- Sam jestem sobie winien. - wyjąkał
nagle, spoglądając leniwie na zdjęcie rudowłosej dziewczyny.
Wzdychnął ciężko i bez większego namysłu wtulił się w
siostrę, która siedziała tuż obok niego. Ona, nic nie mówiąc,
odwzajemniła gest brata, który momentalnie przymknął powieki,
próbując odpłynąć w krainę zapomnienia. Nie mógł jednak
przestać myśleć o dziewczynie, która przewróciła jego świat
do góry dnem. Mógł z niego w końcu wyjść... Ale ciągle,
zamiast robić krok w przód, cofał się do tyłu, popełniając po drodze te same błędy.
- Ossy, daj
spokój. - szepnęła Rydel, czując jak blondyn coraz silniej
napiera i zaciska pięści. Nastolatek jednak nie mógł już słuchać Cleo, która od samego początku grała mu na nerwach.
- Może pośpiewamy? - zaproponował
nagle Ratliff. Od razu został zbombardowany dzikimi spojrzeniami reszty
pasażerów, którzy po kilku sekundach zaczęli się głośno
śmiać. No oprócz Rossa. Mimo wszystko, po słowach perkusisty,
zrobiło mu się ciepło na sercu. Spod znużonych powiek, wyłonił
się bowiem pewien obraz... Wspomnienie dawnych, dobrych czasów,
kiedy to cała rodzina wyjeżdżała w trasę, bawiąc się w
najlepsze, żartując i wzajemnie sobie dokazując. Teraz to
wszystko zamieniło się w jedną, wielką kpinę, którą dopełniał jad niezgody.
- Daj spokój
Ratt, ile ty masz lat? - zadrwił Rocky, który przez cały czas, z
ogromnym ślinotokiem, wpatrywał się w ogromny biust swojej
towarzyszki.
- No właśnie, ile my mamy już lat? - westchnął
w duchu Ross. - Za dużo by się bawić, za mało by popaść w
życiową żałobę. Nie dogodzisz...
- Dobra, dobra. - wtrącił
Riker. - Musimy zatankować. - burknął, szybko zmieniając temat.
Kilka chwil później, zaparkował tuż przy stacji benzynowej. Ratliff z kolei założył ręce na piersi, udając obrażonego. -
Ross, daj swoją kartę kredytową.
- Ooo, kto to się do mnie
odezwał. - zakpił najmłodszy, nasycając jadem i tak już ogromny
konflikt. - Masz przecież, po co ci moja. - dodał, przypominając sobie, że nadal
nie odzyskał swojej własności, mimo, że zgłosił kradzież na
policję. Sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł coś dziwnego...
Poczucie winy? Zbliżające się kłopoty? Kolejne kłopoty...?
-
Tak, mam ale leży gdzieś na dnie walizki. - Riker odpiął pasy,
wygiął się w łuk, po czym wsadził rękę do kieszeni jeansów.
- No, dawaj, zawsze masz przy dupie, co nie?
- Dziś jakoś nie
mam. - odburknął, bacznie obserwując poczynania starszego brata.
Ten jednak już nic nie odpowiedział, zapanowała cisza. Nawet Cleo
przestała rechotać. Ross poczuł się nieswojo, z zakłopotaniem
na twarzy zerkał kątem oka na każdego po kolei. Nagle przed jego
twarzą pojawiła się biała, zaadresowana do niego koperta. Była
otwarta, a nadawcą ów listu była Komenda Policji. Najmłodszy
przełknął głośno ślinę, po czym momentalnie spojrzał w
wystraszone oczy swojej siostry.
- Ossy... - wyjąkała.
-
Masz nam coś do powiedzenia, bracie? - wysyczał basista,
wymachując papierem na prawo i lewo. Był wściekły, kolor jego
skóry przybrał ciemnoczerwone barwy, a z jego uszu aż parowało.
- Kurwa, czy ty w końcu przestaniesz łazić po tych burdelach?
Pieprzysz, kurwa wszystko co się rusza, a potem pożyczasz
pieniądze bo zgubiłeś portfel, będąc kompletnie nawalony! -
wybuchnął, widząc, że Ross nie ma nic do powiedzenia w tej
sprawie.
- Kto ci w ogóle pozwolił otwierać tą kopertę?
Jest zaadresowana do mnie. - odpowiedział nad wyraz spokojnie. Były
to jednak tylko pozory. W środku trząsł się jak osika, modląc
się aby znów nie doszło do niepotrzebnej bójki. Rany z
poprzedniej szarpaniny nadal dawały mu się we znaki. - No i nie
byłem w burdelu. - dodał nieco ciszej.
- Byłeś! Twoje dokumenty ukradła
jakaś prostytutka! Wypłukała twój portfel do zera, masz w ogóle
szczęście, że nie udało jej się rozszyfrować pinu do karty,
kurwa przecież wiesz, że prawie wszystkie pieniądze są ulokowane
na twoim koncie bankowym! - basista bulwersował się dalej, Ross z
kolei czytał uważnie list.
- Ossy, czemu nie mówiłeś? -
wtrąciła Rydel. Ratliff z kolei zaatakował blondyna swoim
przenikliwym spojrzeniem. To od niego co chwila pożyczał
pieniądze, mówiąc, że to na naprawę instrumentów, czy też na
leki.
- Odebrałe... - nie zdołał dokończyć, gdyż Riker
rzucił w niego zgubą, po czym z mordem w oczach wyszedł z auta
trzaskając przy tym drzwiami.
- Uuuu... - Cleo wypuściła
powietrze z płuc. - Ale się porobiło. - dodała głupkowatym
tonem.
- Ossy, mogłeś nam powiedzieć, zgubiłeś go pewnie w
Las Vegas? - zapytała troskliwie Rydel. Chłopak jednak milczał,
odwrócił się do niej plecami, przykleił ponownie policzek do zaparowanej
szyby, po czym zaczął sypać wiązanką bluźnierstw, obwiniając za wszystko swoje beznadziejne życie.
- Nie, nie, zjem sobie u koleżanki. - odpowiedziałam szybko.
- Patrz,
wyciągnęłam cię na zakupy, a sama biedulka sobie nie możesz
poradzić z tymi kulami. - powiedziała troskliwie. - Już idziemy
do kasy, już, już.
- Wszystko jest w porządku. - uśmiechnęłam
się.
- Powracając tak trochę do Rossa. - zaczęła, oglądając
puszkę sardynek z każdej możliwej strony. - Troszkę szkoda, że
z nim nie pojechałaś. - jak tylko to usłyszałam, to aż
wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Dlaczego to powiedziała? Teraz
moje wahania i rozkmina czy dobrze postąpiłam, wzrosty
kilkakrotnie! Nie chcę aby to przytłaczające uczucie towarzyszyło
mi do dnia ich powrotu! - Ale zadzwoń czasem, dobrze? - zapytała,
chwytając moją ciepłą dłoń. - Na pewno się ucieszy. On tego potrzebuje. Ja
postaram się o to, aby ta trasa nie była dla niego jednak takim
koszmarem. Mam nadzieję, że się tam na scenie nie pozabijają.
-
Chciałabym pojechać... - zawiesiłam głos, czułam się głupio i niekomfortowo.
-
Ja rozumiem, kochanie. Spokojnie, wiem, że masz obowiązki, naukę,
dom na głowie. - mówiąc, zaczęła wykładać towar na ladę, bez
namysłu zaczęłam pomagać. - Nie wiem jednak jak mam ich podejść.
- westchnęła. - Tą rozmową tylko pogorszyłam sytuację, nie
dość, że traktują się gorzej niż psy, to jeszcze Ross ma do
mnie ogromny żal. Będzie ciężko, mam jednak nadzieję, że mi
pomożesz? - zapytała z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ja z kolei
byłam troszkę w szoku, nie wiedziałam co powiedzieć,
przytaknęłam więc tylko skinieniem głowy. Pani Stormie cały
czas okazywała spokój, czułam, że w duchu była jednak nieco
zagubiona. Pojęcia nie wiem co mam zrobić...? Wujek Shor wraz z
mamą Lynchów jadą osobnym autem, mają się spotkać z zespołem
w hotelu... Może powinnam zabrać się z nimi?
- Dobrze, już
wszystko. - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos kobiety. -
Dziękuję, kochana, a ty weź te reklamówki. - dodała, kierując
wzrok na mężczyznę, który stał oparty o framugę drzwi
wejściowych. Bez słowa zrobił to, o co poprosiła. - To teraz
pakuj się do samochodu, odwieziemy cię.
- Dobrze. -
wymamrotałam. W momencie otwierania drzwi, mignęła mi znajoma
postać przed oczami. Wchodziła właśnie do kawiarenki, która
znajdowała się naprzeciwko nas. - Ally. - pomyślałam w duchu.
-
Coś się stało? - znów Stormie wyrwała mnie z zadumy.
- Wie
pani co? Moja koleżanka jest teraz w sklepie obok, wejdę i wrócę
z nią. - odpowiedziałam szybko, zerkając czy to aby na pewno
Allyson.
- W porządku, pamiętaj tylko aby od czasu do czasu
zadzwonić do Rossa, dobrze? To dobry chłopak, jestem pewna, że sprawisz mu tym wielką radość. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała z nadzieją. Z jej oczu
płynęła ogromna fala troski, czułam, że to dla niej wiele
znaczy.
- Będę dzwonić codziennie. - zapewniłam. Kobieta obdarowała mnie wdzięcznym uśmiechem, po czym zniknęła w aucie, obładowana zakupami. Ja z kolei, chwilę
potem udałam się w kierunku małej kawiarenki. Już przez szybę
widziałam jak dziewczyna siada przy stoliku. Brzuszek miała już
leciutko zaokrąglony, na jej twarzy widniał jednak ogromny grymas.
Tak stoję przed drzwiami i się zastanawiam co tak właściwie mam
powiedzieć, jak się zachować...? Przecież my w ogóle ze sobą
jakoś za specjalnie nigdy nie rozmawiałyśmy. Pewnie dlatego, że
nie było po prostu okazji, nie wiem co mnie teraz napadło aby tu
przyjść. A nie, chociaż... Chyba wiem. Riker i ich rozwód. -
pomyślałam, po czym nacisnęłam klamkę. Stanęłam w progu, nikt
jednak nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, prócz grupy
dziewczyn, które były w moim wieku. Zignorowałam jednak ich
spojrzenia i szepty typu ,,to, ona", po czym zaczęłam iść w kierunku stolika Ally. Będąc w połowie drogi, przystanęłam, wyciągnęłam telefon i napisałam smsa do Maji, że się trochę spóźnię. Mam nadzieję, że nie będzie zła. Jak już stanęłam obok szatynki, ta spojrzała na mnie spode łba, uśmiechnęła się
jednak lekko, dodając mi otuchy i nieco odwagi aby jednak zacząć rozmowę.
- Hej, a ty jednak nie w trasie? - zdziwiła się, dołując
mnie jeszcze bardziej niż pani Stormie.
- Jak to jednak? -
odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Siadaj. - westchnęła,
kierując wzrok na krzesło, które znajdowało się naprzeciwko
niej. - No Ross mówił, że cię ze sobą weźmie. - dodała jak
już zajęłam swoje miejsce. - Nie wierzę, że zmienił zdanie.
-
Po prostu nie mogłam. - wypaliłam na jednym oddechu. Było mi
wstyd, uczucie zażenowania wzrosło, zrobiło mi się ciepło, nie
chciałam jednak ciągnąć tego tematu. - A ty i Rik...
- To już
przeszłość. - jęknęła cicho, wlepiając wzrok w podłogę.
Nastała chwila niezręcznej ciszy, ani ja, ani Ally nie
wiedziałyśmy co powiedzieć. Czułam, że nie powinnam o to pytać,
to ich prywatne sprawy. Nie wiem co mnie napadło...
- Witam moje piękne panie, co podać?
- nagle obok naszego małego, szklanego stoliczka pojawił się
kelner. Miał na sobie biały fartuch z ogromnym logo lokalu, czarną
muszkę i ogromne okulary pod którymi chowały się duże,
niebieskie oczy. Na pierwszy rzut oka wydawał się sympatyczny,
biło od niego dużo pozytywnej energii, której u mnie braknie
odkąd Ross wyjechał... - Polecam danie dnia, którym jest smaczna sałatka z owocami. -
dodał wesoło, widząc, że żadna z nas nie zareagowała na
pytanie.
- A coś na zatopienie smutków? - wypaliła Ally. -
Napiłabym się czegoś mocniejszego, niestety to jednak odpada. - dodała,
gładząc opuszkami palców swój lekko zaokrąglony brzuszek.
-
W takim razie proponuję dużą porcję lodów, do tego cappuccino
oraz dużą dawkę czekolady. Podajemy ją w każdej formie.- odpowiedział wesoło, wyczułam
jednak, że ton szatynki go troszkę zbił z tropu. - Chusteczki dorzucamy w gratisie. - wyciągnął nagle dłoń ku dziewczynie, podając
małą paczuszkę.
- Bardzo dziękuję, poproszę więc zestaw,
który pan przed chwilą wymienił. - Ally odebrała mały
podarunek, po czym od razu otarła łzy białym materiałem.
- A
dla pani? - zapytał, kierując swój wzrok na mnie. - Proponuję
lody morelowe, mimo, że to tylko mała przekąska, pięknie
podkreśli pani ognisto rudy kolor włosów. - dodał z szerokim
uśmiechem.
- Skoro tak, to się skuszę. - odwzajemniłam gest
chłopaka, po czym od razu spojrzałam na Ally. Kelner natomiast
spisał zamówienie i oddalił się w stronę barku.
- Oj, oj,
Ross byłby zazdrosny. - powiedziała zadziornie, opierając łokcie
o blat stolika. Nic nie odpowiedziałam, wytrzeszczyłam jedynie
oczy ze zdziwienia, czekając aż dziewczyna rozwinie swoją myśl. - No nie gadaj, ten przystojny kelner ewidentnie cię podrywał. - Ally wzdychnęła i przewróciła teatralnie oczami. - A
jeżeli chodzi o Rika... Mam go już po prostu dosyć. Nie wiem czy potrzebna nam przerwa czy to już koniec. A wiesz co jest
najgorsze? - zapytała, miętoląc chusteczkę w ręku. - Jest
okropnym gnojkiem a ja i tak go kocham. Pojęcia nie mam czy dobrze
zrobiłam. Jak patrzę na Rossa to mam pewność, że moja decyzja
była słuszna, ale jak staje w lustrze i widzę mój brzuch... -
Ally przez cały czas powstrzymywała łzy, teraz jednak dała upust
emocjom. W tym samym czasie podszedł do nas znów ten sam kelner,
widząc jednak stan brunetki, nic nie powiedział. Podał nam desery
oraz gorącą czekoladę, po czym odszedł od stolika, zerkając na
mnie od czasu do czasu.
- To znaczy, że to ty go zostawiłaś? -
zapytałam jak już nieco poukładałam wypowiedź Ally. Dziewczyna
otarła rękawem swój czerwony nos, po czym, mieszając łyżeczką
w swojej porcji lodów, uniosła na mnie wzrok i się lekko
uśmiechnęła.
- Dałam mu warunek. - zaczęła. - Albo zacznie
traktować rodzinę, w szczególności Rossa, tak jak należy, albo z nami koniec. Niestety nic się w tej sprawie nie
zmieniło. Ja nie mam zamiaru codziennie wysłuchiwać tych kłótni,
być świadkiem przepychanek i wzajemnych docinek. Mam tego po
prostu dosyć. Teraz Riker stał się taki opryskliwy nie tylko dla
Rossa, ale też dla mnie. - powiedziała wolno, co jakiś czas
oblizując łyżeczkę. - Oddałam mu obrączkę. Kocham go, nie
chcę żyć bez niego ale powinien przemyśleć swoje zachowanie. Ja
tego nie będę tolerować i niepotrzebnie denerwować siebie i ranić tym dziecko.
- Rozumiem...
- Ta decyzja nie przyszła z dnia na
dzień, było mi ciężko ją podjąć. Uwierz mi.- zaczęła. Zauważyłam,
że coraz bardziej zaczęła się otwierać i mówić o problemach.
- Ale nie mogłam już tego znieść. Ross to taki dobry chłopak...
Cały czas podtrzymywał mnie na duchu, teraz obwinia się za to
wszystko. Sama nie wiem czy moja decyzja była dobra. Wiesz, ciągle
coś i ciągle ten biedny blondas czuje się za wszystko odpowiedzialny. Szkoda, że z nim nie pojechałaś, mam nadzieję, że
nic głupiego nie zrobi... Strasznie mi go szkoda, nie da się opisać słowami jak Riker go traktuje. Gorzej niż niepotrzebnego śmiecia... - westchnęła, przygryzając wargi. No i znowu to głupie uczucie... Co ja
mam niby odpowiedzieć? Na szczęście, lub nie, poczułam jak
wibruje mój telefon. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Ross, na ekranie wyświetliła się jednak wesoła twarz
Austina. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim, chciałam jednak
uniknąć odpowiedzi na wyrzuty Ally, nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
-
Hej. - zaczęłam dość obojętnym tonem.
- Co taka
naburmuszona? - zaśmiał się. - Tak sobie pomyślałem, że może
zabrałbym cię do kręgielni czy tam na bilarda, co? Ostatnio
miałaś tylko same problemy, czas chyba troszkę się rozerwać. A z tego co wiem, jutro ściągają ci gips. -
zaproponował.
- W sumie czemu nie? - sama się sobie dziwiłam,
że odpowiedziałam w taki sposób. Nie było mi to obojętne,
czułam się dobrze w jego towarzystwie. Wypad do małego,
porządnego klubu mi nie zaszkodzi.
- To super! - krzyknął
radośnie. - A dziś masz jeszcze czas? Moglibyśmy obejrzeć jakiś film albo coś.
- Jestem umówiona z
przyjaciółką, możemy się spotkać jutro po południu? - co ja
robię..
- To jesteśmy umówieni, rudasku. - powiedział
zadziornie, dodał małą anegdotkę o szpitalnym życiu, po czym
się pożegnał i rozłączył. Byłam troszkę zmieszana tą
rozmową, nie chciałam jednak teraz się tym przejmować. Wyraźnie
widziałam, że Ally jest załamana i kompletnie nie wie co robić.
Czułam się zobowiązana jej pomóc, co oczywiście uczyniłam.
Za moją namową, zamówiłyśmy sobie dodatkową porcję lodów i przegadałyśmy
wszystko, nie zwracając uwagi na upływający czas.
DZIEŃ PÓŹNIEJ
Santa Ana
- Mogę wiedzieć co ty w ogóle robisz? - nagle odezwał się Rocky, który od samego początku obserwował i analizował dziwne zachowanie przyjaciela. Ratt z kolei nic nie odpowiedział, był w transie, jego wzrok cały czas skierowany był na piękną, blondwłosą dziewczynę, która w skupieniu czyściła swój keyboard. - Eyy, co się tak trzęsiesz i mruczysz do siebie? - Rocky szturchnął perkusistę w ramię, ten odpowiedział mu kuksańcem w żebra, gdyż nie spodziewał się tak gwałtownej zaczepki.
- MAM TĘ MOC! - wydarł
się na całe gardło, przyjmując pozycję do walki.
- Co ty
brałeś, stary? - zapytał zdziwiony, masując obolałe miejsce. -
Trzęsiesz się jak osika, gadasz do siebie i robisz dziwne
rzeczy... Brałeś prochy od Rossa?
- Nic nie brałem. - oburzył
się, wyprostował się, po czym poprawił nerwowo grzywkę, która
opadła na jego spocone czoło. - Po prostu ćwiczę przed
koncertem, okey? Mam stresa! - wtrącił oburzony. - Idź lepiej co
Cleo bo coś mi się wydaję, że nasz blondi ją niedługa
rozniesie. Cały czas łazi mu koło dupy! - perkusista był zły za
to, że przyjaciel przerwał jego medytację. Do
tego musiał oderwać wzrok od zgrabnego ciała Rydel, które przez
ich kłótnie było dla niego zupełnie niedostępne. Rocky, słysząc
opryskliwy ton szatyna, obrócił się na pięcie i pobiegł do
swojej dziewczyny, która cały czas świeciła dekoltem obok obojętnej twarzy Rossa.
- No dobra, teraz trzeba ustawić lampy. -
odezwał się najstarszy, który właśnie wszedł na scenę. - Dziś
gramy pierwszy koncert, mam ogromną nadzieję, że nikt nie da
plamy. - każdy wiedział do kogo kierowane są te słowa, ich
odbiorca jednak nie podniósł nawet głowy znad sterty kabli, które
usiłował rozplątać. - Szybciej, Ross, jeszcze dużo pracy przed
nami a ty ciągle babrasz się z tym jednym zadaniem. - dorzucił
opryskliwe jak przechodził obok najmłodszego brata. Ten jednak
znów go zignorował i dalej przewracał mozolnie palcami, szukając
odpowiedniej i skutecznej metody rozplątania tego bałaganu.
-
Ossy, wszystko gra? - Rydel przykucnęła obok blondyna, po czym objęła
ramieniem. - Jesteś blady.
- Nic mi nie jest. - odrzekł cicho,
odrywając na kilka sekund wzrok od czarnych kabli.
- Idź do
hotelu, połóż się i odpocznij, ja się z tym uporam. -
dziewczyna nie dawała za wygraną. - Przecież widzę, że źle się
czujesz. Zadzwonię do mamy, że przyjedziesz, zrobi ci kanapki i coś
ciepłego do picia. No i nie, nie chcę słyszeć odmowy, wracasz do
hotelu i koniec. - dodała, widząc, że Ross chce coś
powiedzieć.
- Naprawdę mogę? - wyjąkał, przymykając lekko
powieki. Był zmęczony podróżą i porannym wywiadem za który już
mu się oberwało od najstarszego.
- Jasne, wujek cię odwiezie.
My sobie tu poradzimy, ty odpocznij, do koncertu jeszcze kilka
godzin. - powiedziała, troskliwie odgarniając kosmyki z ciepłego czoła
brata.
- To... Faktycznie pójdę. - wymamrotał, wstał na równe
nogi i podążył w stronę wyjścia. - Dzięki sis. - wydukał,
odwracając się na moment w kierunku blondynki, która cały czas go
obserwowała.
- Idź, Rikiem się nie przejmuj, poradzimy sobie.
- dodała pokrzepiająco. Nastolatek się tylko uśmiechnął, po
czym, z ogromną wdzięcznością w oczach, opuścił salę.
-
Dobrze, to ja to rozplątam. - szepnęła do siebie, chwilkę
później siedziała już na miejscu brata i próbowała rozgryźć
tą zagadkę. Ku jej zaskoczeniu nie trwało to długo. - Pewnie źle
się czuł i nie przywiązywał uwagi do tego co robi. - pomyślała.
- Mam nadzieję, że na scenie już będzie lepiej...~~
Kilka godzin później
- R5, wchodzicie za 10 minut! - krzyknął jeden z mężczyzn, wyłaniając się zza rogu małego, wąskiego korytarzyka, który prowadził na scenę. Atmosfera była fascynująca, wrzaski fanów, podwyższona adrenalina i nagły, przyspieszony rytm serca. Wrzawa, panująca na scenie, dodawała każdemu sił i chęci do koncertowania, dziś było podobnie. Nie tak jak za dawnych lat, mimo to zespół czuł się przez to lepiej, nawet Ross nabrał ochoty na swawole, tym bardziej, że wcześniej zadzwoniła do niego Demi.
- Dobra, chodźcie tu wszyscy. - oznajmił Riker, wyciągając rękę. Reszta jak na zawołanie zrobiła to samo, po czym cała paczka krzyknęła radośnie ,,Ready Set Rock". - Damy czadu! - basista wyszedł na scenę jako pierwszy, za nim podążyła reszta zespołu, przyklaskując jednocześnie jakiś zabawny rytm.
- Już czas. Dasz radę Ratt, dasz radę. - perkusista był cały spięty i nerwowy. Nie chciał nic zapeszać, dzwonił kilkakrotnie do rudowłosej w celu zasięgnięcia większej ilości porad, nie był jednak pewien czy aby na pewno Rydel mu wybaczy. - Musisz spróbować, pamiętaj, że MASZ TĘ MOC! - dodawał sobie otuchy, bijąc się w pierś. Jak już zespół był na scenie, nikt nawet nic nie podejrzewał. Było ciemno, mała stróżka światła padała wyłącznie na keyboard. Jak tylko sala została rozświetlona reflektorami, które zaczęły bić kolorowymi neonami w każdą możliwą stronę, wszyscy zaniemówili z wrażenia...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
Jak zapowiadałyśmy, next się pojawił, omomom ^-^ No nie wiem czy jest jakoś specjalnie ciekawy (XD), no ale :P Szczerze to jeszcze nie wiemy co zrobi Ratliff, odpowiedź poznacie prawdopodobnie za 2 tygodnie. Nie wiem, postaramy się chyba też napisać jakiegoś świątecznego One Shocika :3
Do nexta!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Dopiero za 2 tygodnie?!?!
OdpowiedzUsuńJa nie wytrzymam!!
Rozdział super;)
Czekam na kolejny;)
Omgggg!
OdpowiedzUsuńRozdział supi ^-^
Czekam na next <3
Omgggg!
OdpowiedzUsuńRozdział supi ^-^
Czekam na next <3
Fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział,tylko pliss wykombinuj coś by Demi pojechała do Rossa wiem że dasz rade :) choć być pewnie masz inne plany :p
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rodziału.
Ps.Niech ta pusta lala nie lata tak koło Rossa bo jej przywalę ^^haha niech nie będzie żadnych zdrad!I niech Riker się ogarnie do cholery,on nie jest kłębkiem świata!
monia
Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤💕
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Natalią, jak to dopiero za dwa tygodnie? :( może jednak trochę szybciej? Świetny rozdział i chce się dowiedzieć co zrobi Rat! I czy Demi pojedzie do Rossa! I Riker niech się ogarnie! Dawaj szybko nexta!!!
OdpowiedzUsuńCleo, won! xD
OdpowiedzUsuńBłagam, niech Demi pojedzie do Rossa, żeby ten blondasek nie był taki smutny :(
Czekam na next ;)
Boże święty i jedyny zabrali mi telefon i szukałam tego bloga 20 minut, a jak już znalazłam popłakałam się ze szczęścia dosłownie. Niech się Riker ogarnie do jasnej ciasnej, albo tym basem mu przywalę w tył głowy, a co do Cleo to gotowało się we mnie gdy czytałam jak kręci się koło Rossa. Dwa tygodnie pff co to dla mnie... co z tego,że jest wolne, a ja zaczynam gadać do ściany zdesperowana ciągłym brakiem szaleńst hehe. Rat co może zrobić Rat hmm... może się oświadczy? Nie... nie boże święty mózgu nie działaj. Żal mi trochę Demi nich wsiądzie w pierwszy lepszy autobus i jedzie, a rodzice po co komu oni phi... Niech ona pojedzie do Rossa będzie taki szczęśliwy. Zastanawiam się nad założeniem bloga na temat R5, a jakiś upierdliwy głos w głowie mówi mi "Nie dorównasz nikomu ty nędzna imitacjo pisarki". Mniejsza. Mam nadzieje, że niedługo będzie rozdział :D Ps. Rozdział ś-w-i-e-t-n-y
OdpowiedzUsuń