sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział XLXI

     Ross, otoczony niezrozumiałą dla niego pustką, siedział skulony tuż za miejscem kierowcy. Miał odduszony policzek, a na szybie rysowały się ślady jego zmęczonej twarzy, obarczonej przymusem radości. Miał obok siebie rodzeństwo, czuł się jednak samotny i opuszczony. Wiedział dlaczego, niekoniecznie jednak chciał o tym myśleć. Przymknął powieki, chciał się zrelaksować, wyciszyć i w końcu nieco odpocząć, piskliwy głos Cleo wyprowadzał go jednak z równowagi. Chłopak, warcząc niezrozumiałe bluźnierstwa, wyciągnął niepewnie z kieszeni małe, białe słuchawki, po czym szybko wetknął je w uszy. Wyjął następnie swój telefon, odblokował delikatnie ekran i... Poczuł ogromne ukłucie w okolicach żeber. Zrezygnowany przygryzł nieco wargę, zamknął oczy i ponownie oparł głowę o szybę samochodu. Cały czas czuł, że postępuje wbrew sobie, że znów jest nieszczęśliwy i...
- Sam jestem sobie winien. - wyjąkał nagle, spoglądając leniwie na zdjęcie rudowłosej dziewczyny. Wzdychnął ciężko i bez większego namysłu wtulił się w siostrę, która siedziała tuż obok niego. Ona, nic nie mówiąc, odwzajemniła gest brata, który momentalnie przymknął powieki, próbując odpłynąć w krainę zapomnienia. Nie mógł jednak przestać myśleć o dziewczynie, która przewróciła jego świat do góry dnem. Mógł z niego w końcu wyjść... Ale ciągle, zamiast robić krok w przód, cofał się do tyłu, popełniając po drodze te same błędy.
- Ossy, daj spokój. - szepnęła Rydel, czując jak blondyn coraz silniej napiera i zaciska pięści. Nastolatek jednak nie mógł już słuchać Cleo, która od samego początku grała mu na nerwach. 
- Może pośpiewamy? - zaproponował nagle Ratliff. Od razu został zbombardowany dzikimi spojrzeniami reszty pasażerów, którzy po kilku sekundach zaczęli się głośno śmiać. No oprócz Rossa. Mimo wszystko, po słowach perkusisty, zrobiło mu się ciepło na sercu. Spod znużonych powiek, wyłonił się bowiem pewien obraz... Wspomnienie dawnych, dobrych czasów, kiedy to cała rodzina wyjeżdżała w trasę, bawiąc się w najlepsze, żartując i wzajemnie sobie dokazując. Teraz to wszystko zamieniło się w jedną, wielką kpinę, którą dopełniał jad niezgody.
- Daj spokój Ratt, ile ty masz lat? - zadrwił Rocky, który przez cały czas, z ogromnym ślinotokiem, wpatrywał się w ogromny biust swojej towarzyszki. 
- No właśnie, ile my mamy już lat? - westchnął w duchu Ross. - Za dużo by się bawić, za mało by popaść w życiową żałobę. Nie dogodzisz...
- Dobra, dobra. - wtrącił Riker. - Musimy zatankować. - burknął, szybko zmieniając temat. Kilka chwil później, zaparkował tuż przy stacji benzynowej. Ratliff z kolei założył ręce na piersi, udając obrażonego. - Ross, daj swoją kartę kredytową. 
- Ooo, kto to się do mnie odezwał. - zakpił najmłodszy, nasycając jadem i tak już ogromny konflikt. - Masz przecież, po co ci moja. - dodał, przypominając sobie, że nadal nie odzyskał swojej własności, mimo, że zgłosił kradzież na policję. Sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł coś dziwnego... Poczucie winy? Zbliżające się kłopoty? Kolejne kłopoty...? 
- Tak, mam ale leży gdzieś na dnie walizki. - Riker odpiął pasy, wygiął się w łuk, po czym wsadził rękę do kieszeni jeansów. - No, dawaj, zawsze masz przy dupie, co nie? 
- Dziś jakoś nie mam. - odburknął, bacznie obserwując poczynania starszego brata. Ten jednak już nic nie odpowiedział, zapanowała cisza. Nawet Cleo przestała rechotać. Ross poczuł się nieswojo, z zakłopotaniem na twarzy zerkał kątem oka na każdego po kolei. Nagle przed jego twarzą pojawiła się biała, zaadresowana do niego koperta. Była otwarta, a nadawcą ów listu była Komenda Policji. Najmłodszy przełknął głośno ślinę, po czym momentalnie spojrzał w wystraszone oczy swojej siostry.
- Ossy... - wyjąkała.
- Masz nam coś do powiedzenia, bracie? - wysyczał basista, wymachując papierem na prawo i lewo. Był wściekły, kolor jego skóry przybrał ciemnoczerwone barwy, a z jego uszu aż parowało. - Kurwa, czy ty w końcu przestaniesz łazić po tych burdelach? Pieprzysz, kurwa wszystko co się rusza, a potem pożyczasz pieniądze bo zgubiłeś portfel, będąc kompletnie nawalony! - wybuchnął, widząc, że Ross nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. 
- Kto ci w ogóle pozwolił otwierać tą kopertę? Jest zaadresowana do mnie. - odpowiedział nad wyraz spokojnie. Były to jednak tylko pozory. W środku trząsł się jak osika, modląc się aby znów nie doszło do niepotrzebnej bójki. Rany z poprzedniej szarpaniny nadal dawały mu się we znaki. - No i nie byłem w burdelu. - dodał nieco ciszej.
- Byłeś! Twoje dokumenty ukradła jakaś prostytutka! Wypłukała twój portfel do zera, masz w ogóle szczęście, że nie udało jej się rozszyfrować pinu do karty, kurwa przecież wiesz, że prawie wszystkie pieniądze są ulokowane na twoim koncie bankowym! - basista bulwersował się dalej, Ross z kolei czytał uważnie list. 
- Ossy, czemu nie mówiłeś? - wtrąciła Rydel. Ratliff z kolei zaatakował blondyna swoim przenikliwym spojrzeniem. To od niego co chwila pożyczał pieniądze, mówiąc, że to na naprawę instrumentów, czy też na leki. 
- Odebrałe... - nie zdołał dokończyć, gdyż Riker rzucił w niego zgubą, po czym z mordem w oczach wyszedł z auta trzaskając przy tym drzwiami. 
- Uuuu... - Cleo wypuściła powietrze z płuc. - Ale się porobiło. - dodała głupkowatym tonem.
- Ossy, mogłeś nam powiedzieć, zgubiłeś go pewnie w Las Vegas? - zapytała troskliwie Rydel. Chłopak jednak milczał, odwrócił się do niej plecami, przykleił ponownie policzek do zaparowanej szyby, po czym zaczął sypać wiązanką bluźnierstw, obwiniając za wszystko swoje beznadziejne życie.

~~

     - Wiesz, kochanie, ciężko być matką i dogodzić każdemu dziecku tak samo. - pani Stormie przez cały czas opowiadała mi o wychowaniu dzieci. Na początku czułam się troszkę nieswojo, teraz jednak jestem zadowolona, że sama zaczęła ten temat. Dowiedziałam się przynajmniej dlaczego Ross i Riker ze sobą nie rozmawiają, poznałam również zalążek tej całej kłótni. Szkoda tylko, że jestem również światkiem jej rozwoju. Punkt kulminacyjny jednak chcę sama dopisać... Mam nadzieję, że mi się uda. Dobrze zrobiłam, że zgodziłam się pomóc przy tych zakupach. Pani Stormie jest bardzo miła i przyjemnie mi się z nią rozmawia.- O, weźmiemy jeszcze te orzeszki. - dodała, sięgając kilka paczuszek z górnej półki. - Ross bardzo je lubi. - uśmiechnęła się i skręciła w kolejną, sklepową alejkę. Ruszyłam krok za nią, oglądając wypełnione po brzegi półki ze słodyczami. - Masz na coś ochotę, kochana?
- Nie, nie, zjem sobie u koleżanki. - odpowiedziałam szybko.
- Patrz, wyciągnęłam cię na zakupy, a sama biedulka sobie nie możesz poradzić z tymi kulami. - powiedziała troskliwie. - Już idziemy do kasy, już, już.
- Wszystko jest w porządku. - uśmiechnęłam się.
- Powracając tak trochę do Rossa. - zaczęła, oglądając puszkę sardynek z każdej możliwej strony. - Troszkę szkoda, że z nim nie pojechałaś. - jak tylko to usłyszałam, to aż wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Dlaczego to powiedziała? Teraz moje wahania i rozkmina czy dobrze postąpiłam, wzrosty kilkakrotnie! Nie chcę aby to przytłaczające uczucie towarzyszyło mi do dnia ich powrotu! - Ale zadzwoń czasem, dobrze? - zapytała, chwytając moją ciepłą dłoń. - Na pewno się ucieszy. On tego potrzebuje. Ja postaram się o to, aby ta trasa nie była dla niego jednak takim koszmarem. Mam nadzieję, że się tam na scenie nie pozabijają.
- Chciałabym pojechać... - zawiesiłam głos, czułam się głupio i niekomfortowo.
- Ja rozumiem, kochanie. Spokojnie, wiem, że masz obowiązki, naukę, dom na głowie. - mówiąc, zaczęła wykładać towar na ladę, bez namysłu zaczęłam pomagać. - Nie wiem jednak jak mam ich podejść. - westchnęła. - Tą rozmową tylko pogorszyłam sytuację, nie dość, że traktują się gorzej niż psy, to jeszcze Ross ma do mnie ogromny żal. Będzie ciężko, mam jednak nadzieję, że mi pomożesz? - zapytała z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ja z kolei byłam troszkę w szoku, nie wiedziałam co powiedzieć, przytaknęłam więc tylko skinieniem głowy. Pani Stormie cały czas okazywała spokój, czułam, że w duchu była jednak nieco zagubiona. Pojęcia nie wiem co mam zrobić...? Wujek Shor wraz z mamą Lynchów jadą osobnym autem, mają się spotkać z zespołem w hotelu... Może powinnam zabrać się z nimi?
- Dobrze, już wszystko. - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos kobiety. - Dziękuję, kochana, a ty weź te reklamówki. - dodała, kierując wzrok na mężczyznę, który stał oparty o framugę drzwi wejściowych. Bez słowa zrobił to, o co poprosiła. - To teraz pakuj się do samochodu, odwieziemy cię.
- Dobrze. - wymamrotałam. W momencie otwierania drzwi, mignęła mi znajoma postać przed oczami. Wchodziła właśnie do kawiarenki, która znajdowała się naprzeciwko nas. - Ally. - pomyślałam w duchu.
- Coś się stało? - znów Stormie wyrwała mnie z zadumy.
- Wie pani co? Moja koleżanka jest teraz w sklepie obok, wejdę i wrócę z nią. - odpowiedziałam szybko, zerkając czy to aby na pewno Allyson.
- W porządku, pamiętaj tylko aby od czasu do czasu zadzwonić do Rossa, dobrze? To dobry chłopak, jestem pewna, że sprawisz mu tym wielką radość. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała z nadzieją. Z jej oczu płynęła ogromna fala troski, czułam, że to dla niej wiele znaczy.
- Będę dzwonić codziennie. - zapewniłam. Kobieta obdarowała mnie wdzięcznym uśmiechem, po czym zniknęła w aucie, obładowana zakupami. Ja z kolei, chwilę potem udałam się w kierunku małej kawiarenki. Już przez szybę widziałam jak dziewczyna siada przy stoliku. Brzuszek miała już leciutko zaokrąglony, na jej twarzy widniał jednak ogromny grymas. Tak stoję przed drzwiami i się zastanawiam co tak właściwie mam powiedzieć, jak się zachować...? Przecież my w ogóle ze sobą jakoś za specjalnie nigdy nie rozmawiałyśmy. Pewnie dlatego, że nie było po prostu okazji, nie wiem co mnie teraz napadło aby tu przyjść. A nie, chociaż... Chyba wiem. Riker i ich rozwód. - pomyślałam, po czym nacisnęłam klamkę. Stanęłam w progu, nikt jednak nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, prócz grupy dziewczyn, które były w moim wieku. Zignorowałam jednak ich spojrzenia i szepty typu ,,to, ona", po czym zaczęłam iść w kierunku stolika Ally. Będąc w połowie drogi, przystanęłam, wyciągnęłam telefon i napisałam smsa do Maji, że się trochę spóźnię. Mam nadzieję, że nie będzie zła. Jak już stanęłam obok szatynki, ta spojrzała na mnie spode łba, uśmiechnęła się jednak lekko, dodając mi otuchy i nieco odwagi aby jednak zacząć rozmowę.
- Hej, a ty jednak nie w trasie? - zdziwiła się, dołując mnie jeszcze bardziej niż pani Stormie.
- Jak to jednak? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Siadaj. - westchnęła, kierując wzrok na krzesło, które znajdowało się naprzeciwko niej. - No Ross mówił, że cię ze sobą weźmie. - dodała jak już zajęłam swoje miejsce. - Nie wierzę, że zmienił zdanie.
- Po prostu nie mogłam. - wypaliłam na jednym oddechu. Było mi wstyd, uczucie zażenowania wzrosło, zrobiło mi się ciepło, nie chciałam jednak ciągnąć tego tematu. - A ty i Rik...
- To już przeszłość. - jęknęła cicho, wlepiając wzrok w podłogę. Nastała chwila niezręcznej ciszy, ani ja, ani Ally nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Czułam, że nie powinnam o to pytać, to ich prywatne sprawy. Nie wiem co mnie napadło...
- Witam moje piękne panie, co podać? - nagle obok naszego małego, szklanego stoliczka pojawił się kelner. Miał na sobie biały fartuch z ogromnym logo lokalu, czarną muszkę i ogromne okulary pod którymi chowały się duże, niebieskie oczy. Na pierwszy rzut oka wydawał się sympatyczny, biło od niego dużo pozytywnej energii, której u mnie braknie odkąd Ross wyjechał... - Polecam danie dnia, którym jest smaczna sałatka z owocami. - dodał wesoło, widząc, że żadna z nas nie zareagowała na pytanie.
- A coś na zatopienie smutków? - wypaliła Ally. - Napiłabym się czegoś mocniejszego, niestety to jednak odpada. - dodała, gładząc opuszkami palców swój lekko zaokrąglony brzuszek.
- W takim razie proponuję dużą porcję lodów, do tego cappuccino oraz dużą dawkę czekolady. Podajemy ją w każdej formie.- odpowiedział wesoło, wyczułam jednak, że ton szatynki go troszkę zbił z tropu. - Chusteczki dorzucamy  w gratisie. - wyciągnął nagle dłoń ku dziewczynie, podając małą paczuszkę.
- Bardzo dziękuję, poproszę więc zestaw, który pan przed chwilą wymienił. - Ally odebrała mały podarunek, po czym od razu otarła łzy białym materiałem.
- A dla pani? - zapytał, kierując swój wzrok na mnie. - Proponuję lody morelowe, mimo, że to tylko mała przekąska, pięknie podkreśli pani ognisto rudy kolor włosów. - dodał z szerokim uśmiechem.
- Skoro tak, to się skuszę. - odwzajemniłam gest chłopaka, po czym od razu spojrzałam na Ally. Kelner natomiast spisał zamówienie i oddalił się w stronę barku.
- Oj, oj, Ross byłby zazdrosny. - powiedziała zadziornie, opierając łokcie o blat stolika. Nic nie odpowiedziałam, wytrzeszczyłam jedynie oczy ze zdziwienia, czekając aż dziewczyna rozwinie swoją myśl. - No nie gadaj, ten przystojny kelner ewidentnie cię podrywał. - Ally wzdychnęła i przewróciła teatralnie oczami. - A jeżeli chodzi o Rika... Mam go już po prostu dosyć. Nie wiem czy potrzebna nam przerwa czy to już koniec. A wiesz co jest najgorsze? - zapytała, miętoląc chusteczkę w ręku. - Jest okropnym gnojkiem a ja i tak go kocham. Pojęcia nie mam czy dobrze zrobiłam. Jak patrzę na Rossa to mam pewność, że moja decyzja była słuszna, ale jak staje w lustrze i widzę mój brzuch... - Ally przez cały czas powstrzymywała łzy, teraz jednak dała upust emocjom. W tym samym czasie podszedł do nas znów ten sam kelner, widząc jednak stan brunetki, nic nie powiedział. Podał nam desery oraz gorącą czekoladę, po czym odszedł od stolika, zerkając na mnie od czasu do czasu.
- To znaczy, że to ty go zostawiłaś? - zapytałam jak już nieco poukładałam wypowiedź Ally. Dziewczyna otarła rękawem swój czerwony nos, po czym, mieszając łyżeczką w swojej porcji lodów, uniosła na mnie wzrok i się lekko uśmiechnęła.
- Dałam mu warunek. - zaczęła. - Albo zacznie traktować rodzinę, w szczególności Rossa, tak jak należy, albo z nami koniec. Niestety nic się w tej sprawie nie zmieniło. Ja nie mam zamiaru codziennie wysłuchiwać tych kłótni, być świadkiem przepychanek i wzajemnych docinek. Mam tego po prostu dosyć. Teraz Riker stał się taki opryskliwy nie tylko dla Rossa, ale też dla mnie. - powiedziała wolno, co jakiś czas oblizując łyżeczkę. - Oddałam mu obrączkę. Kocham go, nie chcę żyć bez niego ale powinien przemyśleć swoje zachowanie. Ja tego nie będę tolerować i niepotrzebnie denerwować siebie i ranić tym dziecko.
- Rozumiem...
- Ta decyzja nie przyszła z dnia na dzień, było mi ciężko ją podjąć. Uwierz mi.- zaczęła. Zauważyłam, że coraz bardziej zaczęła się otwierać i mówić o problemach. - Ale nie mogłam już tego znieść. Ross to taki dobry chłopak... Cały czas podtrzymywał mnie na duchu, teraz obwinia się za to wszystko. Sama nie wiem czy moja decyzja była dobra. Wiesz, ciągle coś i ciągle ten biedny blondas czuje się za wszystko odpowiedzialny. Szkoda, że z nim nie pojechałaś, mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobi... Strasznie mi go szkoda, nie da się opisać słowami jak Riker go traktuje. Gorzej niż niepotrzebnego śmiecia... - westchnęła, przygryzając wargi. No i znowu to głupie uczucie... Co ja mam niby odpowiedzieć? Na szczęście, lub nie, poczułam jak wibruje mój telefon. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Ross, na ekranie wyświetliła się jednak wesoła twarz Austina. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim, chciałam jednak uniknąć odpowiedzi na wyrzuty Ally, nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
- Hej. - zaczęłam dość obojętnym tonem.
- Co taka naburmuszona? - zaśmiał się. - Tak sobie pomyślałem, że może zabrałbym cię do kręgielni czy tam na bilarda, co? Ostatnio miałaś tylko same problemy, czas chyba troszkę się rozerwać. A z tego co wiem, jutro ściągają ci gips. - zaproponował.
- W sumie czemu nie? - sama się sobie dziwiłam, że odpowiedziałam w taki sposób. Nie było mi to obojętne, czułam się dobrze w jego towarzystwie. Wypad do małego, porządnego klubu mi nie zaszkodzi.
- To super! - krzyknął radośnie. - A dziś masz jeszcze czas? Moglibyśmy obejrzeć jakiś film albo coś.
- Jestem umówiona z przyjaciółką, możemy się spotkać jutro po południu? - co ja robię..
- To jesteśmy umówieni, rudasku. - powiedział zadziornie, dodał małą anegdotkę o szpitalnym życiu, po czym się pożegnał i rozłączył. Byłam troszkę zmieszana tą rozmową, nie chciałam jednak teraz się tym przejmować. Wyraźnie widziałam, że Ally jest załamana i kompletnie nie wie co robić. Czułam się zobowiązana jej pomóc, co oczywiście uczyniłam. Za moją namową, zamówiłyśmy sobie dodatkową porcję lodów i przegadałyśmy wszystko, nie zwracając uwagi na upływający czas.


DZIEŃ PÓŹNIEJ
Santa Ana

     - Raz kozie śmierć. Dasz sobie radę Ratliff. Jesteś mężczyzną, jesteś królem. Tak, królowie są silni, co nie? Chyba tak. A ja sobie poradzę?- perkusista mamrotał sam do siebie, nerwowo miętoląc skrawek papieru, który dzień wcześniej dostał od Demi. Całą noc studiował każdy wers tekstu, czytał go wielokrotnie, za każdym razem z większą nadzieją i wiarą, że to jednak może się udać. Zadanie nie było trudne, sam był zaskoczony, że Rydel wystarczyłoby coś takiego, coś tak prostego i banalnego. Mimo wszystko bał się, że to jednak przerośnie jego możliwości, że się speszy, zapomni co ma powiedzieć i co zrobić. Jego serce biło jak szalone, tętno było wyczuwalne niemalże pod delikatnym dotknięciem a jego ciało oblane zimną warstwą potu. - Da, da, dum, dum, jestem silny, jestem silny... MAM TĘ MOC! - mruczał, truchtając nerwowo w miejscu.
- Mogę wiedzieć co ty w ogóle robisz? - nagle odezwał się Rocky, który od samego początku obserwował i analizował dziwne zachowanie przyjaciela. Ratt z kolei nic nie odpowiedział, był w transie, jego wzrok cały czas skierowany był na piękną, blondwłosą dziewczynę, która w skupieniu czyściła swój keyboard. - Eyy, co się tak trzęsiesz i mruczysz do siebie? - Rocky szturchnął perkusistę w ramię, ten odpowiedział mu kuksańcem w żebra, gdyż nie spodziewał się tak gwałtownej zaczepki.
- MAM TĘ MOC! - wydarł się na całe gardło, przyjmując pozycję do walki.
- Co ty brałeś, stary? - zapytał zdziwiony, masując obolałe miejsce. - Trzęsiesz się jak osika, gadasz do siebie i robisz dziwne rzeczy... Brałeś prochy od Rossa?
- Nic nie brałem. - oburzył się, wyprostował się, po czym poprawił nerwowo grzywkę, która opadła na jego spocone czoło. - Po prostu ćwiczę przed koncertem, okey? Mam stresa! - wtrącił oburzony. - Idź lepiej co Cleo bo coś mi się wydaję, że nasz blondi ją niedługa rozniesie. Cały czas łazi mu koło dupy! - perkusista był zły za to, że przyjaciel przerwał jego medytację. Do tego musiał oderwać wzrok od zgrabnego ciała Rydel, które przez ich kłótnie było dla niego zupełnie niedostępne. Rocky, słysząc opryskliwy ton szatyna, obrócił się na pięcie i pobiegł do swojej dziewczyny, która cały czas świeciła dekoltem obok obojętnej twarzy Rossa.
- No dobra, teraz trzeba ustawić lampy. - odezwał się najstarszy, który właśnie wszedł na scenę. - Dziś gramy pierwszy koncert, mam ogromną nadzieję, że nikt nie da plamy. - każdy wiedział do kogo kierowane są te słowa, ich odbiorca jednak nie podniósł nawet głowy znad sterty kabli, które usiłował rozplątać. - Szybciej, Ross, jeszcze dużo pracy przed nami a ty ciągle babrasz się z tym jednym zadaniem. - dorzucił opryskliwe jak przechodził obok najmłodszego brata. Ten jednak znów go zignorował i dalej przewracał mozolnie palcami, szukając odpowiedniej i skutecznej metody rozplątania tego bałaganu.
- Ossy, wszystko gra? - Rydel przykucnęła obok blondyna, po czym objęła ramieniem. - Jesteś blady.
- Nic mi nie jest. - odrzekł cicho, odrywając na kilka sekund wzrok od czarnych kabli.
- Idź do hotelu, połóż się i odpocznij, ja się z tym uporam. - dziewczyna nie dawała za wygraną. - Przecież widzę, że źle się czujesz. Zadzwonię do mamy, że przyjedziesz, zrobi ci kanapki i coś ciepłego do picia. No i nie, nie chcę słyszeć odmowy, wracasz do hotelu i koniec. - dodała, widząc, że Ross chce coś powiedzieć.
- Naprawdę mogę? - wyjąkał, przymykając lekko powieki. Był zmęczony podróżą i porannym wywiadem za który już mu się oberwało od najstarszego.
- Jasne, wujek cię odwiezie. My sobie tu poradzimy, ty odpocznij, do koncertu jeszcze kilka godzin. - powiedziała, troskliwie odgarniając kosmyki z ciepłego czoła brata.
- To... Faktycznie pójdę. - wymamrotał, wstał na równe nogi i podążył w stronę wyjścia. - Dzięki sis. - wydukał, odwracając się na moment w kierunku blondynki, która cały czas go obserwowała.
- Idź, Rikiem się nie przejmuj, poradzimy sobie. - dodała pokrzepiająco. Nastolatek się tylko uśmiechnął, po czym, z ogromną wdzięcznością w oczach, opuścił salę.
- Dobrze, to ja to rozplątam. - szepnęła do siebie, chwilkę później siedziała już na miejscu brata i próbowała rozgryźć tą zagadkę. Ku jej zaskoczeniu nie trwało to długo. - Pewnie źle się czuł i nie przywiązywał uwagi do tego co robi. - pomyślała. - Mam nadzieję, że na scenie już będzie lepiej...

~~
Kilka godzin później

     - R5, wchodzicie za 10 minut! - krzyknął jeden z mężczyzn, wyłaniając się zza rogu małego, wąskiego korytarzyka, który prowadził na scenę. Atmosfera była fascynująca, wrzaski fanów, podwyższona adrenalina i nagły, przyspieszony rytm serca. Wrzawa, panująca na scenie, dodawała każdemu sił i chęci do koncertowania, dziś było podobnie. Nie tak jak za dawnych lat, mimo to zespół czuł się przez to lepiej, nawet Ross nabrał ochoty na swawole, tym bardziej, że wcześniej zadzwoniła do niego Demi.
- Dobra, chodźcie tu wszyscy. - oznajmił Riker, wyciągając rękę. Reszta jak na zawołanie zrobiła to samo, po czym cała paczka krzyknęła radośnie ,,Ready Set Rock". - Damy czadu! - basista wyszedł na scenę jako pierwszy, za nim podążyła reszta zespołu, przyklaskując jednocześnie jakiś zabawny rytm.
- Już czas. Dasz radę Ratt, dasz radę. - perkusista był cały spięty i nerwowy. Nie chciał nic zapeszać, dzwonił kilkakrotnie do rudowłosej w celu zasięgnięcia większej ilości porad, nie był jednak pewien czy aby na pewno Rydel mu wybaczy. - Musisz spróbować, pamiętaj, że MASZ TĘ MOC! - dodawał sobie otuchy, bijąc się w pierś. Jak już zespół był na scenie, nikt nawet nic nie podejrzewał. Było ciemno, mała stróżka światła padała wyłącznie na keyboard. Jak tylko sala została rozświetlona reflektorami, które zaczęły bić kolorowymi neonami w każdą możliwą stronę, wszyscy zaniemówili z wrażenia...


NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Jak zapowiadałyśmy, next się pojawił, omomom ^-^ No nie wiem czy jest jakoś specjalnie ciekawy (XD), no ale :P Szczerze to jeszcze nie wiemy co zrobi Ratliff, odpowiedź poznacie prawdopodobnie za 2 tygodnie. Nie wiem, postaramy się chyba też napisać jakiegoś świątecznego One Shocika :3


Do nexta!


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

9 komentarzy:

  1. Dopiero za 2 tygodnie?!?!
    Ja nie wytrzymam!!
    Rozdział super;)
    Czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omgggg!
    Rozdział supi ^-^
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Omgggg!
    Rozdział supi ^-^
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział,tylko pliss wykombinuj coś by Demi pojechała do Rossa wiem że dasz rade :) choć być pewnie masz inne plany :p
    Nie mogę się doczekać kolejnego rodziału.
    Ps.Niech ta pusta lala nie lata tak koło Rossa bo jej przywalę ^^haha niech nie będzie żadnych zdrad!I niech Riker się ogarnie do cholery,on nie jest kłębkiem świata!
    monia

    OdpowiedzUsuń
  6. Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤💕

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z Natalią, jak to dopiero za dwa tygodnie? :( może jednak trochę szybciej? Świetny rozdział i chce się dowiedzieć co zrobi Rat! I czy Demi pojedzie do Rossa! I Riker niech się ogarnie! Dawaj szybko nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cleo, won! xD
    Błagam, niech Demi pojedzie do Rossa, żeby ten blondasek nie był taki smutny :(
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże święty i jedyny zabrali mi telefon i szukałam tego bloga 20 minut, a jak już znalazłam popłakałam się ze szczęścia dosłownie. Niech się Riker ogarnie do jasnej ciasnej, albo tym basem mu przywalę w tył głowy, a co do Cleo to gotowało się we mnie gdy czytałam jak kręci się koło Rossa. Dwa tygodnie pff co to dla mnie... co z tego,że jest wolne, a ja zaczynam gadać do ściany zdesperowana ciągłym brakiem szaleńst hehe. Rat co może zrobić Rat hmm... może się oświadczy? Nie... nie boże święty mózgu nie działaj. Żal mi trochę Demi nich wsiądzie w pierwszy lepszy autobus i jedzie, a rodzice po co komu oni phi... Niech ona pojedzie do Rossa będzie taki szczęśliwy. Zastanawiam się nad założeniem bloga na temat R5, a jakiś upierdliwy głos w głowie mówi mi "Nie dorównasz nikomu ty nędzna imitacjo pisarki". Mniejsza. Mam nadzieje, że niedługo będzie rozdział :D Ps. Rozdział ś-w-i-e-t-n-y

    OdpowiedzUsuń