- Maja, mam cię dość, serio! Niby czemu on miał zginąć... - nagle urwałam.
Czułam jak serce dosłownie przestaje bić. Obraz przed oczami nagle zaczął tracić kolory, jakby jedna sekunda trwała kilka godzin. Zrobiło mi się gorąco, jakby ktoś właśnie wsadził mnie do sauny. Przecież Ross... Zareagował dość niepokojąco jak wspomniałam o rudowłosym. Co to ma znaczyć, co tu się dzieje... Przysiadłam na rogu łóżka. Wpatrywałam się gdzieś w dal, sama nie wiem gdzie. Mimo to nic nie widziałam. Ciemność. Głucha ciemność. Nagle po całym moim ciele przeszły zimne, nieprzyjemne dreszcze, które mnie sparaliżowały. Nie czułam nic. Jakby ktoś pozbawił mnie reakcji na bodźce... ,,To Ross miał umrzeć"
- Demi, Demi...! - krzyczała moja przyjaciółka, szarpiąc mną na prawo i lewo.
Ale czy ja to czułam? Sama nie wiem, może to tylko moja wyobraźnia? Nagle ktoś mocno uderzył mnie w policzek.
- Auć! - krzyknęłam, gładząc obolałe miejsce. - Rany, tego mi było trzeba... - uśmiechnęłam się lekko.
- Esu, już myślałam, że mi tu zemdlejesz! - wymamrotała z wyraźnym przejęciem.
Nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam w jej oczach strach. Ale nie wiem czym był on spowodowany. Sama byłam skołowana. Miałam zamiar wyjść, bo to co mówiła czarnowłosa było absurdem. Ale teraz... Od Rossa nie doczekam się wyjaśnień. Nie wiem czy Maja mówi prawdę... Ale chyba muszę jej znów zaufać, wysłuchać i dopiero potem wyciągnąć wnioski. Przez tyle lat uważałam ją za swoją jedyną przyjaciółkę. Muszę dać jej kolejną szansę.
- Demi... Ja wiem, że to wygląda źle. Ale proszę, wysłuchaj mnie. - prosiła, ciągnąc mnie w głąb swojego pokoju.
Pokazała ręką, że ponownie mam usiąść na jej łóżku. Ona natomiast usadowiła się naprzeciwko mnie. Chwyciła moje dłonie i kontynuowała:
- Matt jest jakiś psychiczny. Nie wiem co z nim jest ale... Powinien się leczyć. Wtedy co na ciebie wpadł, to... Zakochał się w tobie....
- A skąd to wiesz? - zapytałam, nadal miałam jakieś wątpliwości. Mimo wszystko.
- Ross mi powiedział. - bąknęła cicho.
Aż wybałuszyłam oczy.
- Co? - zatkało mnie.
- Daj mi wyjaśnić. - prosiła.
Kiwnęłam głową i dałam jej pełne pole do manewru. Ciekawa jestem co mi powie. Maja wzięła głęboki oddech i znów zaczęła:
- Matt jest w tobie zakochany, to już wiesz. Jak się dowiedział, że Ross też darzy cię jakimś tam uczuciem... - mówiła ściszając głos po każdym wyrazie. - Ignorowałaś rudego, on tego nie lubi. Jak jakaś dziewczyna mu się podoba to musi z nim być. Niezależnie od tego, czy chce, czy nie. Tu się zaczęło. Matt was obserwował, nie pytaj jak, bo tego nie wiem. Jak widział, że Ross próbuje cię zdobyć to się wściekł... Zaczął mu grozić, potem mnie w to wmieszał. - urwała. Czekała na moją reakcję. Ja jednak nic nie mówiłam. Wpatrywałam się w nią z wybałuszonymi oczami.
- Jak nie udało mu się zabić blondyna na imprezie to już w ogóle była katastrofa. Pamiętasz, mówiłaś, że nie wiesz kto cię uderzył w tym klubie, prawda? - zapytała z przekąsem, odgarniając za ucho tłusty, czarny kosmyk.
- Tak, prawda. - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
Byłam w szoku, to Ross miał paść ofiarą, tylko dlatego, że mu na mnie zależy?! No chyba mu zależy, w końcu wyznał mi miłość. Dobrze, że nie powiedziałam mu co czuję. Byłoby jeszcze gorzej! Muszę się od niego odsunąć. Tak będzie najlepiej... Tak myślę.
- To był Matt. Jest jakiś nadpobudliwy. Odepchnęłaś go od siebie, wkurzył się i... Uderzył cię. Był wystraszony dlatego schował cię za kotarą...
- Zaraz... Byłaś pijana! Skąd wiesz!? - przerwałam jej, kiwając z niedowierzaniem głową.
- Ross mi powiedział. - bąknęła, wlepiając wzrok w podłogę.
Zaraz, zaraz. Jej wszystko mówił, a mnie nic! Nie, to się nie trzyma kupy...
- Przecież wydarł się na ciebie w sądzie! nie wyglądało to na założone działania! - wybuchnęłam.
- No bo mnie nie zgwałcił... Powiedziałam to, aby jeszcze bardziej go pogrążyć... Matt mi kazał, on widział nas wtedy... Do tego, sama chciałam aby akurat to wyszło tak, a nie inaczej... - wyszeptała ostatnie słowa ze łzami w oczach.
Tak. A niby czego chciałaś? Oddawałaś mu się i myślałaś, że tak nagle go oskarżysz o gwałt? Może to i blondyn, ale nie jest głupi!
- Dlaczego? - zapytałam mimo wszystko. Wiedziałam jaka jest odpowiedź, ale chciałam usłyszeć to od niej.
- Bo...Jak... No... - plątała się. - Bo jak usłyszałam, ze jesteście parą... Demi wybacz, ja nie chciałam abyś z nim była! Od początku... Ale bałam się, bałam się, że się dowiesz. - urwała i znów się rozpłakała.
- Parą? Kto ci tak powiedział, my nie jesteśmy razem. - wykrzywiłam usta w grymasie. Skąd ona ma takie info!
- Jak byłaś u mnie w szpitalu... Zemdlałaś. Ross to myślałam, że zawału dostanie. Powiedział lekarzowi, że się tobą zajmie, że jesteś jego dziewczyną...
Nie. Tego już za wiele. Kłamie jak z nut. Kotłowało się we mnie. Co ona w ogóle sobie myśli. Tak kłamać! Spokojnie Demi, wdech, wydech... Nie wyjdę stąd dopóty, dopóki nie dowiem się wszystkiego.
- Dlaczego uprawiałaś z nim sex, zresztą, z tego co wiem, to nie był wasz pierwszy raz. - wypaliłam, ignorując jej poprzednią wypowiedź. Teraz ja tu zadaje pytania, ona odpowiada. Oby tylko bez przekrętów. Co do Matta to pogadam z Rossem. Coś mi się nie chce w to wierzyć... Maja na moje pytanie zareagowała dość nietypowo. Wtuliła się w pościel, zakryła twarz rękoma i zaczęła łkać.
- Przepraszam. - powiedziała półszeptem.
- Ale ty nie masz mnie przepraszać, powiedz dlaczego to zrobiłaś? - byłam nieugięta. Nie będę głaskać jej po głowie, tylko dlatego, że płacze. - Do tego, dowiedziałam się, że nie tylko z nim. Co masz mi do powiedzenia w tej sprawie?
- Demi...Nie chciałam cię okłamywać, ale nic nie mówiłam bo nie chciałam cię martwić. - wyszeptała, tuląc pościel.
- Nie rozumiem? Spałaś z facetami i nie mówiłaś mi, aby mnie nie martwić? Toż to śmieszne, Maja... Mów o co chodzi. - burknęłam zła.
- Musiałam zarobić...- bąknęła ledwo słyszalnie, po czym wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
Przez kilka minut musiałam przeanalizować to co powiedziała. Gdy już doszłam, co do mnie bełkotała, aż mnie zamurowało.
- PŁACIŁ ci za sex! jesteś niepoważna!? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Ross za nic mi nie płacił... Ale inni tak... - mruknęła cicho, spoglądając na mnie kątem oka.
- INNI? Oszalałaś!? - myślałam, że zaraz wybuchnę.
- Demi ja mam raka! Umrę jak nie podejmę się leczenia... Nie mam na nie pieniędzy. Chciałam zarobić. - wymamrotała, przytuliła się do mnie i znów zaczęła płakać.
Rak... Że co proszę? Ta wiadomość mnie dobiła. Nie mogłam pozbierać myśli. Przecież bym jej pomogła, dlaczego nic nie mówiła...
- Ale twoja mama... Dlaczego doszło do tego, że dawałaś za pieniądze. - wyszeptałam już spokojniej. Nie spodziewałam się, że mogę stracić swoją przyjaciółkę w takich okolicznościach.
- Mama nie wie, nikt nie wie... Tylko ty. - odparła, wtulając twarz w mój podkoszulek. - Przepraszam...
- Spokojnie, nie będę cię męczyć ale mam jeszcze jedno pytanie. Ta ciąża, dziecko mogło być Rossa? - zapytałam z nutką żalu w głosie.
- Nie wiem... Spałam z wieloma facetami. Demi, przepraszam! - krzyknęła, wybuchając kolejną porcją płaczu.
Nie mam więcej pytań. Maja źle postąpiła, mogła powiedzieć a nie robić takie rzeczy. Przecież bym jej pomogła. Nie mogę jej jednak tak zostawić. Zrobię wszystko aby ją uratować. Teraz jednak muszę pogadać też z Rossem. Trzeba to wszystko poukładać w jedną całość i w końcu uporać się z problemami.
****
DOM LYNCHÓW
Sytuacja u Lynchów się nie polepszyła. Można powiedzieć, że się pogorszyła o sto osiemdziesiąt stopni. Rodzeństwo żyło pod jednym dachem, jednak każdy unikał siebie jak ognia. Rydel nie była w stanie sama się z tym uporać, do tego Riker wszystko utrudniał. ich problemy rosły z każdą chwilą. Oni jednak woleli od nich uciekać i udawać, że ich po prostu nie ma. W duchu jednak każdy cierpiał, zwłaszcza najmłodszy.
- Proszę. - odezwał się Ross, słysząc, że ktoś puka do drzwi.
- Hej, mogę? - zapytała nieśmiało brunetka.
- Ally? Jasne, wejdź. - odpowiedział z uśmiechem blondyn, nie odrywając wzroku od książek.
Dziewczyna weszła do środka, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Przysiadła na łóżku osiemnastolatka i wzdychnęła ciężko.
- Riker cię do mnie przysłał...? - mruknął nastolatek, wertując kolejne kartki.
- Nie, sama przyszłam. Przeszkadzam? - zapytała nieśmiało, widząc, że Ross jest pochłonięty swoją pracą. Cały czas przeglądał materiały do szkoły, nawet nie spojrzał na dziewczynę.
- Jasne, że nie. - bąknął, otwierając kolejny zeszyt. Chwycił w dłoń długopis i zaczął coś pisać.
Ally była jednak przekonana, że blondyn nie ma czasu na rozmowę. Kilka minut siedziała, myśląc, że chłopak jednak oderwie się od nauki. On jednak cały czas wertował książki, zapominając o bożym świecie. Dziewczyna ponownie wzdychnęła, wstała i skierowała się do drzwi. Już chciała nadusić na klamkę, gdy poczuła, że ktoś ją łapie za nadgarstek. Odwróciła się lekko, stał przed nią Ross.
- Mów, co się stało. - uśmiechnął się i pokazał palcem, że ma wrócić na poprzednio zajmowane miejsce.
Dziewczyna jednak cały czas patrzyła na chłopaka z wyraźnym zdziwieniem.
- Ross... - zaczęła, patrząc na jego twarz. - Masz świeże rany. Nie mów, że... - zawiesiła nieco głos.
Chłopak spuścił głowę i ponownie usiadł przy biurku.
- Riker cie uderzył? - dokończyła. Ledwo powstrzymywała się od płaczu. - I jak ja mu teraz to powiem...
Dziewczyna zaczęła łkać. Usiadła na brzegu łóżka i zakryła twarz dłońmi. Blondyn nie spodziewał się takiej wizyty dziewczyny swojego brata. Nie za bardzo wiedział co ma robić. Wziął się jednak w garść i przysiadł obok niej, po czym lekko przytulił.
- Co mu powiesz? - zapytał zaciekawiony.
- Ja nie wiem co mam robić, Ross. - wtuliła się w tors chłopaka, po czym wybuchnęła płaczem.
Chłopak objął ją mocniej.
- Ale co się stało... - zaczął, jednak dziewczyna nadal płakała. - Wiem, że Rik zachowuje się dziwnie, ale spokojnie. Nie powinien obwiniać cię za to, że jest wściekły na mnie.
- Jestem w ciąży Ross. - wymamrotała gdy się nieco uspokoiła.
- Hmm... Jak mniemam ojcem jest Riker? - zapytał dla pewności.
- No a kto, głąbie. - odpowiedziała z uśmiechem, jednak po kilku sekundach znów zaczęła płakać. - Nie mam pojęcia jak mu to powiedzieć...
Ross natomiast szczerzył swoje białe ząbki, jakby właśnie dostał wielkiego lizaka. Uwielbiał dzieci i już od dawna namawiał brata aby się w końcu oświadczył. Teraz jednak jest inaczej. Basista zmienił się nie do poznania. Sytuacja zespołu oraz wypadek rodziców zrobiły z niego kompletnie inną osobę. Stał się zimny i wybiegał w przyszłość, nie dbając o stan aktualny. Dla niego ,,dzisiaj" nie istniało. Najważniejsze było ,,jutro". Każdy dzień gonił następny. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, trasy i koncerty ustalone co do sekundy rozpoczęcia i końca. Przestał dbać o tych, na których mu zależy, bo uznał, że to tylko przelotna chwila. Jego życie mijało, zegar tykał, jednak on żył jedynie zespołem. Dbał o rzeczy, które wydawały mu się jego przyszłością. Nikt nie był w stanie mu wytłumaczyć, że każda chwila jest niesamowita. Ally bała się, że nie potraktuje tego poważnie. Już od dłuższego czasu żyli w konflikcie przez ostatnie wydarzenia w domu Lynchów.
- Przyszłam do ciebie bo.... Jakoś tak. Zawsze można było z tobą pogadać na każdy temat. Wiem, że ostatnio jesteś zajęty, wiem co się stało. Dlatego...
- To moja wina. Wiem. Nie sądzę aby udało mi się poprawić relację z Rikiem, ale hej. Głowa do góry. Jesteś jego dziewczyną, zależy mu na tobie. Zawsze zależało! Głupek przez pasy bez ciebie by nie przeszedł. Myślę, że się ucieszy... - powiedział, jednak sam nie za bardzo wierzył w te słowa. Riker był wściekły o wszystko, na wszystkich. Miał jedynie nadzieję, że ta sytuacja jednak poprawi ich wspólne relacje...
- Co niby twoja wina? Riker oszalał! Jak mielicie przerwę z powodu waszej mamy... Był kochającym chłopakiem, który dbał o mnie jak o jakiś kryształ. A teraz? Teraz to nie dość, że cały czas jest w złym humorze to jeszcze cię bije... - znów się rozpłakała.
- Walnął mnie raz. Może dwa... Ale to dlatego, że robię mu na złość. Nigdy tego nie lubił. Zresztą nie powinien obwiniać cię za moje zachowanie. Nie martw się, powiedz mu. Może ta informacja wzbudzi w nim jakieś uczucia, heh. - zaśmiał się mimowolnie. - Nie możesz tego ukrywać. Im dłużej będziesz zwlekać, tym będzie ci ciężej. - powiedział już bardziej poważnym tonem.
- Co zrobię jeżeli ze mną zerwie? Nie mam pracy, nie sądzę aby rodzice byli z tego faktu zadowoleni.. - żaliła się brunetka.
- Nic, bo taka sytuacja nie nastąpi. - powiedział z uśmiechem. Wyciągnął kciuk w stronę dziewczyny i delikatnie podniósł jej głowę, opierając dłonie na jej podbródku. - Kocha cię, na pewno się ucieszy. Ja bym się ucieszył. - wymamrotał szczerząc swoje białe ząbki.
Dziewczyna na niego spojrzała. Uśmiechnęła się lekko i zaczęła:
- Może i masz rację. - otarła twarz dłońmi. - Ale jeszcze nie teraz, dziś jest kompletnie w złym humorze. Ty też mu nie mów, proszę. - wymamrotała, ocierając nos rękawem.
- Jasne, możesz na mnie liczyć. - odrzekł blondyn z wymalowanym bananem na twarzy.
- Wiem. - uśmiechnęła się. - Aa... Jak tam z rozprawą? Wczoraj był tu ten prawnik, prawda?
- Tak, był. Co gorsza ten rudzielec ma wtyki i na czas rozprawy jest na wolności. Nie wiem dlaczego, ale to nie dobrze. To jakiś psychopata, może zrobić jej krzywdę. - dokończył zniżając głos. Usiadł na biurku, odsunął książki i pogrążył się w zamyśleniu.
- A ta... No ta czarnowłosa dziewczyna? Ross, spałeś z nią? - zapytała z lekkim niedowierzaniem.
Chłopak popatrzył na wybrankę swojego starszego brata.
- Ale dlaczego? Naprawdę zacząłeś wieść nocne życie w agencjach towarzyskich? Myślałam, że zależy ci na Demi...
- Nie. Ja... Sam nie wiem. Nie chcę o tym gadać. - bąknął, odwrócił się i znów zaczął wertować książki. - No a Rikowi powiedz. Ma ostatnio mega fochy... Ale serio cię kocha. Nie zostawi cię, uwierz mi.
- Racja, tak nie mogę tego długo ukrywać bo... - dziewczyna chciała dokończyć, jednak przerwał jej dźwięk telefonu.
Ross spojrzał na ekran i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż do tej pory. Brunetka zachichotała.
- Demi dzwoni, co? - zapytała z uśmiechem.
- Taa... CO? NIE. Nie wiem w sumie kto. - odłożył telefon, udając, że go to nie obchodzi.
- Otworzę. - burknął Riker, leniwie wstając z wygodnej kanapy. Powoli poczłapał w kierunku drzwi. - Idę, no idę. - wysyczał, słysząc nieustanne dzwonienie. Otworzył je dość powoli, ponieważ w drugiej ręce trzymał kubek z gorącą kawą.
- Hej, Riker. - przywitałam się ciepło z blondynem. Dawno go nie widziałam, wyglądał dość mizernie.
- O hej Demi. - odwzajemnił gest i zaprosił mnie do środka.
- Jest Ross? - zapytałam. W końcu po to tu przyszłam.
Atmosfera w domu Lynchów była dość tajemnicza. Basista na wspomnienie o młodszym bracie, wykrzywił usta w grymasie. Może był zmęczony, zapracowany? Nie wiem ale wyglądał nie za ciekawie. Na stole zauważyłam wielką mapę, obok leżał laptop i masa kartek. Nagle z kuchni wyłoniła się Rydel. Jak na nią spojrzałam to aż mnie zatkało. Nie brakowało jej dużo do Majaka. Również zapuchnięta. Zawsze wyglądała świeżo, dziś była zaniedbana. Co tu się dzieję!?
- Demi, Demi, jesteś! - krzyknęła blondynka, odkładając szybko naczynie na stół. - Chodź tu na chwilkę. - dokończyła, szarpiąc mnie na górę.
- Eee... Tak ogólnie przyszłam do Rossa. - powiedziałam z trudem. Dziewczyna ciągnęła mnie dość mocno. Byłam troszkę zaskoczona, że nie odbierała telefonów. Zrobiło mi się smutno, bo myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Teraz nagle chce ze mną rozmawiać...
- Wiem. Ale muszę z tobą pogadać. - wyszeptała, wpychając mnie do swojego pokoju.
Jak zwykle panował w nim róż. Teraz jednak coś mi nie pasowało. Wszystkie szafki pootwierane, rzeczy walały się po każdym skrawku pokoju. Walizki, stojące w kącie, były otwarte, niektóre na wpół uzupełnione. Spojrzałam na blondynkę pytającym wzrokiem.
- Wyjeżdżasz? - wyszeptałam z niedowieżaniem, rozglądając się po pomieszczeniu.
- MY, my wyjeżdżamy. - poprawiła mnie dziewczyna, odgarniając skrawek łóżka. - Siadaj.
Popchnęła mnie na łóżko, po czym sama usadowiła się obok mnie.
- Jacy my? - nadal byłam zdziwiona i nie zamierzałam tego ukrywać.
Nie tylko Ross ma humorki...
- Demi, przepraszam, że ignorowałam od ciebie telefony. Mamy spore problemy w domu i jestem tu jedyną kobietą, która jest ich świadoma. - zaczęła, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. - Jedziemy do Denver z naszą mamą. Jak byliśmy mali to spędzaliśmy tam mnóstwo czasu. Graliśmy w hokeja i takie tam. Mamy nadzieję, że jakoś ten wyjazd wpłynie na jej pamięć. Ostatnio zauważyłam, że kojarzy sporo rzeczy, zwłaszcza tych, które należały do Ossiego. Jest bardzo sentymentalny i przywiązuje się do swoich przedmiotów, dlatego trzyma ich sporo z dzieciństwa. Nuty niektórych naszych starszych piosenek również pamięta. W poniedziałek Ossy bezzwłocznie musi iść do szkoły, jednak w czwartek już macie wolne. Taki dłuższy weekend. Właśnie wtedy planujemy...
- Ok, ok Delly. Rozumiem. - przerwałam blondynce. - Ale co ja mam do tego? Ross nie lubi jak przebywam obok niego, gdy w pobliżu jest jego mama. Nie wiem czemu, ale tak właśnie jest.
- Właśnie. Ossy. Chcę cię prosić o dwie rzeczy. - zaczęła, chwytając mnie za dłoń. - On to już w ogóle ma problemy. Mama, Riker, praca, szkoła... Pewnie jeszcze kilka spraw o których nie mówi. Ostatnio jest rozkojarzony, bardziej niż zwykle. Myślę, że jesteś w stanie mu pomóc. - wymamrotała, patrząc przenikliwie w moje oczy.
- Ja? Ale jak? - zdziwiłam się.
- Wiem, że sama masz wiele kłopotów, dlatego nie zmuszam, jak nie chcesz to możesz odmówić. Ale Ossy nie ma znajomych... Aktorstwo mu nie pozwala. Mogłabyś na ten długi weekend pojechać z nami i pobyć z nim troszkę? - zapytała, patrząc na mnie niewinnie, jak jakieś szczenie.
Ja z Rossem? Sam na sam? Chciałam się od niego odsunąć a nie spędzać z nim czas. Nie, to nie wypali.
- Do tego ma spore kłopoty w szkole. Rik jakoś to załagodził, ale Ross nie jest w stanie sam temu sprostać. - dodała, widząc, że nie odpowiadam.
Nie powiem, troszkę mnie to zszokowało. Ale mina Rydel była taka... Prosząca? nie sądzę aby istniało takie określenie, aczkolwiek zrobiło mi się jej żal. Tyle się ostatnio działo, może takie mini wakacje poprawią moje relacje z blondynem? Ale nie sądzę aby on tego chciał. Przecież miałam zapomnieć.
- Mogę spróbować. - wyszeptałam. Sama się sobie dziwiłam, że to powiedziałam.
Blondynka momentalnie mnie przytuliła.
- Dziękuję! - wydarła się na całe gardło.
Stanęłam pod drzwiami blondyna. Już chciałam pukać, gdy usłyszałam tam śmiechy. Jeden należał do Rossa, drugi do jakiejś dziewczyny. Nagle poczułam nutkę zazdrości. Zawahałam się. Po kilku minutach postanowiłam jednak wejść. Przedtem delikatnie stuknęłam palcem w drzwi.
- Tak? - zapytał blondyn, nadal się śmiejąc.
Nic nie mówiąc, weszłam do środka.
- Hej, Ross chciałabym pogadać. - wypaliłam. Poczułam na sobie spojrzenie dziewczyny, która siedziała na łóżku Rossa. Kolejna, którą zaliczył? Ale zaraz... kojarzę ją. To przecież dziewczyna Rika! Co więc robi tutaj... Basista jest na dole.
- Cześć Ally. - przywitałam się z uśmiechem, jak już ogarnęłam sytuację.
Spojrzeli po sobie, chwilkę potem dziewczyna zwróciła się do Rossa:
- Ok. Nie ma sprawy. My i tak już pogadaliśmy. Dzięki Ross, zawsze można na ciebie liczyć. - dokończyła z uśmiechem, przytulając blondyna.
- Nie ma sprawy. - odwzajemnił gest.
Na niego można zawsze liczyć? Jaka ja głupia. Oparcie i pomoc w związku? Poleganie na tej drugiej osobie, zawsze i wszędzie? Dlaczego ja tego nie dostrzegałam? Byłam aż taka ślepa? Ross ma wady, ale jest tylko człowiekiem. Jeżeli to, co mówiła Maja jest prawdą, to blondyn daje mi jeszcze więcej. To ja nie potrafię tego docenić. Gdy tylko Ally zniknęła za drzwiami, rzuciłam się blondynowi w ramiona. Słowo ,,kocham cię" jednak nie chciało wyjść z mojego gardła...
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
Wybaczcie, że tyle czekaliście na nexta. Ostatnio latam po urzędach jak głupia. Załatwiam sobie staż, łaże na rozmowy kwalifikacyjne... Jakiś koszmar. Maja nie chce za bardzo pisać sama więc musiała na mnie czekać.
Ale jest nexcik, mamy nadzieję, że Wam się spodoba :D
Wybaczcie, że tyle czekaliście na nexta. Ostatnio latam po urzędach jak głupia. Załatwiam sobie staż, łaże na rozmowy kwalifikacyjne... Jakiś koszmar. Maja nie chce za bardzo pisać sama więc musiała na mnie czekać.
Ale jest nexcik, mamy nadzieję, że Wam się spodoba :D
Do nexta!
Jaki przystojniak :D
Jaki przystojniak :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ