niedziela, 29 marca 2015

Rozdział XIII część II

     Kobieta już przez dłuższą chwilę wlepiała wzrok w naszą dwójkę. Ross nadal spał. Po chwili jednak blondwłosa znów zaczęła wodzić wzrokiem po sali, jakby nie wiedziała gdzie jest, kim jest i co tu w ogóle robi.
- Ross, no obudź się w końcu. - wyszeptałam chłopakowi do ucha i szturchnęłam mocniej łokciem. Nagle poczułam, że wtula się we mnie jeszcze bardziej.
- Coś się stało? - wybąkał w moje ramię, nie cofnął się nawet o milimetr. Nadal trwał w mocnym uścisku.
- Twoja mama... - zaczęłam ale blondyn mi przerwał. Oderwał się ode mnie szybko i momentalnie spojrzał na łóżko, na którym leżała jego rodzicielka. W tym momencie nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Nic. Wpatrywał się w kobietę, nic nie mówił. Był jakby sparaliżowany. Jego czekoladowe oczy były pogrążone w nieznanej otchłani. Sama nie wiedziałam co robić, czy się w ogóle odezwać, czy pozwolić mu aby sam wykonał ruch.
- Mamo... - zaczął dusząc w sobie łzy. Kobieta patrzyła mu prosto w oczy ale nic nie mówiła. Jakby nie mogła się odnaleźć w rzeczywistości, jakby nadal błądziła gdzieś w ciemnościach. Cisza panująca w pomieszczeniu była tak głośna, że nie słyszałam swoich myśli. Nie mogłam się w ogóle skupić. Czułam się bardzo niekomfortowo. Powinnam wyjść? Nie wiem... Nagle do sali wszedł lekarz w towarzystwie kilku pielęgniarek.
- Musimy zabrać pana mamę na kilka badań. - powiedział beznamiętnie mężczyzna, po czym podszedł do łóżka i zaczynał przypinać do blondwłosej jakieś kabelki. Ross patrzył raz na swoją rodzicielkę, raz na lekarza. Ja natomiast postanowiłam się ulotnić i wyszłam bez słowa. Stwierdziłam, że nie powinnam aż tak bardzo ingerować w te sprawę. To powinno pozostać między Rossem a jego mamą. Postanowiłam napisać o tym wszystkim do Rydel. Wyciągnęłam więc telefon z kieszeni jeansów i zaczęłam stukać w klawiaturę:

Hej, Rydel. Wiem, że jest już dość późno ale wasza mama się obudziła. Pomyślałam, że chcesz wiedzieć.

Po kilku sekundach schowałam telefon i usiadłam na ławce obok sali. Było już na prawdę późno, mama pewnie się nie martwi ale Zack zapewne od zmysłów odchodzi. Wyciągnęłam ponownie komórkę i napisałam do brata aby go nieco uspokoić. Kilkanaście minut później z pokoju wyszły pielęgniarki. Jedna pchała łóżko, druga trzymała kroplówkę, trzecia natomiast notowała coś w swoim zeszycie. Nie widziałam aby szedł z nimi lekarz i Ross. Czyżby zostali w pomieszczeniu? Możliwe, że rozmawiali... Ale nie chciałam tam zaglądać. W momencie gdy kobiety przechodziły obok mnie, mama blondyna znów na mnie spojrzała. Tym razem obdarowała mnie szczerym uśmiechem. Aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Odwzajemniłam gest i odprowadziłam ją wzrokiem. Chwilkę później z sali wyszedł lekarz i szybkim krokiem skierował się do windy. Miał twarz jak z kamienia, nie mogłam wyczytać co mógłby powiedzieć Rossowi. Na miejscu czekały już na niego pielęgniarki, które wcześniej uporały się z wepchaniem łóżka do środka. Blondyna nadal nie było. Ja natomiast znowu nie wiedziałam co zrobić, chciałam jednak dowiedzieć się o czym rozmawiał z lekarzem Postanowiłam więc zajrzeć do  pomieszczenia. Wstałam więc i weszłam do sali. W tej samej chwili Ross wychodził i wpadł na mnie. Nasze ciała znów się zetknęły, chłopak chwycił mnie za ręce. Jego cytrynowy oddech wypełnił moje nozdrza. Nasz wzrok się spotkał, ja znowu poczułam, że mam nogi z waty. Lekko się zatoczyłam i wpadłam w jego ramiona. Teraz już nic nas nie dzieliło, ani centymetr. Blondyn objął mnie delikatnie, aż za delikatnie jak na niego. Przejechał palcami po moich plecach, wtulił twarz w moje włosy i lekko odgarnął mój rudy kosmyk za ucho. Pierwszy raz się tak czułam. Jak? Sama nie umiem określić... Bezpiecznie? Być może... Oplotłam swoimi rękoma jego szyję, głowę oparłam o jego silne ramię. Trwaliśmy w uścisku dobre kilka minut, zdawało się, że blondyn nie miała zamiaru mnie puścić. Ja również chciałam aby to trwało jak najdłużej...
- Ossy! Ossy! - z daleka usłyszałam krzyk Rydel. Był coraz bliżej a Ross nawet nie drgnął. - Tu jesteś Ossy... - zaczęła blondynka. Widząc nas troszkę się speszyła ale nadal szła w naszym kierunku. Za blondynką wpadła reszta familiady. Oni również mieli dziwne miny. Ross gdy się nieco ocknął i zorientował, że jego rodzeństwo zmierza ku nam, zwolnił uścisk. Czułam, że zrobił to jednak niechętnie. Odsunął się ode mnie dosłownie na kilka milimetrów i wtopił we mnie swoje czekoladowe oczy. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie...
- Mamę zabrali na jakieś badania. - powiedział nagle, gdy Rydel i cała reszta stali już obok nas. Patrzył jednak cały czas na mnie. Czułam się troszkę niezręcznie a przede wszystkim czułam na sobie wzrok całej gromadki.
- Ale obudziła się tak? Kiedy? Wszystko jest ok? Czemu zabrali na badania? - blondynka zaczęła wymieniać co róż to nowe pytania. Nie dziwie się jej, zapewne się martwiła. Jak cała reszta.
- Nie wiem. - skłamał blondyn, nadal patrząc w moje oczy. Widziałam, że kłamie. Nagle skierował wzrok na siostrę. - Sala numer 123 na pierwszym piętrze. Tam ją zabrali. - dokończył, spuszczając głowę w dół. Ręce schował do kieszeni spodni. Nagle ruszył z miejsca, ciągnąc mnie za rękę.
- Emm... Możecie już tam iść. My zaraz dołączymy. - skierował się do rodzeństwa, wzrok jednak nadal wlepiał w podłogę. Rydel spojrzała na mnie, jednak ja tylko wzruszyłam ramionami bo sama nie wiedziałam co się dzieje. Poszłam jednak za blondynem.
- Ross, wiesz, że sala 123 jest w przeciwną stronę, prawda? - zaczęłam rozmowę. Szliśmy już stosunkowo długo, zagłębiając się w liczne, szpitalne korytarze. Nie wiedziałam jaki ma zamiar i po co ta wycieczka. Blondyn jednak nadal szedł przed siebie, nic nie mówił. Zaczynałam się już mimo wszystko denerwować. Chłopak przystanął nagle na środku, mimowolnie w niego wpadłam.
- Wycieczka była zacna, ale chyba powinieneś być teraz u swojej mamy, co? - zapytałam lekko podniesionym głosem. To był chyba jednak błąd... Ross odwrócił się na pięcie i popatrzył na mnie z żalem.
- Przepraszam Ross bo ... - znów nie dokończyłam bo blondyn w tym samym czasie położył mi palec na usta.
- To już nie ma znaczenia. - odparł po kilku minutach zastanowienia.
- Ale jak to? No przecież się obudziła, wszystko już będzie ok. - powiedziałam pokrzepiająca. Ross jednak usiadł zrezygnowany na ławce obok okna. Znów nie wiedziałam za bardzo co robić więc przysiadłam obok niego.
- Coś się stało? Lekarz ci coś powiedział? - zapytałam chwytając jego dłoń. Rany, czemu ja to w ogóle zrobiłam! Ross jednak nie protestował. Odpowiedzi się jednak nie doczekałam. Blondyn wlepiał wzrok daleko, w krajobraz za oknem. Nagle poczułam wibracje w kieszeni, ktoś dzwonił. Postanowiłam jednak zignorować.
- Miałaś kiedyś tak... - zaczął. Teraz to już w ogóle nie miałam ochoty odbierać tego telefonu. - Tak, że nie miałaś nic? Ale nie tak zupełnie... Bo była przy tobie siostra, byli bracia i byli rodzice. Ale znów tak nie do końca... Niby byli ale jednak nie czułaś ich obecności. Szara pusta codzienność, która oplatała twoje życie. Dzień za dniem. Byłaś nikim ale uważałaś się za najważniejszą osobę na świecie. Nie byłaś nią. Ale znów tylko po części, ponieważ byłaś najważniejsza w oczach twoich bliskich. Nie doceniałaś tego. Chciałaś czegoś więcej... Potem sława. Ogromna sława. No i znów wszystko się od ciebie oddalało. Ale ty i tak wmawiałaś sobie, ze jest idealnie, że tak musi być. Okłamywałaś nie tylko samą siebie, ale i wszystkich dookoła. Oni mówili, że ci wierzą ale i tak wiedzieli swoje. Krąg kłamstw się nie mógł jakoś zamknąć... Potem zaczynałaś wszystko powoli tracić ale znów się oszukiwałaś, że to przecież nic takiego, że każdy tak ma. A nie ma? - dokończył spoglądając mi w oczy. Łzy spływały mu po policzku. Ja niestety z tego bełkotu mało co zrozumiałam... Ross widząc moją niepewność ciągnął dalej. - Ja tak mam. Śmierć taty bolała, ale tak niezupełnie... Krzywdził mamę, na pewno. Wszyscy chcieli to przede mną ukryć ale ja o tym wiedziałem. Cały czas. Wiedzieli, że ja wiem ale nikt nie chciał o tym ze mną porozmawiać. Gadałem jak głupi do psa. Słuchać, słuchał ale nic nie mówił... Ale ja w sumie też uciekałem od tematu. Był dla mnie niewygodny, nie chciałem wiedzieć wszystkiego w szczegółach. A teraz to i tak wszystko nie ma sensu. Moje dotychczasowe życie, to co osiągnąłem. To co myślałem, że jest ważne a w ogóle nie było... To nic teraz nie znaczy. - dokończył. Cały czas patrzył mi w oczy. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Byłam w szoku i Ross to zauważył. Nie wiedziałam co opowiedzieć.
- Ona i tak nic nie pamięta. - powiedział, widząc moje zawahanie. Przytulił się do mnie i znów zaczął płakać. A ja kolejny już raz czułam, że mam w ramionach niemowlę. ,,Ona i tak nic nie pamięta" hmm... No tak! Nagle mnie olśniło...
- Przykro mi Ross. - wyszeptałam. Jakoś nie było mnie stać na nic lepszego.
- Nie pamięta nawet jak mam na imię... - powiedział, nagle wstając. Otarł oczy rękawem od koszulki i podszedł bliżej okna. - Już nie ważne. Zapomnij o tym. - dokończył, odwrócił się na pięcie i zaczął iść przed siebie. Otrząsnęłam się z tej fali przykrych informacji i postanowiłam podążać za chłopakiem. Szliśmy tą samą drogą. Bynajmniej tak mi się wydawało. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod salą 123, gdzie była reszta. Siedzieli na ławce, rozmawiali. Jednak gdy nas zauważyli ich głosy ucichły.
- Zostać z tobą? - zapytałam blondyna. Znów czułam na sobie wzrok całej gromady.
- Nie. - powiedział krótko. Znów na mnie spojrzał. Co prawda powiedział ,,nie" ale jego oczy aż krzyczały ,,TAK". Znów poczułam wibrowanie w mojej kieszeni. Ktoś dzwonił.
- Już późno, pewnie twój brat się martwi więc idź już. - wyszeptał blondyn i skierował się do swojego rodzeństwa.
- TU JESTEŚ! - usłyszałam krzyk Zacka. Był nieźle zdenerwowany. Szybkim krokiem szedł w moim kierunku. No nie! Jak zobaczy Rossa... - A TY CO TUTAJ ROBISZ GWAŁCICIELU!!?? - Krzyknął jeszcze głośniej. Podszedł do blondyna, chwycił go za koszulkę i przycisnął mocno do ściany. Zamachnął się dość mocno, zacisnął dłoń w pięść i skierował ją ku twarzy chłopaka....

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział XIII część I

Wyznanie

     Stałam już dłuższą chwilę wpatrując się w ekran iPhona, który należał do Rossa. ,,nie wiedzą czy w ogóle się obudzi ze śpiączki..." - te słowa nie mogły wyjść z mojej głowy. Ciągle w niej wirowały i powodowały paraliż mojego ciała. Całego ciała. Nagle poczułam, że mam mokry policzek. Łzy... Dopiero teraz zrozumiałam co miała na myśli Rydel mówiąc, że Ross potrzebuje czasu i przede wszystkim pomocy. Tak, teraz wiem czemu. Ale co się w ogóle stało? - pomyślałam, ocierając twarz rękawem. A ja starałam się go odpychać. Jestem okropna! - skarciłam się w głowie, pukając palcem w czoło.  Czasu już nie odwrócę ale może uda mi się mu jakoś pomóc. Nagle poczułam przeszywający ból w okolicach nerek. Upadłam na ziemię przygnieciona dość sporym ciężarem. Bolało.
- Przepraszam! Najmocniej przepraszam! Zagapiłem się i wpadłem na ciebie, wybaczysz? - krzyknął jakiś chłopak, podnosząc mnie z chodnika. Był bardzo uprzejmy, pierwszy raz widziałam go w okolicy. Był ubrany luźny, kolorowy t-shirt oraz krótkie spodenki. Na nogach miał rolki a na głowie czapkę. Jego oczy były niebieskie, włosy rude, dosłownie jak moje. Gdy na niego spojrzałam uśmiechnął się szeroko.
- Nic się nie stało. - odpowiedziałam odwzajemniając gest. - To ja stałam na środku chodnika i to już przez dłuższą chwilkę. - dokończyłam, po czym chciałam odejść, chłopak jednak przytrzymał mnie za rękę.
- Jestem Matt. Mogę poznać imię tak ślicznej dziewczyny, hmm? - zapytał, nadal trzymając moja rękę.
- Demi... Wybacz ale muszę już iść. - odrzekłam, wyszarpując się z uścisku nieznajomego. Chciałam teraz być u Lynchów. Dowiedzieć się co się stało... Po chwili jednak znów poczułam szarpnięcie za rękę. Przede mną znów pojawił się ten chłopak.
- Może w geście przeprosin dasz się zabrać na kolację? - zapytał, wpatrując się we mnie. Normalnie utonęłabym w jego oczach ale nie dziś. Nie miałam nastroju ani ochoty.
- Wybacz ale nie... Śpieszę się. - odrzekłam dość szybko, wyminęłam rudzielca i skierowałam się do siebie. Bardzo lubię nowe znajomości ale teraz chciałam być u Rossa.

     Szłam do domu szybkim krokiem. Kilkakrotnie dzwoniłam do Rydel ale nie odbierała. Postanowiłam pojechać do szpitala, może tam dowiem się czegoś więcej. Gdy weszłam do mieszkania, zaskoczył mnie widok mojego brata całującego się na kanapie z Tiff.
- ekhem, wybaczcie, że wam przeszkadzam... - chrząknęłam dość głośno, wpatrując się w podłogę. - Ale... Zack, ty nie miałeś być na uczelni?
- Eee... Demi, ty nie miałaś być dziś poza domem? - zapytał gdy tylko oderwał się od swojej dziewczyny. Wyprostował się i przygładził włosy ręką.
- Nope. Teraz muszę jechać do sz... Majaka. Dałbyś mi swój samochód? - poprosiłam najgrzeczniej jak tylko umiałam. Zack patrzył na mnie przenikliwie. On wie kiedy ja kłamie lub jak coś jest nie tak... Ale nie mogłam mu powiedzieć, że jadę do tego blondyna, którego jakiś czas temu wyrzucił z naszego domu.
- Płakałaś? - dopytywał troskliwym głosem. Wstał z kanapy, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Nie.. To znaczy trochę tak... Ale to nic takiego. Znajomy ma problemy i jego mama jest w szpitalu no... Chcę ich odwiedzić. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Nie musi wiedzieć, który to znajomy...
- Skoro tak, to może my również pojedziemy? - wtrąciła się Tiff, która właśnie wstała z kanapy i podeszła do nas bliżej.
- Nie, spokojnie. Poradzę sobie. Chcę wpaść tam tylko na chwilkę. - powiedziałam, zwalniając uścisk. Obdarowałam pare najszczerszym uśmiechem, jaki w danej chwili mogłam umieścić na mojej twarzy.
- Okey, trzymaj. - powiedział Zack wyciągając z kieszeni kluczyki do samochodu. Po chwili mi je podał.
- Dziękuję! Na ciebie można zawsze liczyć. - wydusiłam, rzucając mu się na szyję. Szybko wybiegłam z domu. Po chwili siedziałam już w aucie i jechałam do szpitala. Nagle otrzymałam smsa.

Hej Demi, wybacz ale nie będzie nas jutro w domu. Przepraszam ale imprezka urodzinowa odwołana. Spotkamy się później.

Po przeczytaniu zrobiło mi się smutno. Riker bardzo chciał spędzić urodziny z Ally, a teraz pewnie się strasznie zamartwia. Wrzuciłam kolejny bieg i przyspieszyłam. Na miejscu byłam po kilku minutach. No tak ale ja nawet nie wiem jak ich mama się nazywa... Podeszłam jednak do recepcji, która była tuż przy wejściu.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała kobieta za ladą.
- Dzień dobry. Ja szukam sali pewnej osoby... - zaczęłam. Nie wiedziałam w sumie co mówić, nie chciałam wyjść ta taką, która nie wie czego szuka. - To znaczy szukam pani Lynch?
- Pani Lynch? - dopytywała, wkładając okulary na swój szpiczasty nos. - A imię?
- Znam tylko nazwisko. To mama mojego kolegi z klasy. Bardzo mi zależy aby ją odwiedzić. - powiedziałam, nerwowo odgarniając rude włosy z oczu. Kobieta spojrzała się na mnie z zaciekawieniem ale nic już nie mówiła. Stukała palcami w klawiaturę. Po kilku minutach znów skierowała na mnie swój wzrok.
- Stormie Lynch? To jedyna kobieta o tym nazwisku, która u nas leży. - powiedziała kobieta, opierając się o krzesło.
- A w jakiej sali się znajduje? - zapytałam z uśmiechem.
- Sala numer 301 na 4 piętrze. - odrzekła.
- Dziękuję. - wyszeptałam, po czym szybko udałam się we wskazane miejsce. Miałam mieszane uczucia, nie wiedziałam czego mam się tam spodziewać. Gdy wyszłam z windy od razu rzucił mi się w oczy Riker. Był z Ally. Rozmawiali z lekarzem na korytarzu. Para była bardzo przygnębiona. Ale z czego się tutaj cieszyć... Allyson miała zapuchnięte oczy, zapewne od płaczu. Nie chciałam aby mnie zobaczyli więc szybko schowałam się za rogiem. Starałam się coś usłyszeć ale rozmawiali zbyt cicho. Po kilkunastu minutach w końcu Rik wraz z dziewczyną weszli do sali. Postanowiłam się powoli i bezszelestnie zbliżyć do pomieszczenia. Obok drzwi było niewielkie okienko. Przystanęłam i spojrzałam przez nie. Wszyscy siedzieli wokół jednego łóżka. Ross wtulony był w Rydel. Rocky obok nich, Ell był razem ze Stellą. Niestety siedzieli tyłem. Riker stał na środku i coś mówił, niestety znów nie mogłam go usłyszeć. Nie chciałam wchodzić i im przeszkadzać, mimo wszystko pragnęłam jednak pogadać z Rossem. Usiadłam się więc na ławce i postanowiłam poczekać.

     Po dwóch godzinach wyszli z sali. Wszyscy prócz Rossa. Nadal byłam schowana za rogiem korytarza więc nikt mnie nie zauważył. Gdy zniknęli z pola widzenia postanowiłam znów podejść do okienka. To co zobaczyłam, spowodowało ogromny ból w okolicach serca. Blondyn siedział i ściskał rękę kobiety. Tym razem był przodem do mnie. Oczy miał mokre i zapuchnięte. Po policzkach nadal spływały łzy. Nie wiedziałam co robić. Ross na prawdę był chamski ale teraz... Teraz to ja miałam ochotę go przytulić. Tak po prostu. Najnormalniej w świecie przytulić... Nawet nie wiedziałam kiedy weszłam do środka. Blondyn szybko podniósł głowę i spojrzał na mnie. Myślałam, że emocjonalnie wybuchnę. Instynktownie podeszłam do niego i usiadłam obok. Nic nie mówiłam. Po krótkiej chwili poczułam, że chłopak się we mnie wtula. Nie było to spowodowane pożądaniem i podnieceniem. Wtulał się jak niemowlę w matkę. Jak bezradne dziecko, które zdarło kolano i chciało poczuć ciepło rodziców. Byłam w lekkim szoku ale odwzajemniłam uścisk. Chciałam oddać blondynowi wszystko, aby poczuł się lepiej. Spojrzałam na kobietę, która leżała na szpitalnym łóżku. Miała taki sam kolor włosów co Ross. Twarz miała spokojną... spała. Nic więcej nie mogłam zauważyć.
- A jeżeli się nie obudzi? - zaczął blondyn, który nadal był we mnie wtulony. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, było mi szkoda Rossa...
- Mmm.. Nie myśl tak. Będzie dobrze, na pewno. Zobaczysz. - uspokajałam. Wplotłam swoje dłonie w jego włosy. Delikatnie zaczęłam go głaskać po plecach. Nie protestował.
- Ale leży tu już od dwóch miesięcy... - kontynuował przez łzy. Myślałam, że serce mi się zaraz rozpadnie na kawałeczki. Dosłownie. Teraz to już w ogóle mnie zatkało. - Przeprowadziliśmy się tutaj ze względu na mamę. Chcieliśmy być bliżej niej. Ja chciałem. Pozostawiliśmy karierę aby być tutaj. - dokończył, wtulając się w moje ramiona jeszcze mocniej. Cały czas nie zwalniałam uścisku.
- Musisz po prostu wierzyć, że wszystko się ułoży. - sama nie wiedziałam co mówić. Dwa miesiące to już długo... Dodatkowo ten sms od Rydel. Lekarze sami nie wiedzą już co robić. Nie mogę jednak doprowadzić do tego, aby był bardziej przygnębiony.
- Nie radzę sobie, Demi. Pomóż mi. - mówił prosząco. Ani na moment nie zwolnił uścisku. Byłam w szoku, nigdy wcześniej nikt nie postawił mnie w takiej sytuacji.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - wyszeptałam. Cały czas czułam na sobie jego ciepły, cytrynowy oddech. Wtulał się we mnie, wylewał łzy w moje ramiona. Nigdy nie chciałam nikogo tak bardzo pocieszyć, jak teraz Rossa. Ale nic więcej niestety zrobić nie mogłam.
- W ogóle skąd wiesz o mamie? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Byłam zahipnotyzowana jego czekoladowym wzrokiem. Teraz był smutny, przygnębiony i aż wołał o pomoc.
- A no tak... Twój telefon. - powiedziałam, wyciągając iPhona z kieszeni jeansów. - Wypadł ci... Więc postanowiłam podnieść i oddać ci w szkole. Jednak coś mnie naszło i odblokowałam ekran... Zobaczyłam smsa od twojej siostry. Wybacz, że przeczytałam ale... - nie dokończyłam bo Ross znów wtulił swoją twarz w moje ramiona. Poczułam się jakbym właśnie przytulała noworodka. Był taki delikatny...
- Dziękuję. - wyszeptał mi do ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. - Zostaniesz jeszcze trochę?
- Tak, pewnie. - odpowiedziałam, ponownie głaszcząc blondyna po plecach. Dodatkowo zaczęłam się kołysać na prawo i lewo. Myślę, że to go uspokajało bo zwolnił nieco uścisk i przestał płakać. Nic nie mówił.  Wystarczyła mu moja obecność. Byłam zaskoczona jego zachowaniem, mam nadzieję, że nie rzuci tego w niepamięć za kilka dni.

     Siedzieliśmy wtuleni w siebie już dobrą godzinę. Cały czas oplatała nas głucha cisza, którą przerywały jedynie dźwięki maszyn, które znajdowały się w pokoju. Miasto zdawało się być uśpione w mroku. Chyba, że to ja tak zatraciłam się w milczeniu, że nie zauważałam nic poza nicością. Zaistniała sytuacja przerastała mnie z każdą chwilą, gdy spoglądałam kątem oka na mamę blondyna. Próbowałam postawić się na jego miejscu, zrozumieć, poczuć to, co on czuje. Nie mogłam. A może nie chciałam? Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogło to również spotkać i moich rodziców. To okropne jak Fortuna niszczy nasze życie. Śmieje się z nas każdego dnia. My natomiast musimy codziennie zmagać się z losem i przeznaczeniem. Nic nie jest przypadkowe. Pewne rzeczy nas czegoś uczą, inne robią z nas potencjalnych zabójców... Jednym słowem życie jest brutalne. Codziennie ktoś się rodzi i ktoś umiera. Przykro jednak się patrzy na tragedie kogoś bliskiego, kogoś na kim nam zależy. Tak zależy mi na Rossie. Byłam pewna, że robi to wszystko bo po prostu tego chce. Teraz wiem, że tak nie jest... Z rozmyślań wyrwał mnie ciepły dotyk. Ręka blondyna delikatnie opadła na moje udo. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak zasnął. Cały czas głowę miał opartą o moje ramię. Nagle spostrzegłam, że dłoń kobiety się poruszyła. A może mi się wydawało? Po chwili jednak zaczęła otwierać oczy. Robiła to tak powoli jakby miała powieki z ołowiu. Byłam sparaliżowana, nie wiedziałam co robić. Budzić Rossa czy zawołać lekarzy? Kobieta wodziła wzrokiem po sali, jakby nie wiedziała gdzie jest. Nagle spojrzała na mnie. Jej oczy były czekoladowe, dosłownie tak jak blondyna. Były pełne ciepła i miłości. Ocknęłam się i szturchnęłam Rossa. Chciałam aby w końcu się uśmiechnął.
- Hej, obudź się! Twoja mama się wybudziła ze śpiączki...

NOTKA

A taki krótki rozdzialik :C W weekend byłam na uczelni. Dostałam 41 pytań od prodziekana. Myślałam, że ją uduszę jak znów słyszałam ,,to może pani Wieczorek odpowie" Awwrrr... Jakby nie było nikogo innego -.- Teraz masa egzaminów u mnie więc rozdziały albo będą krótsze albo po prostu rzadziej dodawane.
No ale koniec o mnie ;p Mam nadzieję, że mimo wszystko spodoba się Wam. Liczę również na to, że ktoś jednak na next czekał ;3

Rossik:



środa, 18 marca 2015

Rozdział XII

     Maja nadal tupała nerwowo nogą, oczekując moich wyjaśnień. Dodatkowo założyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi. Ja natomiast byłam lekko skołowana i zaskoczona zachowaniem blondyna. Raz jest pokorny jak baranek a raz zachowuje się jak ostatni pajac... Ale przy obu opcjach jest na prawdę uroczy...
- Nooo...? Co to miało w ogóle znaczyć co? - zapytała, odgarniając szybkim ruchem swoje kruczoczarne włosy z czoła. Jej ton głosu był dość nieprzyjemny. Cały czas mierzyła mnie pogardliwie wzrokiem.
- Przecież nigdzie z nim nie pójdę! - odrzekłam, karcąc ją swoim zimnym spojrzeniem. - Nie ma co tu wyjaśniać.
- Jak to nie ma? Zaprosił cię na randkę! Głucha nie jestem, Demi. - odburknęła, po czym odwróciła się na pięcie. Chciała odejść ale byłam szybsza i złapałam ją za rękę.
- Maja, czy ja wyglądam na osobę, która poszłaby z kimś takim jak Ross na obiad? - odpowiedziałam już milszym tonem. Pociągnęłam przyjaciółkę w swoją stronę i zaserwowałam jej wielkiego przytulasa. - Jasne, że nie. Więc przestań tak to przeżywać. Nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. A już na pewno nie z tym blondynem. - dokończyłam, szeroko uśmiechając się do przyjaciółki. Maja odwzajemniła mój gest ale nadal była mało przekonana.
- A ten całus? Wiesz gdzie jego usta i język mogły się znajdować wcześniej...? Afe, na samą myśl zbiera mi się na wymioty! - krzyknęła, zwalniając uścisk. Twarz wykrzywiła w grymasie, dodatkowo objęła się ramionami i potrząsnęła ciałem, jakby było minus piętnaście na dworze. W sumie ma racje... A on wepchał swój język do moich ust. Na samą myśl ja również się wykrzywiłam.
- Tu akurat powinnaś zapytać Rossa. Nie wiem o co mu chodzi. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Maja jednak nie była usatysfakcjonowała tą wypowiedzią.
- Tsa, jasne. Sama widziałam jak na niego patrzysz. - odburknęła, poprawiając kołnierzyk swojej niebieskiej koszuli. Wytrzeszczyłam oczy.
- Jak na niego niby patrzę, co? Coś mi się wydaje, że jak na każdego innego chłopaka, hmm? - zapytałam, nerwowo odgarniając rudy kosmyk z czoła, który wyślizgnął się z luźnego kucyka. Kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę. Ona jedynie przewróciła teatralnie oczami.
- Jak na kogoś, kto ci się podoba. - skwitowała, po czym pociągnęła mnie za rękę w stronę mojego domu. - Wybij go sobie z głowy. Sama wiesz jak traktuje dziewczyny.
- Ale on nie siedzi w mojej głowie. - skłamałam. Często o nim myślę, aczkolwiek bardziej interesuje mnie jego zachowanie, a nie to, czy mi się podoba, czy nie. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni moich, już nieco podartych na kolanach, jeansów. Sms od Rydel.

Hej, Demi! Wpadnij do mnie na chwilkę, co? W niedzielę mała imprezka, a ja nie wiem jaką sukienkę wybrać!

Uśmiechnęłam się do ekranu. Bardzo polubiłam blondynkę i miło będzie znów spędzić z nią czas. Już zabierałam się do odpisywania, gdy znów odezwała się Maja:
- Dostałaś smsa od Rossa, zgadłam? - burknęła niemile, po czym przyspieszyła korku. Nie mogłam jej dogonić, szła na prawdę szybko.
- A skąd te podejrzenia? - dopytywałam, gdy już byłam obok niej. Odpisywałam w tym czasie Rydel.
- Ten twój uśmiech mówił sam za siebie. - odchrząknęła, zmierzając mnie lodowatym spojrzeniem. Włożyła ręce do kieszeni spódniczki i odwróciła głowę w przeciwną stronę. Dało się zauważyć, że jest obrażona.
- Majak... To nie był Ross, tylko Rydel. Opowiadałam ci jakiś czas o niej. Prosiła abym do niej teraz wpadła, więc jak nie będziesz miała nic przeciwko to już sobie pójdę...? - zapytałam nieśmiało, wystukując na klawiaturze ostatnie zdanie.
- No jak musisz to idź. - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy. - Ale obiecaj, że ten blondyn nie wciągnie cię w żadne kłopoty. - dokończyła bardzo poważnym tonem. Dodatkowo przystanęła naprzeciw mnie i położyła swoje dłonie na moich ramionach. Przewróciłam tylko oczami, pomachałam przyjaciółce na pożegnanie i spokojnie udałam się w kierunku domu blondynki.

     Na miejscu byłam już po kilku minutach. Nawet nie musiałam dzwonić gdyż tylko jak się zbliżyłam do drzwi, Rydel je momentalnie otworzyła, witając mnie wielkim, szczerym uśmiechem.
- Jesteś! - wykrzyknęła, przytulając mnie jednocześnie wciągając do domu. Była ubrana w różowy t-shirt z Hello Kitty oraz krótkie, dresowe spodenki. Na stopach miała klapki. Jej włosy były mokre, a pod ubraniem chyba strój kąpielowy...?
- Hej. - przywitałam się ciepło, odwzajemniając uścisk. - A ty co? Prosto z plaży wróciłaś? - zachichotałam. Rydel również zaczęła się śmiać.
- Nie, w odwiedziny przyjechali właśnie nasi kuzyni. Ossy świetnie się z nimi bawi, ma różne głupie pomysły. Wrzucili mnie do basenu! - wykrzyknęła blondynka, wciąż dusząc się ze śmiechu. - Nie można sobie spokojnie się poopalać przed domem!
Uśmiechnęłam się tylko do dziewczyny, po czym weszłam głębiej do mieszkania. Nagle straciłam równowagę, chyba musiałam na coś nadepnąć. Szybko jednak przytrzymałam się kanapy, więc nie upadłam na podłogę.
-Auć! - zasyczałam z bólu. Spojrzałam na podłogę. Leżała na niej gitara. Musiałam ją potrącić, gdy była oparta o ścianę, bo wcześniej jej na ziemi nie widziałam. Nagle Rydel szybkim ruchem podniosła instrument, ściskając go kurczowo w ramionach.
- Gdyby Ossy to zobaczył, to by cię chyba udusił! - wykrzyczała, ocierając gitarę rękoma. Nadal na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, więc moje przewinienie nie powinno być jakieś znaczące.
- To zwykła gitara. - odpowiedziałam obojętnie.
- Haha Luna i Ossy obchodzili niedawno piątą rocznicę! Gdyby się dowiedział jak mówisz o jego Pierwszej Miłości to by ci nie darował! Uwierz mi. - mówiła z wielkim przejęciem, polerując instrument swoją koszulką. Luna? To Ross ma dziewczynę? - pomyślałam, byłam lekko zdezorientowana o co chodzi blondynce.
- Luna...? To twój brat ma dziewczynę, tak? - zapytałam, mrużąc oczy. Nigdy nic o niej nie wspominał! To po pierwsze. A po drugie to on ma jeszcze czelność sypiać z innymi kobietami! Co za cham! - odburknęłam sama do siebie.
- Wyczuwam zazdrość! - krzyknęła, ciągnąc mnie na górę do swojego pokoju. Wcześniej delikatnie położyła instrument na kanapie. - Luna to jego gitara. Ossy nazwał ją tak, gdy dostał pod choinkę od rodziców. - wyjaśniła Rydel, wciągając mnie do swojego, różowego, ogromnego pokoju. Dodatkowo otworzyła wielką szafę, która stała nieopodal łóżka. Gdy zobaczyłam ile ona ma tam ubrań, to aż zaniemówiłam. Nie wiedziałam czy większy szok wywołała u mnie Luna-gitara czy ten wielki stos ubrań. Chyba jednak wygrał ten instrument. Ross nazwał gitarę imieniem? Coś niesłychanego... Z zadumy wyrwała mnie jednak Rydel, pokazując pierwszą sukienkę. Nie gustuje w tego typu rzeczach ale ta była na prawdę śliczna. Dość krótka, fioletowa w kwiaty, do tego dopasowany, wąski pasek. Miała dość duży dekolt i była bez rękawków. Na blondynce wyglądałaby pięknie.
- Cudowna! - wykrzyczałam, klaszcząc w dłonie. Podbiegłam szybko do Rydel i przypasowałam sukienkę do jej ciała. - Ideolo. - skwitowałam, puszczając do blondynki oczko. Ta jednak nie okazywała takiego entuzjazmu jak ja. Pokazała mi stos innych sukienek, wszystkie były piękne. Trudno będzie wybrać jedną. Kątem oka zauważyłam u niej taki sam wisiorek jak u Rossa. Czarna kostka od gitary a w środku jakiś różowy znaczek. Rik, Rocky i Ell również takie mają... Nagle moje rozmyślenia zaczęły zagłuszać krzyki dzieci. No i jeszcze Rossa. Nagle do pokoju Rydel wpadła gumowa piłeczka, za nią wparował Kiba. Był cały mokry i narobił małego bałaganu. Za nim wbiegł chłopiec, coś koło ośmiu lat, trzymając w ręku pistolet na wodę. Na końcu pojawił się Ross. Miał na sobie tylko różowe spodenki. Włosy były mokre, krople wody spływały po jego klatce piersiowej. Była jeszcze lekko posiniaczona, ale blondynowi najwyraźniej już to nie przeszkadzało. Miał na twarzy ogromy, szczery uśmiech. Na plecach trzymał małą dziewczynkę, również coś koło siedmiu - ośmiu lat. Miała na sobie dmuchane koło. Gdy mój wzrok spotkał się z czekoladowymi oczami blondyna, zrobiło mi się słabo. Czułam jak nogi uginają się pod moim ciężarem, jakby były z waty. Serce zabiło mi szybciej a w brzuchu zaczęło wibrować stado motyli. Wyglądał seksownie w tych różowych slipkach... Dodatkowo jego ciało było nieźle umięśnione. Zarumieniłam się mimowolnie, Ross to zauważył bo momentalnie zagościł na jego twarzy głupkowaty uśmieszek, napiął mięśnie i wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Nie wiedziałem, że mamy gościa. - powiedział, patrząc mi w oczy. Cholera jaki on przystojny...
- Ossy! Weź tego psa, pomoczy mi ubrania! - wykrzyczała Rydel, wymachując rękoma i ganiając Kibe po pokoju. Dzieciaki się do niej przyłączyły, próbowały zabrać czworonogowi piłkę z pyska. Ja i Ross natomiast nadal się na siebie patrzyliśmy. Nie mogłam wypowiedzieć dosłownie ani słowa. On, zdaje się, że też nie miał zamiaru nic mówić. Nagle skierował wzrok na siostrę i kuzynostwo. Widząc, że nie radzą sobie ze złapaniem psa, przywołał go do siebie. Ten pokornie podszedł do blondyna, usiadł koło jego nogi i oddał zabawkę.
- Rooooss! Chodź zaraz na dół! Zrobimy razem wielki namiot i pobawimy się w piratów! - krzyknęła mała dziewczynka, wtulając się w blondyna. On podniósł ją i zakręcił wokół własnej osi. Znów ten niecodzienny widok. - pomyślałam, wpatrując się w uśmiechniętego od ucha do ucha Rossa.
- A potem zaśpiewasz nam ,,Double Take" grając na Lunie! - odezwał się nagle mały chłopiec, który wybiegł jako pierwszy z pokoju.
- No ale najpierw piraci, potem Luna. - odrzekł z uśmiechem blondyn, po czym uniósł swoją kuzynkę i przytulił do siebie. Machnął ręką aby Kiba poszedł z nimi. Wychodząc, zerknął jeszcze na mnie.
- To do jutra, mała. - powiedział, puszczając mi oczko. Myślałam, że się rozpłynę. Rydel to zauważyła i szeroko się do mnie uśmiechnęła. Chwilkę po tym wróciłyśmy do sukienek. Wybór był trudny ale ostatecznie wygrała żółta, która na górze była obsypana cekinami. Nie miała ramiączek i była dość krótka. Świetnie się razem bawiłyśmy więc zostałam u blondynki do wieczora, rozmawiałyśmy na różne tematy. Z dworu nadal dobiegały radosne krzyki dzieciaków. Gdy już miałam wychodzić usłyszałam Rossa. Śpiewał. Nie mogłam wyłapać dokładnie słów, więc postanowiłam podejść bliżej. Siedział na leżaku, trzymając gitarę. Jego kuzynostwo usadowiło się naprzeciwko niego, przyklaskując do rytmu. Blondyn na prawdę ślicznie śpiewał, nie znam tej piosenki, tekst był taki sobie, ale jego głos... Nieziemski. Stałam tak jeszcze chwilę, ale gdy się podniósł i zaproponował wyścig do kuchni po ciasteczka, postanowiłam niezwłocznie wyjść z ich domu.

    U siebie byłam coś koło 24.00. Jutro sobota więc nie było problemu. Miałam cztery nieodebrane połączenia od Majaka. Tak dobrze się bawiłam z blondynką, że nie zauważyłam, że ktoś dzwonił. Odezwę się do niej jutro, dziś już jest dość późno. - pomyślałam, po czym skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Byłam bardzo zmęczona więc zasnęłam stosunkowo szybko. Wstałam coś koło 11.00. Od razu poczłapałam na dół, do kuchni. Nikogo nie było, na stole jedynie karteczka od rodziców:

Musieliśmy niestety pojechać do pracy. Stefa jest u koleżanki a Zack na uczelni. Śniadanie masz w mikrofalówce.
mama


Hmm.. znów cały weekend spędzę sama. Maja pisała mi smsa, że jedzie znów do babci na farmę. Szkoda. Zjadłam naleśniki, poszłam na górę i postanowiłam się troszkę pouczyć. Znów z biologii klasówka! Ah, ciekawe czy Ross oddał to wypracowanie dla profesorki... Ubrałam na siebie za dużą koszulkę, krótkie spodenki, skarpetki w misie i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Wcześniej wzięłam książkę z powtórkami do matur i postanowiłam poczytać. Po jakiś piętnastu minutach jednak zadzwonił dzwonek do drzwi. Leniwie zwlekłam się z miękkiej pościeli i skierowałam na dół. Otworzyłam drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu stał w nich blondyn. Pachniał cytryną. Miał na sobie białą koszulę i czarne jeansy. Na nogach, jak zwykle, trampki. Włosy miał w totalnym nieładzie.
- Hej mała. - przywitał się ciepło. - To jak, idziemy na ten obiad rozumiem? - zapytał z nadzieją, odgarniając blond grzywkę z czoła. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
- Nie zgodziłam się aby z tobą wyjść więc pa. - odburknęłam niemiło. Już miałam zamykać drzwi, gdy Ross przytrzymał je nogą.
- Chciałem cię przeprosić.. za fizykę. - powiedział, nerwowo drapiąc się w policzek.
- Wystarczą słowa, nie musimy nigdzie wychodzić. - odrzekłam oschle, próbując ponownie zamknąć drzwi. Znów bezskutecznie.
- To tylko jedne obiad, co ci szkodzi? - zapytał, wchodząc do mojego domu. - Będzie fajnie.
- Oh, dobra. Pójdę z tobą. - sama nie wierze, że to powiedziałam. Blondyn się rozpromienił. - Jesteś sama w domu?
- Tylko nie próbuj znów mnie do niczego zmuszać, bo tym razem nie ujdzie ci to na sucho. - mówiłam przewracając oczami. - Ty tu zostań, ja idę na górę się przebrać. Ross pokiwał głową w geście zrozumienia. Mam nadzieje, że nie będzie nic kombinował. Ku mojemu zdziwieniu nie zjawił się w moim pokoju. Ubrałam luźne ciuszki i zeszłam do blondyna. Stał w drzwiach i czekał na mnie.
- No dobra geniuszu. To gdzie masz zamiar iść? - zapytałam, ubierając czerwone conversy.
- Nie pytaj, tylko chodź. - blondyn pociągnął mnie w stronę pięknego samochodu. Był żółty...?
- Pożyczyłeś samochód od siostry? - zachichotałam, oglądając auto ze wszystkich stron. Było na prawdę piękne.
- Nie, jest mój. - speszył się. Słodki jest...
Pojechaliśmy do nieznanej mi knajpki. Było tam na prawdę całkiem miło, cicha muzyka w tle, piękny wystrój i smaczne jedzenie. Podczas obiadu nie rozmawialiśmy ze sobą, od czasu do czasu zerkaliśmy po sobie. Ja za każdym razem spalałam buraka.
- No dobra, to już możesz odwieźć mnie do domu. - powiedziałam wesoło, odsuwając swój talerz i szukając portfela w kieszeni od jeansów. - Jeszcze tylko zapłacę i możemy jechać. Ross jednak był szybszy i rzucił kilka banknotów na stół.
- Przejdźmy się jeszcze, dzień jest długi. - zaproponował.
- Luna nie będzie zazdrosna, hę? - zachichotałam, wstając z krzesła. Blondyn nieźle się speszył.
- Skąd o niej wiesz, co? Zapewne nie słuchasz naszej muzyki? - powiedział, chowając ręce do kieszeni. Szliśmy przed siebie. Sama nie wiem gdzie, ale w sumie mi bez różnicy.
- Waszej muzyki? Czyli kogo? A te medaliki? Zauważyłam, że twoje rodzeństwo również ma takie. - dopytywałam, wpatrując się przed siebie.
- A nic, nie było tematu. - odburknął szybko. - To zwykłe wisiorki, nic nie znaczą. - dodał po chwili zastanowienia. Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy. Ross od czasu do czasu zerkał na mnie. Czułam na sobie jego wzrok.
- Dlaczego nie wydałaś mnie policji? - wypalił nagle. Przystanął naprzeciwko mnie. - W skrytce na miotły nie chciałaś mówić. Ale chyba teraz jest do tego odpowiednia sposobność.
- Po prostu wiem, że to nie byłeś ty, tylko prochy. Wiem, że zaburzają psychikę i ten, kto je zażywa nie jest świadomy  tego co robi. - opowiedziałam, wzruszając ramionami. Blondyn przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie.
- Dziękuję. - wyszeptał, po czym się do mnie zbliżył. Chciał mnie objąć ale tym razem się powstrzymałam.
- No, no, co za dużo to nie zdrowo. Wiesz o tym. - odchrząknęłam, po czym wyminęłam blondyna i przyspieszyłam nieco kroku. Nagle zauważyłam, że Ross za mną nie idzie. Gdy się odwróciłam chłopak stał zapłakany z komórką w ręku. Łzy spływały mu po policzku, jedna za drugą. Po chwili zerwał się szybko i pobiegł w stronę samochodu krzycząc jedynie ,,muszę iść". Znów to robi, co mu w ogóle dolega? - pomyślałam. Zauważyłam, że wypadł mu telefon z kieszeni. Podeszłam i postanowiłam go podnieść. Oddam mu w szkole... Coś mnie jednak tchnęło i odblokowałam ekran. Widniał tam sms od Rydel:

Ossy z mamą jest coraz gorzej. Lekarze nie wiedzą już co robić, nie wiedzą czy w ogóle się obudzi ze śpiączki... Przykro mi braciszku, przyjedź do szpitala jeżeli możesz...

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział XI

     Jego ręce prześlizgują się po moich ramionach, palce delikatnie gładzą włosy...Całuje mnie namiętnie, zapalczywie, jakby chciał nadrobić cały ten stracony czas. Słyszę jego bicie serca. Nagle Zanurzył ręce w moich rudych kosmykach. Czuję, jak pasma przesuwają się między jego palcami... Jest za gorąco... Nawet cienka bluzeczka przeszkadza w ten letni wieczór. I po chwili nic. Żadna zbędna warstwa nas nie oddziela... Przylegamy do siebie całą powierzchnią... Zatracam się w pocałunku coraz bardziej, jego język delikatnie świdruje w moich ustach. Pieści moje wargi... Czuję się cudownie... Przesuwam dłonie po jego  torsie, ramionach, niżej ku jego męskości... Brakuje mi jednak odwagi... Cofam rękę, ogarnięta nagłą nieśmiałością. Chcę więcej... On na nic nie czekał i nie zadawał żadnych pytań. Po prostu włożył rękę w moje spodnie, pociągnął dłonią między udami. Zatrzymał się, popatrzył mi w oczy. Jęknęłam, chociaż nie chciałam. Wcale nie chciałam. Nagle zrobiło mi się słabo, przypomniałam sobie jak siłą rozchylał moje nogi... Jak płakałam gdy on z ogromną siłą na mnie napierał. Uświadomiłam sobie co właśnie robię... Opamiętałam się i odepchnęłam go całą swoją siłą. Uderzyłam go w twarz.
- Co ty wyprawiasz! - krzyknęłam, nadal bardzo pobudzona. Serce waliło mi jak młot.
- Znów mi się dajesz. - odrzekł ciepłym, uwodzicielskim tonem.
- Zwariowałeś! Nie mogę na ciebie patrzeć! Wychodzę! - krzyczałam. Chciałam jednak zostać... Nie wiem czemu. Po chwili jednak szybkim krokiem skierowałam się w kierunku drzwi. Blondyn był szybszy i zablokował mi wyjście. Zerknął kątem oka na swoje łóżko. Chcę tego. Chcę jego, wygląda tak uroczo w rozczochranych włosach...
- Dziewice... - odrzekł dość spokojnie gładząc policzek.
- Co! Nie jestem dziewicą głupku. - Kłamałam. Ross się tylko uśmiechnął.
- No chodź. - mówiąc, wskazał palcem swoje łóżko. - Nie będzie bolało.
- Jesteś chory! - krzyknęłam, po czym odepchnęłam go od drzwi i szybko wyszłam. Wręcz prawie biegłam. Podniecenie jednak nie chciało ode mnie uciec. Byłam już na końcu schodów gdy zatrzymał mnie Riker.
- Hej, wpadnij do nas w niedzielę. Urządzamy małą imprezkę z okazji urodzin Ally. W sumie będziemy tylko my... Będziesz? - zapytał. W ręku trzymał bas.
- Eee..Jasne. - próbowałam zachować pozory normalnej dziewczyny. Serce nadal mocno biło, oddech miałam przyspieszony.
- Już dość późno, odwiozę cię, co? - zaproponował odkładając instrument na półkę.
- Jasne, w sumie czemu nie. Dziękuje. - odpowiedziałam. Po chwili byłam już w samochodzie. Dom, chce do domu. - pomyślałam, opierając głowę o zagłówek.
- Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie Rik.
- Jasne... jestem zmęczona. - odrzekłam z uśmiechem.
- Okey, tak w ogóle dzięki. Bez ciebie Ross by sobie nie poradził. - powiedział kierując wzrok na mnie. Esu nie mów teraz o nim... Trudno, dziś będzie musiał skończyć ręcznie.
- Nawet dobrze mu szło. - odrzekłam. - Poradziłby sobie z tym referatem. - dokończyłam, odgarniając włosy za ucho. Rik się tylko szeroko do mnie uśmiechnął. Dalsza droga przebiegła w ciszy. W domu byłam coś po północy. Wszyscy już spali. Szybko skierowałam się do góry i padłam na łóżko. Nie mogę uwierzyć, on po tym wszystkim jeszcze ma czelność mnie całować? To mój pierwszy pocałunek... Wolałabym aby wyglądał nieco inaczej. Na pewno nie z nim. On jest jakiś niewyżyty. Nagle się rozpłakałam. Chciałam aby ktoś mnie przytulił, pocieszył. Byłam sama. Maja... ona zawsze wiedziała co robić. Wyciągnęłam telefon, wystukałam w klawiaturę jej imię. Chciałam z nią pogadać, opowiedzieć jej to wszystko. Kilka minut tak siedziałam i nie wiedziałam co robić. Dzwonić, nie dzwonić... Nagle przyszedł do mnie sms. Riker? - pomyślałam. Numer nieznany... Szybko odczytałam:

Liczę, że niedługo to dokończymy. Słodkich snów mała.

Chwilkę wgapiałam się w ekran telefonu. Ross? Ale skąd ma mój numer? Pewnie od Rydel. Nie mam jednak zamiaru odpisywać. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, następnie ubrałam t-shirt i spodenki i poszłam spać. Miałam już tego dość. Jeżeli Ross myśli, że przez to przestanę zadawać się z blondynką i resztą, to się myli.

     Nocą z czwartku na piątek, pomimo skrajnego zmęczenia, nie mogłam zasnąć. Przewracałam się w wymiętej pościeli, co kilka minut zerkając na zegarek. Druga nad ranem, trzecia, wpół do czwartej... Przed czwartą wstałam i skierowałam się do kuchni. Nasmażyłam sobie naleśników i zrobiłam gorącą czekoladę. Siedziałam przy stole aż do piątej rano. Rodzice wstali do pracy, Stefa również już była na nogach. Nie miałam jednak ochoty z nimi rozmawiać więc wzięłam się za przygotowanie śniadania. Na moje szczęście o nic nie pytali. Nieco po szóstej przyłączył się do nas Zack. On od razu wiedział, że coś jest nie tak. Zerkał na mnie pytająco, ja jednak kiwałam przecząco głową. Nie chciałam aby zaczynał temat przy rodzicach. Gdy wyszli ze Stefą, Zack skierował się do mnie:
- Wiem, że coś się stało. W ogóle się nie wymiguj. - powiedział, zbierając talerze ze stołu. Wiedziałam, że nie ukryje przed nim mojego smutku. Nie chciałam jednak mówić o Rossie.
- Pokłóciłam się z Mają! Przykro mi z tego powodu... - odrzekłam, wstając z krzesła.
- O tego blondyna, co powinien siedzieć za kratami? - zapytał, zmywając naczynia. Skarciłam go wzrokiem i poszłam na górę po plecak. Po chwili zeszłam i skierowałam do wyjścia. Uczelnia Zacka na szczęście była w przeciwnym kierunku niż moja szkoła. Na miejscu byłam dość wcześnie. Przy szafkach zauważyłam Maje. Była z Erickiem. Całowali się. Oni jednak robili to, bo oboje tego chcieli. A ja? Sama nie wiem czego chce. Łzy napłynęły mi do oczu. Maja przynajmniej ma z kim spędzać czas. Już nie jestem jej potrzebna... Chciałam już iść na piętro gdy oderwali się od siebie i Majak na mnie spojrzała. Mina jej zrzedła, powiedziała coś do chłopaka i skierowała się w moim kierunku. Stałam cały czas w miejscu. Chciałam ją przytulić...
- Przepraszam! - wykrzyczała dziewczyna, po czym rzuciła mi się w ramiona.
- Pff ty głupku! To ja przepraszam... - przytuliłam ją jak najmocniej umiałam. - W ogóle to miałaś rację, dobrze zrobiłaś...Wybacz, że tak na ciebie naskoczyłam. - mówiłam łkając. Maja się na mnie spojrzała.
-  Czyli rozumiem, że go zapuszkowali! - wykrzyczała radośnie, po chwili jednak uśmiech zniknął z jej twarzy. Ross właśnie wszedł do szkoły i szedł w naszą stronę. Wyglądał już nieco lepiej. Nie miał już sińców na twarzy, pozostały lekkie rany po zacięciach no i szwy.
- Wiesz, że nie zostawia się faceta w takiej sytuacji? - powiedział kierując swoje czekoladowe oczy na mnie. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który promieniował po całym ciele. Maja patrzyła się na mnie pytająco. No super, niech popsuje mi relacje z przyjaciółką, które przed chwilą naprawiłam. - Słyszałem, że będziesz u nas w niedzielę? - zapytał przybliżając twarz do mojej. Przyjemnie pachniał... - Hmm... To się zabawimy. - wyszeptał mi do ucha, po czym się ode mnie odsunął. Wziął książki z szafki i ruszył na górę. Majak ciągle na mnie patrzyła. Nagle usłyszałam dzwonek.
- Opowiem ci wszystko po szkole. - powiedziałam, po czym szybko wzięłam potrzebne podręczniki i poszłam na lekcje. Zaczynałam chemią. Usiadłam w ławce, przy oknie. Jak zawsze. Ross się do mnie dosiadł, miał głupkowaty wyraz twarzy.
- Z czego ta radość, co? - już nie wytrzymałam.
- 18 lat a jeszcze dziewica? - zapytał unosząc brwi do góry.
- Już ci mówiłam, że nie, odwal się. - wysyczałam. Ross się zaśmiał.
- To będziesz kolejną, którą pozbawię tego tytułu. - zaśmiał się. - Powinnaś być dumna, ja, Ross Lynch, gwiazda... - nagle urwał.
- Gwiazda? Pff, chyba porno! - wykrzyczałam. Teraz to ja miałam głupi uśmiech na twarzy.
- No nie ważne, zapomnij o tym. - odburknął, po czym otworzył zeszyt.
Nagle naszą rozmowę przerwała nauczycielka. Kazała wyjąć karteczki.
- Co? - zapytał blondyn, wstając z miejsca.
- Słucham? - powiedziała pani profesor. Co on wyprawia...
- Nie będę nic pisał. Nie było mnie ponad tydzień. - odrzekł blondyn.
- Ross. - zaczęła spokojnie. - To, że prowadzisz inne życie niż inni nie zwalnia cię z obowiązku odpisywania lekcji. Powinieneś to nadrobić. Jak masz zwolnienie lub usprawiedliwienie, że nie byłeś w stanie, to zwolnię cie z pisania tej klasówki. Jeżeli nie, to wyjmij kartkę, proszę. - dokończyła. Ross był wściekły. Już chciał coś powiedzieć ale pociągnęłam go za rękaw koszulki.
- Co ty wyprawiasz głupia dziewczyno! - powiedział z oburzeniem.
- Ratuje ci ten blond tyłek! Z resztą nie pierwszy raz! Gwiazda się znalazła - wyszeptałam, wyjmując zeszyt.
Blondyn nie miał wyjścia, musiał dostosować się do poleceń nauczycielki. Minuty leciały a on wciąż miał pustą kartkę. Ja skończyłam pisać już po pięciu minutach. Kilka prostych równań, Ross jednak siedział, wgapiał oczy w kartkę i dodatkowo obgryzał długopis. Nie umiał nic. Rydel znów będzie przykro, że jej brat sobie nie radzi. Nabrałam powietrza do płuc po czym szybko je wypuściłam. Kątem oka sprawdziłam jakie ma zadania i napisałam je ołówkiem u siebie na kartce. Szturchnęłam go łokciem.
- Czego? - zapytał. Ja tylko podsunęłam mu kartkę pod nos. Nie ukrywał swojego zdziwienia ale przepisał wszystko. Gdy skończył, zmazałam równania dokładnie, kilka sekund potem nauczycielka kazała już kończyć. Na szczęście nie nie zauważyła. Reszta lekcji zleciała dość szybko.
- Dzięki. - wyszeptał Ross, wychodząc z klasy. Chciałam odpowiedzieć ale już go nie było. Wow podziękował... Na kolejne lekcje przyszedł punktualnie. Riker chyba musiał z nim poważnie porozmawiać.

     Fizyka. Obawiałam się tego przedmiotu jak nigdy wcześniej. Nieprzyjemny ból brzucha towarzyszył mi niemal od rana. Była długa przerwa więc postanowiłam poszukać Majaka. Gdy szłam korytarzem ktoś pociągnął mnie za rękę. Wylądowałam w jakiejś skrytce.
- Hej, co się dzieje, co ty... - nie dokończyłam bo Ross przyłożył swój palec do moich ust.
- Ciii... - uciszał mnie.
- Co ty wyprawiasz! Jeżeli znów zaczniesz próbować mnie rozbierać, to tym razem osobiście cię wsypie! - krzyczałam. Blondyn przyłożył całą swoja rękę do mojej twarzy.
- Możesz być cicho? Nie mam zamiaru cię rozbierać. - powiedział - Miałem nadzieję, ze ty zaczniesz rozbierać mnie, nie krępuj się. - odrzekł z uśmiechem.
- Idiota!
- Być może... - wyszeptał, przygryzając dolną wargę.
- Wypuść mnie! - nadal krzyczałam, chciałam wyrwać się z jego uścisku ale był za silny.
- Spokojnie, chciałem tylko zapytać... eee.. no ten. - plątał się.
- Co ten? - powiedziałam. Byłam blisko niego. Czułam na sobie jego cytrynowy oddech.
- Dzięki. - wyszeptał odgarniając blond włosy do tyłu.
- Super. Zamknąłeś mnie w skrytce aby podziękować? - burknęłam niemile.
- Tak. - rzucił krótko. - Ten... Co to w ogóle była za praca? Zrobiłaś ją sama? Dlaczego powiedziałaś policji, że ci pomogłem? W ogóle czemu mnie nie wsypałaś...? - zasypał mnie falą pytań.
- Wahadło matematyczne, głąbie. - pokiwałam głową. - Zrobiłam je razem z Mają. - dokończyłam. Blondyn jednak czekał aż rozwinę wypowiedź. - Nie jest to miejsce na takie rozmowy, nie uważasz? Jeżeli chodzi o sprawę z profesorem od fizyki to po prostu daj mi działać i się nie odzywaj za dużo. - skwitowałam wypowiedź, chciałam wyjść ale Ross przytrzymał mnie za ramiona. - Co jeszcze? Zapytałam, on jednak nic nie odpowiedział tylko złączył swoje usta z moimi. Ogarnęła mnie przyjemna fala dreszczy. Pocałunek trwał dosłownie kilka sekund. Potem blondyn spojrzał mi w oczy, po czym wyszedł. Stałam chwilę w osłupieniu. W co on w ogóle pogrywa... Nie mogę go zrozumieć. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Odgarnęłam swoje rude włosy z twarzy i udałam się do klasy.
- Proszę usiąść w takich samych parach, w jakich robiliście zadanie. - powiedział profesor. Spojrzał się na mnie i na Rossa. Usiedliśmy razem, w tej samej ławce co wtedy. Mam tylko nadzieję, że porozmawia z nami na osobności, nie przy wszystkich. Nauczyciel rozdawał prace, komentując każdą po kolei. Blondyn nic nie mówił, zauważyła, że nerwowo stuka placami o ławkę. Ja również byłam zdenerwowana. Mam nadzieję, że profesor nie zapyta Rossa co było napisane w wypracowaniu...
- Demetria Spelman i Ross Lynch. - powiedział, patrząc na naszą dwójkę. - Wasza praca była najlepsza. Wyróżniała się na tle innych, więc postanowiłem nagrodzić was oceną celującą. - mówił spokojnie. Mimowolnie się uśmiechnęłam. - Jednakże, ostatni telefon był bardzo ciekawy. Moglibyście mi to wyjaśnić? - zapytał. Ale tak przy wszystkich? Cała klasa skierowała swój wzrok na nas... Ross spojrzał na mnie, znów musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.
- To była pomyłka panie profesorze. Dostał pan taki telefon, ponieważ tego samego dnia, w którym odrabialiśmy prace, Ross został pobity. - mówiłam. - Padło podejrzenie, że stało się to w moim domu. Jak się okazało, chłopak dopiero w drodze do siebie został zaczepiony przez grupkę wandali. Policja jednak musiała wszystko sprawdzić... Stąd ten telefon. - wydukałam, patrząc cały czas na nauczyciela. Serce waliło mi jak młot.
- No rozumiem... Czyli pan Lynch odrobił z panią to zadanie? - ciągnął temat.
- Tak, jasne, że tak. - odrzekłam z uśmiechem.
- Czyli z czystym sumieniem mogę postawić mu ocenę celującą? Jest pani pewna? - zapytał, gładząc się po brodzie. On coś wie? - pomyślałam, byłam już spięta do granic możliwości. Zauważyłam, że Ross chce coś powiedzieć ale go wyprzedziłam.
- Tak panie profesorze, jestem pewna. - odrzekłam pewnym siebie tonem.
- Dobrze więc. - profesor wziął długopis i wpisał oceny do dziennika.
Odetchnęłam z ulgą, widać, że Ross również. Nauczyciel jednak patrzył na mnie dziwnym wzrokiem... Dalsza część lekcji jednak potoczyła się jak zwykle. Po fizyce miałam jeszcze matme i historie. Było nudno ale jakoś zleciało. Po wyjściu ze szkoły czekałam przed budynkiem na przyjaciółkę. Nagle poczułam zapach cytryn, odwróciłam się. Ross stał obok mnie.
- Dziękuję. - powiedział, chowając ręce do kieszeni. - Wyjdziemy jutro razem na obiad? - zapytał z nadzieją. Wytrzeszczyłam oczy. Widziałam, że Majak idzie w naszym kierunku.
- Ty mnie zapraszasz na obiad, poważnie? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak. Odwdzięczę się za tą fizykę. - odpowiedział. - Wpadnę koło południa. - dokończył. po czym pocałował mnie w policzek. Maja to wszystko widziała. Co ten blondyn sobie myśli....? Stałam jak wryta.
- No proszę, możesz mi to wyjaśnić? - zapytała, tupiąc nogą. - Gwałciciel zaprasza cię na randkę...?





niedziela, 15 marca 2015

Rozdział X

     Wstałam o 6.15 jak zwykle. Dziś czwartek, jeszcze jeden dzień i przyjdzie mi się zmierzyć oko w oko z profesorem od fizyki. Wzywał już mnie do siebie ale chciał aby był również obecny przy tym Ross. Jako, że nie przyszedł jeszcze do szkoły to mieliśmy odbyć rozmowę właśnie w piątek. Już mnie ciarki przechodzą na samą myśl... Spotykam się dziś po szkole z Rydel więc dowiem się czemu Rossa jeszcze nie ma. Pisała mi, że źle się czuje, no ale tak długo? Chyba, że nie chce pokazać w szkole swojej obitej buźki. Co pomyśli sobie Jon i Harry? Ich przywódca dostał manto? Albo te dziewczyny, żadna nie będzie się chciała z nim przelizać. Biedny... Jak się również okazało Zack nic nie powiedział ani policji, ani rodzicom. Jedyny na którego można liczyć. Bardzo mi to pomogło bo gdyby mama się od niego dowiedziała to byłoby bardzo źle. Opowiedziałam mu całą historię z ubiegłych dni. Nie był zadowolony, oj nie był. Ale ja mimo wszystko uważam, że zrobiłam dobrze. Z Mają natomiast w ogóle nie rozmawiam. Przykro mi z tego powodu ale na pewno jej nie przeproszę, bo niby za co? To ona powinna pierwsza wyciągnąć do mnie rękę po tym co zrobiła.

Po moich rozmyśleniach poszłam do łazienki. Umyłam zęby, przemyłam twarz, ubrałam to co zwykle i nałożyłam lekki makijaż. Na szczęście nie musiałam już ukrywać nadgarstków co mnie bardzo cieszyło. Mogłam w końcu założyć koszulkę bez rękawków i nie martwić się z powodu zwisających bransoletek. Strasznie mi przeszkadzały ostatnimi czasy. Nie lubię biżuterii. Powolnym krokiem zwlekłam się na dół. Nikogo nie było. Stefę zabrali rodzice jadąc do pracy a Zack był na uczelni. Zostawili mi jednak górę kanapek. Zjadłam po czym wyszłam w stronę szkoły. Na miejscu byłam tuż przed dzwonkiem. Pod klasą zauważyłam blond czuprynę, jednak był za wysoki jak na Rossa. Chyba to jednak on... Stała koło niego pokaźna grupka dziewczyn. Nie wiem co robił ale wyglądało jakby rozdawał... Autografy? Co z nim, zaczął nagle gwiazdorzyć? Podali mu w szpitalu chyba nie te leki co powinni. Nagle zabrzmiał dzwonek, dziewczyny się rozeszły do klas, chłopak się odwrócił. To... Riker! Ale co on tu robi? Zauważyłam, że idzie w moim kierunku.
- Hej, Demi. - zaczął z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy.
- Hej, Rik, co się stało? Ross cie wynajął abyś za niego chodził do szkoły? - zachichotałam. Na twarzy blondyna również zagościł uśmiech.
- Nie... Gorzej heh. Nauczycielka mnie wezwała do szkoły bo Ross ma kiepskie oceny i ostatnio długo nie było go w szkole. - wyjaśnił, znów spochmurniał. - Ah, że go nie było to wiemy... Ale oceny? Nie mówił, że idzie mu słabo. Serio załapał aż tyle jedynek przez taki krótki czas? Zawsze łapał raczej trójki. Ponoć również często się spóźnia. - dokończył nerwowo odgarniając swoją długą grzywkę z oczu. O rany i co mam powiedzieć? Skoro zgrywa takiego miłego w domu to pewnie nie wiedzą, że kręci panny na boku.
- No troszkę mu złych ocen wpadło, nie powiem, że nie. Ale chyba trzeba dać mu czas. W końcu musi się przyzwyczaić do nowych nauczycieli i otoczenia. - powiedziałam z uśmiechem. Rik tylko kiwnął głową bo akurat pani Pomol wpuściła nas do klasy i poprosiła chłopaka aby również wszedł. Wskazała skinieniem głowy aby blondyn stanął obok biurka. Profesorka zaś włączyła laptopa i wyświetliła nam dzisiejszy temat zajęć oraz kilka zagadnień do wykonania.
- Zróbcie te zadania opierając się na tekście ze stron 188-204 z podręcznika. Ja tymczasem porozmawiam sobie z Rikerem. - powiedziała dość oschle po czym skierowała wzrok na lekko speszonego blondyna. Szczerze myślałam, że będą rozmawiać na osobności. Ale pani Pomol potrafi zaskakiwać... Widać, ze blondyn był nieźle wystraszony.
- A więc proszę pana. - zaczęła dość wesoło. Dziwne. - Pragnę pana osobiście poinformować, że Ross spóźnia się na lekcje i to notorycznie. Z tego co słyszałam w pokoju nauczycielskim to na inne zajęcia również. Dodatkowo jego oceny są fatalne. Dostał jedną piątkę, ale przy tych czterech jedynkach mało mu to daje. - mówiąc te słowa pokazała Rikowi dziennik. Biedny zbladł, jego włosy, niegdyś jasne, teraz przy jego cerze wydawały się bardzo ciemne. - Dodatkowo opuścił sporo zajęć, nie oddał prac na czas oraz nie pisał sprawdzianu. Rozumiem, że wasza sytuacja w domu jest niecodzienna. - ciągnęła dalej, robi się ciekawie... - Ale mam nadzieję, że mi pan wyjaśni to wszystko. - skończyła. Rik chwilę stał i drapał się po głowie. Wypuścił nerwowo powietrze z ust i zaczął:
- Ostatnio Ross trafił do szpitala. - zaczął, kierując wzrok na mnie. Cała klasa również wsłuchiwała się w rozmowę. Było cicho jak nigdy. - Niby nic poważnego ale musiał kilka dni tam zostać, potem kurował się w domu. Obiecuję, że jutro już będzie i nadrobi wszelkie zaległości. - skończył. Miał taką minę jakby wydusił sobie sok z cytryny prosto do gardła.
- Dodam również, że niektóre jego wypowiedzi są niecenzuralne. - odrzekła nauczycielka. No nie, musiała... Rik wlepił w nią swoje czekoladowe oczy. Były  dosłownie takie jak Rossa. Cudne.
- Niecenzuralne? - zapytał ze zdziwieniem. No tak, w domu jest inny... - pomyślałam.
- Tak proszę pana. Nie zachowuje się tak jak powinien. Pyskuje i bardzo często nie wykonuje poleceń. Rozumiem, że waszych rodziców nie ma w domu, aczkolwiek to nie powód do tak nagannego zachowania. - dokończyła. Rik aż otworzył buzię ze zdziwienia.
- Proszę wybaczyć. Obiecuję, że nie tylko nadrobi zaległości ale również poprawi swoją postawę w stosunku do pani. - wydukał, nerwowo drapiąc się po udzie.
- Na jutro proszę aby napisał referat o tkankach i nabłonkach. Powinien to oddać już kilka dni temu. Powtarzamy materiał do matury, powinien się skupić. Mam nadzieję, że Ross, mimo swojej pracy, będzie zdawać? - zapytała. Swojej pracy? Jakiej niby pracy? - pomyślałam. Hmm... Książka pod tytułem Ross skrywa na prawdę masę tajemnic... Nie lubię czytać ale akurat ta lektura jest warta mojej uwagi. - pomyślałam.
- Emm... Tak, jasne. Obiecał, że zda egzaminy. - odpowiedział Riker ściszając troszkę głos. Ale dlaczego? Lynchowie są tacy tajemniczy!
- Dobrze, w takim razie już panu dziękuję. - odezwała się nauczycielka po paru minutach ciszy. Blondyn się pożegnał, jeszcze przed wyjściem spojrzał na mnie i pokazał kciukami jakby w powietrzu pisał smsa. O co mu chodzi? - zapytałam sama siebie. Nagle usłyszałam wibrowanie telefonu w swoim plecaku. Wyjęłam z ciekawości telefon. Sms od nieznanego numeru.

Jaka ta kobieta jest ,,miła" eh. O której kończysz? Mam do Ciebie głupią prośbę.
Rik


Nie powiem, troszkę mnie zaskoczył. Byłam ciekawa co jest grane więc szybko odpisałam.

Dziś stosunkowo wcześnie bo już o 13.15. O 17.00 u was będę, Rydel mnie zaprosiła. O co chodzi?

Po kilku minutach dostałam odpowiedź.

Ally ma urodziny za kilka dni. Jesteśmy już razem 3 lata, tyle prezentów jej kupiłem, że już pomysłu nie mam. Pomogłabyś mi coś wybrać?
Rik


Uśmiechnęłam się do ekranu. To bardzo miłe z jego strony. Jaki bezradny, heh faceci... Odpisałam mu, że bardzo chętnie mu pomogę. Zdeklarował się, że będzie czekał przed szkołą.

     Kolejne lekcje minęły już bez żadnych potknięć. Nikt o Rossa nie pytał, Majaka nie widziałam już do końca zajęć. Punktualnie o wyznaczonej porze Rik czekał na mnie przed budynkiem.
- Hej, dziękuję, że się zgodziłaś. - powiedział dość nieśmiało. Uroczy.
- Hej, nie ma za co! Miło będzie spędzić z tobą czas. - uśmiechnęłam się do blondyna. Zaprosił mnie do samochodu i pojechaliśmy do centrum handlowego. Najpierw zaproponował obiad. Byłam głodna ale nie miałam przy sobie ani grosza. Było mi głupio więc odmawiałam, jednak Rik był nieugięty.
- No ale na pewno jesteś głodna! O, zobacz. Tu na pewno będzie dobre jedzenie. - wskazał na budkę z domowymi obiadkami.
- Na pewno... Ale ja nie mam przy sobie pieniędzy. Zjem coś na szybko w domu. - wydukałam szybko, spuszczając wzrok na podłogę. Spaliłam buraka, było mi wstyd. - Dobra, to może najpierw ten sklep? - zapytałam wskazując palcem jubilera. Chciałam jak najszybciej zmienić temat.
- Hej, to ja cie wyciągnąłem więc ja stawiam. - powiedział po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę baru. Zjedliśmy ziemniaki i ogromnego steka. Następnie udaliśmy się do sklepu, który pokazywałam wcześniej. Rik jednak nic tam nie znalazł odpowiedniego.
- Tyle wisiorków jej kupiłem, że nie ma nawet gdzie tego zawiesić. Tak samo bransoletki i kolczyki. - wydusił zrezygnowanym tonem.
- Hej, no nie poddawaj się... To może jakieś ubranie? Zauważyłam, że lubi zielony. O, może to? - zapytałam pokazując blondynowi białą sukienkę w zielone wzorki. Rik pokiwał przecząco głową.
- No i właśnie dlatego mam problem. - powiedział wypuszczając powietrze z ust. - Kupiłem jej już chyba wszystko! Nie chcę się powtarzać bo pomyśli, że jestem mało oryginalny. - dokończył, siadając na podwyższenie obok sklepu. O, jak się stara. Uroczy. Zaproponowałam jeszcze kilka innych rzeczy ale Rik znów miał pełno argumentów na nie. Będzie trudno...
- No a nie myślałeś, żeby po prostu zaprosić ją w jakieś romantyczne miejsce na kolacje? Bez zbędnych prezentów. Wesz, tak niby nic ale jednak... To nie prezenty odzwierciedlają uczucia, tylko gesty i zachowanie w stosunku do tej drugiej osoby... Bycie razem jest najważniejsze.  - wypaliłam. Mnie się takie rozwiązanie by podobało i gdyby Ross mnie zaprosił... WTF! Jaka ja głupia, Ross miałby zaprosić mnie na randkę? W ogóle kogokolwiek... On by tego nie zrobił. W ogóle po co ja o nim myślę, ogarnij się ruda. - skarciłam się w głowie i powróciłam wzrokiem do Rikera. - Wiem, pewnie ci to nie odpowiada... - zaczęłam jednak blondyn mi przerwał.
- Genialne! No tak, masz rację. - powiedział zadowolony. - Już nawet mam pomysł! - krzyknął po czym mnie mocno przytulił. - Dziękuje. - wyszeptał.
- No już bo mnie udusisz! - zachichotałam. - Cieszę się, że jednak udało się nam coś postanowić. - odwzajemniłam uścisk. - O kurcze już 16.00 ! Ale to zleciało. Muszę już iść się ogarnąć do domu zanim do was przyjdę. Mógłbyś mnie podwieźć? - zapytałam.
- Nie, pójdziemy jeszcze na lody i potem pojedziemy do nas. - powiedział ciągnąc mnie w stronę budki z lodami.
- Ale jak ja wyglądam! Muszę się przebrać. - szłam za nim chichocząc.
- Wyglądasz bardzo ładnie. No chodź. - nalegał. Nie protestowałam, było całkiem miło. Nie rozumiem jakim cudem Ross jest taki chamski. Jego brat to bardzo sympatyczny facet i przede wszystkim widać, że dba o kobiety. Trzy lata już jest z Ally! To bardzo długo, musi ją bardzo kochać. Czas szybko zleciał, Rik opowiedział mi nieco o swojej dziewczynie. Studiuje psychologie. W przyszłości chciałaby zostać onkologiem dziecięcym. Musi być bardzo mądra.

     Nieco po 17.00 byłam u Rydel. Troszkę się zdziwiła, że przyszłam z Rikiem ale później jej wszystko opowiedziałam. Nawet nie zauważyłam, że nie ma Rossa. Z blondynką bawiłam się świetnie, oprowadziła mnie też nieco po mieszkaniu bo wcześniej nie miała okazji. Dom był na prawdę piękny i ogromny, mieli nawet basen!  Nagle do domu wszedł najmłodszy z rodziny. Nadal był posiniaczony. Miał na sobie różowe spodenki i białą koszulkę, do tego klapki na nogach. Wyglądał serio uroczo w tym różku. W ręku trzymał frisbee, obok niego szedł zadowolony pies. Gdy wchodził miał wesołą minę ale jak mnie zobaczył rzucił krótkie ,,cześć" i poszedł na górę.
- Ok, Demi mam do ciebie prośbę. - skierowała się do mnie Rydel.
- Jasne, mów. - odpowiedziałam wesoło.
- Dziś Riker był w szkole, o czym dobrze wiesz. - zaczęła. - Nie wiedzieliśmy, że Ross ma aż takie problemy. Ty za to jesteś bardzo mądra i tak sobie pomyślałam, czy byś mu troszkę nie pomogła, co? Chociażby teraz z narobieniem materiału? Szczerze mówiąc tylko Riker studiował ale przejął teraz masę obowiązków i nie chcę go obarczać kolejnymi. - powiedziała Rydel wlepiając swoje oczy we mnie. W sumie czemu nie...? - pomyślałam.
- No dobrze, pomogę. - powiedziałam. Rydel się rozpromieniła. - Tyle, że referat ma napisać na jutro... Zaczął już? - zapytałam. Rydel pokiwała przecząco głową.
- Powiedziałam mu aby sam cię poprosił o pomoc ale nie chciał. Musisz mu wybaczyć, jest nieśmiały. Dlatego ja proszę, mogłabyś do niego iść na górę teraz i pomóc z tym referatem? - zapytała z nadzieją. On nieśmiały? Całując te laskę w szatni w ogóle tego nie okazywał...
- Hmm... No w sumie... Dobrze. Ja klasówki już wszystkie nadrobiłam więc z chęcią mu pomogę. - odrzekłam z uśmiechem.
- Tylko ostrzegam... W jego pokoju jest dość brudno. Jedyne co mi się udało to troszkę wywietrzyć. - powiedziała z rumieńcem na twarzy. Aż tak źle... pomyślałam. - Pierwsze drzwi na prawo. - dokończyła.

Weszłam na górę. Stanęłam przed drzwiami. Serce zabiło mi nieco szybciej. Ale dlaczego? Sama nie wiem. Nie mam pojęcia czego mam się tam spodziewać. Plakatów nagich panien na ścianach? To byłoby komiczne... Przełknęłam ślinę i już chciałam zapukać, gdy nagle usłyszałam cichą melodię. Dźwięk gitary, Ross nucił coś pod nosem. Bardzo cicho, ledwo słyszałam. Niestety słowa były dla mnie niewyraźne. Postanowiłam jednak zapukać. Nic, nikt się nie odezwał. Brzdąkanie na gitarze ucichło.
- Rydel? - zapytał blondyn.
- Nie, Demi. Twoja siostra poprosiła mnie abym pomogła ci w napisaniu referatu z biologii. Mogę wejść? - zapytałam.
- Nie potrzebuję pomocy, wracaj do siebie. - odrzekł Ross. Słyszałam skrzypienie łóżka...
- Wchodzę. - powiedziałam stanowczo. To co zobaczyłam wywołało u mnie lekki szok. Ściany były żółtego koloru! Na nich było poprzyklejanych pełno rysunków. Urocze! Ale najlepszy był ten wielki, żółty fortepian na środku pokoju. Spojrzałam na blondyna. Leżał na łóżku z gitarą, obok niego był Kiba. Odwrócił się w moją stronę.
- Wyjdź. Nikt cię tu nie zapraszał.- chrząknął głaskając psa po głowie.
- O rany, chcę ci pomóc. Jak nie oddasz tego wypracowania to pani Pomol będzie cię gnębić do końca szkoły!
- Nie obchodzi mnie to, to ostatni rok. Przeżyję. - odpowiedział dość niemiło.
- Pomogę ci. A wiesz dlaczego? Bo Rydel mnie poprosiła. Nie zawiodę jej. - mówiąc te słowa weszłam głębiej do pokoju.
- Biurko jest tam, kartkę sobie gdzieś znajdź. Długopis powinien być w tej kupce rzeczy. - skierował palec na stertę swoich ubrań, które leżały przy otwartym oknie.
- Nie rozumiem... - wyszeptałam. Serio nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Skoro chcesz pisać, to pisz. Ale ja nie mam zamiaru. - odrzekł nadal głaskając psa.
- Hej, hej ale to ja mam ci pomóc, nie robić za ciebie! - krzyknęłam. Blondyn był już lekko zdenerwowany. Wstał z łóżka i delikatnie odłożył gitarę. Chwycił mnie za rękę. Chciał wyrzucić za drzwi ale w tym samym momencie weszła Rydel. Ross się pohamował.
- Ossy, proszę cię abyś odrobił z Demi to zadanie, dobrze? Ani ja, ani nikt nie jest ci w stanie pomóc, wiesz o tym. - powiedziała spokojnym głosem. Ross znów zmienił swoją postawę o 180 stopni. Uśmiechnął się i rozluźnił mięśnie.
- Wiem, dobrze. Napiszemy razem ten referat. - powiedział ciepło i przytulił blondynkę. Urocze... Aż przeszły mnie przyjemne dreszcze. Ross po tym usiadł pokornie przy biurku i zaprosił mnie abym zrobiła to samo. Blondyn nagle spojrzał w mój dekolt i się głupkowato uśmiechnął.
- Znów zaczynasz? - zapytałam zgryźliwie obracając oczami.
- To silniejsze ode mnie. Jestem facetem. On chce się zabawić, to już nie moja wina. - mówiąc ,,on" wskazał na swój rozporek.
- Tak, ale ja bym chciała już pójść do domu bo jestem zmęczona. Więc z łaski swojej idź po książki i zacznijmy. Nie zmusisz mnie znów do tego. Laski w szatni możesz sobie obracać ale ja na twoją listę nigdy nie trafie. - oznajmiłam pewnym siebie tonem.
- Nikogo do niczego nie zmuszam. Same mi się oddają. - odparł spokojnie blondyn.
- NO JUŻ! Idź po te książki. - powiedziałam już lekko podniesionym głosem. Ross tylko coś odburknął. Mimo to wykonał moją prośbę. Przyniósł podręczniki, kartę papieru i długopis. Wynalezienie tych rzeczy w jego pokoju sprawiło mu dość spory kłopot. Zanim znalazł coś do pisania przerył trzy kupki ubrań. No ale w końcu zaczęliśmy. Nie było nawet tak źle. Chłopak nawet miał sporą wiedzę na ten temat. W między czasie Rydel przyniosła nam kanapki i gorącą czekoladę. Blondyn kilkakrotnie próbował wyprowadzić mnie z równowagi dotykając moich nóg, jednak zawsze go sprowadzałam na ziemie. Swoją drogą jego dotyk był przyjemny... Skończyliśmy pisać po trzech godzinach. Jak na Rossa to i tak dobry czas. Gdy już chciałam wyjść blondyn przytrzymał moją rękę. Nagle objął mnie w pasie i przydusił do biurka. Jego oczy jednak były czekoladowe, pełne pożądania. Nie wiem co w niego wstąpiło. Pachniał cytryną. Przyjemny zapach...
- Pragnę cię - wyszeptał. Byłam w szoku. Nagle zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Nie chciałam tego ale jego wzrok był taki upojny... Nagle delikatnie musnął ustami moją szyję. Było tak przyjemnie... Sama nie wiem dlaczego. Nie chciałam tego, nie z nim. Mimo wszystko nie potrafiłam się odsunąć. Przygryzał płatek mojego ucha oraz delikatnie przesuwał rękoma po moich plecach. Ogarnął mnie przyjemny dreszcz. Rozchyliłam wargi, niespodziewanie podniecona. Dotknęłam lekko jego męskości i wyczułam oszałamiającą twardość. W tym samym momencie Ross zachłannie połączył język z moim językiem i ścisnął lekko pierś. Sutki twardniały, między nogami robiło się wilgotno...

NOTKA

No i już mamy rozdział X. Nie wiem ile osób czyta bloga więc jeżeli ktoś tu jednak zagląda to mogę prosić o komentarz? Maja też będzie zadowolona :3 Nie wiemy kiedy next ale moja przyjaciółka lubi uciekać od obowiązków soł pewnie mnie namówi i kolejny rozdział będzie niedługo ;3

Tu takie słodkie Rossiątko:






piątek, 13 marca 2015

Rozdział IX część III

     Koniec kłopotów, początek nowej (starej) znajomości.

     Patrzyłam na wszystko jakby przez mgłę. Rydel ciągle płakała, Ell ją pocieszał. Stella była wściekła, Rocky nadal nie ogarniał sytuacji. Ross leżał cały we krwi na podłodze, Riker jedyny rozsądny próbował sprostać temu zdarzeniu. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. To była Allyson. Posłała mi szeroki uśmiech. Chciała mnie jakoś pocieszyć. To miłe... Nagle usłyszałam dźwięk karetki. Kilku ratowników zaczęło wykonywać resuscytacje. Kręciło mi się w głowie. To chyba przez krew. Za dużo jej. Stanowczo za dużo. Po kilku minutach wynieśli Rossa na noszach do karetki.
- Ja również jadę. - powiedziała przez łzy Rydel pociągając za sobą Ella. Ten nie protestował. Wybiegli razem z ratownikami. Nagle było słychać pisk opon i oddalający się dźwięk karetki. Stella chwilę po tym wyszła trzaskając drzwiami.
- Trzymasz się? - wyszeptała Ally nadal trzymając mnie w ramionach.
- Chyba tak. - odrzekłam. - To się działo tak szybko. Mózg mi się ugotował, nigdy z moich ust nie wypłynął taki potok kłamstw... - dokończyłam. Wszyscy skierowali wzrok na mnie. Po co ja to powiedziałam... - To znaczy... Dość sporo kłamstw, ale też prawda! - wydusiłam. Trzeba było jakoś to sprostować. Nagle podszedł do mnie Riker i chciał mnie przytulić ale się opamiętał. Był upaćkany krwią brata.
- No dobra. To ja odwiozę cię do domu. - powiedział kierując wzrok na mnie. - Ty Rocky jedź już do Rydel. Dołączymy do ciebie z Ally niedługo. - dokończył mówiąc do brata.
- Jasne, spoko. - odrzekł sięgając po kluczyki do kieszeni. Po chwili wyszedł.
- Mogę jechać z wami do szpitala? - wypaliłam. - Nie chcę wracać do domu, czuje się winna całej tej sytuacji. - wydukałam.
- Winna? To Ross jest winny, Demi. - powiedział z lekko zdziwioną miną Riker. - Zawiozę cię do domu, tak będzie lepiej. - dokończył podając mi bluzę, którą upuściłam na podłogę. Nie chciałam protestować więc się zgodziłam. Po kilku minutach byłam już pod domem. Nie miałam jednak zamiaru tam wchodzić. Samochód rodziców stał na podwórku, na pewno wiedzą. Nie mam ochoty z nimi rozmawiać a z Zackiem to już w ogóle. Wzięłam taksówkę i pojechałam do szpitala.

     Na miejscu było zupełnie cicho. Szczerze to nawet nie wiedziałam gdzie iść, nie lubię tego typu miejsc. Rzadko tu bywam. Jedna z pielęgniarek pokierowała mnie do pokoju Rossa. Wjechałam windą na trzecie piętro. Sala numer 288... Stanęłam przed wielkimi szklanymi drzwiami. Widziałam, że w środku była cała paczka. Rydel siedziała na łóżku głaszcząc blondyna po głowie. Był przytomny. Rozmawiali. Nie chciałam im przeszkadzać więc wyszłam na zewnątrz. Ochłonąć. Tak, świeże powietrze dobrze mi zrobi. - pomyślałam. Poszłam do parku, który znajdował się obok szpitala. Tak bardzo chciałam poznać blondyna a teraz dałabym wszystko aby nasza znajomość nigdy nie miała miejsca. Dziwne. Ale tak właśnie było. Wszystko zaczęło się fatalnie. Do tego czeka mnie jeszcze kłótnia z rodzicami, bratem i przyjaciółką. Nie daruje im. Ale to później...  Jestem ciekawa co ma mi do powiedzenia Ross. W końcu uratowałam jego blond tyłek. Na pewno by go zapuszkowali. Ale dlaczego dali zgłoszenie anonimowo. Hmm...  Rozmyślałam tak dość długo. Nawet nie zorientowałam się, że już 20.00. Postanowiłam wrócić do budynku.

Gdy byłam w połowie drogi wpadłam na jakąś dziewczynę. Było troszkę ciemno więc nie wiedziałam kto to. Przeprosiłam i chciałam iść dalej ale spostrzegłam, że to Maja. Była z Erickiem.
- Demi! - wykrzyknęła radośnie serwując mi ogromnego przytulasa. Nie odwzajemniłam go. - No i jak tam? Jak się czujesz? - zapytała z troską gdy już się ode mnie odsunęła.
- Jak się czuje? Teraz cię obchodzi jak się czuje? - zapytałam ze złością. Patrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem. - Powiedziałaś im. - dokończyłam. Maja stała przez chwilkę po czym przewróciła oczami. Kątem oka spojrzała na Ericka ale mnie nie obchodziło, że on nas teraz słucha.
- Musiałam Demi... Nie mogłam pozwolić aby mu wszystko uszło koło nosa... - powiedziała ściszając głos ciągle zerkając znacząco na chłopaka.
- Wiedziałam! Taka z ciebie przyjaciółka! Obiecałaś, że to zostanie między nami! - wykrzyczałam wymachując rękoma. Byłam wściekła.
- Jak to mogło zostać miedzy nami! Dziewczyno, jestem twoja przyjaciółką! Nie mogłam tego tak zostawić! - zaczęła krzyczeć.
- Tak? Przyjaciółka? Skoro nie dotrzymujesz słowa to może już nie jesteśmy przyjaciółkami, hę?! - dalej się darłam.
- A może nie?! - krzyczała.
- Nie może, a na pewno. - skwitowałam swoją wypowiedź po czym obróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku szpitala. Nawet się nie odwróciłam. Kipiało ze mnie, byłam wściekła. Łzy napłynęły mi mimowolnie do oczu. Po chwili jednak je przetarłam i przyspieszyłam kroku.

Znów udałam się na trzecie piętro. Sala numer 288. W środku nikogo nie było, postanowiłam więc wejść.
- Delly, nic już nie potrzebuję. Serio, dziękuję. - powiedział ciepło blondyn. Po chwili się odwrócił, widząc mnie mina mu zrzedła. - Czego chcesz? - powiedział dość oschle.
- No proszę. - powiedziałam stając obok łóżka. - A może chociaż jakieś dziękuje za to, że uratowałam ci tyłek? - zapytałam z przekąsem.
- Nie mam powodu aby ci dziękować. O nic cie nie prosiłem. - wydukał kierując wzrok za okno. Nie powiem, byłam troszkę zaskoczona.
- Przez ciebie pokłóciłam się z moją przyjaciółką a ty tak się do mnie odzywasz? - powiedziałam. Byłam już zła.
- Nie obchodzi mnie to, serio. - chrząknął niemile. - Niczego od ciebie nie chciałem. - dokończył. Unikał ze mną kontaktu wzrokowego. Cały czas patrzył za okno. - W ogóle co ty robiłaś w moim domu, co? - zapytał nagle pocierając swój brzuch. No tak.. sama chciałam go o to zapytać. A więc to jego dom...
-  Rydel mnie zaprosiła. - odpowiedziałam. Kątem oka blondyn na mnie spojrzał, jednak gdy nasze spojrzenia się spotkał, znów zainteresował się oknem.
- Pff, nie szukaj sobie u niej przyjaciółki. Ona jest z tych wyższych sfer. Ty tam nie pasujesz. - wydukał. Słucham? No nie wierze... Tak mi dziękuje...
- Słuchaj Ross. Co z tobą, co? W szkole zgrywasz jakiegoś maczo, teraz również zachowujesz się jak nie wiadomo kto. Nie jestem twoją służącą. Widziałam przecież jak wypłakiwałeś się w ramiona Rydel. W co ty w ogóle pogrywasz, co? - wypowiedziałam to tak szybko, że aż tchu mi zabrakło i przysiadłam na krześle, które stało obok łóżka. Blondyn na mnie spojrzał. Miał groźny wyraz twarzy.
- Jak ktoś się o tym dowie to cię zniszczę. - wymamrotał przez prawie zamknięte usta. Groził mi przy tym pięścią.
- Teraz to przesadziłeś. Nie zapomnij co chciałeś mi zrobić! - wykrzyczałam. Przypomniało mi się jak mnie przyciskał do łóżka i rozchylał moje nogi...
- To ty mi się dawałaś, słaba jesteś i tyle! - krzyknął po czym wykrzywił usta w grymasie. Znów gładził się po brzuchu.
- SŁUCHAM? To ty nie wiesz, że narkotyki powodują zaburzenia psychofizyczne? Chciałeś mnie zgwałcić! Broniłam się jak tylko mogłam, prosiłam, błagałam, miałeś to gdzieś! - krzyczałam już przez łzy. Zauważyłam, ze blondyn troszkę się wystraszył, zmienił wyraz twarzy. - Powinieneś teraz siedzieć w więzieniu ! - dokończyłam.
- To nie trzeba było mnie bronić, sama jesteś sobie winna. - powiedział, znów spoważniał. - A jeżeli ktoś się o tym dowie to pożałujesz. - dokończył wlepiając we mnie swoje czekoladowe oczy.
- Kto pożałuje i czego Ossy? - zapytała blondynka wchodząc do sali. Niosła ze sobą talerz pełny kanapek i sok cytrynowy. Lubię cytryny. Zauważyłam, że blondyn był nieco zakłopotany. Uśmiechnął się i poprawił nieco na łóżku.
- Noo... Tego...Miałem na myśli, że... - plątał się. Nie wiedział co powiedzieć. - Pożałują ci, którzy krzywdzą zwierzęta... Tak. Bo właśnie ktoś... ee... potrącił psa Demi i ... Wiesz. - dokończył. Był nieźle zdezorientowany.
- Ossy, ale Demi nie ma psa, prawda? - mówiąc te słowa skierowała się do mnie. Chciałam odpowiedzieć ale blondyn był szybszy.
- Znaczy psa jej sąsiadów. - wydusił szybko. Rydel się tylko zaśmiała.
- No tak, Ossy nie dalby skrzywdzić Kiby. - powiedziała blondynka znów kierując się do mnie. Ross odetchnął z ulgą. Ossy? To mnie zmyliło. Nie miałam pojęcia, że Rydel mówi tak do Rossa. Ale zaraz..
- Ossy? - zapytałam. Blondyn się lekko zarumienił.
- Tak, mówię tak na brata już od dzieciństwa. Ale nie lubi jak mówi do niego w ten sposób ktoś obcy. - powiedziała. Podała talerz blondynowi po czym usiadła na rogu łóżka.
- Demi... Ja nie wiedziałam... - zaczęła. Przerwałam jej, nie chciałam jakoś słuchać znów podziękowań.
- Tak, ja również nie wiedziałam, że Ross to twój brat. Dziwnie się złożyło... Ale nie ważne. - mówiąc to spojrzałam na Rossa, który zajadał się kanapkami. - Nasza znajomość zaczęła się na prawdę dziwnie ale mam nadzieje, że to nie koniec? - zapytałam z nadzieją. Nie chciałam urywać kontaktów z Rydel, to na prawdę świetna dziewczyna. Rossa chyba jakoś przeżyję...
- Demi, dziękuję ci za wszystko. Na serio nas uratowałaś. Mam nadzieję, że Ossy cie przeprosił. Wiem, że to mało ale... Nic więcej nie możemy zrobić. Na prawdę dziękujemy. - mówiąc to skierowała wzrok na brata. Odgarnęła mu włosy z czoła. On nie protestował. Urocze. Ale i też dziwne. W szkole zachowuje się zupełnie inaczej.
- To co się stało w domu... - zaczęła jednak znów jej przerwałam.
- W moim domu się dopiero zacznie. - zachichotałam mimowolnie. Ross wlepiał wzrok w kanapki na talerzu.
- Ale jak to? To ty nikomu nie powiedziałaś? - zapytała zdziwiona blondynka.
- A powiedziałam. No i to był błąd. Przyjaciółka poszła na policję. - wydukałam. uśmiech zszedł z mojej twarzy. Pokłóciłam się z nią. Dopiero teraz to do mnie dotarło. - Do tego brat pewnie powiedział rodzicom. Będzie piekło dzisiaj, oj będzie. - dokończyłam po czym wstałam z łóżka. Obróciłam się na pięcie i chciałam wyjść ale Rydel chwyciła mnie za rękę.
- To nie powiedziałaś rodzicom? - zapytała z wytrzeszczonymi oczami. Ross też zerknął na mnie z zaciekawieniem.
- Mam tylko nadzieję, że Zack nie powiedział. Przynajmniej będę mogła wcisnąć kit, że to była pomyłka. W przeciwnym razie będzie kiepsko... - odpowiedziałam. Rydel patrzyła na mnie z niedowierzaniem. - Nie mogłam im powiedzieć. Bo niby co miałabym mówić? Jedyną osobą, której chciałam się zwierzyć była moja przyjaciółka... Ale mnie wystawiła. No trudno, muszę iść i jakoś z tego wybrnąć, policji ładnie nakłamałam... myślę, że mama nie będzie szczególnie ugięta. - dokończyłam drapiąc się po głowie.
- Przynajmniej cię odwiozę. - zaproponowała Rydel.
- Ojj nie, muszę się przejść. Będę mogła przemyśle co mam powiedzieć. Z mamą nie będzie łatwo. - dokończyłam po czym wyszłam. Czułam na sobie wzrok Rossa jednak już się nie odwracałam.

     W domu byłam koło 23.00. Światło świeciło się w kuchni. To zły znak. Rodzice czekają. Gdy tylko weszłam usłyszałam mamę:
- Demetria Molly Spelman, przyjdź do kuchni proszę. - jej głos był surowy aczkolwiek opanowany. Myślę, że aż tak źle nie będzie.
- Idę, już idę... - odrzekłam spokojnie. Rodzice siedzieli przy stole i pili kawę. Mama miała zapuchnięte oczy. Płakała.
- Demi, kochanie. Była dziś u nas policja. - zaczęła. - Dlaczego nam nie powiedziałaś? Bardzo cię skrzywdził? - mówiąc to podeszła do mnie i mocno przytuliła. Tego się nie spodziewałam. Pocałowała mnie w czoło i zaczęła głaskać po głowie. Teraz nie wiedziałam czy kłamać czy mówić prawdę. Ale skoro policja wie, że to pomyłka to rodzice powinni wiedzieć to samo.
- Mamuś to pomyłka. Był u mnie chłopak w piątek, o czym z resztą wiesz. Ale nic mi nie zrobił. Jest nowy w naszej szkole więc może ktoś po prostu chciał zrobić mu psikusa. Wiem, wiem, to bardzo poważna sprawa ale wiesz jakie pomysły mają nastolatkowie? - mówiłam dość przekonującym tonem. Mama na mnie spojrzała.
- Dowiedzieliśmy się na komisariacie, że to jednak nie miało miejsca. Chciałam jednak usłyszeć to również od ciebie. Tak dla pewności. - Uff czyli wybrałam dobrą opcje.
- Wszystko dobrze, mamuś. Jest okey. Byłam dziś u nowej znajomej, świetnie się bawiłyśmy. Jestem zmęczona. Pójde już, dobrze? - zapytałam. Mama pokiwała głową i znów ucałowała moje czoło.

     Udałam się do siebie na górę. Wzięłam szybki prysznic, spakowałam plecak i szybko wskoczyłam pod pościel. Pewnie w szkole już się dowiedzieli, że policja dzwoniła do profesora. Na szczęście fizykę mam dopiero w piątek. Jedyne pocieszenie. Rossa pewnie jutro w szkole nie będzie. Przykro mi z powodu kłótni z przyjaciółką ale... To jej wina. Powiedziałam wszystko w sekrecie. Chyba jednak nie można jej ufać. Ale wszystko chyba skończyło się nie najgorzej. Jeszcze rozmowa z profesorem i mam nadzieje, że sprawa już będzie zamknięta. Ciekawa jestem jednak co się stało z mamą Rossa. Był bardzo przygnębiony kiedy policjant o nią zapytał. Z resztą nie tylko on. Wszyscy mieli smutne miny. Wyjaśniła się sprawa dlaczego pani Pomol dzwoniła do Rikera. Ciekawe dlaczego blondyn przy siostrze jest taki miły, potrafi okazać swoje uczucia, a jak jest w szkole to zgrywa pajaca... Dowiem się wszystkiego.

NOTKA

Uwielbiam piątki trzynastego. Nie mogło tego dnia zabraknąć rozdziału xD Taki sobie ale teraz dopiero zacznie się zabawa :3

Rozdział IX część II

Niespodziewany zwrot akcji.

     Blondynka zamarła. Wpatrywała się w grupkę policjantów stojących w progu. Kilku z nich miało przy sobie psa. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie wiedziała jak wytłumaczyć tą całą sytuację Demi. Nieprzyjemna fala wstydu ogarnęła dziewczynę. Chciała wydusić z siebie słowa ale nie mogła. Nie umiała. W jej głowie kłębiło się pełno nieprzyjemnych myśli.
- Zastaliśmy pana Rossa Lyncha w domu? - powtórzył policjant widząc, że blondynka nic nie mówi. Rydel się ocknęła. Spojrzała kątem oka w stronę reszty. Nie zwracali uwagi na to, kto przyszedł.
- A panowie w jakiej sprawie? - wydukała cicho. Doskonale zdawała sobie sprawę po co, a w zasadzie po kogo, przyszli.
- Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie, które tyczy się pana Rossa Lyncha. Ponoć dopuścił się próby gwałtu będąc pod wpływem narkotyków. Chcielibyśmy przeszukać jego pokój oraz zabrać go na komisariat w celu przesłuchania. - powiedział donośnym, grubym głosem jeden z policjantów. Rydel zrobiło się słabo. W tej samej chwili pojawił się Ell i przytrzymał przyjaciółkę. Gdyby nie on, pewnie by upadła na podłogę. Ratliff skinieniem głowy zaprosił policjantów do środka. Następnie posłał Rydel spojrzenie typu ,,stało się, nie miałem innego wyjścia" i przytrzymując blondynkę, zaprowadził do reszty. Demi w tym momencie była w toalecie.
- Gdzie jest pokój chłopaka? - zapytał znów ten sam policjant.
- Na górze... Pierwsze drzwi na prawo. - powiedział Ell pokazując palcem schody. Rydel wybuchnęła płaczem wtulając się jednocześnie w Ratliffa. W tym samym momencie Stella posłała chłopakowi niemiłe spojrzenie. Grupka policjantów natomiast udała się do miejsca wskazanego przez chłopaka. Mimo gestu Stelli, Ell mocno przytulił swoją przyjaciółkę.

- Łazienkę również macie... - nie dokończyłam. Gdy zobaczyłam płaczącą Rydel nie wiedziałam o co chodzi. - Coś się stało? - zapytałam cicho podchodząc do blondynki. Ona nic nie odpowiedziała, nadal płakała, głowę miała schowaną w koszulce perkusisty. Nastała chwila ciszy, którą zagłuszały tylko szlochy Rydel.
- On jest niewinny, Ratliff on jest niewinny! - mówiła przez łzy, uderzając pięściami w klatkę piersiową przyjaciela. On jedynie ją uspokajał i głaskał po głowie.
- Przepraszamy, chyba jednak powinnaś już iść. - wydukał Riker kierując swój wystraszony wzrok na mnie. - Nie powinnaś tego oglądać, wybacz. - powiedział podając mi moją bluzę. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam o co im chodzi. W tej samej jednak chwili spostrzegłam dwóch policjantów schodzących z góry. Jeden z nich trzymał ... ROSSA!? W kajdankach!? Co on tu w ogóle robi? Co robi tu ta POLICJA?! Momentalnie moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. O co tu chodzi...? - pytałam sama siebie.
- Pani Demetria Spelman? - zapytał mnie policjant po tym jak już znalazł się na dole. Naprzeciwko mnie. Zamarłam w bezruchu. Co ja mam teraz zrobić? Spojrzałam na Rossa. Był lekko pochylony, usta miał wykrzywione w grymasie. Z bólu. Miał szwy na łuku brwiowym oraz w okolicach ust. Sine oczy i policzki. Pełno przecięć na twarzy. Szyte miał również prawe przedramię. Drugą rękę miał całą zabandażowaną. Gdy nasz wzrok się spotkał, zobaczyłam w jego czekoladowych oczach ból i strach. Serce mi pękało z żalu. Nie mogłam pozwolić aby tak cierpiał. Nagle się opamiętałam. Musisz coś zrobić Demi! - mój umysł krzyczał, jednak ja byłam bezsilna.
- Tak... to ja. -wyszeptałam nadal patrząc na Rossa. - Ale... Cała ta sytuacja... - nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam na sobie wzrok Rydel, Ella i całej reszty. Chciałam zapaść się pod ziemie. Jeden z policjantów wyciągnął jakiś notatnik. Spoglądał raz na niego, raz na mnie. Nagle się odezwał:
- Rysopis idealnie pasuje. To pani padła ofiarą tego mężczyzny. - mówiąc to wskazał palcem na Rossa. Serce biło mi tak szybko, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi przez gardło. Ale skąd oni mają mój rysopis, skąd wiedzą o tej sprawie... Zack! Albo Maja! Jedno z nich... Ale obiecali, że nie powiedzą... Obiecali... Spojrzałam na Rydel. Blondynka patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami. Tak samo jak reszta. Było mi tak głupio, czułam się bardzo niezręcznie. Myśl Demi, myśl! Nie możesz pozwolić aby poszedł do więzienia! - karciłam sama siebie w głowie.
- Nie rozumiem o czym pan mówi. - wypaliłam. - Proszę go puścić, sprawiają panowie mu ból. - dokończyłam. Nie było mnie stać na nic lepszego.
- Ten młodzieniec został oskarżony. - mówił spokojnym głosem jeden z policjantów. Czułam jak pocą mi się dłonie. Zawsze tak się dzieje gdy jestem zdenerwowana do granic możliwości. - Proszę nam pokazać pani nadgarstki. - powiedział jeden z umundurowanych mężczyzn. O nie! - pomyślałam. Stałam nadal na swoim miejscu, kątem oka spojrzałam na blondyna. Miał łzy w oczach. Zrobiło mi się go żal... Dobra Demi, bierzesz sprawy w swoje ręce, musisz być pewna siebie i dobrze kłamać! - pomyślałam. Gdy policjant do mnie podszedł wyciągnęłam ku niemu swoje dłonie.
- Proszę ściągnąć bransoltetki. - rozkazał. Tak też zrobiłam. Niestety nadal były ślady...
- Wszystko pasuje idealnie do zeznań. Pani nadgarstki są sine. - powiedział patrząc na moje dłonie.
- Haha oczywiście, że są! - wykrzyczałam. - A wie pan dlaczego? - zapytałam. Policjant miał zakłopotaną minę. - To panu powiem. Mam starszego brata, często kłócimy się o pilota do telewizora. Kilka dni temu się troszkę poszarpaliśmy, wiadomo jak to rodzeństwo. Z tego względu, że brat jest starszy i silniejszy to po prostu za mocno mnie przydusił, no. Stąd te sine nadgarstki. Dodam, że niestety wygrał te walkę. - powiedziałam z uśmiechem. Chciałam udawać. Chciałam mówić to takim tonem, aby brzmiało wiarygodnie... Ross spojrzał na mnie, jego oczy były czekoladowe. Jak pierwszego dnia. Na jego twarzy, prócz bólu, malowało się również niezrozumienie i zakłopotanie. Tak jakby pytał ,,dlaczego kłamiesz? Przecież to przeze mnie."
- To niemożliwe proszę pani. Zeznania mówią co innego. Zna pani w ogóle tego mężczyznę? - mówił wskazując na Rossa. O rany, co powiedzieć? - pomyślałam. Nie mogłam jednak długo czekać z odpowiedzią.
- Oczywiście, że tak. To mój kolega z klasy. - wypaliłam. Dalsze kłamstwa wymyślę na poczekaniu. Mam przynajmniej taką nadzieję. - No i nie rozumiem dlaczego go tak traktujecie, może rozluźniliby panowie uścisk? - zaproponowałam, starałam się aby mój ton głosu brzmiał stanowczo.
- To zna go pani? Dostaliśmy informację, że w piątek koło godziny 19.00 był u pani. Wtedy doszło do próby gwałtu. - mówił policjant wpatrując się w notesik.
- Tak był u mnie. - powiedziałam pewnym siebie tonem. Widziałam, że Rydel cały czas płacze, wszyscy w osłupieniu wsłuchiwali się w naszą rozmowę. Ross również tylko stał, nic nie mówił. - Przyszedł dokładnie 10 minut po 19.00. Odrabialiśmy zadanie domowe na fizykę. Zajęło nam to dość sporo czasu, jednak skończyliśmy. Potem Ross po prostu poszedł do domu. W poniedziałek rano praca trafiła do profesora. Nie zaniosłam jej osobiście, ponieważ byłam chora. Przez cały tydzień leżałam w domu. Prace dostarczyła moja przyjaciółka. - powiedziałam wpatrując się w policjanta.
- Ma pani jakieś dowody? - zapytał. - Może zadzwonię do ów profesora czy aby na pewno dostał pracę? - dopytywał stukając palcem w notes.
- Proszę bardzo. Nawet mam numer. Któregoś dnia byłam na konkursie, więc musiałam mieć z panem profesorem kontakt telefoniczny. - wyjaśniłam. Po chwili grzebania w telefonie podałam go policjantowi. - Proszę, może pan dzwonić. - mówiłam. Ross patrzył na mnie z niedowierzaniem. Ja natomiast wiedziałam co robię. Nie mogłam pokazać strachu. Musiałam grać, musiałam sprawiać wrażenie, że doskonale wiem co mówię. Policjant wydusił numer na swojej komórce po czym zadzwonił. Rozmowa z profesorem od fizyki nie trwała długo. Po chwili się odezwał.
- Rzeczywiście praca od pani i oskarżonego trafiła w ręce pana profesora. - powiedział. Uśmiechnęłam się w geście zwycięstwa, Ross natomiast patrzył na mnie pytająco. Rydel również była zakłopotana, patrzyła na mnie, chciała wiedzieć o wszystkim.
- To niczego nie wyjaśnia. - ciągnął policjant. Dlaczego prace dostarczyła pani przyjaciółka a nie Ross? Przecież skoro pracowaliście razem, mogła pani go o to poprosić wiedząc, że w poniedziałek nie będzie pani w szkole.- zapytał. Auć, trudne pytanie. Kłamanie mi za nic nie wychodzi...
- Zaniosła je moja przyjaciółka, ponieważ nie miałam kontaktu z Rossem. W naszej klasie jest nowym uczniem, nie wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonu. Nie znałam niestety jeszcze jego adresu. Nie miałam zamiaru szukać go odwiedzając dom po domie. Nie chciałam również go zawieść i poprosiłam przyjaciółkę. Nie miałam pojęcia, że będę chora i nie pójdę do szkoły. W piątek czułam się bardzo dobrze. Pogorszyło mi się dopiero w weekend. - odpowiedziałam. Myślę, że tekst dość dobry.
- Rozumiem... Czy ktoś może potwierdzić, że cały tydzień leżała pani chora? - zapytał. No nie ...
- Oczywiście. - wypaliłam. - Niestety znów potwierdzenie telefoniczne. Może pan zadzwonić do lekarza rodzinnego, który był u mnie w domu i wypisał mi leki. Miałam gorączkę i kaszel. Byłam ogólnie lekko przeziębiona. Niestety na tyle, że musiałam się wykurować w domu. Nie lubię roznosić zarazków. - powiedziałam. Dobre... - pochwaliłam się w głowie. Podałam policjantowi numer do mojego lekarza rodzinnego. W tej samej chwili z góry zeszło jeszcze kilku umundurowanych mężczyzn. Nagle jeden się odezwał:
- Nie znaleźliśmy śladów narkotyków w jego pokoju. Psy nic nie znalazły także w łazience i na piętrze. - powiedział trzymając dwa owczarki niemieckie na smyczy. - Przeszukamy resztę domu. - oznajmił, po czym rozluźnił napięcie linki i pozwolił psom wąchać.
- Oczywiście, że panowie nie znaleźli. Znam Rossa krótko, ale na tyle długo, by powiedzieć, że nie byłby do tego zdolny - wypaliłam znów nie myśląc. Nie było czasu na myślenie. Policjanci tylko na mnie spojrzeli. Ross również. Rydel nadal wtulała się w Ella. Riker obejmował ręką swoją dziewczynę. Stella natomiast nadal siedziała na kanapie, patrząc to na policję, to na swojego chłopaka i blondynkę. Rocky natomiast drapał się po głowie i próbował ogarnąć sytuację. Gdy policjant skończył rozmowę, skierował się do mnie:
- Miała pani rację. Lekarz potwierdził to, co pani mówiła. - powiedział już zdezorientowany. Dobrze... Jest dobrze. - pomyślałam.
- Skoro tak to ja dalej nie rozumiem dlaczego trzymacie go w kajdankach. Ross nic nie zrobił. - wydukałam z przejęciem. Uda się... musi się udać.
- Ale zgłoszenie na pewno tyczyło się pani i tego chłopaka. - mówiąc to skierował palec na blondyna.
- Proszę pana. Tyle teraz fałszywych alarmów. Pewnie ktoś sobie po prostu żartował. Skoro podał zeznania anonimowo... To po prostu był żart. - powiedziałam. Sama nie wierzyłam w to co mówię ale szansa, że uwierzą jakaś jednak była... Chciałam aby mój ton głosu brzmiał poważnie. Nie wiem czy mi to wyszło. Aczkolwiek policjanci byli już lekko skołowani. - Gdybym była ofiarą to pewnie bym takich rzeczy nie mówiła. Ale nie byłam. Także możecie puścić chłopaka bo sprawiacie mu ból. - dokończyłam patrząc na Rossa. Na prawdę cierpiał...
- A skąd to pobicie. - tutaj zwrócił się do Rossa. On jednak był oszołomiony. Postanowiłam dalej go bronić.
- Złodzieje, mordercy... tyle tutaj przestępców w ciemnych zaułkach. Pewnie ktoś go zaatakował gdy wychodził ode mnie. W końcu było już dość późno. - powiedziałam wpatrując się w Rossa. - Prawda? - skierowałam słowa w jego kierunku. On lekko pokiwał twierdząco głową. - To ich powinniście szukać a nie napadać na niewinnych. - dokończyłam z tryumfem na twarzy. Policjanci stracili już orientacje, sami nie wiedzieli o co chodzi. Po kilku minutach jeden z nich skierował pytanie znów do Rossa:
- Skoro tak, to dlaczego pan nie zgłosił pobicia na policję? - dopytywał. Blondyn mało co kontaktował. Musiałam ratować sytuację.
- Było ciemno. Został pewnie zaatakowany znienacka więc nie mógł widzieć swoich oprawców. - powiedziałam - Prawda? - znów skierowałam pytanie do Rossa, modląc się aby przytaknął. Ten pokiwał twierdząco głową. Policjanci jednak byli nieustępliwi. Nagle jeden z nich odezwał się do Rydel:
- Czy mogę porozmawiać z rodzicami tego chłopaka?
Zauważyłam, że po policzku Rossa spłynęła łza... Rydel nic nie powiedziała tylko pokiwała przecząco głową po czym wtuliła twarz w koszulkę Ella. On ją objął jeszcze mocniej.
- Aktualnie ja tutaj jestem najstarszy. - powiedział Riker wtrącając się w rozmowę. Uwolnił z uścisku swoją dziewczynę i wstał, podszedł do grupki mężczyzn w niebieskim mundurze. W tej samej chwili policjanci z psami wrócili, mówiąc, że reszta domu również jest czysta. Odetchnęłam z ulgą.
- Nasza mama leży w szpitalu więc obowiązki rodzica przejąłem ja. - zaczął znów Riker. Ross spuścił głowę. Na podłogę spadło jeszcze kilka kropel łez.
- No dobrze... w takim razie to pewnie pomyłka. - powiedział kierując wzrok na policjanta, który nadal trzymał Rossa zakutego w kajdanki. Na rozkaz jednak je rozpiął. Ross, wcześniej podtrzymywany przez mężczyznę, teraz upadł na kolana. Zaczął dodatkowo kaszleć. Szybko podbiegła do niego Rydel i mocno przytuliła. Chłopak odwzajemnił uścisk, schował swoją twarz w jej ramionach. Policjanci przeprosili za najście i wyszli. Cisza ogarnęła mieszkanie, słychać było raz po raz szloch... chyba Ross. Ja również osunęłam się na kolana. Już po wszystkim... - pomyślałam. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. Jeszcze nigdy w życiu nie wypowiedziałam tylu kłamstw na raz. Wszyscy, poza Rydel i Rossem, wlepiali we mnie wzrok. Nie wiedziałam jak się zachować, co im powiedzieć...
- Demi... - zaczął Riker. - Dlaczego go broniłaś? Dlaczego nie pozwoliłaś aby go ukarano za to, co ci zrobił... ? - dokończył. Z trudem zadał mi to pytanie, ale ktoś musiał. Zauważyłam, że Ross podniósł głowę. Spojrzał na mnie przez ramiona siostry.
- Nie wszystko co powiedziałam było kłamstwem. - wydusiłam z siebie. Znów nie wiedziałam jak się zachować. Ja... Ogólnie to też troszkę moja wina. - mówiłam, Ross patrzył na mnie z jeszcze większym niedowierzaniem niż wcześniej. - No bo... - ciągnęłam monolog, wstając na równe nogi. - Bo ja widziałam, że jest z nim coś nie tak. Powinnam go nie wpuszczać do domu, albo zadzwonić na pogotowie. A ja.. Po prostu pozwoliłam mu wejść. - wydusiłam w końcu z siebie. Chciałam żeby i mnie ktoś teraz przytulił. Riker chyba czytał moje myśli bo momentalnie do mnie podszedł i objął ramieniem.
- Nie wiesz jak bardzo ci za to dziękujemy. Jednak Ross cię skrzywdził i my o tym wiemy. Zostanie za to ukarany, możesz być pewna. - mówił patrząc na moje dłonie. - Nigdy ci się nie odwdzięczymy za to co zrobiłaś. - dokończył. Czułam się jak w jakimś pomerdanym filmie akcji. Nie mogłam uwierzyć, że mimo obietnic Zack i Maja wydali te sprawę policji... Jeszcze jak mama wie... 
- Poza tym to mój brat pobił Rossa więc... Nie musicie za nic dziękować. - dokończyłam patrząc na posiniaczoną twarz blondyna. Nadal na mnie patrzył i kaszlał. Chciał coś powiedzieć ale jego usta odmawiały mu posłuszeństwa. Nagle zaczął pluć krwią. Zdezorientowana blondynka zwolniła uścisk. Krwi było coraz więcej. Wystraszona Rydel zaczęła znów płakać. Riker szybko wziął komórkę i wydusił numer po pogotowie.
- Pogotowie? Proszę przysłać karetkę pod adres: 17500 Labrador St Northridge, Ca 91325-1819.  To bardzo pilne, mój brat jest po wypadku i kaszle krwią! Po chwili urwał, gdyż Ross zemdlał. - SZYBKO, PROSZĘ! - wykrzyczał do słuchawki po czym podbiegł do najmłodszego brata...

NOTKA

Witamy, witamy! Ponad 5 stron w wordzie ma ten rozdział :o Mnie się podoba, Maja jest nim zachwycona :3 Mamy nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu. Teraz niestety będziecie musieli poczekać troszkę na next. Nie wiem ile czasu ale ja muszę opracować 400 pytań na kolejny zjazd! Pozdrawiam Panią Prodziekan mojej uczelni... Pokłony, brava itp. itd... Może Majak napisze coś sama, nie wiem jak tam ona ma na uczelni teraz.

Pozdrowienia dla crazy i Geparda :*