niedziela, 27 września 2015

Rozdział XLIII

     - O matko! Rocky, zrób coś! - szepnęła przerażona blondynka. - Riker nie może się o niczym dowiedzieć. - dziewczyna spanikowała, kątem oka spoglądała na brata, który próbował utrzymać pion i jako taki poważny wyraz twarzy. Było to dla niego jednak bardzo trudne, siedział na łóżku i chwiał się na boki niczym lekki kwiatuszek podczas ogromnej zamieci. Ślinotok, podkrążone, sine oczy i policzki, niechlujny, podarty ubiór... Blondynce aż serce się krajało jak patrzyła na Rossa w takim stanie. - Nie, Rik nie może tego zobaczyć. Ja pójdę do niego a ty zostań tutaj i dopilnuj aby Ossy nic nie wywinął. Ma być cicho. - rozkazała drżącym głosem, po czym w popłochu podbiegła do drzwi, gdyż zauważyła, że klamka się nieco poruszyła. Blondynka szybkim ruchem je otworzyła i odepchnęła najstarszego brata, aby ten nie mógł zobaczyć co się dzieje w środku. Miała nadzieję, że ten okropny odór, który próbowała zamaskować swoimi perfumami, nie dojdzie do nozdrzy najstarszego. Następnie spojrzała na zdezorientowanego basistę, wzięła głęboki oddech i zaczęła.
- Tak, właśnie wróciliśmy. - wypaliła na szybko, odgarniając nerwowo włosy za ucho. - Ale Ossy jest... Wiesz, ciężko mu to wszystko uporządkować... - wtrąciła, widząc jak Riker chce wejść do pokoju. - Daj mu czas, najlepiej jak teraz nie będziesz go męczył rozmowami. - blondynka nie była zadowolona z tego kłamstwa, aczkolwiek w tym co powiedziała, kryło się jednak sporo prawdy. Poczucie winy, które ogarnęło dziewczynę, bardzo szybko uleciało. Mimo tego nerwowo czekała na reakcję basisty, od czasu do czasu zerkała za siebie, modląc się aby Rocky podołał zadaniu.
- Okey, masz rację. - odrzekł cicho, ściągając przemoczony szalik. Nabrał powietrza do płuc i kontynuował. - Powinienem go chyba jednak przeprosić...
- Powinieneś. - przerwała bratu. Ten spojrzał na nią, spuścił głowę i jak małe dziecko czekał na wykład o poprawnym zachowaniu, o tym czego mu wolno a czego nie. - Riker ja nie wiem po co było to wszystko. - mruknęła, przysiadając na kanapie. Wiedziała jednak, że tą rozmowę powinna odłożyć na później. Najpierw trzeba zrobić porządek z Rossem. - Ale nie teraz. Nie mam sił. Ossy jest przygnębiony, ja... Proszę, obiecaj mi, że dziś nie będziesz go już męczył rozmowami, przeprosinami, obietnicami... - dokończyła ze łzami w oczach.
- Daję słowo, wybacz sis ja..
- Nie musisz mi nic mówić Rik! - krzyknęła, wstając z kanapy. - Po prostu zdecyduj się czego chcesz i jak masz zamiar traktować swojego brata. - dodała, patrząc basiście prosto w oczy. Nie czekając na jego reakcje, odwróciła się na pięcie i już chciała się oddalić gdy ktoś złapał ją za rękę.
- Delly no a my... Porozmawiamy? - zapytał niepewnie Ratliff. Blondynka, czując jego niepewność, przesyconą strachem, żalem i bólem, już chciała się ugiąć i powiedzieć tak. Bardzo tego chciała, tęskniła za jego żartami, ciepłym oddechem, jego dotykiem... Przypomniała sobie jednak, że mimo wszystko perkusista zranił jej uczucia, postanowiła być więc twarda i nieustępliwa. Przynajmniej teraz. Kiedyś mu przecież wybaczy.
- My nie mamy już o czym rozmawiać. - warknęła. Widząc smutną minę Ella, myślała, że się zaraz rozpłacze. Kochała go i to nawet bardzo. Już od dawna, jednak on był ze Stellą. A teraz? Teraz to został sam. Blondynka, chcąc uniknąć kompromitacji, wbiegła szybko do pokoju najmłodszego brata. Tam jednak uczucia wzięły górę. Dziewczyna osunęła się na ziemię i zaczęła łkać.
- Hej sis, nie płacz. - Rocky szybko podbiegł do zrozpaczonej siostry i zaczął ją pocieszać. - Ciiii bo obudzisz naszego Pottera i zechce wrócić do Hogwartu. - dodał. Chciał tym pocieszyć blondynkę, nawet troszkę mu się to udało. Rydel otarła oczy i z lekkim uśmiechem spojrzała na łóżko.
- Jak ci się udało go nakłonić aby zasnął? - zapytała zdziwiona. Ross leżał w dość dziwnej pozycji. Głowę miał schowaną pod poduszką, która była już nieco mokra od jego śliny, ręce miał wyciągnięte wzdłuż ciała, spał jakby na kolanach z uniesionym tyłkiem.
- Nic nie musiałem robić. Sam się walnął na pościel no i tak już został. - odrzekł z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. - Co alkohol robi z ludźmi... - dodał, kiwając głową na boki.
- Ok, ja muszę iść pod prysznic, zjeść coś, załatwić sprawę z Demi, poradzić coś na... - przerwała, ponieważ Rocky kolejny już raz szczerzył ząbki do ekranu swojego telefonu. - A kto do ciebie tak ciągle pisze, co?
- Eee nikt. - jęknął, wstał i podparł się o komodę. - Nie ważne sis, nie przejmuj się i tak masz sporo rzeczy na głowie. Idź się ogarnij, ja załatwię coś do jedzenia. - dodał z uśmiechem.
- Uuu dziewczyna... - szepnęła, ściągając z siebie przemoczoną bluzę. Przypomniała sobie sytuację ze Stellą, jej słowa i gesty, które kierowała do Ratliffa... Poczuła ostre ukłucie w okolicach serca a z jej oczu ponownie spłynęło kilka kropel łez.
- Hej siostra. - chłopak schował telefon do kieszeni i bezzwłocznie podszedł do blondynki, po czym ją mocno przytulił. - Trzymaj się, będzie dobrze. - Rocky wiedział, że tutaj chodzi o Ella i sam nie mógł dojść do tego, dlaczego tak perfidnie oszukał Rydel. Tyle razy mu mówił, że bardzo ją kocha. Ale sam nie miał pojęcia jak pocieszyć dziewczynę a nie chciał pogarszać i tak już beznadziejnej sytuacji.
- Już, już jest ok. - skłamała, otarła czerwone i podrażnione oczy i z udawanym uśmiechem odepchnęła od siebie brata. - To skołuj jedzenie, ja idę się odświeżyć. - dodała, spoglądając na Rossa. Szatyn jedynie kiwnął głową w geście zrozumienia, po czym udał się do kuchni. W sumie to do małego saloniku, zamówić pizzę.
Wszyscy zjedli w ciszy. Nikt nie pytał o najmłodszego, co było dla Rydel niemałym zbawieniem. Nie znosiła kłamać. Próbowała zamaskować zapach alkoholu, jednak odór był tak silny, że ani jeden perfum jednak nie podołał jej oczekiwaniom. Mimo tego była zadowolona z tego, że Ross śpi. Nie sprawiał dzięki temu problemów. Mógł przecież dalej bawić się w czarodzieja, budząc niemałe podejrzenia u najstarszego z zespołu. Po posiłku wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Blondynka, szykując się do wyjścia, zostawiła blondyna pod opieką Rockiego, który miał bacznie obserwować aby Riker nie wszedł do jego pokoju. Sama z kolei udała się do szpitala porozmawiać z Demi. Na długą i trudną konwersację z najmłodszym bratem musiała poczekać. Promile nieźle pobudzały mózg nastolatka, nie chciała więc rozpoczynać kolejnej, niepotrzebnej sprzeczki.
~~
SZPITAL
     Leżałam w pomiętolonej pościeli, było mi duszno i gorąco. Krople gorącego potu spływały po moim czole niczym mały strumyczek w górach. Lekkie drgawki, ciągle nawracające fale nieprzyjemnego mrowienia, nudności i ten okropny ból brzucha! Mieć okres w takiej sytuacji... Szczyt wszystkiego. Do tego czułam się bardzo nieswojo, biały sufi, białe ściany... Wszystko białe! Ten jaskrawy, bijący po oczach kolor wprawiał mój mózg w niezłe zakłopotanie. Wszystko było spotęgowane przez regularne, głośne i nieprzyjemne pikanie szpitalnych urządzeń, które stały tuż obok mojego łóżka. Nie potrafiłam pozbierać myśli, a tych było naprawdę bardzo dużo. Nie mogłam odpędzić od siebie widoku dzisiejszej rozmowy Rossa z moim ojcem, ciągle miałam przed oczyma zbitą i smutną minę blondyna. To okropne! A na dodatek mój tato w ogóle nie miał zamiaru go przeprosić. Twardo stał przy swoim, uważał, że jego córeczka zasługuje na kogoś lepszego. To nie prawda... Nikt nie będzie traktował mnie lepiej niż Ross, dlaczego moi rodzice tego nie rozumieją! Było mi bardzo przykro, tata nie dopuścił mnie nawet do głosu. Potraktował jak małą dziewczynkę, która nie potrafi dokonywać właściwych wyborów. A co było na deser? Zack. Nikt, zupełnie nikt nie chciał udzielić mi informacji na temat stanu jego zdrowia. Bardzo się o niego martwiłam, mama unikała tematu jak ognia, tata zresztą też. Lekarze to już w ogóle mnie ignorowali, mówiąc ciągle, że muszę odpoczywać. Wprawdzie wszystko mnie bolało, kręciło mi się w głowie, często wymiotowałam ale... Powinnam wiedzieć co się dzieje. Nie mogłam odpoczywać wiedząc, że ludzie których kocham, topią się po uszy w smutku, który zrodził się przeze mnie. Z rozmyślań wyrwał mnie cichy dźwięk. Na początku myślałam, że wyobraźnia znowu płata mi figle. Myliłam się. Ktoś kilkakrotnie zapukał w drzwi. Serce momentalnie zabiło mi szybciej, tętno przyspieszyło a na mojej twarzy pojawić się ogromny uśmiech. Miałam nadzieję, że to Ross. Gdy zza uchylonych drzwi zauważyłam kruczoczarne włosy, cała magia uleciała. Akurat Maia była ostatnią osobą z którą chciałabym porozmawiać. Ale niestety nasze spotkanie wisiało w powietrzu i prędzej czy później musiałybyśmy po prostu pogadać...
- Hej, mogę? - zapytała nieśmiało, przekraczając próg sali. Była tak chuda, że aż bałam się, że te jej duże oczy wypadną z oczodołów i pokulają się prosto pod jedną z szafek. Wyglądała okropnie... Jej zaniedbane włosy, skóra, twarz i ubiór. Coś strasznego.
- Tak, wejdź. - kiwnęłam głową i zaprosiłam brunetkę do środka. Podeszła do mojego łóżka jak spłoszona myszka, usiadła następnie na jego skrawku i spojrzała mi prosto w oczy.
- Demi ja wiem! Pewnie myślisz, że nasza rozmowa nie ma sensu ale ja chcę ci wszystko powiedzieć. - wszeptała, potrząsając chudymi rękoma na prawo i lewo. - Wszystko. - powtórzyła akcentując każdą literkę w tym krótkim, aczkolwiek bardzo ważnym, wyrazie.
- Nie rozumiem dlaczego tak pochopnie mnie oceniasz. - pokręciłam głową na boki i posłałam brunetce lekkiego kuksańca w żebra. Nie mogłam jednak przesadzić, miałam wrażenie, że jej ciało zaraz się rozpadnie niczym stare, zaniedbane rusztowanie. - Bardzo chcę z tobą pogadać a jeszcze bardziej chcę się dowiedzieć wielu istotnych dla mnie rzeczy. - dodałam z uśmiechem. - Wielu. - dorzuciłam, papugując za przyjaciółką. Zauważyłam, że kąciki jej smukłych, popękanych, bladoróżowych ust się nieco uniosły. To chyba dobry znak?
- Byłam głupia, przez cały czas. - jęknęła, rozsiadając się na moim łóżku. - To moja wina! A wszystko spowodowała głupia zazdrość...
- Zazdrość? - zapytałam ze zdziwieniem. - Mów wszystko, od początku, od środka, czy też od końca. Jak wolisz, ja po prostu chcę wiedzieć co było powodem twoich kłamstw.
Maia kiwnęła twierdząco głową i z nieco zakłopotaną miną, zaczęła opowiadać swoją bardzo długą i zagmatwaną historię...
1/2 h później
- No i dlatego o siebie nie dbałam... - jak czarnowłosa dokończyła już swój monolog, musiałam zbierać swoją szczękę z podłogi. Dosłownie. Nie mogłam wręcz uwierzyć w to co mi właśnie powiedziała. Natłok problemów ją przerósł, definitywnie. Ale cały czas miała mnie obok siebie, dlaczego ja o NICZYM nie wiedziałam? To wszystko spłynęło na mnie tak nagle! No i dlaczego teraz! Nie mogłam uwierzyć, że chciała zabić dziecko paląc, pijąc i jedząc wszelkie szkodliwe dla niego produkty...
- Nie możesz tego zrobić... - wyjąkałam po kilku minutach ciszy. Nie miałam pojęcia jak należy postępować z ciężarną kobietą, nic na ten temat mi nie wiadomo, ale wiedziałam, że nie należy w taki sposób znęcać się nad nienarodzonym niemowlakiem! Szok, który mnie ogarnął, nie pozwolił mi jednak na wypowiedzenie większej ilości pouczających słów.
- Nie mam innego wyjścia. - odrzekła, tuląc małą, białą poduszkę. - Nie chcę tego dziecka, to przypadek...
- Przypadek? - powtórzyłam słowa brunetki. Czyli schodzimy na ten mniej przyjemny temat. Sex. Chociaż rozmowa o ciąży też nie należała do tych najlepszych, sama już nie wiem co gorsze.
 - Daj mi wytłumaczyć. Będę szczera... Chodzi mi o to, że... To prawda, że cię okłamywałam z tym sexem za pieniądze. Nie wiem co mnie napadło... Ja..ja... po prostu to lubiłam? - jęknęła, chowając swoje purpurowe policzki w dłoniach. - Zaczęło się od pierwszego razu z jakimś nieznajomym, potem kolejny raz i kolejny... Spodobało mi się to i... Wyczytałam, że można po prostu na tym zarabiać, połączyć przyjemne z pożytecznym. - skwitowała. Widząc moje wytrzeszczone oczy, postanowiła rozwinąć wypowiedź. - Wiem, że to strasznie głupie i teraz jak o tym myślę to mi wstyd... Ukrywałam to przed tobą ale nie wiesz jak bardzo chciałam ci to powiedzieć! Ale bałam się, że mnie wyśmiejesz i zostawisz... Nie chciałam stracić najlepszej przyjaciółki pod słońcem. - dokończyła, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Przepraszam...
- Obie jesteśmy chyba nic nie warte... - jęknęłam bez namysłu. Chciałam aby Maia tego nie usłyszała, niestety stało się.
- Przynajmniej masz tego blondasa. - szepnęła. Po tych słowach spojrzałam na nią z ogromnym niedowierzaniem. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu usłyszałam w jej głosie nutkę zazdrości. - Ja wiem, że to wszystko moja wina... Uwierz mi, że gdyby Ross nie pojawił się w naszej szkole nie doszłoby do tego morderstwa, oszustw no i naszej kłótni... - zaczęła, gula w gardle nie pozwoliła jej jednak dokończyć.
- No ale co z Rossem? - zapytałam, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. Nie wiedziałam jak mam ją skomentować. To wszystko było takie... Nierealne! Teraz nagle obwinia blondyna? - Sypiałaś z nim...
- Tak... - odpowiedziała. - Bo... Zadużyłam się w nim, ale wiesz! On jest sławny, bogaty, przystojny! Ma wszystko, nie zechciałby takiej dziewczyny jak ja! Chciałam go w sobie rozkochać, dlatego z nim sypiałam... - zawiesiła na chwilę głos. Spojrzała w moje oczy, jej policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. - Ale wiedziałam, że on kocha ciebie i po prostu byłam zazdrosna. Chciałam dać mu nauczkę, pod rękę nawinął się Matt no i... Resztę już znasz bo wszystko było wyjaśnione w sądzie. Ja wiem, że moje zachowanie było i jest okropne ale jak zaszłam w ciążę to już kompletnie zgłupiałam! Nigdy nikogo nie chciałam skrzywdzić a co dopiero zabić! - dokończyła, zalewając się łzami. - Ja wiedziałam, że robię źle ale wszystko czułam jakby przez mgłę. Była ciemna, gęsta i zasłaniała dosłownie wszystko! Nie pozwalała mi również dostrzec jak bardzo cię ranię... No i do tego ten wypadek, nie mogłam uwierzyć w to, co mówią o nim media. Mgła opadła dopiero po tym jak podsłuchałam kłótnie Lynchów... No i rozmowę Rossa z jego siostrą. On cię serio kocha... Od początku to wiedziałam, cholerna zazdrość!
- To dlatego mnie tak mocno od niego odciągałaś? - zachichotałam mimo woli. Byłam jednak ciekawa co takiego blondyn mówił o mnie Rydel...
- Tak, nie mogłam się pogodzić z tym jak na ciebie patrzy... W sumie to pożera wzrokiem... Był chamem i to ogromnym ale to dlatego, że miał problemy, spore problemy... W szkole, męcząc słabszych i posuwając każdą laskę chciał po prostu odreagować, poczuć się w końcu... No nie wiem, docenionym? - westchnęła. Wyczułam, że serio to przeżywa i jest jej przykro. Dziwne... - Wiem o jego mamie. - dodała, widząc moje pytające i zaciekawione spojrzenie. - Nie raz siedziałam u siebie w domu i ryczałam jak bóbr, przypominając sobie co u nich usłyszałam.... Dziękowałam Bogu, że u mnie jest inaczej, lepiej, że rodzice mnie kochają i, że mam kogoś, na kogo zawsze mogę liczyć. - mówiąc to spojrzała mi prosto w oczy. - Po tym wszystkim chciałam się wycofać, powiedzieć ci co się stało, przeprosić i błagać o wybaczenie ale było już za późno. Matt mnie zastraszał i kazał robić różne, straszne rzeczy, ja nie chciałam... - dokończyła ze łzami w oczach.
Byłam na nią wściekła za to, że mnie okłamywała, doprowadziła do tego wszystkiego, ale hej... To co teraz mówiła było szczere i prawdziwe, ja nie mogę jej tak po prostu odepchnąć. Zrobiła masę świństw ale wierzę, że robiła to pod presją tego rudzielca. Nikt nie jest idealny i każdy z nas popełnia błędy. A co najważniejsze? Wszyscy zasługujemy na drugą szansę.
- Przyjmuję przeprosiny. - powiedziałam z uśmiechem. - Ale musisz mi obiecać, że powiesz wszystkim o dziecku, pogadasz z Erickiem, jak teraz ze mną i w końcu uświadomisz rodziców, że zostaną dziadkami. - zachichotałam. - Matt będzie płacił alimenty, być może Erick wszystko zrozumie, a jeżeli nie to hej, masz mnie. - dodałam pokrzepiająco. - A te pieniądze, które ,,zarobiłaś" zostaw dla dziecka, razem jakoś damy sobie radę.
- Znów przyjaciółki? - zapytała z ogromną nadzieją w głosie. Patrzyła na mnie jak niemowlę na matkę.
- Przyjaciółki. - zaśmiałam się, po czym przytuliłam Majaka z całych sił. - Tylko musisz obiecać, że już zawsze będziemy sobie pomagać! - Dziewczyna kiwnęła lekko głową. Jak tylko oderwałyśmy się od siebie, usłyszałam pukanie do drzwi. Chwilkę później w progu stanęła Rydel.
- Hej, możemy pogadać? - zapytała poważnym tonem.
- Jasne. - odrzekłam z uśmiechem. - Siadaj! - Chciałam się z nią podzielić nowymi, super wieściami, widząc jej srogą minę, nieco się wystraszyłam.
- W cztery oczy. - wyszeptała nieśmiało, spoglądając kątem oka na brunetkę, która z szerokim uśmiechem na ustach, siedziała tuż obok mnie.
- Rozumiem, spokojnie. - wtrąciła Maia, po czym wstała i podeszła do drzwi. - Przyjdę później. Pa i dziękuję za wszystko. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła! - dodała, pomachała mi na odchodne i wyszła z sali. Ja natomiast odwzajemniłam tylko jej gest, po czym ze strachem w oczach spojrzałam na blondynkę.
- Co się stało? Czemu nie ma z tobą Rossa? - zapytałam wystraszona. Rydel nie była w humorze, wyczułam, że jest zła, zmartwiona i przygnębiona. Niedbale usiadła na rogu mojego łóżka, odgarnęła blond loki do tyłu, położyła dłoń na moim kolanie i zaczęła.
- Ossy leży pijany w naszym hotelu. - mówiąc to, mocniej ścisnęła moją nogę. Ja zdołałam wytrzeszczyć tylko oczy, nie byłam w stanie nic powiedzieć. - Ale powoli, po kolei... Pozwól mi mówić, nie przerywaj a pytania będziesz zadawać dopiero później, zgoda?
- Brzmi groźnie. - po tych słowach blondynki nieźle się zaniepokoiłam. Rydel ani na moment się nie uśmiechnęła, ciągle była poważna i zdawało mi się, że wypowiedzenie tego wszystkiego kosztowało ją sporo wysiłku. - Ale dobrze, zamieniam się w słuch. - miałam tylko nadzieję, że Rossowi nie stało się nic złego...
Godzinę później
Rydel wyrzuciła z siebie wszystkie smutki i żale, które nie pozwalały jej spokojnie spać. No prawie wszystkie. Opowiedziała o kłótni, o tym, że Ross znów spał na ulicy i na dodatek się upił prawie do nieprzytomności, o zachowaniu Rikera i o tym, że próbował zataić przed młodszym bratem wiadomość o wypadku. Pominęła wątek czarnych, koronkowych stringów, które znalazła w kieszeni Rossa a o Ratliffie to już w ogóle nie miała sił mówić.
- Rydel, ja... - przerwałam bo tak na prawdę nawet nie wiedziałam co chcę powiedzieć. Słuchałam tego wszystkiego w totalnym osłupieniu. Było mi przykro a co gorsza, czułam się winna. Kilka razy już chciałam przerwać blondynce, ona jednak wyrzucała z siebie wszystkie słowa, bojąc się, że zaraz poparzą jej język. Nie dała mi szansy na skomentowanie czegokolwiek, chciała wszystko po prostu z siebie w końcu wydusić. Strasznie ją to męczyło. - To wszystko moja wina...
- Nie, mylisz się. - jęknęła. - To wszystko przeze mnie, w sumie przez nas wszystkich. Każdy ma w tym winę, większą mniejszą... Ale ma. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas i pozaklejać te dziury między nami, które stworzyły nasze kłótnie i sprzeczki. Wyrzuciłabym słowa, które nas zraniły, które zraniły Ossiego... On to pamięta, na pewno. Ile razy już Rik go przepraszał, no i co? Tydzień było dobrze, potem znowu bójki do krwi. - dokończyła, przygryzając wargi. Nie chciała znowu się rozpłakać. - Ja już serio nie wiem co mam robić. Wszyscy mówią, że życie sławnych ludzi jest wspaniałe i usłane najpiękniejszymi różami. Wiesz co? Totalne bzdury. Nie jesteśmy od nikogo lepsi, w ogóle nie mamy nic więcej. Ba, czuję, że coraz bardziej tracimy to, co dla nas ważne. Gdyby ktoś chciał zabrać od nas te wszystkie problemy, bez wahania poprosiłabym fanów aby ustawili się w kolejkę... No ale już dobra, powiedz mi lepiej o co się pokłóciłaś z moim bratem?
- Eh. - westchnęłam. Wiedziałam, że blondynka w końcu o to zapyta. - Między nami nie było sprzeczki. To mój tata mu nagadał, że jest do niczego, że nie ma się do mnie zbliżać bo jest dla mnie nieodpowiedni... - wyjaśniłam, przełykając ślinę. Blondynka jedynie przewróciła oczami i głośno wzdychnęła. Chciałam coś jeszcze dodać, uprzedził mnie jednak lekarz, który wszedł właśnie do sali w towarzystwie moich rodziców. Nawet nie zapukali!
- Dzień dobry panno Demetiro. - przywitał się ciepło. - Widzę, że ma pani gościa, niestety musimy wziąć panią na kilka badań. - powiedział, przeglądając kartę, która była przywieszona do mojego łóżka.
- Ja już wychodzę. - wtrąciła Rydel, ocierając nos chusteczką, którą  chwilę wcześniej  wyciągnęła ze swojej torebki. - Dziś już raczej nie przyjdę, zobaczymy się jutro. Muszę pogadać z Rossem ale to dopiero jak wytrzeźwieje. - szepnęła mi do ucha aby nie usłyszał jej mój tata.
- Przyjdź tu z nim. - odpowiedziałam najciszej jak umiałam, ponieważ rodzice stali już obok minie. Blondynka jedynie kiwnęła głową w geście zrozumienia.
DZIEŃ PÓŹNIEJ | HOTEL
     Rydel udało się ukryć nietrzeźwość najmłodszego brata przed basistą. Łatwo nie było, jednak z pomocą Rockiego wszystko poszło gładko. Na szczęście Ross przespał całą noc a Riker nie wywęszył zapachu alkoholu, który Rydel tak bardzo starała się zamaskować. Schody zaczęły się nieco później...
- Pst, Rocky. - szepnęła Rydel, szturchając jeszcze śpiącego brata. - Ja idę zrobić śniadanie, ty wstań i dopilnuj aby Riker nie wszedł do pokoju Ossiego. - szatyn obrócił się leniwie na drugi bok, mruknął ledwo słyszalne ,,spoko" i wtulił twarz w poduszkę. - Ja mówię serio! - oburzyła się blondynka.
- No już wstaję, już wstaję. - odrzekł ospale. Powoli sturlał się z łóżka na podłogę, wymacał swoje spodnie i koszulkę, po czym leniwie się podniósł i zaczął szukać wzrokiem skarpetek. - Przecież Rik nadal śpi... - wymamrotał, schylając się po parę zielonych bamboszy.
- No, rusz się. Proszę. - syknęła, po czym wyszła z pomieszczenia. Ruszyła w kierunku małej kuchenki, po drodze przystanęła jeszcze przed pokojem najmłodszego. Zauważyła, że drzwi są niedomknięte, postanowiła więc, że zerknie co robi. Blondyn spał na plecach z rękoma w górze. - Jak niemowlę. - dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, rozejrzała dookoła i ruszyła do kuchni. Wyjęła z lodówki potrzebne produkty, z szafki wyciągnęła chleb, po czym zabrała się do przygotowywania kanapek. Po jakiś piętnastu minutach śniadanie było już gotowe. Zaparzyła więc kawę dla braci a gorącą czekoladę dla siebie. Nagle poczuła nieprzyjemny zapach potu, wódki i niedopranych skarpetek. Szybko się odwróciła. Zobaczyła przed sobą zaspanego Rossa. Miał podkrążone, przepite oczy, sine policzki, ubranie całe pomiętolone a on sam wyglądał jakby dosłownie walczył o życie ostatniej nocy.
- Ossy... - szepnęła, opierając się o wysepkę kuchenną.
- Wiem, zjebałem. - jęknął, sięgnął następnie po szklankę, postawił ją na blacie, po czym nalał wody. Wypił duszkiem, zerknął na siostrę i się lekko uśmiechnął. - Zapach świeżej kawy zmusił mnie do wstania. Głowa protestowała, po kilku minutach walki jednak się poddała. Nie miała już sił... - dokończył, po czym przyssał się do butelki żywca.
- Nie, spokojnie. Porozmawiajmy. - powiedziała, gładząc brata po ramieniu.
- Ale o czym niby? - zdziwił się, sięgnął kolejną butelkę wody aby móc ponownie ugasić nasilające się pragnienie.
- O wszystkim. - westchnęła, przysiadając na jednym z kuchennych krzeseł. Z jednej strony chciała przytulić brata, z drugiej jednak miała ochotę na niego nakrzyczeć. - Może zaczniemy od Demi?
Chłopak nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko sam do siebie, po czym oparł o wysepkę kuchenną.
- Oj, jak boli mnie głowa. - wysyczał z ogromnym grymasem na twarzy.
- Pamiętasz coś z wczorajszego dnia? - zapytała, zerkając kątem oka na drzwi od pokoju najstarszego. Wolała aby teraz jednak nikt nie przeszkadzał w rozmowie, zwłaszcza basista.
- Niestety... - jęknął, wyciągając z kieszeni czarne, koronkowe stringi.  - Pamiętam. Ale nie ma o czym mówić, ojciec Demi ma rację, jestem zerem. Jestem i nic na to nie poradzę.
- Przestań, ten mężczyzna cię nawet nie zna. Nie można nikogo oceniać nie wiedząc kim jest! - wybuchnęła, gwałtownie wstając z krzesła. - Popełniłeś błąd. - dodała, zerkając na kawałek czarnego materiału, który nadal widniał w dłoni blondyna. - Ale co, już tak nagle ci nie zależy?
- Zależy i to nawet bardzo. Ale nie sądzę aby dalsza walka miała sens. A dlaczego? Bo po wczorajszej przygodzie z tą dziwką już ją przegrałem. - westchnął, po czym włożył stringi do swojej kieszeni.
- Ale ty kochasz Demi...
- Kochać to także umieć się rozstać, siostrzyczko. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest pragnieniem przede wszystkim szczęścia dla tej drugiej osoby, czasem wbrew własnemu. - odpowiedział, patrząc głęboko w zaszklone oczy blondynki. - Teraz to zrozumiałem...

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Już jutro jadę do Warszawy z moim chłopakiem *u* Matko, matko jak się jaram! Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć autograf każdego z zespołu *u* Oby, oby! Będą pięknie zdobiły moją ścianę xd Ah....

No a co do Ossdziału. Jak myślicie, to już koniec naszej Remi :C? Ossik się podda, czy może siostra go nakręci do działania!? To wszystko już w nexcie xD Oczywiście napiszę go jak nie umrę pod klubem xd

Mamy nadzieję, że Rossdział się Wam spodobał, gorąco prosimy o komentarze :D

A PROPO UPITEGO OSSIKA, HIHIIHI !


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

4 komentarze:

  1. Rozdział cudowny <3 szkoda tylko że Ross sie tak łatwo poddaje :(
    Nienawidze go za to że przeleciał tą dziwke -_-
    Czekam na next i do zobaczenia na koncercie! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ossy się nie podda Rydel go zmotywuje! tylko to moze być nieco ciężko jeśli Demi się dowie że on ją zdradził :( ona mu wybaczy musi! :) czekam na nexta.
    Ps. Życzę udanej podróży i wogule koncertu :p ja niestety nie mogę tam być :( nie mam jak się zbytnio tam dostać itd...
    pozdrawiam monia

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że Ross się nie podda. No oni muszą być razem!
    Na pewno będziesz mieć autografy wszystkich :) raczej nikogo kto tam do nich podejdzie nie pomijaja :D
    Do zobaczenia na koncercie :)

    OdpowiedzUsuń