Stormie
szła pewnie w kierunku kuchni z której dochodziły dźwięki dość
głośnej rozmowy. Tuż za nią dreptał niezadowolony Ross. Kobieta
delikatnie ciągnęła syna za jego biały podkoszulek. Chłopak
burczał pod nosem, Stormie jednak ignorowała te pomruki
zażenowania i, mimo ogromnej niechęci najmłodszego blondyna,
brnęła przez korytarz z uśmiechem na ustach. Jak tylko
przekroczyła próg kuchni, napotkała wzrok swojej jedynej córki,
Rikera oraz Ally. Wszyscy siedzieli przy stole, pili kawę i
rozmawiali o wydarzeniach z ostatnich kilku godzin. Rodzeństwo,
widząc swoją mamę, momentalnie przestali się odzywać,
narzeczona basisty z kolei, z ogromnym smutkiem spoglądała w stronę
Rossa, który stał tuż za kobietą. Chłopak był zgięty w pół,
na jego twarzy widniał ogromny grymas, jego policzek był cały siny
a odkryte części ciała całe pokaleczone, bądź owinięte
bandażem. Do tego miał przekrwione oczy, ślady poparzeń na rękach
i głowie. Ciężko oddychał i z ogromnym zażenowaniem spoglądał w stronę najstarszego brata. Nie rozmawiał z nim od tego małego,porannego incydentu. Brzydził się jego osobą, nie mógł znieść tego, że są braćmi.
- No witam moje dzieci. - przywitała
się ciepło Stormie.
- Hej. - odpowiedzieli jednocześnie. Każdy spoglądał po sobie, Rydel była niezadowolona i zaniepokojona tym, że mama wyciągnęła Rossa z jej pokoju. Czuła, że chłopak nadal cierpi. Spojrzała pytająco na rodzicielkę, ona jednak uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Córeczko, mogę cię prosić abyś poszła do pokoju Rossa i pościeliła dla niego łóżko? Położy się u siebie. Możesz też zrobić pranie, nie będę miała nic przeciwko- zaczęła. Blondynka spojrzała na matkę z ogromnym zdziwieniem. Doskonale przecież wiedziała, że te czynności już dawno wykonała. Poczuła jednak jej tajemniczy i przeszywający wzrok, postanowiła więc przytaknąć. - A ty, słońce. - zwróciła się do Ally. - Idź proszę do mojej sypialni, dobrze? Myślę, że kilka rad odnośnie ciąży, diety, dbania o siebie i o dziecko w czasie tych dni wyczekiwania na maluszka ci się przyda. Pomogę ci również wybrać odpowiednie ciuszki, co ty na to? - dodała wesoło, patrząc na brunetkę. Dziewczyna była równie zdziwiona jak Rydel, mimo wszystko również nie zaprzeczyła. - No dobrze, możecie iść. - skwitowała, zerkając to na swoją córkę, to na Ally. Obie spojrzały po sobie, popatrzyły następnie na Rossa i Rikera i obie zrozumiały po co ta cała szopka. Skinęły głowami, wstały z krzeseł, po czym udały się na górę. - A wy, moi drodzy. - mówiąc to, pociągnęła delikatnie Rossa i wskazała palcem krzesło, na którym ma usiąść. - Zostaniecie tutaj dopóty, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnicie.
- Nie mam ochoty. - burknął najmłodszy. Chciał już wstać, Stormie go jednak powstrzymała.
- Zostań. - powiedziała stanowczo, po czym usiadła obok niego.
- Ja muszę załatwić resztę papierów odnośnie wypadku, także wybacz mamo, ale nie mam czasu. - odrzekł beznamiętnym tonem basista, skierował się następnie w stronę wyjścia.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Stormie nadal twardo stała przy swoim. Pod wpływem surowego tonu matki, Riker się poddał i znów zajął swoje miejsce. - Dzieci... Ja wiem, że było nam ciężko i każdy przeżył nasze rodzinne tragedie tak samo. - zaczęła. Ross pod wpływem jej załamującego tonu, spuścił głowę i przygryzł nieco wargi. Wiedział jednak, że już wykorzystał swój limit na łzy więc nie będzie musiał martwić się, że znowu rozkleji się przy najstarszym bracie. - Bardzo długo leżałam w szpitalu, potem nie miałam pojęcia, że mam dzieci. Ale teraz już wiem i wiem również, że żaden z was nigdy w życiu nie był dla siebie tak niemiły i opryskliwy jak teraz. Riker, ja cały czas wierzyłam, że jako najstarszy z rodzeństwa, będziesz dawał przykład i oparcie całej reszcie. Myliłam się. - skwitowała, patrząc groźnie na basistę. - Teraz zostawiam was samych, mając nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnicie. Nie wyjdziecie stąd dopóki się nie pogodzicie. Ale to nie ma być zgoda na pół dnia. Nie. Macie porozmawiać na spokojnie i w końcu dojść do porozumienia, jasne? - zapytała, mierząc najstarszego lodowatym spojrzeniem. Chłopak nic nie odpowiedział, kiwnął jedynie twierdząco głową. Ross z kolei nie wykazywał żadnego zainteresowania. Siedział na krześle i wlepiał wzrok w kolorowy magnez, wiszący na lodówce.
- Źle się czuję. Pójdę do siebie. - powiedział cicho. Nie spodziewał się, że dojdzie do takiej sytuacji w której miałby tak szczerze porozmawiać z Rikerem. Nie chciał tego, mamie powiedział wszystko, ale przecież nie wyżali się basiście!
- Dobrze więc. - odchrząknęła, zakładając ręce na piersi.- Ja zostanę z wami i będę mówiła za ciebie, skarbie. - dodała, kierując wzrok na Rossa. Położyła następnie dłoń na jego ciepłym udzie i się lekko uśmiechnęła. - Wiem, że to dla ciebie trudne.
- Co? Nie! - krzyknął zdenerwowany.
- Powiedziałeś mi wszystko, dlaczego twój brat ma nie wiedzieć o tym jak się czujesz w jego towarzystwie? - zapytała, zerkając na basistę. - Jestem waszą matką, nie mogę pozwolić aby jedno z was znęcało się nad drugim z tak błahych powodów. - dodała, usiadła znów obok najmłodszego syna, po czym ponownie zabrała głos. Kobieta była pewna, że jej reakcja w tej sprawie jest konieczna. Jak tylko zakończyła rozmowę z Rossem, musiała zakończyć ten wieczny spór. To co usłyszała od najmłodszego syna, przeraziło ją doszczętnie...
~~
6 dni później.
Tydzień bardzo szybko zleciał. Niestety nadal jestem skłócona z rodzicami, z Zackiem zresztą też. Chłopak czuje się już lepiej ale nadal uważa, że to ja chciałam go otruć. Zaczął również oskarżać blondyna... Od tego czasu już w ogóle z nim nie rozmawiam. Co mu w ogóle strzeliło do głowy!? Co do Rossa... Nie widziałam się z nim ani razu, mogłam jedynie posłuchać w TV jak udziela wywiadu, czy też śpiewa z zespołem. Rydel jak i resztę paczki zdarzyło mi się spotkać na mieście jak wyszłam do pobliskiego sklepu na małe zakupy. Nigdy jednak nie było z nimi Rossa. Do szkoły nie chodziłam, nadal mam gips na nogach, nie potrafiłabym się poruszać w tym zgiełku i wiecznym harmidrze. Lepiej przeczekać to wszystko, nie czułabym się komfortowo jakby każdy się o mnie obijał i narzekał, że spowalniam ruch na schodach albo coś... Jedynie Maja odwiedzała mnie od czasu do czasu, co było bardzo miłe. W końcu poukładała sobie sprawy z rodzicami i dzieckiem. Nadal jednak nie odezwała się do Ericka. Nie dziwię jej się, no ale kiedyś będzie musiała podjąć kroki i w tej sprawie.... Była akurat dziewiąta rano, leżałam sobie jeszcze w łóżku i rozmyślałam nad moim związkiem z Rossem, ogólnie rozmyślałam o nim... Co jakiś czas pisał smsy, jednak to nie to samo. Przecież już jutro wyjeżdża w trasę! Nie będziemy się widzieć kilka dobrych miesięcy... Zrobiło mi się przykro, przytuliłam więc poduszkę, owinęłam się pościelą i zamknęłam oczy. Powinnam się jednak przyzwyczaić, jest sławny, ja nie, nasze życie się różni i to bardzo. Moją refleksję przerwał jednak dźwięk telefonu. Ktoś dzwonił, nie chciało mi się jednak wstać. - Jak to Maja, to pewnie i tak do mnie przyleci. - pomyślałam. Po chwili jednak usłyszałam znajomy mi głos...
- Hej, kochana. - to był Ross. - Wybacz, że cię nie odwiedzam, mam totalne urwanie głowy. Przepraszam. - urwał na moment. Szybko zwlekłam się z łóżka, chciałam bowiem odebrać i z nim porozmawiać. - Hmmm, wiesz co? Mam dla ciebie propozycję, oddzwoń jak tylko będziesz mogła, dobrze? Proszę. - dodał, po czym się rozłączył. Niestety nie udało mi się dorwać do telefonu. Stanęłam, patrząc jak głupia w mały, podświetlony ekran na którym widniało imię chłopaka. Zarumieniłam się lekko, czułam to. Wzięłam komórkę do ręki i ponownie odsłuchałam wiadomość, która nagrała się na automatycznej sekretarce. Chciałam momentalnie oddzwonić, zawahałam się jednak, zastanawiając się jaką ma dla mnie propozycję... Nic nie mogłam jednak wymyślić. Troszkę zaniepokojona, wybrałam numer blondyna, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej, kochana. - już po kilku sekundach usłyszałam jego troskliwy głos. Momentalnie zrobiło mi się ciepło na sercu. - Przepraszam cię, miałem serio masę rzeczy do zrobienia, zawsze tak mamy przed trasą. - zaczął się tłumaczyć. - Bardzo chciałem cię odwiedzić, obowiązki jednak mnie nieco przytłoczyły... Ale chcę ci to wynagrodzić. - końcówkę powiedział już nieco weselej.
- Ooo, a w jaki sposób? - czułam jak serce mi kołacze a w brzuchu właśnie obudziło się stado motyli. Co on kombinuje?
- Przyjadę po ciebie o 17.00, okey? - zapytał pełen nadziei.
- Rany, czyżby pan Moon zapraszał mnie na randkę? - zażartowałam.
- Mam nadzieję, że księżniczka mi nie odmówi? - zachichotał. Ja natomiast przeżywałam istny samozapłon! - Wybacz, że przez telefon...
- Nic nie szkodzi, będę na ciebie czekać. - odpowiedziałam cicho. Byłam tak szczęśliwa, że aż nie mogłam się normalnie wysłowić.
- Super, to do zobaczenia, piękna. - dodał, po czym się rozłączył. Ja natomiast padłam na łóżko, nie mogąc uwierzyć, że w końcu pójdziemy na randkę! O matko... Z każdą sekundą temperatura w moim pokoju wzrastała, paliłam się od środka, dosłownie! Niesamowite uczucie. - Ale... W co mam się ubrać? Rany, ja nigdy nie byłam na randce, co ja mam zrobić? Jak się zachować? MAJA! - krzyknęłam, po czym złapałam komórkę w swoje drżące dłonie. Napisałam smsa do przyjaciółki aby natychmiast do mnie wpadła bo potrzebuję jej rad.... Oj, potrzebuję!
~~
DOM LYNCHÓW
- Hmm? - wymamrotała Rydel, słysząc ciche pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - zapytał nieśmiało Ross.
- Jasne, braciszku! - odpowiedziała wesoło. Blondyn na te słowa, otworzył delikatnie drzwi, po czym wszedł do środka. Dziewczyna siedziała przy swojej toaletce i dumała nad lakierami do paznokci. Przez chwilę nic nie mówiła, wpatrując się raz na jasny róż, raz na ciemny popiel. Ross się troszkę speszył, czuł, że siostra nie ma teraz czasu, postanowił się więc powoli wycofać na korytarz. - Hej, Ossy, nie czaj się tak, siadaj. - Rydel nagle odłożyła małe, szklane buteleczki na stolik, po czym spojrzała wesoło na brata. - Wiesz, zawsze mam problem z doborem odpowiedniego koloru! - krzyknęła. - Wszystkie są takie śliczne... - znowu się rozmyśliła, wodząc wzrokiem po swojej obszernie zastawionej toaletce. - No a co ciebie gryzie, braciszku. - zapytała, widząc jak blondyn nerwowo tupie nogą o podłogę.
- To znaczy... - zawahał się. - Chciałem cię o coś zapytać...
- No, pytaj. - ponaglała chłopaka, biorąc do ręki kolejne buteleczki. Ross jednak nadal czuł się niekomfortowo, miał wrażenie, że siostra w ogóle go nie słucha. A chciał pogadać o czymś naprawdę ważnym!
- Może przyjdę później. - powiedział, chwilę potem stał już przy drzwiach.
- Ej, przepraszam Ossy. - Rydel momentalnie ruszyła za nim. - Hej, serio to coś pilnego? Chodź tu i wszystko mi powiedz. - dodała, ciągnąc blondyna w stronę swojego łóżka. Kazała mu usiąść na miękkiej pościeli, sama usadowiła się na poprzednio zajmowane miejsce. Tym razem całą uwagę skupiła na swoim najmłodszym bracie.
- Bo... - zaczął, przełykając ślinę. - Tak w sumie chciałem zapytać... - przerwał, biorąc głęboki oddech. Blondynka z niecierpliwością czekała na wyjaśnienia. - Bo jutro jedziemy w trasę, nie? - zapytał z głupawą miną. Rydel przytaknęła jedynie skinieniem głowy. - No i przez cały ten tydzień w ogóle nie widziałem się z Demi, tak sobie myślałem, że zabiorę ją dzisiaj na kolację albo coś...
- RANDKA! - dziewczyna klasnęła w dłonie i posłała blondynowi szeroki uśmiech. - Co więc cię martwi? - dodała, widząc, że chłopak nadal miętoli sznurek od swoich spodni. Był zdenerwowany.
- Właśnie w tym problem, że ja nigdy nie byłem na randce... - powiedział zawstydzony. - Nie wiem jak się zachować i gdzie ją w ogóle zabrać...
- Oooooo! - westchnęła, siadając obok brata. Wtuliła się następnie w jego klatkę piersiową, chłopak odwzajemnił gest siostry.- Mój mały brzdąc idzie na swoją pierwszą randkę! Jakie to urocze! Musi ci bardzo zależeć, co?
- Wiesz, moje poprzednie ,,randki" wyglądały raczej tak samo... Dziewczyna, alkohol i łóżko. - wymamrotał, spuszczając głowę. - No ale na Demi mi serio zależy ale nie wiem co mam robić, pomożesz? - zapytał, opierając głowę o ramię siostry.
- No jasne, braciszku! - odpowiedziała pełna entuzjazmu. - Matko, kocham miłość! To może weź ją do tej drogiej restauracji w samym centrum? Wiesz którą, byliśmy tam!
- Yyy... Ten dom emerytów? - zapytał zażenowany.
- Jaki dom emerytów? - Rydel uniosła obie brwi w górę i spojrzała na blondyna ze zdziwieniem.
- No... Tam siedzieli sami dziadkowie z babciami, do tego kurde w garniturach... Nie, to nie moje klimaty. Do tego do jedzenia podawali wyłącznie homary, ślimaki i takie rzeczy... ble! - Ross wykrzywił usta w grymasie na samą myśl o tych potrawach.
- Ale to wykwintna i droga restauracja, dziewczyny lubią jak facet wydaje na nie sporo kasy. - odparła, kiwając głową.
- Właśnie... - wzdychnął, miętoląc sznureczek od spodni. - Kasa... - dodał już szeptem.
- Braciszku, na twoim koncie bankowym masz sporo pieniędzy. Nie wiem o co ci chodzi, idziesz, wypłacasz i zapraszasz Demi na uroczą, drogą kolację. - powiedziała to takim tonem jakby to była oczywista rzecz.
- Myślałem nad czymś, hmm... Mniej kosztownym... - odparł cicho, spoglądając na siostrę. Ta jedynie wybałuszyła oczy ze zdziwienia. - No chociażby spacer i piknik na plaży... Surfing wieczorem i potem...
- Nie! - przerwała bratu. - No coś ty! chcesz zabrać dziewczynę na pierwszą randkę w takie miejsce? Na plażę, no i masz zamiar jeszcze pływać na desce? - powiedziała z niedowierzaniem. - Nie, braciszku. Posłuchaj mojej rady, zaprowadź ją w najdroższe miejsca w mieście! Kup coś błyszczącego, kobiety lubią błyskotki. No spacer może być ale nie surfing!
- Jasne... - odpowiedział niepewnie. Był pewien, że siostra poprze jego pomysł. Ross nadal ukrywał fakt, że zgubił swój portfel i wszystkie dokumenty. Nie miał pieniędzy na kupno prezentów, nawet na leki brał od Ella, twierdząc, że potrzebuje na spłacenie naprawy instrumentów. - Nie no, masz rację. - dodał, spoglądając na siostrę. - Tak zrobię, dzięki. - odpowiedział beznamiętnie, po czym szybko wyszedł z pokoju.
~~
DOM SPELMANÓW
- No kurde, a ta? - zapytała czarnowłosa, pokazując mi kolejną sukienkę ze swojej ogromnej kolekcji.
- Niee. - wymamrotałam, kręcąc głową na boki. - Ma za duży dekolt i jest taka... taka... krótka.
- O matko, nie ubiorę cię w starodawne barchany! - krzyknęła, rzucając we mnie materiałem. - Mimo, że masz nogę w gipsie i tak możesz ubrać coś seksownego! - wydarła się.
- Ciiii! Moi rodzice nie wiedzą, że wychodzę z Rossem! Zamknij jadaczkę! - skarciłam przyjaciółkę.
- Potajemna randka, co? - zaśmiała się. - Fajnie, mnie nigdy coś takiego nie spotkało.... No a ta? - zapytała, wyciągając kolejną sukienkę.
- Wiesz co? Sama sobie coś wybiorę. - odpowiedziałam, widząc jakie rzeczy chce mi wcisnąć. Maja jedynie wzdychnęła, usiadła obok mnie i zaczęła obserwować co wybieram.
- Niee, niee! - wtrąciła, wyszarpując mi z rąk fioletowy materiał. - Ta sukienka ma już ze 3 lata, teraz się takich nie nosi. - skwitowała, zwijając ją w kłębek. Moją uwagę natomiast przykuła piękna, żółta spódniczka, która leżała praktycznie na samym dnie. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam oglądać. - No, ta już może być. - westchnęła czarnowłosa.
- Ross lubi ten kolor. - rozmarzyłam się, patrząc maślanym wzrokiem w sufit.
- Oooohh! - krzyknęła prosto do mojego ucha. - No i problem rozwiązany. Do tego ubierzesz tą czarną koszulę i ciemne buty. Będziesz wyglądała nieziemsko! A teraz chodź, zrobię ci makijaż! No i ogólnie coś z tobą trzeba zrobić. - dodała, oglądając mnie od stóp do głów. - Wywalimy kilka rzeczy i sporo dodamy. Zaufaj mi, efekt końcowy będzie idealny! Ross padnie jak cię zobaczy, idziemy! - brunetka momentalnie szarpnęła mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Nawet nie zapytała mnie o zdanie czy chcę!
~~
GODZINA 17.00
- O rany, to pewnie on! - krzyknęłam przerażona. - Zajmij czymś moich rodziców, ja otworzę. - dodałam, szturchając Majaka w ramię. Ta jedynie kiwnęła głową i poszła do kuchni. Ja natomiast podeszłam szybko do drzwi, jak je tylko otworzyłam, Ross momentalnie mnie przytulił.
- Hej, tęskniłem. - wymamrotał prosto do mojego ucha.
- ja też. - mruknęłam. - Ale musimy się zwijać, rodzice nic nie wiedzą. Chodźmy już, dobrze?
- Jasne. - odparł, nie rozluźnił jednak uścisku ani trochę.
- Ross. - zaśmiałam się. - Serio, tata nie jest w humorze. Wiesz, on... - nie dokończyłam bo blondyn złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jak już oderwaliśmy się od siebie, wziął mnie w ramiona i zaprowadził do samochodu.
- Hej. - odpowiedzieli jednocześnie. Każdy spoglądał po sobie, Rydel była niezadowolona i zaniepokojona tym, że mama wyciągnęła Rossa z jej pokoju. Czuła, że chłopak nadal cierpi. Spojrzała pytająco na rodzicielkę, ona jednak uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Córeczko, mogę cię prosić abyś poszła do pokoju Rossa i pościeliła dla niego łóżko? Położy się u siebie. Możesz też zrobić pranie, nie będę miała nic przeciwko- zaczęła. Blondynka spojrzała na matkę z ogromnym zdziwieniem. Doskonale przecież wiedziała, że te czynności już dawno wykonała. Poczuła jednak jej tajemniczy i przeszywający wzrok, postanowiła więc przytaknąć. - A ty, słońce. - zwróciła się do Ally. - Idź proszę do mojej sypialni, dobrze? Myślę, że kilka rad odnośnie ciąży, diety, dbania o siebie i o dziecko w czasie tych dni wyczekiwania na maluszka ci się przyda. Pomogę ci również wybrać odpowiednie ciuszki, co ty na to? - dodała wesoło, patrząc na brunetkę. Dziewczyna była równie zdziwiona jak Rydel, mimo wszystko również nie zaprzeczyła. - No dobrze, możecie iść. - skwitowała, zerkając to na swoją córkę, to na Ally. Obie spojrzały po sobie, popatrzyły następnie na Rossa i Rikera i obie zrozumiały po co ta cała szopka. Skinęły głowami, wstały z krzeseł, po czym udały się na górę. - A wy, moi drodzy. - mówiąc to, pociągnęła delikatnie Rossa i wskazała palcem krzesło, na którym ma usiąść. - Zostaniecie tutaj dopóty, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnicie.
- Nie mam ochoty. - burknął najmłodszy. Chciał już wstać, Stormie go jednak powstrzymała.
- Zostań. - powiedziała stanowczo, po czym usiadła obok niego.
- Ja muszę załatwić resztę papierów odnośnie wypadku, także wybacz mamo, ale nie mam czasu. - odrzekł beznamiętnym tonem basista, skierował się następnie w stronę wyjścia.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Stormie nadal twardo stała przy swoim. Pod wpływem surowego tonu matki, Riker się poddał i znów zajął swoje miejsce. - Dzieci... Ja wiem, że było nam ciężko i każdy przeżył nasze rodzinne tragedie tak samo. - zaczęła. Ross pod wpływem jej załamującego tonu, spuścił głowę i przygryzł nieco wargi. Wiedział jednak, że już wykorzystał swój limit na łzy więc nie będzie musiał martwić się, że znowu rozkleji się przy najstarszym bracie. - Bardzo długo leżałam w szpitalu, potem nie miałam pojęcia, że mam dzieci. Ale teraz już wiem i wiem również, że żaden z was nigdy w życiu nie był dla siebie tak niemiły i opryskliwy jak teraz. Riker, ja cały czas wierzyłam, że jako najstarszy z rodzeństwa, będziesz dawał przykład i oparcie całej reszcie. Myliłam się. - skwitowała, patrząc groźnie na basistę. - Teraz zostawiam was samych, mając nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnicie. Nie wyjdziecie stąd dopóki się nie pogodzicie. Ale to nie ma być zgoda na pół dnia. Nie. Macie porozmawiać na spokojnie i w końcu dojść do porozumienia, jasne? - zapytała, mierząc najstarszego lodowatym spojrzeniem. Chłopak nic nie odpowiedział, kiwnął jedynie twierdząco głową. Ross z kolei nie wykazywał żadnego zainteresowania. Siedział na krześle i wlepiał wzrok w kolorowy magnez, wiszący na lodówce.
- Źle się czuję. Pójdę do siebie. - powiedział cicho. Nie spodziewał się, że dojdzie do takiej sytuacji w której miałby tak szczerze porozmawiać z Rikerem. Nie chciał tego, mamie powiedział wszystko, ale przecież nie wyżali się basiście!
- Dobrze więc. - odchrząknęła, zakładając ręce na piersi.- Ja zostanę z wami i będę mówiła za ciebie, skarbie. - dodała, kierując wzrok na Rossa. Położyła następnie dłoń na jego ciepłym udzie i się lekko uśmiechnęła. - Wiem, że to dla ciebie trudne.
- Co? Nie! - krzyknął zdenerwowany.
- Powiedziałeś mi wszystko, dlaczego twój brat ma nie wiedzieć o tym jak się czujesz w jego towarzystwie? - zapytała, zerkając na basistę. - Jestem waszą matką, nie mogę pozwolić aby jedno z was znęcało się nad drugim z tak błahych powodów. - dodała, usiadła znów obok najmłodszego syna, po czym ponownie zabrała głos. Kobieta była pewna, że jej reakcja w tej sprawie jest konieczna. Jak tylko zakończyła rozmowę z Rossem, musiała zakończyć ten wieczny spór. To co usłyszała od najmłodszego syna, przeraziło ją doszczętnie...
~~
6 dni później.
Tydzień bardzo szybko zleciał. Niestety nadal jestem skłócona z rodzicami, z Zackiem zresztą też. Chłopak czuje się już lepiej ale nadal uważa, że to ja chciałam go otruć. Zaczął również oskarżać blondyna... Od tego czasu już w ogóle z nim nie rozmawiam. Co mu w ogóle strzeliło do głowy!? Co do Rossa... Nie widziałam się z nim ani razu, mogłam jedynie posłuchać w TV jak udziela wywiadu, czy też śpiewa z zespołem. Rydel jak i resztę paczki zdarzyło mi się spotkać na mieście jak wyszłam do pobliskiego sklepu na małe zakupy. Nigdy jednak nie było z nimi Rossa. Do szkoły nie chodziłam, nadal mam gips na nogach, nie potrafiłabym się poruszać w tym zgiełku i wiecznym harmidrze. Lepiej przeczekać to wszystko, nie czułabym się komfortowo jakby każdy się o mnie obijał i narzekał, że spowalniam ruch na schodach albo coś... Jedynie Maja odwiedzała mnie od czasu do czasu, co było bardzo miłe. W końcu poukładała sobie sprawy z rodzicami i dzieckiem. Nadal jednak nie odezwała się do Ericka. Nie dziwię jej się, no ale kiedyś będzie musiała podjąć kroki i w tej sprawie.... Była akurat dziewiąta rano, leżałam sobie jeszcze w łóżku i rozmyślałam nad moim związkiem z Rossem, ogólnie rozmyślałam o nim... Co jakiś czas pisał smsy, jednak to nie to samo. Przecież już jutro wyjeżdża w trasę! Nie będziemy się widzieć kilka dobrych miesięcy... Zrobiło mi się przykro, przytuliłam więc poduszkę, owinęłam się pościelą i zamknęłam oczy. Powinnam się jednak przyzwyczaić, jest sławny, ja nie, nasze życie się różni i to bardzo. Moją refleksję przerwał jednak dźwięk telefonu. Ktoś dzwonił, nie chciało mi się jednak wstać. - Jak to Maja, to pewnie i tak do mnie przyleci. - pomyślałam. Po chwili jednak usłyszałam znajomy mi głos...
- Hej, kochana. - to był Ross. - Wybacz, że cię nie odwiedzam, mam totalne urwanie głowy. Przepraszam. - urwał na moment. Szybko zwlekłam się z łóżka, chciałam bowiem odebrać i z nim porozmawiać. - Hmmm, wiesz co? Mam dla ciebie propozycję, oddzwoń jak tylko będziesz mogła, dobrze? Proszę. - dodał, po czym się rozłączył. Niestety nie udało mi się dorwać do telefonu. Stanęłam, patrząc jak głupia w mały, podświetlony ekran na którym widniało imię chłopaka. Zarumieniłam się lekko, czułam to. Wzięłam komórkę do ręki i ponownie odsłuchałam wiadomość, która nagrała się na automatycznej sekretarce. Chciałam momentalnie oddzwonić, zawahałam się jednak, zastanawiając się jaką ma dla mnie propozycję... Nic nie mogłam jednak wymyślić. Troszkę zaniepokojona, wybrałam numer blondyna, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej, kochana. - już po kilku sekundach usłyszałam jego troskliwy głos. Momentalnie zrobiło mi się ciepło na sercu. - Przepraszam cię, miałem serio masę rzeczy do zrobienia, zawsze tak mamy przed trasą. - zaczął się tłumaczyć. - Bardzo chciałem cię odwiedzić, obowiązki jednak mnie nieco przytłoczyły... Ale chcę ci to wynagrodzić. - końcówkę powiedział już nieco weselej.
- Ooo, a w jaki sposób? - czułam jak serce mi kołacze a w brzuchu właśnie obudziło się stado motyli. Co on kombinuje?
- Przyjadę po ciebie o 17.00, okey? - zapytał pełen nadziei.
- Rany, czyżby pan Moon zapraszał mnie na randkę? - zażartowałam.
- Mam nadzieję, że księżniczka mi nie odmówi? - zachichotał. Ja natomiast przeżywałam istny samozapłon! - Wybacz, że przez telefon...
- Nic nie szkodzi, będę na ciebie czekać. - odpowiedziałam cicho. Byłam tak szczęśliwa, że aż nie mogłam się normalnie wysłowić.
- Super, to do zobaczenia, piękna. - dodał, po czym się rozłączył. Ja natomiast padłam na łóżko, nie mogąc uwierzyć, że w końcu pójdziemy na randkę! O matko... Z każdą sekundą temperatura w moim pokoju wzrastała, paliłam się od środka, dosłownie! Niesamowite uczucie. - Ale... W co mam się ubrać? Rany, ja nigdy nie byłam na randce, co ja mam zrobić? Jak się zachować? MAJA! - krzyknęłam, po czym złapałam komórkę w swoje drżące dłonie. Napisałam smsa do przyjaciółki aby natychmiast do mnie wpadła bo potrzebuję jej rad.... Oj, potrzebuję!
~~
DOM LYNCHÓW
- Hmm? - wymamrotała Rydel, słysząc ciche pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - zapytał nieśmiało Ross.
- Jasne, braciszku! - odpowiedziała wesoło. Blondyn na te słowa, otworzył delikatnie drzwi, po czym wszedł do środka. Dziewczyna siedziała przy swojej toaletce i dumała nad lakierami do paznokci. Przez chwilę nic nie mówiła, wpatrując się raz na jasny róż, raz na ciemny popiel. Ross się troszkę speszył, czuł, że siostra nie ma teraz czasu, postanowił się więc powoli wycofać na korytarz. - Hej, Ossy, nie czaj się tak, siadaj. - Rydel nagle odłożyła małe, szklane buteleczki na stolik, po czym spojrzała wesoło na brata. - Wiesz, zawsze mam problem z doborem odpowiedniego koloru! - krzyknęła. - Wszystkie są takie śliczne... - znowu się rozmyśliła, wodząc wzrokiem po swojej obszernie zastawionej toaletce. - No a co ciebie gryzie, braciszku. - zapytała, widząc jak blondyn nerwowo tupie nogą o podłogę.
- To znaczy... - zawahał się. - Chciałem cię o coś zapytać...
- No, pytaj. - ponaglała chłopaka, biorąc do ręki kolejne buteleczki. Ross jednak nadal czuł się niekomfortowo, miał wrażenie, że siostra w ogóle go nie słucha. A chciał pogadać o czymś naprawdę ważnym!
- Może przyjdę później. - powiedział, chwilę potem stał już przy drzwiach.
- Ej, przepraszam Ossy. - Rydel momentalnie ruszyła za nim. - Hej, serio to coś pilnego? Chodź tu i wszystko mi powiedz. - dodała, ciągnąc blondyna w stronę swojego łóżka. Kazała mu usiąść na miękkiej pościeli, sama usadowiła się na poprzednio zajmowane miejsce. Tym razem całą uwagę skupiła na swoim najmłodszym bracie.
- Bo... - zaczął, przełykając ślinę. - Tak w sumie chciałem zapytać... - przerwał, biorąc głęboki oddech. Blondynka z niecierpliwością czekała na wyjaśnienia. - Bo jutro jedziemy w trasę, nie? - zapytał z głupawą miną. Rydel przytaknęła jedynie skinieniem głowy. - No i przez cały ten tydzień w ogóle nie widziałem się z Demi, tak sobie myślałem, że zabiorę ją dzisiaj na kolację albo coś...
- RANDKA! - dziewczyna klasnęła w dłonie i posłała blondynowi szeroki uśmiech. - Co więc cię martwi? - dodała, widząc, że chłopak nadal miętoli sznurek od swoich spodni. Był zdenerwowany.
- Właśnie w tym problem, że ja nigdy nie byłem na randce... - powiedział zawstydzony. - Nie wiem jak się zachować i gdzie ją w ogóle zabrać...
- Oooooo! - westchnęła, siadając obok brata. Wtuliła się następnie w jego klatkę piersiową, chłopak odwzajemnił gest siostry.- Mój mały brzdąc idzie na swoją pierwszą randkę! Jakie to urocze! Musi ci bardzo zależeć, co?
- Wiesz, moje poprzednie ,,randki" wyglądały raczej tak samo... Dziewczyna, alkohol i łóżko. - wymamrotał, spuszczając głowę. - No ale na Demi mi serio zależy ale nie wiem co mam robić, pomożesz? - zapytał, opierając głowę o ramię siostry.
- No jasne, braciszku! - odpowiedziała pełna entuzjazmu. - Matko, kocham miłość! To może weź ją do tej drogiej restauracji w samym centrum? Wiesz którą, byliśmy tam!
- Yyy... Ten dom emerytów? - zapytał zażenowany.
- Jaki dom emerytów? - Rydel uniosła obie brwi w górę i spojrzała na blondyna ze zdziwieniem.
- No... Tam siedzieli sami dziadkowie z babciami, do tego kurde w garniturach... Nie, to nie moje klimaty. Do tego do jedzenia podawali wyłącznie homary, ślimaki i takie rzeczy... ble! - Ross wykrzywił usta w grymasie na samą myśl o tych potrawach.
- Ale to wykwintna i droga restauracja, dziewczyny lubią jak facet wydaje na nie sporo kasy. - odparła, kiwając głową.
- Właśnie... - wzdychnął, miętoląc sznureczek od spodni. - Kasa... - dodał już szeptem.
- Braciszku, na twoim koncie bankowym masz sporo pieniędzy. Nie wiem o co ci chodzi, idziesz, wypłacasz i zapraszasz Demi na uroczą, drogą kolację. - powiedziała to takim tonem jakby to była oczywista rzecz.
- Myślałem nad czymś, hmm... Mniej kosztownym... - odparł cicho, spoglądając na siostrę. Ta jedynie wybałuszyła oczy ze zdziwienia. - No chociażby spacer i piknik na plaży... Surfing wieczorem i potem...
- Nie! - przerwała bratu. - No coś ty! chcesz zabrać dziewczynę na pierwszą randkę w takie miejsce? Na plażę, no i masz zamiar jeszcze pływać na desce? - powiedziała z niedowierzaniem. - Nie, braciszku. Posłuchaj mojej rady, zaprowadź ją w najdroższe miejsca w mieście! Kup coś błyszczącego, kobiety lubią błyskotki. No spacer może być ale nie surfing!
- Jasne... - odpowiedział niepewnie. Był pewien, że siostra poprze jego pomysł. Ross nadal ukrywał fakt, że zgubił swój portfel i wszystkie dokumenty. Nie miał pieniędzy na kupno prezentów, nawet na leki brał od Ella, twierdząc, że potrzebuje na spłacenie naprawy instrumentów. - Nie no, masz rację. - dodał, spoglądając na siostrę. - Tak zrobię, dzięki. - odpowiedział beznamiętnie, po czym szybko wyszedł z pokoju.
~~
DOM SPELMANÓW
- No kurde, a ta? - zapytała czarnowłosa, pokazując mi kolejną sukienkę ze swojej ogromnej kolekcji.
- Niee. - wymamrotałam, kręcąc głową na boki. - Ma za duży dekolt i jest taka... taka... krótka.
- O matko, nie ubiorę cię w starodawne barchany! - krzyknęła, rzucając we mnie materiałem. - Mimo, że masz nogę w gipsie i tak możesz ubrać coś seksownego! - wydarła się.
- Ciiii! Moi rodzice nie wiedzą, że wychodzę z Rossem! Zamknij jadaczkę! - skarciłam przyjaciółkę.
- Potajemna randka, co? - zaśmiała się. - Fajnie, mnie nigdy coś takiego nie spotkało.... No a ta? - zapytała, wyciągając kolejną sukienkę.
- Wiesz co? Sama sobie coś wybiorę. - odpowiedziałam, widząc jakie rzeczy chce mi wcisnąć. Maja jedynie wzdychnęła, usiadła obok mnie i zaczęła obserwować co wybieram.
- Niee, niee! - wtrąciła, wyszarpując mi z rąk fioletowy materiał. - Ta sukienka ma już ze 3 lata, teraz się takich nie nosi. - skwitowała, zwijając ją w kłębek. Moją uwagę natomiast przykuła piękna, żółta spódniczka, która leżała praktycznie na samym dnie. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam oglądać. - No, ta już może być. - westchnęła czarnowłosa.
- Ross lubi ten kolor. - rozmarzyłam się, patrząc maślanym wzrokiem w sufit.
- Oooohh! - krzyknęła prosto do mojego ucha. - No i problem rozwiązany. Do tego ubierzesz tą czarną koszulę i ciemne buty. Będziesz wyglądała nieziemsko! A teraz chodź, zrobię ci makijaż! No i ogólnie coś z tobą trzeba zrobić. - dodała, oglądając mnie od stóp do głów. - Wywalimy kilka rzeczy i sporo dodamy. Zaufaj mi, efekt końcowy będzie idealny! Ross padnie jak cię zobaczy, idziemy! - brunetka momentalnie szarpnęła mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Nawet nie zapytała mnie o zdanie czy chcę!
~~
GODZINA 17.00
- O rany, to pewnie on! - krzyknęłam przerażona. - Zajmij czymś moich rodziców, ja otworzę. - dodałam, szturchając Majaka w ramię. Ta jedynie kiwnęła głową i poszła do kuchni. Ja natomiast podeszłam szybko do drzwi, jak je tylko otworzyłam, Ross momentalnie mnie przytulił.
- Hej, tęskniłem. - wymamrotał prosto do mojego ucha.
- ja też. - mruknęłam. - Ale musimy się zwijać, rodzice nic nie wiedzą. Chodźmy już, dobrze?
- Jasne. - odparł, nie rozluźnił jednak uścisku ani trochę.
- Ross. - zaśmiałam się. - Serio, tata nie jest w humorze. Wiesz, on... - nie dokończyłam bo blondyn złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jak już oderwaliśmy się od siebie, wziął mnie w ramiona i zaprowadził do samochodu.
NOTKA
Joł, cześć i czołem!
PRZEPRASZAMY za ten Ossdział. jest tak marny, że aż wstyd go dawać ale serio nie mamy czasu aby go dopracować i nieco wydłużyć. Natłok pracy, wybaczcie. Nie wiem kiedy next, prawdopodobnie za dwa tygodnie *nie zabijajcie nas* Postaramy się jakoś ogarnąć sytuację ale teraz jest nam ciężko, szczególnie mi...
Do nexta ;3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ