Ross
przez cały czas opowiadał mi o swoim pomyśle na teledysk. Był nim
tak zachwycony, że aż kilkakrotnie przejechał na czerwonym
świetle. Na szczęście bez żadnych poważnych konsekwencji. W
sumie to nie mam pojęcia gdzie mnie chce zabrać... Całą
drogę towarzyszył mi dreszczyk niepokoju, bałam się, że
coś popsuje, źle zrobię albo odpowiem coś niestosownego... Nigdy
przecież nie byłam na randce! Mogłam tylko liczyć na rady, które
dostałam od Majaka. Ale mimo tego czułam się jednak zrelaksowana,
spokojna i z ogromnym zaciekawieniem słuchałam jego monologu.
Pomysł miał naprawdę ciekawy i oryginalny. Opowiadał z taką
pasją i entuzjazmem, że nie sposób było go ignorować. Ross
skupiał się wyłącznie na filmie, mogłam więc mu się dokładniej
przyjrzeć. Jak tylko otworzyłam drzwi od domu, zauważyłam jakąś
różnicę. Ale sama nie wiem do końca o co chodzi... Ross sprawiał wrażenie
strasznie zmęczonego, miał smutne, szare oczy, niewielki grymas na
twarzy, do tego okropnie się garbił. No i chyba nieco schudł...
Kości policzkowe na jego twarzy rysowały się o wiele bardziej niż
zwykle. Reszta ciała chowała się za ubraniem, mimo to zauważyłam
skrawek białego materiału pod jego koszulą. Bandaż? Coś mi tu
nie gra. Ale pomijając fakt jego wyglądu, czułam, że jest wesoły
i szczęśliwy.
- Ale wiesz... - dodał cicho jak już skończył opisywać ostatni szczegół teledysku. Wyczułam nutkę niepewności w jego głosie. Spoważniał i znów zaczął. - Tak czy siak nie przedstawię pomysłu swojemu rodzeństwu.
- A to niby dlaczego? - zdziwiłam się. - Jestem pewna, że wyszłoby genialnie!
- Być może... Mnie się podoba ale nie sądzę aby reszta wczuła się w taki klimat. - westchnął cicho. - A dlaczego mi się tak przyglądasz? - dodał, czując na sobie mój przenikliwy i ciekawski wzrok.- Eeee... - kurcze, zauważył! Nie potrafię być dyskretna. - Wyglądasz jakoś inaczej... - wyszeptałam. Nie chciałam kłamać, bo i po co. Ewidentnie coś się zmieniło. Ross spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechnął się szeroko i puścił oczko. Temperatura w aucie nagle wzrosła, musiałam uchylić nieco okno. Czułam bowiem, że się rumienie i dosłownie wtapiam w fotel.
- Zmęczenie. - odpowiedział po chwili namysłu. - Przepraszam, musiałem serio dużo spraw załatwić. No i niestety nie wszystko związane było z trasą i naszymi koncertami. Matko, jaki problem robili za to rozbite zastępcze auto... - westchnął, przewracając teatralnie oczami.
- Jeny! - krzyknęłam na całe gardło. Blondyn aż podskoczył lekko na siedzeniu, zwolnił i momentalnie spojrzał mi prosto w oczy.
- Co się stało? - zapytał przerażony.
- Zupełnie o tym zapomniałam! Przecież to Zack kierował! Ale obiecuję, że zwrócimy koszty, tylko nie teraz... - wypaliłam zawstydzona. Chłopak nadal patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. - Leczenie mojego brata jest kosztowne, nie mamy za dużo pieniędzy. - dodałam nieco ciszej. Z jednej strony było mi wstyd, z drugiej jednak nie bałam mu się o tym powiedzieć. Dziwne, ale przy Rossie moje ciało i myśli zawsze płatają figle.
- Nic nie jesteś mi winna. - zachichotał. - Po prostu ta baba w urzędzie była taka wredna, że gdyby nie było ze mną Rydel, trzepnął bym ją porządnie. Kurde, taka wredota, że nie wiem. - dodał wesoło. - Hej, wybacz. - powiedział, widząc moją zakłopotaną minę. - W sumie to idiota ze mnie. Wygaduje ci jakieś farmazony o teledysku, a ty pewnie zamartwiasz się o brata i w ogóle...
- Nie przeszkadza mi to, co mówisz, nie masz za co przepraszać. - wtrąciłam. - Po prostu ostatnie kłótnie z rodzicami mnie tak pochłonęły, że totalnie zapomniałam o tym samochodzie.
- No i niepotrzebnie przypomniałem. - mruknął cicho. Położył następnie dłoń na moim kolanie, delikatnie je masując. Znów ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła, aż musiałam bardziej otworzyć samochodowe okienko. Trzeba ochłonąć! - Hej, maleńka, niczym się nie przejmuj. Wszystko załatwione. - dodał pokrzepiająco . Odpowiedziałam mu tylko lekkim uśmiechem. - Mówiłem ci, że ślicznie wyglądasz? - zapytał, przygryzając dolną wargę.
- Ze sto razy, głuptasie. - zachichotałam, odgarniając włosy z czoła. Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem, nic już jednak nie powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy odwrócił się i zaczął wodzić wzrokiem po okolicy. Znałam to miejsce bardzo dobrze. Zawsze chodziłam tu z Majakiem na hot-dogi, ponieważ nastolatek, który sprzedawał w budce, był strasznie przystojny i startował do mojej przyjaciółki. Ku mojemu zaskoczeniu, kilka minut później, Ross zaparkował na dużym, pustym parkingu obok wspomnianej wcześniej budy z fast foodem. - No, my tutaj.
- Tutaj? - zdziwiłam się. Byliśmy sami, w pobliżu nie było żadnej restauracji czy czegokolwiek. Zaczęłam się lekko niepokoić.
- Tak. - rzucił, wychodząc z samochodu. Podszedł następnie do moich drzwi, otworzył je i pomógł mi wysiąść. Podał następnie kule i wziął mnie pod pachę. - Bo wiesz co...? - zaczął niepewnie. - Bo tego, w szkole... To nie był pierwszy raz jak cię zobaczyłem. - dodał cicho.
- Serio? - wypaliłam. Ajć, ja to potrafię... Nie umiem się zachować przy chłopaku...
- Serio. - powtórzył. Chwilę później zaczął iść przed siebie, lekko ciągnąc mnie ze sobą. Otaczała nas tajemnicza i głucha cisza, wysycona romantyzmem. Tak, było romantycznie, ale równocześnie za spokojnie. - Dużo surfuje, jak tylko się tu wprowadziłem to od razu pobiegłem na plażę. - zaczął z uśmiechem. - Zobaczyłem cię jak stałaś w kolejce po hot-doga. - dodał jak już byliśmy na pustej plaży. - Było tutaj sporo ludzi, których zwykle omijałem z pogardą. Ale pewnego dnia zobaczyłem właśnie ciebie. Twoje krwisto-rude włosy strasznie się wyróżniały... Do tego miałaś na sobie żółty podkoszulek, a wiesz, że lubię ten kolor. - ponownie przygryzł dolną wargę i mocno mnie przytulił.
- Wiem... - wydusiłam. Znowu czułam, że się topie pod wpływem jego słów. To urocze...
- Już wtedy coś we mnie pękło i poczułem coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyłem. A jak wiesz, napotkałem na swojej drodze wiele dziewczyn... - zaciął się, patrząc w moje oczy. Znów otuliła nas cisza, która pozwalała na krótkie, osobiste przemyślenia. Będąc w ramionach blondyna, nie mogłam jednak skupić swoich myśli. - Potem jak tylko tu przychodziłem, wypatrywałem czy aby cię nie ma. - szepnął, pochylając się nad moim uchem. Czułam, że to co mówi, strasznie go krępuje, ale widać również, że chce mi to wyznać. Dwa w jednym. Znowu. - Już wtedy wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. - dodał, ponownie patrząc mi w oczy. Kilka sekund później złożył delikatny pocałunek na moim rozpalonym policzku. - Ale nadal zachowywałem się jak ostatnia świnia. Zmieniłaś mnie, za co dziękuję. - dodał, odgarniając moje rude włosy z czoła. Nie powiem, byłam lekko zdziwiona. Wpatrywałam się w jego szarawe oczy, byłam sparaliżowana, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Uśmiechałam się tylko jak dziecko na widok lizaka. Co za żenada. Porady Majaka właśnie mi wyleciały z głowy, totalna pustka, byłam w transie, jakby zahipnotyzowana.
- Zaskoczyłeś mnie. - wypaliłam. - Ale oczywiście pozytywnie. - dodałam, widząc jak uśmiech powoli znika z jego twarzy.
- Nadal nie jest u mnie za dobrze, ale staram się. Wiem, że te wszystkie problemy są przeze mnie ale powoli je układam i stopniowo rozwiązuje... - powiedział. - Tak w ogóle jestem zdziwiony, że nie jesteś na mnie zła za to, że nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz... - dodał, prowadząc mnie w głąb plaży. Widząc, że trudno jest mi się poruszać na piasku, chwycił mnie w ramiona, delikatnie pocałował w czoło i znów szedł przed siebie.
- To nie twoja wina, daj sobie spokój. - odparłam, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Moja, moja. - wtrącił po kilku minutach. - Uwierz mi, że chciałem. Telefon odzyskałem dopiero jak wytłumaczyłem się przed profesorką dlaczego tak bardzo zaniedbuje szkołę i takie bzdety. Nie wiem co ją to obchodzi skoro nie jestem już uczniem jej placówki. - wzdychnął. - Nauką zajmę się po trasie. - dodał, widząc, że chce coś powiedzieć.
- Miałam właśnie zapytać gdzie będziesz teraz chodził do szkoły. - musiałam się wtrącić, to poważny temat.
- Nie wiem, nie zajmowałem się teraz tym. Za dużo spraw na głowie, te najmniej ważne zostawię na sam koniec. - powiedział stanowczym tonem. - Zresztą matura nie jest mi do niczego potrzebna. - dodał, lekko kołysząc mnie na boki. Ja już nic nie odpowiedziałam, przewróciłam jedynie oczami i posłałam mu pouczające spojrzenie. Szliśmy tak jeszcze dobre kilka minut, było jednak bardzo przyjemnie. Delikatny wiatr owiewał moją twarz a blondyn co chwila nucił pod nosem inną nutkę, wywołując u mnie lekkie napady śmiechu. Jak tylko doszliśmy do małego klifu, Ross postawił mnie na ziemi, po czym namiętnie pocałował w usta. - Tęskniłem za twoim ciałem. - mruknął, chwytając mnie za pośladki. Bez namysłu zarzuciłam ręce za jego szyję i znów złączyłam nasze usta. Przerwałam jednak jak poczułam dłonie Rossa w okolicach mojej kobiecości.
- Starczy. - szepnęłam. Chciałam się od niego odsunąć, on jednak mocno mnie trzymał.
- Czyli nie tęskniłaś? - zapytał, wykrzywiając usta w podkówkę. Oczy miał jednak roześmiane.
- Tęskniłam, głuptasie. Bardzo. Ale wiesz, powoli. - dodałam, wytykając mu język. On jedynie uniósł brwi w górę, oparł czoło o moje, po czym przeniósł dłonie na moją talie.
- Tak ogólnie to mam nadzieję, że u ciebie jest już nieco lepiej...? - zapytał, gładząc opuszkami palców mój rozpalony policzek.
- No wiesz... Ostatnio nie mogę się dogadać z rodzicami, jak tylko mówię o tobie to... - urwałam. Blondyn spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć ,,a nie mówiłem, to znów moja wina!”, stał jednak cicho i nie odrywał wzroku od moich zielonych oczu. Po krótkiej chwili kąciki jego ust się jednak podniosły, odwrócił mnie delikatnie i objął od tyłu.
- O rany, to wszystko dla mnie!? - krzyknęłam, widząc małe, zadaszone pomieszczenie w którym znajdował się stolik zastawiony jedzeniem, obok stały dwa krzesła, na podłodze leżał duży, żółty dywan a w każdym rogu stały piękne, kolorowe kwiaty. Wszystko oświetlały małe płomienia ze świec, które znajdował się na stole w towarzystwie szampana i butelki wina. - Jak romantycznie! - rozmarzyłam się, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Było pięknie.
- Podoba ci się? - zapytał lekko zaskoczony. Zdawało mi się, że odetchnął z ulgą.
- Jasne, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym bez namysłu wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Ross odwzajemnił gest ze zdwojoną siłą, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Kilka minut później zaprowadził mnie do stolika, nalał szampana do pucharku i odsłonił zastawione talerze. Wszytko wyglądało pysznie i tak pięknie! Dopiero teraz zauważyłam płatki róż na podłodze... Coś niesamowitego. Czułam się jak księżniczka! - Na pewno zadałeś sobie sporo trudu aby to przygotować, dziękuję, jeszcze nikt nie zrobił dla mnie czegoś podobnego.
- Dla ciebie wszystko. - pomyślał w duchu Ross. - Cieszę się, że to doceniasz. - powiedział cicho. Usiadł następnie naprzeciwko mnie i nalał sobie wina. Zjedliśmy w sumie w ciszy, nie przeszkadzało nam to jednak. Cichy wiatr, wiejący praktycznie ze wszystkich stron, nadawał tajemniczy klimat, świece przypominały mi symbol miłości, sama nie wiem czemu. Mogłabym tu zostać...
- A jak między tobą i Rikiem? - wypaliłam, chcąc przerwać głuchą ciszę. Lubię ją, jednak teraz trwała zbyt długo. Ross, słysząc te słowa, aż upuścił widelec i się lekko zakrztusił. Byłam pewna, że to pytanie go zdenerwowało, on jednak zdawał się być szczerze zadowolony.
- Rany, nawet nie wiesz jak to zabrzmiało! - zaśmiał się. - Między mną a Rikiem... - powtórzył ledwo tłumiąc napad śmiechu. - Nie jesteśmy parą! - wykrzyknął. Ja natomiast przewróciłam tylko oczami. - No ale... - zaczął już poważniejszym tonem. - Sam nie wiem. Aktualnie to nie odzywamy się do siebie.
- Dlaczego? - zapytałam z przejęciem, sącząc powoli szampana.
- To nie jest takie ważne. - bąknął zawstydzony. Wstał, podszedł do koszyczka, które stał za kwiatami, wziął je i wystawił na zewnątrz. - Deser sobie zjemy bliżej plaży, co? - zapytał, szybko zmieniając temat. - Tak szczerze to byłem pewny, że sobie poserfujemy ale głupi zapomniałem, że masz nogę w gipsie. - dodał, po czym znów chwycił mnie w ramiona. - Nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz.
- Wszystko rozumiem, miałeś sporo na głowie. - powiedziałam pokrzepiająco. Blondyn jedynie się lekko uśmiechnął, następnie schylił ostrożnie po koszyk i wyszedł z altany. Zatrzymał się dopiero po kilku minutach. Ostrożnie odstawił mnie na ziemię, wyjął następnie czerwony kocyk, po czym rozłożył go na piasku. Pomógł mi usiąść, chwilę później usadowił się tuż obok mnie.
- Smakowała kolacja? - blondyn przytulił mnie mocno i wtulił twarz w moje rude włosy.
- Oczywiście, że tak. Wszystko było pyszne. - odparłam, chwytając go za rękę. - A co z Ally i dzieckiem? - zapytałam jak Ross znów podał mi szklane naczynie. Tym razem było wypełnione czerwonym winem.
- Rozstali się. - szepnął ledwo słyszalnie. Mimo tego, zdołałam go zrozumieć. Byłam w szoku, aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem. - Jak to się rozstali!?
- Przeze mnie. - jęknął. - Jestem przyczyną wielu problemów, już mam dość. Jest gorzej niż było, ogólnie jak wrócimy z trasy to się wyprowa...
- Nie możecie się wyprowadzić! - przerwałam mu, po czym wtuliłam się w niego i zaczęłam lekko szlochać. - Nie zostawiaj mnie.
- Hej, spokojnie, nie płacz. Chciałem powiedzieć, że szukam domu dla siebie, ale spokojnie, zostaje w Kalifornii. - wyjaśnił. - Postanowiłem zamknąć pewien etap w swoim życiu i zacząć nowy. Z tobą. Oczywiście jeżeli ty tego chcesz.
- Chcę, jasne, że chcę. - mruknęłam. - Ale nie rozumiem dlaczego masz zamiar mieszkać sam i... Ally chyba nie dokona aborcji? - zapytałam ze zdziwieniem. - Tyle się działo przez ten tydzień... Znowu za dużo informacji... No i dlaczego z góry zakładasz, że to twoja wina?
- Urodzi, spokojnie. Nic nie zakładam, ja to wiem bo słyszałem ich kłótnie. To był ostatni raz jak ze sobą rozmawiali.... znaczy wrzeszczeli na siebie. ,,Bo Ross to, bo Ross tamto, bo przez niego, bo to jego wina..." - chłopak zaczął cytować wypowiedzi najstarszego brata. - Wszystko robię źle, nawet już mi się nie chce przebywać w ich towarzystwie. Tylko Riker ma pretensje ale i tak odbija się to na każdym, a po naszej ostatniej rozmowie jest jeszcze gorzej. Mama nagadała mu wszystko co myślę... Kurcze, chciałem się komuś wyżalić... Źle zrobiłem, że tą osobą akurat była mama. - wzdychnął. - Mam nadzieję, że sobie jakoś w końcu życie poukładam. - dodał z lekkim uśmiechem. - Nie, nie pytaj o nic więcej. Rik nic do mnie już nie mówi, jego spojrzenia jednak ranią tak samo jak słowa. Nic na to nie poradzę. Jak przestał się wyżywać na mnie to napatoczyła mu się pod rękę Ally. Rozważam nawet odejście z zespołu, chociaż to dla mnie bardzo trudne bo mimo wszystko kocham muzykę jaką tworzymy.
- Nie możesz...
- Mogę. - przerwał mi,po czym przytulił jeszcze mocniej. Podał mi następnie deser i włączył cichą muzykę z telefonu. - Będzie dobrze, chyba. Wiem, że też masz problemy, zachowałem się jak ostatni głupek, zostawiając cię z tym wszystkim samą ale... Nawet nie wiem czy byłbym w stanie ci pomóc... Jeżeli mogę zrobić coś teraz, powiedz mi.
- Ja... Matko, mam nadzieję, że chociaż między Delly i Rattem jest okey!
- Hmm... Rozmawiają ze sobą... Tak, to byłoby na tyle. - odparł, cicho wzdychając. - Ale dość o mnie i zespole, mów co u ciebie. Jak się czuje twój brat? - zapytał, zmieniając temat. Wyczułam, że rozmowa o jego sytuacji w domu go przytłacza. Zapewne spotkał się ze mną aby chociaż na kilka godzin zapomnieć o tym wszystkim, nie będę naciskać. Na pewno nie teraz.
- Już jest lepiej, za kilka dni wróci do domu. Odzyskał już w pełni świadomość także jest dobrze. Tylko, że...
- No mów. - zachęcił mnie, czując moje zawahanie.
- Bo on... Znaczy się ja nie chcę nikogo osądzać ani podejrzewać...
- Podejrzewać? O co? - zapytał ze zdziwieniem. Ja z kolei bałam mu się powiedzieć, że Zack został otruty i, że podejrzewa znów Rossa o to całe zamieszanie.
- No o ten wypadek, co było przyczyną i takie tam. - dokończyłam niezgodnie z prawdą. Ross cały czas na mnie patrzył, jakby wiedział, że go okłamuje.
- Twój brat uważa, że to ja chciałem go otruć, myśląc, że w ten sposób cię dostanę i nikt mi w tym nie przeszkodzi. - skwitował poważnym tonem.
- Ale jak! Skąd wiesz? - czułam się niekomfortowo, nie chciałam aby to tak wyszło.
- Austin dużo z tobą rozmawia, prawda? - zapytał. Odpowiedziałam jedynie skinieniem głowy. Nie wiem dlaczego ale poczułam dziwne mrowienie w okolicach brzucha, jak Ross wypowiedział jego imię... - Da, do mnie też przyszedł ze dwa razy.
- Przepraszam... - wyszeptałam. Było mi naprawdę głupio. - Nie musisz być o niego zazdrosny. - wiedziałam, że blondynowi nie spodoba się fakt, że Austin mnie odwiedza i dużo pomaga. Ale to tylko dobry znajomy!
- Wiem. - mruknął, marszcząc brwi. - Ale kurwa dlaczego to on o ciebie dba a nie ja? - dodał w duchu.
- To Ross Lynch! - nagle dotarły do naszych uszu dość głośne krzyki grupki dziewczyn. Wrzaski nasilały się z każdą sekundą. - Tak, to on, to on!
- No nie wytrzymam! - jęknął niezadowolony blondyn, kilka sekund później oślepił nas blask fleszy a uszy zaczęły pękać od pisków napalonych nastolatek.
- Dasz nam autograf? Mogę cię przytulić? Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Ross został zasypany falą pytań, ja natomiast byłam obiektem zbędnym i każda, która chciała być bliżej chłopaka, popychała mnie jedynie na boki.
- Nie, żadnych zdjęć! - warknął, zabierając pewnej brunetce komórkę. - Nie widzicie, że jestem zajęty! - krzyczał, próbując się wydostać z objęć swoich fanek. - Kurwa mać! - kilka sekund później, ktoś mnie szarpnął i jednym, szybkim ruchem wziął na ręce. W pierwszej chwili złapał mnie dość ostry skurcz, czując ciepłe dłonie Rossa, szybko jednak doszłam do siebie. Blondyn biegł szybko przed siebie, nie odwracał się do tyłu, wiedział jednak, że ma bandę fanek na karku. - Do chuja, nawet z domu wyjść nie można! - wydarł się niezadowolony, łapiąc łapczywie oddech. Pięć minut później byliśmy już w samochodzie, dziewczyny pukały w szyby i robiły masę zdjęć, Ross z kolei, z mordem w oczach, odpalił silnik i ruszył przed siebie z piskiem opon.
- Piłeś. - powiedziałam lekko zniesmaczona.
- Lampkę wina, spokojnie, to nic takiego, jestem trzeźwy. - odrzekł, zmieniając bieg na wyższy. - Rany, dlaczego nic mi się nie udaje! - warknął, szarpiąc gwałtownie kierownicą.
- Hej, uspokój się proszę. - skarciłam go spojrzeniem. Kilka chwil później wybuchnęłam jednak śmiechem.
- Przepraszam. - wyjąkał. - Chciałem spędzić z tobą miły wieczór, jak zwykle nic nie wyszło. Dlaczego tak rechoczesz? - zapytał. Momentalnie z jego twarzy zniknął grymas niezadowolenia.
- Ja jestem innego zdania. - powiedziałam z uśmiechem. Ross spojrzał na mnie i odwzajemnił mój gest.
- Naprawdę chciałem...
- Hahaha, sławny pan Austin Moon ucieka przed bandą fanek! - krzyknęłam, wybuchając kolejną porcją śmiechu.
- Rany, to nie tak, że się ich boję czy coś, po prostu...
- O matko! - jęknęłam, wyjmując komórkę z torebki. - Już po północy!
- Księżniczka musi wybiec z balu? - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że to ja znajdę twój szklany pantofelek.
- Głupek. - zachichotałam. - O rany, mama dzwoni...
- Zostań u mnie na noc. - wtrącił blondyn jak już nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- U kogo masz zostać na noc? - zapytała już na wstępie. - Obiecałaś, że o 12.00 będziesz w domu. Tak w ogóle czyj to był głos?
- Tak mamuś ale.... - zawiesiłam się, patrząc na Rossa. - Jestem u Maji i prosi abym u niej przenocowała. Także wrócę jutro. Nie martw się, wszystko jest okey. Nie odbierałam bo się strasznie dobrze bawię i wiesz, nie mam nawet czasu zerknąć na telefon. - dodałam, nie odwracając wzroku od zadowolonej miny chłopaka.
- Ale to nie był głos Maji. - powiedziała niepewnie. - Jest z tobą jakiś chło...
- Coś przerywa, nie słyszę cię! - wydusiłam na szybko. - Jestem u Majaka, nic się nie martw. Do jutra, mamuś. - zakończyłam rozmowę, po czym nacisnęłam czerwony przycisk. - Musiałeś się tak wydrzeć do słuchawki! - zachichotałam. - Moja mama cię usłyszała! - dodałam, udając obrażoną.
- Ojej, wynagrodzę ci to. - mruknął, przygryzając wargę.
- O czym ty myślisz? - zapytałam, unosząc obie brwi w górę. On jednak nic już nie odpowiedział. Chwycił mnie ponownie za kolano, po czym nieco przyspieszył.
~~
15 minut później.
- Hej, ostrożnie tu są schody. Daj, pomogę ci. - Ross chwycił mnie w ramiona, otworzył łokciem drzwi, po czym weszliśmy do jego domu. W środku panowała zupełna cisza, było ciemno a w korytarzu stało pełno walizek.
- Ossy? - nagle usłyszałam cichy, dziewczęcy głos. To była Rydel. Stanęła przed nami w różowym szlafroku, cała zaspana i zapuchnięta. Na nogach miała duże, puchate kapcie. - Tak wcześnie? - zapytała, przecierając oczy. - O, hej Demi. - dodała gdy już mnie zauważyła. Podeszła bliżej, po czym mocno przytuliła.
- Tak, jesteśmy już. Mogę chyba jeszcze wejść? - burknął niezadowolony.
- Dlaczego zadajesz takie pytania? - blondynka posłała bratu smutne spojrzenie, chwilę później otarła łzę, która ukradkiem spłynęła jej po policzku. - Chodźcie.
- Pójdziemy do mnie, bo je... - Ross nie dokończył, wbił tylko wzrok w punkt, który znajdował się niedaleko przed nim. Zaciekawiona, co tam zobaczył, szybko odszukałam owy obiekt. - Ekhem... - chrząknął, udając, że w ogóle nie ma zamiaru patrzeć... Patrzeć na półnagą Cleo, namiętnie całującą się z Rockym.
- Oh, wybaczcie. - szatyn, jak tylko oderwał się od swojej partnerki, szybko do nas podbiegł i się przywitał. Dziewczyna z kolei, z rządzą w oczach, wlepiała wzrok w Rossa. - Moja maleńka już się spakowała także jesteśmy gotowi na najlepszą na świecie trasę koncertową! Huuraa! - wydarł się, wziął roześmianą Cleo na barana i wbiegł na górę.
- Spakowana? - zapytałam z niedowierzaniem. Nie wiedziałam co było gorsze. Widok tych igraszek, czy też fakt, że ta lalunia pojedzie z zespołem w trasę..? Spojrzałam z niepokojem na Rossa i Rydel, oni jedynie wzdychnęli i wzruszyli ramionami.
- Da...Yyy... Rocky to nasz brat, zresztą Rik zabierał Ally na nasze koncerty, nie mogliśmy mu odmówić aby i on zabrał... Swoją dziewczynę. - odpowiedział z niemałym obrzydzeniem. Wybałuszyłam jedynie oczy, nie wiedziałam jak zareagować na tą wiadomość. - Może i ty pojedziesz? Ze mną? - zapytał z ogromną nadzieją, chwytając mnie za dłonie...
- Ale wiesz... - dodał cicho jak już skończył opisywać ostatni szczegół teledysku. Wyczułam nutkę niepewności w jego głosie. Spoważniał i znów zaczął. - Tak czy siak nie przedstawię pomysłu swojemu rodzeństwu.
- A to niby dlaczego? - zdziwiłam się. - Jestem pewna, że wyszłoby genialnie!
- Być może... Mnie się podoba ale nie sądzę aby reszta wczuła się w taki klimat. - westchnął cicho. - A dlaczego mi się tak przyglądasz? - dodał, czując na sobie mój przenikliwy i ciekawski wzrok.- Eeee... - kurcze, zauważył! Nie potrafię być dyskretna. - Wyglądasz jakoś inaczej... - wyszeptałam. Nie chciałam kłamać, bo i po co. Ewidentnie coś się zmieniło. Ross spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechnął się szeroko i puścił oczko. Temperatura w aucie nagle wzrosła, musiałam uchylić nieco okno. Czułam bowiem, że się rumienie i dosłownie wtapiam w fotel.
- Zmęczenie. - odpowiedział po chwili namysłu. - Przepraszam, musiałem serio dużo spraw załatwić. No i niestety nie wszystko związane było z trasą i naszymi koncertami. Matko, jaki problem robili za to rozbite zastępcze auto... - westchnął, przewracając teatralnie oczami.
- Jeny! - krzyknęłam na całe gardło. Blondyn aż podskoczył lekko na siedzeniu, zwolnił i momentalnie spojrzał mi prosto w oczy.
- Co się stało? - zapytał przerażony.
- Zupełnie o tym zapomniałam! Przecież to Zack kierował! Ale obiecuję, że zwrócimy koszty, tylko nie teraz... - wypaliłam zawstydzona. Chłopak nadal patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. - Leczenie mojego brata jest kosztowne, nie mamy za dużo pieniędzy. - dodałam nieco ciszej. Z jednej strony było mi wstyd, z drugiej jednak nie bałam mu się o tym powiedzieć. Dziwne, ale przy Rossie moje ciało i myśli zawsze płatają figle.
- Nic nie jesteś mi winna. - zachichotał. - Po prostu ta baba w urzędzie była taka wredna, że gdyby nie było ze mną Rydel, trzepnął bym ją porządnie. Kurde, taka wredota, że nie wiem. - dodał wesoło. - Hej, wybacz. - powiedział, widząc moją zakłopotaną minę. - W sumie to idiota ze mnie. Wygaduje ci jakieś farmazony o teledysku, a ty pewnie zamartwiasz się o brata i w ogóle...
- Nie przeszkadza mi to, co mówisz, nie masz za co przepraszać. - wtrąciłam. - Po prostu ostatnie kłótnie z rodzicami mnie tak pochłonęły, że totalnie zapomniałam o tym samochodzie.
- No i niepotrzebnie przypomniałem. - mruknął cicho. Położył następnie dłoń na moim kolanie, delikatnie je masując. Znów ogarnęła mnie przyjemna fala ciepła, aż musiałam bardziej otworzyć samochodowe okienko. Trzeba ochłonąć! - Hej, maleńka, niczym się nie przejmuj. Wszystko załatwione. - dodał pokrzepiająco . Odpowiedziałam mu tylko lekkim uśmiechem. - Mówiłem ci, że ślicznie wyglądasz? - zapytał, przygryzając dolną wargę.
- Ze sto razy, głuptasie. - zachichotałam, odgarniając włosy z czoła. Chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem, nic już jednak nie powiedział. Z szerokim uśmiechem na twarzy odwrócił się i zaczął wodzić wzrokiem po okolicy. Znałam to miejsce bardzo dobrze. Zawsze chodziłam tu z Majakiem na hot-dogi, ponieważ nastolatek, który sprzedawał w budce, był strasznie przystojny i startował do mojej przyjaciółki. Ku mojemu zaskoczeniu, kilka minut później, Ross zaparkował na dużym, pustym parkingu obok wspomnianej wcześniej budy z fast foodem. - No, my tutaj.
- Tutaj? - zdziwiłam się. Byliśmy sami, w pobliżu nie było żadnej restauracji czy czegokolwiek. Zaczęłam się lekko niepokoić.
- Tak. - rzucił, wychodząc z samochodu. Podszedł następnie do moich drzwi, otworzył je i pomógł mi wysiąść. Podał następnie kule i wziął mnie pod pachę. - Bo wiesz co...? - zaczął niepewnie. - Bo tego, w szkole... To nie był pierwszy raz jak cię zobaczyłem. - dodał cicho.
- Serio? - wypaliłam. Ajć, ja to potrafię... Nie umiem się zachować przy chłopaku...
- Serio. - powtórzył. Chwilę później zaczął iść przed siebie, lekko ciągnąc mnie ze sobą. Otaczała nas tajemnicza i głucha cisza, wysycona romantyzmem. Tak, było romantycznie, ale równocześnie za spokojnie. - Dużo surfuje, jak tylko się tu wprowadziłem to od razu pobiegłem na plażę. - zaczął z uśmiechem. - Zobaczyłem cię jak stałaś w kolejce po hot-doga. - dodał jak już byliśmy na pustej plaży. - Było tutaj sporo ludzi, których zwykle omijałem z pogardą. Ale pewnego dnia zobaczyłem właśnie ciebie. Twoje krwisto-rude włosy strasznie się wyróżniały... Do tego miałaś na sobie żółty podkoszulek, a wiesz, że lubię ten kolor. - ponownie przygryzł dolną wargę i mocno mnie przytulił.
- Wiem... - wydusiłam. Znowu czułam, że się topie pod wpływem jego słów. To urocze...
- Już wtedy coś we mnie pękło i poczułem coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyłem. A jak wiesz, napotkałem na swojej drodze wiele dziewczyn... - zaciął się, patrząc w moje oczy. Znów otuliła nas cisza, która pozwalała na krótkie, osobiste przemyślenia. Będąc w ramionach blondyna, nie mogłam jednak skupić swoich myśli. - Potem jak tylko tu przychodziłem, wypatrywałem czy aby cię nie ma. - szepnął, pochylając się nad moim uchem. Czułam, że to co mówi, strasznie go krępuje, ale widać również, że chce mi to wyznać. Dwa w jednym. Znowu. - Już wtedy wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. - dodał, ponownie patrząc mi w oczy. Kilka sekund później złożył delikatny pocałunek na moim rozpalonym policzku. - Ale nadal zachowywałem się jak ostatnia świnia. Zmieniłaś mnie, za co dziękuję. - dodał, odgarniając moje rude włosy z czoła. Nie powiem, byłam lekko zdziwiona. Wpatrywałam się w jego szarawe oczy, byłam sparaliżowana, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Uśmiechałam się tylko jak dziecko na widok lizaka. Co za żenada. Porady Majaka właśnie mi wyleciały z głowy, totalna pustka, byłam w transie, jakby zahipnotyzowana.
- Zaskoczyłeś mnie. - wypaliłam. - Ale oczywiście pozytywnie. - dodałam, widząc jak uśmiech powoli znika z jego twarzy.
- Nadal nie jest u mnie za dobrze, ale staram się. Wiem, że te wszystkie problemy są przeze mnie ale powoli je układam i stopniowo rozwiązuje... - powiedział. - Tak w ogóle jestem zdziwiony, że nie jesteś na mnie zła za to, że nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz... - dodał, prowadząc mnie w głąb plaży. Widząc, że trudno jest mi się poruszać na piasku, chwycił mnie w ramiona, delikatnie pocałował w czoło i znów szedł przed siebie.
- To nie twoja wina, daj sobie spokój. - odparłam, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Moja, moja. - wtrącił po kilku minutach. - Uwierz mi, że chciałem. Telefon odzyskałem dopiero jak wytłumaczyłem się przed profesorką dlaczego tak bardzo zaniedbuje szkołę i takie bzdety. Nie wiem co ją to obchodzi skoro nie jestem już uczniem jej placówki. - wzdychnął. - Nauką zajmę się po trasie. - dodał, widząc, że chce coś powiedzieć.
- Miałam właśnie zapytać gdzie będziesz teraz chodził do szkoły. - musiałam się wtrącić, to poważny temat.
- Nie wiem, nie zajmowałem się teraz tym. Za dużo spraw na głowie, te najmniej ważne zostawię na sam koniec. - powiedział stanowczym tonem. - Zresztą matura nie jest mi do niczego potrzebna. - dodał, lekko kołysząc mnie na boki. Ja już nic nie odpowiedziałam, przewróciłam jedynie oczami i posłałam mu pouczające spojrzenie. Szliśmy tak jeszcze dobre kilka minut, było jednak bardzo przyjemnie. Delikatny wiatr owiewał moją twarz a blondyn co chwila nucił pod nosem inną nutkę, wywołując u mnie lekkie napady śmiechu. Jak tylko doszliśmy do małego klifu, Ross postawił mnie na ziemi, po czym namiętnie pocałował w usta. - Tęskniłem za twoim ciałem. - mruknął, chwytając mnie za pośladki. Bez namysłu zarzuciłam ręce za jego szyję i znów złączyłam nasze usta. Przerwałam jednak jak poczułam dłonie Rossa w okolicach mojej kobiecości.
- Starczy. - szepnęłam. Chciałam się od niego odsunąć, on jednak mocno mnie trzymał.
- Czyli nie tęskniłaś? - zapytał, wykrzywiając usta w podkówkę. Oczy miał jednak roześmiane.
- Tęskniłam, głuptasie. Bardzo. Ale wiesz, powoli. - dodałam, wytykając mu język. On jedynie uniósł brwi w górę, oparł czoło o moje, po czym przeniósł dłonie na moją talie.
- Tak ogólnie to mam nadzieję, że u ciebie jest już nieco lepiej...? - zapytał, gładząc opuszkami palców mój rozpalony policzek.
- No wiesz... Ostatnio nie mogę się dogadać z rodzicami, jak tylko mówię o tobie to... - urwałam. Blondyn spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć ,,a nie mówiłem, to znów moja wina!”, stał jednak cicho i nie odrywał wzroku od moich zielonych oczu. Po krótkiej chwili kąciki jego ust się jednak podniosły, odwrócił mnie delikatnie i objął od tyłu.
- O rany, to wszystko dla mnie!? - krzyknęłam, widząc małe, zadaszone pomieszczenie w którym znajdował się stolik zastawiony jedzeniem, obok stały dwa krzesła, na podłodze leżał duży, żółty dywan a w każdym rogu stały piękne, kolorowe kwiaty. Wszystko oświetlały małe płomienia ze świec, które znajdował się na stole w towarzystwie szampana i butelki wina. - Jak romantycznie! - rozmarzyłam się, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Było pięknie.
- Podoba ci się? - zapytał lekko zaskoczony. Zdawało mi się, że odetchnął z ulgą.
- Jasne, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym bez namysłu wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Ross odwzajemnił gest ze zdwojoną siłą, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Kilka minut później zaprowadził mnie do stolika, nalał szampana do pucharku i odsłonił zastawione talerze. Wszytko wyglądało pysznie i tak pięknie! Dopiero teraz zauważyłam płatki róż na podłodze... Coś niesamowitego. Czułam się jak księżniczka! - Na pewno zadałeś sobie sporo trudu aby to przygotować, dziękuję, jeszcze nikt nie zrobił dla mnie czegoś podobnego.
- Dla ciebie wszystko. - pomyślał w duchu Ross. - Cieszę się, że to doceniasz. - powiedział cicho. Usiadł następnie naprzeciwko mnie i nalał sobie wina. Zjedliśmy w sumie w ciszy, nie przeszkadzało nam to jednak. Cichy wiatr, wiejący praktycznie ze wszystkich stron, nadawał tajemniczy klimat, świece przypominały mi symbol miłości, sama nie wiem czemu. Mogłabym tu zostać...
- A jak między tobą i Rikiem? - wypaliłam, chcąc przerwać głuchą ciszę. Lubię ją, jednak teraz trwała zbyt długo. Ross, słysząc te słowa, aż upuścił widelec i się lekko zakrztusił. Byłam pewna, że to pytanie go zdenerwowało, on jednak zdawał się być szczerze zadowolony.
- Rany, nawet nie wiesz jak to zabrzmiało! - zaśmiał się. - Między mną a Rikiem... - powtórzył ledwo tłumiąc napad śmiechu. - Nie jesteśmy parą! - wykrzyknął. Ja natomiast przewróciłam tylko oczami. - No ale... - zaczął już poważniejszym tonem. - Sam nie wiem. Aktualnie to nie odzywamy się do siebie.
- Dlaczego? - zapytałam z przejęciem, sącząc powoli szampana.
- To nie jest takie ważne. - bąknął zawstydzony. Wstał, podszedł do koszyczka, które stał za kwiatami, wziął je i wystawił na zewnątrz. - Deser sobie zjemy bliżej plaży, co? - zapytał, szybko zmieniając temat. - Tak szczerze to byłem pewny, że sobie poserfujemy ale głupi zapomniałem, że masz nogę w gipsie. - dodał, po czym znów chwycił mnie w ramiona. - Nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem jak się czujesz.
- Wszystko rozumiem, miałeś sporo na głowie. - powiedziałam pokrzepiająco. Blondyn jedynie się lekko uśmiechnął, następnie schylił ostrożnie po koszyk i wyszedł z altany. Zatrzymał się dopiero po kilku minutach. Ostrożnie odstawił mnie na ziemię, wyjął następnie czerwony kocyk, po czym rozłożył go na piasku. Pomógł mi usiąść, chwilę później usadowił się tuż obok mnie.
- Smakowała kolacja? - blondyn przytulił mnie mocno i wtulił twarz w moje rude włosy.
- Oczywiście, że tak. Wszystko było pyszne. - odparłam, chwytając go za rękę. - A co z Ally i dzieckiem? - zapytałam jak Ross znów podał mi szklane naczynie. Tym razem było wypełnione czerwonym winem.
- Rozstali się. - szepnął ledwo słyszalnie. Mimo tego, zdołałam go zrozumieć. Byłam w szoku, aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem. - Jak to się rozstali!?
- Przeze mnie. - jęknął. - Jestem przyczyną wielu problemów, już mam dość. Jest gorzej niż było, ogólnie jak wrócimy z trasy to się wyprowa...
- Nie możecie się wyprowadzić! - przerwałam mu, po czym wtuliłam się w niego i zaczęłam lekko szlochać. - Nie zostawiaj mnie.
- Hej, spokojnie, nie płacz. Chciałem powiedzieć, że szukam domu dla siebie, ale spokojnie, zostaje w Kalifornii. - wyjaśnił. - Postanowiłem zamknąć pewien etap w swoim życiu i zacząć nowy. Z tobą. Oczywiście jeżeli ty tego chcesz.
- Chcę, jasne, że chcę. - mruknęłam. - Ale nie rozumiem dlaczego masz zamiar mieszkać sam i... Ally chyba nie dokona aborcji? - zapytałam ze zdziwieniem. - Tyle się działo przez ten tydzień... Znowu za dużo informacji... No i dlaczego z góry zakładasz, że to twoja wina?
- Urodzi, spokojnie. Nic nie zakładam, ja to wiem bo słyszałem ich kłótnie. To był ostatni raz jak ze sobą rozmawiali.... znaczy wrzeszczeli na siebie. ,,Bo Ross to, bo Ross tamto, bo przez niego, bo to jego wina..." - chłopak zaczął cytować wypowiedzi najstarszego brata. - Wszystko robię źle, nawet już mi się nie chce przebywać w ich towarzystwie. Tylko Riker ma pretensje ale i tak odbija się to na każdym, a po naszej ostatniej rozmowie jest jeszcze gorzej. Mama nagadała mu wszystko co myślę... Kurcze, chciałem się komuś wyżalić... Źle zrobiłem, że tą osobą akurat była mama. - wzdychnął. - Mam nadzieję, że sobie jakoś w końcu życie poukładam. - dodał z lekkim uśmiechem. - Nie, nie pytaj o nic więcej. Rik nic do mnie już nie mówi, jego spojrzenia jednak ranią tak samo jak słowa. Nic na to nie poradzę. Jak przestał się wyżywać na mnie to napatoczyła mu się pod rękę Ally. Rozważam nawet odejście z zespołu, chociaż to dla mnie bardzo trudne bo mimo wszystko kocham muzykę jaką tworzymy.
- Nie możesz...
- Mogę. - przerwał mi,po czym przytulił jeszcze mocniej. Podał mi następnie deser i włączył cichą muzykę z telefonu. - Będzie dobrze, chyba. Wiem, że też masz problemy, zachowałem się jak ostatni głupek, zostawiając cię z tym wszystkim samą ale... Nawet nie wiem czy byłbym w stanie ci pomóc... Jeżeli mogę zrobić coś teraz, powiedz mi.
- Ja... Matko, mam nadzieję, że chociaż między Delly i Rattem jest okey!
- Hmm... Rozmawiają ze sobą... Tak, to byłoby na tyle. - odparł, cicho wzdychając. - Ale dość o mnie i zespole, mów co u ciebie. Jak się czuje twój brat? - zapytał, zmieniając temat. Wyczułam, że rozmowa o jego sytuacji w domu go przytłacza. Zapewne spotkał się ze mną aby chociaż na kilka godzin zapomnieć o tym wszystkim, nie będę naciskać. Na pewno nie teraz.
- Już jest lepiej, za kilka dni wróci do domu. Odzyskał już w pełni świadomość także jest dobrze. Tylko, że...
- No mów. - zachęcił mnie, czując moje zawahanie.
- Bo on... Znaczy się ja nie chcę nikogo osądzać ani podejrzewać...
- Podejrzewać? O co? - zapytał ze zdziwieniem. Ja z kolei bałam mu się powiedzieć, że Zack został otruty i, że podejrzewa znów Rossa o to całe zamieszanie.
- No o ten wypadek, co było przyczyną i takie tam. - dokończyłam niezgodnie z prawdą. Ross cały czas na mnie patrzył, jakby wiedział, że go okłamuje.
- Twój brat uważa, że to ja chciałem go otruć, myśląc, że w ten sposób cię dostanę i nikt mi w tym nie przeszkodzi. - skwitował poważnym tonem.
- Ale jak! Skąd wiesz? - czułam się niekomfortowo, nie chciałam aby to tak wyszło.
- Austin dużo z tobą rozmawia, prawda? - zapytał. Odpowiedziałam jedynie skinieniem głowy. Nie wiem dlaczego ale poczułam dziwne mrowienie w okolicach brzucha, jak Ross wypowiedział jego imię... - Da, do mnie też przyszedł ze dwa razy.
- Przepraszam... - wyszeptałam. Było mi naprawdę głupio. - Nie musisz być o niego zazdrosny. - wiedziałam, że blondynowi nie spodoba się fakt, że Austin mnie odwiedza i dużo pomaga. Ale to tylko dobry znajomy!
- Wiem. - mruknął, marszcząc brwi. - Ale kurwa dlaczego to on o ciebie dba a nie ja? - dodał w duchu.
- To Ross Lynch! - nagle dotarły do naszych uszu dość głośne krzyki grupki dziewczyn. Wrzaski nasilały się z każdą sekundą. - Tak, to on, to on!
- No nie wytrzymam! - jęknął niezadowolony blondyn, kilka sekund później oślepił nas blask fleszy a uszy zaczęły pękać od pisków napalonych nastolatek.
- Dasz nam autograf? Mogę cię przytulić? Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Ross został zasypany falą pytań, ja natomiast byłam obiektem zbędnym i każda, która chciała być bliżej chłopaka, popychała mnie jedynie na boki.
- Nie, żadnych zdjęć! - warknął, zabierając pewnej brunetce komórkę. - Nie widzicie, że jestem zajęty! - krzyczał, próbując się wydostać z objęć swoich fanek. - Kurwa mać! - kilka sekund później, ktoś mnie szarpnął i jednym, szybkim ruchem wziął na ręce. W pierwszej chwili złapał mnie dość ostry skurcz, czując ciepłe dłonie Rossa, szybko jednak doszłam do siebie. Blondyn biegł szybko przed siebie, nie odwracał się do tyłu, wiedział jednak, że ma bandę fanek na karku. - Do chuja, nawet z domu wyjść nie można! - wydarł się niezadowolony, łapiąc łapczywie oddech. Pięć minut później byliśmy już w samochodzie, dziewczyny pukały w szyby i robiły masę zdjęć, Ross z kolei, z mordem w oczach, odpalił silnik i ruszył przed siebie z piskiem opon.
- Piłeś. - powiedziałam lekko zniesmaczona.
- Lampkę wina, spokojnie, to nic takiego, jestem trzeźwy. - odrzekł, zmieniając bieg na wyższy. - Rany, dlaczego nic mi się nie udaje! - warknął, szarpiąc gwałtownie kierownicą.
- Hej, uspokój się proszę. - skarciłam go spojrzeniem. Kilka chwil później wybuchnęłam jednak śmiechem.
- Przepraszam. - wyjąkał. - Chciałem spędzić z tobą miły wieczór, jak zwykle nic nie wyszło. Dlaczego tak rechoczesz? - zapytał. Momentalnie z jego twarzy zniknął grymas niezadowolenia.
- Ja jestem innego zdania. - powiedziałam z uśmiechem. Ross spojrzał na mnie i odwzajemnił mój gest.
- Naprawdę chciałem...
- Hahaha, sławny pan Austin Moon ucieka przed bandą fanek! - krzyknęłam, wybuchając kolejną porcją śmiechu.
- Rany, to nie tak, że się ich boję czy coś, po prostu...
- O matko! - jęknęłam, wyjmując komórkę z torebki. - Już po północy!
- Księżniczka musi wybiec z balu? - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że to ja znajdę twój szklany pantofelek.
- Głupek. - zachichotałam. - O rany, mama dzwoni...
- Zostań u mnie na noc. - wtrącił blondyn jak już nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- U kogo masz zostać na noc? - zapytała już na wstępie. - Obiecałaś, że o 12.00 będziesz w domu. Tak w ogóle czyj to był głos?
- Tak mamuś ale.... - zawiesiłam się, patrząc na Rossa. - Jestem u Maji i prosi abym u niej przenocowała. Także wrócę jutro. Nie martw się, wszystko jest okey. Nie odbierałam bo się strasznie dobrze bawię i wiesz, nie mam nawet czasu zerknąć na telefon. - dodałam, nie odwracając wzroku od zadowolonej miny chłopaka.
- Ale to nie był głos Maji. - powiedziała niepewnie. - Jest z tobą jakiś chło...
- Coś przerywa, nie słyszę cię! - wydusiłam na szybko. - Jestem u Majaka, nic się nie martw. Do jutra, mamuś. - zakończyłam rozmowę, po czym nacisnęłam czerwony przycisk. - Musiałeś się tak wydrzeć do słuchawki! - zachichotałam. - Moja mama cię usłyszała! - dodałam, udając obrażoną.
- Ojej, wynagrodzę ci to. - mruknął, przygryzając wargę.
- O czym ty myślisz? - zapytałam, unosząc obie brwi w górę. On jednak nic już nie odpowiedział. Chwycił mnie ponownie za kolano, po czym nieco przyspieszył.
~~
15 minut później.
- Hej, ostrożnie tu są schody. Daj, pomogę ci. - Ross chwycił mnie w ramiona, otworzył łokciem drzwi, po czym weszliśmy do jego domu. W środku panowała zupełna cisza, było ciemno a w korytarzu stało pełno walizek.
- Ossy? - nagle usłyszałam cichy, dziewczęcy głos. To była Rydel. Stanęła przed nami w różowym szlafroku, cała zaspana i zapuchnięta. Na nogach miała duże, puchate kapcie. - Tak wcześnie? - zapytała, przecierając oczy. - O, hej Demi. - dodała gdy już mnie zauważyła. Podeszła bliżej, po czym mocno przytuliła.
- Tak, jesteśmy już. Mogę chyba jeszcze wejść? - burknął niezadowolony.
- Dlaczego zadajesz takie pytania? - blondynka posłała bratu smutne spojrzenie, chwilę później otarła łzę, która ukradkiem spłynęła jej po policzku. - Chodźcie.
- Pójdziemy do mnie, bo je... - Ross nie dokończył, wbił tylko wzrok w punkt, który znajdował się niedaleko przed nim. Zaciekawiona, co tam zobaczył, szybko odszukałam owy obiekt. - Ekhem... - chrząknął, udając, że w ogóle nie ma zamiaru patrzeć... Patrzeć na półnagą Cleo, namiętnie całującą się z Rockym.
- Oh, wybaczcie. - szatyn, jak tylko oderwał się od swojej partnerki, szybko do nas podbiegł i się przywitał. Dziewczyna z kolei, z rządzą w oczach, wlepiała wzrok w Rossa. - Moja maleńka już się spakowała także jesteśmy gotowi na najlepszą na świecie trasę koncertową! Huuraa! - wydarł się, wziął roześmianą Cleo na barana i wbiegł na górę.
- Spakowana? - zapytałam z niedowierzaniem. Nie wiedziałam co było gorsze. Widok tych igraszek, czy też fakt, że ta lalunia pojedzie z zespołem w trasę..? Spojrzałam z niepokojem na Rossa i Rydel, oni jedynie wzdychnęli i wzruszyli ramionami.
- Da...Yyy... Rocky to nasz brat, zresztą Rik zabierał Ally na nasze koncerty, nie mogliśmy mu odmówić aby i on zabrał... Swoją dziewczynę. - odpowiedział z niemałym obrzydzeniem. Wybałuszyłam jedynie oczy, nie wiedziałam jak zareagować na tą wiadomość. - Może i ty pojedziesz? Ze mną? - zapytał z ogromną nadzieją, chwytając mnie za dłonie...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
No witamy, witamy :P Zaprzsamy na nexta! Taki sobie chyba jest... Ale Maja coraz mniej ze mną pisze, no a ja, jak to ja xD Z polskiego zawsze byłam cienka :P No ale poczekajcie na trasę koncertową, tam to się będzie działo ^-^ Mam nadzieję, że to co mam w głowie, uda mi się przelać na strony bloggera xD
Do nexta :P
KOCHAM TE FOCIE <3
KOCHAM TE FOCIE <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Super rozdział:)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny;)
Jak zwykle rozdział był cudowny <3
OdpowiedzUsuńkurde znowu ta Cleo... ugh...
Nie lubie jej -,-
Czekam na next <3
Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńKocham daj szybko nex <3
OdpowiedzUsuńCudna randka*.*
OdpowiedzUsuńEhh ta głupia Cleo!!
Oby Demi pojechała w trasę:))
Ross wygląda tutaj bosko *.* śliczny :D
Czekam na next!!
Buziaki:**
Niech Demi pojedzie :*
OdpowiedzUsuńDaj scenke +18 miedzy Demi i Rossem :*
Rodzial jk zwykle boski <3