Koniec kłopotów, początek nowej (starej) znajomości.
Patrzyłam na wszystko jakby przez mgłę. Rydel ciągle płakała, Ell ją pocieszał. Stella była wściekła, Rocky nadal nie ogarniał sytuacji. Ross leżał cały we krwi na podłodze, Riker jedyny rozsądny próbował sprostać temu zdarzeniu. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. To była Allyson. Posłała mi szeroki uśmiech. Chciała mnie jakoś pocieszyć. To miłe... Nagle usłyszałam dźwięk karetki. Kilku ratowników zaczęło wykonywać resuscytacje. Kręciło mi się w głowie. To chyba przez krew. Za dużo jej. Stanowczo za dużo. Po kilku minutach wynieśli Rossa na noszach do karetki.- Ja również jadę. - powiedziała przez łzy Rydel pociągając za sobą Ella. Ten nie protestował. Wybiegli razem z ratownikami. Nagle było słychać pisk opon i oddalający się dźwięk karetki. Stella chwilę po tym wyszła trzaskając drzwiami.
- Trzymasz się? - wyszeptała Ally nadal trzymając mnie w ramionach.
- Chyba tak. - odrzekłam. - To się działo tak szybko. Mózg mi się ugotował, nigdy z moich ust nie wypłynął taki potok kłamstw... - dokończyłam. Wszyscy skierowali wzrok na mnie. Po co ja to powiedziałam... - To znaczy... Dość sporo kłamstw, ale też prawda! - wydusiłam. Trzeba było jakoś to sprostować. Nagle podszedł do mnie Riker i chciał mnie przytulić ale się opamiętał. Był upaćkany krwią brata.
- No dobra. To ja odwiozę cię do domu. - powiedział kierując wzrok na mnie. - Ty Rocky jedź już do Rydel. Dołączymy do ciebie z Ally niedługo. - dokończył mówiąc do brata.
- Jasne, spoko. - odrzekł sięgając po kluczyki do kieszeni. Po chwili wyszedł.
- Mogę jechać z wami do szpitala? - wypaliłam. - Nie chcę wracać do domu, czuje się winna całej tej sytuacji. - wydukałam.
- Winna? To Ross jest winny, Demi. - powiedział z lekko zdziwioną miną Riker. - Zawiozę cię do domu, tak będzie lepiej. - dokończył podając mi bluzę, którą upuściłam na podłogę. Nie chciałam protestować więc się zgodziłam. Po kilku minutach byłam już pod domem. Nie miałam jednak zamiaru tam wchodzić. Samochód rodziców stał na podwórku, na pewno wiedzą. Nie mam ochoty z nimi rozmawiać a z Zackiem to już w ogóle. Wzięłam taksówkę i pojechałam do szpitala.
Na miejscu było zupełnie cicho. Szczerze to nawet nie wiedziałam gdzie iść, nie lubię tego typu miejsc. Rzadko tu bywam. Jedna z pielęgniarek pokierowała mnie do pokoju Rossa. Wjechałam windą na trzecie piętro. Sala numer 288... Stanęłam przed wielkimi szklanymi drzwiami. Widziałam, że w środku była cała paczka. Rydel siedziała na łóżku głaszcząc blondyna po głowie. Był przytomny. Rozmawiali. Nie chciałam im przeszkadzać więc wyszłam na zewnątrz. Ochłonąć. Tak, świeże powietrze dobrze mi zrobi. - pomyślałam. Poszłam do parku, który znajdował się obok szpitala. Tak bardzo chciałam poznać blondyna a teraz dałabym wszystko aby nasza znajomość nigdy nie miała miejsca. Dziwne. Ale tak właśnie było. Wszystko zaczęło się fatalnie. Do tego czeka mnie jeszcze kłótnia z rodzicami, bratem i przyjaciółką. Nie daruje im. Ale to później... Jestem ciekawa co ma mi do powiedzenia Ross. W końcu uratowałam jego blond tyłek. Na pewno by go zapuszkowali. Ale dlaczego dali zgłoszenie anonimowo. Hmm... Rozmyślałam tak dość długo. Nawet nie zorientowałam się, że już 20.00. Postanowiłam wrócić do budynku.
Gdy byłam w połowie drogi wpadłam na jakąś dziewczynę. Było troszkę ciemno więc nie wiedziałam kto to. Przeprosiłam i chciałam iść dalej ale spostrzegłam, że to Maja. Była z Erickiem.
- Demi! - wykrzyknęła radośnie serwując mi ogromnego przytulasa. Nie odwzajemniłam go. - No i jak tam? Jak się czujesz? - zapytała z troską gdy już się ode mnie odsunęła.
- Jak się czuje? Teraz cię obchodzi jak się czuje? - zapytałam ze złością. Patrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem. - Powiedziałaś im. - dokończyłam. Maja stała przez chwilkę po czym przewróciła oczami. Kątem oka spojrzała na Ericka ale mnie nie obchodziło, że on nas teraz słucha.
- Musiałam Demi... Nie mogłam pozwolić aby mu wszystko uszło koło nosa... - powiedziała ściszając głos ciągle zerkając znacząco na chłopaka.
- Wiedziałam! Taka z ciebie przyjaciółka! Obiecałaś, że to zostanie między nami! - wykrzyczałam wymachując rękoma. Byłam wściekła.
- Jak to mogło zostać miedzy nami! Dziewczyno, jestem twoja przyjaciółką! Nie mogłam tego tak zostawić! - zaczęła krzyczeć.
- Tak? Przyjaciółka? Skoro nie dotrzymujesz słowa to może już nie jesteśmy przyjaciółkami, hę?! - dalej się darłam.
- A może nie?! - krzyczała.
- Nie może, a na pewno. - skwitowałam swoją wypowiedź po czym obróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku szpitala. Nawet się nie odwróciłam. Kipiało ze mnie, byłam wściekła. Łzy napłynęły mi mimowolnie do oczu. Po chwili jednak je przetarłam i przyspieszyłam kroku.
Znów udałam się na trzecie piętro. Sala numer 288. W środku nikogo nie było, postanowiłam więc wejść.
- Delly, nic już nie potrzebuję. Serio, dziękuję. - powiedział ciepło blondyn. Po chwili się odwrócił, widząc mnie mina mu zrzedła. - Czego chcesz? - powiedział dość oschle.
- No proszę. - powiedziałam stając obok łóżka. - A może chociaż jakieś dziękuje za to, że uratowałam ci tyłek? - zapytałam z przekąsem.
- Nie mam powodu aby ci dziękować. O nic cie nie prosiłem. - wydukał kierując wzrok za okno. Nie powiem, byłam troszkę zaskoczona.
- Przez ciebie pokłóciłam się z moją przyjaciółką a ty tak się do mnie odzywasz? - powiedziałam. Byłam już zła.
- Nie obchodzi mnie to, serio. - chrząknął niemile. - Niczego od ciebie nie chciałem. - dokończył. Unikał ze mną kontaktu wzrokowego. Cały czas patrzył za okno. - W ogóle co ty robiłaś w moim domu, co? - zapytał nagle pocierając swój brzuch. No tak.. sama chciałam go o to zapytać. A więc to jego dom...
- Rydel mnie zaprosiła. - odpowiedziałam. Kątem oka blondyn na mnie spojrzał, jednak gdy nasze spojrzenia się spotkał, znów zainteresował się oknem.
- Pff, nie szukaj sobie u niej przyjaciółki. Ona jest z tych wyższych sfer. Ty tam nie pasujesz. - wydukał. Słucham? No nie wierze... Tak mi dziękuje...
- Słuchaj Ross. Co z tobą, co? W szkole zgrywasz jakiegoś maczo, teraz również zachowujesz się jak nie wiadomo kto. Nie jestem twoją służącą. Widziałam przecież jak wypłakiwałeś się w ramiona Rydel. W co ty w ogóle pogrywasz, co? - wypowiedziałam to tak szybko, że aż tchu mi zabrakło i przysiadłam na krześle, które stało obok łóżka. Blondyn na mnie spojrzał. Miał groźny wyraz twarzy.
- Jak ktoś się o tym dowie to cię zniszczę. - wymamrotał przez prawie zamknięte usta. Groził mi przy tym pięścią.
- Teraz to przesadziłeś. Nie zapomnij co chciałeś mi zrobić! - wykrzyczałam. Przypomniało mi się jak mnie przyciskał do łóżka i rozchylał moje nogi...
- To ty mi się dawałaś, słaba jesteś i tyle! - krzyknął po czym wykrzywił usta w grymasie. Znów gładził się po brzuchu.
- SŁUCHAM? To ty nie wiesz, że narkotyki powodują zaburzenia psychofizyczne? Chciałeś mnie zgwałcić! Broniłam się jak tylko mogłam, prosiłam, błagałam, miałeś to gdzieś! - krzyczałam już przez łzy. Zauważyłam, ze blondyn troszkę się wystraszył, zmienił wyraz twarzy. - Powinieneś teraz siedzieć w więzieniu ! - dokończyłam.
- To nie trzeba było mnie bronić, sama jesteś sobie winna. - powiedział, znów spoważniał. - A jeżeli ktoś się o tym dowie to pożałujesz. - dokończył wlepiając we mnie swoje czekoladowe oczy.
- Kto pożałuje i czego Ossy? - zapytała blondynka wchodząc do sali. Niosła ze sobą talerz pełny kanapek i sok cytrynowy. Lubię cytryny. Zauważyłam, że blondyn był nieco zakłopotany. Uśmiechnął się i poprawił nieco na łóżku.
- Noo... Tego...Miałem na myśli, że... - plątał się. Nie wiedział co powiedzieć. - Pożałują ci, którzy krzywdzą zwierzęta... Tak. Bo właśnie ktoś... ee... potrącił psa Demi i ... Wiesz. - dokończył. Był nieźle zdezorientowany.
- Ossy, ale Demi nie ma psa, prawda? - mówiąc te słowa skierowała się do mnie. Chciałam odpowiedzieć ale blondyn był szybszy.
- Znaczy psa jej sąsiadów. - wydusił szybko. Rydel się tylko zaśmiała.
- No tak, Ossy nie dalby skrzywdzić Kiby. - powiedziała blondynka znów kierując się do mnie. Ross odetchnął z ulgą. Ossy? To mnie zmyliło. Nie miałam pojęcia, że Rydel mówi tak do Rossa. Ale zaraz..
- Ossy? - zapytałam. Blondyn się lekko zarumienił.
- Tak, mówię tak na brata już od dzieciństwa. Ale nie lubi jak mówi do niego w ten sposób ktoś obcy. - powiedziała. Podała talerz blondynowi po czym usiadła na rogu łóżka.
- Demi... Ja nie wiedziałam... - zaczęła. Przerwałam jej, nie chciałam jakoś słuchać znów podziękowań.
- Tak, ja również nie wiedziałam, że Ross to twój brat. Dziwnie się złożyło... Ale nie ważne. - mówiąc to spojrzałam na Rossa, który zajadał się kanapkami. - Nasza znajomość zaczęła się na prawdę dziwnie ale mam nadzieje, że to nie koniec? - zapytałam z nadzieją. Nie chciałam urywać kontaktów z Rydel, to na prawdę świetna dziewczyna. Rossa chyba jakoś przeżyję...
- Demi, dziękuję ci za wszystko. Na serio nas uratowałaś. Mam nadzieję, że Ossy cie przeprosił. Wiem, że to mało ale... Nic więcej nie możemy zrobić. Na prawdę dziękujemy. - mówiąc to skierowała wzrok na brata. Odgarnęła mu włosy z czoła. On nie protestował. Urocze. Ale i też dziwne. W szkole zachowuje się zupełnie inaczej.
- To co się stało w domu... - zaczęła jednak znów jej przerwałam.
- W moim domu się dopiero zacznie. - zachichotałam mimowolnie. Ross wlepiał wzrok w kanapki na talerzu.
- Ale jak to? To ty nikomu nie powiedziałaś? - zapytała zdziwiona blondynka.
- A powiedziałam. No i to był błąd. Przyjaciółka poszła na policję. - wydukałam. uśmiech zszedł z mojej twarzy. Pokłóciłam się z nią. Dopiero teraz to do mnie dotarło. - Do tego brat pewnie powiedział rodzicom. Będzie piekło dzisiaj, oj będzie. - dokończyłam po czym wstałam z łóżka. Obróciłam się na pięcie i chciałam wyjść ale Rydel chwyciła mnie za rękę.
- To nie powiedziałaś rodzicom? - zapytała z wytrzeszczonymi oczami. Ross też zerknął na mnie z zaciekawieniem.
- Mam tylko nadzieję, że Zack nie powiedział. Przynajmniej będę mogła wcisnąć kit, że to była pomyłka. W przeciwnym razie będzie kiepsko... - odpowiedziałam. Rydel patrzyła na mnie z niedowierzaniem. - Nie mogłam im powiedzieć. Bo niby co miałabym mówić? Jedyną osobą, której chciałam się zwierzyć była moja przyjaciółka... Ale mnie wystawiła. No trudno, muszę iść i jakoś z tego wybrnąć, policji ładnie nakłamałam... myślę, że mama nie będzie szczególnie ugięta. - dokończyłam drapiąc się po głowie.
- Przynajmniej cię odwiozę. - zaproponowała Rydel.
- Ojj nie, muszę się przejść. Będę mogła przemyśle co mam powiedzieć. Z mamą nie będzie łatwo. - dokończyłam po czym wyszłam. Czułam na sobie wzrok Rossa jednak już się nie odwracałam.
W domu byłam koło 23.00. Światło świeciło się w kuchni. To zły znak. Rodzice czekają. Gdy tylko weszłam usłyszałam mamę:
- Demetria Molly Spelman, przyjdź do kuchni proszę. - jej głos był surowy aczkolwiek opanowany. Myślę, że aż tak źle nie będzie.
- Idę, już idę... - odrzekłam spokojnie. Rodzice siedzieli przy stole i pili kawę. Mama miała zapuchnięte oczy. Płakała.
- Demi, kochanie. Była dziś u nas policja. - zaczęła. - Dlaczego nam nie powiedziałaś? Bardzo cię skrzywdził? - mówiąc to podeszła do mnie i mocno przytuliła. Tego się nie spodziewałam. Pocałowała mnie w czoło i zaczęła głaskać po głowie. Teraz nie wiedziałam czy kłamać czy mówić prawdę. Ale skoro policja wie, że to pomyłka to rodzice powinni wiedzieć to samo.
- Mamuś to pomyłka. Był u mnie chłopak w piątek, o czym z resztą wiesz. Ale nic mi nie zrobił. Jest nowy w naszej szkole więc może ktoś po prostu chciał zrobić mu psikusa. Wiem, wiem, to bardzo poważna sprawa ale wiesz jakie pomysły mają nastolatkowie? - mówiłam dość przekonującym tonem. Mama na mnie spojrzała.
- Dowiedzieliśmy się na komisariacie, że to jednak nie miało miejsca. Chciałam jednak usłyszeć to również od ciebie. Tak dla pewności. - Uff czyli wybrałam dobrą opcje.
- Wszystko dobrze, mamuś. Jest okey. Byłam dziś u nowej znajomej, świetnie się bawiłyśmy. Jestem zmęczona. Pójde już, dobrze? - zapytałam. Mama pokiwała głową i znów ucałowała moje czoło.
Udałam się do siebie na górę. Wzięłam szybki prysznic, spakowałam plecak i szybko wskoczyłam pod pościel. Pewnie w szkole już się dowiedzieli, że policja dzwoniła do profesora. Na szczęście fizykę mam dopiero w piątek. Jedyne pocieszenie. Rossa pewnie jutro w szkole nie będzie. Przykro mi z powodu kłótni z przyjaciółką ale... To jej wina. Powiedziałam wszystko w sekrecie. Chyba jednak nie można jej ufać. Ale wszystko chyba skończyło się nie najgorzej. Jeszcze rozmowa z profesorem i mam nadzieje, że sprawa już będzie zamknięta. Ciekawa jestem jednak co się stało z mamą Rossa. Był bardzo przygnębiony kiedy policjant o nią zapytał. Z resztą nie tylko on. Wszyscy mieli smutne miny. Wyjaśniła się sprawa dlaczego pani Pomol dzwoniła do Rikera. Ciekawe dlaczego blondyn przy siostrze jest taki miły, potrafi okazać swoje uczucia, a jak jest w szkole to zgrywa pajaca... Dowiem się wszystkiego.
NOTKA
Uwielbiam piątki trzynastego. Nie mogło tego dnia zabraknąć rozdziału xD Taki sobie ale teraz dopiero zacznie się zabawa :3
Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńMega!!! Czekam niecierpliwie na next. :D
OdpowiedzUsuń