakby analizował co tak właściwie chciała od niego szatynka.
- Aha, bym zapomniała. - wtrąciła, ponownie wchodząc bez pukania. - Riker mówi abyś się pospieszył, masz trzy minutki.
- Psss... - syknął z niezadowolenia. - Przepraszam za nią. - zwrócił się do mnie, wcześniej przykładając kij od hokeja do drzwi.
- No nic, podaj mi moje rzeczy, proszę. - uśmiechnęłam się, wskazując palcem szafkę, która stała obok biurka. - Muszę się ubrać. - chłopak nic nie odpowiedział, zrobił to, o co go poprosiłam, po czym wziął do ręki walizki. - Jak się ogarniesz, przyjdź, dobrze? - był taki smutny, że zrobiło mi się go żal... No ale nie mogę jechać... Czy mogę...?
- Jasne. - nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć, czułam się głupio. Ross uśmiechnął się pod nosem, chwilę później wyszedł z pokoju i skierował się na podwórko.
- No nareszcie! - wydarł się Riker, widząc najmłodszego brata. - Kurwa, dłużej spać się nie dało? - zapytał jakby sam siebie. Nie miał zamiaru spoglądać na nastolatka dłużej niż kilka sekund. Blondyn prychnął jedynie, wrzucił następnie torby do bagażnika i bez słowa oddalił się na bok. Nie mógł znieść widoku Rockiego i Cleo.
- Dobra, to się pakujcie. - zarządził najstarszy. Nikomu jednak się nigdzie nie spieszyło, każdy zatopiony był we własnych myślach.
- Ossy, nie jesteś głodny? - Rydel jak zawsze była zatroskana o najmłodszego. - Nie jedliście śniadania.
- To nic, wujek odwiezie Demi do przyjaciółki, tam już czeka na nią śniadanie. Ja sobie poradzę, jak już będę mieszkał sam, nikt nie będzie mi wytykał ile zjadłem a ile zjeść powinienem. - wyrzucił, z żalem spoglądając na basistę.
- Nie wygłupiaj się, nigdzie się nie wyprowadzisz. - powiedziała stanowczo.
- No dalej, pogadacie sobie w drodze. - wtrącił rozgniewany Riker. Ross znów prychnął pod nosem, po czym ponownie oddalił się od rodzeństwa. Rydel z kolei wpakowała się do auta aby nie narażać się znów na obelgi ze strony  Rikera. Ratliff również miał zamiar zając swoje miejsce, szybko jednak do niego podbiegłam i chwyciłam za rękę. Kątem oka zauważyłam, że Ross się nieco naburmuszył, widząc jak wręcz rozpędzona, oczywiście na moje możliwości, wpadam w ramiona perkusisty. Nie chciałam jednak rozmawiać z nim przy Rydel.
- Coś nie tak,  rudzielcu? - zapytał zdziwiony. Wyraźnie widziałam, że chce usiąść obok blondynki, musiałam go jednak na chwilę zatrzymać.
- Z tego co wiem, między tobą a Rydel nadal jest źle... - zaczęłam niepewnie. Ratt aż uniósł brwi ze zdziwienia. Po chwili jednak przytaknął. - Proszę. - wepchnęłam w jego kieszeń kawałek papieru, po czym spojrzałam w jego zaciekawione oczy. - Napisałam tam co masz zrobić... To znaczy co Rydel by chciała abyś zrobił... - plątałam się. - To skomplikowane ale uwierz mi, że jak postąpisz według tego co napisałam, masz ogromną szansę ją odzyskać. O więcej nie pytaj, nie chcę was opóźniać. Trzymam kciuki. - dodałam, wymawiając wszystko na jednym oddechu. Ratliff się tego wyraźnie nie spodziewał, stał jak słup soli, wpatrując się w moje czerwone policzki.
- Dziękuję, rudzielcu. - wyjąkał, chwytając za swoją kieszeń. Zgaduję, że nie wiedział za bardzo o co chodzi, miałam jednak wrażenie, że mi ufa. Odpowiedziałam  chłopakowi jedynie uśmiechem, chwilę później stałam już w ramionach niezadowolonego Rossa.
- Przepraszam, musiałam przekazać coś Ellowi, nie bądź zły. - wymamrotałam.
- Nie jestem zły. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Jest mi głupio, przykro, źle...? Nie wiem. - jęknął. - Będę tęsknił. - dodał, pochylając się nade mną. Kilka sekund później złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Też będę tęsknić... - wydukałam jak tylko blondyn przestał przygryzać moje wargi. - Czas szybko zleci, zobaczysz. - dodałam pokrzepiająco.
- Nie mamy całej wieczności. - wtrącił zniecierpliwiony Riker, który był już gotowy do drogi.
- Życz mi powodzenia. - zaśmiał się Ross, po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. - Wujek odwiezie cię do Maji. - powiedział, odgarniając moje rude włosy z czoła. - Kocham cię. - mruknął, przykładając dłoń do mojego policzka.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam jak blondyn wsiadał już do auta. Nie zdążył jeszcze dobrze zamknąć drzwi a Riker już ruszył z miejsca. Ross do samego końca wpatrywał się we mnie zaszklonymi oczami, machając jednocześnie na pożegnanie...

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Jak obiecałyśmy, tak też zrobiłyśmy <3 Jest next! To takie wprowadzenie, mamy nadzieję, że kolejnym Ossdziałem Was tak nie zanudzimy :P Hmmm zobaczymy co Ell takiego zrobi aby odzyskać swoją ukochaną ^-^ Mrau!

Tak sobie myślimy aby napisać świątecznego One Shota... Nie wiem, chcecie :P? Od 20 grunia mam wolne w pracy także na Wigilię mogłabym coś skrobnąć :D

Uwielbiam ten moment ... xD Ross *u*



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

wtorek, 24 listopada 2015

Znowu nie ma nexta :C

Hej kochani. Bardzo przepraszamy za tą zwłokę ale niestety obowiązki przerosły nasze siły. Tak się składa, że dopiero wróciłam do domu (jest 23.00!), zaraz idę spać aby wstać do roboty na 6.00 ....  Tak już kolejny tydzień z kolei. Nie jestem wstanie pisać, Maja tak szczerze traci wenisko... Ja przez cały czas opiekuje się babcią mojego chłopaka. Dziwne może, ale niestety. Babunia ma raka, jest w ciężkim stanie, musi mieć całodobową opiekę więc ,,mój wolny czas" poświęcam właśnie jej. Musicie zrozumieć, mimo, że jej dni są policzone to nikt z nas nie jest wstanie jej tak po prostu zostawić. Każdy jest przy niej i obdarza ją opieką. Postaram się dodać next w weekend, jak nie uda mi się to pewnie w tygodniu bo przyjeżdża rodzinka i będzie więcej osób do pomocy więc na godzinkę, dwie, będę mogła się urwać i coś tam nabazgrać.

Przepraszamy jeszcze raz i prosimy i zrozumienie. Cierpliwie czekajcie!

czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział XLIX

     Ross przez cały czas opowiadał mi o swoim pomyśle na teledysk. Był nim tak zachwycony, że aż kilkakrotnie przejechał na czerwonym świetle. Na szczęście bez żadnych poważnych konsekwencji. W sumie to nie mam pojęcia gdzie mnie chce zabrać...  Całą drogę towarzyszył mi dreszczyk niepokoju, bałam się, że coś popsuje, źle zrobię albo odpowiem coś niestosownego... Nigdy przecież nie byłam na randce! Mogłam tylko liczyć na rady, które dostałam od Majaka. Ale mimo tego czułam się jednak zrelaksowana, spokojna i z ogromnym zaciekawieniem słuchałam jego monologu. Pomysł miał naprawdę ciekawy i oryginalny. Opowiadał z taką pasją i entuzjazmem, że nie sposób było go ignorować. Ross skupiał się wyłącznie na filmie, mogłam więc mu się dokładniej przyjrzeć. Jak tylko otworzyłam drzwi od domu, zauważyłam jakąś różnicę. Ale sama nie wiem do końca o co chodzi... Ross sprawiał wrażenie strasznie zmęczonego, miał smutne, szare oczy, niewielki grymas na twarzy, do tego okropnie się garbił. No i chyba nieco schudł... Kości policzkowe na jego twarzy rysowały się o wiele bardziej niż zwykle. Reszta ciała chowała się za ubraniem, mimo to zauważyłam skrawek białego materiału pod jego koszulą. Bandaż? Coś mi tu nie gra. Ale pomijając fakt jego wyglądu, czułam, że jest wesoły i szczęśliwy.
- Ale wiesz... - dodał cicho jak już skończył opisywać ostatni szczegół teledysku. Wyczułam nutkę niepewności w jego głosie. Spoważniał i znów zaczął. - Tak czy siak nie przedstawię pomysłu swojemu rodzeństwu.
- A to niby dlaczego? - zdziwiłam się. - Jestem pewna, że wyszłoby genialnie!
- Być może... Mnie się podoba ale nie sądzę aby reszta wczuła się w taki klimat. - westchnął cicho. - A dlaczego mi się tak przyglądasz? - dodał, czując na sobie mój przenikliwy i ciekawski wzrok.
- Eeee... - kurcze, zauważył! Nie potrafię być dyskretna. - Wyglądasz jakoś inaczej... - wyszeptałam. Nie chciałam kłamać, bo i po co. Ewidentnie coś się zmieniło. Ross spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechnął się szeroko i puścił oczko. Temperatura w aucie nagle wzrosła, musiałam uchylić nieco okno. Czułam bowiem, że się rumienie i dosłownie wtapiam w fotel.
- Zmęczenie. - odpowiedział po chwili namysłu. - Przepraszam, musiałem serio dużo spraw załatwić. No i niestety nie wszystko związane było z trasą i naszymi koncertami. Matko, jaki problem robili za to rozbite zastępcze auto... - westchnął, przewracając teatralnie oczami.
- Jeny! - krzyknęłam na całe gardło. Blondyn aż podskoczył lekko na siedzeniu, zwolnił i momentalnie spojrzał mi prosto w oczy.
- Co się stało? - zapytał przerażony.
- Zupełnie o tym zapomniałam! Przecież to Zack kierował! Ale obiecuję, że zwrócimy koszty, tylko nie teraz... - wypaliłam zawstydzona. Chłopak nadal patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. - Leczenie mojego brata jest kosztowne, nie mamy za dużo pieniędzy. - dodałam nieco ciszej. Z jednej strony było mi wstyd, z drugiej jednak nie bałam mu się o tym powiedzieć. Dziwne, ale przy Rossie moje ciało i myśli zawsze płatają figle.
- Nic nie jesteś mi winna. - zachichotał. - Po prostu ta baba w urzędzie była taka wredna, że gdyby nie było ze mną Rydel, trzepnął bym ją porządnie. Kurde, taka wredota, że nie wiem. - dodał wesoło. - Hej, wybacz. - powiedział, widząc moją zakłopotaną minę. - W sumie to idiota ze mnie. Wygaduje ci jakieś farmazony o teledysku, a ty pewnie zamartwiasz się o brata i w ogóle...
- Nie przeszkadza mi to, co mówisz, nie masz za co przepraszać. - wtrąciłam. - Po prostu ostatnie kłótnie z rodzicami mnie tak pochłonęły, że totalnie zapomniałam o tym samochodzie.
- No i niepotrzebnie przypomniałem. - mruknął cicho. Położył następnie dłoń na moim kolanie, delikatnie je masując. Znów ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła, aż musiałam bardziej otworzyć samochodowe okienko. Trzeba ochłonąć! - Hej, maleńka, niczym się nie przejmuj. Wszystko załatwione. - dodał pokrzepiająco . Odpowiedziałam mu tylko lekkim uśmiechem. - Mówiłem ci, że ślicznie wyglądasz? - zapytał, przygryzając dolną wargę.
- Ze sto razy, głuptasie. - zachichotałam, odgarniając włosy z czoła. Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem, nic już jednak nie powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy odwrócił się i zaczął wodzić wzrokiem po okolicy. Znałam to miejsce bardzo dobrze. Zawsze chodziłam tu z Majakiem na hot-dogi, ponieważ nastolatek, który sprzedawał w budce, był strasznie przystojny i startował do mojej przyjaciółki. Ku mojemu zaskoczeniu, kilka minut później, Ross zaparkował na dużym, pustym parkingu obok wspomnianej wcześniej budy z fast foodem. - No, my tutaj.
- Tutaj? - zdziwiłam się. Byliśmy sami, w pobliżu nie było żadnej restauracji czy czegokolwiek. Zaczęłam się lekko niepokoić.
- Tak. - rzucił, wychodząc z samochodu. Podszedł następnie do moich drzwi, otworzył je i pomógł mi wysiąść. Podał następnie kule i wziął mnie pod pachę. - Bo wiesz co...? - zaczął niepewnie. - Bo tego, w szkole... To nie był pierwszy raz jak cię zobaczyłem. - dodał cicho.
- Serio? - wypaliłam. Ajć, ja to potrafię... Nie umiem się zachować przy chłopaku...
- Serio. - powtórzył. Chwilę później zaczął iść przed siebie, lekko ciągnąc mnie ze sobą. Otaczała nas tajemnicza i głucha cisza, wysycona romantyzmem. Tak, było romantycznie, ale równocześnie za spokojnie.  - Dużo surfuje, jak tylko się tu wprowadziłem to od razu pobiegłem na plażę. - zaczął z uśmiechem. - Zobaczyłem cię jak stałaś w kolejce po hot-doga. - dodał jak już byliśmy na pustej plaży. - Było tutaj sporo ludzi, których zwykle omijałem z pogardą. Ale pewnego dnia zobaczyłem właśnie ciebie. Twoje krwisto-rude włosy strasznie się wyróżniały... Do tego miałaś na sobie żółty podkoszulek, a wiesz, że lubię ten kolor. - ponownie przygryzł dolną wargę i mocno mnie przytulił.
- Wiem... - wydusiłam. Znowu czułam, że się topie pod wpływem jego słów. To urocze...
- Już wtedy coś we mnie pękło i poczułem coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyłem. A jak wiesz, napotkałem na swojej drodze wiele dziewczyn... - zaciął się, patrząc w moje oczy. Znów otuliła nas cisza, która pozwalała na krótkie, osobiste przemyślenia. Będąc w ramionach blondyna, nie mogłam jednak skupić swoich myśli. - Potem jak tylko tu przychodziłem, wypatrywałem czy aby cię nie ma. - szepnął, pochylając się nad moim uchem. Czułam, że to co mówi, strasznie go krępuje, ale widać również, że chce mi to wyznać. Dwa w jednym. Znowu. - Już wtedy wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. - dodał, ponownie patrząc mi w oczy. Kilka sekund później złożył delikatny pocałunek na moim rozpalonym policzku. - Ale nadal zachowywałem się jak ostatnia świnia. Zmieniłaś mnie, za co dziękuję. - dodał, odgarniając moje rude włosy z czoła. Nie powiem, byłam lekko zdziwiona. Wpatrywałam się w jego szarawe oczy, byłam sparaliżowana, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Uśmiechałam się tylko jak dziecko na widok lizaka. Co za żenada. Porady Majaka właśnie mi wyleciały z głowy, totalna pustka, byłam w transie, jakby zahipnotyzowana.
- Zaskoczyłeś mnie. - wypaliłam. - Ale oczywiście pozytywnie. - dodałam, widząc jak uśmiech powoli znika z jego twarzy.
- Nadal nie jest u mnie za dobrze, ale staram się. Wiem, że te wszystkie problemy są przeze mnie ale powoli je układam i stopniowo rozwiązuje... - powiedział. - Tak w ogóle jestem zdziwiony, że nie jesteś na mnie zła za to, że nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz... - dodał, prowadząc mnie w głąb plaży. Widząc, że trudno jest mi się poruszać na piasku, chwycił mnie w ramiona, delikatnie pocałował w czoło i znów szedł przed siebie.
- To nie twoja wina, daj sobie spokój. - odparłam, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Moja, moja. - wtrącił po kilku minutach. - Uwierz mi, że chciałem. Telefon odzyskałem dopiero jak wytłumaczyłem się przed profesorką dlaczego tak bardzo zaniedbuje szkołę i takie bzdety. Nie wiem co ją to obchodzi skoro nie jestem już uczniem jej placówki. - wzdychnął. - Nauką zajmę się po trasie. - dodał, widząc, że chce coś powiedzieć.
- Miałam właśnie zapytać gdzie będziesz teraz chodził do szkoły. - musiałam się wtrącić, to poważny temat.
- Nie wiem, nie zajmowałem się teraz tym. Za dużo spraw na głowie, te najmniej ważne zostawię na sam koniec. - powiedział stanowczym tonem. - Zresztą matura nie jest mi do niczego potrzebna. - dodał, lekko kołysząc mnie na boki. Ja już nic nie odpowiedziałam, przewróciłam jedynie oczami i posłałam mu pouczające spojrzenie. Szliśmy tak jeszcze dobre kilka minut, było jednak bardzo przyjemnie. Delikatny wiatr owiewał moją twarz a blondyn co chwila nucił  pod nosem inną nutkę, wywołując u mnie lekkie napady śmiechu. Jak tylko doszliśmy do małego klifu, Ross postawił mnie na ziemi, po czym namiętnie pocałował w usta. - Tęskniłem za twoim ciałem. - mruknął, chwytając mnie za pośladki. Bez namysłu zarzuciłam ręce za jego szyję i znów złączyłam nasze usta. Przerwałam jednak jak poczułam dłonie Rossa w okolicach mojej kobiecości.
- Starczy. - szepnęłam. Chciałam się od niego odsunąć, on jednak mocno mnie trzymał.
- Czyli nie tęskniłaś? - zapytał, wykrzywiając usta w podkówkę. Oczy miał jednak roześmiane.
- Tęskniłam, głuptasie. Bardzo. Ale wiesz, powoli. - dodałam, wytykając mu język. On jedynie uniósł brwi w górę, oparł czoło o moje, po czym przeniósł dłonie na moją talie.
- Tak ogólnie to mam nadzieję, że u ciebie jest już nieco lepiej...? - zapytał, gładząc opuszkami palców mój rozpalony policzek.
 - No wiesz... Ostatnio nie mogę się dogadać z rodzicami, jak tylko mówię o tobie to... - urwałam. Blondyn spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć ,,a nie mówiłem, to znów moja wina!”, stał jednak cicho i nie odrywał wzroku od moich zielonych oczu. Po krótkiej chwili kąciki jego ust się jednak podniosły, odwrócił mnie delikatnie i objął od tyłu.
- O rany, to wszystko dla mnie!? - krzyknęłam, widząc małe, zadaszone pomieszczenie w którym znajdował się stolik zastawiony jedzeniem, obok stały dwa krzesła, na podłodze leżał duży, żółty dywan a w każdym rogu stały piękne, kolorowe kwiaty. Wszystko oświetlały małe płomienia ze świec, które znajdował się na stole w towarzystwie szampana i butelki wina. - Jak romantycznie! - rozmarzyłam się, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Było pięknie.
- Podoba ci się? - zapytał lekko zaskoczony. Zdawało mi się, że odetchnął z ulgą.
- Jasne, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym bez namysłu wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Ross odwzajemnił gest ze zdwojoną siłą, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Kilka minut później zaprowadził mnie do stolika, nalał szampana do pucharku i odsłonił zastawione talerze. Wszytko wyglądało pysznie i tak pięknie! Dopiero teraz zauważyłam płatki róż na podłodze... Coś niesamowitego. Czułam się jak księżniczka! - Na pewno zadałeś sobie sporo trudu aby to przygotować, dziękuję, jeszcze nikt nie zrobił dla mnie czegoś podobnego.
- Dla ciebie wszystko. - pomyślał w duchu Ross. - Cieszę się, że to doceniasz. - powiedział cicho. Usiadł następnie naprzeciwko mnie i nalał sobie wina. Zjedliśmy w sumie w ciszy, nie przeszkadzało nam to jednak. Cichy wiatr, wiejący praktycznie ze wszystkich stron, nadawał tajemniczy klimat, świece przypominały mi symbol miłości, sama nie wiem czemu. Mogłabym tu zostać...
- A jak między tobą i Rikiem? - wypaliłam, chcąc przerwać głuchą ciszę. Lubię ją, jednak teraz trwała zbyt długo. Ross, słysząc te słowa, aż upuścił widelec i się lekko zakrztusił. Byłam pewna, że to pytanie go zdenerwowało, on jednak zdawał się być szczerze zadowolony.
- Rany, nawet nie wiesz jak to zabrzmiało! - zaśmiał się. - Między mną a Rikiem... - powtórzył ledwo tłumiąc napad śmiechu. - Nie jesteśmy parą! - wykrzyknął. Ja natomiast przewróciłam tylko oczami. - No ale... - zaczął już poważniejszym tonem. - Sam nie wiem. Aktualnie to nie odzywamy się do siebie.
- Dlaczego? - zapytałam z przejęciem, sącząc powoli szampana.
- To nie jest takie ważne. - bąknął zawstydzony. Wstał, podszedł do koszyczka, które stał za kwiatami, wziął je i wystawił na zewnątrz. - Deser sobie zjemy bliżej plaży, co? - zapytał, szybko zmieniając temat. - Tak szczerze to byłem pewny, że sobie poserfujemy ale głupi zapomniałem, że masz nogę w gipsie. - dodał, po czym znów chwycił mnie w ramiona. - Nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz.
- Wszystko rozumiem, miałeś sporo na głowie. - powiedziałam pokrzepiająco. Blondyn jedynie się lekko uśmiechnął, następnie schylił ostrożnie po koszyk i wyszedł z altany. Zatrzymał się dopiero po kilku minutach. Ostrożnie odstawił mnie na ziemię, wyjął następnie czerwony kocyk, po czym rozłożył go na piasku. Pomógł mi usiąść, chwilę później usadowił się tuż obok mnie.
- Smakowała kolacja? - blondyn przytulił mnie mocno i wtulił twarz w moje rude włosy.
- Oczywiście, że tak. Wszystko było pyszne. - odparłam, chwytając go za rękę. - A co z Ally i dzieckiem? - zapytałam jak Ross znów podał mi szklane naczynie. Tym razem było wypełnione czerwonym winem.
- Rozstali się. - szepnął ledwo słyszalnie. Mimo tego, zdołałam go zrozumieć. Byłam w szoku, aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem. - Jak to się rozstali!?
- Przeze mnie. - jęknął. - Jestem przyczyną wielu problemów, już mam dość. Jest gorzej niż było, ogólnie jak wrócimy z trasy to się wyprowa...
- Nie możecie się wyprowadzić! - przerwałam mu, po czym wtuliłam się w niego i zaczęłam lekko szlochać. - Nie zostawiaj mnie.
- Hej, spokojnie, nie płacz. Chciałem powiedzieć, że szukam domu dla siebie, ale spokojnie, zostaje w Kalifornii. - wyjaśnił. - Postanowiłem zamknąć pewien etap w swoim życiu i zacząć nowy. Z tobą. Oczywiście jeżeli ty tego chcesz.
- Chcę, jasne, że chcę. - mruknęłam. - Ale nie rozumiem dlaczego masz zamiar mieszkać sam i... Ally chyba nie dokona aborcji? - zapytałam ze zdziwieniem. - Tyle się działo przez ten tydzień... Znowu za dużo informacji... No i dlaczego z góry zakładasz, że to twoja wina?
- Urodzi, spokojnie. Nic nie zakładam, ja to wiem bo słyszałem ich kłótnie. To był ostatni raz jak ze sobą rozmawiali.... znaczy wrzeszczeli na siebie. ,,Bo Ross to, bo Ross tamto, bo przez niego, bo to jego wina..." - chłopak zaczął cytować wypowiedzi najstarszego brata. - Wszystko robię źle, nawet już mi się nie chce przebywać w ich towarzystwie. Tylko Riker ma pretensje ale i tak odbija się to na każdym, a po naszej ostatniej rozmowie jest jeszcze gorzej. Mama nagadała mu wszystko co myślę... Kurcze, chciałem się komuś wyżalić... Źle zrobiłem, że tą osobą akurat była mama. - wzdychnął. - Mam nadzieję, że sobie jakoś w końcu życie poukładam. - dodał z lekkim uśmiechem. - Nie, nie pytaj o nic więcej. Rik nic do mnie już nie mówi, jego spojrzenia jednak ranią tak samo jak słowa. Nic na to nie poradzę. Jak przestał się wyżywać na mnie to napatoczyła mu się pod rękę Ally. Rozważam nawet odejście z zespołu, chociaż to dla mnie bardzo trudne bo mimo wszystko kocham muzykę jaką tworzymy.
- Nie możesz...
- Mogę. - przerwał mi,po czym przytulił jeszcze mocniej. Podał mi następnie deser i włączył cichą muzykę z telefonu. - Będzie dobrze, chyba. Wiem, że też masz problemy, zachowałem się jak ostatni głupek, zostawiając cię z tym wszystkim samą ale... Nawet nie wiem czy byłbym w stanie ci pomóc... Jeżeli mogę zrobić coś teraz, powiedz mi.
- Ja... Matko, mam nadzieję, że chociaż między Delly i Rattem jest okey!
- Hmm... Rozmawiają ze sobą... Tak, to byłoby na tyle. - odparł, cicho wzdychając. - Ale dość o mnie i zespole, mów co u ciebie. Jak się czuje twój brat? - zapytał, zmieniając temat. Wyczułam, że rozmowa o jego sytuacji w domu go przytłacza. Zapewne spotkał się ze mną aby chociaż na kilka godzin zapomnieć o tym wszystkim, nie będę naciskać. Na pewno nie teraz.
- Już jest lepiej, za kilka dni wróci do domu. Odzyskał już w pełni świadomość także jest dobrze. Tylko, że...
- No mów. - zachęcił mnie, czując moje zawahanie.
- Bo on... Znaczy się ja nie chcę nikogo osądzać ani podejrzewać...
- Podejrzewać? O co? - zapytał ze zdziwieniem. Ja z kolei bałam mu się powiedzieć, że Zack został otruty i, że podejrzewa znów Rossa o to całe zamieszanie.
- No o ten wypadek, co było przyczyną i takie tam. - dokończyłam niezgodnie z prawdą. Ross cały czas na mnie patrzył, jakby wiedział, że go okłamuje.
- Twój brat uważa, że to ja chciałem go otruć, myśląc, że w ten sposób cię dostanę i nikt mi w tym nie przeszkodzi. - skwitował poważnym tonem.
- Ale jak! Skąd wiesz? - czułam się niekomfortowo, nie chciałam aby to tak wyszło.
- Austin dużo z tobą rozmawia, prawda? - zapytał. Odpowiedziałam jedynie skinieniem głowy. Nie wiem dlaczego ale poczułam dziwne mrowienie w okolicach brzucha, jak Ross wypowiedział jego imię... - Da, do mnie też przyszedł ze dwa razy.
- Przepraszam... - wyszeptałam. Było mi naprawdę głupio. - Nie musisz być o niego zazdrosny. - wiedziałam, że blondynowi nie spodoba się fakt, że Austin mnie odwiedza i dużo pomaga. Ale to tylko dobry znajomy!
- Wiem. - mruknął, marszcząc brwi. - Ale kurwa dlaczego to on o ciebie dba a nie ja? - dodał w duchu.
- To Ross Lynch! - nagle dotarły do naszych uszu dość głośne krzyki grupki dziewczyn. Wrzaski nasilały się z każdą sekundą. - Tak, to on, to on!
- No nie wytrzymam! - jęknął niezadowolony blondyn, kilka sekund później oślepił nas blask fleszy a uszy zaczęły pękać od pisków napalonych nastolatek.
- Dasz nam autograf? Mogę cię przytulić? Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Ross został zasypany falą pytań, ja natomiast byłam obiektem zbędnym i każda, która chciała być bliżej chłopaka, popychała mnie jedynie na boki.
- Nie, żadnych zdjęć! - warknął, zabierając pewnej brunetce komórkę. - Nie widzicie, że jestem zajęty! - krzyczał, próbując się wydostać z objęć swoich fanek. - Kurwa mać! - kilka sekund później, ktoś mnie szarpnął i jednym, szybkim ruchem wziął na ręce. W pierwszej chwili złapał mnie dość ostry skurcz, czując ciepłe dłonie Rossa, szybko jednak doszłam do siebie. Blondyn biegł szybko przed siebie, nie odwracał się do tyłu, wiedział jednak, że ma bandę fanek na karku. - Do chuja, nawet z domu wyjść nie można! - wydarł się niezadowolony, łapiąc łapczywie oddech. Pięć minut później byliśmy już w samochodzie, dziewczyny pukały w szyby i robiły masę zdjęć, Ross z kolei, z mordem w oczach, odpalił silnik i ruszył przed siebie z piskiem opon.
- Piłeś. - powiedziałam lekko zniesmaczona.
- Lampkę wina, spokojnie, to nic takiego, jestem trzeźwy. - odrzekł, zmieniając bieg na wyższy. - Rany, dlaczego nic mi się nie udaje! - warknął, szarpiąc gwałtownie kierownicą.
- Hej, uspokój się proszę. - skarciłam go spojrzeniem. Kilka chwil później wybuchnęłam jednak śmiechem.
- Przepraszam. - wyjąkał. - Chciałem spędzić z tobą miły wieczór, jak zwykle nic nie wyszło. Dlaczego tak rechoczesz? - zapytał. Momentalnie z jego twarzy zniknął grymas niezadowolenia.
- Ja jestem innego zdania. - powiedziałam z uśmiechem. Ross spojrzał na mnie i odwzajemnił mój gest.
- Naprawdę chciałem...
- Hahaha, sławny pan Austin Moon ucieka przed bandą fanek! - krzyknęłam, wybuchając kolejną porcją śmiechu.
- Rany, to nie tak, że się ich boję czy coś, po prostu...
- O matko! - jęknęłam, wyjmując komórkę z torebki. - Już po północy!
- Księżniczka musi wybiec z balu? - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że to ja znajdę twój szklany pantofelek.
- Głupek. - zachichotałam. - O rany, mama dzwoni...
- Zostań u mnie na noc. - wtrącił blondyn jak już nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- U kogo masz zostać na noc? - zapytała już na wstępie. - Obiecałaś, że o 12.00 będziesz w domu. Tak w ogóle czyj to był głos?
- Tak mamuś ale.... - zawiesiłam się, patrząc na Rossa. - Jestem u Maji i prosi abym u niej przenocowała. Także wrócę jutro. Nie martw się, wszystko jest okey. Nie odbierałam bo się strasznie dobrze bawię i wiesz, nie mam nawet czasu zerknąć na telefon. - dodałam, nie odwracając wzroku od zadowolonej miny chłopaka.
- Ale to nie był głos Maji. - powiedziała niepewnie. - Jest z tobą jakiś chło...
- Coś przerywa, nie słyszę cię! - wydusiłam na szybko. - Jestem u Majaka, nic się nie martw. Do jutra, mamuś. - zakończyłam rozmowę, po czym nacisnęłam czerwony przycisk. - Musiałeś się tak wydrzeć do słuchawki! - zachichotałam. - Moja mama cię usłyszała! - dodałam, udając obrażoną.
- Ojej, wynagrodzę ci to. - mruknął, przygryzając wargę.
- O czym ty myślisz? - zapytałam, unosząc obie brwi w górę. On jednak nic już nie odpowiedział. Chwycił mnie ponownie za kolano, po czym nieco przyspieszył.
~~
15 minut później.
- Hej, ostrożnie tu są schody. Daj, pomogę ci. - Ross chwycił mnie w ramiona, otworzył łokciem drzwi, po czym weszliśmy do jego domu. W środku panowała zupełna cisza, było ciemno a w korytarzu stało pełno walizek.
- Ossy? - nagle usłyszałam cichy, dziewczęcy głos. To była Rydel. Stanęła przed nami w różowym szlafroku, cała zaspana i zapuchnięta. Na nogach miała duże, puchate kapcie. - Tak wcześnie? - zapytała, przecierając oczy. - O, hej Demi. - dodała gdy już mnie zauważyła. Podeszła bliżej, po czym mocno przytuliła.
- Tak, jesteśmy już. Mogę chyba jeszcze wejść? - burknął niezadowolony.
- Dlaczego zadajesz takie pytania? - blondynka posłała bratu smutne spojrzenie, chwilę później otarła łzę, która ukradkiem spłynęła jej po policzku. - Chodźcie.
- Pójdziemy do mnie, bo je... - Ross nie dokończył, wbił tylko wzrok w punkt, który znajdował się niedaleko przed nim. Zaciekawiona, co tam zobaczył, szybko odszukałam owy obiekt. - Ekhem... - chrząknął, udając, że w ogóle nie ma zamiaru patrzeć... Patrzeć na półnagą Cleo, namiętnie całującą się z Rockym.
- Oh, wybaczcie. - szatyn, jak tylko oderwał się od swojej partnerki, szybko do nas podbiegł i się przywitał. Dziewczyna z kolei, z rządzą w oczach, wlepiała wzrok w Rossa. - Moja maleńka już się spakowała także jesteśmy gotowi na najlepszą na świecie trasę koncertową! Huuraa! - wydarł się, wziął roześmianą Cleo na barana i wbiegł na górę.
- Spakowana? - zapytałam z niedowierzaniem. Nie wiedziałam co było gorsze. Widok tych igraszek, czy też fakt, że ta lalunia pojedzie z zespołem w trasę..? Spojrzałam z niepokojem na Rossa i Rydel, oni jedynie wzdychnęli i wzruszyli ramionami.
- Da...Yyy... Rocky to nasz brat, zresztą Rik zabierał Ally na nasze koncerty, nie mogliśmy mu odmówić aby i on zabrał... Swoją dziewczynę. - odpowiedział z niemałym obrzydzeniem. Wybałuszyłam jedynie oczy, nie wiedziałam jak zareagować na tą wiadomość. - Może i ty pojedziesz? Ze mną? - zapytał z ogromną nadzieją, chwytając mnie za dłonie...


NOTKA


Joł, cześć i czołem!

No witamy, witamy :P Zaprzsamy na nexta! Taki sobie chyba jest... Ale Maja coraz mniej ze mną pisze, no a ja, jak to ja xD Z polskiego zawsze byłam cienka :P No ale poczekajcie na trasę koncertową, tam to się będzie działo ^-^ Mam nadzieję, że to co mam w głowie, uda mi się przelać na strony bloggera xD

Do nexta :P

KOCHAM TE FOCIE <3



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

niedziela, 8 listopada 2015

Kiedy next!?

Hej, dodaję notkę aby poinformować, że next będzie dodany w tym tygodniu :D Kiedy to dokładnie nie wiem bo mam wyjazd do lekarza, z psem do veta, jadę do szkoły na egzamin... Ale obiecuję, że next pojawi się do końca tygodnia <3 Kocham za to, że czekacie i przepraszam ale no niestety za dużo obowiązków a za mało czasu :P