piątek, 31 lipca 2015

Rozdział XXXIV

     Ratliff stał w objęciach dziewczyny, modląc się aby Rydel ich nie nakryła. Był niemile zaskoczony jej wizytą oraz na tyle zdenerwowany, że nie miał pojęcia jak się zachować. Nic nie mówił, strach uniemożliwiał mu wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Czując delikatny zapach malin, który zawsze towarzyszył dziewczynie, mimowolnie się uśmiechnął. Z salonu dochodziły śmiechy. Toczyła się tam głośna rozmowa więc nikt nie usłyszał kto przyszedł. Perkusista nie odwzajemnił entuzjazmu brunetki, a gdy ta pocałowała go w policzek, lekko się wzdrygnął i odsunął.
- Co jest kochanie, nie tęskniłeś? - zapytała uwodzicielskim tonem, przygryzając dolną wargę. Następnie przejechała delikatnie opuszkami palców po torsie chłopaka. Ten jedynie stał jak słup soli, wpatrując się w piękne, zielone oczy dziewczyny. Nie mógł uwierzyć, że przyjechała. A przecież zdeklarowała, że ma za dużo nauki i nie ma czasu na takie wyjazdy. Perkusista, słysząc kroki dochodzące z salonu, szybko się opamiętał i wypchnął Stellę za drzwi.
- Kto przyszedł? - zapytała Rydel z wielkim uśmiechem na twarzy, wyłaniając się zza rogu małego korytarza.
- Eee... - chłopak nerwowo drapał się po głowie, zerkając kątem oka w małe okienko, które znajdowało się na drzwiach. - Wiesz co, nikt ważny w sumie. Jakiś gość szuka drogi do, ee, do czego? - zrobił minę myśliciela, głupkowato się uśmiechnął i kontynuował. - No do sklepu. To niedaleko, wyjdę i pomogę mu. - dokończył, szczerząc swoje białe ząbki. Był strasznie zdenerwowany, jego głos drżał niemiłosiernie. Dodatkowo tuptał nerwowo w miejscu, wykonując dziwne ruchy dłońmi. Starał się ukryć swój strach, wychodziło mu to raczej fatalnie. Blondynka wyczuła, że jest coś nie tak. Postanowiła jednak o nic nie pytać.
- Do dobrze Ell. - zachichotała, po czym podeszła do perkusisty i czule pocałowała w usta.
Chłopak bez namysłu przysunął do siebie blondynkę i pogłębił pocałunek. Dziewczyna nie protestowała, perkusista natomiast lekko się wahał. Czuł w głębi serca, że postępuje źle, był jednak przekonany, że nie ma aktualnie innego wyjścia.
- Kocham cię Delly, zaraz wracam. - szepnął, posłał ukochanej szeroki uśmiech i wyszedł ostrożnie z domu.
- ,,NIKT WAŻNY"!? - wydarła się Stella, patrząc groźnie na Ratliffa. - To ja już nic dla ciebie nie znaczę!?
On z kolei był nieźle skołowany i zdezorientowany. Widząc dziewczynę bliską płaczu, podszedł do niej i lekko przytulił. Cały czas zerkał kątem oka za swoje plecy, obserwując czy drzwi się przypadkiem nie otwierają.
- To nie tak, kochanie. - mruknął, pogłębiając uścisk. - Zaskoczyłaś mnie, myślałem, że masz za dużo nauki i z nami nie pojedziesz.
- Co za głupie tłumaczenie! - wybuchnęła. - Jak to nikt ważny! Co to miało znaczyć!? Jakiś gość, szukający sklepu? Co ty kombinujesz! - krzyknęła, wymachując rękoma. Perkusista szybko zakrył jej usta ręką w obawie, że ktoś ją usłyszy. W obawie, że usłyszy ją Delly...
- Ciii... Spokojne. Źle mnie zrozumiałaś...
- Wiem co słyszałam! - bulwersowała się dalej, ledwo powstrzymując łzy. - Zdradzasz mnie, Ratt... - powiedziała już płacząc.
- Nie, co ci przyszło do głowy! - bronił się perkusista. - Nie, to w ogóle nie tak.
- To dlaczego mnie wyrzuciłeś z domu!? Już mnie nie kochasz... - mówiła przez łzy.
- Bo nie chciałem cię martwić... - zaczął niepewnie, przytulając mocno do siebie Stellę. Był w pułapce. Nie wiedział czy powiedzieć ,,kocham cię", czy ,,masz rację, wybrałem Delly. Jestem z nią szczęśliwy. Zawsze byłem." Wahał się, wiedział, że czas goni go nieubłagalnie. Wszystko działo się na jego niekorzyść. Ale zależało mu na szczęściu obu dziewczyn, nie chciał ranić ani Stelli, ani Rydel. Słysząc krzyki Rikera za drzwiami, postanowił to wykorzystać. - Wybacz ale wolałem abyś nie była świadkiem tej awantury. - dokończył, przełykając ślinę.
- Co się stało? - dopytywała z wyraźnym smutkiem w oczach, odrywając twarz od klatki piersiowej chłopaka.
- Riker znowu wytoczył nam wojnę. Wolałem abyś nie słyszała tej kłótni. Byłem zdenerwowany, przepraszam. - szepnął, delikatnie całując dziewczynę w policzek. - Wybaczysz? - zapytał niepewnie, mając nadzieję, że dziewczyna połknie haczyk i mu uwierzy.
- Wybaczę. - powiedziała cicho, ocierając łzy. - To ja powinnam przeprosić. Doskonale wiem jak zachowuje się ostatnio Rik. Musi być wam ciężko. - dodała, patrzą na chłopaka z wyraźnym współczuciem.
Perkusista aż zaniemówił z wrażenia. Tak po prostu mu wybaczyła? Dla niego to lepiej, mimo wszystko musi dalej brnąć w te kłamstwa.
- Tak, właśnie. Może się przejdziemy? - zaproponował, zerkając nerwowo na drzwi. Bał się, że lada moment może stanąć w nich Rydel.
- Tak, jestem bardzo głodna. - zachichotała. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Dziękuję Ratt.
- Spokojnie, po prostu zapomnijmy o tym, dobrze? - zapytał z nadzieją. - Zapomnijmy, że w ogóle się spotykaliśmy. - dodał w duchu. Chciał to wszystko powiedzieć na głos ale strach go paraliżował. Odwzajemnił jedynie jej uśmiech i objął delikatnie w talii.
- Przykro mi, że sytuacja w waszym domu w ogóle się nie poprawiła - szepnęła, wtulając się w perkusistę. - A jak z waszą mamą? Lepiej?
- Poprawiła się, jest o wiele lepiej. No i Riker w ogóle nie wywołał wojny, kłamałem... - pomyślał chłopak. Popatrzył na Stellę i poczuł mocne ukłucie w okolicach serca. Przed jego oczami nagle pojawiła się uśmiechnięta Rydel. Chłopak przystanął na środku chodnika, odwracając głowę w stronę domu.
- Coś nie tak? - zapytała zmartwiona. - Dobrze się czujesz? Może jednak wrócimy do ciebie?
- Nie, nie. Wszystko jest okey. - powiedział ze sztucznym uśmiechem. - Znowu kłamie, nic nie jest okey. - burknął pod nosem. Dziewczyna jednak tego nie usłyszała. - Da, z panią Stormie jest już dobrze. Pamięta sporo. Najważniejsze, że przypomniała sobie o swoich dzieciach. Jesteśmy już prawie na mecie. - dodał, widząc zaniepokojoną minę dziewczyny. Nagle poczuł wibrowanie w prawej kieszeni jeansów. Wyciągnął komórkę i podświetlił ekran. Widząc zdjęcie blondynki, momentalnie na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Kto dzwoni? - dopytywała dziewczyna. Widząc zadowoloną minę perkusisty, nieco się zaniepokoiła.
- Kumpel. Ale nie będę odbierał. - powiedział stanowczo. W głębi duszy karcił się za swoje zachowanie ale nie mógł teraz rozmawiać z Rydel. Nie przy Stelli. - Napiszę mu smsa i już. Nie będzie nam przeszkadzał. - dodał, obejmując dziewczynę. Ta jedynie posłała chłopakowi szeroki uśmiech i odwzajemniła gest. Ratliff szybko wystukał wiadomość do blondynki.
,,Hej, spotkałem w knajpie kumpla z którym nie widziałem się sto lat i postanowiliśmy sobie wypić razem piwko! Mam nadzieję, że moja królewna nie będzie na mnie zła?"
Wpatrywał się w tekst dobrych kilka minut. Nie chciał oszukiwać, niestety musiał. Wysłał, po czym schował telefon do kieszeni. Na odpowiedź długo nie czekał, nie chciał jednak jej odczytać w towarzystwie Stelli.
- Dobra to pójdziemy do kawiarni. - powiedział Ratt, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. - Znam taką jedną w której serwują pyszne smakołyki! - dodał z uśmiechem. - Rydel kocha łakocie, to ją chciałem tam zabrać... - pomyślał.
- Jestem za. - zachichotała.

****
     Ross zgodził się pójść ze mną do centrum handlowego. Chodziliśmy po budynku jak normalna, zakochana para. Blondyn cały czas trzymał mnie za rękę i ani mu się śniło spojrzeć na inną dziewczynę. Czułam się nieziemsko. Mało rozmawialiśmy ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Mijający nas ludzie, patrzyli na nas z ogromnym zaciekawieniem. W sumie to bardziej na mnie i na moje męskie rzeczy. Ignorowałam jednak ich pytające spojrzenia. Cały czas myślałam nad tym, co takiego mam zrobić z Majakiem. Moje myśli rozproszyła piękna, sportowa bluza, wisząca na wystawie. Pociągnęłam blondyna za sobą i podeszłam bliżej do sklepu.
- Wchodzimy tu? - zapytał, widząc moje ogromne zaciekawienie.
Chciałam pooglądać co jeszcze oferują, jednak widząc cenę oglądanego towaru, stwierdziłam, że nie ma po co bo i tak mnie nie stać.
- Nie, chodźmy tam. - powiedziałam, wskazując mały sklep, który znajdował się kilka metrów dalej. Mam nadzieję, że tam ceny będą jednak nieco niższe.
Jak tylko weszliśmy do środka zbombardowały nas dzikie spojrzenia przebywających tam ludzi. Znów zignorowałam i podeszłam do regału z koszulkami. Oglądałam właśnie biały T-shirt w żółte kwiaty, gdy nagle przed oczami mignęła mi postać Ratliffa. Odłożyłam podkoszulek na miejsce, po czym wlepiłam wzrok w perkusistę. Nie był sam... Ale przecież ja znam tę dziewczynę... Nagle zamarłam w bezruchu, przypominając sobie kim ona jest.
- Stella. - wyszeptałam. Na moje nieszczęście blondyn, który cały czas stał obok mnie, to usłyszał.
- Co Stella, gdzie ty ją... - urwał, wpatrując się w te same postacie co ja. - Kurwa co on wyprawia? - dokończył, zaciskając pięści.
Patrzyłam na Ratliffa z niedowierzaniem. Nie dość, że szedł ze Stellą to jeszcze ją obejmował! Jak on mógł wywinąć takie świństwo Rydel... Biedna, załamie się jak się dowie. Z zamyślenia wyrwał mnie pisk dziewczyn.
- O matko! To Ross Lynch! - krzyknęły wszystkie na raz, podbiegając bliżej. - Dasz nam autograf!?
Byłam nadal w szoku, w życiu bym się tego nie spodziewała. Blondyn również nie ukrywał swojego zdziwienia. Nawet nie zwrócił uwagi na piszczące laski, które z pożądaniem w oczach, biegły w jego stronę. Ross z otwartą buzią patrzył się na całującą parę w oddali. Dopiero jak fanki zaczęły się do niego kleić, zwrócił na nie uwagę. Niechętnie rozdał kilka autografów, po czym skierował swój wściekły wzrok na mnie.
- Zabije gnoja. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Musiał być strasznie zły, ponieważ nie myśląc o konsekwencjach, ruszył w stronę przyjaciela.
- Czekaj! -krzyknęłam, zatrzymując blondyna. - Nie podejmuj pochopnej decyzji...
- Zdradza moją siostrę! - przerwał mi, odwracając się gwałtownie w moją stronę. - Co jak co ale nie pozwolę aby skrzywdził Rydel! Pajac jeden! Nie daruje mu!
Szczerze to jestem zdziwiona jego zachowaniem. Zapewne sam często postępował jak Ratliff a teraz ma do niego pretensje.
- Nie wiesz dlaczego jest tutaj z nią, spokojnie. - powiedziałam, ciągnąc blondyna za koszulkę. - Opanuj się!
Oczy wszystkich dookoła znów skierowały się na naszą dwójkę. Teraz jednak poczułam się nieswojo...
- Kurwa ślepy nie jestem! - warknął, odpychając mnie od siebie. Zachwiałam się i upadłam na podłogę. Kilka sekund później zauważyłam, że jakiś chłopak idzie w moją stronę. Już chciał zaoferować swoją pomoc, jednak blondyn był szybszy. Widząc tego przystojnego bruneta, momentalnie do mnie podszedł i objął ramionami. - Przepraszam. - mruknął, podnosząc mnie do pozycji siedzącej. - Nie chciałem, po prostu jestem wkurzony, wybacz.
- No już, już - prychnęłam, po czym wstałam o własnych siłach.
- Przepraszam. - powtórzył, po czym mnie mocno przytulił. Popatrzyłam w jego oczy i totalnie zmiękłam.
- No już dobrze. - powiedziałam z uśmiechem, wtulając się w jego klatkę piersiową. - Ja też nie mogę uwierzyć... Nigdy bym nie powiedziała, że Ratliff jest zdolny do czegoś takiego...Ale krzykiem i przemocą niczego nie załatwisz. Zrobimy tak, że ty pogadasz na spokojnie z Ellem a ja dopytam Rydel czy w końcu są razem, czy nie.
- Oczywiście, że są razem! - oburzył się nastolatek. - Gadałem z nim, powiedział, że zerwał ze Stellą tuż przed naszym wyjazdem.
- To dziwne... - wyszeptałam. Było mi strasznie smutno, blondynka na pewno przeżyje szok jak się dowie.
- Nie mogę czekać, pójdę do niego i wygarnę mu wszystko, póki jestem z tą sytuacją na świeżo. - powiedział, delikatnie odsuwając się ode mnie. Zaczął się rozglądać i szukać wzrokiem przyjaciela, jednak bezskutecznie. Przepadł jak kamień w wodę. - No i polazł gdzieś. - burknął blondyn.
- Spokojnie, pogadacie w domu.Chodź, kupię te bluzkę i pójdziemy jeszcze do sklepu z bielizną. - powiedziałam, podchodząc ponownie do półki na której były rozłożone luźne t-shirty. Kątem oka zauważyłam, że na wspomnienie o bieliźnie na twarzy Rossa pojawił się uśmiech. Nic nowego, postanowiłam to zignorować. Wzięłam kilka koszulek i udałam się do przymierzalni. Nadal byłam przerażona tym co zobaczyłam ale nie mogę z góry oceniać Ella. Trzeba porozmawiać... Zaczęłam powoli ubierać wszystkie bluzki po kolei. Kurcze wszystkie pasowały idealnie i były na prawdę super. Ale moje fundusze są strasznie szczupłe więc byłam zmuszona kupić tylko jedną. Wybrałam te białą w żółte kwiaty. Rydel mówiła, że Ross lubi ten kolor...
- Mieliśmy zrobić przecież zakupy. - wtrącił blondyn, widząc że kieruje się w stronę kasy.
- No przecież już zrobiłam. - powiedziałam, posyłając chłopakowi pytające spojrzenie.
- W koszyku masz tylko spodnie i koszulkę. - zdziwił się, unosząc obie brwi w górę.
- Yyy no bielizny tu nie ma, pójdziemy do innego sklepu. - odpowiedziałam jakby to było oczywiste. No dla mnie było. Kupiłabym więcej rzeczy ale było mi wstyd przyznać się, że po prostu nie mam więcej pieniędzy.
- Wiesz... - zaczął przeciągle blondyn. - Dla Rydel ,,zakupy" oznaczają co najmniej dziesięć toreb z ciuchami i kolejne dziesięć z butami a o biżuterii już nie wspomnę.
- Gdybym była taka bogata moje wyjście do sklepu wyglądałoby tak samo. - pomyślałam. - Mi tyle wystarczy. - skłamałam.
- Konkretna jesteś. - powiedział, przygryzając dolną wargę. - Lubie takie. - dodał półszeptem, klepiąc mnie w tyłek. Skarciłam go za to spojrzeniem ale widząc jego usta wykrzywione w podkówkę, mimowolnie się uśmiechnęłam. Ross wyrównał krok z moim i chwycił mnie delikatnie za dłoń, splatając nasze palce. Poczułam przyjemne dreszcze i mrowienie w dolnych okolicach brzucha. Przytuliłam się do niego i razem podeszliśmy do kasy. Wyłożyłam na ladę moje rzeczy i sięgnęłam do kieszeni po moją kartę kredytową. Kiedy już chciałam zapłacić, blondyn wyciągnął rękę w kierunku czytnika i przyłożył plastikowy przedmiot. Nagle usłyszałam ciche piknięcie, po czym kasjerka podała mi zapakowane rzeczy i życzyła miłego dnia. Spojrzałam pytająco na blondyna. On jednak ponownie chwycił moją dłoń, po czym delikatnie pociągnął w kierunku wyjścia.
- Nie musiałeś za mnie płacić. - powiedziałam po dłuższej chwili. To był bardzo miły gest ale jakoś źle się z tym czułam. Jeszcze nikt, poza rodziną oczywiście, nie płacił za mnie.
- Nie musiałem. - odpowiedział. - Ja nigdy nic nie muszę. Ale chciałem. - dodał.
- To miłe... - pomyślałam. - Dzięki. - szepnęła, uśmiechając się do blondyna. - O, chodźmy tu. - powiedziałam, pokazując palcem sklep z damską bielizną. Chłopak z głupią miną wszedł za mną. - Tylko nie zrób nic głupiego! - dodałam, widząc roztańczone, czekoladowe iskierki w jego oczach. Ross nic nie odpowiedział. Przygryzł jedynie dolną wargę, po czym zaczął obserwować smukłe dziewczyny, które wybierały staniki. Faceci... Ja natomiast od razu skierowałam się do odpowiedniej półki i zaczęłam wertować.
- Dlaczego wzięłaś takie pieluchy. - burknął, patrząc na majteczki, które trzymałam w dłoniach. - Weź te. - dodał, pokazując mi żółte, koronkowe stringi. Mimowolnie moje policzki przyjęły purpurową barwę.
- Widzę, że humorek ci wrócił?  - odrzekłam zawstydzona, wyrywając mu je z dłoni. - Miałeś się zachowywać! - dodałam, widząc rozbawioną minę blondyna.
- Nadal jestem wściekły na Ratliffa. - zaczął, biorąc znów ten kawałek firany. - Ale chętnie zobaczyłbym cię w nich. Hmmm... Może dziś wieczorem?
- Ross... - nie wiedziałam co powiedzieć. - Wiesz, j-aa, ja chyba niedługo wrócę do domu tak ogólnie... - dokończyłam. Byłam pewna, że blondyn się wścieknie, on jednak wyraźnie posmutniał. Czekałam na jego rekcję.
- Chodzi o te docinki Ratta i Rockiego? - zapytał zrezygnowany. - Weź się nimi nie przejmuj. Pacany z nich i tyle. Jesteś moją dziewczyną i nie obchodzi mnie nikt inny. Jak cię wkurzają to zrobię z nimi porządek i już.
- Nie, nie chodzi o nich. Chociaż to co mówią troszkę mnie zawstydza. - odrzekłam, patrząc blondynowi w oczy. - Dziwnie się czuję jak mówią o tym...
- To nie słuchaj, zostań. - powiedział, chwytając mnie za dłoń. Znów ta przyjemna fala ciepła mnie ogarnęła....
- Ross chodzi o to, że muszę nakłonić Majaka aby nie usuwała dziecka, brat w ogóle nie dzwoni, martwię się. - szepnęłam, przysuwając się do niego.
- I tyle? - powiedział zaskoczony. - Nadal masz zamiar pomagać tej dziewczynie? Karmiła cię samymi kłamstwami, daj sobie spokój, niech robi co chce.
- Nie wiem, nie wiem co mam robić. - powiedziałam półgłosem, wtulając się w blondyna.
- Narazie o tym zapomnij i zostań ze mną. Jak wrócimy to razem zabierzemy się za te problemy. - zaproponował.
- Muszę to przemyśleć, dobrze? - zapytałam z uśmiechem.
- No skoro musisz. - odpowiedział, wkładając mi żółte stringi do torby. - Przydadzą się. - dokończył, widząc moje pytające spojrzenie.
Przewróciłam tylko oczami i podeszłam do półki ze skarpetkami. Wynalazłam kilka par dla siebie. Nie są drogie więc mogę zaszaleć...
- Hej, kupić ci takie? - zapytałam, ledwo tłumiąc śmiech. W rękach trzymałam jebitnie różowe skarpetki.
- W sumie jak już tu jestem to tak. - odpowiedział z zadziornym uśmieszkiem, po czym, ku mojemu zaskoczeniu, wpakował je do torby.
- Serio? - zapytałam rozbawiona. Myśl o problemach momentalnie uleciała. Na prawdę czułam się dobrze w towarzystwie Rossa...
- A dlaczego nie? - odpowiedział z uśmiechem.
- Ok... Jeszcze stanik. - mruknęłam. Podeszłam do ogromnego stoiska i zaczęłam wertować. Oby tylko Ross nie wtrącał swoich trzech groszy typu ,,ten ci będzie za duży,, albo coś... Od czasu do czasu zerkałam na niego kątem oka. Ku mojemu zadowoleniu stał spokojnie, opierając się o przebieralnie. Wzięłam kilka biustonoszy w rękę i zaczęłam iść ku niemu. Zdawało mi się, że z każdym moim krokiem banan na jego twarzy stawał się coraz większy.
- Muszę przymierzć. - wydukałam zawstydzona. Blondyn zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. - Nie rób czasem nic głupiego. - dodałam dla pewności. Ross nic nie odpowiedział. Weszłam więc do środka i ściągnęłam koszulkę. Nagle poczułam, że blondyn obejmuje mnie od tyłu. Szybko zakryłam swój biust i posłałam chłopakowi niemiłe spojrzenie.
- Ross co ty robisz? - chciałam krzyknąć ale wolałam nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi.
- No co jest kochanie? W nocy byłaś bardziej śmiała. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Szybkim ruchem wyrwał z mojej ręki podkoszulek, po czym obrócił mnie w swoją stronę. Momentalnie przylgnęłam do niego całym ciałem. Chciałam go ochrzanić ale w sumie podobało mi się to co robił.... NIE! Demi, opanuj się!
- Przestań w tej chwili. - powiedziałam stanowczym tonem. Ku mojemu zdziwieniu blondyn przestał błądzić dłońmi po moim ciele.
- Dlaczego się tak spinasz? Przecież widziałem cię już nago. - szepnął, całując mnie w szyję.
- Wiem, ale... - zawiesiłam głos, znowu przypomniałam sobie ostatnią noc. Zrobiło mi się ciepło, bardzo ciepło. - Ale nie tu Ross.
On jednak nie chciał przestać. Zaczął delikatnie zsuwać ze mnie spodenki, drugą ręką pieścił moje piersi. Zaczęłam powoli oddawać się chwili... Po kilku sekundach złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Gdy wsunął rękę pod szorty, próbując dostać się do mojej kobiecości, postanowiłam jednak to przerwać.
- Daj spokój, proszę. - wyszeptałam, próbując odepchnąć od siebie chłopaka.
- No już dobrze, dobrze. - mruknął, pocałował mnie w policzek, po czym odsunął się ode mnie. Niechętnie, ale jednak. - Ale zostaniesz? - dodał z uśmiechem.
- Zostanę. - odrzekłam, łapiąc oddech. - Ale teraz już idź, dobrze?
Blondyn nic nie odpowiedział. Cmoknął mnie w usta, po czym wyszedł z ogromnym bananem na twarzy. No i niemałym namiocikiem w kroczu.

****
     - Ja chcę naleśniki. Dużą porcje, z czekoladą i ananasem. - powiedział blondyn, spoglądając na kelnerkę zza menu, które trzymał tuż przed twarzą. - A ty kochanie, co sobie życzysz? - dodał, patrząc mi prosto w oczy. Zarumieniłam się. Znowu. Jednak patrząc na zawartość mojego portfela, jedyne na co mnie stać w tej restauracji, to woda.
- Nie jestem głodna, wiesz? - skłamałam, odkładając jadłospis na stół.
- Na pewno jesteś. - powiedział, obejmując mnie ręką. - To w takim razie poproszę naleśniki x2. - dodał, kierując się na kobietę, która zapisywała nasze zamówienie.
Na swoje danie nie czekaliśmy długo. W między czasie rozmawialiśmy troszkę na temat Matta i Majaka. Nic jednak nie udało nam się do końca ustalić. Zjedliśmy w ciszy. Na moje szczęście Ross znowu za mnie zapłacił. To miłe. Poszliśmy jeszcze na lody, po czym stwierdziliśmy, że już pora wrócić do domu. Szliśmy spacerkiem więc troszkę nam zeszło. Cały czas Ross tulił mnie do siebie, opowiedział mi troszkę o swojej karierze i zespole. Słuchałam wszystkiego z zaciekawieniem. Doszłam do wniosku, że moje życie jednak jest totalnie szare... Dopiero spotkanie blondyna spowodowało, że wkradło się w nie kilka kolorów. Chcę więcej... Gdy doszliśmy już na miejsce podwórko było czyste. Ogrodzenie nadal w kawałkach, auta jednak zostały zawiezione do mechanika.
- Mam nadzieję, że moja maleńka fura mi jeszcze posłuży. - wtrącił blondyn. - Wypaść z prostej drogi... No nie wierzę.
- Oj, będzie dobrze. - powiedziałam, całując go w policzek. - Chodź.
Weszliśmy do środka. Ku mojemu zaskoczeniu na kanapie siedziała jeszcze Cleo. Ale nie to przykuło moją uwagę. Obok niej znajdował się Ratliff. Obejmował ramieniem Rydel. Jak Ross to zobaczył to od razu jego twarz nabrała groźnego wyrazu. Perkusista, spoglądając na najmłodszego członka zespołu, nieco się wzdrygnął. Jakby wyczuł, że blondyn o wszystkim wie.
- Tylko spokojnie. - szepnęłam mu do ucha. Burknął jedynie coś pod nosem. Mam nadzieję, że nie narobi awantury przy wszystkich.
- Czekaliśmy na was. - powiedział Riker, wstając z kanapy.
- Tak, a co? Macie jedzenie? - zapytał Ross, rozglądając się dookoła.
- Nie... Ale chciałem coś powiedzieć. - odrzekł nieco zdenerwowany. - Siadajcie.
Odłożyliśmy zakupy w korytarzu, następnie zrobiliśmy to, o co poprosił.
-  Na początek chciałem was bardzo przeprosić za moje ostatnie zachowanie. - zaczął, przełykając ślinę. - Mieliście rację. Za bardzo wpatrzyłem się w idealny wizrunek zespołu. Nie miałem dla was czasu, wybaczcie. Obiecuję, że od teraz każdy będzie mógł na mnie liczyć i stary, dobry Rik wróci. - dokończył, spoglądając na Rossa. Wszyscy zrobili głośne awww, tuląc się jednocześnie. Następnie basista powoli wyjął z kieszeni malutkie pudełeczko, po czym klęknął przed Ally.
- Kochanie... - zaczął załamującym się głosem. - Wiem, że ostatnio między nami dużo się wydarzyło ale... Bardzo cię kocham. Kocham ciebie i nasze dziecko najbardziej na świecie. Nie wyobrażam sobie życia bez was. - dokończył, patrząc w zaskoczone oczy dziewczyny. - Wyjdziesz za mnie?


NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Next już jest. Tak jak pisałyśmy - piątek pod wieczór :P Mnie się osobiście nawet podoba. Oceńcie sami i podzielcie się sugestiami w komentarzach :D

OMG jaka jestem szczęśliwa! Koncert w Wawie się już wyprzedał i R5 przenieśli go do większego klubu < 3 Polska taki mały, zdupczały kraj ale blondi kocha całym serduszkiem < 3 SUPER :D Nie mogę się doczekać! :D

OSSIK *U*


Dobrałabym się do niego... Ah dobrałabym się...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

środa, 29 lipca 2015

Notka

Hej kochani. Wiemy, że już tydzień nie było nexta, wiemy. Wakacje przeżywamy pełną parą więc czasu na kompa mamy mało. Ale next się pisze, jest już prawie skończony. Jednak jeszcze trzeba poprawić błędy i niektóre dialogi. New rossdział pojawi się w piątek pewnie pod wieczór. Wytrzymajcie do tego czasu, prosimy :D


W.A.K.A.C.J.E

środa, 22 lipca 2015

Rozdział XXXIII

      Głośny huk zatkał moje uszy i spowodował ostry ból. Po kilku minutach jednak się ocknęłam i spojrzałam przed siebie. Kawałeczki zakrwawionego szkła na ziemi, ciemny dym, który unosił się w powietrzu, drażniąc nasze gardła. To jedno. Rzuciłam wzrokiem troszkę dalej. Część ogrodzenia była dosłownie w strzępkach. Ale co się stało? Tkwiłam w bezruchu, wpatrując się w czarne audi, które wjechało prosto w żółty samochód, który stał przed drewnianym domkiem. Kątem oka zauważyłam, że reszta robi to samo. Riker wraz z Ally stali najbliżej. Nikt z nich jednak się nie ruszył, byli chyba w szoku. Kilka szkieł leżało dosłownie pare metrów od dziewczyny. Zanieczyszczone spalinami powietrze dawało o sobie znać, Ally zaczęła kaszleć. Rydel szybko wciągnęła ją do domu, obawiając się, że ostry dym zaszkodzi dziecku. Riker natomiast się ocknął i podbiegł bliżej do samochodu. Ku jego zaskoczeniu drzwi od kierowcy zaczęły się lekko uchylać. Z czarnego auta wyszła nagle jakaś dziewczyna. Lekko krwawiła, basista bez namysłu do niej podbiegł i pomógł przedrzeć się przez gęstą powłokę pyłu i dymu. Reszta familiady patrzyła się na najstarszego, nikt nie pomógł. Wtuliłam się w Rossa, on jednak wpatrywał się w swoje roztrzaskane auto z niedowierzaniem.
- D-d-dziękuję. - powiedziała nieznajoma, kaszląc niemiłosiernie. - No i przepraszam, przepraszam! Wpadłam w poślizg i zjechałam na wasze podwórko!
- Nic się nie stało, dobrze, że ty jesteś cała. - wtrącił najstarszy, prowadząc dziewczynę w naszą stronę.
- Mój samochód... - wymamrotał Ross.
- Najmocniej przepraszam! Nie chciałam! - krzyczała nadal, posyłając blondynowi przepraszające spojrzenie. - To był wypadek!
Wcześniej dym uniemożliwiał mi zidentyfikowanie nieznajomej. Teraz jednak miałam ją jak na dłoni. Była raczej w naszym wieku. Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i białą koszulkę z ogromnym dekoltem, który po części był zasłoniony przez jej długie, kasztanowe, kręcone włosy. Na nosie miała duże okulary, na nogach natomiast buty na ogromnym obcasie. Jak można w takich szczudłach prowadzić samochód!? Mimo wszystko z twarzy była dość sympatyczna. Reszta zespołu natomiast zaczęła lekko chichotać, spoglądając kątem oka na Rossa. Riker również miał ogromnego banana na twarzy. Nieznajoma była w szoku, widząc roześmiane twarze całej gromady, dodatkowo się zdezorientowała. Ross z kolei z grobową miną, powolnym krokiem szedł w stronę swojego żółtego samochodu. W tej samej chwili z domu wybiegła Rydel i podeszła do dziewczyny.
- Chodź do środka, nie przejmuj się. - powiedziała wesoło, chwytając nieznajomą za dłonie. - Trzeba opatrzyć rany. Rydel, mam na imię Rydel. A ty?
- Cleo. - powiedziała, kierując wzrok na mnie. - Bardzo mi miło, przepraszam jeszcze raz za kłopot. - dokończyła, odwracając się w stronę rozbitych samochodów. - O matko! Pokryje koszty, obiecuję... Trzeba zadzwonić na policję.
- Na policję? - zapytała Rydel. - Mamy już ich dość, serio. - dodała, widząc pytające spojrzenie nastolatki. - Poradzimy sobie bez nich.
- No dobrze, jednak nalegam. - prosiła, wodząc wzrokiem po roześmianych twarzach domowników.
- Haha nie trzeba! Przytul lepiej naszego biednego blondaska. - zachichotał Ell, ledwo łapiąc oddech. - Ei, Ross! Tylko nie płacz! - krzyknął, kierując się w stronę przyjaciela.
Zauważyłam, że chłopak stoi obok swojego samochodu i zbiera resztki prawego lusterka. Minę to miał jakby ktoś kogoś zabił. Serio. Rydel, patrząc na najmłodszego brata, nieco posmutniała, jednak jej oczy nadal były roześmiane. Dwa w jednym. Reszta podeszła do Rossa, Riker poklepał go po plecach, Ell zaczął szukać części od lusterka a Rocky przeglądał samochód, badając co nadaje się już na złom. Nie wiedziałam za bardzo co zrobić, przywitać się z Cleo czy pocieszyć Rossa. Ostatecznie wybrałam blondyna, podeszłam do niego i mocno przytuliłam.
- Hmmm jak mniemam wasze łóżko wygląda podobnie? Ohhh, ahh... - wymamrotał Ell. Od razu został zbombardowany wzrokiem przez Rydel. Riker natomiast spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami. - Mocniej Ross, mocniej! - krzyczał Ratliff. Chwilkę potem dołączył do niego Rocky.
Ross stał niewzruszony, patrząc na samochód. Zdawało się, że ma w nosie to co mówią. Ja natomiast spaliłam buraka. W nocy było mi tak dobrze, że zapomniałam, że w domu nie jesteśmy sami... Pewnie wszystko słyszeli! Speszona, wtuliłam twarz w klatkę piersiową Rossa i czekałam aż to wszystko się uspokoi. Do tego wszystkiego słuchała nas Cleo! Tylko sobie wstydu narobiłam, nie lubię jak ktoś mówi o tak intymnych rzeczach...
- Moja pierwsza stłuczka. - wyszeptał Ross. - Kurwa, nawet z podwórka nie wyjechałem. - dodał nieco głośniej. Na jego twarzy jednak zagościł uśmiech. - Dobry jestem...
Po tych słowach wszyscy wybuchnęli śmiechem, Ross natomiast mocno mnie przytulił. W drugiej ręce nadal miętolił zbite kawałki lusterka.
- Wybacz, nie chciałam... - powiedziała Cleo, podchodząc do nas bliżej. Miała nadal wystraszoną minę. Musiała serio się tym przejąć.
- Eee, trudno. - wyszeptał blondyn. W jego oczach jednak zauważyłam lekki smutek.
- Powinieneś jej podziękować! - wtrącił Riker. - Przynajmniej teraz nie będziesz musiał jeździć takim żółtym złomem! - zażartował, klepiąc brata w ramię.
- Spadaj, to dobry samochód! - bronił się Ross. - Zawiozę do mechanika i będzie jak nowy.
- Hahaa nie płacz, to nie Luna! Spokojnie. - powiedział Rocky. - No łóżko na bank będziesz musiał kupić nowe. - dodał, patrząc na mnie.
- A ja se kupie zatyczki do uszu... - wtrącił Ell. - Ohhh..., ahh co nie Demi?
Nic nie odpowiedziałam. Szybko wbiegłam do domu, omijając zdezorientowanego Rikera. Rydel pokręciła tylko głową, po czym zarządziła aby już wejść do środka i zadzwonić po mechanika. Wszyscy pokornie wykonali to, o co poprosiła blondynka. Dziewczyna następnie pomogła opatrzyć małe rany Celo, zaparzyła herbatę i wszyscy, prócz mnie, usadowili się w salonie na kanapie. Rozmawiali o tym co się stało, wypytywali dziewczynę skąd jest i gdzie mieszka. Okazało się, że nastolatka ma domek niedaleko dzielnicy w której mieszkają Lynchowie. Zapewne z powodu ciągłych tras i występów nawet nie widzieli jej w okolicy. Ross chwilę siedział z rodzeństwem, po czym udał się na górę.
- Hej mała. - powiedział, przekraczając próg pokoju. - Co ty tak właściwie robisz?
- Idę na zakupy. - odpowiedziałam, próbując dopasować pasek chłopaka do mojej talii. Za nic mi to nie szło. Nagle poczułam, że Ross obejmuje mnie od tyłu. Szybko go od siebie odsunęłam.
- Co się dzieje? - zapytał, unosząc obie brwi w górę.
- Nic, Ross. Nic. - odpowiedziałam, grzebiąc w jego torbie, szukając czegoś, co skutecznie utrzymałoby jego spodnie na mojej pupie.
- To dlaczego mnie unikasz? - dopytywał. Nie chciał dać mi spokoju.
- Nie unikam. - skłamałam. Widząc jego zniechęconą minę, dodałam. - No dobra. Wiesz, co? Po prostu mi wstyd.
- Wstyd? - powtórzył z niedowierzaniem. Podszedł do mnie i znów mnie przytulił. - Ale nie rozumiem dlaczego.
- Jak to dlaczego! - oburzyłam się. - Wszyscy nas słyszeli! - na wspomnienie ostatniej nocy aż się zarumieniłam, po czym schowałam twarz w dłoniach.
- Chciałaś tego. - powiedział spokojnie. - Widząc co wyprawiasz w łóżku, byłem pewien, że ci się podobało. - dokończył, chwytając moje dłonie. - No chyba, że się mylę.
Nagle poczułam mrowienie w dolnych okolicach brzucha. Przypomniałam sobie smak jego ust i nasze jęki rozkoszy.... Ah!
- Nie mylisz się... - wyszeptałam, patrząc w jego oczy. - Ale to był mój pierwszy raz, do tego wszyscy słyszeli! Głupio się czuję. No i ta sytuacja na dole. Ross, ja nie miałam na sobie koszulki!
- To, że był pierwszy nie oznacza, że ostatni. - powiedział, przygryzając dolną wargę. - No i ja tam nie narzekam jak nie masz nic na sobie. Masz piękne ciało. - ostatnie zdanie wyszeptał mi prosto do ucha. Aż się wzdrygnęłam.
- Ale wszyscy na nas dziwnie patrzyli, oni wiedzą... - powiedziałam, wtulając twarz w jego klatkę piersiową.
- Niech wiedzą, że cię kocham. - odrzekł półszeptem. - To co. Ta Cleo tu jest więc pewnie wyjazd odłożymy na wieczór. Pojadę z tobą na te zakupy.
- Rydel mówiła, że nie znosisz chodzić po sklepach! - zachichotałam.
- Bo nie lubię. - odrzekł, przechylając głowę lekko w prawo. - Ale z tobą pojadę. - dokończył, po czym złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.

****
     Na dole nadal wszyscy rozmawiali, śmiali się i wygłupiali. Cleo okazała się szczerą, roześmianą dziewczyną. Od razu zyskała sympatie Rydel jak i pozostałych domowników. Gdy tylko zeszłam z Rossem na dół wzrok wszystkich tam zgromadzonych, został skierowany na naszą dwójkę. Ratliff spojrzał porozumiewawczo na Rockiego, po czym oboje zaczęli się śmiać.
- Ahhh, ohhh, ummm... Ross! - krzyknął nagle perkusista, udając, że dyszy.
- Co, chciałbyś tak? - zachichotał blondyn. - Rydel jednak jest bardzo ostrożna. Musisz poczekać. - dokończył, wytykając siostrze język. Ratliff i Rydel spojrzeli po sobie, po czym się zarumienili. - No i masz, ja wiem jak wyeliminować leszczy. - dodał blondyn, omijając zwinnie psią zabawkę na podłodze.
Rocky zaczął rechotać, perkusista był zbity z tropu, nie wiedział co powiedzieć. Rydel z kolei zrobiła się czerwona jak burak i cały czas spoglądała na mnie. Ally zdawało się, że rozumie o co chodzi, Riker jednak siedział z łokciami opartymi o blat stołu i nie ogarniał co się dzieje. Pani Stormie patrzyła na to wszystko z dystansu, mimo wszystko na jej twarzy gościł uśmiech. Zauważyłam, że Cleo szybko i zwinnie zarzuciła włosy za plecy, odsłaniając ogromny dekolt, po czym podbiegła do blondyna i zarzuciła mu ręce za szyję. Ross, zaskoczony tą sytuacją, puścił moją dłoń, po czym objął dziewczynę w talii.
- Co ty robisz do cholery. - oburzył się, po czym szybko odepchnął nastolatkę od siebie. Ku memu zaskoczeniu nawet nie zerknął jej w biust. A miała się czym pochwalić. Szybko chwycił ponownie moją dłoń i posłał dziewczynie niemiłe spojrzenie. Zgaduję, że nadal był zły za samochód.
- Chciałam cię po prostu jeszcze raz przerosić! - broniła się. - Twoje rodzeństwo mi powiedziało jak bardzo zależało ci na tym samochodzie.
- Nie zależało, tylko zależy. - poprawił ją Ross. - Jeny, stało się. Trudno. - dodał, wzruszając ramionami. - Kobieta za kierownicą kurwa. Potrafi wypaść nawet z prostej drogi. - burknął pod nosem jakby do siebie. Ja jednak usłyszałam co powiedział i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- No właśnie, dlatego mi głupio! Powiedz mi proszę jak mogę się za to zrekompensować? - powiedziała dość uwodzicielskim tonem, świecąc swoim ogromnym dekoltem przed twarzą Rossa. Ten kątem oka na nią spojrzał, jednak po chwili się opamiętał, chwycił mnie w talii, po czym powiedział.
- Mówiłem. Trudno. Poradzę sobie. - odchrząknął. - Idziemy na zakupy. - dodał, widząc pytające spojrzenie siostry.
- Hahna czyli jednak łóżko nie dało rady! - wtrącił Rocky z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. - Teraz kupcie takie masywniejsze bo drugiej tury pewnie też by nie wytrzymało!
Riker chyba już ogarnął i zorientował się dlaczego jego brat posyła w stronę Rossa tego typu docinki. Basista spojrzał się na mnie z wybałuszonymi oczami, chciał coś powiedzieć, jednak chyba był za bardzo zaskoczony. Jego usta ani drgnęły.
- Pff. - prychnął Ross, po czym delikatnie pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Nagle po pomieszczeniu przeszedł głuchy dźwięk.
- Oj, przepraszam. - powiedziała Cleo, wyjmując komórkę z kieszeni. - Mama, muszę odebrać. Pewnie się martwi czemu nie ma mnie jeszcze w domu. - dokończyła, po czym szybko wyszła z domu. Lynchowie jedynie kiwnęli głowami w geście zrozumienia.
- Kurwa Matt, czego chcesz! - burknęła do słuchawki, rozglądając się na boki, czy aby na pewno nikt jej nie podsłuchuje.
- Jesteś już u Lynchów? - dopytywał rudzielec.
- Tak, przeszkadzasz mi. - powiedziała oschle. - Ale ci powiem, że ciężko będzie. Ross klei się do tej rudej jak nie wiem co. Dekolt i krótka spódniczka mi nie pomagają. Muszę wytoczyć cięższe działa.
- Kurwa to rusz się! Wiesz co masz robić. - warknął Matt.
- Wiem, wiem... - wymamrotała. - Aktualnie upozorowałam mały wypadek. Miałeś rację, Lynchowie przyjęli mnie z otwartymi ramionami, nawet nie dzwonili po policję. Głupki...
- No i dobrze. - wtrącił rudzielec. - Pamiętaj, interesuje cie tylko Ross. Masz go odsunąć od Demi.
- Tsaa... Z tym będzie ciężko. - wydukała. - Coś mi się wydaje, że się przespali i chyba ogólnie są parą. Trzymali się za ręce.
- Kurwa, nie tak miało być! - oburzył się Matt. - No nic, masz ich rozdzielić. Za wszelką cenę. W ostateczności zabij blondyna, zrozumiałaś?
- Zrozumiałam. - chrząknęła zgryźliwie. Nie usłyszała odpowiedzi, ponieważ Matt się rozłączył.
W tym samym czasie.
- Czy ja dobrze zrozumiałem? - zapytał zszokowany Riker, zaraz po wyjściu Cleo. - Mam nadzieję, że to o czym teraz myślę...
- Dobrze, że nie słyszałeś. - przerwał mu Rocky.
- Daa... Ściany drżały, szklanki pękały a drewno nad kominkiem o mało nie sturlało się na taras! - dodał z przekąsem perkusista.
- Ale on przynajmniej wie do czego służą gumki. - wtrącił ponownie Rocky. - Chyba wie. No jest jeszcze taka opcja, że będzie bawić rudowłose dzieciątko. - wypalił, ledwo tłumiąc śmiech.
- Oh, zamknijcie się. Niedobrze mi się robi jak was słucham. - powiedziała ze złością Rydel. - Są razem więc nie rozumiem o co wam chodzi.
- Aha, czyli jednak dobrze myślałem... - szepnął Riker. - Młody chyba jednak przegina. Trzeba z nim porozmawiać, trochę za bardzo się rozkręca.
- Ooo mówi to gość, który nie wie co to gumka. - zachichotał Rocky.
- Wiem co to jest. - odburknął najstarszy.
- Ally chyba jednak nie widziała...
- ZAMKNIJ SIĘ. - wtrąciła Rydel, zaciskając ze złości pięści. Chłopak jedynie uniósł ręce w geście bezradności. Basista mimowolnie się uśmiechnął. - Co miałeś na myśli mówiąc, że za bardzo się rozkręca? - zapytała, kierując wzrok na najstarszego.
- No najpierw Maja, pewnie po drodze inne panny, teraz Demi. - powiedział, drapiąc się w głowę. Po chwili jednak zamilkł, ponieważ jego mama spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ross nie szanuje dziewczyn? - zapytała, wodząc wzrokiem po swoich dzieciach.
- Jasne, że szanuje mamo. - powiedziała Rydel, karcąc jednocześnie basistę spojrzeniem.
- Pamiętam, że opowiadał mi jak będzie wyglądała jego pierwsza randka z tą jedyną, idealną dziewczyną... - zamyśliła się.
- Pamiętasz!? - wybuchnęli jednocześnie, wpatrując się w swoją rodzicielkę.
- Tak. Dość dokładnie opisał mi to wszystko. - odrzekła. Wszyscy szeroko się uśmiechnęli. Wiedzieli, że już są na dobrej drodze aby ich mama odzyskała pamięć.
- No a... - zaczął niepewnie Riker, spoglądając raz na Rydel, raz na Ratliffa. - A wy?
- Co my!? - krzyknęła zdenerwowana blondynka. - Nie ma żadnego my! Jest on i ja. Tyle. Nic. No coś ty! - majaczyła, próbując zatuszować swój związek. Basista jednak bacznie ich obserwował.
- Oj no przestańcie! Rydellington jest prawdą! - wybełkotał Rocky, który już nie mógł tłumić tego w sobie. Rik wybałuszył oczy, chciał to skomentować, jednak w tej samej chwili do salonu weszła Cleo.
- Rodzice. - zachichotała. - Powinnam już się zbierać... Ale. Nie mam niestety czym. - dodała z udawanym smutkiem w głosie.
- Myślę, że możesz zostać na noc. Potem sobie spokojnie wrócisz do domu. - powiedziała wesoło Rydel.
- Oh, jak miło! Dziękuję. Nie odwdzięczę się wam. - zachichotała, po czym usadowiła się wygodnie na kanapie.
W tej samej chwili w domu rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
- Otworzę. - krzyknął Ratliff, który chciał jak najszybciej ulotnić się z salonu i uniknąć dalszej rozmowy z Rikiem. Podszedł wesołym, skocznym krokiem do drzwi, po czym je otworzył.
- Cześć kochanie! - przywitała go Stella, zarzucając ręce za szyję perkusisty.

NOTKA


Joł, cześć i czołem !

Kolejny rossdział! Cieszycie się :D? Szczerze to ja bardzo hehe xd Pisałam, że nexty będą dodawane rzadziej niż ostatnio bo są wakacje. Uszanujcie to proszę :D Pomysły na rozdziały są, jednak czas uniemożliwia nam zapisanie ich w wordzie :P Wybaczcie, w okolicy mam narty wodne. Spędzam tam sporo godzin po pracy. Kocham to! Polecam :P Maja beze mnie nie będzie pisać, mój chłopak beze mnie nie chce wychodzić... hehe trzeba to jakoś pogodzić :3

Mamy jednak nadzieję, że się Wam ten rossdział spodobał i prosimy o komentarze! 

Cleo niedługo zostanie dodana do listy bohaterów :3




OMG ta wypukłość w kroczu *u*
XD

BRAŁABYM XD


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 32

     SCENA +18 !!

Czytasz na własną odpowiedzialność!

     Nagle znalazłam się pod blondynem. Pojęcia nie mam kiedy to się stało. Nadal mnie namiętnie całując, błądził dłońmi po moich nagich udach. Czułam przyjemne dreszcze i mrowienie w dolnych okolicach brzucha. Byłam jednocześnie sparaliżowana i ... rozluźniona? Nie wiem, bez większego namysłu odwzajemniałam pocałunki. Założyłam ręce na jego kark i wplotłam je w jego farbowane włosy. Starałam się jednak kurczowo trzymać nogi razem. Ross jednak posuwał się nieco dalej i próbował mi je rozłożyć. Przeniósł dłonie na moją talie i zaczął pieścić językiem moją szyję. Po kilku sekundach włożył jedną rękę pod mój, w sumie jego, t-shirt, drażniąc jednocześnie moją skórę opuszkami palców. Nigdy nie czułam się tak cudownie... Blondyn napierał na mnie coraz mocniej i nachalniej, zjeżdżając językiem coraz niżej. Mimowolnie zaczęłam rozluźniać napięte mięśnie, co od razu zostało wykorzystane przez blondyna. Rozchylił delikatnie moje nogi, następnie podparł kolana naprzeciwko moich pośladków. Jego ręka zaczęła wędrować w kierunku mojej kobiecości... Nagle uświadomiłam sobie co my tak właściwie robimy, w sumie do czego zmierzamy... Krew w moich żyłach zaczęła pulsować, tętno przyspieszyło a przez moje ciało zaczęła przechodzić ogromna fala ciepła. Nigdy w życiu nie doświadczyłam takich przyjemności... Ross nie miał zamiaru przestać. Zaczął delikatnie gładzić moje okolice intymne, drugą ręką delikatnie krążył wokół moich piersi. Dysząc jak parowóz, próbowałam się jakoś ogarnąć, przestać. Mój mózg cały czas mi szeptał: ,,nie rób tego!", moje ciało jednak domagało się pieszczot. Spojrzałam na jego krocze, namiocik był spory, pewnie się nieźle nakręcił. Mimowolnie podgryzłam wargę co zostało zauważone przez blondyna. Uśmiechnął się i spojrzał mi prosto w oczy, jakby czekał na mój znak.
- Chcesz tego? - wydyszał, opierając łokcie tuż obok mojej głowy. Jego tęczówki były aż czarne. Po chwili złożył na moich ustach delikatny pocałunek. On się w ogóle pyta o takie rzeczy? Myślałam, że bierze, robi co chce i już. Teraz zdawało mi się, że czeka aż powiem ,,nie mogę".
- NIE. - podpowiadała mi moja podświadomość. Głupia, zamknij się!
- Tak. - wyszeptałam, obejmując go ponownie za kark. Nie potrafiłam odmówić bo... Po prostu, najzwyczajniej na świecie tego chcę. Tu. Teraz. Z nim.
Ross spojrzał na mnie z małym niedowierzaniem, jednak zakłopotanie z jego twarzy zniknęło w mgnieniu oka. Zachęcony moją odpowiedzią, przejechał delikatnie palcami po moich udach, po czym szybko i zwinnie zanużył je w mojej kobiecości. Jęknęłam, odchylając głowę do tyłu. Po kilku sekundach zaczął nimi poruszać. Fala rozkoszy przepłynęła po moim ciele. Zaczęłam cicho mruczeć, wbiłam dłonie w poduszkę i coraz bardziej oddawałam się doznaniom.
- Dziewice... - szepnął Ross, podnosząc mnie do pozycji siedzącej. Ściągnął koszulkę, ukazując idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Napiął mięśnie i zaczął znów mnie całować. Kilka sekund później siedziałam już nago, wpatrując się w jego rozporek. Nawet nie wiem kiedy blondyn zrzucił ze mnie podkoszulek. Czułam, że jestem czerwona jak burak. Speszyłam się i zakryłam rękoma swoje piersi. Ross szybko ujął moje dłonie i, nadal mnie całując, delikatnie położył je na swoim kroczu. Poczułam jego twardego penisa, szybko cofnęłam rękę, przygryzłam lekko jego wargę, po czym się od niego odsunęłam. Chłopak patrzył na mnie, jakby znowu czekał na mój ruch. Moje pozwolenie?
- Ross... bo, wiesz... ja. - wydyszałam, łykając łapczywie powietrze. Kątem oka spoglądałam na wypukłość pod jego spodniami. Rany, ja nie potrafię! Blondyn z lekkim uśmiechem na ustach zaczął rozpinać pasek od swoich spodni, ukazując różowe bokserki. Gwałtownie zakryłam twarz w dłoniach. Poczułam, że chłopak schodzi z łóżka. Rozchyliłam lekko dwa palce. Zauważyłam, że zsuwa z bioder bieliznę.
- Ja nigdy tego nie robiłam. - wyszeptałam, nadal zakrywając swoją twarz. Wcześniej już byłam czerwona, teraz to chyba kipi ze mnie gorąca lawa. Było mi wstyd, pewnie każda laska dobiera się do jego męskości zanim cokolwiek zdąży powiedzieć.
- Nie musisz nic robić. - zachichotał, po czym przykleił się do mojego ciała, przygniatając mnie do łóżka. Czy ja śnię?
Ross pieścił każdy skrawek mojego ciała. Z każdą sekundą jęczałam coraz głośniej. Myślałam, że zaraz eksploduję. W pewnym momencie sama nie wiedziałam co tak naprawdę się ze mną dzieje. Po kilku minutach Ross pochylił się nad moimi udami, po czym je lekko rozsunął. Widząc, że blondyn kieruje swoją twarz ku mojej kobiecości, napięłam mięśnie i cicho mruknęłam.
- Spokojnie. - wyszeptał, czując moje zawahanie. Po kilku sekundach zanużył we mnie swój język, pieszcząc moją łechtaczkę. Wbiłam ręce ponownie w poduszkę i zaczęłam głośno jęczeć. Wiłam się po całym łóżku. Byłam w takim transie, że nawet nie zauważyłam kiedy blondyn we mnie wszedł. Pchnął raz. Poczułam lekki ból a na prześcieradło spłynęło kilka kropel czerwonej cieczy.
- Krew? - zapytałam, ledwo łapiąc oddech.
- Da, krew. - Odpowiedział, wycierając członka w skrawek białego materiału. - Spokojnie. - szepnął, po czym znów we mnie wszedł. Jęknęłam, tym razem jednak z podniecenia. Ross pchał mocno i rytmicznie, co powodowało głośne skrzypienie łóżka. Zapominając o bożym świecie, zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się blondynowi, który przylgnął do mnie całym ciałem. Czułam jak nasze serca biją tym samym, przyspieszonym, rytmem. Blondyn poruszał się we mnie coraz szybciej, miałam wrażenie jakby nasze oddechy i jęki rozkoszy złączyły się w jedno. Nasze spocone i zmęczone ciała biegły tą samą trasą a nasze serca biły równocześnie. Biły dla siebie...
- Oh, aaaa... - zaczęliśmy szczytować w tym samym czasie. Blondyn gwałtownie ze mnie wyszedł. Kilka sekund później spuścił się na moje, nabrzmiałe od podniecenia, piersi, po czym opadł delikatnie na łóżko. Zdyszani i spoceni wtuliliśmy się w siebie, nie mówiąc ani słowa. Ale one nie były nam potrzebne, ważne, że mieliśmy siebie...

****
     - Oooooo matko! - krzyknął Ratliff, wchodząc do kuchni w której krzątała się już blondynka. Perkusista przeciągnął się ospale, po czym podszedł do dziewczyny i czule pocałował w policzek. - Kurcze, gdybym wiedział to kupiłbym sobie słonia aby ich zagłuszył!
- Czyli ty też słyszałeś? - zachichotała, sięgając talerze z szafki. Następnie ułożyła je na stole i wróciła do przygotowywania śniadania.
- Czy słyszałem? - oburzył się. - Spać nie szło przez te ich ohh, ahh, mocniej, dochodzę!! - mówił, próbując wcielić się w rolę dwóch kochanków. - Kurcze aż ściany w całej chacie drżały. Bałem się, że te belki nad kominkiem pospadają i przeturlają się na taras!
- Nie wyszedłbyś w nocy na dwór? Taki maczo i trzęsie portkami? - powiedziała złośliwie. Na jej twarzy jednak malował się szczery uśmiech. - Kawy?
- Wyszedłbym. Ale... Zauważyłaś, że zawsze jest jakieś ale? - zapytał, udając, że myśli. - No nic, uszy mnie tak bolały, że nie dałbym rady wnieść wszystkiego do środka. - skwitował, opierając się o blat kuchenny. - No i oczywiście, że kawa. Jak zawsze.
- A co mają do tego wszystkiego uszy? - zapytała zdziwiona Rydel, nastawiając czajnik. - Pomożesz mi nakryć do stołu?
- Nic. - odrzekł krótko, obejmując dziewczynę w talii. - No i to jest fajne. Czyli jednak zauważyłaś, że jak ktoś chce to zawsze znajdzie wymówkę? - mruknął, przyciągając blondynkę do siebie. Popatrzył jej prosto w oczy, po czym pocałował delikatnie w usta.
- No nie! - krzyknął oburzony Rocky, który właśnie wszedł do kuchni. - Tylko wy mi się tu nie pieprzcie bo wyjdę z siebie i stanę obok. Dosłownie. - dokończył, unosząc ręce w geście bezsilności.
- Spokojnie, nie mamy takiego zamiaru. - powiedzieli jednocześnie. Po chwili cała trójka wybuchnęła śmiechem. Ratliff ponownie pocałował Rydel, po czym wziął się za przygotowywanie śniadania.
- Uuuu, czyli już mogę wstawić filmik na insta? - zaśmiał się Rocky, rysując w powietrzu serduszko.
- Jak ta część twojego marnego, szarego życia ci wystarczy i nie chcesz doczekać ślubu Rydellington, to możesz wstawić. - powiedział stanowczo Ell, szczerząc swoje białe ząbki, jednocześnie rozkładając talerze.
- Grubo!! - klasnął w dłonie. - Jak sprawy poszły już tak daleko, to poczekam. - dokończył.
Rydel jedynie kiwnęła przecząco głową i wypuściła powietrze z płuc. Pogoniła chłopaków do pomocy i w taki sposób, śniadanie było gotowe po dziesięciu minutach.
- Idźcie po Rika i naszą kochaną ,,Remi", ja zawołam mamę. - zarządziła blondynka, wychodząc z pomieszczenia.
- NIE MAM ZAMIARU OGLĄDAĆ ROSSA NAGO!! - krzyknęli równocześnie, spoglądając po sobie. Obaj mieli głupkowate wyrazy twarzy. - A Ally i Rika nie ma tak ogólnie. - dodał po chwili Rocky.
- Czyli Remi miała szczęście. - dorzucił Ell.
Blondynka z mordem w oczach, odwróciła się na pięcie i wróciła do kuchni. Widząc jak perkusista wyjada rzodkiewkę z kanapek, mimowolnie się uśmiechnęła.
- To gdzie oni są? - zapytała chichocząc. - Dziś mieliśmy zagrać w hokeja! Jak byliśmy mali, często uprawialiśmy ten sport!
- Teraz Ross woli uprawiać coś innego. - wtrącił się Ell. Sekundę później tego pożałował, ponieważ blondynka posłała mu mocnego kuksańca w żebra. - Auu. - jęknął cicho. - Jeszcze nigdy mi się nie dostało za powiedzenie prawdy! - oburzył się, gładząc swoją klatkę piersiową. Rydel posłała mu mordercze spojrzenie. - No co!? Gdyby Rik cokolwiek usłyszał z ich pokoju to na bank by tam wpadł i zrobił porządek. - bronił się perkusista.  - Stawiam flaszkę, że by tak zrobił. - dodał po chwili zastanowienia.
- Ratliff! - skarciła go Rydel, uderzając lekko w głowę.
- Eii, byłoby zabawnie. - wtrącił się Rocky, który do tej pory przyglądał się parze z zaciekawieniem. - Szkoda, że wyszedł z Ally dosłownie pięć minut przed ich ,,aaahh" i ,,ooooh".
Rydel już miała coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili cała trójka usłyszała śmiechy, które coraz bardziej się nasilały. Nie zdążyli się odwrócić a w progu stanął najstarszy, obejmując w talii swoją dziewczynę. Na ich ustach gościł szeroki uśmiech, dodatkowo ich ręce były splecione. Rydel posłała bratu ciepły uśmiech. Odwzajemnił go.
- Czyli miałem jednak nosa co do śniadanka. - zachichotał Riker, przyciągając mocniej do siebie Ally.
- Siadajcie, siadajcie! - krzyknęła uradowana Rydel. - Lecę po mamę. - dokończyła, po czym zniknęła za drzwiami.
Reszta załogi usiadła do stołu i zaczęła konsumować wcześniej przygotowane kanapki. Kilka chwil później dołączyła do nich Stormie wraz ze swoją jedyną córką. Wszyscy zajadali się pysznościami, gdy nagle odezwał się Riker.
- A Ross i Demi gdzie? - zapytał, popijając kawę. Jego ton głosu nieco spoważniał.
- Jak dobrze, że nie słyszałeś...
- Jeszcze śpią. - wtrąciła się Rydel, przerywając Rockiemu.
Najstarszy spojrzał dociekliwie na siostrę, ta jednak wzruszyła tylko ramionami. Po śniadaniu wszyscy, prócz Rossa i Demi, pojechali na stadion. Blondynka zostawiła na stole wiadomość dla brata, mając nadzieję, że do nich dołączą później.

****
     Obudziła mnie cisza. Tak cisza, dziwne nie? W pomieszczeniu nie dało się usłyszeć zupełnie nic. Otworzyłam oczy, widząc przed sobą nagą klatkę piersiową Rossa, mimowolnie po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze. Leżałam, wtulona w jego ramiona, czułam jego, już nieco mniej intensywny, zapach cytryn. Przyjemnie budzić się tak obok osoby, która cię kocha... Przeciągłam się jak kot, następnie uniosłam lekko swoje ciało, podbierając się na łokciach. Blondyn nadal spał. Byłam oblepiona jego spermą, więc postanowiłam pierwsze co, to iść pod prysznic. Tylko pytanie, co ja na siebie włożę? Owinęłam się prześcieradłem, które podniosłam z podłogi i podeszłam do torby Rossa. Wygrzebałam z niej spodenki i podkoszulek. O dziwo rozmiarówka nie była taka zła. Gorzej z bielizną... No trudno. Wzięłam ręcznik, który był przewieszony na krześle i weszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę, włożyłam na siebie ciuszki blondyna i wyszłam z pomieszczenia. Na łóżku siedział Ross w samych bokserkach. Był obrócony do mnie plecami, mimo to od razu się odezwał.
- Hej, kochanie. - wymamrotał, odwracając się w moją stronę.
On powiedział... ,,kochanie"? To urocze, ale... Patrząc na niego, przypomniałam sobie ostatnią noc. Poczerwieniałam jak burak, czułam się jakoś niezręcznie, wstydziłam się?
- Hej... Ross. - odpowiedziałam niepewnie. Jego czekoladowe oczy ponownie mnie obserwowały. Zupełnie jak wczoraj. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. - Wzięłam twoje rzeczy bo...
- Wyglądasz w nich o niebo lepiej niż ja. - przerwał mi. Wstał, podszedł do mnie i objął mnie w tali. - To... - zaczął, odgarniając moje mokre włosy z czoła. - Ty i ja. Razem?
- Tak, ty i ja. - wyszeptałam. Po chwili blondyn złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jak tylko oderwaliśmy się od siebie, ponownie wtuliłam się w jego nagą, umięśnioną klatkę piersiową. Czułam się jak jakaś rozkapryszona księżniczka, która w końcu dostała, to, czego pragnęła od zawsze, to, co zaspokajało jej duszę i potrzeby jak nic innego.
- To, jesteś głodna? - zapytał, wkładając dłoń pod moją koszulkę. - Na co masz ochotę? - mruknął prosto do mojego ucha.
- Tak, chodź do kuchni. - powiedziałam, odklejając się od niego. - Zjadłabym naleśnika. - dodałam, wytykając mu język, po czym zbiegłam na dół, podtrzymując za duże mi spodenki. Przeczytałam karteczkę od Rydel, po czym zabrałam się za smażenie. Co chwilkę musiałam podciągać to, spodenki, to ramiączka koszulki. Muszę iść na zakupy!
- Nie mam nic przeciwko zsuwających się moich spodni, z twoich bioder. - wyszeptał, obejmując mnie od tyłu. Poczułam przyjemne mrowienie w dolnych okolicach brzucha, ale jednocześnie wolałam aby jednak się nieco ode mnie odsunął... Nie wiem czemu.
- Podano do stołu. - powiedziałam z uśmiechem, wyłączając gaz i nakładając ostatniego naleśnika na talerz. Ross spojrzał na mnie pytająco, jednak nic nie powiedział. - Twoja siostra zostawiła ci kartkę.
Blondyn wziął papierek do ręki i zaczął czytać na głos.
- Ale nie musimy tam jechać. - powiedział, zgniatając świstek w ręku. - Zostańmy, co?
- A co chcesz niby robić? - zapytałam niepewnie.
- Nie wiem, cokolwiek. - odrzekł. - Ale we dwójkę. My, nikt inny.
Zgodziłam się skinieniem głowy. Chociaż tak naprawdę chciałam pogadać z Rydel. Trudno, rozmowa poczeka. Zjedliśmy naleśniki praktycznie w ciszy. Ale o czym miała z nim gadać? Podobało ci się w nocy? Bo ja czułam się niezmiemsko, było cudownie... Pff, nie...
- Może obejrzymy jakiś film? - zaproponował, wyrywając mnie z rozmyślań.
- Tak, to dobry pomysł. - odpowiedziałam cicho. Widząc pytające spojrzenie blondyna, posłałam mu szeroki uśmiech, po czym wzięłam się za zmywanie naczyń.
Ku mojemu zaskoczeniu Ross mi pomógł. Następnie usiedliśmy na kanapie przed telewizorem, włączyłam TV i parsknęłam śmiechem.
- Austin i Ally! - krzyknęłam ledwo tłumiąc śmiech. - Chcę, chcę to obejrzeć!
- Daj mi tego pilota. - wydukał, po czym zaczął się ze mną szarpać. - No daj!
- Nie, ja chcę zobaczyć! Nie oglądałam tego odcinka jeszcze! - zaczęłam się z nim drażnić. Nawet nie zauważyłam kiedy naramiączki od mojej koszulki zsunęły się z moich ramion, ukazując mój nagi biust. Cóż, Ross nie nosi staników, nie miałam od kogo pożyczyć.
- Dobra, teraz możemy oglądać. - wyszeptał, przytulając się do mnie. Po chwili leżałam już pod nim. Zaczął mnie całować i pieścić moje piersi. Odwzajemniłam to wszystko bez namysłu.
- No i wtedy zapomniałem zmienić oponę i... CO WY ROBICIE? - zapytał Ratliff, wchodząc do salonu. Rydel, Stormie i Rocky patrzyli się na nas w wybałuszonymi oczami. Szybko zrzuciłam z siebie Rossa i wciągnęłam na siebie podkoszulek, który blondyn zdążył ze mnie ściągnąć.
- NIC! - krzyknęłam, wstając z kanapy. O matko, gorzej być nie mogło!
- Uuu uu u... - zaczęli buczeć, wpatrując się na nas podejrzliwie. - Powtórki nie będzie bo was normalnie ukatrupię! - powiedział Ell z uśmiechem na ustach.
- No a jak tak bardzo chcecie... - wtrącił się Rocky. - To do garażu!
Rydel zaczęła chichotać. Ja natomiast chciałam się najzwyczajniej w świecie zapaść pod ziemię... Odgarnęłam swoje rozczochrane włosy, po czym spojrzałam na Rossa. Miał równie zakłopotaną minę jak ja. Blondyn chciał się już tłumaczyć, jednak przerwał mu głośny huk, dochodzący z zewnątrz. Bez chwili zastanowienia cała gromada wybiegła z domu. To co tam zobaczyłam osłabiło moje nerwy. Dobrze, że Ross był obok. Inaczej upadłabym na ziemię...

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Jest next, jest impreza! :D Uuuu... Coś już między naszymi paskudami się dzieje < 3 Heh, heh...

No nic, wydaje nam się, że next troszkę krótki o.O Postaramy się nadrobić. No ale chciałyśmy już Wam go dać bo dawno nic nie było, no ;P Musicie wybaczyć. Staramy się pisać regularnie, jednak nie zawsze nam to wychodzi. Wakacje, wakacje :D

OMG, OMG! Nowy albym R5 jest B.O.S.K.I. Nie mogę się doczekać koncertu! Chcę już usłyszeć ,,Dark Side" i ,,Doctor, Doctor" na żywo *u*

Do następnego :D

Ten MAKIJAŻ.... xD


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ



środa, 8 lipca 2015

Rozdział 31

     Blask księżyca, ciche wiwaty, dochodzące jakby zewsząd, chłodny wiaterek owiewający moją twarz... No i on. Chłopak od którego stale uciekałam, a którego pokochałam od naszego pierwszego spotkania. ,,Kocha cię, nie skrzywdzi" ... Wierzyłam w te słowa, jednak tkwiła we mnie mała garstka niepewności. Mimo wszystko w głębi serca wiedziałam, że Rydel ma rację. Czując jego ciepły, cytrynowy oddech oraz delikatne a zarazem silne ramiona, które mnie obejmowały, zrozumiałam, że za dużo o tym wszystkim myślałam. Ciągle byłam zapatrzona w siebie, nie zwracałam uwagi na jego uczucia. Odrzucałam w obawie, że chce mnie jedynie wykorzystać... Zack nie ma racji.
- Hmmm pewno jesteś głodna, co? - zapytał Ross, słysząc dziwne odgłosy dochodzące z mojego brzucha. - Chodź, smażymy kiełbaski na ognisku. - zaproponował, ciągnąc mnie w stronę całej reszty. Widząc moją niepewność, przystanął i znów mnie objął. - Co się dzieje? - zapytał, gładząc opuszkami palców mój policzek.
Sama nie wiem co się stało. Czułam motylki w brzuchu, które z każdym dotykiem blondyna szalały coraz bardziej. Ale miałam dziwne przeczucia. Nie co do mnie i Rossa. Bałam się o Zacka. Widział mnie jak wychodziłam rano z domu. Dziwne, że jeszcze nie dzwonił. Mam nadzieję, że nie wpadnie tu i nie zrobi awantury. Ale nie jest głupi, na pewno się domyśla gdzie i z kim jestem.
- Hej, kochana. - szepnął, wyrywają mnie z rozmyślań. - Nad czym tak dumasz? Spędzisz chyba z nami ten długi weekend, co? - dopytywał. Wyczułam nutkę zawahania i niepewności w jego głosie. Reszta towarzystwa nadal nas bacznie obserwowała, jednak wiwaty już ucichły. Zdawało się, że nasłuchują.
- Dziwnie się czuję, wiesz? - powiedziałam, spoglądając na gromadkę zaciekawionych postaci, siedzących w kręgu, tuż przy ognisku. - To znaczy... To wszystko... Przepraszam cię za wtedy. Zaskoczyłeś mnie, nie chciałam aby między tobą a Zackiem doszło do bójki. On jest mało ogarnięty, wściekł się...
- Miał do tego prawo. - westchnął blondyn, cofając się nieco. Ale dlaczego to zrobił?
- Co masz na myśli? - zapytałam, robiąc krok w tył. Czyli już zaczęliśmy grę w kotka i myszkę. To dla nas takie typowe...
- Przyjechałaś tu bo... ? - zapytał, patrząc na mnie. Obserwował dokładnie każdy mój ruch.
- Już mówiłam. Po prostu za dużo myślę. - odrzekłam dość niepewnie.
- O czym? - dopytywał.
- Hmm, bardziej pasowałoby ,,o kim" - poprawiłam blondyna, patrzą w fontannę czekolady, która tryskała z jego oczu. - Myślałam o nas i...
- No co jest blondi! - nagle usłyszałam męski głos tuż obok swojego ucha. - Oh, przepraszam. Panienka... - zamilkł na chwilę, robiąc minę myśliciela. - Demetria, tak?  Kiwnęłam jedynie głową.
- Wujek... - powiedział zrezygnowany Ross, wypuszczają powietrze z płuc. Był niezadowolony i wyraźnie wkurzony.
Nagle poczułam jak ktoś mnie popycha do przodu.
- No co tak stoicie jak słupy soli! - krzyknął wesoło mężczyzna. - Idziemy do ogniska! Zaraz zrobimy sobie pianki! - dokończył, ciągnąc mnie i Rossa w stronę reszty.
Wszyscy powitali nas gromkimi brawami, jakbyśmy właśnie wygrali nobla. Poczułam się jak jakaś gwiazda, serio. Usiadłam obok Rossa, niestety jego wujek wepchał się między nas. Chłopak nie ukrywał swojej złości, przeklął cicho, jednak widząc srogie spojrzenie siostry, postanowił się jednak uspokoić. Rydel natomiast nie ukrywała swojego focha. Była na mnie zła, czułam to. Przywitała się ze mną ale po chwili już zajęła się rozpakowywaniem pianek. Troszkę speszona, zaczęłam szukać wzrokiem Rika i Ally. Oboje mieli dość smutne miny, siedzieli obok siebie, jednak nawet się nie przytulili. Małe spięcie chyba między nimi pozostało... Ell i Rocky z kolei cały czas mieli ogromny wyszczerz i nucili pod nosem jakąś miłosną piosenkę. Pani Stormie przywitała mnie ciepło, jednak nic nie mówiła. Cały czas obserwowała mnie z ogromnym zaciekawieniem. Byłam nieco spięta, gdyż każdy kątem oka na mnie spoglądał, próbując to ukryć. Ja jednak czułam ich spojrzenia. Zjedliśmy razem, wygłupialiśmy się jeszcze dobre kilka godzin. Riker i Ally próbowali zachowywać się normalnie, jednak słabo im to wychodziło... Troszkę szkoda, byłam pewna, że się dogadali. Gdy mama Lynchów poszła już spać, polało się troszkę alkoholu, jednak nikt jakoś bardzo upity nie był. Ross nie pił w ogóle. Siostra mu zabroniła.
- Dobra, kochani kończymy imprezkę! - zarządziła Rydel, wstając z ławeczki. Spotkała się z niezadowoleniem i buntem. - Oj, nie, nie! Trzeba już do łóżeczek aby nabrać sił na jutrzejsze grillowanie! - klasnęła w dłonie, po czym zaczęła nas wyganiać. Następnie szybko chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła w stronę domu. - Faceci sprzątają! - dokończyła. Z dala było słychać głośne buczenie, jednak blondynka je zignorowała.
- No i ah! - krzyknęła jak tylko wparowałyśmy do mieszkania. - Idziemy do mojego pokoju! - powiedziała, po czym znowu mnie pociągnęła. - Tak w ogóle to jestem na ciebie zła. Tak, tak fajnie, słodko, że jesteś i awww. Ale i tak jestem zła. - warknęła, sadzając mnie na krześle.
Pokój blondynki był przepiękny. Na środku ogromne Łóżko w kolorach różowo - białych, na podłodze jasne panele i kontrastujący, ciemny, włochaty dywanik. Ściany oczywiście drewniane, ozdobione obrazami. Całe pomieszczenie pięknie umeblowane i udekorowane. Wpatrywałam się w to wszystko z podziwem i nie zwracałam uwagi na przyjaciółkę.
- Heloł, marsjanie do pani Demetrii. - powiedziała już nieco weselej blondynka, wymachując rękoma przed moją twarzą. - Słuchasz ty mnie w ogóle?
- Yy-yy, co? - zmieszałam się. - Nie no, wybacz. Tu jest nieziemsko... - westchnęłam, wodząc wzrokiem po całym pokoju.
- Powiedz ty mi lepiej co z tobą i moim braciszkiem! - krzyknęła, szturchając mnie w ramię. - Jesteście razem czy nie do jasnej anielki. Całujecie się ale jakoś unikacie jednocześnie!
Czyli ktoś zauważył?
- Wiesz Delly... To skomplikowane. - mruknęłam, zaglądając przez okno. Zauważyłam Ally, kłócącą się z Rikiem.. Chyba się kłócili. Tak to przynajmniej wyglądało z mojej perspektywy. Obok nich krzątał się Ross, nie zwracając na nich zbytniej uwagi. - Mogę się zdrzemnąć? Pogadamy jutro, okey? Jestem strasznie zmęczona. - zaproponowałam, spoglądając znów na blondynkę.
- Nie no ok, rozumiem. - powiedziała. Zauważyłam, że posmutniała.
- Ale nikomu nie powiesz, dobrze? - szepnęłam, przysuwając się do blondynki. Ta jedynie kiwnęła twierdząco głową i czekała aż rozwinę swoją myśl. - Boję się troszkę, Delly. - powiedziałam półszeptem.
- Dziewczyno! - oburzyła się nieco. - Nad czym ty się zastanawiasz... Zaraz, zaraz. - zaczęła, podejrzliwie mi się przyglądając. - Powiedz mi, co miałaś na myśli, mówiąc, że Ossy jest na ciebie zły bo nie wskoczyłaś mu do łóżka jak inne? Co za inne?
Westchnęłam. Ross wspominał, że korzysta ze swojej sławy i tego, że wszystkie na niego lecą. No ale jego rodzeństwo nic o tym nie wie.
- Boisz się, że on chce cię tylko wykorzystać? Nie skrzywdziłby w ten sposób żadnej dziewczyny! Powiedz, wiesz coś o jego wyprawach do burdelu? Matko jedyna, przecież on tego nie robi... - powiedziała szlochając.
- Co? Nie robi, coś ty! - powiedziałam z przejęciem. - Chociaż niektóre laski z mojej szkoły się zachowują jak jakieś panny lekkich obyczajów... Ale nie, Ross nie łazi po agencjach towarzyskich. Z tego co ja wiem.
Rydel jednak sprawiała wrażenie, że i tak mi nie wierzy.
- To czego się boisz? - dopytywała.
Uciekłam z domu, pewnie Zack jest wściekły. Rodzice tak samo, zakazali mi spotykać się z twoim bratem.
- Nie, w sumie to nie wiem. Tak jakoś. - skłamałam. Znów spojrzałam przez okno. Widok Rika przytulającego Ally nieco osłodził moje serce. Uśmiechnęłam się sama do siebie. - To gdzie mogę spać? No i wziąć prysznic. Koniecznie.
- U Rossa, a gdzie? - powiedziała jakby to było oczywiste. Wpatrywałam się w nią z wybałuszonymi oczami. - No co, ja mówię serio. - dokończyła. - Hej! a gdzie ty masz w ogóle walizki!?
- Emm... Pożyczysz mi coś? - zapytałam, robiąc maślane oczka. Przecież nie mogłam wyjść z domu ciągnąc za sobą wielkie torby. Zack od razu by się zorientował co robię. Musiałam wszystko ogarnąć po cichaczu.
- Oj nie kochana. Musisz sobie sama poradzić. - powiedziała, wytykając mi język. Spojrzałam na nią z politowaniem. - Pf, mam na ciebie focha. Tak, mam. Weź podkoszulek od Ossiego i już.
- Hę? Chyba żartujesz!! - krzyknęłam, okładając przyjaciółkę różowymi poduszkami. - Daj mi jakieś spodenki, no!
- A kysz mi stąd. - burknęła. Na jej twarzy jednak malował się uśmiech. Chichocząc, wywaliła mnie z pomieszczenia. - Ossy ma pokój na piętrze. Od razu po prawej! - powiedziała, zamykając za sobą drzwi. - Miłej nocki. - dodała, przekręcając klucz w zamku.
Moje prośby i krzyki nie skutkowały. Blondynka nie raczyła mnie wpuścić do siebie. Zniechęcona ciągłymi porażkami, udałam się na górę. Przystanęłam przed drzwiami blondyna, po czym delikatnie zapukałam.
- Myhm..? - wymamrotał.
- Mogę wejść? - zapytałam dość niepewnie. Po chwili usłyszałam kroki, kilka sekund później stanął przede mną Ross.
- Jasne, chodź. - powiedział, chwytając moją dłoń. - Już myślałem, że nie przyjdziesz. - dodał, wskazują mi miejsce na które mogę usiąść. Jego pokój również wyglądał nieziemsko. - A gdzie masz walizki? - dopytywał, wypatrując ich za drzwiami.
- Zgubiłam je w akcji. - zachichotałam. - Pójdę do Ally pożyczyć jakieś ciuszki bo Rydel mi nie chce nic dać. - dokończyłam, wstając z krzesła. Skierowałam się do wyjścia, jednak Ross mnie powstrzymał.
- Jest z Rikiem. Jeszcze... hmm... że tak powiem nie są do końca znów razem. Muszą się odnaleźć w swojej rzeczywistości. Chyba lepiej jak im nie będziesz teraz przeszkadzała. Ich relacje są na poziome smarkaczy z liceum, rozumiesz?
Mimo, że nie wiedziałam do końca o co mu chodzi, przytaknęłam.
- Dobrze, to dasz mi jakiś swój podkoszulek? - zapytałam, widząc, że chce coś powiedzieć. Tak, musimy wrócić do naszej rozmowy. Ale najpierw muszę się odświeżyć. Zagięłam go chyba tym pytaniem bo wpatrywał się na mnie z szeroko otwartymi oczami. Po kilku sekundach zaczął grzebać w swojej torbie. - Dziękuję. - powiedziałam, odbierając od niego żółtą koszulkę na naramkach. - A łazienka jest...?
- Tu. - powiedział nieco skołowany, wskazując palcem drzwi znajdujące się w rogu pokoju.
- Ok, dzięki. - odparłam. - Możesz w tym czasie zrobić nam gorącą czekoladę? Musimy dokończyć naszą rozmowę. - zaproponowałam. Chłopak jedynie przytaknął, po czym skierował się do kuchni.

****
     - Co pichcisz, braciszku? - zapytała Rydel, wchodząc do pomieszczenia. - Mmmm czekolada!
- Da, a co, też chcesz? - zapytał, posyłając siostrze ogromny uśmiech.
- Jeżeli już robisz to skorzystam. - powiedziała wesoło. - Ale wiesz co... Muszę cię o coś zapytać. W sumie o kilka rzeczy.
- O co więc chodzi?  - odrzekł blondyn, szukając łyżeczki w jednej z szuflad.
- Ossy ale powiedz mi szczerze, dobrze? - szepnęła. Chłopak jedynie kiwnął głową. - Ciężko mi o tym mówić bo to jest okropne ale... Muszę wiedzieć. - zacięła się na moment. Blondyn, nie wiedząc czego ma się tak naprawdę spodziewać, czekał na dalsze wyjaśnienia. - Czy ty... chodzisz po agencjach towarzyskich? - wydukała. Ledwo te słowa przeszły blondynce przez gardło. Ross to wyczuł. Nie odpowiadał już dość długo, więc Rydel się zaniepokoiła i zaczęła szlochać.
- Nie płacz sis. - odezwał się po kilku minutach. - Spokojnie, nie robię tego. W sumie nawet nie wiem dlaczego tak uważasz?
- Bo... Ty i Demi jesteście razem, prawda? - dopytywała, ignorując wypowiedź młodszego brata.
- Sam się nad tym zastanawiam. - mruknął, mieszając czekoladę w garnku. - Raz myślę, że tak, potem znowu mam wątpliwości. Czasem mam wrażenie, że Demi jest tylko moja, ale zaraz potem przekonuje się, że miłość jest przereklamowana... - westchnął, wpatrując się w srebrne naczynia, stojące na gazówce. - Ona mnie unika. Wiem dlaczego, schrzaniłem i tyle...
- Plan usunięcia się w cień chyba odszedł w niepamięć, co? - powiedziała, szturchając brata w ramię. -No i dobrze. Ona cię kocha, walcz o nią. - dokończyła, posyłając bratu szeroki uśmiech. - Ten całus był magiczny, oooo...
- Tak, był... Jak wszystkie pozostałe. - rozmarzył się blondyn. - Ale, wiesz sis. Chciałem ją zg...
- Przestań Ossy! Było, minęło. Wybaczyła ci. - powiedziała spokojnie.
- Nie przebaczyła. - mruknął cicho. - Jakoś jak jestem przy niej to przestaje racjonalnie myśleć. Chcę ją przytulić, pocałować... To silniejsze ode mnie. - szeptał uśmiechając się jakby do siebie. Po chwili wyciągnął trzy kubki z szafki, która znajdowała się tuż obok gazówki. Następnie nalał do każdej taką samą ilość czekolady. Cały czas miał szeroki uśmiech na ustach, Rydel go bacznie obserwowała. - No, miejmy nadzieję, że uda mi się zdobyć jej zaufanie. Ty jesteś z Ellem, Rocky jakoś se radzi, Heh. Jeszcze tylko naprawić relacje Rika z Ally i można powiedzieć, że wszystko będzie tak jak być powinno.
- Hola, hola! Ja nie jestem z Ratliffem! - broniła się blondynka, nerwowo zabierając swoją porcję napoju. - Kto ci takie bzdury nagadał, pff...
- Oj... Delly. Przede mną takie rzeczy się nie ukryją. - zachichotał. - To ja idę do siebie. - dodał, słysząc, że woda z prysznica przestała lecieć. Wziął pozostałe kubki ze stołu, po czym udał się na górę. - Miłej nocki z Rattem. Pamiętaj, że to ja trzymam waszego dzidziusia do chrztu! - dodał nadal się śmiejąc.
- Idź ty pacanie! I spać mi tam, a nie! - krzyknęła za nim, grożąc młodszemu bratu palcem.

     Ross niepewnie kuknął przez lukę w drzwiach. Widząc, że rudowłosa nadal jest w łazience, wszedł do pokoju i odstawił kubki na stolik, który znajdował się obok łóżka. Sam usiadł się wygodnie i czekał na dziewczynę. Czuł się nadzwyczaj spokojnie. Niepokoiła go jedynie rozmowa o czarnowłosej. Wiedział o sprawie znacznie więcej niż Demi.
- O, jak pięknie pachnie. - powiedziałam, wychodząc z łazienki. Miałam na sobie jedynie podkoszulek blondyna, co mnie bardzo krępowało. Chłopak pożerał mnie wzrokiem. Dosłownie. - Wybacz ale wzięłam twój szampon i żel pod prysznic... No i grzebień. Nie zabrałam nic ze sobą. Taka gapa ze mnie...
- Nic nie szkodzi. - odrzekł, wodząc swoimi czekoladowymi oczami po całym moim ciele. Czułam się dziwnie...
- Hmm, Ross? - zapytałam dość niepewnie. Ten nie przestawał mnie obserwować. Miał rozszerzone źrenice. - Chciałabym pogadać. - Zdawało się, że jest na to przygotowany bo momentalnie wstał, podał mi jeden kubek do ręki, po czym kazał usiąść. - Ale obiecaj, że nie będziesz kłamał i się wykręcał.
- Obiecuję, pytaj o co chcesz. - odrzekł, wziął drugi kubek i usiadł naprzeciwko mnie.
- W sumie najpierw chciałam cię o coś poprosić... To głupie, ale nie mam do kogo się zwrócić a sama nie mam tyle pieniędzy... - zaczęłam niepewnie.
- Pieniędzy? - powtórzył zdziwiony. - Na co ci są potrzebne?
- Bo Maja ma raka. - powiedziałam ze łzami w oczach. - A ja nie jestem w stanie jej pomóc. - zaczęłam szlochać.
- Czego ta dziewczyna nie wymyśli... - szepnął. Nie wykazał nawet współczucia... Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. - Słuchaj, kochana. - powiedział, po czym mnie mocno przytulił. - Jeżeli będziesz chciała mnie walnąć za to co teraz powiem, czy tam nakrzyczeć, zrób to. - dokończył, opierając głowę o moje ramię.
- Czyli mi nie pomożesz? - zapytałam cicho. Po moim policzku znowu spłynęło kilka kropel łez.
- Pomogę. - oświadczył pewnym siebie tonem. - Ale twoja, nie wiem czy nadal, przyjaciółka nie ma żadnego raka, nie jest chora i nigdy nie była.
- Co? jak to? Powiedziała mi to wszystko! - krzyknęłam oburzona.
- Ciii... - mruknął, przytulając mnie jeszcze mocniej. - Pytaj.
- Pokazała mi wyniki badań... To wszystko musi być prawdą! - powiedziałam, próbując się odsunąć od blondyna. Ten jednak nadal trzymał mnie w swoich ramionach.
- Tak, dowód na to, że poroniła też ci pokazała? - rozluźnił uścisk i spojrzał mi prosto w oczy. Ja jedynie kiwnęłam twierdząco głową.
- Ale zaraz, zaraz... Wtedy, jak Matt mnie uderzył, zapytałeś go czy wybrał już imię dla dziecka... - zgłupiałam. Totalnie.
- Bo Maja nie poroniła. - powiedział pewnie. Nagle przyłożył mi palec do ust, widząc, że chce coś powiedzieć. - No i też nie ma raka. Ta dziewczyna kantuje lepiej niż nie jeden polityk. Zrobiłaby karierę w tej branży. - zażartował. Mnie jednak nie było do śmiechu. - Słuchaj. Ona to wszystko zmyśliła. Może tak, podmieniła wyniki badań. Cały czas cię okłamywała. A wiesz dlaczego? - zapytał, ocierając spływające krople łez z mojego policzka. Nic nie odpowiedziałam. - Bo chciała abyś biegała obok niej jak jakiś paryski piesek obok nogi supermodelki. Miałaś zainteresować się jej osobą aby nie mieć czasu dla mnie. Zaczęłaś zbierać pieniądze na jej rzekomą operację?
- Tak. - mruknęłam.
- Chcesz wiedzieć po co jej ta kasa? - zapytał. Pokiwałam jedynie głową, byłam w szoku. - Aborcja kosztuje. - dokończył a ja myślałam, że zaraz zemdleję.
Patrzyłam na niego z wybałuszonymi oczami. Czułam się jak idiotka, płakałam coraz mocniej. Cały czas zamartwiałam się Majakiem a ona... Nie mogę w to uwierzyć...
- Chodź do mnie. - szepnął Ross, po czym przysunął się do mnie i przylgnął do mnie całym swoim ciałem. - Wiedziałem o tym od początku. Raz po raz Matt mnie nachodził i gadał różne głupoty. Jak się nakręcił to mogłem z niego dużo wyciągnąć. Kretyn gadał bo był pewien, że to mnie wsadzą do więzienia. No ale jednak wszystko poszło w innym kierunku. Wybacz, że ci nie powiedziałem. Ale gdyby to Matt wygrał to byś uważała mnie za większego kretyna niż do tej pory.
- Nie jesteś kretynem. - skwitowałam po kilku minutach. Musiałam się wyciszyć, przemyśleć, przeanalizować to wszystko... - Ale nawet jej mama zbiera pieniądze na operacje.
- Operacja się odbędzie, ale nie ta, o której myślą jej rodzice. Przykro mi. - dodał, po czym musnął ustami mój rozpalony policzek. - Trzymasz się jakoś?
- Nie wiem. Czuje się taka... wykorzystana...? Jak ona mogła. - powiedziałam, patrząc blondynowi w oczy. - Po tylu latach znajomości tak perfidnie wbić mi nóż w plecy... To okropne. - dokończyłam, wtulając się w chłopaka.
W jego ramionach mogłabym dosłownie umrzeć. Znów zaczęłam lekko szlochać, patrząc na parę, która ulatniała się w powietrzu. Tak samo jak przyjaźń moja i Majaka...
- A co do nas. - powiedziałam po kilkunastu minutach. Odsunęłam się lekko od blondyna, po czym z delikatnym uśmiechem na twarzy, popatrzyłam na niego. - Mam w nosie co mówi Zack. Kocham cię Ross. Chcę być z tobą.
W tej samej chwili źrenice blondyna znów się rozszerzyły. Zaczął gładzić moje ramiona, drugą rękę wplótł w moje rude, mokre włosy.
- Ja ciebie też kocham. Nawet bardzo. - szepnął, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. - Cholernie cię pragnę. - dodał, pogłębiając całusa. Po chwili popchnął mnie delikatnie na łóżko...

NOTKA


Joł, cześć i czołem !

Znalazłyśmy troszkę czasu i narysiałyśmy nexta :D Na kolejnego niestety sobie poczekacie :C Do niedzieli mam zapierdziel, imprezę no i takie tam drobne rzeczy do załatwienia :P Potem będę leczyć z Majakiem kaca, więc wiecie...

DARK SIDE (klik)! OMG, też już słyszeliście *u*? Boska, boska, boska :D A nowy teledysk R5 (klik) wymiata :D Są tacy kochani *u*

CZEKAM NA ALBUM < 3

A Rik i Savannah, lel, kocham ich xd Powinni już dzieci bawić a nie xd

Cieszymy się, że mamy nowych czytelników ;D Mamy nadzieję, że nasz blog Was nie znudzi ^-^



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 30

     OMG to już 30 Rossdział :O


     Koniec. Wszystko się wyjaśniło. Ross jest niewinny. Matt skazany. Tak, tak właśnie miało być. Ale... Znacie to, prawda? Problem rodzi problem. Jeden się kończy, zaczyna drugi. No i tak ciągle i ciągle. Teraz odniosłam sukces ale czy kolejne kłopoty przyniosą zwycięstwo?
- Wiedziałam moje łobuziaki! - krzyknęła Rydel tuż po wyjściu z sali. Rzuciła się mi i Rossowi na szyję, po czym bardzo mocno przytuliła. - To było takie urocze!
Ściskała nas jakbyśmy byli jakimiś pluszakami. Przez jej ramię zauważyłam dość obojętną, jednak uśmiechniętą twarz Rikera. Stał z rękoma w kieszeni, wpatrując się w nas z zaciekawieniem. Ratliff i Rocky, widząc tarmoszącą nas Rydel, przybili sobie piątkę. Dodatkowo złożyli swoje dłonie, tak aby ukazać kształt serca, po czym przesłali nam buziaki. Zachichotałam, Ross również miał zadowoloną minę. Może moje obawy są nieuzasadnione? Koniec kłopotów. Carpe Diem, jak to się mówi. Chcę być z blondynem, zdanie rodziców w tej kwestii jakoś mało mnie obchodzi. Odwaga i pewność siebie uleciały gdy tylko zobaczyłam twarz taty. Ale to nic, problem leżał w innej osobie. Zack to myślałam, że tym spojrzeniem zaraz pozabija co najmniej kilka osób na raz. Na ich widok aż się wzdrygnęłam. Blondyn to zauważył, gdyż momentalnie objął mnie ramieniem.
- No, no, no. - zaśmiał się Ell, podchodząc do nas nieco bliżej. -,,Nikogo tak bardzo nie kocham, choć mogłem kochać nie raz, nikomu serca nie dałem, choć miałem tyle szans, jedną tylko kocham, tą osobą jesteś Ty, o Tobie tylko wciąż myślę, Ty skradasz moje sny! - zanucił pod nosem, chwiejąc się na boki. Niedługo potem dołączył do niego roześmiany Rocky.
- Zamknij się palancie. - wysyczał przez zęby. Perkusista nagle spoważniał, po kilku sekundach jednak się roześmiał a Ross poszedł w jego ślady.
Ja natomiast stałam jak słup soli, ponieważ Zack z założonymi rękoma czekał na mnie przy ławce. Rodzice zaczęli iść w naszą stronę. Mieli grobowe miny. Ścisnęłam rękę Rossa nieco mocniej i oczekiwałam gradobicia ze strony taty.
- Co się dzieje? - zapytał blondyn, patrząc mi prosto w oczy. - Pojedziemy do mnie, co?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż w tym samym czasie usłyszałam gruby, surowy, męski głos.
- Odsuń się od mojej córki chłopcze. - powiedział groźnie tata.
Ross się nieco speszył, jednak po sekundzie przybrał pewną siebie postawę, wypiął pierś, wyprostował się i napiął mięśnie.
- Nie rozumiem dlaczego. - odparł stanowczo, nadal obejmując mnie w talii.
Rodzeństwo Lynchów spoglądało po sobie, jednak nikt nic nie powiedział. Rydel zerkała nerwowo to na Rossa, to na mnie. Czułam na sobie jej zaniepokojony wzrok. Tata z kolei poczerwieniał ze złości. Do tego podszedł do nas Zack. Muszę zareagować bo zaraz mi się tu znowu pobiją!
- Zabieraj łapy od mojej siostry skurwielu, jasne? - wysyczał, wyszarpując mnie z jego objęć. - Pieprzony gwałciciel. - dodał szeptem.
Ross zacisnął pięści, zmarszczył brwi i już chciał coś powiedzieć, jednak mu przerwałam.
- Hej, hej, spokojnie. Dobrze? - zapytałam, chwytając dłonie blondyna. - Pogadamy jutro, okey? Teraz faktycznie pójdę do domu. Jestem zmęczona, ty też odpocznij. - dokończyłam, patrząc w jego czekoladowe oczy. Czułam, że jest niezadowolony i zaskoczony moją postawą. Myślę jednak, że to najlepsze rozwiązanie. Mam nadzieję, że mnie zrozumie.
Blondyn nic nie odpowiedział. Spojrzał z pogardą na mojego brata, po czym odwrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia. Chciałam za nim pobiec, jednak Zack był szybszy i znów szarpnął mnie za rękę.
- Zostaw tego gnojka, idziemy do domu. - powiedział groźnie, ciągnąc mnie do drzwi.
- Nie mów tak! A może ja chcę iść z nim? Nie pomyślałeś o tym? - zapytałam zgryźliwie. Kątem oka zauważyłam, że Ross przystanął, odwrócił lekko głowę i zaczął się wsłuchiwać w naszą rozmowę.
- Kurwa, sis. On cię prawie zgwałcił! Nie powiesz mi, że teraz jesteście słodką parą? Od kiedy się z nim spotykasz!? Jesteś niepoważna? - szeptał. Ja jednak odbierałam to jako pogardliwy krzyk.
- Nie będziesz mi mówił z kim mam się spotykać, jasne? - burknęłam, zakładając ręce na piersi.
- To już zapomniałaś jak wołałaś o pomoc kiedy ten blond gnojek próbował cię rozebrać? - prychnął niemiło.
- Nie był sobą...
- A co ty myślisz, że to było jednorazowe? Tacy jak on mogą się naćpać w każdej chwili. Nie zawsze będzie przy tobie ktoś, kto ci w takiej sytuacji pomoże. - przerwał mi. Jego ton głosu był już nieco głośniejszy. - Nie wierzę, że dałaś się omamić komuś takiemu, siostrzyczko.
- Nie, on mnie kocha... - mruknęłam niepewnie.
Zack już nic nie odpowiedział. Zaśmiał się szyderczo, po czym powędrował w kierunku wyjścia. Rodzice czekali już w samochodzie. Tata, widząc, że już idziemy, zapalił silnik i czekał aż wsiądziemy. Usadowiłam się z tyłu, obok brata.  Nie miałam za bardzo innego wyjścia.
- Porozmawiamy w domu córeczko. - powiedział sucho ojciec, po czym ruszył do przodu.
- Tsa, nie mogę się doczekać. - szepnęłam, spoglądając na Lynchów, którzy również pakowali się do samochodu. Nie było z nimi Rossa.

****
     Zostań kochanie, pogadamy. - zawołał tata, widząc, że chce szybko czmychnąć do swojego pokoju. - Ten cały Ross mi się nie podoba. Dlaczego nie powiedziałaś, że spotykasz się z chłopakiem, który został oskarżony o morderstwo!?
- Słucham? Nie przesadzasz? Przecież on nic nie zrobił! - zaczęłam nerwowo bronić chłopaka.
- Nie jest odpowiedni dla ciebie słonko, zrozum. - odrzekł już nieco spokojniej.
- Jesteś niepoważny, tato. - prychnęłam.
- Nie zwracaj się do mnie w taki sposób, dobrze? - powiedział nerwowo. - Ten chłopak na pewno nie ma czystego sumienia. Na każdej rozprawie miał siniaki, siedział w więzeniu...
- JA też siedziałam w więzieniu! I co, powiesz mi, że teraz jestem totalnym przegrywem? - krzyknęłam ze łzami w oczach. - Nie mam ochoty was w ogóle słuchać!
- Demi, Demi, DEMI! - wołał za mną tata. Ja jednak nie słuchałam. Wbiegłam do swojego pokoju, po czym rzuciłam się na łóżko. Zachowanie godne małej dziewczynki. Wiem. Ale już miałam tego dosyć. Zamiast mi pomóc to jeszcze na mnie naskakują... A może to ja oczekuje od nich zbyt wiele?
****
Kilka minut później
- Sis, mogę wejść? - zapytał Zack, lekko pukając w drzwi.
- NIE. - powiedziałam stanowczo, pociągając nosem.
Chłopak jednak to zignorował. Usłyszałam skrzypienie, po chwili poczułam, że szatyn usiadł na łóżko i zaczął głaskać mnie po plecach.
- Mam gdzieś co o nim myślicie. Jutro jadę z nim do Denver na długi weekend...
- Masz zamiar z nim spać? - zakpił.
- Być może? A co zabronisz mi, jestem dorosła! - krzyknęłam, gwałtownie odwracając się w jego stronę.
- Nie zabronię ci. Jestem po prostu zawiedziony twoja postawą. - szepnął. - Raz. Nie dałaś mi szansy abym zgłosił gwałt na policję. Dwa. Niejednokrotnie przez niego płakałaś. Trzy. Siedział na ławie oskarżonych, gdybym nie porozumiał się z Mają, nie doszedłbym do tego, że to ten Matt jest winny. Co nie zmienia faktu, że ten cały blondyn również jest nienormalny.
- Wyjdź. - burknęłam w poduszkę. Dlaczego nikt mnie nie rozumie!?
- Nie wyjdę. Nie pozwolę ci wyjechać. To dla twojego dobra. Rodzice wiedzą? -  zapytał z przekąsem.
- Nie. Nie wiedzą. - odrzekłam niemiło.
- To się zaraz dowiedzą. - powiedział, po czym wyszedł z pokoju mówiąc ,,to dla twojego dobra".
Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam za bratem. Kłębiło się we mnie tyle jadu i złości przeplatanej ze smutkiem i rozczarowaniem, że myślałam, że zaraz moje ciało eksploduje. Zbiegłam na dół, plącząc się o własne nogi. O mało nie wylądowałam z nosem w wazonie. Mimo starań, Zack był tam o wiele szybciej, więc gdy dotarłam w końcu do kuchni, napotkałam jedynie zadowoloną minę brata oraz jeszcze bardziej wpienionych rodziców.
- DEMI! - krzyknęli jednocześnie.
Mama była blada jak ściana, tata czerwony jak burak, Zack zadowolony, jakby zaliczył kilka panienek na raz... Nie, o czym ja myślę! Ale dlaczego do jasnej anielki nikt mnie nie rozumie!
- Jestem dorosła i w tej kwestii nie mam zamiaru was słuchać! - wybuchnęłam. Emocje, które się we mnie tliły od samego rana, właśnie postanowiły sobie troszkę pofiglować. Nie mam nic przeciwko.
- Kochanie, przesadzasz już. - burknął niezadowolony tata, podchodząc do mnie. Chwycił mnie za dłonie, odgarnął rude kosmyki z mojego czoła, po czym dodał. - Ten chłopak nie jest odpowiedni dla ciebie. Nie wiem jak długo się z nim spotykasz, ale to już koniec. Masz zakaz. - dokończył. Jego ton głosu był poważny i zdawało się, że w ogóle nie miał zamiaru żartować. Mimo wszystko się lekko zaśmiałam. Tata spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Nie obchodzi mnie to. Jestem dorosła. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, po czym szybko i zwinnie wyszarpnęłam się z uścisku ojca. Mam wprawę dzięki blondynowi. Rany! Nie mogę przestać o nim myśleć... Nie zwracając uwagi na krzyki rodziców, wybiegłam z domu. Skierowałam się od razu do domu Lynchów. Nie wiem dlaczego, po prostu. Instynktownie? Może to właśnie tam czułam się potrzebna? Nie, ponoć przyprawiam kolejne problemy... Nagle usłyszałam za sobą dziwne dźwięki. Odwróciłam się nieco wystraszona. Po kilku sekundach stanął obok mnie Zack.
- Dziewczyno czy ty już do reszty oszalałaś? Wracasz do domu, już. - krzyknął, po czym zaczął mnie szarpać. Wyrywałam się, jednak był silniejszy. Znów zaczęłam płakać.
- Od kilkunastu dni tylko ryczę! - parsknęłam, gwałtownie odsuwając od siebie brata. - Kurde, czy wy macie mnie za jakąś idiotkę? Godzinę temu zakończyła się rozprawa! Byłam zdenerwowana, bałam się. A teraz co? Wydzieracie się na mnie i traktujecie jak pierwszą lepszą szmatę!? Ja chcę po prostu zacząć normalnie funkcjonować a nie ciągle wylewać łzy z byle powodu! - wybuchnęłam. Znowu, mimo wszystko nie czułam się winna. Narastała we mnie złość i poczucie odrzucenia, niezrozumienia?
- Demi... - szepnął. Przystanął i zaczął wpatrywać się we mnie jak w jakieś świeżo malowane wrota. Nie, nie prowadzą one do raju. - Nikt o tobie tak nie myśli ale zrozum. Ten cały blondyn jest sławny, ma wszystko. Nie pozwól abyś i ty była częścią jego piaskownicy. Coś mi się wydaje, że zabawek ma już wystarczająco dużo. No i nie mówię tego aby ci zrobić przykrość. Mówię to aby cię ochronić. - powiedział już spokojniej.
A może ma rację? Przecież jak poznałam blondyna, był inny. Ale Rydel z kolei mówiła, że dzięki mnie Ross się zmienił. Mam mętlik w głowie, totalny. Każdy mówi co innego, ja nie wiem co robić! Nagle poczułam, że Zack chwyta mnie za dłoń.
- To co, idziemy do domu? Odpocząć? Zrobię ci gorącą czekoladę, ty pójdziesz pod prysznic, co? - zaproponował z uśmiechem na ustach. Po dłuższej chwili zastanowienia, kiwnęłam jedynie twierdząco głową.

****
     Siedziałam w swoim łóżku, popijając napój, który przyrządził mi Zack, gdy nagle usłyszałam wibrowanie swojego telefonu. Odłożyłam kubek na stolik, po czym leniwie zwlekłam się z miękkiej pościeli. Następnie ruszyłam niepewnie w stronę biurka. Popatrzyłam na ekran telefonu z myślą ,,oby to nie był Ross!", gdy zauważyłam imię blondynki, uśmiechnęłam się do siebie i odebrałam telefon.
- Hej, Delly. - powiedziałam dość cicho. Nie czułam się najlepiej. Odkąd wróciłam z Zackiem do domu nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim. O tym co mówił Ross, tata a przede wszystkim Zack.
- Co taka smutna!? - krzyknęła do słuchawki. Aż musiałam ją nieco odsunąć od ucha. - No i dlaczego tak zostawiłaś Ossiego!? Biedak, strasznie to przeżywa... Teraz nieco mu się humor poprawił, cały czas rozmawia z mamą ale co jakiś czas wspomina o tobie, to takie urocze a TY GO TAK ZOSTAWIŁAŚ! - końcówkę wypowiedzi to aż było słychać w całym domu.
- Może jest zły, że mu się jeszcze nie dałam? Inne same wskakują mu do łóżka... - wyszeptałam. Sama się dziwiłam, że te słowa przeszły przez moje gardło. Nie chciałam tego powiedzieć...
- O czym Ty mówisz!?  - wybuchnęła przestraszona Rydel.
- A nic, nic... ee... nie mogę jutro z wami jechać, przepraszam. - odrzekłam szybko, po czym się rozłączyłam i znów zaczęłam ryczeć. Nienawidzę swojego życia... NIENAWIDZĘ.

****
DOM LYNCHÓW
     - Hmm, nie jest tak źle. - Rydel nagle usłyszała cichy, męski głos, tuż nad swoim uchem. Do tego poczuła przyjemny zapach cytryn. - Gorzej by było, gdyby powiedziała mi to prosto w twarz. Bolałoby chyba nieco bardziej. - wzdychnął Ross, po czym usiadł zrezygnowany na kanapie. Blondynka momentalnie zrobiła to samo. - Nie, sis, ona ma rację. - szepnął, nie dając siostrze dojść do głosu. - Zrobiłem swoje, Matt już jej nic nie zrobi, więc...
- Więc co? - zapytała, gładząc brata po ramieniu.
- Więc usunę się w cień i nie będę nikomu wadził. A zwłaszcza jej, zależy mi aby była szczęśliwa... - mruknął, miętoląc sznureczek od swoich żółtych spodenek.
- Kochasz ją, dlaczego się poddajesz, co? - odrzekła półgłosem blondynka. - Powiedziałeś to w końcu na głos, przy wszystkich...
- Bo zapomniałem, że tam są jej rodzice, no i brat. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Tak jakoś. - przerwał, unosząc się lekko na kanapie. - Nie, że się go boję, czy coś... Ale ja ją chciałem wykorzystać, mają prawo mieć mnie za zbrodniarza. - dokończył. Widząc Rikera, który akurat wszedł do salonu, odchrząknął znacząco, po czym wstał i skierował w stronę wyjścia. Starszy brat jednak mu na to nie pozwolił. Chwycił młodszego za koszulkę i pociągnął lekko w swoją stronę.
- Hej, młody. - zaczął niepewnie. Zachęcony proszącym wzrokiem Rydel, postanowił kontynuować. - Możemy pogadać?
Ross spojrzał się na brata z wybałuszonymi oczami. Przez ostatnie kilka dni słyszał jedynie obelgi i krzyki, które kierował w jego stronę. Taka postawa basisty go zaskoczyła. Ale czy aby na pewno pozytywnie?
- Nie ma o czym gadać. - westchnął.- Co do Ally, to nie ma za co. Wiesz? Już mnie troszkę męczyło to, że dzwoniła co chwila z płaczem do mnie. Wyżalać powinna się tobie... Ale chwileczkę, w tej sytuacji jednak nie mogła. - powiedział nieco złośliwie, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę korytarza.
- Wiem, przepraszam. - mruknął Riker, wypuszczając powietrze z płuc.
Rydel była z tego bardzo zadowolona, klasnęła w dłonie i z uśmiechem czekała na reakcję młodszego brata. Ten również nie ukrywał swojego zdziwienia. Przystanął w progu, odwrócił się do Rika i powiedział:
- Em... Ja dobrze słyszałem?
- Tak, Ross dobrze. Przepraszam i dziękuję. - odrzekł skruszony. - Macie rację, to wszystko... ja... eh, możemy pogadać na osobności? - zapytał, kierując wzrok na Rydel.
- Ups, jasne! Ja pójdę się przejść, Rocky niech jedzie z mamą na te badania! - powiedziała wesoło. Pobiegła szybko po swoją torebkę, w biegu umalowała usta, po czym pocałowała najmłodszego w policzek i wyszła z domu.

****
DZIEŃ PÓŹNIEJ
     Uciekłam z domu. To typowe dla nastolatki, prawda? Nie mam pojęcia, możliwe. Buntownicze geny się odezwały, musiałam zareagować, nie mam pięciu lat aby słuchać się rodziców. Było południe a ulice całkiem puste. Domy jakby spały, drzewa czuwały, ptaki latały dość nisko... Czułam się nieswojo, miałam wrażenie, że to miasto umarło. A może to ja już nie żyje? Moje serce i uczucia zostały już dawno pogrzebane. Po co ja w ogóle tam jadę? Przekonać się, że Zack miał rację, czy może szukać szczęścia, kierowanego nutką nadziei? Życie... Tak bardzo boli.

     Na miejscu byłam późnym wieczorem. Dobrze, że Rydel dała mi adres, bo nie miałabym gdzie spać. Byłam zmęczona, zmarznięta i głodna. Po zlokalizowaniu odpowiedniego terenu, moim oczom ukazał się piękny, duży, drewniany dom z przepięknym ogrodem. Roiło się tam od ogromnych okien, które świeciły w blasku księżyca, ukazując fenomenalnie urządzone wnętrze. Do tego przepiękny taras, który rozpościerał się po całej szerokości mieszkania. Zaniemówiłam z zachwytu. Wpatrywałam się w to wszystko zapominając o bożym świecie. Z rozmyślań wybił mnie cichy, jednak bardzo wyraźny śpiew oraz dźwięk gitar. I ten głos. Nieziemski. Ross. Otworzyłam delikatnie furtkę, po czym poszłam do ogrodu. Przy ognisku, siedziało sporo osób, w tym całe R5, pani Stormie i Ally!? Świetnie, czyli się pogodzili. Odetchnęłam z ulgą, mimo zachowania Rika, wiedziałam, że ją kocha. Zaczęłam wsłuchiwać się w słowa nieznanej mi piosenki, jendocześnie wpatrując się w blondyna. Znowu poczułam motylki w brzuchu i to uczucie... Nie umiem go określić. Towarzyszyło mi zawsze gdy byłam przy nim... Jak skończyli grać, postanowiłam podejść bliżej. Zapach kiełbasek był bardzo kuszący a ja byłam strasznie głodna. Bałam się jednak reackji Rossa. Od momentu wyjścia z sądu, nie rozmawialiśmy ze sobą. Nagle wdepnęłam w kupkę suchych gałęzi, robiąc przy tym dość spory hałas. Wzrok wszystkich zgromadzonych przy ognisku momentalnie został skierowany na moją osobę. Było ciemno, ale na pewno zrobiłam się czerwona jak burak. Po kilku sekundach blondyn odłożył gitarę na bok i ruszył w moim kierunku. Na zewnątrz panowała niska temperatura, jednak gdy Ross się do mnie zbliżał z każdym krokiem czułam coraz większe ciepło.
- Jesteś jednak. - szepnął, obejmując mnie w talii. - Dlaczego zmieniłaś zdanie?
Pozostali nadal się patrzyli w naszą stronę. Ale gdy tylko spojrzałam w smutne oczy blondyna, zaczęłam ignorować wszystko, co się działo wokół nas.
- Wiesz co? Czasem po prostu za dużo myślę. - odparłam z uśmiechem, wtulając się w blondyna. - Wybacz.
- Całus, całus, całus... - dochodziły do nas radosne okrzyki reszty zespołu.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym ponownie spojrzałam na blondyna. Zaczął się do mnie delikatnie przybliżać, błądząc dłońmi po mojej talii. Odpowiedziałam mu dokładnie tym samym. Po kilku sekundach nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Ross przygryzł moją dolną wargę, po czym nieco rozchylił moje usta. Zaczął delikatnie błądzić językiem wokół mojego, aby następnie złączyć je w namiętnym tańcu. Przez to wszystko mój mózg mało co kontaktował, czułam jak moje neurony rozlewają się na każdą możliwą stronę. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie... Znowu. Dopiero jak się oderwaliśmy, usłyszałam głośne wiwaty, dochodzące od strony ogniska.

NOTKA


Joł, cześć  i czołem!

Nie mam za dużo do przekazania :P Po prostu. Next, zachęcam do czytania i komentowania :3

Hihihii pierwszy raz dałyśmy Wam linki w tekście xD Ale taki ten dom był piękny, no *u*

Przypominam, że mam pracę, potem spotkania ze znajomymi (jest lato, są WAKCJE!) więc nexty mogą pojawiać się rzadziej! :P

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ