czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 54

     Po tym jak Cleo usłyszała męski, co gorsza, znajomy głos, jej serce aż podskoczyło pod same gardło. W jednej sekundzie dziewczynie zrobiło się gorąco i duszno, ręce zesztywniały a ciało odmówiło współpracy. Sama nie wiedziała czy uciec, odwrócić się, czy może zignorować i spokojnie odejść?
- O kurwa. - jęknęła sama do siebie. Jej mózg wirował od zbędnych myśli, nie mogła skupić się na ten najistotniejszej rzeczy. Wiedziała jednak, że szybko musi zareagować, podjąć decyzję, która pozwoli utrzymać wszystko w tajemnicy. Nie było to jednak takie proste. Szybkie bicie jej niespokojnego serca, niemiłosiernie odmierzały każdą straconą sekundę. Trwało to zbyt długo...
- Możesz mi to wyjaśnić? - mężczyzna znów się odezwał, wyrywając tym samym dziewczynę z nagłego, paraliżującego namysłu. Wzdrygnęła się i odwróciła twarzą do chłopaka.
- Jak komuś wygadasz to, co właśnie usłyszałeś, to obiecuję ci, że Ally tego gorzko pożałuje. Spodziewacie się dziecka, mam rację? - odpowiedziała stanowczo. Wybrała atak, uznając, że życie dziewczyny i ciąża będzie jednak dla niego ważniejsze. Mówiąc to, miała srogą minę i pewny siebie ton głosu. Blefowała, w środku trzęsła się jak osika, strach nad nią zapanował, głupio wierzyła, że basista ugnie się jednak pod jej słowami.
- Ty jeszcze masz czelność mi grozić? - oburzył się. - Jak śmiesz w ogóle mieszać w to wszystko Ally i nasze dziecko? - warknął, zbliżając się do dziewczyny. - Co ty knujesz... - Riker był wściekły, nie wiedział jednak jak ma się w takiej sytuacji zachować. Instynkt mu podpowiadał, że nie ma robić nic głupiego, mimo wszystko bezmyślność i chwilowy napad złości wziął górę. Chłopak podszedł szybko do Cleo i  chwycił ją za barki. Ta aż pisnęła z nagłego bólu i zaczęła się wyrywać. - Co ty masz zamiar zrobić mojemu bratu!? Co to w ogóle za rozmowa, z kim gadałaś?! - krzyczał jak opętany, szarpiąc dziewczyną na boki.
-  Nie twój interes, kretynie! - wrzasnęła. Nie miała jednak sił stawiać oporu.
- Chcesz zabić Rossa? Oszalałaś! Od początku nas oszukiwałaś, ten wypadek to był zwykły blef! - Riker coraz bardziej ściskał jej sine ramiona. -  Specjalnie zauroczyłaś Rockiego! Dlaczego to robisz!?
- Puszczaj! - jęczała. Wykorzystała jednak chwilę nieuwagi swojego przeciwnika i ukradkiem wsunęła dłoń do swojej torebki. Szybko wyjęła z niej małą puszeczkę. Wszystko działo się w ułamku sekundy, Cleo  prysnęła Rikera gazem pieprzowym aby wyzwolić się z jego morderczych szponów.
- Moje oczy! - basista, pod wpływem piekącego bólu, zakrył twarz w dłoniach i głośno jęknął.
- Powiem twojemu bratu o tej rudej, potem go upije i zabije! W niczym mi nie przeszkodzisz bo on i tak cię nienawidzi więc nie uwierzy w ani jedno twoje słowo! - wykrzyknęła. Głos jej drżał niemiłosiernie, mimo tego pewność siebie wróciła i wzięła górę nad strachem. Przecież Ross jest w konflikcie z Rikerem, ostatnią osobą z którą chciałby pogadać, jest właśnie on. Dziewczyna z tym pozytywnym podejściem, zostawiła basistę i szybko pobiegła przed siebie... Musiała jak najszybciej odszukać nastolatka aby powiedzieć mu prawdę, nieco ją koloryzując.
~~
     - O, jesteś już, kochanie. - powiedział uwodzicielsko Rocky, machając do Cleo, która właśnie biegła w jego stronę. Był nieźle nakręcony, chciał wrócić do wcześniejszych pieszczot. Dziewczyna go jednak zignorowała, zatrzymała się dopiero obok Rydel, która stała w objęciach Ellingtona. - Przygotowania do maratonu, czy co? - zakpił lekko szatyn, zakładając ręce na piersi. Nie spodziewał się, że dziewczyna potraktuje go w taki ignorancki sposób. Już miał tego po dziurki w nosie. Cleo z kolei, zgięła się w pół i oparła ręce o kolana, aby złapać nieco oddech.
- Gdzie Ross? - wymamrotała, jak już się uspokoiła. Grała z czasem, wiedziała bowiem, że zaraz może pojawić się tu Riker i pokrzyżować jej plany. Za wszelką cenę musi znaleźć najmłodszego jako pierwsza.
- Znowu to samo. - wtrącił Rocky. - Co ty od niego chcesz? - zapytał zdenerwowany. - Ciągle masz jakieś tajemnicze telefony i ciągle pytasz o  Rossa!
- Gdzie on jest? - zapytała ponownie, znów ignorując ,,swojego" chłopaka.
- A nie wiem, nie mówił gdzie idzie. Udał się w tamtym kierunku, przecież widziałaś. - odpowiedziała lekko skołowana blondynka. Widząc czerwoną twarz swojego brata, z trudem powstrzymywała śmiech. Cleo z kolei nic nie odpowiedziała, szybko pobiegła we wskazane przez Rydel miejsce, zostawiając zdenerwowanego Rockiego bez ani słowa wyjaśnienia.
- Coś ci miłość nie wyszła. - wtrącił Ell. - Wszystkie lecą na Rossa, musisz się przyzwyczaić. - parsknął śmiechem. Chwilkę później tego jednak pożałował, gdyż Rydel uderzyła go mocno w żebra.
- Meh, co ten młody ma, że ani jedna nie powie mu ,,nie" – westchnął zrezygnowany Rocky. Rydel z Ellem wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Szatyn z kolei założył ręce na piersi, tupnął nogą i odwrócił się do nich plecami. Kilka minut później przybiegł zdyszany Riker.
- Co ci się stało? - zapytał Ratliff, unosząc obie brwi w górę. Basista miał bowiem podrażnione, czerwone oczy a po jego obu policzkach spływał strumyczek łez. Wyglądał dość komicznie, minę jednak miał poważną, dlatego pozostała trójka powstrzymała się od kolejnej fali śmiechu.
- Gdzie Ross? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Szybko się pochylił, po czym zaczął sapać jak pies, gdyż brakowało mu powietrza. Do tego cieknący nos i zaczerwienione oczy strasznie mu dokuczały.
- Kolejny! No zaraz oszaleję! - oburzył się Rocky. - Co tym razem? Cleo chce go poderwać, a ty co? Znów złoić mu skórę? - zapytał opryskliwie, wykrzywiając usta w grymasie.
- No nie, ona już tu była... - westchnął, podpierając się o swoje kolana. Jak już złapał oddech znów zapytał. - Dokąd poszła?
- Riker, co się dzieje? - do rozmowy wtrąciła się Rydel, która zaczęła już się zamartwiać tą sytuacją.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, czas nagli, powiedz mi w którą stronę poszła! To bardzo ważne. - odparł surowym tonem. Blondynka nie odpowiedziała, pokazała jedynie palcem odpowiedni kierunek. Basista o nic już nie pytał, mimo zmęczenia i piekącego bólu, zerwał się na równe nogi i znów zaczął biec. Rydel, z ogromnym niepokojem, odprowadziła go tylko wzrokiem.
- Co tu się do licha dzieje... - warknął Rocky.
- Nie wiem... Ale oby nie przysporzyło nam kolejnej dawki kłopotów... - wyszeptała Rydel, wtulając się w ramię Ellingtona.
~~
     Riker biegł co tchu, chciał jak najszybciej ostrzec brata. Nie mógł dopuścić do tego, aby dowiedział się wszystkiego od Cleo, to by go zabiło. Do tego był niemalże pewien, że dziewczyna doda historii nieco kolorów, przybijając blondyna jeszcze bardziej. Dodatkowo te prochy... próba morderstwa i zamach na życie Zacka. Basista w końcu związał koniec z końcem...
- Co tej dziewczynie kurwa odjebało! - krzyknął, zwracając na siebie uwagę kilku reporterów. Momentalnie do niego podbiegli i zaczęli wypytywać o rzekomy związek Rossa i Demetrii. W sumie to o jego szybki upadek. - Jeszcze ich tu licho przywiało. - pomyślał basista. Zwinnie unikał każdego mikrofonu, nie odpowiadał na pytania i nie miał zamiaru przestać maszerować. Z trudem, ale i z coraz większym skutkiem, przepychał się przez tłum reporterów, ignorując wszelakie ich zaczepki. Po kilku sekundach nareszcie zdołał opuścić środek kręgu, po czym pędem pobiegł przed siebie, nerwowo szukając wzrokiem swojego najmłodszego brata. Gdy już w końcu go znalazł, było już niestety za późno... Blondyn stał obok maszyny do napojów, trzymał w ręce gazetę i z niedowierzaniem wpatrywał się w jej okładkę. Tuż przy nim znajdowała się również Cleo, która zauważywszy zbliżającego się do nich basistę, posłała mu szyderczy i zwycięski uśmiech. Nie bała się już, była spokojna, wiedziała, że Riker już nic nie zmieni. Zwyciężyła, miała w garści Rossa, teraz mogła manipulować jego uczuciami.
- ROSS! - wydarł się basista. Nastolatek jednak nie zareagował, nadal wlepiał wzrok w okładkę gazety. - Nie słuchaj jej. - wybełkotał, wyszarpnął następnie magazyn z rąk brata i wrzucił go do kosza na śmieci. - Ona kłamie! - Riker nie mógł złapać oddechu, chciał jednak szybko wyjaśnić o co się rozchodzi. Nie wiedział za bardzo jak dobrać słowa, wszystko przychodziło mu z ogromnym trudem, nie miał zamiaru się jednak poddawać.
- Nie kłamię, zdjęcia mówią wszystko. - prychnęła. - Ona cię zdradziła. - dodała, kierując wzrok na skołowanego nastolatka. Ten nic nie odpowiedział, wlepił oczy w podłogę i zdawało się, że nie ma w ogóle z nim kontaktu. W tej samej chwili na horyzoncie pojawiła się reszta zespołu wraz z wujkiem Shorem. Szybko podeszli do Rika, jak Rydel zauważyła gazetę w koszu, już wiedziała, że nie będzie wesoło...
- Ross, pamiętasz jak napisali w prasie o tobie i Demi, że jesteście razem bo mieli wasze zdjęcia? - zapytał, chwytając brata za kołnierzyk. Był już lekko poddenerwowany ironicznym spojrzeniem Cleo, skupił jednak swoją uwagę na załamanym bracie.
- Pamiętam. - wymruczał od niechcenia. - Ale za to już mnie prawie połamałeś, co, chcesz poprawić za to, że teraz piszą o jej zdradzie? - wydusił, po czym zagryzł nieco wargi aby powstrzymać łzy. Był roztrzęsiony i dosłownie rozerwany na strzępy tą wiadomością. Nie chciał zgrywać znów zasmarkanego dziecka, ale nie potrafił powstrzymać napływu emocji, które się w nim właśnie zebrały. Riker z kolei, patrząc na twarz brata, dopiero teraz zauważył na niej ból i ogromny smutek, które ukrywały się pod bliznami po jego ciosach... Było również sporo świeżych ran i krost. Jego oczy były przepite, pozbawione koloru, nie było w nich ani jednej iskierki życia. Istniała w nich jedynie szara przepaść w pustą otchłań bez dna. Do tego miał zapadnięte policzki, był bardzo chudy, sprawiał wrażenie niedożywionego, ledwo trzymał się na swoich chudych, okaleczonych nogach. Oddech również miał ciężki,sapał jakby właśnie przebiegł kilka dobrych kilometrów. Jego, niegdyś złociste włosy, straciły swój blask, stały się matowe i tłuste. Ale dlaczego Riker nigdy wcześniej tego nie dostrzegał? Omijał brata szerokim łukiem, nigdy nie pytał jak się czuje lub czy czegoś potrzebuje. Nie zauważał nigdy nawet najmniejszego problemu, zawsze się okłamywał, że Ross po prostu jest od nich uwolniony. Mylił się. Wiedział o tym, nie dopuszczał jednak tej myśli do swojego serca. Teraz, widząc w jakim stanie jest nastolatek, poczuł ogromny ciężar na barkach, sumienie dosłownie rozrywało jego wnętrzności, a serce niemalże połamało żebra. - ,,Riker się nad nim strasznie znęca, chłopak i tak już jest na wyczerpaniu. Albo brat dobije go psychicznie albo ja zrobię z nim porządek, mieszając w jego drinku."' - słowa Cleo rozbrzmiały ponownie w jego uszach, tym razem jednak uderzyły w same zlodowaciałe i nieczułe serducho...
- Ross, ja... - basista nie wiedział co powiedzieć. Dopiero teraz do niego dotarło jak się zachowywał, jak traktował najmłodszego... To wszystko co z niego zostało, to wynik jego gniewu, żalu i wiecznych pretensji. Skoro nastolatek ma tak okaleczone ciało, ciekawe jak wygląda jego delikatna dusza...?
- Spierdalaj. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Próbował wyszarpnąć się z uścisku Rikera, ból i wzbierające się w nim poczucie zażenowania i odrzucenia, odbierało mu jednak siły. Po krótkiej przepychance, zrezygnował. Stał, wpatrzony w zaczerwienione oczy brata, który nadal był w szoku, spowodowanym stanem Rossa. - No puszczaj... - jęknął. Reszta stała z boku i przyglądała się akcji, wiedzieli jednak, że najmłodszy już wie o artykule. Rydel była najbardziej tym zmartwiona, widziała jak to go zraniło, nie chciała się jednak wtrącać, ponieważ zachowanie basisty było niecodzienne i podejrzane.
- Dostaniesz wpierdol za te prochy. - Riker się nieco otrząsnął i skarcił brata, był surowy i stanowczy. W głębi duszy jednak piszczał z bezradności. - Ale... To co przed chwilą pokazała ci Cleo nie jest prawdą, ona... - zmienił ton o sto osiemdziesiąt stopni, był miły i troskliwy, Ross jednak nie miał zamiaru słuchać.
- Kurwa, przecież sobie tego nie zmyśliła! - krzyknął, wyrywając się z uścisku basisty. - Wiem jak wygląda fotomontaż! Te zdjęcia są realne... - darł się przez łzy. - A jeżeli chodzi o narkotyki... Nie ćpam bez powodu, kurwa zostaw mnie w końcu albo dobij bo mój sens życia i tak już umarł...!
- Nie, Ross, ta dziewczyna to jakaś psychopatka, chciała cię...
- Odpierdol się! - odepchnął brata, znowu nie dając mu dokończyć zdania. Podbiegł następnie do kosza na śmieci i wyjął z niego gazetę. Chciał pobiec, kierunek nie był ważny, potrzebował jedynie samotności gdyż tylko ona była zawsze po jego stronie. Riker jednak go zatrzymał, chwytając szybko za spuchniętą rękę.
- Uwierz mi. - nalegał. - Wysłuchaj mnie, chcę ci pomóc...
- Uwierzyć? TOBIE? - wysyczał. - Chyba cię pogrzało! POMOC od ciebie?! - krzyczał, próbując powstrzymać śmiech. - Znowu mam cię słuchać? A kiedy ty wysłuchasz mnie, co? Ciebie to tylko interesuje to, co ty chcesz, inni się dla ciebie nie liczą, masz wszystkich totalnie w dupie, a teraz niby chcesz mi pomóc? Co, anioł pański zstąpił z nieba i ci tak nakazał? Nie sądzę, że sam od siebie zrobiłbyś coś takiego! - Ross ledwo łapał oddech, spijał również łzy, które lały się strumieniem po jego policzkach. - Nawet Ally się dla ciebie nie liczy, tak samo twoje dziecko, a nagle to MNIE chcesz pomagać? Z nas dwóch chyba ty jesteś bardziej naćpany! Ty nawet nie wiesz co ta dziewczyna teraz przeżywa, zwłaszcza po tym wypadku... - końcówkę zdania wypowiedział już nieco ciszej, obiecał, że nie piśnie o tym ani słowa, jednak pod wpływem emocji  nie dał rady zachować tego w tajemnicy.
- W-yy-padk-u?- wyjąkał Riker. Po tym incydencie z Cleo już był blady, teraz to wyglądał jak trup.
- Jesteś takim szczęściarzem... Masz dziewczynę, która cię kocha bez względu na wszystko, a ty ją traktujesz jak pierwszą, lepszą szmatę. - powiedział już nieco spokojnej ku zaskoczeniu całej gromady. - Chciałbym żeby mnie ktoś tak kochał... Bezgranicznie. - dodał, ocierając nos rękawem. Powiedział to takim tonem, że nawet Cleo spojrzała na niego z lekkim współczuciem... Riker z kolei wpatrywał w niego swoje czekoladowe oczy, nie wierząc w to co mówi.
- Ossy, kochamy cię, bardzo. - wtrąciła cicho Rydel.
- WŁAŚNIE WIDZĘ JAK BARDZO MNIE KOCHACIE! - oburzył się, rzucił w siostrę gazetę, po czym szybko się odwrócił. - Każdy tak mówi ale ja wiem, że tak naprawdę jestem nikim, jestem śmieciem, nic nie wartym kłębkiem nerwów i problemów! - dodał na odchodne. Chwilę potem zaczął biec przed siebie, zostawiając wszystkich w ogromnym szoku.
- Rydel, idź za nim... - Riker jednak nie musiał o tym przypominać, blondynka momentalnie ruszyła za bratem, próbując go jak najszybciej dogonić. Reszta patrzyła raz na skołowanego Rika, raz na Cleo, która ciągle miała na twarzy tryumfalny uśmiech. Nikt jednak się nie odezwał, dziewczyna z kolei, korzystając z tego, że basista wpatrywał się w podłogę, szybko czmychnęła w przeciwną stronę.
- Kochanie! - krzyknął za nią Rocky, który zerwał się szybko z miejsca i pobiegł za nią.
- Do jasnej cholery! - wtrącił Shor. - Jesteście zespołem, rodziną! Do chuja, dlaczego nie potraficie odnaleźć wspólnego języka!? - wykrzyczał, spoglądając na każdego po kolei.
- Ross... czy Ally... Nasze dziecko... - Riker bił się z własnymi myślami, nie chciał wybierać. Niestety musiał. Po kilku minutach ciszy, również on ruszył przed siebie, nie mówiąc nikomu dokąd biegnie.
- Pani mamo! - Ratliff szybko podbiegł do Stormie, która właśnie upadła na ziemię, uderzając plecami o ogromny pomnik. - Zemdlała, już dzwonię po karetkę...!
~~
W TYM SAMYM CZASIE
Dom Austina

     - Oooo, mocniej! - szeptałam, opętana wielką falą rozkoszy. Wiłam się na całym łóżku, co chwila odchylając nogi aby Austin mógł wchodzić coraz głębiej i głębiej... Nie protestował, z wielką ochotą pchał szybciej, drażniąc dodatkowo moją mokrą i nabrzmiałą łechtaczkę.
- O tak, będę cię pieprzył dniami i nocami! - krzyczał, łapiąc mnie za piersi. - Aż w końcu zapomnisz o tym całym blondasku. Teraz jesteś moja. - chłopak rytmicznie wsuwał swojego członka w moją małą szparkę, wywołując w moim organizmie przyjemne dreszcze. Kiedy zaczęliśmy szczytować...
- CO! NIE! - krzyknęłam, podpierając się łokciami o miękki materac. Byłam cała spocona i zdyszana. - Matko jedyna... - wyszeptałam, próbując złapać oddech. Kac dawał o sobie znać, czułam się ociężała i obolała. Opadłam na łóżko aby się nieco uspokoić. - To tylko sen... sen. Co za OKROPNY SEN! - ponownie się wydarłam, złapałam następnie moją głowę, która aż pękała w szwach od ostrego, promieniującego bólu. - Boziu, co się ze mną dzieje, gdzie ja w ogóle jestem... - rozejrzałam się po pokoju, był mi dotąd nieznany. Znajdował się na poddaszu, miał piękne skosy oraz okno dachowe, przysłonione błękitną firanką. Ściany były koloru niebieskiego, meble w jasnym brązie, uporządkowane i czyste. Na biurku walało się tylko pełno papierów, kartek, zdjęć rentgenowskich, jakieś kwity i faktury. Na ścianach wisiało pełno plakatów, przedstawiających ciało człowieka, jego poszczególne elementy oraz mięśnie. W jednym rogu stał szkielet, w drugim natomiast znajdowało się stoisko badawcze z całą masą teleskopów. Nawet lampa była ciekawa... Zrobiona na wzór kości... Na małym stoliczku leżało również kilka ludzkich czaszek...
- O, już nie śpisz. - nagle usłyszałam znajomy głos. To był Austin, niósł ze sobą tackę z kanapkami i kawą. - Zrobiłem, bo myślałem, że możesz być głodna. - dodał, stawiając wszystko na komodę, która stała tuż obok ogromnego łóżka.
- Co ja tu robię? - zapytałam cicho, przykrywając ciało czystą, pachnącą, białą pierzyną. Przypomniałam sobie właśnie mój sen... i nieco się wzdrygnęłam na samą myśl, że ja i Austin... razem w łóżku...
- U mnie w domu. - odpowiedział wesoło, rozkładając ręce. - Czuj się jak u siebie, wiadomo. No i przepraszam za ten bałagan, nie spodziewałem się gościa. - zachichotał.
- Ale... - rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu. - Ja...
- Spokojnie, spałem w salonie na kanapie. - odpowiedział jakby czytał moje myśli. - A teraz się częstuj bo zaraz kawa wystygnie. - dodał, podając mi kubek. - Nie bój się, nic ci nie zrobię. - dodał, widząc moje nagłe zawahanie.
- O matko, Ross! - nagle mi się przypomniało co ja takiego narobiłam. - Muszę koniecznie zadzwonić! - krzyknęłam, odstawiając szklankę z powrotem na komodę. Austin chciał się chyba wytłumaczyć dlaczego nie odwiózł mnie do domu, chcę tego wysłuchać, priorytetem jest jednak teraz Ross. - Która jest w ogóle godzina?
- Emmm... - wzdychnął, spoglądając na zegarek. - No troszkę pospałaś, ale musiało ci się śnić coś strasznego. Ciągle krzyczałaś i wierciłaś się po całym łóżku... Jest koło 12.30 – odpowiedział, widząc moje zniecierpliwienie.
- Muszę zadzwonić! - wydarłam się ponownie. - Tylko gdzie moja ko... - nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ Austin podał mi telefon. - Dziękuję, tylko chciałabym być teraz sama.
- Nie ma problemu. - chłopak wstał i udał się do drzwi. - Tylko zjedz kanapki, są pyszne. - puścił mi oczko, uwodzicielsko się uśmiechając.
- Czytałeś dziś jakąkolwiek gazetę...? - zapytałam skruszona. Tak bardzo chciałam aby zaprzeczył!
- Tylko o medycynie. - zaśmiał się, po czym wyszedł. Miał jednak podejrzaną minę... Ja z kolei szybko wybrałam numer do Rossa i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Niestety bez odzewu... Raz, drugi, trzeci... - Dlaczego! - ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, postanowiłam spróbować dodzwonić się do kogoś innego, szybko wyszukałam więc w kontaktach numer Ratliffa. - Mam nadzieję, że on odbierze...
- No hej, rudzielcu. - już po kilku sygnałach usłyszałam jego głos. Był jednak inny niż zawsze, nie wiem, bardziej przygnębiony...?
- Dzięki Bogu! - wydarłam się. - Ross nie odbiera... Nie wiem co się dzieje, gdzie w ogóle teraz jesteście!?
- Zacznę odpowiadać od końca. - powiedział szorstko. - Powinniśmy być na sesji zdjęciowej, no ale... Wyszło tak, że Riker wszystko odwołał i jest aktualnie w drodze do domu. Jeżeli chodzi o mnie i Rydel, szukamy twego kochasia, bo przepadł jak kamień w wodę, pani mama leży w hotelowym łóżku, bo to, co się dzisiaj działo, zbiło ją totalnie z nóg, no a Rocky i Cleo są... w sumie nie wiem gdzie. A Ross nie odbiera bo ma powody, marcheweczko. Widział gazetę, wybacz, stało się.
- Ale ja go kocham! Ratliff, wiesz przecież! Gazety kłamią! - wydarłam się. - Zaraz wsiadam w pierwszy lepszy autobus i do was jadę!
- Podziwiam twój entuzjazm ale... - nie dokończył gdyż Rydel wydarła mu komórkę z dłoni. - DEMI! Czyś ty oszalała! Sprowadzisz naszą rodzinę na dno! Na totalne dno, a w szczególności Rossa! - zaczęła oskarżycielsko. - Nie masz co przyjeżdżać, tym razem już nie udobruchasz Ossiego. Ty byś go widziała i słyszała! Rozdarłaś mu serce, zabiłaś w nim ostatnią nadzieję, pojęcia nie mam co mam zrobić aby się nie zabił... - dziewczyna się rozpłakała.
- Ja nie chciałam....
- Wiesz w jakiej jesteśmy sytuacji! Jeszcze ją pogarszasz, jak Ossy znowu spróbuje odebrać sobie życie to będzie twoja wina! - krzyknęła, po czym się rozłączyła.
~~
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
         Rydel wraz z Ellem już od paru godzin szukają Rossa. Bezskutecznie, przepadł jak kamień w wodę. Mimo tego nikt się nie poddawał, jeździli po mieście, zaglądali do każdego klubu, mając nadzieję, że go w końcu znajdą. Szczególnie Rydel była zmartwiona jego reakcją na ostatnie wydarzenia. Już raz nastolatek próbował odebrać sobie życie...
    - Ratt. - blondynka nagle wyrwała się z namysłu. Była cała zapłakana, ciągle pociągała nosem i ocierała mokre oczy rękawem, rozcierając tym tusz na całej twarzy.
    - Słucham cię, pączuszku. - odpowiedział, położył następnie rękę na kolanie dziewczyny, chciał ją jakoś wesprzeć, pokazać, że może na niego liczyć.
    - Martwię się o Ossiego, ale... Boję się też o Rika. Jego zachowanie było bardzo niepokojące, do tego... Jak myślisz, dlaczego kazał trzymać Cleo jak najdalej od Rossa? - wyszeptała, rozglądając się po mijanej okolicy.
    - To dziwnie podejrzane, nie mogę jednak posklejać odpowiednich wątków. Ona od początku kleiła się do niego, przecież sama mi o tym mówiłaś.
    - Wiem, ale... Myślisz, że mogła coś ukartować? - zapytała przez łzy. - Riker był bardzo przejęty, chciał coś powiedzieć, Ossy jednak cały czas mu przerywał... Martwię się o niego. - wybuchnęła płaczem, po czym skuliła się w kłębek i przykleiła mokry policzek do szyby.
    - Zadzwoń do niego jeszcze raz. - zaproponował Ell, patrząc troskliwie na dziewczynę. Rydel wyciągnęła komórkę i ponownie wybrała numer swojego najmłodszego brata, modląc się w duchu aby tym razem odebrał.
    - Ossy! - wydarła się jak usłyszała piskliwe ,,halo" w słuchawce. - Gdzie jesteś, od kilku godzin cię szukamy!
    - Niepotrzebnie. - zaśmiał się. Był niesamowicie spokojny, za spokojny... - No jestem pod tym studio, za godzinę mamy mieć wywiad, nie?
    - Nie, Ossy, Rik go odwołał. - powiedziała niespokojnie, zerkając znacząco na Ratliffa. - Czekaj tam na nas, zaraz będziemy. Nie waż się w ogóle nigdzie iść.
    - Dlaczego odwołał? - nastolatek był nieźle zaskoczony tą wiadomością. Po śmierci Rylanda, basista rzadko podejmował takie decyzje. Bo to przecież szkodzi wizerunkowi zespołu, dlaczego więc teraz to zrobił?
    - Pojechał do Ally, Ossy powiedz mi coś więcej o tym wypadku. To coś poważnego, wyjdzie z tego, jak do tego w ogóle doszło? - zasypała brata falą pytań.
    - To nie rozmowa na telefon. - odchrząknął.
    - Martwimy się. - wyszeptała.
    - Tak, na pewno. - zakpił. - Nie przyjeżdżajcie po mnie. Poradzę sobie.
    - Ossy, nie bierz sobie do serca tego co napisali w tej gazecie, wiesz, że oni lubią kłamać, wrócisz do domu to Demi ci wszystko wyjaśni...
    - Nie mam ochoty słuchać jej wyjaśnień. - odpowiedział oschle, przerywając wypowiedź siostry. - Już zrozumiałem gdzie jest moje miejsce.
    - Posłuchaj...
    - Nie, siostrzyczko, nie mam zamiaru znowu słuchać. Wybacz. - powiedział oschle, po czym się rozłączył.
    ~~
    GODZINA 22.00

         Rydel z Ratliffem nadal szukali nastolatka, nie mieli jednak pojęcia, że jest on cały i zdrowy, do tego sam wrócił do hotelu. Dowiedział się bowiem od wujka Shora, że Stormie nie czuje się najlepiej, dlatego postanowił się nią zaopiekować.
    - Przyniosę ci jeszcze ciepłą herbatę. - powiedział troskliwie Ross, gładząc blade ręce swojej matki. Ta się jedynie uśmiechnęła i pokiwała głową na znak zgody. Nastolatek odwzajemnił gest, po czym szybko ulotnił się do kuchni.Wrócił po kilkunastu minutach z kubkiem gorącego napoju oraz talerzem jedzenia. - Zrobiłem też kanapki, dzieło sztuki to to nie jest, ale inaczej nie umiem. - powiedział, siadając na krześle. Podał następnie matce przygotowany posiłek, uważając aby nic nie upuścić.
    - Dziękuję synku. - uśmiechnęła się. Nie pytała o Demi, Cleo ani Rikera. Wiedziała, że nastolatek musi sobie to po prostu przemyśleć, poukładać i w końcu wyciągnąć wnioski. Była pewna, że jak będzie potrzebował pomocy to przyjdzie i o nią poprosi, nie chciała robić nic na siłę, gdyż mogłoby to jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Ukrywała smutek pod grubą warstwą uśmiechu, który dawał szczęście blondynowi.
    - Przepraszam, że znowu chorujesz z mojego powodu. Taka zaraza ze mnie, nic nie poradzę... - wyjąkał, siadając bliżej kobiety. Był zbyt miękki aby uniknąć jej matczynego uścisku.
    - Jesteś najwspanialszym synem na świecie. - odpowiedziała pokrzepiająco.
    - Chciałbym żeby to była prawda, mamo. Mylisz się jednak. Zmieniłem się, na gorsze, wiem. Ale już tego nie naprawię... Życie ma się tylko jedno. Ja już swoje straciłem. Bezpowrotnie. - wzdychnął, po chwili jednak obdarzył matkę szczerym uśmiechem, nie chciał aby jeszcze bardziej się zamartwiała.
    - Ossy! - wydarła się zapłakana Rydel, po czym podbiegła do brata i mocno go  przytuliła. - Tak się martwiłam! - pocałowała blondyna w czoło i ujęła jego twarz w dłonie.
    - To mama leży z gorączką, nie ja. - zachichotał, nie odwzajemnił jednak gestu siostry. Czuł się paskudnie, nie był to jednak czas na użalanie się nad sobą.
    - Braciszku, pogadamy, dobrze? zapytała troskliwie. - Ell zrobi mamie kanapki. - dodała, zerkając na perkusistę.
    - Ross już o mnie zadbał. - Stormie wskazała palcem talerz z jedzeniem, który kilka chwil temu przyniósł nastolatek. - Wszystko mam, możecie sobie porozmawiać. - spojrzała znacząco na córkę i się lekko uśmiechnęła.
    ~~
    - Ossy...
    - Nie, sis. Ja pierwszy, dobrze? - zaczął dość niemiło. Rodzeństwo wyszło tylko do kuchni więc reszta lokatorów również słyszała rozmowę. - Pamiętasz co mi kiedyś mówiłaś? To znaczy... Miałem wybierać, wtedy się wahałem, teraz jednak już wiem co jest dla mnie najlepsze. - przełknął ślinę i mówił dalej. - Nie chcę być rozpadającym się jakiem, czy tam marchewką, nie. Nic ci wtedy nie mówiłem ale... Wybrałem ziarenka kawy. Chciałem zmienić swoje życie, tak jak mi radziłaś. Napełnić je nową konsystencją, która pozwoli mi lepiej zagospodarować dni, które mi pozostały. Dodałem do niej nieco śmietanki, miała ona zabarwić mój szary świat... - spojrzał siostrze prosto w oczy, które aż zaszkliły się pod wpływem tych słów. - Demi była idealna, wydawało mi się, że daje mi więcej niż oczekuję, ale... Za bardzo się tą kawą zachłysnąłem, wręcz poparzyłem. Mam więc zamiar wrócić do starych fusów, które znam bardzo dobrze i wiem o nich już wszystko. Koniec kropka, nie przekonuj mnie do kolejnych zmian, nie mów mi, że miłość mi pomoże, bo nie pomoże, zresztą jej już nie ma. Była co prawda... Ale to koniec. Nie mam zamiaru zamartwiać się osobami, dla których jestem nikim. - skończył, po czym chwycił swoją kurtkę i skierował się do wyjścia.
    - Braciszku, nie możesz tego zrobić. - powiedziała, ocierając łzy z policzka. - Gdzie ty w ogóle teraz idziesz?
    - Na miasto. - chłopak zawiązał trampki, ubrał czapkę i położył rękę na klamce. - Opiekuj się mamą, bardzo ją kocham. - dodał na odchodne, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Rydel z kolei schowała twarz w dłoniach i gorzko zapłakała.
    - O jakich fusach on gadał... - obok zrozpaczonej dziewczyny pojawił się nagle Ratliff, który objął ją ramieniem. Ta spojrzała na niego z politowaniem i rozłożyła ręce w geście bezradności. -  Aaaaaaaaaa – wyjąkał - Jednak nie aaaa.... bo nadal nie wiem o co chodzi... - Aaaaa - chłopak popukał się po głowie, po czym skierował wzrok na blondynkę. - Czyli wracamy do punktu wyjścia...

    NOTKA


    Joł, cześć i czołem! 

    Mamy nekszt < 3 Przepraszamy, że tak długo czekaliście ale praca, szkoła i obowiązki pochłaniają tyle czasu, że aż szkoda gadać : O Życie dorosłej osoby nie jest kolorowe ;P Meh.

    No, tego się chyba nie spodziewaliście, co xD? Mamy jednak nadzieję, że się Wam spodoba ^-^

    Next być może za tydzień w weekend :D



    CZYTASZ = KOMENTUJESZ
    KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

    7 komentarzy:

    1. Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤

      OdpowiedzUsuń
    2. Ahh... Na takie rozdziały warto czekać! Spoooro się dzieje. Już nie moge doczekać się nexta :)

      OdpowiedzUsuń
    3. Łał ... Cudowny rozdział, warto było na niego tyle czekać. Znowu trzymacie w niepewności ;P
      Z niecierpliwością czkam na next ;D

      OdpowiedzUsuń
    4. Dlaczego Ross tak szybko zrezygnował z Demi on przecież też ja zdradził?!
      Mam nadzieję ze się pogodza :)
      Czekam na next

      OdpowiedzUsuń
    5. Ej no tak nie miało być!!! :'(
      Rossy nie wracaj do starego życia, opamiętaj się i wracaj do Demi! :c
      Jeziu no ryczę :(
      Czekam na next

      OdpowiedzUsuń
    6. Super rozdział;)
      Czekam na kolejny ❤❤

      OdpowiedzUsuń
    7. Nieee znowu się popłakałam! Za wrażliwa jestem przez was... w sumie dzięki wam. Roooooss odbierz ten telefon od Demi w końcu od tego jest! Chłopie ogarnij się! Jestem ciekawa co z Rikerem. Opamiętał się czy może pobije brata za prochy? O gad nie mam pojęcia. W takim momęcie przerwać wy zue. Rozumiem,że macie wiele obowiązków i uszanuje to. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
      Spoko Cyganek

      OdpowiedzUsuń