sobota, 28 maja 2016

Rozdział 60

     - Zajebie sukinsyna... - po pokoju rozległ się nagle cichy, piskliwy głosik. Wszyscy momentalnie odwrócili głowy w stronę drzwi prowadzących do kuchni, aby zorientować się kto jest adresatem tych słów. Ku zaskoczeniu całej gromady, w progu stał zaspany i zaskoczony Ross. Był cały blady, oczy miał wielkie jak pięć złotych, szare, matowe i bez najmniejszej iskierki życia. Jakby ktoś właśnie wyssał z nich całą czekoladę. Jego włosy żyły własnym życiem, każdy kosmyk sterczał w innym kierunku. Chłopak pokryty był bandażami i licznymi plastrami, na nogach miał różowe klapki swojej siostry, a biodra przepasane ręcznikiem w tym samym kolorze. Blondyn przez cały czas wsłuchiwał się w piski rudowłosej, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. - Skurwiel! - wydarł się, zaciskając pięści. Czuł, że zaraz eksploduje ze złości. - Odetnę mu jaja i wepchnę do gardła aby się nimi, kurwa, udusił! - wysyczał, marszcząc brwi. Spojrzał następnie złowrogo w oczy swojej siostry, zrobił dwa kroki w tył, po czym puścił się pędem na górę, do swojego pokoju. Każdy spojrzał po sobie, nikt jednak nie był w stanie nic zrobić... Shor spuścił głowę w dół, zakrył usta ręką i ciężko wzdychnął, Zack patrzył bezwładnie na schody, za którymi zniknął Ross, Ell zacisnął mocniej dłonie na biodrach swojej dziewczyny a Stormie... wstała z miejsca i bez słowa udała się do pokoju swojego najmłodszego syna. Z telefonu komórkowego nadal dochodziły dzikie jęki Matta i Demi, nikt jednak ich nie słyszał, nie chciał słyszeć.
- Wytrzymajmy jeszcze troszkę. - szepnął Shor, bardziej jednak jakby do siebie. Pokręcił następnie głową na prawo i lewo, po czym spojrzał na mały zegarek przyczepiony do anteny. - Pięć minut... pięć, jebanych minut...
- Ossy... - blondynka nadal trwała w objęciach perkusisty, szlochała i pociągała nosem, wycierając łzy w t-shirt swojego wybranka. Jemu jednak to nie przeszkadzało, z całych sił objął dziewczynę, chciał bowiem aby czuła się przy nim bezpiecznie. Zawsze.
~~
- Synku. - zaczęła cicho kobieta jak już stała naprzeciwko drzwi pokoju nastolatka. Były one uchylone, w środku panowała jednak głucha cisza. Blondwłosa z lekkim zawahaniem pchnęła je do przodu, zerkając niepewnie do wnętrza żółtego pomieszczenia. Kilka sekund później, nastolatek jak strzała przebiegł obok rodzicielki, o mało jej nie przewracając, po czym skierował się na dół, skacząc na co drugi schodek. Nadal jego twarz była blada jak ściana, z oczu pałała jednak żądza zemsty. Jego tęczówki były aż czarne.
- Zabije, zabije go. - mamrotał przez zaciśnięte zęby.
- Skarbie, nie rób nic głupiego. Pamiętaj, że ty również traktowałeś dziewczyny jako przelotną zabawę, do tego swoją dziewczynę postawiłeś w takiej samej sytuacji... - nie dokończyła, gdyż blondyn przystanął na jednym se schodków, odwrócił głowę przez prawe ramię i spojrzał gniewnie na matkę. Kobieta wyczytała z jego powiększonych źrenic, że chłopak jest na skraju wyniszczenia psychicznego. Zdała sobie również sprawę, że tego typu docinki, mogła jednak zachować dla siebie.
- Kurwa, spałem z wieloma, ale żadnej nie zmusiłem do tego siłą! Żadnej!- wydarł się na całe gardło. Słyszeli go wszyscy również i w salonie. Nagle nastolatek się lekko zawahał. Przypomniał sobie tamten wieczór, jej prośby aby ją zostawił, krzyki, wystraszoną twarz i narastającą bezsilność... - Wtedy, ja... - po policzku blondyna spłynęło kilka kropel łez. - Do chuja, naćpałem się jak jakiś mały bachor, myślałem, że mi wszystko wolno! Ale w ogóle nie chciałem jej skrzywdzić. - ostatnie zdanie wymamrotał bardziej do siebie. - Bałem się, nie było cie ze mną! Nie wiedziałem co mam robić! Nie było nikogo a Riker, kurwa znawca wszystkiego... ciągle się nade mną znęcał! Ćpam tylko i wyłącznie ze względu na to, aby nie czuć bólu... to jego wina...! - rzucił oskarżycielsko, patrząc matce prosto w zaszklone oczy. Zrobił następnie trzy kroki w tył, stanął na środku salonu. Z komórki nadal dało się słyszeć piski rudowłosej i jęki podniecenia Matta. - Zabije skurwysyna, niech mnie wsadzą do więzienia, przynajmniej będę miał spokój! - chłopak szybkim ruchem zabrał kluczyki ze stołu, po czym czmychnął na zewnątrz. Momentalnie podbiegł do samochodu i z piskiem opon ruszył przed siebie. Stormie złapała się za lewą pierś i głośno westchnęła.
- Ejejej... - wtrącił Shor. - Mam adres! Pakujcie się, jedziemy po Demi!
- Ale Ossy... - szepnęła blondynka.
- Nie martw się nim. - Ratliff ucałował ukochaną w czoło.
- Jak to mam się nie martwić? - wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Będziemy tam po prostu pierwsi, spokojnie. - perkusista ujął w dłonie twarz dziewczyny i lekko się uśmiechnął. Rydel odwzajemniła gest, nie była jednak przekonana co do słów swojego wybranka.
- Nie ma czasu, Ross nie wie gdzie jechać, my wiemy. - wtrącił mężczyzna. - Dalej, zbieramy się. - Shor klepnął Zacka w ramię. - Po drodze zadzwonimy na policję, dalej, dalej!
~~
Kilkanaście minut później. Przedmieścia Los Angeles.
     Słońce już powoli zachodziło, ustępując miejsca nocy. Księżyc leniwie wschodził, jego blask, niczym srebrna tarcza, odbijał ludzkie sny, porażki, nadzieję na lepsze jutro... Cisza i ciemność zaczęły oplatać Rossa, udowadniając jaką siłę ma zemsta. Krwawe chmury, unoszące się nad jego głową, otwierały przed nim kolejny rozdział. Zaś gwiazdy na niebie skrupulatnie spisywały wspomnienia na czarnej, zwęglonej kartce, przypominając, że po śmierci życie płynie równie wolno...
- Gdzie ta suka jest... - prychnął. Na zegarach dochodziła już godzina 22.00, ulice więc opustoszały, wszyscy schowali się w rodzinnych domach, aby zaraz zatopić głowy w ciepłe, miękkie poduszki. Tylko Ross chodził wzdłuż chodnika, nerwowo zarzucając zniszczone blond kosmyki za ucho. Był wściekły, gotów zrobić wszystko, aby wyrwać swoją dziewczynę z opresji. Nie wiedział jednak gdzie się udać... Musiał czekać. Znajdował się w małym miasteczku, na przedmieściach. Tutaj właśnie miał spotkać się z oprawcą, w celu dokonania okupu. Po kilku minutach oczekiwania, delikatny powiew wiatru, przyniósł ze sobą woń dzikich róż...
- To ona. - pomyślał w duchu. - No nareszcie! - wydarł się, widząc dużego vana, który zaparkował tuż obok jego samochodu. Nie myśląc nad niczym, szybko podbiegł do pojazdu, szarpnął za klamkę i już chciał wymierzyć cios osobie siedzącej na miejscu kierowcy, kiedy nagle zorientował się, że jest nią...
- CLEO! - chłopak się nieźle zdezorientował. Szybko odskoczył od auta, po czym zrobił kilka kroków w tył.
- No już, już, blondasku. - wymamrotała, wychodząc z samochodu. Czuła się niepewnie, widząc rozjuszonego i wkurwionego do granic możliwości chłopaka. Cofnęła się więc nieco, tak dla większego bezpieczeństwa.
- Ty... ty przebiegła suko. - wyjąkał. - Od początku...
- Tak, tak. To tylko gra, Ross. A co, myślałeś, że wypadnę z prostej drogi tak po prostu? - zaszydziła. - Jestem dziewczyną, ale kurwa nie blondynką.
- Gdzie Demi? - wysyczał. Nie skomentował docinku, ale nigdy nie lubił jak ktoś sypie żartami o blondynkach, zawsze wtedy myślał o swojej siostrze. Sam nie wiedział dlaczego, ale uważał, że jest bardzo mądra i nie lubił gdy ktoś podważał jego zdanie.
- Powoli... - Cleo poczuła się nieco pewniej. Była bezpieczna. Przecież Ross za wszelką cenę chce się dowiedzieć gdzie Matt przetrzymuje rudowłosą. Wiedziała, że chłopak jej nic nie zrobi. Potrzebuje przecież informacji.
- Jesteś szurnięta. - pokiwał głową na prawo i lewo. Był tak wściekły, że aż piana ciekła z jego sinych ust. - Pojawiasz się nie wiadomo skąd, zawracasz dupę mojej siostrze, robisz nadzieję mojemu bratu, wpierdalasz się z buciorami między mnie a... - nie dokończył. Przygryzł wargi aż do krwi, przymknął oczy i spuścił głowę w dół. - A teraz pozwalasz temu ostatniemu chujowi gwałcić moją Demi. Obiecuję, że zabije skurwysyna, a ty... - spojrzał załzawionymi oczami prosto na jej twarz. -Nie myśl, że ujdzie ci to płazem.
- Ej, ej, nie groź mi. - lekko zachichotała, wymachując palcem w powietrzu. Miała uśmiech na twarzy i rozbrajająco dobry humor, co wprawiało blondyna w jeszcze większy szał. Szybkim ruchem chwycił jej nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Nie mam w zwyczaju bić dziewczyn, ale chyba czas na zmiany. - wysyczał. - W samochodzie są pieniądze, zabieraj je w cholerę i wypierdalaj. - Cleo się nieco speszyła. - Ale najpierw powiedz mi gdzie jest Demi. NATYCHMIAST. - krzyknął, mocniej zaciskając ręce na nadgarstkach nastolatki.
- Auć... - jęknęła.
- Nie wkurwiaj mnie bo będzie bolało jeszcze mocniej, jasne? Gdzie ona jest! Do jasnej kurwy, gdzie ona jest... - wrzeszczał. W jego oczach ukrywał się strach, ból i rozpacz. W sercu z kolei zrodziła się nieodzowna chęć zemsty, czuł jednak, że jest bezsilny i znowu zawiedzie osobę, którą bardzo kocha. Po chwili ciszy szarpnął dziewczyną i znów zaczął. - Idź, weź sobie te pieniądze, weź je i się nimi, kurwa udław! Weź wszystko, samochód, dokumenty, karty kredytowe...! Powiedz mi tylko gdzie ona jest...
- Zależy ci na niej, prawda? - Cleo zaczęła iść w kierunku auta. Ross z kolei nie ruszył się z miejsca. Odwrócił jedynie lekko głowę, aby mógł widzieć chociaż jej zarys. Nie mógł pozwolić aby odjechała, nie udzielając mu niezbędnych informacji. Dziewczyna szła powoli, cały czas rozmyślała. Miała mieszane uczucia, sama nie wiedziała co zrobić. Zażądała solidnego okupu, blondyn wywiązał się z zadania. W głębi duszy nie czuła jednak zaspokojenia. Miała jakby... wyrzuty sumienia?
- Wypchałaś kieszenie już tą forsą? - zapytał spokojnie. Cleo odwróciła się i stanęła naprzeciwko niego. Była pewna, że ogarnie ją przyjemna fala zwycięstwa, tryumfu... W końcu jej chodziło tylko o pieniądze. Patrząc na zdeterminowanego blondyna, poczuła jednak coś innego...
- No nie wierzę. - westchnęła, upuszczając worek na ziemię. - Co się ze mną dzieje... - nastolatka potrząsnęła głową i zaczęła iść w kierunku chłopaka. Cały czas mamrotała coś pod nosem.
- Powiedz mi w końcu gdzie ona jest, bo nie ręczę za siebie. - powiedział ze złością. Cleo przeczesała dwukrotnie swoje czerwone kosmyki, wzdychnęła i powiedziała.
- Opuszczony dom letniskowy, obok tej wielkiej latanii. Wiesz gdzie jest ta cała stacja... - nie dokończyła gdyż blondyn momentalnie podbiegł do auta, wyrzucił z niego resztę pieniędzy, po czym zajął miejsce kierowcy.
- Jak mnie zrobiłaś w chuja to cię znajdę i uduszę własnoręcznie. Obiecuję. - trzasnął drzwiami, chwilę później ruszył z piskiem opon, zostawiając Cleo na opustoszonej, wąskiej uliczce.
~~
Dom letniskowy.
     Siedziałam naga na łóżku. Byłam zmarznięta, głodna i cała obolała. Mimo skrajnego zmęczenia, nie mogłam zasnąć. Cały czas trzęsłam się ze strachu, nie mogłam w ogóle pojąć jak ten wstrętny cham mógł mnie do tego zmusić... Kręciło mi się w głowie, miałam sine uda, nadgarstki i kostki, a przed oczami ciągle jego... Jak nigdy w świecie chciałam zatopić się w objęciach Rossa... Tu i teraz. Czekałam na niego... Dlaczego ciebie tu nie ma!
~~
     Blondyn już po dziesięciu minutach był w miejscu, które wskazała wcześniej Cleo. Jego oczom ukazał się stary, opuszczony dom letniskowy. Chłopak, mimowolnie, aż poczerwieniał ze złości na myśl, że jego ukochana jest przetrzymywana w tak obskurnym miejscu. Nie zastanawiał się jednak nad tym zbyt długo. Najważniejsza w tej chwili była dla niego Demi. Bez wahania zaparkował tuż obok spróchniałych schodków prowadzących do drzwi wejściowych. Wysiadł z auta i niczym rozjuszona bestia, bez jakiegokolwiek namysłu, wbiegł do opuszczonego budynku. Nie miał planu, działał pod wpływem impulsu. W środku zastał jedynie ciemność i głuchą ciszę. Bez większego wysiłku otwierał każde drzwi po kolei. Pierwsze, nic, drugie, nic... Dopiero za kolejnymi czekała na niego niemiła niespodzianka. Blondyn był tak zaślepiony rządzą zemsty, że o mało nie przeoczył bezwładnie zwisającego ciała, które znajdowało się na starym, połamanym krześle. Na szczęście padało na nie kilka promieni księżyca. Szybko podbiegł do ów osoby, z myślą, że to Demi. Jednak jak podszedł nieco bliżej, zauważył sylwetkę swojego starszego brata.
- Rocky...? - szepnął, nachylając się nad postacią. - Rocky! - wrzasnął, potrząsając jego ciałem. Był nieprzytomny. - Kurwa. - jęknął, robiąc trzy kroki w tył. Widok zmasakrowanej twarzy szatyna, zeschła krew oraz zimna skóra wprawiły blondyna w ogromne zakłopotanie. - Zabili mi brata... - wystraszony, pokiwał jedynie głową na prawo i lewo, po czym szybko czmychnął do kolejnego pokoju. Strach nie pozwolił mu tam zostać.
~~
- Słyszałaś coś, piękna? - szepnął Matt, przełykając pokaźny kęs mięsa. Podszedł następnie do mnie i chwycił za podbródek, unosząc tym samym głowę nieco w górę. Uśmiechnął się szyderczo, jakby czuł, że wszystko idzie po jego myśli. Kilka sekund później kilkakrotnie mnie spoliczkował, gdyż przeszkadzało mu to, że milczę. - Pytałem, czy coś słyszałaś. - warknął niemiło. Ja z kolei pokiwałam przecząco głową. - Pięknie. Pewnie twój blondas za ciebie zapłacił i Cleo wróciła z workami pieniędzy. - wybuchnął śmiechem. Odłożył następnie talerz z jedzeniem na stoliczek, który siłą rzeczy, ledwo stał na jednej, spróchniałej nóżce. Byłam bardzo głodna, zapach pokarmu był kuszący, nie śmiałam jednak prosić o cokolwiek. Bardziej zmartwiło mnie to, co chwilę temu powiedział rudzielec.
- Zapłacił? - wykrztusiłam.
- Oczywiście. - zadrwił. - Ta suka jeszcze nie wie, że zabiorę jej wszystkie pieniądze. - znów stanął naprzeciwko mnie. - Hmm... Wiesz gdzie możemy wyjechać za tak dużą kasę? - zaśmiał się prosto w moje zmęczone oczy. - Tam, gdzie ten cały blondyn nas nie znajdzie. Nigdy, jasne? - znów mnie spoliczkował. Bardzo mnie to bolało, z nosa zaczęła również cieknąć krew... Chłopak, krztusząc się własnym śmiechem, znów zaczął dotykać moje miejsca intymne. Napierał z coraz to większą siłą, błądził dłońmi po moim nagim ciele, szczypał i całował... Ja niestety nie byłam w stanie się bronić. Płakałam, tylko to mi zostało... Byłam pewna, że znów mnie wykorzysta... Kika chwil później, ku mojemu zaskoczeniu, drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł...
- Ross? - zapytałam cicho. Byłam tak zmęczona, że nawet nie potrafiłam go rozpoznać. Mdliło mnie.
- ŁAPY PRECZ OD MOJEJ DEMI! - wrzasnął. Wparował do pokoju, po czym momentalnie rzucił się na Matta i zaczął okładać pięściami, nie zważając uwagi na to, w jakie miejsca uderza. Rudzielec był zaskoczony napaścią Rossa, dlatego nie był przygotowany na tak szybki i gwałtowny atak. Bronił się z całych sił, jednak wściekły blondyn napierał z coraz to większą nachalnością.
- Odpierdol się... kutasie, jebany... - wymamrotał między uderzeniami. Krztusił się krwią, nie mógł się swobodnie wypowiedzieć. Czuł coraz większą bezsilność, obraz zaczął tracić ostrość...
- Zabije cię, kurwa, zabije. - warczał Ross, nie miał zamiaru zaprzestać. Nie ugiął się nawet, kiedy przeciwnik stracił przytomność... Ja z kolei patrzyłam na wszystko z ogromnym przerażeniem. Czerwonej cieczy było coraz więcej i więcej, aż zrobiło mi się niedobrze... Temperatura w pokoju wzrastała z każdą chwilą.
- Co do jasnej cholery! - magle w progu pojawił się Zack. Za nim wparował Ell, trzymając za rękę Rydel. Jak tylko ich zobaczyłam, kamień spadł mi z serca. Miałam nadzieję, że powstrzymają Rossa. Nie chciałam aby doszło do jeszcze większej tragedii.
- Blondasie, zostaw go do chuja! - mój brat szybko podbiegł do rozwścieczonego nastolatka, po czym przytrzymał jego ręce.
- Odpierdol się! - wydukał. Znowu miał oczy pozbawione koloru... Nie mogłam go w ogóle poznać. To nie był mój kochający Ross...- Powiedziałem, że zabije tego sukinkota, to zabije! - krzyczał i miotał się na wszystkie strony. Rydel wraz z Ellem cały czas stali w progu. Przypatrywali się akcji z dystansu. Zauważyłam, że dziewczyna chce do mnie podejść, perkusista jednak mocno ją trzymał, nie chciał aby wpadła w ten wir krwi i pięści. Zack z kolei zakneblował w końcu Rossa, tak, że ten nie mógł się w ogóle ruszyć.
- Zostaw mnie, zostaw!. - warknął. Cały czas próbował się wyszarpać z mocnego uścisku Zacka. Jak tylko napotkał mój wystraszony wzrok, momentalnie zmienił swoją postawę. - Demi, ja... - wyszeptał, patrząc prosto w moje oczy. Mój brat, czując, że blondyn się już nieco uspokoił, rozluźnił uścisk, pozwalając tym samym, aby się do mnie zbliżył. Nadal siedziałam naga i skulona na łóżku. Ross przysiadł na jego skrawku i objął moje sine ciało. Tak jak wcześniej poczułam ulgę, teraz byłam pewna, że już nic mi nie grozi. Mój koszmar się skończył... - Kochana, tak mi przykro. - wyjąkał prosto do mojego ucha. Chwilę później odkleił się ode mnie, ściągnął bluzę, po czym okrył nią moją nagość. Usłyszałam również dźwięk karetki i chyba... policji?
- Zabierz mnie stąd. - poprosiłam, obejmując Rossa za szyję. - Boję się...


NOTKA


No to mamy nekszta! Tak, znowu późno, wiemy. No i znowu usprawiedliwiamy się sesją :C No kurcze, jak na złość, t najgorsze egzaminy mamy teraz, na ostatnich zjazdach :C Mamy jednak nadzieję, że we wakacje przyspieszymy nieco tempa!

Jeżeli się wam spodobało, zostawcie komentarz :D



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

5 komentarzy:

  1. O boże popłakałam sie na końcówce ;-;
    Ja chce szybko next! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko!
    Nareszcie ją znaleźli, ale nie mogę uwierzyć... Naprawdę zabili Rocky'ego? Boże.. :(
    Oby było teraz już tylko lepiej
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszeee dodajcie szybko nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko,myślałam że się poplacze to wszystko jest takie straszne.
    Ale rozdział genialny jak zwykle, już nie mogę doczekać się nowego! :)

    OdpowiedzUsuń