sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział XXXVII

     - No i już dziś wraaacamy... - powiedziała ospale Rydel, zwlekając się leniwie ze swojego miękkiego, wygodnego, bijącego różem łóżka. - Eh, powrót do szarej rzeczywistości. Jak ja tego nie lubię! - westchnęła, zanurzając się w głąb swojej garderoby. - Do tego nie mam w co się ubrać! - krzyknęła po kilku minutach, nurkując głębiej w ogromny stos ubrań.
- Ojej, moja księżniczka znowu nie ma co na siebie włożyć. - zachichotał Ell, wchodząc cicho do pokoju blondynki. Podszedł do dziewczyny, po czym delikatnie przytulił i pocałował czule w policzek. Rydel się tego nie spodziewała, była mile zaskoczona tym gestem, który z miłą chęcią odwzajemniła. - Musimy iść chyba jednak na te zakupy, co? Tak, na pewno. Widzę to w twoich ślicznych oczach. Aż krzyczą: ,,Chcę iść na wyprzedaże, poszarpać się z innymi laskami, które mimo zapchanej szafy, nie mają się w co ubrać"! - zażartował, obracając Rydel w swoją stronę. Blondynka jedynie przewróciła teatralnie oczami. Na jej twarzy jednak malował się uśmiech. Przytuliła się mocniej do perkusisty i ponownie westchnęła. - Wiesz co, kochanie? - szepnął, odgarniając potargane włosy z czoła blondynki. - Czasem to nawet mi się wydaję, że te wasze szarpaniny o przecenione szpilki to normalnie walka o przetrwanie!
- Hej, znalazła się najedzona hiena, która jedynie czeka aż wszystko dostanie pod nos! - zażartowała, posyłając mocnego kuksańca w żebra przyjaciela.
- Jak to! - oburzył się nastolatek, udając, że odwzajemnia uderzenie.
- Co jak to? Jak mama ci nie kupi skarpetek to tydzień byś chodził w tych samych! Tak to. - zachichotała, dając ponownego nura w swoją szafę.
- Odgryzłbym się... Ale nie mam jak, bo po prostu masz rację. - mruknął niezadowolony, obserwując poczynania dziewczyny. - Wiesz kotek, ta twoja spiżarnia to niczym przejście do Narnii. Końca nie widać.
- O, mam! - krzyknęła uradowana, pokazując perkusiście śliczną, zwiewną sukienkę. - Ta będzie idealna.
- Wiesz, że jesteśmy w Denver, prawda? Tu jest strasznie zimno. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. - Ale masz rację, jest idealna. Tak samo jak ty.
- Nie mów tak bo się zarumienię... - mruknęła, wywalając materiał z powrotem w głąb szafy. - No i racja, będzie mi zimno.
- W każdej chwili mogę cię rozgrzać, mój ty pulpeciku! - krzyknął uradowany, objął dziewczynę w pasie, po czym czule pocałował w kącik ust.
- Hej, hej! Sugerujesz, że jestem gruba! Co za pulpet!? - oburzyła się, odpychając perkusistę od siebie. Odwróciła się tyłem do chłopaka i znowu zaczęła przeszukiwać swoje królestwo aby znaleźć coś odpowiedniego.
- Nie, mój ty pączku. Nieśmiało sugeruje, że Ell bardzo głodny i byłoby miło gdyby mój pączuszek zrobił jakieś śniadanko. - odrzekł z ogromnym bananem na twarzy, kiwając się na boki.
- Faceci... - westchnęła. - Co wy rąk nie macie?
- Mamy. Ale wolimy jak prace ręczne robi kobieta. - odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. - Po prostu jest przyjemniej. Bez podtekstów oczywiście. - dodał speszony, widząc pogardliwe spojrzenie blondynki. Chciał coś dodać, jednak w tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi.
- Tak? - zapytała Rydel, dalej szukając odpowiedniej kreacji na dzisiejszy dzień.
- Mogę wejść? - zapytał Ross, nadal stukając palcem o drewniany przedmiot. - Wiem, że jesteś z Ellem, ale sytuacja jest pilna.
- No chodź Ossy. - odpowiedziała z nutką zaniepokojenia w głosie. Momentalnie odłożyła garść ciuchów, które właśnie trzymała w ręku. Gdy tylko blondyn przekroczył próg pokoju, zbombardowały go zaciekawione spojrzenia.
- Co tak oficjalnie! - zaśmiał się chłopak. - No już, nie wstydź się Ell, możesz przytulić moją siostrę! - powiedział z fałszywym uśmiechem na twarzy. Perkusista wyczuł szyderstwo, które Ross posłał w jego kierunku. Celowo. - Co nie chcesz? - zadrwił. Zrobił to jednak tak sprytnie aby nie wzbudzać podejrzeń u swojej siostry. - Nie no, tak ogólnie przyszedłem po tampony. - wypalił jak gdyby nigdy nic. - To znaczy, miałem zapytać, czy masz... - dokończył, widząc wybałuszone oczy perkusisty. W końcu blondyn zadał pytanie, patrząc w jego stronę.
- Kurde, wiedziałem, że w końcu dostaniesz okres! - wtrącił się Riker, który akurat przechodził korytarzem. Trzymał w ręku maszynkę do golenia, był cały mokry a jego biodra były przepasane wyłącznie jasnoniebieskim ręcznikiem. - Ale, że tak późno? Rydel, trzeba z nim do ginekologa, ma opóźnienie w rozwoju! - dodał, wybuchając gromkim śmiechem. Reszta towarzystwa również dołączyła do basisty.
- Nie dla mnie tumoku, dla Demi. - chrząknął znacząco, posyłając siostrze pytające spojrzenie. - Śmieszne, serio. - dodał lekko chichocząc.
- Mam chyba tylko podpaski, czekaj muszę sprawdzić. - odpowiedziała lekko zdezorientowana tą sytuacją.
- O rany, Ross i okres. To musiało się stać. - dodał Ell gdy już się otrząsnął z pierwszej fali śmiechu.
Blondyn chciał się odgryźć, wspominając Stellę, jednak nie chciał zaczynać tematu przy najstarszym bracie. Z trudem się powstrzymał. Założył ręce na piersi i czekał na powrót swojej siostry.
- Dobra ja idę do łazienki. - wtrącił się Riker. - Sis, będzie jakieś śniadanko!? - zapytał nieco głośniej aby blondynka go usłyszała.
- Paszoł won! - odpowiedziała. - Nie ma śniadania, macie ręce to se róbcie!
- Haha Rossy, chyba nasza siostrzyczka też ma okres! Możecie podzielić się wrażeniami, wiesz, jak to kobiety mają w zwyczaju. - powiedział basista, ledwo tłumiąc śmiech. Ellington aż położył się na łóżku, rechocząc niczym żaba.
- Jeszcze zobaczymy ćwoku. - odrzekł poważnie Ross. Na jego twarzy jednak gościł szeroki uśmiech.
- Dobra. Trudno, muszę się ogolić. - powiedział jak już się nieco uspokoił, po czym ruszył w kierunku swojego pokoju.
- Ej Rik, uważaj tylko na tego twojego malca abyś go nie przyciął. - zaszydził Ross. Miał okazję się zemścić. - Ally nie będzie z tego powodu zadowolona. Jeżeli chodzi o ciebie, pewnie każde milimetry są na wagę złota!
- Nie mam siły dziś się z tobą sprzeczać młody. Ale jeszcze to odszczekasz. - powiedział wesoło najstarszy, grożąc bratu palcem.
W pokoju zrobiło się niezręcznie. Po tym jak basista udał się do toalety, w pomieszczeniu został Ross z Ellem. Sam na sam. Patrzyli na siebie przenikliwie, nikt jednak się nie odezwał. Ratliff po prostu nie chciał. Był wystraszony, bał się, że blondyn może na niego naskoczyć i musiałby się tłumaczyć przed Rydel. Ross z kolei tłumił złość w sobie bo nie chciał ranić siostry. Zarówno jeden jak i drugi chcieliby to już zakończyć ale nikt się nie kwapił aby zabrać się za ten problem. Znowu. Oboje chcieli uszczęśliwić blondynkę, jednak każdy z nich miał na to inny sposób. Ratliff pierwszy ugiął się pod silną presją Rossa. Nie mógł wytrzymać jego pogardliwego wzorku, postanowił więc opuścić pokój. Zrobił to jednak z podniesioną głową. Nie chciał dać po sobie poznać, że jest wystraszony.
- Mam jedynie podpaski. - powiedziała Rydel, wyłaniając się z łazienki. - A gdzie Ell?
- Wyszedł. - odparł, podchodząc do blondynki. - No nic, daj mi to. Demi ma takie fochy, że nie wiem. Dziś tak histeryzowała jakby właśnie miała się utopić w...
- Oh, takie są kobiety! - przerwała bratu, podając mu jednocześnie rozdarte opakowanie. - Szkoda, że nie mam tamponów. Mieliśmy iść dziś na basen. - westchnęła. - Może podjedźcie co sklepu, co? Szkoda by było gdyby Demi sama siedziała w poczekalni.
- Nie będzie siedziała sama, ma mnie. - powiedział stanowczo nastolatek. - No a pojechać to w sumie nie mam czym. Ta cała Cleo... Nie podoba mi się.
- No to chyba dobrze, masz dziewczynę, no nie? - powiedziała jakby to było oczywiste.
- Nie o to chodzi. Nie podoba mi się jej zachowanie... - zamyślił się. - Nie wydaje ci się jakaś dziwna?
- Dziwna? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Nie, uważam, że Cleo jest naprawdę sympatyczna! - krzyknęła radośnie, klaszcząc w dłonie. - Sporo nas łączy, nie wiem dlaczego ci nie pasuje.
- Sis, dla mnie to jest dziwne. Kurde, tak nagle wypada z prostej drogi? Ja wiem, że kobiety potrafią wywinąć różne bzdety ale żeby aż tak? Nie było ślisko...
- Braciszku, zdarza się, no. - powiedziała, przewracając teatralnie oczami.
- O której wyjeżdża? - zapytał z nadzieją, że w odpowiedzi dostanie coś w stylu ,,wyjechała wczoraj wieczorem"
- Wiesz, zaproponowałam jej podwózkę. - odparła wesoło. - Jedzie do domu z nami. W końcu mieszka niedaleko, podwieziemy ją. Będzie weselej. - dodała, widząc grymas na twarzy swojego młodszego brata.
- Oh... - szepnął niezadowolony. - Serio, sis? Bo wiesz, moim zdaniem... - nie dokończył bo w tym samym czasie zaczęła wibrować jego komórka. - Ups, to Demi. Mam nadzieję, że nie tonie. - powiedział już weselej, po czym nacisnął zieloną słuchawkę. - Tak kochanie?
- Co ty zaginąłeś w labiryncie po drodze czy dopiero wydobywasz zatyczki z jakiejś kopalni, oh!? - krzyknęłam do słuchawki. - Przyjdź już! Stoję naga w łazience i czekam na ciebie! - dodałam, po czym się rozłączyłam. Nie pomyślałam nawet, że blondyn tę informację może odebrać nieco inaczej. Szczególnie ostatnią jej część. Ross z kolei po tych słowach uśmiechnął się sam do siebie, dodatkowo poczuł przyjemne mrowienie w okolicach rozporka, które znacznie pobudziły jego członka.
- Coś mi się wydaję, że mnie bardzo potrzebuje. Bezzwłocznie muszę do niej iść. - powiedział, wstając z łóżka, próbując tym samym ukryć wypukłość, zakrywając ją swoim telefonem.
- Słyszałam co krzyczała. - wtrąciła blondynka. - Nie licz na nic, kobieta jak ma okres bywa nieobliczalna, lepiej jej nie drażnij. - dodała z uśmiechem. - Jesteśmy wtedy jak stado os!
- Tsa... Coś o tym wiem. - odchrząknął. - No a wracając do Cleo... Nie wiem co... Ale coś mi w niej nie pasuje. - dodał, posyłając siostrze zakłopotane spojrzenie. Blondynka nic nie odpowiedziała. Ross oczekiwał jakiejś reakcji, widząc, że raczej jej się nie doczeka, obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.

****
     - Wróciłem! - krzyknął nastolatek jak tylko przekroczył próg swojego pokoju. Następnie bezzwłocznie udał się do łazienki. Towarzyszył mu szeroki i głupkowaty uśmieszek.
- Ileż można na ciebie czekać!? - skarciłam blondyna, który nawet jeszcze nie zdążył nacisnąć klamki. - Stoję tu już dobre dwadzieścia minut! Nie dało rady szybciej!?
- Spokojnie, misja wykonana. - zaczął. Widząc mnie okrytą wyłącznie jego żółtym ręcznikiem, zawiesił głos. Ogromny banan nie schodził mu z twarzy a jego oczy świdrowały po całym moim ciele, raz po raz zatrzymując się na linii mojego dekoltu. - Znaczy w sumie tak w połowie bo mam, te no...
- Podpaski! - krzyknęłam niezadowolona. - Mieliśmy dziś iść na basen! Oh! - dodałam z niesmakiem. Kątem oka zauważyłam sterczący namiocik pod jego brzuchem. Nie wiem dlaczego ale w tym samym czasie zrobiło mi się przyjemnie ciepło...
- Po śniadaniu przecież możemy pojechać do sklepu. Pożyczę samochód Rika.- zaproponował, przełykając ślinę. - Albo możemy ten czas spędzić zupełnie inaczej. - dodał ponętnym tonem. Podszedł do mnie, mocno objął w tali i czule pocałował w szyję. Nie wiem dlaczego ale nieco ją odchyliłam aby nie kończył za szybko. Ross nie protestował, posłusznie wodził językiem po moim ciele, obracając mój świat o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dobra już wystarczy... - szepnęłam, czując, że chłopak schodzi stanowczo za nisko, wkładając dłonie pod ręcznik. - Mam okres. - dodałam, widząc proszące oczy blondyna.
- To nie znaczy, że nie mogę cię całować. - odrzekł zdziwiony, unoszą obie brwi w górę.
- Ale jak się za bardzo podniecisz... - zaczęłam. Nie chciałam kończyć bo nie lubię rozmawiać na tak intymne tematy. Czułam się wtedy niezręcznie.
- To co? - dopytywał, pieszcząc delikatnie moje piersi.
- Ross przestań, proszę. Muszę się ogarnąć bo mi cieknie po łydce. - powiedziałam lekko chichocząc. Przecież mu nie powiem, że nigdy w życiu nie robiłam facetowi dobrze... - Spadaj na dół przygotować jakieś śniadanie. - dodałam, biorąc paczkę podpasek do rąk. Po chwili wywaliłam Rossa z łazienki. Nie był zadowolony ale... Ja też wolałam aby został i skończył wszystko zupełnie inaczej... Głupia kobieca niedyspozycyjność! Szybko wciągnęłam na siebie ciuchy i mając nadzieję, że Ross pichci coś w kuchni, wyszłam z pomieszczenia i skierowałam na dół. Przywitały mnie głośne śmiechy Rika i reszty zespołu. Mimowolnie się uśmiechnęłam, cieszyłam się, że sytuacja u Lynchów w końcu nabrała pozytywnych obrotów.W kuchni napotkałam niecodzienny widok. Cała ekipa z ogromnymi uśmiechami siedziała przy stole,który aż uginał się od potraw, napojów i różnych przysmaków. A do tego wszystko tak pięknie pachniało! A nie przepraszam, Ross stał naburmuszony, oparty o wysepkę kuchenną.
- Cześć wszystkim! - przywitałam się bo w tym harmidrze nikt nawet nie zauważył, że do nich dołączyłam.
- Hej rudzielcu! - odkrzyknęli wszyscy poza Rossem i Cleo. Dziewczyna nawet nie odwróciła się w moją stronę. Podtykała właśnie blondynowi talerz, dopiero co usmażonych naleśników. Ten jednak ją zignorował, podszedł do mnie i mocno przytulił. Chwilkę później chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę korytarza.
- Hej gołąbeczki! A wy dokąd? - zapytała Rydel, wymachując widelcem na prawo i lewo. Ja sama się zastanawiałam co on kombinuje. Ross jednak nie odpowiedział.
- Zadałam wam pytanie. - powiedziała już nieco zdenerwowana Rydel, która ukradkiem pojawiła się obok nas.
- Hej kochanie, poczekaj na mnie w samochodzie Rika, okey? - powiedział, po czym cmoknął mnie w policzek.
- A gdzie się wybieracie co? Demi, nie jesteś głodna? - dopytywała blondynka, chwytając mnie za dłoń tym samym uniemożliwiając mi wykonanie dalszych ruchów.
- Zjemy na mieście. - odburknął, uwalniając mnie z uścisku Rydel.
- Co? Jak to na mieście? Cleo się namęczyła, zrobiła śniadanie dla wszystkich a ty mi mówisz, że zjesz na mieście? - warknęła, patrząc na brata z niedowierzaniem. - Dziewczyna wstała tak wcześnie, przygotowała wszystko specjalnie dla nas a ty masz to po prostu gdzieś!? Zrobiła ci nawet twoje ulubione naleśniki! - Rydel bulwersowała się dalej, ja natomiast ukradkiem wyszłam z domu i udałam się do samochodu Rikera. Strasznie mnie ciekawiło dlaczego Ross zignorował starania Cleo, jednak z drugiej strony nie chciałam psuć dobrego wizerunku domowników, który napotkałam tuż po wejściu do kuchni. A może dziewczyna właśnie w ten sposób chciała ich przeprosić za tą niefortunną stłuczkę?
- Sis, już ci mówiłem, że coś mi w niej nie pasuje. Nie mam zamiaru tego jeść i tyle. Wy serio nic nie widzicie? - oburzył się. - Wypada kurwa z prostej drogi, rozbija moje auto a teraz zachowuje się jak rozkapryszona królewna! Myślisz, że jestem głupi?
- Ossy, w ogóle tak nie myślę ale powinieneś docenić to co zrobiła! - odpowiedziała, ciągnąc brata w kierunku kuchni. - Nawet mama się na ciebie krzywo spojrzała. Idź i wszystkich przeproś, ja pójdę po Demi.
- Nie siostrzyczko. - powiedział stanowczo. - Ta cała Cleo próbuje rozwalić mój związek! Nie pozwolę na to bo strasznie trudno było mi go naprawić! Ona coś kombinuje, mówię ci.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytała nieco zaskoczona.
- Sero jesteście tacy ślepi? Nic was nie dziwi w jej zachowaniu? - burknął niezadowolony. Blondynka posłała bratu pytające spojrzenie.- No co, chociażby to, że jak dzwoni jej telefon to zawsze wychodzi kiedy jesteśmy w pobliżu a jak wraca to kłamie, że gadała z mamą. Serio? Wierzysz w to?
- Ma prawo wyjść, nie musi rozmawiać przy nas. - odpowiedziała pewnym siebie tonem. - No i co to ma wspólnego z twoim związkiem.
- No nic... Ale jest jeszcze coś. - powiedział nieco zawstydzony.
- Co się stało? - dopytywała wyraźnie zaniepokojona.
- Wczoraj jak wróciliśmy wieczorem do domu... - zaczął, patrząc siostrze głęboko w oczy.
- Rany, chyba nie zdradziłeś Demi? - zapytała zszokowana, zakrywając usta ręką.
- Nie... Ale pewnie gdybym był bardziej pijany to bym ją... Ah, ta cała Cleo przylazła do mnie w koronkowej bieliźnie i zaczęła mi się pakować do łóżka, to chyba nie jest normalne zachowanie? Znaczy... Wcześniej pewnie nie miałbym nic przeciwko... - zawahał się, nadal patrząc w oczy blondynki. - Ale teraz czuję do siebie obrzydzenie, przypominając sobie co robiłem zanim poznałem Demi...
- Była pewnie pijana. - wyszeptała ledwo słyszalnie. - Wszyscy wczoraj przesadziliśmy z alkoholem. Poza tym, pamiętasz? Demi też źle oceniłeś a teraz jesteście razem...
- Kurwa, byłem bardziej najebany niż Cleo! No a z Demetrią to w ogóle nie tak! - oburzył się nastolatek. - Pokochałem ją od naszego pierwszego spotkania! Tylko po prostu chciałem za wszelką cenę to ukryć i zacząłem okłamywać sam siebie.... Zresztą co ty możesz wiedzieć sis!? Nie mam zamiaru spędzać czasu z Cleo, to raz. Dwa. Nie podoba mi się to, że zadomowiła się u nas i, że nadal tu siedzi. A już w ogóle mi się nie podoba fakt, że wszyscy nic nie widzą i akceptują Cleo jakby była naszą drugą siostrą! Co to ma być!? Wszędzie za nami łazi i wpieprza się między mnie i Demi! Mam tego dość! Wrócimy do domu na własną rękę bo aż mi jelita wykręca na myśl o spędzeniu z nią tylu godzin w jednym aucie! - krzyknął zdenerwowany, po czym wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. - mruknął, całując mnie w policzek. - Rydel jest mega uparta. - dodał chichocząc. Ja jednak wyczułam, że jest spięty i zdenerwowany. - Niedaleko znajduje się niezła knajpka, pojedziemy tam i zjemy we dwójkę, dobrze? Restauracja ma jeden minus ale można przymknąć na to oko.
- Jestem za. - odpowiedziałam z uśmiechem.- No i skoro tak mówisz to na pewno da się tam wytrzymać. - zachichotałam, odgarniając rudy kosmyk z czoła.
Ross już nic nie mówił. Odpalił auto, zapiął pasy, włączył pierwszy bieg i ruszył do przodu. Już dłuższy czas jechaliśmy w ciszy. Chciałam ją przerwać ale nie wiedziałam jaki zarzucić temat. Bardzo mnie martwiło to, że nikt z domu się nie odzywa. Męczyło mnie to strasznie, czułam, że muszę o tym z kimś porozmawiać. Rydel ciągle spędza czas z Cleo a Ross... On boryka się z wieloma problemami, po co nakładać na jego barki kolejne? Poza tym on nadal nie wie, że ja po prostu uciekłam z domu.
- Nad czym tak dumasz? - zapytał, rozpraszając moje myśli. - Już wczoraj byłaś jakaś smutna ale nie chciałaś ze mną gadać. Coś cię martwi?
- Dlaczego aż tak bardzo nie lubisz Cleo? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. W ten sposób wybrałam dla siebie po prostu wygodniejszy temat.
- Zmiażdżyła moją piękną brykę. - odrzekł, podając wyłącznie jeden, najmniej istotny argument. -  No i wkurza mnie to, że wpieprza się między naszą dwójkę. - dodał gdy już zaparkował auto. Zgasił silnik, następnie położył rękę na moich udach. - Wiem, że kiedyś zachowywałem się jak ostatnia męska dziwka ale zmieniłem się i kocham tylko i wyłącznie ciebie...
- Wiem Ross. - szepnęłam, po czym się do niego przybliżyłam. - Słyszałam twoją rozmowę z Rydel. - dodałam, patrząc głęboko w jego oczy. Był wyraźnie zaskoczony, jednak nie chciałam ukrywać, że o wszystkim wiem. - To co powiedziałeś... Nawet nie da się tego opisać słowami, to cudowne, że tyle dla mnie zrobiłeś i nie masz za co przepraszać bo ja też nie zawsze byłam fair w stosunku do ciebie...
- Wybaczyłaś mi próbę gwałtu a na dodatek nie wydałaś mnie policji! Ba, jeszcze lepiej, broniłaś mnie jak tylko mogłaś...
- Bo pokochałam cię od naszego pierwszego spotkania i wiedziałam, że w głębi duszy jesteś inny. Dlatego dałam ci drugą szansę, zasługiwałeś na nią. - odrzekłam z uśmiechem. - No i jeszcze... Masz rację, nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku. Ale bardzo, bardzo chcę aby to nowe zakończenie obejmowało również moją osobę. - Znowu go zaskoczyłam. On jednak nic nie odpowiedział. Wpił się w moje usta i z każdą sekundą całował coraz nachalniej.
- No już bo zaraz mnie zgnieciesz. - zachichotałam. Blondyn przygryzł moją dolną wargę, po czym delikatnie się ode mnie odsunął. - Nie chciałam was podsłuchiwać ale byłeś taki przygnębiony. Martwiłam się i poszłam za...
Nie dokończyłam bo Ross ponownie złączył nasze usta. Tym razem pocałunek był jednak delikatny. Wiem, że nie musiałam się za specjalnie z tego tłumaczyć ale po prostu chciałam.
- Wiesz, gdyby nie Delly to ja po prostu bym zginął. - zachichotał. Kilka sekund później wysiadł z auta, obiegł je dookoła i otworzył mi drzwi. - Pani wysiada? - zapytał, podając mi dłoń. Uśmiechnęłam się i z pomocą blondyna wyszłam z samochodu. Chłopak objął mnie w talii i zaprowadził do małej, aczkolwiek bardzo przytulnej, knajpki. Była urządzona w nowoczesnym stylu, pięknie ozdobiona różnymi, pięknymi dodatkami, które idealnie komponowały się z całą resztą. Panował tutaj spokojny klimat, który dodawał temu miejscu pewnej tajemniczości. Ross zaprosił mnie do stolika, który stał przy samym oknie. Odsunął krzesło abym mogła usiąść, chwilę później usadowił się naprzeciwko mnie, podając mi menu do ręki.
- Ja biorę naleśnika z serem. - powiedział zaledwie po minucie. -  Nie mają z ananasem. To jest właśnie ten minus o którym mówiłem ci nieco wcześniej. - dodał rozbawionym tonem. - A ty co sobie życzysz?
- Frytki i mini pizze z ostrym sosem. - odrzekłam, nadal wertując menu.
- Serwują tu frytki? - zdziwił się blondyn, przygniatając karteczkę, którą właśnie przeglądałam.
- Właśnie nie wiem. - zachichotałam. Ross patrzył na mnie z ogromnym zdziwieniem. - Szukam właśnie a ty mi przeszkadzasz. - dodałam, wytykając chłopakowi język. - No i widzisz. Drugi minus. Nie ma frytek. - dokończyłam, odkładając menu na stolik.
- Hmm, jeżeli ci tu nie odpowiada to możemy poszukać inny lokal, który sprosta twoim kulinarnym oczekiwaniom. Lubię ten pomimo braku naleśników z ananasem, ale brak frytek to już jest zbrodnia! - krzyknął, ledwo tłumiąc śmiech.
- Nie no, zostańmy. Podoba mi się tu. To w takim razie wezmę średnią pizze i już. - odrzekłam z uśmiechem. W tym samym czasie podeszła do nas kelnerka. Ross złożył zamówienie i podszedł jeszcze do baru po napoje. Ja natomiast zaczęłam baczniej rozglądać się po knajpce. Była naprawdę śliczna. Ospale kiwałam głową na boki, podziwiając każdy element wystroju. Moją uwagę rozproszył pewien głos... Bardzo mi znany zresztą. Gdy owy dźwięk doszedł do moich uszu to aż się wzdrygnęłam. Niepewnie zerknęłam za okno. Nie myliłam się... To był Zack! Jego widok wywołał u mnie nieprzyjemne dreszcze. Nie mogę pozwolić aby doszło między nim a Rossem do kłótni. Korzystając z tego, że kolejka jest dość duża, podeszłam do blondyna i zagadałam aby zyskać na czasie i spławić brata.
- Hej kotek, muszę do toalety. Poczekasz na mnie, dobrze? - wyszeptałam najciszej jak umiałam ale na tyle głośno, by blondyn mnie usłyszał.
-  Jasne, coś się stało? Blado wyglądasz... - powiedział zaniepokojony, przysuwając mnie do siebie.
- Głupi okres. - Zażartowałam, całując go w policzek. - Jak przyjdzie zamówienie to zacznij beze mnie. Brzuch troszkę świruje, muszę go uspokoić. - dodałam z uśmiechem. Chwilkę później skierowałam się w stronę toalety. Gdy Ross przestał mnie obserwować, szybko wyszłam z restauracji i z ogromną niepewnością podeszłam do Zacka... Wojna wisi w powietrzu. - pomyślałam.

NOTKA


Joł, hej i czołem!

No i w końcu spięłam dupkę i napisałam Rossdział ^-^ Nadal jestem sama, jednak kolejny napiszę już z Mają. Taki w sumie o niczym <znowu> eh, meh i srech :C Ale jak Ossik wróci do sprzątania kibli a Demi do nauki... Do ekhem *nie powiem* to się nieco rozkręci. Mam taką nadzieję... xD Nie no, będzie dobrze :P

ALE, ALE...! Coś komentarze stopniały... Dlaczego :C? Wiemy, narazie rossdziały ciągną się jak flaki z olejem ale obiecuję, że już niedługo akcja będzie lepsza ! :P



Ten róż *u*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

6 komentarzy:

  1. Super rozdział <3
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na next ♡♡♡♡♥♥♥♡♡♥♥♥♡♥♥♡♡♥♥♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mam nadzieje że Ross i Demi będą ciągle razem

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział!
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny :D
    Coś mam przeczucia, że Cleo chciała tym śniadaniem otruć Demi... Ross dobrze zrobił, że pojechali gdzie indziej :)
    No a ja jak zwykle będę się podniecać tym, jacy Ross i Demi są razem słodcy *.*
    Czekam na nexcik!
    Bye :*

    OdpowiedzUsuń