Riker nerwowo dreptał przed jedną ze szpitalnych sal, wykukując od czasu do czasu jakiegoś lekarza na horyzoncie. Był zdenerwowany, spięty, a po jego policzkach nieustannie
spływał strumień gorzkich łez. Nic nie jadł, nie pił, ani nie
spał odkąd dowiedział się o wypadku swojej dziewczyny. Serce tłukło
w jego piersi, niemalże łamiąc żebra. Chłopak bił się z
myślami, obwiniając o to całe zdarzenie. Nikt nie chciał udzielić mu informacji o stanie zdrowia Ally, do najmłodszego brata jednaj bał się zadzwonić. Basista nie miał jednak
pojęcia co go jeszcze czeka...
- Pan Riker Lynch? - z zamyśleń wyrwał go czyjś głos. Był stanowczy i szorstki, nie tliło się w nim ani trochę otuchy, której basista tak bardzo potrzebował. Obejrzał się nerwowo za plecy, widząc mężczyznę w białym kitlu, momentalnie zbladł.
- Tak. - wypalił, próbując ukryć narastający w nim strach. - Mogę do niej już wejść?
- Proszę. - starszy mężczyzna uchylił lekko drzwi, uśmiechnął się od niechcenia, po czym pomaszerował w przeciwną stronę. Basista przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co się dzieje. Ogarnęła go potężna fala ciepła, która zaczęła palić jego wnętrzności. Chłopak bał się wejść do małego, białego pomieszczenia, chciał jednak objąć ramionami swoją dziewczynę i wszystko jej wytłumaczyć, przeprosić.
- Ale co mam niby powiedzieć... - Riker się załamał. Usiadł na pęknięte krzesło, po czym ujął twarz w dłonie i gorzko zapłakał. Ogarnął go kłujący ból, nie mógł się go pozbyć, chciał, mimo to, był za słaby... Otrząsnął myśli dopiero po kilkunastu minutach, wstał, otarł czerwone, zapłakane oczy i zrobił kilka kroków w przód. Nadal się wahał, chęć wtulenia twarzy w delikatne ramiona dziewczyny, była jednak silniejsza. Basista stanowczym ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Ally... - wyjąkał z ogromnym trudem. Gula w gardle nie pozwalała mu na swobodną wypowiedź. Basista stanął w progu i wbił wzrok w szatynkę, która leżała na łóżku, tuż przy oknie. Jej podrażnione i czerwone oczy wskazywały na to, że również płakała. Dodatkowo na twarzy miała kilka zadrapań i ran, tak samo jak na dłoniach, którymi gładziła swój okrągły brzuch. Ona również skierowała wzrok na Rikera, nie mogąc uwierzyć, że przyjechał, mimo trwającej trasy koncertowej. - Byłem tak cholernie głupi... - basista, miętoląc w ręku pierścionek zaręczynowy, szybkim krokiem podszedł do swojej ukochanej, usiadł na skrawku materaca, po czym mocno ją przytulił Ally nie protestowała, odwzajemniła gest, dziękując w duchu, że w końcu do niej przyjechał...
~~
SANTA ANA
Hotel
- W sumie nie przeżywa tego aż tak źle, co nie? - Ell szepnął nagle blondynce do ucha. Kątem oka zerkał również na Rossa, który beznamiętnie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Rydel spojrzała na perkusistę, wykrzywiając usta w grymasie. Nie zrozumiała bowiem, o co mu chodzi. Ten z kolei przewrócił teatralnie oczami, po czym znów zaczął. - No, chodzi mi o Demi. Myślałem, że będzie z nim gorzej... - nie dokończył, gdyż dziewczyna pacnęła go ściereczką w twarz. - Auć, no co! - krzyknął, pod wpływem nagłego i niespodziewanego ataku.
- Ja ci zaraz dam, no co! - oburzyła się, posyłając perkusiście zabójcze spojrzenie. Nagle jej oczy się zaszkliły, a zdezorientowany Ell ponownie oberwał z mokrej szmatki.
- Przepraszam, no już. - chłopak objął dziewczynę w tali i przysunął bliżej siebie. Odgarnął następnie blond kosmyki z jej czoła, po czym je delikatnie ucałował. - Wybacz, jak się najem korniszonów to zawsze gadam głupoty. - chciał ją jakoś rozweselić, marnie jednak mu to wyszło.
- Gorzej być nie mogło a ty mówisz, że nie przeżywa tego aż tak źle? - zapytała z wyrzutem. Nie odepchnęła go jednak od siebie. Potrzebowała jego bliskości.
- Myślałem, że... a nie ważne w sumie. - perkusista był pewny, że Ross znowu sięgnie po próby samobójcze, nie powiedział tego jednak na głos, aby nie denerwować znowu Rydel. Blondynka jednak wiedziała co perkusista ma na myśli, co ją bardzo niepokoiło. Sama się nad tym zastanawiała, dlatego od czasu kiedy nastolatek wrócił do hotelu, dziewczyna nie spuszcza z niego oka. Po kilku minutach odepchnęła lekko swojego chłopaka, po czym podeszła do zamyślonego nastolatka.
- Hej, Ossy. - zaczepiła najmłodszego. Ten jednak nie zareagował. Ciągle miał na sobie ten sam ubiór, ciągle towarzyszył mu również odór alkoholu i smród wymiocin. Zdawało się jednak, że jemu to w ogóle nie przeszkadza. - Może zrobię ci ciepłą herbatę? - było to raczej stwierdzenie, gdyż blondynka natychmiast zabrała się za wykonanie czynności.
- Nie trzeba. - wyburczał, jak czajnik stał już na gazówce. Spojrzał następnie spode łba na siostrę, nic jednak więcej nie powiedział. Wzdychnął ciężko, po czym znów wrócił do oglądania krajobrazu za oknem.
- To może coś do jedzenia? - usiadła obok brata i zaczęła gładzić go po dłoni. Dopiero teraz zauważyła, że na parapecie leży również gazeta z ostatnimi, przykrymi nowinkami.
- Nie. - mruknął.
- To może tak delikatnie zasugeruję... - przerwała, zerkając nerwowo na Ella. - Abyś wziął prysznic, braciszku, dobrze? Potem opatrzę rany. - znowu zero odzewu, blondyn beznamiętnie wpatrywał się w jakiś punkt. - Musimy też porozmawiać... ale nie chcesz chyba aby mama zobaczyła cię w takim stanie? - Rydel trafiła w sendo. Chłopak momentalnie na nią spojrzał, po czym przeniósł wzrok na pokój, w którym leżała Stormie.
- Nie chcę. - wyjąkał załamującym się głosem. - Nie chcę wielu rzeczy, mimo to i tak mi towarzyszą. Nic na to nie poradzę.
- Ossy, porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz do koń...
- Nie jestem pijany. - wtrącił gniewnie. Nie było to jednak zgodne z prawdą. W głowie chłopaka nadal szumiało, a procenty szybko pulsowały w jego żyłach. - Jestem jak... - zamyślił się. - wielki pryszcz na dupie. Każdy chce się mnie pozbyć. Tak samo z siebie... Niby zaakceptują, że jestem, ale i tak zawadzam. - wstał, po czym chwiejnym krokiem poczłapał w kierunku łazienki. Rydel jedynie głośno westchnęła, schowała twarz w dłoniach i wymamrotała kilka przekleństw. Była bezradna.
- Pączuszku... - Ell szybko podszedł do blondynki i mocno przytulił, dodając jej nieco otuchy.
- Pan Riker Lynch? - z zamyśleń wyrwał go czyjś głos. Był stanowczy i szorstki, nie tliło się w nim ani trochę otuchy, której basista tak bardzo potrzebował. Obejrzał się nerwowo za plecy, widząc mężczyznę w białym kitlu, momentalnie zbladł.
- Tak. - wypalił, próbując ukryć narastający w nim strach. - Mogę do niej już wejść?
- Proszę. - starszy mężczyzna uchylił lekko drzwi, uśmiechnął się od niechcenia, po czym pomaszerował w przeciwną stronę. Basista przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co się dzieje. Ogarnęła go potężna fala ciepła, która zaczęła palić jego wnętrzności. Chłopak bał się wejść do małego, białego pomieszczenia, chciał jednak objąć ramionami swoją dziewczynę i wszystko jej wytłumaczyć, przeprosić.
- Ale co mam niby powiedzieć... - Riker się załamał. Usiadł na pęknięte krzesło, po czym ujął twarz w dłonie i gorzko zapłakał. Ogarnął go kłujący ból, nie mógł się go pozbyć, chciał, mimo to, był za słaby... Otrząsnął myśli dopiero po kilkunastu minutach, wstał, otarł czerwone, zapłakane oczy i zrobił kilka kroków w przód. Nadal się wahał, chęć wtulenia twarzy w delikatne ramiona dziewczyny, była jednak silniejsza. Basista stanowczym ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Ally... - wyjąkał z ogromnym trudem. Gula w gardle nie pozwalała mu na swobodną wypowiedź. Basista stanął w progu i wbił wzrok w szatynkę, która leżała na łóżku, tuż przy oknie. Jej podrażnione i czerwone oczy wskazywały na to, że również płakała. Dodatkowo na twarzy miała kilka zadrapań i ran, tak samo jak na dłoniach, którymi gładziła swój okrągły brzuch. Ona również skierowała wzrok na Rikera, nie mogąc uwierzyć, że przyjechał, mimo trwającej trasy koncertowej. - Byłem tak cholernie głupi... - basista, miętoląc w ręku pierścionek zaręczynowy, szybkim krokiem podszedł do swojej ukochanej, usiadł na skrawku materaca, po czym mocno ją przytulił Ally nie protestowała, odwzajemniła gest, dziękując w duchu, że w końcu do niej przyjechał...
~~
SANTA ANA
Hotel
- W sumie nie przeżywa tego aż tak źle, co nie? - Ell szepnął nagle blondynce do ucha. Kątem oka zerkał również na Rossa, który beznamiętnie wpatrywał się w krajobraz za oknem. Rydel spojrzała na perkusistę, wykrzywiając usta w grymasie. Nie zrozumiała bowiem, o co mu chodzi. Ten z kolei przewrócił teatralnie oczami, po czym znów zaczął. - No, chodzi mi o Demi. Myślałem, że będzie z nim gorzej... - nie dokończył, gdyż dziewczyna pacnęła go ściereczką w twarz. - Auć, no co! - krzyknął, pod wpływem nagłego i niespodziewanego ataku.
- Ja ci zaraz dam, no co! - oburzyła się, posyłając perkusiście zabójcze spojrzenie. Nagle jej oczy się zaszkliły, a zdezorientowany Ell ponownie oberwał z mokrej szmatki.
- Przepraszam, no już. - chłopak objął dziewczynę w tali i przysunął bliżej siebie. Odgarnął następnie blond kosmyki z jej czoła, po czym je delikatnie ucałował. - Wybacz, jak się najem korniszonów to zawsze gadam głupoty. - chciał ją jakoś rozweselić, marnie jednak mu to wyszło.
- Gorzej być nie mogło a ty mówisz, że nie przeżywa tego aż tak źle? - zapytała z wyrzutem. Nie odepchnęła go jednak od siebie. Potrzebowała jego bliskości.
- Myślałem, że... a nie ważne w sumie. - perkusista był pewny, że Ross znowu sięgnie po próby samobójcze, nie powiedział tego jednak na głos, aby nie denerwować znowu Rydel. Blondynka jednak wiedziała co perkusista ma na myśli, co ją bardzo niepokoiło. Sama się nad tym zastanawiała, dlatego od czasu kiedy nastolatek wrócił do hotelu, dziewczyna nie spuszcza z niego oka. Po kilku minutach odepchnęła lekko swojego chłopaka, po czym podeszła do zamyślonego nastolatka.
- Hej, Ossy. - zaczepiła najmłodszego. Ten jednak nie zareagował. Ciągle miał na sobie ten sam ubiór, ciągle towarzyszył mu również odór alkoholu i smród wymiocin. Zdawało się jednak, że jemu to w ogóle nie przeszkadza. - Może zrobię ci ciepłą herbatę? - było to raczej stwierdzenie, gdyż blondynka natychmiast zabrała się za wykonanie czynności.
- Nie trzeba. - wyburczał, jak czajnik stał już na gazówce. Spojrzał następnie spode łba na siostrę, nic jednak więcej nie powiedział. Wzdychnął ciężko, po czym znów wrócił do oglądania krajobrazu za oknem.
- To może coś do jedzenia? - usiadła obok brata i zaczęła gładzić go po dłoni. Dopiero teraz zauważyła, że na parapecie leży również gazeta z ostatnimi, przykrymi nowinkami.
- Nie. - mruknął.
- To może tak delikatnie zasugeruję... - przerwała, zerkając nerwowo na Ella. - Abyś wziął prysznic, braciszku, dobrze? Potem opatrzę rany. - znowu zero odzewu, blondyn beznamiętnie wpatrywał się w jakiś punkt. - Musimy też porozmawiać... ale nie chcesz chyba aby mama zobaczyła cię w takim stanie? - Rydel trafiła w sendo. Chłopak momentalnie na nią spojrzał, po czym przeniósł wzrok na pokój, w którym leżała Stormie.
- Nie chcę. - wyjąkał załamującym się głosem. - Nie chcę wielu rzeczy, mimo to i tak mi towarzyszą. Nic na to nie poradzę.
- Ossy, porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz do koń...
- Nie jestem pijany. - wtrącił gniewnie. Nie było to jednak zgodne z prawdą. W głowie chłopaka nadal szumiało, a procenty szybko pulsowały w jego żyłach. - Jestem jak... - zamyślił się. - wielki pryszcz na dupie. Każdy chce się mnie pozbyć. Tak samo z siebie... Niby zaakceptują, że jestem, ale i tak zawadzam. - wstał, po czym chwiejnym krokiem poczłapał w kierunku łazienki. Rydel jedynie głośno westchnęła, schowała twarz w dłoniach i wymamrotała kilka przekleństw. Była bezradna.
- Pączuszku... - Ell szybko podszedł do blondynki i mocno przytulił, dodając jej nieco otuchy.
~~
15 minut później
- Rydel? - nagle zza drzwi łazienki, dało się usłyszeć, cichy, zachrypnięty głos. Był ledwo słyszalny, blondynka jednak wyłapała te ciche dźwięki.
- Ossy? - było to jednak pytanie bardziej retoryczne. Dziewczyna szybko wstała z krzesła, po czym skierowała się do toalety. - Coś się stało? - zapytała. Nikt jednak nie odpowiedział. Dziewczyna z przerażeniem w oczach spojrzała w stronę Ella, który rozmawiał właśnie ze Stormie. Na widok zaniepokojonej miny blondynki, wstał i szybko do niej podszedł.
- Co jest, pączku? Tak nagle
wstałaś, coś się stało? - podrapał się po głowie.15 minut później
- Rydel? - nagle zza drzwi łazienki, dało się usłyszeć, cichy, zachrypnięty głos. Był ledwo słyszalny, blondynka jednak wyłapała te ciche dźwięki.
- Ossy? - było to jednak pytanie bardziej retoryczne. Dziewczyna szybko wstała z krzesła, po czym skierowała się do toalety. - Coś się stało? - zapytała. Nikt jednak nie odpowiedział. Dziewczyna z przerażeniem w oczach spojrzała w stronę Ella, który rozmawiał właśnie ze Stormie. Na widok zaniepokojonej miny blondynki, wstał i szybko do niej podszedł.
- Ossy mnie wołał. - wyszeptała, kładąc rękę na klamce. Serce waliło jej jak młot.
- Nikt nic nie mówił. - perkusista pokręcił przecząco głową. W tej samej jednak chwili Ross znowu powtórzył imię siostry, tym razem jednak o wiele ciszej niż poprzednio.
- OSSY! - wydarła się, szarpnęła klamkę, po czym wpadła do łazienki niczym torpeda, widząc przed sobą jeden z najczarniejszych scenariuszy. Była pewna, że nastolatek zrobił coś głupiego...
- Hmmm? - wymamrotał. Blondyn stał tuż przy zlewie, wpatrując się z niemałym obrzydzeniem w lustro. Miał na sobie tylko różowe bokserki. Rydel stanęła w progu i nie wiedziała co zrobić dalej. Wejść? A może się wycofać? Widok posiniaczonego ciała, wzbudzał w niej odrazę, zrobiło się jej słabo, czuła, że zaraz zemdleje. Ell również nie wiedział o co chodzi, zerkał niepewnie przez ramię swojej ukochanej. - Opatrzysz mi te rany?
- Tak...już, już. - odpowiedziała niespokojnie. Mimo wszystko kamień spadł jej z serca. - Ratliff, przynieś mi bandaże i maść, wszystko jest na stole w salonie. - dodała szybko. Chwilę później podeszła do brata, stanęła tuż za nim i spojrzała w lustro. Nic nie mówiła, sama w sumie nie wiedziała co i jaki temat ma w ogóle zacząć. Cisza nie trwała jednak długo. Chwilę później wrócił perkusista z całym medycznym wyposażeniem. Na znak Rydel, wyszedł jednak z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Blondynka z kolei przysunęła mały taborecik, który zauważyła już nieco wcześniej. - Usiądź, braciszku. - powiedziała, widząc, że lekko unosił jedną nogę. Bolała go tak, że nie mógł na niej nawet stanąć. Chłopak zrobił to, o co został poproszony. Dziewczyna z kolei, wzięła się za obmywanie ran wodą utlenioną. - Może troszkę boleć... - wymamrotała. Ross jednak siedział niewzruszony, jakby nic nie czuł. Zakrwawiona piana wylewająca się strumieniami z jego ciała nie była dla niego czymś nowym.
- Co z trasą? - wypalił nagle.
- Co? - zapytała skołowana.
- Rika nie ma, da? Co więc z dalszą trasą. - powtórzył.
- Nie wiem, Ossy. - odrzekła, wycierając lekko jego plecy. - Ale dopóki Riker nie zadzwoni, nie oddalaj się, dobrze? Na noc też zostań w hotelu.
- Yhymm... - wymamrotał.
- Ossy, jeżeli chodzi o Demi, to nie możesz jej tak osądzać, musisz...
- Nic nie muszę. - przerwał obojętnym głosem.
- Powiem ci coś teraz, ale obiecaj, że się nie obrazisz, braciszku. - powiedziała stanowczo, klękając naprzeciwko blondyna. Chwyciła jego mokre dłonie, popatrzyła w przepite oczy, po czym znów zaczęła. - Nikt nie jest święty, a wszyscy wiemy, że ty również masz swoje za uszami. - przełknęła ślinę i czekała na reakcje najmłodszego. Ten jednak nic nie skomentował, nadal tkwił w tej samej pozycji co wcześniej. - Już nie chodzi o to co robiłeś wcześniej, ale jak byłeś z Demi... Zdradziłeś ją i... wszyscy wiemy, że ci wybaczyła. Dlaczego ty wierzysz gazetą?
- Bo ja jestem inny. - odpowiedział spokojnie. - Tylko ja mogę siebie oceniać, tylko ja znam swoją przeszłość i tylko ja znam powody swoich wyborów. Wiem co czułem wewnątrz i wiem ile mnie to kosztowało. Jestem popsuty.
- Ossy, tyle razy ci mówiłam abyś przestał zadręczać się przeszłością. Jak się odzywa, po prostu ją zignoruj, ona nie ma ci nic więcej do powiedzenia. - blondynka była w szoku, że Ross tak spokojnie z nią rozmawia. Chciała to wykorzystać i w końcu wybić mu z głowy wszelkie głupoty, które go niszczyły od środka. - Po za tym Demi wie jaki byłeś i jaki jesteś teraz. To po pierwsze. Po drugie, zanim zaczniesz ją pochopnie oceniać...
- Mam ubrać jej buty, pójść jej drogą, spróbować jej łez, poczuć jej ból, uderzyć się o kamień o który się potknęła... - dokończył ze łzami w oczach. - Mama mi to ciągle powtarzała. - dodał z lekkim uśmiechem, widząc zaskoczoną twarz siostry.
- Mnie też... - dziewczyna wstała, chwyciła białe bandaże, po czym zaczęła owijać tors brata. Robiła to powoli i delikatnie aby nie sprawiać mu dodatkowego bólu.
- Kocham Demi. - wypalił po kilkunastu minutach ciszy.
- To z nią porozmawiaj. Wybacz i zrób wszystko aby taka sytuacja się już więcej nie powtórzyła. Pomożemy ci w tym, wszyscy. - zapewniała. Ku jej zaskoczeniu blondyn się uśmiechnął, dało się zauważyć również małą, czekoladową iskierkę w jego oczach.
- Ale z drugiej strony...
- Braciszku, tutaj nie ma drugiej strony. - wtrąciła, wzięła następnie maść i zaczęła smarować ramiona blondyna.
- Jest. - powiedział stanowczo. - Też bardzo często mi powtarzałaś, że jeżeli kogoś się naprawdę kocha, trzeba dać mu wszystko co najlepsze.
- Oczywiście. - stwierdziła, wcierając maść w pokaleczoną skórę nastolatka.
- No właśnie. - szepnął, spuszczając głowę. - Spójrz na mnie, a potem porównaj moje życie z życiem tego lekarza. Jak myślisz, z kim Demi byłaby bardziej szczęśliwa? Który z nas jest w stanie zaoferować jej więcej?
- Ossy, nie możesz oceniać sytuacji w ten sposób. - odpowiedziała nieco nerwowo. - Nie wiem co z Rikiem, ale dziś się z nim skontaktujemy. Jeżeli zdecyduje się zostać z Ally, pojedziemy również do domu a ty, masz mi obiecać, że porozmawiasz wtedy z Demi. W sumie jeszcze dzisiaj, możesz przecież zadzwonić.
- Mogę. - odpowiedział mało przekonującym głosem.
- Musicie sobie to wyjaśnić. Nie masz się o co martwić, jestem pewna, że wszystko się ułoży. Jestem również pewna, że to właśnie ty, braciszku, jesteś w stanie dać jej o wiele więcej niż ona oczekuje. Po prostu musisz przestać widzieć w sobie jedynie wady, spójrz nieco głębiej i doceń to, kim jesteś. - dodała, całując chłopaka w czoło. Uśmiechnęła się szeroko, następnie znów wzięła wodę utlenioną i dokończyła przemywać resztę ran. Uporała się ze wszystkim w dobre dwadzieścia minut. Przez ten czas w pomieszczeniu panowała kompletna cisza.
- Już po kłopocie. - powiedziała wesoło. Kilka sekund później podała nastolatkowi różowy T-shirt, spodnie zaś położyła na pralce. - ubierz się, na spokojnie. Ja zrobię coś do jedzenia, dobrze? - chłopak jedynie kiwnął twierdząco głową, nie ruszył się jednak z taboretu ani o milimetr. - A z kim się pobiłeś? - zapytała nagle, zatrzymując się w progu.
- Chcesz wiedzieć? - uniósł obie brwi w górę.
- Tak. - powiedziała stanowczo.
- Złoił mnie facet jakiejś laski, którą obracałem w łazience. - odparł przeciągle. Rydel zamknęła oczy, po czym się nieco skwasiła, ponieważ chcąc, nie chcąc, wyobraziła sobie właśnie tą sytuację... Nic nie mówiąc, opuściła pomieszczenie, trzęsąc głową na boki. Wolała jednak nie wiedzieć.
~~
Jak blondyn wyszedł z łazienki, od razu napotkał troskliwy wzrok swojej matki. Siedziała przy stole i rozmawiała ze swoją córką oraz Ellem. Wyglądała na zmęczoną życiem i ciągłymi, rodzinnymi sprzeczkami. Blondyn jednak czuł w duchu, że zaraz dostanie kolejny wykład odnośnie jego wiecznych potknięć i problemów. O tym jaka familia jest ważna, oraz, że miłość leczy wszelkie rany... Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze.
- Podejdź tu, synku. - Stormie pomachała lekko ręką, po czym poklepała puste miejsce obok siebie. Nastolatek z niezadowoloną miną posłusznie skierował się we wskazane miejsce. Rydel posłała bratu pouczające spojrzenie, po czym chwyciła ukochanego za rękę i pociągnęła w stronę salonu, dzięki czemu Ross został sam na sam z matką.
~~
LOS ANGELES
przedmieścia
- JAK MOGŁAŚ TO SPIERDOLIĆ! - Matt dowiedział się już o telefonicznej wpadce swojej wspólniczki, i kiedy ta złożyła mu wizytę, nie szczędził płuc oraz nerwów. - Miałaś takie łatwe zadanie, a jeszcze spieprzyłaś! Co się z tobą dzieje, co? Teraz ten Riker, czy jak mu tam, wie o wszystkim! o WSZYSTKIM!
- Zluzuj slipy...
- Kurwa mać! - rudzielec podszedł do dziewczyny i zaczął nią potrząsać na prawo i lewo. - Moje plany legły w gruzach.
- Przynajmniej zgubiłam Rockiego... Zawzięcie mnie gonił. - wzdychnęła, wyszarpnęła się z ucisku chłopaka, usiadła następnie na kanapie i oparła nogi o mały stoliczek.
- Nie obchodzi mnie ten patafian. - warknął zdenerwowany. - Nie mogłem zbliżyć się do Demi bo obok jej chaty ciągle czai się policja! Co z tego, że nie ma blondyna, jak ta ruda suka jest pod ochroną, kurwa. A teraz jeszcze ty, do jasnej cholery.
- Stało się. - powiedziała obojętnym tonem.
- Teraz nawet nie mogę zabić tego całego Rossa bo pewnie jego brat mu wszystko powiedział. Nic nie idzie zgodnie z planem, nic! A wszystko twoja wina.
- O matko, tyle dziewczyn jest w Kalifornii, daj se spokój z tą Spelman. - burknęła.
- Nie, ona będzie moja. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Będę ją obracał dzień i noc, suka pożałuje, że mnie nie chciała. Oj, będzie ostro...
- O rety... - dziewczyna przewróciła teatralnie oczami. Zachowanie Matta było dla niej absurdalnie głupie. Sama była jednak zła, że ta przygoda potoczyła się tym, a nie innym, tokiem. Zawsze była perfekcyjna i kończyła sprawy zgodnie z oczekiwaniami zleceniodawcy. Tym razem jednak popełniła błędy. Za dużo błędów... Chłopak z kolei chodził nerwowo po pokoju, obmyślając nowy plan działania. Był wściekły, miał ochotę udusić Rossa gołymi rękoma, a rudowłosą przywiązać do łóżka i...
- Co się stało z tym domkiem letniskowym, co go kupili twoi starzy? - wypalił nagle. W jego głowie zrodził się zabójczy pomysł.
- Po ich śmierci nikt tam nie zaglądał. A to już dobre siedem lat... - wzdychnęła. - Stoi nadal na swoim miejscu ale pewnie wszystko zarosło, ja tam już też długo nie byłam. A co? - zapytała z przekąsem. Matt jednak nic nie odpowiedział, uśmiechnął się szyderczo i zaczął zacierać ręce, jakby w geście zwycięstwa. Nagle wbiegł na górę, zabierając w locie swoją bluzę oraz trampki. - A ten kurwa co? - zamyśliła się. Chwilę to trwało, ale w końcu dziewczyna odgadła, po co chłopak pytał o ten domek... - Chyba nie chcesz...
- Zbieramy się! Musimy działać szybko! - wtrącił, rzucając Cleo kluczyki od samochodu. - Wstawaj, wstawaj!
- Chyba nie chcesz jej porwać? - dokończyła, wytrzeszczając oczy.
- Masz lepszy pomysł? - syknął z ironią. Był bardzo pewny siebie, czuł, że ten plan jest idealny.
- Ale...
- Nie ma kurwa żadnego ale! - podał dziewczynie kurtkę oraz torebkę, po czym szybko skierował się do drzwi wyjściowych. - Oni i tak już nas nakryli, trzeba więc wyciągnąć większe działa i w końcu skończyć to, co zaczęliśmy! - Cleo spoglądała na niego z ogromnym niedowierzaniem, nie sprzeciwiała się jednak. Posłusznie wyszła za chłopakiem, wsiadła do auta i na jego znak, ruszyła przed siebie.
~~
DOM SPELMANÓW
Zack zgodził się na wyjazd do Santa Ana. Rozmawialiśmy jeszcze długo, nie dowiedziałam się jednak nic więcej na temat Cleo. Od początku wydawała się podejrzana... Będzie trzeba wypytać o wszystko Rikera, jednak nie teraz. Sam musi poukładać przecież swoje sprawy z Ally, a to nie będzie takie proste. Byłam roztrzęsiona tym artykułem w gazecie i rzekomym wywiadem, w którym zdeklarowałam, że Ross był tylko przelotną zabawką, bo tak na prawdę interesowały mnie tylko jego pieniądze... Co za bzdura! Muszę, chcę mu to wszystko wyjaśnić i przeprosić... Mam nadzieję, że mi wybaczy...
- Podaj mi jeszcze tą torbę. - Zack wskazał palcem ów przedmiot i czekał na moją reakcję. Szybko podniosłam walizkę z ziemi i podałam bratu. - Dzięki.
- To ja dziękuję, że chcesz mi pomóc. - uśmiechnęłam się. - Tęskniłam za tobą.
- Po prostu byłem ślepy... Sis, przerabialiśmy to kilkanaście minut temu. - odwzajemnił gest - Przykro mi, że przejrzałem na oczy dopiero teraz, ale cieszę się, że już wszystko między nami jest okey. A teraz siadaj, twój rycerz na ciebie czeka. - Zack otworzył drzwi od samochodu i zaprosił mnie do środka. - Zapnij pas. - zaczął, jak już usadowił się na miejscu kierowcy. - Wszystko będzie dobrze. - złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Kilka chwil patrzył na mnie, chcąc dodać otuchy, następnie przeniósł dłonie na kierownice, po czym odpalił auto, wrzucił jedynkę i ruszył powoli do przodu.
~w tym samym czasie~
- Wyjeżdżają. - szepnęła Cleo. Już od kilku minut stali obok domu rudowłosej i obserwowali okolice.
- Widzę, kurwa! - warknął Matt. - Jedź za nimi, no! - dziewczyna posłusznie wrzuciła jedynkę i ruszyła do przodu. - Nie spuszczaj ich z oczu, jasne?
- Jasne. - odburknęła, zmieniając bieg na wyższy.
~30 minut później~
- Czekaj, czekaj... - Matt bacznie wpatrywał się w kierunkowskaz srebrnego Forda. - Skręcają do sklepu! To nasza szansa, rozumiesz? Jedź za nimi. Tylko uważaj aby nas nie zauważyli! - krzyknął cały podniecony. Cleo przewróciła tylko oczami, wzdychnęła ciężko, po czym również wjechała na ogromny parking koło supermarketu. - A teraz cicho, zobaczymy czy pójdą razem... - chłopak przytknął nos do szyby i wlepił wzrok przed siebie. - TAK! - Matt, widząc, że z auta wysiada tylko Zack, szybko otworzył drzwi, po czym, upewniając się, że szatyn zniknął z pola widzenia, pobiegł w kierunku rudowłosej. Wpadł do samochodu jak strzała, bez namysłu uderzył zszokowaną dziewczynę, która pod wpływem jego siły, straciła przytomność. Kilka sekund później znów obejrzał się dookoła. Jak stwierdził, że pole jest dość czyste, machnął do Cleo aby podjechała nieco bliżej. Chłopak bez problemu wywlekł z Forda kruche i delikatne ciało rudowłosej, aby następnie wrzucić je na tylne siedzenie swojego czarnego Vana.
- Spierdalamy...! - krzyknął. Cleo, o nic nie pytając, ruszyła z piskiem opon...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
Przepraszamy za opóźnienia, ale no niestety, znowu to samo. OBOWIĄZKI! Zasrane obowiązki xd No ale doczekaliśmy się nexta, mamy nadzieję, że się wam jednak spodobał ^-^
Prosimy cieplutko o komentarze :3
Wszelkie błędy/powtórzenia poprawimy później xd
Moje ciasteczko *u*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ