SCENA +18!
Czytasz na własną odpowiedzialność!
- Wiesz, że nie mogę. - wyszeptałam, dając tym samym kres wielkiemu napięciu i sile ciszy, które jakby dodawały odwagi mojemu największemu przeciwnikowi. Chłopak nadal na mnie patrzył, dopiero teraz poczułam jego ciepłe dłonie, które delikatnie masowały moje pokaleczone ramię. Po kilku sekundach spuścił jednak wzrok, następnie spojrzał spode łba na Cleo, nie chciał tego, jej triumfalny śmiech był jednak tak głośny, że przykuł jego uwagę. Był zły, że znów wróciła do salonu, mimo, że Rocky usilnie ciągnął ją na górę. - Chciałabym ale ja...
- Cii... - przerwał, przykładając palec do moich rozpalonych wstydem ust. Przejechał następnie opuszkami po wargach, po czym się szeroko uśmiechnął. - Wiem, że nie możesz, głupie pytanie w ogóle. - zmieszał się. Czułam to. Rydel również była zawiedziona moją odpowiedzią, nie wtrącała się jednak w naszą krótką, acz nabuzowaną emocjami, rozmowę.
- Nie martw się Ossy, będzie fajnie i bez niej. - nagle odezwała się Cleo. Ku zaskoczeniu całej gromady, była bardzo rozbawiona. Jej opryskliwy i władczy ton przeszył moje uszy jak jakaś strzała. Nie wstyd jej tak mówić?
- Nie odzywaj się tak do mnie. - warknął, chwycił mnie następnie w ramiona, po czym, omijając całą paczkę, skierował się na górę. - Co za wredna baba, kurwa, już mam jej serdecznie dosyć. Co ona sobie w ogóle wyobraża, jest u nas trzeci dzień a jest traktowana jakby już była częścią naszej rodziny. - żalił się. Wyraźnie się tym przejmował, czułam jak napina ze złości mięśnie, z drugiej strony był jednak bezradny, nie wiedział co ma czynić. Oczy mu się zaszkliły co próbował przede mną ukryć. Nie wiem, może czuje się odepchnięty...? Nie, Rydel by na to nie pozwoliła. - Nie zwracaj na nią w ogóle uwagi. - dodał jak już posadził mnie delikatnie na swoje łóżko. - Wredna suka. - burknął pod nosem, bardziej jednak do siebie.
- W porządku...
- Nie jest w porządku. - warknął podniesionym tonem. - Wybacz. - dorzucił już łagodniej, usiadł obok mnie, po czym musnął ustami mój policzek. Mimo wszystko nadal był poddenerwowany i spięty.
- Ross, ja bardzo bym chciała z tobą jechać...
- Wiem, twój tata, brat... Wszystko wiem, jakoś tak zapytałem, pomyślałem, że... - zaczął, przełykając ślinę. - Po prostu nie chce jechać w tą trasę, gdybyś tam była... W sumie nie ważne. - mruknął cicho, wstał i podszedł do biurka. Oparł się o jego kant i znów zaczął mnie obserwować. - Z tobą byłoby o niebo lepiej. - wypalił z lekkim zawahaniem i zawodem w głosie. Już chciałam coś odpowiedzieć, uprzedził mnie jednak cichy dźwięk, dochodzący zza moich pleców. Nie zdążyłam się odwrócić a w progu już stała zatroskana Rydel. W jednej ręce trzymała tackę z dwoma kubkami, w drugiej natomiast, talerz z kanapkami.
- Hej, gołąbeczki, nie wiem dlaczego tak wcześnie wróciliście ale no... - zaczęła, wchodząc ostrożnie w głąb pomieszczenia. Ross, widząc jak blondynka z trudem utrzymuje równowagę, podszedł do niej i nieco pomógł. - Dzięki braciszku, no ja pomyślałam, że możecie być głodni. - dokończyła z lekko zażenowaną miną.
- Dziękujemy. - odpowiedzieliśmy jednocześnie. W głosie nastolatka było jednak słychać ogromną nutę wdzięczności, jakby chciał całym sobą pokazać ile to dla niego znaczy. A przecież Rydel tylko wysmarowała chleb masłem orzechowym... Obdarzył również siostrę niespotykanym dotąd spojrzeniem. Zachowywał się jakby właśnie uratowała mu życie.
- No, poradzicie sobie już? - zapytała, patrząc jedynie na Rossa. Ja byłam przedmiotem zbędnym, czułam nawet, że przeszkadzam. Chłopak nic nie odpowiedział, pokiwał jedynie twierdząco głową, po czym lekko się uśmiechnął. - No dobrze. - dodała niepewnie, chwilę potem jednak wyszła z pokoju, zerkając na mnie kątem oka. Nie było to jednak pogardliwe, wręcz przeciwnie. Była tak o nas zatroskana, jak matka o swoje jedyne dziecko.
- Coś się stało? - zapytałam jak tylko blondynka zniknęła za drzwiami.
- Nie przejmuj się. - powiedział stanowczo. - Przygotuje ci kąpiel, co? - nie czekał na moją odpowiedź. Myknął szybko do łazienki i odkręcił wodę. Wrócił po kilku minutach. - W sumie nie wiem czy zadowolisz się moim podkoszulkiem czy iść do siostry coś pożyczyć?
- Wezmę rzeczy od ciebie. - odparłam cicho. Ross pokiwał kilkakrotnie głową na boki, po czym zanurkował w stosie swoich ubrań. Wynorał dla mnie białą, poplamioną koszulkę, podał mówiąc, że nic lepszego nie znajdzie bo wszystko już spakowane i załadowane w samochód. Poszedł następnie znów do łazienki poszukać czyste ręczniki. Ja natomiast nadal siedziałam na łóżku, zajadając się kanapkami, które wcześniej podał mi Ross. Myślałam również nad jego propozycją... W sumie nie chce zostawać sama. Boję się Matta... Ale co z tego? Jego ciągle nie ma, co, mam za każdym razem podróżować razem z zespołem...?
- Księżniczka już się najadła? - zapytał wesoło, przyklaskując jakiś zabawny rytm. Widząc uśmiech na mojej twarzy, on również się rozpromienił. - Woda już gotowa.
- Możemy iść. - odpowiedziałam lekko chichocząc.
- To cię zaniosę. - chwycił mnie znów na ręce, jak tylko wszedł do toalety, powoli i delikatnie posadził na małym krześle, które stało obok napełnionej gorącą cieczą, wanny. Unosiły się z niej również bąbelki i piękny, morski zapach. - Zrobiłem podstawek na nogę, jak już się ogarniesz to pomogę ci ją tam włożyć. Ogólnie jak będziesz potrzebowała pomocy to mnie zawołaj, będę w pokoju. - powiedział, pocałował mnie w czoło, po czym chciał już wyjść, zatrzymałam go jednak, ciągnąc za koszulkę.
- Nie wykąpiemy się razem? - zapytałam. Ross spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, sama się dziwiłam, że to zaproponowałam, ale... Chciałam poczuć jego bliskość, brakowało mi tego.
- Muszę coś jeszcze zro... - zawahał się na moment. - To znaczy nie mam nic do roboty, ale brałem już prysznic, starczy... - wymamrotał pod nosem, po czym szybko czmychnął do swojego pokoju. To było zaskakujące... Nigdy bym nie pomyślała, że odmówi. W ogóle zachowywał się jakoś dziwnie. Jak byliśmy we dwójkę było zupełnie inaczej, był radosny, uśmiechnięty i zadowolony, a jak przekroczyliśmy próg jego domu to... zachowuje się jakby żył za karę, dosłownie. Ta rodzina skrywa więcej tajemnic niż Hogwart... - pomyślałam w duchu. Kilka chwil jeszcze siedziałam na krześle, odgoniłam jednak myśli na bok i władowałam się do wanny. Powoli sobie ze wszystkim poradziłam, nie musiałam więc wołać blondyna. Wzięłam następnie żel pod prysznic, po czym umyłam nim dokładnie całe, obolałe ciało i włosy. Posiedziałam chwilę, tak dla relaksu, a gdy woda zaczynała już się robić letnia zawołałam Rossa. Przyszedł niemalże od razu, wyciągnął mnie delikatnie z wanny, posadził znów na krzesło, po czym owinął, miękkim, żółtym ręcznikiem. Wytarł następnie całe moje ciało, ostrożnie omijając większe rany. Czułam się znakomicie, za każdym razem jak jego dłonie stykały się z moją nagą skórą, przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Tęskniłam za tym....
- Dziękuję. - wyszeptałam, patrząc w jego szare, zmęczone życiem oczy. Podniósł wzrok, szeroko się uśmiechnął i wciągnął na mnie biały, poplamiony podkoszulek.
- Nie ma za co, śliczna. - mruknął, całując mnie w górną wargę.
- Hej, a szczotka! - wydarłam się po chwili ciszy. Wyglądam jak stara miotła, nie sądzę aby blondyn miał w pokoju chociażby grzebień.
- Rydel już przyniosła. - zaśmiał się, chwycił mnie w talli, następnie przeniósł znów na swoje łóżko. Podał mi różowy przedmiot, chwilę później padł na poduszkę i przymknął oczy. Jak tylko uporałam się z rozczesaniem włosów, położyłam się wygodnie obok Rossa, który już zaczął przysypiać.
- Dzisiejszy wieczór był idealny, świetnie się bawiłam. - wyszeptałam, okrywając się miękką, żółtą pościelą. Chłopak uniósł powoli zmęczone i ciężkie powieki, spojrzał mi głęboko w oczy i się szeroko uśmiechnął. - Nie będę narzekać jeżeli kiedyś zechcesz to powtórzyć. - dodałam, przygryzając lekko wargę. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale wyraźnie go tym pobudziłam. Nadal nic nie mówił, oparł się na łokciach, chwilkę jakby się wahał, po chwili podjął jednak decyzję, po czym przerzucił cały ciężar ciała na mnie. Nie trwało to długo, kilka sekund później podsunął kolana pod moje pośladki, podparł ręce tuż obok mojej głowy, po czym z ogromnym pożądaniem w oczach wpił się w moje usta. Bez większego namysłu oddałam pocałunek. Byłam lekko spięta, jednak gdy poczułam jak Ross przenosi swoje ciepłe dłonie z mojej talii na piersi, zaczęłam rozluźniać mięśnie i oddawać się chwili...
- Ross, mam nogę w gipsie. - wydyszałam między pocałunkami, którymi cały czas blondyn mnie obdarowywał. W sumie jakoś za bardzo mi to nie przeszkadzało... Ale czułam się jednak troszkę niekomfortowo.
- Będę delikatny, obiecuję. - mruknął, chwilę później jego twarz znalazła się tuż przy mojej kobiecości. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, ogromna fala rozkoszy ogarnęła moje całe ciało, lekko mnie paraliżując. Język chłopaka zwinnie drażnił moją łechtaczkę, powodując delikatne i przyjemne pulsowanie całego podbrzusza. Ja z kolei zupełnie rozluźniłam mięśnie dając tym samych blondynowi pełną kontrolę nam moim ciałem. Zaczęłam dodatkowo mruczeć z narastającej rozkoszy i podniecenia. Każdy jego dotyk był niesamowity i wprawiał mnie w otchłań szaleństwa, pojęcia nawet nie mam kiedy we mnie wszedł. Poczułam tylko lekkie pchnięcie, które z czasem zmieniło się w delikatne i jednostajne ruchy. Cały czas miałam zamknięte oczy, czułam jedynie przyspieszony oddech Rossa, który cały czas był nade mną pochylony, od czasu do czasu pieszcząc językiem moje nabrzmiałe piersi.
- Ciii... - przerwał nagle, wyszedł ze mnie, a ja poczułam jakby ktoś właśnie przerwał taśmę mojego ulubionego filmu. - Nie krzycz tak bo na dole pomyślą, że cię tu obdzieram ze skóry. - zaśmiał się, po czym pochylił głowę i zaczął muskać językiem moją spoconą szyję. Ja z kolei powoli podniosłam powieki, wszystko widziałam jakby przez mgłę, byłam zmęczona i rozpalona jednocześnie. Objęłam blondyna za szyję, wplotłam dłonie w jego mokre włosy... Coś mi jednak nie pasowało. Przeniosłam szybko ręce na jego klatkę piersiową, natknęłam się na wilgotny materiał...
- Bandaż? - wyjąkałam, łapiąc łapczywie powietrzę. Dopiero teraz zauważyłam, że ma owinięty brzuch i prawe udo. Spod skrawków białego włókna dało się zauważyć popażoną skórę. - Co się stało?
- Nic, nie przejmuj się. - szepnął, kładąc się tuż przy mnie. Ściągnął ze mnie podkoszulek, chwycił następnie w talii, po czym delikatnie przewrócił na bok. Wtulił twarz w moją szyję, jedną ręką zaczął pieścić moje piersi, drugą z kolei uniósł jedną nogę w górę, zostawiając na pościeli tą zatuszowaną w gipsie. - Wygodnie? - zapytał cicho. Kiwnęłam jedynie twierdząco głową, kilka sekund później znów poczułam jak we mnie wchodzi, drażniąc tym samym moją łechtaczkę. Zaparłam się nieco rękoma o róg łóżka, przymknęłam powieki i znów odpłynęłam, jęcząc i dysząc coraz głośniej. Blondyn pchał coraz mocniej i głębiej, powodując głośne skrzypienie łóżka, które aż się uginało pod wpływem jego siły. Ja z kolei wiłam się jak wąż, próbując zapanować nad tą falą namiętności. Nie było to jednak łatwe, miotałam się po całej pościeli, zwalając na podłogę wszystkie poduszki, które zdołałam dosięgnąć. Po kilkunastu minutach zaczęliśmy szczytować, Ross w ostatniej chwili wycofał członka z pochwy, dość spora ilość spermy znalazła się więc na mojej nodze i prześcieradle. Cali spoceni i zdyszani wtuliliśmy się w siebie. Nieziemskie uczucie... Bez słowa blondyn znów zaczął mnie całować i pieścić intymne miejsca. Chciałam się odezwać, odwrócić do niego, pocałować... Ale nie miałam już sił. Ross cały czas błądził dłońmi po moim ciele, pozwalałam mu jednak na wszystko, czułam się wyśmienicie, nie wiem nawet kiedy zasnęłam, wtulona w jego silne ramiona...
~~
DZIEŃ PÓŹNIEJ
- Dalej, pakujemy się, no już, już! - od rana w domu Lynchów górował władczy i stanowczy głos Rikera, który pilnował aby wszystko odbyło się zgodnie z planem i w wyznaczonym czasie. - Spakowałeś już wszystko? - zapytał, spoglądając od niechcenia w stronę Ratliffa, który wlepiał wzrok w piękne i zgrabne ciało Rydel.
- Tak, już wszystko... A nie, zapomniałem o jednej torbie. - stwierdził perkusista, drapiąc się mozolnie po głowie. Nie miał jednak zamiaru ruszyć się z miejsca.
- To co tak siedzisz? Za dziesięć minut odjeżdżamy, pakuj swoje manatki. - warknął, wodząc wzrokiem po całym bagażniku. - A gdzie rzeczy Rossa? - burknął.
- To się jego zapytaj. - odpowiedział sucho, odwrócił się na pięcie i skierował w stronę mieszkania. Riker odprowadził go tylko wzrokiem, mrucząc pod nosem z niezadowolenia. - RYDEL! - wydarł się po kilu minutach.
- Co się znowu stało? - zapytała obojętnym tonem.
- Gdzie są torby Rossa? - powtórzył, obserwując Rockiego, który z ogromnym bananem na twarzy upychał kolejną walizkę Cleo.
- To się jego zapytaj. - odburknęła, nieświadomie kopiując odpowiedź perkusisty.
- Kurwa mać, pytam się to mi odpowiedz! - chwycił siostrę za nadgarstek i gwałtownie odwrócił w swoją stronę. Ratliff, widząc całe to zajście, bez namysłu podbiegł do szarpiącego się rodzeństwa i wyrwał przyjaciółkę z mocnego uścisku basisty.
- Są u niego w pokoju, zluzuj trochę. - oburzył się, tuląc instynktownie Rydel w swoich ramionach. Dziewczyna szybko się opamiętała, odepchnęła perkusistę i z ogromnym grymasem na twarzy weszła do mieszkania.
- Wieczne fochy. - mruknął Riker, kiwając głową na boki. Ell jedynie wzdychnął, wzruszył ramionami i podążył śladami blondynki. Jak tylko wszedł do domu, zastał ją zapłakaną, opartą o wysepkę kuchenną.
- Hej, pączku... - zaczął niepewnie. Sam nie wiedział co ma robić, przytulić, oddalić się czy też usunąć z jej życia na dobre.
- Nic mi nie jest. - skłamała. - Spakuj się do końca, ja pójdę do Ossiego. - skwitowała, po czym szybkim krokiem udała się na górę. Nie chciała wylewać teraz swoich żali i zmartwień. Przystanęła pod drzwiami brata, zapukała cicho i z lekkim zawahaniem nieco je uchyliła. W tej samej chwili w progu stanął Ross.
- Ossy, za dziesięć minut jedziemy. - wyjaśniła, rozglądając się po pokoju. - A gdzie masz Demi?
- Tu jestem, poczekajcie chwilkę, już kończę! - wydarłam się, kończąc pisanie mojego poradnika. W sumie to już zaczęłam bazgrać jak kura pazurem ale nie chciałam aby znów Ross oberwał za spóźnienie. - pięć minut i już będę gotowa!
- Zabierasz ją ze sobą? - szepnęła z uśmiechem, patrząc na brata. On jednak nie odwzajemnił jej entuzjazmu, pokiwał przecząco głową i spuścił wzrok. - Przykro...
- To nic, zaraz zejdę na dół. - przerwał, zamykając powoli drzwi. Wzdychnął ciężko, odwrócił się na pięcie, podszedł do mnie i objął od tyłu, całując jednocześnie w policzek.
- Tak w ogóle co tam tak piszesz? - zapytał, zerkając przez moje nagie ramię. Pospaliśmy sobie troszkę dłużej, przez co nie zdążyłam nawet się ubrać. Owinęłam jedynie nagie ciało prześcieradłem i od razu usiadłam przy biurku. To nie był dobry pomysł bo blondyn cały czas próbował je ze mnie ściągnąć...
- Przestań, nie musisz wszystkiego wiedzieć. - wytknęłam mu język i podciągnęłam nieco biały materiał.
- Kapryśna jesteś, w nocy byłaś bardziej uległa. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Aż przeszły mnie ciarki.
- Hmm, może dlatego, że ty byłeś bardziej przekonujący? - odpowiedziałam, unosząc obie brwi w górę. Sama się sobie dziwiłam, że te słowa wyszły z moich ust, nigdy wcześniej nie byłam tak odważna. Czułam jednak, że pale się od środka, policzki pewnie miałam już całe purpurowe.
- Ooo, to może pozwolisz, że zrobię... - nie dokończył, zerwał ze mnie prześcieradło, po czym chwycił szybko w ramiona aby chwilę potem przenieść mnie na łóżko. Śmiałam się na całe gardło, krzycząc jednocześnie aby mnie zostawił w spokoju. Ten jednak nie miał zamiaru przestać. Wpił się w moje usta, delikatnie masując mój napięty brzuch.
- Woops, chyba wam przeszkadzam? - odezwała się Cleo, która stała w progu z głupkowatą miną i komórką w ręku. Ross na jej widok szybko okrył mnie kołdrą, po czym z mordem w oczach zerwał się z łóżka.
- A ty czego tu kurwa chcesz? - wydarł się, zaciskając pięści. Myślałam, że zaraz ją uderzy... - Kto ci kazał tu w ogóle wejść, to mój pokój!
- A tak, chciałam zobaczyć co porabiasz. - odpowiedziała zadziornie, zerkając co chwila w moją stronę. - Nie wiedziałam, że masz tu nagą dziewczynę. - uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. - Znowu. - dodała szeptem.
- Wynoś się. - warknął, szarpiąc Cleo. - I nigdy więcej się tu nie pokazuj i nie właź mi w drogę.
- Wystarczy jak ty będziesz wchodził we mnie. - puściła blondynowi oczko, odwróciła się i wyszła z pokoju. Niestety nie byłam w stanie usłyszeć co tam bełkota pod nosem...
- Co za szmata. - Rossa znów opętał huragan złego humoru. Stał tak chwilę, jakby analizował co tak właściwie chciała od niego szatynka.
- Aha, bym zapomniała. - wtrąciła, ponownie wchodząc bez pukania. - Riker mówi abyś się pospieszył, masz trzy minutki.
- Psss... - syknął z niezadowolenia. - Przepraszam za nią. - zwrócił się do mnie, wcześniej przykładając kij od hokeja do drzwi.
- No nic, podaj mi moje rzeczy, proszę. - uśmiechnęłam się, wskazując palcem szafkę, która stała obok biurka. - Muszę się ubrać. - chłopak nic nie odpowiedział, zrobił to, o co go poprosiłam, po czym wziął do ręki walizki. - Jak się ogarniesz, przyjdź, dobrze? - był taki smutny, że zrobiło mi się go żal... No ale nie mogę jechać... Czy mogę...?
- Jasne. - nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć, czułam się głupio. Ross uśmiechnął się pod nosem, chwilę później wyszedł z pokoju i skierował się na podwórko.
- No nareszcie! - wydarł się Riker, widząc najmłodszego brata. - Kurwa, dłużej spać się nie dało? - zapytał jakby sam siebie. Nie miał zamiaru spoglądać na nastolatka dłużej niż kilka sekund. Blondyn prychnął jedynie, wrzucił następnie torby do bagażnika i bez słowa oddalił się na bok. Nie mógł znieść widoku Rockiego i Cleo.
- Dobra, to się pakujcie. - zarządził najstarszy. Nikomu jednak się nigdzie nie spieszyło, każdy zatopiony był we własnych myślach.
- Ossy, nie jesteś głodny? - Rydel jak zawsze była zatroskana o najmłodszego. - Nie jedliście śniadania.
- To nic, wujek odwiezie Demi do przyjaciółki, tam już czeka na nią śniadanie. Ja sobie poradzę, jak już będę mieszkał sam, nikt nie będzie mi wytykał ile zjadłem a ile zjeść powinienem. - wyrzucił, z żalem spoglądając na basistę.
- Nie wygłupiaj się, nigdzie się nie wyprowadzisz. - powiedziała stanowczo.
- No dalej, pogadacie sobie w drodze. - wtrącił rozgniewany Riker. Ross znów prychnął pod nosem, po czym ponownie oddalił się od rodzeństwa. Rydel z kolei wpakowała się do auta aby nie narażać się znów na obelgi ze strony Rikera. Ratliff również miał zamiar zając swoje miejsce, szybko jednak do niego podbiegłam i chwyciłam za rękę. Kątem oka zauważyłam, że Ross się nieco naburmuszył, widząc jak wręcz rozpędzona, oczywiście na moje możliwości, wpadam w ramiona perkusisty. Nie chciałam jednak rozmawiać z nim przy Rydel.
- Coś nie tak, rudzielcu? - zapytał zdziwiony. Wyraźnie widziałam, że chce usiąść obok blondynki, musiałam go jednak na chwilę zatrzymać.
- Z tego co wiem, między tobą a Rydel nadal jest źle... - zaczęłam niepewnie. Ratt aż uniósł brwi ze zdziwienia. Po chwili jednak przytaknął. - Proszę. - wepchnęłam w jego kieszeń kawałek papieru, po czym spojrzałam w jego zaciekawione oczy. - Napisałam tam co masz zrobić... To znaczy co Rydel by chciała abyś zrobił... - plątałam się. - To skomplikowane ale uwierz mi, że jak postąpisz według tego co napisałam, masz ogromną szansę ją odzyskać. O więcej nie pytaj, nie chcę was opóźniać. Trzymam kciuki. - dodałam, wymawiając wszystko na jednym oddechu. Ratliff się tego wyraźnie nie spodziewał, stał jak słup soli, wpatrując się w moje czerwone policzki.
- Dziękuję, rudzielcu. - wyjąkał, chwytając za swoją kieszeń. Zgaduję, że nie wiedział za bardzo o co chodzi, miałam jednak wrażenie, że mi ufa. Odpowiedziałam chłopakowi jedynie uśmiechem, chwilę później stałam już w ramionach niezadowolonego Rossa.
- Przepraszam, musiałam przekazać coś Ellowi, nie bądź zły. - wymamrotałam.
- Nie jestem zły. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Jest mi głupio, przykro, źle...? Nie wiem. - jęknął. - Będę tęsknił. - dodał, pochylając się nade mną. Kilka sekund później złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Też będę tęsknić... - wydukałam jak tylko blondyn przestał przygryzać moje wargi. - Czas szybko zleci, zobaczysz. - dodałam pokrzepiająco.
- Nie mamy całej wieczności. - wtrącił zniecierpliwiony Riker, który był już gotowy do drogi.
- Życz mi powodzenia. - zaśmiał się Ross, po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. - Wujek odwiezie cię do Maji. - powiedział, odgarniając moje rude włosy z czoła. - Kocham cię. - mruknął, przykładając dłoń do mojego policzka.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam jak blondyn wsiadał już do auta. Nie zdążył jeszcze dobrze zamknąć drzwi a Riker już ruszył z miejsca. Ross do samego końca wpatrywał się we mnie zaszklonymi oczami, machając jednocześnie na pożegnanie...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
Jak obiecałyśmy, tak też zrobiłyśmy <3 Jest next! To takie wprowadzenie, mamy nadzieję, że kolejnym Ossdziałem Was tak nie zanudzimy :P Hmmm zobaczymy co Ell takiego zrobi aby odzyskać swoją ukochaną ^-^ Mrau!