niedziela, 29 marca 2015

Rozdział XIII część II

     Kobieta już przez dłuższą chwilę wlepiała wzrok w naszą dwójkę. Ross nadal spał. Po chwili jednak blondwłosa znów zaczęła wodzić wzrokiem po sali, jakby nie wiedziała gdzie jest, kim jest i co tu w ogóle robi.
- Ross, no obudź się w końcu. - wyszeptałam chłopakowi do ucha i szturchnęłam mocniej łokciem. Nagle poczułam, że wtula się we mnie jeszcze bardziej.
- Coś się stało? - wybąkał w moje ramię, nie cofnął się nawet o milimetr. Nadal trwał w mocnym uścisku.
- Twoja mama... - zaczęłam ale blondyn mi przerwał. Oderwał się ode mnie szybko i momentalnie spojrzał na łóżko, na którym leżała jego rodzicielka. W tym momencie nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Nic. Wpatrywał się w kobietę, nic nie mówił. Był jakby sparaliżowany. Jego czekoladowe oczy były pogrążone w nieznanej otchłani. Sama nie wiedziałam co robić, czy się w ogóle odezwać, czy pozwolić mu aby sam wykonał ruch.
- Mamo... - zaczął dusząc w sobie łzy. Kobieta patrzyła mu prosto w oczy ale nic nie mówiła. Jakby nie mogła się odnaleźć w rzeczywistości, jakby nadal błądziła gdzieś w ciemnościach. Cisza panująca w pomieszczeniu była tak głośna, że nie słyszałam swoich myśli. Nie mogłam się w ogóle skupić. Czułam się bardzo niekomfortowo. Powinnam wyjść? Nie wiem... Nagle do sali wszedł lekarz w towarzystwie kilku pielęgniarek.
- Musimy zabrać pana mamę na kilka badań. - powiedział beznamiętnie mężczyzna, po czym podszedł do łóżka i zaczynał przypinać do blondwłosej jakieś kabelki. Ross patrzył raz na swoją rodzicielkę, raz na lekarza. Ja natomiast postanowiłam się ulotnić i wyszłam bez słowa. Stwierdziłam, że nie powinnam aż tak bardzo ingerować w te sprawę. To powinno pozostać między Rossem a jego mamą. Postanowiłam napisać o tym wszystkim do Rydel. Wyciągnęłam więc telefon z kieszeni jeansów i zaczęłam stukać w klawiaturę:

Hej, Rydel. Wiem, że jest już dość późno ale wasza mama się obudziła. Pomyślałam, że chcesz wiedzieć.

Po kilku sekundach schowałam telefon i usiadłam na ławce obok sali. Było już na prawdę późno, mama pewnie się nie martwi ale Zack zapewne od zmysłów odchodzi. Wyciągnęłam ponownie komórkę i napisałam do brata aby go nieco uspokoić. Kilkanaście minut później z pokoju wyszły pielęgniarki. Jedna pchała łóżko, druga trzymała kroplówkę, trzecia natomiast notowała coś w swoim zeszycie. Nie widziałam aby szedł z nimi lekarz i Ross. Czyżby zostali w pomieszczeniu? Możliwe, że rozmawiali... Ale nie chciałam tam zaglądać. W momencie gdy kobiety przechodziły obok mnie, mama blondyna znów na mnie spojrzała. Tym razem obdarowała mnie szczerym uśmiechem. Aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Odwzajemniłam gest i odprowadziłam ją wzrokiem. Chwilkę później z sali wyszedł lekarz i szybkim krokiem skierował się do windy. Miał twarz jak z kamienia, nie mogłam wyczytać co mógłby powiedzieć Rossowi. Na miejscu czekały już na niego pielęgniarki, które wcześniej uporały się z wepchaniem łóżka do środka. Blondyna nadal nie było. Ja natomiast znowu nie wiedziałam co zrobić, chciałam jednak dowiedzieć się o czym rozmawiał z lekarzem Postanowiłam więc zajrzeć do  pomieszczenia. Wstałam więc i weszłam do sali. W tej samej chwili Ross wychodził i wpadł na mnie. Nasze ciała znów się zetknęły, chłopak chwycił mnie za ręce. Jego cytrynowy oddech wypełnił moje nozdrza. Nasz wzrok się spotkał, ja znowu poczułam, że mam nogi z waty. Lekko się zatoczyłam i wpadłam w jego ramiona. Teraz już nic nas nie dzieliło, ani centymetr. Blondyn objął mnie delikatnie, aż za delikatnie jak na niego. Przejechał palcami po moich plecach, wtulił twarz w moje włosy i lekko odgarnął mój rudy kosmyk za ucho. Pierwszy raz się tak czułam. Jak? Sama nie umiem określić... Bezpiecznie? Być może... Oplotłam swoimi rękoma jego szyję, głowę oparłam o jego silne ramię. Trwaliśmy w uścisku dobre kilka minut, zdawało się, że blondyn nie miała zamiaru mnie puścić. Ja również chciałam aby to trwało jak najdłużej...
- Ossy! Ossy! - z daleka usłyszałam krzyk Rydel. Był coraz bliżej a Ross nawet nie drgnął. - Tu jesteś Ossy... - zaczęła blondynka. Widząc nas troszkę się speszyła ale nadal szła w naszym kierunku. Za blondynką wpadła reszta familiady. Oni również mieli dziwne miny. Ross gdy się nieco ocknął i zorientował, że jego rodzeństwo zmierza ku nam, zwolnił uścisk. Czułam, że zrobił to jednak niechętnie. Odsunął się ode mnie dosłownie na kilka milimetrów i wtopił we mnie swoje czekoladowe oczy. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie...
- Mamę zabrali na jakieś badania. - powiedział nagle, gdy Rydel i cała reszta stali już obok nas. Patrzył jednak cały czas na mnie. Czułam się troszkę niezręcznie a przede wszystkim czułam na sobie wzrok całej gromadki.
- Ale obudziła się tak? Kiedy? Wszystko jest ok? Czemu zabrali na badania? - blondynka zaczęła wymieniać co róż to nowe pytania. Nie dziwie się jej, zapewne się martwiła. Jak cała reszta.
- Nie wiem. - skłamał blondyn, nadal patrząc w moje oczy. Widziałam, że kłamie. Nagle skierował wzrok na siostrę. - Sala numer 123 na pierwszym piętrze. Tam ją zabrali. - dokończył, spuszczając głowę w dół. Ręce schował do kieszeni spodni. Nagle ruszył z miejsca, ciągnąc mnie za rękę.
- Emm... Możecie już tam iść. My zaraz dołączymy. - skierował się do rodzeństwa, wzrok jednak nadal wlepiał w podłogę. Rydel spojrzała na mnie, jednak ja tylko wzruszyłam ramionami bo sama nie wiedziałam co się dzieje. Poszłam jednak za blondynem.
- Ross, wiesz, że sala 123 jest w przeciwną stronę, prawda? - zaczęłam rozmowę. Szliśmy już stosunkowo długo, zagłębiając się w liczne, szpitalne korytarze. Nie wiedziałam jaki ma zamiar i po co ta wycieczka. Blondyn jednak nadal szedł przed siebie, nic nie mówił. Zaczynałam się już mimo wszystko denerwować. Chłopak przystanął nagle na środku, mimowolnie w niego wpadłam.
- Wycieczka była zacna, ale chyba powinieneś być teraz u swojej mamy, co? - zapytałam lekko podniesionym głosem. To był chyba jednak błąd... Ross odwrócił się na pięcie i popatrzył na mnie z żalem.
- Przepraszam Ross bo ... - znów nie dokończyłam bo blondyn w tym samym czasie położył mi palec na usta.
- To już nie ma znaczenia. - odparł po kilku minutach zastanowienia.
- Ale jak to? No przecież się obudziła, wszystko już będzie ok. - powiedziałam pokrzepiająca. Ross jednak usiadł zrezygnowany na ławce obok okna. Znów nie wiedziałam za bardzo co robić więc przysiadłam obok niego.
- Coś się stało? Lekarz ci coś powiedział? - zapytałam chwytając jego dłoń. Rany, czemu ja to w ogóle zrobiłam! Ross jednak nie protestował. Odpowiedzi się jednak nie doczekałam. Blondyn wlepiał wzrok daleko, w krajobraz za oknem. Nagle poczułam wibracje w kieszeni, ktoś dzwonił. Postanowiłam jednak zignorować.
- Miałaś kiedyś tak... - zaczął. Teraz to już w ogóle nie miałam ochoty odbierać tego telefonu. - Tak, że nie miałaś nic? Ale nie tak zupełnie... Bo była przy tobie siostra, byli bracia i byli rodzice. Ale znów tak nie do końca... Niby byli ale jednak nie czułaś ich obecności. Szara pusta codzienność, która oplatała twoje życie. Dzień za dniem. Byłaś nikim ale uważałaś się za najważniejszą osobę na świecie. Nie byłaś nią. Ale znów tylko po części, ponieważ byłaś najważniejsza w oczach twoich bliskich. Nie doceniałaś tego. Chciałaś czegoś więcej... Potem sława. Ogromna sława. No i znów wszystko się od ciebie oddalało. Ale ty i tak wmawiałaś sobie, ze jest idealnie, że tak musi być. Okłamywałaś nie tylko samą siebie, ale i wszystkich dookoła. Oni mówili, że ci wierzą ale i tak wiedzieli swoje. Krąg kłamstw się nie mógł jakoś zamknąć... Potem zaczynałaś wszystko powoli tracić ale znów się oszukiwałaś, że to przecież nic takiego, że każdy tak ma. A nie ma? - dokończył spoglądając mi w oczy. Łzy spływały mu po policzku. Ja niestety z tego bełkotu mało co zrozumiałam... Ross widząc moją niepewność ciągnął dalej. - Ja tak mam. Śmierć taty bolała, ale tak niezupełnie... Krzywdził mamę, na pewno. Wszyscy chcieli to przede mną ukryć ale ja o tym wiedziałem. Cały czas. Wiedzieli, że ja wiem ale nikt nie chciał o tym ze mną porozmawiać. Gadałem jak głupi do psa. Słuchać, słuchał ale nic nie mówił... Ale ja w sumie też uciekałem od tematu. Był dla mnie niewygodny, nie chciałem wiedzieć wszystkiego w szczegółach. A teraz to i tak wszystko nie ma sensu. Moje dotychczasowe życie, to co osiągnąłem. To co myślałem, że jest ważne a w ogóle nie było... To nic teraz nie znaczy. - dokończył. Cały czas patrzył mi w oczy. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Byłam w szoku i Ross to zauważył. Nie wiedziałam co opowiedzieć.
- Ona i tak nic nie pamięta. - powiedział, widząc moje zawahanie. Przytulił się do mnie i znów zaczął płakać. A ja kolejny już raz czułam, że mam w ramionach niemowlę. ,,Ona i tak nic nie pamięta" hmm... No tak! Nagle mnie olśniło...
- Przykro mi Ross. - wyszeptałam. Jakoś nie było mnie stać na nic lepszego.
- Nie pamięta nawet jak mam na imię... - powiedział, nagle wstając. Otarł oczy rękawem od koszulki i podszedł bliżej okna. - Już nie ważne. Zapomnij o tym. - dokończył, odwrócił się na pięcie i zaczął iść przed siebie. Otrząsnęłam się z tej fali przykrych informacji i postanowiłam podążać za chłopakiem. Szliśmy tą samą drogą. Bynajmniej tak mi się wydawało. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod salą 123, gdzie była reszta. Siedzieli na ławce, rozmawiali. Jednak gdy nas zauważyli ich głosy ucichły.
- Zostać z tobą? - zapytałam blondyna. Znów czułam na sobie wzrok całej gromady.
- Nie. - powiedział krótko. Znów na mnie spojrzał. Co prawda powiedział ,,nie" ale jego oczy aż krzyczały ,,TAK". Znów poczułam wibrowanie w mojej kieszeni. Ktoś dzwonił.
- Już późno, pewnie twój brat się martwi więc idź już. - wyszeptał blondyn i skierował się do swojego rodzeństwa.
- TU JESTEŚ! - usłyszałam krzyk Zacka. Był nieźle zdenerwowany. Szybkim krokiem szedł w moim kierunku. No nie! Jak zobaczy Rossa... - A TY CO TUTAJ ROBISZ GWAŁCICIELU!!?? - Krzyknął jeszcze głośniej. Podszedł do blondyna, chwycił go za koszulkę i przycisnął mocno do ściany. Zamachnął się dość mocno, zacisnął dłoń w pięść i skierował ją ku twarzy chłopaka....

2 komentarze:

  1. Super czekam na next <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział
    Czekam na next.
    Miłego dnia i dużo weny.
    Destiny

    OdpowiedzUsuń