Serce Ellingtona aż wyło z
niepewności, nie miało jednak sił już bić i rozrywać jego
piersi na strzępy... Było spokojne, za spokojne... A może to chłopak przestał czuć? Został
otoczony nieprzyjemną, zdradziecką aurą, która zdawało się, że
z niego szydzi i drwi. Mimo wszystko, każdy skrawek ciała szatyna,
wpatrzony był w dziewczynę, która od zawsze nadawała barw całemu światu, dawała nadzieję, szczęście i siłę, dzięki której,
mimo przeciwności losu, perkusista każdego dnia wstawał z
uśmiechem na twarzy. To ona go powodowała, chłopak zawsze mógł
się nim dzielić i rozkoszować – dziś musiał o niego
zawalczyć.
- Teraz albo nigdy. - Ell przełknął ślinę, wziął głęboki oddech, po czym, ogarnięty niepewnością, ale i również iskierką nadziei, zaczął iść w kierunku blondynki. Dziewczyna stała naprzeciwko swojego instrumentu, który obsypany był płatkami róż, a na jego skrawkach znajdowały się czekoladki ułożone w kształt napisu ,,I LOVE YOU". Rydel nie mogła zrozumieć o co chodzi, serce jednak jej podpowiadało co zaraz się wydarzy. Do tego pod jej stopami widniał piękny, różowy dywanik a nad nią iskrzyła się duża, szklana lampa, której światło padało również na Ella. Reszta pomieszczenia była lekko przyciemniona, gdzie nie gdzie paliły się tylko malutkie, kolorowe reflektory. Na głowy wszystkich zgromadzonych padał lekki, delikatny, różowy pruszek, który mienił się w świetle lamp. Scena wyglądała magicznie, Rydel, nie mogła wyjść z zachwytu, rozglądała się dookoła, szukając sensownego wyjaśnienia całej tej sytuacji. Czuła się jak w pięknym śnie, na który czekała od dawna. Nawet fani przestali wiwatować, wiedzieli doskonale, że coś jest nie tak, że czeka ich niespodzianka. Z niecierpliwością wyczekiwali kolejnych ruchów Ellingtona, który niepewnie kroczył ku blondynce. Chłopak w jednej ręce trzymał ogromny bukiet kwiatów, w drugiej natomiast mikrofon, który aż drżał pod wpływem gwałtownych i bezwarunkowych ruchów perkusisty. Reszta zespołu była równie zdezorientowana jak Rydel, każdy z nich w napięciu i skupieniu obserwował całe zajście. Tylko Ross był rozluźniony, uśmiechnięty i z niesamowitym spokojem, opierał się o głośnik, który stał w prawym rogu sceny. Rocky spoglądał kątem oka na widownie, szukając osoby, która wpadła na tak szalony pomysł, aby obsypać połowę sceny jakimiś kwiatami. Bezskutecznie. Ratliff z kolei stał już obok Rydel, która wpatrywała się w niego z ogromnym niedowierzaniem. Jej oczy były jednak przesycone miłością, Ell momentalnie to wyczuł. Nagle w tle zaczęła grać cicha, spokojna muzyczka, która nadawała tej chwili kwintesencji i tajemniczości. Prawdziwe fanki blondynki, aż zapiszczały z zadowolenia, gdyż wiedziały, że to ulubiona nuta ich idolki.
- Pączku mój najdroższy. - zaczął załamującym się głosem. Na te słowa, scena nieco zadrżała od głośnych okrzyków dziewczyn, które stały w pierwszych rzędach. Momentalnie każda z nich wyciągnęła swój telefon i nagrywała tą tajemniczą i romantyczną scenę. - Doskonale wiem jak się teraz czujesz, co przeżywasz... Wiem też, że jesteś ma mnie wściekła i najchętniej to byś mnie zamknęła w lodówce, zakluczyła i zjadła kluczyk. - zachichotał nerwowo, chwilkę potem ugryzł się jednak w język. - Co ty pieprzysz, cwelu! - skarcił się w głowie, panicznie szukając pomocy u Rossa, który cały czas się im przyglądał. Rydel z kolei się lekko uśmiechnęła, nie zrozumiała jednak metafory i nic nie odpowiedziała. Również była cała zdenerwowana i spięta. Nie spodziewała się, że Ratliff zrobił to wszystko dla niej. Wśród fanów natomiast, pojawiła się fala cichych szmerów, każdy z przejęciem czekał co będzie dalej. - Albo może i nie w lodówce, bo ty przecież kochasz jeść. - dodał, drapiąc się po głowie. - To głupie... - westchnął zrezygnowany, opuszczając dłonie z bukietem, które cały czas trzymał na wysokości swoich piersi.
- Jestem pewien, że by tak zrobiła. - wtrącił głośno Ross. Zauważył bowiem, że presja dosłownie zjadła Ella, chciał mu pomóc. - A wiesz dlaczego? Bo moja siostrzyczka co chwile otwiera lodówkę, gdybyś tam był, w ogóle by od niej nie odeszła, bo wiedziałaby, że ty tam jesteś. - dokończył, lekko przechylając głowę. - Tak, to dziwne, ale sam zacząłeś o lodówce, więc... - zaśmiał się, fani zrobili wielkie ,,awwww", a Rydel spoglądała, to na Rossa, to na Ella, czerwieniąc się coraz bardziej.
- Pączku, ja nie mogę tak dłużej, wiem, że cię zraniłem.... - zaczął ponownie, dziękując nastolatkowi spojrzeniem. Fani na te słowa zaczęli się burzyć i gwizdać, szybko jednak się uspokoili. - Ale wszystko zostawiłem już za sobą, chcę być z tobą, wspierać cię w tej sytuacji, w tym naszym zakręconym życiu... - Chłopak wyciągnął nagle rękę ku dziewczynie, ta jednak nie wykonała żadnego ruchu. Ratliff się nie poddawał i brnął dalej. - Wiem co czujesz, wiem, że cierpisz ale ja nie chcę tak ciągle żyć obok ciebie i patrzeć jaka jesteś samotna i zagubiona wśród tej fali problemów i kłopotów, chcę być dla ciebie wsparciem bo... Jesteś miłością mojego życia, nie chcę tego ukrywać już nigdy dłużej bo cię kocham i kochać nie przestanę, na zawsze chcę być z tobą, pączku mój. - wybełkotał, patrząc dziewczynie w oczy, które aż iskrzyły z radości. Nagle przed jej twarzą ukazało się pudełeczko, owinięte różowym papierem, przywiązane do małego spadochronika. Rydel wzięła je w rękę, otworzyła i ujrzała tam piękny naszyjnik. Znajdował się na nim wizerunek pianina i pałeczek od perkusji. Odwróciła go i przeczytała napis:
- ,,Serca są dwa, ale my jesteśmy jednością. Rydellington na zawsze" – fani na te słowa zaczęli głośno krzyczeć, klaskać i podskakiwać z podniecenia, trzymając kurczowo swoje komórki w górze aby przypadkowo nie stracić najlepszego ujęcia. Rocky wpatrywał się w Ella z wybałuszonymi oczami, tak samo Riker, który do tej pory stał niewzruszony, Ross z kolei zaczął szaleć razem z fanami. Rydel nic nie odpowiedziała, jedynie po jej policzkach spłynął mały strumyczek łez, który momentalnie został wytarty przez ciepłe kciuki perkusisty. Chłopak nieco się speszył tą nagłą ciszą, która nastała po tym, jak wyznał co tak naprawdę czuje...
- KISS, KISS! - Ross zaczął się wydzierać do mikrofonu, pobudzając publiczność do jeszcze głośniejszych krzyków, dając tym samym Ellowi więcej czasu do działania, gdyż para nadal stała naprzeciwko siebie. Ratliff nie wiedział co myśleć, Rydel nie dała mu żadnej odpowiedzi. Po kilku minutach muzyka, lecąca do tej pory w tle, nagle się zmieniła i zaczęła brzmieć w ogromnych głośnikach, które stały na scenie. Ell odłożył kwiaty, po czym przyłożył mikrofon do ust i zaczął śpiewać:
- Ja ciebie też kocham, Ell. - wyszeptała, wtulając twarz w tors chłopaka. - Nigdy ani na chwilkę nie przestałam. - dodała, ocierając mokry policzek o jego ramię. Fani z kolei zaczęli wiwatować jeszcze głośniej, wywołując silne drgania całej sceny. - Skąd wiedziałeś, że o czymś takim marzyłam? Zawsze chciałam aby chłopak wyznał mi miłość w taki właśnie sposób... No i ta piosenka, specjalnie dla mnie? Przecież ty nie umiesz pisać piosenek, głuptasie.
- Jak to mówi Ross, tekst sam wpadł mi do głowy. Nie musiałem nawet nad nim za dużo myśleć, serio. A wiesz, że mi się mózg szybko przegrzewa. Przepraszam cię za tą lodówkę... Byłem zdenerwowany...
- To było urocze, ale mam nadzieję, że nie chciałeś mnie uświadomić, że jestem gruba? - zachichotała, niechętnie odklejając się od chłopaka.
- Jesteś najpulchniejszym i najsłodszym pączkiem jakiego kiedykolwiek, hmm... jadłem? - zaśmiał się. - Słodki mój ty lukierku. Chodź do mnie. - dodał, po czym ponownie przytulił blondynkę. Cała sala drżała od okrzyków radości i oklasków, które mimo wszystko, nie docierały do uszu, ani Ella, ani Rydel. Byli zatraceni w sobie, czuli jedynie swoją obecność.
- Przeprasza, że byłem taki głupi i nie doceniałem tego jaka jesteś i co dla mnie robisz. Tak szczerze... Przez to, że swój wolny czas poświęcałaś Rossowi, myślałem, że po prostu ci na mnie nie zależy, że nie czujesz tego co ja... Teraz jednak wiem, że to nie prawda, byłem ślepy i głupi, ale to już za mną. - powiedział, całując ukradkiem rozgrzany policzek dziewczyny. - Już za nami. - zachichotał. - A wiesz... Przypomniało mi się co mówiłaś swojemu kochanemu braciszkowi. - zamyślił się. Blondynka bardzo często upominała nastolatka i dawała dobre, matczyne rady. Teraz jednak spoglądała na Ella z zaciekawieniem, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź. - Jak to szło... Owoc dojrzewa i spada, człowiek często musi upaść, aby dojrzeć. - szepnął. - Ja upadłem, ale teraz już jestem dojrzały i wiem czego chcę. - Rydel uśmiechnęła się na te słowa i mimowolnie spojrzała na najmłodszego. - Kocham cię, pączku.
- Ja ciebie też. - wszyscy ponownie zrobili głośne ,,awww" a Ross, nic nikomu nie mówiąc, zbiegł szybko ze sceny, jakby mu się nagle coś przypomniało...
Rozmowa z Ally pomogła mi zrozumieć kolejne problemy z którymi borykają się Lynchowie. Nie była ona przyjemna, mimo wszystko potrzebna zarówno mnie, jak i przyszłej matce, dodam, że samotnej matce. Jak narazie, mam nadzieję, że się to jednak zmieni. Dziwnie ale... Czuję, że rozumiem jej ból. Kocha Rika, to widać, ale nie może z nim być, nie chce z nim być, z powodu jego zachowania, temperamentu... Teraz wyżywa się na najmłodszym bracie, ale co będzie jak w rodzinie pojawi się dziecko...?
- Hej, jest ktoś? Dzwonię do drzwi już dobre dziesięć minut. - z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. - Demi? Jesteś? Haaalooooo!
- Jasne, Austin! Już idę! - krzyknęłam, spojrzałam następnie na zegarek i aż podskoczyłam ze zdziwienia. Nie sądziłam, że potrafię tyle godzin siedzieć bezczynnie i rozmyślać o wszystkim... i w sumie o niczym? Już z samego rana byłam w szpitalu, ściągnęli mi gips, czuję się teraz o niebo lepiej. Nie muszę ciągać już za sobą tych dodatkowych kilogramów, a nie powiem, i bez tego miałam ich sporo. Ale... Jednak nadal czuję jakiś dziwny ciężar z którym muszę się borykać... Nie znoszę tego uczucia, do tego wiem czym ono jest spowodowane. Ciągle rozmyślam o trasie i o tym, że mnie tam nie ma...
- Idziesz, księżniczko? - zaśmiał się. - Nasze bilety za pół godziny stracą ważność!
- Daj mi 5 minut. - odpowiedziałam, po czym w pośpiechu nasunęłam pierwsze lepsze jeansy, do tego jakiś T-shirt, który był przewieszony przesz moje krzesło, z szafki wyjęłam podarte trampki i szybko zbiegłam na dół. - Przepraszam, zasiedziałam się i nie jestem przygotowana do wyjścia... - wymamrotałam niezadowolona. Sama nie wiem czemu miałam do niego pretensje, przecież to ja nie uszykowałam się na czas.
- Teraz albo nigdy. - Ell przełknął ślinę, wziął głęboki oddech, po czym, ogarnięty niepewnością, ale i również iskierką nadziei, zaczął iść w kierunku blondynki. Dziewczyna stała naprzeciwko swojego instrumentu, który obsypany był płatkami róż, a na jego skrawkach znajdowały się czekoladki ułożone w kształt napisu ,,I LOVE YOU". Rydel nie mogła zrozumieć o co chodzi, serce jednak jej podpowiadało co zaraz się wydarzy. Do tego pod jej stopami widniał piękny, różowy dywanik a nad nią iskrzyła się duża, szklana lampa, której światło padało również na Ella. Reszta pomieszczenia była lekko przyciemniona, gdzie nie gdzie paliły się tylko malutkie, kolorowe reflektory. Na głowy wszystkich zgromadzonych padał lekki, delikatny, różowy pruszek, który mienił się w świetle lamp. Scena wyglądała magicznie, Rydel, nie mogła wyjść z zachwytu, rozglądała się dookoła, szukając sensownego wyjaśnienia całej tej sytuacji. Czuła się jak w pięknym śnie, na który czekała od dawna. Nawet fani przestali wiwatować, wiedzieli doskonale, że coś jest nie tak, że czeka ich niespodzianka. Z niecierpliwością wyczekiwali kolejnych ruchów Ellingtona, który niepewnie kroczył ku blondynce. Chłopak w jednej ręce trzymał ogromny bukiet kwiatów, w drugiej natomiast mikrofon, który aż drżał pod wpływem gwałtownych i bezwarunkowych ruchów perkusisty. Reszta zespołu była równie zdezorientowana jak Rydel, każdy z nich w napięciu i skupieniu obserwował całe zajście. Tylko Ross był rozluźniony, uśmiechnięty i z niesamowitym spokojem, opierał się o głośnik, który stał w prawym rogu sceny. Rocky spoglądał kątem oka na widownie, szukając osoby, która wpadła na tak szalony pomysł, aby obsypać połowę sceny jakimiś kwiatami. Bezskutecznie. Ratliff z kolei stał już obok Rydel, która wpatrywała się w niego z ogromnym niedowierzaniem. Jej oczy były jednak przesycone miłością, Ell momentalnie to wyczuł. Nagle w tle zaczęła grać cicha, spokojna muzyczka, która nadawała tej chwili kwintesencji i tajemniczości. Prawdziwe fanki blondynki, aż zapiszczały z zadowolenia, gdyż wiedziały, że to ulubiona nuta ich idolki.
- Pączku mój najdroższy. - zaczął załamującym się głosem. Na te słowa, scena nieco zadrżała od głośnych okrzyków dziewczyn, które stały w pierwszych rzędach. Momentalnie każda z nich wyciągnęła swój telefon i nagrywała tą tajemniczą i romantyczną scenę. - Doskonale wiem jak się teraz czujesz, co przeżywasz... Wiem też, że jesteś ma mnie wściekła i najchętniej to byś mnie zamknęła w lodówce, zakluczyła i zjadła kluczyk. - zachichotał nerwowo, chwilkę potem ugryzł się jednak w język. - Co ty pieprzysz, cwelu! - skarcił się w głowie, panicznie szukając pomocy u Rossa, który cały czas się im przyglądał. Rydel z kolei się lekko uśmiechnęła, nie zrozumiała jednak metafory i nic nie odpowiedziała. Również była cała zdenerwowana i spięta. Nie spodziewała się, że Ratliff zrobił to wszystko dla niej. Wśród fanów natomiast, pojawiła się fala cichych szmerów, każdy z przejęciem czekał co będzie dalej. - Albo może i nie w lodówce, bo ty przecież kochasz jeść. - dodał, drapiąc się po głowie. - To głupie... - westchnął zrezygnowany, opuszczając dłonie z bukietem, które cały czas trzymał na wysokości swoich piersi.
- Jestem pewien, że by tak zrobiła. - wtrącił głośno Ross. Zauważył bowiem, że presja dosłownie zjadła Ella, chciał mu pomóc. - A wiesz dlaczego? Bo moja siostrzyczka co chwile otwiera lodówkę, gdybyś tam był, w ogóle by od niej nie odeszła, bo wiedziałaby, że ty tam jesteś. - dokończył, lekko przechylając głowę. - Tak, to dziwne, ale sam zacząłeś o lodówce, więc... - zaśmiał się, fani zrobili wielkie ,,awwww", a Rydel spoglądała, to na Rossa, to na Ella, czerwieniąc się coraz bardziej.
- Pączku, ja nie mogę tak dłużej, wiem, że cię zraniłem.... - zaczął ponownie, dziękując nastolatkowi spojrzeniem. Fani na te słowa zaczęli się burzyć i gwizdać, szybko jednak się uspokoili. - Ale wszystko zostawiłem już za sobą, chcę być z tobą, wspierać cię w tej sytuacji, w tym naszym zakręconym życiu... - Chłopak wyciągnął nagle rękę ku dziewczynie, ta jednak nie wykonała żadnego ruchu. Ratliff się nie poddawał i brnął dalej. - Wiem co czujesz, wiem, że cierpisz ale ja nie chcę tak ciągle żyć obok ciebie i patrzeć jaka jesteś samotna i zagubiona wśród tej fali problemów i kłopotów, chcę być dla ciebie wsparciem bo... Jesteś miłością mojego życia, nie chcę tego ukrywać już nigdy dłużej bo cię kocham i kochać nie przestanę, na zawsze chcę być z tobą, pączku mój. - wybełkotał, patrząc dziewczynie w oczy, które aż iskrzyły z radości. Nagle przed jej twarzą ukazało się pudełeczko, owinięte różowym papierem, przywiązane do małego spadochronika. Rydel wzięła je w rękę, otworzyła i ujrzała tam piękny naszyjnik. Znajdował się na nim wizerunek pianina i pałeczek od perkusji. Odwróciła go i przeczytała napis:
- ,,Serca są dwa, ale my jesteśmy jednością. Rydellington na zawsze" – fani na te słowa zaczęli głośno krzyczeć, klaskać i podskakiwać z podniecenia, trzymając kurczowo swoje komórki w górze aby przypadkowo nie stracić najlepszego ujęcia. Rocky wpatrywał się w Ella z wybałuszonymi oczami, tak samo Riker, który do tej pory stał niewzruszony, Ross z kolei zaczął szaleć razem z fanami. Rydel nic nie odpowiedziała, jedynie po jej policzkach spłynął mały strumyczek łez, który momentalnie został wytarty przez ciepłe kciuki perkusisty. Chłopak nieco się speszył tą nagłą ciszą, która nastała po tym, jak wyznał co tak naprawdę czuje...
- KISS, KISS! - Ross zaczął się wydzierać do mikrofonu, pobudzając publiczność do jeszcze głośniejszych krzyków, dając tym samym Ellowi więcej czasu do działania, gdyż para nadal stała naprzeciwko siebie. Ratliff nie wiedział co myśleć, Rydel nie dała mu żadnej odpowiedzi. Po kilku minutach muzyka, lecąca do tej pory w tle, nagle się zmieniła i zaczęła brzmieć w ogromnych głośnikach, które stały na scenie. Ell odłożył kwiaty, po czym przyłożył mikrofon do ust i zaczął śpiewać:
We started as friends.
I can't tell you how we all happen.
Then autumn – it came.
We were never the same.
Those nights – everything felt like magic.
And I wonder if you miss me too.
If you don't here's the one thing that I wish you knew.
I think about you every morning when I open my eyes.
I think about you every evening when I turn off the lights.
I think about you every moment, every day of my life.
You're on my mind all the time. It's true.
I think about you, you you, you you
I think about you, you you, you you
Would you know what to say
If I saw you today?
Would you let it all crumble to pieces?
'Cause I know that I should
Forget you if I could
I can't yet for so many reasons.
I think about you every morning when I open my eyes
I think about you every evening when I turn off the lights
I think about you every moment, every day of my life
You're on my mind all the time. It's true
I think about you, you you, you you.
I think about you, you you, you you.
How long 'til I stop pretending
What we have is never ending.
Oh, oh, oh.
If all we are is just a moment,
Don't forget me cause I won't and
I can't help myself.
I think about you. Ooh, ooh.
I think about you. Ooh.
I think about you every morning when I open my eyes.
I think about you every evening when I turn off the lights.
I think about you every moment, every day of my life.
You're on my mind all the time. It's true.
I think about you, you, you, you, you.
I think about you, you, you, you, you
- Ja ciebie też kocham, Ell. - wyszeptała, wtulając twarz w tors chłopaka. - Nigdy ani na chwilkę nie przestałam. - dodała, ocierając mokry policzek o jego ramię. Fani z kolei zaczęli wiwatować jeszcze głośniej, wywołując silne drgania całej sceny. - Skąd wiedziałeś, że o czymś takim marzyłam? Zawsze chciałam aby chłopak wyznał mi miłość w taki właśnie sposób... No i ta piosenka, specjalnie dla mnie? Przecież ty nie umiesz pisać piosenek, głuptasie.
- Jak to mówi Ross, tekst sam wpadł mi do głowy. Nie musiałem nawet nad nim za dużo myśleć, serio. A wiesz, że mi się mózg szybko przegrzewa. Przepraszam cię za tą lodówkę... Byłem zdenerwowany...
- To było urocze, ale mam nadzieję, że nie chciałeś mnie uświadomić, że jestem gruba? - zachichotała, niechętnie odklejając się od chłopaka.
- Jesteś najpulchniejszym i najsłodszym pączkiem jakiego kiedykolwiek, hmm... jadłem? - zaśmiał się. - Słodki mój ty lukierku. Chodź do mnie. - dodał, po czym ponownie przytulił blondynkę. Cała sala drżała od okrzyków radości i oklasków, które mimo wszystko, nie docierały do uszu, ani Ella, ani Rydel. Byli zatraceni w sobie, czuli jedynie swoją obecność.
- Przeprasza, że byłem taki głupi i nie doceniałem tego jaka jesteś i co dla mnie robisz. Tak szczerze... Przez to, że swój wolny czas poświęcałaś Rossowi, myślałem, że po prostu ci na mnie nie zależy, że nie czujesz tego co ja... Teraz jednak wiem, że to nie prawda, byłem ślepy i głupi, ale to już za mną. - powiedział, całując ukradkiem rozgrzany policzek dziewczyny. - Już za nami. - zachichotał. - A wiesz... Przypomniało mi się co mówiłaś swojemu kochanemu braciszkowi. - zamyślił się. Blondynka bardzo często upominała nastolatka i dawała dobre, matczyne rady. Teraz jednak spoglądała na Ella z zaciekawieniem, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź. - Jak to szło... Owoc dojrzewa i spada, człowiek często musi upaść, aby dojrzeć. - szepnął. - Ja upadłem, ale teraz już jestem dojrzały i wiem czego chcę. - Rydel uśmiechnęła się na te słowa i mimowolnie spojrzała na najmłodszego. - Kocham cię, pączku.
- Ja ciebie też. - wszyscy ponownie zrobili głośne ,,awww" a Ross, nic nikomu nie mówiąc, zbiegł szybko ze sceny, jakby mu się nagle coś przypomniało...
Rozmowa z Ally pomogła mi zrozumieć kolejne problemy z którymi borykają się Lynchowie. Nie była ona przyjemna, mimo wszystko potrzebna zarówno mnie, jak i przyszłej matce, dodam, że samotnej matce. Jak narazie, mam nadzieję, że się to jednak zmieni. Dziwnie ale... Czuję, że rozumiem jej ból. Kocha Rika, to widać, ale nie może z nim być, nie chce z nim być, z powodu jego zachowania, temperamentu... Teraz wyżywa się na najmłodszym bracie, ale co będzie jak w rodzinie pojawi się dziecko...?
- Hej, jest ktoś? Dzwonię do drzwi już dobre dziesięć minut. - z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. - Demi? Jesteś? Haaalooooo!
- Jasne, Austin! Już idę! - krzyknęłam, spojrzałam następnie na zegarek i aż podskoczyłam ze zdziwienia. Nie sądziłam, że potrafię tyle godzin siedzieć bezczynnie i rozmyślać o wszystkim... i w sumie o niczym? Już z samego rana byłam w szpitalu, ściągnęli mi gips, czuję się teraz o niebo lepiej. Nie muszę ciągać już za sobą tych dodatkowych kilogramów, a nie powiem, i bez tego miałam ich sporo. Ale... Jednak nadal czuję jakiś dziwny ciężar z którym muszę się borykać... Nie znoszę tego uczucia, do tego wiem czym ono jest spowodowane. Ciągle rozmyślam o trasie i o tym, że mnie tam nie ma...
- Idziesz, księżniczko? - zaśmiał się. - Nasze bilety za pół godziny stracą ważność!
- Daj mi 5 minut. - odpowiedziałam, po czym w pośpiechu nasunęłam pierwsze lepsze jeansy, do tego jakiś T-shirt, który był przewieszony przesz moje krzesło, z szafki wyjęłam podarte trampki i szybko zbiegłam na dół. - Przepraszam, zasiedziałam się i nie jestem przygotowana do wyjścia... - wymamrotałam niezadowolona. Sama nie wiem czemu miałam do niego pretensje, przecież to ja nie uszykowałam się na czas.
-
Wyglądasz cudownie. - szepnął rozmarzony, obserwując mnie od góry do dołu. Chwilkę później się
jednak wzdrygnął, gdyż spojrzałam na niego zaskoczona. Czułam
jak pieką mnie policzki. - To znaczy, Ross pewnie by tak
powiedział. - poprawił się szybko, spuścił głowę w dół i
schował rękę do kieszeni. Drugą trzymał za plecami, wydawało mi się, że coś chował. - Na pewno by tak zrobił, przecież
jesteś piękna.
- Dzięki... - odpowiedziałam cicho. Chwyciłam następnie bluzę, klucze, zwinnie wyminęłam chłopaka i wyszłam na dwór. Kilka sekund później Austin stał już obok mnie, wyczułam, że jest nieco zmieszany tym co powiedział nieco wcześniej. Ale sam pewnie nie wiedział jak to odkręcić. Co dziwne, spodobało mi się jego zachowanie...
- Proszę. - wypalił, wyciągając zza pleców pokaźny bukiet kwiatów. Nie gustuje w tego typu prezentach, ale akurat Lilie, które mi podarował, były moimi ulubionymi.
- Nie mogę tego przyjąć... - zawahałam się.
- Hej, to dla ciebie, nie możesz mi odmówić. - chłopak nagle wyłonił głowę znad bukietu, po czym zrobił minę jak kot ze Shreka. - Spokojnie kupiłem je po to aby poprawić ci humor, nie mam zamiaru cię podrywać. - zachichotał, nerwowo drapiąc się po głowie. - To prezent z czystej sympatii, nie lubię jak się smucisz, a wiem, że twój blondas wyjechał. Chciałem abyś się uśmiechnęła, no. - zachęcał, cały czas się do mnie uśmiechając. Po kilku minutach wahania, przyjęłam kwiaty.
- Dziękuję, wiesz, że nie musiałeś...
- Nie musiałem, ale chciałem. - zarechotał, obejmując mnie ramieniem. - To co? Mam tu dwa bilety na kręgle...
- Ja nie umiem gra...
O,nie, nie! - wybełkotał, przerywając moją wypowiedź. - To nic, że nie umiesz! Ja cię nauczę, nie martw się. Przecież najważniejsza jest dobra zabawa, no nie!? - nic nie odpowiedziałam, przytaknęłam jedynie skinieniem głowy. Zaniosłam następnie kwiaty do swojego pokoju, starannie włożyłam je do dzbanka, który wcześniej napełniłam wodą, po czym skierowałam się z nów do wyjścia. Stając w progu, odwróciłam się jeszcze raz w stronę pięknie pachnących Lili.
- Ross nigdy nie kupił mi kwiatów. - szepnęłam sama do siebie, nie wiem dlaczego ale zrobiło mi się smutno. Szybko się odwróciłam i wyszłam z pomieszczenia. Jak znalazłam się na dworze, Austin czekał już na mnie w aucie.
- Ahoj, przygodo! - krzyknął, jak tylko zajęłam swoje miejsce. Zaśmiałam się w geście odpowiedzi. Chwilę później chłopak odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i ruszył do przodu.
- Dzięki... - odpowiedziałam cicho. Chwyciłam następnie bluzę, klucze, zwinnie wyminęłam chłopaka i wyszłam na dwór. Kilka sekund później Austin stał już obok mnie, wyczułam, że jest nieco zmieszany tym co powiedział nieco wcześniej. Ale sam pewnie nie wiedział jak to odkręcić. Co dziwne, spodobało mi się jego zachowanie...
- Proszę. - wypalił, wyciągając zza pleców pokaźny bukiet kwiatów. Nie gustuje w tego typu prezentach, ale akurat Lilie, które mi podarował, były moimi ulubionymi.
- Nie mogę tego przyjąć... - zawahałam się.
- Hej, to dla ciebie, nie możesz mi odmówić. - chłopak nagle wyłonił głowę znad bukietu, po czym zrobił minę jak kot ze Shreka. - Spokojnie kupiłem je po to aby poprawić ci humor, nie mam zamiaru cię podrywać. - zachichotał, nerwowo drapiąc się po głowie. - To prezent z czystej sympatii, nie lubię jak się smucisz, a wiem, że twój blondas wyjechał. Chciałem abyś się uśmiechnęła, no. - zachęcał, cały czas się do mnie uśmiechając. Po kilku minutach wahania, przyjęłam kwiaty.
- Dziękuję, wiesz, że nie musiałeś...
- Nie musiałem, ale chciałem. - zarechotał, obejmując mnie ramieniem. - To co? Mam tu dwa bilety na kręgle...
- Ja nie umiem gra...
O,nie, nie! - wybełkotał, przerywając moją wypowiedź. - To nic, że nie umiesz! Ja cię nauczę, nie martw się. Przecież najważniejsza jest dobra zabawa, no nie!? - nic nie odpowiedziałam, przytaknęłam jedynie skinieniem głowy. Zaniosłam następnie kwiaty do swojego pokoju, starannie włożyłam je do dzbanka, który wcześniej napełniłam wodą, po czym skierowałam się z nów do wyjścia. Stając w progu, odwróciłam się jeszcze raz w stronę pięknie pachnących Lili.
- Ross nigdy nie kupił mi kwiatów. - szepnęłam sama do siebie, nie wiem dlaczego ale zrobiło mi się smutno. Szybko się odwróciłam i wyszłam z pomieszczenia. Jak znalazłam się na dworze, Austin czekał już na mnie w aucie.
- Ahoj, przygodo! - krzyknął, jak tylko zajęłam swoje miejsce. Zaśmiałam się w geście odpowiedzi. Chwilę później chłopak odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i ruszył do przodu.
~~
- No, także teraz mała instrukcja. - zaczął Austin jak już znajdowaliśmy się w klubie. - To jest kula do kręgli. - zarechotał, pokazując mi przedmiot.
- O, serio, no nie powiedziałabym... - zaśmiałam się, założyłam ręce na piersi i stanęłam w lekkim rozkroku. - No, aż tak kompletnym laikiem to ja nie jestem, studencie wyższej uczelni. - zadrwiłam. Na mojej twarzy gościł jednak szeroki uśmiech. - Wiem jak wygląda kula.
- Oh, czyli już wiesz. - odpowiedział zrezygnowany. Po kilku sekundach wybuchnął jednak gromkim śmiechem. - Haha, dobra, czyli sprawę kul, mamy już za sobą. Chociaż, wiesz, że trzeba odpowiednio włożyć paluszki?
- Aleś ty dowcipny. - pokręciłam głową na boki, po czym podeszłam nieco bliżej, aby się przyjrzeć w czym rzecz. Po wstępnym instruktarzu i obadaniu całego toru, Austin wręczył mi kulę. - Ciężka. - wydusiłam, chwytając ją obiema rękami.
- Tak się nie trzyma. - po chwili chłopak objął mnie od tyłu i prawidłowo ułożył moje dłonie, odchylając jedną do tyłu. - Teraz jest dobrze. - szepnął prosto do mojego ucha. Przyjemna fala ciepła ogarnęła moje ciało, czułam jak czerwienią mi się policzki. - Teraz się lekko pochyl... - dodał, zjeżdżając dłońmi na moją talię. - No i ugnij kolanka. - popchnął lekko udami moje nogi, po czym jedną ręką dotknął kolan, które były już dosłownie z waty. Chciałam go odepchnąć, nakrzyczeć, ale... Coś jednak mi nie pozwalało, nie chciałam aby ode mnie odchodził... - No i to jest dopiero prawidłowa pozycja. - zachichotał, znów obejmując mnie w pasie. Czułam jego nabrzmiałego penisa na swoich pośladkach, zaczęłam się lekko denerwować... Austin jednak przejechał tylko dłońmi po mojej pupie, po czym się oddalił. - Możesz już pchać. - dodał, znacząco spoglądając na swój rozporek. Zignorowałam jednak ten gest i skupiłam się na moim rzucie, który nie był do końca udany. Zbiłam tylko dwa kręgle. Ale co się dziwić jak w mojej głowie aż wirowało. - Jak na początek to całkiem nieźle, śliczna. - szepnął, przygryzając wargę. Podszedł następnie i podał mi kolejną kulę. Znów stanął tuż za mną, objął i ustawił moje ciało do kolejnego rzutu...
~~
5 GODZINY PÓŹNIEJ
- No i kto wygrał, kto? - Austin zaczął się wydzierać na cały klub, do tego wymachiwał rękoma jak opętany. - Ja, ja! Stawiasz deser!
- No już dobrze, dobrze. - wydusiłam, udając obrażoną. - Masz w tym większe doświadczenie!
- Oj, mam, mam... - mruknął zadowolony. - Hej, kto tu ma focha? - chłopak podszedł do mnie i ponownie objął od tyłu, co spowodowało kolejną falę rozkosznego ciepła, która zalała mnie od środka.... Chciałam go odepchnąć ale jakoś nie mogłam. Znowu.
- Puść mnie! - zarządziłam, próbując zachować powagę. Za nic mi to niestety nie wyszło, zaczęłam się śmiać jak głupia. - Cicho, mój telefon dzwoni! Muszę odebrać. Puść!
- Pewnie Ross, co? - zapytał, czochrając moją rudą grzywkę. - Dobra, nie będę wam przeszkadzał. - dodał, nieco się oddalając. - Ale deseru ci nie odpuszczę!
- Jasne, jasne. - wymamrotałam, szukając telefonu w spodniach. - Kurde, że takie wąskie te kieszenie robią... - marudziłam. Po chwili jednak trzymałam przedmiot w ręku. Szybko odblokowałam ekran, mając nadzieję, że to właśnie Ross. Myliłam się, na ekranie pojawiła się wesoła twarz Ella.
- No hej, zakochańcu! - przywitałam się.
- No hej, rudasku, co ty taka zadowolona, co? - zapytał dość podejrzliwie.
- A czemuś ty taki zmartwiony? -zaniepokoiłam się, przedrzeźniając go lekko.
- Ja? Nie, wydaje ci się, marcheweczko. - zapewniał, ja mimo wszystko wyczułam w jego głosie nutkę sarkazmu. - Dzwonię w dwóch sprawach, kocie.
- WIEM, ja wszystko wiem! - krzyknęłam uradowana. Zwróciłam tym na siebie uwagę niektórych ludzi, mimo tego, nie miałam zamiaru się opamiętać. - Widziałam wszystko! Moje gratulacje, podołałeś rycerzu!
- Skąd wiesz? - zdziwił się.
- Magia Internetu, mój drogi! - darłam się, miałam już lekko wypite...
- No tak... Pragnę ci za wszystko podziękować, rudasie. To dzięki to...
- Nie mów tak, to przecież ty się zdobyłeś na odwagę aby powiedzieć to przed setkami ludzi! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Rydel ci wybaczyła. To wszystko było takie urocze... No i ta piosenka! Mówiłam ci, że dasz radę. - gadałam jak katarynka.
- Tak, ale to wszystko dzięki tobie, serio Gdyby nie twoja pomoc, nie wiedziałbym co mam robić. Dziękuję, nigdy ci się nie odwdzięczę.
- Oddaj mi ten telefon, Ratt! - w oddali dało się słyszeć głos rozzłoszczonej Rydel. - No daj, ja jej już pokażę! - nastała chwila ciszy, po kilku sekundach znów usłyszałam perkusistę.
- Na scenie tak szalała a jeszcze ma siły by się szarpać! - zaśmiał się.
- Rany, obejrzałam z Austinem wszystkie filmiki, jak wrócę do do...
- Czyli to jednak nie był fotomontaż? - zapytał zrezygnowanym tonem.
- Kotek, daj mi ten telefon! - blondynka znów zaczęła się wydzierać, ja natomiast próbowałam zinterpretować wypowiedź chłopaka. - No! Co to ma znaczyć, Demi? Jeden dzień nie ma Rossa, a ty już randkujesz z tym młodym lekarzem?! - Rydel w końcu dopadła do komórki.
- Co? Nie, ja nie...
- WSZYSTKIE GAZETY o was trąbią! - wypaliła z wyrzutem. - Kwiatki, przytulasy!? Jak mogłaś? A odebrać telefon od mojego brata to nie, bo po co, lepiej zabawiać się z tym całym Austinem!
- Jak to...? - wyszeptałam, chwilkę po tym się rozłączyłam. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć...
- No, także teraz mała instrukcja. - zaczął Austin jak już znajdowaliśmy się w klubie. - To jest kula do kręgli. - zarechotał, pokazując mi przedmiot.
- O, serio, no nie powiedziałabym... - zaśmiałam się, założyłam ręce na piersi i stanęłam w lekkim rozkroku. - No, aż tak kompletnym laikiem to ja nie jestem, studencie wyższej uczelni. - zadrwiłam. Na mojej twarzy gościł jednak szeroki uśmiech. - Wiem jak wygląda kula.
- Oh, czyli już wiesz. - odpowiedział zrezygnowany. Po kilku sekundach wybuchnął jednak gromkim śmiechem. - Haha, dobra, czyli sprawę kul, mamy już za sobą. Chociaż, wiesz, że trzeba odpowiednio włożyć paluszki?
- Aleś ty dowcipny. - pokręciłam głową na boki, po czym podeszłam nieco bliżej, aby się przyjrzeć w czym rzecz. Po wstępnym instruktarzu i obadaniu całego toru, Austin wręczył mi kulę. - Ciężka. - wydusiłam, chwytając ją obiema rękami.
- Tak się nie trzyma. - po chwili chłopak objął mnie od tyłu i prawidłowo ułożył moje dłonie, odchylając jedną do tyłu. - Teraz jest dobrze. - szepnął prosto do mojego ucha. Przyjemna fala ciepła ogarnęła moje ciało, czułam jak czerwienią mi się policzki. - Teraz się lekko pochyl... - dodał, zjeżdżając dłońmi na moją talię. - No i ugnij kolanka. - popchnął lekko udami moje nogi, po czym jedną ręką dotknął kolan, które były już dosłownie z waty. Chciałam go odepchnąć, nakrzyczeć, ale... Coś jednak mi nie pozwalało, nie chciałam aby ode mnie odchodził... - No i to jest dopiero prawidłowa pozycja. - zachichotał, znów obejmując mnie w pasie. Czułam jego nabrzmiałego penisa na swoich pośladkach, zaczęłam się lekko denerwować... Austin jednak przejechał tylko dłońmi po mojej pupie, po czym się oddalił. - Możesz już pchać. - dodał, znacząco spoglądając na swój rozporek. Zignorowałam jednak ten gest i skupiłam się na moim rzucie, który nie był do końca udany. Zbiłam tylko dwa kręgle. Ale co się dziwić jak w mojej głowie aż wirowało. - Jak na początek to całkiem nieźle, śliczna. - szepnął, przygryzając wargę. Podszedł następnie i podał mi kolejną kulę. Znów stanął tuż za mną, objął i ustawił moje ciało do kolejnego rzutu...
~~
5 GODZINY PÓŹNIEJ
- No i kto wygrał, kto? - Austin zaczął się wydzierać na cały klub, do tego wymachiwał rękoma jak opętany. - Ja, ja! Stawiasz deser!
- No już dobrze, dobrze. - wydusiłam, udając obrażoną. - Masz w tym większe doświadczenie!
- Oj, mam, mam... - mruknął zadowolony. - Hej, kto tu ma focha? - chłopak podszedł do mnie i ponownie objął od tyłu, co spowodowało kolejną falę rozkosznego ciepła, która zalała mnie od środka.... Chciałam go odepchnąć ale jakoś nie mogłam. Znowu.
- Puść mnie! - zarządziłam, próbując zachować powagę. Za nic mi to niestety nie wyszło, zaczęłam się śmiać jak głupia. - Cicho, mój telefon dzwoni! Muszę odebrać. Puść!
- Pewnie Ross, co? - zapytał, czochrając moją rudą grzywkę. - Dobra, nie będę wam przeszkadzał. - dodał, nieco się oddalając. - Ale deseru ci nie odpuszczę!
- Jasne, jasne. - wymamrotałam, szukając telefonu w spodniach. - Kurde, że takie wąskie te kieszenie robią... - marudziłam. Po chwili jednak trzymałam przedmiot w ręku. Szybko odblokowałam ekran, mając nadzieję, że to właśnie Ross. Myliłam się, na ekranie pojawiła się wesoła twarz Ella.
- No hej, zakochańcu! - przywitałam się.
- No hej, rudasku, co ty taka zadowolona, co? - zapytał dość podejrzliwie.
- A czemuś ty taki zmartwiony? -zaniepokoiłam się, przedrzeźniając go lekko.
- Ja? Nie, wydaje ci się, marcheweczko. - zapewniał, ja mimo wszystko wyczułam w jego głosie nutkę sarkazmu. - Dzwonię w dwóch sprawach, kocie.
- WIEM, ja wszystko wiem! - krzyknęłam uradowana. Zwróciłam tym na siebie uwagę niektórych ludzi, mimo tego, nie miałam zamiaru się opamiętać. - Widziałam wszystko! Moje gratulacje, podołałeś rycerzu!
- Skąd wiesz? - zdziwił się.
- Magia Internetu, mój drogi! - darłam się, miałam już lekko wypite...
- No tak... Pragnę ci za wszystko podziękować, rudasie. To dzięki to...
- Nie mów tak, to przecież ty się zdobyłeś na odwagę aby powiedzieć to przed setkami ludzi! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Rydel ci wybaczyła. To wszystko było takie urocze... No i ta piosenka! Mówiłam ci, że dasz radę. - gadałam jak katarynka.
- Tak, ale to wszystko dzięki tobie, serio Gdyby nie twoja pomoc, nie wiedziałbym co mam robić. Dziękuję, nigdy ci się nie odwdzięczę.
- Oddaj mi ten telefon, Ratt! - w oddali dało się słyszeć głos rozzłoszczonej Rydel. - No daj, ja jej już pokażę! - nastała chwila ciszy, po kilku sekundach znów usłyszałam perkusistę.
- Na scenie tak szalała a jeszcze ma siły by się szarpać! - zaśmiał się.
- Rany, obejrzałam z Austinem wszystkie filmiki, jak wrócę do do...
- Czyli to jednak nie był fotomontaż? - zapytał zrezygnowanym tonem.
- Kotek, daj mi ten telefon! - blondynka znów zaczęła się wydzierać, ja natomiast próbowałam zinterpretować wypowiedź chłopaka. - No! Co to ma znaczyć, Demi? Jeden dzień nie ma Rossa, a ty już randkujesz z tym młodym lekarzem?! - Rydel w końcu dopadła do komórki.
- Co? Nie, ja nie...
- WSZYSTKIE GAZETY o was trąbią! - wypaliła z wyrzutem. - Kwiatki, przytulasy!? Jak mogłaś? A odebrać telefon od mojego brata to nie, bo po co, lepiej zabawiać się z tym całym Austinem!
- Jak to...? - wyszeptałam, chwilkę po tym się rozłączyłam. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
No to dobiliśmy do kolejnego Ossdziału ^-^ Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. Przepraszamy za tą zwłokę, no ale niestety w święta nie było za dużo czasu. Ciągle wyjazdy, sprzątanie, gotowanie... Meh, nie miałam kiedy usiąść, dlatego rozdział dopiero teraz :D Kolejny pewnie za 2 tygodnie :P Teraz myślami jestem na imprezie sylwestrowej, hahaha :P
Po tych świętach jestem obżarta jak nie wiem, uwlec się nie mogę ale i tak jeszcze podjadam xD Logika kobiety, made on xD
Spoko Cygan - bardzo cieszymy się, że odnalazłaś link do naszego bloga, cieszymy się również, że nasze wypociny Ci się podobają ^-^ Skro chcesz założyć bloga - zrób to! Nikt nie pisze idealnie, ale skoro masz chęci i wenę to nie popuszczaj :D Ja z polaka w LO miałam ledwo 4, także :P Dla chcącego nic trudnego :D
Po tych świętach jestem obżarta jak nie wiem, uwlec się nie mogę ale i tak jeszcze podjadam xD Logika kobiety, made on xD
Spoko Cygan - bardzo cieszymy się, że odnalazłaś link do naszego bloga, cieszymy się również, że nasze wypociny Ci się podobają ^-^ Skro chcesz założyć bloga - zrób to! Nikt nie pisze idealnie, ale skoro masz chęci i wenę to nie popuszczaj :D Ja z polaka w LO miałam ledwo 4, także :P Dla chcącego nic trudnego :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ