sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział XXXVII

     - No i już dziś wraaacamy... - powiedziała ospale Rydel, zwlekając się leniwie ze swojego miękkiego, wygodnego, bijącego różem łóżka. - Eh, powrót do szarej rzeczywistości. Jak ja tego nie lubię! - westchnęła, zanurzając się w głąb swojej garderoby. - Do tego nie mam w co się ubrać! - krzyknęła po kilku minutach, nurkując głębiej w ogromny stos ubrań.
- Ojej, moja księżniczka znowu nie ma co na siebie włożyć. - zachichotał Ell, wchodząc cicho do pokoju blondynki. Podszedł do dziewczyny, po czym delikatnie przytulił i pocałował czule w policzek. Rydel się tego nie spodziewała, była mile zaskoczona tym gestem, który z miłą chęcią odwzajemniła. - Musimy iść chyba jednak na te zakupy, co? Tak, na pewno. Widzę to w twoich ślicznych oczach. Aż krzyczą: ,,Chcę iść na wyprzedaże, poszarpać się z innymi laskami, które mimo zapchanej szafy, nie mają się w co ubrać"! - zażartował, obracając Rydel w swoją stronę. Blondynka jedynie przewróciła teatralnie oczami. Na jej twarzy jednak malował się uśmiech. Przytuliła się mocniej do perkusisty i ponownie westchnęła. - Wiesz co, kochanie? - szepnął, odgarniając potargane włosy z czoła blondynki. - Czasem to nawet mi się wydaję, że te wasze szarpaniny o przecenione szpilki to normalnie walka o przetrwanie!
- Hej, znalazła się najedzona hiena, która jedynie czeka aż wszystko dostanie pod nos! - zażartowała, posyłając mocnego kuksańca w żebra przyjaciela.
- Jak to! - oburzył się nastolatek, udając, że odwzajemnia uderzenie.
- Co jak to? Jak mama ci nie kupi skarpetek to tydzień byś chodził w tych samych! Tak to. - zachichotała, dając ponownego nura w swoją szafę.
- Odgryzłbym się... Ale nie mam jak, bo po prostu masz rację. - mruknął niezadowolony, obserwując poczynania dziewczyny. - Wiesz kotek, ta twoja spiżarnia to niczym przejście do Narnii. Końca nie widać.
- O, mam! - krzyknęła uradowana, pokazując perkusiście śliczną, zwiewną sukienkę. - Ta będzie idealna.
- Wiesz, że jesteśmy w Denver, prawda? Tu jest strasznie zimno. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. - Ale masz rację, jest idealna. Tak samo jak ty.
- Nie mów tak bo się zarumienię... - mruknęła, wywalając materiał z powrotem w głąb szafy. - No i racja, będzie mi zimno.
- W każdej chwili mogę cię rozgrzać, mój ty pulpeciku! - krzyknął uradowany, objął dziewczynę w pasie, po czym czule pocałował w kącik ust.
- Hej, hej! Sugerujesz, że jestem gruba! Co za pulpet!? - oburzyła się, odpychając perkusistę od siebie. Odwróciła się tyłem do chłopaka i znowu zaczęła przeszukiwać swoje królestwo aby znaleźć coś odpowiedniego.
- Nie, mój ty pączku. Nieśmiało sugeruje, że Ell bardzo głodny i byłoby miło gdyby mój pączuszek zrobił jakieś śniadanko. - odrzekł z ogromnym bananem na twarzy, kiwając się na boki.
- Faceci... - westchnęła. - Co wy rąk nie macie?
- Mamy. Ale wolimy jak prace ręczne robi kobieta. - odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. - Po prostu jest przyjemniej. Bez podtekstów oczywiście. - dodał speszony, widząc pogardliwe spojrzenie blondynki. Chciał coś dodać, jednak w tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi.
- Tak? - zapytała Rydel, dalej szukając odpowiedniej kreacji na dzisiejszy dzień.
- Mogę wejść? - zapytał Ross, nadal stukając palcem o drewniany przedmiot. - Wiem, że jesteś z Ellem, ale sytuacja jest pilna.
- No chodź Ossy. - odpowiedziała z nutką zaniepokojenia w głosie. Momentalnie odłożyła garść ciuchów, które właśnie trzymała w ręku. Gdy tylko blondyn przekroczył próg pokoju, zbombardowały go zaciekawione spojrzenia.
- Co tak oficjalnie! - zaśmiał się chłopak. - No już, nie wstydź się Ell, możesz przytulić moją siostrę! - powiedział z fałszywym uśmiechem na twarzy. Perkusista wyczuł szyderstwo, które Ross posłał w jego kierunku. Celowo. - Co nie chcesz? - zadrwił. Zrobił to jednak tak sprytnie aby nie wzbudzać podejrzeń u swojej siostry. - Nie no, tak ogólnie przyszedłem po tampony. - wypalił jak gdyby nigdy nic. - To znaczy, miałem zapytać, czy masz... - dokończył, widząc wybałuszone oczy perkusisty. W końcu blondyn zadał pytanie, patrząc w jego stronę.
- Kurde, wiedziałem, że w końcu dostaniesz okres! - wtrącił się Riker, który akurat przechodził korytarzem. Trzymał w ręku maszynkę do golenia, był cały mokry a jego biodra były przepasane wyłącznie jasnoniebieskim ręcznikiem. - Ale, że tak późno? Rydel, trzeba z nim do ginekologa, ma opóźnienie w rozwoju! - dodał, wybuchając gromkim śmiechem. Reszta towarzystwa również dołączyła do basisty.
- Nie dla mnie tumoku, dla Demi. - chrząknął znacząco, posyłając siostrze pytające spojrzenie. - Śmieszne, serio. - dodał lekko chichocząc.
- Mam chyba tylko podpaski, czekaj muszę sprawdzić. - odpowiedziała lekko zdezorientowana tą sytuacją.
- O rany, Ross i okres. To musiało się stać. - dodał Ell gdy już się otrząsnął z pierwszej fali śmiechu.
Blondyn chciał się odgryźć, wspominając Stellę, jednak nie chciał zaczynać tematu przy najstarszym bracie. Z trudem się powstrzymał. Założył ręce na piersi i czekał na powrót swojej siostry.
- Dobra ja idę do łazienki. - wtrącił się Riker. - Sis, będzie jakieś śniadanko!? - zapytał nieco głośniej aby blondynka go usłyszała.
- Paszoł won! - odpowiedziała. - Nie ma śniadania, macie ręce to se róbcie!
- Haha Rossy, chyba nasza siostrzyczka też ma okres! Możecie podzielić się wrażeniami, wiesz, jak to kobiety mają w zwyczaju. - powiedział basista, ledwo tłumiąc śmiech. Ellington aż położył się na łóżku, rechocząc niczym żaba.
- Jeszcze zobaczymy ćwoku. - odrzekł poważnie Ross. Na jego twarzy jednak gościł szeroki uśmiech.
- Dobra. Trudno, muszę się ogolić. - powiedział jak już się nieco uspokoił, po czym ruszył w kierunku swojego pokoju.
- Ej Rik, uważaj tylko na tego twojego malca abyś go nie przyciął. - zaszydził Ross. Miał okazję się zemścić. - Ally nie będzie z tego powodu zadowolona. Jeżeli chodzi o ciebie, pewnie każde milimetry są na wagę złota!
- Nie mam siły dziś się z tobą sprzeczać młody. Ale jeszcze to odszczekasz. - powiedział wesoło najstarszy, grożąc bratu palcem.
W pokoju zrobiło się niezręcznie. Po tym jak basista udał się do toalety, w pomieszczeniu został Ross z Ellem. Sam na sam. Patrzyli na siebie przenikliwie, nikt jednak się nie odezwał. Ratliff po prostu nie chciał. Był wystraszony, bał się, że blondyn może na niego naskoczyć i musiałby się tłumaczyć przed Rydel. Ross z kolei tłumił złość w sobie bo nie chciał ranić siostry. Zarówno jeden jak i drugi chcieliby to już zakończyć ale nikt się nie kwapił aby zabrać się za ten problem. Znowu. Oboje chcieli uszczęśliwić blondynkę, jednak każdy z nich miał na to inny sposób. Ratliff pierwszy ugiął się pod silną presją Rossa. Nie mógł wytrzymać jego pogardliwego wzorku, postanowił więc opuścić pokój. Zrobił to jednak z podniesioną głową. Nie chciał dać po sobie poznać, że jest wystraszony.
- Mam jedynie podpaski. - powiedziała Rydel, wyłaniając się z łazienki. - A gdzie Ell?
- Wyszedł. - odparł, podchodząc do blondynki. - No nic, daj mi to. Demi ma takie fochy, że nie wiem. Dziś tak histeryzowała jakby właśnie miała się utopić w...
- Oh, takie są kobiety! - przerwała bratu, podając mu jednocześnie rozdarte opakowanie. - Szkoda, że nie mam tamponów. Mieliśmy iść dziś na basen. - westchnęła. - Może podjedźcie co sklepu, co? Szkoda by było gdyby Demi sama siedziała w poczekalni.
- Nie będzie siedziała sama, ma mnie. - powiedział stanowczo nastolatek. - No a pojechać to w sumie nie mam czym. Ta cała Cleo... Nie podoba mi się.
- No to chyba dobrze, masz dziewczynę, no nie? - powiedziała jakby to było oczywiste.
- Nie o to chodzi. Nie podoba mi się jej zachowanie... - zamyślił się. - Nie wydaje ci się jakaś dziwna?
- Dziwna? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Nie, uważam, że Cleo jest naprawdę sympatyczna! - krzyknęła radośnie, klaszcząc w dłonie. - Sporo nas łączy, nie wiem dlaczego ci nie pasuje.
- Sis, dla mnie to jest dziwne. Kurde, tak nagle wypada z prostej drogi? Ja wiem, że kobiety potrafią wywinąć różne bzdety ale żeby aż tak? Nie było ślisko...
- Braciszku, zdarza się, no. - powiedziała, przewracając teatralnie oczami.
- O której wyjeżdża? - zapytał z nadzieją, że w odpowiedzi dostanie coś w stylu ,,wyjechała wczoraj wieczorem"
- Wiesz, zaproponowałam jej podwózkę. - odparła wesoło. - Jedzie do domu z nami. W końcu mieszka niedaleko, podwieziemy ją. Będzie weselej. - dodała, widząc grymas na twarzy swojego młodszego brata.
- Oh... - szepnął niezadowolony. - Serio, sis? Bo wiesz, moim zdaniem... - nie dokończył bo w tym samym czasie zaczęła wibrować jego komórka. - Ups, to Demi. Mam nadzieję, że nie tonie. - powiedział już weselej, po czym nacisnął zieloną słuchawkę. - Tak kochanie?
- Co ty zaginąłeś w labiryncie po drodze czy dopiero wydobywasz zatyczki z jakiejś kopalni, oh!? - krzyknęłam do słuchawki. - Przyjdź już! Stoję naga w łazience i czekam na ciebie! - dodałam, po czym się rozłączyłam. Nie pomyślałam nawet, że blondyn tę informację może odebrać nieco inaczej. Szczególnie ostatnią jej część. Ross z kolei po tych słowach uśmiechnął się sam do siebie, dodatkowo poczuł przyjemne mrowienie w okolicach rozporka, które znacznie pobudziły jego członka.
- Coś mi się wydaję, że mnie bardzo potrzebuje. Bezzwłocznie muszę do niej iść. - powiedział, wstając z łóżka, próbując tym samym ukryć wypukłość, zakrywając ją swoim telefonem.
- Słyszałam co krzyczała. - wtrąciła blondynka. - Nie licz na nic, kobieta jak ma okres bywa nieobliczalna, lepiej jej nie drażnij. - dodała z uśmiechem. - Jesteśmy wtedy jak stado os!
- Tsa... Coś o tym wiem. - odchrząknął. - No a wracając do Cleo... Nie wiem co... Ale coś mi w niej nie pasuje. - dodał, posyłając siostrze zakłopotane spojrzenie. Blondynka nic nie odpowiedziała. Ross oczekiwał jakiejś reakcji, widząc, że raczej jej się nie doczeka, obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

****
     - Wróciłem! - krzyknął nastolatek jak tylko przekroczył próg swojego pokoju. Następnie bezzwłocznie udał się do łazienki. Towarzyszył mu szeroki i głupkowaty uśmieszek.
- Ileż można na ciebie czekać!? - skarciłam blondyna, który nawet jeszcze nie zdążył nacisnąć klamki. - Stoję tu już dobre dwadzieścia minut! Nie dało rady szybciej!?
- Spokojnie, misja wykonana. - zaczął. Widząc mnie okrytą wyłącznie jego żółtym ręcznikiem, zawiesił głos. Ogromny banan nie schodził mu z twarzy a jego oczy świdrowały po całym moim ciele, raz po raz zatrzymując się na linii mojego dekoltu. - Znaczy w sumie tak w połowie bo mam, te no...
- Podpaski! - krzyknęłam niezadowolona. - Mieliśmy dziś iść na basen! Oh! - dodałam z niesmakiem. Kątem oka zauważyłam sterczący namiocik pod jego brzuchem. Nie wiem dlaczego ale w tym samym czasie zrobiło mi się przyjemnie ciepło...
- Po śniadaniu przecież możemy pojechać do sklepu. Pożyczę samochód Rika.- zaproponował, przełykając ślinę. - Albo możemy ten czas spędzić zupełnie inaczej. - dodał ponętnym tonem. Podszedł do mnie, mocno objął w tali i czule pocałował w szyję. Nie wiem dlaczego ale nieco ją odchyliłam aby nie kończył za szybko. Ross nie protestował, posłusznie wodził językiem po moim ciele, obracając mój świat o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dobra już wystarczy... - szepnęłam, czując, że chłopak schodzi stanowczo za nisko, wkładając dłonie pod ręcznik. - Mam okres. - dodałam, widząc proszące oczy blondyna.
- To nie znaczy, że nie mogę cię całować. - odrzekł zdziwiony, unoszą obie brwi w górę.
- Ale jak się za bardzo podniecisz... - zaczęłam. Nie chciałam kończyć bo nie lubię rozmawiać na tak intymne tematy. Czułam się wtedy niezręcznie.
- To co? - dopytywał, pieszcząc delikatnie moje piersi.
- Ross przestań, proszę. Muszę się ogarnąć bo mi cieknie po łydce. - powiedziałam lekko chichocząc. Przecież mu nie powiem, że nigdy w życiu nie robiłam facetowi dobrze... - Spadaj na dół przygotować jakieś śniadanie. - dodałam, biorąc paczkę podpasek do rąk. Po chwili wywaliłam Rossa z łazienki. Nie był zadowolony ale... Ja też wolałam aby został i skończył wszystko zupełnie inaczej... Głupia kobieca niedyspozycyjność! Szybko wciągnęłam na siebie ciuchy i mając nadzieję, że Ross pichci coś w kuchni, wyszłam z pomieszczenia i skierowałam na dół. Przywitały mnie głośne śmiechy Rika i reszty zespołu. Mimowolnie się uśmiechnęłam, cieszyłam się, że sytuacja u Lynchów w końcu nabrała pozytywnych obrotów.W kuchni napotkałam niecodzienny widok. Cała ekipa z ogromnymi uśmiechami siedziała przy stole,który aż uginał się od potraw, napojów i różnych przysmaków. A do tego wszystko tak pięknie pachniało! A nie przepraszam, Ross stał naburmuszony, oparty o wysepkę kuchenną.
- Cześć wszystkim! - przywitałam się bo w tym harmidrze nikt nawet nie zauważył, że do nich dołączyłam.
- Hej rudzielcu! - odkrzyknęli wszyscy poza Rossem i Cleo. Dziewczyna nawet nie odwróciła się w moją stronę. Podtykała właśnie blondynowi talerz, dopiero co usmażonych naleśników. Ten jednak ją zignorował, podszedł do mnie i mocno przytulił. Chwilkę później chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę korytarza.
- Hej gołąbeczki! A wy dokąd? - zapytała Rydel, wymachując widelcem na prawo i lewo. Ja sama się zastanawiałam co on kombinuje. Ross jednak nie odpowiedział.
- Zadałam wam pytanie. - powiedziała już nieco zdenerwowana Rydel, która ukradkiem pojawiła się obok nas.
- Hej kochanie, poczekaj na mnie w samochodzie Rika, okey? - powiedział, po czym cmoknął mnie w policzek.
- A gdzie się wybieracie co? Demi, nie jesteś głodna? - dopytywała blondynka, chwytając mnie za dłoń tym samym uniemożliwiając mi wykonanie dalszych ruchów.
- Zjemy na mieście. - odburknął, uwalniając mnie z uścisku Rydel.
- Co? Jak to na mieście? Cleo się namęczyła, zrobiła śniadanie dla wszystkich a ty mi mówisz, że zjesz na mieście? - warknęła, patrząc na brata z niedowierzaniem. - Dziewczyna wstała tak wcześnie, przygotowała wszystko specjalnie dla nas a ty masz to po prostu gdzieś!? Zrobiła ci nawet twoje ulubione naleśniki! - Rydel bulwersowała się dalej, ja natomiast ukradkiem wyszłam z domu i udałam się do samochodu Rikera. Strasznie mnie ciekawiło dlaczego Ross zignorował starania Cleo, jednak z drugiej strony nie chciałam psuć dobrego wizerunku domowników, który napotkałam tuż po wejściu do kuchni. A może dziewczyna właśnie w ten sposób chciała ich przeprosić za tą niefortunną stłuczkę?
- Sis, już ci mówiłem, że coś mi w niej nie pasuje. Nie mam zamiaru tego jeść i tyle. Wy serio nic nie widzicie? - oburzył się. - Wypada kurwa z prostej drogi, rozbija moje auto a teraz zachowuje się jak rozkapryszona królewna! Myślisz, że jestem głupi?
- Ossy, w ogóle tak nie myślę ale powinieneś docenić to co zrobiła! - odpowiedziała, ciągnąc brata w kierunku kuchni. - Nawet mama się na ciebie krzywo spojrzała. Idź i wszystkich przeproś, ja pójdę po Demi.
- Nie siostrzyczko. - powiedział stanowczo. - Ta cała Cleo próbuje rozwalić mój związek! Nie pozwolę na to bo strasznie trudno było mi go naprawić! Ona coś kombinuje, mówię ci.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytała nieco zaskoczona.
- Sero jesteście tacy ślepi? Nic was nie dziwi w jej zachowaniu? - burknął niezadowolony. Blondynka posłała bratu pytające spojrzenie.- No co, chociażby to, że jak dzwoni jej telefon to zawsze wychodzi kiedy jesteśmy w pobliżu a jak wraca to kłamie, że gadała z mamą. Serio? Wierzysz w to?
- Ma prawo wyjść, nie musi rozmawiać przy nas. - odpowiedziała pewnym siebie tonem. - No i co to ma wspólnego z twoim związkiem.
- No nic... Ale jest jeszcze coś. - powiedział nieco zawstydzony.
- Co się stało? - dopytywała wyraźnie zaniepokojona.
- Wczoraj jak wróciliśmy wieczorem do domu... - zaczął, patrząc siostrze głęboko w oczy.
- Rany, chyba nie zdradziłeś Demi? - zapytała zszokowana, zakrywając usta ręką.
- Nie... Ale pewnie gdybym był bardziej pijany to bym ją... Ah, ta cała Cleo przylazła do mnie w koronkowej bieliźnie i zaczęła mi się pakować do łóżka, to chyba nie jest normalne zachowanie? Znaczy... Wcześniej pewnie nie miałbym nic przeciwko... - zawahał się, nadal patrząc w oczy blondynki. - Ale teraz czuję do siebie obrzydzenie, przypominając sobie co robiłem zanim poznałem Demi...
- Była pewnie pijana. - wyszeptała ledwo słyszalnie. - Wszyscy wczoraj przesadziliśmy z alkoholem. Poza tym, pamiętasz? Demi też źle oceniłeś a teraz jesteście razem...
- Kurwa, byłem bardziej najebany niż Cleo! No a z Demetrią to w ogóle nie tak! - oburzył się nastolatek. - Pokochałem ją od naszego pierwszego spotkania! Tylko po prostu chciałem za wszelką cenę to ukryć i zacząłem okłamywać sam siebie.... Zresztą co ty możesz wiedzieć sis!? Nie mam zamiaru spędzać czasu z Cleo, to raz. Dwa. Nie podoba mi się to, że zadomowiła się u nas i, że nadal tu siedzi. A już w ogóle mi się nie podoba fakt, że wszyscy nic nie widzą i akceptują Cleo jakby była naszą drugą siostrą! Co to ma być!? Wszędzie za nami łazi i wpieprza się między mnie i Demi! Mam tego dość! Wrócimy do domu na własną rękę bo aż mi jelita wykręca na myśl o spędzeniu z nią tylu godzin w jednym aucie! - krzyknął zdenerwowany, po czym wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. - mruknął, całując mnie w policzek. - Rydel jest mega uparta. - dodał chichocząc. Ja jednak wyczułam, że jest spięty i zdenerwowany. - Niedaleko znajduje się niezła knajpka, pojedziemy tam i zjemy we dwójkę, dobrze? Restauracja ma jeden minus ale można przymknąć na to oko.
- Jestem za. - odpowiedziałam z uśmiechem.- No i skoro tak mówisz to na pewno da się tam wytrzymać. - zachichotałam, odgarniając rudy kosmyk z czoła.
Ross już nic nie mówił. Odpalił auto, zapiął pasy, włączył pierwszy bieg i ruszył do przodu. Już dłuższy czas jechaliśmy w ciszy. Chciałam ją przerwać ale nie wiedziałam jaki zarzucić temat. Bardzo mnie martwiło to, że nikt z domu się nie odzywa. Męczyło mnie to strasznie, czułam, że muszę o tym z kimś porozmawiać. Rydel ciągle spędza czas z Cleo a Ross... On boryka się z wieloma problemami, po co nakładać na jego barki kolejne? Poza tym on nadal nie wie, że ja po prostu uciekłam z domu.
- Nad czym tak dumasz? - zapytał, rozpraszając moje myśli. - Już wczoraj byłaś jakaś smutna ale nie chciałaś ze mną gadać. Coś cię martwi?
- Dlaczego aż tak bardzo nie lubisz Cleo? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. W ten sposób wybrałam dla siebie po prostu wygodniejszy temat.
- Zmiażdżyła moją piękną brykę. - odrzekł, podając wyłącznie jeden, najmniej istotny argument. -  No i wkurza mnie to, że wpieprza się między naszą dwójkę. - dodał gdy już zaparkował auto. Zgasił silnik, następnie położył rękę na moich udach. - Wiem, że kiedyś zachowywałem się jak ostatnia męska dziwka ale zmieniłem się i kocham tylko i wyłącznie ciebie...
- Wiem Ross. - szepnęłam, po czym się do niego przybliżyłam. - Słyszałam twoją rozmowę z Rydel. - dodałam, patrząc głęboko w jego oczy. Był wyraźnie zaskoczony, jednak nie chciałam ukrywać, że o wszystkim wiem. - To co powiedziałeś... Nawet nie da się tego opisać słowami, to cudowne, że tyle dla mnie zrobiłeś i nie masz za co przepraszać bo ja też nie zawsze byłam fair w stosunku do ciebie...
- Wybaczyłaś mi próbę gwałtu a na dodatek nie wydałaś mnie policji! Ba, jeszcze lepiej, broniłaś mnie jak tylko mogłaś...
- Bo pokochałam cię od naszego pierwszego spotkania i wiedziałam, że w głębi duszy jesteś inny. Dlatego dałam ci drugą szansę, zasługiwałeś na nią. - odrzekłam z uśmiechem. - No i jeszcze... Masz rację, nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku. Ale bardzo, bardzo chcę aby to nowe zakończenie obejmowało również moją osobę. - Znowu go zaskoczyłam. On jednak nic nie odpowiedział. Wpił się w moje usta i z każdą sekundą całował coraz nachalniej.
- No już bo zaraz mnie zgnieciesz. - zachichotałam. Blondyn przygryzł moją dolną wargę, po czym delikatnie się ode mnie odsunął. - Nie chciałam was podsłuchiwać ale byłeś taki przygnębiony. Martwiłam się i poszłam za...
Nie dokończyłam bo Ross ponownie złączył nasze usta. Tym razem pocałunek był jednak delikatny. Wiem, że nie musiałam się za specjalnie z tego tłumaczyć ale po prostu chciałam.
- Wiesz, gdyby nie Delly to ja po prostu bym zginął. - zachichotał. Kilka sekund później wysiadł z auta, obiegł je dookoła i otworzył mi drzwi. - Pani wysiada? - zapytał, podając mi dłoń. Uśmiechnęłam się i z pomocą blondyna wyszłam z samochodu. Chłopak objął mnie w talii i zaprowadził do małej, aczkolwiek bardzo przytulnej, knajpki. Była urządzona w nowoczesnym stylu, pięknie ozdobiona różnymi, pięknymi dodatkami, które idealnie komponowały się z całą resztą. Panował tutaj spokojny klimat, który dodawał temu miejscu pewnej tajemniczości. Ross zaprosił mnie do stolika, który stał przy samym oknie. Odsunął krzesło abym mogła usiąść, chwilę później usadowił się naprzeciwko mnie, podając mi menu do ręki.
- Ja biorę naleśnika z serem. - powiedział zaledwie po minucie. -  Nie mają z ananasem. To jest właśnie ten minus o którym mówiłem ci nieco wcześniej. - dodał rozbawionym tonem. - A ty co sobie życzysz?
- Frytki i mini pizze z ostrym sosem. - odrzekłam, nadal wertując menu.
- Serwują tu frytki? - zdziwił się blondyn, przygniatając karteczkę, którą właśnie przeglądałam.
- Właśnie nie wiem. - zachichotałam. Ross patrzył na mnie z ogromnym zdziwieniem. - Szukam właśnie a ty mi przeszkadzasz. - dodałam, wytykając chłopakowi język. - No i widzisz. Drugi minus. Nie ma frytek. - dokończyłam, odkładając menu na stolik.
- Hmm, jeżeli ci tu nie odpowiada to możemy poszukać inny lokal, który sprosta twoim kulinarnym oczekiwaniom. Lubię ten pomimo braku naleśników z ananasem, ale brak frytek to już jest zbrodnia! - krzyknął, ledwo tłumiąc śmiech.
- Nie no, zostańmy. Podoba mi się tu. To w takim razie wezmę średnią pizze i już. - odrzekłam z uśmiechem. W tym samym czasie podeszła do nas kelnerka. Ross złożył zamówienie i podszedł jeszcze do baru po napoje. Ja natomiast zaczęłam baczniej rozglądać się po knajpce. Była naprawdę śliczna. Ospale kiwałam głową na boki, podziwiając każdy element wystroju. Moją uwagę rozproszył pewien głos... Bardzo mi znany zresztą. Gdy owy dźwięk doszedł do moich uszu to aż się wzdrygnęłam. Niepewnie zerknęłam za okno. Nie myliłam się... To był Zack! Jego widok wywołał u mnie nieprzyjemne dreszcze. Nie mogę pozwolić aby doszło między nim a Rossem do kłótni. Korzystając z tego, że kolejka jest dość duża, podeszłam do blondyna i zagadałam aby zyskać na czasie i spławić brata.
- Hej kotek, muszę do toalety. Poczekasz na mnie, dobrze? - wyszeptałam najciszej jak umiałam ale na tyle głośno, by blondyn mnie usłyszał.
-  Jasne, coś się stało? Blado wyglądasz... - powiedział zaniepokojony, przysuwając mnie do siebie.
- Głupi okres. - Zażartowałam, całując go w policzek. - Jak przyjdzie zamówienie to zacznij beze mnie. Brzuch troszkę świruje, muszę go uspokoić. - dodałam z uśmiechem. Chwilkę później skierowałam się w stronę toalety. Gdy Ross przestał mnie obserwować, szybko wyszłam z restauracji i z ogromną niepewnością podeszłam do Zacka... Wojna wisi w powietrzu. - pomyślałam.

NOTKA


Joł, hej i czołem!

No i w końcu spięłam dupkę i napisałam Rossdział ^-^ Nadal jestem sama, jednak kolejny napiszę już z Mają. Taki w sumie o niczym <znowu> eh, meh i srech :C Ale jak Ossik wróci do sprzątania kibli a Demi do nauki... Do ekhem *nie powiem* to się nieco rozkręci. Mam taką nadzieję... xD Nie no, będzie dobrze :P

ALE, ALE...! Coś komentarze stopniały... Dlaczego :C? Wiemy, narazie rossdziały ciągną się jak flaki z olejem ale obiecuję, że już niedługo akcja będzie lepsza ! :P



Ten róż *u*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział XXXVI

     Zaczęłam biec. Ledwo unosiłam nogi, były zawalone ciężarem szoku, który spłynął na mnie tak nagle i tak niespodziewanie! Czułam się jakbym wlokła za sobą kilka worków z ołowiem... Ale dzielnie stawiałam opór, brnęłam coraz to wyżej, pokonując kolejne stopnie. Słowa blondyna huczały w mojej głowie niczym halny wiatr w górach. Z ogromnym trudem otworzyłam drzwi, wbiegłam do pokoju chłopaka, po czym momentalnie rzuciłam się na jego łóżko. Wtuliłam twarz w poduszkę, zastygłam w bezruchu i zaczęłam rozmyślać... Nad czym? Nie nad Rossem. Nie. Nad sobą. Minęło dosłownie parę chwil kiedy to drzwi do pokoju otworzyły się ponownie. Poczułam zapach cytryn, sekundę później usłyszałam pociąganie nosem. Uświadomiłam sobie, że ja nadal leże w tej głupkowatej pozycji, przyklejona do poduszki niczym pies do szynki. Nie miałam zamiaru jednak się odwrócić. Na moje szczęście Ross skierował się do łazienki. Brał prysznic. Pod jego nieobecność szybko się ogarnęłam i wskoczyłam pod pościel. Minęło zaledwie dziesięć minut a blondyn był już z powrotem. Położył się tuż obok mnie. Czułam go mimo, że nawet mnie nie objął. A może to moja wyobraźnia? Chciałam się odwrócić i z nim porozmawiać ale... Ale co ja mam mu niby powiedzieć? Po dłuższej chwili blondyn przytulił się do mnie, po czym delikatnie pocałował w płatek ucha.
- Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku... - szepnął nagle, gładząc mój policzek. - Ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie. - dokończył, przykrywając moje ramiona pościelą. - Ja mam właśnie taki zamiar.

****
       Sączyłam zimnego, malinowego drinka. Nie wiem już który z kolei ale o dziwo, czułam się bardzo dobrze. Ross o nic nie pytał, bez słowa kupował mi kolejne, dopiero Rydel, już nieco zaniepokojona, postanowiła zareagować.
- Hej, panienko! Chyba już wystarczy, co? - krzyknęła, wyrywając mi z rąk piękny, ozdobiony pucharek. Zrobiła to tak gwałtownie, że aż wypadła z niego mała parasoleczka, która wcześniej zwinnie brykała na prawo i lewo, kiedy to ja podnosiłam naczynie aby zatopić usta w kolejnym łyku alkoholu. - A ty braciszku, też mógłbyś się opanować. - dodała, posyłając bratu pouczające spojrzenie. Ten jedynie wzruszył ramionami. Nie wiem dlaczego, ale chciałam zapomnieć o tym co usłyszałam dziś rano. Głupia ja! Po co w ogóle za nim polazłam? Nie wiem, martwiłam się. Dlaczego to właśnie ja zawsze muszę się wszystkimi przejmować...? Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku, ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie.
- Hej, księżniczko. - nagle, cichy, męski głos, przerwał moje rozmyślania. Chwilkę po tym poczułam delikatnie cmoknięcie w kącik ust. - Idziemy już się przebrać. Zaraz wchodzimy na lodowisko.
- Nie umiem jeździć na łyżwach, Ross. - szepnęłam jakby do siebie, obracając w palcach żeton, który jakiś czas temu podniosłam z podłogi.
- To cię nauczę. - mruknął, odgarniając moje rude kosmyki z czoła. - Będzie fajnie. - dodał półgłosem, chwilkę później wpił się w moje usta, łącząc je ze swoimi w namiętnym pocałunku. Odwzajemniłam go. - Hmm, to jak? - dopytywał jak już oderwaliśmy się od siebie.
- No dobrze. - odpowiedziałam zrezygnowanym tonem. Blondyn wyczuł, że nie mam jednak na to ochoty. Mimo to pociągnął mnie w stronę szatni, udając, że nic nie zauważył. Po chwili zebrała się tam cała reszta. Na ich ustach gościł ogromny banan. Rik niósł na plecach jakiś duży worek, pewnie z kijami do hokeja. Rydel zarządziła abyśmy się przebrali i w końcu zagrali. Niechętnie ubrałam łyżwy i z pomocą blondynki wdrapałam się na stadion. Chłopacy już śmigali za małym, czarnym krążkiem. Jak Ross mnie zobaczył to momentalnie do mnie podjechał i objął w talii. Rydel posłała nam szeroki uśmiech, po czym oddaliła się w stronę Ratliffa. Blondyn natomiast, bez pytania, odepchnął mnie od barierek, sekundę potem stanął przy mnie. Dobrze, że to zrobił bo bym upadła. Nigdy nie jeździłam na łyżwach, pojęcia nie miałam jak się za to zabrać. Momentalnie wpadłam w jego ramiona, nie wiem czemu ale przytuliłam go jak pluszowego misia i ani mi się śniło go puścić. Jakoś dziwnie się czułam... Chciałam mu powiedzieć, że słyszałam jego rozmowę z siostrą na mój temat ale... Coś mnie powstrzymywało. Ale co?
- Hej księżniczko, dobrze się czujesz? - zapytał, czule mnie obejmując. - Jesteś jakaś rozkojarzona od rana.
- Za dużo wypiłam. - skłamałam.
- Ale nie piłaś od rana. - zachichotał, po czym delikatnie odsunął mnie od siebie. - Mów, jak mogę ci pomóc?
- Widziałeś Cleo? - wypaliłam na szybko. Nie chciałam odpowiadać na jego pytanie.
- Też cie wkurza? - zapytał cicho, gładząc mnie po włosach.
- Wkurza? Nie rozumiem. - powtórzyłam ze zdziwieniem. - W sumie, może troszkę. Ale zauważyłam, że Rydel się z nią zakumplowała. Ciągle rozmawiają i się śmieją.
- Czyli zazdrosna? - mruknął, przybliżając twarz do mojej.
- Nie... Nie wiem. Chciałam pogadać z twoją siostrą a ciągle łazi z Cleo...
- Czyli zazdrościmy. - przerwał mi, delikatnie całując w kącik ust. - Dziś ponoć już sobie jedzie więc ten ostatni dzień sobie od niej odpoczniemy.
- No a dlaczego ciebie niby wkurza, co? Ma się czym pochwalić, wcześniej raczej nie miałbyś problemów, że taka śliczna, hojnie obdarzona przez naturę dziewczyna, chodzi obok ciebie, eksponując swoje walory. - powiedziałam zgryźliwie. Czemu? Nie wiem.
- Czyli o to chodzi? - szepnął tuż nad moim uchem. Wyraźnie posmutniał. Nic nie mówił przez dłuższą chwilę, już chciałam zareagować gdy podbiegła do nas rozpromieniona Cleo, wpadła między naszą dwójkę i wtuliła się w Rossa. Na skutek tego zdarzenia upadłam na zimną posadzkę.
- Jesteśmy razem w drużynie! - krzyknęła radośnie. - Zaraz zaczynamy, chodź już!
Dziewczyna kleiła się do niego jak pszczoła do miodu. Mimo, że było zimno to dekolt i tak miała odsłonięty praktycznie maksymalnie. Dziwne, że korków nie ubrała. Nie powinnam chyba jej oceniać pod tym względem... Ale przez cały czas jak tutaj jest ciągle startuje do Rossa.
- Odwal się kurw... - blondyn zaciął się na chwilę. Widząc swoją mamę, stonował troszkę i przestał wyszarpywać się z uścisku dziewczyny. - Już idziemy przecież. - dodał, zaciskając zęby. Odepchnął Cleo od siebie, po czym momentalnie podniósł mnie z ziemi.
- Przepraszam. - szepnął, patrząc na mnie szczenięcym spojrzeniem.
- Chodźmy już. - powiedziałam. - To znaczy, posadź mnie na tamtej ławce, obok Ally, a wy sobie grajcie. - dodałam od niechcenia.
- No dobrze. - odrzekł zrezygnowany. Chwilę później podniósł mnie i trzymając w ramionach, podszedł do ławki. Usiadłam się wygodnie. Wiedziałam, że zachowuje się jak rozkapryszona księżniczka ale jakoś nie mogłam inaczej. Głupia jestem, wiem, że go tym ranie, nie chce tego ale i tak to robię. Dzieci w przedszkolu już wiedzą czego chcą od życia... A ja? Ja ciągle błądzę. Ross bez słowa podszedł do reszty paczki. Miał smutną minę, z czasem jednak mu przechodziło. Cleo kilka razy specjalnie upadła na niego podczas gry, udając, że ją boli noga i, że ma jej pomóc. Za każdym razem gdy dziewczyna leżała na nim całym swoim ciałem, Ross patrzył w moją stronę. Jak się opamiętał to zaczął dopiero zrzucać ją z siebie, posyłając mi ... jakby przepraszające spojrzenie? Pani Stormie cały czas stała blisko swoich dzieci i przypatrywała się ich grze. Jakiś czas później, podeszła jednak do mnie.
- Muszę ci w końcu podziękować. - powiedziała nagle, posyłając mi szczery uśmiech.
Patrzyłam na nią z ogromnym zaciekawieniem. Pojęcia nie miałam o co jej chodziło. Nie wiedziałam też jak się zachować, co odpowiedzieć. Odwzajemniłam więc jedynie gest kobiety i czekałam na dalsze wyjaśnienia.
- Nie rozumiem. - odezwałam się po chwili bo miałam wrażenie, że pan Stormie nie ma już nic do dodania. Ona natomiast położyła mi dłoń na kolanie i znów zaczęła:
- Dziękuję za to, że opiekowałaś się Rossem pod moją nieobecność. - powiedziała spokojnym tonem. Biło od niej matczynym ciepłem. - Na pewno był zagubiony. Wiesz, to taki typowy romantyk. Jest strasznie delikatny i wrażliwy, aczkolwiek za każdym razem próbuje to ukryć. Zauważyłam, że przy tobie zaczyna być sobą. Dziękuję. - dodała, patrząc na mnie swoimi oczami. Były przepełnione troską i miłością. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Ally cały czas przysłuchiwała się rozmowie.
- To naprawdę miłe słowa ale nie sądzę aby zawdzięczała mi Pani aż tak dużo. - odpowiedziałam nieśmiało. Poczułam, że rumienią mi się policzki.
- Rydel mi opowiedziała jak zachowywał się Ross po naszym wypadku. - powiedziała spokojnie, obserwując swoje dzieci. - Wiem, że cię skrzywdził. - dodała już poważniejszym głosem. - Jestem ci bardzo wdzięczna, że dałaś mu kolejną szansę. Potrzebował tego. - dokończyła z uśmiechem. Zdążyłam tylko odwzajemnić gest, ponieważ właśnie skończył się mecz i wszyscy podeszli do nas. Ross momentalnie usadowił się obok mnie. Wtuliłam się w niego, odwzajemnił gest bez zastanowienia. Cleo usiadła zaraz obok blondyna. Reszta przycupnęła naprzeciwko nas.
- To pamiętacie o zakładzie? - zaczął zdyszany Rocky.
- No ten znowu...! - skarciła brata Rydel, po czym udając focha, przysiadła obok Cleo. Zaczęły rozmawiać o jakimś toniku do twarzy. Próbowałam zignorować ale jakoś nie mogłam.
- Sprzątacie busa ciołki! - zadrwił Ratt, przybijając piątkę przyjacielowi.
- Dobra, zobaczymy kto z kretesem przegra drugą rundę! - oburzył się Riker, przytulając mocno do siebie Ally.- Bierzemy do drużyny Demi. - dodał z zadowoleniem, posyłając mi ogromny uśmiech.
- Ale ja nie umiem jeździć. - powiedziałam, odwzajemniając gest najstarszego.
- Ale Ross przynajmniej się do ciebie przyklei i nie będzie nam przeszkadzał! No i wtedy uda nam się wygrać. - zachichotał. Po chwili reszta również wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Eiii nie będziesz wykorzystywał mojej dziewczyny do takich celów! - krzyknął blondyn, zaraz potem rzucił się z pięściami na basistę. Ten jednak zwinnie przycisnął go do zimnej posadzki. - Au, zimno.
- Dobra to rewanż! - krzyknął Rocky. Zaraz wszyscy poszli w jego ślady i ponownie ustawili się na lodzie. Rydel była tak pochłonięta rozmową, że nawet nie zauważyła, że wszyscy na nią czekają. O dziwo Pani Stormie dołączyła do chłopaków, ja również miałam zagrać ale niestety nie umiałam nawet utrzymać się na lodzie a co dopiero jeszcze trzymać jednocześnie kij... Postanowiłam jednak zatrzymać blondynkę, chciałam porozmawiać. Ally wyszła do toalety więc teraz była do tego najlepsza sposobność.
- Rydel. - szepnęłam, zahaczając ją delikatnie moją łyżwą. - Skoro mama cię zastąpiła to... Pogadamy? - zapytałam niepewnie. Zauważyłam, że jak blondynka przystanęła, Cleo również się zatrzymała. - Ale w cztery oczy.
- Jasne. - zachichotała. - Dołączę później! Powiedz chłopakom. - krzyknęła w stronę niedawno poznanej dziewczyny. Ta jedynie kiwnęła ręką w geście zrozumienia.
- Hehe strasznie fajna ta cała Cleo, że nie poznałam jej wcześniej. - powiedziała wesoło Rydel, siadając tuż obok mnie. - Mamy tyle wspólnych tematów! Wiesz, że kupujemy w tym samym sklepie i używamy...
- Słyszałam wczorajszą rozmowę. - przerwałam blondynce. Miałam wrażenie, że nie przestanie gadać o tej dziewczynie. Spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem. Uśmiech znikł z jej twarzy. - Nie wiem co o niej myśleć. - dodałam załamującym się głosem. - Nie umiem jakoś teraz na niego spojrzeć...
- Demi. Powiem ci coś, dobrze? Ale nie obraź się. - powiedziała poważnym tonem. - Jesteś niepoważna. Nie rozumiem cię.
- Ale jak? - zapytałam zdezorientowana.
- Dziewczyno... Mój brat nigdy w życiu nie był tak zakochany. Skoczyłby w ogień jakbyś go o to poprosiła. Wiem, wiem... Wasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, wiem. I naprawdę podziwiam cię, że go nie wydałaś policji, do tego dałaś drugą szansę. Ale Demi, wydaje mi się, że chcesz ją wycofać. No i coś czuje, że powoli zaczynasz to robić. -wydukała na jednym oddechu.
- Znowu nie rozumiem... - szepnęłam jakby do siebie.
- Jak to nie rozumiesz? Kochasz go a unikasz jak jakiegoś ciernia, jakbyś się bała, że znów zrani. - powiedziała, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. - Ross nie jest idealny. Bo nie jest. Ale to młody chłopak, do tego strasznie wrażliwy. Może tego nie wiesz, ale ma duszę delikatnego romantyka.
- Twoja mama mi powiedziała. - jęknęłam cicho.
- To nie wymagaj od niego gwiazdki z nieba. Kocha cie ale po prostu się boi, że jak cokolwiek zrobi to go zostawisz. Nie wie czy ma cię przytulić, czy stanąć dwa metry dalej. On chce się przed tobą otworzyć ale ty ciągle zastawiasz pułapki. Zabierz je i zostaw mu czystą drogę do swojego serca. Nie pożałujesz, po prostu daj mu czas. Ossy jest skomplikowany... Nic nikt na to nie poradzi. Ale to tylko chłopak... - szepnęła, chciała kontynuować, jednak nagle obok nas pojawiła się Cleo.
- No dalej Dell, chodź grać bo przegrywamy! - zapiszczała, ciągnąc blondynkę na boisko.
- Haha nie dajecie sobie beze mnie rady! - krzyknęła. Ku mojemu zaskoczeniu, wstała i skierowała się w stronę reszty.
- Dzięki! - krzyknęłam za nią. Mimo wszystko zrobiło mi się przykro. Nagle blondynka odwróciła się na pięcie i wróciła do ławek. Kucnęła naprzeciwko mnie.
- Wiesz co? Ty czasami za dużo myślisz. Oddaj się chwili, nie myśl, nie analizuj i będzie lepiej. - powiedziała nagle, obejmując mnie jedną ręką.
- Tak, może masz rację... - odrzekłam ze smutkiem w głosie.
- Nie może, tylko na pewno. - chrząknęła znacząco. - Słuchaj. Mam wrażenie, że ty jesteś po prostu uwięziona między tym co czujesz a tym, co wypada zrobić i co nie daj Bóg pomyślą inni. Ekspertem nie jestem, mogę ci jedynie powiedzieć abyś wybrała to, co uczyni cię szczęśliwą. Nie twojego brata, twoją mamę czy tatę. Twój wybór ma uszczęśliwić jedynie ciebie. No chyba, że tak bardzo chcesz aby szczęśliwi byli wszyscy, prócz twojej osoby. - dokończyła, po czym wstała i udała się do reszty towarzystwa. Ja natomiast ponownie utonęłam w rozmyślaniach, analizując wypowiedź blondynki... Głupia ja! Po prostu czasami za dużo myślę!

****
     Było już dość późno, wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Gdy już miałam wychodzić, ktoś delikatnie pociągnął mnie w swoją stronę.
- Hej, obiecałem, że nauczę cię jeździć? - powiedział ktoś tuż nad moim uchem.
- Ale teraz? Jest już późno, na pewno jesteś zmęczony. - zachichotałam.
Ross nic nie odpowiedział. Chwycił mnie i zaniósł na sam środek stadionu. Następnie postawił delikatnie, trzymając jednocześnie abym nie upadła.
- Nie bój się, jestem tu. - szepnął, przytulając mnie mocno. - Cały czas siedziałaś na ławce, na pewno się nudziłaś. Nie lubię jak dziewczyna nudzi się w moim towarzystwie.
- Nie boje się. - mruknęłam, po czym pocałowałam go delikatnie w usta. - No i aż tak nudno nie było jak Ratliff ściągnął ci spodnie i latałeś po lodowisku w samych gatkach.
- Czyli widowisko ci się podobało! - powiedział wesoło, podnosząc mnie i obracając wokół własnej osi. - Dobra, a teraz chodź, będę cię trzymał. Musisz najpierw odepchnąć się jedną nogą, potem dostawić drugą. To nic trudnego.
- Ah, nie puszczaj mnie! - krzyknęłam. W tej panice przylgnęłam do niego całym ciałem. - Ten sport to chyba jednak nie dla mnie. - mruknęłam po chwili.
- Zaufaj mi, na pewno ci wyjdzie. - szepnął, oddalając się ode mnie delikatnie.
Ścisnęłam mocno jego dłoń i nieśmiało zaczęłam robić to, co mówił chwilę wcześniej. Najpierw jedna noga, potem dostawiamy drugą...
- Hej, myślałam, że to będzie trudniejsze! - zachichotałam, widząc, że coś jednak mi wychodzi.
- Mówiłem. - odpowiedział z uśmiechem. Nadal trzymał mnie za dłoń. Po chwili objął mnie od tyłu w pasie. - Teraz pojedziemy razem, nie bój się.
Niepewnie robiłam wszystko według instrukcji blondyna. Wolno, bo wolno ale zaczęłam łapać o co chodzi.
- A teraz sama! - krzyknął, oddalając się ode mnie na kilka centymetrów.
- Nie! Nie-e - wymamrotałam, chwiejąc się na boki. Kilka sekund później upadłam na lód. - Auć, bolało. - bąknęłam cicho, próbując się podnieść.
- Oh, przepraszam. Mocno boli? - zapytał troskliwie, kucając tuż obok mnie.
- Hmm... Myślę, że jak mnie pocałujesz to nie będzie już tak bolało. - powiedziałam cicho, przyciągając blondyna do siebie. - Kocham cię Ross, wiesz?
- Wiem, ja ciebie też. - mruknął, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

- No ja nie wiem Matt... - fuknęła Cleo, obserwując dwójkę zakochanych w oddali. - Całują się już dobre trzy minuty, nie sądzę aby Ross się mną zainteresował. Próbowałam już wszystkiego!
- Kurwa, jak ty się dziewczyno ociągasz... - burknął niezadowolony rudzielec.
- Nie marudź, zdobyłam zaufanie Rydel! Przynajmniej coś. - odpowiedziała półgłosem.
- Tyle dni miałaś do jasnej cholery! - oburzył się.
- Ty i tak siedzisz w pace do jasnej cholery! - dziewczyna zaczęła go przedrzeźniać. - Zapłaciłeś mi, więc zrobię swoją robotę. Niech cię głowa o to nie boli.
- Masz ją otruć rozumiesz? Nie wiem czym, otruj...
- Rozumiem. - odpowiedziała, po czym się rozłączyła.

NOTKA

Joł, cześć i czołem!

BARDZO pozapraszam, że tak się ociągałam z Rossdziałem :C Mam nadzieję, że jak pogoda się popsuje to już wrócę do mojej regularności :P

Taki sobie next jest : O Mam pewien pomysł ale muszę go obgadać jeszcze z Majakiem, no i pojawi się on troszkę później xD

No ale brniemy dalej w historyje, jest moc.



Głupki moje xD

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Ważna notencja!

Hejo ludki. Muszę Was poinformować o tym, że niestety nie wiem kiedy będzie new Rossdział :O Postaram się w piątek dać ale nie obiecuje :C Maja wyjechała za granice ze swoim menem, zostałam sama z pisaniem. Korzystam z ostatnich dni pogody i całe dnie spędzam na plaży. Na lapa wchodzę wieczorem na godzinke tylko. Musicie uzbroić się w cierpliwość!

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział XXXV

     Po słowach basisty temperatura w pokoju wzrosła o kilka stopni. Czułam jak pieką mnie policzki, po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, dodatkowo Ross mocniej ścisnął moją dłoń. Widząc klęczącego Rikera, trzymającego w dłoni pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym, zdążyłam zapomnieć o dzisiejszej akcji w centrum handlowym. Miałam wrażenie, że czas właśnie się zatrzymał. Wszyscy w napięciu czekali na odpowiedź Ally. Nikt się nawet nie ruszył, zdawało mi się, że cała paczka przestała nawet oddychać. Jedynie Cleo stała niewzruszona, wpatrując się w Rossa. Każdy oczekiwał na ,,tak" ze strony przyszłej matki, ona jednak stała sztywno, patrząc z niedowierzaniem na basistę. Przez kilka minut w salonie panowała cisza. Dziewczyna nie miała zamiaru się odezwać, przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Stałam jak słup soli, coś we mnie pękło. Byłam tak szczęśliwa, jakbym to ja właśnie miała zaraz wykrzyczeć ,,kocham cię" i wpaść w ramiona swojego ukochanego. To było dziwne bo w tym samym czasie Ross pocałował mnie delikatnie w policzek. Bałam się, że jak Ally zaraz nie odpowie to ja zrobię to za nią. Serio. Rik z kolei, widząc ogromne zawahanie ze strony swojej partnerki, posmutniał, wstał i już chciał chować świecidełko z powrotem do kieszeni, gdy w tej samej chwili Ally rzuciła mu się na szyję.
- Oczywiście, że za ciebie wyjdę głuptasie. - wyszeptała, tuląc swojego wybranka z całych sił.
Momentalnie wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Rydel i pani Stormie płakały ze szczęścia. Rocky tańczył wokół narzeczonych, Ratliff, nieco się wahając, objął Rydel, Ross z kolei zaczął się wygłupiać razem ze swoim starszym bratem. Cleo klaskała od niechęci ale wyraźnie było widać, że ma to wszytko w poważaniu. A ja? Serce tak szybko mi biło, jakbym to właśnie ja powiedziała ,,tak". Byłam szczęśliwa, widząc ich razem. Pasowali do siebie jak ulał, bardzo się cieszę, że mimo wszystko Ally nie odrzuciła Rika.
- Kocham was. - mruknął basista, gładząc dziewczynę po brzuchu.
- My ciebie też. - odpowiedziała ze łzami w oczach, posyłając blondynowi ogromny, szczery uśmiech.
Myślałam, że się rozpłynę jak Ross ponownie cmoknął mnie czule w policzek. Wszyscy ponownie zrobili wielkie awwww, po czym Rocky, nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd, włączył weselną muzykę.
- No to teraz kiss by się przydał! - wydarł się, wracając do salonu. - No dawaj braciszku, dawaj, nie wstydź się! Jesteś już duży!
Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Jak już opanowali oddechy, zaczęli krzyczeć i namawiać parę do pocałunku. Na finał nie musieli długo czekać, po kilku sekundach para złączyła delikatnie swoje usta.
- No ej, nie stać cię na więcej? - wtrącił ponownie Rocky. - Co nie Ratt?
Perkusista jedynie kiwnął głową. Stał spokojnie. Za spokojnie.
- Więcej nie będzie bo cię zawstydzę i sobie nigdy panny nie znajdziesz. - odpowiedział wesoło Riker, kierując wzrok na młodszego brata. Ten jedynie założył ręce na piersi w geście strzelenia focha. Basista jednak go zignorował, odsunął się delikatnie od Ally, po czym założył na jej palec pierścionek. Po salonie znów rozeszła się fala wiwatów.
- Gratulacje synku. - powiedziała kobieta, podchodząc do pary. - Tak bardzo się cieszę. - dodała ze łzami w oczach.
- Dziękuję mamo. - odrzekł radośnie. Po chwili wszyscy, prócz Cleo rzecz jasna, dołączyliśmy do pani Stormie, zatracając się w mocnym uścisku.
- Matko mój braciszek się żeni! - wypaliła Rydel jak już otrząsnęła się z pierwszej warstwy szoku. - Rany, czego to ja się doczekałam!
- Jak to czego. - wtrącił się Ross. - Imbecyl już dawno powinien to zrobić. - dokończył, posyłając bratu pokrzepiające spojrzenie.
- Pff, mylisz się blondi. - powiedział poważnie Rocky, który ponownie wyłonił się zza ściany. Weselna muzyka ucichła. Wszyscy spoglądali w stronę chłopaka, wyczekując wyjaśnień. - On już powinien dawno dzieci bawić! - dodał roześmiany.
Po tych słowach znów wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Gratuluje wam. - powiedziałam z uśmiechem. Chwilkę później, razem z Rydel, oglądałyśmy pierścionek Ally. Był śliczny, wysadzany dużym brylantem. Musiał być bardzo drogi.
- Czyli wszystko po staremu. - szepnęła zadowolona Rydel. - No coś mi się zdaję, że musimy zrobić z tej okazji imprezkę!
Wszyscy spojrzeli na blondynkę z wybałuszonymi oczami. Nie wiem z jakiego powodu, ale wyglądało to komicznie.
- Sis ty chcesz imprezę!? - zdziwił się Ross. - Ale, że ty?
- No właśnie! - zawtórowała reszta męskiego grona.
- Oczywiście bezalkoholowa! - oburzyła się, karcąc chłopaków spojrzeniem.
- Buu... - wszyscy zaczęli buczeć z niezadowolenia. Widząc pouczające spojrzenie swojej mamy, postanowili się jednak opanować.
- Cleo, zostaniesz z nami? - zaproponowała rozpromieniona blondynka.
- Jasne, w sumie czemu nie. - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.
Rydel, jedyna ogarnięta w tym domu, rozdzieliła szybko zadania i wszystko migiem było zrobione. Rocky razem z Rikiem pobiegli po napoje, Ross przygotował muzykę, Ratliff zadzwonił po pizzę a dziewczyny wraz z panią Stormie przygotowały talerze i sztućce. Pół godziny później wszyscy z wielkimi bananami na twarzy, usadowiliśmy się na kanapie w salonie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Czułam się w ich towarzystwie wyśmienicie. Co najważniejsze, chłopaki przestali wypominać nam ostatnią noc. Rocky zaczął już nawet ustalać datę ślubu i snuć plany na daleką przyszłość. O dziwo Ross się również rozkręcił, mówił o dziecku i było widać, że zaczyna dogadywać się z najstarszym bratem. Wydawało mi się, że zapomniał nawet o sprawie z Ratliffem.
- Zdrowie naszych przyszłych rodziców! - krzyknęła Rydel, podnosząc szklankę z napojem.
Reszta zrobiła to samo. Wznieśliśmy toast, po czym Ally zadecydowała, że obejrzymy jakiś film. Wzięliśmy więc resztki pizzy i zaczęliśmy się kłócić. Chłopacy chcieli horror, płeć piękna stawiała na romansidło. Po dłuższej spekulacji padło na romans. Ross przytulał mnie praktycznie przez cały seans. Raz po raz wkradał się do kuchni po jakieś smakołyki. Czas leciał nieubłagalnie szybko. Było już strasznie późno, pojęcia niestety nie mam kiedy zasnęłam.

****
     Poczułam lekkie kołysanie na boki. Po chwili otworzyłam oczy, byłam strasznie zmęczona, widok roześmianego Rossa sprawił, że i na mojej twarzy zagościł uśmiech. Blondyn niósł mnie w ramionach. Nie widział, że się obudziłam, postanowiłam więc szybko zamknąć powieki. Chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi, następnie leżałam już w miękkiej, pachnącej pościeli. Ross musiał się nade mną pochylić, ponieważ poczułam przyjemny zapach cytryn.
- Kocham cię - szepnął prosto do mojego ucha, odgarniając rude kosmyki z czoła. Szybko zarzuciłam ręce za jego szyję, wplatając palce w jego blond włosy.
- Ja ciebie też. - zachichotałam, po czym musnęłam ustami jego ciepły policzek.
- O ty kłamczucho! - krzyknął. Kilka sekund później zaczął mnie łaskotać. - A ja cię wniosłem do pokoju!
- Haha! Przestań! - darłam się i chichotałam na przemian. - No już!
Ross jednak ani myślał przestać. Napierał na mnie coraz mocniej, robił jednak to tak delikatnie, jakby głaskał niemowlaka.
- Bo pojadę do domu! - wydarłam się, próbując go od siebie odepchnąć.
- Hej, to już jest szantaż. - powiedział, kładąc się na mnie swoim całym ciałem. - To nie fair. - dokończył, całując mnie delikatnie w policzek. - Poza tym myślałem, że tutaj od tego odpocznę. - dodał, patrząc w moje oczy.
- Ross pogadamy? - zapytałam cicho.
- A może pogadamy troszkę później? - zaproponował, wkładając dłoń pod mój podkoszulek.
- Nie... - szepnęłam, blondyn nie pozwolił mi dokończyć bo w tym samym czasie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Rozchylił delikatnie moje wargi, po czym nasze języki zaczęły świdrować, wijąc się w rytm szybkiej muzyki. Nie chciałam aby przestał, rozluźniłam mięśnie i czekałam na więcej. Ross nie protestował, posłusznie schodził rękoma coraz niżej. Czułam się wyśmienicie, raz po raz blondyn mnie łaskotał, ja natomiast śmiałam się na całe gardło. Chłopak już miał zanużyć palce w mojej kobiecości, gdy ktoś zaczął walić pięściami w nasze drzwi. Speszona, szybko odepchnęłam od siebie Rossa, po czym instynktownie zakryłam półnagie ciało pościelą.
- Ja chcę spać! Jak macie ochotę się sexić to do garażu! - krzyknął Rocky, próbując nacisnąć klamkę. Drzwi były jednak zakluczone.
- Spokojnie, nie masz się o co bać! - odpowiedziałam przez śmiech. Blondyn spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem, wykrzywił usta w podkówkę i usiadł tuż obok mnie, udając, że jest obrażony.
- No i dobrze. Spokój mi tam. - powiedział, po czym udał się do swojego pokoju.
Ja natomiast patrzyłam z uśmiechem na Rossa. Wyglądał strasznie uroczo.
- O matko! - wydarłam się, spoglądając na zegarek. - Już trzecia nad ranem!
- Czyli nie warto już iść spać. - wtrącił nastolatek uwodzicielskim tonem. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo chłopak szybko przygniótł mnie do łóżka. Znowu zaczęłam chichotać.
- Ale jak! - krzyczałam, próbując zwalić te kilogramy ze swojego ciała. - Jakim cudem już jest tak późno? Może zegarek stanął?
- Nie, chodzi dobrze. - odpowiedział, podparł się łokciami tuż obok mojej głowy, po czym pocałował mnie delikatnie w szyję. - Ale wydaje mi się, że stanęło coś innego. - dodał z zadziornym uśmieszkiem, wskazując na swój rozporek.
- Ty znowu... - szepnęłam zrezygnowanym tonem. Zepchnęłam go z siebie, wstałam i udałam się do łazienki. - Idę szybko pod prysznic. Z tych emocji muszę się troszkę odświeżyć.
- Emocje to dopiero będą jak wrócisz. - wtrącił blondyn, przygryzając dolną wargę.
Przewróciłam jedynie oczami, po czym zaczęłam szperać w torbie blondyna.
- Przecież byłaś na zakupach, co ty tam jeszcze szukasz? - zdziwił się. Przysiadł na rogu łóżka i zaczął mnie obserwować. Czułam na sobie jego przeszywający wzrok.
- Ale nie kupiłam nic do spania. - powiedziałam, odwracając się w jego stronę. Chłopak nic nie odpowiedział. Wyciągnęłam dość długą, różową koszulkę, po czym udałam się do łazienki.
- Hej, pójdę z tobą. - krzyknął wesoło gdy już wyrwał się z zamyślenia. Podbiegł do drzwi i przytrzymał je nogą. - We dwójkę będzie raźniej.
- Nie, nie, nie. - powiedziałam stanowczo, wypychając chłopaka z pomieszczenia. - Ty grzecznie już idziesz spać, zaraz do ciebie dołączę.
- Ale...
- Już jest późno, daj mi się wykąpać. - przerwałam mu, zamykając za sobą drzwi.
- To ja pójdę poszukać Ratliffa. - wzdychnął ciężko. Chwilę później usłyszałam oddalające się kroki.

****
     Blondyn zszedł na dół. W kuchni jeszcze krzątała się Rydel wraz z Ally. Rozmawiały na temat ostatnich wydarzeń. Nawet nie zauważyły kiedy Ross wszedł do pomieszczenia.
- Hej dziewczyny. - przywitał się ciepło. - Wybaczcie, że przeszkadzam ale szukam Ratliffa, wiecie gdzie się podział? - zapytał, kierując wzrok to na swoją siostrę, to na przyszłą żonę swojego brata.
- Wyszedł do ogrodu. - odpowiedziała rozpromieniona Rydel. Ciągle patrzyła na pierścionek szatynki, nie mogła uwierzyć, że jej brat się oświadczył. Ross, widząc radosne miny nastolatek, uśmiechnął się pod nosem. On również był zaskoczony decyzją basisty. Ciągle żył w przekonaniu, że już nie będzie jak dawniej. Ostatnie wydarzenia dały jednak do zrozumienia, że się mylił.
- Nie do ogrodu, tylko do Stelli. - burknął pod nosem, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Skierował się od razu we wskazane miejsce. Nie mylił się. Zobaczył tam perkusistę wraz z jego dziewczyną. Rozmawiali. Podszedł bliżej, chciał się dowiedzieć o czym. Schował się za drzewem i zaczął podsłuchiwać. Nie mógł zrozumieć wszystkiego, ponieważ para szeptała, jednak wychwycił kilka istotnych rzeczy. Rozmawiali jeszcze jakieś dziesięć minut, na pożegnanie perkusista mocno przytulił do siebie Stellę, po czym namiętnie pocałował. Blondyn, widząc to zajście, zagotował się ze złości. Był gotowy już wyjść i zrobić porządek z przyjacielem, poczuł jednak delikatne pociągnięcie za koszulkę. Odwrócił się i zobaczył przed sobą Cleo.
- Co ty tu kurwa robisz? - oburzył się, posyłając dziewczynie pogardliwe spojrzenie.
- Zobaczyłam cię i postanowiłam podejść. - odpowiedziała spokojnym tonem. Odrzuciła swoje pofalowane kosmyki za plecy, po czym przysunęła się bliżej do chłopaka. - Jeszcze raz prze...
- Kurwa odwal się. - burknął, przerywając tym samym jej wypowiedź. Ciągle miał żal o ten samochód. - Tak w ogóle co ty tu jeszcze robisz? - warknął, spoglądając kątem oka na perkusistę, który nadal przytulał Stellę.
- Rydel zaproponowała abym pojechała z wami jutro na stadion pograć w hokeja. - odrzekła, patrząc przenikliwie w oczy blondyna. - Zgodziłam się.
Blondyn nic nie odpowiedział, widząc, że Rat kieruje się w stronę domu, szybko podbiegł ku niemu, zostawiając Cleo samą.
- Ratliff! - krzyknął, po czym złapał perkusistę za ramię, torując mu wejście do domu.
- Co? - zapytał przestraszony.
- Jak to kurwa co? - warknął Ross. - Co ty do chuja odpierdalasz!? - krzyknął, szarpiąc perkusistą jak jakąś zabawką.
- Uspokój się. - powiedział Ell, próbując się obronić przed napierającym z ogromną siłą blondynem. - Daj mi wyjaśnić.
- Nie pozwolę ci na takie traktowanie mojej siostry! Co ty za teatrzyk odstawiasz kuźwa, co? - zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Ale ja kocham twoją siostrę. - odrzekł zrezygnowanym tonem.
- To po jaki chuj liżesz się ze Stellą!? -krzyknął, wymachując przy tym rękoma. - Przylazłeś do mnie, prosiłeś o rady w sprawie Rydel. Powiedziałem ci, że masz jej powiedzieć co czujesz ale kurwa nie mówiłem nic abyś ją zdradzał za plecami!
- Nie zdradzam... - powiedział załamującym się głosem.
- Zdeklarowałeś, że zerwałeś ze Stellą! Widziałem was w centrum handlowym. Okłamałeś moją siostrę. Jeżeli tak dalej masz zamiar robić to lepiej się nad tym zastanów bo ja na to nie pozwolę!
- Oj, serio? A ty jak się zachowujesz, co? - chrząknął, odpychając od siebie blondyna. Ten posłał mu pytające spojrzenie. - Łazisz po burdelach, pieprzysz każdą fankę, która podleci ci pod rozporek a teraz nagle jesteś zakochany w Demi? Nie pomyślałeś o tym, że ją krzywdzisz? Powinieneś dać sobie z nią spokój bo coś mi się wydaje, że po prostu nie będziesz umiał dać jej tego czego potrzebuje. A sex to nie wszystko.
- Ale ja... - Ross się tego nie spodziewał. Te słowa zbiły go totalnie z tropu. Perkusista miał rację...
- A widzisz. - prychnął. - Zależy mi na Rydel. Ale zerwanie ze Stellą nie jest takie proste, jasne? Traktowałem ją zawsze z szacunkiem, mimo, że wiedziałem, że to twoja siostra jest dla mnie najważniejsza. Nie mogę jej od tak powiedzieć, że wybrałem blondynkę bo zawsze zapewniałem Stellę, że to właśnie ona jest moją miłością. Ale ty nie masz takich problemów bo ciebie nie obchodzą uczucia tych dziewczyn, które już zaliczyłeś. - dokończył. Wypowiedział wszystko tak szybko, że aż dostał zadyszki. Ross stał naprzeciwko przyjaciela, patrząc na niego z ogromnym niedowierzaniem. Sam chciał wygarnąć błędy Ella, ten jednak zwinnie odwrócił sytuację, uświadamiając blondynowi, że jego postępowanie zraniło rudowłosą niejednokrotnie. Ratliff, widząc, że Ross nie ma już nic do dodania, odwrócił się na pięcie i wszedł do domu, zostawiając blondyna w niezłym szoku.

****
     - No jesteś w końcu. - szepnęłam, wiercąc się w miękkiej pościeli. - Długo cie nie było, mam nadzieję, że nie pobiłeś Ella. - zachichotałam, podnosząc się do pozycji półsiedzącej. - Hej, co jest? - zapytałam, widząc smutną minę chłopaka.
- Eee... Nic. - bąknął, drapiąc się nerwowo w kark. - To znaczy... Ja tak ogólnie... - plątał się. Czułam, że chce pogadać. Wstałam z łóżka, podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Odwzajemnił gest.
- No mów, co się stało? - dopytywałam. Chłopak jednak nie odpowiedział. - O matko! Rydel chyba się o niczym nie dowiedziała!? - krzyknęłam przestraszona.
- Nie, nic o niczym nie wie. - mruknął tuż nad moim uchem.
- To o co chodzi? - szepnęłam, wtulając się mocniej w tors chłopaka.
- Pójdę do Rydel. - powiedział, po czym się ode mnie odsunął. - Muszę z nią pogadać.
- Hej ale dlaczego. Nie chcesz chyba jej powiedzieć? - zapytałam z niedowierzaniem. - Złamiesz jej serce. Biedna, na pewno się tego po Ellu nie spodziewała, to ja miałam z nią poga....
Nie dokończyłam bo Ross złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Kocham cię, wiesz? - zapytał jak tylko oderwaliśmy się od siebie. Patrzył mi prosto w oczy, wyczułam, że coś go martwi.
- Wiem głuptasie. - powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach. - Ja ciebie też. - dodałam, po czym cmoknęłam go delikatnie w policzek. - Ale jest prawie czwarta rano, Delly na bank już śpi.
- Nigdy nie robiła mi problemu kiedy chciałem porozmawiać. Zaraz wrócę. - mruknął, zaciskając dłonie na mojej talii. Chwilkę jeszcze mnie przytulał, kilka minut później jednak wyszedł. Był strasznie przygnębiony.

Ross od razu skierował się na dół, do pokoju swojej siostry. Był w totalnej rozsypce, czuł, że musi z kimś porozmawiać, komuś się wyżalić i poprosić o pomoc. Słowa perkusisty nie mogły dać mu spokoju. Gdy przechodził korytarzem natknął się na swoją mamę.
- Mamo, nie śpisz jeszcze? - zapytał, nerwowo odgarniając blond grzywkę do tyłu.
- Przebudziłam się przez śmiechy dochodzące z twojego pokoju. - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. - Zauważyłam, że ta cała Demi bardzo cię uszczęśliwia. Nie pozwól aby lęk przed jej stratą spowodował, że przestaniesz o nią walczyć. - dodała, podchodząc do chłopaka nieco bliżej. Ross stał ciągle w tym samym miejscu. Nie spodziewał się takich słów od swojej rodzicielki. - Pamiętaj synku, że nikt nie jest odpowiedzialny za twoje szczęście... Za wyjątkiem ciebie. - dodała, po czym przytuliła chłopaka.
- Dziękuję mamo. - odpowiedział półszeptem, odwzajemniając gest.
- Pamiętasz jak mi mówiłeś gdzie zabierzesz swoją dziewczynę na pierwszą randkę? - zapytała, posyłając blondynowi ciepły uśmiech. On pokiwał jedynie twierdząco głową. Był zaskoczony, nie wiedział, że jego mama kojarzy tę rozmowę. - Byłeś wtedy taki szczęśliwy. Dokładnie tak samo jak teraz, gdy patrzysz na tę dziewczynę.
Tak ale ty nie wiesz, że próbowałem ją zgwałcić.
- Masz rację mamo. - odrzekł, chciał dalej ciągnąć rozmowę ale w tym samym czasie z pokoju wyszła Cleo.
- Oh, przepraszam. - powiedziała, udając, że wcześniej ich nie słyszała. - Chciałam pójść do łazienki. - dodała, widząc naburmuszoną minę blondyna. Chwilkę stała naprzeciwko chłopaka, po czym ominęła go i poszła dalej w głąb korytarza.
- Nic nie szkodzi. - odrzekła Stormie już jakby do siebie. - Nie trać wiary w swoje siły skarbie. - dokończyła, kierując wzrok na swojego syna.
- Tak, masz rację mamo, dziękuję. - odpowiedział lekko zszokowany. Kobieta jeszcze się uśmiechnęła, pogładziła Rossa po ramieniu, po czym wróciła do swojego pokoju. Blondyn natomiast udał się na parter. Stanął przed drzwiami swojej siostry, przez chwilę się zastanawiał po co tak naprawdę chciał tu przyjść. Jego mama dała mu do zrozumienia, że nie ma się poddawać. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Po dłuższej chwili zastanowienia, postanowił zapukać. Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Spróbował jeszcze raz, znowu nic. Zniechęcony, postanowił wrócić do siebie. Jakaś dziwna siła mimo wszystko nie pozwalała mu się ruszyć z miejsca. Stał przed drzwiami blondynki kilka dobrych minut. Zamyślił się. Jakiś czas później pojawiła się przed nim Rydel. Miała rozczochrane włosy, ubrana była w luźny podkoszulek i spodenki.
- Ossy! Coś się stało? - zapytała ziewając. - Jest czwarta nad ranem.
- Wiem, przepraszam. - odpowiedział skruszony. - W sumie to ja tego, pójdę sobie.
- Nie, chodź tu. - powiedziała, zatrzymując brata. - Widzę, że chcesz pogadać. - dodała, po czym wciągnęła chłopaka do pokoju. Posadziła go na krześle, sama usiadła na swoje łóżko.
- Mów Ossy, co cię gnębi? - zapytała troskliwie. Była jednak szczęśliwa, że do niej przyszedł. Od dawna czuła, że blondyn wyraźnie potrzebuje pomocy, nigdy jednak o nią nie prosił.
- Bo ten... - zaczął niepewnie. - Bo... Chodzi o Demi. - dokończył, miętoląc sznureczek od spodni.
- Ale co dokładnie? - dopytywała blondynka.
- No... Nie wiem. - burknął pod nosem, próbując powstrzymać łzy, które zaczęły napływać do jego oczu. - Delly, chciałem ją zgwałcić.
- Braciszku... - szepnęła, wstała z łóżka i podeszła do chłopaka. - Byłeś pod wpływem narkotyków. To nie ty chciałeś ją skrzywdzić, tylko prochy.
- Nie. - chrząknął. - Wiedziałem co robię.... - powiedział półgłosem.
Blondynka spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ale ostatniej nocy... Nie zmusiłeś jej? - zapytała niepewnie, gładząc brata w ramię.
- Nie. - mruknął. Jego policzki mimowolnie nabrały purpurowego koloru. - Chciała tego. Wiesz ja... Ja nie wiem czy powinienem w ogóle zawracać jej głowę. Wydaje mi się, że zasługuje na kogoś lepszego. Na pewno...
- Kochasz ją? - wtrąciła się, patrząc bratu prosto w oczy.
- Tak, bardzo. - odpowiedział zrezygnowanym tonem. - No i w tym tkwi problem. Nawet jak bym chciał ją zostawić to nie mogę... Tęskniłbym za nią.
- Ross, ona cię kocha, ty kochasz ją. Nie widzę problemu. A przeszłość? Musisz się z nią pogodzić aby nie niszczyć teraźniejszości. Wybaczyła ci. Dała drugą szansę, nie marnuj jej. - szepnęła, przytulając mocno chłopaka.
- Ale to nie takie proste bo ja... - urwał. Było mu wstyd się przyznać. Rydel momentalnie to wyczuła.
- Czyli jednak odwiedzałeś agencje towarzyskie?
- Miałem taki zamiar. - powiedział, zakrywając twarz dłońmi. - Delly przepraszam. Ja po prostu... Mama miała umrzeć, lekarze dawali jej praktycznie zerowe szanse na przeżycie. Bałem się. Mówiliście, że damy sobie radę, że mogę na was liczyć... Ja jednak czułem odrzucenie z waszej strony. Zdawało mi się, że to wszystko co mówiła mama... Jakby umarło wraz z nią. Szacunek, miłość, wzajemna pomoc... Przestałem w to wierzyć. Zacząłem traktować dziewczyny jak jednorazowe chusteczki. Mam dużo fanek... Nie jedna już poszła ze mną do łóżka... - zaciął się, spojrzał na siostrę zaszklonymi oczami. Spodziewał się obelg z jej strony, ona jednak jakby była przygotowana na tego typu wyznania. Przytuliła go jeszcze mocniej, po czym zaczęła:
- Ossy to nasza wina. Masz rację... Nie wspieraliśmy cię tak mocno, jak tego potrzebowałeś. Potem zachowanie Rika... Nic nie było proste, nie możesz się o wszystko obwiniać. Musisz zapomnieć. - powiedziała ze łzami w oczach.
- Demi wszystko zmieniła. Zmieniła mnie, moje życie. To co przez tyle lat wpajała mi mama, to co umarło wraz z jej śpiączką... Wróciło jak poznałem Demi. Pokazała mi wszystko na nowo, udowodniła, że miłość jednak istnieje. - wyszeptał, po czym wtulił się w siostrę. Chwilę później rozpłakał się jak niemowlę.
- Nie płacz. - powiedziała, odwzajemniając gest brata. - Widzisz... Dzięki niej odnalazłeś swoją drogę życia. Nie możesz tego odrzucić. Nikt nie jest idealny braciszku. Popełniałeś błedy. Jak każdy.
- Ale Delly... Ja chciałem zatracić się w narkotykach i alkoholu, chciałem zapomnieć o wszelkich wartościach tego świata. Burdel, nocne życie i imprezy. To zaczęło być moim głównym celem...
- Ciii, teraz już jest inaczej. - przerwała wypowiedź brata, ujęła jego twarz w swoje dłonie, po czym delikatnie pocałowała w policzek. - Miłość leczy wszelkie rany, uwierz mi, będzie dobrze. Blondyn nic nie odpowiedział. Wtulił się w blondynkę jak niemowlę w matkę, po czym ponownie się rozpłakał. A ja? A ja stałam oparta o framugę drzwi i słuchałam rozmowy z ogromnym niedowierzaniem...

NOTKA


Joł, cześć i czołem.

Rossdział miał być ,,jutro pod wieczór", no i proszę, jest :D

Szczerze? Mało mi się podoba, zwłaszcza końcówka. Ale Maja ją wymusiła bo jak to ona twierdzi ,, Ja wolę jak ten cały blondyn jest raczej taki uroczy, to zgrywanie menela i męskiej dziwki do niego nie pasuje". Ehehh... Ale spokojnie, ja już coś wymyślę aby zrobić z Ossika typowego flirciarza xD Na ten czas, nacieszcie się skromnym, potulnym blondaskiem :P

Dodałam do bohaterów naszą Cleo :3

OMG ogólnie to strasznie u mnie gorąco :O Rossdziły są dodawane jak są... Ale w taką pogodę to aż się przyklejam do fotela... Wolę spędzać czas na plaży, tym bardziej, że mam u siebie narty wodne z których bardzo lubię korzystać ^-^

Rany, jak ja się wczoraj napaliłam na Ossika xD Jeny xD





ROUTNEY
słodkie *u*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

niedziela, 9 sierpnia 2015

Notka again!

Hej, joł, cześć i czołem!

Pisałam, że rossdział będzie w niedziele. Otóż nie będzie xd Wybaczcie, Bartek zabrał mnie na plaże, dopiero wróciłam. Zabrałam się za pisanie ale ten chłopak żyć mi nie daje! Idziemy na spacerek itp... Soł rossdział na bank będzie jutro :D (pewnie pod wieczór) Wytrzymajcie :3