sobota, 7 marca 2015

Rozdział 4

A nie mówiłam !

    - Napuszony palant. - powiedziała moja przyjaciółka po wysłuchaniu mojej wypowiedzi na temat Rossa. Nie do końca wiedziałam o co jej chodzi więc spojrzałam na nią pytająco. - No wiesz, taki maczo, nooo! Przychodzi do obcej klasy to musi jakoś wbić się w otoczenie i załapać szacunek dla swojej osoby. Uważa się za kogoś najważniejszego aby zrobić tylko wrażenie i aby każdy o nim mówił ,,o, ten to jest taki super bo gapi się nauczycielką w cycki"! - wyjaśniła.
- Hej, nie obrażaj go. To dopiero pierwszy dzień, zamieniłam z nim tylko kilka zdań. -  broniłam blondyna, sama nie wiem dlaczego. - Może zachował się tak pod presją grupy? Wiesz jak ciężko niektórym zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu. - dokończyłam.
- Ktoś się tu chyba zauroczył uuu i tym ktosiem jesteś ty, Demi! - wykrzyczała czarnowłosa klaszcząc jednocześnie w dłonie.
- Hahahha no nie... hhaha ... nie mogę! Ty tak serio? - zapytałam z niedowierzaniem. - Ja po prostu uważam, że takie pochopne ocenianie jest złe. Człowiek jest jak książka. Zawsze jest tak, że te pierwsze rozdziały nic nam o niej nie mówią...Dopiero rozkręcająca się fabuła zdradza jej tajemnice. Tak samo jest z Rossem. Ja uważam, że mimo wszystko dobry z niego chłopak. - powiedziałam z przekonaniem.
- Demi i jej polemika z nutką refleksji na temat życia! No i książek, wiesz, że nie lubię czytać? - zapytała z wyrzutem.
- Oj no wiem...Dziś jakoś wstydziłam się do niego zagadać. Jutro go troszkę wypytam o to jak się u nas czuje i co myśli o Kalifornii. - powiedziałam z radością. - A teraz chodźmy do domu, Zack napisał, że właśnie smaży jajecznicę! - wykrzyczałam.

    Po 10 minutach byłyśmy już w domu. Nie obyło się bez słodkich pomruków mojej przyjaciółki w stronę Zacka. On jedynie sprytnie ją ignorował po czym wyszedł. Pewnie na randkę bo ładnie pachniał. Miał na sobie ulubione jeansy, białą koszulę oraz marynarkę. Do tego nowe, czarne conversy. Włosy miał wysmarowane żelem. Maja odprowadzała go wzrokiem do wyjścia. Nigdy jej nie zrozumiem. Gdy tylko zjadłyśmy, pozmywałam naczynia i obie udałyśmy się do mojego pokoju. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na duży wyświetlacz i mimowolnie się uśmiechnęłam - mama.

- Hej mamuś, o której dziś będziesz? - przywitałam się ciepło.
- No hej słonko, będę za chwilkę. Dzwonię aby ci powiedzieć, że odbiorę Stefę ze szkoły. - odpowiedziała.
- No dobrze, to paa. - odetchnęłam z ulgą. Szczerze to nie chciało mi się po nią wychodzić. W słuchawce usłyszałam głuche i krótkie ,,do zobaczenia".
- No dobra, ja muszę odrobić lekcje. Sporo zadań z matematyki oraz biologii. Nie wspomnę już o fizyce z której jestem zielona. - zaczęłam rozmowę kierując wzrok na Maję.
- Ja też się pouczę, jutro mam klasówkę. - odpowiedziała wypuszczając niechętnie powietrze z ust.

Na nauce spędziłyśmy trzy godziny. Maja już wymiękała po dwóch, ale jakoś ją namówiłam aby powtarzała materiał. O godzinie 20.00 przyjaciółka pojechała do swojego domu. Ja natomiast pomogłam siostrze w lekcjach po czym poszłam pod prysznic. Chwilę później położyłam się do łóżka. Kilkanaście minut rozmyślałam o dzisiejszym zachowaniu blondyna. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

    Kolejny dzień był piękny i słoneczny. Witam w Kalifornii - powiedziałam do siebie, przecierając równocześnie zaspane oczy. Była dokładnie 6.15. Wstałam z łóżka, poszłam do łazienki wykonać codzienną toaletę. Ubrałam luźne ciuchy i zeszłam na dół. Czekał tam na mnie talerz pełen kanapek. Na stole leżała karteczka.

Pojechałam razem z tatą do pracy. Stefa już w szkole a Zack wróci dopiero dziś na obiad.
                                                                                                                                    mama.


Spojrzałam na stos kanapek, który leżał na stole. OMG chleb tostowy z czekoladą! Kocham cię mamo - wyszeptałam sama do siebie. Zjadłam dość szybko i z małym poślizgiem wyszłam z domu.

    W szkole byłam o 7.55. Na styk - pomyślałam. Nie lubię się spóźniać. Z Mają przywitam się na dużej przerwie. W tym samym jednak czasie ktoś szarpnął mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę.
- Auć! - wykrzyczałam.
- Wybacz ale musisz to zobaczyć! - powiedziała z ogromnym przejęciem moja przyjaciółka.
- Zaraz dzwonek na lekcje noo, pokażesz mi to coś później. - mówiłam, próbując wyrwać się z jej uścisku. Bez skutku.
- Ale ty musisz... - nalegała.

Pociągnęła mnie na sam dół, do szkolnej szatni.

- A teraz ciii - powiedziała szeptem, przykładając palec do swoich ust. Nie powiem troszkę się przestraszyłam. - Proszę, oto kolejny rozdział twojej książki pod tytułem Ross - wyszydziła cicho przez prawie zamknięte usta.

Nie powiem, to co zobaczyłam nie było w ogóle miłe... Blondyn właśnie namiętnie całował się z jakąś dziewczyną. Na pewno nie była z naszego rocznika - musiała być albo z drugiej, albo  z pierwszej klasy! Już dość długi czas nie odrywali się od siebie. Dłonie blondyna delikatnie masowały pośladki owej nieznajomej. Jej dłonie oplatały jego kark. Oboje byli raczej zatraceni w tym co robią. Dam głowę, że nawet nas nie zauważyli. Chłopak nagle szybkim ruchem skierował swoje dłonie pod jej koszulkę. Dziewczyna zaczęła coraz głośniej pomrukiwać. Ross dość odważnie zdjął w końcu z niej górną część odzieży, jej dłonie z kolei powędrowały w kierunku jego rozporka. Nie, ja już nie chcę na to patrzeć! Wyrwałam się z uścisku przyjaciółki i wbiegłam na parter. Maja zrobiła to samo. Zdyszana stanęłam na środku pustego korytarza. Kurczę! Lekcje już się zaczęły! - zbeształam się w myślach. Bez słowa wyjaśnienia pobiegłam na trzecie piętro - tam właśnie moja klasa zaczynała już historię.

- Bardzo przepraszam za spóźnienie! - powiedziałam do profesora wparowując szybko do klasy.
- Panna Demetria. Witamy. - odpowiedział pan Conly. - Nie wiem co było powodem twojego spóźnienia ale spokojnie, siadaj na miejsce. Zdarzyło ci się to po raz pierwszy, mogę przymknąć na to oko. - powiedział profesor spokojnym głosem.
- Dziękuję, to się nigdy nie powtórzy, obiecuję. - zapewniałam.

Pan Conly z wielką pasją opowiadał o jakiejś wojnie, nawet nie wiem kto z kim walczył, dlaczego, oraz jak to się skończyło. W ogóle nie słuchałam. Przed oczami wciąż miałam ową, całującą się parę. On pewnie nawet nie znał tej laski, nie ma szans. Dopiero czwarty dzień w szkole i już miałby dziewczynę? Nie mogłam odpędzić od siebie tego okropnego obrazu. Po skończonych zajęciach nie miałam nawet ochoty z nikim rozmawiać. Poszłam do toalety i tam poczekałam na dzwonek zwiastujący kolejną lekcję. Biologia - jak na złość omawialiśmy układ rozrodczy żeński. Esu, serio? Teraz? Igraszki tych na dole na pewno nie zakończyły się na całusach. W połowie lekcji do klasy wszedł Ross. W powietrzu pojawił się zapach cytryn, który mu zawsze towarzyszył. Teraz jednak zmieszany były z damskimi perfumami, tak. Na pewno. Miał wygniecioną koszulkę, niedopięty pasek od spodni oraz rozsznurowane obuwie. Jego włosy były w totalnym nieładzie.

- Oooo! Dobrze trafiłem. - powiedział zalotnym tonem, wpatrując się w slajdy, które przygotowała dla nas pani profesor.
- Ross... znów spóźniony. - powiedziała z niechęcią nauczycielka. - Przygotujesz za to referat z dzisiejszego tematu na kolejną lekcję, a teraz siadaj. - skwitowała nauczycielka. Ross jednak nadal stał w tym samym miejscu. Patrzył się w stronę ryciny na której namalowana była postać nagiej kobiety. Nagle skierował kilka słów do profesorki, pół szeptem, jednak zdołałam je wychwycić:
- Mógłbym zaliczyć z panią dzisiejszą lekcję w praktyce. - powiedział zalotnie kierując się równocześnie w stronę nauczycielki. Co za cham! - pomyślałam. Oczekiwałam reakcji pani Pomol. Ta jednak z niedowierzaniem patrzyła na blondyna. Była wyraźnie zakłopotana i zbita z tropu. Chłopak nadal stał, oczekiwał chyba odpowiedzi.
- Ross! Jak możesz odzywać się do mnie w taki sposób! - powiedziała nagle. Jej ton głosu z natury był donośny ale teraz wydawałoby się jakby krzykiem chciała zbić wielkie lustro. - Dzwonie dziś po lekcjach do twojego brata, na pewno sobie porozmawiam z nim o twoim zachowaniu. - dokończyła pewnym siebie głosem. Na twarzy blondyna znikł zalotny uśmieszek, teraz to on z kolei był zakłopotany. Co tu się dzieje do cholery!
- Nie trzeba dzwonić... - zaczął. - Przepraszam, najmocniej przepraszam. Napiszę ten referat. Nie wiem co mnie poniosło, przepraszam... - mówił prosząco. Jego postawa oraz tonacja zmieniły się o 180 stopni. Miałam wrażenie, że gotowy jest paść pani Pomol do stóp, tylko po to, aby nie dzwoniła do jego brata. Po krótkim zastanowieniu profesorka odpowiedziała:
- No dobrze, nie zadzwonię. - uległa. Ross nagle się rozpromienił. - Ale jeżeli taka sytuacja powtórzy się raz jeszcze, to już nie będzie odwrotu. Nie chodzi tutaj tylko o twoje docinki. Chodzi także o twoje spóźnialstwo, Ross. To już kolejna kreska w dzienniku pod twoim nazwiskiem. Jeżeli pojawi się jeszcze jedna, również poinformuję o tym twoje rodzeństwo. - powiedziała stanowczo nauczycielka.
- No dobrze.. - odpowiedział zrezygnowany chłopak. Ruszył nagle w moim kierunku. Rozsznurowane trampki strasznie utrudniały mu to zadanie. Chwiejnym krokiem podszedł do mojej ławki i usiadł obok mnie. Zapach damskich perfum nasilił się tłumiąc cytrynę. Szkoda, lubię cytryny. Ross powoli wyjmował potrzebne książki ze swojej torby, nauczycielka kontynuowała lekcję, ja natomiast byłam zbyt ciekawska i zaczęłam rozmowę:
- Hej Ross i jak było?
- Hej, Demi. Było nieziemsko, ta dziewczyna zna się na rzeczy, nigdy jeszcze... - po chwili urwał. Chyba zorientował się co właśnie mówi. Hej zaraz! On pamiętał moje imię! - O co ci chodzi, hę? - zapytał nagle. - Z niziną społeczną nie rozmawiam, więc sorry mała odwal się. - powiedział oschle po czym otworzył książkę na wyznaczonej przez nauczycielkę stronie. Znów zaczął się ślinić na widok obrazka nagiej kobiety. Nie zrozumiem mężczyzn... Nigdy. Jego słowa mnie zabolały... Nizina społeczna? Mimo wszystko byłam nieugięta i pytałam dalej.
- Znałeś ją chociaż?
- Możesz zająć się sobą? - powiedział wściekle.
- Nie, nie mogę. Chciałabym wiedzieć czy chociaż ją znałeś. - kontynuowałam.
- Ja o imię nie pytam. Od razu przechodzę do rzeczy. - odpowiedział. Wytrzeszczyłam oczy. Nie tego się po nim spodziewałam.
- Ale jak to? - Ciągnęłam rozmowę z niedowierzaniem. - Zrobiliście to w szkolnej szatni? Jesteś tu dopiero cztery dni! - powiedziałam z impetem.
- Tak to. Mała, ja nie zamierzam się cackać. Mam ochotę to biorę pannę i już. - powiedział spoglądając na mnie. Widząc mój wyraz twarzy zalotnie się uśmiechnął. - Sex, mała. Tak trudno ci to powiedzieć? Ale masz rację. Cztery dni. Muszę nadrobić. W Littleton, w ciągu czterech dni, zaliczyłem co najmniej cztery panny. Mam tyły bo ta dziś była pierwsza. - powiedział jakby nigdy nic spoglądając w mój dekolt. - Jak masz ochotę możesz zająć miejsce numer dwa. - zakończył wypowiedź przygryzając dolną wargę.
- Jak śmiesz w ogóle proponować mi coś takiego! - prawie, że wykrzyczałam. Dobrze, że profesorka była tak pochłonięta omawianiem cyklu menstruacyjnego, że nawet nie usłyszała.
- Znów masz rację, mała. Znam już twoje imię, to trochę za późno. Dodatkowo nie jesteś jakoś super obdarzona przez naturę. - powiedział patrząc mi w oczy. No dobrze, może faktycznie moje piersi nie były pokaźnych rozmiarów ale nie powinien mi tego mówić w taki sposób. Ughh... Nie wiem sama dlaczego, ale mój wzrok mimowolnie skierowałam na jego rozporek. Był rozpięty, spod jeansów wystawał kawałek różowego materiału. Zachichotałam.
- Serio? Różowe? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Nie podobają ci się ? Spokojnie, mogę sprawić, że sama mi je ściągniesz. Po lekcjach możemy wyrwać się do szkolnej skrytki na miotły. Tam nie będziesz musiała długo patrzeć na moje różowe bokserki. Cycki małe, ale może nadrobisz świetnym masażem mojego kolegi. - mówiąc to pokazał palcem swój wciąż rozpięty rozporek. Nawet mu już nie odpowiedziałam. Przysunęłam swoją książkę do siebie i postanowiłam skupić się na tym co mówi profesorka. Nie było to łatwe, jednak wolałam to od słuchania tych bzdurnych tekstów.

    Długa przerwa, nareszcie! Muszę pogadać z Mają, koniecznie. Spojrzałam szybko na plan zajęć. Chemia w sali numer 22 - jak miło. Szybko skierowałam się w to miejsce. W drodze jednak przykuła moją uwagę grupka chłopaków stojących w kręgu. Co tam się dzieje? - pomyślałam. Ciekawość wygrała i podeszłam do ów zgrupowania. Ku mojemu zaskoczeniu w samym centrum stał Ross. Dumnie wyprostowany - rozporek miał już zapięty. OMG a co mnie to obchodzi... Nie myśl o tym Demi! - skarciłam się w myślach. Po jego prawej stronie stał Jon, po drugiej natomiast Harry. Oboje pokaźnie zbudowani. Byli niemałym postrachem naszego liceum. Mnie nigdy nie wadzili za bardzo bo nie miałam zwyczaju wchodzić im w drogę. Mieli dwa lata więcej ode mnie, więc budzili respekt przed innymi. Wpisali w historię szkoły dni, że tak powiem, ,,swojej świetności" , kiedy uczęszczał tu jeszcze Mark. Był ich szefem. Gnębili we trójkę młodszych i słabszych. Gdy wyrzucili go ze szkoły to pozostała dwójka z mniejszym impetem niszczyła mienie szkoły i poniżała innych. Teraz jak mniemam znaleźli swojego nowego goryla. W sumie to chyba małą małpeczkę, która z desperacją szuka rozgłosu. O rany! Maja chyba miała jednak rację... Coś mi się wydaje, że książka powoli dąży do napisów końcowych... W środku kręgu znajdował się również pewien uczeń. Nie wiem kto to, nie znam chłopaka ale wiem, że już mu współczuję. Za ,,świętą trójcą" stała grupka dziewczyn, która wgapiała się maślanymi oczami w Rossa. No i patrz, chyba jednak nadrobisz ! OMG o czym ja myślę ! - ponownie skarciłam się w myślach. Po chwili zaczęła się szopka. Na skinienie przywódcy, Jon i Harry zaczęli szarpać chłopaka. Wyrwali mu książki z ręki. Zeszyty zostały spłukane w klozecie, reszta rzeczy oblana została sokiem pomarańczowym. Okulary, które chłopak miał na nosie, zostały rozdeptane. Po tym podszedł do niego Ross i szepnął mu coś na ucho. Młodzieniec się lekko wzdrygnął, pozbierał resztę szkła z podłogi i szybkim krokiem się oddalił, patrząc raz po raz przez ramię, czy czasem za nim nie podążają. Szczerze? Wywijali już gorsze numery. Ross powinien się wprawić w takowe pajacowanie. Nie zostało to zauważone przez nauczycieli a z powodu, że wszyscy się ich boją, nikt nie powie dyrektorowi.

    Po ostatnich zajęciach czekałam przed szkołą na Maję. Ta jednak napisała mi smsa, że jedzie dziś do babci i mama już ją odebrała. Szkoda, chciałam komuś opowiedzieć co mi się dziś przytrafiło. Nie mogłam pojąć, że Ross okazał się takim pajacem. Sprawia wrażenie miłego, kochającego chłopaka. Cóż, pozory mylą. Nie można oceniać książki po okładce. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi ale teraz zastanawiam się, dlaczego nauczycielka od biologii chciała dzwonić do jego brata, a nie do rodziców. Z tego co mi wiadomo to w dzienniku ich imiona są wypisane. Podejrzana sprawa. Nie wiem dlaczego ale bardzo chcę bliżej poznać tego blondasa. Mimo, że jestem, jak on to nazwał, z nizin społecznych, to nie będzie mi mówił z kim mam rozmawiać. Męczy mnie również to, że w głębi serca myślę, że on jednak nie jest taki zły... Demi stop! Przeleciał dziś nieznajomą laskę w szatni ,,bo miał ochotę!" Prostackie zachowanie... Moje przemyślenia przerwał kobiecy głos:
- Auć, proszę patrz gdzie chodzisz! - Wykrzyknęła nieznajoma mi blondynka. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, że wpadłam na nią powodując, że jej waniliowy lód wylądował na jej białej koszulce...

NOTKA

Rozdział IV. Nigdy w życiu nie miałam bloga więc powoli ogarniam. Bloga ,,ujawniam" dopiero teraz. Czemu? Musiałyśmy się z psiapsiółą zastanowić czy publikacja ma w ogóle sens ; p

Zaczęłam dodawać zakładki i opisywać bohaterów. Wszystko jednak jeszcze do poprawi/do zrobienia. Także prosimy o cierpliwość :D





1 komentarz: