piątek, 11 września 2015

Rozdział XL

      Wszyscy z szeroko otwartymi oczami wpatrywali się w basistę, który jedynie odprowadzał wzrokiem swojego młodszego brata w stronę tabliczki z napisem ,,wyjście". Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Czuł się skrępowany i bezradny. Cała ta sytuacja wbiła go w ziemię, blokując jego myśli i uczucia. Jakby właśnie zawalił się domek z kart, który zdołał ułożyć dosłownie kilka sekund temu. Czuł jak temperatura w jego organizmie stopniowo wzrasta a zimny pot zalewa jego całe ciało. Stał cały czas tyłem do reszty zespołu, wiedział jednak, że wszyscy czekają na jego wyjaśnienia, szczególnie Rydel, która cała zapłakana stała w objęciach Ella. Basista, drżąc jak osika, odwrócił się powoli, otworzył usta, chciał wyrazić skruchę, przeprosić ale nadal czuł dziwną blokadę, która zrobiła z niego tymczasową marionetkę. Ale kto ciągnął za sznurki? Strach i poczucie winy. Słysząc coraz głośniejsze łkania swojej siostry nie mógł uwierzyć, że przypałętał się do nich kolejny, niemały problem. Problem, który jest jego autorstwem. A miało być tylko lepiej.
- Słuchajcie... - zaczął niepewnie. Ogromna gula w gardle skutecznie uniemożliwiała mu wypowiedzenie słów, chłopak jednak wiedział, że musi to wszystko wyjaśnić. - Wiem, że to wygląda źle ale trzeba być dobrej myśli...
- Dobrej myśli! - wtrąciła się Rydel. - Dlaczego my o niczym nie wiemy, co się w ogóle s-ta-ło...
- Sis, spokojnie. - szepnął, podchodząc do blondynki. Kiedy ta się od niego odsunęła, basista wziął głęboki oddech i kontynuował. - Widziałem rano w wiadomościach, że mówili o wypadku. Tylko sami wiecie, że media po prostu szukają rozgłosu, reporterka nawet nie była na miejscu zdarzenia. Mówiła, że prawdopodobnie obie osoby zginęły, Maja wspomniała, że Demi żyje... - powiedział półszeptem. - Miałem dzisiaj po wywiadzie się tym zająć i dowiedzieć wszystkiego, przepraszam. - dokończył, chowając twarz w dłoniach. Gula w gardle drgała niemiłosiernie, jego głos cały czas się załamywał a z mokrych oczu spłynęło kilka kropel słonych łez.
- Biegnij za nim Rik, boję się, że zrobi coś głupiego. - wymamrotała blondynka. Cały czas stała wtulona w perkusistę, który wsłuchiwał się w to wszystko z ogromnym niedowierzaniem.
- Nic nie zrobi. - powiedział spokojnie. - Ja mam klucze od auta więc nigdzie nie pojedzie. To wszystko jest strasznie zagmatwane... Każde źródło podaje inne informacje... - dodał załamany.
- R5! Trzeba wznowić wywiad! - nagle ktoś krzyknął prosto do ucha najstarszego z zespołu. - Fani CZEKAJĄ! Przecież lecimy na żywo!
- Przepraszamy ale mamy poważną sytuację i musimy opuścić ten budynek. - odrzekł stanowczo Rik. Skinieniem głowy dał znać reszcie aby poszli za nim. - Wymyślcie coś, przepraszamy! - dodał, kierując się szybkim krokiem do wyjścia.
*w tym samym czasie*
- To mój samochód. - powiedziała czarnowłosa, wskazując na czarne porsche. Rzuciła kluczyki blondynowi i sama wsiadła na miejsce pasażera.
- Skąd masz taką furę...? - zapytał. - A w sumie, nieważne. - jęknął, po czym usadowił się za kierownicą.
Ross, nie wiedząc wcześniej nic o Majce, cały czas zgrywał ważniaka, pewnego siebie gościa, który wierzył, że cały świat tańczył w rytm jego muzyki. Chciał pokazać, że to on jest najważniejszy, najsilniejszy i, że zawsze dostaje to czego chce. Teraz było zupełnie inaczej. Płakał przy niej jak małe niemowle, ukazując swoje kruche i delikatne wnętrze. Ale to nie było w tej chwili ważne. Pogardę i arogancje już dawno odłożył na dolną półkę. Teraz liczyła się tylko Demi.
- Pożyczyłam bez pytania. - odrzekła, zapinając pasy. - Nie ważne od kogo. - dodała, czując na sobie pytający wzrok chłopaka.
- Kurwa co jest z tym kluczykiem!? - wydarł się, niefortunnie próbując włożyć przedmiot do stacyjki. Ręka jednak tak mu drżała, że blondyn nie mógł się uporać z tym prostym zadaniem. Czarnowłosa spojrzała na chłopaka z politowaniem, po czym chwyciła jego dłoń, zabrała klucze i przekręciła je w stacyjce.
- Jedź. - szepnęła jak już usłyszała warczenie silnika. - Demi leży w szpitalu w Las Vegas, wszystko ci powiem jak już tam dojedziemy. - dodała, ocierając oczy swoim brudnym podkoszulkiem.
- W Las Vegas? - wymamrotał ze łzami w oczach. - Jeżeli to twój kolejny, głupi żart i kłamiesz mnie tylko po to, aby zwabić do jakiejś kryjówki Matta, to uwierz mi, że zabije was oboje. A jeżeli to ten cały rudzielec ją skrzywdził to wypruje mu flaki! - nastolatek zaczął się awanturować. Był tak wściekły, że nawet nie zauważył, kiedy strzałeczka na liczniku, wskazująca prędkość, zaczęła zbliżać się do dwustu.
- Nie kłamię. - jęknęła, pociągając nosem. - To prawda... - nie dokończyła, emocje wzięły górę. Dziewczyna rozpłakała się jak małe dziecko, wtulając twarz w fotel. Ross z kolei jechał coraz szybciej, chciał już być przy rudowłosej. Mimowolnie z jego oczu spływał potok łez, którego nie potrafił zatrzymać. Z kolei ręce, które nastolatek trzymał na kierownicy, drżały jak oszalałe.
~~
     R5 wybiegli ze studia tuż po tym jak usłyszeli dziki pisk opon. Riker był bardzo zdenerwowany, w szoku przeszukiwał kieszenie aby się upewnić czy aby na pewno młodszy nie wziął od niego kluczyków. Na jego szczęście miał je przy sobie.
- Czym on pojechał w takim razie! - wydarł się jak tylko wpadł na chodnik. Spora grupka przechodniów spojrzała na basistę z zaciekawieniem, niektórzy nawet przystanęli aby dowiedzieć się czegoś więcej. - Kurwa, przecież nasz samochód stoi tutaj! - krzyknął ponownie, chwytając się za głowę.
- Przepraszam, widziała pani może chłopaka, blond włosy, 18 lat? Miał na sobie podarte, niebieskie jeansy, białą koszulę, żółte trampki i czarną kurtkę? Proszę to ważne, wychodził z tego budynku jakieś 5 minut temu. - blondynka postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce i zaczęła pytać przechodniów. Zdyszana i zapłakana z niecierpliwością czekała na jakiekolwiek informacje. Nikt jednak nic nie wiedział. Pozostali członkowie zespołu poszli w ślady blondynki i również zaczęli wypytywać. Z ogromną nadzieją podchodzili co rusz do kogoś innego, myśląc w duchu ,,może on coś wie!".
- Ja widziałam tego chłopaka, proszę pani. - nagle mała dziewczynka zaczepiła Rydel, ciągnąc ją za sukienkę. - Ten pan z jakąś panią wsiadali do czarnego, bardzo ładnego samochodu. Taki sportowy, musiał być bardzo drogi. - dodała, liżąc swojego landrynkowego lizaka.
- Jak wyglądała ta pani? - zapytał Rik gdy już podbiegł do siostry. Chwilę później dołączyła do nich reszta.
- Była bardzo brzydko ubrana, miała czarne włosy i bardzo dużo płakała. - odpowiedziała z uśmiechem. - No a ten pan też płakał i dużo przeklinał.
- Maja! - krzyknęli jednocześnie. - Ale dokąd dokładnie pojechali...
- Nie wiem czy aby na pewno dobrze słyszałam i o co tu chodzi ale ta pani mówiła, że jadą do Las Vegas. - odrzekła.
- LAS VEGAS! - krzyknął Rik. W TV też mówili, że wypadek miał miejsce niedaleko. Jedziemy! - zarządził, po czym szybko podbiegł do samochodu.
- Dziękujemy. - szepnęła Rydel, chwytając dziewczynkę za dłonie. - Bardzo ci dziękujemy. - dodała ze łzami w oczach. Kilka minut później siedziała już w aucie z resztą towarzystwa.
~~
     Zespół na miejsce dotarł bardzo późnym wieczorem. Rydel przez całą drogę płakała, wtulona w tors perkusisty, który był cały mokry od łez blondynki, mimo tego cały czas Ratliff ją głaskał i pocieszał. Riker próbował poukładać sobie wszystko w głowie, chciał zatuszować swój lęk, drżące ciało i przyspieszony oddech cały czas jednak go demaskowały. Rocky natomiast siedział na miejscu z grobową miną. Trzymał w ręku telefon a jego kciuki ciągle wodziły po ekranie, pisząc smsy. Basista przez cały czas był w kontakcie ze swoim wujkiem, który w miarę możliwości udostępniał najświeższe informacje odnośnie wypadku. Ponoć dziewczyna leży w śpiączce a chłopak zmarł na miejscu wypadku... Z ogromnym trudem odnaleźli odpowiedni szpital i z równie ogromnym lękiem weszli do środka. Po wstępnych oględzinach, dowiedzieli się, że Demi leży w sali pooperacyjnej a Zack nadal jest pod ścisłą obserwacją.
- Jednak żyją. - bąknął Riker. Zrobił to z ogromną ulgą, mimo to nieprzyjemne uczucie lęku nie chciało go opuścić. Reszta również odetchnęła jednak woleli poczekać z wybuchem radości.  - Czyli nie jest tak źle. - dodał szeptem.
- Nie jest tak źle!? - oburzyła się blondynka. - Chyba sobie żartujesz!
- Oj, nie o to mi chodziło, sis daj spokój... - westchnął, spuszczając głowę w geście bezradności.
- Jesteś niepoważny Riker! - dziewczyna dalej krzyczała. - Ty widziałeś jak Ross na ciebie spojrzał? Nigdy ci nie wybaczy, nigdy... - nie dokończyła. Wtuliła się ponownie w tors perkusisty i znów zaczęła szlochać. Basista tylko wypuścił nerwowo powietrze z płuc. Sam nie wiedział co ma odpowiedzieć. Jak Rydel się nieco uspokoiła to wszyscy udali się pod salę w której leżała Demi. Już z oddali zauważyli czarnowłosą i Rossa. Dziewczyna siedziała na jednym z krzeseł w poczekalni. Była schylona, twarz miała schowaną w dłoniach a jej kruczoczarne włosy, lekko opadały na sine ramiona. Chłopak z kolei znajdował się na podłodze. Miał podkulone nogi aż pod samą brodę. Cicho łkał. Rydel podbiegła do brata jak najszybciej umiała, kucnęła naprzeciwko niego, po czym przytuliła z całych sił.
- Ossy, tak mi przykro. - wymamrotała po kilku minutach. Chłopak nic nie odpowiedział. Odwzajemnił jedynie gest, który oddał z podwojoną siłą. Reszta jedynie stanęła obok, nie wiedzieli jak się zachować, szczególnie Riker. Czarnowłosa z kolei, podniosła głowę i zaczęła się im bacznie przyglądać. - Jak się czuje Demi? - zapytała blondynka, odgarniając mokre kosmyki z czoła chłopaka.
- Nie wiem. - odpowiedział zrezygnowany. - Moje życie znowu nie ma sensu...
- Nie mów tak... - wyjąkała, odsunęła się od brata i spojrzała prosto w czekoladową głębie jego oczu. Widząc jak potok łez wysysa z nich całą radość, sama się rozpłakała.
- Czemu siedzisz przed salą? Nie chcą cię wpuścić? - wtrącił się Riker, przełykając ślinę. Jego serce biło tak szybko, że było słychać każde jego uderzenie. Najmłodszy jednak go zignorował. Nawet nie odwrócił głowy, nie odchrząknął, nic.
- Ponoć ktoś jest w sali z nią i nie chcą wpuścić kolejnej osoby. - westchnęła czarnowłosa, widząc, że blondyn nie ma zamiaru odpowiedzieć. - Lekarze nic nie chcą powiedzieć.
Dziewczyna chciała kontynuować swoje żale, jednak w tej samej chwili z pokoju rudowłosej wyszedł starszy mężczyzna w białym szlafroku w towarzystwie nieznajomego chłopaka, nieco starszego od Rossa. Jak tylko drzwi od sali się uchyliły, blondyn szybko odsunął od siebie siostrę i wstał na równe nogi.
- Co z Demi? Jak się czuje? Jest przytomna? Mogę wejść? - chłopak zasypał lekarza falą pytań, co jakiś czas wycierając mokre oczy swoim rękawem.
- Spokojnie. - westchnął starszy, poprawił okulary na swoim nosie, po czym zaczął przeglądać swój notes. - Troszkę za późno na wizytę, prawda?
- Słucham! Kurwa czekałem tu całą wieczność! Mam chyba prawo wiedzieć jak się czuje! - Ross zaczął histeryzować. Nie odbyło się bez interwencji reszty zespołu. Gdyby go nie przytrzymali pewnie rzuciłby się na lekarza z pięściami.
- Pańska godność? - zapytał.
- Co kurwa? - oburzył się nastolatek.
- Ossy, przestań. - wtrąciła się Rydel. - Przepraszamy, nasz brat bardzo się martwi o tę dziewczynę, możemy wejść chociaż na pięć minut?
- Jesteśmy zespołem R5. - westchnął Rik. - A ten tutaj. - dodał, wskazując na najmłodszego. - Ma na imię Ross Lynch.
- Rozumiem. Dziewczyna straciła sporo krwi, jest osłabiona lekami i operacją, proszę więc o wchodzenie pojedynczo. 10 minut na każdą osobę, nie mogę zaoferować więcej.
Blondyn słysząc to wszystko momentalnie wyszarpnął się z uścisku Rikera i jak oparzony wpadł do sali. Lekarz jedynie kiwnął głową na boki, po czym ominął resztę, tłumacząc się, że musi pilnie zajrzeć do innego pacjenta.
- Przepraszam... - nagle odezwał się chłopak, który przez cały czas stał i tylko przysłuchiwał się rozmowie. - Mam na imię Austin. Nie ma co się martwić o Demi. Ma sporo obrażeń ale jej stan jest stabilny , jeżeli mogę to tak nazwać. Bardziej zainteresowałbym się tym chłopakiem co jechał z nią bo jego życie wisi normalnie na włosku... - powiedział spokojnie. - No i wybaczcie, że siedziałem u niej tak długo. Nie miałem pojęcia, że ktoś do niej przyjdzie a wolałem być z nią aby dotrzymać jej towarzystwa. Nie chciałem jej martwić tym, że jej chłopak może umrzeć, wiecie...
- Jej chłopak? - wtrąciła Rydel. - Ah, Zack!? To jej brat, chłopak właśnie wleciał do sali... - szepnęła. - A ty kim w ogóle jesteś? Znacie się z Demi?
- W sumie to nie. Spotkałem ją raz w centrum handlowym i tyle. - odpowiedział. Czując, że ta krótka wypowiedź nie usatysfakcjonowała blondynki, postanowił ją nieco rozwinąć. - Moi rodzice bardzo często się przeprowadzają, praca nie pozwala mieszkać w jednym mieście dłużej niż tydzień. Aktualnie mieszkam tutaj, w Las Vegas. Widziałem wypadek, wystraszyłem się, samochód jest w totalnych strzępkach. Ale jako, że studiuję medycynę to stwierdziłem, że moja pomoc jest konieczna. Jestem na pierwszym roku co prawda ale bardzo dużo czytam, bardzo interesuje mnie ta dziedzina nauki. Nie powinienem się wymądrzać ale... Gdyby nie ja ten cały Zack pewnie by nie przeżył.
- Co masz na myśli? - dopytywała wystraszona.
- Na miejscu wypadku jego krew była aż czarna. Byłem w szoku ale przypomniałem sobie, że coś takiego powoduje jedna z najsilniejszych trucizn. Można ją bardzo łatwo zutylizować, aczkolwiek trzeba wiedzieć jak się za to zabrać. Ostatnio bardzo dużo o tym czytałem więc mogłem się popisać swoją wiedzą. Wykonałem wstępne czynności, które pozwoliły chłopakowi przeżyć do przyjazdu karetki. Potem zajęli się nim profesjonalni lekarze. Mimo to trucizna wywołała bardzo szkodliwe dla organizmy reakcje, zniszczyła wiele struktur i szlaków metabolicznych. Nie mogę obiecać, że z tego wyjdzie...
Nikt z zespołu nie miał pojęcia o czym mówi chłopak, wiedzieli jednak, że nie brzmi to za dobrze.
*w tym samym czasie*
     Leżałam na szpitalnym łóżku, wpatrując się w biały sufit. Rany, co ja tu w ogóle robię, co się stało!? Dlaczego Zack tak nagle stracił przytomność! Próbowałam się podnieść, nie czułam jednak nic. Nie mogłam unieść nóg... Jedynie ręce, mimo, że obie w gipsie, to i tak jako tako współpracowały. No i nikt mi nie chce powiedzieć co z bratem...
- Demi! - krzyknął Ross jak tylko wszedł do sali. Nie patrząc na nic, podbiegł do mnie, po czym bardzo mocno przytulił.
- Hej kochanie. - wymamrotałam. - Boli, nie tak mocno. - zachichotałam, niechętnie odpychając od siebie chłopaka. Miał sine i podkrążone oczy. Musiał sporo płakać.
- Przepraszam, tak się o ciebie martwiłem! Mówili, że nie żyjesz... - wyjąkał ledwo powstrzymując łzy. Rozluźnił uścisk, chwile potem wpatrywał się we mnie jak w malowany obrazek.
- Nie mam pojęcia co się stało... - wyszeptałam. - Ale jak to, kto ci tak niby powiedział? Hej kotek, nie płacz nic mi nie jest. To znaczy strasznie mnie wszystko boli ale przecież tu jestem. - dokończyłam, całując blondyna w policzek. Wcześniej musiałam przesunąć nieco jakąś dziwną rurkę, która wystawała mi z kącika ust. - Tylko nie wiem co z Zackiem, strasznie się boję, zostaniesz ze mną?
- Jasne, że tak, nie zostawię cię samej. Nigdy. - powiedział, przysiadł wygodnie na moim łóżku, po czym ponownie przytulił. - Kocham cię i boję się, że wiem kto za tym wszystkim stoi...
- Jak to? - zapytałam, wpatrując się w jego oczy. Były jakieś inne, jakby pozbawione czekolady.
- Matt a kto do jasnej cholery. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Ale on siedzi...
- W więzieniu, tak wiem. - przerwał mi. - Ale on jest nieobliczalny... Zresztą rozmawiałem po drodze z Mają, ciągle wysyła jej jakieś listy z groźbami, idiota...
- Czekaj z kim rozmawiałeś!? - krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie na łóżku. Pożałowałam tego po kilku sekundach. Z ogromnym bólem upadłam ponownie na miękką pościel.
- Przepraszam, nie powinienem cię teraz niepokoić. Musisz odpoczywać. - powiedział troskliwie, gładząc dłonią moje ciepłe czoło.
- Co miałeś na myśli mówiąc ,,rozmawiałem z nią po drodze"? - zapytałam. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.
- Bo przyjechałam tu z nim. - w progu nagle pojawiła się czarnowłosa. Chuda jak patyk, strasznie zaniedbana, brudna i zapłakana... Lekko uśmiechnęłam się na jej widok bo strasznie za nią tęskniłam ale nie sądziłam, że zobaczę ją w takim stanie i co najważniejsze, w takich okolicznościach. - Pogadamy?
~~
     Cały zespół nadal siedział w poczekalni. Godziny upływały nieubłagalnie wolno, nikt jednak przez cały ten czas się nie odezwał. W pomieszczeniu panowała cisza, raz po raz zagłuszana przez łkania Rydel. Już dawno minęła północ, oni jednak nie chcieli opuszczać szpitala. Z ogromnym trudem namówili ordynatora aby ten pozwolił im zostać. Austin pożegnał się z zespołem jakiś czas temu ale zdeklarował, że jutro przyjdzie odwiedzić rudowłosą. Ratliff cały czas miał głupie i nieuzasadnione przeczucia, które nasilały się za każdym razem jak ten całował blondynkę. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że i jego uczucia niedługo zostaną wystawione na próbę...
- Hej Ratt! - krzyknęła Stella, kierując się szybkim krokiem w stronę chłopaka i całej reszty. Już nachylała się aby cmoknąć perkusistę w policzek, widząc wtuloną blondynkę w jego tors, nieco się zawahała. - Wiem co się stało, przykro mi kochanie.
- Kochanie? - wyszeptała Rydel, unosząc nieco głowę.
- To takie nasze powitanie. - Ratt totalnie spanikował. - Hej, kochanie! Tak, co słychać kochanie, u nas ok... To znaczy nie jest ok... - zaczął wygadywać głupoty, zerkając to na blondynkę, to na Stellę. Po tej paplaninie Rydel całkowicie odsunęła się od chłopaka. - Co ty tu w ogóle robisz, kochanie? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
- To... Jak się czuje Ross i Demi? - szepnęła, całując Ratliffa w kącik ust, próbując jednocześnie zignorować jego dziwne zachowanie. On z kolei został sparaliżowany tym pocałunkiem. Wpadł w bagno pod samą szyję i nie miał pojęcia jak się z niego wydostać. Blondynka natomiast wybałuszyła oczy ze zdziwienia i nie mogła uwierzyć w to co się teraz dzieje. - Przyjechałam jak tylko usłyszałam wiadomość w radiu. Bałam się.
- Ratliff wyjaśnisz mi to? - wybąkała Rydel, patrząc na przyjaciela z niemałym obrzydzeniem.
- Co? Nie? Tak! Nie... - mamrotał pod nosem. Wzrokiem szukał pomocy u Rikera. Ten jednak przyglądał się akcji z niemałym zaskoczeniem i ani mu się śniło wtrącać w to nagłe zamieszanie.
- Kotek, wszystko w porządku? Jesteś jakiś blady. Może do końca nie wyzdrowiałeś? - wtrąciła Stella z wyraźnym smutkiem w głosie. Kilka chwil później dotknęła ręką jego czoło. - Nadal ciepłe, wiesz misiu powinieneś chyba jeszcze leżeć w łóżku. Miałeś przecież ponad trzydzieści stopni gorączki!
Blondynka nie chciała już dłużej tego słuchać. Jej dusza płakała, oczy jednak wyczerpały dzienny limit na łzy. Nie mówiąc ani słowa, wstała i skierowała się do wyjścia.
- Skarbie zaczekaj! - perkusista gwałtownie wstał z miejsca i ruszył za blondynką. - Ja wyjaśnię, pączku ty mój posłuchaj mnie...
- Nie mam zamiaru tego słuchać! - krzyknęła, obracając się w stronę chłopaka. - Ty nadal jesteś z nią... - dokończyła, po czym uderzyła Ratliffa z całych sił w policzek. - Nie mogę uwierzyć, że tak perfidnie mnie okłamywałeś! A ja głupia wierzyłam, że mnie kochasz... - dodała, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę windy.
- Bo cię kocham pączku! Zaczekaj! - krzyknął. Chciał pobiec za dziewczyną, ktoś jednak go zatrzymał, chwytając za rękaw.
- Co powiedziałeś? Ja...myślałam, że kochasz mnie... A ty po prostu zdradzałeś... - jęknęła Stella, podchodząc bliżej do perkusisty. Chłopak nic nie odpowiedział. Było mu wstyd, czuł się okropnie i bezradnie. Jednak Ross miał rację... Dziewczyna z kolei zaczęła płakać, uderzyła go w drugi policzek, po czym szybko opuściła korytarz.

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Dziś mam specjalnego gościa, który nieco pomagał mi pisać Rossdział hhihihi :P Jest chyba krótszy nisz poprzednie ale ta osóbka strasznie nalega abym odeszła już od lapka ... :P

Także troszkę zakręciłyśmy. Jasne, że nie mogłam zabić Demi. Chociaż... Myślałam o tym! Chciałam zrobić z Rossa okropnego gościa, który szukałby zemsty za śmierć swojej ukochanej. Taka drama. Ale Maja się nie zgodziła xd Może to i dobrze :P? Co zrobię z Zackiem to jeszcze nie wiem... Ale Austinek też nam troszkę namiesza w życiu rudej :D *Strasznie mi się to imię podoba XD Musiałam je wziąć :P (na początku brat Demi miał mieć na imię Austin ale tak jakoś wyszło, że ma jednak Zack...xd)

Matko już 40 rozdział :O 

Także do nexta! :D



Ah, napaliłam się xD Ale sobie odreaguje... :P


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

8 komentarzy:

  1. Super rozdział :)
    Mam nadzieję że Rydel i Ell będą razem a Stelli już nie beczie;)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na next ♡♡♥♡♡♡♥♥♥♥♡♡♡♡♥♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Boziu.. Jak dobrze, że Demi żyje!
    Biedny Ross :'(
    Ratt, co ty odwalasz?! No! Dostał za swoje.
    Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
    Czekam na next! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział XL ale jakiś tak mały... xd (te nieśmieszne żarty...)
    Ogólnie rozdzialik ciekawy, a najbardziej ta część z Ratliffen, Rydel i Stellą... To im się porobiło xd
    W sumie dobrze, że Ratt dostał za swoje, ale przykro mi z powodu Rydel... Nie zasłużyła sobie na coś takiego.
    Jejku, Zack musi żyć! Po prostu musi...
    A co do Demi, to obstawiałam że przeżyje (i się nie pomyliłam ;p), ale myslałam że będzie miała amnezję i nie będzie pamiętać Rossika, byłam tego niemalże pewna... A tu takie zaskoczenie xd Ale nie narzekam, tak też może być ciekawie ^^
    No to... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mały bo mało komentarzy ;P

      Nienawidzę jak bohaterowie tracą pamięć xD

      Usuń
  5. Czekam na Next!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nex next i next XD

    OdpowiedzUsuń