sobota, 31 października 2015

Rozdział XLVIII

     Stormie szła pewnie w kierunku kuchni z której dochodziły dźwięki dość głośnej rozmowy. Tuż za nią dreptał niezadowolony Ross. Kobieta delikatnie ciągnęła syna za jego biały podkoszulek. Chłopak burczał pod nosem, Stormie jednak ignorowała te pomruki zażenowania i, mimo ogromnej niechęci najmłodszego blondyna, brnęła przez korytarz z uśmiechem na ustach. Jak tylko przekroczyła próg kuchni, napotkała wzrok swojej jedynej córki, Rikera oraz Ally. Wszyscy siedzieli przy stole, pili kawę i rozmawiali o wydarzeniach z ostatnich kilku godzin. Rodzeństwo, widząc swoją mamę, momentalnie przestali się odzywać, narzeczona basisty z kolei, z ogromnym smutkiem spoglądała w stronę Rossa, który stał tuż za kobietą. Chłopak był zgięty w pół, na jego twarzy widniał ogromny grymas, jego policzek był cały siny a odkryte części ciała całe pokaleczone, bądź owinięte bandażem. Do tego miał przekrwione oczy, ślady poparzeń na rękach i głowie. Ciężko oddychał i z ogromnym zażenowaniem spoglądał w stronę najstarszego brata. Nie rozmawiał z nim od tego małego,porannego incydentu. Brzydził się jego osobą, nie mógł znieść tego, że są braćmi. 
- No witam moje dzieci. - przywitała się ciepło Stormie.
- Hej. - odpowiedzieli jednocześnie. Każdy spoglądał po sobie, Rydel była niezadowolona i zaniepokojona tym, że mama wyciągnęła Rossa z jej pokoju. Czuła, że chłopak nadal cierpi. Spojrzała pytająco na rodzicielkę, ona jednak uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Córeczko, mogę cię prosić abyś poszła do pokoju Rossa i pościeliła dla niego łóżko? Położy się u siebie. Możesz też zrobić pranie, nie będę miała nic przeciwko- zaczęła. Blondynka spojrzała na matkę z ogromnym zdziwieniem. Doskonale przecież wiedziała, że te czynności już dawno wykonała. Poczuła jednak jej tajemniczy i przeszywający wzrok, postanowiła więc przytaknąć. - A ty, słońce. - zwróciła się do Ally. - Idź proszę do mojej sypialni, dobrze? Myślę, że kilka rad odnośnie ciąży, diety, dbania o siebie i o dziecko w czasie tych dni wyczekiwania na maluszka ci się przyda. Pomogę ci również wybrać odpowiednie ciuszki, co ty na to? - dodała wesoło, patrząc na brunetkę. Dziewczyna była równie zdziwiona jak Rydel, mimo wszystko również nie zaprzeczyła. - No dobrze, możecie iść. - skwitowała, zerkając to na swoją córkę, to na Ally. Obie spojrzały po sobie, popatrzyły następnie na Rossa i Rikera i obie zrozumiały po co ta cała szopka. Skinęły głowami, wstały z krzeseł, po czym udały się na górę. - A wy, moi drodzy. - mówiąc to, pociągnęła delikatnie Rossa i wskazała palcem krzesło, na którym ma usiąść. - Zostaniecie tutaj dopóty, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnicie.
- Nie mam ochoty. - burknął najmłodszy. Chciał już wstać, Stormie go jednak powstrzymała.
- Zostań. - powiedziała stanowczo, po czym usiadła obok niego.
- Ja muszę załatwić resztę papierów odnośnie wypadku, także wybacz mamo, ale nie mam czasu. - odrzekł beznamiętnym tonem basista, skierował się następnie w stronę wyjścia.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Stormie nadal twardo stała przy swoim. Pod wpływem surowego tonu matki, Riker się poddał i znów zajął swoje miejsce. - Dzieci... Ja wiem, że było nam ciężko i każdy przeżył nasze rodzinne tragedie tak samo. - zaczęła. Ross pod wpływem jej załamującego tonu, spuścił głowę i przygryzł nieco wargi. Wiedział jednak, że już wykorzystał swój limit na łzy więc nie będzie musiał martwić się, że znowu rozkleji się przy najstarszym bracie. - Bardzo długo leżałam w szpitalu, potem nie miałam pojęcia, że mam dzieci. Ale teraz już wiem i wiem również, że żaden z was nigdy w życiu nie był dla siebie tak niemiły i opryskliwy jak teraz. Riker, ja cały czas wierzyłam, że jako najstarszy z rodzeństwa, będziesz dawał przykład i oparcie całej reszcie. Myliłam się. - skwitowała, patrząc groźnie na basistę. - Teraz zostawiam was samych, mając nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnicie. Nie wyjdziecie stąd  dopóki się nie pogodzicie. Ale to nie ma być zgoda na pół dnia. Nie. Macie porozmawiać na spokojnie i w końcu dojść do porozumienia, jasne? - zapytała, mierząc najstarszego lodowatym spojrzeniem. Chłopak nic nie odpowiedział, kiwnął jedynie twierdząco głową. Ross z kolei nie wykazywał żadnego zainteresowania. Siedział na krześle i wlepiał wzrok w kolorowy magnez, wiszący na lodówce. 
- Źle się czuję. Pójdę do siebie. - powiedział cicho. Nie spodziewał się, że dojdzie do takiej sytuacji w której miałby tak szczerze porozmawiać z Rikerem. Nie chciał tego, mamie powiedział wszystko, ale przecież nie wyżali się basiście!
- Dobrze więc. - odchrząknęła, zakładając ręce na piersi.- Ja zostanę z wami i będę mówiła za ciebie, skarbie. - dodała, kierując wzrok na Rossa. Położyła następnie dłoń na jego ciepłym udzie i się lekko uśmiechnęła. - Wiem, że to dla ciebie trudne.
- Co? Nie! - krzyknął zdenerwowany.
- Powiedziałeś mi wszystko, dlaczego twój brat ma nie wiedzieć o tym jak się czujesz w jego towarzystwie? - zapytała, zerkając na basistę. - Jestem waszą matką, nie mogę pozwolić aby jedno z was znęcało się nad drugim z tak błahych powodów. - dodała, usiadła znów obok najmłodszego syna, po czym ponownie zabrała głos. Kobieta była pewna, że jej reakcja w tej sprawie jest konieczna. Jak tylko zakończyła rozmowę z Rossem, musiała zakończyć ten wieczny spór. To co usłyszała od najmłodszego syna, przeraziło ją doszczętnie...
~~
6 dni później.
     Tydzień bardzo szybko zleciał. Niestety nadal jestem skłócona z rodzicami, z Zackiem zresztą też. Chłopak czuje się już lepiej ale nadal uważa, że to ja chciałam go otruć. Zaczął również oskarżać blondyna... Od tego czasu już w ogóle z nim nie rozmawiam. Co mu w ogóle strzeliło do głowy!? Co do Rossa... Nie widziałam się z nim ani razu, mogłam jedynie posłuchać w TV jak udziela wywiadu, czy też śpiewa z zespołem. Rydel jak i resztę paczki zdarzyło mi się spotkać na mieście jak wyszłam do pobliskiego sklepu na małe zakupy. Nigdy jednak nie było z nimi Rossa. Do szkoły nie chodziłam, nadal mam gips na nogach, nie potrafiłabym się poruszać w tym zgiełku i wiecznym harmidrze. Lepiej przeczekać to wszystko, nie czułabym się komfortowo jakby każdy się o mnie obijał i narzekał, że spowalniam ruch na schodach albo coś... Jedynie Maja odwiedzała mnie od czasu do czasu, co było bardzo miłe. W końcu poukładała sobie sprawy z rodzicami i dzieckiem. Nadal jednak nie odezwała się do Ericka. Nie dziwię jej się, no ale kiedyś będzie musiała podjąć kroki i w tej sprawie.... Była akurat dziewiąta rano, leżałam sobie jeszcze w łóżku i rozmyślałam nad moim związkiem z Rossem, ogólnie rozmyślałam o nim... Co jakiś czas pisał smsy, jednak to nie to samo. Przecież już jutro wyjeżdża w trasę! Nie będziemy się widzieć kilka dobrych miesięcy... Zrobiło mi się przykro, przytuliłam więc poduszkę, owinęłam się pościelą i zamknęłam oczy. Powinnam się jednak przyzwyczaić, jest sławny, ja nie, nasze życie się różni i to bardzo. Moją refleksję przerwał jednak dźwięk telefonu. Ktoś dzwonił, nie chciało mi się jednak wstać. - Jak to Maja, to pewnie i tak do mnie przyleci. - pomyślałam. Po chwili jednak usłyszałam znajomy mi głos...
- Hej, kochana. - to był Ross. - Wybacz, że cię nie odwiedzam, mam totalne urwanie głowy. Przepraszam. - urwał na moment. Szybko zwlekłam się z łóżka, chciałam bowiem odebrać i z nim porozmawiać. - Hmmm, wiesz co? Mam dla ciebie propozycję, oddzwoń jak tylko będziesz mogła, dobrze? Proszę. - dodał, po czym się rozłączył. Niestety nie udało mi się dorwać do telefonu. Stanęłam, patrząc jak głupia w mały, podświetlony ekran na którym widniało imię chłopaka. Zarumieniłam się lekko, czułam to. Wzięłam komórkę do ręki i ponownie odsłuchałam wiadomość, która nagrała się na automatycznej sekretarce. Chciałam momentalnie oddzwonić, zawahałam się jednak, zastanawiając się jaką ma dla mnie propozycję... Nic nie mogłam jednak wymyślić. Troszkę zaniepokojona, wybrałam numer blondyna, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej, kochana. - już po kilku sekundach usłyszałam jego troskliwy głos. Momentalnie zrobiło mi się ciepło na sercu. - Przepraszam cię, miałem serio masę rzeczy do zrobienia, zawsze tak mamy przed trasą. - zaczął się tłumaczyć. - Bardzo chciałem cię odwiedzić, obowiązki jednak mnie nieco przytłoczyły... Ale chcę ci to wynagrodzić. - końcówkę powiedział już nieco weselej.
- Ooo, a w jaki sposób? - czułam jak serce mi kołacze a w brzuchu właśnie obudziło się stado motyli. Co on kombinuje?
- Przyjadę po ciebie o 17.00, okey? - zapytał pełen nadziei.
- Rany, czyżby pan Moon zapraszał mnie na randkę? - zażartowałam.
- Mam nadzieję, że księżniczka mi nie odmówi? - zachichotał. Ja natomiast przeżywałam istny samozapłon! - Wybacz, że przez telefon...
- Nic nie szkodzi, będę na ciebie czekać. - odpowiedziałam cicho. Byłam tak szczęśliwa, że aż nie mogłam się normalnie wysłowić.
- Super, to do zobaczenia, piękna. - dodał, po czym się rozłączył. Ja natomiast padłam na łóżko, nie mogąc uwierzyć, że w końcu pójdziemy na randkę! O matko... Z każdą sekundą temperatura w moim pokoju wzrastała, paliłam się od środka, dosłownie! Niesamowite uczucie. - Ale... W co mam się ubrać? Rany, ja nigdy nie byłam na randce, co ja mam zrobić? Jak się zachować? MAJA! - krzyknęłam, po czym złapałam komórkę w swoje drżące dłonie. Napisałam smsa do przyjaciółki aby natychmiast do mnie wpadła bo potrzebuję jej rad.... Oj, potrzebuję!
~~
DOM LYNCHÓW
     - Hmm? - wymamrotała Rydel, słysząc ciche pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - zapytał nieśmiało Ross.
- Jasne, braciszku! - odpowiedziała wesoło. Blondyn na te słowa, otworzył delikatnie drzwi, po czym wszedł do środka. Dziewczyna siedziała przy swojej toaletce i dumała nad lakierami do paznokci. Przez chwilę nic nie mówiła, wpatrując się raz na jasny róż, raz na ciemny popiel. Ross się troszkę speszył, czuł, że siostra nie ma teraz czasu, postanowił się więc powoli wycofać na korytarz. - Hej, Ossy, nie czaj się tak, siadaj. - Rydel nagle odłożyła małe, szklane buteleczki na stolik, po czym spojrzała wesoło na brata. - Wiesz, zawsze mam problem z doborem odpowiedniego koloru! - krzyknęła. - Wszystkie są takie śliczne... - znowu się rozmyśliła, wodząc wzrokiem po swojej obszernie zastawionej toaletce. - No a co ciebie gryzie, braciszku. - zapytała, widząc jak blondyn nerwowo tupie nogą o podłogę.
- To znaczy... - zawahał się. - Chciałem cię o coś zapytać...
- No, pytaj. - ponaglała chłopaka, biorąc do ręki kolejne buteleczki. Ross jednak nadal czuł się niekomfortowo, miał wrażenie, że siostra w ogóle go nie słucha. A chciał pogadać o czymś naprawdę ważnym!
- Może przyjdę później. - powiedział, chwilę potem stał już przy drzwiach.
- Ej, przepraszam Ossy. - Rydel momentalnie ruszyła za nim. - Hej, serio to coś pilnego? Chodź tu i wszystko mi powiedz. - dodała, ciągnąc blondyna w stronę swojego łóżka. Kazała mu usiąść na miękkiej pościeli, sama usadowiła się na poprzednio zajmowane miejsce. Tym razem całą uwagę skupiła na swoim najmłodszym bracie. 
- Bo... - zaczął, przełykając ślinę. - Tak w sumie chciałem zapytać... - przerwał, biorąc głęboki oddech. Blondynka z niecierpliwością czekała na wyjaśnienia. - Bo jutro jedziemy w trasę, nie? - zapytał z głupawą miną. Rydel przytaknęła jedynie skinieniem głowy. - No i przez cały ten tydzień w ogóle nie widziałem się z Demi, tak sobie myślałem, że zabiorę ją dzisiaj na kolację albo coś...
- RANDKA! - dziewczyna klasnęła w dłonie i posłała blondynowi szeroki uśmiech. - Co więc cię martwi? - dodała, widząc, że chłopak nadal miętoli sznurek od swoich spodni. Był zdenerwowany.
- Właśnie w tym problem, że ja nigdy nie byłem na randce... - powiedział zawstydzony. - Nie wiem jak się zachować i gdzie ją w ogóle zabrać...
- Oooooo! - westchnęła, siadając obok brata. Wtuliła się następnie w jego klatkę piersiową, chłopak odwzajemnił gest siostry.- Mój mały brzdąc idzie na swoją pierwszą randkę! Jakie to urocze! Musi ci bardzo zależeć, co?
- Wiesz, moje poprzednie ,,randki" wyglądały raczej tak samo... Dziewczyna, alkohol i łóżko. - wymamrotał, spuszczając głowę. - No ale na Demi mi serio zależy ale nie wiem co mam robić, pomożesz? - zapytał, opierając głowę o ramię siostry.
- No jasne, braciszku! - odpowiedziała pełna entuzjazmu. - Matko, kocham miłość! To może weź ją do tej drogiej restauracji w samym centrum? Wiesz którą, byliśmy tam!
- Yyy... Ten dom emerytów? - zapytał zażenowany.
- Jaki dom emerytów? - Rydel uniosła obie brwi w górę i spojrzała na blondyna ze zdziwieniem.
- No... Tam siedzieli sami dziadkowie z babciami, do tego kurde w garniturach... Nie, to nie moje klimaty. Do tego do jedzenia podawali wyłącznie homary, ślimaki i takie rzeczy... ble! - Ross wykrzywił usta w grymasie na samą myśl o tych potrawach. 
- Ale to wykwintna i droga restauracja, dziewczyny lubią jak facet wydaje na nie sporo kasy. - odparła, kiwając głową.
- Właśnie... - wzdychnął, miętoląc sznureczek od spodni. - Kasa... - dodał już szeptem.
- Braciszku, na twoim koncie bankowym masz sporo pieniędzy. Nie wiem o co ci chodzi, idziesz, wypłacasz i zapraszasz Demi na uroczą, drogą kolację. - powiedziała to takim tonem jakby to była oczywista rzecz.
- Myślałem nad czymś, hmm... Mniej kosztownym... - odparł cicho, spoglądając na siostrę. Ta jedynie wybałuszyła oczy ze zdziwienia. - No chociażby spacer i piknik na plaży... Surfing wieczorem i potem...
- Nie! - przerwała bratu. - No coś ty! chcesz zabrać dziewczynę na pierwszą randkę w takie miejsce? Na plażę, no i masz zamiar jeszcze pływać na desce? - powiedziała z niedowierzaniem. - Nie, braciszku. Posłuchaj mojej rady, zaprowadź ją w najdroższe miejsca w mieście! Kup coś błyszczącego, kobiety lubią błyskotki. No spacer może być ale nie surfing!
- Jasne... - odpowiedział niepewnie. Był pewien, że siostra poprze jego pomysł. Ross nadal ukrywał fakt, że zgubił swój portfel i wszystkie dokumenty. Nie miał pieniędzy na kupno prezentów, nawet na leki brał od Ella, twierdząc, że potrzebuje na spłacenie naprawy instrumentów. - Nie no, masz rację. - dodał, spoglądając na siostrę. - Tak zrobię, dzięki. - odpowiedział beznamiętnie, po czym szybko wyszedł z pokoju.
~~
DOM SPELMANÓW
     - No kurde, a ta? - zapytała czarnowłosa, pokazując mi kolejną sukienkę ze swojej ogromnej kolekcji.
- Niee. - wymamrotałam, kręcąc głową na boki. - Ma za duży dekolt i jest taka... taka... krótka.
- O matko, nie ubiorę cię w starodawne barchany! - krzyknęła, rzucając we mnie materiałem. - Mimo, że masz nogę w gipsie i tak możesz ubrać coś seksownego! - wydarła się.
- Ciiii! Moi rodzice nie wiedzą, że wychodzę z Rossem! Zamknij jadaczkę! - skarciłam przyjaciółkę.
- Potajemna randka, co? - zaśmiała się. - Fajnie, mnie nigdy coś takiego nie spotkało.... No a ta? - zapytała, wyciągając kolejną sukienkę.
- Wiesz co? Sama sobie coś wybiorę. - odpowiedziałam, widząc jakie rzeczy chce mi wcisnąć. Maja jedynie wzdychnęła, usiadła obok mnie i zaczęła obserwować co wybieram.
- Niee, niee! - wtrąciła, wyszarpując mi z rąk fioletowy materiał. - Ta sukienka ma już ze 3 lata, teraz się takich nie nosi. - skwitowała, zwijając ją w kłębek. Moją uwagę natomiast przykuła piękna, żółta spódniczka, która leżała praktycznie na samym dnie. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam oglądać. - No, ta już może być. - westchnęła czarnowłosa.
- Ross lubi ten kolor. - rozmarzyłam się, patrząc maślanym wzrokiem w sufit. 
- Oooohh! - krzyknęła prosto do mojego ucha. - No i problem rozwiązany. Do tego ubierzesz tą czarną koszulę i ciemne buty. Będziesz wyglądała nieziemsko! A teraz chodź, zrobię ci makijaż! No i ogólnie coś z tobą trzeba zrobić. - dodała, oglądając mnie od stóp do głów. - Wywalimy kilka rzeczy i sporo dodamy. Zaufaj mi, efekt końcowy będzie idealny! Ross padnie jak cię zobaczy, idziemy! - brunetka momentalnie szarpnęła mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Nawet nie zapytała mnie o zdanie czy chcę!
~~
GODZINA 17.00
     - O rany, to pewnie on! - krzyknęłam przerażona. - Zajmij czymś moich rodziców, ja otworzę. - dodałam, szturchając Majaka w ramię. Ta jedynie kiwnęła głową i poszła do kuchni. Ja natomiast podeszłam szybko do drzwi, jak je tylko otworzyłam, Ross momentalnie mnie przytulił.
- Hej, tęskniłem. - wymamrotał prosto do mojego ucha.
- ja też. - mruknęłam. - Ale musimy się zwijać, rodzice nic nie wiedzą. Chodźmy już, dobrze?
- Jasne. - odparł, nie rozluźnił jednak uścisku ani trochę.
- Ross. - zaśmiałam się. - Serio, tata nie jest w humorze. Wiesz, on... - nie dokończyłam bo blondyn złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jak już oderwaliśmy się od siebie, wziął mnie w ramiona i zaprowadził do samochodu.

NOTKA



Joł, cześć i czołem!


PRZEPRASZAMY za ten Ossdział. jest tak marny, że aż wstyd go dawać ale serio nie mamy czasu aby go dopracować i nieco wydłużyć. Natłok pracy, wybaczcie. Nie wiem kiedy next, prawdopodobnie za dwa tygodnie *nie zabijajcie nas* Postaramy się jakoś ogarnąć sytuację ale teraz jest nam ciężko, szczególnie mi...

Do nexta ;3
                             


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ


poniedziałek, 26 października 2015

BARDZO WAŻNA NOTKA!

Hej, mamy dla was niestety przykrą wiadomość. Ossdziały przez jakiś czas będą pojawiały się rzadko... (co 2 tygodnie?) Już wyjaśniamy dlaczego. Po pierwsze w piątek (23 października) mój kumpel miał śmiertelny wypadek... Ja nie mogę uwierzyć, że on już nie żyje... Totalnie jestem w mega szoku, Maja zresztą też. Znałam go ponad 12 lat, chłopak miał 20 na karku, dziewczynę, pracę... Ostatni raz widziałam go w dniu śmierci. Spotkaliśmy się na myjni samochodowej. Gadaliśmy, śmialiśmy się, mieliśmy wypić kielicha na moje imieniny, które były 25 października... No nie udało nam się spotkać ;/ Nadal się trzęsę, idziemy z Majakiem w czwartek na pogrzeb. Ja nie potrafię myśleć o blogu w takiej sytuacji, wybaczcie. Druga sprawa to jest taka, że od 1 listopada podpisuję umowę o pracę i nie będę już na stażu. Co się z tym wiąże? Więcej do roboty, zostawanie po godzinach i dużo papierków do uzupełnienia w weekendy. Niestety nie jestem w stanie się rozerwać, Maja co prawda jest nadal na stażu ale sama pisać nie chce. Do tego jestem na II roku studiów (Maja też), niedługo będę się bronić, muszę wkuwać aby dobrze wypaść. No niestety, life is brutal :C Bloga nie porzucimy ale musicie być wyrozumiali i czekać. Praca, szkoła i obowiązki domowe są o wiele ważniejsze a sprostać temu wszystkiemu jest naprawdę trudno.

Do nexta, MajakDemiTeam.

środa, 21 października 2015

Rozdział XLVII


     WAŻNE!!


Hej, pączuszki! Bardzo nas cieszy to, że czekacie na nexty ale musicie zrozumieć, że mamy również coś takiego jak sprawy prywatne i nie siedzimy ciągle przed kompem :3 Dajcie nam minimum tydzień na napisanie Ossdziału, ok? Mamy masę obowiązków, prace, studia i dom na głowie. Spokojnie, po prostu nieraz musicie poczekać nieco dłużej na next ale uwierzcie nam, że lepiej tak, niżelibyście mieli czytać krótkie i mega niedopracowane Ossdziały. Jak z różnych przyczyn Rossdział pojawi się jeszcze później, poinformujemy < 3
~~~~
     Rodzeństwo spojrzało po sobie, nikt jednak się nie odezwał. Podbiegli tylko do okna, odsłonili jednocześnie zasłony, po czym z głupkowatymi minami zaczęli obserwować Rockiego i Cleo. Szatyn z ogromnym bananem na twarzy podskakiwał wokół dziewczyny, która śmiała się  wniebogłosy z jego żartów. Jak tylko para wsiadła do auta, Ross znów spojrzał na siostrę z miną typu ,,jeżeli to nie jest żart, zabij mnie!".
- Eee... Coś mnie ominęło? Chyba nie czas na Prima Aprilis? - jęknął niezadowolony, drapiąc się po głowie. Przetarł następnie swoje oczy z myślą, że to tylko złudzenie. Niestety mylił się. Jak tylko podniósł powieki, zauważył odjeżdżający samochód w którym siedział jego brat wraz z rozpromienioną Cleo. Dziewczyna cały czas spoglądała w jego stronę, uśmiechnęła się uwodzicielsko i pomachała ręką. Chłopak poczuł dziwne mrowienie w dolnych okolicach brzucha. - Nie, to nie może być prawda... Co ten pajac w ogóle robi! - pomyślał w duchu.
- To z nią ciągle pisał smsy. - mruknęła Rydel, zakładając ręce na biodra. Spojrzała następnie na Rossa z szerokim uśmiechem na twarzy. - Oooo, nasz Rocky się zakochał!
- Yyy i ty uważasz, że jest wszystko ok? - zapytał zażenowany. - Ta laska rozwaliła mój samochód! Do tego jej nie ufam, jest...
- Oj, przestań, Ossy. - przerwała bratu, klepiąc go po ramieniu.  - Mówiłam ci abyś dał jej szansę. A teraz siadaj i jedz. - dodała, zasypując kawę.

- W Kalifornii jest tyle dziewczyn, a on musiał wybrać akurat ją? - lamentował, usiłując przekonać siostrę, że to on ma rację. Był święcie przekonany, że ten związek w ogóle nie powinien zaistnieć. - Jest w niej coś, co mnie odpycha, sam nie wiem co, ale... - zamyślił się. Ciągle miał przed oczami jej żółtą, zwiewną sukienkę, ogromny dekolt i zgrabne, długie nogi... - Oh, przestań durniu. - skarcił się, warcząc pod nosem. Kilka sekund później usiadł posłusznie na krześle, które wskazała mu Rydel. Blondynka spojrzała na brata kątem oka, zignorowała jednak jego opryskliwy ton, była zadowolona z tego, że Rocky w końcu znalazł partnerkę.
- W Kalifornii jest tyle dziewczyn, a ty musiałeś akurat wybrać Demi? - zachichotała, nieco przedrzeźniając blondyna. Ross spojrzał na nią spod zmrużonych powiek, nie skomentował jednak jej wypowiedzi. - To się dzieje Ossy, sam wiesz! Już w Denver coś między nimi zaiskrzyło, miałam rację! Ha, kobiety się nigdy nie mylą! - po tych słowach dziewczyna nieco posmutniała, przypomniała sobie bowiem, nadal nie wyjaśnioną, sprawę z Ellingtonem.
- Ale nie z laską, która zmiażdżyła moje auto. - odburknął z niezadowoleniem. Twardo stał przy swoim.
- Przeprosiła. - blondynka uniosła ręce w geście bezsilności. - Widziałeś jak Rocky się dla niej odstawił? Od lat nie czyścił butów, ba, od lat nie ubierał tak eleganckich trzewików! Ciągle te podarte trampki! No i pachniał jak zapachowe drzewko, ah! - dziewczyna była cała w skowronkach. - Pewnie bardzo mu na niej zależy.  - dodała, zalewając kawę. Postawiła następnie jeden kupek tuż przed nosem najmłodszego brata.
- Trampki są najlepsze. - burknął z niezadowoleniem. - Im bardziej podarte, tym lepiej się je nosi. - dopowiedział, wodząc wzrokiem po zastawionym stole. Blondynka zignorowała go ponownie i znów zaczęła się zachwycać całą tą sytuacją.
 -
Oh, kocham miłość, cudownie, że... - nie dokończyła, ponieważ w tej samej chwili do kuchni wszedł Riker. Basista natychmiast spojrzał na blondynkę z ogromnym zaciekawieniem, szybko przeniósł jednak wzrok na Rossa, który właśnie wstał, sięgnął po cukier, po czym wsypał dwie czubate łyżki do swojego kubka. Nastolatek, czując na sobie morderczy wzrok najstarszego, postanowił jednak darować sobie dzisiejsze śniadanie. Odłożył cukierniczkę na stół, odwrócił się na pięcie i bez słowa wyminął brata. Niestety nie uniknął konfrontacji, Rik szarpnął go lekko za ramię, uniemożliwiając wyjście z pomieszczenia.
- Co masz zamiar zrobić z rozbitym autem? - wypalił. - Było zastępcze, teraz nadaje się tylko i wyłącznie do kasacji. 
- Oj, przestań, Rik. - wtrąciła Rydel. - Ossy dopiero wrócił, wszystko załatwimy później.
- Oh, czyli znowu ,,my" załatwimy, a Ross będzie się obijał? - bąknął, chwycił następnie kubek gorącej kawy, po czym ostrożnie zanużył w niej swoje usta. Blondynka z kolei spojrzała na najmłodszego z ogromną troską, widząc jak ten zagryza wargi ze złości.
- Zajmę się wszystkim. - wysyczał, zaciskając pięści.
 - Nie tym tonem, młody. - zwrócił uwagę bratu, kręcąc głową na boki. - Jestem tu najstarszy. - dodał, odstawiając szklankę na stół.
- I najgłupszy. - dogryzł Ross. W ułamku sekundy jednak tego pożałował, Riker szybkim ruchem uderzył go w twarz, ten pod wpływem jego siły padł jak kłoda na podłogę. Blondyn, chcąc uniknąć upadku, szybko chwycił obrus, dzięki czemu wszystko co było na stole, znalazło się momentalnie na ziemi. W tym gorący napój, który poparzył jego klatkę piersiową.
- Co ty wyprawiasz! - wybuchnęła blondynka, szybko kucając obok brata. Z przerażeniem w oczach zaczęła rozrywać podkoszulek, który mocno przylgnął do jego ciała. Riker z kolei stał na środku kuchni w totalnym osłupieniu.
- Ojej, co to za krzyki i hałasy? - nagle po mieszkaniu rozległ się cichy, kobiecy głos. Chwilę później w kuchni pojawiła się pani Stormie w towarzystwie wujka Shora oraz przyszłej żony basisty. Ratliff również przybiegł  jak tylko usłyszał huk tłuczonego szkła. Widząc całe zajście, stanął w progu, zerkając to na Rika, to na Rossa i Rydel. Stormie z kolei, jak zobaczyła zakrwawionego, najmłodszego syna, leżącego na podłodze wśród sterty zbitych talerzy, mina totalnie jej zrzedła, złapała się za lewą pierś, po czym przytrzymała futryny aby nie upaść. Shor zbombardował basistę wzrokiem, wiedział bowiem jaka jest u nich sytuacja. Ally natomiast wlepiła zaszklone oczy w narzeczonego, ślepo wierząc, że to jednak nie jest jego sprawka.
- Nic, przewróciłem się. - syknął Ross, próbując wstać na równe nogi. - Poślizgnąłem się, to nic takiego. - ból jednak był za silny, chłopak z przerażeniem w oczach spoglądał na siostrę, błagając aby mu pomogła. Piekąca rana na brzuchu nie dawała mu możliwości wzięcia pełnego oddechu. Ona jednak nie wiedziała co zrobić, skarciła wzrokiem Ella, po czym skinieniem głowy dała znać aby się ruszył. On momentalnie podbiegł do blondyna, pomógł mu wstać, wziął pod pachę i szybko skierował się w stronę schodów, które prowadziły na górę. Ross nie miał sił nawet przebierać nogami, perkusista ciągnął wiec go praktycznie po ziemi.
- W jego pokoju jest Demi! - pomyślała blondynka. - Nie przejmuj się mamuś, wszystko gra. - wypaliła, widząc przerażoną minę matki. - Zaraz posprzątam ten bałagan, pomogę tylko opatrzyć rany Ossiego, zaraz wracam, Riker przygotuje dla ciebie śniadanie. - dziewczyna szybko ominęła grupkę, spoglądając kątem oka na zszokowaną minę basisty. Pobiegła następnie na górę aby zająć się najmłodszym.
- Połóż go w moim pokoju. - rozkazała. - Na łóżku, ale delikatnie! - dodała, widząc jak Ross wije się z bólu. Dziewczyna szybko wyjęła komórkę, po czym wezwała karetkę. Zerknęła potem do pomieszczenia naprzeciwko, bała się, że te hałasy mogą obudzić rudowłosą. Na szczęście Demetria nadal spała jak suseł. - Matko jedyna, idź szybko po bandaże. - zwróciła się do równie zdenerwowanego Ella, kiedy już weszła do swojego pokoju. Chłopak pokiwał jedynie twierdząco głową, kilka sekund później wybiegł na korytarz.
- Auuuć... - jęczał Ross, wijąc się z bólu po całym łóżku.
- Ciii, zaraz będzie po wszystkim. - uspokajała blondynka. - Karetka już jedzie.
~~
Godzinę później
- Wynieś jeszcze to, dobrze? - zapytała Rydel, wpychając Ellowi reklamówkę ze stłuczonym szkłem. - Tylko uważaj, nie skalecz się. - dodała troskliwie.
- Jasne, pączku. - chłopak odebrał od dziewczyny pakunek, po czym wyszedł z domu, zerkał co jakiś czas za plecy, ponieważ czuł na sobie jej wzrok. Nie mylił się, blondynka odprowadziła go wzrokiem do samych drzwi. Wzdychnęła następnie ciężko, wzięła ścierkę do ręki i zaczęła wycierać masło z podłogi.
- A gdzie Rik? - zapytał perkusista, cicho podchodząc do szafki kuchennej. Trzymał w ręku ręcznik, chciał bowiem pomóc swojej przyjaciółce w sprzątaniu tego bałaganu. Rydel była jednak tak skupiona i zanurzona we własnych myślach, że go nawet nie zauważyła. Wstała aby wypłukać ściereczkę, sięgnęła po omacku kurek od kranu, dotknęła jednak tors perkusisty.
- Oj, co... - odsunęła dłoń i spojrzała chłopakowi prosto w oczy. - Ok już wszystko, dzięki za pomoc. Z resztą poradzę sobie sama. - Rydel czuła jak w jej żołądku grasuje stado wygłodniałych motyli, nie mogła zatuszować tego przyjemnego doznania. Nie chciała jednak teraz rozmawiać z Ellem, dlatego ciągle wysyłała go ze śmieciami, wolała być sama.
- Hej, kruszyno, porozmawiamy? - chłopak przysunął ręce dziewczyny z powrotem do siebie, uśmiechnął się lekko i zaczął delikatnie przybliżać swoją twarz do policzka przyjaciółki, zerkając co jakiś czas w jej piwne tęczówki. Rydel stała jak wryta, chciała tego, chciała aby Ell ją pocałował, nie była jednak pewna czy to powinno nastąpić właśnie teraz. Nie potrafiła jednak go od siebie odepchnąć. Potrzebowała jego ciepła i troski. Gdy ich usta dzieliły dosłownie milimetry, rozluźniła mięśnie, zamknęła oczy i czekała na moment za którym tak bardzo tęskniła.
- Córeczko, jak się czuje Ross? - nagle do kuchni wpadła Stormie, przerywając parze tą romantyczną chwilę. - Mogę z nim porozmawiać?
- Mama! - krzyknęła, odrywając się od chłopaka. - Yyy, tak, jasne. - wypaliła, dysząc jak parowóz. - To znaczy, ten, bo. - plątała się. - Możesz, pewnie, że tak. Leży u mnie w pokoju. - kobieta spojrzała znacząco na Ella, odwróciła się powoli i kilka sekund później skierowała na górę. W kuchni z kolei zapanowała grobowa cisza.
- Może wróćmy do... - zaczęli jednocześnie. Blondynka mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. - Do pocałunku. - dokończył Ell.
- Do sprzątania. - poprawiła go Rydel. Wyminęła chłopaka, odkręciła następnie kran i wypłukała tłustą od masła ścierkę. Czuła jak jej całe ciało drży od środka, nogi miała jak z waty, instynkt jednak jej podpowiadał aby nie wybaczać perkusiście za wcześnie.
- Pączku, ja wiem, że cię skrzywdziłem ale...
- Przyniesiesz mopa z łazienki? - przerwała, ocierając rękawem swój zasmarkany nos.
- Nie płacz... - mruknął, chciał przytulić dziewczynę, ta jednak się od niego odsunęła.
- Ratliff daj mi czas, dobrze? Zraniłeś mnie, ja nie mogę od tak ci wybaczyć. - zaczęła, patrząc na chłopaka załzawionymi oczami. - Do tego ta dzisiejsza sytuacja, mama wszystko słyszała, jakby przyszła chwilę wcześniej, widziałaby co się stało. Ja się boję, że jak tak dalej pójdzie to Riker go... - nie dokończyła, to było dla niej już za dużo. Nie przytuliła jednak Ratliffa, odwróciła się do niego plecami, po czym wznowiła wycieranie podłogi. Chłopak wypuścił powietrze z płuc, chwilę później udał się jednak do łazienki aby przynieść to, o co prosiła go blondynka. Nie chciał naciskać, wierzył, że kiedyś nadejdzie ten czas i dziewczyna mu wybaczy.
- Cierpliwości. - wymamrotał do siebie.
~~
     Obudziły mnie promienie kalifornijskiego słońca, które od kilku minut uporczywie raziły mnie prosto w oczy. - No nie dadzą pospać. - pomyślałam, przeciągnęłam się jak kot, ziewnęłam, po czym odwróciłam na drugi bok z zamiarem wtulenia w blondyna. Niestety, przytuliłam jedynie jego poduszkę. Podniosłam więc powieki i rozejrzałam się po pokoju. Był cały zasyfiony, te kilogramy kurzu na półkach było widać z daleka, do tego stos przepoconych ubrań w rogu i ogromna kupka różowych bokserek na środku pokoju. Wszystko po staremu! Ross pewnie zszedł już na dół, a szkoda, brakowało mi przyjemnego zapachu cytryn. - No ale nic, muszę się ogarnąć. - pomyślałam, szukając wzrokiem jakiś czystych ubrań. Jak tylko natknęłam się na ramkę z rodzinnym zdjęciem Lynchów, która stała na biurku, momentalnie zaszkliły mi się oczy. Poczucie bezsilności ogarnęło mnie od środka i zawładnęło całym ciałem. Przypomniałam sobie bowiem, że muszę wyjaśnić sprawę z rodzicami... Dzisiaj. Z ogromnym żalem w sercu, opadłam na łóżko i przykryłam twarz żółtą poduszką. Dlaczego mnie to spotkało...? Kilkanaście minut jeszcze leżałam, myśląc w sumie o niczym, musiałam jednak wstać, wziąć leki i się nieco oporządzić. Nie mogę taka rozczochrana i zaniedbana wpaść do domu, tata wpadłby w furię. Chociaż pewnie i bez tego tak się stanie. Z ogromną niechęcią podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym rozejrzałam ponownie po pokoju. Tym razem jednak szukałam moich kul. Niestety bezskutecznie. Blondyn przyniósł mnie tu na rękach, pewnie wszystko zostało w samochodzie...
- Hej, wstałaś już? - nagle po pomieszczeniu rozległ się cichy, piskliwy głosik. - Pomogę ci się ogarnąć, no i mam śniadanie. - to była Rydel, znów zapłakana. Podeszła do mojego łóżka, usiadła na jego rogu, po czym podała mi talerz kanapek. - Zaraz przyniosę jeszcze coś ciepłego do picia. No i jakieś ubranie, nie zrobiłam jeszcze prania więc nie znajdziesz tu raczej czystego podkoszulka.
- Dziękuję, pięknie pachnie! - klasnęłam w dłonie, spoglądając zachłannie na posiłek. - A gdzie tak w ogóle jest Ross?
- Yyy... Na planie. - wypaliła dość nerwowo. Zerknęłam na nią kątem oka, zauważyłam kilka kropel łez, które kurczowo zatrzymywała na tęczówce swojego oka. - Musiał niestety już jechać, obowiązki aktora. - próbowała się uśmiechnąć, nic jednak jej nie wychodziło. - Przyniosę herbatę. - przetarła szybko twarz rękawem, chwilę później zniknęła za drzwiami. Ja natomiast miałam kolejną zagadkę do rozwiązania... Pięknie przygotowane kanapki jednak mnie rozproszyły, postanowiłam więc najpierw zjeść, potem zająć się interpretacją tajemniczego i podejrzanego  zachowania blondynki. Na jej powrót nie musiałam długo czekać.
- Pewnie Ross zabrał samochód, co? - zapytałam cicho jak już przeżułam ser.
- Nie, niby czemu? - odpowiedziała zaskoczona, odkładając kubek z parującą cieczą na stoliczek. Kilka czystych ciuchów rzuciła natomiast na fotel.
- No pojechał na plan, tak? - uniosłam obie brwi w górę.
- No tak. - dziewczyna uderzyła się lekko w czoło, po czym podała mi pudełko tabletek. - Czytałam twoją receptę, do herbaty dodałam już jedne leki, te musisz wziąć po posiłku a na wieczór tamte. - dodała, pokazując palcem inne opakowanie. - No i jak się czujesz? Nie chcę cię ponaglać czy coś, możesz siedzieć u nas ile ci się podoba, Ossiego niestety nie będzie do wieczora, Ell cię odwiezie potem do domu, zgoda?
- Jasne, tylko Ross miał w aucie moje kule a chciałam dziś iść do szpitala. Bez nich niestety nie mogę się poruszać. - czułam, że blondynka coś ukrywa, unikała ze mną kontaktu wzrokowego. Czy kiedyś to się skończy? - No i o dziwo czuję się dziś dobrze, stracę jednak humor po rozmowie z rodzicami... - westchnęłam. - No i mam takie głupie pytanie, bo... Potrzebuję podpaski. Albo tamponu, obojętnie. - wypaliłam zawstydzona.
- Mamy gdzieś pewnie w domu inne. - odparła szybko. - Polecę poszukać. No i jasna sprawa, my kobiety, musimy sobie pomagać w tych comiesięcznych dniach niedoli. - dodała, migiem wychodząc z pokoju.
~~
W tym samym czasie
     - Hej, synku, mogę wejść? - zapytała kobieta, pukając delikatnie w drzwi. Odpowiedziała jej niestety tylko głucha cisza. Stormie była zaniepokojona całą tą poranną sytuacją, postanowiła więc wejść do środka. Jak tylko przekroczyła próg, zauważyła swojego syna na ogromnym, różowym łóżku, które należało do Rydel. Leżał skulony, tyłem do wejścia, spał. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie.
- Niczego nie potrzebuję, chcę być sam. - wymamrotał, słysząc zbliżające się kroki. - Mówiłem przecież. - jęknął ponownie, czując jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Chciał znów coś odburknąć, czując dłoń matki na swoim ramieniu, zmienił swoje zamiary. Odwrócił się, spojrzał kobiecie w oczy, widząc jednak jej zaniepokojony wzrok, wtulił ponownie twarz w poduszkę.
- Ross, porozmawiajmy chociaż, dobrze? - zaproponowała. - Wyjaśnij mi co się stało. - dodała, gładząc blondyna po plecach. Chłopak przez chwilę się wahał, postanowił jednak znów się odwrócić. Usiadł następnie obok Stormie, okrył okaleczone uda różowym ręcznikiem, po czym zaczął:
- Nic, Rik zostawił skórkę od banana na podłodze a ja się poślizgnąłem, tyle, nie ma co wyjaśniać. - powiedział najuprzejmiej jak potrafił. - No i przepraszam, nie wiedziałem, że to ty, mamo.
- A to ciekawe. - zaczęła, odgarniając blond włosy z twarzy syna. - Rydel twierdziła, że właśnie zmyła podłogę i dlatego dałeś nurka w kuchenny stół. - kobieta delikatnie chwyciła chłopaka za podbródek i odwróciła głowę tak, że teraz patrzyła prosto w jego smutne oczy. - A ja w kuchni nie widziałam ani skórki od banana ani mokrej podłogi. Do tego twoja rana na pewno nie jest wynikiem dzisiejszego upadku. - mówiąc to, gładziła nastolatka po policzku, który był calutki siny. Do tego na jego twarzy widniało pełno delikatnych przecięć, które, mimo swojego małego rozmiaru, sprawiały mu ogromny ból. Ross czuł się przybity do ściany, nie miał pojęcia co odpowiedzieć. - Kochanie, nie musisz nic przede mną ukrywać. Ktoś cię ewidentnie uderzył, masz rozwaloną wargę i łuk brwiowy. Stawiam na Rikera. - powiedziała stanowczo. - Rydel nie byłaby w stanie tak mocno cię poharatać. - dodała, widząc jak Ross patrzy na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Co mam niby powiedzieć? - mruknął, przełykając ślinę.
- Prawdę? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Było to dla niej oczywiste, w końcu była matką. Widząc załzawione oczy chłopaka, który za wszelką cenę chciał to ukryć, kontynuowała. - Pamiętaj kochanie, że ludzie nie płaczą dlatego, że są słabi. Płaczą, ponieważ byli silni zbyt długo. Teraz masz mnie, powiedz mi co się dzieje, pomogę ci. Dlaczego twój brat cię uderzył? - dopytywała. Ross jednak nadal milczał. Kilka sekund później wtulił się w matkę, wybuchając niepohamowanym płaczem. Stormie odwzajemniła gest, pocałowała syna w czoło i czekała na wyjaśnienia. Nastolatek czuł, że już dłużej nie może tego tłumić w sobie, postanowił wszystko powiedzieć, nie pomijając ani jednej sprzeczki między nim a Rikerem.
- Ja nie wiem, on tak ciągle. - wyjąkał jak już nieco opanował przyspieszony oddech. - Obrywam praktycznie codziennie, za wszystko, za to, że kocham, za to, że nienawidzę, za to, że tęsknię... Czasem mam nawet wrażenie, że za to, że żyję.
- Nie mów tak. - odpowiedziała z niedowierzaniem.
- Ale jak to prawda. Jestem pewien, że Riker wolałby abym to ja zginął, nie Ryland. - dodał, pociągając nosem.
- Kochanie, nie..
- Mamo, ja wiem. Ja... - przerwał na moment. -  Mimo, że się ciągle kłócimy, wymieniamy nieprzyjemne zdania, mimo, że nie jest nam łatwo... Nigdy nie zamieniłabym swojej rodziny na żadną inną, ale... Coraz trudniej mi w tej rodzinie funkcjonować... Rik ciągle ma do mnie żal o śmierć Rylanda, jakby to była moja wina. Trudno mi żyć pod tak dużą presją.
- Powiedział ci tak? - zapytała, gładząc chłopaka po głowie.
- Nie... Ale ja wiem, że mam rację. Czuję to. - odparł cicho. - Czasem to mi się nawet żyć nie chce...
- Kochanie, pamiętaj, że nie jesteś hasłem w krzyżówce, nie musisz wszystkim pasować. - westchnęła. Ostatnie zdanie blondyna bardzo ją zaniepokoiło. - Ale nie możesz również usilnie dodawać kolejnych kratek, myśląc, że inaczej nikt cię nie zaakceptuje. Bądź sobą ale staraj się również zrozumieć drugą osobę. Może Riker jest w takiej samej sytuacji co ty? - zapytała, patrząc blondynowi prosto w oczy. - Reagujecie tylko inaczej. Każdy kochał Rylanda i wierzę, że wszyscy nadal go kochamy i na pewno nikt nikogo nie wini za jego stratę. 
- Wysłuchasz mnie? - zapytał z nadzieją, przecierając mokre powieki.
- Po to tu jestem, skarbie. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Nastolatek natomiast wtulił się w jej pierś, wziął głęboki oddech, po czym zaczął wylewać wszystkie gorzkie smutki, które kuły jego serce już od kilku ładnych lat.
~~
     - Gotowa moja marcheweczka? - zapytał wesoło Ell, widząc jak Rydel pomaga mi zejść ze schodów. Sam pakował jakieś kartony do samochodu, ostrożnie kładąc jeden na drugi.
- Jasne. - odpowiedziałam cicho. Skupiłam się jednak bardziej na pokonaniu przeszkód, których niestety nie mogłam ominąć. - Uff...
- No chodź, mała. - powiedział, biorąc mnie w ramiona. - Kule coś ci nie służą, co? - zachichotał. Odpowiedziałam jedynie uśmiechem. - No, zaraz cię tu wpakujemy, rudasku. Nie martw się, Ell czuwa nad sytuacją. - dodał wesoło, pomagając mi wejść do auta. Kilka sekund później siedział już obok mnie. - Po drodze wjadę do studia, Stella dzwoniła, niby to dosyć pilne. Odezwę się jak będę wracał. - mówiąc to, skierował się w stronę blondynki, która pokiwała jedynie głową w geście zrozumienia. - No, gotowa na przygodę życia? - zaśmiał się, patrząc na moją zatroskaną twarz.
- Podziwiam twój optymizm, Ratt. - musiałam to w końcu powiedzieć. Faktem jest to, że chłopak niezależnie od sytuacji, zawsze potrafił poprawić wszystkim humor. - Mam też małą prośbę. Mógłbyś mnie najpierw zawieźć do szpitala? Chcę sprawdzić co z moim bratem.
- A ja podziwiam twoją odwagę! - odpowiedział, wrzucił pierwszy bieg, po czym ruszył powoli z miejsca. -  Nie ma problemu, rudasie. Umg tylko, że będziemy jechać żółwim tempem, jak zgniotę te paczki to Stella wywinie mi co nieco na drugą stronę. - zachichotał. - Co, jak co, ale wolę być sprawny pod każdym względem. Nigdy nie wiadomo, co i kiedy się w życiu przyda!
- Odwagę? - zapytałam z trudem tłumiąc napad śmiechu.  - Zaraz, zaraz! To samochód Rossa. - wypaliłam, wlepiając wzrok w czarne porsche. - To znaczy Majaka. - dodałam cicho.  A Rydel mówiła, że blondyn pojechał na plan... Jakim więc samochodem?
- No tak, dlaczego cię to dziwi? Przecież przywiózł cię do nas. - odpowiedział jakby to było oczywiste.
- A gdzie jest teraz Ross? - zapytałam niepewnym tonem.
- Leży w domu. - mruknął. - Rydel ci nie mówiła? - zapytał, nerwowo drapiąc się po udzie. Pokiwałam jedynie przecząco głową.  - Bo tego, hmmm... Poczuł się źle i blondynka kazała mu położyć się u niej, aby cię nie martwić. No a wracając do tematu, to da, odwagę. - powtórzył już nieco poważniejszym tonem. - Bardzo mało osób wytrzymuje z naszą paczką. Mam nadzieję, że to co powiedziałem o Rossie, nie zniechęciło cię do niego.
- Jasne, że nie. Kocham go. - odpowiedziałam. Byłam stanowcza i pewna siebie, zrobiło mi się jednak przykro. Rydel mnie okłamała, Ratliff też pewnie nie mówi całej prawdy. Nie mogę jednak dać po sobie poznać, że każdy z nich powiedział mi co innego. - Troszkę mnie to przeraziło, nie powiem, że nie. Ale wierzę, że jak będziemy działać razem to wszystko się ułoży. - posłałam perkusiście szczery uśmiech, po czym oparłam głowę o zagłówek.
- Chwała ci za te słowa! - wybuchnął po kilku minutach ciszy. - Niech ci Bozia w dzieciach wynagrodzi. Tylko oby nie za szybko, bo jak tylko chcę sobie wyobrazić Rossa w roli tatusia, ciągle mam przed oczami czarną plamę!
- Jesteś walnięty, Ell! - krzyknęłam, uderzając chłopaka w ramię. - Powiedz mi lepiej co z tobą i Rydel.
- Rozmawiamy. - powiedział, próbując zachować wesoły wyraz twarzy. - Tak, to już wszystko. - dodał, widząc, że oczekuję rozwinięcia jego wypowiedzi. - Uuu, jesteśmy! No popatrz, z takim przystojniakiem jak jak, czas biegnie trzy razy szybciej! - dodał, odetchnął z ulgą, po czym zaparkował naprzeciwko dużego, białego budynku. Pomógł mi następnie wysiąść z auta, wziął pod pachę i zaprowadził do środka. Już na wejściu napotkałam znajomą mi twarz.
- Hej, Demi! - Austin przywitał się ciepło, ukłonił w pas, po czym mocno mnie przytulił. Puścił mnie dopiero jak usłyszał ciche gwizdanie Ella. Ja natomiast poczułam dość specyficzne motylki w brzuchu... - No tak, przepraszam, po prostu się cieszę bo mam dla ciebie dobrą wiadomość! - dodał, chwytając mnie za ramię. Znów to uczucie...
- Co się stało? - zapytałam cicho, próbując zatuszować czerwień na moich policzkach.
- Chodź, twój brat się już obudził. - powiedział pełen zapału.
- Poważnie! To na co czekamy! - odparłam wesoło, chwyciłam następnie kule i zaczęłam dreptać przed siebie. Widząc, że reszta nadal stoi na swoich miejscach, odwróciłam się i zaczęłam ich ponaglać.
- Sala w której leży Zack jest w przeciwną stronę. - zachichotał Austin, pokazując palcem drugą część białego korytarza. Podszedł następnie do mnie, wziął pod ramię i zaczął prowadzić, tym razem w odpowiednim kierunku.
- Okey, chyba już sobie poradzicie beze mnie. - powiedział Ell, unosząc obie brwi w górę.
- Tak, dziękuję za podwózkę. - uśmiechnęłam się szeroko w geście podziękowania. - Jesteś kochany.
- Jak będziesz potrzebowała transportu to wal do mnie. - odparł, pomachał na pożegnanie, chwilę potem wyszedł z budynku.
- Nie mogę uwierzyć, że się obudził, to fantastycznie! - krzyknęłam uradowana.
- Tak, chodź, to tutaj. - powiedział, otwierając mi drzwi. - Twoi rodzice rozmawiają z moim ojcem, potem możesz podejść do nich, sala 202. - dodał, wychodząc z pomieszczenia. Ja natomiast powoli podeszłam do łóżka na którym leżał Zack. Znajdował się sam w pokoju, co było dla mnie bardzo komfortowe. Jego ciało przykrywała jasna pościel, do tego był podłączony do masy urządzeń. Jednak jak tylko na mnie spojrzał miałam ochotę rzucić kule i się do niego przytulić.
-Cześć, brat, jak się czujesz? - zapytałam radośnie. On jednak miał obojętny wyraz twarzy, w ogóle nie cieszył się, że mnie widzi.
- Nie spodziewałem się, że będziesz chciała mnie otruć. - zarzucił. Nawet się nie przywitał.
- Co...? - zatkało mnie, cała radość uleciała ze mnie właśnie w tej sekundzie. Jakim prawem oskarża mnie o coś takiego? Cały czas się o niego zamartwiałam a on mi odpłaca czymś takim? Chciałam coś jeszcze dodać, uprzedzili mnie jednak rodzice, którzy właśnie weszli do sali.
- Demetria. - warknął tata. Pod wpływem srogiego spojrzenia mamy, zmienił jednak wyraz twarzy na nieco bardziej przyjazny. - Dlaczego nie wróciłaś na noc do domu? Wyjaśnij nam wszystko. - dodał już nieco milej.
- Ale nie możecie...
- Możemy, możemy. Jesteś naszą córką. - powiedział, chwycił mnie za rękę, po czym delikatnie wyprowadził z pomieszczenia. Czułam jak moje ciało się rozpływa, zrobiło mi się gorąco i duszno... Ta rozmowa będzie jednak o wiele trudniejsza niż myślałam...

NOTKA



Joł, cześć i czołem!



Dziś za dużo do gadania nie mamy, najważniejsze jest już u góry < 3 Pozwolę sobie jednak skomentować nowy teledysk R5... Znaczy teledysk Rossa i Courtney. Matko, kocham ich, cieszę się, że Ossik ma dziewczynę ale bez jaj, trzeba wszystko rozgraniczyć. Nasz blondasek zaczął być zabawką pod publikę, serio. Głupkuje i cwaniakuje coraz bardziej, no musiał pokazać w teledysku jaką to on ma śliczną i sławną dziewczynę, meh. Fajno, szczęścia im, dużo sexu i takie tam, ale to było video ZESPOŁU. Rydel widziałam tam dosłownie ze trzy sekundy? Rika i Rockiego było widać tylko na początku, potem razem z Ellem co jakiś ułamek sekundy się pojawiali na ekranie. Serio? Jak tak dalej mają wyglądać ich teledyski, to ja dziękuję. Zero zespołu, ZERO.

WY TEŻ WIDZICIE DZIWNĄ CZCIONKĘ? MIAŁAM FORMATOWANY LAPEK I JAKOŚ MI TAK WSZYSTKO NIE PASUJE...
                   


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

czwartek, 15 października 2015

Rozdział XLVI

     - Dobra, to jak jedziemy? - zapytał Riker, wpychając ręce w wąskie kieszenie swoich jeansów. Szukał kluczyków od samochodu, niestety bezskutecznie. - My razem, Demi z rodzicami... a Maja? - zapytał, kierując wzrok na brunetkę. Szarpnął następnie swoją bluzę, która leżała na krześle, po czym z uśmiechem na twarzy, wyjął z niej szukany przedmiot. - Jedziesz sama? Bo nawet nie wiemy jak Ross się tutaj dostał. - dodał, bombardując brata wściekłym spojrzeniem.
- Poradzę sobie. - odrzekła spokojnym tonem. Spojrzała potem na mnie i puściła oczko. Nie wiedziałam o co jej chodzi, w sumie ja również nie pytałam blondyna jak i czym tutaj przyjechał. Riker odburknął coś pod nosem, następnie wyszliśmy wszyscy na zewnątrz. No prawie... Jak już miałam przekroczyć próg, Maja lekko szarpnęła mnie i Rossa za ramię.
- Pssst, chodźcie no. - szepnęła. - Weź to, blondi. - dodała, wyciągając dłoń ku niemu. Trzymała coś w zaciśniętej pięści. Nastolatek tylko popatrzył na nią spode łba, nie miał zamiaru nic brać. Prychnął jedynie, chciał już wyjść z hotelu, ponieważ Riker się upominał a nastolatek nie chciał się z nim użerać. Ja natomiast patrzyłam na Maje ze zdziwieniem. Co ona chce nam przekazać? - Chcecie jechać razem do domu czy nie? - zapytała. Blondyn przystanął, po czym znowu spojrzał na czarnowłosą. Tym razem jednak nieco inaczej.
- Ale jak? - zdziwiłam się. Ross jednak chwycił dłoń Majaka i wziął od niej mały przedmiot. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, miałam wrażenie, że od początku wiedział o co chodzi.
- Samochód stoi za hotelem, możecie wyjść przez drzwi dla personelu. - dodała z uśmiechem. - Znajdziecie je w kuchni, uważajcie jednak na szefa, nie lubi jak ktoś kręci się koło jego garnków.
- A co z moimi rodzicami? Skąd masz auto? Jak wrócisz do domu? Dasz radę prowadzić, kochanie? - zalałam ich falą pytań, zerkając to na blondyna, to na moją przyjaciółkę. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, no i od kiedy Maja ma swój własny pojazd!?
- Zabiorę się z twoim tatą, spokojnie zajmę się wszystkim. - odpowiedziała, posyłając mi szczery uśmiech. - Wyjaśnię im, że pojechałaś z przyjaciółmi i tyle. Myślę, że jak wyjedziecie tylnym wyjazdem to nie będą mieli za dużo do gadania. A wiem, że nie chcesz z nimi teraz rozmawiać, więc pomyślałam, że się nieco pozamieniamy miejscami.
- Dziękuję. - wymamrotałam, tuląc czarnowłosą. - Jesteś kochana!
- No idźcie już bo zaraz ktoś wpadnie w szał. - zachichotała, kątem oka zerkając na Rossa. Wprawdzie miała racje. Krzyki Rikera nasilały się z każdą sekundą. Chłopak musi mieć mocne gardło...! Po chwili blondyn chwycił mnie delikatnie pod rękę i pociągnął w stronę kuchni. Jak już wyszliśmy na zewnątrz, moim oczom ukazał się piękny, sportowy samochód. Na początku myślałam, że to jakiś żart. Skąd niby Maja wzięła taką furę?! Ku mojemu zdziwieniu, Ross położył dłoń na moich plecach i skinieniem głowy kazał wejść do środka. Otworzył mi drzwi, po czym pomógł usadowić się na miejscu pasażera. Kule rzucił niedbale na tylne siedzenia, następnie sam zajął miejsce kierowcy. Nic nie mówiąc, odpalił samochód, wrzucił pierwszy bieg i ruszył z miejsca. Ja natomiast zaniemówiłam z wrażenia! Pojazd był nie tylko piękny z zewnątrz ale również i w środku! Wszędzie czysto, siedzenia były wyszyte z jasnej skóry do tego każdy element wystroju pasował do siebie, tworząc idealną całość. Pięknie, uwielbiam zadbane autka! Ross zauważył mój zachwyt, nic jednak nie powiedział. Uśmiechnął się tylko pod nosem, po czym nieco przyspieszył. Jak już wyjechaliśmy na główną ulicę, zauważyłam, że wszyscy nadal są zgromadzeni przed hotelem. Tato stał obok samochodu Lynchów i kłócił się z Rikerem... Tak, na pewno. Ale o co? Mama z kolei siedziała skulona w aucie, płakała. Spojrzałam z niepokojem na blondyna, on również był tym wszystkim zaskoczony, nic nie mówił, obserwował. Po chwili jednak przyspieszył, omijając całą grupkę. Ja natomiast odetchnęłam z ulgą, dobrze, że Ross wybrał takie rozwiązanie...
- Rany, skąd Maja ma takie auto? - wydukałam jak wykaraskałam się już z pierwszej warstwy szoku. - No i nie odpowiedziałeś na moje poprzednie pytanie. - dodałam, spoglądając kątem oka na blondyna. Oparłam następnie głowę o miękki zagłówek, uchyliłam szybę i rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu.
- Nie wiem, mówiła, że pożyczyła bez pytania, chyba. - odrzekł cicho. - No i o co ci chodzi?
- O to, czy dasz radę prowadzić. - powiedziałam, ignorując słowo chyba z wcześniejszej wypowiedzi blondyna. Ostatniej nocy czułam od niego jeszcze alkohol, do tego wygląda jakoś niemrawo. Miałam nadzieję, że odpocznie podczas podróży. No i co, Maja miałaby ukraść samochód? Nie...! Chociaż... jest zdolna do wszystkiego. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Nic nie można wykluczyć, nie stać jej na takie zakupy.
- No jasne, że tak. - odpowiedział, unosząc obie brwi w górę. Widziałam jednak, że na jego twarzy widnieje ogromny grymas. - A co z twoim bratem? - zapytał po kilkunastu minutach ciszy. Położył następnie swoją ciepłą dłoń na moje udo. To było miłe...
- Nadal się nie obudził, przewożą go dzisiaj do szpitala w naszym mieście. No i zajmie się nim ojciec Austina, więc mam nadzieję, że będzie dobrze. Jak tylko wrócimy, mam się z nim spotkać. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Spotkać z tym chłopakiem czy z jego ojcem? - zapytał, gładząc moje udo. Wyczułam w jego głosie zazdrość? Tak, chyba tak.
- Z lekarzem, głuptasie. - powiedziałam, patrząc na jego zmęczoną twarz. - Chcę się dowiedzieć czegoś więcej, aktualnie nie chce mi się wierzyć, że ktoś chciał go otruć. - dodałam w duchu. - No a ty jak się czujesz?
- Dobrze. - wymamrotał, zmieniając bieg na niższy. - Tylko, wiesz co? - wtrącił, lekko zahamował, po czym zaparkował obok sklepu spożywczego. - Strasznie mnie suszy, pójdę coś kupić. Wstąpię też do apteki.
- Do apteki? - lekko szarpnęłam chłopaka za spodnie, ten pod wpływem mojej siły upadł z powrotem na siedzenie. - Po co?
- Boli mnie głowa od przepicia. - odrzekł. Nastała chwila ciszy, Ross jednak szybko ją przerwał, odchrząknął znacząco, po czym wyszedł z auta. Wrócił jednak dosłownie po minucie. - Kurwa mać! - krzyknął, uderzając pięścią w maskę samochodu. Kilku przechodniów zwróciło na nas uwagę, zaczęli obserwować.
- Co się stało? - nieco się wystraszyłam tak gwałtownego i podniesionego tonu blondyna.
- Zgubiłem portfel, kurwa! - jęknął, wsiadając do auta. - Do jasnej cholery, miałem tam wszystko! Pieniądze, dokumenty, karty kredytowe, prawa jazdy... - wymieniał, chwytając się za głowę. - No teraz to Rik mnie zabije. - dodał już nieco ciszej.
- Proszę. - powiedziałam, podając mu kilka banknotów, które kilka chwil wcześniej wygrzebałam z portfela. - Na wodę i tabletki powinno wystarczyć.
- Nie będę brał od ciebie pieniędzy. - wykrzywił usta w grymasie i założył ręce na piersi.
- Lepiej wziąć niż pozwolić aby kac się zamęczył. - powiedziałam, szturchając chłopaka w ramie. - A tak w ogóle to nie powinieneś prowadzić skoro jesteś przepity. No i nie masz przy sobie prawa jazdy...
- Najwyżej dostanę mandat, nic wielkiego. - wysyczał. Patrzył na mnie przez kilka minut, zerkając również na banknoty. Nie chciał ich brać, widziałam to, wahał się. Ból jednak go przezwyciężył, blondyn chwycił pieniądze, wydukał ciche ,,dzięki", po czym znów wyszedł z auta. Wrócił po dziesięciu minutach, trzymał w ręku pudełeczko tabletek oraz trzy butelki wody mineralnej. Jak tylko wsiadł do samochodu, połknął trzy małe pigułki, po czym popił, wysysając połowę zawartości przezroczystego opakowania.
- Jedź powoli, nie chcę aby znów się coś stało, dobrze? - zapytałam, widząc jak blondyn łapczywie łyka jeszcze jedną tabletkę. - No i chyba już wystarczy?
- Da, wiem. - jęknął, wrzucając pudełko do małego schowka, które znajdowało się tuż obok kierownicy. Następnie zapiął pasy, po czym wznowił jazdę. Jak tylko włączył piąty bieg, ponownie chwycił mnie delikatnie za udo. Znów poczułam przyjemne dreszcze. Dalsza podróż minęła jednak w zupełnej ciszy.
~~
w tym samym czasie
     Rydel, Ratliff i reszta zespołu nadal stali przed hotelem. Państwo Spelman oraz Maja również jeszcze nie wyjechali. Jak tylko czarnowłosa wyznała, że Demi jedzie z Rossem, wybuchnęła dosyć spora kłótnia. Brunetka wiedziała, że może być mały problem, nie spodziewała się jednak tak ostrych słów i zarzutów ze strony ojca swojej przyjaciółki. Ale czego miała oczekiwać?
- Znowu narażacie moją córkę na niebezpieczeństwo! - krzyknął mężczyzna, grożąc Rikerowi palcem.
- To nie my tylko Ross, niech się pan uspokoi. - warknął basista. - To nie nasza wina, że nasz brat jest taki roztrzepany!
- Proszę pana, zapewniam, że nic jej nie gro...
- Nie kłam! Mój syn leży w śpiączce! A teraz zabieracie mi jeszcze córkę? - wydarł się, wodząc wzrokiem po całej paczce. - Moja maleńka w jednym samochodzie z tym mordercą? Jesteście niepoważni! Natychmiast zatrzymajcie ich auto!
- Mój brat nie jest mordercą! - Riker już nie wytrzymał. Rzucił się z pięściami na mężczyznę, już chciał zadać cios, Rocky i Ratliff jednak w porę zareagowali i go przytrzymali.
- Poślę was do sądu! Wszystkich was zamkną! Moja córeczka nie będzie zadawała się z przestępcami. Jak jeszcze raz ją zobaczę w waszym towarzystwie to inaczej sobie porozmawiamy. - groził. Następnie z mordem w oczach wszedł do samochodu i odjechał z piskiem opon, zostawiając skołowaną czarnowłosą w towarzystwie zespołu.
- Kurwa, czego ten facet od nas chce! - warknął rozzłoszczony Riker, waląc pięścią w samochód.
- O matko, Demi będzie miała kłopoty. - westchnęła blondynka, łapiąc się za głowę.
- Spokojnie, pomogę jej. - wtrąciła Maja niepewnym tonem.
- Wszyscy jej pomożemy. - powiedziała stanowczo Rydel. - Ciebie to też dotyczy, Rik. - syknęła w kierunku swojego brata. - Dlaczego w ogóle tak ostro zareagowałeś? Co by ci dało pobicie starszego mężczyzny!? Dlaczego to robisz?
- Bo to wszystko już mnie totalnie wkurwia! Po chuj w ogóle się tu przeprowadzaliśmy. - bąknął, wsiadając do auta. - Ruszcie dupy bo inaczej was tu zostawię!
- Stonuj troszkę, dobrze? - dziewczyna nie spodziewała się, że usłyszy takie bluźnierstwa z ust basisty. Było tego sporo, kierował jednak je zawsze do swoich braci, nie do niej. Zrobiło jej się przykro. Reszta bez słowa wsiadła do samochodu. Każdy był zły na Rika, wiedzieli jednak, że nie ma po co z nim dyskutować. Tak czy siak wyjdzie na to, że on ma rację. - Oh, co za pętak. - wyszeptała, ocierając łzę, która ukradkiem spłynęła po jej policzku. - Chodź z nami. - dodała już nieco głośniej, obejmując brunetkę ramieniem.
- Ale... - Maja się nieco zawahała. - Nie chcę sprawiać kłopotu. - wyjąkała, zerkając na wściekłą minę basisty. - I tak już macie ich sporo przeze mnie...
- Przestań, jedziesz z nami. - blondynka szturchnęła dziewczynę w ramię, po czym otworzyła drzwi od samochodu. Brunetka z lekkim, niepewnym uśmiechem, weszła do środka. Rydel usadowiła się tuż obok niej. Po swojej drugiej stronie miała Ratliffa, Rocky natomiast usiadł sam, całkiem z tyłu. Riker, widząc, że wszyscy już się wgramolili, ruszył z piskiem opon. Czarnowłosa nie zdążyła jednak zapiąć pasów.
- Tylko ostrożnie. - bąknęła Rydel, spoglądając w samochodowe lusterko. Basista jednak ją zignorował i przyspieszył, zmieniając bieg na wyższy. - A ty, powiedz mi skąd Ross ma takie sportowe autko? - zapytała, kierując wzrok na Maje.
- Jest moje. - wypaliła. - To znaczy pożyczyłam. - dodała, czując na sobie zaciekawione spojrzenia całej reszty. Nie czuła się komfortowo wiedząc, że wokół niej siedzą członkowie sławnego zespołu. Nie znała ich za dobrze, do tego bała się, że zaczną wypytywać o to, dlaczego współpracowała z Mattem, co z dzieckiem i dlaczego zrobiła takie świństwo swojej najlepszej przyjaciółce. No i przecież przespała się z Rossem!
- Wow, masz niezłych znajomych. - burknął Rocky, który stukał jednocześnie w ekran swojej komórki. - No i bogatych. - chrząknął, dusząc przycisk ,,wyślij". Rydel skarciła go szybko spojrzeniem.
- Tak, to dobry kumpel. - westchnęła, spoglądając przez okno.
- No nie! - krzyknęła blondynka, wymachują swoją komórką.
- Hej, pączku bo nas pozabijasz. - zachichotał Ell. Chwilę później jednak tego pożałował, ponieważ został zbombardowany wściekłym wzrokiem przez Rikera i Rockiego. Speszony tą całą sytuacją, spuścił głowę i obrócił się w stronę szyby. Rydel go całkowicie zignorowała, co jeszcze bardziej go dobiło. Wiedział, że nadal nie jest między nimi idealnie ale dzisiejszego ranka siedzieli wtuleni w siebie... Myślał, że to coś znaczy. Mylił się.
- Co się stało? - burknął basista.
- Meh, mieliśmy zabrać Ossiego do szpitala. Ani on, ani Demi nie mają przy sobie komórki więc nie mogę do nich zadzwonić. - westchnęła, chowając telefon do torebki. - Sam na bank nie pójdzie do lekarza.
- Trudno. - bąknął pod nosem. Blondynka zmierzyła go tylko pogardliwym spojrzeniem.
- No i jeszcze Ossy... - zaczęła, szybko jednak zakryła dłoń ręką. Spojrzała porozumiewawczo na Rockiego, on jedynie skinął głową na znak zrozumienia.
- Jest nadal wstawiony. - dokończył basista, spoglądając w lusterko wsteczne. Rydel się nieco zaniepokoiła. - Pff, co myślałaś, że nie wyczułem tego smrodu wódki jak chciałem wejść do jego pokoju? Odepchnęłaś mnie ale niestety nie zamaskujesz alkoholu swoimi drogimi perfumami. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Szczeniak, nigdy nie przestanie chlać i nigdy nie zrozumie, że zespół przez to cierpi.
- Zespół cierpi? - wyjąkała z niedowierzaniem. - Serio, Rik? - Ratliff i Rocky spojrzeli po sobie, wiedzieli, że znów będzie awantura. - Jesteś niepoważny, to Ross tu cierpi, nie zespół i to właśnie ty nigdy nie zrozumiesz, że to wszystko twoja wina!
- Nie chce mi się nawet słuchać tych bzdur, więc jak możesz to zamknij się, sis. - warknął niezadowolony.
- Nie chcesz słuchać bo wiesz, że mam rację! - wydarła się. - Skoro tak, to ja nie wiem dlaczego dalej włazisz w to bagno. To twój brat, Riker! Zapomniałeś o tym?
- Nie, to mój rozpuszczony i sprawiający wieczne problemy brat! - warknął. - Tak się składa, że wolałbym już go nie mieć, niżeli ciągle ratować mu dupę!
Tego już było za wiele. Rydel nie chciała wyciągać rodzinnych brudów przy Maji, nie mogła jednak puścić płazem i zapomnieć o słowach basisty. Wszystko ale wypieranie się własnego brata, tylko dlatego, że ten jest chory i potrzebuje pomocy? Toż to poniżej krytyki! Blondynka czuła jak ciśnienie w jej organizmie wzrasta, serce zaczęło szybciej bić a adrenalina dodawała jej odwagi.
- Wiesz co, Rik. A nie pomyślałeś, że Ross czuje to samo? Skoro tak na to patrzysz to może postaw się również w jego sytuacji? Może on również ma dosyć ciągłych awantur, twojego podniesionego i wiecznie opryskliwego tonu? Nie mówiąc już o przykrościach, które od ciebie ciągle słyszy! Ile razy pobiłeś go do krwi, co? Ile razy musiała go karetka z domu wywozić bo byłeś wściekły o głupie spóźnienie na próbę! Chciałbyś aby ktoś cię tak traktował?! - wybuchnęła, mimowolnie tuląc się w tors Ratliffa, który siedział po jej lewej stronie. On jednak nie odwzajemnił gestu blondynki, gdyż cały czas czuł na sobie gniewny wzrok Rockiego. Bardzo chciał ją przytulić, wolał jednak nie pogłębiać sprzeczki, bo i po co, skoro mają już sporo problemów. Maja z kolei, siedziała i udawała, że podziwia krajobraz za szybą. Nie wiedziała jak się zachować, z trudem powstrzymywała łzy. Sama nie wiedziała dlaczego tak to przeżywa. Przecież nic jej nie łączy z Lynchami. - No i co? Nic nie powiesz!? - krzyknęła przez łzy. Riker jednak nic nie odpowiedział. - Matko, żeby Ross nie chciał wrócić do domu, bojąc się, że jego najstarszy brat go pobije! - dodała, po czym wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Wtuliła się mocniej w tors perkusisty i zaczęła głośno szlochać. Po policzku czarnowłosej również spłynęło kilka kropel łez, ukryła je jednak pod gęstą powłoką tłustych włosów. Pozostali członkowie zespołu nie skomentowali tej małej awantury. Ratliff jednak nie mógł już wytrzymać i mimo tego, że Rocky cały czas szturchał go w głowę, przytulił blondynkę jak najmocniej, po czym ucałował ją delikatnie w czoło. - Skoro uważasz, że nie chcesz takiego brata to po prostu nie wchodź mu w drogę, jasne? Ignoruj, traktuj jak powietrze, nie wiem, po prostu przestań uprzykrzać mu życie. Uwierz mi, że bez twoich ciągłych i bezpodstawnych ataków na jego osobę, będzie mu o wiele lżej i w końcu się pozbiera i będzie jak dawniej...
~~
Kilkanaście godzin później
     - Hej, już jesteśmy. - wymamrotał Ross, odgarniając moje rude kosmyki z czoła. - Przespałaś pół drogi. - zachichotał.
- Mhhmm? - otarłam oczy, ziewnęłam przeciągle i spojrzałam przez szybę samochodu. Zauważyłam swój dom. Wszystko było jakby za mgłą ale to na pewno moje mieszkanie. Samochód rodziców stał na podjeździe a w kilku oknach paliło się światło. - Mogę spać u ciebie? - wyszeptałam, odwracając się w kierunku blondyna. Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, nic jednak nie odpowiedział. - Proszę.
- Wiesz, że bym chciał ale twój tata i tak już jest wściekły. - odparł, chwytając moją dłoń. - Powinnaś z nim porozmawiać. - westchnął. Tak naprawdę to w ogóle tak nie myślał. Wiedział jednak, że w domu spotka się z Rikiem, a ten na pewno urządzi mu niezłe przywitanie. Nie chciał aby rudowłosa była świadkiem ich przepychanek.
- Zimno mi i źle się czuje. - wyszeptałam, rozkładając ręce. - Przytul. - chłopak bez namysłu objął mnie ramieniem. - A teraz zabierz mnie do siebie, ja przecież i tak nie mam leków a wszystko mnie boli. No i jeszcze nie wiem co powiem tacie, on nadal myśli, że byłam na szkolnym biwaku. Nie ma teraz sił na rozmowy.
- Wiesz, że to jest nieuniknione, prawda? - wymamrotał prosto do mojego ucha. - Przywiozę leki jutro z rana, obiecuję. - dodał, chciał mnie puścić, ja jednak kurczowo trzymałam się jego koszuli.
- Nie zostawiaj mnie, proszę. - wyjąkałam, spoglądając na niego zaszklonymi oczami.
- Okey, nie płacz już. Zabiorę cię do siebie. - szepnął z uśmiechem. Pocałował mnie następnie w policzek, po czym wrzucił jedynkę i ruszył przed siebie. Chwilę później byliśmy już w drodze do jego domu.
- Dziękuję. - wyszczerzyłam swoje białe ząbki i wtuliłam się w bluzę, którą blondyn okrył mnie nieco wcześniej.
10 miny później
Jak już byliśmy na podwórku Lynchów, Ross pomógł mi wysiąść z auta, wziął mnie w ramiona, po czym ostrożnie podszedł do drzwi. W mieszkaniu było ciemno, samochód jednak stał na swoim miejscu więc reszta musiała być już w domu. Blondyn chwycił za klamkę, niestety mieszkanie było zakluczone.
- Kurde, kluczy też nie mam, musiałem zgubić razem z portfelem. - wymamrotał zawstydzony. Wzdychnął ciężko, po czym postawił mnie delikatnie na ziemi. - Może załatwię nam hotel bo innego rozwiązania nie widzę... A nie, nie mam pieniędzy. - dodał, spuszczając głowę. - Mogłem cię zostawić u ciebie... - jęknął, przygryzając wargę. Chciałam już coś odpowiedzieć, uprzedził mnie jednak cichy dźwięk, po chwili światło w korytarzu się zapaliło a przed nami stanęła zapuchnięta Rydel.
- No nareszcie jesteście! - krzyknęła, obejmując nas ramionami. - Jak ja się martwiłam! Długo was nie było! - chwyciła nas za rękę i wprowadziła do mieszkania. - Co was zatrzymało, mieliście jakieś problemy? Może źle się poczułeś? - zalała nas falą pytań, zerkając raz na mnie, raz na Rossa.
- Nie, spokojnie. - powiedział, pomagając mi ściągnąć bluzę. - Po prostu po drodze weszliśmy do knajpki coś zjeść. Zleciało nam troszkę czasu. - wyjaśnił. Blondynka odetchnęła z ulgą. - Reszta domowników śpi?
- Tak, możecie iść na górę i się ogarnąć. - odpowiedziała, patrząc znacząco na brata. - Chcecie ciepłej herbaty, czekolady? kawy może? - dopytywała z troską.
- Spać. - odpowiedzieliśmy jednocześnie. - Hej, ty chrapałaś przez połowę drogi! - oburzył się, chwytając mnie w ramiona. - Powinnaś byś wyspana! - zachichotał.
- Ale nie jestem! - odpowiedziałam, tuląc twarz między jego bark a szyję.
- No okey. - wymamrotał, całując mnie w policzek. - Dobra to idziemy do mnie, a gdzie są leki? - zapytał, kierując wzrok w stronę siostry.
- W twoim pokoju. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jutro pogadamy. - szepnęła blondynowi na ucho. Pewnie nie chciała abym usłyszała, niestety nie udało jej się. Ross pokiwał jedynie twierdząco głową, po czym, trzymając mnie w ramionach, wszedł na górę.
- O raaany. - ziewnęłam, kładąc głowę na miękkiej, żółtej pościeli. - Tęskniłam za tym bałaganem.
- Serio? - powiedział z niedowierzaniem, usiadł obok mnie i objął nieco w talii. - To dobrze, musisz się przyzwyczaić bo tu nigdy nie jest czysto. - zachichotał. - Prysznic nie działa, przygotuje więc wodę w wannie, okey? Zaraz wrócę. - mruknął, pochylając się nad moim uchem. Przygryzł następnie jego płatek, po czym chciał wstać, postanowiłam go jednak powstrzymać.
- Nie będziesz zły jak dziś nie wezmę kąpieli? Jestem strasznie zmęczona, chcę już spać. - zapytałam. - W tym zapaszku, który się tutaj unosi, raczej nikt nie poczuje różnicy. - zaśmiałam się, obejmując chłopaka za szyję.
- Hej, to piękny zapach pizzy! - oburzył się, na jego twarzy gościł jednak szeroki uśmiech.
- Chyba zeszłorocznej pizzy. - wytknęłam chłopakowi język, po czym znowu opadłam na łóżko.
- A może i zeszłorocznej, nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem ją w pokoju. - odrzekł, unosząc obie brwi w górę.
- Matko, nie skomentuję tego! - zaśmiałam się. - Dobra, wyjdź na chwilkę, przebiorę się, dobrze? - zapytałam, odgarniając rude włosy z czoła.
- Jasne, ja pójdę się lepiej umyć. - powiedział, wstając na równe nogi. Wyjął następnie różowe bokserki z szafy, po czym skierował się do łazienki. - Zaraz jestem!
Odpowiedziałam chłopakowi tylko uśmiechem. Wynorałam następnie dość długą koszulkę ze sterty jego ubrań. Powoli się przebrałam, po czym wtuliłam w miękką pościel. Jak tylko okryłam się kołdrą i skuliłam w kłębek, momentalnie zasnęłam. Chciałam poczekać na blondyna, moje ciało jednak odmawiało współpracy. Ocknęłam się jednak, czując jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Mimo wszystko nie otworzyłam oczu. Czułam, że powieki mam dosłownie z ołowiu, zabrakło mi sił aby podnieść taki ciężar. Chłopak przytulił mnie delikatnie od tyłu i wtulił twarz w moje włosy. Kilka minut później odpłynęłam, wtulona w jego silne ramiona.
~~
DZIEŃ PÓŹNIEJ | DOM MATTA
     - Gotowa na randkę!? - krzyknął rudzielec, wesoło skacząc obok Cleo. - Oh, jakaś ty piękna! Wolę jednak jak jesteś nago. - mruknął, chwytając dziewczynę za pośladki. - Za dużo nie szarżuj z tym Rockym bo jak wrócisz to powtórzymy sobie dzisiejszy numerek...
- Spadaj. - odburknęła, odpychając go od siebie. - Już zaczynasz mnie wkurzać. - dodała, chwytając swój telefon.
- A torebeczka? - zapytał z ogromną ironią.
- Meh, dawaj ją! - krzyknęła niezadowolona, wyszarpując mały przedmiot z dłoni nastolatka. - Tak mi się chce wyjść z tym popaprańcem... Wolałabym już odsiedzieć twój wyrok. - wymamrotała, kierując się do wyjścia. Nacisnęła klamkę, już chciała wyjść, rudzielec ją jednak powstrzymał.
- Hej, hej, piękna. Pamiętaj, że ta randka nic nie znaczy ale masz być z tym pajacem dopóty, dopóki nie wykonasz swojej roboty. Masz udawać, że jesteś zadowolona i jak zaprosi cię na kolejną, masz się zgodzić. - wyszeptał jej do ucha. Dziewczyna pokiwała tylko głową w geście zrozumienia. - Żebyś mi się tam czasem nie zakochała! - zaszydził.
- Mam się zakochać w tej bandzie muzyków? - odwróciła się i posłała chłopakowi pytające spojrzenie. - Nie lubię muzyki. - dodała stanowczo, po czym wyszła z domu.
- Pamiętaj, że interesuje cię tylko Ross, nikt inny. Masz go załatwić, jasne? - krzyknął na odchodne.
- Jasne, jasne. - odpowiedziała z ogromnym grymasem na twarzy.
~~
DOM LYNCHÓW
     Rydel wstała jako pierwsza, jak zawsze z resztą. Musiała w końcu zadbać o poranne zakupy i śniadanie dla reszty domowników. Była pewna, że zmęczenie ją spowolni, dzisiejszego poranka była jednak rześka i skora do pracy. Udało jej się wszystko przygotować przed czasem, wzięła się więc za sprzątnięcie łazienki. Jak tylko usłyszała kroki, momentalnie przerwała szorowanie wanny i udała się do kuchni. Widząc najmłodszego brata, wyjadającego ser z kanapki, uśmiechnęła się szeroko.
- Hej, Ossy. - przywitała się, tuląc brata od tyłu. - Jak tam, wyspany?
- Witaj siostrzyczko. - odpowiedział, wsuwając do ust kolejny plaster żółtego sera. - Można powiedzieć, że tak. A co u ciebie? Rik był bardzo zły za to, że pojechałem z Demi? - zapytał prosto z mostu. Nie chciał odkładać tego tematu na później. Im wcześniej, tym lepiej.
- Nie mówmy teraz o nim, dobra? Mam wyśmienity humor, nie wiem dlaczego! Jakoś tak. - zaśmiała się, nastawiając wodę. - Wyspałam się jak nigdy, sama się sobie dziwię, braciszku. - dodała, wyjmując szklanki z szafki. - Kawy?
- Tak. - mruknął, podchodząc do małej apteczki, która znajdowała się w rogu pomieszczenia. Blondynka nic nie mówiła, obserwowała jednak jego ruchy. Chłopak po chwili wyciągnął tabletki przeciwbólowe, wyjął dwie pigułki, po czym wziął je do ust. - A nie wiesz gdzie jest mama? Chciałem się z nią przywitać, nie było jej jednak w pokoju. - dodał zaniepokojonym głosem, chwycił następnie butelkę wody mineralnej i wypił duszkiem większą połowę.
- Wujek zabrał mamę na badania. - wypaliła na szybko. Ross spojrzał na nią kątem oka. - Ale nie martw się, Ossy. To nic takiego. - dodała, gładząc brata w ramię. - Wszystko jest pod kontrolą.
Blondyn się tylko lekko uśmiechnął, chciał coś powiedzieć, przeszkodził mu jednak Rocky, który wparował właśnie do kuchni.
- Co ty!? - krzyknęli jednocześnie, widząc szatyna z wielkim bukietem róż w ręku. Do tego wyglądał jak wystrojona choinka. Miał na sobie czarne rurki, wyświecone buty i białą koszulę. Dało się również wyczuć drogie, męskie perfumy. Chłopak bez namysłu wepchnął swojemu bratu kwiaty, siostrę natomiast poprosił o zawiązanie krawata, który dyndał luźno pod jego szyją. Rodzeństwo spojrzało po sobie, byli jednak w takim szoku, że nikt o nic nie pytał.
- Sis, szybko! Jestem już spóźniony! Ona zaraz tu będzie! - majaczył, tupiąc nerwowo nogami.
- Ale kto tu będzie? - Ross i Rydel znowu zapytali jednocześnie, spoglądając na siebie kątem oka.
- No ona! - krzyknął zdenerwowany Rocky. - Idź otwórz, na bank już tu jest! - wybuchnął, słysząc dzwonek do drzwi. - No pospiesz się blondi! - Ross nic nie odpowiedział, powoli podszedł do drzwi, a gdy już je otworzył szczęka opadła mu aż do ziemi.
- Cleo? - wyjęczał. Dziewczyna się lekko uśmiechnęła i pokiwała ręką na przywitanie. Miała na sobie zwiewną, żółtą sukienkę z ogromnym dekoltem oraz buty na wysokim obcasie. Jej włosy natomiast, były spięte w luźny kok. - Wow. - dodał, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.
- No witaj, blondasku. Te kwiaty są dla mnie? - szepnęła uwodzicielsko, widząc zszokowaną minę chłopaka. - Może nie będzie tak źle jak myślałam. - pomyślała w duchu, spoglądając na różowe bokserki chłopaka. -  Jest Rocky?
- Jestem! - odkrzyknął, wpadł do korytarza jak rozjuszona bestia, wydarł bukiet z rąk brata, po czym wręczył go dziewczynie. - Możemy iść. - dodał, zamykając za sobą drzwi.
- On randkuje z Cleo? - zapytał zszokowany Ross gdy Rydel pojawiła się obok niego. - Co...?

NOTKA


Joł, cześć i czołem!

Przepraszamy, że tak długo zwlekałyśmy z nextem ale obie pracowałyśmy w pocie czoła! Było mało czasu na cokolwiek, serio. Do tego szkoła, meh, no i miałam formatowanego lapka! Jest cały golutki, ani jednego zdjęcia R5 :C *płacze* Ale to się już niedługo zmieni, znowu go zawale filmikami i zdjęciami moich blondi < 3 Miałam też rodzinną imprezę i randkę < 3 hahah pierwszy raz byłam w restauracji gdzie papier toaletowy był dobrany kolorem do serwetek xD fajnie było xD

No mamy nadzieję, że nexcior się wam spodoba :D

Kto nie może się doczekać nowego teledysku < 3!!??
ROSS < 3
                     


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

czwartek, 8 października 2015

Rozdział XLV

DZIEŃ PÓŹNIEJ
Godzina 05:00
     Wierciłam się na łóżku praktycznie przez całą noc. Szukałam odpowiedniej pozycji i miejsca do spania. Obolałe mięśnie, które dawały o sobie znać z każdym moim ruchem, nie pozwalały jednak na spokojny sen. Ostry ból atakował mnie z każdej strony. Do tego, mimo otwartego okna, było mi duszno i gorąco. Nie mogłam spokojnie zasnąć, no i jeszcze to dość nieprzyjemne uczucie... Moje podbrzusze wariowało jakby zaraz miało wybuchnąć! Okres. Nigdy więcej w takiej sytuacji. Zauważyłam, że Ross również nie jest w komfortowej sytuacji. Dyszał jak parowóz, leżał skulony i kurczowo trzymał się za brzuch. Miał jednak zamknięte oczy, spał. Zawsze jak chciałam się w niego wtulić, odsuwał się sycząc cicho z bólu. Mam nadzieję, że mój ojciec nie zrobił mu nic złego... Blondyn zachowywał się dziwnie, cierpiał, coś go ewidentnie bolało. Nie chciał jednak mi powiedzieć co się dzieje i dlaczego tak trudno jest mu złapać nieco powietrza. Do tego dochodził lekki zapach alkoholu... Boję się o niego.
- Kto tam? - wyszeptałam gdy tylko usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z oddali. Było ciemno, nie mogłam zidentyfikować źródła tego nagłego hałasu. Wystraszyłam się, nie powiem, że nie. Położyłam rękę na ramieniu blondyna, chciałam go przebudzić, poczułam jednak dziwne, zimne dreszcze. Po chwili do pokoju wkradł się dość spory strumień światła, niestety był zbyt mały abym mogła spokojnie ocenić sytuację. Włamywacz? Nie... Jesteśmy w hotelu! - Ktoś chyba jest w kuchni. - pomyślałam, po czym powoli i niepewnie zeszłam z łóżka. Wzięłam następnie kule, które stały oparte o mały, drewniany parapet i poczłapałam w kierunku szafki. Zapaliłam lampkę i spojrzałam na Rossa. Nadal spał, nie wyglądał jednak za dobrze... Na jego twarzy widniał ogromny grymas, do tego teraz zauważyłam, że ma mokre włosy a po jego czole spływają grube, zimne krople potu. Podeszłam bliżej, delikatnie przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka. Był rozpalony. - I co ja mam zrobić? - strach narastał, nie chciałam jednak budzić Rossa. Coś czuję, że jest w gorszej sytuacji niż ja. Podeszłam więc do drzwi, lekko je uchyliłam i rozejrzałam się po małym saloniku. Nikogo w nim nie było, dźwięki dochodziły z pomieszczenia obok. - Może to ktoś z zespołu? Albo Majak. Nie powinnam się chyba aż tak bać. - wymamrotałam pod nosem. Nie byłam jednak do końca przekonana czy aby na pewno mam rację. Niepewnie skierowałam się do kuchni, miałam nadzieję, że zobaczę tam Rydel. Chciałam z nią pogadać... W pomieszczeniu krzątał się jednak Ratliff.
- Hej, rudzielcu. - przywitał się ciepło, odwracając głowę w moją stronę. Sięgał właśnie po kubek, w między czasie nastawił również wodę. - Słyszałem kroki, musiały być twoje, kule cię zdradziły, heh. - dodał, widząc moją zaskoczoną minę. - Nie śpisz już? Może masz ochotę na gorącą czekoladę? Tak na zabicie smutków... Czekolada jest najlepsza, prawda? - zapytał z wymuszonym uśmiechem. - Rydel zawsze tak mówi...
- Hej, wiesz jakoś nie mogę zasnąć. - westchnęłam, podchodząc do stołu. Usiadłam następnie na krzesło, które stało najdalej perkusisty. Rzadko ze sobą rozmawialiśmy, nie wiedziałam jak się zachować. Byłam jednak pewna, że czas w końcu pogadać. - Wystraszyłeś mnie... O matko! Jest piąta rano! - wypaliłam, spoglądając na zegar, który wisiał na ścianie, tuż nad głową chłopaka. Zignorowałam tym samym część jego wypowiedzi. Wiem, że zranił blondynkę ale wiem również, że bardzo tego żałuje. Ale jak mu pomóc? Co doradzić? W sprawach sercowych jestem beznadziejna. - Dlaczego ty nie śpisz? No i napiłabym się herbaty, jeśli można.
- Meh, jak by to powiedzieć? - odparł zrezygnowanym tonem, niedbale smarując kanapkę. Wyciągnął następnie drugi kubek, który postawił na szafce kuchennej. Sięgnął potem po małe opakowanie Sagi i wrzucił jedną saszetkę do szklanki. - Wiesz, jakoś nie mogę zasnąć. - powtórzył moje słowa, po czym puścił mi oczko. - Jak się czujesz? - dopytywał, czułam jednak, że mało go to obchodzi. Zrobił to z grzeczności, po prostu.
- Już lepiej, dzięki. - wyszeptałam. Ah, ta rozmowa była taka sztuczna, że gdybym mogła, migiem ulotniłabym się do pokoju blondyna. Niestety kule mnie powstrzymywały. - Przykro mi z powodu Rydel. - wiedziałam, że mimo wszystko Ell chce o tym pogadać. Ross mi powiedział co się wydarzyło między blondynką a Ratliffem. Szkoda, byłam pewna, że będą razem szczęśliwi, niestety kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw. Nie warto niczego ukrywać. Ale człowiek przecież uczy się na własnych błędach, prawda?
- Nie powinno się zwalczać ognia, ogniem mała. - powiedział jak już odwrócił się w moją stronę. - Poparzyłem się i to bardzo. Nie mam pojęcia jak ją odzyskać, próbowałem już wszystkiego. - westchnął, wpakował następnie wielką kanapkę do ust, po czym oparł łokcie o blat stołu. Wiedziałam, że chłopak liczył na rady ode mnie, ale...
- Jesteś pewien, że już zrobiłeś wszystko? - zapytałam z lekkim uśmiechem. Przypomniałam sobie jak Rydel opowiadała mi o jej wymarzonych zaręczynach. Wszystko miała nawet wypisane w punktach, jak mi to czytała to jej oczy aż wariowały z radości. Myślę, że warto podpowiedzieć Ratliffowi co ma zrobić. Może akurat się uda? Ślubu zapewne nie będzie ale być może właśnie tym ją odzyska?
- Jestem pewien. - odrzekł jak już przeżuł i połknął pokarm. - Niestety jestem pewien. - powtórzył zrezygnowanym tonem. - Wiesz mała, często się kłócimy ale tak skłóceni jeszcze nie byliśmy nigdy. No i nie chodzi tutaj tylko o mnie i Rydel.
- Co masz na myśli? - dopytywałam. Faktycznie, sytuacja w ich zespole nie była najlepsza, znowu. Pomysł na odzyskanie blondynki podrzucę mu później. Skoro sam zszedł z tematu to chcę się dowiedzieć czegoś więcej o ich wiecznych kłótniach.
- Coś mi się wydaje, że gdybyśmy mogli to pozabijalibyśmy się nawzajem. Każdy jest na siebie wściekły. Eh, szkoda słów, serio. Nie wyobrażam sobie naszego wspólnego występu, a przecież to już za tydzień. - chłopak machnął tylko ręką, po czym schował twarz w dłoniach.
- Gdzie gracie? - byłam ciekawa, Ross nic nie wspominał o nowych koncertach.
- Zaczynamy w Santa Ana. - odparł przeciągle. Następnie wstał, zalał herbatę i kakao dla siebie, po czym postawił mi jeden kubek przed sam nos.
- Zaczynacie? - powtórzyłam ze zdziwieniem. - Jak to? No i dziękuję. - dodałam, tuląc gorącą szklankę w dłoniach.
- Wyjeżdżamy w trasę koncertową, Ross ci nie mówił? - zapytał zaskoczony. Pokręciłam jedynie przecząco głową. - Ah, w sumie nie wiem nawet czy ta trasa się odbędzie... Eeee, wszystko się wali, koncert jeszcze jakoś przeżyjemy ale soundcheck? Dam głowę, że się tam pozabijamy... No i nie będę potrafił być obok niej, kurde żeby tak to wszystko spaprać. Trzeba być mną...
- Nie możesz się poddawać. Musisz być silny, jakoś to będzie.- wyszeptałam. Przykro mi, że nic nie wiem o tej nowej trasie. Muszę chyba zacząć śledzić ich stronę internetową bo od blondyna się niczego nie dowiem. Widząc smutną minę Ella, przesiadłam się nieco bliżej niego, po czym delikatnie pogładziłam go po ramieniu. - Rydel cię kocha, zrozumie i wybaczy. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
- Nic innego mi nie pozostaje. - zaśmiał się.
- Słyszałam waszą kłótnie... Nie chciałabym się wtrącać, ale... Przecież jesteście rodzeństwem i co najważniejsze zespołem. Nie potraficie się dogadać i...
- Nic nowego, rudzielcu. - przerwał mi. Spojrzał następnie prosto w moje oczy i kontynuował. - Wiesz, od czasu śmierci Rylanda, potem wypadku państwa Lynch, wszystko zaczęło się u nas komplikować, bo..
- Zaraz, zaraz. - tym razem to ja weszłam w słowo perkusiście. - Co za Ryland? - dodałam z szeroko otwartymi oczami. Czego to ja się jeszcze dowiem o tej skomplikowanej rodzince? Ciągle mnie zaskakują! Ale te tajemnice... One są w ogóle niepotrzebne!
- Ajć, bo ty nic nie wiesz... - wyjąkał, ponownie chowając twarz w dłoniach. - Ale myślę, że mogę ci powiedzieć. Być może dzięki temu bardziej zrozumiesz swojego chłopaka. - dodał z uśmiechem. Ja natomiast patrzyłam na niego wybałuszonymi oczami i czekałam na dalsze wyjaśnienia. - Powiem to wszystko w totalnym skrócie. Dużo by opowiadać...
- Wyjaśnij mi wszystko, proszę. - wyszeptałam, składając ręce jak do pacierza. - Od początku.
- Otóż Ryland był najmłodszy z Lynchów. - zaczął niepewnie. - Tak, Ross miał młodszego brata. Niestety trzy lata temu zachorował, wykryto u niego nowotwór. Było już za późno na leczenie, chłopak zmarł. Nikt o nim nie mówi, ale nie martw się, kochali go. Po prostu nikt nie chce o tym gadać bo nikt nie potrafi. To nie jest lekki temat. - przerwał na moment. Wziął łyk czekolady, po czym znów zaczął mówić. - Od tego czasu Ross zaczął zamykać się na świat. Nie mógł zrozumieć dlaczego to wszystko spotkało akurat Rylanda. No i wiadomo, zaczął topić smutki w alkoholu. Imprezował dość często, ukrywał to jednak przed rodzicami. Próbował zatuszować to również przed Rydel, ona jednak wiedziała co się dzieje. Czasem jak Ross był w totalnym dołku to do wszystkiego się przyznawał ale po kilku dniach i tak znów robił to samo. Blondynka strasznie się tym zamartwiała. Rik z kolei ciągle był  wściekły na Rossa, darł się praktycznie codziennie kiedy wyczuł od niego wódkę. - dokończył, po czym znów wziął łyk czekolady. Chwycił następnie kanapkę i wpakował ją do ust.
- To takie przykre... - wymamrotałam, patrząc na Ella. Nie wiedziałam co powiedzieć. - Nie miałam pojęcia...
- Ogólnie to nasza beznadziejna historia sięga jeszcze troszkę dalej. - zaczął, wypuszczając powietrze z płuc. Odłożył chleb na stół i mówił dalej. - Rodzice Lynchów nie za bardzo się ze sobą dogadywali. Można powiedzieć, że teraz Ross poszedł w ślady ojca. Mark również dużo pił, jak wracał do domu to zawsze była u nich jakaś awantura. Do tego mężczyzna nie raz uderzył swoją żonę. A twój men niestety był świadkiem tego wszystkiego. Nienawidził przez to ojca ale i tak jego śmierć strasznie odbiła się na jego psychice. Ale śpiączka pani Stormie to już kompletnie go przybiła. Ross po tej tragedii stał się wrakiem człowieka. Przesiadywał całe dnie w swoim pokoju, nic nie jadł i nie pił. Znaczy... Jego głównym napojem stała się wódka. Wychodził nocami, imprezował i bawił się w najlepsze. Nie sądzę jednak aby to go uszczęśliwiało. Ale z drugiej strony co miał robić? Jeszcze Rik przez cały czas na niego naciskał. Z pomocą Rydel się nieco opamiętał i wrócił do żywych. Było lepiej, jednak i tak nie mogliśmy do niego dotrzeć. Coraz częściej się kłóciliśmy. Riker potrafił zrobić wojnę nawet jak Ross spóźnił się na próbę dosłownie 5 minut.
- Ale dlaczego basista tak strasznie naciskał na zespół? - wtrąciłam się. Wiem, że to nieładnie ale po prostu nie mogę tego pojąć i jestem ciekawa co było przyczyną takiego zachowania.
- Nie wiem, Rik po śmierci Rylanda postawił zespół na pierwszym miejscu. Pewnie dlatego, że Ryry, mimo, że nie był członkiem R5, bardzo nam kibicował, chciał abyśmy byli najlepsi. Mieliśmy mianować go naszym managerem. Niestety, nie udało się. Być może basista robi to wszystko dla niego? Niestety nie za bardzo mu to wychodzi. Nie sądzę  aby Ryland popierał takie zachowanie. Zespół był dla niego ważny, kochał go tak samo jak Rik ale... Najważniejsza dla niego była jednak rodzina. Niestety basista tego już nie pamięta, albo po prostu nie chce pamiętać? Nie wiem. Nie rozmawialiśmy nigdy na ten temat. Ale z tego co zauważyłem to Rik jest po prostu ślepy. Tak bardzo chce utrzymać idealny wizerunek zespołu, że nic innego go nie obchodzi. Nie sądzę aby Ryry właśnie tego chciał.
- O rany... - wyjąkałam. To już było za dużo jak na wrażenia z jednego dnia. A mamy dopiero piątą trzydzieści.
- No właśnie. Ross w tym wszystkim nie mógł się po prostu odnaleźć. Do alkoholu doszły narkotyki, częstsze imprezy, a co za tym idzie, nieodpowiednie dla niego towarzystwo. No i zaczął traktować dziewczyny jak... - przerwał, widząc łzy, które spływały po moim policzku. - Przepraszam, nie powinienem.
- Nie, ja... - wyjąkałam. To trudny temat ale nie można od niego wiecznie uciekać. - kontynuuj...
- No ten wątek akurat pominę. - odchrząknął, po czym wziął duży łyk czekolady. Jak już przełknął napój, postanowił kontynuować. - Ogólnie to na samym początku Rik wspierał Rossa jak tylko mógł, jednak te problemy zaczęły i jego przerastać. Jak dowiedział się, że fani coraz częściej spotykają pijanego Rossa, który włóczy się nocami po barach, basista  nie wytrzymał. Wyżywał się na nim, krzyczał i ubliżał jak tylko mógł. Nie raz na instagramie pojawiały się fotki, które stawiały zespół w negatywnym świetle. Za każdym razem był na nich właśnie wstawiony Ross. Dziewczyny jednak nie miały nic przeciwko bo... wiesz, blondyn był otwarty na znajomości damsko-męskie. Bardzo trudno jest utrzymać coś takiego w tajemnicy przed mediami, uwierz mi. No a Rik starał się aby nic nie wyciekło do gazet. Niestety ta walka go tak pochłonęła, że przez długi okres czasu nie zwracał uwagi na nic innego. Nie chciał aby wszyscy się dowiedzieli o nagannym zachowaniu najmłodszego brata. To zepsułoby nasz wizerunek i reputacje. Coraz częściej Rik po prostu przeginał. Na słowach się nie kończyło, nie raz karetka zabierała Rossa do szpitala. Rydel zawsze próbowała ich rozdzielić jak się szarpali, chciała temu wszystkiemu zapobiec. Basista jednak był zdania, że po prostu Ross na to zasłużył, więc zrodziła się kolejna kłótnia. Opowiedziałem się po stronie blondynki to Rik mnie zlinczował, Rockiego zresztą tak samo. Krzyczał, że nam nie zależy na zespole i takie tam. To nie prawda bo bardzo cenimy sobie naszą paczkę ale... Za każdym razem jak patrzyłem na zakrwawionego Rossa to miałem ochotę to wszystko rzucić w cholerę. Każdy z nas miał już dosyć. Postanowiliśmy sobie zrobić przerwę... Teraz, kiedy z panią mamą jest lepiej, mieliśmy wrócić na scenę, ale coś nam to jednak nie wychodzi.
- Ale Ally mówiła, że jak pani Stomie leżała w szpitalu to sytuacja u was się poprawiła, Rik był dla niej i dla reszty bardzo pomocny. - wyjąkałam.
- Tak bo wtedy nie musiał martwić się o organizowanie koncertów, wywiadów, spotkań z fanami. Nie robił nic co wiązało się z R5. Był serio innym człowiekiem. No ale niestety te czasy już minęły. Szczerze to współczuje Ally i temu biednemu dziecku. - odrzekł, popijając już letni napój. - Ogólnie nie chcę cię martwić ale wiesz... Dość często się przeprowadzaliśmy. Riker tak zarządził. Jak tylko w gazetach zaczęły się plotki o tym, że znowu widziano Rossa z inną dziewczyną, basista bał się, że blondyn będzie robił to częściej no i w końcu się dowiedzą o jego nocnych przygodach. Mam dziwne przeczucie, że znowu będziemy musieli zmienić miejsce zamieszkania.
- NIE! W żadnym wypadku! -  wydarłam się jak opętana. Ratliff spojrzał na mnie spode łba, po chwili się jednak lekko uśmiechnął. - Nie pozwolę wam na to!
- Wywalili Rossa ze szkoły. - wypalił, odkładając pusty kubek na stół.
- Ale Rydel nie pozwoli na kolejną przeprowadzkę! - krzyknęłam z przejęciem. - Prawda? - dodałam, widząc jak Ell przeczesuje nerwowo swoją bujną czuprynę.
- Wiesz, akurat w tym to popiera Rika. Zresztą ona też uważa, że nowe otoczenie wpłynie na Rossa lepiej. Także to już raczej przesądzone. - odpowiedział, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. - Przeprowadzamy się za każdym razem jak wywalą go ze szkoły. Teraz i tak w sumie przebiegło to łagodnie. Ostatnim razem przyłapali go jak pije alkohol i zabawia się z jedną koleżanką z klasy...
- Ale nie możecie mi tego zrobić. - wymamrotałam przez łzy. - Przecież widzicie, wasze działania nic nie dają. Może w końcu czas je zmienić? Pomogę wam na tyle ile mnie stać.
- Oh, rudzielcu. - westchnął. - Pojęcia nie mam co może posklejać nasze rozdarte relacje. Przychodzi taki czas, kiedy wszyscy się przepraszamy, tulimy i obiecujemy sobie Bóg wie co. Zresztą byłaś tego świadkiem. Ale i tak mamy przed sobą tajemnice. Na przykład teraz. Wczoraj Rydel wieczorem rozmawiała ze swoją mamą. Wiedziałaś, że pani Stormie zemdlała i aktualnie jest w szpitalu? - zapytał, chowając kubek do zmywarki. Ja nic nie odpowiedziałam, pokręciłam jedynie głową na boki. - A widzisz. Ross też nic nie wie. Niby to dla jego dobra, ale... To nie ma sensu, jak się dowie znów będzie miał pretensje, że wszystko przed nim ukrywamy. Mamy sporo problemów ale nie wiemy jak się za nie zabrać, tyle.
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo właśnie przed nami stanęła Rydel. Miała zaszklone oczy i zasmarkany rękaw od swojego różowego szlafroka. Podsłuchiwała nas...?
- To może ja was zostawię samych? - zapytałam, widząc jak Ell z wielką nadzieją patrzy na blondynkę. Nikt mi nie odpowiedział, otarłam więc nos rękawem, chciałam już wstać i wyjść, blondynka jednak mnie powstrzymała.
- Nie musisz iść. - jęknęła. - Wpadłam do kuchni się tylko napić. Strasznie mnie suszy. - wyjaśniła, po czym podeszła do szafki, wyciągnęła szklankę i nalała do niej soku. Ratliff na te słowa spuścił jedynie głowę. Następnie zrezygnowany opadł ciężko na krzesło. Nadzieje na odzyskanie dziewczyny z każdą chwilą stawały się coraz mniejsze. - Ale na takie rozmowy to chyba nie jest najlepsza pora, co nie Ell? - dodała zgryźliwie. Chłopak jedynie  wzdychnął, ja natomiast wstałam, wzięłam kule i powoli poczłapałam do pokoju Rossa. Chciałam jednak wiedzieć o czym rozmawiają. Miałam nadzieję, że się w końcu pogodzą. Uchyliłam więc lekko drzwi i zaczęłam podsłuchiwać. Wiem, że to poniżej krytyki, ale widocznie inaczej się niczego nie dowiem. A jak nie będę wiedziała na czym stoję, to niestety nikomu nie będę mogła pomóc. To jedyne wyjście.
- Dlaczego jej o tym powiedziałeś? - warknęła blondynka, gdy tylko zniknęłam za drzwiami. - Jesteś niepoważny! Obiecaliśmy sobie, że nikt się o niczym nie dowie!
- Nie wiem, może dlatego, że jest jedyną osobą, która może wyciągnąć Rossa z tej jego wiecznej depresji? - odgryzł podniesionym tonem. - To nie jest jego wina, wiem. Ale jemu trzeba pomóc, każdy z nas ma tego świadomość. - dodał, kierując wzrok na blondynkę. Pierwszy raz od ich kłótni w szpitalu, Rydel patrzyła mu prosto w oczy. - Lekarze nic nie mogą już zrobić. Tabletki mu nie pomogą, zresztą on i tak ich nie brał. Jak nikt nie wyciągnie do niego pomocnej dłoni to on w końcu popełni samobójstwo. Ostatnim razem mu się nie udało, ale sama słyszysz co on mówi, co robi i jak się zachowuje. Ten cały mur, który według niego postawili fani, niestety został stworzony przez niego. To Ross się od wszystkich odgrodził po tych wszystkich tragediach, które go spotkały... - powiedział poważnym tonem. Ja natomiast nie mogłam w to uwierzyć! On chciał się zabić...? - Nie patrz tak na mnie, słyszałem waszą rozmowę. - dodał, czując na sobie pytające spojrzenie dziewczyny. - Sama widzisz, że twoja pomoc mu nie wystarcza. Wiem, że zrobisz dla niego wszystko ale na to wychodzi, że ty również potrzebujesz wsparcia. Myślę, że Demi jest idealną osobą na to stanowisko. Dlatego jej powiedziałem. Ross jest CHORY. - dodał, akcentując każdą literkę w  wyrazie ,,chory". - Rydel, spójrz na mnie. - widzą, że blondynka spuściła głowę, chwycił kciukiem jej podbródek i lekko uniósł w górę. - Twój brat ma zniszczoną psychikę do cna, udawanie normalnego gościa już mu nie wychodzi. Wiesz to dokładnie. Szukanie go po nocach i zamartwianie się czy aby na pewno nic sobie nie zrobił, zaczęło cię już przerastać, pączku. Zrozum.
- Ratliff ja wiem o tym! Dlaczego mi to przypominasz! Jesteś beznadziejny! - krzyknęła, chciała uciec, być jak najdalej od perkusisty, wiedziała jednak, że tak naprawdę to chce go teraz przytulić i poczuć jego bliskość. - Codziennie mam przed oczami ten widok, nie mogę się go pozbyć, nie mogę uwierzyć, że Ross chciał odebrać sobie życie... - blondynka wybuchnęła płaczem. Chłopak bez zastanowienia przytulił swoją przyjaciółkę. Nie odepchnęła go, co wywołało w ciele perkusisty przyjemne dreszcze.
- Przepraszam. - wyszeptał prosto do jej ucha.
- Wiesz co najbardziej mnie boli? - zapytała, spoglądając w jego oczy. - To, że nie byłam w stanie mu wtedy pomóc. - dziewczyna znów się rozpłakała. Ratliff przytulił ją jeszcze mocniej, ja natomiast w ogromnym szoku zamknęłam drzwi i z przerażeniem w oczach spojrzałam na śpiącego blondyna...
~~
3 godziny później.
     - Wszyscy gotowi?! - krzyknął basista, pakując do torby ostatnie rzeczy. - Rocky, zatankowałeś samochód?
- Taaaak! - szatyn odkrzyknął z korytarza. Był już na schodach i znosił kolejną torbę z lekami Demi.
- Nie drzyjcie się tak, Ossy jeszcze śpi. - wydukała blondynka. Kroiła właśnie rzodkiewkę na kanapki, ponieważ znów musiała przygotować śniadanie. Reszta była zajęta pakowaniem i przygotowywaniem wszystkiego do drogi powrotnej. - Przyjdźcie zaraz bo już kończę. - dodała, odwracając wzrok od deski do krojenia. Niestety przez to nagłe rozkojarzenie przejechała nożem po swoim palcu. - Auć!
- Nie śpię już. - wymamrotał ktoś tuż za plecami blondynki. Ta aż się wzdrygnęła. - Demi za to nadal siedzi w łazience. - dodał z lekkim uśmiechem. - Daj, pomogę ci. - Ross ujął w dłonie rękę swojej siostry, podmuchał skaleczone miejsce, po czym odkręcił zimną wodę i przystawił jej palec pod cieknący kran. - Boli mocno? - zapytał troskliwie, szukając plastra w małej apteczce, która znajdowała się tuż obok zlewu.
- Auu, troszkę piecze. - wyjąkała, przebierając nerwowo nogami. - Nienawidzę widoku krwi!
- No już. - powiedział wesoło jak w końcu znalazł to, czego szukał. Wyjął kawałek plastra z małego opakowania, po czym chwycił kuchenny ręcznik i wytarł nim dłoń blondynki. - Zaraz przestanie boleć. - dodał, starannie zaklejając zranione miejsce. - No i po krzyku. - dokończył z uśmiechem. Zerknął następnie na stos kanapek, które leżały na stole. Momentalnie z kącika ust pociekła mu ślinka.- Mogę zjeść?
- Jasne, że możesz. - wymamrotała, gładząc okaleczony palec. - Nie wiem po co w ogóle zadajesz takie pytania. - dodała z lekkim zdziwieniem.
- A nie wiem. - odrzekł, posyłając siostrze lekki uśmiech.
- No i dziękuję za pomoc, braciszku - odwzajemniła gest nastolatka, po czym wyczochrała jego blond włosy. Wyczuła, że są wilgotne, nieco się tym zaniepokoiła.
 - Nie ma za co, sis. - chłopak podnósł głowę, unikał jednak kontaktu wzrokowego z dziewczyną.
- Co się dzieje? - dopytywała, widząc ogromny grymas na jego twarzy. - Coś cię boli, Ossy? Jesteś cały spocony...
- Nie. - odburknął, sięgając po kanapkę. Jego kwaśna mina, powolne i ostrożne ruchy, mówiły jednak za siebie. Dziewczyna czuła, że od kilku dni coś jest nie tak.
- Ciężko oddychasz. - Rydel wiedziała, że Ross nie chce z nią rozmawiać, mimo tego ciągnęła temat. Chłopak nic nie odpowiedział, po kilku minutach blondynka przyłożyła dłoń do jego czoła. - ciepłe, masz gorączkę, Ossy.
- Nie mam. - wydukał, pakując kolejną kanapkę do ust.
- Zatrzymamy się po drodze w szpitalu. - zarządziła, kierując wzrok w stronę Rikera, który akurat wszedł do kuchni. On jedynie wzruszył ramionami, nawet nie spojrzał na najmłodszego brata. Blondyn z kolei, widząc obojętną minę basisty, czuł, że właśnie stracił apetyt.
- Nie trzeba. - Ross przełknął pokarm, po czym chwycił się gwałtownie za brzuch. Blondynka to zauważyła i szybko podeszła do nastolatka. - Przecież mówię, że jest okey. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Wejdziemy do tego szpitala, tak dla świętego spokoju, jak już trzeba. - wtrącił obojętnie Riker. Ross spuścił głowę, odłożył kanapkę na stół, po czym powoli wstał z krzesła. Rydel w tym czasie odwróciła się w stronę gazówki, nalała wody do czajnika i postawiła na wolnym ogniu aby się zagotowała. Blondyn chwilę stał i przyglądał się czynnościom, które właśnie wykonywała jego starsza siostra. Przypomniał sobie ich wczorajszą rozmowę...
- Tak bardzo chciałbym wybrać kawę. - jęknął pod nosem, po czym skierował się do wyjścia.
- Hej, nie najadłeś się tym jednym gryzem. - wtrąciła blondynka, chwytając brata za ramię. - Siadaj i jedz, zaraz zrobię herbatę.
- Nie chcę. - wyjąkał. Chwilę później poczłapał w kierunku swojego pokoju.
~~
     - Hej, wstałeś już? - zapytałam z uśmiechem, wychodząc z toalety. Chłopak pokręcił jedynie twierdząco głową. Siedział na łóżku i wpatrywał się w podłogę.
- Wracasz z rodzicami? - wyszeptał, kierując wzrok na mnie. Widząc jak siłuje się z kulami, mimowolnie się uśmiechnął. Nigdy nie miałam złamanej nogi, nie wiedziałam jak mam się poruszać! Nie wychodziło mi to  za dobrze. Widziałam, że chłopak chce mi pomóc ale zdawało mi się, że sam nie ma sił aby uporać się z bólem, który atakował go coraz częściej i z coraz większą siłą. Ale co się stało? Hm... Wprawdzie ojciec wyraźnie powiedział, że jadę z nimi ale... Wolałam zabrać się z Rossem. Chłopak nadal na mnie patrzył, wyczekując odpowiedzi. Ja natomiast podeszłam do niego, odłożyłam kule na bok, po czym przysiadłam na rogu łóżka. Dopiero teraz zauważyłam jego przepite oczy i sine plamy na twarzy. To przykre... Patrzyłam na niego, nie jak na kogoś kto wykorzystuje dziewczyny i znęca się nad słabszymi, nie! Teraz dopiero zaczęłam dostrzegać w nim chłopaka, który ma ogromne problemy i nie może się z nimi sam uporać. Do teraz nie mogę uwierzyć, że on chciał odebrać sobie życie... Nie wiedziałam jak mam się przy nim zachowywać! A przecież byłam na szkoleniach, dużo czytałam o takich przypadkach, spędziłam setki godzin zagłębiając się w różne lektury, które opisywały podobne przypadki. Ale co z tego jak nie mam pojęcia co mam teraz zrobić!
- Piłeś? - wypaliłam. Momentalnie tego pożałowałam. Ross nie chciał na mnie spojrzeć, unikał ze mną kontaktu wzrokowego.
- Nie lubię jak ktoś odpowiada mi pytaniem na pytanie. - zachichotał lekko, łapiąc się za klatkę piersiową. Ciężko oddychał. - Ale... Tak, piłem. Wybacz, ja... To znaczy my... - zaciął się. - Wiesz, nie sądziłem, że kiedyś się w ogóle zakocham. - dodał, spoglądając na mnie kątem oka. - Nie przypuszczałem też, że to takie trudne i skomplikowane uczucie. Bo... Chłopak, który będzie mógł oglądać twój piękny uśmiech każdego dnia, będzie serio szczęściażem, już mu zazdroszczę. - dokończył, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- A ja nie lubię jak ktoś mówi na swój temat w trzeciej osobie. - odrzekłam, całując chłopaka w policzek. - Nie dąsaj się, wyjeżdżasz w trasę, będzie fajnie! - chciałam tym go troszkę pocieszyć, niestety wywołało to odmienne skutki.
-  Twój ojciec ma rację, jestem zerem, nie powinienem w ogóle zawracać ci głowy. - westchnął, miętoląc guzik od swojej pogniecionej koszuli.
- Nie mów tak i nie słuchaj mojego taty. - powiedziałam pewnym siebie tonem. - On nie ma racji, wiesz, że...
- Odkąd pokazałem się w twojej szkole, masz same problemy i nie mów mi, że nie. - wtrącił, patrzą mi prosto w oczy. - Ja serio jestem nic nie warty. Nie mam żadnego celu, każdy dzień mija mi tak samo, żyję jakby nie miało być jutra...A ty? Jesteś mądrą i piękną dziewczyną, która ma jasno postawione cele, rodzinę, która się o ciebie martwi, każdy twój dzień jest zaplanowany co do sekundy. Jesteśmy inni, jak puzzle... Nie ważne jak bardzo bym chciał, nie wpasuje się w twoja układankę. To co robiłem zanim cie poznałem... Teraz na to patrze z obrzydzeniem ale ja się nie zmienię, Demi. Nie zmienię się.
- Ja wierzę, ze się zmienisz. - wyszeptałam, odgarniając jego mokrą, blond grzywkę z czoła. - Wierzę, że zrobisz to dla mnie.
- Piłem i...  Skrzywdziłem cię już wiele razy, zrobiłem to znowu... - jęknął cicho, nadal patrząc mi prosto  w oczy. To co powiedział bardzo mnie zabolało...Mimo wszystko... Czy on właśnie powiedział, że mnie zdradził? - I pewnie zrobię to po raz kolejny, nie chcę ale to zrobię. Nie jestem ciebie wart, nigdy nie byłem, nie wiem w ogóle po co próbowałem. Twój ojciec ma racje, zasługujesz na kogoś lepszego.
- Nie mów tak...
- Nie, ja ciągle użalam się nad sobą jak mały gówniarz. - wtrącił, chwytając mnie za dłoń. - Muszę w końcu  się ogarnąć i pogodzić z moim beznadziejnym życiem. Uwierz mi, że nie chcesz go ze mną dzielić. - dokończył, gładząc kciukiem moją skórę. Byłam w szoku, mój mózg krzyczał, usta jednak nie chciały wydobyć żadnego dźwięku. Ross, słysząc sygnał klaksonu, wstał i spojrzał przez okno. Wzdychnął ciężko i skierował wzrok na mnie. - Twoi rodzice już są. Musisz iść, chociaż jeżeli mam być szczery to mam pewne obawy. Ostatnim razem jak mieliśmy się spotkać w LA, wylądowałaś w szpitalu. To... Teraz po prostu powiem żegnaj, zamiast do zobaczenia i wszystko będzie dobrze. - dokończył, siadając obok mnie.
- Nic nie będzie dobrze! - wydusiłam, po czym płączyłam swoje usta z mokrymi wargami chłopaka. Ross przez chwilę się wahał, po kilku sekundach jednak splótł nasze języki w namiętnym tańcu. - Ja już tak nie mogę! - krzyknęłam ponownie jak tylko oderwałam się od chłopaka. - Ja cię potrzebuje, to ci nie wystarczy? Co ja mam jeszcze zrobić abyś w końcu zrozumiał, że jesteś dla mnie ważny? - zapytałam ze łzami w oczach. - To wszystko co się stało to nie twoja wina, tylko moja. To ja uciekłam z domu, to ja do ciebie przyjechałam i to ja naraziłam się na gniew rodziców. Nie potrafię powiedzieć żegnaj, jasne? Kochasz mnie? Powiedz szczerze...
- Kocham cię. - wyszeptał.
- To nigdy więcej nie mów ,,żegnaj", proszę! - wybuchnęłam, tuląc się do chłopaka. Zrobiłam to jednak ostrożnie, nie chciałam sprawiać mu bólu.
- Ale zrozum, że ty zasługujesz na lepszego faceta...
- Bzdury. Nie raz udowodniłeś, że jestem dla ciebie najważniejsza na świecie. Chcesz abym była szczęśliwa?
- Niczego innego tak bardzo nie pragnę. - odpowiedział, obejmując mnie w pasie.
- To mnie mocno przytul, pocałuj i nie zostawiaj, bo ja cie potrzebuje, rozumiesz? - spojrzałam w jego oczy. Miałam wrażenie, że się... jakby uśmiechały? Nie, to niemożliwe. Chwilę siedzieliśmy wpatrzeni w siebie, po kilku minutach jednak Ross znów połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, który zabrał mnie do krainy rozkoszy w której mogłabym zostać już do końca życia...

NOTKA

Joł, cześć i czołem!

Lel, Ossdział miał być po weekendzie xD Ale dziś po pracy wpadłam do Majaka, miałyśmy popracować nad moim projektem do szkoły, ona jednak mnie wyśmiała i powiedziała coś w ten deseń: ,,chyba sobie żartujesz! Ludzie czekają na next a my będziemy się opierdalać!?" HAHA! Podziękujcie Maji, to dzięki niej napisałyśmy Rossdział jeszcze dzisiaj... Wiemy, jest taki depresyjny... Majak nie raz płakała jak go czytała xD Ale w końcu wyjaśniłyśmy co nieco, teraz trzeba zająć się Cleo i Mattem *złowieszczy śmiech*

Cieszymy się, że są z nami osoby, które domagają się nextów :D Serio, to strasznie fajne, że czekacie < 3 Witamy również nowych czytelników!

LOL! Ja nie wierzę! Teen Beach 2 obejrzałam dopiero kilka dni temu (lol, kocham Rossa ale ten film jest beznadziejny) no i tym samym dopiero niedawno zobaczyłam tą piosenkę R5 o.O Swoją drogą jest B O S K A! < 3

Aż che się tańczyć ! xD

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ