poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział XXXIX

     Był ponury, zimny poranek. Na dworze panowała niska temperatura, kalifornijskie słońce postanowiło wziąć sobie wolne i leniwie dryfowało po niebie, okrywając się miękkimi, deszczowymi chmurami. Za oknami szaro, wiatr hulał po ulicach, chcąc wtopić się w tło niecodziennej Kalifornii. Nawet Ross, który zawsze spał bez koszulki z pościelą na podłodze, tego wczesnego poranka miał na sobie t-shirt i tulił pierzynę, chcąc wyssać z niej całe ciepło. Kiba, okryty poduszką, drżał i wsłuchiwał się w przyspieszony oddech swojego pana. Było inaczej. Inaczej niż zwykle.
- Brrr, jak dzisiaj zimno! - Rydel westchnęła z niezadowoleniem, przykrywając ciało pościelą aż pod sam czubek nosa. Wzdrygnęła się, ziewnęła przeciągle, po czym leniwie spojrzała na budzik, który właśnie zaczął brzęczeć. - O rany, już jest 4:45. Trzeba wstać i usmażyć Ossiemu naleśniki. - wymamrotała. Nie chciała jednak opuszczać cieplutkiej krainy, która znajdowała się tuż pod jej kołdrą. Niestety obowiązki wzywają, blondynka niechętnie wstała z łóżka, szybko ubrała szlafrok i wsunęła na nogi włochate kapcie, po czym skierowała się od razu do kuchni. Wyciągnęła z lodówki potrzebne produkty i zabrała się do roboty. W między czasie zaparzyła sobie gorącą czekoladę aby nieco rozgrzać ciało od środka. Jak już naleśniki wylądowały na talerzu, blondynka udała się na górę, do pokoju swojego najmłodszego brata.
- Hej Ossy. - powiedziała jak już przekroczyła próg. W odpowiedzi usłyszała jedynie ciche pomruki. Sama nie wiedziała czy wydobywał je Ross, czy Kiba. - Wiem, że jest strasznie wcześnie ale o 6:00 musisz być w szkole. - dodała, szturchając brata w ramię. Ten jedynie podciągnął pościel, która teraz zakryła go całkowicie. Gdzie nie gdzie wystawały jedynie jego blond kosmyki, które w totalnym nieładzie delikatnie opadały na żółtą poduszkę. Blondynka lekko zachichotała i założyła ręce na piersi. - Na dole czekają na ciebie naleśniki z ananasem. - powiedziała pewnym siebie tonem. Wiedziała, że to go zachęci do wstania z łóżka, zawsze działało. Dziś było jednak inaczej.
- Zimno mi. - wymamrotał. - Muszę iść?
- Faktycznie dziś jakaś dziwna pogoda. Po moim ciele też przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Ale niestety musisz braciszku. - odrzekła pokrzepiająco. - Ale skończysz nieco wcześniej lekcje bo o 13.00 mamy wywiad. Rik próbował przesunąć na inną godzinę jednak narzucili nam taki termin więc za dużo nie mogliśmy zrobić. Nauczyciele wiedzą także spokojnie. Podjedziemy po ciebie.
- Chociaż coś. - jęknął, odsłaniając twarz. - Dobrze, już wstaję. - dodał, posyłając siostrze wymuszony uśmiech.
- Demi się odzywała? - zapytała nagle Rydel.
- Nie... Ale mówiła, że musi sporo załatwić z rodzicami także pewnie nie miała czasu zadzwonić. Dziś się spotkamy w szkole to z nią porozmawiam. - odrzekł, czerwieniąc się jak burak. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, tym razem jednak był naturalny i szczery.
- Ale ubierz coś ciepłego. - powiedziała, widząc jak blondyn się trzęsie. - Okropna pogoda dzisiaj, normalnie przeciwieństwo słonecznej Kalifornii! A miałam dzisiaj iść z Cleo na małe zakupy!
- Z kim proszę? - bąknął, szperając w swojej szafie. - Znów ona...
- No co? Wymieniłyśmy się numerami. Bardzo ją polubiłam i uważam, że wyolbrzymiasz braciszku. Musisz dać jej szansę, Cleo jest bardzo sympatyczna i stara się jak może abyś ją w końcu polubił.- odrzekła z wesołą miną.
- Wyolbrzymiam? - oburzył się. Zmarszczył brwi, chciał kontynuować rozmowę jednak machnął tylko ręką i wszedł do łazienki.
- No co! Źle było w Denver? Przynajmniej w domu panowała weselsza atmosfera. - wtrąciła jeszcze, wytykając bratu język. To nic, że już tego nie widział.
- O niczym innym nie marzyłem. - zakpił. - Jak wracaliśmy do domu to miałem ochotę normalnie pójść pieszo. Nie lubię jej i tyle. - dodał lekko podniesionym tonem. - Możesz zrobić mi coś ciepłego do picia?
- Oh, przesadzasz. Patrzysz tak na nią bo masz żal o samochód. - westchnęła. - Jasne no i się pospiesz bo naleśniki wystygną!
~~
     Godzina 6:03. Na dworze głucho, zimno, mokro... Kalifornia nadal była okryta ciemną, gęstą mgłą. Niebo płakało, nastolatek jednak nie miał pojęcia z jakiego powodu. Czuł dziwny ból w okolicach serca, cały czas jednak go ignorował. Mimo przeciwności losu, mknął pustymi, szkolnymi korytarzami, wiedział, że już jest spóźniony. Zdyszany dotarł pod pokój nauczycielski po kilku minutach. Momentalnie został zbombardowany nieprzyjemnym wzrokiem pani Pomoll i woźnego, który z uśmiechem wyciągnął ku niemu dłoń z ogromnym pękiem kluczy.
- Wiesz która jest godzina Lynch? 6:09, spóźniłeś się. - warknęła profesorka, poprawiając okulary na swoim krzywym nosie.
- Przepraszam no, jakoś dziwnie się czuje... - odparł, łykając łapczywie powietrze. Zgiął się w pół, jedną ręką złapał się za serce, drugą natomiast podparł o kolano aby nie upaść.
- Ohoho, nie myśl, że dam się na to nabrać. W końcu jesteś aktorem, nieźle potrafisz kłamać. - odburknęła. - Dzisiejsze trzy ostatnie lekcje odrobisz jutro w kozie, następnie pomożesz w kuchni bo grono pedagogiczne ma małe, skromne przyjęcie. Jak już skończysz będziesz mógł wrócić do domu.
- Wolne żarty!? Co ja kurwa kura domowa, czy co!? Nie mam zamiaru gotować, chyba was pogrzało już do końca! - oburzył się, gwałtownie prostując ciało. Kilka sekund później tego pożałował, jęknął z bólu i ponownie zrobił lekki skłon.
- Ross co to za słownictwo!? - krzyknęła nauczycielka. - Za grosz dyscypliny! Chłopak spojrzał na kobietę z politowaniem i mordem w oczach. Nie miał zamiaru z nią dyskutować, nie dzisiaj. - No i kto powiedział, że będziesz gotował? Staniesz za zmywakiem. - dodała z tryumfem. Blondyn obrzucił profesorkę jadowitym spojrzeniem, nie miał jednak sił się kłócić.
- Weź te klucze i idź do piwnicy. Wylało nam ścieki, pomożesz mi się z tym uporać. - wtrącił w końcu woźny, który już miał dość wysłuchiwania tej słownej przepychanki. Ross niechętnie odebrał ogromny pęk i zrezygnowany zrobił to co powiedział mężczyzna.
~~
     Nastolatek pracował w pocie czoła już dobrą godzinę. Nieprzyjemna aura, która zawisła nad nim tuż po otwarciu oczu, nie chciała odejść. Nasilała się z każdą minutą, psując i tak już podły nastrój chłopaka. Opętało go głupie i bezpodstawne poczucie winy, złe myśli ogarnęły jego podświadomość. Był zmartwiony, opryskliwy, czuł się okropnie, miał dreszcze, serce jakoś nieprzyjemnie szybciej biło...
- Kurwa, co się ze mną dzieje! - jęknął, łapiąc szybko powietrze. - Ta nauczycielka mnie tak wkurwia... Eh, muszę przestać o tym wszystkim myśleć i już. - warknął, zabierając się ponownie do pracy. W głębi serca wiedział, że to okropne samopoczucie nie jest spowodowane szkołą. Bał się coraz bardziej. Spowijał go mrok, przeszywając jego zimne ciało jak ostry nóż. Gdy w pomieszczeniu został sam, ogarnął go przeraźliwy lęk. Obracał się na boki, czując czyjąś obecność. Nie dostrzegł jednak nikogo. Szybko wyjął telefon z kieszeni i wystukał numer do siostry.
- Co się dzieje Ossy? - zapytała ziewając.
- Nie wiem, pomóż mi... - wyszeptał, zerkając niepewnie za plecy.
- Hej braciszku coś nie tak? W czym ci pomóc?! - Krzyknęła z przejęciem.
- No przecież mówię, że nie wiem... J-a dziwnie się cz-u-je... - wymamrotał. Momentalnie zrobiło mu się gorąco, zaczął więc lekko dyszeć do słuchawki.
- Rany braciszku! To pewnie przez tę nagłą zmianę pogody, zaraz będziemy. - powiedziała na jednym oddechu, po czym się rozłączyła.
- To nie pogoda... - jęknął, nie wiedząc, że połączenie jest już zakończone. - Rydel, nie wiem dlaczego ale mam złe przeczucia... - dokończył, podpierając się o ścianę. - Siostrzyczko...? - W odpowiedzi otrzymał jedynie głuchą ciszę. Zrezygnowany usiadł na podłodze i zamknął powieki...
*15 minut później*
- Hej, Ross, ROSS! - krzyczał woźny, potrząsając nastolatkiem na prawo i lewo. - Obudź się! Chłopak jednak ani drgnął. - Matko jedyna, otwórz oczy! - lamentował, nadal szturchając blondyna. - No co jest, co jest! - Mężczyzna wpadł w panikę, nie wiedział co ma robić. Szybko pobiegł na parter i z ogromnym hukiem wpadł do pokoju szkolnej pielęgniarki.
- Szy-bko, chło-pak, piwnica, nie odd-ycha, pom-ocy! - wydarł się tuż po otwarciu drzwi, ledwo sklecając słowa.
- Słucham? - zapytała ze zdziwieniem. Aktualnie zajmowała się jedną z uczennic, która skarżyła się na dość częste wymioty i bóle brzucha. - Rozmawiam z Cassidy na poważny temat, specjalnie przyszła do mnie wcześniej...
- Uczeń leży nieprzytomny w szkolnej piwnicy, potrzebuję pomocy! - krzyknął, wywołując ogromne zamieszanie. Słysząc te słowa, pielęgniarka natychmiast zostawiła dziewczynę w gabinecie i ruszyła za woźnym, który w pośpiechu wybiegł z pomieszczenia. Na miejsce dotarli po kilku minutach, blondyn nadal leżał na ziemi.
- Sprawdzał pan puls? - zapytała kobieta, kucając naprzeciwko chłopaka. - Jest zimny.
- Nie, nic nie sprawdzałem! - wydarł się ponownie. Pielęgniarka z jednej kieszonki szybko wyjęła małe pudełeczko, z drugiej natomiast strzykawkę. Po wstępnych oględzinach, zanurzyła igłę w ciele blondyna.
- Proszę się uspokoić! - zwróciła uwagę woźnemu, który nadal krążył w kółko. - Chłopak po prostu zemdlał, pewnie od tych chemikaliów. Powinien pan zadbać o bezpieczeństwo ucznia i wręczyć mu maskę ochronną do takiej pracy!
- Właśnie jak po nie wyszedłem to on musiał się źle poczuć. - tłumaczył się, wywijając rękoma jak opętany.
- No już po krzyku, otwiera oczy. - powiedziała spokojnie kobieta, wstając na równe nogi.
- Mhmm...? - wymamrotał ledwo słyszalnie. - Gdzie ja jestem?
- O rany... - westchnął mężczyzna, poprawiając zabrudzoną czapkę z daszkiem. - Musiałeś zemdleć, to pewnie przez te stęchłe powietrze. - dodał, próbując podnieść blondyna. - Wstawaj, za pięć minut zaczyna się lekcja.
Chłopak niepewnie stanął na nogi. Następnie chwiejnym krokiem udał się na parter. Nie odbyło się jednak bez pomocy starszego mężczyzny, który go podtrzymywał przez całą drogę.
- Co się ze mną dzieje do jasnej cholery. - pomyślał blondyn, robiąc powolne kroki w przód. - Jestem jakiś rozkojarzony, meh... - z zadumy wyrwał go dźwięk dzwonka. - Do chuja! Znowu się spóźnię! - krzyknął, po czym odepchnął woźnego i ruszył w stronę sali chemicznej. Wpadł do klasy dziesięć minut po dzwonku. Na jego niekorzyść, po otwarciu drzwi, napotkał na swojej drodze panią Pomoll, która nie była zadowolona z zaistniałej sytuacji. Blondyn już chciał się tłumaczyć, jednak w tej samej chwili napotkał zaniepokojony wzrok swojej siostry. Blondynka bez chwili zastanowienia podbiegła do brata i mocno przytuliła. Po klasie przeszła cicha fala śmiechów, Ross jednak miał to gdzieś. Wtulił twarz w miękkie włosy dziewczyny, dziękując Bogu, że przyjechała. Nie była jednak sama. Po chwili do uścisku przyłączył się Rik z resztą zespołu. Wzbudziło to niemały podziw, zarówno wśród uczniów jak i nauczycielek.
- Co się stało Ossy? - szepnęła blondynka.
- Nie wiem... - odrzekł drżącym głosem. - Boję się czegoś, sam jednak nie wiem czego... Serce bije mi jak oszalałe, jakby chciało mi o czymś powiedzieć.
- Ekhem. - chrząknęła pani Pomoll. - Proponuję aby Ross pojechał do domu i odpoczął. Może faktycznie źle się czuje. - wtrąciła od niechcenia.
- Oczywiście, że go zabierzemy do domu! - oburzyła się blondynka. Kiwnęła porozumiewawczo w stronę Ratliffa, który momentalnie podszedł do Rossa, złapał za ramię i powoli zaczął prowadzić do wyjścia. Rydel ruszyła tuż za nimi.
- Przepraszamy za kłopot. - odezwał się nagle Riker. Był równie zdenerwowany jak jego najmłodszy brat. Ukłonił się potulnie, po czym wraz z Rockym wyszedł z sali. Basista za drzwiami zauważył swoją przyszłą małżonkę. Patrzyła na niego przenikliwie, kątem oka spoglądając na młodszego z Lynchów.
- Hej, weź kluczyki i jedźcie do domu. - powiedział, rzucając Rockiemu ów przedmiot. - Ja i Ally musimy jeszcze coś załatwić.
- Jasne bro. - rzucił krótko, po czym, o nic nie pytając, skierował się do wyjścia.
- Kochanie... - szepnęła, wtulając się w basistę. - To okropne...
- Ciii... - uspokajał ją. - Jakoś sobie damy radę.
- Ty tak. - wtrąciła ze łzami w oczach. - A Ross? Widziałam jak wychodzili. On czuje, że coś jest nie tak. Musimy mu powiedzieć, że Demi nie żyje... - dokończyła, wybuchając niepohamowanym płaczem.
- Nic mu nie będziemy mówić. - powiedział poważnym tonem, chwytając dłonie dziewczyny.
- Jak to! Lepiej aby się dowiedział od nas niżeli od osób trzecich! - krzyknęła, próbując uwolnić się z uścisku basisty. Ten jednak trzymał ją mocno, zachowując jednocześnie sporą delikatność.
- Nic o tym wypadku nie wiemy...
- Media podały, że obie osoby zginęły! - lamentowała. Nie mogła powstrzymać łez, które ogromnym strumieniem spływały po jej bladych policzkach.
- Skarbie, doskonale wiesz, że gazety i media szukają jedynie rozgłosu, reporterka nawet nie była na miejscu zdarzenia. Dodatkowo powiedziała, że PRAWDOPODOBNIE obie osoby nie żyją. Nie możemy wpadać w panikę, dobrze? Trzeba być dobrej myśli. - powiedział, po czym pocałował dziewczynę w czoło. - Trzeba być dobrej myśli... - powtórzył, sam nie wierząc w to co mówi. Nie mógł jednak w takiej chwili okazywać skruchy. Musiał zachować zimną krew i wspierać ciężarną na tyle ile jest w stanie.
- Powiedzmy chociaż Rydel. - nalegała, przecierając już lekko czerwone i podrażnione oczy.
- Złamiemy jej tym serce w ogóle nie mniej niż Rossowi. - odrzekł stanowczo. - Spokojnie, mała. Dowiem się jak sprawy stoją, dopiero potem przekażemy informację reszcie. - dokończył, mocno przytulając dziewczynę. Ally nie była tym zachwycona mimo wszystko przytaknęła.
~~
     Przyszłe małżeństwo wróciło do domu najpóźniej, ponieważ Ally nalegała aby basista zasięgnął świeżych newsów w sprawie wypadku. Riker robił co mógł, było mu jednak ciężko przekonać reporterów aby z nim porozmawiali. Zniechęcony ciągłymi odmowami postanowił dać sobie spokój. Musiał wymyślić inny sposób. Z własnego doświadczenia wiedział, że to co nagłaśniają media jest po prostu czystą fikcją. Chłopak, jak tylko wrócił do domu, od razu przykleił się do ciepłego kaloryfera. Jak się już nieco ogrzał, ściągnął przemoczoną kurtkę i buty, następnie pomógł Ally uporać się z mokrym szalikiem, który za nic nie chciał się odplątać.
- Nie płacz skarbie, proszę. - szepnął prosto do ucha swojej dziewczyny. - Obiecuję ci, że tego tak nie zostawię, jeszcze dzisiaj wszystko się wyjaśni. Tylko proszę nie mów nikomu.
- Rik... J-a, po prostu nie wiesz jak bardzo mi szkoda Rossa. Co chwile spotyka go masa przykrości, ja po prostu nie wierzę...
- Ciii, ufasz mi? - zapytał, patrzą na dziewczynę z ogromną nadzieją w oczach.
- Oczywiście. - wymamrotała, wtulając się w jego umięśniony tors.
- To spokojnie poczekaj do wieczora. - wyszeptał. - Wszystko do tego czasu ogarnę, obiecuję.
- Nareszcie jesteście! - krzyknęła Rydel jak tylko zauważyła brata w salonie.
 - Przepraszam, musieliśmy coś załatwić. - odrzekł. - No i jak się czuje nasz blondas?
 Blondynka zauważyła smutną i przygnębioną minę Ally, nie chciała jednak wnikać w szczegóły. Mimo wszystko zapłakana twarz dziewczyny nie dawała jej spokoju...
- Jest już lepiej, spokojnie, wykaraska się do wywiadu, nie martw się. - odpowiedziała, próbując zignorować kwaśną minę szatynki.
- Nie, nie chodzi o to. - bąknął, omijając slalom zabawek na podłodze. - A to co?
- Wujek przyjechał z dziećmi. - westchnęła. - Taki pech bo chcieli pobawić się z Ossym a on leży w łóżku. W sumie powiedział, że da radę, jednak nalegałam aby się troszkę przespał. Ma wysoką gorączkę, nie wiem jakaś migrena czy coś. Ale dostał leki, zjadł no i teraz śpi.
- Da, migrena. - szepnął przeciągle. - Dobra, mamy jeszcze sporo czasu do wywiadu więc na pewno da radę. Ja muszę jeszcze jechać do studia pozałatwiać parę spraw, przyjadę...
- Rik, pamiętasz kiedy on był taki nieswój? - Rydel przerwała nagle bratu. - Jak rodzicie mieli wypadek, to dziwne, prawda?
- Yyy... - basista z zakłopotaniem spoglądał na Ally, która z ogromnym trudem powstrzymywała łzy. - To czysty przypadek, sama widzisz jaką mamy pogodę. Pada, wieje i jest strasznie zimno. Normalnie jak nigdy, to dlatego się źle czuje, nic nie poradzimy. - dokończył, zachowując pozory pewnego siebie.
- Pewnie masz rację. - odpowiedziała spokojnie. - Jak będziesz wracał to kup jeszcze tabletki przeciwbólowe, dobrze? Ja ogarnę całą resztę bo coś mi się wydaje, że nie wyrobią się sami do wywiadu.
Najstarszy jedynie kiwnął głową na znak zgody. Przytulił następnie Ally, która już nie wytrzymała i zaczęła lekko łkać. Gdy tylko Rydel zniknęła z horyzontu, basista wziął pod rękę narzeczoną i powoli wyszedł z domu.
~~
     R5 w studiu byli dobre pół godziny przed czasem. Rydel cały czas chodziła obok najmłodszego brata, bojąc się, że może ponownie zemdleć. Nafaszerowała blondyna masą tabletek aby nic się nie stało, ale i tak odczuwała spory lęk. Wywiad będzie na żywo, jak chłopak źle się poczuje przed kamerami to fajni mogą źle to odebrać albo po prostu będą się zamęczać o zdrowie nastolatka.
- Siostrzyczko, już czuje się dobrze, możesz się ode mnie nieco oddalić. - zachichotał. - Twój chłopak jest tam. - szepnął, wskazując palcem perkusistę, który zajadał ulubione żelki blondynki.
- Oh, uwierz mi, że dostałbyś w łeb gdyby nie twój stan zdrowia. - powiedziała, udając obrażoną. - Martwię się, no.
- Wiem i dziękuję ale ta porcja tabletek zrobiła swoje. - zaśmiał się ponownie, puszczając siostrze oczko. - Tylko... - zaczął, macając kieszenie swoich jeansów.
- Tylko co? - zapytała zaniepokojona. W jej oczach ponownie pojawił się lęk.
- O nie, nie, nie! - krzyknął nastolatek. - Moja komórka! No nieeee! A chciałem zadzwonić do Demi.
- Co się stało z telefonem? - zapytała. - No a twoja dziewczyna pewnie zrobiła sobie wolne jeszcze jeden dzień. Musiała poważnie porozmawiać z rodzicami także podejżewam, że była tym wszystkim po prostu zmęczona.
Riker cały czas przysłuchiwał się rozmowie. Strasznie go korciło, chciał się wtrącić, powiedzieć co się stało... Cały czas jednak chciał usłyszeć wszystko od reporterów na żywo, nie wierzył, że w TV mówią prawdę.
- Został pewnie w szkolnej piwnicy...- powiedział zrezygnowany. - Nie pytaj. - dodał, widząc pytające spojrzenie siostry.
- Weź moją. - powiedziała blondynka, grzebiąc w swojej torebce.
- Nie teraz. - wtrącił Riker. - Zaraz zaczyna się show, Ross, zadzwonisz po wywiadzie. - nalegał najstarszy. Młodszy jedynie przewrócił teatralnie oczami i zgodził się skinieniem głowy.
~~
     Wywiad z R5 trwał już dobre półtorej godziny. Rozmawiali o nadchodzącej trasie i nowej płycie. Riker zdradził również datę premiery nowego teledysku co wywołało wśród fanów ogromną falę zadowolenia. Ku zaskoczeniu zespołu, Ross aktywnie uczestniczył w rozmowie, chętnie odpowiadając na pytania reporterki, które głównie tyczyły się jego filmowej kariery. Blondyn w duchu wyczekiwał jednak przerwy. Chciał w końcu zadzwonić do swojej ukochanej. Kiedy reporterka zarządziła przerwę reklamową, blondyn natychmiast wyszedł z pomieszczenia, ciągnąc za sobą siostrę.
- To mogę ten telefon? - zapytał z przejęciem. Zaraz potem dostał przedmiot do ręki. Z wielkim bananem na twarzy odnalazł numer w kontaktach, po czym nadusił zieloną słuchawkę. Riker, który w tej chwili pojawił się obok młodszego brata, obserwował bacznie jego ruchy.
- Nie odbiera. - powiedział nieco smutnym tonem.
- Bo ona nie może odebrać. - nagle blondyn usłyszał czyjś głos za plecami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdzieś go już słyszał, nie mógł sobie jednak przypomnieć gdzie. Odwrócił się więc na pięcie i odszukał wzrokiem źródło dźwięku.
- Ma-j-a? - wyjąkał, patrząc na czarnowłosą. - Co ty tutaj robisz? - zapytał, nerwowo zerkając na rodzeństwo. - No i dlaczego płaczesz...?
Z oczu dziewczyny płynął ogromny potok łez, który rozmazywał niedbale zrobiony makijaż. Miała na sobie obdarte jeansy i poplamioną, szarą koszulkę. Na nogach widniały niedbale zawiązane trampki a jej tłuste, zaniedbane włosy, związane były w luźny kucyk. Mimo tego, że była w ciąży, jej brzuch nadal był płaski. Kości policzkowe wystawały jeszcze bardziej niż zazwyczaj, obojczyki silnie odznaczały się na pomiętolonym t-shercie. Jednyn słowem, wrak a nie dziewczyna.
- Przyszłam bo mam do ciebie prośbę. - wyjąkała, pociągając nosem.
- Prośbę? - powtórzył. - A czego niby chcesz?
- Chcę pojechać do Demi. - odrzekła, wybuchając płaczem. Bez chwili namysłu wpadła w ramiona blondyna i wtuliła się w niego tak mocno, jakby był ostatnią osobą na ziemi na którą może liczyć.
- Odwal się. - burknął chcąc odepchnąć od siebie dziewczynę. Ona jednak objęła go tak mocno, że chłopak musiałby nieźle szarpnąć aby się jej pozbyć. Nie chciał jednak tego robić.
- Dobra Ross, kończ rozmowę, musimy wracać na plan. - wtrącił się najstarszy, czując w kościach co się święci.
- NIE! - krzyknęła czarnowłosa. - Ross... Demi miała poważny wypadek! Być może to jej ostatnie godziny... Ja wiem, że wywinęłam jej masę świństw... Ale mimo wszystko chcę być przy niej!
- CO? Jaki wypadek, co się stało!? - krzyknął z przerażeniem w oczach. - Zaraz, zaraz, ty ZNOWU kłamiesz! - oburzył się, szarpiąc dziewczyną. - Nie masz już dosyć!?
- Ale to prawda głupku! - warknęła, bijąc chłopaka pięściami. - Ona umrze, rozumiesz! Nie kłamie, nigdy w życiu nie powiedziałabym czegoś takiego! Nie widziałeś wiadomości w telewizji!? Zack nie żyje a Demi jest w stanie krytycznym, błagam cię, zawieź mnie do niej. - lamentowała, klękając przed chłopakiem. - Błagam...
On jednak stał jak słup soli, patrząc na zapłakaną dziewczynę. Nagle usłyszał głuchy dźwięk, który zwiastował wznowienie wywiadu. Reporterka ciepło zachęcała zespół do powrotu, oni jednak z ogromnym niedowierzaniem obserwowali nagłe zajście między Rossem a Mają.
- Ross, wiem, że kłamałam i to sporo ale jak ją naprawdę kochasz to tym razem uwierz mi! - krzyknęła, schylając się do stóp blondyna.
- To nie może być prawdą. - wtrąciła Rydel ze łzami w oczach.
- Nie popadajmy w panikę. - wymamrotał Riker. - To co mówi Maja jest tylko niewinną wiadomością z TV, dowiem się dzisiaj co było przyczyną wypadku i jak czuje się Demetria. Na tę chwilę niestety wiem tyle co czarnowłosa...
- TY WIEDZIAŁEŚ?! - oburzył się blondyn, bombardując brata morderczym spojrzeniem. - Wiedziałeś, że moja dziewczyna może umrzeć i mi nie powiedziałeś!?
- Ross, nie chciałem cię martwić...
- Nienawidzę cię, jesteś najgorszym bratem na świecie! - warknął, po czym podniósł czarnowłosą z ziemi i pociągnął w stronę wyjścia, zostawiając wszystkich w ciężkim szoku....

NOTKA

Joł, cześć i czołem :D

Nadrabiamy xD To znaczy, staramy się :P Rossdział z deczka depresyjny chyba xD Ale Maja strasznie go lubi, w sumie mnie również przypadł do gustu :D

Meh, meh, co się stało w końcu z Demi i jej bratem? Na dalsze info musicie jednak nieco poczekać, hihi :P Mamy nadzieję, że mimo wszytko przeczytacie i skomentujecie Rossdziałek.

Stare ale lubię to zdjęcie :P



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

7 komentarzy:

  1. Super rozdział :)
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiedziałam że w takim momencie sie skończy! Wiedziałam! Kurde jak ja nienawidze jak rozdziały kończą sie w takich momentach xD
    Rozdział super <3
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na next ♡♡♡♥♥♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Ona ma żyć! Rozumiecie?!
    Poza tym rozdział super :)
    Nie mogę doczekać się nexta
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Weroniką.ONA ma ŻYĆ!!!nie wiem jak to zrobita ale ona ma żyć!!niech Ross wejdzie do sali złapię ją za rękę pocałuje,błaga by żyła itp.i nagle łubuduu i dziewczyna żyję :)
    W każdym razie ma żyć jasne? serio pliss niech ona żyje :)
    pozdrawiam moniaa

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam rozdział (świetny zresztą jak zawsze :D) i mam po nim takie odczucia...
    Losem Demi za bardzo sie nie przejmuję, bez niej opowiadanie nie miałoby zbyt dużego sensu i wkrótce pewnie byście je skończyły, a jak wcześniej pisałyście, ich historia dopiero się zaczyna... ;)
    Za to Zack... Nie! Wcześniej mnie denerwował, ale w ostatnim rozdziale zrobił się taki... fajny! On nie mógł zginąć!
    Rik... Jejku, Rik... Rozumiem go, nie chciał martwić Ross'a... Szkoda, że znowu się pokłócili... Na początku, keidy Ally zaczęła z nim rozmawiać, myślałam, że poroniła, ale na szczęście okazało się, że to nie o to chodzi...
    Znaczy... 'na szczęście'... Może źle to ujęłam, ale zarazem bardzo mi ulżyło, więc...
    Podsumowując, rozdział był genialny, może nie najlepszy z dotychczasowych, ale zarazem po nim najbardziej czekam na nexta! Więc tym skromnym komentarzem po cichu was motywuję ;) Czekam z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To wkońcu Demi żyje czy nie?!?!?!?!?!? MA ŻYĆ!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń