Gwałt.
DOM LYNCHÓW
W domu Lynchów była godzina 5.30. Rydel zawsze wstawała tak wcześnie aby zrobić śniadanie dla swojego rodzeństwa. Bardzo dbali o siebie, byli nie tyko zgranym zespołem, ale również bardzo zgraną rodziną. Od pewnego czasu borykali się jednak z ogromnym problemem. Ich rodzicielka leżała bowiem w szpitalu. Była w śpiączce. Miała wypadek samochodowy dokładnie tego samego dnia w którym zmarł Mark - ich ojciec.
- Witaj siostrzyczko, dzwonili ze szpitala? Coś nowego z mamą? - zapytał Riker wchodząc do kuchni. Wcześniej upewnił się czy aby na pewno jest w pomieszczeniu tylko z blondynką.
- Hej Rik. - powiedziała ospale. - Dzwonili... - urwała nagle widząc Rossa człapiącego do łazienki. Spojrzała znacząco na najstarszego brata. Bez słowa się zrozumieli. Gdy młodszy blondyn skierował się znów do swojego pokoju, Rydel go zawołała:
- Ossy, za pół godzinki przyjdź na śniadanie. Pamiętaj, że dziś do szkoły. - powiedziała z lekkim, sztucznym uśmiechem. Chłopak odwrócił się w jej stronę, po minie siostry zorientował się, że coś jest nie tak. Postanowił jednak nie pytać. Nie chciał wiedzieć. Kiwnął tyko znacząco głową i udał się na górę do swojego pokoju.
- Coś z nim jest nie tak. Martwię się o niego, Rik. - zaczęła blondynka wcześniej nasłuchując czy Ross pokonał już drogę na piętro. - Nie rozmawiałam z nim od kilku dni, zaniedbuje zespół, od bardzo dawna nic nowego nie napisał. Dodatkowo myli scenariusze na planie. - odpowiedziała blondynka z ogromną troską.
- Martwi się. - powiedział krótko Riker.
- Pisanie piosenek zawsze sprawiało mu radość, nie ważne jaka była sytuacja w domu. Teraz Luna nawet nie daje mu szczęścia. - zauważyła blondynka. - A z mamą... - zaczęła znów. Głos się jej załamywał, była bliska płaczu. Jednak jak to Rydel, nie chciała pokazywać swoich uczuć, więc z lekkim trudem opanowała emocje. - Jej stan się nieco pogorszył, lekarze nie wiedzą dlaczego. Dziś kolejna seria badań. - odpowiedziała przymykając oczy. Nie chciała aby krople łez wydostały się na zewnątrz. Riker już nic nie odpowiedział. Przytulił siostrę, chciał ją pocieszyć chociaż sam był w ogromnej rozterce.
-Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz. - dodał po chwili głaszcząc siostrę po głowie.
- Ossy! Ossy! Śniadanie! - krzyczała blondynka z nadzieją, że jej brat ją usłyszy. - Co za śpioch. - powiedziała jakby do siebie. - Riker, przypilnuj wody, jak już będzie gotowa, zalej nam kawę, ja idę obudzić naszego blondaska. - powiedziała dziewczyna, kierując swój wzrok na brata.
- Jasne. - odpowiedział z uśmiechem.
Rydel skierowała się do pokoju Rossa. Znajdował się on na samej górze. W środku panował wieczny nieporządek. Wszystkie rzeczy blondyna były porozwalane na ziemi. Na telewizorze wisiały jego różowe skarpetki, na biurku pełno T- shirtów oraz cała masa pogniecionych kartek. Kosz był wiecznie pełen. Obok niego znajdowały się dwie, dość duże, kupki śmieci. Na podłodze resztki pizzy, puszki po napojach i niedojedzone chipsy. Pełno okruszków po ciastkach i jego ulubionych orzeszkach. W prawym rogu stała dość stara szafa w brązowym odcieniu. Zaraz obok niej była półka na książki i stojak na płyty. W lewym narożniku stał mały, szklany stoliczek. Na nim znajdowała się ramka ze zdjęciem. Łóżko było przy ścianie z lewej strony. W centrum stał wielki, żółty fortepian na którym leżał rudy kot. Ściany również były żółtego koloru. Wisiało na niej pełno kartek z rysunkami. Obok łóżka stał stojak na gitarę. Naprzeciwko niego znajdowało się skupisko czystych, oraz tych mniej czystych, różowych bokserek. Przy fortepianie znajdowało się duże legowisko dla psa, po całej podłodze walało się pełno psich zabawek. W pokoju były trzy duże okna oraz ogromne szklane drzwi, które kierowały na balkon. Nie było zasłon. Koło biurka znajdowały się drzwi do łazienki. Zdawało się, że jedynym czystym miejscem w pokoju jest fortepian.
Kiedy tylko Rydel otworzyła drzwi, od razu się cofnęła.
- Zapach mężczyzny, uwielbiam... - powiedziała z sarkazmem sama do siebie.
Mimo wszystko weszła do środka. Ross spał na plecach z wyciągniętymi rękoma do góry. Po jego lewej stronie spał duży, biały pies. Po prawej z kolei leżała Luna.
- Jak niemowlę. - powiedziała szeptem dziewczyna z wielkim uśmiechem na twarzy. - Ossy musisz wstać do szkoły. - odezwała się już głośniej blondynka, szturchając młodszego brata za ramię.
- Hmm... - wymamrotał Ross. Nagle otworzył oczy. Gdy zobaczył Rydel od razu je zamknął, udając, że nadal śpi.
- Nie udawaj! Przecież wiem, że już się przebudziłeś. - mówiła już wesoła dziewczyna. Blondyn jednak nie reagował. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nagle powiedział:
- Muuuszę? - specjalnie przeciągnął słowo. Jestem zmęczony, mogę sobie zrobić wolne? - zaproponował. Gdy Rydel na niego spojrzała wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Ross przytulał Lunę i robił jednocześnie słodkie oczka.
- Dziś nasze pięć lat razem, nie mogę jej zostawić samej! Będzie smutna... Wiesz, kolacja przy świecach, romantyczny film. Nie mogę jej tego odebrać. - powiedział prosząco z wielkim bananem na twarzy. Gdy Rydel opanowała śmiech, powiedziała:
- Ossy jesteś zabawny! Myślę, że Luna nie będzie miała nic przeciwko, jak najpierw pójdziesz do szkoły. Randka później. - powiedziała przez śmiech. - No wstawaj, wstawaj. Naleśniki już czekają. - dokończyła.
- Ehh no dobrze... ! - powiedział ospale. - No widzisz kochanie, nie dadzą nam pobyć razem. - powiedział kierując wzrok na swoją gitarę. Rydel przewróciła tylko oczami i wyszła chichocząc.
Ross niechętnie wstał z łóżka i skierował się do łazienki. Chciał przemyć twarz ale gdy odkręcił kurek, zorientował się, że nie ma wody.
- No tak... znów to samo Kiba. - skierował się do psa, który właśnie wskoczył na mały taborecik, który stał obok zlewu. Blondyn wrócił do pokoju, wziął z podłogi pierwsze lepsze jeansy i T-shirt. Z telewizora ściągnął skarpetki a bokserki wynalazł za łóżkiem. Wziął ze sobą szczoteczkę do zębów i zadowolony skierował się na dół. Tam wykonał poranną toaletę i włożył na siebie ubrania. Skierował się potem do stołu gdzie siedziało jego rodzeństwo wraz z Ellem. Atmosfera była raczej żmudna. Każdy jadł to co miał na talerzu, czasem ktoś się odezwał na temat zespołu. Po śniadaniu Ross wrócił do pokoju. Ucałował Lunę, rzucił krótkie ,,będę niedługo" do Kiby po czy wrócił na dół. Skierował się do wyjścia, przy drzwiach jednak zatrzymała go Rydel.
- Ossy, jak chcesz pogadać to wiesz gdzie mnie szukać. - powiedziała poważnym, acz troskliwym głosem.
- Wiem przecież. - odpowiedział z uśmiechem. - Dziękuję. - dokończył, po czym wyszedł.
DEMI
- No już! Się ociągasz! - krzyczałam do przyjaciółki. - Spóźnimy się! - dokończyłam.
- Esu, jestem przecież. Okres masz czy co? - zapytała z nutką żalu w głosie.
- Nie mam ale nie chcę się spóźnić na lekcję. Dobra, godzinami możesz wybierać ciuchy. Przywykłam. Ale zwykły batonik! - wykrzyczałam unosząc ręce w geście bezsilności.
- Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. - powiedziała wesoło moja przyjaciółka. Przewróciłam tylko oczami.
Zaczynałyśmy lekcję od wychowania fizycznego. Razem z Katie świetnie się bawiłyśmy. Najpierw biegi, potem gra w siatkówkę. Idealny początek dnia. Mimowolnie skierowałam wzrok na drugą połowę sali, którą zajmowali chłopacy. Nie było Rossa. Przecież jesteśmy na dzisiaj umówieni. - pomyślałam. Pewnie przyjdzie później.
Na kolejnych zajęciach jednak znów go nie było. Ominął również matematykę i historię. Przyszedł dopiero na biologię. Był pod klasą już przed dzwonkiem. Rozmawiał z Jonem i Harrym, pewnie wybierali kogo dziś będą gnębić. Pani Pomol zaczęła dziś nietypowo swoją lekcje. Mianowicie poprosiła Rossa aby wyszedł z nią za drzwi. Chciała z nim porozmawiać na osobności. No chyba nie robi z nim tego co myślę... NIE, pani profesor w życiu nie zniżyłaby się do tego poziomu. Chyba nie tylko ja byłam ciekawa co takiego ma do przekazania mu nauczycielka. Cała klasa była cicho, zdawało mi się, że każdy nasłuchuje. W klasie jednak nie było nic słychać. Po kilkunastu minutach wrócili. Na twarzy profesorki widniało niewzruszenie, jak zawsze w sumie. Była bardzo mądra i miła ale rzadko dało się coś wyczytać z jej mimiki twarzy. Ross natomiast był wyraźnie zły. Oczy miał przymrużone a usta wykrzywione w grymasie. O czym rozmawiali? Ciekawość mnie zżerała od środka, jednak blondyn nie dawał znaków, że ma ochotę rozmawiać. Usiadł koło mnie, warknął tylko, że mam się posunąć bo on potrzebuje miejsca. Jego oczy zdawały się być jeszcze bardziej pozbawione odcienia czekolady niż wczoraj. Cała klasa wpatrywała się to na naszą ławkę, to na profesorkę. Gdy włączyła laptopa, a na tablicy pojawił się temat dzisiejszych zajęć, w końcu zaczęła:
- Muszę pochwalić waszego kolegę. - powiedziała. - Referat, który oddał był znakomicie opracowany. Zasłużył na piątkę. - kontynuowała spokojnie. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na blondyna. Nadal był wściekły.
- Panie Lynch, mam nadzieję, że takie oceny będą częściej wpadać do dziennika. - powiedziała z uśmiechem kierując wzrok na blondyna. On jednak odwarknął coś w stylu ,,odwal się" i nagle skierował wzrok na mnie.
- Nie możesz dziś przyjść. - powiedział oschle.
- Ale jak to, byliśmy umówieni. - powiedziałam. Byłam niemile zaskoczona. Nie obchodzi mnie to, że jest zły. Mieliśmy odrobić zadanie właśnie dziś.
- Ja przyjdę do ciebie o 19.00. - oznajmił blondyn. Zaskoczył mnie.
- Dlaczego tak późno? To zajmie nam trochę czasu. - oznajmiłam.
- Oh wiem.... - zalotnie się uśmiechnął. - spokojnie, damy radę. Po prostu muszę coś załatwić jasne. Nie twój interes. Napisz mi swój adres. - powiedział podsuwając mi kawałek karteczki. Zrobiłam to, o co mnie poprosił.
- Gratuluję piątki. - wypaliłam nagle. - Co się stało, że się już nie spóźniasz na biologię, co?
Ross jednak nie był zachwycony tym pytaniem. Spojrzał na mnie groźnie i odchrząknął.
- Nie twoja sprawa, mała. - odpowiedział zgryźliwie po czym wyciągnął swojego iPhona i zatracił się w pisaniu smsów.
Dzień w szkole minął bardzo szybko. Do domu wróciłam z przyjaciółką. Ross miał przyjść dopiero pod wieczór więc zjadłam spokojnie obiad, wzięłam prysznic, ubrałam wygodne, sportowe ciuchy i postanowiłam przygotować wszystko do naszej wspólnej pracy. Nagle do pokoju ktoś zapukał.
- Mogę wejść? - usłyszałam głos mamy.
- Jasne. - odpowiedziałam.
- Jedziemy razem z tatą do babci. Źle się czuje i prosiła o pomoc przy piecu. Znów coś się zepsuło i nie grzeje. - oznajmiła. - bierzemy ze sobą Stefę bo Zack wyszedł z dziewczyną, a ty będziesz odrabiać zadanie, więc nie chcemy aby ci przeszkadzała. - dokończyła.
- No dobrze, w porządku. - odpowiedziałam spokojnie z uśmiechem.
- A ten chłopak co ma przyjść to kolega czy jednak ktoś więcej? - zapytała mnie mama znacząco się na mnie spoglądając. - Opowiedz coś o nim. - nalegała.
- Oj mamo! - krzyknęłam. Co mam powiedzieć? Wesz mamuś, ja uważam, że jest dość przystojny i miły. To nic, że przeleciał jedną laskę ,,bo miał ochotę". Jest w porządku. Tsa...
- No tylko pytam. - odpowiedziała. Widząc jednak mój wyraz twarzy zaniechała dalszych pytań. Pożegnała się i wyszła.
Gdy już wszystko było przygotowane zeszłam na dół. Dochodziła 19.00 więc pomyślałam, ze zrobię nam kakao. Nie wiem czy lubi, no ale... Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem sama w domu. Nagle poczułam się nieswojo. Bałam się? Przecież nie ma czego. - powiedziałam sama do siebie przełykając ślinę. Było już po wyznaczonej godzinie, kakao już wystygło, a go nadal nie było. Zgubił adres, czy jak!? Wrr pewnie mnie wystawił, muszę prace odrobić sama. Gdy kierowałam się już do swojego pokoju nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, w progu stał blondyn.
- No nareszcie! O której miałeś być co? Już chciałam sama się do tego zabrać! - warknęłam. Co on sobie myśli.
- No,no.. samemu to nie można... W sumie można ale we dwójkę jest przyjemniej. - powiedział wchodząc do mojego domu. Wystraszyłam się nieco. - Co tu tak cicho maleńka? Jesteśmy sami? - zapytał przygryzając dolną wargę.
- Nie. - skłamałam. Brat jest na górze. - powiedziałam stanowczo. - A teraz chodź, zacznijmy już bo do rana nie skończymy! - wykrzyczałam ciągnąc blondyna za rękawek.
- Ooo jaka zdecydowana i szybka, lubię takie. - powiedział szeptem, zdołałam go jednak usłyszeć. Zatrzymałam go na połowie schodów. Lekko byłam już zaniepokojona tym co mówi. Spojrzałam na niego, był jeden stopień niżej ode mnie. Jego oczy były już prawie czarne, źrenice miał rozszerzone. W środku tańczyły rozpalone iskierki. Patrzył raz na moją kobiecość, raz na dekolt. On chyba sobie żartuje. Nie zdążyłam nic powiedzieć bo blondyn szybkim ruchem objął mnie w tali. Chciałam się wyrwać z jego uścisku, jednak on skutecznie przyszpilił mnie do ściany. Był bardzo blisko. Za blisko.
- Co ty wyprawiasz! - wykrzyczałam. Blondyn przybliżył się jeszcze bardziej. Jego ciało dotykało moje. Czułam jego cytrynowy oddech na swojej twarzy. Nie tylko oddech... Dało się wyczuć również jego silną erekcje. - Zostaw mnie napalony palancie! - krzyczałam.
- Nie szarp się tak, będzie bardziej bolało. - wyszeptał mi do ucha.
Byłam w potrzasku, nie wiedziałam co zrobić. Serce waliło mi jak młot. To nie było jednak podniecenie, byłam wystraszona. Chyba nie ma zamiaru mnie zgwałcić! Ross jednak nadal mnie trzymał. zaczął muskać swoimi ustami moją szyję. Szybkim ruchem ściągnął ze mnie koszulkę. Sama nie zorientowałam się kiedy, to działo się zbyt szybko. Chłopak jedną ręką skutecznie blokował mi jakikolwiek ruch, drugą natomiast rozpinał mi spodnie. Cały czas się szarpałam, bez skutku.
- Gdzie jest twój pokój? - zapytał nagle, jego oddech był już nieco szybszy.
- Zostaw mnie zboczeńcu! - krzyczałam wciąż usiłując wyrwać się z jego objęć. Niestety, był za silny.
- To sam znajdę. - oznajmił, po czym przerzucił mnie jednym, szybkim ruchem przez ramię. Wszedł na górę. Były tam tylko dwa pokoje i łazienka więc nie szukał długo. Gdy tylko wszedł do mojego pokoju rzucił mnie na łóżko. Sam ściągnął koszulkę i z pożądaniem położył się na mnie. Unieruchomił moje ręce, szybko rozłożył mi nogi. Poziom mojej desperacji sięgnął zenitu. Wyrwałam jedną dłoń i uderzyłam go w twarz. Blondyn się tego nie spodziewał i zwolnił uścisk na tyle, że zdołałam się z niego wyrwać. Pobiegłam w stronę drzwi, chciałam się jak najszybciej stąd wydostać. Ross jednak znów był szybszy. Skutecznie zablokował mi drogę ucieczki. Zaczęłam płakać.
- No co jest mała, mówiłem, że jak będziesz się wierzgać to będzie bolało. - powiedział.
- Jesteś chory Ross! Wynoś się stąd! - krzyczałam zasłaniając biust ręką.
- Jeszcze nie skończyliśmy. - oznajmił. - w sumie nawet nie zaczęliśmy. Oddaj mi się. - wypalił.
- WYNOŚ SIĘ STĄD! - powtórzyłam. On jednak nie zamierzał przestać. Powoli kierował się w moją stronę. Odwróciłam się do niego tyłem, nie chciałam aby patrzył na mój biustonosz.
- Od tyłu też mogę wejść. Nie lubię tej pozycji ale skoro nalegasz. - powiedział szeptem. Chwycił nagle moje nadgarstki i odwrócił mnie w swoją stronę. Zbliżył twarz do mojej, był coraz bliżej. Chciał mnie pocałować. Odwróciłam jednak głowę.
- Czyli nadal się opierasz. Dobrze. - powiedział po czym szybkim ruchem zdjął ze mnie spodnie, które i tak już słabo trzymały się na moich biodrach. Byłam w samej bieliźnie. Nadal płakałam. Ross jednak nie zwracał na to uwagi. Jego oczy były już czarne, źrenice wielkie jak u kota . Widać, że nie mógł wytrzymać. Nie mógł przestać. Szybko rzucił mnie na łóżko, sam w tym czasie zdjął spodnie. Miał silną erekcję. Jego członek nie mieścił się już w jego bokserkach. Rzucił się nagle na mnie i zaczął całować moje ciało. Nie chciałam tego. Nie tak miał wyglądać mój pierwszy raz. Ciągle krzyczałam. Ross szukał zapięcia od mojego stanika, dotykał mojej kobiecości coraz zachłanniej. Całował moje całe ciało. Zatracał się w pocałunkach coraz bardziej, namiętnie mruczał przez cały czas. Ponownie rozchylił mi nogi. Nie miałam sił się bronić. Już miał ściągnąć moje majtki....
- Co to za samochód? Nigdy wcześniej go tu nie widziałem. - Zastanawiał się Zack, Skierował wzrok w stronę swojej dziewczyny.
- No już, idź po te prawa jazdy. Sama nie wiem kogo to samochód. Może Demi ma gościa? - powiedziała dziewczyna.
- Dobrze, już dobrze. - zakończył rozmowę chłopak wchodząc do mieszkania.
- Zostaw mnie! Nie chcę! Zostaw mówię! - wciąż krzyczałam wiercąc się aby uniemożliwić mu dostęp do mojej kobiecości.
- Maleńka, no oddaj mi się w końcu! - krzyczał napalony Ross.
Słyszałaś to? Krzyki dobiegają z pokoju mojej siostry. Co tam się dzieje!? Zack szybko pobiegł na górę. Po otwarciu drzwi nie mógł uwierzyć co tam zobaczył.
- CO TU SIĘ DZIEJE! - krzyknął widząc całe zdarzenie.
- P O M O C Y! - wydusiłam ostatnim tchem. Nie miałam już siły opierać się blondynowi. Zack szybko ściągnął ze mnie Rossa. Przyłożył mu kilka razy z pięści po czym wyrzucił go z mojego pokoju. Wziął też jego ciuchy. Słyszałam krzyki na dole. Zack groził policją. Blondyn ponownie oberwał, musiał upaść na wazon bo usłyszałam tłuczenie szkła. Po chwili wszystko zagłuszył trzask drzwi. Byłam zdruzgotana i nie wierzyłam w to, co się mogło stać...
NOTKA
Na początku mała zmiana perspektywy. Był to pomysł Maji, znów pisałyśmy razem. Częściej będziemy pisać posty z punktu widzenia innych bohaterów. Akcja miała się skończyć zupełnie inaczej jednak stwierdziłam, że to byłoby za wcześnie. Ale macie tutaj taki przedsmak :P Rozkręci się. Nie może być za ostro na początku bloga.
Rossik:
Rossik:
Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńMmmmm lubię takiego bad Rossa, ale chyba trochę przegiął... Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuń