piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział XXXVI

     Zaczęłam biec. Ledwo unosiłam nogi, były zawalone ciężarem szoku, który spłynął na mnie tak nagle i tak niespodziewanie! Czułam się jakbym wlokła za sobą kilka worków z ołowiem... Ale dzielnie stawiałam opór, brnęłam coraz to wyżej, pokonując kolejne stopnie. Słowa blondyna huczały w mojej głowie niczym halny wiatr w górach. Z ogromnym trudem otworzyłam drzwi, wbiegłam do pokoju chłopaka, po czym momentalnie rzuciłam się na jego łóżko. Wtuliłam twarz w poduszkę, zastygłam w bezruchu i zaczęłam rozmyślać... Nad czym? Nie nad Rossem. Nie. Nad sobą. Minęło dosłownie parę chwil kiedy to drzwi do pokoju otworzyły się ponownie. Poczułam zapach cytryn, sekundę później usłyszałam pociąganie nosem. Uświadomiłam sobie, że ja nadal leże w tej głupkowatej pozycji, przyklejona do poduszki niczym pies do szynki. Nie miałam zamiaru jednak się odwrócić. Na moje szczęście Ross skierował się do łazienki. Brał prysznic. Pod jego nieobecność szybko się ogarnęłam i wskoczyłam pod pościel. Minęło zaledwie dziesięć minut a blondyn był już z powrotem. Położył się tuż obok mnie. Czułam go mimo, że nawet mnie nie objął. A może to moja wyobraźnia? Chciałam się odwrócić i z nim porozmawiać ale... Ale co ja mam mu niby powiedzieć? Po dłuższej chwili blondyn przytulił się do mnie, po czym delikatnie pocałował w płatek ucha.
- Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku... - szepnął nagle, gładząc mój policzek. - Ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie. - dokończył, przykrywając moje ramiona pościelą. - Ja mam właśnie taki zamiar.

****
       Sączyłam zimnego, malinowego drinka. Nie wiem już który z kolei ale o dziwo, czułam się bardzo dobrze. Ross o nic nie pytał, bez słowa kupował mi kolejne, dopiero Rydel, już nieco zaniepokojona, postanowiła zareagować.
- Hej, panienko! Chyba już wystarczy, co? - krzyknęła, wyrywając mi z rąk piękny, ozdobiony pucharek. Zrobiła to tak gwałtownie, że aż wypadła z niego mała parasoleczka, która wcześniej zwinnie brykała na prawo i lewo, kiedy to ja podnosiłam naczynie aby zatopić usta w kolejnym łyku alkoholu. - A ty braciszku, też mógłbyś się opanować. - dodała, posyłając bratu pouczające spojrzenie. Ten jedynie wzruszył ramionami. Nie wiem dlaczego, ale chciałam zapomnieć o tym co usłyszałam dziś rano. Głupia ja! Po co w ogóle za nim polazłam? Nie wiem, martwiłam się. Dlaczego to właśnie ja zawsze muszę się wszystkimi przejmować...? Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku, ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie.
- Hej, księżniczko. - nagle, cichy, męski głos, przerwał moje rozmyślania. Chwilkę po tym poczułam delikatnie cmoknięcie w kącik ust. - Idziemy już się przebrać. Zaraz wchodzimy na lodowisko.
- Nie umiem jeździć na łyżwach, Ross. - szepnęłam jakby do siebie, obracając w palcach żeton, który jakiś czas temu podniosłam z podłogi.
- To cię nauczę. - mruknął, odgarniając moje rude kosmyki z czoła. - Będzie fajnie. - dodał półgłosem, chwilkę później wpił się w moje usta, łącząc je ze swoimi w namiętnym pocałunku. Odwzajemniłam go. - Hmm, to jak? - dopytywał jak już oderwaliśmy się od siebie.
- No dobrze. - odpowiedziałam zrezygnowanym tonem. Blondyn wyczuł, że nie mam jednak na to ochoty. Mimo to pociągnął mnie w stronę szatni, udając, że nic nie zauważył. Po chwili zebrała się tam cała reszta. Na ich ustach gościł ogromny banan. Rik niósł na plecach jakiś duży worek, pewnie z kijami do hokeja. Rydel zarządziła abyśmy się przebrali i w końcu zagrali. Niechętnie ubrałam łyżwy i z pomocą blondynki wdrapałam się na stadion. Chłopacy już śmigali za małym, czarnym krążkiem. Jak Ross mnie zobaczył to momentalnie do mnie podjechał i objął w talii. Rydel posłała nam szeroki uśmiech, po czym oddaliła się w stronę Ratliffa. Blondyn natomiast, bez pytania, odepchnął mnie od barierek, sekundę potem stanął przy mnie. Dobrze, że to zrobił bo bym upadła. Nigdy nie jeździłam na łyżwach, pojęcia nie miałam jak się za to zabrać. Momentalnie wpadłam w jego ramiona, nie wiem czemu ale przytuliłam go jak pluszowego misia i ani mi się śniło go puścić. Jakoś dziwnie się czułam... Chciałam mu powiedzieć, że słyszałam jego rozmowę z siostrą na mój temat ale... Coś mnie powstrzymywało. Ale co?
- Hej księżniczko, dobrze się czujesz? - zapytał, czule mnie obejmując. - Jesteś jakaś rozkojarzona od rana.
- Za dużo wypiłam. - skłamałam.
- Ale nie piłaś od rana. - zachichotał, po czym delikatnie odsunął mnie od siebie. - Mów, jak mogę ci pomóc?
- Widziałeś Cleo? - wypaliłam na szybko. Nie chciałam odpowiadać na jego pytanie.
- Też cie wkurza? - zapytał cicho, gładząc mnie po włosach.
- Wkurza? Nie rozumiem. - powtórzyłam ze zdziwieniem. - W sumie, może troszkę. Ale zauważyłam, że Rydel się z nią zakumplowała. Ciągle rozmawiają i się śmieją.
- Czyli zazdrosna? - mruknął, przybliżając twarz do mojej.
- Nie... Nie wiem. Chciałam pogadać z twoją siostrą a ciągle łazi z Cleo...
- Czyli zazdrościmy. - przerwał mi, delikatnie całując w kącik ust. - Dziś ponoć już sobie jedzie więc ten ostatni dzień sobie od niej odpoczniemy.
- No a dlaczego ciebie niby wkurza, co? Ma się czym pochwalić, wcześniej raczej nie miałbyś problemów, że taka śliczna, hojnie obdarzona przez naturę dziewczyna, chodzi obok ciebie, eksponując swoje walory. - powiedziałam zgryźliwie. Czemu? Nie wiem.
- Czyli o to chodzi? - szepnął tuż nad moim uchem. Wyraźnie posmutniał. Nic nie mówił przez dłuższą chwilę, już chciałam zareagować gdy podbiegła do nas rozpromieniona Cleo, wpadła między naszą dwójkę i wtuliła się w Rossa. Na skutek tego zdarzenia upadłam na zimną posadzkę.
- Jesteśmy razem w drużynie! - krzyknęła radośnie. - Zaraz zaczynamy, chodź już!
Dziewczyna kleiła się do niego jak pszczoła do miodu. Mimo, że było zimno to dekolt i tak miała odsłonięty praktycznie maksymalnie. Dziwne, że korków nie ubrała. Nie powinnam chyba jej oceniać pod tym względem... Ale przez cały czas jak tutaj jest ciągle startuje do Rossa.
- Odwal się kurw... - blondyn zaciął się na chwilę. Widząc swoją mamę, stonował troszkę i przestał wyszarpywać się z uścisku dziewczyny. - Już idziemy przecież. - dodał, zaciskając zęby. Odepchnął Cleo od siebie, po czym momentalnie podniósł mnie z ziemi.
- Przepraszam. - szepnął, patrząc na mnie szczenięcym spojrzeniem.
- Chodźmy już. - powiedziałam. - To znaczy, posadź mnie na tamtej ławce, obok Ally, a wy sobie grajcie. - dodałam od niechcenia.
- No dobrze. - odrzekł zrezygnowany. Chwilę później podniósł mnie i trzymając w ramionach, podszedł do ławki. Usiadłam się wygodnie. Wiedziałam, że zachowuje się jak rozkapryszona księżniczka ale jakoś nie mogłam inaczej. Głupia jestem, wiem, że go tym ranie, nie chce tego ale i tak to robię. Dzieci w przedszkolu już wiedzą czego chcą od życia... A ja? Ja ciągle błądzę. Ross bez słowa podszedł do reszty paczki. Miał smutną minę, z czasem jednak mu przechodziło. Cleo kilka razy specjalnie upadła na niego podczas gry, udając, że ją boli noga i, że ma jej pomóc. Za każdym razem gdy dziewczyna leżała na nim całym swoim ciałem, Ross patrzył w moją stronę. Jak się opamiętał to zaczął dopiero zrzucać ją z siebie, posyłając mi ... jakby przepraszające spojrzenie? Pani Stormie cały czas stała blisko swoich dzieci i przypatrywała się ich grze. Jakiś czas później, podeszła jednak do mnie.
- Muszę ci w końcu podziękować. - powiedziała nagle, posyłając mi szczery uśmiech.
Patrzyłam na nią z ogromnym zaciekawieniem. Pojęcia nie miałam o co jej chodziło. Nie wiedziałam też jak się zachować, co odpowiedzieć. Odwzajemniłam więc jedynie gest kobiety i czekałam na dalsze wyjaśnienia.
- Nie rozumiem. - odezwałam się po chwili bo miałam wrażenie, że pan Stormie nie ma już nic do dodania. Ona natomiast położyła mi dłoń na kolanie i znów zaczęła:
- Dziękuję za to, że opiekowałaś się Rossem pod moją nieobecność. - powiedziała spokojnym tonem. Biło od niej matczynym ciepłem. - Na pewno był zagubiony. Wiesz, to taki typowy romantyk. Jest strasznie delikatny i wrażliwy, aczkolwiek za każdym razem próbuje to ukryć. Zauważyłam, że przy tobie zaczyna być sobą. Dziękuję. - dodała, patrząc na mnie swoimi oczami. Były przepełnione troską i miłością. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Ally cały czas przysłuchiwała się rozmowie.
- To naprawdę miłe słowa ale nie sądzę aby zawdzięczała mi Pani aż tak dużo. - odpowiedziałam nieśmiało. Poczułam, że rumienią mi się policzki.
- Rydel mi opowiedziała jak zachowywał się Ross po naszym wypadku. - powiedziała spokojnie, obserwując swoje dzieci. - Wiem, że cię skrzywdził. - dodała już poważniejszym głosem. - Jestem ci bardzo wdzięczna, że dałaś mu kolejną szansę. Potrzebował tego. - dokończyła z uśmiechem. Zdążyłam tylko odwzajemnić gest, ponieważ właśnie skończył się mecz i wszyscy podeszli do nas. Ross momentalnie usadowił się obok mnie. Wtuliłam się w niego, odwzajemnił gest bez zastanowienia. Cleo usiadła zaraz obok blondyna. Reszta przycupnęła naprzeciwko nas.
- To pamiętacie o zakładzie? - zaczął zdyszany Rocky.
- No ten znowu...! - skarciła brata Rydel, po czym udając focha, przysiadła obok Cleo. Zaczęły rozmawiać o jakimś toniku do twarzy. Próbowałam zignorować ale jakoś nie mogłam.
- Sprzątacie busa ciołki! - zadrwił Ratt, przybijając piątkę przyjacielowi.
- Dobra, zobaczymy kto z kretesem przegra drugą rundę! - oburzył się Riker, przytulając mocno do siebie Ally.- Bierzemy do drużyny Demi. - dodał z zadowoleniem, posyłając mi ogromny uśmiech.
- Ale ja nie umiem jeździć. - powiedziałam, odwzajemniając gest najstarszego.
- Ale Ross przynajmniej się do ciebie przyklei i nie będzie nam przeszkadzał! No i wtedy uda nam się wygrać. - zachichotał. Po chwili reszta również wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Eiii nie będziesz wykorzystywał mojej dziewczyny do takich celów! - krzyknął blondyn, zaraz potem rzucił się z pięściami na basistę. Ten jednak zwinnie przycisnął go do zimnej posadzki. - Au, zimno.
- Dobra to rewanż! - krzyknął Rocky. Zaraz wszyscy poszli w jego ślady i ponownie ustawili się na lodzie. Rydel była tak pochłonięta rozmową, że nawet nie zauważyła, że wszyscy na nią czekają. O dziwo Pani Stormie dołączyła do chłopaków, ja również miałam zagrać ale niestety nie umiałam nawet utrzymać się na lodzie a co dopiero jeszcze trzymać jednocześnie kij... Postanowiłam jednak zatrzymać blondynkę, chciałam porozmawiać. Ally wyszła do toalety więc teraz była do tego najlepsza sposobność.
- Rydel. - szepnęłam, zahaczając ją delikatnie moją łyżwą. - Skoro mama cię zastąpiła to... Pogadamy? - zapytałam niepewnie. Zauważyłam, że jak blondynka przystanęła, Cleo również się zatrzymała. - Ale w cztery oczy.
- Jasne. - zachichotała. - Dołączę później! Powiedz chłopakom. - krzyknęła w stronę niedawno poznanej dziewczyny. Ta jedynie kiwnęła ręką w geście zrozumienia.
- Hehe strasznie fajna ta cała Cleo, że nie poznałam jej wcześniej. - powiedziała wesoło Rydel, siadając tuż obok mnie. - Mamy tyle wspólnych tematów! Wiesz, że kupujemy w tym samym sklepie i używamy...
- Słyszałam wczorajszą rozmowę. - przerwałam blondynce. Miałam wrażenie, że nie przestanie gadać o tej dziewczynie. Spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem. Uśmiech znikł z jej twarzy. - Nie wiem co o niej myśleć. - dodałam załamującym się głosem. - Nie umiem jakoś teraz na niego spojrzeć...
- Demi. Powiem ci coś, dobrze? Ale nie obraź się. - powiedziała poważnym tonem. - Jesteś niepoważna. Nie rozumiem cię.
- Ale jak? - zapytałam zdezorientowana.
- Dziewczyno... Mój brat nigdy w życiu nie był tak zakochany. Skoczyłby w ogień jakbyś go o to poprosiła. Wiem, wiem... Wasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, wiem. I naprawdę podziwiam cię, że go nie wydałaś policji, do tego dałaś drugą szansę. Ale Demi, wydaje mi się, że chcesz ją wycofać. No i coś czuje, że powoli zaczynasz to robić. -wydukała na jednym oddechu.
- Znowu nie rozumiem... - szepnęłam jakby do siebie.
- Jak to nie rozumiesz? Kochasz go a unikasz jak jakiegoś ciernia, jakbyś się bała, że znów zrani. - powiedziała, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. - Ross nie jest idealny. Bo nie jest. Ale to młody chłopak, do tego strasznie wrażliwy. Może tego nie wiesz, ale ma duszę delikatnego romantyka.
- Twoja mama mi powiedziała. - jęknęłam cicho.
- To nie wymagaj od niego gwiazdki z nieba. Kocha cie ale po prostu się boi, że jak cokolwiek zrobi to go zostawisz. Nie wie czy ma cię przytulić, czy stanąć dwa metry dalej. On chce się przed tobą otworzyć ale ty ciągle zastawiasz pułapki. Zabierz je i zostaw mu czystą drogę do swojego serca. Nie pożałujesz, po prostu daj mu czas. Ossy jest skomplikowany... Nic nikt na to nie poradzi. Ale to tylko chłopak... - szepnęła, chciała kontynuować, jednak nagle obok nas pojawiła się Cleo.
- No dalej Dell, chodź grać bo przegrywamy! - zapiszczała, ciągnąc blondynkę na boisko.
- Haha nie dajecie sobie beze mnie rady! - krzyknęła. Ku mojemu zaskoczeniu, wstała i skierowała się w stronę reszty.
- Dzięki! - krzyknęłam za nią. Mimo wszystko zrobiło mi się przykro. Nagle blondynka odwróciła się na pięcie i wróciła do ławek. Kucnęła naprzeciwko mnie.
- Wiesz co? Ty czasami za dużo myślisz. Oddaj się chwili, nie myśl, nie analizuj i będzie lepiej. - powiedziała nagle, obejmując mnie jedną ręką.
- Tak, może masz rację... - odrzekłam ze smutkiem w głosie.
- Nie może, tylko na pewno. - chrząknęła znacząco. - Słuchaj. Mam wrażenie, że ty jesteś po prostu uwięziona między tym co czujesz a tym, co wypada zrobić i co nie daj Bóg pomyślą inni. Ekspertem nie jestem, mogę ci jedynie powiedzieć abyś wybrała to, co uczyni cię szczęśliwą. Nie twojego brata, twoją mamę czy tatę. Twój wybór ma uszczęśliwić jedynie ciebie. No chyba, że tak bardzo chcesz aby szczęśliwi byli wszyscy, prócz twojej osoby. - dokończyła, po czym wstała i udała się do reszty towarzystwa. Ja natomiast ponownie utonęłam w rozmyślaniach, analizując wypowiedź blondynki... Głupia ja! Po prostu czasami za dużo myślę!

****
     Było już dość późno, wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Gdy już miałam wychodzić, ktoś delikatnie pociągnął mnie w swoją stronę.
- Hej, obiecałem, że nauczę cię jeździć? - powiedział ktoś tuż nad moim uchem.
- Ale teraz? Jest już późno, na pewno jesteś zmęczony. - zachichotałam.
Ross nic nie odpowiedział. Chwycił mnie i zaniósł na sam środek stadionu. Następnie postawił delikatnie, trzymając jednocześnie abym nie upadła.
- Nie bój się, jestem tu. - szepnął, przytulając mnie mocno. - Cały czas siedziałaś na ławce, na pewno się nudziłaś. Nie lubię jak dziewczyna nudzi się w moim towarzystwie.
- Nie boje się. - mruknęłam, po czym pocałowałam go delikatnie w usta. - No i aż tak nudno nie było jak Ratliff ściągnął ci spodnie i latałeś po lodowisku w samych gatkach.
- Czyli widowisko ci się podobało! - powiedział wesoło, podnosząc mnie i obracając wokół własnej osi. - Dobra, a teraz chodź, będę cię trzymał. Musisz najpierw odepchnąć się jedną nogą, potem dostawić drugą. To nic trudnego.
- Ah, nie puszczaj mnie! - krzyknęłam. W tej panice przylgnęłam do niego całym ciałem. - Ten sport to chyba jednak nie dla mnie. - mruknęłam po chwili.
- Zaufaj mi, na pewno ci wyjdzie. - szepnął, oddalając się ode mnie delikatnie.
Ścisnęłam mocno jego dłoń i nieśmiało zaczęłam robić to, co mówił chwilę wcześniej. Najpierw jedna noga, potem dostawiamy drugą...
- Hej, myślałam, że to będzie trudniejsze! - zachichotałam, widząc, że coś jednak mi wychodzi.
- Mówiłem. - odpowiedział z uśmiechem. Nadal trzymał mnie za dłoń. Po chwili objął mnie od tyłu w pasie. - Teraz pojedziemy razem, nie bój się.
Niepewnie robiłam wszystko według instrukcji blondyna. Wolno, bo wolno ale zaczęłam łapać o co chodzi.
- A teraz sama! - krzyknął, oddalając się ode mnie na kilka centymetrów.
- Nie! Nie-e - wymamrotałam, chwiejąc się na boki. Kilka sekund później upadłam na lód. - Auć, bolało. - bąknęłam cicho, próbując się podnieść.
- Oh, przepraszam. Mocno boli? - zapytał troskliwie, kucając tuż obok mnie.
- Hmm... Myślę, że jak mnie pocałujesz to nie będzie już tak bolało. - powiedziałam cicho, przyciągając blondyna do siebie. - Kocham cię Ross, wiesz?
- Wiem, ja ciebie też. - mruknął, po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

- No ja nie wiem Matt... - fuknęła Cleo, obserwując dwójkę zakochanych w oddali. - Całują się już dobre trzy minuty, nie sądzę aby Ross się mną zainteresował. Próbowałam już wszystkiego!
- Kurwa, jak ty się dziewczyno ociągasz... - burknął niezadowolony rudzielec.
- Nie marudź, zdobyłam zaufanie Rydel! Przynajmniej coś. - odpowiedziała półgłosem.
- Tyle dni miałaś do jasnej cholery! - oburzył się.
- Ty i tak siedzisz w pace do jasnej cholery! - dziewczyna zaczęła go przedrzeźniać. - Zapłaciłeś mi, więc zrobię swoją robotę. Niech cię głowa o to nie boli.
- Masz ją otruć rozumiesz? Nie wiem czym, otruj...
- Rozumiem. - odpowiedziała, po czym się rozłączyła.

NOTKA

Joł, cześć i czołem!

BARDZO pozapraszam, że tak się ociągałam z Rossdziałem :C Mam nadzieję, że jak pogoda się popsuje to już wrócę do mojej regularności :P

Taki sobie next jest : O Mam pewien pomysł ale muszę go obgadać jeszcze z Majakiem, no i pojawi się on troszkę później xD

No ale brniemy dalej w historyje, jest moc.



Głupki moje xD

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

6 komentarzy:

  1. Super rozdział :)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta Cleo i Matt powinni zginąć śmiercią tragiczną!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super Rozdział *_*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super czekam na next ♡♡♡♡♥♥♥♥♥♡♡♥♥♥♥♥♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Bardzo mi się podoba i przyznaje rację że Demi czasem za dużo myśli, ale Ross jest kochany. Nienawidzę Cleo i Matta, na stos z nimi jak w średniowieczu😒. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń