SCENA +18!!
Czytasz na własną odpowiedzialność!!
Ross powoli dreptał szpitalnymi korytarzami w stronę wyjścia, słyszał wołania Demi, które z każdym jego krokiem coraz bardziej cichły i zamieniały się w głuche echo. Postanowił je jednak zignorować. Tłumiło się w nim wiele strachu, niepewności i ... zażenowania? Czuł, że stracił wszystko. Na zawsze. Po co ma się starać jak i tak wszystko i wszyscy mają go w poważaniu? Nie ważne co zrobi, co pomyśli... Za każdym razem rani tym wiele osób... Rani osoby, które bardzo kocha i szanuje. Otumaniony złością i gniewem jednak o tym zapomina i zadaje wszystkim ból... A jego kariera? Jaka znowu kariera. Już od dawna zepchnął ją na drugi plan. Miał już dosyć ciągłych tras, tworzenia muzyki na siłę, bo musi, bo fani czekają. Nawet oni zaczęli już go męczyć. Ciągle oczekiwali od niego niemożliwego. Naciskali, kochali jak robił to co chcieli, hejtowali jak zrobił coś po swojemu. No i te ciągłe wytyczne od swojego najstarszego brata: ,,tego ci nie wolno, jesteś sławny musisz dawać przykład, sławni ludzie tak nie robią..." To miało być życie? W ciągłym biegu, stresie, życie na smyczy? Mimo tego blondyn doskonale wiedział, że za kilka dni wyjeżdża w trasę i nie ma nic do gadania w tej sprawie. Po prostu musi. Najbardziej bolał go fakt zostawienia rudowłosej w szpitalu. A może bardziej fakt, że musi ją zostawić już na zawsze? Zostawić jej piękny, szczery uśmiech, jej błyszczące, bystre oczy, które sprawiały, że chłopak nie mógł racjonalnie myśleć. Za każdym razem jak na niego patrzyła, on nie mógł oderwać wzroku od jej zielonych tęczówek. Miał zostawić jej długie, rude włosy... jej czuły dotyk, mokre usta, piękne ciało, jej kruche serce...
- Kurwa, po chuj się tym tak przejmuje! - krzyknął jak już wyszedł z budynku. Wiedział jednak, że nie potrafi inaczej, nie potrafi przestać myśleć o najbliższych, o tym jak ich bardzo kocha. Nie ważne ile razy go zranili, potrzebował ich najbardziej na świecie. - Dlaczego życie jest takie trudne! - warknął, po czym ze łzami w oczach ruszył przed siebie. W głowie miał wszystko i nic, kłótnia z Rikiem, Rydel i słowa ojca rudowłosej... Nie mógł tego pozbierać i złożyć w jakąś sensowną całość. Zazwyczaj w takich sytuacjach pomagała mu blondynka, teraz nie mógł poprosić nawet jej o pomoc. Praktycznie nieprzytomny, omijał tłum uśmiechniętych ludzi. Robiło mu się niedobrze, widząc przytulające się pary, szczęśliwe małżeństwa, spacerujące razem z dziećmi. Deszcz ciął z każdej strony, niebo było ciemne i złowieszczo grzmiało, oni jednak byli zadowoleni, szczęśliwi. A dlaczego? Bo mieli siebie...
- A ja kurwa nie mam już nic... - jęknął, przysiadając na jednej z ławek tuż przy sklepie z biżuterią. Skulił się jak pies, zacisnął wargi, wyciągnął z kieszeni kilka dolarów i zaczął się im bacznie przyglądać. - Ohoho! Co ja widzę? Depresja!? - mruknął sam do siebie. - Witaj, witaj, już dawno żeśmy się nie widzieli. Wejdź, proszę i się rozgość! Kawa, herbata czy od razu wódeczka? - dokończył z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Mijający go ludzie, patrzyli na niego jak na wariata. W końcu gadał sam do siebie, śmiejąc się do zielonych papierków. Chłopak jednak nie zwracał na na nich najmniejszej uwagi. Kilka kolejnych minut szczerzył się do banknotów, następnie wstał i znów ruszył przed siebie. Po pół godzinie przystanął naprzeciwko knajpki w której, mimo tak wczesnej pory, bawiła się spora grupa młodzieży. Bez namysłu wszedł do środka. Już na wejściu napotkał się z ciężkim, stęchłym powietrzem, przesyconym alkoholem i grubą warstwą potu. Nie zraził się tym jednak, bardziej poczuł jak w domu, ponieważ w jego pokoju panował podobny klimat. Stanął na środku i zaczął bacznie rozglądać się po pomieszczeniu. Knajpka należała raczej do tych z niższej rangi, rockowa, głośna muzyka i scena do tańca, zachęciły jednak blondyna do pozostania. Podszedł szybko do baru gdzie od razu został przywitany przez uśmiechniętego, starszego chłopaka.
- Co podać? - zapytał kelner, wycierając pucharek od piwa.
- Wódkę. - wypalił blondyn, siadając na okrągłym, wysokim krześle. Mężczyzna, stojący za ladą, nic nie mówiąc, podał chłopakowi kieliszek, który po kilku sekundach napełnił białą substancją. Ross szybko wypił jego zawartość.
- Jeszcze raz to samo. - wydusił blondyn, odstawiając pusty kieliszek na stół. Kelner zamierzał się aby nalać kolejną porcję, nastolatek jednak go powstrzymał. - Tym razem lej w szklankę.
- Nie przesadza pan? Proponowałbym jednak zostać przy tradycyjnym sposobie, ta wódka jest bardzo droga i... - nie dokończył, ponieważ blondyn rzucił niemały plik banknotów na blat. - Rozumiem, kobieta, mam rację? - dopytywał, sięgając szklankę z ogromnej szafki, znajdującej się tuż za jego plecami. Chwilę później postawił blondynowi przed nos szklane naczynie, po czym nalał do pełna.
- Być może i kobieta. - wymamrotał, wziął spory łyk, niemalże się nim zachłysnął, nie chciał jednak tego pokazać. - O kurwa, jakie to niedobre. - skwasił się i potrząsnął lekko głową.
- Znam pański ból. - odparł, podpierając się o blat. Zarzucił szmatkę na ramię i kontynuował. - To uczucie, kiedy twoje życie się sypie a ty nic nie możesz poradzić, kiedy wszystko co kochałeś, nagle zaczyna cię ranić. - dokończył. Ross spojrzał na niego jak na idiotę, czuł w głębi serca, że ma racje i właśnie streścił jego marne, szare życie. Kelner z kolei, nie czekał na odpowiedź blondyna, odwrócił się i podszedł do kolejnego klienta zebrać zamówienie.
- Zostaw wódkę i przynieś jeszcze jedną. - powiedział, widząc, że mężczyzna się od niego oddala. Czując na sobie jego zaskoczony wzrok, rzucił na stół jeszcze jeden plik banknotów. Kelner bez żadnych pytań, zrobił to, co chciał Ross. Nastolatek z uśmiechem przyssał się do kolejnej flaszki, nalewając sobie co chwilę nową porcję. Tak mijały minuty, blondyn opróżniał właśnie kolejną szklankę gdy nagle ktoś zahaczył go o ramię.
- Hej, blondasku. - powiedziała jakaś dziewczyna ponętnym głosem. Przysiadła następnie obok chłopaka. - Co tak od rana topisz smutki w alkoholu, co? - dopytywała, kręcąc kilka kosmyków włosów na swoim palcu. Była ubrana w ciasną mini, do tego miała na sobie koronkową koszulę, sięgającą do pępka oraz buty na bardzo wysokim obcasie. Jej kasztanowe włosy bez ładu opadały na nagie ramiona, odsłaniając ogromny dekolt. Spod cieniutkiej koszulki prześwitywał czarny biustonosz. Do tego miała bardzo mocny makijaż, który zakrywał zapewne jej niedoskonałości. Błękitne oczy dziewczyny z kolei były wypełnione rządzą i pożądaniem.
- Nie twój interes. - warknął półprzytomnie, nawet nie spojrzał na nieznajomą. Lekko zaczęło już mu szumieć w głowie, ból żeber powoli ustawał a jego świat nabrał kilku kolorów. Chłopak przestał czuć cokolwiek, alkohol zneutralizował wszystkie smutki i zmartwienia.
- Ohoho... - mruknęła przeciągle. - Wyczuwam kłopoty miłosne? Wiesz... Mogę ci pomóc się ich pozbyć. Przy mnie twoje smutki ulecą niczym bańka mydlana... - dokończyła, zarzucając włosy za plecy, eksponując tym jeszcze bardziej swój ogromny biust. - Jak masz na imię?
- Shor. - wydukał. Mimo tego, że był pijany, wiedział, że lepiej nie podawać swojego pierwszego imienia. Mogłoby to zaszkodzić zarówno jemu jak i zespołowi. Radykalniej w takich chwilach posługiwać się mniej sławnym i rozpoznawalnym imieniem.
- Jakie melodyjne. - mruknęła, przejeżdżając palcem po jego policzku. - To jak kotek, masz ochotę? - szepnęła, przygryzając dolną wargę.
- W sumie czemu nie? - odpowiedział jak już opróżnił kolejną butelkę wódki. Nic go już nie powstrzymywało, czekał tylko na dalsze ruchy nieznajomej. Ona z kolei ponownie przygryzła dolną wargę, po czym usiadła na nim okrakiem i zaczęła rozpinać jego koszulę.
- Dobry chłopiec. - szepnęła, całując blondyna po szyi. Dodatkowo poruszała sexownie biodrami, drażniąc nieco męskość nastolatka. Przybliżyła się do niego tak mocno, że jego twarz utonęła w jej piersiach, które bez chwili namysłu zaczął lizać i przygryzać. Ciche, delikatne pomruki chłopaka, przypominające warczenie małego lwa, po chwili przerodziły się w głośne mruczenie dorosłego samca.
,,i tak będziesz bzykał każdą, która zatrzepocze rzęsami i odsłoni dla ciebie biust!"
- Nie mogę. - wyszeptał, przypominając sobie słowa najstarszego brata. Mimo buzującego alkoholu w jego żyłach, zaczął jednak uświadamiać sobie co zaraz może się stać. Zwalił dziewczynę z kolan, po czym przysunął szklankę bliżej siebie i nalał do niej kolejną porcję wódki. ,,Wszystko co robisz nam przeszkadza! Narkotyki, alkohol, burdel, gwałt a teraz nagle się zakochałeś". Słowa basisty zaczęły go niesamowicie dręczyć. Huczały w jego głowie, powodując ogromny ból i zamęt. - Bo ja ją kocham do jasnej cholery! - krzyknął na cały głos. Wszyscy zgromadzeni, skierowali wzrok ku niemu. Patrzyli na niego z zaciekawieniem, kilka minut później zainteresowali się jednak sobą i wrócili do swoich wcześniej wykonywanych czynności.
- Oj, ciii... - mruknęła, błądząc ciepłymi dłońmi po jego klatce piersiowej. Z początku była zaskoczona nagłą zmianą zdania, po chwili jednak ponownie zaczęła podniecać chłopaka. - Biedactwo, przecież mówię, że ci pomogę zwalczyć twoje smutki. Przy mnie zapomnisz o tej dziewczynie, która bardzo cię zraniła. Alkohol jest dobry ale na dłuższą metę nie zadziała. - dodała, kucając naprzeciwko chłopaka. Przejechała delikatnie po jego napiętych udach, chwilę później zaczęła rozpinać pasek od spodni. Chciała wszystko rozegrać powoli i namiętnie, widząc jednak niezadowoloną minę blondyna, przyspieszyła tempo, rozpięła zamek i wyjęła jego członka spod różowych bokserek. - Sexowny kolorek. - szepnęła, przejeżdżając paznokciami po całej jego długości.
- Przestań. - wymamrotał nastolatek, odpychając jej głowę od swojego krocza. Następnie wziął butelkę, przyłożył do ust i zaczął pić duszkiem, jakby to był soczek domowej roboty.
- Nie denerwuj się tak, zabawa dopiero się zaczyna. - mruknęła, zanurzając penisa w swoich ustach, wywołując tym samym ogromną falę ciepła w ciele chłopaka. Dziewczyna zwinnie pieściła członka swoim językiem, raz po raz przygryzając jego czubek. Blondyn przez pierwsze chwile się nieco opierał, jednakże niespełna po minucie poddał się i całkowicie oddał doznaniom. Ona z kolei, wiedząc, że dostała to, czego chciała, delikatnie muskała językiem jego jądra oraz całe podbrzusze, dodatkowo pomagając sobie rękoma, delikatnie drażniąc paznokciami penisa po całej jego długości.
- Mmm.. ma..leń...ka, ooo-oo-oo - chłopak coraz bardziej jęczał i pomrukiwał z podniecenia. Od czasu do czasu popijał dodatkowo wódkę. Jak już butelka była pusta, blondyn wplótł swoje palce we włosy dziewczyny aby mógł regulować prędkość, raz po raz poruszał również biodrami aby zwiększyć doznania. Nie obchodził go również fakt, że przygląda im się spora grupka młodzieży, która prawdopodobnie nagrywa jego małą przygodę.
- To co, idziemy do łazienki czy jedziemy do ciebie? - zapytała nagle, masując delikatnie prącie chłopaka.
- Kibel. - wyszeptał, szarpnął dziewczyną by ta się podniosła, podciągnął bokserki, po czym wciągnął nieznajomą do toalety. - No dalej maleńka. - dodał lekko się chwiejąc. Obraz przed oczami zaczął mu się łamać, w głowie szumiało niemiłosiernie a alkohol pulsował w żyłach, kontrolując jego ruchy. ,,i tak będziesz bzykał każdą"
- Z ogromną przyjemnością. - odrzekła, sexownie ściągając koronkową koszulkę, ukazując czarny biustonosz. Podeszła do chłopaka i zaczęła pieścić dłońmi jego klatkę piersiową, dodatkowo całując jego szyję. Ross stał niewzruszony, czekając kiedy skończy. Pieszczoty nie były mu potrzebne, po prostu chciał ją pieprzyć, nic więcej. Dziewczyna jednak kosztowała i smakowała każdy skrawek jego ciała. Blondyn szybko się tym znudził, zdarł z niej spódniczkę i biustonosz, ściągnął spodnie, po czym wpił się w jej usta, błądząc jednocześnie dłońmi po jędrnych pośladkach.
- Mmm, ktoś tu nie ma humoru. - wyszeptała ponętnym głosem, wykrzywiając usta w podkówkę. - Zabawmy się troszkę ko... - nie dokończyła bo Ross szybko odwrócił ją tyłem do siebie, po czym mocno przyszpilił do ściany. Nic nie mówiąc, ściągnął jej koronkowe stringi, które rzucił niechlujnie na podłogę. Następnie wszedł w nią szybko i gwałtownie. Dziewczyna głośno jęknęła. Ross pchał mocno i równo, nie zwracał większej uwagi na to czego chce nieznajoma, dbał jedynie o własne potrzeby. Pieprzył ją praktycznie jak automat. Wyszedł z niej kilka sekund przed wytryskiem. Szarpnął ją za włosy i rozkazał aby ukucnęła naprzeciwko niego. Chwilę później spuścił się na jej twarz. Dziewczyna wzięła jego członka ponownie do ust i zlizała z niego całą spermę. Chłopak z kolei, czując, że adrenalina powoli opada, odsunął się od nieznajomej, po czym zaczął szukać swoich ciuchów.
- Oooo kocie... A gdzie ty się wybierasz? - zapytała, widząc jak blondyn zbiera swoje rzeczy z podłogi. Cała spocona i zdyszana, osunęła się na zimną posadzkę, seksownie pieszcząc swoje piersi. - Nie idź jeszcze blondi, zrobimy powtórkę jak nieco wytrzeźwiejesz. - zachichotała, oblizując swoje palce oblepione białą, lepką mazią. Chłopak jednak w ogóle jej nie słuchał. Obijając się o ściny, pozbierał swoje ciuchy, które ubrał na siebie z ogromnym trudem. Bokserki nałożył tył na przód, spodni nie zdołał dopiąć a guziki od koszuli pozapinał krzywo i nie tak jak powinien, swoich żółtych trampek nawet nie zawiązał. Mimo tego, chwiejąc się i podpierając o różne rzeczy pod ręką, skierował się do wyjścia. - No Shor, co jest? - dopytywała. Blondyn jednak nie miał ochoty na konwersację. Odwrócił głowę dopiero jak dziewczyna rzuciła w niego swoim stanikiem.
- Odpierdol się suko. - warknął, chowając do kieszeni jej koronkowe stringi, które przyczepiły się do czarnego biustonosza. - Nie wkuźwiaj mnie. - dodał na odchodne, po czym w końcu dotarł do drzwi. Wyszedł z łazienki i od razu okrężnym krokiem podszedł do baru. - Daj mi jeszcze jedną wódkę...
~~
LOS ANGELES | WIĘZIENIE
- Pan Matt Olksen? Proszę za mną, ma pan gościa. - powiedział obojętnie jeden z policjantów, rozglądając się po obskurnej celi. Chłopak, siedzący na małej, twardej pryczy, podniósł się i podszedł do funkcjonariusza. Ten, już nic nie mówiąc, chwycił rudego za rękę i wyszedł na ciemny korytarzyk. Zamknął celę, po czym ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą chłopaka. Zatrzymał się przed białymi drzwiami, otworzył je delikatnie i wrzucił Matta do środka.
- Ma pan 15 minut. - dodał od niechcenia, zamykając je za sobą.
- Kogo widzą moje piękne oczka. - zadrwił, podchodząc do małego stoliczka, przy którym siedziała Cleo. Była nieco wystraszona i unikała kontaktu wzrokowego z rudowłosym. - Mam nadzieję, że robota wykonana. - dodał, przysiadając na drewnianym krześle, naprzeciwko dziewczyny.
- No hej. - przywitała się niechętnie. - No... Jeżeli o to chodzi...
- Nadal go nie zabiłaś? - wtrącił. - Powinienem zaangażować w to kogoś innego. Jesteś za miękka!
- Nie takich już zabijałam! - oburzyła się. - Na początku plan był jednak inny i...
- Na początku. - przerwał jej. - Teraz już jest znowu inny więc... Czemu się nie dostosowałaś do zmian? Przecież jak dzwoniłem to przygotowywałaś wszystko, co więc poszło nie tak?
- Po prostu jego porcję wypił ktoś inny! - warknęła zła. - To nie moja wina do jasnej cholery!
- Pfff, a przespałaś się z nim chociaż? - zapytał już nieco zdenerwowany.
- Nie. - bąknęła, przewracając oczami. - Ale wiem, że pokłócił się z rodzeństwem i prawdopodobnie z tą całą Demi więc będzie łatwiej zwerbować go na moją stronę. Myślę, że obejdzie się bez kolejnych morderstw, Ross zdradzi rudą a ja już się postaram o to, aby się o tym dowiedziała. Wtedy już na bank do niego nie wróci. Daj mi jedynie troszkę więcej czasu!
- No i po tylu dniach nie przyniosłaś mi ani jednej dobrej wieści. - wymamrotał. - A skąd niby wiesz o tym wszystkim? Powinnaś działać a nie przyłazisz tu do mnie z takimi nędznymi informacjami!
- Oh spokojnie, nie powiedziałam jeszcze wszystkiego. Znalazłam kozła ofiarnego w ich paczce. - powiedziała zadowolona. Chłopak przyglądał się jej z zaciekawieniem i czekał na dalsze wyjaśnienia. - Rocky. Głupek pisze do mnie co chwile. Odpowiada na każde moje pytanie, także dzięki niemu wszystko wiem. Coś mi się wydaję, że ten imbecyl jeszcze mi się przyda. - dodała tryumfalnie. - A no i... wyczyściłam konto czarnowłosej. Za kilka dni będę mogła wypłacić pieniądze, także... Wrócisz na wolność.
- No nareszcie! - krzyknął zadowolony. - Już mnie to więzienie dobija. Ale załatw mi dostęp do rudej i skoro się pokłóciła z tą gwiazdeczką to nie dopuść aby się pogodzili bo będzie cię to słono kosztować.
- Koniec widzenia. - nagle do pokoju wpadł policjant, podszedł do małego stoliczka, po czym chwycił Matta za ramię i podniósł z krzesła. - Pani już może wyjść, kolejne odwiedziny przewidziane są za tydzień o tej samej godzinie. Do widzenia. - dodał na odchodne. Następnie pociągnął chłopaka z powrotem do jego celi. Rudzielec, wychodząc na korytarz, posłał jeszcze dziewczynie złowieszczy uśmieszek, po czym zniknął za drzwiami. Cleo z kolei zadrżała lekko, nie powiedziała w końcu całej prawdy. Doprowadziła do wypadku w którym Demi mogła zginąć, nie chciała jednak mówić tego chłopakowi. Nakłamie mu potem, że dziewczyna po prostu sama sobie coś zrobiła i tyle. Po co Matt ma wiedzieć, że to jej brat wypił truciznę?
~~
Przez ostatnią noc Lynchowie wraz z Ratliffem jeździli po Las Vegas i szukali najmłodszego członka zespołu. Ross po kłótni z basistą nie przyszedł do hotelu. Riker wraz z Ellem przeszukiwali wszelkie szpitale, Rydel wraz z Rockym szukali po ulicach, barach i restauracjach. Gdy w końcu spotkali się w jednym punkcie aby wszystko ułożyć i ze sobą porozmawiać, każdy z nich patrzył na siebie z odrazą i niechęcią. Panowała między nimi napięta atmosfera, basista niemalże pobił perkusistę za to co zrobił blondynce, ona z kolei w ogóle nie odzywała się ani do Ella ani do Rika. Jej jedynym oparciem w tej beznadziejnej sytuacji był Rocky, który jako jedyny próbował jej pomóc odnaleźć Rossa. Miała wrażenie, że pozostali robią to bo po prostu im kazała, straciła zaufanie do perkusisty a basista zawiódł ją na całej linii. Była jednak między nimi spora różnica. Ratliff bardzo starał się przeprosić blondynkę, naprawić błąd, wielokrotnie prosił o wybaczenie... Nawet teraz patrzył na Rydel z zaszklonymi, smutnymi oczami, chcąc ją znowu przytulić i pocałować. A Riker? Twardo stał przy swoim, ślepo wierząc, że to on ma rację.
- Nigdzie go nie znaleźliśmy. - bąknął najstarszy, leniwie opierając się o samochód.
- My też nie... - wymamrotała blondynka. Przysiadła na ławeczce, zakryła twarz dłońmi i wzdychnęła ciężko. - Ossy nawet nie ma przy sobie komórki, Riker to twoja wina!
- Co moja wina? To ten szczeniak się stawiał, nie ja! - oburzył się. - Gdyby robił to, co do niego należy, nic by się nie stało!
- Nie mam już sił na rozmowy z tobą. - wyjąkała, pociągając nosem. - Nasz brat znowu spał na ulicy po waszej kłótni, a ty mi mówisz, że to nie twoja wina. - wydukała załamującym się głosem.
- Kurwa siostra! - krzyknął, wymachując rękoma. - Kiedy ty zrozumiesz, że nie ma po co w ogóle się o niego martwić! On już wiedział gdzie pójść, możesz być o niego spokojna. Kiedy ty wylewałaś łzy i go szukałaś, on pewnie pieprzył jakąś laskę w burdelu. Nie sądzę aby czuł się z tego powodu pokrzywdzony. Zrozum w końcu, że on ma w dupie to, że się o niego martwisz.
- Riker... - wyszeptała ze łzami w oczach. - Czy ty kiedykolwiek zapytałeś się go czego chce i co go interesuje? NIE. Nigdy tego nie zrobiłeś. Tak bardzo zależało ci aby grał w zespole, że nawet nie wiesz czego on tak naprawdę pragnie. Ale ty masz to gdzieś... - nie dokończyła bo się rozpłakała. Ratliff momentalnie ruszył się z miejsca, chciał usiąść obok niej, przytulić i pocieszyć, uprzedził go jednak Rocky, który odepchnął przyjaciela tak mocno, że ten upadł na trawnik.
- Ma zespół, czego mu więcej potrzeba do jasnej cholery! - oburzył się. Nie mógł zrozumieć dlaczego wszystko jest zwalane na jego barki.
- Miłości, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, RODZEŃSTWA na które może zawsze ale to zawsze liczyć? - Rydel zaczęła wyliczać, patrząc z wyrzutem na basistę. - A teraz to ja nawet nie wiem gdzie jest, jak się czuje... - nagle blondynka poczuła wibrowanie w lewej kieszeni kurtki. Szybko wyjęła komórkę. Widząc nieznany numer, pomyślała, że to właśnie Ross. Odebrała połączenie z ogromną nadzieją.
- Tak słucham? - wypaliła na szybko. Czuła jak jej serce zaczyna szybciej bić.
- Cześć Delly, tu Demi. - powiedziałam cicho, pociągając nosem. - Przepraszam, ale nie mam swojej komórki, Austin jest u mnie i mi pożyczył, dzwonię więc z jego numeru. Niestety jak próbowałam połączyć się z Rossem to nie odbierał. Możesz mu powiedzieć aby do mnie przyszedł? To co mówił mój ojciec to totalne bzdury, chcę go przeprosić!
- O matko, nie mów, że i z tobą się pokłócił. - wyszeptała zrezygnowana blondynka.
- Co masz na myśli...? - zapytałam niepewnie. - To znaczy... Mój ojciec nagadał mu dość przykre rzeczy... Bardzo mi wstyd, Ross po tym wyszedł ze szpitala, chciałabym go teraz przeprosić!
- Kiedy był u ciebie? - zapytała, ignorując szlochania przyjaciółki. Rocky bacznie przysłuchiwał się całej rozmowie, reszta towarzystwa stała na swoich miejscach.
- Dziś rano... Tak bardzo się ucieszyłam na jego widok, tata jednak wszystko zepsuł. - lamentowałam, ocierając mokre oczy. - Powiesz mu aby przyszedł, proszę?
Blondynka jednak nic nie odpowiedziała. Nacisnęła czerwoną słuchawkę, po czym wstała, otrzepała sukienkę i skierowała się do Rockiego.
- Chodź, pojeździmy jeszcze po mieście, dobrze? - zapytała drżącym głosem. - Boję się, że mógł sobie coś zrobić. Kłótnia z nami to jedno, sprzeczka z Demi to już coś poważniejszego.
- Jasne sis. - odrzekł ciepło, po chwili poszedł do samochodu.
- Wy sobie róbcie co chcecie. - powiedziała, kierując wzrok na basistę i Ratliffa. - Wracajcie do hotelu, usiądźcie przed telewizor i niczym się nie przejmujcie! Bo i po co. - warknęła, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę auta, w którym siedział już Rocky.
~~
- No nigdzie go nie ma! - lamentowała blondynka, rozglądając się dookoła. - Jezu, jak coś mu się stało to chyba oszaleje!
- Spokojnie, może powinniśmy poszukać w nieco innych miejscach? - zaproponował nieśmiało Rocky. Rydel spojrzała na niego z niedowierzaniem, nic nie odpowiedziała. - Oj, to nie musi być burdel, po prostu wejdźmy do jakiejś knajpki, czy coś. Chodząc po ulicy są marne szanse, że go znajdziemy.
- Rocky...? - zapytała, pociągając nosem. Była już zmęczona, od dwóch dni chodziła w tej samej bieliźnie, nie brała prysznica ani nie jadła. Bała się jednak o Rossa dlatego odrzucała wszelkie przyjemności na bok i w pocie czoła szukała brata. Była jednak zdruzgotana, co gorsza, nie tylko tą sytuacją...
- Tak? - dopytywał, troskliwie przytulając siostrę.
- Czy przyjdzie taki czas, kiedy wszystko wróci do normy? - wyszeptała niepewnie. Bardzo chciała usłyszeć ,,tak, to się stanie już niedługo!". Wiedziała jednak, że szanse na to są marne... Po co więc w ogóle o to pyta?
- Ta, jak wszyscy już będziemy w grobach. - pomyślał. - Jasne, że tak. Rik jest wybuchowy, często gada od rzeczy ale jestem pewien, że w ogóle tak nie myśli. - powiedział pokrzepiająco. Blondynka się lekko uśmiechnęła, wyczuła jednak sporą niepewność w głosie brata. - Chodź do samochodu, pojedziemy i poszukamy po barach. Może akurat.
- Jasne, masz racje. - odrzekła, po czym oboje wrócili do auta.
4 godziny później
- Nie zniechęcaj się. Chodźmy tutaj. - westchnął Rocky, pokazując palcem małą knajpkę. Rydel nic nie odpowiedziała tylko weszła do środka. Od razu odrzuciło ją stęchłe powietrze, zapach alkoholu, smród męskiego potu i przeogromny bałagan. Do tego muzyka była tak głośna, że blondynka musiała zatknąć uszy aby usłyszeć chociaż własne myśli. Momentalnie cofnęła się pod wpływem panującego tu odoru. Mimo wszystko spojrzała dookoła, widząc dwie kobiety, tańczące na róże, aż się wzdrygnęła. Rocky miał podobne odczucia, postanowił jednak się tu nieco rozejrzeć.
- Na pewno nie będzie tu Ossiego. - krzyknęła, próbując przebić się przez panujący tu hałas.
- Nie byłbym tego taki pewien. - odpowiedział, wskazując na postać, siedzącą przy barze. W sumie leżącą...
- Ossy! - wydarła się, podbiegając do brata.
Ross leżał na blacie, prawie już nieprzytomny. Bełkotał coś pod nosem, ślina ciekła mu po brodzie a jego ubiór był niechlujny, cały czas wyglądał tak samo jak po wyjściu z toalety. Włosy miał rozczochrane, oczy podkrążone a policzki całe sine. W ręku trzymał flaszkę, dodatkowo kilka opróżnionych leżało wokół niego. Śmierdział alkoholem a z jego kieszeni wystawały koronkowe stringi, które od razu zostały zauważone przez blondynkę.
- O matko, Ossy, Ossy! - krzyczała Rydel, szturchając brata po ramieniu. - O Jezu, on jest kompletnie pijany! Rocky, pomóż mi go stąd zabrać! - Chłopak nic nie odpowiedział, momentalnie podszedł do siostry, po czym zaczął klepać nastolatka po plecach. Kilku chłopaków, oglądając całe zajście, zaczęło się śmiać. Zostali jednak zignorowani.
- Ej, ej blondasku! Zbieramy się! - krzyknął prosto do ucha swojego brata.
- Eee--ee... Jesz-cze jed-n-ą w-ódkę, pro-szę. - wybełkotał, próbując wytrzeć cieknącą ślinę.
- Idziemy. - szatyn szarpnął brata, ten pod wpływem jego siły wstał na równe nogi, po chwili jednak się zachwiał i upadł na krzesła, robiąc przy tym niemały hałas. Rocky z trudem wziął brata pod ramię i cudem wyprowadził z baru. Na ulicy znowu zostali zbombardowani przez przechodniów, którzy obserwowali poczynania pijanego Rossa.
- Hej, ja-ja, nie... O he-j śliczno--tko - wymamrotał, spoglądając na swoją siostrę. - Ma-a-asz ocho--tę, maa--asz na se--ex?
- Idioto! To twoja siostra! Zamknij ryj i chodź. - warknął chłopak. Był wściekły, że jego brat uchlał się w trzy dupy.
- Hola, hola! - krzyknął. Stanął na środku chodnika, chwiejąc się na boki. - Ktoś mi u-kra-dł Hedwigę! Wra-a-acajm--y na pokątną! - wydarł się, wskazując palcem stary budynek. Rocky mimowolnie się zaśmiał, Rydel jednak przywróciła go do porządku swoim wściekłym wzrokiem. - No i... Ja mam, m-am, taką śliczn-ą siostrę? Szko-oda. Przele-cia-łbym cię. - dodał, potrząsając głową na prawo i lewo.
- Ossy idziemy do hotelu. - powiedziała zmartwionym głosem. Mimo tego co mówił, wzięła go pod rękę i zaprowadziła w stronę auta.
- Yyy-- a co z moją -- yy-- sową. - zapytał, próbując zatrzymać czkawkę. - Po za-atym, chciałe-m jeszcze wypić, cze-e-emu mnie zabiera-acie? - wyrwał się z uścisku blondnyki, po czym ruszył przed siebie.
- O matko... - westchnęła widząc jak blondyn próbuje iść prosto. Za nic mu to nie wychodziło. Błądził po chodniku od krawężnika do krawężnika, od czasu do czasu obijając się o ściany budynków. Rocky chciał go wziąć ponownie przez ramię, Rydel jednak kiwnęła głową aby tego nie robił.
- Niech idzie. - westchnęła. - Mam tylko nadzieję, że Rika nie ma w hotelu!
- Lalala.. Pta--aszki- d--wa a so-o-owy nie ma! - Ross zaczął nucić coś pod nosem. Rocky znów się zaśmiał, nie chciał, zachowanie pijanego brata zaczęło go jednak bawić.
- Pee--eron ddzz-ewięć i trzy czwaa--arte! - wymamrotał nastolatek, po czym wbiegł w ścianę jednego budynku. - Au-uć. - wyjąkał, przewracając się na chodnik.
- Weź go Rocky. - rozkazała blondynka. Chłopak podniósł brata i wziął pod pachę, po czym wpakował do samochodu.
- Ee-ej, to-o teen pociąg j-ees dosyć ma-aały. - wyjąkał. - Poo-tter jeździł *czkawka* więk-sz-yym. - majaczył, śliniąc się jak buldog. Rydel wyciągnęła z bagażnika dość spory koc, po czym wsiadła do auta i usiadła obok Rossa.
- Heej, maleńka! - wymamrotał. - Ciaa-asno tu. - powiedział. - Tuu-uu też. - dodał, wskazując na swój odpięty rozporek. Dziewczyna zasłoniła oczy i odwróciła się do tyłu. Chwilę później okryła nastolatka miękkim materiałem.
- Pee--eleryna nie--widka! - wykrzyczał uradowany. - Wid-zicie mnie? Ni-e? To dob-rze! Dzia-ła, to działa!
Rydel i Rocky spojrzeli po sobie nieco już rozbawieni, ignorowali jednak bełkoty najmłodszego. Blondynka, mimo zachowania swojego brata, postanowiła go przytulić. Odór alkoholu ją starsznie odrzucał, wiedziała jednak, że nie może winić za to Rossa. Do hotelu dojechali po godzinie. Mieli nadzieję, że chłopak zaśnie, on jednak bawił się w najlepsze, machając drewnianym patykiem i wypowiadając różne dziwne zaklęcia.
- Rocky sprawdź czy Rik jest w hotelu, dobrze? - zaproponowała blondynka, tuląc nastolatka z całych sił. - Nie chcę aby niepotrzebnie narobił kolejnej awantury. Czasem się znowu pobiją albo coś... - dodała ze łzami w oczach.
- Ok, nie ma sprawy sis, dasz sobie z nim radę? - zapytał, widząc jak nastolatek wywija drewnianym patykiem. Przez cały czas uśmiech nie schodził mu z twarzy. Rzadko widział Rossa w takim stanie.
- Tak, spokojnie. - odrzekła poważnym tonem. - Idź już.
- Yyy wirg-uldum levios-a-aa! - bąknął, wymachując patykiem. - W chuu-j nie dd--dzaiała.
- Ossy, proszę uspokój się i nie przeklinaj. - prosiła blondynka.
- Too-oo dlatego-oo Deemi mniee-e nie chcee. - jęknął, wodząc wzrokiem po samochodzie. Rydel spojrzała na brata z zaciekawieniem. Była w szkoku, że po spożyciu tak dużej ilości alkoholu, chłopak kojarzy jednak pewne fakty. - Nie-ee wymyślili-ii-ii jesz-cze zaklę-ęcia naa-a miło--ość. A szko-da. Inacze-ej by mnie ko-o-cha--ała! Alo-oochomoo--ra! - krzyknął, waląc patykiem w drzwi. - Eee... w su-mie z tą dziwką z baa-aru też nie-e było-o źle. - dodał z zadziornym uśmieszkiem.
- Ossy! - jęknęła ze łzami w oczach. - Nic już nie mów, porozmawiamy jutro jak wytrzeźwiejesz, jesteś kompletnie pijany! Na pewno będziesz żałował tego co zrobiłeś...
- A właś-śnie, żee- nie! - krzyknął. - jedy-nie po alkoh-olu jestem w stan-ie trzeźwo oce-nić rzeczy-wistość. A ta m-oja jest do ban-i! - dokończył. - Eej.. jeśli ty jesteś na p-rzeciwko mnie to ja jes-tem na przeciwko cieb-ie? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
Blondynka jedynie przewróciła oczami. Strasznie martwiła się o niego, patrząc na to co wyprawia po pijaku, było jej jeszcze bardziej przykro. Po chwili wrócił już Rocky.
- Nie ma ich, wniosę go na górę. Uprzedziłem, że mamy tu pijaczka także nie będzie suprajsu jak z nim wejdziemy. - powiedział, otwierając drzwi od samochodu. - Daj mi go. - dodał, wyciągając ręce ku siostrze. Blondynka nic nie odpowiedziała. Z pomocą brata wyciągnęła Rossa z samochodu. Nie było to łatwe, po lekkiej szarpaninie jednak się udało. Oboje wzięli go pod pachę i zaczęli prowadzić do hotelu.
- Ooo znalaa-a-azłem Hermio--onę! - krzyknął Ross w stronę jakiejś kobiety jak już przekroczył próg budynku. Po jej ubiorze Rydel zorientowała się, że pracuje tutaj. - Poo-obzyka-amy się?
- Przepraszamy za niego! - wydarła się blondynka, widząc zniesmaczoną minę starszej kobiety. Ona z kolei posłała niemiły uśmiech w ich stronę, po czym udała się w stronę schodów. Rodzeństwo, ignorując zaciekawione spojrzenia różnych osób, z ogromnym trudem wsadzili Rossa do windy. Ku ich zdziwieniu najmłodszy nie sprawiał jakoś większych problemów. Jak już dotarli na swoje piętro, powolnym krokiem udali się do swojego pokoju. Rocky od razu posadził blondyna na kanapie. Ross rozejrzał się dookoła, nieco mlaskając i wycierając brodę rękawem koszuli. Po wstępnych oględzinach jego wzrok przykuł piękny kominek, stojący w rogu pokoju. Bez chwili namysłu wstał, wszedł do komina i krzyknął:
- Na po-kątną! - dodatkowo rozrzucił po pomieszczeniu garstkę popiołu.
- Co ty robisz! - wydarła się Rydel. Rocky z kolei wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Idę kupić no--wą sowę! Hee-edwi-ga zdee-chła a Hermiona nie--e chce sięe bzyka--ć! - odparł.
- Weź go zaprowadź do jego pokoju! - rozkazała blondynka, szturchając starszego brata. Ten, jak już opanował śmiech, wziął Rossa na plecy i zrobił to, o co prosiła Rydel, która poszła tuż za nimi.
- Dobra, posadź go na łóżku. - powiedziała cicho. - Nieco go ogarnę. Mam nadzieję, że szybko zaśnie.
- Poradzisz sobie? - zapytał troskliwie. Blondynka jedynie kiwnęła twierdząco głową. - A co z Rikiem, dzwonić do niego?
- Nie, poczekaj aż Ossy się nieco uspokoi. Boję się, że Rik wpadnie w szał, czego absolutnie nie chcę. -westchnęła. W tym samym jednak czasie drzwi do pokoju Lynchów się otworzyły.
- Rydel? Znalazłem trampek, myślę, że należy do Rossa. Jest już z wami? - zapytał Riker, kierując się do pomieszczenia w którym znajdowała się blondynka, Rocky i kompletnie pijany Ross...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
Hahaa! Wiedziałyśmy, że tamten Rossdział poruszy troszkę Wasze serduszka :P Takie z nas mendy :D Czy to koniec Rydellington i Remi? *myśli* Nie, nie mogę teraz Wam powiedzieć! Musicie dalej śledzić ich przygody :D Tamten Ossdział był troszkę smutny, mamy nadzieję, że pijany Ross nieco poprawił Wam humor xD Czemu akurat fakty z Harrego Pottera? Mój kumpel kiedyś udawał go po pijaku, strasznie to było śmieszne :] xD
Do nexta :D
Ossik w tej koszuli i w tej fryzurze wygląda jak żul.. Co jak co ale te kłaczki go strasznie postarzają xD
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńKurde no co za dupek z tego Rossa! Jak on mógł z tą dziewczyną uprawiać seks?! Dupek! Zabiłabym tego gnojka!
OdpowiedzUsuńSzybko dajcie neeext!
Boże! Ross! Ty debilu głupi! Coś ty zrobił?! Dlaczego?! Po co?!
OdpowiedzUsuńNadal nie lubię taty Demi, ten to debil podwójny!!!
Zabiję was za to! No ale muszę przyznać, że pijany Ross był serio śmieszny xD
No nic trzeba czekać na ciąg dalszy :)
Buziaki :*
Rozdział cudny tyko jestem meega zła za to co zrobił Rossy zdradził Demi!!!niech to się okaże złym snem pliss??niech to się snem okaże niech się obudzi w szpitalu na krześle pliss.on jej nie może zdradzić! A było tak pięknie :( ehh czekam na nexta<3
OdpowiedzUsuńmonia
Extra rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!!!
Haha, uśmiałam się przy tym rozdziale xd Jak jechali windą, to Ross mógł jeszcze mówić, że ta Szafka Zniknięć jest jakaś za bardzo nowoczesna, czy coś w tym stylu...
OdpowiedzUsuńCzekam na next :D