poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 5

Zakupy - coś co ,,lubię"!

    - Bardzo cię przepraszam, za bardzo się zamyśliłam! - wykrzyczałam w stronę blondynki, która miała mało zadowoloną minę. Przecierała sobie właśnie koszulkę. Nic mi nie odpowiedziała. No przecież przeprosiłam... Dziewczyna nagle skierowała swój wzrok na mnie. Grymas na jej twarzy nie wróżył nic dobrego. Po chwili ciszy wybuchnęła jednak śmiechem. Nie powiem, byłam troszkę zdezorientowana.
- Hahaha nie chcesz widzieć teraz swojej miny. - powiedziała wesoło. - Jakbyś czekała na wyrok za zbrodnie! - kontynuowała przez śmiech. Mało wiedziałam co odpowiedzieć. Byłam przekonana jednak, że głupio tak stać jak kołek więc się odezwałam:
- Będzie plama, może zwrócę koszt za koszulkę. - wypaliłam jak Filip z konopi.
- No chyba sobie żartujesz. To stary T-shirt. Jutro idę na zakupy więc w końcu mam okazję kupić nowy. - odpowiedziała wciąż się śmiejąc. - Rydel, mam na imię Rydel. A ty? - zapytała.
- Demetria - odpowiedziałam. - Ale nie lubię swojego imienia, więc wolę jak mówią do mnie Demi. - szybko dokończyłam. - Mimo okoliczności bardzo miło cię poznać. - powiedziałam nieśmiało kierując wzrok na wielką plamę.
- Oj no przestań, śliczne imię, co ty chcesz. - powiedziała z uśmiechem. - Mało mam w tej okolicy znajomych, niedawno się przeprowadziłam. Mieszkam z rodzeństwem stosunkowo niedaleko, a ty w którą stronę idziesz? - powiedziała dość szybko.
- W stronę placu, mieszkam obok. - odpowiedziałam.
- Super! Ja również. Ale zaraz, zaraz... - powiedziała dość dziwnym tonem. - O kim ty tak myślałaś, że nie widziałaś takiej szerokiej baby jak ja, co? Chłopak? - dokończyła unosząc brwi do góry.
Taaak, jeden nowy kolega okazał się zwykłym pajacem, a przecież jest taki przystojny... STOP, przystojny? Demi... ogarnij się - skarciłam się w głowie, nie wiem który raz już dzisiaj.
- W pewnym sensie chłopak... - odpowiedziałam. Zauważyłam, że Rydel uśmiechnęła się jeszcze szerzej i z niecierpliwością czekała na dalsze informacje. - Ale to tylko kolega. To ja może wezmę koszulkę do prania? Nie wiem jednak czy plama zejdzie... - dokończyłam, szybko zmieniając temat. Kolega? Uważa mnie za nizinę społeczną...
- Jasne, jasne kolega... ok, dobra. - powiedziała przewracając oczami. - Mam pomysł! Skoro tak bardzo chcesz się zrehabilitować za tą starą koszulkę, to zmuszę cię abyś poszła ze mną jutro na zakupy. - powiedziała stanowczo. - Co ty na to?
Nie lubię zakupów. Chodzenie po galeriach doprowadza mnie do szału a jak widzę szarpiącą ciuchy Maję, to dostaje białej gorączki.
- Jasne, że tak. - odpowiedziałam.
- To super! Widzimy się na placu jutro o 16.00, dobrze? - zaproponowała.
- W porządku - odpowiedziałam z miłym uśmiechem.
Rydel szła w tym samym kierunku co ja więc zabrałyśmy się razem. Dopiero teraz zauważyłam, że pies, który siedział wcześniej obok dziewczyny, idzie z nami. Był dość duży. Przypominał owczarka szwajcarskiego. Na szyi miał różową chustkę. Szedł powolnym krokiem tuż przy nodze blondynki, nie był na smyczy. Nie znam się na psach ale ten był chyba już dość stary.
- Ten piesek twój? Jak się wabi? - zapytałam.
- Kiba. - odpowiedziała. - To pies mojego brata, dziś jednak wróci ze szkoły dość późno, więc poprosił abym ja go wyprowadziła. Kiba nie lubi spacerować ze mną, co widać po jego wyrazie pyska - zachichotała blondynka -. Ossy musi mieć na prawdę dość sporo zajęć. Zawsze, mimo napiętego grafika, wychodził na minimum godzinny spacer. - dokończyła patrząc na psa i głaszcząc go po głowie.
- Ossy? - zapytałam. Dość dziwne imię, powiedziałam już sama do siebie.
- Tak, mam trzech braci. Ale porozmawiamy sobie o nich jutro, podczas zakupów okey? Właśnie dostałam smsa, że jestem potrzebna w domu. - powiedziała patrząc na swojego iPhona. - ah ci faceci, nie radzą sobie bez kobiet! - dokończyła z uśmiechem.
- Okey, do jutra. - odpowiedziałam wesoło.

Rydel już nic nie odpowiedziała, przyspieszyła kroku i tylko się odwróciła by pomachać. Odwzajemniłam gest. Dopiero teraz zauważyłam, że miała na szyi taki sam wisiorek jak Ross. Czarna kostka od gitary a w środku różowy znaczek. Ciekawe co to oznacza - rozmyślałam.
Na pierwszy rzut oka dziewczyna wydawała się być bardzo sympatyczna. Miała na sobie krótką, różową spódniczkę, biały T-shirt oraz kremowe koturny. Blond włosy były puszczone swobodnie, bardzo zadbane i pachniały gumą balonową. Jej oczy miały piwny kolor. Bardzo lubię nowe znajomości, szkoda, że ta zaczęła się wielką plamą. Mimo to blondynka chyba nie miała mi tego za złe. Wszystko przez Rossa! Umg...


    W domu czekała mnie miła niespodzianka. Była tam bowiem moja mama i gotowała pyszny obiad. Tata siedział z laptopem, z resztą jak zawsze. Stefa namawiała rodzicielkę pewnie na nową zabawkę bo miała oczy normalnie jak kot ze Shreka i stała cały czas przy niej. Brakowało tylko Zacka.
- Hej wszystkim. - przywitałam się wchodząc do kuchni.
- Cześć Demi, jak w szkole? - zapytali jednocześnie rodzice. Spojrzeli się tylko na siebie z uśmiechem. Standardowe pytanie... Co powiedzieć? Mam nowego, super kolegę w szkole, który nie dość, że przeleciał dziś nieznajomą to jeszcze ,,podrywa" nauczycielki.
- Wszystko w porządku. Mam dziś troszkę nauki ale sobie poradzę. - odpowiedziałam. - Gdzie Zack? - zapytałam szybko, aby zmienić temat.
- Twój brat jest z dziewczyną, wróci pewnie wieczorem. Teraz idź umyj ręce bo zaraz wystawiam obiad. - powiedziała.
- Ale maaaaaaamoooo! - wybuchnęła nagle moja młodsza siostra. Ja natomiast skierowałam się do łazienki, słyszałam jednak dalszą rozmowę.
- Stefa, nie. Nie będzie się nim nikt zajmował i ty dobrze o tym wiesz. Nie mamy czasu na takie rzeczy. - odpowiedziała stanowczo mama. Chyba jednak nie chodzi o zabawkę.
- Ale każdy w okolicy ma psa, ja też chcę. - kontynuowała.
- Siadaj, jak zjesz idziesz odrobić lekcje. - skwitowała mama i groźnie spojrzała na Stefę. Ta już nic nie mówiła, posłusznie wykonała to, co chciała rodzicielka.

Pies. Bardzo fajna sprawa, sama bym chciała. Stefa męczy rodziców już od pół roku. Tata dał się namówić, jednak mama jest nieugięta. Zresztą ma rację. Ja na pewno nie miałabym czasu na opiekę i spacery a Stefcia to już w ogóle. Jest jeszcze Zack ale niedługo zaczyna kolejna sesję więc nie sądzę aby był zachwycony nowym, włochatym lokatorem w domu.

Po obiedzie standardowo nauka. Zajęło mi to dość sporo czasu, wieczorem postanowiłam zadzwonić do Majaka.
- No hej stokrotko. - odezwała się zaspanym głosem moja przyjaciółka.
- Dopiero 21.00 a ty już taka zmęczona? Co robiłaś heh. - zapytałam ze śmiechem.
- Na pewno nie robiłam tego co dziś twój blondynek. - powiedziała.
- Pfff weź przestań, bo niby mnie to rusza co robi. - odpowiedziałam. Tak rusza mnie to i boli... powiedziałam sama do siebie odchylając nieco słuchawkę od policzka. - Poznałam za to dziś bardzo miłą dziewczynę - zaczęłam - Idziemy jutro razem na zakupy, ma na imię Rydel.
- Z A K U P Y? - wykrzyczała do słuchawki - a ze mną nigdy nie chcesz iść. Foch - powiedziała z wyrzutem.
- No to w ramach rekompensaty. - odrzekłam. - Wpadłam na nią jak wracałam ze szkoły i przez przypadek poplamiłam jej koszulkę. Zaproponowała te zakupy, wiesz no. Nie mogłam odmówić po tym co zrobiłam. - broniłam się. - Poza tym wiesz, że lubię nowe znajomości a ona powiedziała, że nie ma za dużo przyjaciół. Jest bardzo miła. Może akurat się polubimy. - dokończyłam.
- No już dobrze, aaaaaa... - ziewnęła do słuchawki. - Cały dzień na farmie, jestem wykończona. A jutro do szkoły. - powiedziała od niechcenia.
- Dobra to ja już nie przeszkadzam, zobaczymy się jutro w szkole. Tylko się wyśpij! - zachichotałam.
- Tsaa.. do jutra. - odpowiedziała po czym się rozłączyła.

Po zakończonej rozmowie z przyjaciółką poszłam pod prysznic. Chwilę później już zasnęłam. Pobudka punktualnie o 6.15. Mimo wczesnej godziny było tak gorąco, że postanowiłam wziąć szybki, zimny prysznic. Na dole siedział Zack i Stefa. Jedli już kanapki. Mała była nie w humorze z powodu wczorajszej rozmowy z rodzicami. Trudno. Przyszykowałam sobie chleb tostowy z czekoladą, nie zdążyłam zjeść więc postanowiłam wziąć większą ilość do szkoły. Wyszłam z rodzeństwem z domu o 7.30. Piętnaście minut później byłam już na miejscu. Było jeszcze trochę czasu więc postanowiłam iść przywitać się z Mają. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam gdzie przyjaciółka ma lekcje. Fizyka w sali numer 13. Zło w czystej postaci, liczba pasowała. Skierowałam się szybkim krokiem ku mojej przyjaciółce. Nagle zauważyłam, że rozmawia z jakimś chłopakiem przy szafkach. Nie będę przeszkadzać - pomyślałam. Hah nie wygląda na zmęczoną po wczorajszym dniu, raczej jest rozpromieniona i pobudzona. Pewnie to z powodu tego szatyna. Przywitam się z przyjaciółką później, pewnie znów zasypie mnie po szkole informacjami na temat tego chłopaka. Ona to ma szczęście. Mnie jeszcze żaden nie zagadał.

    Dziś zaczynałam biologią. Nie myśląc o niczym podeszłam do Katie. Moją uwagę zwrócił blondyn, znów pachniał cytryną jednak wyglądał nieco inaczej. Nie chodziło mi o ubiór gdyż on był praktycznie taki sam jak wczoraj. Miał na sobie tylko inną koszulkę. Jego oczy jednak miały mniej intensywny kolor, były raczej takie szarawe, troszkę chyba podkrążone. Może się nie wyspał... Aczkolwiek o dziwo się pojawił i to sporo czasu przed dzwonkiem! Pani Pomol, która przyszła równo z dzwonkiem również nie ukrywała zdziwienia. Ross usiadł ze mną w ławce. Nauczycielka zaczęła lekcję od odpytywania z wczorajszego materiału. Byłam pewna, że wywoła do odpowiedzi blondyna, chociaż po jego ostatniej wypowiedzi pewnie nie chciała się od rana denerwować. Odpowiadał dziś Carol. Był przygotowany, nie pajacował, wziął temat na poważnie. Gdy nauczycielka chciała przejść do lekcji, Ross nagle podniósł rękę. Co mu się stało? Wczoraj taki cham, dziś nawet zachowuje pozory grzeczności?
- Co się stało Ross? - zapytała nauczycielka. Blondyn nie odpowiedział, wstał i skierował się w stronę biurka. Trzymał w ręku pokaźny plik kartek.
- Napisałem ten referat, proszę. - powiedział po czym położył stos kartek na biurko nauczycielki. Cała klasa przypatrywała się temu zdarzeniu. On powiedział proszę? Czy ja śnie? Czyli jednak miałam rację, książka pod tytułem Ross skrywa sporo tajemnic. Nauczycielka nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Nie sądziłam, że wykonasz moje zadanie. Do tego się nie spóźniłeś. Brawo, tak trzymaj Ross. - powiedziała wciąż chyba troszkę skołowana. - Trzeba częściej postraszyć cię telefonem do twojego brata - dodała. Blondyn już kierował się do ławki, na słowa nauczycielki przystanął jednak i znów się odwrócił w jej stronę.
- Skoro pani myśli, że się boję to jest pani w błędzie. - warknął, po czym wrócił na miejsce. Pani Pomol zignorowała jego wypowiedź i kontynuowała zagadnienia z wczorajszych zajęć.

- Nie wziąłem książki. Podzielisz się swoją? - Ross skierował się do mnie nagle, po tym jak wynurzył się ze swojej torby. On zagadał do mnie? Szok.
- Zagadałeś do dziewczyny z niziny społecznej? - zapytałam. Byłam, tak samo jak wcześniej nauczycielka, lekko zdezorientowana jego zachowaniem.
- Esu, nie to nie. - warknął.
- No nie bądź taki zły, podzielę się. - powiedziałam. - Sam napisałeś ten referat czy wydrukowałeś co leci z Internetu? - zapytałam. Ciekawość wygrała. Ross spojrzał na mnie, jego oczy były serio jakieś inne...
- Podzieliłem się swoim doświadczeniem. Gdyby się zgodziła zaliczyć to w innej formie nie musiałaby teraz tyle czytać... - zaśmiał się. - Niech cierpi, skoro ma ochotę. Mogło się to skończyć o wiele przyjemniej nie tylko dla mnie. - dokończył. Przypomniał mi się wczorajszy dzień, aż mnie ciarki przeszły. Do końca lekcji już się do siebie nie odzywaliśmy.
Kolejna lekcja zapowiadała się koszmarnie - fizyka. Usiadłam w drugiej ławce, jak zawsze. Dereck, który ze mną siedzi był na zawodach więc byłam skazana na samotność. Gdy wszyscy usiedli rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu Rossa. Nie było go. Dwie opcje. Albo się spóźni albo wyszukał sobie pannę ,,bo miał ochotę". Gdy nauczyciel zaczął sprawdzać obecność, do klasy wparował właśnie on. Bez żadnego przepraszam skierował się do mojej ławki. Profesor nie był tym zachwycony ale nie chciał tracić czasu i rozpoczął lekcje. Kilka minut przed dzwonkiem oznajmił, że ma dla nas zadanie domowe, które mamy wykonać w parach. Aby nie przedłużać i nie robić szumu po prostu pary składały się z osób z ławki. Super, jestem z Rossem, może to dobrze? Poznam go lepiej. Po lekcji szybko go chwyciłam za rękę na korytarzu.
- Co ty robisz dziewczyno? - powiedział Ross. Było widać, że nie jest z tego faktu zachwycony.
- Musimy się umówić. - powiedziałam.
- Mrr czyli jednak masz ochotę. To przed matmą przyjdź do skrytki na miotły. - powiedział przygryzając dolna wargę. Już chciał odejść gdy znów go zatrzymałam.
- NIE, stanowczo nie o to mi chodziło. Musimy się umówić kiedy zrobimy to zadanie domowe na fizykę. - powiedziałam. Jego uśmieszek zniknął z twarzy.
- Akurat musiałem trafić na ciebie. Nie jesteś jakoś super obdarzona przez naturę. - pff już to mówiłeś - pomyślałam. - Ale przynajmniej jesteś kujonką to szybko pójdzie, potem będziemy mieli czas na zabawę. Jakoś przymknę oko na defekty twojego ciała. Przyjdź dzisiaj o 17.00 - powiedział. Defekty? Skąd on zna takie mądre słowa.
- Dziś nie mogę, idę z R... - nie dokończyłam bo blondyn mi przerwał.
- Nie obchodzi mnie co robisz. To bądź w piątek o 17.00 i już. - powiedział po czym się oddalił.

    Nareszcie koniec lekcji. Z Rydel byłam umówiona na 16.00. Miałam jeszcze godzinkę, to nie wiele - pomyślałam. W drodze do domu opowiedziałam Majakowi o zadaniu z fizyki, które muszę zrobić z Rossem. Nastraszyła mnie i powiedziała, że mam się lepiej pilnować. No przecież nie dam się komuś, kogo jeszcze nawet za dobrze nie znam. Byłam zaskoczona bo nie opowiadała o tym chłopaku spod szafek. Ale nie śmiałam pytać. Będzie chciała to sama opowie. Do domu wróciłam o 15.20. Szybko wzięłam prysznic, przebrałam ciuszki i wyszłam na spotkanie z blondynką.
- Heej ! - usłyszałam z daleka jej miły głos.
- Hej.- odpowiedziałam miło.
- Gotowa na podbój sklepów? - zaśmiała się Rydel. - Zaczniemy od tego. - powiedziała blondynka kierując palec na ogromne centrum handlowe. Zaczniemy? To ona ma zamiar pójść później jeszcze gdzieś indziej? Zabierzcie mnie stąd... - pomyślałam.
- Oj, gotowa, gotowa... - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Rydel pociągnęła mnie za rękę. Chwile później znajdowałyśmy się już w ogromnym sklepie. Oczy blondynki były pełne szalonych i rozradowanych iskierek. Jakbym widziała Maję - pomyślałam.
- To jak, opowiadaj! Masz rodzeństwo? - zapytała blondynka oglądając buty na ogromnym obcasie.
- Tak, mam starszego brata oraz młodszą siostrę. Zack ma 24 lata i jest na III roku studiów prawniczych. Stefa ma 8 lat i chodzi do pierwszej klasy. - odpowiedziałam. - A jak u ciebie? - zapytałam z ciekawości.
- Prawnik! Musi być bardzo mądry. - powiedziała z podziwem Rydel. - Ja mam trzech braci. Riker - najstarszy, ma 24 lata. On to zawsze o wszystkim zapomina! - mówiła ze śmiechem oglądając kolejną parę butów. - Następnie Rocky, on ma 21 lat. Mega kobieciarz! Ile to on miał dziewczyn to już nie potrafię zliczyć! Ossy jest w Twoim wieku! - wykrzyczała radośnie. - Nigdy nie widziałam go z żadną dziewczyną. - mówiąc to szturchnęła mnie łokciem. - Jestem pewna, że by ci się spodobał. Jest przystojny, wiele dziewczyn do niego wzdycha. - mówiła oglądając tym razem różową bluzeczkę z Hello Kity. - Jest uroczy jak na nastolatka, chyba czeka na tą jedyną. Ma dusze romantyka! Mówię ci musisz go poznać! Koniecznie. Mimowolnie się zarumieniłam. Rydel to zauważyła i się szeroko uśmiechnęła.
- No to co, wpadniesz do nas na obiad w piątek? - zaproponowała. - Poznałabyś tę zgraję, co? Dodatkowo będzie u nas Ell. Jest bardzo miły, sympatyczny i znamy się od lat. - dokończyła. Zauważyłam, że jak wspomniała o chłopaku to się strasznie zaczerwieniła i szybko odwróciła głowę w drugą stronę.
- W piątek niestety nie mogę, odrabiam z kolegą prace domową na fizykę. - powiedziałam z wyraźnym zawodem w głosie. Bardzo chciałam ich poznać.
- No szkoda, na pewno znajdziemy inny dzień, wymieńmy się numerami telefonu. Zdzwonimy się - zaproponowała. - A teraz szybko idę przymierzyć te śliczną sukienkę! - wykrzyczała radośnie.

    Zakupy z Rydel były nawet przyjemne. Bardzo chciałam zapytać o jej naszyjnik ale jakoś nie miałam odwagi. Nie chciałam naciskać bo jak zeszliśmy troszkę na temat rodziców to w mgnieniu oka zmieniała temat. Przez chwilę atmosfera była napięta ale nie trwało to długo. Wstępnie umówiłyśmy się na obiad w niedziele. Do domu wróciłam o 19.30 bogatsza o dwie pary jeansów, trzy nowe T- shirty oraz trampki. Byłam nawet zadowolona. Dobrze, że na jutro nie było dużo zadane. Zjadłam kolację ze Stefą, potem poszłam się chwilkę pouczyć. Następnie szybki prysznic no i spać. Byłam mimo wszystko zmęczona, zwiedziłam tyle sklepów, że szok! Jutro po szkole idę do blondyna. Ciekawe jak będzie się nam pracowało. Mam tylko nadzieję, że nie będzie się do mnie dobierał...

NOTKA

No to mamy rozdział V. Napisałam go razem z Mają. Mam nadzieje, że się spodoba mimo błędów xd Wlepiłam do opowiadania psiaka bo uwielbiam zwierzęta, no :D New rozdział wkrótce. Tu taki niby Kiba:



1 komentarz:

  1. Super czekam na next ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń