czwartek, 8 października 2015

Rozdział XLV

DZIEŃ PÓŹNIEJ
Godzina 05:00
     Wierciłam się na łóżku praktycznie przez całą noc. Szukałam odpowiedniej pozycji i miejsca do spania. Obolałe mięśnie, które dawały o sobie znać z każdym moim ruchem, nie pozwalały jednak na spokojny sen. Ostry ból atakował mnie z każdej strony. Do tego, mimo otwartego okna, było mi duszno i gorąco. Nie mogłam spokojnie zasnąć, no i jeszcze to dość nieprzyjemne uczucie... Moje podbrzusze wariowało jakby zaraz miało wybuchnąć! Okres. Nigdy więcej w takiej sytuacji. Zauważyłam, że Ross również nie jest w komfortowej sytuacji. Dyszał jak parowóz, leżał skulony i kurczowo trzymał się za brzuch. Miał jednak zamknięte oczy, spał. Zawsze jak chciałam się w niego wtulić, odsuwał się sycząc cicho z bólu. Mam nadzieję, że mój ojciec nie zrobił mu nic złego... Blondyn zachowywał się dziwnie, cierpiał, coś go ewidentnie bolało. Nie chciał jednak mi powiedzieć co się dzieje i dlaczego tak trudno jest mu złapać nieco powietrza. Do tego dochodził lekki zapach alkoholu... Boję się o niego.
- Kto tam? - wyszeptałam gdy tylko usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z oddali. Było ciemno, nie mogłam zidentyfikować źródła tego nagłego hałasu. Wystraszyłam się, nie powiem, że nie. Położyłam rękę na ramieniu blondyna, chciałam go przebudzić, poczułam jednak dziwne, zimne dreszcze. Po chwili do pokoju wkradł się dość spory strumień światła, niestety był zbyt mały abym mogła spokojnie ocenić sytuację. Włamywacz? Nie... Jesteśmy w hotelu! - Ktoś chyba jest w kuchni. - pomyślałam, po czym powoli i niepewnie zeszłam z łóżka. Wzięłam następnie kule, które stały oparte o mały, drewniany parapet i poczłapałam w kierunku szafki. Zapaliłam lampkę i spojrzałam na Rossa. Nadal spał, nie wyglądał jednak za dobrze... Na jego twarzy widniał ogromny grymas, do tego teraz zauważyłam, że ma mokre włosy a po jego czole spływają grube, zimne krople potu. Podeszłam bliżej, delikatnie przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka. Był rozpalony. - I co ja mam zrobić? - strach narastał, nie chciałam jednak budzić Rossa. Coś czuję, że jest w gorszej sytuacji niż ja. Podeszłam więc do drzwi, lekko je uchyliłam i rozejrzałam się po małym saloniku. Nikogo w nim nie było, dźwięki dochodziły z pomieszczenia obok. - Może to ktoś z zespołu? Albo Majak. Nie powinnam się chyba aż tak bać. - wymamrotałam pod nosem. Nie byłam jednak do końca przekonana czy aby na pewno mam rację. Niepewnie skierowałam się do kuchni, miałam nadzieję, że zobaczę tam Rydel. Chciałam z nią pogadać... W pomieszczeniu krzątał się jednak Ratliff.
- Hej, rudzielcu. - przywitał się ciepło, odwracając głowę w moją stronę. Sięgał właśnie po kubek, w między czasie nastawił również wodę. - Słyszałem kroki, musiały być twoje, kule cię zdradziły, heh. - dodał, widząc moją zaskoczoną minę. - Nie śpisz już? Może masz ochotę na gorącą czekoladę? Tak na zabicie smutków... Czekolada jest najlepsza, prawda? - zapytał z wymuszonym uśmiechem. - Rydel zawsze tak mówi...
- Hej, wiesz jakoś nie mogę zasnąć. - westchnęłam, podchodząc do stołu. Usiadłam następnie na krzesło, które stało najdalej perkusisty. Rzadko ze sobą rozmawialiśmy, nie wiedziałam jak się zachować. Byłam jednak pewna, że czas w końcu pogadać. - Wystraszyłeś mnie... O matko! Jest piąta rano! - wypaliłam, spoglądając na zegar, który wisiał na ścianie, tuż nad głową chłopaka. Zignorowałam tym samym część jego wypowiedzi. Wiem, że zranił blondynkę ale wiem również, że bardzo tego żałuje. Ale jak mu pomóc? Co doradzić? W sprawach sercowych jestem beznadziejna. - Dlaczego ty nie śpisz? No i napiłabym się herbaty, jeśli można.
- Meh, jak by to powiedzieć? - odparł zrezygnowanym tonem, niedbale smarując kanapkę. Wyciągnął następnie drugi kubek, który postawił na szafce kuchennej. Sięgnął potem po małe opakowanie Sagi i wrzucił jedną saszetkę do szklanki. - Wiesz, jakoś nie mogę zasnąć. - powtórzył moje słowa, po czym puścił mi oczko. - Jak się czujesz? - dopytywał, czułam jednak, że mało go to obchodzi. Zrobił to z grzeczności, po prostu.
- Już lepiej, dzięki. - wyszeptałam. Ah, ta rozmowa była taka sztuczna, że gdybym mogła, migiem ulotniłabym się do pokoju blondyna. Niestety kule mnie powstrzymywały. - Przykro mi z powodu Rydel. - wiedziałam, że mimo wszystko Ell chce o tym pogadać. Ross mi powiedział co się wydarzyło między blondynką a Ratliffem. Szkoda, byłam pewna, że będą razem szczęśliwi, niestety kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw. Nie warto niczego ukrywać. Ale człowiek przecież uczy się na własnych błędach, prawda?
- Nie powinno się zwalczać ognia, ogniem mała. - powiedział jak już odwrócił się w moją stronę. - Poparzyłem się i to bardzo. Nie mam pojęcia jak ją odzyskać, próbowałem już wszystkiego. - westchnął, wpakował następnie wielką kanapkę do ust, po czym oparł łokcie o blat stołu. Wiedziałam, że chłopak liczył na rady ode mnie, ale...
- Jesteś pewien, że już zrobiłeś wszystko? - zapytałam z lekkim uśmiechem. Przypomniałam sobie jak Rydel opowiadała mi o jej wymarzonych zaręczynach. Wszystko miała nawet wypisane w punktach, jak mi to czytała to jej oczy aż wariowały z radości. Myślę, że warto podpowiedzieć Ratliffowi co ma zrobić. Może akurat się uda? Ślubu zapewne nie będzie ale być może właśnie tym ją odzyska?
- Jestem pewien. - odrzekł jak już przeżuł i połknął pokarm. - Niestety jestem pewien. - powtórzył zrezygnowanym tonem. - Wiesz mała, często się kłócimy ale tak skłóceni jeszcze nie byliśmy nigdy. No i nie chodzi tutaj tylko o mnie i Rydel.
- Co masz na myśli? - dopytywałam. Faktycznie, sytuacja w ich zespole nie była najlepsza, znowu. Pomysł na odzyskanie blondynki podrzucę mu później. Skoro sam zszedł z tematu to chcę się dowiedzieć czegoś więcej o ich wiecznych kłótniach.
- Coś mi się wydaje, że gdybyśmy mogli to pozabijalibyśmy się nawzajem. Każdy jest na siebie wściekły. Eh, szkoda słów, serio. Nie wyobrażam sobie naszego wspólnego występu, a przecież to już za tydzień. - chłopak machnął tylko ręką, po czym schował twarz w dłoniach.
- Gdzie gracie? - byłam ciekawa, Ross nic nie wspominał o nowych koncertach.
- Zaczynamy w Santa Ana. - odparł przeciągle. Następnie wstał, zalał herbatę i kakao dla siebie, po czym postawił mi jeden kubek przed sam nos.
- Zaczynacie? - powtórzyłam ze zdziwieniem. - Jak to? No i dziękuję. - dodałam, tuląc gorącą szklankę w dłoniach.
- Wyjeżdżamy w trasę koncertową, Ross ci nie mówił? - zapytał zaskoczony. Pokręciłam jedynie przecząco głową. - Ah, w sumie nie wiem nawet czy ta trasa się odbędzie... Eeee, wszystko się wali, koncert jeszcze jakoś przeżyjemy ale soundcheck? Dam głowę, że się tam pozabijamy... No i nie będę potrafił być obok niej, kurde żeby tak to wszystko spaprać. Trzeba być mną...
- Nie możesz się poddawać. Musisz być silny, jakoś to będzie.- wyszeptałam. Przykro mi, że nic nie wiem o tej nowej trasie. Muszę chyba zacząć śledzić ich stronę internetową bo od blondyna się niczego nie dowiem. Widząc smutną minę Ella, przesiadłam się nieco bliżej niego, po czym delikatnie pogładziłam go po ramieniu. - Rydel cię kocha, zrozumie i wybaczy. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
- Nic innego mi nie pozostaje. - zaśmiał się.
- Słyszałam waszą kłótnie... Nie chciałabym się wtrącać, ale... Przecież jesteście rodzeństwem i co najważniejsze zespołem. Nie potraficie się dogadać i...
- Nic nowego, rudzielcu. - przerwał mi. Spojrzał następnie prosto w moje oczy i kontynuował. - Wiesz, od czasu śmierci Rylanda, potem wypadku państwa Lynch, wszystko zaczęło się u nas komplikować, bo..
- Zaraz, zaraz. - tym razem to ja weszłam w słowo perkusiście. - Co za Ryland? - dodałam z szeroko otwartymi oczami. Czego to ja się jeszcze dowiem o tej skomplikowanej rodzince? Ciągle mnie zaskakują! Ale te tajemnice... One są w ogóle niepotrzebne!
- Ajć, bo ty nic nie wiesz... - wyjąkał, ponownie chowając twarz w dłoniach. - Ale myślę, że mogę ci powiedzieć. Być może dzięki temu bardziej zrozumiesz swojego chłopaka. - dodał z uśmiechem. Ja natomiast patrzyłam na niego wybałuszonymi oczami i czekałam na dalsze wyjaśnienia. - Powiem to wszystko w totalnym skrócie. Dużo by opowiadać...
- Wyjaśnij mi wszystko, proszę. - wyszeptałam, składając ręce jak do pacierza. - Od początku.
- Otóż Ryland był najmłodszy z Lynchów. - zaczął niepewnie. - Tak, Ross miał młodszego brata. Niestety trzy lata temu zachorował, wykryto u niego nowotwór. Było już za późno na leczenie, chłopak zmarł. Nikt o nim nie mówi, ale nie martw się, kochali go. Po prostu nikt nie chce o tym gadać bo nikt nie potrafi. To nie jest lekki temat. - przerwał na moment. Wziął łyk czekolady, po czym znów zaczął mówić. - Od tego czasu Ross zaczął zamykać się na świat. Nie mógł zrozumieć dlaczego to wszystko spotkało akurat Rylanda. No i wiadomo, zaczął topić smutki w alkoholu. Imprezował dość często, ukrywał to jednak przed rodzicami. Próbował zatuszować to również przed Rydel, ona jednak wiedziała co się dzieje. Czasem jak Ross był w totalnym dołku to do wszystkiego się przyznawał ale po kilku dniach i tak znów robił to samo. Blondynka strasznie się tym zamartwiała. Rik z kolei ciągle był  wściekły na Rossa, darł się praktycznie codziennie kiedy wyczuł od niego wódkę. - dokończył, po czym znów wziął łyk czekolady. Chwycił następnie kanapkę i wpakował ją do ust.
- To takie przykre... - wymamrotałam, patrząc na Ella. Nie wiedziałam co powiedzieć. - Nie miałam pojęcia...
- Ogólnie to nasza beznadziejna historia sięga jeszcze troszkę dalej. - zaczął, wypuszczając powietrze z płuc. Odłożył chleb na stół i mówił dalej. - Rodzice Lynchów nie za bardzo się ze sobą dogadywali. Można powiedzieć, że teraz Ross poszedł w ślady ojca. Mark również dużo pił, jak wracał do domu to zawsze była u nich jakaś awantura. Do tego mężczyzna nie raz uderzył swoją żonę. A twój men niestety był świadkiem tego wszystkiego. Nienawidził przez to ojca ale i tak jego śmierć strasznie odbiła się na jego psychice. Ale śpiączka pani Stormie to już kompletnie go przybiła. Ross po tej tragedii stał się wrakiem człowieka. Przesiadywał całe dnie w swoim pokoju, nic nie jadł i nie pił. Znaczy... Jego głównym napojem stała się wódka. Wychodził nocami, imprezował i bawił się w najlepsze. Nie sądzę jednak aby to go uszczęśliwiało. Ale z drugiej strony co miał robić? Jeszcze Rik przez cały czas na niego naciskał. Z pomocą Rydel się nieco opamiętał i wrócił do żywych. Było lepiej, jednak i tak nie mogliśmy do niego dotrzeć. Coraz częściej się kłóciliśmy. Riker potrafił zrobić wojnę nawet jak Ross spóźnił się na próbę dosłownie 5 minut.
- Ale dlaczego basista tak strasznie naciskał na zespół? - wtrąciłam się. Wiem, że to nieładnie ale po prostu nie mogę tego pojąć i jestem ciekawa co było przyczyną takiego zachowania.
- Nie wiem, Rik po śmierci Rylanda postawił zespół na pierwszym miejscu. Pewnie dlatego, że Ryry, mimo, że nie był członkiem R5, bardzo nam kibicował, chciał abyśmy byli najlepsi. Mieliśmy mianować go naszym managerem. Niestety, nie udało się. Być może basista robi to wszystko dla niego? Niestety nie za bardzo mu to wychodzi. Nie sądzę  aby Ryland popierał takie zachowanie. Zespół był dla niego ważny, kochał go tak samo jak Rik ale... Najważniejsza dla niego była jednak rodzina. Niestety basista tego już nie pamięta, albo po prostu nie chce pamiętać? Nie wiem. Nie rozmawialiśmy nigdy na ten temat. Ale z tego co zauważyłem to Rik jest po prostu ślepy. Tak bardzo chce utrzymać idealny wizerunek zespołu, że nic innego go nie obchodzi. Nie sądzę aby Ryry właśnie tego chciał.
- O rany... - wyjąkałam. To już było za dużo jak na wrażenia z jednego dnia. A mamy dopiero piątą trzydzieści.
- No właśnie. Ross w tym wszystkim nie mógł się po prostu odnaleźć. Do alkoholu doszły narkotyki, częstsze imprezy, a co za tym idzie, nieodpowiednie dla niego towarzystwo. No i zaczął traktować dziewczyny jak... - przerwał, widząc łzy, które spływały po moim policzku. - Przepraszam, nie powinienem.
- Nie, ja... - wyjąkałam. To trudny temat ale nie można od niego wiecznie uciekać. - kontynuuj...
- No ten wątek akurat pominę. - odchrząknął, po czym wziął duży łyk czekolady. Jak już przełknął napój, postanowił kontynuować. - Ogólnie to na samym początku Rik wspierał Rossa jak tylko mógł, jednak te problemy zaczęły i jego przerastać. Jak dowiedział się, że fani coraz częściej spotykają pijanego Rossa, który włóczy się nocami po barach, basista  nie wytrzymał. Wyżywał się na nim, krzyczał i ubliżał jak tylko mógł. Nie raz na instagramie pojawiały się fotki, które stawiały zespół w negatywnym świetle. Za każdym razem był na nich właśnie wstawiony Ross. Dziewczyny jednak nie miały nic przeciwko bo... wiesz, blondyn był otwarty na znajomości damsko-męskie. Bardzo trudno jest utrzymać coś takiego w tajemnicy przed mediami, uwierz mi. No a Rik starał się aby nic nie wyciekło do gazet. Niestety ta walka go tak pochłonęła, że przez długi okres czasu nie zwracał uwagi na nic innego. Nie chciał aby wszyscy się dowiedzieli o nagannym zachowaniu najmłodszego brata. To zepsułoby nasz wizerunek i reputacje. Coraz częściej Rik po prostu przeginał. Na słowach się nie kończyło, nie raz karetka zabierała Rossa do szpitala. Rydel zawsze próbowała ich rozdzielić jak się szarpali, chciała temu wszystkiemu zapobiec. Basista jednak był zdania, że po prostu Ross na to zasłużył, więc zrodziła się kolejna kłótnia. Opowiedziałem się po stronie blondynki to Rik mnie zlinczował, Rockiego zresztą tak samo. Krzyczał, że nam nie zależy na zespole i takie tam. To nie prawda bo bardzo cenimy sobie naszą paczkę ale... Za każdym razem jak patrzyłem na zakrwawionego Rossa to miałem ochotę to wszystko rzucić w cholerę. Każdy z nas miał już dosyć. Postanowiliśmy sobie zrobić przerwę... Teraz, kiedy z panią mamą jest lepiej, mieliśmy wrócić na scenę, ale coś nam to jednak nie wychodzi.
- Ale Ally mówiła, że jak pani Stomie leżała w szpitalu to sytuacja u was się poprawiła, Rik był dla niej i dla reszty bardzo pomocny. - wyjąkałam.
- Tak bo wtedy nie musiał martwić się o organizowanie koncertów, wywiadów, spotkań z fanami. Nie robił nic co wiązało się z R5. Był serio innym człowiekiem. No ale niestety te czasy już minęły. Szczerze to współczuje Ally i temu biednemu dziecku. - odrzekł, popijając już letni napój. - Ogólnie nie chcę cię martwić ale wiesz... Dość często się przeprowadzaliśmy. Riker tak zarządził. Jak tylko w gazetach zaczęły się plotki o tym, że znowu widziano Rossa z inną dziewczyną, basista bał się, że blondyn będzie robił to częściej no i w końcu się dowiedzą o jego nocnych przygodach. Mam dziwne przeczucie, że znowu będziemy musieli zmienić miejsce zamieszkania.
- NIE! W żadnym wypadku! -  wydarłam się jak opętana. Ratliff spojrzał na mnie spode łba, po chwili się jednak lekko uśmiechnął. - Nie pozwolę wam na to!
- Wywalili Rossa ze szkoły. - wypalił, odkładając pusty kubek na stół.
- Ale Rydel nie pozwoli na kolejną przeprowadzkę! - krzyknęłam z przejęciem. - Prawda? - dodałam, widząc jak Ell przeczesuje nerwowo swoją bujną czuprynę.
- Wiesz, akurat w tym to popiera Rika. Zresztą ona też uważa, że nowe otoczenie wpłynie na Rossa lepiej. Także to już raczej przesądzone. - odpowiedział, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. - Przeprowadzamy się za każdym razem jak wywalą go ze szkoły. Teraz i tak w sumie przebiegło to łagodnie. Ostatnim razem przyłapali go jak pije alkohol i zabawia się z jedną koleżanką z klasy...
- Ale nie możecie mi tego zrobić. - wymamrotałam przez łzy. - Przecież widzicie, wasze działania nic nie dają. Może w końcu czas je zmienić? Pomogę wam na tyle ile mnie stać.
- Oh, rudzielcu. - westchnął. - Pojęcia nie mam co może posklejać nasze rozdarte relacje. Przychodzi taki czas, kiedy wszyscy się przepraszamy, tulimy i obiecujemy sobie Bóg wie co. Zresztą byłaś tego świadkiem. Ale i tak mamy przed sobą tajemnice. Na przykład teraz. Wczoraj Rydel wieczorem rozmawiała ze swoją mamą. Wiedziałaś, że pani Stormie zemdlała i aktualnie jest w szpitalu? - zapytał, chowając kubek do zmywarki. Ja nic nie odpowiedziałam, pokręciłam jedynie głową na boki. - A widzisz. Ross też nic nie wie. Niby to dla jego dobra, ale... To nie ma sensu, jak się dowie znów będzie miał pretensje, że wszystko przed nim ukrywamy. Mamy sporo problemów ale nie wiemy jak się za nie zabrać, tyle.
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo właśnie przed nami stanęła Rydel. Miała zaszklone oczy i zasmarkany rękaw od swojego różowego szlafroka. Podsłuchiwała nas...?
- To może ja was zostawię samych? - zapytałam, widząc jak Ell z wielką nadzieją patrzy na blondynkę. Nikt mi nie odpowiedział, otarłam więc nos rękawem, chciałam już wstać i wyjść, blondynka jednak mnie powstrzymała.
- Nie musisz iść. - jęknęła. - Wpadłam do kuchni się tylko napić. Strasznie mnie suszy. - wyjaśniła, po czym podeszła do szafki, wyciągnęła szklankę i nalała do niej soku. Ratliff na te słowa spuścił jedynie głowę. Następnie zrezygnowany opadł ciężko na krzesło. Nadzieje na odzyskanie dziewczyny z każdą chwilą stawały się coraz mniejsze. - Ale na takie rozmowy to chyba nie jest najlepsza pora, co nie Ell? - dodała zgryźliwie. Chłopak jedynie  wzdychnął, ja natomiast wstałam, wzięłam kule i powoli poczłapałam do pokoju Rossa. Chciałam jednak wiedzieć o czym rozmawiają. Miałam nadzieję, że się w końcu pogodzą. Uchyliłam więc lekko drzwi i zaczęłam podsłuchiwać. Wiem, że to poniżej krytyki, ale widocznie inaczej się niczego nie dowiem. A jak nie będę wiedziała na czym stoję, to niestety nikomu nie będę mogła pomóc. To jedyne wyjście.
- Dlaczego jej o tym powiedziałeś? - warknęła blondynka, gdy tylko zniknęłam za drzwiami. - Jesteś niepoważny! Obiecaliśmy sobie, że nikt się o niczym nie dowie!
- Nie wiem, może dlatego, że jest jedyną osobą, która może wyciągnąć Rossa z tej jego wiecznej depresji? - odgryzł podniesionym tonem. - To nie jest jego wina, wiem. Ale jemu trzeba pomóc, każdy z nas ma tego świadomość. - dodał, kierując wzrok na blondynkę. Pierwszy raz od ich kłótni w szpitalu, Rydel patrzyła mu prosto w oczy. - Lekarze nic nie mogą już zrobić. Tabletki mu nie pomogą, zresztą on i tak ich nie brał. Jak nikt nie wyciągnie do niego pomocnej dłoni to on w końcu popełni samobójstwo. Ostatnim razem mu się nie udało, ale sama słyszysz co on mówi, co robi i jak się zachowuje. Ten cały mur, który według niego postawili fani, niestety został stworzony przez niego. To Ross się od wszystkich odgrodził po tych wszystkich tragediach, które go spotkały... - powiedział poważnym tonem. Ja natomiast nie mogłam w to uwierzyć! On chciał się zabić...? - Nie patrz tak na mnie, słyszałem waszą rozmowę. - dodał, czując na sobie pytające spojrzenie dziewczyny. - Sama widzisz, że twoja pomoc mu nie wystarcza. Wiem, że zrobisz dla niego wszystko ale na to wychodzi, że ty również potrzebujesz wsparcia. Myślę, że Demi jest idealną osobą na to stanowisko. Dlatego jej powiedziałem. Ross jest CHORY. - dodał, akcentując każdą literkę w  wyrazie ,,chory". - Rydel, spójrz na mnie. - widzą, że blondynka spuściła głowę, chwycił kciukiem jej podbródek i lekko uniósł w górę. - Twój brat ma zniszczoną psychikę do cna, udawanie normalnego gościa już mu nie wychodzi. Wiesz to dokładnie. Szukanie go po nocach i zamartwianie się czy aby na pewno nic sobie nie zrobił, zaczęło cię już przerastać, pączku. Zrozum.
- Ratliff ja wiem o tym! Dlaczego mi to przypominasz! Jesteś beznadziejny! - krzyknęła, chciała uciec, być jak najdalej od perkusisty, wiedziała jednak, że tak naprawdę to chce go teraz przytulić i poczuć jego bliskość. - Codziennie mam przed oczami ten widok, nie mogę się go pozbyć, nie mogę uwierzyć, że Ross chciał odebrać sobie życie... - blondynka wybuchnęła płaczem. Chłopak bez zastanowienia przytulił swoją przyjaciółkę. Nie odepchnęła go, co wywołało w ciele perkusisty przyjemne dreszcze.
- Przepraszam. - wyszeptał prosto do jej ucha.
- Wiesz co najbardziej mnie boli? - zapytała, spoglądając w jego oczy. - To, że nie byłam w stanie mu wtedy pomóc. - dziewczyna znów się rozpłakała. Ratliff przytulił ją jeszcze mocniej, ja natomiast w ogromnym szoku zamknęłam drzwi i z przerażeniem w oczach spojrzałam na śpiącego blondyna...
~~
3 godziny później.
     - Wszyscy gotowi?! - krzyknął basista, pakując do torby ostatnie rzeczy. - Rocky, zatankowałeś samochód?
- Taaaak! - szatyn odkrzyknął z korytarza. Był już na schodach i znosił kolejną torbę z lekami Demi.
- Nie drzyjcie się tak, Ossy jeszcze śpi. - wydukała blondynka. Kroiła właśnie rzodkiewkę na kanapki, ponieważ znów musiała przygotować śniadanie. Reszta była zajęta pakowaniem i przygotowywaniem wszystkiego do drogi powrotnej. - Przyjdźcie zaraz bo już kończę. - dodała, odwracając wzrok od deski do krojenia. Niestety przez to nagłe rozkojarzenie przejechała nożem po swoim palcu. - Auć!
- Nie śpię już. - wymamrotał ktoś tuż za plecami blondynki. Ta aż się wzdrygnęła. - Demi za to nadal siedzi w łazience. - dodał z lekkim uśmiechem. - Daj, pomogę ci. - Ross ujął w dłonie rękę swojej siostry, podmuchał skaleczone miejsce, po czym odkręcił zimną wodę i przystawił jej palec pod cieknący kran. - Boli mocno? - zapytał troskliwie, szukając plastra w małej apteczce, która znajdowała się tuż obok zlewu.
- Auu, troszkę piecze. - wyjąkała, przebierając nerwowo nogami. - Nienawidzę widoku krwi!
- No już. - powiedział wesoło jak w końcu znalazł to, czego szukał. Wyjął kawałek plastra z małego opakowania, po czym chwycił kuchenny ręcznik i wytarł nim dłoń blondynki. - Zaraz przestanie boleć. - dodał, starannie zaklejając zranione miejsce. - No i po krzyku. - dokończył z uśmiechem. Zerknął następnie na stos kanapek, które leżały na stole. Momentalnie z kącika ust pociekła mu ślinka.- Mogę zjeść?
- Jasne, że możesz. - wymamrotała, gładząc okaleczony palec. - Nie wiem po co w ogóle zadajesz takie pytania. - dodała z lekkim zdziwieniem.
- A nie wiem. - odrzekł, posyłając siostrze lekki uśmiech.
- No i dziękuję za pomoc, braciszku - odwzajemniła gest nastolatka, po czym wyczochrała jego blond włosy. Wyczuła, że są wilgotne, nieco się tym zaniepokoiła.
 - Nie ma za co, sis. - chłopak podnósł głowę, unikał jednak kontaktu wzrokowego z dziewczyną.
- Co się dzieje? - dopytywała, widząc ogromny grymas na jego twarzy. - Coś cię boli, Ossy? Jesteś cały spocony...
- Nie. - odburknął, sięgając po kanapkę. Jego kwaśna mina, powolne i ostrożne ruchy, mówiły jednak za siebie. Dziewczyna czuła, że od kilku dni coś jest nie tak.
- Ciężko oddychasz. - Rydel wiedziała, że Ross nie chce z nią rozmawiać, mimo tego ciągnęła temat. Chłopak nic nie odpowiedział, po kilku minutach blondynka przyłożyła dłoń do jego czoła. - ciepłe, masz gorączkę, Ossy.
- Nie mam. - wydukał, pakując kolejną kanapkę do ust.
- Zatrzymamy się po drodze w szpitalu. - zarządziła, kierując wzrok w stronę Rikera, który akurat wszedł do kuchni. On jedynie wzruszył ramionami, nawet nie spojrzał na najmłodszego brata. Blondyn z kolei, widząc obojętną minę basisty, czuł, że właśnie stracił apetyt.
- Nie trzeba. - Ross przełknął pokarm, po czym chwycił się gwałtownie za brzuch. Blondynka to zauważyła i szybko podeszła do nastolatka. - Przecież mówię, że jest okey. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Wejdziemy do tego szpitala, tak dla świętego spokoju, jak już trzeba. - wtrącił obojętnie Riker. Ross spuścił głowę, odłożył kanapkę na stół, po czym powoli wstał z krzesła. Rydel w tym czasie odwróciła się w stronę gazówki, nalała wody do czajnika i postawiła na wolnym ogniu aby się zagotowała. Blondyn chwilę stał i przyglądał się czynnościom, które właśnie wykonywała jego starsza siostra. Przypomniał sobie ich wczorajszą rozmowę...
- Tak bardzo chciałbym wybrać kawę. - jęknął pod nosem, po czym skierował się do wyjścia.
- Hej, nie najadłeś się tym jednym gryzem. - wtrąciła blondynka, chwytając brata za ramię. - Siadaj i jedz, zaraz zrobię herbatę.
- Nie chcę. - wyjąkał. Chwilę później poczłapał w kierunku swojego pokoju.
~~
     - Hej, wstałeś już? - zapytałam z uśmiechem, wychodząc z toalety. Chłopak pokręcił jedynie twierdząco głową. Siedział na łóżku i wpatrywał się w podłogę.
- Wracasz z rodzicami? - wyszeptał, kierując wzrok na mnie. Widząc jak siłuje się z kulami, mimowolnie się uśmiechnął. Nigdy nie miałam złamanej nogi, nie wiedziałam jak mam się poruszać! Nie wychodziło mi to  za dobrze. Widziałam, że chłopak chce mi pomóc ale zdawało mi się, że sam nie ma sił aby uporać się z bólem, który atakował go coraz częściej i z coraz większą siłą. Ale co się stało? Hm... Wprawdzie ojciec wyraźnie powiedział, że jadę z nimi ale... Wolałam zabrać się z Rossem. Chłopak nadal na mnie patrzył, wyczekując odpowiedzi. Ja natomiast podeszłam do niego, odłożyłam kule na bok, po czym przysiadłam na rogu łóżka. Dopiero teraz zauważyłam jego przepite oczy i sine plamy na twarzy. To przykre... Patrzyłam na niego, nie jak na kogoś kto wykorzystuje dziewczyny i znęca się nad słabszymi, nie! Teraz dopiero zaczęłam dostrzegać w nim chłopaka, który ma ogromne problemy i nie może się z nimi sam uporać. Do teraz nie mogę uwierzyć, że on chciał odebrać sobie życie... Nie wiedziałam jak mam się przy nim zachowywać! A przecież byłam na szkoleniach, dużo czytałam o takich przypadkach, spędziłam setki godzin zagłębiając się w różne lektury, które opisywały podobne przypadki. Ale co z tego jak nie mam pojęcia co mam teraz zrobić!
- Piłeś? - wypaliłam. Momentalnie tego pożałowałam. Ross nie chciał na mnie spojrzeć, unikał ze mną kontaktu wzrokowego.
- Nie lubię jak ktoś odpowiada mi pytaniem na pytanie. - zachichotał lekko, łapiąc się za klatkę piersiową. Ciężko oddychał. - Ale... Tak, piłem. Wybacz, ja... To znaczy my... - zaciął się. - Wiesz, nie sądziłem, że kiedyś się w ogóle zakocham. - dodał, spoglądając na mnie kątem oka. - Nie przypuszczałem też, że to takie trudne i skomplikowane uczucie. Bo... Chłopak, który będzie mógł oglądać twój piękny uśmiech każdego dnia, będzie serio szczęściażem, już mu zazdroszczę. - dokończył, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- A ja nie lubię jak ktoś mówi na swój temat w trzeciej osobie. - odrzekłam, całując chłopaka w policzek. - Nie dąsaj się, wyjeżdżasz w trasę, będzie fajnie! - chciałam tym go troszkę pocieszyć, niestety wywołało to odmienne skutki.
-  Twój ojciec ma rację, jestem zerem, nie powinienem w ogóle zawracać ci głowy. - westchnął, miętoląc guzik od swojej pogniecionej koszuli.
- Nie mów tak i nie słuchaj mojego taty. - powiedziałam pewnym siebie tonem. - On nie ma racji, wiesz, że...
- Odkąd pokazałem się w twojej szkole, masz same problemy i nie mów mi, że nie. - wtrącił, patrzą mi prosto w oczy. - Ja serio jestem nic nie warty. Nie mam żadnego celu, każdy dzień mija mi tak samo, żyję jakby nie miało być jutra...A ty? Jesteś mądrą i piękną dziewczyną, która ma jasno postawione cele, rodzinę, która się o ciebie martwi, każdy twój dzień jest zaplanowany co do sekundy. Jesteśmy inni, jak puzzle... Nie ważne jak bardzo bym chciał, nie wpasuje się w twoja układankę. To co robiłem zanim cie poznałem... Teraz na to patrze z obrzydzeniem ale ja się nie zmienię, Demi. Nie zmienię się.
- Ja wierzę, ze się zmienisz. - wyszeptałam, odgarniając jego mokrą, blond grzywkę z czoła. - Wierzę, że zrobisz to dla mnie.
- Piłem i...  Skrzywdziłem cię już wiele razy, zrobiłem to znowu... - jęknął cicho, nadal patrząc mi prosto  w oczy. To co powiedział bardzo mnie zabolało...Mimo wszystko... Czy on właśnie powiedział, że mnie zdradził? - I pewnie zrobię to po raz kolejny, nie chcę ale to zrobię. Nie jestem ciebie wart, nigdy nie byłem, nie wiem w ogóle po co próbowałem. Twój ojciec ma racje, zasługujesz na kogoś lepszego.
- Nie mów tak...
- Nie, ja ciągle użalam się nad sobą jak mały gówniarz. - wtrącił, chwytając mnie za dłoń. - Muszę w końcu  się ogarnąć i pogodzić z moim beznadziejnym życiem. Uwierz mi, że nie chcesz go ze mną dzielić. - dokończył, gładząc kciukiem moją skórę. Byłam w szoku, mój mózg krzyczał, usta jednak nie chciały wydobyć żadnego dźwięku. Ross, słysząc sygnał klaksonu, wstał i spojrzał przez okno. Wzdychnął ciężko i skierował wzrok na mnie. - Twoi rodzice już są. Musisz iść, chociaż jeżeli mam być szczery to mam pewne obawy. Ostatnim razem jak mieliśmy się spotkać w LA, wylądowałaś w szpitalu. To... Teraz po prostu powiem żegnaj, zamiast do zobaczenia i wszystko będzie dobrze. - dokończył, siadając obok mnie.
- Nic nie będzie dobrze! - wydusiłam, po czym płączyłam swoje usta z mokrymi wargami chłopaka. Ross przez chwilę się wahał, po kilku sekundach jednak splótł nasze języki w namiętnym tańcu. - Ja już tak nie mogę! - krzyknęłam ponownie jak tylko oderwałam się od chłopaka. - Ja cię potrzebuje, to ci nie wystarczy? Co ja mam jeszcze zrobić abyś w końcu zrozumiał, że jesteś dla mnie ważny? - zapytałam ze łzami w oczach. - To wszystko co się stało to nie twoja wina, tylko moja. To ja uciekłam z domu, to ja do ciebie przyjechałam i to ja naraziłam się na gniew rodziców. Nie potrafię powiedzieć żegnaj, jasne? Kochasz mnie? Powiedz szczerze...
- Kocham cię. - wyszeptał.
- To nigdy więcej nie mów ,,żegnaj", proszę! - wybuchnęłam, tuląc się do chłopaka. Zrobiłam to jednak ostrożnie, nie chciałam sprawiać mu bólu.
- Ale zrozum, że ty zasługujesz na lepszego faceta...
- Bzdury. Nie raz udowodniłeś, że jestem dla ciebie najważniejsza na świecie. Chcesz abym była szczęśliwa?
- Niczego innego tak bardzo nie pragnę. - odpowiedział, obejmując mnie w pasie.
- To mnie mocno przytul, pocałuj i nie zostawiaj, bo ja cie potrzebuje, rozumiesz? - spojrzałam w jego oczy. Miałam wrażenie, że się... jakby uśmiechały? Nie, to niemożliwe. Chwilę siedzieliśmy wpatrzeni w siebie, po kilku minutach jednak Ross znów połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, który zabrał mnie do krainy rozkoszy w której mogłabym zostać już do końca życia...

NOTKA

Joł, cześć i czołem!

Lel, Ossdział miał być po weekendzie xD Ale dziś po pracy wpadłam do Majaka, miałyśmy popracować nad moim projektem do szkoły, ona jednak mnie wyśmiała i powiedziała coś w ten deseń: ,,chyba sobie żartujesz! Ludzie czekają na next a my będziemy się opierdalać!?" HAHA! Podziękujcie Maji, to dzięki niej napisałyśmy Rossdział jeszcze dzisiaj... Wiemy, jest taki depresyjny... Majak nie raz płakała jak go czytała xD Ale w końcu wyjaśniłyśmy co nieco, teraz trzeba zająć się Cleo i Mattem *złowieszczy śmiech*

Cieszymy się, że są z nami osoby, które domagają się nextów :D Serio, to strasznie fajne, że czekacie < 3 Witamy również nowych czytelników!

LOL! Ja nie wierzę! Teen Beach 2 obejrzałam dopiero kilka dni temu (lol, kocham Rossa ale ten film jest beznadziejny) no i tym samym dopiero niedawno zobaczyłam tą piosenkę R5 o.O Swoją drogą jest B O S K A! < 3

Aż che się tańczyć ! xD

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

10 komentarzy:

  1. Ojej rozdział super! <3
    Dobrze że jednak Ross i Demi nie zerwali <3
    Czekam na neeext! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny <3 dobrze,że nie zerwali ze sobą :),Ona go potrzebuje i on jej :** to takie słodkie <333
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
    pozdrawiam monia

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział ;)
    Czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super czekam na next ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział!
    Chce więcej!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Boję się co zrobisz z Cleo i Mattem :o ten rozdział nie był depresyjny. Jestem w takim wieku że mało mnie poruszają takie typu. Nie wiem czm ale śmiałam się niebogłosy. Jestem więc szczęśliwa że rossdziałik pojawił się tak szybko. Dziekuję Maja :*
    Czekam na kolejny rossdział. Jednak fajowe że ten czas szybko mi minie gdyż mam zawalony grafik, a mam 12 lat i taki napięty tydzień jak dla 17 latki masakra. Wiem wyśmienicie mnie mam 12 lat i komętuję... Ale mniejsza. Zdziwiła mnie śmierć młodszego brata i próba samobójstwa, ale mnie nakręciłyście. Ojej jak się rozpisałam. No to życzę weny, weny i jeszcze raz weny, a i dobrych ocen <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, wiek nie ma znaczenia <3 My już stare bo 20 na karku, matko :O Jaki ból, ciesz się, że taka młoda *u* No i uwierz mi kochana, że jak stuknie Ci 17 lat to będziesz miała wywalone na wszystko xD Serio. To taki okres w życiu każdej z nas < 3

      No i nie ma za co, Majak zawsze uratuje sytuację! Po co pisać głupi referat do szkoły jak można zabawić się w manipulację czyjegoś zmyślonego życia xd? Oh yeah!

      Dla mnie jest depresyjny ;O Ta próba samobójcza wpadła mi do głowy podczas pisania xd Tak jakoś, a co. Niech blondi cierpi o.O Co do Matta i Cleo mam plany, mam nadzieję, że Darka się zgodzi na taki przebieg wydarzeń, ale ciiii to później! :D

      Dziękujemy za wszystkie komentarze i czekajcie cierpliwie na next < 3

      Usuń
  7. Nie mogę się doczekać dalszych przygód :*****

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyny no błagam was! Kiedy next???

    OdpowiedzUsuń