czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 9 część I

Kłopoty.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ



DOM LYNCHÓW / SZPITAL

     - Tylko nie naciskajcie na niego. - powiedziała Rydel kierując wzrok na resztę rodzeństwa.
- Mnie zastanawia jedno... - zaczął Riker pocierając kciukiem swoją brodę. Wszyscy wpatrywali się  w niego, oczekując rozwinięcia jego myśli. - No wiecie, co z tą dziewczyną. Przecież Ross nie powiedział jak ma na imię. Nie wiadomo jak się czuje i czy nie zgłosiła tego na policję. - dokończył zmartwionym głosem pakując kilka batoników do torby.
- Racja... Nie chciał tego powiedzieć. Ale gdyby sprawa trafiła w ręce policji to już by u nas byli. - powiedziała blondynka nerwowo odgarniając grzywkę z czoła.
- Hmm, czasem czekają na odpowiednią porę, no ja nie wiem jak to jest. Dodatkowo te prochy... Ja nie wierzę, że nie zostało to zgłoszone. Powinniśmy mimo wszystko spodziewać się najgorszego. Prasa nas rozerwie. - wydukał Riker jakby na jednym oddechu.
- Teraz to my jedźmy po niego. - zaczęła dziewczyna. - Starajmy się mu pomóc. Wiem, że to co zrobił można podpiąć pod przestępstwo... - mówiąc to głos blondynki zaczął się załamywać. - Ale on jest zagubiony, nie wie co robić. Dajmy mu siłę aby przez to wszystko przeszedł. Będzie dobrze. - dokończyła odruchowo wtulając się w Ella.
- No dobrze. Rocky wziąłeś jego rzeczy? - zapytał najstarszy kierując wzrok na brata.
- Tak, wszystko mam. - odpowiedział już z dworu.
- Pójdę jeszcze po Lunę. - powiedziała Rydel kierując się na górę.

Na drodze było bardzo tłoczno, Lynchowie pół godziny stali w korku. Do szpitala dojechali po godzinie. Od razu skierowali się do pokoju w którym był Ross. Przed wejściem dostali wypis od lekarza. Gdy Rydel otworzyła drzwi najmłodszy z rodzeństwa siedział skulony na łóżku. Kolana miał dosłownie przy brodzie. Jak usłyszał swoje rodzeństwo rozluźnił uścisk.
- Hej Ossy. - zaczęła blondynka. - Mamy wypis więc zabieramy cię już do domu. - mówiła to pokazując blondynowi karteczkę. - Rocky daj mu jego rzeczy. - dokończyła kierując słowa do brata. Ten wykonał polecenie siostry. Ross poszedł do łazienki. Po kilkunastu minutach wrócił, ciągle unikał kontaktu wzrokowego z rodzeństwem. Było mu wstyd. Nikt go jednak o nic nie pytał. Rydel widząc jego zachowanie, mocno go przytuliła. Po kilku sekundach reszta zrobiła to samo. Stali wtuleni w siebie już kilka dobrych chwil.
- Przepraszam. - wyszeptał nagle najmłodszy.
- Już jest okey, wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć. - opowiedziała blondynka.
- Wiem... Dziękuję. - wydukał mocniej wtulając się w swoje rodzeństwo.
- Dobra, jedziemy do domu. - powiedział Riker zwalniając uścisk. Reszta zrobiła to samo. Spakowali rzeczy Rossa i wyszli. Gdy kierowali się do wyjścia zatrzymał ich jeszcze lekarz.
- Mógłbym chwilę z panią porozmawiać? - zapytał blondynkę.
- Tak... Owszem. - odpowiedziała lekko zdezorientowana.
- Rozmowa nie potrwa długo. Zapraszam do mojego gabinetu. - powiedział z uśmiechem starszy mężczyzna.
- Dobrze, już idę. - wydukała odwzajemniając gest. - Wy idźcie już do samochodu. Poczekajcie tam na mnie. - dokończyła kierując wzrok na najstarszego członka zespołu. Ten jedynie kiwnął głową w geście zrozumienia.

- Zapraszam, proszę wygodnie usiąść. - powiedział lekarz wskazując palcem duży, wygodny fotel, który stał naprzeciwko jego biurka.
- Narkotyki to bardzo poważna sprawa. - zaczął. - Byłem zmuszony poinformować o tym pewne służby. Rydel nagle zbladła.
- Ale jak to? - zapytała półgłosem.
- Spokojnie. Przyjedzie do państwa za kilka dni pewna osoba z ośrodka, który walczy z nałogami. - powiedział.
- Ale Ossy nie jest wplątany w żadne nałogi... - chciała dokończyć ale widząc minę lekarza postanowiła do końca go wysłuchać.
- To będzie tylko rozmowa. Jeżeli państwo zdecydują, że konieczna będzie kolejna, sami podejmiecie państwo dalsze działania. - dokończył wypowiedź pisząc coś na kartce.
- No dobrze... - wydukała Rydel nerwowo drapiąc się po udzie.
- Nie ma się czego bać. Myślę, że ta rozmowa da same pozytywy. - mówiąc to uśmiechnął się do blondynki. - Tutaj mała recepta. Proszę wykupić leki i dostosować się do wskazanych informacji. - dokończył podając blondynce ów kawałek papieru.
- Dobrze, dziękuję. - odpowiedziała chowając receptę do kieszeni.
- Z mojej strony to wszystko. Proszę również pamiętać, że może jeszcze występować u pacjenta ból klatki piersiowej. Może wtedy zażyć środki przeciwbólowe. Nie mam przeciwwskazań. - dokończył po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Rozumiem, dziękuję za wszystko. Do widzenia. - powiedziała Rydel po czym wyszła z gabinetu. Szybkim krokiem skierowała się do samochodu. Ross siedział z tyłu kurczowo przytulając swoją gitarę. Miał zwieszoną głowę, wzrok skierowany w podłogę. W środku panowała zupełna cisza. Blondynka postanowiła usiąść obok najmłodszego brata. Przytuliła go mocno. Spojrzała potem w lusterko, w którym napotkała wzrok Rikera. Kiwnęła jedynie głową. Najstarszy odwzajemnił gest i ruszył do domu.

DOM SPELMANÓW

     Już tydzień minął od felernego wydarzenia. Przez cały ten czas byłam w domu. Faktycznie dostałam gorączki, doskwierał mi ból głowy i lekki kaszel. Mama postanowiła abym się wykurowała w ciepłym łóżku. Bardzo mi to odpowiadało bo mimo wszystko nie miałam ochoty na rozmowę z blondynem. Z resztą o czym miałabym z nim rozmawiać? Codziennie odwiedzała mnie Maja. Z tego co mówiła jego również nie było w szkole. Ah, zapomniałabym. Jutro w końcu idę do Rydel. Czuje się już dobrze, sama mnie zaprosiła więc nie chciałam kolejny raz odkładać tego na potem. Bardzo chcę poznać jej rodzeństwo. Skierowałam się w stronę swojego fortepianu. Dawno nie grałam. - powiedziałam sama do siebie. Usiadłam i zaczęłam pogrywać przypadkową melodię. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Hej sis, mogę wejść? - usłyszałam ciepły głos brata.
- No jasne, chodź. - powiedziałam
- To ten... - zaczął chłopak z dość kwaśna miną. Przysiadł koło mnie, przy fortepianie. - To musimy pogadać na poważnie. - dokończył wlepiając we mnie swoje zielone oczy.
- Ale my chyba nie mamy już o czym gadać, Zack. Było minęło. Żyje, moje dziewictwo jest tam, gdzie być powinno. Łapska i udo jeszcze troszkę sine, ale już prawie nie widać. - wypaplałam z uśmiechem. Sama byłam w szoku, że te słowa wyszły ze mnie tak prosto. - Także jak będziesz tak miły to proszę, usmażysz mi naleśnika? - zapytałam robiąc słodkie oczy niczym kot ze Shreka.
- Sis... Nie można od tak tego zakończyć. Studiuje prawo już trzeci rok. Doskonale wiem jakie sankcje grożą za takie wykroczenie. Ten młokos powinien odsiedzieć ładnych kilka lat za kratami. - powiedział poważnym tonem chwytając moją dłoń. - Nie możesz mu pozwolić aby żył sobie tak, jakby nic się nie stało. - dokończył. Ja wciąż mimo wszystko byłam wesoła. Nie wiem, chyba tak bardzo cieszyłam się na spotkanie z Rydel.
- No już dobrze, braciszku, już dobrze, no! To zrobimy tak. Ja powiem wszystko sierżantowi Edkowi. - mówiąc te słowa skierowałam palec na pluszaka, który znajdował się na szafie. - On zajmie się sprawą jak należy. -  powiedziałam ledwo tłumiąc śmiech. - Dodatkowo w sprawie pomoże mu Pan Elwis, który będzie sędzią. - mówiłam dalej się śmiejąc i wymachując pluszakami. Zack tylko przewrócił oczami.
- No weź brat, jest okey. - powiedziałam przytulając szatyna. Ten tylko odwzajemnił uścisk. Jego mina jednak była niezadowolona. Po chwili zszedł do kuchni aby usmażyć naleśniki.

     Po południu odwiedziła mnie jeszcze Maja. Ostatnimi czasy przychodziła góra na godzinę. Zawsze wpadała do pokoju cała w skowronkach. Bowiem ona i ten chłopak spod szafek, który ma na imię Erick, są razem. Straszny szok, odpuściła sobie mojego brata. SZOK. Układało im się na prawdę dobrze. Szatyn wydawał się być serio tym idealnym. Bynajmniej z opowiadań mojej przyjaciółki. Miałam go poznać jutro w szkole. Dziś również od razu przy wejściu zaczęła swój monolog jaki Erick jest cudowny. Nie chciałam jej sprawiać przykrości więc udawałam, że słucham. Ciesze się, że jest szczęśliwa ale bez przesadyzmu. Czasem się opamiętała i zapytała mnie jak się czuję. Nie miałam jej tego za złe, to była jej pierwsza miłość, taka na poważnie. Dzień minął mi bardzo szybko. Położyłam się już o 21.00. Jutro poniedziałek, pierwszy dzień w szkole po TYM wydarzeniu.

*****
    
     Wstałam już o 6.15. O dziwo czułam się wyspana. Poczłapałam do łazienki wykonać poranną toaletę. Wyczesałam swoje rude włosy i upięłam w lekki, dosyć luźny kucyk. Mimo, że było bardzo ciepło ubrałam długie spodnie. Musiałam zakryć sińca na udzie. Do tego żółty t-shirt i czerwone conversy. Na nadgarstki upchałam kilka bransoletek, które pożyczyłam od Majki. Nie lubię nosić biżuterii. Zeszłam powolnym krokiem do kuchni. Rodziców nie było, siedział tam tylko Zack i Stefcia. Zjedliśmy razem śniadanie po czym wyszliśmy do szkoły. Na miejscu byłam już o 7.45. Maja wraz z Erickiem czekali na mnie przy szafkach. Rozmawialiśmy ze sobą aż do dzwonka. Chłopak na prawdę był bardzo sympatyczny. Zazdroszczę Majakowi. Dzień zaczynałam matematyką. Następnie była historia i chemia. Wszystko zleciało tak szybko. Blondyna nie było...Zaczęłam się martwić, że Zack za mocno go uderzył. Mógł mu coś zrobić. Niestety nie mam do niego numeru, nie wiem gdzie mieszka. Mogłabym poszperać w dzienniku, jednak to nie w moim stylu... Poczekam jeszcze kilka dni, może się zjawi. Jak nie to poproszę o namiary pana dyrektora. Kolejną lekcją była biologia.

- Czy ktoś wie co się dzieje z Rossem? - wypaliła pani Pomol już na początku zajęć. W klasie panowała cisza. - Nikt nic nie wie? Doprawdy? - dopytywała nauczycielka. - Już bardzo długo go nie ma. Opuścił sprawdzań, nie oddał referatu i nie napisał trzech klasówek. - ciągnęła monolog. - Muszę zadzwonić do jego brata. - skwitowała po czym wyciągnęła telefon z torebki. Po chwili przyłożyła go do ucha.
- Dzień dobry, z tej strony Pomol Lovengod. Dzwonie w sprawie Rossa. Już bardzo długo go nie ma w szkole, czy coś się stało? - zaczęła rozmowę. Kilka minut ciszy. Po chwili znów się odezwała. - Jutro już będzie z tego co zrozumiałam? - zapytała. - No to dobrze, proszę mu przekazać, że ma sporo do nadrobienia. - dokończyła po czym się rozłączyła.
Hmmm pewnie Zack mu nieźle przyłożył...

     Kolejne lekcje minęły bardzo szybko z czego byłam zadowolona. Katie przynosiła mi notatki do domu więc nie miałam zaległości. Jedynie co to kilka klasówek i sprawdzianów mnie ominęło. Mimo to ustaliłam z nauczycielami dodatkowe terminy i spokojnie wszystko nadrobię. Do domu wróciłam o 14.25. Na 16.00 byłam umówiona z Rydel. Spokojnie wzięłam prysznic, zjadłam obiad i stanęłam przed swoją szafą. Co ja mam na siebie ubrać? - pomyślałam. Nie wiem czy coś bardziej eleganckiego czy na luzie. Po chwili namysłu postawiłam jednak na luz. Czyli mój standardowy ubiór: jeansy, t-shirt, conversy. Ideolo. Na nadgarstkach mimo wszystko nadal miałam bransoletki.

***** 

Przed domem blondynki byłam punktualnie. Zadzwoniłam do drzwi, po chwili otworzyła mi moja nowa znajoma. Uścisnęła mnie na powitanie i zaprosiła do środka. Chyba źle wybrałam strój. Rydel miała na sobie śliczną, różową spódniczkę i lekko niebieską, luźną koszulkę. Na nogach miała błękitne baleriny. Włosy upięte w kok. Makijaż miała lekki ale idealnie podkreślał jej urodę. Troszkę się zawstydziłam.
- WOW. - wydusiłam po wejściu. Dziewczyna się tylko uśmiechnęła. - Tu jest nieziemsko! Śliczny dom! - wykrzyknęłam z podziwem.

Przedpokój był ogromny. Wielki telewizor na ścianie, ogromna kanapa przed którą stał duży stół. W rogach znajdowały się przepiękne kwiaty. Na środku wielki, włochaty dywan. Wszystko było pięknie dobrane nie tylko kolorem ale również stylem. Po lewej było wejście do kuchni, która również była piękna, zadbana i ogromna. Po prawej mały korytarzyk, naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowały się kręte schody na górę.

- Przepięknie ... - wydusiłam. Byłam pełna podziwu, nie mogłam powiedzieć nic więcej.
- Haha dziękuje. - zachichotała blondynka. - No dobrze, chodź. Na początek poznasz moje zwariowane rodzeństwo. - mówiąc to pociągnęła mnie za rękę do salonu, który również był bardzo piękny. Na dużej, białej kanapie siedziało trzech mężczyzn. Towarzyszyły im dwie kobiety. Chłopacy bili się o pada. Wyglądało to na prawdę komicznie.
-Ekhem... - chrząknęła Rydel. Nagle wszystkie oczy skierowały się na mnie. Czułam się co najmniej dziwnie... Spaliłam chyba buraka. Pierwszy podbiegł do mnie chłopak z długą, blond grzywką centralnie na oczach. Pociągnął za sobą jedną z dziewczyn.
- Witam, jestem Riker. - powiedział z uśmiechem podając mi swoją dłoń. - A to jest Allyson, moja dziewczyna. - dokończył wskazując na piękną kobietę. Teraz to już w ogóle było mi wstyd. Ally miała na sobie krótką, przewiewną, zieloną sukienkę. Paznokcie pomalowane na zielono, w tym kolorze był również makijaż. Włosy oplatały jej długie ramiona. Była boso. Wyglądała prześlicznie.
- Miło mi. - odpowiedziałam ściskając ich kolejno. Następnie przywitał się Rocky, potem Ratliff, który przedstawił również swoją dziewczynę - Stelle. Ona także ubrana była w sukienkę, miała piękny makijaż i długie, falowane włosy. Zerknęłam kątem oka na Rydel, która posmutniała gdy Ell pocałował swoją wybrankę w czoło.
- Jest jeszcze Ossy... - zaczęła Rydel. - Ale chyba do nas dziś nie zejdzie. Musisz mu wybaczyć, jest zmęczony i troszkę źle się czuje. - dokończyła szybko. - Może na początek przekąsimy coś lekkiego i obejrzymy jakiś film, co? - zapytała kierując swoje oczy na mnie. Przytaknęłam i wszyscy razem usiedliśmy na kanapie. Oglądaliśmy razem horror. Było na prawdę super. Allyson wtuliła się w Rikera. Wyglądali na prawdę uroczo. Stella opierała głowę o ramie Ella. Rocky próbował udawać, że się nie boi, aczkolwiek zauważyłam, że ukradkiem trzymał się koszulki Rydel. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Blondynka ściszyła telewizor i poszła otworzyć.
- Dzień Dobry. - odezwał się gruby, męski głos. - Jesteśmy z policji, czy zastaliśmy pana Rossa Lyncha?

2 komentarze:

  1. *Bo Ci brak było komentarzy :C*
    Super to i wgl, no i czekam na nexta, ma być jutro no i takie tam :C /Doktor

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡¿¿

    OdpowiedzUsuń