piątek, 4 września 2015

Rozdział XXXVIII

     Zack stał opary o piękny murek z czerwonej cegły, który otaczał cały lokal. Rozmawiał właśnie przez telefon. Z jego twarzy wyczytałam, że jest wściekły i wrogo nastawiony do wszystkiego co poruszało się wokół niego i co powodowało jakikolwiek hałas. Wyrażał się w sposób wulgarny, ciągle wymachiwał rękoma i dreptał nerwowo w miejscu. Cały czas stał do mnie tyłem, był tak pochłonięty rozmową, że nawet nie odwrócił głowy. Ja natomiast czekałam aż to on mnie zobaczy, nie chciałam niepotrzebnie go wołać. Przez jego zachowanie straciłam resztki pewności siebie, zdałam sobie sprawę, że nieważne co powiem, on i tak wywoła wojnę, Ross się wtrąci i... Nie wyniknie z tego nic dobrego. Po co więc tu przylazłam? Wiedziałam jakie będą tego konsekwencje! Ale co Zack tu robi? Może się o mnie martwi? W końcu przez cały czas nikt, zupełnie nikt do mnie nie zadzwonił, nie zapytał jak się czuje, co u mnie... Nagle szatyn zaczął gwałtownie wymachiwać ręką. Zrobiłam dwa kroki w tył, nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony. Kilka sekund później na małym parkingu obok restauracji, stanęła taksówka. Chłopak, nie rozglądając się na boki, szybko do niej podbiegł, wsiadł, zamknął drzwi i... Tyle go widziałam. Pojazd ruszył w przeciwną stronę więc Zack nawet nie miał szansy mnie zobaczyć. Dziwne uczucie strachu opuściło mnie z chwilą, gdy auto zniknęło za zakrętem. Stałam jak wryta dziękując Bogu, że to wszystko skończyło się właśnie w ten sposób. Wiem, że dziś wracam do domu, spotkanie z bratem jest nieuniknione, ale w tej sytuacji wolę zaczekać. Armagedon nadchodzi. Czuję to.
- Hej, przepraszam, że przeszkadzam. - nagle zahaczył mnie jakiś przystojny chłopak, wyrywając mnie z rozmyślań. - Wybacz, ale chyba to należy do ciebie. - dodał, wyciągając dłoń ku mojej osobie. Byłam zaskoczona tą sytuacją. Zmrużyłam oczy i zaczęłam przyglądać się nieznajomemu, ponieważ miałam dziwne wrażenie, że już go gdzieś spotkałam. - Weźmiesz twoją własność bo już mi ręka cierpnie? - zachichotał, patrząc na mnie z ogromnym zaciekawieniem. Ja natomiast niepewnie spojrzałam na jego dłoń. Nadal miałam mętlik w głowie, nie mogłam sobie przypomnieć gdzie go już widziałam. Chłopak trzymał w ręku naszyjnik, żółtą gitarę na zerwanym rzemyku.
- Ale... To nie należy... - zawiesiłam głos, patrząc kątem oka za siebie.
- Coś się stało? Jesteś jakaś blada, może cię podrzucę do domu? - zaproponował, nadal trzymając wyciągniętą rękę. - Austin, mam na imię Austin. - dodał z uroczym uśmiechem.
- Zaraz, zaraz! Już wiem! Chciałeś mi pomóc wstać w tym sklepie jak Ross mnie odepchnął! - krzyknęłam zaraz po tym jak mnie olśniło.
- Bingo! - odpowiedział uradowany, chwycił moją dłoń i położył na niej zerwany naszyjnik. - Jak już wyszłaś to znalazłem to na podłodze. - dodał nadal się uśmiechając. Ja natomiast stałam jak głupia, patrząc na ów przedmiot. Przecież należy do blondyna. - Poznam może twoje imię? - zapytał dość nieśmiało, drapiąc się w kark.
- Co? - odrzekłam, odrywając wzrok od łańcuszka. - Ah, tak, Demetria. Ale wolę jak mówią do mnie Demi. - odpowiedziałam półprzytomnie.
- A więc Demi, dałabyś mi może swój numer? - zapytał. Jego policzki nagle zrobiły się czerwone niczym buraczki. Patrzył na mnie cały czas z ogromną nadzieją.
- Hej kochanie coś się stało? - wtrącił się nagle Ross, który pojawił się obok nas. Schowałam szybko przedmiot do kieszeni. - Poszedłem do łazienki ale cię tam nie znalazłem, martwiłem się.
Byłam jakaś nie do życia. Nie wiem, nawet nie poczułam cytryn...
- Musiałam się przewietrzyć. - odpowiedziałam z udawanym uśmiechem.
- Chodź do środka, zjemy i pojedziemy do domu. - szepnął blondyn, chwytając mnie za dłoń. - Tam sobie odpoczniesz. Kiwnęłam jedynie głową na znak zgody.
- Okey, to ja wam nie przeszkadzam. - wtrącił się nieznajomy, robiąc kilka kroków w tył. - Miło było cię poznać Demi. Smacznego życzę. - dokończył, kłaniając się w pasie. Był troszkę zniesmaczony, jednak nie nalegał, uśmiechnął się do mnie jeszcze, po czym poszedł w swoją stronę. Ja i Ross natomiast udaliśmy się do restauracji. Nie obyło się bez pytań o nieznajomego, postanowiłam więc oddać blondynowi naszyjnik, opowiadając przy tym całą historię. Jak tylko chłopak dostał małą, żółtą gitarę w swoje ręce to tak się cieszył, jakby właśnie dostał najcenniejszy skarb na świecie. Od razu podwiązał rzemyk i gitara ponownie wisiała na jego szyi. Nie chcąc ukrywać zdarzenia, które miało miejsce zaraz po wyjściu z lokalu, postanowiłam opowiedzieć również o swoim bracie. Ross nie był zadowolony, słuchał wszystkiego w milczeniu. Nawet nie skomentował, fuknął niemiło i nie chciał ciągnąć tego tematu. Po skończonym posiłku blondyn za wszystko zapłacił, mieliśmy się jeszcze przejść po mieście jednak Rik nalegał abyśmy już wrócili bo chciał swój samochód.

****
     - No gdzie ten Ross. - zawarczał basista, chodząc w kółko po pokoju, co jakiś czas nerwowo wypuszczając powietrze z płuc. - Miał już być!
- Nie denerwuj się Rik, zaraz tu pewnie będzie. - wtrąciła Rydel, wyciągając kubek z szafki. - Pisał mi abym nastawiła wodę na kawę, nie ma co się denerwować.
- Ja przygotuje wszystko za ciebie. - do kuchni nagle wparowała Cleo z ogromnym bananem na twarzy. - Idź sobie usiąść, powinnaś odpocząć. - dodała z przesłodzoną ironią w głosie.
- Nie, nie. Ty dziś się narobiłaś! - odrzekła Rydel, szukając w szafce paczuszki z ulubioną kawą brata. - No i jeszcze raz bardzo przepraszam, że Ossy zignorował twoje starania, nie wiem co go napadło. Pogadam z nim. Obiecuję.
- Nic się nie stało, nalegam. - Cleo nie dawała za wygraną.
- Oh, no już dobrze. - odpowiedziała wesoło blondynka, przewracając jednocześnie oczami. - Proszę. - dodała, podając dziewczynie paczkę. - Dwie łyżki dla Ossiego i jedną dla Demi.
- Jasne, nie ma sprawy! - zaśmiała się, klasnęła w dłonie i zabrała się do pracy.
- Jest już! - krzyknął basista, gwałtownie zrywając się z miejsca. - Ileż można czekać! ROSS!
- Znowu się zaczyna... - szepnęła blondynka, opierając się o wysepkę kuchenną.

Gdy wychodziliśmy z auta, doszły do nas krzyki wpienionego Rikera. Wydzierał się na całe gardło, wygadując jaki to Ross jest nieodpowiedzialny. Okazało się, że miał trochę racji bo blondyn nawet nie zapytał czy może pożyczyć autko. Basista zamierzał najwcześniej wrócić do domu bo musiał jeszcze coś załatwić przed koncertem zespołu. Wszystko rozumiem ale znowu nagadał sporo przykrości młodszemu bratu. Ross jednak stał i słuchał wszystkiego w milczeniu, nic nawet nie skomentował gdy najstarszy wyrwał mu kluczyki z rąk, po czym razem z Ally spakował walizki i ruszył do domu.
- Eee, i tak już jest spóźniony. - szepnął nastolatek, drapiąc się po głowie. - Zupełnie zapomniałem, że Rik jedzie wcześniej. - dodał, unosząc ręce w geście bezradności. Był smutny jednak nie miał ochoty się tym teraz przejmować. Dłuższą chwilę staliśmy, wpatrując się w siebie. Minęło zaledwie kilka minut a za plecami chłopaka zatrzymała się taksówka. Widząc kto z niej wychodzi aż podskoczyłam.
- Siostra! - krzyknął Zack, odpychając blondyna tak gwałtownie, że ten upadł na chodnik. - Jesteś cała! Tak się martwiłem! - dodał, mocno mnie przytulając.
- Jasne, że jestem. - odpowiedziałam po chwili. - Co ty tu robisz?
- CO JA TU ROBIĘ!? - chłopak zaczął się bulwersować, spoglądając kątem oka na blondyna. - Pozwoliłem ci odejść z tym gwałcicielem! Co ze mnie za brat do jasnej cholery! Zabieram cię do domu! - krzyczał, patrząc na Rossa z ogromną nienawiścią. Ten z kolei stał niewzruszony, obserwując taksówkę, która nadal stała tuż za nim.
- Zack uspokój się, proszę. - zaczęłam, chwytając brata za rękę. Zauważyłam, że w progu stanęła Rydel wraz z Ellem. - Porozmawiajmy na spokojnie, dobrze? Sam na sam, tak będzie najlepiej. - dodałam, posyłając Rossowi proszące spojrzenie. On nic nie powiedział. Obojętnie przeszedł obok nas, po czym wszedł do domu, zabierając przy tym siostrę i perkusistę.
- Do chuja ciężkiego sis! Od trzech dni cię szukam, próbuję się dodzwonić a tu nic! Głucha cisza, jakbyś zapadła się pod ziemię! Już miałem dzwonić po policję aby mi cię odnalazła ale rodzice by się dowiedzieli z kim jesteś, tata by cię zabił! Bez obrazy, ty myślisz czasem! - chłopak nadal krzyczał. Widziałam, że blondynka stoi w oknie i wsłuchuje się w naszą rozmowę. W sumie i dobrze. Nie będę musiała jej wszystkiego opowiadać.
- Wiesz co? Czasami nawet myślę za dużo. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Zack jednak nadal miał poważny wyraz twarzy. - A co z rodzicami...?
- Jak to co! Nakłamałem do jasnej cholery, że jesteś na jakimś szkolnym obozie! Do tego powiedziałem, że jesteś tam z Mają! Kurwa wiesz ile musiałem się nałazić za starymi aby nie napotkali jej rodziców?! Nie zawsze byłem fair w stosunku do naszej mamy, ok. Ale kuźwa tylu kłamstw na raz jeszcze jej nigdy nie wmówiłem. Jesteś zadowolona z siebie? - zapytał z ogromną ironią w głosie. Aż się wzdrygnęłam.
- Przepraszam... W sumie to martwiłam się dlaczego nikt z domu nie dzwoni... - mruknęłam ledwo słyszalnie. - A co z Majką?
- Co z Majką? Jesteś poważna? Wypruwałem sobie flaki, jeździłem po całym Denver, bojąc się, że ten psychopata cię przywiązał do łóżka i wykorzystuje codziennie a ty mi się pytasz co z Majką?!
- Przestań! Mieliśmy rozmawiać a nie krzyczeć na siebie! - przerwałam mu. - Pytam bo nie odbierała ode mnie telefonów! Myślisz, że nie próbowałam dzwonić? Zasięg był tu słaby! No i nie obrażaj Rossa...
- Sis... - szepnął, chwytając się za głowę. - Na początku po prostu nie chciałem ci pomagać. Czekałem na telefon od ciebie. Czekałem kiedy do mnie zadzwonisz zaryczana i będziesz błagać abym uwolnił cię od tej gwiazdki popu. Chciałem abyś dostała nauczkę, aby cię zabolało i abyś zrozumiała, że życie takiej napuszonej gwiazdeczki nigdy nie będzie takie jak twoje. Czekałem. Ale moja dziewczyna uświadomiła mi, że w ogóle nie chcę twojej krzywdy. Miała rację bo codziennie ślęczałem z telefonem w ręku, bojąc się, że zadzwonisz. Kurwa mać, widziałem jak wychodzisz z domu, dlaczego cię nie powstrzymałem! Na pewno źle cię traktował, skurwiel za to oberwie! Ale wszystko w swoim czasie, najważniejsze, że cię odnalazłem. Jedziemy do domu. - skwitował pewnym siebie tonem, po czym zaczął ciągnąć mnie w stronę taksówki.
- Zack... - powiedziałam ze łzami w oczach. Po kilku sekundach wtuliłam się w niego. Poprosiłam taksówkarza aby odjechał. Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem, jednak ja nie miałam już ochoty na dalsze tłumaczenia. - Dziękuję, że to wszystko zrobiłeś dla mnie ale... Kocham Rossa i czuję się w jego towarzystwie bardzo dobrze...
- Ty znowu swoje! - krzyknął, odpychając mnie od siebie. - Dlaczego pchasz się nie na swoje podwórko! To nie twój poziom, on jest sławny! Tak samo jak ta cała jego rodzinka! Jesteś wspaniałą dziewczyną, zasługujesz na lepszego chłopaka i lepszych przyjaciół!
- Zack! Wiesz co, teraz to ty zachowujesz się jak napuszona gwiazdeczka! Nie znasz ich więc nie oceniaj... - zaczęłam lekko szlochać. - Pamiętasz...? jak byliśmy mali czytałeś mi codziennie przed snem tę samą bajkę...
- O różowym kucyku, który wstydził się rozmawiać z innymi kucykami bo bał się odrzucenia? - powiedział już spokojnym tonem.
- Tak, pamiętasz jak ta książka się skończyła? - zapytałam ze łzami w oczach. Chwilę później poczułam jak kilka kropel spływa po moim policzku.
- Znalazł masę przyjaciół, którzy zaakceptowali to jakim jest...?
- Tak. Zawsze mi powtarzałeś, że należy szanować innych i bez względu na to jak bardzo się boisz przyszłości i relacji z innymi, nie możesz nikogo odrzucać przez jego styl życia, poglądy czy wyznawane wartości. Mówiłeś, że każdy zasługuje na drugą szansę i, że mam zawsze o tym pamiętać i się tego trzymać. - powiedziałam już płacząc jak bóbr. - Ja pamiętam, a ty? - dodałam, ocierając mokre oczy. Zack patrzył na mnie z ogromnym niedowierzaniem. Zaskoczyłam go tymi kucykami... Ale on zawsze był taki mądry i pomocny... Z głupiej, pięciostronnicowej bajeczki potrafił wyszukać piękny morał. Dlaczego on o tym zapomniał? Ja natomiast wybuchnęłam niepohamowanym płaczem, po czym szybko wbiegłam do domu Lynchów.
*w tym samym czasie*
- Dwie łyżki dla Rossa i jedną dla Demi. - szepnęła Cleo, wsypując kawę do szklanek. - Teraz aby nie przegiąć... - dodała, wyciągając małą paczuszkę z tylnej kieszeni spodni. Położyła ją następnie obok kubków. Sięgnęła po mały nożyk, który znajdował się w szafce nad zlewem, po czym przecięła delikatnie woreczek z białym proszkiem. Delikatnie wysypała zawartość na chusteczkę i ostrożnie rozdzieliła na dwie mniejsze porcje. Gdy już chciała wsypać mieszankę do kawy blondyna, zaczął wibrować jej telefon.
- Matko, znowu on. - szepnęła, widząc zdjęcie rudzielca na wyświetlaczu. Upewniając się, że nie ma nikogo w pobliżu, odebrała połączenie. - Czego? - wysyczała.
- Mam nadzieję, że...
- Nie, jeszcze go nie otrułam! Co ty taki w gorącej wodzie kąpany? - zapytała cicho, zerkając nerwowo za plecy.
- Nie chodziło mi o to... Ale kurwa się guzdrasz! Zanim mnie wypuszczą blondyn ma kwitnąć już pod ziemią! Chcę mieć pełen dostęp do rudej. - powiedział spokojnie. - Chciałem jedynie zapytać co z pieniędzmi? Okradłaś tą czarnowłosą żmije?
- Maje? W sumie i tak i nie... - mruknęła, chowając delikatnie mniejszą część proszku do torebeczki.
- Jak to!? - oburzył się chłopak. - Przez sex za kasę uzbierała pokaźną sumkę! Wystarczy aby wpłacić za mnie kaucje! Rusz tą swoją dupę i zrób to co do ciebie należy!
- A co z dzieckiem? - zapytała z nutką przejęcia w głosie.
- W dupie mam to dziecko. Niech urodzi skoro była taka chętna do łóżka, zwisa mi to i powiewa. - wysyczał niczym głodny wąż, obserwujący swoją ofiarę. - Dałem ci namiary na jej konto bankowe, wyczyść do zera.
- Już się tym po części zajęłam, spokojnie. Dziś wracam do Los Angeles więc przyjdę do ciebie i porozmawiamy. Teraz nie za bardzo mogę bo Lynchowie w domu. - powiedziała, wsypując proszek do jednego z kubków. - Pięknie. - dodała już do siebie.
- Tak, mam nadzieję, że w końcu mi powiesz, że pozbyłaś się tego wstrętnego blondaska! - krzyknął, po czym się rozłączył. Cleo natomiast przewróciła jedynie oczami i zalała kawę.
~~
Jak tylko wbiegłam do domu to od razu skierowałam się do pokoju Rossa. Blondyn siedział na łóżku, grzebiąc w swoim telefonie. Wpadłam w jego ramiona i niczym rozjuszona, dzika bestia, wpiłam się w jego usta. Był wyraźnie zaskoczony, pieszczoty odwzajemnił dopiero po kilku sekundach.
- Przepraszam... za... brata. - wyszeptałam między pocałunkami.
- Rozumiem go. - powiedział, przygryzając moją dolną wargę. - Sam mam ochotę zabić Ratliffa za to co robi Rydel. A on przecież tylko ją zdradza, tylko... Tylko i aż. Ale zrobił mniej ode mnie, także nie dziwie się.
Byłam zaskoczona, nie powiem, że nie. Patrzyłam w jego czekoladowe oczy i nabierałam coraz większej ochoty na sex...
- Znowu Stella. - powiedział Ross, biorąc telefon do ręki. - Biedna martwi się o Ratta. Ponoć ma czterdzieści stopni gorączki i leży półprzytomny w łóżku. A to kłamstwo było tylko po to aby dziewczyna wróciła do domu na własną rękę i nie przyłaziła do nas... - wzdychnął ciężko, spychając mnie ze swoich kolan. - My chyba też musimy się zbierać. Dzwoniła pani Pomoll i powiedziała, że mam przyjść do szkoły ze dwie godziny wcześniej bo muszę coś tam znowu powycierać...Eh. Ale mamy auto zastępcze za tą stłuczkę. Także pojedziemy we dwójkę.
- Ross? - szepnęłam, przytulając się do niego. - Uciekłam z domu, Zack nakłamał rodzicom, że jestem na jakimś tam biwaku, nie wiem co się dzieje z Majakiem, brat jest totalnie wściekły... - wydukałam na jednym oddechu.
- Zaraz, zaraz!? Uciekłaś z domu? - zapytał ze zdziwieniem. Patrzył na mnie jakbym co dopiero wróciła z wariatkowa.
- Tak, tata zabronił mi się z tobą spotykać, przepraszam, że ci nie powiedziałam. Dlatego nie miałam walizek. - powiedziałam ze łzami w oczach. - Chciałabym wrócić do domu z Zackiem... Będę miała wtedy czas z nim porozmawiać i ustalić co powiem rodzicom, nie będziesz się gniewał?
- Yyyymm.... - chrząknął, kiwając głową na boki. - Jasne, że nie. Wiesz co? Zaskoczyłaś mnie, myślałem, że jesteś grzeczną dziewczynką a tu takie czity odstawiasz. - zachichotał, lekko całując mnie w kącik ust. Chcę więcej. - Spotkamy się na następny dzień w szkole i już. Fajnie było, cieszę się, że przyjechałaś. - dodał z uśmiechem, ocierając łzy z mojego policzka.
~~
- Teraz abym nie pomyliła. Ta po prawej jest dla Rossa, po lewej dla rudej. Ok, musi się udać. - szepnęła do siebie. - Kawa już praktycznie wystygła. - żaliła się Cleo, wpadając do salonu z tacką w ręku. - Szlag! Blondas na bank już jej nie tknie. - dodała w duchu. - O, mamy gościa? - zapytała, bacznie obserwując Zacka.
- Tak, to brat Demi. Zabiera ją do domu. - odpowiedziała blondynka.
- Co tam masz? - bąknął, jakby nie słuchał jej wcześniejszej wypowiedzi. Nie czekał na odpowiedź, wstał, podszedł do nieznajomej, wziął szklankę i wypił do połowy.
- Kurwa, nie ten kubek! - krzyknęła z przerażeniem w oczach. Wszyscy momentalnie skierowali wzrok ku niej. Nigdy wcześniej nie słyszeli aby dziewczyna przeklinała w ich towarzystwie.
- Coś się stało Cleo? - zapytał Rocky. - Jakaś blada się zrobiłaś. - dodał. Zack w tym czasie wypił kawę do końca. Otarł twarz rękawem, po czym odstawił puste naczynie na tackę.
- To...znaczy....bo...to...miało być dla...Ro-ss-a. - wydukała, wpatrując się w nieznajomego, który rozsiadł się wygodnie na kanapie. - To, to znaczy... Bo Rydel mówiła, że... on, tego... No, że lubi tę kawę. - dziewczyna plątała się niemiłosiernie. Reszta towarzystwa, w tym Zack, patrzyli na dziewczynę nie wiedząc dlaczego tak się jąka.
- Oh, przepraszam! Pan sławny na pewno sobie poradzi, no chyba, że gosposia zrobi mu drugą, nieco cieplejszą. - zadrwił.
- Matko, dobrze, że nie ma Rika. Zrobiłby tu porządek i na bank nie cackałby się z tym napakowanym mułem. - szepnął perkusista prosto do ucha blondynki.
- Ciii, daj spokój. Nie drażnij go. - odpowiedziała. - Demi zaraz zejdzie i pojedzie z bratem do domu.
- No nie, nie, nie! Znowu o jednego trupa za dużo! - pomyślała w duchu Cleo, przełykając ślinę. W tym samym czasie w salonie pojawił się Ross z małą reklamówką w ręku.
- A gdzie moja siostra? - zapytał groźnie Zack, podchodząc do blondyna.
- W łazience. - odparł spokojnie, podając mu foliówkę. - To są jej rzeczy. - dodał, widząc pytające spojrzenie chłopaka. - O, kawa dla mnie? - zapytał, omijając szatyna. Podszedł do Cleo i wziął kubek do ręki. - Mmm, zimna. - powiedział gdy już przełknął łyk. - No i troszkę słaba ale dzięki.
- Twoją śmiertelną porcję wypił ktoś inny. - pomyślała. - Przepraszam...- powiedziała już na głos. Blondyn jedynie się lekko uśmiechnął.
- Jesteś! - krzyknął Zack gdy już znalazłam się w salonie. - Jedziemy do domu. - powiedział stanowczo.
- A masz czym geniuszu? - zadrwił Ross, popijając zimny napój.
- Nie wkurwiaj mnie. - warknął, zaciskając pięści.
- Łap. - chrząknął blondyn, rzucając kluczyki w stronę Zacka. - Samochód zastępczy ale jest. Stoi na podwórku, odbiorę go jak wrócę. - dodał, kierując wzrok na mnie. Puścił mi oczko i szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłam gest.
- Dzięki. - powiedział oschle, złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia.
- Poczekaj, nawet się nie pożegnałam z resztą! - skarciłam brata, wyrywając się z jego uścisku. - Idź do auta, zaraz przyjdę. - dodałam. Zack bez słowa wykonał moją prośbę. Ja natomiast wróciłam do salonu i przytuliłam mocno Rossa. Wszyscy zrobili głośne aaaawww i dołączyli się do nas.
- Przepraszam za brata, bywa wulgarny i wybuchowy ale robi to bo się o mnie troszczy, wiecie. - powiedziałam cicho, wodząc wzrokiem po przyjaciołach.
- Nic się nie stało rudzielcu. Spotkamy się później. - odpowiedział wesoło Ratliff. Reszta przytaknęła. Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam blondyna w usta.
- Do później. - powiedziałam, po czym wyszłam z domu.
- Nie jest dobrze! Przecież ta ruda jedzie samochodem z tym facetem. Dałam sporą dawkę, na pewno niedługo zacznie działać. Jeżeli spowoduje wypadek... Zginą oboje! To blondaska miałam uśmiercić! - dziewczyna spanikowała jednak nie mogła nic już zrobić aby to odkręcić.
~~
Wsiadłam do auta. Zack bez słowa odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i ruszył z piskiem opon. Szkoda, że nie wracam z Lynchami ale muszę na poważnie pogadać z bratem. Droga będzie długa więc na pewno wszystko sobie wyjaśnimy. Mam taką nadzieję...
- Hej Zack..
- Sis przepraszam, że tak wyszło ale byłem zdenerwowany i nadal jestem. - przerwał mi. - Jesteś dorosła, nie mogę ci mówić co masz robić. Po prostu staram się chronić moją młodszą siostrzyczkę. A ten cały...
- Ross. - wtrąciłam się, widząc, że chłopak zapomniał imienia blondyna.
- No właśnie, on. Wydaje mi się, że nie jest dla ciebie...
- No właśnie. - powtórzyłam słowa brata, przerywając jego wypowiedź. - wydaje ci się.
- Oh, sis. Czym on cię karmi, że wierzysz w jego kłamstwa. Płakałaś jak cię rozbierał siłą, teraz nagle jesteście parą.
- Różowy kucyk. - zaśmiałam się, przypominając sobie jak co wieczór Zack czytał mi te samą bajkę. - Druga szansa. - dodałam z uśmiechem. - Co nic nie odpowiesz? - zapytałam, spoglądając na brata. - ZACK! - krzyknęłam, widząc jak zamyka oczy a jego głowa powoli osuwa się na kierownicę. - Zack, co jest... ZACK!

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Ten Rossdział napisałam już z Majakiem :D Mamy ogromną nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Cleo nam poszalała, hihi!

Wiem, że teraz macie szkolę (my od października) i macie mało czasu na cokolwiek ale cieplutko prosimy o komentarze. Chcemy wiedzieć dla kogo piszemy :3 Jak nie macie konta, napiszcie chociaż z anonima. Komy bardzo budują i dają powera do pisania kolejnych nextów :D

Powodzonka w szkole :3 Obyście nie zaczynali jedynkami jak co niektórzy w liceum xD *patrzy na Majaka*

A to na osłodę:
OMG, kocham te parę :P




CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

6 komentarzy:

  1. Super rozdział :)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! No nie! :(
    Niech Zack nie umiera! :(
    Rozdział cudowny!
    Ahh jak ja kocham tego bloga xD <3
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na next ♡♡♡♥♥♥♡♡♡♡♡♥♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Ejejej! Zacka zostawcie mi w spokoju :/
    Oby nic się im nie stało :c
    Czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń