środa, 18 marca 2015

Rozdział XII

     Maja nadal tupała nerwowo nogą, oczekując moich wyjaśnień. Dodatkowo założyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi. Ja natomiast byłam lekko skołowana i zaskoczona zachowaniem blondyna. Raz jest pokorny jak baranek a raz zachowuje się jak ostatni pajac... Ale przy obu opcjach jest na prawdę uroczy...
- Nooo...? Co to miało w ogóle znaczyć co? - zapytała, odgarniając szybkim ruchem swoje kruczoczarne włosy z czoła. Jej ton głosu był dość nieprzyjemny. Cały czas mierzyła mnie pogardliwie wzrokiem.
- Przecież nigdzie z nim nie pójdę! - odrzekłam, karcąc ją swoim zimnym spojrzeniem. - Nie ma co tu wyjaśniać.
- Jak to nie ma? Zaprosił cię na randkę! Głucha nie jestem, Demi. - odburknęła, po czym odwróciła się na pięcie. Chciała odejść ale byłam szybsza i złapałam ją za rękę.
- Maja, czy ja wyglądam na osobę, która poszłaby z kimś takim jak Ross na obiad? - odpowiedziałam już milszym tonem. Pociągnęłam przyjaciółkę w swoją stronę i zaserwowałam jej wielkiego przytulasa. - Jasne, że nie. Więc przestań tak to przeżywać. Nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. A już na pewno nie z tym blondynem. - dokończyłam, szeroko uśmiechając się do przyjaciółki. Maja odwzajemniła mój gest ale nadal była mało przekonana.
- A ten całus? Wiesz gdzie jego usta i język mogły się znajdować wcześniej...? Afe, na samą myśl zbiera mi się na wymioty! - krzyknęła, zwalniając uścisk. Twarz wykrzywiła w grymasie, dodatkowo objęła się ramionami i potrząsnęła ciałem, jakby było minus piętnaście na dworze. W sumie ma racje... A on wepchał swój język do moich ust. Na samą myśl ja również się wykrzywiłam.
- Tu akurat powinnaś zapytać Rossa. Nie wiem o co mu chodzi. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Maja jednak nie była usatysfakcjonowała tą wypowiedzią.
- Tsa, jasne. Sama widziałam jak na niego patrzysz. - odburknęła, poprawiając kołnierzyk swojej niebieskiej koszuli. Wytrzeszczyłam oczy.
- Jak na niego niby patrzę, co? Coś mi się wydaje, że jak na każdego innego chłopaka, hmm? - zapytałam, nerwowo odgarniając rudy kosmyk z czoła, który wyślizgnął się z luźnego kucyka. Kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę. Ona jedynie przewróciła teatralnie oczami.
- Jak na kogoś, kto ci się podoba. - skwitowała, po czym pociągnęła mnie za rękę w stronę mojego domu. - Wybij go sobie z głowy. Sama wiesz jak traktuje dziewczyny.
- Ale on nie siedzi w mojej głowie. - skłamałam. Często o nim myślę, aczkolwiek bardziej interesuje mnie jego zachowanie, a nie to, czy mi się podoba, czy nie. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni moich, już nieco podartych na kolanach, jeansów. Sms od Rydel.

Hej, Demi! Wpadnij do mnie na chwilkę, co? W niedzielę mała imprezka, a ja nie wiem jaką sukienkę wybrać!

Uśmiechnęłam się do ekranu. Bardzo polubiłam blondynkę i miło będzie znów spędzić z nią czas. Już zabierałam się do odpisywania, gdy znów odezwała się Maja:
- Dostałaś smsa od Rossa, zgadłam? - burknęła niemile, po czym przyspieszyła korku. Nie mogłam jej dogonić, szła na prawdę szybko.
- A skąd te podejrzenia? - dopytywałam, gdy już byłam obok niej. Odpisywałam w tym czasie Rydel.
- Ten twój uśmiech mówił sam za siebie. - odchrząknęła, zmierzając mnie lodowatym spojrzeniem. Włożyła ręce do kieszeni spódniczki i odwróciła głowę w przeciwną stronę. Dało się zauważyć, że jest obrażona.
- Majak... To nie był Ross, tylko Rydel. Opowiadałam ci jakiś czas o niej. Prosiła abym do niej teraz wpadła, więc jak nie będziesz miała nic przeciwko to już sobie pójdę...? - zapytałam nieśmiało, wystukując na klawiaturze ostatnie zdanie.
- No jak musisz to idź. - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy. - Ale obiecaj, że ten blondyn nie wciągnie cię w żadne kłopoty. - dokończyła bardzo poważnym tonem. Dodatkowo przystanęła naprzeciw mnie i położyła swoje dłonie na moich ramionach. Przewróciłam tylko oczami, pomachałam przyjaciółce na pożegnanie i spokojnie udałam się w kierunku domu blondynki.

     Na miejscu byłam już po kilku minutach. Nawet nie musiałam dzwonić gdyż tylko jak się zbliżyłam do drzwi, Rydel je momentalnie otworzyła, witając mnie wielkim, szczerym uśmiechem.
- Jesteś! - wykrzyknęła, przytulając mnie jednocześnie wciągając do domu. Była ubrana w różowy t-shirt z Hello Kitty oraz krótkie, dresowe spodenki. Na stopach miała klapki. Jej włosy były mokre, a pod ubraniem chyba strój kąpielowy...?
- Hej. - przywitałam się ciepło, odwzajemniając uścisk. - A ty co? Prosto z plaży wróciłaś? - zachichotałam. Rydel również zaczęła się śmiać.
- Nie, w odwiedziny przyjechali właśnie nasi kuzyni. Ossy świetnie się z nimi bawi, ma różne głupie pomysły. Wrzucili mnie do basenu! - wykrzyknęła blondynka, wciąż dusząc się ze śmiechu. - Nie można sobie spokojnie się poopalać przed domem!
Uśmiechnęłam się tylko do dziewczyny, po czym weszłam głębiej do mieszkania. Nagle straciłam równowagę, chyba musiałam na coś nadepnąć. Szybko jednak przytrzymałam się kanapy, więc nie upadłam na podłogę.
-Auć! - zasyczałam z bólu. Spojrzałam na podłogę. Leżała na niej gitara. Musiałam ją potrącić, gdy była oparta o ścianę, bo wcześniej jej na ziemi nie widziałam. Nagle Rydel szybkim ruchem podniosła instrument, ściskając go kurczowo w ramionach.
- Gdyby Ossy to zobaczył, to by cię chyba udusił! - wykrzyczała, ocierając gitarę rękoma. Nadal na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, więc moje przewinienie nie powinno być jakieś znaczące.
- To zwykła gitara. - odpowiedziałam obojętnie.
- Haha Luna i Ossy obchodzili niedawno piątą rocznicę! Gdyby się dowiedział jak mówisz o jego Pierwszej Miłości to by ci nie darował! Uwierz mi. - mówiła z wielkim przejęciem, polerując instrument swoją koszulką. Luna? To Ross ma dziewczynę? - pomyślałam, byłam lekko zdezorientowana o co chodzi blondynce.
- Luna...? To twój brat ma dziewczynę, tak? - zapytałam, mrużąc oczy. Nigdy nic o niej nie wspominał! To po pierwsze. A po drugie to on ma jeszcze czelność sypiać z innymi kobietami! Co za cham! - odburknęłam sama do siebie.
- Wyczuwam zazdrość! - krzyknęła, ciągnąc mnie na górę do swojego pokoju. Wcześniej delikatnie położyła instrument na kanapie. - Luna to jego gitara. Ossy nazwał ją tak, gdy dostał pod choinkę od rodziców. - wyjaśniła Rydel, wciągając mnie do swojego, różowego, ogromnego pokoju. Dodatkowo otworzyła wielką szafę, która stała nieopodal łóżka. Gdy zobaczyłam ile ona ma tam ubrań, to aż zaniemówiłam. Nie wiedziałam czy większy szok wywołała u mnie Luna-gitara czy ten wielki stos ubrań. Chyba jednak wygrał ten instrument. Ross nazwał gitarę imieniem? Coś niesłychanego... Z zadumy wyrwała mnie jednak Rydel, pokazując pierwszą sukienkę. Nie gustuje w tego typu rzeczach ale ta była na prawdę śliczna. Dość krótka, fioletowa w kwiaty, do tego dopasowany, wąski pasek. Miała dość duży dekolt i była bez rękawków. Na blondynce wyglądałaby pięknie.
- Cudowna! - wykrzyczałam, klaszcząc w dłonie. Podbiegłam szybko do Rydel i przypasowałam sukienkę do jej ciała. - Ideolo. - skwitowałam, puszczając do blondynki oczko. Ta jednak nie okazywała takiego entuzjazmu jak ja. Pokazała mi stos innych sukienek, wszystkie były piękne. Trudno będzie wybrać jedną. Kątem oka zauważyłam u niej taki sam wisiorek jak u Rossa. Czarna kostka od gitary a w środku jakiś różowy znaczek. Rik, Rocky i Ell również takie mają... Nagle moje rozmyślenia zaczęły zagłuszać krzyki dzieci. No i jeszcze Rossa. Nagle do pokoju Rydel wpadła gumowa piłeczka, za nią wparował Kiba. Był cały mokry i narobił małego bałaganu. Za nim wbiegł chłopiec, coś koło ośmiu lat, trzymając w ręku pistolet na wodę. Na końcu pojawił się Ross. Miał na sobie tylko różowe spodenki. Włosy były mokre, krople wody spływały po jego klatce piersiowej. Była jeszcze lekko posiniaczona, ale blondynowi najwyraźniej już to nie przeszkadzało. Miał na twarzy ogromy, szczery uśmiech. Na plecach trzymał małą dziewczynkę, również coś koło siedmiu - ośmiu lat. Miała na sobie dmuchane koło. Gdy mój wzrok spotkał się z czekoladowymi oczami blondyna, zrobiło mi się słabo. Czułam jak nogi uginają się pod moim ciężarem, jakby były z waty. Serce zabiło mi szybciej a w brzuchu zaczęło wibrować stado motyli. Wyglądał seksownie w tych różowych slipkach... Dodatkowo jego ciało było nieźle umięśnione. Zarumieniłam się mimowolnie, Ross to zauważył bo momentalnie zagościł na jego twarzy głupkowaty uśmieszek, napiął mięśnie i wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Nie wiedziałem, że mamy gościa. - powiedział, patrząc mi w oczy. Cholera jaki on przystojny...
- Ossy! Weź tego psa, pomoczy mi ubrania! - wykrzyczała Rydel, wymachując rękoma i ganiając Kibe po pokoju. Dzieciaki się do niej przyłączyły, próbowały zabrać czworonogowi piłkę z pyska. Ja i Ross natomiast nadal się na siebie patrzyliśmy. Nie mogłam wypowiedzieć dosłownie ani słowa. On, zdaje się, że też nie miał zamiaru nic mówić. Nagle skierował wzrok na siostrę i kuzynostwo. Widząc, że nie radzą sobie ze złapaniem psa, przywołał go do siebie. Ten pokornie podszedł do blondyna, usiadł koło jego nogi i oddał zabawkę.
- Rooooss! Chodź zaraz na dół! Zrobimy razem wielki namiot i pobawimy się w piratów! - krzyknęła mała dziewczynka, wtulając się w blondyna. On podniósł ją i zakręcił wokół własnej osi. Znów ten niecodzienny widok. - pomyślałam, wpatrując się w uśmiechniętego od ucha do ucha Rossa.
- A potem zaśpiewasz nam ,,Double Take" grając na Lunie! - odezwał się nagle mały chłopiec, który wybiegł jako pierwszy z pokoju.
- No ale najpierw piraci, potem Luna. - odrzekł z uśmiechem blondyn, po czym uniósł swoją kuzynkę i przytulił do siebie. Machnął ręką aby Kiba poszedł z nimi. Wychodząc, zerknął jeszcze na mnie.
- To do jutra, mała. - powiedział, puszczając mi oczko. Myślałam, że się rozpłynę. Rydel to zauważyła i szeroko się do mnie uśmiechnęła. Chwilkę po tym wróciłyśmy do sukienek. Wybór był trudny ale ostatecznie wygrała żółta, która na górze była obsypana cekinami. Nie miała ramiączek i była dość krótka. Świetnie się razem bawiłyśmy więc zostałam u blondynki do wieczora, rozmawiałyśmy na różne tematy. Z dworu nadal dobiegały radosne krzyki dzieciaków. Gdy już miałam wychodzić usłyszałam Rossa. Śpiewał. Nie mogłam wyłapać dokładnie słów, więc postanowiłam podejść bliżej. Siedział na leżaku, trzymając gitarę. Jego kuzynostwo usadowiło się naprzeciwko niego, przyklaskując do rytmu. Blondyn na prawdę ślicznie śpiewał, nie znam tej piosenki, tekst był taki sobie, ale jego głos... Nieziemski. Stałam tak jeszcze chwilę, ale gdy się podniósł i zaproponował wyścig do kuchni po ciasteczka, postanowiłam niezwłocznie wyjść z ich domu.

    U siebie byłam coś koło 24.00. Jutro sobota więc nie było problemu. Miałam cztery nieodebrane połączenia od Majaka. Tak dobrze się bawiłam z blondynką, że nie zauważyłam, że ktoś dzwonił. Odezwę się do niej jutro, dziś już jest dość późno. - pomyślałam, po czym skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Byłam bardzo zmęczona więc zasnęłam stosunkowo szybko. Wstałam coś koło 11.00. Od razu poczłapałam na dół, do kuchni. Nikogo nie było, na stole jedynie karteczka od rodziców:

Musieliśmy niestety pojechać do pracy. Stefa jest u koleżanki a Zack na uczelni. Śniadanie masz w mikrofalówce.
mama


Hmm.. znów cały weekend spędzę sama. Maja pisała mi smsa, że jedzie znów do babci na farmę. Szkoda. Zjadłam naleśniki, poszłam na górę i postanowiłam się troszkę pouczyć. Znów z biologii klasówka! Ah, ciekawe czy Ross oddał to wypracowanie dla profesorki... Ubrałam na siebie za dużą koszulkę, krótkie spodenki, skarpetki w misie i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Wcześniej wzięłam książkę z powtórkami do matur i postanowiłam poczytać. Po jakiś piętnastu minutach jednak zadzwonił dzwonek do drzwi. Leniwie zwlekłam się z miękkiej pościeli i skierowałam na dół. Otworzyłam drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu stał w nich blondyn. Pachniał cytryną. Miał na sobie białą koszulę i czarne jeansy. Na nogach, jak zwykle, trampki. Włosy miał w totalnym nieładzie.
- Hej mała. - przywitał się ciepło. - To jak, idziemy na ten obiad rozumiem? - zapytał z nadzieją, odgarniając blond grzywkę z czoła. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
- Nie zgodziłam się aby z tobą wyjść więc pa. - odburknęłam niemiło. Już miałam zamykać drzwi, gdy Ross przytrzymał je nogą.
- Chciałem cię przeprosić.. za fizykę. - powiedział, nerwowo drapiąc się w policzek.
- Wystarczą słowa, nie musimy nigdzie wychodzić. - odrzekłam oschle, próbując ponownie zamknąć drzwi. Znów bezskutecznie.
- To tylko jedne obiad, co ci szkodzi? - zapytał, wchodząc do mojego domu. - Będzie fajnie.
- Oh, dobra. Pójdę z tobą. - sama nie wierze, że to powiedziałam. Blondyn się rozpromienił. - Jesteś sama w domu?
- Tylko nie próbuj znów mnie do niczego zmuszać, bo tym razem nie ujdzie ci to na sucho. - mówiłam przewracając oczami. - Ty tu zostań, ja idę na górę się przebrać. Ross pokiwał głową w geście zrozumienia. Mam nadzieje, że nie będzie nic kombinował. Ku mojemu zdziwieniu nie zjawił się w moim pokoju. Ubrałam luźne ciuszki i zeszłam do blondyna. Stał w drzwiach i czekał na mnie.
- No dobra geniuszu. To gdzie masz zamiar iść? - zapytałam, ubierając czerwone conversy.
- Nie pytaj, tylko chodź. - blondyn pociągnął mnie w stronę pięknego samochodu. Był żółty...?
- Pożyczyłeś samochód od siostry? - zachichotałam, oglądając auto ze wszystkich stron. Było na prawdę piękne.
- Nie, jest mój. - speszył się. Słodki jest...
Pojechaliśmy do nieznanej mi knajpki. Było tam na prawdę całkiem miło, cicha muzyka w tle, piękny wystrój i smaczne jedzenie. Podczas obiadu nie rozmawialiśmy ze sobą, od czasu do czasu zerkaliśmy po sobie. Ja za każdym razem spalałam buraka.
- No dobra, to już możesz odwieźć mnie do domu. - powiedziałam wesoło, odsuwając swój talerz i szukając portfela w kieszeni od jeansów. - Jeszcze tylko zapłacę i możemy jechać. Ross jednak był szybszy i rzucił kilka banknotów na stół.
- Przejdźmy się jeszcze, dzień jest długi. - zaproponował.
- Luna nie będzie zazdrosna, hę? - zachichotałam, wstając z krzesła. Blondyn nieźle się speszył.
- Skąd o niej wiesz, co? Zapewne nie słuchasz naszej muzyki? - powiedział, chowając ręce do kieszeni. Szliśmy przed siebie. Sama nie wiem gdzie, ale w sumie mi bez różnicy.
- Waszej muzyki? Czyli kogo? A te medaliki? Zauważyłam, że twoje rodzeństwo również ma takie. - dopytywałam, wpatrując się przed siebie.
- A nic, nie było tematu. - odburknął szybko. - To zwykłe wisiorki, nic nie znaczą. - dodał po chwili zastanowienia. Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy. Ross od czasu do czasu zerkał na mnie. Czułam na sobie jego wzrok.
- Dlaczego nie wydałaś mnie policji? - wypalił nagle. Przystanął naprzeciwko mnie. - W skrytce na miotły nie chciałaś mówić. Ale chyba teraz jest do tego odpowiednia sposobność.
- Po prostu wiem, że to nie byłeś ty, tylko prochy. Wiem, że zaburzają psychikę i ten, kto je zażywa nie jest świadomy  tego co robi. - opowiedziałam, wzruszając ramionami. Blondyn przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie.
- Dziękuję. - wyszeptał, po czym się do mnie zbliżył. Chciał mnie objąć ale tym razem się powstrzymałam.
- No, no, co za dużo to nie zdrowo. Wiesz o tym. - odchrząknęłam, po czym wyminęłam blondyna i przyspieszyłam nieco kroku. Nagle zauważyłam, że Ross za mną nie idzie. Gdy się odwróciłam chłopak stał zapłakany z komórką w ręku. Łzy spływały mu po policzku, jedna za drugą. Po chwili zerwał się szybko i pobiegł w stronę samochodu krzycząc jedynie ,,muszę iść". Znów to robi, co mu w ogóle dolega? - pomyślałam. Zauważyłam, że wypadł mu telefon z kieszeni. Podeszłam i postanowiłam go podnieść. Oddam mu w szkole... Coś mnie jednak tchnęło i odblokowałam ekran. Widniał tam sms od Rydel:

Ossy z mamą jest coraz gorzej. Lekarze nie wiedzą już co robić, nie wiedzą czy w ogóle się obudzi ze śpiączki... Przykro mi braciszku, przyjedź do szpitala jeżeli możesz...

2 komentarze:

  1. Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Co? NIE! Czeku przerwałaś w takim momencie? Boże super rozdział! Czekam na next!!! :D

    OdpowiedzUsuń