piątek, 2 października 2015

Rozdział XLIV

     - Żadna wielka miłość nie umiera do końca, braciszku. Możesz próbować zamykać ją w najciemniejszych zakamarkach swojego serca, ale ona jest sprytniejsza, wie, jak przeżyć. - odpowiedziała z poważną miną. - Nie możesz się poddać. Jeżeli naprawdę kochasz, a wszyscy wiemy, że twoje uczucie do tej dziewczyny jest prawdziwe i głębokie, nie możesz pozwolić umysłowi zawładnąć twoim sercem. Kochasz ją, nie odrzucaj, myśląc, że ona cię nie potrzebuje. A uwierz mi, że zrobiłaby wszystko abyś był teraz przy niej. - dokończyła, patrząc w przepite oczy swojego brata. Tym razem fontanna czekolady wyschła, wylewał się jedynie ogromny potok alkoholu. Blondynka była zła, że Ross zdradził swoją dziewczynę, wiedziała jednak, że tego nie chciał i na pewno teraz jego bezradna i zraniona dusza woła o pomoc. Nie mogła go tak zostawić.
- Ratliff też robi wszystko abyś mu wybaczyła. - odpowiedział po kilku minutach ciszy. Rydel na te słowa aż podskoczyła. - A ty mimo, że go kochasz, odrzucasz jego starania. - dodał, przecierając obolałe miejsca. - Ale on i tak jest w lepszej sytuacji. - zachichotał. Blondynka nadal patrzyła na niego z wytrzeszczonymi oczami. Była w szoku, nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Perkusista z kolei bacznie przysłuchiwał się rozmowie przez uchylone drzwi swojego pokoju. Miał dziwne przeczucia, jego żołądek aż wariował. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
- Ossy, pomówmy teraz o tobie, dobrze? - blondynka zwinnie uniknęła dalszej rozmowy o niej i perkusiście. Wolała to zostawić na później. Chłopak jedynie uśmiechnął się pod nosem. Chciał sięgnąć po kubek z kawą, jednak gdy tylko dotknął brzuchem blatu kuchennego, momentalnie zasyczał z bólu i zgiął się w pół. - Co się stało? - dziewczyna momentalnie kucnęła naprzeciwko brata i z ogromną troską objęła ramieniem.
- Nic. - jęknął. - Serio, już jest okey. - mruknął, próbując się podnieść. Blondyn po chwili męczarni i walki z własnym ciałem, wstał na równe nogi, po czym ponownie oparł się o blat kuchenny. Tym razem zrobił to o wiele ostrożniej. - Moje życie jest tak ciężkie, że nie wiem co robić. Problem goni problem, już nie mam siły... Nie mam pojęcia jakie kroki podjąć aby było inaczej, aby było lepiej. Nie ważne, którą ścieżkę wybiorę, zawsze po drodze ranie ważne dla mnie osoby. - chłopak spojrzał siostrze prosto w oczy, czuł wielką odrazę do siebie, ponieważ wiedział, że i ją znów odepchnął. I znów tego żałuje.
Blondynka nic nie odpowiedziała. Przypomniała sobie jednak pewną lekcję, którą dostała od swojej mamy, kiedy była jeszcze mała. Kompletnie nic wtedy z tej cennej, matczynej wiedzy nie wyniosła, teraz jednak  w końcu zrozumiała jaki płynął z niej morał. Chciała się nim podzielić z młodszym bratem, chciała aby i on dostrzegł ogromną głębie i przesłanie tych prostych słów. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, po czym napełniła trzy garnki wodą i zostawiła aby się zagotowała. Nie trwało to długo. Blondyn bacznie wszystkiemu się przyglądał i próbował zrozumieć dlaczego blondynka w ogóle to robi. Śniadanie przecież było już przygotowane. Rydel jednak nie zamierzała przestać. Do pierwszego garnka włożyła marchew, do drugiego jajko a do trzeciego ziarenka kawy. Zostawiła wodę aby gotowała się kolejne 20 minut.
- Ossy, pokażę ci coś, dobrze? - zapytała, kładąc małą pokrywkę na jeden z garnków. - Ale to chwilkę potrwa, może w między czasie pójdziesz do łazienki i się nieco odświeżysz? - chłopak nadal nie wiedział o co chodzi, widząc zadowoloną minę siostry postanowił jednak przytaknąć. Powoli poczłapał do swojego pokoju. Jak już zorientował się, że przecież nie ma nic na przebranie, wrócił do siostry.
- Nie mam w co się ubrać. - wymamrotał niezadowolony, zerkając na swoje zarzygane nogawki.
- Wiedziałem, że kiedyś przemienisz się w dziewczynkę. - nagle w małej kuchni pojawił się Rocky. Trzymał się kurczowo za usta aby nie wybuchnąć śmiechem. Nie chciał obudzić basisty. - Najpierw podpaski a teraz nie masz się w co ubrać! - zachichotał, szczerząc zęby jak pawian.
- Oh, Rocky! - westchnęła blondynka. Po tych słowach rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Nasz Potter nie potrafi sobie wyczarować? - zakpił, patrząc na półprzytomnego blondyna. On jednak postanowił zignorować docinki brata i przewrócił tylko oczami. Pamiętał przez mgłę co robił, wiedział jednak, że bawił się w czarodzieja. Było mu wstyd, nie chciał ciągnąć tego tematu.
- Przestań, siadaj i jedz. - wtrąciła Rydel. - A ty poczekaj chwilę. - dodała, kierując wzrok na młodszego brata. Poszła następnie do swojego pokoju a gdy już wróciła, podała blondynowi nowe bokserki, skarpetki, spodnie i koszulę. - Kobieta jest zawsze przygotowana. - zaśmiała się.
- Różowe. - wymamrotał, miętoląc slipy. - Dzięki sis, pojęcia nie mam co bym bez ciebie zrobił. - dodał z uśmiechem, po czym wszedł do łazienki.
20 minut później
Kiedy upłynął czas, blondynka przerwała posiłek, wstała z krzesła, podeszła do gazówki, po czym wyjęła na talerz marchew i jajko a do filiżanki nalała kawę.
- W samą porę. - powiedziała wesoło, widząc jak Ross wychodzi właśnie z toalety. - Podejdź tu braciszku. - dodała, machając w jego stronę. Była zadowolona, ponieważ Riker i Ratliff jeszcze nie wstali. Mogła więc spokojnie dokończyć rozmowę z najmłodszym. Myliła się. Oboje siedzieli w swoich pokojach i nasłuchiwali co się dzieje w kuchni. Żaden jednak nie miał na tyle odwagi i ochoty, aby wyjść i dołączyć do rozmowy.
- Co widzisz, braciszku? - zapytała gdy Ross stał już obok niej. Chłopak wyglądał nieco lepiej. Nadal miał podpite i podkrążone oczy a na jego twarzy widniało wiele ciemnofioletowych plam, zapach alkoholu jednak został zneutralizowany przez męski żel pod prysznic i cytrynową pastę do zębów. Schludny i czysty ubiór również poprawiły jego wizerunek.
- Marchew, jajko i kawę. - odpowiedział, unosząc obie brwi w górę. Nie ukrywał, że to pytanie go zaskoczyło.
-Dotknij marchew. - powiedziała pewnym siebie tonem. Rocky wszystkiemu się przyglądał, nic jednak nie mówił.
Ross chwilę się wahał, potem jednak dotknął i stwierdził, że warzywo jest miękkie i rozpada się. Następnie dostał do ręki jajko. Chłopak obrał je ze skorupki i przekonał się, że jest ono twarde. Na koniec Rydel dała bratu spróbować kawy. Nastolatek tylko się uśmiechnął i zachwycił jej aromatem.
- Sis, nie rozumiem co próbujesz mi przez to powiedzieć. - westchnął zrezygnowanym tonem. Jego głowa nadal niemiłosiernie pulsowała, co jeszcze bardziej zniechęcało go do myślenia i analizowania tej całej zagadki.
- Otóż... Każda z tych rzeczy gotowała się i miała do czynienia z gorącą wodą. - zaczęła, chwytając brata za rękę. - Ale każda inaczej zareagowała. Marchew najpierw była twarda i mocna, po ugotowaniu stała się miękka. Jajko najpierw było miękkie i w środku ciekłe, po ugotowaniu stało się twarde. Ziarenka kawy z małych i niepozornych, po dostaniu się do wrzątku, zmieniły wodę! - krzyknęła uradowana. Blondyn z kolei w milczeniu wsłuchiwał się w słowa siostry, patrząc jednocześnie na ów produkty.
- Problemów w życiu nie da się uniknąć, braciszku. Każdemu się przytrafiają. Ale możesz wybrać i zdecydować jaki będziesz gdy one zapukają do twojego serca. - szepnęła, kładąc dłoń na klatce piersiowej brata. - Chcesz być jak marchew, która wydaje się twarda, ale w cierpieniu i nieprzyjemnościach, stanie się miękka i straci swoją siłę...? Możesz też stać się jak jajko, które ma delikatne serce, ale zmieni je na twarde i zimne poprzez kłopoty. - przerwała na moment. Popatrzyła bratu głęboko w oczy, zauważyła w nich małe, czekoladowe iskierki. - Możesz także wybrać inną opcje. Przetworzyć problemy, spojrzeć na nie z innej perspektywy i stać się lepszą osobą. Tak jak ziarnka kawy, które po zagotowaniu zmieniły wodę, uwolniły aromat, tak i ty, dzięki lekcjom życia możesz odkryć swój potencjał, wzbogacić świat dookoła i nadać mu inny, lepszy smak, Ossy... - wyjaśniła, posyłając bratu szczery uśmiech. Miała nadzieję, że po jej małym wykładzie, zainspirowanym matczyną miłością, Ross nieco pomyśli nad prawdziwym sensem swojego życia. Chłopak cały czas wpatrywał się w blondynkę jak w malowane wrota. Może faktycznie coś do niego dotarło? Rocky z kolei siedział nadal na swoim miejscu i z ogromnym podziwem spoglądał na swoją siostrę.
- Ale, sis. - Ross nagle się odezwał. - Po co mam zmieniać swój świat, jak ja nie mam dla kogo tego robić.
- Jak to nie masz dla kogo? - zdziwiła się. Wiedziała jednak co chłopak ma na myśli. Była pewna, że przez te ciągłe kłótnie i ostre, przykre docinki, które docierały nie tylko do jego uszu, ale również do jego kruchego i delikatnego wnętrza, blondyn po prostu czuje się niepotrzebny. - Ossy, doskonale...
- Przepraszam. - wyjąkał, siadając na krześle. - W ogóle nie mam w nosie tego co mówisz, wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. To ja ciągle utrudniam, wybacz. - chłopak, mówiąc to, prawie się rozpłakał. - To co powiedziałaś było naprawdę pouczające, ale ja nie muszę wybierać. Nie jestem nikomu potrzebny, mój świat jest ograniczony grubym murem, którego dodatkowo otacza długi i kolczasty drut. - westchnął, miętoląc guzik od swojej koszuli. - Nigdy nie uda mi się wyjść z tej ponurej krainy. A uwierz mi siostrzyczko, że bardzo bym chciał. Chciałbym wybierać. Ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Muszę żyć w tej ciasnej, ciemnej dziurze, którą kiedyś nazywałem szczęściem. Tak, byłem szczęśliwy mogąc tworzyć muzykę i dzielić się nią z innymi, którzy ją doceniali, kochali i potrafili słuchać niemalże codziennie. Pragnąłem wciągnąć w to wszystko tą jedyną dziewczynę, która dzieliłaby ze mną radość z robienia rzeczy, które kocham. Ale... Teraz jest inaczej. - przerwał, po czym przygryzł nieco wargi. Czuł, że zaraz się rozpłacze, nie chciał tego. - Fani, którzy wcześniej mnie szanowali, teraz oczekują, że będę na każde ich zawołanie. Dla nich nie liczy się to, że jestem zwykłym nastolatkiem, chłopakiem, który ma marzenia i cele w życiu. Nie. Dla nich jestem maszyną, która musi na zawołanie wypluwać piosenki, nowe układy taneczne, teledyski... Muszę być ciągle uśmiechnięty i zadowolony. Bo jestem sławny, prawda? Sławni ludzie przecież nie mają zmartwień... No i jeszcze Riker. Trochę go nawet rozumiem ale... On ciągle naciska, zmusza mnie do tworzenia nowych piosenek. Ja tak nie potrafię, siostrzyczko. Każda nuta, którą napisałem, najpierw zrodziła się w moim sercu. Teraz  to już nie działa bo wszystko musi być na dzisiaj, czasem nawet na wczoraj. - chłopak przerwał aby ponownie zagryźć wargi. Nie miał pojęcia, że jego najstarszy brat właśnie teraz go słucha. Gdy już opanował nieco nerwy, postanowił kontynuować. - Ten cały mur, który mnie otoczył i odgrodził od rzeczywistości, postawili moi fani. A drut kolczasty, który mnie rani za każdym razem gdy chcę uciec... Powstał poprzez działania Rikera. Przepraszam sis ale nie chcę aby Demi cierpiała przez te ostre kolce... Ja sam już nie wiem co mam robić. Dalej próbować uciec? Czy może pogodzić się ze swoim losem? - chłopak nie wytrzymał. Emocje wzięły górę, nastolatek nie mógł dłużej wstrzymywać łez...
Blondynka już chciała zareagować, przytulić i pocieszyć brata, uprzedził ją jednak dość głośny dźwięk. Po chwili zastanowienia dziewczyna zorientowała się, że ktoś puka do drzwi. Nie myśląc za dużo, poszła otworzyć, musiała poukładać wypowiedź Rossa aby znaleźć najlepsze rozwiązanie, które poprawi ich relacje i raz na zawsze pozbędzie się kłótni.
- Cześć Rydel, jest Ross? - wyszeptałam, patrząc zaszklonymi oczami na blondynkę. Ona z kolei otworzyła usta ze zdziwienia i nie miała zamiaru odpowiadać. Stałam o kulach, cała zawinięta w bandażach, miałam na sobie męskie ciuchy a do tego towarzyszył mi Austin. Bez jego pomocy upadłabym na ziemię. Przytrzymywał mnie i pomógł się tu dostać. Może to ją lekko zszokowało? Być może, ale nie mogłam tak dłużej siedzieć i się zamartwiać, nie po tym co usłyszałam od rodziców, nie po tym, co spotkało mojego brata... Chciałam poczuć się bezpiecznie, chciałam być w ramionach chłopaka, który mnie kocha. Dlatego tu jestem.
- Demi, co ty tu robisz? - jęknęła, pomagając nam wejść do środka. Kątem oka spoglądała też na Austina. - Czemu płaczesz?
- Jest Ross? - zapytałam nieco głośniej, ignorując słowa dziewczyny. Kilka sekund później, obok Rydel, pojawił się blondyn. Patrzył na mnie zapłakanymi oczami, nie podszedł, nie przytulił. Zabolało. Chwilę tak staliśmy wpatrzeni w siebie. Nie chciałam zrobić pierwszego kroku, było mi wstyd za to co powiedział mój ojciec. Ross pewnie czuł się odrzucony bo również nie chciał podjąć decyzji.
- Teraz masz okazję wybrać, Ossy. - nagle wtrąciła się Rydel. - Chcesz być marchwią, jajkiem czy kawą? - dodała. Na początku myślałam, że mówi bzdury aby mnie rozśmieszyć, blondyn jednak stał i z powagą wpatrywał się w siostrę. Czułam, że tam w środku odgrywa walkę życia. Ale dlaczego? - Demi wyjęła kilka cegiełek z muru, który cię otacza braciszku. Wpuściła strumyk światła i nadziei w twoje szare życie. Pozwolisz aby zachowanie, godne naszego jajka, zamroziło ci serce? Dzięki niej w końcu możesz pozbyć się ciemności i wszelkich kolców, które cię ranią. Musisz tylko wybrać. - dodała, łapiąc się za lewą pierś. Słyszałam jak jej serce bije, miałam wrażenie, że je nawet czuje. - Zmień swój świat jak ziarenka kawy, które zmieniły wodę i nadały jej cudowny aromat...
- Przytul mnie. - jęknęłam, czując, że dłużej tak nie wytrzymam. Blondyn spojrzał na mnie, podbiegł, po czym bardzo mocno objął swoimi silnymi ramionami. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia i cieszyłam się, że w końcu jest przy mnie. Nie miałam pojęcia o co chodzi z tymi murami, marchewkami i jajkami ale... To nie ważne. Ważne, że w końcu jestem z nim. Długo nie odrywaliśmy się od siebie, a gdy to już się stało, Ross delikatnie pocałował mnie w usta, po czym szepnął ,,kocham cię" prosto do mojego ucha. Ta cudowna chwila jednak nie trwała zbyt długo. Jak tylko blondyn podniósł głowę, mina mu nieco zrzedła. Obejrzałam się za siebie aby odgadnąć dlaczego, wzrokiem napotkałam Rika.
- Hej, bro chciałem cię przeprosić za to co...
- Nigdy ci nie wybaczę. - Ross przerwał starszemu bratu, nawet nie wysłuchał co ma do powiedzenia. Mówiąc te słowa, miał srogi wyraz twarzy a ton jego głosu był poważny i twardy. Rydel nieco się zasmuciła, nic jednak nie powiedziała. Blondyn z kolei wziął mnie w ramiona, po czym skierował się do jakiegoś pokoju. Uśmiechnął się do mnie, następnie wszedł do środka i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
~~
- Jesteś z siebie zadowolony? - warknęła Rydel w stronę najstarszego brata. Wyglądała jak wygłodniała lwica, która w końcu wytropiła swoją ofiarę. Ale przecież jadła już śniadanie.
- A co mam jeszcze zrobić? - odgryzł chłopak. - Kupić mu kwiatki i czekoladki na przeprosiny?
- Nie ważne co postanowisz, on i tak ci nie wybaczy, Rik. - westchnęła z ogromnym bólem. - Tyle razy obiecałeś, że będziesz takim bratem, jakiego on potrzebuje. Nigdy nie dotrzymałeś słowa. Straciłeś swoja szansę, straciłeś brata z własnej winy. Nie wiem czy jest tu w ogóle co naprawiać. Wiesz, jest mi strasznie przykro. Zawiodłeś mnie, zawiodłeś nas wszystkich. - dokończyła, zakrywając twarz dłońmi.
- No już, siostra, nie płacz. - do akcji znowu wkroczył Rocky, który mocno przytulił blondynkę. Riker z kolei, w osłupieniu wpatrywał się w załamaną dziewczynę. Te słowa trafiły w samo sedno. Buszowały po jego umyśle, odbijając się o ściany mózgu, wywołując ostre, głuche echo. Basista nie wiedział jak ma się zachować, wyminął więc całą gromadę, po czym w milczeniu opuścił pokój. Chciał byś sam, chciał to poukładać i przemyśleć wszystko w samotności. Po tym zajściu nastała głucha cisza, którą przerywały jedynie szlochania blondynki.
- Powinienem już chyba pójść. - nagle wtrącił się Austin, który do tej pory stał w milczeniu i obserwował całe zajście. - To co pani powiedziała było bardzo mądre, moja mama również mi przekazała tą piękną i pouczającą wiedzę. - dodał, patrząc na Rydel. - Nie wiem co się u was stało, wyczuwam jednak wrogą aurę, która psuje wasze stosunki. Demetria to bardzo sympatyczna dziewczyna, mam nadzieję, że ten cały Ross wybierze jednak kawę. Dziewczyna na to zasługuje bo mam wrażenie, że blondyn jest jej całym życiem. - dokończył, po czym się ukłonił. Chciał już wyjść, jednak Rydel go zatrzymała.
- Lekarze pozwolili jej wyjść ze szpitala? - wyszeptała.
- Zasadniczo to nawet o tym nie wiedzą. Napąknąłem jednej pielęgniarce, że zabieram ją na mały spacer wokół budynku. - odrzekł. - Wiem, że nie powinienem, ale Demi aż błagała abym ją tu przywiózł. Nie mogłem odmówić. Jej rodzice nadal debatują z medykami o stanie zdrowia chłopaka, także oni również o niczym nie wiedzą. - dodał, widząc zaniepokojoną minę blondynki. - Ale w razie kłopotów, biorę całą winę na siebie.
- Wiesz w jakim stanie jest jej brat? - zapytała, odklejając się od Rockiego.
- Może pozwolimy aby nasz gość wszedł do środka? - zaproponował szatyn, spoglądając na swoją siostrę. Ta jedynie kiwnęła głową w geście zgody, przeprosiła Austina za tą nieprofesjonalną gościnność, po czym zaprosiła chłopaka do środka. Chwilę później cała trójka siedziała już na kanapie przy filiżance kawy. Młodzieniec zgodził się udzielić wszelkich informacji, które według niego były najistotniejsze. Rozmawiali tak już dobre pół godziny, kiedy chłopak skończył swój monolog, blondynka aż upuściła kubek z rąk.
- O matko. - wyjąkała. - Ale kto niby go otruł? - dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.
- Nic więcej nie wiem. - odrzekł. Rydel jednak czuła, że chłopak nie powiedział jeszcze wszystkiego. Patrzyła na niego przenikliwie, on jednak odwracał wzrok w przeciwną stronę. - To znaczy... - nabrał powietrza do płuc i kontynuował. - Nie chcę robić nadziei, bo sytuacja naprawdę jest beznadziejna, ale Zackiem zajmuje się od wczoraj mój ojciec, który oświadczył, że chłopak powinien się obudzić. Może nastąpić to jeszcze dziś, badania tak wskazały. Demi jednak tego nie wie, podsłuchała rozmowę swoich rodziców z ordynatorem, który przekazał im same negatywne wiadomości Dziewczyna się załamała, dlatego chciała tu przyjechać. - dokończył. Czuł na sobie napierającą presję blondynki, nie potrafił się jej przeciwstawić.
- Jakiego my ostatnio mamy pecha. - wtrącił Rocky. - Nic nam nie wychodzi. Zupełnie nic.
- Proszę. - Austin nagle podał szatynowi małą karteczkę. - To moja wizytówka, jest na niej mój numer telefonu. Zadzwońcie do mnie abym mógł zapisać również i wasz. Jak będę coś wiedział, od razu dam znać. Z lekarzami porozmawiam, przekaże ojcu, że Demi jest tutaj. Przyniosę jej leki, myślę, że będzie mogła tu zostać, jej stan jest dobry.
- Dziękuję. - wyjąkała blondynka, po czym przytuliła nieznajomego z całych sił. - To dla nas wiele znaczy, dziękujemy.
~~
LOS ANGELES
     - No to witaj na wolności. - Cleo chrząknęła od niechcenia, udając, że bije brawo. W końcu udało jej się wypłacić skradzione pieniądze, zapłaciła więc kaucję i dzięki temu, Matt wyszedł z więzienia.
- No to do roboty, blondi pożałuje, teraz dopiero zacznie się zabawa. - krzyknął uradowany, przekraczając wielką, starą bramę.
- Nie pocałujesz ziemi? - zadrwiła, lekko zachichotała, dźwięk wibrującej komórki wprawił ją jednak w paskudny humor. - Kurwa, znowu on. - wyjąkała, odczytując smsa.
- Pracowałem nad nowym planem działania. - wtrącił, ignorując opryskliwy ton dziewczyny. - To musi być coś, co złamie blondasa... - zamyślił się. Spojrzał kątem oka na Cleo, ta jednak go nie słuchała, ciągle stukała palcami o ekran komórki.
- No i co wymyśliłeś, geniuszu? - zapytała jak już uporała się z odpisaniem na wiadomość.
- Jeszcze nic. - wymamrotał niezadowolony. Szatynka jedynie zachichotała. - Ale to musi być mega... Trzeba tym razem jednak zatuszować dowody, nie chcę znów trafić do pierdla.
- Hej, masz obok siebie profesjonalistkę, jasne? - oburzyła się.
- Tsa, nie wykonałaś swojego zadania, jaka z ciebie niby profe... - nie dokończył, bo Cleo znów wyciągnęła swój telefon. - Do jasnej cholery, kto tak do ciebie pisze!
- No mówiłam, że ten cały Rocky! - krzyknęła. - Pajac jeden, namawia mnie na wypad do kina jak już wróci, meh co za obrzydlistwo. - dziewczyna skrzywiła się tak, jakby właśnie wypiła pełen dzban świeżo wyciśniętego soku z cytryny. Matt jednak przystanął na chodniku, wpatrując się w zgrabny tyłek swojej wspólniczki.
- To znakomicie! - krzyknął, podbiegł do niej, po czym klepnął w pośladek. - Zgódź się.
- Że co, proszę? - zapytała z lekkim zdziwieniem.
- No, to będzie idealne rozwiązanie, maleńka. - odrzekł zadowolony.
- Co ci tam dawali do jedzenia, co? - wysyczała, chowając telefon do kieszeni. - Nie będę randkować z tym pajacem.
- A właśnie, że będziesz. - wymamrotał. - Uwiodłaś nie tego co trzeba, ale to nic. Wpadłem właśnie na genialny plan!
- Nie chce go słuchać. - krzyknęła. - Jak chciałeś dziwkę na posyłki, trzeba było wziąć kogoś innego.
- Nie będziesz mi się tu stawiać, jasne. - warknął, przyszpilił dziewczynę do muru, po czym przybliżył się do niej tak, że ich ciała się stykały. - Masz robić to, co ci karzę. To ty tu pracujesz dla mnie, nie ja dla ciebie. - dodał, masując jej pośladki. Drugą rękę wsadził pod luźny t-shirt, po czym z lekkim pożądaniem zaczął pieścić jej piersi. - Będziesz kim chce, zrozumiałaś?
- Za bzykanie się z tamtym gościem musisz mi zapłacić z góry. - powiedziała obojętnym tonem.
- Zgoda. - odrzekł nieco niechętnie. - Ale za bzykanie się ze mną nic ci nie zapłacę. Przyjdę dziś do ciebie o 20.00. Bądź gotowa. - wyszeptał jej do ucha, po czym musnął delikatnie usta. - A teraz do rzeczy. - odchrząknął, odklejając się od szatynki. - W sumie dobrze się złożyło z tym Rockym. Teraz zaprosił cię do kina ale na pewno zaproponuje abyś wpadła do nich do domu. Oczywiście się zgodzisz, zainstalujesz w pokoju Rossa kamerę, potem go uwiedziesz i pójdziesz z nim do łóżka. Wszystko pięknie się nagra i BUM! Będziemy mieli blondyna w garści! Na pewno nie będzie chciał aby ruda się dowiedziała, że ją zdradza! Ta sextaśma go zniszczy! - krzyknął uradowany. - Zrozumiałaś wszystko!?
- Zrozumiałam, zrozumiałam... - odpowiedziała obojętnym tonem.
~~
LAS VEGAS | GODZINA 20.00
     Od momentu gdy Demi pojawiła się w hotelu, Ross nie wychodził ze swojego pokoju. Cały czas siedział tam z rudowłosą, otworzył drzwi jedynie na kilka minut aby odebrać leki, które przyniósł Austin. Blondynka nie nakłaniała brata do kolejnych rozmów, miała nadzieję, że czas spędzony z Demi bardzo dobrze na niego wpłynie. Wierzyła też, że dzisiejszy wykład dał mu sporo do myślenia. Riker natomiast, jak już wrócił do hotelu, od razu skierował się do swojego pokoju. Zignorował zaczepki siostry, która czekała na jego powrót. Blondynka chciała z nim pogadać, wyjaśnić pewne sprawy i rozwiązać szkolny problem Rossa. Niestety dostali informację, że chłopak został wyrzucony ze szkoły za naganne zachowanie. Basista jednak nie miał ochoty na konwersację, sprawił tym ogromną przykrość swojej siostrze, nie zauważył tego jednak, był zamyślony i zanużony we własnym świecie. Ratliff z kolei, wyszedł do kuchni tylko zjeść śniadanie, po posiłku wrócił do siebie. Nikt nie miał zamiaru wyjść i pogadać o problemach. Jak zwykle.
- No i co ja mam niby zrobić? - Rydel siedziała w małym saloniku. Sama. Nie wiedziała jak zabrać się za sprawę z Ratliffem. Przez cały czas długo o tym myślała, nie miała pojęcia jednak czy wybaczyć teraz, czy poczekać na rozwój sytuacji. W końcu nie miała pewności, czy Stelli również nie zaczął przepraszać. - Może po prostu go o to zapytaj! - wymamrotała sama do siebie. - Nie, nie, to głupi pomysł. A może jednak nie? - monolog dziewczyny został przerwany przez dźwięk jej komórki. Rydel szybko wzięła ją do ręki, widząc zdjęcie swojej mamy, mimowolnie się uśmiechnęła. Szybko odebrała.
- Hej, mamuś. - przywitała się ciepło. Stormie odwzajemniła troskliwy ton swojej córki, pytała o samopoczucie Rossa i stan zdrowia Demi. Blondynka opowiedziała swojej mamie wszystko co wiedziała, z lekkim niepokojem w głosie wspomniała również o sytuacji Zacka. Nie chciała denerwować swojej rodzicielki ale również nie miała odwagi nic przed nią tuszować. Nagle poczuła w sercu dziwne ukłucie. Przypomniała sobie poranną rozmowę z najmłodszym bratem.
- Mamo, mogę cię o coś zapytać? - wyjąkała dość niepewnie. - Chodzi o mnie i o Ratliffa, potrzebuję rady...

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Właśnie jestem u Majaka! Od rana u niej siedzę hihihi! Musiałam podzielić się z nią moimi wrażeniami z koncertu! Tak, jestem cała poobijana, wszyscy się o mnie ocierali (meh, szkoda, że nie było obok mnie chłopaków - no prócz mojego Bartka xD On był w siódmym niebie, jak mniemam), mam masę siniaków itp, itd ALE co z tego! Zobaczyłam Ossika na żywo *u* Ba, nawet go przytuliłam *u* On jest taki cudowny! Wstyd się przyznać, ale to był mój pierwszy koncert na jakim kiedykolwiek byłam :P Te wrażenia, te emocje! Głosy R5 na żywo są takie mega a te kocie i sexowne ruchy Rossa, matko no tyle orgazmów na raz nigdy nie przeżyłam! (wybacz Bartuch :P). Nadal nie mogę pozbierać swoich myśli, ciało drży, gardło mam tak zdarte, że masakra! Masa moich zdjęć jest rozmyta bo skakałam jak kangur, hehe. Kto był, wie jakie to są cudowne emocje! Mam nadzieję, że za rok będzie mnie stać na vipa, hehe. Wtedy to już w ogóle zaszaleje :D Pozdrowienia dla tych, których poznałam na koncerciku *u*

A co do Ossdziału. Mamy nadzieję, że się Wam spodobał. Napłynęła we mnie taka mega wena, że musiałam zmusić Majaka do pisania! Powoli postaramy się naprostować niektóre sprawy, hihi, niektóre też się skomplikują jeszcze bardziej...!

Prosimy o komentarze!



TA FLAGA < 3 (no, szalik xD) ALE TE BARWY! *U*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

10 komentarzy:

  1. Super rozdział :)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam na vipie i przytuliłam R5 i mam z nimi dwa zdjęcia i czekałam pod dzień dobry tvn żeby tylko przez 5 minut ich zobaczyć ale walić to! Widziałam ich, przytuliłam, rozmawiałam, byłam pare razy w telewizji bo dzień dobry tvn mnie nagrali XD
    Rozdział cudowny! Kurcze szkoda tylko że Ross zdradził Demi :(
    Czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie miało nie być, ale w końcu wybłagałam mamę i pojechałam ^^ Było bosko *.* Tylko tak jak napisałaś, strasznie się wszyscy o siebie obijali ;/ Ale nieważne xd Zakochałam się w nich jeszcze bardziej <3 I nie masz sie czego wstydzić, ja też byłam na pierwszym w życiu koncercie ;)
    Polki są najpiękniejsze!
    Super rozdział, czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Fanką R5 jestem od niedawna jednak Rossa Lyncha już kojarzyłam. Ten blog to opowiadanie jakby od serca. Bardzo czekam na next i nie naciskam bo wiem, że do tego potrzebna jest wena. Uważam, że to pierwszy blog w swoim rodzaju. Mam namyśle, iż jest to kreatywne pisać we dwoje i to tak wspaniale. Pisałam tak kiedyś ile kłótni było XDD Podziwiam was i czekam na kolejne przygody Demi i Rossa.
    PS. jestem tu nowa, ale po nocach tylko myślę czy czytać czy nie... A jak już odołożę telefon myślę nie wytrzymam co będzie dalej i tak kolejna noc niespokojnych snów :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie dzisiaj rozdziaaał? ^^
    Już sie nie moge doczekać co będzie dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Będzie dzisiaj rozdziaaał? ^^
    Już sie nie moge doczekać co będzie dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Weronika Przybylska - Dziękujemy za komentarz :D Cieszymy się, że nas doceniasz :3 No z Mają nie raz się kłóciłyśmy o to, jak ma wyglądać next, hehe xD Ale jakoś zawsze dochodzimy do porozumienia :D Mamy nadzieję, że się nie zniechęcisz i zostaniesz z nami do końca opowiadania < 3

    CarolineLynch - rossdział prawdopodobnie po weekendzie dopiero ;/ Staramy się jak możemy ale zaczęła się szkoła, muszę odrobić praktyki (niestety w mojej pracy to jest niemożliwe), Majak tak samo. W sobote jadę na 50 rocznicę do moich dziadków, soł grafik mam napięty. Staramy się ale chyba musicie nieco dłużej poczekać na next. MOŻE z dużym naciskiem na może, ossdział pojawi się w piątek, ale nic nie obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyborowska* Przepraszam xd Moja znajoma ma nazwisko Przybylska i tak jakoś napisałam xd Lel

      Usuń
    2. Hehe nic się nie stało nazywają mnie tak często XDD no cóż taki los Przyborowskich XDDD

      Usuń