środa, 21 października 2015

Rozdział XLVII


     WAŻNE!!


Hej, pączuszki! Bardzo nas cieszy to, że czekacie na nexty ale musicie zrozumieć, że mamy również coś takiego jak sprawy prywatne i nie siedzimy ciągle przed kompem :3 Dajcie nam minimum tydzień na napisanie Ossdziału, ok? Mamy masę obowiązków, prace, studia i dom na głowie. Spokojnie, po prostu nieraz musicie poczekać nieco dłużej na next ale uwierzcie nam, że lepiej tak, niżelibyście mieli czytać krótkie i mega niedopracowane Ossdziały. Jak z różnych przyczyn Rossdział pojawi się jeszcze później, poinformujemy < 3
~~~~
     Rodzeństwo spojrzało po sobie, nikt jednak się nie odezwał. Podbiegli tylko do okna, odsłonili jednocześnie zasłony, po czym z głupkowatymi minami zaczęli obserwować Rockiego i Cleo. Szatyn z ogromnym bananem na twarzy podskakiwał wokół dziewczyny, która śmiała się  wniebogłosy z jego żartów. Jak tylko para wsiadła do auta, Ross znów spojrzał na siostrę z miną typu ,,jeżeli to nie jest żart, zabij mnie!".
- Eee... Coś mnie ominęło? Chyba nie czas na Prima Aprilis? - jęknął niezadowolony, drapiąc się po głowie. Przetarł następnie swoje oczy z myślą, że to tylko złudzenie. Niestety mylił się. Jak tylko podniósł powieki, zauważył odjeżdżający samochód w którym siedział jego brat wraz z rozpromienioną Cleo. Dziewczyna cały czas spoglądała w jego stronę, uśmiechnęła się uwodzicielsko i pomachała ręką. Chłopak poczuł dziwne mrowienie w dolnych okolicach brzucha. - Nie, to nie może być prawda... Co ten pajac w ogóle robi! - pomyślał w duchu.
- To z nią ciągle pisał smsy. - mruknęła Rydel, zakładając ręce na biodra. Spojrzała następnie na Rossa z szerokim uśmiechem na twarzy. - Oooo, nasz Rocky się zakochał!
- Yyy i ty uważasz, że jest wszystko ok? - zapytał zażenowany. - Ta laska rozwaliła mój samochód! Do tego jej nie ufam, jest...
- Oj, przestań, Ossy. - przerwała bratu, klepiąc go po ramieniu.  - Mówiłam ci abyś dał jej szansę. A teraz siadaj i jedz. - dodała, zasypując kawę.

- W Kalifornii jest tyle dziewczyn, a on musiał wybrać akurat ją? - lamentował, usiłując przekonać siostrę, że to on ma rację. Był święcie przekonany, że ten związek w ogóle nie powinien zaistnieć. - Jest w niej coś, co mnie odpycha, sam nie wiem co, ale... - zamyślił się. Ciągle miał przed oczami jej żółtą, zwiewną sukienkę, ogromny dekolt i zgrabne, długie nogi... - Oh, przestań durniu. - skarcił się, warcząc pod nosem. Kilka sekund później usiadł posłusznie na krześle, które wskazała mu Rydel. Blondynka spojrzała na brata kątem oka, zignorowała jednak jego opryskliwy ton, była zadowolona z tego, że Rocky w końcu znalazł partnerkę.
- W Kalifornii jest tyle dziewczyn, a ty musiałeś akurat wybrać Demi? - zachichotała, nieco przedrzeźniając blondyna. Ross spojrzał na nią spod zmrużonych powiek, nie skomentował jednak jej wypowiedzi. - To się dzieje Ossy, sam wiesz! Już w Denver coś między nimi zaiskrzyło, miałam rację! Ha, kobiety się nigdy nie mylą! - po tych słowach dziewczyna nieco posmutniała, przypomniała sobie bowiem, nadal nie wyjaśnioną, sprawę z Ellingtonem.
- Ale nie z laską, która zmiażdżyła moje auto. - odburknął z niezadowoleniem. Twardo stał przy swoim.
- Przeprosiła. - blondynka uniosła ręce w geście bezsilności. - Widziałeś jak Rocky się dla niej odstawił? Od lat nie czyścił butów, ba, od lat nie ubierał tak eleganckich trzewików! Ciągle te podarte trampki! No i pachniał jak zapachowe drzewko, ah! - dziewczyna była cała w skowronkach. - Pewnie bardzo mu na niej zależy.  - dodała, zalewając kawę. Postawiła następnie jeden kupek tuż przed nosem najmłodszego brata.
- Trampki są najlepsze. - burknął z niezadowoleniem. - Im bardziej podarte, tym lepiej się je nosi. - dopowiedział, wodząc wzrokiem po zastawionym stole. Blondynka zignorowała go ponownie i znów zaczęła się zachwycać całą tą sytuacją.
 -
Oh, kocham miłość, cudownie, że... - nie dokończyła, ponieważ w tej samej chwili do kuchni wszedł Riker. Basista natychmiast spojrzał na blondynkę z ogromnym zaciekawieniem, szybko przeniósł jednak wzrok na Rossa, który właśnie wstał, sięgnął po cukier, po czym wsypał dwie czubate łyżki do swojego kubka. Nastolatek, czując na sobie morderczy wzrok najstarszego, postanowił jednak darować sobie dzisiejsze śniadanie. Odłożył cukierniczkę na stół, odwrócił się na pięcie i bez słowa wyminął brata. Niestety nie uniknął konfrontacji, Rik szarpnął go lekko za ramię, uniemożliwiając wyjście z pomieszczenia.
- Co masz zamiar zrobić z rozbitym autem? - wypalił. - Było zastępcze, teraz nadaje się tylko i wyłącznie do kasacji. 
- Oj, przestań, Rik. - wtrąciła Rydel. - Ossy dopiero wrócił, wszystko załatwimy później.
- Oh, czyli znowu ,,my" załatwimy, a Ross będzie się obijał? - bąknął, chwycił następnie kubek gorącej kawy, po czym ostrożnie zanużył w niej swoje usta. Blondynka z kolei spojrzała na najmłodszego z ogromną troską, widząc jak ten zagryza wargi ze złości.
- Zajmę się wszystkim. - wysyczał, zaciskając pięści.
 - Nie tym tonem, młody. - zwrócił uwagę bratu, kręcąc głową na boki. - Jestem tu najstarszy. - dodał, odstawiając szklankę na stół.
- I najgłupszy. - dogryzł Ross. W ułamku sekundy jednak tego pożałował, Riker szybkim ruchem uderzył go w twarz, ten pod wpływem jego siły padł jak kłoda na podłogę. Blondyn, chcąc uniknąć upadku, szybko chwycił obrus, dzięki czemu wszystko co było na stole, znalazło się momentalnie na ziemi. W tym gorący napój, który poparzył jego klatkę piersiową.
- Co ty wyprawiasz! - wybuchnęła blondynka, szybko kucając obok brata. Z przerażeniem w oczach zaczęła rozrywać podkoszulek, który mocno przylgnął do jego ciała. Riker z kolei stał na środku kuchni w totalnym osłupieniu.
- Ojej, co to za krzyki i hałasy? - nagle po mieszkaniu rozległ się cichy, kobiecy głos. Chwilę później w kuchni pojawiła się pani Stormie w towarzystwie wujka Shora oraz przyszłej żony basisty. Ratliff również przybiegł  jak tylko usłyszał huk tłuczonego szkła. Widząc całe zajście, stanął w progu, zerkając to na Rika, to na Rossa i Rydel. Stormie z kolei, jak zobaczyła zakrwawionego, najmłodszego syna, leżącego na podłodze wśród sterty zbitych talerzy, mina totalnie jej zrzedła, złapała się za lewą pierś, po czym przytrzymała futryny aby nie upaść. Shor zbombardował basistę wzrokiem, wiedział bowiem jaka jest u nich sytuacja. Ally natomiast wlepiła zaszklone oczy w narzeczonego, ślepo wierząc, że to jednak nie jest jego sprawka.
- Nic, przewróciłem się. - syknął Ross, próbując wstać na równe nogi. - Poślizgnąłem się, to nic takiego. - ból jednak był za silny, chłopak z przerażeniem w oczach spoglądał na siostrę, błagając aby mu pomogła. Piekąca rana na brzuchu nie dawała mu możliwości wzięcia pełnego oddechu. Ona jednak nie wiedziała co zrobić, skarciła wzrokiem Ella, po czym skinieniem głowy dała znać aby się ruszył. On momentalnie podbiegł do blondyna, pomógł mu wstać, wziął pod pachę i szybko skierował się w stronę schodów, które prowadziły na górę. Ross nie miał sił nawet przebierać nogami, perkusista ciągnął wiec go praktycznie po ziemi.
- W jego pokoju jest Demi! - pomyślała blondynka. - Nie przejmuj się mamuś, wszystko gra. - wypaliła, widząc przerażoną minę matki. - Zaraz posprzątam ten bałagan, pomogę tylko opatrzyć rany Ossiego, zaraz wracam, Riker przygotuje dla ciebie śniadanie. - dziewczyna szybko ominęła grupkę, spoglądając kątem oka na zszokowaną minę basisty. Pobiegła następnie na górę aby zająć się najmłodszym.
- Połóż go w moim pokoju. - rozkazała. - Na łóżku, ale delikatnie! - dodała, widząc jak Ross wije się z bólu. Dziewczyna szybko wyjęła komórkę, po czym wezwała karetkę. Zerknęła potem do pomieszczenia naprzeciwko, bała się, że te hałasy mogą obudzić rudowłosą. Na szczęście Demetria nadal spała jak suseł. - Matko jedyna, idź szybko po bandaże. - zwróciła się do równie zdenerwowanego Ella, kiedy już weszła do swojego pokoju. Chłopak pokiwał jedynie twierdząco głową, kilka sekund później wybiegł na korytarz.
- Auuuć... - jęczał Ross, wijąc się z bólu po całym łóżku.
- Ciii, zaraz będzie po wszystkim. - uspokajała blondynka. - Karetka już jedzie.
~~
Godzinę później
- Wynieś jeszcze to, dobrze? - zapytała Rydel, wpychając Ellowi reklamówkę ze stłuczonym szkłem. - Tylko uważaj, nie skalecz się. - dodała troskliwie.
- Jasne, pączku. - chłopak odebrał od dziewczyny pakunek, po czym wyszedł z domu, zerkał co jakiś czas za plecy, ponieważ czuł na sobie jej wzrok. Nie mylił się, blondynka odprowadziła go wzrokiem do samych drzwi. Wzdychnęła następnie ciężko, wzięła ścierkę do ręki i zaczęła wycierać masło z podłogi.
- A gdzie Rik? - zapytał perkusista, cicho podchodząc do szafki kuchennej. Trzymał w ręku ręcznik, chciał bowiem pomóc swojej przyjaciółce w sprzątaniu tego bałaganu. Rydel była jednak tak skupiona i zanurzona we własnych myślach, że go nawet nie zauważyła. Wstała aby wypłukać ściereczkę, sięgnęła po omacku kurek od kranu, dotknęła jednak tors perkusisty.
- Oj, co... - odsunęła dłoń i spojrzała chłopakowi prosto w oczy. - Ok już wszystko, dzięki za pomoc. Z resztą poradzę sobie sama. - Rydel czuła jak w jej żołądku grasuje stado wygłodniałych motyli, nie mogła zatuszować tego przyjemnego doznania. Nie chciała jednak teraz rozmawiać z Ellem, dlatego ciągle wysyłała go ze śmieciami, wolała być sama.
- Hej, kruszyno, porozmawiamy? - chłopak przysunął ręce dziewczyny z powrotem do siebie, uśmiechnął się lekko i zaczął delikatnie przybliżać swoją twarz do policzka przyjaciółki, zerkając co jakiś czas w jej piwne tęczówki. Rydel stała jak wryta, chciała tego, chciała aby Ell ją pocałował, nie była jednak pewna czy to powinno nastąpić właśnie teraz. Nie potrafiła jednak go od siebie odepchnąć. Potrzebowała jego ciepła i troski. Gdy ich usta dzieliły dosłownie milimetry, rozluźniła mięśnie, zamknęła oczy i czekała na moment za którym tak bardzo tęskniła.
- Córeczko, jak się czuje Ross? - nagle do kuchni wpadła Stormie, przerywając parze tą romantyczną chwilę. - Mogę z nim porozmawiać?
- Mama! - krzyknęła, odrywając się od chłopaka. - Yyy, tak, jasne. - wypaliła, dysząc jak parowóz. - To znaczy, ten, bo. - plątała się. - Możesz, pewnie, że tak. Leży u mnie w pokoju. - kobieta spojrzała znacząco na Ella, odwróciła się powoli i kilka sekund później skierowała na górę. W kuchni z kolei zapanowała grobowa cisza.
- Może wróćmy do... - zaczęli jednocześnie. Blondynka mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. - Do pocałunku. - dokończył Ell.
- Do sprzątania. - poprawiła go Rydel. Wyminęła chłopaka, odkręciła następnie kran i wypłukała tłustą od masła ścierkę. Czuła jak jej całe ciało drży od środka, nogi miała jak z waty, instynkt jednak jej podpowiadał aby nie wybaczać perkusiście za wcześnie.
- Pączku, ja wiem, że cię skrzywdziłem ale...
- Przyniesiesz mopa z łazienki? - przerwała, ocierając rękawem swój zasmarkany nos.
- Nie płacz... - mruknął, chciał przytulić dziewczynę, ta jednak się od niego odsunęła.
- Ratliff daj mi czas, dobrze? Zraniłeś mnie, ja nie mogę od tak ci wybaczyć. - zaczęła, patrząc na chłopaka załzawionymi oczami. - Do tego ta dzisiejsza sytuacja, mama wszystko słyszała, jakby przyszła chwilę wcześniej, widziałaby co się stało. Ja się boję, że jak tak dalej pójdzie to Riker go... - nie dokończyła, to było dla niej już za dużo. Nie przytuliła jednak Ratliffa, odwróciła się do niego plecami, po czym wznowiła wycieranie podłogi. Chłopak wypuścił powietrze z płuc, chwilę później udał się jednak do łazienki aby przynieść to, o co prosiła go blondynka. Nie chciał naciskać, wierzył, że kiedyś nadejdzie ten czas i dziewczyna mu wybaczy.
- Cierpliwości. - wymamrotał do siebie.
~~
     Obudziły mnie promienie kalifornijskiego słońca, które od kilku minut uporczywie raziły mnie prosto w oczy. - No nie dadzą pospać. - pomyślałam, przeciągnęłam się jak kot, ziewnęłam, po czym odwróciłam na drugi bok z zamiarem wtulenia w blondyna. Niestety, przytuliłam jedynie jego poduszkę. Podniosłam więc powieki i rozejrzałam się po pokoju. Był cały zasyfiony, te kilogramy kurzu na półkach było widać z daleka, do tego stos przepoconych ubrań w rogu i ogromna kupka różowych bokserek na środku pokoju. Wszystko po staremu! Ross pewnie zszedł już na dół, a szkoda, brakowało mi przyjemnego zapachu cytryn. - No ale nic, muszę się ogarnąć. - pomyślałam, szukając wzrokiem jakiś czystych ubrań. Jak tylko natknęłam się na ramkę z rodzinnym zdjęciem Lynchów, która stała na biurku, momentalnie zaszkliły mi się oczy. Poczucie bezsilności ogarnęło mnie od środka i zawładnęło całym ciałem. Przypomniałam sobie bowiem, że muszę wyjaśnić sprawę z rodzicami... Dzisiaj. Z ogromnym żalem w sercu, opadłam na łóżko i przykryłam twarz żółtą poduszką. Dlaczego mnie to spotkało...? Kilkanaście minut jeszcze leżałam, myśląc w sumie o niczym, musiałam jednak wstać, wziąć leki i się nieco oporządzić. Nie mogę taka rozczochrana i zaniedbana wpaść do domu, tata wpadłby w furię. Chociaż pewnie i bez tego tak się stanie. Z ogromną niechęcią podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym rozejrzałam ponownie po pokoju. Tym razem jednak szukałam moich kul. Niestety bezskutecznie. Blondyn przyniósł mnie tu na rękach, pewnie wszystko zostało w samochodzie...
- Hej, wstałaś już? - nagle po pomieszczeniu rozległ się cichy, piskliwy głosik. - Pomogę ci się ogarnąć, no i mam śniadanie. - to była Rydel, znów zapłakana. Podeszła do mojego łóżka, usiadła na jego rogu, po czym podała mi talerz kanapek. - Zaraz przyniosę jeszcze coś ciepłego do picia. No i jakieś ubranie, nie zrobiłam jeszcze prania więc nie znajdziesz tu raczej czystego podkoszulka.
- Dziękuję, pięknie pachnie! - klasnęłam w dłonie, spoglądając zachłannie na posiłek. - A gdzie tak w ogóle jest Ross?
- Yyy... Na planie. - wypaliła dość nerwowo. Zerknęłam na nią kątem oka, zauważyłam kilka kropel łez, które kurczowo zatrzymywała na tęczówce swojego oka. - Musiał niestety już jechać, obowiązki aktora. - próbowała się uśmiechnąć, nic jednak jej nie wychodziło. - Przyniosę herbatę. - przetarła szybko twarz rękawem, chwilę później zniknęła za drzwiami. Ja natomiast miałam kolejną zagadkę do rozwiązania... Pięknie przygotowane kanapki jednak mnie rozproszyły, postanowiłam więc najpierw zjeść, potem zająć się interpretacją tajemniczego i podejrzanego  zachowania blondynki. Na jej powrót nie musiałam długo czekać.
- Pewnie Ross zabrał samochód, co? - zapytałam cicho jak już przeżułam ser.
- Nie, niby czemu? - odpowiedziała zaskoczona, odkładając kubek z parującą cieczą na stoliczek. Kilka czystych ciuchów rzuciła natomiast na fotel.
- No pojechał na plan, tak? - uniosłam obie brwi w górę.
- No tak. - dziewczyna uderzyła się lekko w czoło, po czym podała mi pudełko tabletek. - Czytałam twoją receptę, do herbaty dodałam już jedne leki, te musisz wziąć po posiłku a na wieczór tamte. - dodała, pokazując palcem inne opakowanie. - No i jak się czujesz? Nie chcę cię ponaglać czy coś, możesz siedzieć u nas ile ci się podoba, Ossiego niestety nie będzie do wieczora, Ell cię odwiezie potem do domu, zgoda?
- Jasne, tylko Ross miał w aucie moje kule a chciałam dziś iść do szpitala. Bez nich niestety nie mogę się poruszać. - czułam, że blondynka coś ukrywa, unikała ze mną kontaktu wzrokowego. Czy kiedyś to się skończy? - No i o dziwo czuję się dziś dobrze, stracę jednak humor po rozmowie z rodzicami... - westchnęłam. - No i mam takie głupie pytanie, bo... Potrzebuję podpaski. Albo tamponu, obojętnie. - wypaliłam zawstydzona.
- Mamy gdzieś pewnie w domu inne. - odparła szybko. - Polecę poszukać. No i jasna sprawa, my kobiety, musimy sobie pomagać w tych comiesięcznych dniach niedoli. - dodała, migiem wychodząc z pokoju.
~~
W tym samym czasie
     - Hej, synku, mogę wejść? - zapytała kobieta, pukając delikatnie w drzwi. Odpowiedziała jej niestety tylko głucha cisza. Stormie była zaniepokojona całą tą poranną sytuacją, postanowiła więc wejść do środka. Jak tylko przekroczyła próg, zauważyła swojego syna na ogromnym, różowym łóżku, które należało do Rydel. Leżał skulony, tyłem do wejścia, spał. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie.
- Niczego nie potrzebuję, chcę być sam. - wymamrotał, słysząc zbliżające się kroki. - Mówiłem przecież. - jęknął ponownie, czując jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Chciał znów coś odburknąć, czując dłoń matki na swoim ramieniu, zmienił swoje zamiary. Odwrócił się, spojrzał kobiecie w oczy, widząc jednak jej zaniepokojony wzrok, wtulił ponownie twarz w poduszkę.
- Ross, porozmawiajmy chociaż, dobrze? - zaproponowała. - Wyjaśnij mi co się stało. - dodała, gładząc blondyna po plecach. Chłopak przez chwilę się wahał, postanowił jednak znów się odwrócić. Usiadł następnie obok Stormie, okrył okaleczone uda różowym ręcznikiem, po czym zaczął:
- Nic, Rik zostawił skórkę od banana na podłodze a ja się poślizgnąłem, tyle, nie ma co wyjaśniać. - powiedział najuprzejmiej jak potrafił. - No i przepraszam, nie wiedziałem, że to ty, mamo.
- A to ciekawe. - zaczęła, odgarniając blond włosy z twarzy syna. - Rydel twierdziła, że właśnie zmyła podłogę i dlatego dałeś nurka w kuchenny stół. - kobieta delikatnie chwyciła chłopaka za podbródek i odwróciła głowę tak, że teraz patrzyła prosto w jego smutne oczy. - A ja w kuchni nie widziałam ani skórki od banana ani mokrej podłogi. Do tego twoja rana na pewno nie jest wynikiem dzisiejszego upadku. - mówiąc to, gładziła nastolatka po policzku, który był calutki siny. Do tego na jego twarzy widniało pełno delikatnych przecięć, które, mimo swojego małego rozmiaru, sprawiały mu ogromny ból. Ross czuł się przybity do ściany, nie miał pojęcia co odpowiedzieć. - Kochanie, nie musisz nic przede mną ukrywać. Ktoś cię ewidentnie uderzył, masz rozwaloną wargę i łuk brwiowy. Stawiam na Rikera. - powiedziała stanowczo. - Rydel nie byłaby w stanie tak mocno cię poharatać. - dodała, widząc jak Ross patrzy na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Co mam niby powiedzieć? - mruknął, przełykając ślinę.
- Prawdę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Było to dla niej oczywiste, w końcu była matką. Widząc załzawione oczy chłopaka, który za wszelką cenę chciał to ukryć, kontynuowała. - Pamiętaj kochanie, że ludzie nie płaczą dlatego, że są słabi. Płaczą, ponieważ byli silni zbyt długo. Teraz masz mnie, powiedz mi co się dzieje, pomogę ci. Dlaczego twój brat cię uderzył? - dopytywała. Ross jednak nadal milczał. Kilka sekund później wtulił się w matkę, wybuchając niepohamowanym płaczem. Stormie odwzajemniła gest, pocałowała syna w czoło i czekała na wyjaśnienia. Nastolatek czuł, że już dłużej nie może tego tłumić w sobie, postanowił wszystko powiedzieć, nie pomijając ani jednej sprzeczki między nim a Rikerem.
- Ja nie wiem, on tak ciągle. - wyjąkał jak już nieco opanował przyspieszony oddech. - Obrywam praktycznie codziennie, za wszystko, za to, że kocham, za to, że nienawidzę, za to, że tęsknię... Czasem mam nawet wrażenie, że za to, że żyję.
- Nie mów tak. - odpowiedziała z niedowierzaniem.
- Ale jak to prawda. Jestem pewien, że Riker wolałby abym to ja zginął, nie Ryland. - dodał, pociągając nosem.
- Kochanie, nie..
- Mamo, ja wiem. Ja... - przerwał na moment. -  Mimo, że się ciągle kłócimy, wymieniamy nieprzyjemne zdania, mimo, że nie jest nam łatwo... Nigdy nie zamieniłabym swojej rodziny na żadną inną, ale... Coraz trudniej mi w tej rodzinie funkcjonować... Rik ciągle ma do mnie żal o śmierć Rylanda, jakby to była moja wina. Trudno mi żyć pod tak dużą presją.
- Powiedział ci tak? - zapytała, gładząc chłopaka po głowie.
- Nie... Ale ja wiem, że mam rację. Czuję to. - odparł cicho. - Czasem to mi się nawet żyć nie chce...
- Kochanie, pamiętaj, że nie jesteś hasłem w krzyżówce, nie musisz wszystkim pasować. - westchnęła. Ostatnie zdanie blondyna bardzo ją zaniepokoiło. - Ale nie możesz również usilnie dodawać kolejnych kratek, myśląc, że inaczej nikt cię nie zaakceptuje. Bądź sobą ale staraj się również zrozumieć drugą osobę. Może Riker jest w takiej samej sytuacji co ty? - zapytała, patrząc blondynowi prosto w oczy. - Reagujecie tylko inaczej. Każdy kochał Rylanda i wierzę, że wszyscy nadal go kochamy i na pewno nikt nikogo nie wini za jego stratę. 
- Wysłuchasz mnie? - zapytał z nadzieją, przecierając mokre powieki.
- Po to tu jestem, skarbie. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Nastolatek natomiast wtulił się w jej pierś, wziął głęboki oddech, po czym zaczął wylewać wszystkie gorzkie smutki, które kuły jego serce już od kilku ładnych lat.
~~
     - Gotowa moja marcheweczka? - zapytał wesoło Ell, widząc jak Rydel pomaga mi zejść ze schodów. Sam pakował jakieś kartony do samochodu, ostrożnie kładąc jeden na drugi.
- Jasne. - odpowiedziałam cicho. Skupiłam się jednak bardziej na pokonaniu przeszkód, których niestety nie mogłam ominąć. - Uff...
- No chodź, mała. - powiedział, biorąc mnie w ramiona. - Kule coś ci nie służą, co? - zachichotał. Odpowiedziałam jedynie uśmiechem. - No, zaraz cię tu wpakujemy, rudasku. Nie martw się, Ell czuwa nad sytuacją. - dodał wesoło, pomagając mi wejść do auta. Kilka sekund później siedział już obok mnie. - Po drodze wjadę do studia, Stella dzwoniła, niby to dosyć pilne. Odezwę się jak będę wracał. - mówiąc to, skierował się w stronę blondynki, która pokiwała jedynie głową w geście zrozumienia. - No, gotowa na przygodę życia? - zaśmiał się, patrząc na moją zatroskaną twarz.
- Podziwiam twój optymizm, Ratt. - musiałam to w końcu powiedzieć. Faktem jest to, że chłopak niezależnie od sytuacji, zawsze potrafił poprawić wszystkim humor. - Mam też małą prośbę. Mógłbyś mnie najpierw zawieźć do szpitala? Chcę sprawdzić co z moim bratem.
- A ja podziwiam twoją odwagę! - odpowiedział, wrzucił pierwszy bieg, po czym ruszył powoli z miejsca. -  Nie ma problemu, rudasie. Umg tylko, że będziemy jechać żółwim tempem, jak zgniotę te paczki to Stella wywinie mi co nieco na drugą stronę. - zachichotał. - Co, jak co, ale wolę być sprawny pod każdym względem. Nigdy nie wiadomo, co i kiedy się w życiu przyda!
- Odwagę? - zapytałam z trudem tłumiąc napad śmiechu.  - Zaraz, zaraz! To samochód Rossa. - wypaliłam, wlepiając wzrok w czarne porsche. - To znaczy Majaka. - dodałam cicho.  A Rydel mówiła, że blondyn pojechał na plan... Jakim więc samochodem?
- No tak, dlaczego cię to dziwi? Przecież przywiózł cię do nas. - odpowiedział jakby to było oczywiste.
- A gdzie jest teraz Ross? - zapytałam niepewnym tonem.
- Leży w domu. - mruknął. - Rydel ci nie mówiła? - zapytał, nerwowo drapiąc się po udzie. Pokiwałam jedynie przecząco głową.  - Bo tego, hmmm... Poczuł się źle i blondynka kazała mu położyć się u niej, aby cię nie martwić. No a wracając do tematu, to da, odwagę. - powtórzył już nieco poważniejszym tonem. - Bardzo mało osób wytrzymuje z naszą paczką. Mam nadzieję, że to co powiedziałem o Rossie, nie zniechęciło cię do niego.
- Jasne, że nie. Kocham go. - odpowiedziałam. Byłam stanowcza i pewna siebie, zrobiło mi się jednak przykro. Rydel mnie okłamała, Ratliff też pewnie nie mówi całej prawdy. Nie mogę jednak dać po sobie poznać, że każdy z nich powiedział mi co innego. - Troszkę mnie to przeraziło, nie powiem, że nie. Ale wierzę, że jak będziemy działać razem to wszystko się ułoży. - posłałam perkusiście szczery uśmiech, po czym oparłam głowę o zagłówek.
- Chwała ci za te słowa! - wybuchnął po kilku minutach ciszy. - Niech ci Bozia w dzieciach wynagrodzi. Tylko oby nie za szybko, bo jak tylko chcę sobie wyobrazić Rossa w roli tatusia, ciągle mam przed oczami czarną plamę!
- Jesteś walnięty, Ell! - krzyknęłam, uderzając chłopaka w ramię. - Powiedz mi lepiej co z tobą i Rydel.
- Rozmawiamy. - powiedział, próbując zachować wesoły wyraz twarzy. - Tak, to już wszystko. - dodał, widząc, że oczekuję rozwinięcia jego wypowiedzi. - Uuu, jesteśmy! No popatrz, z takim przystojniakiem jak jak, czas biegnie trzy razy szybciej! - dodał, odetchnął z ulgą, po czym zaparkował naprzeciwko dużego, białego budynku. Pomógł mi następnie wysiąść z auta, wziął pod pachę i zaprowadził do środka. Już na wejściu napotkałam znajomą mi twarz.
- Hej, Demi! - Austin przywitał się ciepło, ukłonił w pas, po czym mocno mnie przytulił. Puścił mnie dopiero jak usłyszał ciche gwizdanie Ella. Ja natomiast poczułam dość specyficzne motylki w brzuchu... - No tak, przepraszam, po prostu się cieszę bo mam dla ciebie dobrą wiadomość! - dodał, chwytając mnie za ramię. Znów to uczucie...
- Co się stało? - zapytałam cicho, próbując zatuszować czerwień na moich policzkach.
- Chodź, twój brat się już obudził. - powiedział pełen zapału.
- Poważnie! To na co czekamy! - odparłam wesoło, chwyciłam następnie kule i zaczęłam dreptać przed siebie. Widząc, że reszta nadal stoi na swoich miejscach, odwróciłam się i zaczęłam ich ponaglać.
- Sala w której leży Zack jest w przeciwną stronę. - zachichotał Austin, pokazując palcem drugą część białego korytarza. Podszedł następnie do mnie, wziął pod ramię i zaczął prowadzić, tym razem w odpowiednim kierunku.
- Okey, chyba już sobie poradzicie beze mnie. - powiedział Ell, unosząc obie brwi w górę.
- Tak, dziękuję za podwózkę. - uśmiechnęłam się szeroko w geście podziękowania. - Jesteś kochany.
- Jak będziesz potrzebowała transportu to wal do mnie. - odparł, pomachał na pożegnanie, chwilę potem wyszedł z budynku.
- Nie mogę uwierzyć, że się obudził, to fantastycznie! - krzyknęłam uradowana.
- Tak, chodź, to tutaj. - powiedział, otwierając mi drzwi. - Twoi rodzice rozmawiają z moim ojcem, potem możesz podejść do nich, sala 202. - dodał, wychodząc z pomieszczenia. Ja natomiast powoli podeszłam do łóżka na którym leżał Zack. Znajdował się sam w pokoju, co było dla mnie bardzo komfortowe. Jego ciało przykrywała jasna pościel, do tego był podłączony do masy urządzeń. Jednak jak tylko na mnie spojrzał miałam ochotę rzucić kule i się do niego przytulić.
-Cześć, brat, jak się czujesz? - zapytałam radośnie. On jednak miał obojętny wyraz twarzy, w ogóle nie cieszył się, że mnie widzi.
- Nie spodziewałem się, że będziesz chciała mnie otruć. - zarzucił. Nawet się nie przywitał.
- Co...? - zatkało mnie, cała radość uleciała ze mnie właśnie w tej sekundzie. Jakim prawem oskarża mnie o coś takiego? Cały czas się o niego zamartwiałam a on mi odpłaca czymś takim? Chciałam coś jeszcze dodać, uprzedzili mnie jednak rodzice, którzy właśnie weszli do sali.
- Demetria. - warknął tata. Pod wpływem srogiego spojrzenia mamy, zmienił jednak wyraz twarzy na nieco bardziej przyjazny. - Dlaczego nie wróciłaś na noc do domu? Wyjaśnij nam wszystko. - dodał już nieco milej.
- Ale nie możecie...
- Możemy, możemy. Jesteś naszą córką. - powiedział, chwycił mnie za rękę, po czym delikatnie wyprowadził z pomieszczenia. Czułam jak moje ciało się rozpływa, zrobiło mi się gorąco i duszno... Ta rozmowa będzie jednak o wiele trudniejsza niż myślałam...

NOTKA



Joł, cześć i czołem!



Dziś za dużo do gadania nie mamy, najważniejsze jest już u góry < 3 Pozwolę sobie jednak skomentować nowy teledysk R5... Znaczy teledysk Rossa i Courtney. Matko, kocham ich, cieszę się, że Ossik ma dziewczynę ale bez jaj, trzeba wszystko rozgraniczyć. Nasz blondasek zaczął być zabawką pod publikę, serio. Głupkuje i cwaniakuje coraz bardziej, no musiał pokazać w teledysku jaką to on ma śliczną i sławną dziewczynę, meh. Fajno, szczęścia im, dużo sexu i takie tam, ale to było video ZESPOŁU. Rydel widziałam tam dosłownie ze trzy sekundy? Rika i Rockiego było widać tylko na początku, potem razem z Ellem co jakiś ułamek sekundy się pojawiali na ekranie. Serio? Jak tak dalej mają wyglądać ich teledyski, to ja dziękuję. Zero zespołu, ZERO.

WY TEŻ WIDZICIE DZIWNĄ CZCIONKĘ? MIAŁAM FORMATOWANY LAPEK I JAKOŚ MI TAK WSZYSTKO NIE PASUJE...
                   


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

6 komentarzy:

  1. Supi rozdział ^^ tylko czekam na więcej Rossa i Demi RAZEM i ma być miło XD ale spoczko spoczko ja tam sie nie wtrącam w to co ma być dalej a co nie bo to nie moja sprawa :P
    Co do teledysku jak już mówiłam zgadzam sie w 100 procentach. Za mało zespołu i za dużo Routney.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział;)
    Czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział booski jak zwykle,nie mogę się doczekać kolejnego.Jestem ciekawa czy Demi się dowie co z Rossem tak na serio? :) oni są tacy słodcy razem <33 niech się dowie co z Rossem pójdzie do niego dadzą sobie buziiiii z nim będzie ok i z nią też i wogule <3
    A co do teledysku zgadzam się z tobą w 100% ja rozumiem że Ross i Courtney są razem ale bez przesady,to nie znaczy że oni mają być w całym teledysku,powinno być zdecydowanie wiecej Rydel,Rockiego,Rikera i Ella. ;)
    pozdrawiam monia
    ps.Życzę dużoooo weny <3

    OdpowiedzUsuń